Tumgik
#długi weekend
konopnafarmacja · 1 year
Text
Tumblr media
Happy Weekend - z produktami z konopi
Komodo energetyk to dodatkowy zastrzyk energii, po który możesz sięgać bez obaw - energetyk o smaku konopi to produkt w pełni legalny, nie zawiera substancji psychoaktywnych. Połączenie z ekstraktem konopi z orzeźwiającym energetykiem, to propozycja dla każdego, kto szuka w produktach spożywczych korzyści dla ciała i umysłu 😉
Kupisz W Konopnej Farmacji przy ul. F. Ratajczaka 33 i tu.... https://konopiafarmacja.pl/glowna/758-napoj-konopny-komodo-cannabis-5902854102396.html
0 notes
syrenki · 1 year
Note
Jakbyś się przepisała na zaoczne to by ci nie było prościej ? Jeśli cię na to finansowo stać oczywiście,jak nie to nie było pytania
byłoby
odmawiam
duma mi na tym ucierpi
pozdrawiam
0 notes
pozartaa · 1 month
Text
15.08.24 UTRZYMANIE WAG1 dzień 532. Limit +/- 2100 kcal.
Wybrane posiłki:
Tumblr media Tumblr media Tumblr media
Nie liczę kalori1 od: 38 dni
Hej dziś mam na 9:00 do 21:00 ( ale pewnie zmyje się z pół godziny wcześniej). Wstałam o 6:00, wykąpałam się i posiedziałam z kawą. Praca w różnego rodzaju święta i weekendy to niestety jeden z mankamentów mojej roboty. "Małż" sobie odpoczywa, a ja do kieratu. Żyćko.
***
Może w końcu uda mi się dostać nowe uniformy... Bosze, mam nadal koszule w rozmiarze 46, które upycham w spodnie, aż mi się robi wał na dupie i brzuchu.
A tym czasem wypożyczam od koleżanki 36 (które ma rękawy do łokcia i rozpierdacza mi się na cyckach, choć dopinam się bez problemu). Najlepiej leży na mnie 38.
Jestem wysoka, więc raczej nie będę się nigdy ubierać na dziale dziecięcym... 😆 ( Zresztą nie jest to moje marzenie)
Szef ciągle na nas machał ręką ( nie tylko ja potrzebuję nowych uniformów), ale dziś wpadł na chwilę i usłyszał trzyosobową babską awanturę o to, że nas ciągle zbywa z tymi ubraniami. No to może w końcu się uda 😆.
***
A poza tym dzień zadziwiająco spokojny jak na "długi weekend" Rano może troszkę się działo a wieczór spokojny.
***
Puszczam posta jeszcze przed końcem roboty. Ale dziś już czeka mnie tylko spotkanie z najlepszym czworonożnym przyjacielem człowieka .... z łóżkiem 😜.
Dobrej nocy wam życzę.
42 notes · View notes
chimerqa · 4 months
Text
Dziwny to był tydzień. Ale całkiem pozytywny.
W poniedziałek wpadłam do fryzjerki... Okazało się, że pomyliłam daty i jestem tydzień za wcześnie. To nic, obecnie mam włosy wymagające minimum cięcia, więc ojebała mnie maszynką z marszu :D
Namówiłam mamę na przyjazd na długi weekend do PL. Jest już w drodze! Ale fajnie!
Wczoraj byłam na kontroli u dietetyczki. Omg! Jest co świętować! Waga: 55,5 kg. W końcu ruszyła w dół.
-3kg masy tłuszczowej
+3kg mięśni
Zaszły też pozytywne i ogromne zmiany w związku z zaburzeniami odżywiania.
Sama też już uczę się komponować posiłki, poznaję nowe smaki. I nawet mi to wychodzi. Dietetyczka jest zadowolona bardzo. Pan Rower pęka z dumy.
Będzie świętowane :D
Tumblr media
Ale to już wieczorem z mamą. Póki co dobre śniadanie wjeżdża. Na bogato!
Tumblr media
31 notes · View notes
indira2004 · 1 month
Text
17.08.2024 sobota
Obudziłam się całkowicie bez humoru, za to z myślą, że szkoda, że ten długi weekend tak mi się rozmamłał, nie zrobiłam nic fajnego, w sumie nie wiem czemu.
Źle mi dzisiaj.
Bardzo ewentualnie mogłabym jechać nad Zegrze albo nad Bug, ale słońce wściekłe, no i pewnie tłumy ludzi.
Also, jestem chodzącą porażką.
10 notes · View notes
lolaolalala · 1 month
Text
Byliśmy na fajnym rocznicowym wyjeździe. W końcu to ja miałam długi weekend a ktoś zapierdalał ;) Najgorzej jednak wrócić w niedzielę wieczorem. Dziś ledwo wstaliśmy do roboty, do 11ej nie mogłam się dobudzić. Po pracy zakupy bo w lodówce światło, no i morze prania, wiadomo. W tym miechu jakoś bardziej niż zwykle miałam nadzieję, że może jestem we wczesnej ciąży. Chuja tam, nie ma nic. Muszę przestać każdy objaw PMS traktować jak objaw ciąży bo pierdolca dostanę. Siadło mi na łeb totalnie przez to...
12 notes · View notes
lekkotakworld · 10 months
Text
Piątek, 15 gru 23
Mamy weekend. Szkoda tylko, że będę tyrać dzień w dzień bo mam tyle do roboty z projektów.
W skrócie o wczorajszym dniu, a raczej wieczorze. Sytuację z przejedzeniem i wymiotami już opisałam wczoraj, jednakże mam przemyślenie do tego. Myślę, że był to nieświadomy (tudzież podświadomy) epizod bulimiczny. Chciałam sobie wmówić, że tak nie było, ale nie ma co. Wszystko na to wskazuje i nie będę przed tym uciekać. Było minęło, mam nadzieję, że był to jednorazowy wybryk i to się nie powtórzy (w najbliższej przyszłości przede wszystkim).
Później zaliczyłam 1,5 godziny snu. Jak już się obudziłam to dalej leżałam na łóżku i czytałam sobie książkę. Niestety ból głowy nie ustawał, a wręcz nasilał się, że aż mnie mdliło. Wleciały kolejne tabletki w nadziei, że mi coś pomogą, ale nic bardziej mylnego. Koło 21:30 zdecydowałam, że idę spać. I tu nagle jak mrugnięcie okiem coś we mnie pękło, zaczęłam strasznie płakać, że aż mi brakowało powietrza. W międzyczasie pisałam z chłopakiem, on próbował mnie pocieszać, ale kurcze, na mnie nic nie działa.. Wszystko było złe i niedobre, nic zupełnie nie miało dla mnie sensu, życie nie miało sensu, bo było wg mnie niepotrzebne. Znowu miałam myśli o rzuceniu studiów, ale z drugiej strony tak szkoda mi kasy, którą rodzice wpakowali w to, żebym tutaj była. Ehh z tego wszystko nagle pojawiły się myśli o rozwaleniu wszystkiego dookoła, bo nie mogłam na to wszystko patrzeć, były też myśli s. Po jakiś 20 min płaczu, bólu głowy, który był jeszcze silniejszy, spróbowałam zasnąć, choć było ciężko. W nocy trochę się budziłam, ale głowa już nie bolała całe szczęście. Śniło mi się, że prawie skoczyłam z mostu. Ktoś mnie zatrzymał i pomógł mi wrócić na chodnik.
