Tumgik
#ciężarna
avoidingwgain · 4 months
Text
3.06.2024, 20.33.
Miałam binge. Jedyne co mnie zatrzymało to fakt, że zbyt boli mnie teraz brzuch żeby dalej jeść. Chyba się zabije, to było jakieś 1200kcal. Czuje się jak jebana ciężarna kobieta, jestem tak załamana sobą bo nie miałam binge od dwóch tygodni. Na szczęście jutro mam wizytę u dentysty więc nie będę jadła prawie cały dzień.
Mam nadzieję że u was jest lepiej, chudego wieczoru motylki 🦋🦋
Tumblr media
2 notes · View notes
myslodsiewniav · 1 year
Text
Sen
08.05.2023
Dziś jest jakoś po pełni. I może dlatego, a może z powodu cierpiącego w nocy na ból brzuszka pieska (robaki w niej umierały), a może z powodu konieczności powrotu do pracy po krótkim urlopie, ALE miałam sen.
Śniło mi się, że jest pełnia lata. Jest ciepło. Jestem na wsi - gdzieś daleko-daleko od miasta. Kwitną kwiaty i mam wielka przyjemność w szukaniu cienia pod liścikami wielkich klonów i dębów, czuję się odprężona bujając się na hamaku obserwując tańczące na wietrze listeczki akacji. Jak naturalne cekiny.
I cały czas towarzyszy mi niepokój.
Bo na tej dalekiej, odludnej, odosobnionej sielankowej wizji jest nas troje: ja, moja ciężarna siostra i jakaś kobieta. Tę kobietę w tym śnie znam, chociaż nie mam pojęcia kim była tak realnie - może położną? Może przyjaciółką mojej siostry? Nie wiem. Ważne było, że moja siostra jej ufała. I ja też ufałam jej, bo zajmowała się tym co mnie wprowadzało w stres, niepokój, bliskość paniki, a czego wiedziałam, że nie mogę okazać mojej siostrze w tym stanie.
Widziałam jej brzuch. Był wielki. Czułam, że jeżeli lato jest w pełni to oznacza, że termin porodu nadchodzi lub nadszedł.
A ja się bałam.
Nie mam prawa jazdy, a mimo to chodziłam z tego hamaka co chwilę do zaparkowanego na tyłach samochodu by sprawdzić gdzie leżą kluczyki, ile mamy benzyny i szacując - oceniając odległość od cienia miasta rysującego się na horyzoncie (żeby je dostrzec musiałam podskakiwać nad linią pola z bujnym zbożem i tworzyć z rąk daszek, by słońce mnie nie oślepiało) - czy wystarczy jej nam by w razie komplikacji dotrzeć do szpitala. Martwiłam się. Bardzo.
A siostra mnie ochrzaniała, że niepotrzebnie się martwię o nią, a nie o jej dzieci. Że przecież ona chce być w ciąży, że to piękny w jej odczuciu czas, który ja niewiadomo dlaczego traktuję jak zagrożenie życia! - BO TO JEST ZAGROŻENIE ŻYCIA! Ale ona ma prawo widzieć to inaczej... a ja mam prawo i całe anały historii kobiet, które popierają mój punkt widzenia na ciążę i poród.
Zdziwiłam - jakie DZIECI!?
Na to siostra poirytowana przypomina mi, że przecież będzie miała bliźniaki.
Nie rozumiałam kiedy to się stało. Przecież miał być jeden synek, a nie bliźniaki! W śnie to się wydawało takie realne i takie zaskakujące. Poczułam się jeszcze bardziej rozchwiana i niepewna tym, że brakowało mi tej danej. Zaczęłam w głowie układać plan - kiedy dzwonić po karetkę, jaki moment to taki w którym moja interwencja będzie uzasadniona, jak się nauczyć prowadzić samochód z youtube'a itp Bo mnoga ciąża to też podwójna możliwość komplikacji...
Piłyśmy lemoniadę, bujałyśmy się na hamaku, grałyśmy w gry. Próbowałam w tym uczestniczyć we względnym spokoju, ale towarzyszyło nam napięcie, wyczekiwanie.
I nagle sis poczuła skurcze. Przeraziło mnie to. Siostrę - ucieszyło, rozanielona dawała znać o odczuwalnym bólu. A tą trzecią kobietę to wprawiło w stan czujności, działania, łagodności. One żartowały dla rozładowania napięcia, a ja byłam bliska płaczu. Zaczęło się to, czego najbardziej się bałam - że ją stracę jak coś pójdzie nie tak. Tak bardzo się tego boję! Tamta kobieta zabrała moją siostrę do domu - była delikatna, pomagała jej wchodzić po schodach na taras, a potem do wcześniej przygotowanego pokoju. Tłumaczyła jej co teraz będa robić, moja siostra żartowała powtarzając informacje. Ja szłam za nimi, w oddaleniu. Dystansowałam się. Bałam się jak nie wiem, ale wiedziałam, że w razie czego będę osobą od zadań specjalnych.
Nie mogłam (to znaczy mogłam) wejść do pokoju, ale nie chciałam. Bałam się. Siostra zaczęła rodzić. A ja to przeżywałam. Zaciskałam zęby z całej siły. Miałam nadzieję, że to się możliwie prędko skończy! Że ona przeżyje.
Krew szumiała mi w uszach. Tak bardzo się bałam o nią.
Szłam przed siebie i sama nie wiem jak to się stało, że nagle wylądowałam w polu kukurydzy i uznałam, że narwę jej trochę i przygotuję dla siostry - bo po porodzie na pewno będzie głodna (lol xD ). I nagle podeszła do mnie mała dziewczynka o złotych włosach - tak złotych jak włosy mojej siostry w dzieciństwie - i pomagała mi zbierać kukurydzę, bo przecież to dla mamusi, która rodzi.
I chociaż to było powalone i nielogiczne to w śnie poczułam totalną ulgę, że jeden mały człowiek już został szczęśliwie wypluty z mojej siostry. Zbierałam z tą dziewczynką kukurydzę. To było logiczne, że jeszcze nie wiem jak dziecko ma na imię, bo nikt jej imienia nie nadał, przecież siostra i szwagier szykowali się na synka (który co zrozumiałe właśnie się rodzi w tym pięknym, letnim domku). Wróciłam z dziewczynką do domu. Słyszałam krzyk mojej siostry, widziałam kątem oka krew w tamtym pokoju, ale zaufałam, że jest w dobrych rękach. Zamiast tego zabrałam dziewczynkę z naręczem kukurydzy do kuchni i uczyłam ją gotować kukurydzę. Obrałyśmy kolby z liści. Zadawała masę pytań. Było to przyjemne.
