Chodzicie do ciucholandów? Ja lubię sobie podejść, zawsze coś fajnego można upolować. Na szczęście czasu nie ma na większe wyskoki i przeważnie na szybko gdzieś tam wyjdę :)
Dziś np. rano wyskoczyłam na chwilę i kupiłam wrotki, wyglądają jak nowe a jak się jedzie świecą im się kola. Słodkie 😄 Młodemu auto, ale jak nie będzie jeździć mogę wymienić na co chce. I tako wodospad z kadzidełkami które tworzą spływający dym 😄 na ubrania na razie nie patrzyłam nic mi nie trzeba ale z tego jestem bardzo zadowolona.
Co najfajniejszego udało się Wam kupić w secondhandzie? 🙃
10 notes
·
View notes
💜Second Hand - sposób na bycie eko Second Handy, ciucholandy, lumpeksy - można śmiało powiedzieć, że stały się ostatnimi czasy wielkim hitem pod wieloma względami. Przede wszystkim zakupy w lumpeksach pozwalają oszczędzić masę pieniędzy. Miłośnicy mody wybierą częściej tego typu sklepy, gdyż można znaleźć wiele perełek jedynych w swoim rodzaju. 💜Przeczytaj o ABC kupowania w lumpeksach: https://my-v.pl/second-hand-sposob-na-bycie-eko/ #SecondHand #lumpeks #ciucholand #eko #myV
0 notes
Ciuc... încă una si... ne ducem... #AnsambluriBlocuri #ComisionZero #Comision0 #imobiliare #Romania #Romanian #romania🇹🇩 #RealEstate #RealEstateAgent #RealEstateRomania #DanielNelu #investinromania #RealEstateInvestor #RealEstateDeveloper #investmentfund #investing #RealEstateFrachise #RealEstateNetwork #Sale #SaleProperty #PropertyForSale #PropertyForRent #Rent #RentProperty #Vlogimobiliar #Cluj #ciucholand (at Piata Unirii Cluj Napoca) https://www.instagram.com/p/Bya0c25I-Cf/?igshid=oyg6kru83b7s
0 notes
DEYNN- znana polska blogerka
DEYNN to jedna z najpopularniejszych blogerek modowych w Polsce. Jej ciekawe oraz oryginalne stylizacje, ale również osobowość przyciągają mnóstwo fanek, a nawet fanów! Liczba jej fanów na Facebooku przekroczyła obecnie liczbę 77 000 osób i pod tym względem wyprzedza wiele innych równie znanych blogerek. Świadczy to o tym, że Polacy cenią nie tylko jej styl, ale również sposób wyrażania siebie i charakter.
Sama DEYNN w wielu wywiadach mówi, że nie wyróżnia się z tłumu. Dla nas internautów jednak jej styl jest bardzo oryginalny, ale nawiązujący jednocześnie do tego co pojawia się w typowych sieciówkach. Dzięki temu dziewczyny mogą swobodnie inspirować się jej stylem i tworzyć coś swojego. Niedawno na jej blogu pojawiły się również posty dotyczące zdrowego odżywiania oraz sportu. Dzięki temu wiele fanek zainspirowało się determinacją oraz postawą Marity. Dobrze, że taka wpływowa i znana blogerka promuje zdrowy tryb życia ponieważ ma szansę wpłynąć pozytywnie na swoich fanów.
Jak mówi sama Marita, lubi bawić się modą. Na jej blogu możemy często zobaczyć rzeczy DIY, wykonane przez nią. Są to przerobione szorty, kurtki oraz wiele innych. Pokazuje ona dzięki temu, że samemu można również stworzyć coś modnego i oryginalnego. Ponadto ostatnio założyła swoją firmę i rozpoczyna swoją przygodę z projektowaniem odzieży.
Zarówno ja jak i wszyscy jej fani nie umiemy się doczekać efektów jej ciężkiej pracy i czekamy z niecierpliwością kiedy ukaże się jej własna linia. Myślę, że DEYNN zajdzie naprawdę daleko w świecie mody oraz dzięki swojemu zaangażowaniu i pasji jeszcze nie raz usłyszmy o jej sukcesach.