Jest we mnie taki ogrom smutku, którego nie jestem w stanie opanować. Przeraża mnie też to, jak nagle zmienia mi się nastrój, bo na co dzień jest znośnie, nie dopuszczam żadnych złych myśli i jest okej. Po czym nagle, dosłownie nagle mój nastrój zmienia się o 180°, a ja tracę kontrolę nad sobą. Często nawet nie pamiętam co się działo. Ten cały smutek wtedy mnie tak dobija, że jestem skłonna do najgorszych zachowań. I to trwa jakąś krótszą czy dłuższą chwilę i mija. Albo kończy się płaczem jak wczoraj i snem. A rano jest już normalnie. Przerażające.
To tyle słowem wstępu o wczoraj.
Obudziłam się dziś koło 7, trochę przejrzałam telefon, popisałam z chłopakiem, zrobiłam herbatę i zasnęłam. Obudziłam się o 10. Daaaaawno tyle nie spałam, ale widocznie organizm potrzebował resetu. Dziś było trochę nudno, cały dzień w mieszkaniu, robiłyśmy projekt na wtorek do wiedźmy (to ta baba przez którą płakałam we wtorek), pofarbowalam włosy, posprzątałam mieszkanie. W sumie to właśnie siedzę z tą farbą na głowie, zmyje ją, ogarnę się i zgadałam się z dziewczynami na warsztaty plastyczne. Stwierdziłam, że muszę trochę odpocząć psychicznie.
Głupio mi, że dziś dalej bez rysunków, ale przez długi sen rano byłam później rozbita i jakoś brakło czasu. Może jak wrócę to je zrobię i wstawię jutro. Wolę robić zdjęcia przy świetle dziennym. Przepraszam, ale jutro już będą na pewno 🙏
27 notes · View notes
myslodsiewniav · 5 months
Text
Chwila refleksji po majówce
6 maja 2024
Znowu życie mi zapierdala jak szalone i znowu gubię ważne, ale tak ulotne refleksję. Na bank napiszę jeszcze o wakacjach w Turcji, bo jest kilka wrażeń do spisania (Hamam <3), ale póki co po majówce jestem. I po majówce mam refleksje.
Tak, jak pisałam wczoraj: mam masę zaległości i zaliczeń do nadrobienia, nie wspominając o pracy, o zdrowiu (nadal choram) i do tego mój weekend majowy długi nie był: sobota i niedziela 4-5 maja miałam zjazd. Więc myślami byłam przy tym i innych zaliczeniach, których termin oddania nieubłaganie się zbliża, a ja mam tylko pomysły i masę researchu. Teraz z tych puzzli musi coś powstać, a z tego surowego, autorskiego tworu, który powstanie trzeba złożyć wypieszczony na 200% obrazek (tj. "obrazek", ale bez względu na to czy to ma być merytoryczny tekst, czy grafika, czy podcast czy dokument z obliczeniami - każde ma być tak zajebiste, żeby służyło za portfolio i żeby prowadzący zajęcia nie mieli wyboru i wstawili mi 5).
No i jeszcze w piątek, sobotę, a potem też w niedziele jedna z grup projektowych postanowiła się ze mną pokłócić na mesendżerze xD, bo ich zdaniem bezczelnie podpinam się pod ich pracę, a ledwo co zrobiłam xD. To o tyle kuriozalne, że ludzie nie mogli pojąć co do nich mówiła, a naprawdę kończyły mi się pomysły jak innymi słowami opisać to samo, co do nich mówię. I kuriozalne o tyle, że NIC z tego by się nie wydarzyła, gdyby nie ich własne skomplikowanie sprawy w marcu xD
Otóż mam ten indywidualny tryb studiów i po prostu dla formalności musiałam się wpisać we wspólny dla roku plik realizacji zadanego tematu - tyle, że ja realizuje temat sama i referuję go sama, a w zasadzie nie sama, a z moim partnerem, który ma w tym semestrze zajęcia z tą samą wykładowczynią co ja, temat podobny, możemy się fajnie uzupełnić i w tym celu nagrywamy audycję radiową. Najpierw ja dostałam wytyczne do swojego projektu, a jakoś miesiąc później on mi opowiadał, że ma zajęcia z taką zajebistą starszą panią - okazało się, że to ta sama. No i od słowa do słowa skończyło się na "A możemy razem? Pozwoli nam Pani? Będzie fajnie!" xD No i wyszło to tak właśnie: mam dlatego troszeczkę inne wytyczne niż reszta mojego rocznika, ale formalnie musiałam się wpisać we wspólną tabelkę pod tematem z dopiskiem "indywidualny tryb nauczania". Z doświadczenia wiem jednak, że nadprogramowa osoba w grupie (szczególnie, że te grupy dla studentów miały ograniczenia co do ilości osób realizujących dane tematy) budzi popłoch wśród młodych studentów, a oni nie wiedzą jak sobie z tym radzić (sami nie zapytają o co kaman, pewnie by mnie wykreślili), a zamiast tego potrafią to rozkminiać na chacikach z przyjaciółmi tygodniami (serio, doświadczyłam już tego w zeszłym semestrze... i serio to rozumiem, ten narastający stres i niepewność, a przy tym strach przed wejściem w konfrontację, która może wyskalować nieadekwatnie do problemu, ech, naprawdę cieszę się, że stara dupa jestem momentami i to wszystko jest już za mną). Dlatego od razu jak się wpisałam napisałam do jedynej osoby z listy już wpisanych do projektu osób z info "Hey, wpisałam się w ten sam temat co ty do grupy projektowej z przedmiotu XXXX. Daję znać: nie bójcie się, nie rozwalę wam grupy, ani projektu. Wpisałam się, bo muszę dla formalności się wpisać, ale będę temat referować osobno, bo mam w tym semestrze indywidualny tryb naucza. Ciągle możecie mieć zespół składający się z tylu osób ile przewidziała prowadząca. Życzę wam powodzenia. Będę wdzięczna, jak przekażesz to info reszcie zespołu."
Przekazała.
I od razu dodała mnie do grupki na mesendżerze z tą resztą ludków. Dodała jako zdjęcie zrzut ekranu z wiadomością ode mnie. Podziękowała - wraz z resztą na tym czaciku - za wyjaśnienie sytuacji. Zaproponowała, że może w takim razie napiszę im chociaż wstęp - po prostu jako uczestniczka grupy, która wykona projekt w tym semestrze osobno. Przemyślałam to, zastanowiłam się, no okay, może tak być (z jednej strony taka propozycja włączająca mnie do społeczności studenckiej, dająca namiastkę wspólnotowości, a to coś czego mi brakuje na tych studiach... a z drugiej strony dodatkowa robota, a i tak mam sporo do zrobienia indywidualnie na zaliczenia, nie mam czasu... Byłam trochę poruszona tą ich propozycją, a trochę czułam, że chcą ode mnie czegoś, czego nie mogę już dać). Zdecydowałam, że jeszcze potwierdzę im to pisanie wstępu, jak zapytam psorki. A tym czasem udostępniłam im na grupce cały swój wcześniejszy research. Artykuły naukowe na zadany temat, wyniki badań, filmy popularnonaukowe. Podzieliłam się po prostu swoim kawałkiem roboty, bo czemu nie? Jestem diabelnie dobra (moim zdaniem i to się zwykle potwierdza) w researchu materiałów. Niech mają. A potem napisałam do prowadzącej wyjaśniając, że grupa studentów z mojego roku zaprosiła mnie do napisania wstępu do ich pracy - na niemal ten sam temat co moja i mojego chłopaka praca - i że uważam to za miłe i czy się zgadza? Babeczka stwierdziła, że bez sensu, szkoda mojego czasu xD, ale jeżeli uważam, że to faktycznie było "miłe" z ich strony - to proszę napisać krótki wstęp. I dopisanie przeze mnie tego wstępu dla osób z roku zamieściła jako składową podstawy zaliczeniowej przedmiotu, a taki dokument trafił do dziekanatu, i taki dokument został klepnięty w dziekanacie, a ten durny wstęp stał się czymś na podstawie czego min. zaliczam tryb indywidualny...