A potem usłyszałam, jak ktoś bierze prysznic. Po chwili dołączyła do nas moja siostra z tą koleżanką i psem... Dużym, złotym labradorem. Bo to jej synek.
I czego nie rozumiesz? - pytała.
A ja nic nie rozumiałam, bo to był synek?
Ale okay...
I wszyscy w piątkę w takim poczuciu ulgi i sielanki siedzieliśmy w ogrodach na hamakach pod cieniem klonów i dębów, przy soczyście zielonej trawie w cuuuuuuudownym upale i obgryzaliśmy kolby kukurydzy.
Tak się cieszyłam, że moja sis ten poród przeżyła...
A potem zaczęło do mnie docierać, że to przecież niemożliwe, żeby urodziła psa! Ani tak dużą dziewczynkę? Z zębami. Ze coś tu nie gra...
Jak włączył się analityczny mózg to zaczęłam się wybudzać... był to bardzo, bardzo dziwny sen.
7 notes · View notes
ogladajmy · 1 month
Text
"Kogel Mogel 5" – najnowsza odsłona serii
"Kogel Mogel 5" to najnowsza odsłona popularnej polskiej serii komedii, która rozpoczęła się w 1988 roku. Film w reżyserii Anny Wieczur-Bluszcz kontynuuje tradycję lekkiego, familijnego humoru, który na przestrzeni lat zyskał sobie rzeszę wiernych fanów. W najnowszej części, zatytułowanej "Baby Boom", wracamy do znanych i lubianych bohaterów, którzy teraz mierzą się z wyzwaniami związanymi z rodzicielstwem i życiem rodzinnym.
Fabuła i motywy
Akcja "Kogel Mogel 5" kręci się wokół trzech głównych wątków. Pierwszy z nich dotyczy Agnieszki (granej przez Aleksandrę Hamkało), która po obronie doktoratu odkrywa, że jest w ciąży. Ta nieoczekiwana zmiana w życiu młodej kobiety staje się punktem wyjścia do dalszych perypetii. Piotr (Maciej Zakościelny), brat Agnieszki, również zaczyna marzyć o dziecku, co wywołuje panikę u jego żony, Marlenki (Katarzyna Skrzynecka). Kolejnym wątkiem jest postać Marcina (Nikodem Rozbicki), który staje się świeżo upieczonym ojcem, ale z powodu stresu związanego z nową rolą postanawia... zniknąć.
Tumblr media
W tle tych wydarzeń pojawia się nowa postać – Kamila, tajemnicza i ciężarna dziewczyna, która szuka Zawady (Grażyna Błęcka-Kolska). Jej przybycie do Brzózek wywołuje wiele zamieszania i staje się katalizatorem dla dalszego rozwoju fabuły.
Humor i styl
Film kontynuuje stylistykę znaną z poprzednich części – to lekkie, często absurdalne podejście do codziennych problemów. Humor Kogel Mogel 5 cały film opiera się na dobrze znanych gagach i dialogach, które mogą jednak wydawać się nieco przestarzałe dla młodszych widzów. Dla fanów serii, którzy dorastali z tymi postaciami, powrót do Brzózek jest jak spotkanie ze starymi przyjaciółmi. Jednak dla osób, które nie są zaznajomione z wcześniejszymi częściami, pewne nawiązania mogą być trudne do zrozumienia.
Tumblr media
Gra aktorska
W "Kogel Mogel 5" obserwujemy powrót wielu znanych twarzy, co jest zdecydowanie jednym z atutów filmu. Maciej Zakościelny jako Piotr oraz Katarzyna Skrzynecka jako Marlena doskonale wpisują się w swoje role, wnosząc do nich zarówno humor, jak i pewną dozę dramatyzmu. Aleksandra Hamkało jako Agnieszka wnosi świeżość, a jej wątek ciąży jest jednym z bardziej rozbudowanych w filmie. Grażyna Błęcka-Kolska powraca jako Zawada, dostarczając widzom nostalgii i humoru, który uczynił jej postać tak ikoniczną.
Techniczne aspekty filmu
Pod względem technicznym "Kogel Mogel 5" nie wyróżnia się szczególnie na tle współczesnych produkcji. Reżyseria Anny Wieczur-Bluszcz jest poprawna, a Waldemar Szmidt, odpowiedzialny za zdjęcia, uchwycił urok polskiej wsi, która odgrywa kluczową rolę w serii. Montaż i scenografia są na przyzwoitym poziomie, chociaż film momentami może sprawiać wrażenie zbyt przewidywalnego i pozbawionego innowacji.
Odbiór i krytyka
Opinie na temat "Kogel Mogel 5" są podzielone. Fani serii doceniają powrót do znanych bohaterów i ich nowych przygód, jednak krytycy zwracają uwagę na brak świeżości i zbyt duże poleganie na sprawdzonych schematach. Film jest pełen nostalgii, co może być zarówno jego zaletą, jak i wadą – dla niektórych widzów powrót do tego samego humoru i stylu po latach może być odświeżający, podczas gdy inni mogą odczuwać zmęczenie.
Podsumowanie
FIlm Kogel Mogel 5 z pewnością zadowoli długoletnich fanów serii, oferując im więcej tego, co pokochali w poprzednich częściach. Jednak dla nowej publiczności film może okazać się mniej atrakcyjny, głównie ze względu na brak innowacji i zbyt duże poleganie na nostalgii. Jest to lekka komedia, idealna na rodzinny wieczór, ale bez większych aspiracji do bycia czymś więcej niż kolejną częścią dobrze znanej serii.
Jeśli szukasz nostalgicznej podróży do lat 80. i 90., z odrobiną humoru osadzonego w realiach współczesnej polskiej wsi, "Kogel Mogel 5" z pewnością spełni twoje oczekiwania. Jednak jeśli oczekujesz czegoś nowego i świeżego, ten film może cię rozczarować.
Film jest dostępny na stronie ogladajmy.pl
1 note · View note
madaboutyoumatt · 10 months
Text
Josh
Rezygnacja z basenu nie była w planie Eve. Miała iść najpierw Joshem, a Matt był pierwszą zmianą planu. Udało im się to ugrać nowością i  czasem spędzonym z drugim tatą. Eve została na chwilę wygrana, a sytuacja opanowana. Tymczasem druga zmiana? Tutaj Matt musiał wyciągnąć z rękawa coś lepszego niż spotkanie z ciocią Ellie.