0 notes
Ubierz się TANIO na siłownię! Tanie propozycje strojów treningowych
Kiedy zaczynałam swoją przygodę z siłownią, postanowiłam najpierw skompletować swój strój, a najlepiej kupić kilka koszulek i legginsów by mieć na zmianę i nie musieć codziennie robić prania. Stwierdziłam, że udam się do galerii handlowej, bo jest tam mnóstwo sklepów typu Adidas czy Nike, i wybiorę coś fajnego. Ceny jakie narzucają te sportowe, markowe sieciówki okazały się jednak dla mnie za wysokie. Postanowiłam więc pójść w zupełnie innym kierunku.
Zaprezentuje Wam dzisiaj kilka moich propozycji strojów na siłownię, które z pewnością nie wyszczuplą aż tak bardzo Waszego portfela.
BUTY:
BUTY SPORTOWE MARKI MARTES, cena 69.99 zł
Buciki kupiłam ze względu na ich fajny, neonowy kolor. Świetnie pasowały mi do koszulki, którą kupiłam tego samego dnia. Są bardzo wygodne, nawet podczas biegania.
2. BUTY DO BIEGANIA MARKI NIKE, cena 25,99 zł
Nie, nie pomyliłam się gdy wpisywałam cenę wyżej. Buty faktycznie tyle kosztowały, bo kupiłam je w moim ulubionym ciucholandzie. Wpis o zaletach zakupów w takich miejscach pojawi się już niedługo! Po wyczyszczeniu wyglądają jak nowe.
POZOSTAŁE ELEMENTY GARDEROBY NIEZBĘDNE PODCZAS ĆWICZEŃ NA SIŁOWNI:
LEGGINSY, DECATHLON, cena 49,99 zł
STANIK SPORTOWY, DECATHLON, cena 19,99 zł
TORBA NA FITNESS, ALLEGRO, cena 34,99 zł
TOP, DECATHLON, cena 34,99 zł
TOP, DECATHLON, cena 14,99 zł
OPASKA DO ĆWICZEŃ, ALLEGRO, cena 4,99 zł
LEGGINSY, AUCHAN(!), cena 29,99 zł
TORBA NA SIŁOWNIĘ, KIPSTA, cena 34,99 zł
BLUZA, H&M, cena 40,00 zł (promocja z 79,99 zł)
STANIK, REEBOOK, cena 13,99 zł (ciucholand)
TOP, DECATHLON, cena 44,99 zł
TOP, DECATHLON, połączony ze stanikiem, cena 54,99 zł
LEGGINSY, DECATHLON, cena 19,99 zł
TOP, NO NAME, CIUCHOLAND, cena 9,99 zł
Jak widać, na siłownię można ubrać się nie wydając przy tym fortuny. Ja jestem tego żywym przykładem. A Wy? Stawiacie na markowe, drogie ubrania sportowe czy wolicie jednak te tańsze zamienniki?
Pozdrawiam,
Roksana
Let’s block ads! (Why?)
Source link
Artykuł Ubierz się TANIO na siłownię! Tanie propozycje strojów treningowych pochodzi z serwisu Super Majice - Moje miejsce na ziemi.
from Super Majice – Moje miejsce na ziemi http://www.super-majice.com/ubierz-sie-tanio-na-silownie-tanie-propozycje-strojow-treningowych/
0 notes
Ciucholand
Ciucholand to rzadko spotykana nazwa ubrań z drugiej ręki. Częściej mówi się second hand lub lumpex online, który jest w ostatnich czasach tak bardzo popularny zwłaszcza wśród ludzi, którzy wstydzą się robić zakupy w sklepach z odzieżą używaną.
0 notes
Komis Odzieżowy
Jeszcze ostatnimi czasy ludzie mijali punkty sprzedaży z używaną odzieżą rozległym łukiem. Nikt nie pragnął być posądzony o to, że robi w nich zakupy. Teraz sytuacja wygląda całkiem inaczej. Bowiem jesteśmy wprost zachęcani, aby do nich zachodzić. Coraz to częściej w telewizji nadawane są programy o modzie, w jakich bohaterkami są panienki kreujące prywatny styl właśnie z wyeksploatowaniem używanej odzieży. Są one stałymi bywalczyniami tych butików oraz tak rzeczywiście są dumne, z tego że za niewielki pieniądze umieją się prawidłowo oraz modnie ubrać. Sławione są przez stylistów oraz stawiane dla innych jako wzór do naśladowania. Odzież używana stała się po prostu modna, jednakowo, jak komis odzieżowy SOUL FASHION . Aktualnie coraz więcej ludzi zachodzi do sklepów, w których jest ona sprzedawana i nie wstydzi się tego. Przekonali się, że tam także mogą odszukać solidne ubrania.