No i to była głupia decyzja...
No i czas leciał, był potem wstrząs mózgu, skarga xD, konkurs, święta, wakacje i NAGLE wyskoczył piątek3 maja 2024 xD I równie NAGLE w piątek ta grupa, od tego projektu semestralnego, na zaliczenie TEGO przedmiotu ożyła. Okazało się, że mają referować w niedzielę wieczorem projekt, który niespecjalnie jest wykonany. xD I ja też tego wstępu nie napisałam. Więc w piątek wieczorem, po zejściu ze szlaku, z lampką wina w ręce napisałam im ten wstęp. Strasznie chujowa ta ich prezentacja była - coś TAK CIEKAWEGO ubrali w banalne punkty i hasła. Miałam nadzieję, że o tym ciekawie opowiedzą, ale nope - ostatecznie w niedziele po prostu CZYTALI, usnąć było można. Nie mój sposób referowania. Szkoda, serio. Bo temat jest ciekawy jak nie wiem! Anyway - napisałam w piątek wstęp. Jak to wstęp: zawierając zapowiedź tego, co na dalszych slajdach opowiadali, trochę gładkiego wprowadzenia do tego o czym będziemy mówić, trochę geografii, trochę tła historycznego, kilka clifhangerów. Takie pierdololo na 2 akapity i 4 złożone zdania (w moim stylu). I jedna data. Tyle.
Na chatcie uaktywniłam się z info "wstęp dodany" i myślałam, że tu mogę już odłożyć laptopa, ale nie. "UsUNĘłaŚ MÓj wstĘP!?" - wkurzyła się, albo spanikowała jedna dziewczyna. Sama nie wiem co bardziej, ale emocje miała duże. Powtórzyła to pytanie 3 razy, pisząc je raz za razem, w trakcie jak odpisywałam "Nic nie usuwałam, dodałam slajd". Po tym nic nie napisała.
W tym czasie inna dziewczyna - która tak swoją drogą całą majówkę poganiała do pracy resztę słowami "zrobione już? Ja chcę mieć 5! Macie to robić tak, żeby było 5! Muszę dostać 5!" - chciała wiedzieć skąd wzięłam te słowa, które wpisałam, bo mieliśmy korzystać tylko z takich-a-takich materiałów (tj. mieliśmy podaną bibliografię i podane sugerowane do tej prezentacji źródła naukowe - zresztą ja też im w marcu podesłałam źródła naukowe, ale oni gdzieś w kwietniu uznali, że cokolwiek miałoby być użyte w pracy, co nie pochodzi z bibliografii od pni psor to błąd. Ech, wybiegając do przodu: pani psor podczas wykładu w niedziele 5 maja jeszcze raz wyjaśniła, że błędem jest szukanie rzetelnej wiedzy na Wikipedii oraz Chatcie GPT, że o to jej chodziło, gdy przestrzegała przed szukaniem informacji w innych źródłach w internecie, a nie o zamykanie się na różne rzetelne naukowe publikacje. Ale tamtej grupce moje analogiczne wyjaśnienie w piątek nie wystarczało... no cóż, można by powiedzieć, że młodzi są, a ja stara dupa i tyle). Wyjaśniłam jej, że sama napisałam. A ona pyta "ale skąd?", bo podobno zrobiła w tych plikach od psorki CTRL+F i szukała mojego tekstu (jebnę xD), nie mogła go znaleźć, więc założyła, że używam innych - niedozwolonych! - źródeł, a ona chce dostać 5, więc wszystko ma być wypieszczone na 5! Była wkurzona, jakby... nie wiem, jakby zakłądała, że albo kłamię, albo jestem niekompetentna. Wyjaśniłam jej, że to co napisałam to moja autorska praca, zresztą to banały i fakty zapowiadające to, co przecież znajduje się na kolejnych slajdach. Tym powinien być "wstęp w mojej opinii". A reszta grupy odpaliła się "ale to ma być z pliku od psorki!" - ale co ma być? Copy-paste? To przecież ma być autorska prezentacja na bory i lasy! Przeczytałam ze zrozumieniem i napisałam wstęp. Dziewczyna, co chce dostać piątkę w tym czasie sprawdziła te moje fakty hasłowo w "jedynym słusznym pliku źródłowym" i napisała "Sprawdziłam, może być, ale jeszcze jutro dla pewności Halina sprawdzi, jak będzie miała lepszy dostęp do neta". No i kolejnego dnia ta koleżanka z grupy, Halina (imię oczywiście wymyślone) napisała na grupie, wszystkim, że sprawdziła ten tekst ode mnie i że on faktycznie może być. Dopiero wtedy reszta grupy dała jej komentarzowi okejkę. A ja się zastanawiałam czy oni dopiero po analizie Haliny wiedzieli, że faktycznie mój tekst odnosi się do tematu? Czy oni faktycznie ten temat opracowywali!!!?? Trochę mnie zatkało obserwowanie wymiany info na tej grupce. Gdybym miała z nimi pracować na serio na własną ocenę to bym uciekła.
Poczułam się tym obrażona - zaznaczam, to okay, jak w grupie osoby się wzajemnie sprawdzają, korygują. Ale to nie rozchodziło się o ortografię czy o styl, a o brak wiary w to, że jestem kompetentna. To moim zdaniem było obraźliwe. No, ale okay, nie mój cyrk, nie moje małpy. Żyłam dalej, ale OTÓŻ NIE.
Potem, w sobotę, nie mogli się dogadać kto ma jaki numer albumu - podałam im swój. Dodając, że ja to ten tryb indywidualny oznaczony w pliku pierwotnym, jako dodatkowa osoba. Potem, też w sobotę, wybierali jednak inną szatę graficzną - tu wydaje mi się, że im poogłam, pochwaliłam wybór kolorów, pomogłam z czytelnością tekstu (wtedy nikt nie podważał mojego wkładu). A potem, też w sobotę, się posprzeczali kto ma referować. Byłam zajęta własnymi projektami i uczestniczniem w ćwiczeniach mojej grupy, więc nie nadążałam na bieżąco za tym ich rozpierdolem, a jak odczytałam to okazało się, że wytypowali mnie na osobę referującą prezentację przed całym rokiem. xD
Myślałam, że jebnę. xD Ponownie. xD
Więc im mówię, że życzę im powodzenia, że tak jak informowałam na początku tego projektu, mam indywidualny tryb, zadanie muszę przygotować sama i zreferować na innych warunkach, bezpośrednio przed psorką. Że zgodziłam się napisać wstęp - napisałam, podałam im źródła z których zdecydowali się nie skorzystać - ich prawo i tu mój wkład w ich projekt się kończy.
Wkurzyli mnie, tym bardziej, że ta co chciała mieć 5 nagle okazało się, że jest na jakiejś fajnej wyprawie i nie może referować, ale chce dostać 5 i ktoś ma się zgłosić.
Ta Halina też była na jakiejś fajnej wyprawie, dlatego nie ma dostępu do sieci, więc ona referować nie może (serio - jak coś próbowała mówić, to cały czas ją przecinało. Po odgłosach mogę strzelać, że była na kajakach, albo w ogóle gdzieś na wodzie).