Na szczęście ta nie wiedziała, gdzie pracuje jej ciocia. Co nieco słyszała, że pomaga ludziom, ale nowe miejsce było zarówno ciekawe, jak i przerażające. Evans miał szczęście, że to pierwsze wygrało. Jego nerwy też się nie udzielały dziewczynce. Chyba fatalny nawyk zakopywania emocji nigdy wcześniej nie był tak przydatny, a wszyscy wiedzieli jak Eve je wyłapała.
Nie bez powodu krzyk był głośniejszy przy Joshu, a sceny w sklepach częstsze. Pozwalała sobie przy nim na coś, czego zwykle nie robiła Mattowi. Może mu się należało, może nie. Na pewno Josh dawał się jej łatwiej niż sam Matt.
Teraz oboje wpakowali się w taksówkę, wysiadając pod szpitalem. Matt nawet gdyby chciał wrócić po auto, nie miał prawa jazdy, będąc zdanym na komunikację. Dotychczas nie było ono potrzebne. Josh lubił prowadzić i był w tym dobry, zarówno w dalszych trasach, jak i tych codziennych. W końcu zawiezienie Eve i Matta, pozwalało dostać się na siłownie przed pracą, zaliczyć piekarnie albo szybkie zakupy, na szczęście bez dziecka. Mieli dopasowany i ułożony grafik, który właśnie mógł się posypać.
W szpitalu izba przyjęć była zatłoczona i pełna ludzi. Ktoś siedział z miską pomiędzy kolanami, do której skapywała krew z nosa, ktoś kulił się na krześle z bólu brzucha, a kawałek dalej ciężarna kobieta oznajmiała, że odeszły jej wody i gdzie miała się zgłosić. Eve mocniej wcisnęła się w Matta, obserwując otoczenie dużymi oczami.
- Ciocia tu pracuje? – dopytała. Cokolwiek Ellie mówiła, a na pewno nie opisywała tej strony pracy, musiało się to kłócić z jej wyobrażeniami. Nie było chmurek, kolorowych ścian i atmosfery podobnej do tej z przedszkola. Bardziej… Czymś innym. Szare ściany, dużo ludzi wchodzących i wychodzących, a na rękach jednego pana płakało właśnie małe dziecko. – Matt, chcę do domu – oznajmiła zapierając się. Na szczęście już przy kontuarze.
- Tak? Jak mogę pomóc? – zapytała pielęgniarka, patrząc przez szybę na dziewczynkę. Chyba tylko jej spojrzenie wbiło Eve bardziej w nogę Matta.
- Chce do domu – powtórzyła ciszej.
- Przyjęto tutaj niedawno Joshuę Branda – Matt odpowiedział.
- Rodzina? – pielęgniarka dopytała, wpisując nazwisko do systemu. Z drzwi prowadzących za to na oddział, wypadła Ellie. Rumiana, łapała oddech, musząc przybiec tutaj. I jak przez chwilę wyglądała twardo, podchodząc do Matta z misją i tak samo silnie przytulając go do siebie, tak po kilku sekundach zdawała się sypać. Chyba otoczenie i wewnętrzna siła trzymałą ją w ryzach.
- Jest rodziną – odpowiedziała koleżance, a ta po sekundzie kiwnęła głową. – Oficjalnie jesteś. Jeśli ktoś cię zapyta, masz tak odpowiedzieć. Rozumiesz? – spojrzała na niego poważnie, krótko, prowadząc go już korytarzem w sobie znaną stronę. Dopiero widząc jak Eve musiała truchtać, zwolniła odrobinę tempo. – Jest na intensywnej. Nie wpuszczają tam nikogo bez legitymacji, ale może nie wykopią – spojrzała na Eve na moment, zatrzymując się przy maszynie ze słodyczami. – Kupisz nam skarbie żelki? Jestem taka głodna, ty na pewno też po placu. Matt by zjadł drożdżówkę – uśmiechnęła się słabo do Eve, wyciągając telefon z kieszeni aby zapłacić zbliżeniowo. Oboje wiedzieli, że nie było opcji, aby ta chociaż na chwilę puściła dłoń Matta. Przekupstwo było tylko próbą odwrócenia uwagi. – Podejrzewają uraz kręgosłupa, krwotok wewnętrzny i złamaną nogę. Prawdopodobnie wstrząs mózgu. Dopiero po operacji okaże się jak poważne są obrażenia – przejęła żelki od Eve, nie wspominając o tym, że na oddział przywieźli tylko Josha, a nie jechał sam. Miała nadzieję, że Matt nie zada tego pytania w ogóle. – Mam zmianę do 21. Jak ją skończę spróbuję nas wprowadzić – spojrzała na niego, ściskając go za ramię. Nie brała pod uwagę innych opcji.  – Jeśli musisz gdzieś być, nie sądzę, że to potrwa krócej niż dwie godziny – miała na myśli Eve. Czy Matt może spróbuje ją gdzieś podrzucić… Czy Eve w ogóle się da.
0 notes
zyciestolicy · 3 years
Text
W Mariupolu zmarła ciężarna ranna podczas rosyjskiego ataku na oddział położniczy
W Mariupolu zmarła ciężarna ranna podczas rosyjskiego ataku na oddział położniczy
Zmarła ciężarna kobieta, która odniosła obrażenia podczas bombardowania 9 marca oddziału położniczego w oblężonym przez wojska rosyjskie Mariupolu na południowym wschodzie Ukrainy – poinformowała w poniedziałek agencja Ukrinform, powołując się na dziennikarkę Głosu Ameryki Asję Dolinę. Pierwsza ciężarna dziewczyna z reportaży foto/wideo z miejsca bombardowania szpitala położniczego nr 1 w…
Tumblr media
View On WordPress
0 notes
meganutriland · 6 years
Photo
Tumblr media
Chinese #delight with #sweet #souce #chicken #rice #veggies #homemade #thursdaydelight #yummy #inmytummy #best #healthyeating #healthylifestyle #lovecooking❤️ #tasty #pysznosci #natalerzu #zjedzzdrowo #gotujwdomu #ciężarna #gotuje #zdrowenawykiżywieniowe #healthyhabits #ciezarnawkuchni (at London, United Kingdom) https://www.instagram.com/p/BnYgww9FZ1U/?utm_source=ig_tumblr_share&igshid=2b8s8nvb4eua
2 notes · View notes
tojaziemniak · 4 years
Text
Tumblr media Tumblr media Tumblr media
Tego samego wieczoru Jacek oficjalnie został dorosły. Jego pierwszą poważną rzeczą było obiecanie współlokatorce, że jej nie zostawi na lodzie z dzieckiem. Jako, że sam pochodził z sierocińca, czuł silną więź z nienarodzonym dzieckiem Stanisławy i nie chciał, żeby to dziecko musiało przechodzić przez to, co on.