Rzeczy, które na ogół sprzedawane są wyłącznie po jednym egzemplarzu. Dziewczyny mają też pełne przekonanie, że nikogo na ulicy nie spotkają w takiej samej sukience. Co dla nich stanowi nieraz problem. Jeszcze kilka lat temu punkty sprzedaży zajmujące się sprzedażą odzieży już używanej wolno było policzyć na palcach u jednej dłoni. W ciągu tego okresu sprawa diametralnie się odmieniła. Jest ich po prostu więcej. Wiele ludzi zobaczyło w tym możliwość zapracowania pieniędzy oraz pomysł na prowadzenie własnego biznesu. Odzież używana jest łatwo dostępna i co najważniejsze tania. Ludzie mają coraz mniej pieniędzy na własne radości. Kwota, jaką wydają na ciuchy także się zmniejszyła.
Szukają opcjonalnych rozwiązań. Sposobu, jaki umożliwi im ubranie się za oczywiście małe finanse. Przyodziać się w nich są w stanie dzieci, osoby dorosłe i starsze. Każdy odnajdzie coś dla siebie. Wystarczy tylko odpowiednio poszukać. Nie wszyscy jednak potrafią znaleźć interesujący ciuch. Ubranie spoczywające zgniecione w pudle wydaje nam się nieatrakcyjne, ale po upraniu i uprasowaniu przedstawia się całkiem inaczej. Skutkiem tego nim odłożymy go na pudła powinniśmy jemu prawidłowo się przyjrzeć.
0 notes
Młody na robotyce - mam godzinę czasu. Byłam chwilę na ciuchach obok jest taki wielki ciucholand ale akurat w czwartki jest totalna wyprzedaż i o tej godzinie to jest już tak strasznie przebrane, że rzadko kiedy cokolwiek jest do kupienia bardziej dla zabicia czasu 😃 Gdyby miał w centrum przeszłabym się po sklepach a że jest na uboczu nie chce mi się jechać 😄
Pogoda marna, bardzo jesienna nie zimowa. Za dwa tygodnie ferie. Pierwszy tydzień będzie babcia, dziadek i pewnie moja praca z nim 😂 na szczęście w piątek przyleci mężu więc kolejny tydzień nie ma problemu. Wysłałabym go na jakieś półkolonie ale on nie chce. Nie zmuszam. Nic na siłę 😄
Ale ten czas leci, dopiero święta a tu już prawie połowa miesiąca 🫣
4 notes
·
View notes
Elegantly Scant – uwodzicielska kokieteryjność lat 30.
Putting on the Ritz to kolekcja stworzona specjalnie po to, by uwodzić. Oryginalne komplety, nawiązujące stylistycznie do klimatu lat 30. ubiegłego wieku, to wspaniała propozycja dla kobiet lubiących łączyć prostotę i elegancję, ekstrawagancję i niewinność.
Elementy prawdziwej niewieściej nieśmiałości, takie jak prosty, klasyczny krój, pełny materiał i delikatny kolor, doskonale współgrają z ekstrawagancką czarną koronką, pończochami oraz dodającymi niezwykłej pikanterii koronkowymi rękawiczkami, które już przez same konotacje kulturowe są w stanie przemienić każdego nieśmiałego anioła w zmysłowego wampa.
Kreacje bardzo dobrze prezentują się w sesjach buduarowych z wykorzystaniem oświetlenia, w którym satyna, będąca głównym materiałem większości prezentowanych kompletów, delikatnie się mieni, budując klimat magii i fantastyczności. Ze względu na nawiązania stylistyczne sesje buduarowe z wykorzystaniem bielizny Putting on the Ritz najlepiej jest wykonywać w przestrzeniach stylizowanego na lata 30. ciemnego pokoju, wyposażonego w meble i sprzęty charakterystyczne dla tego okresu.