Nagle wszyscy tam chorzy, przerzucający się odpowiedzialnością itp itd.
Odcięłam się.
Aż znowu mnie wywołali, że za mało zrobiłam, bo tylko ten wstęp - zapytałam czego ode mnie oczekują już nawet nie podjeżdżając by przeczytać tej konwersacji. A laska, że nie wie. Że może coś mogłabym zrobić. Wyjaśniłam jej raz jeszcze, że mam dokładnie 6 razy więcej roboty do zrobienia na zaliczenie tego przedmiotu, niż oni i nie mam zamiaru. Wyjaśniłam jeszcze raz "mam IOS, zaliczam tę pracę z innym studentem, miałam dla was napisać wstęp, tak się umówiliśmy", poprosiłam, aby podpisała mnie z dopiskiem IOS i tyle.
I tyle...
Coś tam jeszcze pisali podnosząc mi ciśnienie, ale nie czytałam mimo wywołań w sobotę, ani niedzielę rano. Dopiero w niedziele wieczorem, tuż przed ich referowaniem tematu (co mnie ciekawiło - łatwiej mi słuchać niż czytać) pobrałam plik. No i czytam. Mój wstęp, a potem 67 slajdów. Ostatni slajd to skład zespołu. I mnie tam nie ma.
No i się wkuuuuurwiłam.
Najpierw jeszcze dopuszczając błąd w zapisie, przeoczenie nieumyślne, zapytałam czy mogą mnie dopisać.
Na to laska co chcę dostać piątkę pyta czy oby na pewno chcę zostać dopisana skoro napisałam im raptem jeden slajd.
Odparłam "TAK XD".
Na to już cała grupa, że to tylko jeden slajd, a oni tyle roboty w to włożyli.
To ja już wkurzona - bo gdybym wiedziała, że tyle to wszystko będzie mnie kosztować nerwów, to chuja, nie zgodziłabym się na te grupki w marcu i tyle - że prosili bym napisała wstęp, więc napisałam wstęp. Wykonałam pracę do której mnie zaprosili, włożyłam w to swój czas, aby to ustalić z psorką, a teraz nie chcą wpisać, że pracę wykonałam. Nie rozumiem o co im chodzi. xD
A oni mi na to, że teraz to oni nie rozumieją o co mi chodzi.
xD
A ja, że w takim razie nie kminie, po co mnie zapraszali?
A laska od piątek na to, że totalnie nie rozumie o co mi chodzi.
xD
A ja, że przecież zaprosiliście mnie, abym napisała coś krótkiego, a ja zaproponowałam napisanie wstępu.
A laska od 5: "Być może, i?"
No kurde, smutno mi było. W poczuciu bycia wykorzystaną, robioną w konia i jednoczesnego wkuuuurwu opanowała emocje. zescrollowałam w górę, do faktów. Szukałam w tym dokładnie oknie dialogowym, tym dokładnie chatcie mojej wiadomości z 20 marca i ich propozycji - to są kurde fakt, a nie "nie wiem o co ci chodzi".
A w tym czasie laska, co wcześniej się wkurwiła na samo prawdopodobieństwo tego, że mogłam skasować jej wstęp napisała capslockiem "TO JA ZAPROPONOWAŁAM NAPISANIE WSTĘPU!".
Zignorowałam.
I korzystając ze strzałeczki "odpowiedz" odnosiłam się od razu do tych wiadomości z marca. Do tego screena wiadomosci ode mnie, który udostępniła nota bene Halina xD, do tego kto proponował, abym napisała wstęp (Halina i ta od piątek), do wyrażenia zgody przez całą grupę, o tym, jak wtedy uznałam, że to miłe z ich strony, do tego jak im wyjaśniłam, że napisałam do psorki, jak im wyjaśniłam, że teraz napisanie wstępu do ich prezentacji jest wciągnięte do mojej postawy zaliczeniowej IOS.
A laska co chce dostać piątkę wkurzyła się - jakby nie czytając tego co im podrzucam - i podesłała mi też w formie "odpowiedz", abym widziała treść własnej wiadomości z wczoraj, tej w której wyjaśniam, że nie referuję z nimi, że napisałam wstęp jak się umawialiśmy i tu się kończy nasza współpraca, bo mam własny projekt do wykonania i obronienia. Napisała, że przecież wczoraj mnie pytała czy z nimi będę referować i odpowiedziałam TO.
No tak, bo tak się umawialiśmy przecież.
Wkurzona miałam ochotę rwać sobie włosy z głowy. Ale zamiast tego szukałam sposobu komunikacji, który do tej grupy trafi. Napisałam im jeszcze raz w podpunktach, bo punkty i strzałki rozumieją oceniając po prezentacji jaką zrobili "Mam zajęcia na 2 uczelniach w tym semestrze -> wystąpiłam do dziekana o indywidualny tryb -> dostałam zgodę na IOS i indywidualne wytyczne zaliczeniowe od każdego wykładowcy -> wpisałam się do tabeli projektowej z tego przedmiotu i dałam wam 18 marca znać, że nie ingeruję w waszą pracę -> 20 marca WY mnie dodaliście do tej grupki i ZAPROSILIŚCIE, abym napisała wstęp do waszej pracy -> pomyślałam, że to miłe, ale już tak nie myślę, napisałam do psorki, wyraziła zgodę, dodała napisanie wstępu do mojego zakresu zaliczenia przedmiotu -> udostępniłam Wam swoje materiały -> napisałam wstęp do Waszej pracy na WASZE zaproszenie -> nie ujęliście mnie jako współautorki w projekcie.
To po co mnie zapraszaliście?
I po tym nagle całe tuzin uczestników grupy "Nie mogłaś tak od razu!?", albo "trzeba było tak od razu, teraz wszystko wiadomo!", i pretensje, że przecież mogłam im od razu wyjaśnić, a tak to nikt nie wiedział.
NO WKUUUUURWIŁAM SIĘ.
Jeszcze raz podałam, ale tym razem zrzuty ekranu wiadomości w tej dokładnie grupce na msg - te z 20 marca, z 21, z 25 marca, gdzie WSZYSTKO jest wyjaśnione i gdzie oni proponują co proponują.
Odpisałam, że przecież ja im napisałam to OD RAZU, dosłownie OD RAZU jak się pojawiła lista do zapisów, 20 marca.
Mogli zapomnieć - czaję, ale to nie oni do mnie mogą w tej sytuacji mieć pretensje, a ja do nich.
Laska co chce dostać 5 odparła, że okay, faktycznie doszło do nieporozumienia i zaraz dodała plik w którym dopisała mój numer albumu z dopiskiem, że pomogłam im "gościnnie". xD
Kurwa, ludzie.
Chodziłam wczoraj zła jak osa.
A ich prezentacja wyszła chujowo, bo wklejali bez zrozumienia cytaty z "Jedynego słusznego materiału źródłowego", a zapytani nie potrafili odpowiedzieć o co chodzi. I powielali nieprawdę - okazało się, że jedna osoba użyła chatuGPT i jakieś farmazony z tego wyszły na ważny temat.
Ah, well.
Karma wraca.
A ja mam już kolejny fragment tekstu do zrobienia.
Niemniej... wracając do majówki.