5 notes · View notes
xelka-shop · 6 years
Photo
Tumblr media
Często pytacie nas o sukienki pasujące na czas ciąży. No to prosimy bardzo :)  #Sukienka LUNA S-3XL <3 9 kolorów 😍 ▶️ https://bit.ly/2GhJQiW #plussize #curvy #modadamska #dlapuszystych #online #onlineshopping #onlineshop #sukienki #odzieżciążowa #sukienkadlaciężarnej #xlarge #
0 notes
jayvoicetrg · 4 years
Photo
Tumblr media
Ciężarna narzeczona Borisa Johnsona miała objawy zakażenia koronawirusem Carrie Symonds, narzeczona brytyjskiego premiera, poinformowała, że spędziła ostatni tydzień w łóżku z objawami podobnymi do tych, jakie towarzyszą koronawirusowi. Ale po siedmiu dniach odpoczynku powróciła do zdrowia i czuje się silniejsza.
0 notes
niecodzienne · 5 years
Link
Dziewczynka urodziła synka przez cesarskie cięcie, które okazało się konieczne ze względu na ograniczone rozmiary jej miednicy. Operację przeprowadzili doktorzy Lozada i Busalleu, a dr Colareta zajęła się znieczuleniem. Chłopiec okazał się być całkiem zdrowy, a jego masa ciała wynosiła 2700 gramów
0 notes
Text
Ósma terapia grupowa
19 sierpnia byłam nieobecna. Byłam w Szczecinie. Przerwa pozwoliła mi odpocząć. Dzięki niej znów słuchałam uważniej, byłam zainteresowana, łapałam informacje, chciałam zapamiętać. Terapie z powrotem prowadzi pani Monika.
Pojawił się Henryk alkoholik i pani Grażynka. Myślę, że oficjalnie można już ustalić stały skład grupy. Franka nie było, jak dobrze pamiętam. Pojawiła się jednak nowa, zbłąkana duszyczka. Dziewczyna niestety skradła całe szoł... A raczej moją cierpliwość i opanowanie.  Pan od sianokosów został ojcem, urodził mu się syn. Nikola mimo uśmiechu na buzi i typowej dla siebie otwartości ma silne myśli samobójcze. Kurwa, dałam się zmylić, mimo, że doskonale wiem, że jest ciężkim przypadkiem. Maskuje, ukrywa. Ja naprawdę zapominam, że ludzie to robią bez przerwy. Odnoszę wrażenie, że nie ma dnia w którym nie czułaby głodu. Codziennie walczy. Sam fakt, że ona używa tego sformułowania jest jakiś taki dziwny dla mnie. Nie wszystko w terminologii leczenia uzależnień mi się podoba. Albo ja zwyczajnie nie wiem czym jest silny głód narkotykowy. Może mam szczęście, że nie wiem. A może brakuje mi wiedzy. Jestem przekonana, że Nikola powinna być na innych lekach. Albo w szpitalu. Ten jej zabawny atom przecież nie jest lekiem antydepresyjnym. Nie wystarcza, nigdy nie wystarczał. SNRI wydaje się tu być obowiązkowe. Na koniec zajęć Monika podeszła z nią do lekarza w celu konsultacji. Pani Grażynka się powtarza. Gdy już się wypowiada, płacze, mówi zawsze o tym samym i w taki sam sposób. Bardzo jej współczuję. Jej żałoba musi w końcu się zakończyć, inaczej nie będzie w stanie iść na przód. Pomóc może jej jedynie specjalista. Boję się, że kiedyś będę czuć to co ona. Zbłąkana duszyczka wspomniana na początku jest dość młodą kobietą. 9 lat w czynnym uzależnieniu od alkoholu, w widocznej ciąży. Rzekłabym, że w zaawansowanej. Mieszka 40km od Wejherowa i zapowiedziała, że nie będzie pojawiać się regularnie. Kurwa, oby. Swoje dziecko nazywa cudem. No pewnie. Bo bachor pomoże jej nie pić. Ja pierdole. To w jaki sposób się wypowiadała doprowadzało mnie do szału. Pytania, notoryczne wtrącanie się, interesowanie się aż za bardzo dosłownie wszystkim. Z jednej strony jestem w stanie ją zrozumieć. Nie zna naszych historii i wszystko jest dla niej nowe oraz ciekawe. Nie miała tak fajnego wprowadzenia jak ja. Z drugiej? Zwyczajnie jest pseudo świadomą idiotką, po prostu. Gdy Pani Grażynka po raz kolejny płacząc opowiadała o wnukach i samotności, ciężarna wtrąciła się i zaczęła dopytywać "co się stało, jakie to było wydarzenie dokładnie, kiedy, a co sprawiło, że..." dosłownie miałam ochotę jej wyjebać. Kobieta ledwo mówi, płacze... Uważam, że taka dociekliwość jest co najmniej niegrzeczna. Zresztą... Jej pierdolenie o tym, że zmarli są zawsze przy nas i że jej osobiście pomaga medytacja przyprawia mnie o mdłości. Puste słowa uduchowionej debilki. Nie pamiętam kiedy ostatnio czułam tak silną niechęć do osoby którą widzę pierwszy raz na oczy. Dość szybko zdałam sobie sprawę, że jej podejście do bycia matką jest takie stereotypowo społecznie idealne wręcz. “Ojej, mam dla kogo się starać, teraz wszystko się zmieni.” Wszystkim daje równe szanse ale muszę przyznać, że ona zwyczajnie swoim jestestwem mnie wkurwia. Bo bycie matką jest trudne, a odpowiedzialność za dziecko kurewsko obciążające. Zajść w ciążę będąc alkoholiczką jest skrajnością, której ja znieść nie umiem, mimo, że sama popełniłam całą masę błędów. Wiadomo, oceniać jest łatwo. I czasem fajnie. Ja wiem doskonale czemu ona mnie tak ruszyła. Dość szybko przeanalizowałam swoje osobiste wątki. Czemu rusza mnie to w środeczku, personalnie. Były momenty w których próbowałam zwyczajnie jej nie słuchać, odciąć się za wszelką cenę. Nie powiedziałam absolutnie nic, nie zwróciłam uwagi, byłam grzeczna... Ale musiało mi już dosłownie wyłazić bokiem, mimo starań... bo Monika zauważyła, że coś jest nie tak i zapytała, czy wszystko ze mną w porządku. No tak, bo tępy wzrok skierowany w sufit jednak zwraca uwagę. Nie rozumiem jedynie czemu terapeutka pozwalała tej lasce na takie zachowanie i jej nie temperowała. To może być wskazówka - mogłam być jedyną osobą, której ta panna przeszkadzała.