0 notes
Trzeźwe spojrzenie
Na lekkim rauszu była królową imprez. Ale zarwane noce przynosiły ciężkie poranki i fatalne samopoczucie. Copywriterka z agencji reklamowej Anna Smutniak postanowiła skończyć z alkoholem. I choć rozstania nigdy nie są łatwe, szybko odkryła, że to była toksyczna miłość. Krwawa Mary na imprezie służbowej, czerwone wino na randce, prosecco na plotkach z przyjaciółkami. Dla kurażu, dla towarzystwa, z nudów. Gdy rozmowa się nie kleiła, wystarczyło zamówić kolejną butelkę. Po kilku drinkach zmieniałam się w mistrzynię anegdot i ciętej riposty. Alkohol był nieodłącznym elementem mojego życia towarzyskiego. Miałam swój rytuał - wracając w piątek z pracy do domu, zahaczałam o pobliski sklep z winem I kupowałam prosecco na „bifor". Brałam kilka butelek na zapas, żeby starczyło na cały weekend. Do niedzieli nie było jednak już po nich śladu. Czasem otwierałam jedną jeszcze sama, zanim wpadli znajomi. Rok temu zakończyłam ponad pięcio-letni związek. Żeby zająć czymś myśli, rzuciłam się w wir pracy i imprez. Rozstanie zbiegło się w czasie z awansem w agencji reklamowej. Z jednej strony dodało mi to skrzydeł, z drugiej bałam się, czy podołam nowym obowiązkom. A było ich sporo, musiałam często kończyć projekty w domu. Czasem nalewałam sobie lampkę wina. Alkohol w niewielkich dawkach uprzyjemniał mi nadgodziny i wzmagał kreatywność. Nie chciałam jednak skończyć jako smutna singielka pracoholiczka, która spędza wieczory, upijając się w samotności przed komputerem. Dlatego dbałam, by mieć zajęcie i towarzystwo na każdy wolny wieczór. Po pracy siłownia, koncert, spotkanie ze znajomymi w knajpie. Nie mogłam narzekać na nudę. Tylko że praktycznie każde moje wyjście wiązało się z piciem. Lampka wina na wernisażu, piwo po kinie, drink na branżowym evencie. Ale przecież moi znajomi też pili i często to oni wychodzili z tą inicjatywą, więc nie widziałam w tym nic złego. Zresztą lubiłam ten lekki szum w głowie. Kieliszek (albo kilka) chardonnay był dla mnie niezawodnym sposobem na poprawę humoru i rozluźnienie po ciężkim dniu w pracy. Dzięki niemu schodził ze mnie stres i zasypiałam jak dziecko. Gorzej było rano. Często budziłam się niewyspana i rozdrażniona. Moja twarz była ziemista i napuchnięta, miałam worki pod oczami. Do tego ból głowy rozsadzający czaszkę i ta potworna suchość w ustach. Ratował mnie antykacowy zestaw; aspiryna, kawa, świeżo wyciskany sok z pomarańczy, korektor pod oczy i okulary przeciwsłoneczne, ale i tak docierałam do pracy mocno „wczorajsza". Niby niczego nie zawalałam, ale w „te dni" praca szła mi opornie, miałam problemy z koncentracją i odliczałam godziny do wyjścia. W weekendy było łatwiej - mogłam po prostu przespać kaca. Zdarzało się, że po piątkowej imprezie w sobotę nie miałam siły wstać z łóżka aż do wieczora. Szczytem mojej aktywności było oglądanie seriali i zajadanie pizzy. Do tego doszedł emocjonalny roller-coaster i zmiany nastroju. Gdy schodziła ze mnie imprezowa euforia, ogarniał mnie kac moralny - dół, wstyd, poczucie beznadziei. Albo robiłam się drażliwa i byle co wyprowadzało mnie z równowagi. Nie miałam ochoty z nikim rozmawiać, alergicznie reagowałam na hałas czy tłum.