Miałam inne plany. Ale chyba nie wyszło zarówno przez to, że w myślach wciąż mam napoczęte projekty i myśli o tym, jak je udoskonalić, pracę nad biznesplanem MOJEGO biznesu xP (bo po grant idę, a w przyszłości może po dofinansowanie) i jeszcze mam chory pęcherz. Jak i przez to, że mój chłopak źle zaplanował czas, źle wybrał i w ogóle ZNOWU wpadł w jakieś takie chaotyczne BYCIE wśród jego krewnych.
Ech.
Mój chłopak pochodzi ze Śląska. Z pięknego, atrakcyjnego turystycznie miejsca. Szlaki rowerowe, zabytki, sporty wszelakie, blisko w górki, blisko w miasteczka, o turystę się tu natyka co kilka metrów. Jego rodzice mieszkają blisko lasu, blisko szlaków i zabytkowych perełek architektonicznych.
No i tam nie byliśmy od Bożego Narodzenia.
Jego bliskich - zresztą moich też - widujemy szybko i w drodze. Moich częściej niż jego. Te studia (on: jedne, ja: dwa kierunki) i jego praca (stacjonarna, a moja zdalna) mocno ograniczają czas i możliwości ku takim slow-odwiedziną.
Dlatego w tym roku zdecydowaliśmy, że odpoczniemy w majówkę stress-free w jego rodzinnych stronach. Daliśmy znać jego rodzicom, że planujemy przyjechać i okazało się, że oni akurat na majówkę planowali wyjechać xD Dogadaliśmy się. Miało być tak, że ��roda i czwartek to my sami w ich chacie, całe dnie na rowerach, albo na górskim szlaku. A w czwartek 2 maja wieczorem teściowie mieli wrócić, mieliśmy zrobić wspólnie ognisko, a potem w czwórkę miło spędzić wspólnie piątek na spacerkach okolicznymi szlakami. W sobotę ja na wykładach, więc niech mój facet zrobi coś fajnego z rodzicami, podczas, gdy ja będę siedzieć na trawie i się uczyć. A w niedzielę - ja nadal na wykładach - powrót do domu - ja na słuchawkach na zajęciach na studiach od rana do nocy.
No. Fajnie to było zaplanowane. Trochę aktywnie, ale nic na siłę.
Poza tym, moje myśli co rusz uciekały do projektów, które robię, co chwilę coś dopisywałam - nie mogłam się w pełni wyłączyć, jak na urlopie w Turcji. Być może przez to, że wzięłam notatki i laptopa na tę majówkę...
No, to ja w myślach stres i planowanie zaliczeń i w... może w poniedziałek, ale chyba we wtorek, w ostatni dzień kwietnia dowiedzialam się od partnera, który skończył rozmawiać z mamą, że jednak jego rodzice zmienili plany, skracają swój pobyt. Że wracają do domu już pierwszego maja wieczorem. Ech. No okay, nie? I tak będziemy na szlaku w czwartek, możemy od razu w czwórkę pojechać? Ale temu nie dawałam więcej uwagi, bo projekty bierzące, bo perspektywa biznesu i spotkania w tej sprawie były. No i mój partner coś tam przebąkuje, że luz, że czekając na rodziców może on jednak przygotuje nasz zabytkowy samochód na przegląd korzystając z dobrze wyposażonego warsztatu ojca.
No i jak było...?
O. leżał pod tym samochodem przez 3 dni. W zasadzie 2 dni, ale z przerwą dnia drugiego na pół doby. Czyli jak zaczął w środę, tak w piątek do obiadokolacji dopiero wyznał, że naprawił.
Chciałam się skupić nad projektem, ale nie mogłam - nie potrafię tak nie u siebie, wszystko mnie rozprasza. Naprawdę próbowałam. Nie ejst to dla mnie komfortowe. To, że pies przybiega, to, że ktoś herbatę proponuje, albo chce rozmawiać. No to rozmawiajmy - i rzucam tą pracę, bo w końcu nota bene w gości przyjechałam, nie? A potem idę się zamknąć z pracą i zaraz O. przychodzi upewnić się czy wszystko ze mną jest okay, bo według jego babci się obraziłam i poszłam się zamknąć do jego pokoju. No nie... No i schodzę i uspokajam, że wszystko jest okay, ale mam dużo pracy do wykonania, a babcia jakoś nie rozumie... o ile prace-pracę potrafi zrozumiec o tyle pracę kreatywną, pracę z fikcją, albo w ogóle chyba pracę na studia -tego nie rozumie. Więc wybieram własny komfort godząc się na to, że zaraz znowu zaniepokojony O. wpadnie do pokoju upewnić się czy wszytsko okay, bo babcia pujdzie mu donieść na moje dziwne zachowanie - a mimo tego, ze on upewnia ją, aby dała mispokój, bo musze się skupić, babcia woli zauważać jakieś inne bodźce, które mogły mnie urazić niż fakt, że mnie rozprasza ot -że chora jestem bardziej i poszłam się położyć, bo mnie mocniej boli niż 1h temu itp.
Czułam się zaszantażowana. I te bodźce. Oni to ludzie iskry. Ekspresja duża do małych rzeczy - uczciwie to ja wiem, że sama taka jestem. Ale fakt przebywania z tak eksperesyjnymi ludźmi cały czas, dobę mnie po prostu męczy. Dla mnie spotkanie na 2-3h to dość.
No i to jest coś co chyba gdzieś przytłumiło mi w ogole czucie siebie. Miałam poczucie, że jest mi okay, ale nie tak, jakbym chciała.
Teściowie też się o coś sprzeczali, więc tam co jakiś czas pojawiał się problem. Teściu uznał, że jestem, ech, melomanką, bo mu kilka miesięcy temu - wiedząc, że lubi muzykę - podesłałam kilka utworów, które lubię. Okazało się, że zakochał się w tym co usłyszał i uznał mnie za wspomnianą melomankę. Już pierwszego dnia mnie porwał by pokazywać mi swoje "piosenki wszechczasów" - od skwierczącego, cichego, ciepłego ogniska, do domu, pod dudniące na pełnej stereo, abym cytuję "doceniła te dźwięki" jego ukochanych utworów, którymi MUSIAŁ się ze mną podzielić w podzięce za tamtą playlistę - no nie doceniłam, bo byłam tak przebodźcowana, tak go prosiłam o ściszenie, a on tego tak bardzo nie pojmował, jak mogę lubić muzykę, ale nie nakurwiać jej w decybelę, że miał lekki mindfuck. Powiedziałam, że wolę po prostu inaczej... No bo wolę inaczej. Dla mnie to już było ZA DUŻO, zwoje mózgowe mi się przegrzały, ale ku własnemu zaskoczeniu uratowało mnie nie stawienie granic, a atak alergii - po prostu zaczęło się ze mnie lać tak, że nei wiedziałam, które otwory na trzy wycierać. Uciekłam pod prysznic i tam wracałam do równowagi (a O. stonował ojca).
Kolejny dzień, 2 maja, czwartek - jest miło, od rana miło. Pogoda piękna, po alergii ani śladu. Mój chłopak już pierwszego dnia wieczorem ostrzegł, że w sumie dobrze, że zaczął pracę nad czymś-tam (pozostanę ignorantką motoryzacyjną, to wybór, tak wolę), bo znalazł przy okazji problem z czymś innym, co gdyby nam w drodze się zepsuło to mielibyśmy problem. Więc wiedziałam, że rowerów nie będzie, a ja będę miała szansę na pracę z projektami.