2 notes · View notes
jamnickowa · 3 years
Text
“Dziwny kolor języka”
Nie wolno mi napisać, że boli gdy oddycham. Nie wolno mi napisać, że kłuje mnie w głowie. Nie wolno mi napisać, że ostatni bastion teraz zakładam. Nie wolno mi napisać, że nie zamieszkam dziś w rowie. Tony  bruliony muzyka sąsiada i dziwny kolor języka.  Nie wytłumaczę Ci, kim byłam zanim zostałam. Nie wytłumaczę Ci, że szarość to nie biel i czerń. Nie wytłumaczę Ci, że taką mnie zastałaś. Nie wytłumaczę Ci, że krwawienie to rdzeń.  Tony bruliony muzyka sąsiada i dziwny kolor języka. Już odeszłaś, zatem nic nie muszę. Już odeszłaś, ciężarna spadła gładź.  Już odeszłam, lekko drzwiami poruszę. Już odeszłam, usłyszę nasz wiatr. Tony bruliony muzyka sąsiada i dziwny kolor języka na wspak. 
2 notes · View notes
myslodsiewniav · 1 year
Text
O bardzo udanym spotkaniu rodzinnym.
Jest niedzielny poranek 2.04.2023 r - wstałam wcześniej, bo dławił mnie katar. Pogoda jest szklana, niebo stalowe, a w pomieszczeniach brakuje światła. Byłyśmy z moim szczeniaczkiem na spacerze, ona zjadła śniadanie i trochę posiedziała na balkonie. Teraz śpi przy mnie skulona w kłębuszek. Ja siedzę z lapkiem na kolanach, maseczkę na twarzy, mam kubek parującej mięty i luksus CISZY. Porannej, spokojnej ciszy... mój partner odsypia własne zagrypowanie w naszej sypialni.
Mam czas dla siebie.
Kontynuując poprzedni wpis i w zasadzie rzecz nr 3, którą chcę zebrać w słowa, by nie uleciała bezpowrotnie:
WYSTAWA IMPRESJONIŚCI
W zeszłą sobotę zaprosiłam (zaprosiliśmy) całą swoją najbliższą rodzinę: mamę, tatę, siostrę i szwagra na wspólne spędzanie czasu.
Już pisałam o tym, jak dzień przed prześladował mnie stres, napięcie i pech. Ciasto magicznie się wylało z foremki (po prostu denko zaczęło podjeżdżać w górę, gdy niosłam sernik na zimno do lodówki), upieprzyło całą podłogę i meble, sprzątaliśmy dłuuuuuugo. Potem potłukłam słoiki, a tuż przed wyjściem na umówione spotkanie z rodziną magicznie płyn do demakijażu z pompki zamiast na dłoń trysnął mnie w oko dewastując ostatnie pół godziny mojej pracy nad blendowaniem cieni, bronzera, różu i korektora xD
Spotkaliśmy się z rodzicami pod Halą Stulecia, gdzie na placu trwał targ staroci. Moja ciężarna siostra już weszła do budynku wystawowego by się załatwić, a tata na stoiskach wystawców wybierał dla siebie porcelanową filiżankę ze spodeczkiem - taką dziewiętnastowieczną, z cieniutkimi ściankami i ozdobnym uchem, bo bardzo lubił kiedyś pić kawę z właśnie takiej filiżanki, ale ją stłukł (to była filiżanka po mamie mojej mamy, babci Gertrudzie - ona lubiła gromadzić ładne, estetyczne przedmioty). Moją mamę poszukiwania ojca rozczuliły, ale nie powstrzymały jej przed jaraniem fajek przy jednoczesnym przeglądaniu stoisk.
Po powitaniu weszliśmy do budynku wystawowego, odwiesiliśmy kurtki, ja poskanowałam u wejścia bilety (stawiałam rodzicom, siostra i szwagier za siebie mi oddali, bo i tak chcieli na tę wystawę się wybrać - to naprawdę miłe z ich strony).
Najpierw wylądowaliśmy w pomieszczeniu informującą o założeniach impresjonizmu, dalej po jednej stronie hali wisiały biografie artystów, a po drugiej - ich obrazy (i szczerze mówiąc NIE WYDAJE MI SIĘ, że płótna, które prezentowano na sztalugach to oryginały - to wydało mi się jakieś takie... nieodpowiedzialne? Narażające obrazy warte miliony na prawdopodobieństwo zniszczenia przez tłum? No nie wiem... nie jestem po prostu przekonana czy faktycznie na żywo oglądałam "Gwiezdną noc" czy "Słoneczniki Van Gogha" czy to była bardzo udana reprodukcja na potrzeby tej multimedialnej wystawy? Nie znalazłam takiej informacji niemniej - reprodukcje pozwalały poczuć tą "lekkość" w pędzlu artystów). Na końcu sali stała konstrukcja trójwymiarowa do zdjęć dla turystów/zwiedzających oddająca w stosownej skali "Most japoński w Giverny" Moneta.