Mój tryb życia coraz bardziej mnie męczył i odbijał się na moim zdrowiu, samopoczuciu i wyglądzie. Mimo że regularnie ćwiczyłam, moje ciało było dalekie od ideału. Zwłaszcza brzuch - non stop wzdęty, tak że czasem ledwo udawało mi się zmieścić w spodnie. Starałam się zdrowo odżywiać, ale po imprezie albo na kacu często rzucałam się na ociekające tłuszczem fast foody lub przez cały dzień było mi tak niedobrze, że mogłam tylko pić wodę. Ta karuzela odbiła się na moim metabolizmie. Zaczęłam tyć. Pogorszyła mi się też kondycja. Pompki, przysiady, deski, które wcześniej robiłam bez zadyszki, sprawiały mi coraz większą trudność. Na dodatek okresowe badania krwi wykazały, że mam podwyższony cholesterol. - Ile ma pani lat? 32? W tym wieku to niepokojące - skwitował lekarz i zalecił lekką dietę. Czułam, że muszę coś z sobą zrobić. Koleżanka z pracy wybierała się na obóz treningowy w górach, połączony z detoksem. - Może pojedziesz ze mną? Tylko tam nie ma alkoholu -uprzedziła z góry. Zrobiło mi się trochę głupio. Nie chciałam być kojarzona jako ta, dla której każda okazja, aby się napić, jest dobra. - Dam radę - odpowiedziałam, choć trochę się bałam, jak wytrzymam tydzień hardcorowego wycisku i całkowity brak używek. Na miejscu nie miałam jednak nawet czasu, by pomyśleć o tym, że mam ochotą na prosecco. Dzień był wypełniony od 6 rano: pobudka, joga, potem sześciogodzinna wyprawa w góry. Do tego wegetariańska dieta, zielone koktajle i oczyszczające herbaty. Wieczorem byłam tak padnięta, że zasypiałam nad książką przed 22. Z obozu wyjeżdżałam w świetnym humorze, dumna z siebie (okazało się, że moja kondycja nie jest taka zła), z promienną cerą i płaskim brzuchem. W talii straciłam 5 cm! Czułam, że zadbałam o swoje ciało, oczyściłam je z toksyn i pozwoliłam odpocząć głowie. Aby tego nie zaprzepaścić, chciałam utrzymać choć część zdrowych nawyków. Nie było łatwo, bo pokusy czekały na każdym kroku. Po powrocie umówiłam się z koleżanką. - Wow, wyglądasz o trzy lata młodziej. To co, standardowo, butelka prosecco? - Dla mnie lemoniada - odparłam. - Ktoś tu przeszedł na zdrową stronę mocy. Fajnie. Ciekawe, kiedy ci minie - skwitowała półżartem. Moja abstynencja wzbudzała skrajne emocje. Niektórzy próbowali mnie złamać, inni zarzucali, że zrobiłam się nudziarą.-Wcześniej zamykałaś imprezy, teraz pierwsza z nich wychodzisz - narzekali. Podpici znajomi zaczęli mnie drażnić. Pijacki bełkot ciężko było przekuć w interesującą rozmowę, a głupie żarty wcale nie były takie śmieszne. Przestały mnie też bawić całonocne imprezy. Okazało się, że wiele z nich bez alkoholu jest po prostu nudna. Często dopiero po paru drinkach zaczynałam się rozkręcać. Teraz gdy miałam już dość, zamiast zapijać nudę czy zmęczenie, po prostu szłam do domu. Najprzyjemniejsze okazały się poranki, zwłaszcza w weekend. Budziłam się bez kaca, wypoczęta, pełna energii. Dzięki temu, że przestałam zarywać noce, okazało się, że mam cały dzień dla siebie. Nagle bez trudu znajdowałam czas na spacer, wystawę, książki, gotowanie. I sport. Napięcie, które wcześniej łagodziłam alkoholem, rozładowywałam teraz na siłowni. Po ostrym treningu czułam znacznie większy przypływ endorfin niż po butelce wina. Minęły mi też huśtawki nastrojów. Zyskałam nie tylko wolny czas i równowagę psychiczną, lecz także pieniądze. Podczas wyjścia do klubu potrafiłam lekką ręką wydać na drinki ponad 100 zł. Teraz mogłam bez wyrzutów sumienia przeznaczyć je na zakupy, masaż czy manikiur. Lista korzyści z niepicia stawała się coraz dłuższa. Pojawiły się też straty, głównie w postaci znajomych. Część trochę się ze mnie podśmiewała. Niektórzy przestali zapraszać mnie na imprezy. Było mi trochę przykro, bo zrozumiałam, że to nie przyjaźń nas łączyła, tylko wspólne picie. Alkohol sprawiał, że dogadywaliśmy się bez słów. Bez niego dawny „przelot" zniknął. Z drugiej strony pojawiały się głosy uznania. Nigdy w życiu nie nasłuchałam się też tylu komplementów. - Super wyglądasz, co sobie zrobiłaś? To jakiś nowy zabieg? A może się za kochałaś? - pytały koleżanki. - Nie, właśnie zakończyłam wieloletni, burzliwy i toksyczny związek. Z alkoholem. I choć wiele mnie z nim łączyło, to była jedna z lepszych decyzji w moim życiu.
Źródło: Trzeźwe spojrzenie, Elle, styczeń 2018, s.194-196.
0 notes