Siadamy do śniadanka, pyszka, na deser mój chłopak - to urocza historia - przynosi tiramisu. Sam 30.04 ubijał je, sam je przygotował. Zrobił dla mojej mamy i taty, dla siostry i Szwagra (jak jechaliśmy na Śląsk to wstąpiliśmy by ich tym utuczyć) oraz troszkę większe opakowanie z myślą o naszej dwójce, jego rodzicach i dziadkach. Jako włochofile byli zachwyceni! Tak zachwyceni, że teściu robił sobie zdjęcia podczas jedzenia, a mój partner i jego mama - przed podaniem, podczas podania i podczas dzielenia porcji. Wszyscy wrzucili tę relację na ich grupę rodzinną, dla jedynej nieobecnej tj. siostry mojego partnera. Podobno była oburzona, że nie ma dla niej!
I dla mnie tu historia ciasta się kończy.
Bo z mojej perspektywy panowie ledwie zjedli śniadanko z deserkiem i obydwaj zaczęli krążyć po tarasie z telefonami przyklejonymi do uszu. Nie wiedziałam po co teściu - ale bardzo tym wnerwiał swoją żonę. Sprzeczali się o jakiś kontekst, którego ja nie kminiłam, a który dotyczył ich syna. Ona była zła, że on coś chce zrobić z moim partnerem. Nie wiem, nie słuchałam, nie wtrącam się, poszłam po lapka i próbuję pracować. Ale widzę, że mój facet, umazany smarem (bo ledwo otworzył oczy już leżał pod maską) jest czymś zmartwiony. Okazało się, że z okazji majówki nie ma otwartych sklepów z częściami, a jak są to nie ma skąd wziąć tej części, która się zepsuła. W końcu się dodzwonił gdzieś, gdzie mieli. Przepraszał mnie, że to tak wyszło z tym autem, ale chyba jednak lepiej naprawić teraz, niż potem mieć awarię bór wie gdzie. No logiczne. Spoko.
Ja już w projekt swój nurkuję, a on przychodzi z prośbą o pokręcenie dla niego filmików z których zrobi reelsa. No okay. Wstaję, już zirytowana, rozkojarzona i idę. Kręcę. On docenia, że go wspieram (na głos), podkreśla, że nei chciał mi zabierać czasu, że teraz go tak naszło. I tak już było przez następne dni - jak nie jego mama/babcia/tata to on sam wpadał, aby "tylko na chwilkę" mnie zapytać/poprosić o nakręcenie czegoś teraz (a tamci by zapytać jak mają się moje roślinki, albo czy nie napiję się herbaty, albo czy widziałam nowy teledysk itp).
Rozpraszało mnie to w chuuuuuuj.
Nie mogłam nic napisać.
Byłam tak zirytowana próbą napisania OPOWIADANIA FANTASTYCZNEGO NA OCENĘ, że wolałam nic nie pisać. Napisałam wstęp do cudzego projektu w piątek i obejrzałam kilka tutoriali na zajęcia, które muszę obejrzeć jeszcze raz, bo byłam tak skupiona na tym, by wszystko co się dzieje wokół mnie jednak mnie nie rozpraszało.
Wyszłam na dwa spacery przez te dwa dni.
Ech.
Aż gdzieś około 2 maja południa zostałam sama w domu. Mój chłopak gdzieś pojechał z tatem (myślałam, że po te części, które w końcu namierzył telefonicznie po śniadaniu). Jego tata zastrzegał, że coś-tam do pracy musi sprawdzić i też to się łączyło z samochodami - myślałam, że jadą do sklepu. Może mi to lepiej wyjaśnili, ale taki był rozgardiasz, że nie wiem xD nie pamiętam. Pamiętam, że musiałam złapać piszczące i rozpaczające psy, aby nie wybiegły przez bramę... A teściowa pojechała po swoją mamę i na zakupy spożywcze (oraz po leki na alergię dla mnie - wdzięczność <3).
Napisałam całe dwa akapity pracy (jednej z wielu prac), kiedy pojawiła się babcia (teściowa coś robiła w domu), więc się poddałam temu żywiołowi i próbowałam z nią rozmawiać, aż nagle do ogrodu wpadają.... siostra mojego chłopaka i jej partner. Oni mają miny jakby było wielkie suprice, uśmeichy od ucha do ucha, ręce rozłożone TA DAAAAAM! A ja - jestem paskudna - poczułam się zmęczona samym wyobrażeniem kolejnej porcji bodźców i rozpraszaczy, jaka się wiązała z ich przyjazdem. Kolejne głosy, kolejne osoby, kolejne interakcje Jakiś ten ich rodzinny rozgardiasz nagle się zrobił dopełniony. Nim do mnie dotarło, że ich tu przecież nie miało być, wcale a wcale (nie planowali przyjeżdżać), że w zasadzie, gdy planowaliśmy ten weekend mieliśmy tu przez prawie dwa dni być tyko we dwoje, zrobiło się bardzo niezręcznie. Nie dostając oczekiwanych zachwytów radości (bo babcia też miała wyjebkę - widuje ich niemal co tydzień xD) poszli robić suprice w domu - mama była zachwycona!
Opowiedzieli co się stało: otóż siostra mojego chłopaka zobaczyła zdjęcia z obżerania się tiramisu i W TAMTEJ CHWILI nakazał swojemu chłopakowi pakować się do samochodu! Bo w domu mamy tiramisu! I od czasu naszego śniadania oni jechali serio-serio do nas, by zjeść tiramisu.
I tak sobie jedli tiramisu, rozmawiali o jakichś tam ich sprawach... wszyscy przy mnie. Oni (siostra O. i jej partner) byli zresztą cały czas w pracy, więc jakoś "logiczne" dla nich było, że siadali sobie przy mnie, która też siedziała przy laptopie. Oni sobie pracowali, gawędzili z mamą i babcią... a ja trwałam w stanie przetrwania. hym? Teraz, z dzisiejszej perspektywy tak to nazwę. Bo miło, że mnie włączają, ale to nie jest cos na co byłam przygotowana wsześniej, ani coś na co się umawialiśmy. Wszystkich znam i lubię, jest miło. A jednocześnie mam wyrzuty sumienia, że jestem najgorsza studentką EVER, bo nie potrafię się skupić - jakbym miała pracować w takich warunkach to luz, a tu chodziło o naukę.... Ale zaraz zeszło na naukę mojej szwagierki. No i znowu mi się etycznie niektóre rzeczy kłucą - naprawdę staram się nie oceniać, ale jej metody "cel uświęca środki" to jest to co jest 180*C sprzeczne z moim postrzeganiem etyki i moralności. Coś co budzi jej szczęście i co uznaje za przywilej jaki ją kopnął, ja bym uznała za obrazę i brak uczciwości w bardzo skonkretyzowanym w świetle prawa kategoriach. I to mi sprawia problem, a nikomu z ich krewnych nie. Jedyną osobą, która zauważyła, że mówimy o oszustwie był jej chłopak, na co ona skwitowała "zazdrościsz!". No... nie? Ale to znowu: nie mój cyrk nie moje małpy. Moja mama, gdybym jej się pochwaliła się takimi praktykami akademickimi jakimi ona się chwali objechała by mnie strasznie, usłyszałabym jak się na mnie zawiodła, że "nie tak cię wychowałam", by mówiła o konieczności sprostowania, przyznania się do tego czy tamtego, odwoływała by się do uczciwości (takiej zwykłej, ludzkiej - aż słyszę głos mojej mamy w głowie, gdy to piszę), a teściowa ma takie "wzrusz ramion póki jest wszystkim spoko".
Więc i ja milczałam...