Oczywiście obrazy były dla mnie bardzo ciekawe, poruszające, czułam ekscytację - szczególnie oglądając z bliska Renoir'a, którego sceny zbiorowe nigdy mnie nie poruszały, a na żywo nie mogłam przestać cieszyć się do obrazu, bo widziałam ILE FUNu ten typ musiał mieć z malowania tych obrazów. Pociągnięcia pędzla wyglądają tak, jakby sam artysta tańczył malując. :D I być może tu jest pułapka, bo dla mnie jest OCZYWISTE, że KAŻDY zna historie powstania obrazów, idei, mniej-więcej wie gdzie tworzyli artyści i w których muzeach można ich obrazy znaleźć. Ja te obrazy czuję. Znam. Tak, jak tabliczkę mnożenia - po prostu podstawy do znajomości kultury, które są oczywiste ze względu na piętno jako wywarły na sztuce swoich czasów. Kilka lekcji polskiego na ten temat było, było masę lekcji plastyki (i tu mnie trzęsie ze wstrętu na samo wspomnienie: bo zamiast pozwolić uczniom i uczennicą pomieszać w fascynująco GĘSTEJ farbie, rozsmarowywać grubo ją, formować kształty i barwy, pozwalać się przenikać kolorom jak u van Gohga to ZAWSZE te lekcje kończyły się na wymuszaniu na nas pointylizmu za pomocą patyczków do uszu, cienka warstwa w stylu Seurata, ble - to było dla mnie rozczarowujące xD) - dla mnie to oczywiste, że to jest NAJCIEKAWSZE i najważniejsze: bo potem w domu o tym z mamą rozmawiałam godzinami, mama kupowała mi albumy i biografie artystów. Po prostu wydaje mi się, że to jest oczywiste wiedzieć o tej sztuce sporo i mam poprawkę, że ze względu na zainteresowanie wiem po prostu więcej.
Dlatego nie poza Renoirem nie czuję by były odkrycia dla mnie na tej wystawie. Odkryciami było obserwowanie jak na tę sztukę reagują moi bliscy - a ja i mama robiłyśmy za audioguida xD dla tych, którzy chcieli wiedzieć o danym obrazie trochę więcej.
Moi bliscy byli interesujący.
Mama prędko przeszła wzdłóż obrazów, sprawdziła co tu mamy, wróciła do kilku, które ją bardziej ciekawiły. Potem bardzo chciała mieć fotkę na moście Moneta, potem cisnęła mnie i mojego chłopaka do pozowania. I zapozowaliśmy jej. Wyszła z tego ładna kompozycja, bardziej w stylu Renoira xP - oczywiście na zdjęciu wyszła :P Po skorygowaniu kadru zdjęcie jest naprawdę ładne. :D
Tata każdy obraz oglądał z zamyśleniem. Czytał opis, stawał w pewnej odległości i patrzył. Jakby chciał POCZUĆ, to co było w opisie, znaleźć to. Czasami żartobliwie coś komentował, ale większą część czasu milczał patrząc.
Mój chłopak był zupełnie zagubiony. Ubrał się w swoją marynarkę od garnituru i w T-shirt z muszką (lol - ratuje go, że jest młody i to wygląda jak rebel-styl, z odrobiną autoironii , a nie jak maksymalnie zły gust red-necka xP). Przechadzał się między obrazami orbitując to wokół do mnie, to do taty, to do mojej siostry. I chyba z perspektywy czasu właśnie to zagubienie wywołało tezę z jaką do mnie podbił: że taka sztuka to trochę skam, że jest warta tyle ile ktoś sobie za nią zażyczy, bo niby dlaczego słoneczniki Van Gohga mogą być warte tyle ile obecnie są warte? Nie rozumiał. Weszliśmy w rozmowę w której mówiłam o tym, o czym wiem, że on również wie: po pierwsze sztuka to kapitał i w sztukę zawsze WARTO inwestować. Po drugie sztuka to emocje, to ulotność, to zawarcie czegoś, co jak poruszy to chcesz to mieć w swoim wnętrzu, utożsamiasz się z tym. CZUJESZ patrząc. I tu O. rzucił typowy jak zawsze w takich rozmowach argument o absurdalnej cenie za obraz, który przedstawia pomalowany na czarno kwadrach (który nie jest kwadratem tylko prostokątem tak btw). To jest sztandarowy argument ludzi, którzy uważają, że sztuka jest do bani. A mi się śmiać chce, bo kiedyś uważałam ten arguemnt za legitny! Totalnie. A teraz WIDZĘ i CZUJĘ jak ten arguemt sam się ora: wkurwiasz się, że sztuką nazywane jest coś tak BEZCZELNIE PROSTEGO jak czarny kwadrat na białym tle. Gadasz o tym, uważasz, że artystą się w dupach poprzewracało, opowiadasz o tym jak anegdotę o dutnych pomysłach i bezsensowności sztuki - generalnie obraz wywołuje dużo twoich i cudzych emocji. Ludzie go googlują. Ludzie chcą wiedzieć co to jest i co stoi za myślą tego obrazu. Czy faktycznie to po prostu czarny kwadrat na białym tle? O czarnym kwadracie na białym tle wartym miliony wie więcej ludzi na świecie niż o "Balu w Moulin de la Galette" Renoira czy witrażu Wyspiańskiego xD. Wzbudza UCZUCIA. Jest legendarny - nawet jeżeli to zła sława, nawet jeżeli budzi obużenie. JEST legendarny. I budzi silne emocje. JEST sztuką.
To wyjaśnienie mojemu chłopakowi się nie spodobało, bo uczciwie przyznał, że on nigdy patrząc na obraz nie doznał tak silnych uczuć - spoiler: kolejnego dnia poczuł TAK DUŻO oglądając galerię typa na instagramie, tak dużo zdań opisywało to co z nim robiły kolory i temat prac tamtego artysty, że przyznał mi rację, że jednak jak się CZUJE to warto w sztukę zainwestować. :D
Tutaj tej wszedł ciekawy wątek: bo ja jednocześnie starałam się nie brać jego słów do siebie, a z drugiej strony jednak jestem akwarelistką, nomen omen autorką obrazów. On mnie wspiera w drodze artystycznej, popycha mnie do rozwoju jako graficzka, ALE na wystawie obrazów wkurza się, ze ktoś za to płaci i że te obrazy są tyle warte chociaż są jego zdaniem bezwartościowe. To jest trudne dla mnie, jego partnerki: krytykuje mój świat, ten który czuję i osoby, które zarabiały tak, jak ja chciałabym zarabiać. Trudno mi było pozostać w tamtej dyskusji otwarta i po prostu jak najbardziej obiektywnie obracać w głowie jego uwagi. Bo myślę, że nie celował podkopanie mojego ego i marzeń specjalnie, bardziej frustrowało go to, że nie potrafił się wczuć w tłum na tej wystawie, zachować, zainteresować, dostrzec tego co widzą inni patrząc na te płótna. Z drugiej strony trudno mi było nie znaleźć nawiązani do jego pasji i marzeń, czegoś co odbije piłeczkę i pokaże luki w jego krytyce myślenia, bo podejście do sztuki w formie obrazów i w formie projektów samochodów są analogiczne: bo dlaczego samochody od np: Bugattiego czy Ferrari kosztowały i kosztują właśnie TYLE? Chodzi o prestiż. Też chodzi o sztukę. Na to mój chłopak wyskakuje, że cena samochodu (tu: Bugatti produkował samochodów mało, ale bardzo ich styl przekminiał, projektował je z myślą o konkretnej osobie zamawiającego wcześniej się z tą osoba spotykając i oceniając czy jest warta jego aut - jak typowy zadufany w sobie włoski artysta :P bardziej renesansowy nawet niż XXw. xD ) to cena jego części, technologii itp. A ja mu na to, że właśnie patrzy na coś co było nową technologią w swoich czasach: na impresjonizm, na farby, które kosztowały sporo, bo artyści nawet w umowach mieli zawarte jakich barw użyją, bo różne barwniki różniły się miedzy sobą w cenie. Czasem sprowadzenie jakiegoś barwnika kosztowało fortunę i w tamtych czasach współcześni o tym wiedzieli - posiadanie takiego obrazu z TYM kolorem w salonie było równoznaczne z tym co współcześnie robi w głowach ludzi ferrari na podjeździe: mówi o prestiżu. O bogactwie. O kapitale.
Nie przekonywało go moje argumenty... Tym bardziej, że przedł gładko do tezy, że w tej światowej, wielkiej, wysokiej sztuce najłatwiej prać pieniądze, bo właśnie łatwo powiedzieć, że obraz jest wart XXXXXXX $ bo po prosty tak uważasz. Nie ma czegoś takiego w przypadku tych wielkich dzieł jak "cena rynkowa". Ech...
Jedno i drugie to sztuka i to okay, że O. czuje bardziej samochody, ale poprosiłam go by zszedł mi z najazdu na Van Gogha bo typa lubię i szanuje i mam zamiar doświadczać xP
Do rozmowy o praniu kasy wróciliśmy troszkę później.
Siostra rozkminiała do jakich wnętrz pasowałaby obrazy, co robiły w swoich czasach (kontekst) i w zasadzie skupiała się na tym by być możliwe dlako od tłumu.
Szwagier zamiast na obrazy dokonał ataku na rysy biograficzne artystów. I zauważył ciekawą rzecz... Rzecz o której ostatnimi miesiącami sporo myślę. Otóż większość wystawianych artystów pochodziła z szlacheckich lub majętnych rodzin, byli przez lata bankierami, mieli nauczycieli, dojścia, znajomości w postaci równie majętnych mecenasów i klientów na ich obrazy. Mieli na starcie kapitał kultorowy i zabezpieczenie pieniężne, które pozwalało im na bycie kreatywnymi. Nie wzięli się znikąd. Nie byli młodymi-aspirującymi. Byli osobami, które w tym środowisku już istniały i którym było łatwo na starcie. Jeden pan artysta namalował ledwie kilka obrazów, a pierwszy namalował mając 26 lat, wcześniej nie tykał pędzla - po prostu był kryzys w bankach na całym świecie i dla zabicia czasu, z nudów cos-tam namalował, pokazał to kolegom i oni go przedstawili innemu typowi, który go zaprosił do stowarzyszenia i zrobili wspólnie wystawę, która wstrząsnęła światem.
Tyle.
Tylko tyle i aż tyle.
Gdy masz poduszkę finansową - łatwiej o kreatywność i brak strachu o to co przyniesie jutro.
Gdy masz kapitał kulturowy w formie socjety - nie musisz długo i żmudnie docierać do klienta.
Sztuka jest rzeczą uprzywilejowanych dla uprzywilejowanych.
Ech.
Smutne.
I zaskakujące, że wcześniej tego nie widziałam. A może nie chciałam widzieć? Bo to nie jest przecież jedyna taka historia o artyście/artystce i ich sztuce...
Jak się mówi o tym, że "trudno się przebić" to niesty nie mówi się o tym, że w tej branży start jest tak samo nierówny u podstaw jak wszędzie indziej.
Talent to niestety nie wszystko.
Wielki talent może przepaść, jeżeli stres zabije kreatywność, a potrzeba zarobienia na swoje utrzymanie pożre czas i entuzjazm.
Szwagier mówił to mi znacząco. I swojej żonie też namawiając ją by nadal pracowała z rękodziełem. Tylko się pogłaskała po brzuchu i puknęła go w czoło z humorem. :P
W ogóle jeszcze taki szczegół: sis i szwagier przyjechali ubraniu w couple-look. :D Obydwoje w jeansowych spodniach w odcieniu blue i w jeansowych kurtkach w tym samym kolorze. Wyglądali super i uroczo. :D
Zaś mój tata przyjechał w swetrze, który ode mnie dostał pod choinkę. 100% wełny. Strasznie się cieszę, że tak lubi ten sweter. Pasuje mu (prawie jest bały, ton szarości ma w postaci nici melanżowych, dzięki czemu pasuje idealnie do białych jak śnieg włosów mojego taty) i jest ciepły.
-
Potem weszliśmy do sali z pokazem mulimedialnym. Wielka hala w której na wszystkich ścianach i na podłodze wyświetlały się obrazy. Towarzyszyła temu muzyka i narracja (do czytania i chyba był lektor - można było czytać napisać albo po prostu patrzeć na obrazy, co kto woi)
Tumblr media Tumblr media
Kurcze co za fantastyczne doświadczenie!!
Leżeliśmy tak przynajmniej pół godziny. Mama więcej - siedziała na jednej z puf, kiedy weszliśmy.
Jak cudownie zapaść się w sztukę :D
Doznanie szczególnie polecam osobą wysoko wrażliwym, ale też osobą opornym na sztukę - może się otworzą.
Leżeliśmy z O. na jednej z wielkich poduszek podziwiając i robiąc zdjęcia, i dyskutując. Było tak... no bawiłam się świetnie. Marzyłam o takim zaangażowanym doznawaniu sztuki. :D Siostra i Szwagier leżeli dokładnie po przekątnej sali na takiej samej poduszce - myślałam, że się zgublili, bo widziałam mamę, tatę, ale musiałam przeoczyć moment gdy weszli do pomieszczenia, więc w końcu do nich napisałam czy w ogóle dotarli. Siostra mi napisała "jesteśmy dokładnie po przekątnej głupia pało xD" lol, pomachałyśmy sobie komórkami, bo sala była tak olbrzymia, że nie dało rady się dostrzec, szczególnie w przyciemnionym pomieszczeniu.