I szczerze: bylo mi miło, fajnie ich było zobaczyć. Po prostu WOLĘ inaczej, wolę wiedzieć jak dużo sił ekstrawertycznych mam przygotować jakąc gdzieś. I no potrzebuję przestrzeni. Gdybym wiedziała jak to się potoczy to może bym dojechała tego 3 maja pociągiem po prostu...
Niemniej mama (teściowa) wystawiła im to tiramisu autorstwa mojego partnera dla którego przejechali całe województwo.
W piątkę siedzieliśmy na tarasie, troje z lapkami, dwie z herbatkami i smalltalkowaliśmy. Jakiś rzeczy się dowiedziałam nawet itp.
A mojego partnera jak nie było tak nie było. I jego taty też nie. W końcu jak zadzwoniłam z pytaniem kiedy będą (pantonimą proszona przez te dwa "Suprajsy" żebym nie zdradziła, że czekają tutaj z recenzją tego tiramisu w ramach suprajsa) - opowiedział mi podekscytowany, kurcze, nie wiedział, że to tyle zajmie i nie był swiadomy, że tyle tego czasu upłynęło. Przeprosił mnie, a potem oszacował, że chyba wrócą do godziny, bo przed chwilą byli na jeździe próbnej samochodami do innych województw. [No kurwa].
A jakieś pół godziny później na ich rodzinnym czacie (ja nie mam dostępu, ale dziewczyny zdawały relacje) teściu pochwalił się, że kupił samochód! Wysłał akt, pokwitowanie, swoje zdjęcia przy nowym nabytku i syna za kierownicą.
No i byl taki dumny z syna! Bo syn mu pomógł wybrać, że o coś tam zapytał. A że oni obydwaj to auto-świry to się przerzucali komplementami.
Przyjechali niemal 2h później, z krzykiem i wrzaskiem oblewając kupno nowego samochodu (do pracy) mojego teścia! Szampan wjechał, potem zamówienia (tj. większość z nas chciała piwo zero). Opowieści teścia jaki ten samochód był super, że lepszy niż inne, którym dziś próbował umówić jazdy testowe (aha... i tak się dowiedziałam co się działo przy śniadaniu), a także racząc nas anegdotkami jak jego syn szacował przestrzeń (tj. czy ja się w niej zmieszczę na stojąco i na leżąco) oraz od razu zapewnił, że już z synem ustalił, że pożycza nam to auto na wakacje, jako kampera.
Ech.
No i weszły rozmowy o tiramisu. Wszystko, wszędzie, naraz.
A mój chłopak szybciutko przebrał się w ciuchy do pracy i wskoczył pod auto. Mama go żałowała, że cały weekend leży pod samochodem i ciągle brudny chodzi. A on prędziutko coś-tam zrobił dla mamy i rzuca do mnie "to tak za dwie godziny możemy wyjechać".
Ja wciąż myślami przy rowerach - nie wiem w sumie skąd je wziąźć, bo w garażu ich nie widziałam, chociaż podobno tam są, ale mówię "spoko, a gdzie? Jakąś trasę wybrałeś?" - bo mu przecież, pisałam niedawno zostawiam planowanie, bo to lubi. A on w szoku lekkim. Niezręczie się zrobiło. Aż mnie pyta "A to ja Tobie nie powiedziałem, że chcę z tobą pojechać po te jedyne części w regionie? Tylko pomyślałem, żeby to z Tobą ustalić". Ja w śmiech, że nic takiego nie mówił i nagle coś, jakiś chaos, może psy?, może ktoś ma do mnie pytanie?, nie wiem, tam ciągle jest głośno i chaotycznie. Zaczęłam robić coś innego zjadana poczuciem winy, że się obijam zamiast robić zadania zaliczeniowe... i wylądowałam przed komputerem...
Dopiero te dwie godziny później w samochodzie, w CISZY, złożyłam kropki i zpaytałam "Myślałam, że pojechałeś z tatem po te części. To po co w ogóle pojechałeś? Gdybyś przez ten ranek zrobił to co miałeś, to teraz, popołudniu już miałbyś samochód z głowy...", a na to mój chłopak, w widocznym zmieszaniu "W zasadzie nie wiem po co tam pojechałem... tato mówił, że jestem mu potrzebny do pomocy, ale to wszytsko można było zrobić bez mojego udziału. I faktycznie, prawdopodonnie już bym naprawił samochód w tym czasie... Przepraszam, nie wiedziałem, że tak daleko jedziemy i że tyle nam zejdzie".
No...
To na razie tyle, potem dokończę.
Tylko dodam, że dzień 3 był absoltnie spoczko... ale nie czułam, że całość to była ta majówka, na której miałam być.
I nie wiem...
Rozmawialiśmy już o tym i o tej rozmowie miał być ten wpis, ale teraz widzę, że buzowało we mnie masę emocji...
9 notes · View notes
skinnyaidaaa · 4 months
Text
Tak narazie wygląda maj, i bardzo chciałabym pociągnać tym razem fasta przez tydzień, jest to dosłownie moje marzenie.
Tumblr media
Ale fast 4 dniowy zaczął się 16 maja o 23.58 i chciałabym żeby skończył się równo za tydzień, ale zobaczymy.
Nie będę się jutro ważyć, bo wiem że na wadze będzie dużo więcej niż wczoraj tylko poczekam na 💩 i wtedy się zważę.
Możliwe, że będzie to w niedziele, ale zobaczymy.
Weekend będzie łatwy do nie jedzenia, bo moja mama ma rano w weekend jakieś zajęcia, a taty nie ma. Postaram się zrobić iluzje, że jadłam ( zrobie jakieś vege kotleciki czy inne gowno) i obowiązkowo robię długi spacer, bo skoro będę miała siłę ( bo jadłam dzisiaj dużo) to mam okazję się przejść i spalić trochę kalorii.
Jutro chce zrobić 10k kroków
W sobotę 15k kroków
A w niedziele 17k kroków
Ale nic sobie nie obiecuje jesli chodzi o sobote i niedziele bo nie jestem pewna czy będę miala siłę
8 notes · View notes
konopnafarmacja · 1 year
Text
Rumianek - zioła na Majówkę
Tumblr media
Wiosna to pora roku, która kojarzy się z odrodzeniem, witalnością i pięknem natury. Jest to również czas, w którym wiele osób decyduje się na zmiany w swoim stylu życia, w tym również w pielęgnacji urody. Jednym z naturalnych składników, który może pomóc Ci w osiągnięciu pięknej i zdrowej skóry, jest rumianek. Rumianek to zioło, które od wieków jest wykorzystywane w kosmetyce ze względu na swoje właściwości łagodzące, antyoksydacyjne i przeciwzapalne. Dzięki obecności flawonoidów i polifenoli, rumianek pomaga w ochronie skóry przed stresem oksydacyjnym, spowodowanym przez szkodliwe czynniki zewnętrzne, takie jak promieniowanie UV czy zanieczyszczenia środowiska. Rumianek działa również kojąco na podrażnienia i stany zapalne skóry, dzięki czemu jest szczególnie polecany dla osób z wrażliwą i skłonną do alergii skórą. Regularne stosowanie kosmetyków zawierających rumianek może pomóc w łagodzeniu objawów trądziku, egzemy, łuszczycy i innych schorzeń skórnych. Nie tylko rumianek, ale wiele innych ziół również posiada właściwości pielęgnacyjne dla skóry. Warto sięgnąć po naturalne kosmetyki zawierające ekstrakty roślinne, zwłaszcza wiosną, kiedy nasza skóra potrzebuje dodatkowej ochrony i regeneracji po zimie. Napary z rumianku wykorzystuje się również jako naturalne alternatywy m.in. w przypadku dolegliwości układu trawiennego, a także wsparcie organizmu podczas silnego stresu.