Po obejrzeniu całości pokazu zapytałam siedzącego obok taty jak mu się podobało - bo wiem, że obrazy to nie do końca jego medium. A tata na to z takim błogim westchnieniem, że bardzo, ale przede wszystkim akustyka tego pomieszczenia dawała świetne możliwości do wysłuchania dla Chopina, a obrazy całkiem do tej muzyki pasowały jako ilustracje, jako takie tło uzupełniające. Zatkało mnie. Jakiego Chopina? A tata zaczął wymieniać utwory Chopina jakie najwidoczniej CALY CZAS leciały w tle, a które przeoczyłam skupiajac się na malarstwie xD.
Wrażliwość jest tak... różnorodna!
7 notes · View notes
blognews · 3 years
Text
Jest komunikat rodziny ws. zmarłej 30-latki. "Postawę wyczekującą lekarzy wiązała z przepisami dot. aborcji"
Tumblr media
01/11/2021r
Pełnomocniczka rodziny ciężarnej kobiety, która zmarła z powodu wstrząsu septycznego, wydała oświadczenie. Jak czytamy w dokumencie, lekarze "przyjęli postawę wyczekującą", co pacjentka wiązała z "obowiązującymi przepisami ograniczającymi możliwości legalnej aborcji".
Tumblr media Tumblr media Tumblr media
Komunikat rodziny zmarłej pacjentki opublikowano w mediach społecznościowych kancelarii BFP. Podpisała się pod nim Jolanta Budzowska, radczyni prawna, która nagłośniła sprawę śmierci kobiety w 22 tygodniu ciąży.
30-latka w ciąży zmarła przez wstrząs septyczny. Jest komunikat rodziny
"W związku z nieścisłymi informacjami pojawiającymi się w mediach, rodzina zmarłej potwierdza, że w 22 września 2021 roku w Szpitalu Powiatowym w Pszczynie zmarła trzydziestoletnia kobieta, będąca w 22. tygodniu ciąży" - czytamy. W komunikacie poinformowano, że "ciężarna zgłosiła się do szpitala z powodu odpłynięcia płynu owodniowego, z żywą ciążą".
Lekarze, jak czytamy, stwierdzili bezwodzie i potwierdzili "zdiagnozowane wcześniej wady wrodzone płodu". "W toku hospitalizacji płód obumarł. Po niespełna 24 godzinach pobytu w szpitalu zmarła także pacjentka. Przyczyną śmierci był wstrząs septyczny. Zmarła pozostawiła męża i córkę" - czytamy. Jak informuje kancelaria, kobieta, przebywając w szpitalu, "w wiadomościach wysyłanych do członków rodziny i przyjaciół relacjonowała, że zgodnie z informacjami przekazywanymi jej przez lekarzy, przyjęli oni postawę wyczekującą, powstrzymując się od opróżnienia jamy macicy do czasu obumarcia płodu, co wiązała z obowiązującymi przepisami ograniczającymi możliwości legalnej aborcji".
Jak dowiadujemy się z komunikatu, rodzina zawiadomiła prokuraturę o możliwości popełnienia przestępstwa tzw. błędu medycznego. Sprawą zajmuje się Prokuratura Regionalna w Katowicach.
"Ocena prawidłowości udzielonych zmarłej świadczeń leczniczych zostanie dokonana przez odpowiednie organy. Z uwagi na dobro śledztwa rodzina nie będzie podawać dalszych szczegółów na temat sprawy i prosi o uszanowanie jej prywatności i stanu żałoby".
Tumblr media
Poród obumarł, pacjentka zmarła"
Tragiczne doniesienia o śmierci kobiety pojawiły się w sobotę. Radczyni prawna Jolanta Budzowska pisała o sprawie na Twitterze. Prawniczka stwierdziła, że zgon jest konsekwencją wyroku Trybunału Konstytucyjnego ws. aborcji. "Lekarze czekali na obumarcie płodu. Płód obumarł, pacjentka zmarła. Wstrząs septyczny. Piątek spędziłam w prokuraturze" - pisała Budzowska.
- To oczywiste, że śmierć tej kobiety jest konsekwencją pseudowyroku TK. Wiedziałam, że w końcu taka tragedia nastąpi. Miałam już kilka klientek w podobnej sytuacji, ale udało nam się zareagować na czas i mogłyśmy przenieść pacjentkę do lepszego szpitala, gdzie została przeprowadzona legalna aborcja - komentowała w Gazeta.pl Kamila Ferenc, prawniczka z Federacji na Rzecz Kobiet i Planowania Rodziny. - Pikiety antyaborcyjne, wypowiedzi polityków, którzy nazywają aborcję morderstwem, sam pseudowyrok TK - to wszystko tworzy atmosferę, w której aborcja jest uznawana z gruntu za coś złego. Istnieją pewne wyjątki, ale lekarze traktują je zawężająco. W praktyce więc zwlekają w obawie, że wykonają zabieg przedwcześnie i dostaną zarzuty karne - tłumaczyła.
W związku ze śmiercią kobiety, o której informowała Budzowska, Federacja na Rzecz Kobiet i Planowania Rodziny organizuje demonstrację solidarnościową. "Pokażmy władzy, mediom, arenie międzynarodowej, po której stronie leży nasze serce. Opowiadamy się za życiem kobiet. Opowiadamy się za bezpiecznym macierzyństwem. Opowiadamy się za wolnością do decydowania o własnej ciąży, ciele i zdrowiu" - pisze organizacja. Działaczki apelują, by o godz. 19 wyjść na ulice i zapalić znicze dla uczczenia pamięci zmarłej. W Warszawie planowana demonstracja ma odbyć się przed siedzibą Trybunału Konstytucyjnego.
gazeta.pl
1 note · View note
livi-sims · 3 years
Photo
Tumblr media Tumblr media Tumblr media Tumblr media
W akademiku ACR połączył mi 2 studentów i są cute razem ❤
Dirka odwiedziła ciężarna Lilka i skończył on kolejny rok studiów 📚
2 notes · View notes
zyciestolicy · 4 years
Photo
Tumblr media
Dziecko zaraziło się koronawirusem w łonie matki Ciężarna kobieta we Francji zaraziła się koronawirusem. Po porodzie okazało się, że rozwijał się w łożysku, przez co dziecko urodziło się zainfekowane nowym wirusem.
0 notes