Rumianek i inne zioła znajdziesz w naszej zakładce - Lecznicze zioła
https://konopiafarmacja.pl/71-ziola-lecznicze
0 notes
kasja93 · 1 year
Text
Cześć!
Tumblr media Tumblr media
Z początku chciałam Was przeprosić za wczoraj, ale nie będę udawać i umniejszać tego jak się czuje. Nie mam za co przepraszać. Nie zrobiłam nic złego. To nie moja wina, że jestem chora. Choć usłyszałam nie raz, że wymyślam, że to z powodu zbyt dużej ilości wolnego czasu i życia na zbyt niskich obrotach. Nawet dziś takie coś usłyszałam od taty. Jednak ja tak nie uważam. Z depresji można wyjść. I ja chce to zrobić. Mimo, że czuje się bezużytecznym pasożytem do niczego i nikomu nie potrzebnym. Wiem, że to nie jest prawda i to przez chorobę tak myślę. Staram się walczyć. O siebie, swoje zdrowie i o przyszłość. Chce żyć.
Tumblr media
W nocy spałam dobrze. Miałam naprawdę ciekawy sen o podróżowaniu w czasie. Był to serio fajny sen. Bardzo inspirujący. Rano obudził mnie Jerry, złapałam dziada i przytuliłam. Dzięki temu mogłam go wygłaskać :D oczywiście jak go wypuściłam to mnie otupał. Nakarmiłam uszate diabły, posprzątałam trochę w mieszkaniu, ogarnęłam się, zabrałam ciasto i pojechałam do szpitala.
Tumblr media
Tam przed szpitalem walka o przetrwanie na parkingu. Ja oczywiście jako mistrz kierownicy znalazłam całkiem spoko miejscówkę. Wjechałam tam na tzw. żyletkę. Znalazłam gabinet i się zaczął cyrk. Zapytałam kto ostatni i po uzyskaniu informacji usiadłam. Emeryci zaczęli się między sobą kłócić. Zaczęłam żałować, że nie wzięłam popcornu. Pluli jadem na tych, którzy przyjechali transportami medycznymi. Zawsze mnie ciekawi gdzie im się tak spieszy. Wyszła pielęgniarka i zapytała kto na zdjęcie szwów. Podniosłam rękę i weszłam bez kolejki xD oczywiście jazgotu nie było końca. Pani doktor podczas oględzin poprosiła mnie po zdjęciu szwów do siebie po receptę. Wyszłam z zabiegowego i powiedziałam, że pani doktor prosiła bym weszła po zdjęciu szwów po receptę. Jazgot niczym na targu. Uśmiechnęłam się tylko i rzuciłam „dobrze już dobrze! Ja wiem, że Wam emerytom zawsze się spieszy bo już Wam dużo życia nie pozostało” xDD mina tych popaprańców była bezcenna. Podniosła się taka wrzawa, że pani doktor wyszła z gabinetu, zjebała ich jak bure suki i wzięła mnie do gabinetu xDDD Tych ludzi serio już pojebało. Chciałabym być tak zdrowa by mieć tyle siły by się tak zawzięcie kłócić.
Tumblr media Tumblr media
U rodziców było średnio. Głównie przez nastawienie mojego taty względem tego jak się czuję. Mój tata pracował 6 lat jako konserwator w szpitalu psychiatrycznym w Łodzi. Powiedział, że ludzie wychodzili z lekami i najczęściej po kilku miesiącach wracali. Widział również osoby chore na ED. Mówił, że ktoś potrafił wyjść w dobrym stanie a po kilku miesiącach wracali pod sondę. Stwierdził, że jak ktoś się chce zabić to i tak to zrobi co by się mu nie powiedziało. Stwierdziłam, że może warto by było takie osoby wspierać. Mama przyznała mi racje i kazała ojca nie słuchać… Nie wiem. Czuje się jakby kopano leżącego, gdy słucham takich słów. Tata jest „starej daty”, nie okazuje zbytnio tego jak się czuje i nie mówi o tym póki już mu czacha nie dymi. Chyba ojcowie już tacy są. Ci których wychowywano na twardych i szorstkich w obyciu.
Tumblr media
Zjadłam u rodziców kalafiora. Była jeszcze smażona karkówka w panierce, ale odmówiłam.
W trakcie herbaty zadzwoniła pani z biura nieruchomości. W długi weekend dom będzie opróżniany i w poniedziałek dostaniemy klucze by móc zwozić rzeczy oraz zacząć remont. Jutro jedziemy wybrać busa, który w poniedziałek wypożyczymy. Jutro z rana postaram się spakować zastawę i rzeczy, których przez najbliższy czas nie będę używać. W weekend spakuje ubrania, konsole etc.
Tumblr media Tumblr media
Jestem zmęczona. Poszłabym spać, ale musiałam wyprać kołdrę. Dwukrotnie ją wirowałam by była jak najbardziej sucha. Jeszcze jest ciepło, więc schnie na tarasie. Ręce dalej mi bardzo mocno się trzęsą dlatego wylałam herbatę na pościel :/ brawo kutfa ja!
Tumblr media
41 notes · View notes
pozartaa · 2 months
Text
07.08.24 UTRZYMANIE WAG1 dzień 524. Limit +/- 2100 kca1.
Wybrane posiłki:
Tumblr media Tumblr media Tumblr media
Nie liczę kalor1i : 30 dni
Hej dziś mam na noc do pracy. Jutro też. I w końcu finito z moim prawie 3-tygodniowym maratonem w robocie. Czeka mnie "długi weekend"!
Oczywiście przez te dwa najbliższe dni posiłki się powtórzą bo tak najwygodniej. Teraz będzie parę gotowców - dziś sławna szpinakowa lasagne z Biedry na obiad👌
***
Wczoraj mój S. oświadczył mi, że chyba pojedzie do Niemiec.
Jego brat po raz kolejny rozstał się z żoną i już tam jest. (bosze, 3 razy do siebie wracali...a tak na prawdę jej chodziło o kasę. Kasa się skończyła - znowu go kopnęła w dupę. Mówiłam, że nic z tego nie będzie).
To info mnie rozjebalo, bo "małż" ma zamiar tam posiedzieć do października - do naszego wyjazdu na Majorkę... Rozpłakałam się. Generalnie w ogolę ma zamiar rzucić firmę w której teraz pracuje i to jest według niego najlepsza opcja. Kasa - kasą... Ale nie chcę żyć jak słomiana wdowa 😢. Tyle tygodni w pustym mieszkaniu jest dla mnie niewyobrażalne.
***
Poza tym jak to przed nocną zmianą. Ogarnęłam pudełka do pracy (na dziś i jutro). Około 12:00 położyłam się na drzemkę. Cieszę się, że podobał się Wam mój poranny post podsumowujący 30 dni nie-liczenia kalor1i. Dzięki temu mamy teraz nowy licznik na blogu 😁.
Dobrej nocy wam życzę i tradycyjnie pozdrawiam wszystkich nocnych stróżów i nocną zmianę na Tmblerze 🌙🌛🌝
39 notes · View notes
chimerqa · 4 months
Text
Jestem po badaniu ginekologicznym. Taka tam kontrola. W sumie bolało mnie podbrzusze, więc dodatkowo USG. Wzierniki, grzebanie, cytologia...
Po wizycie brzuch rozbolał mnie jeszcze bardziej. Właściwie czułam się jak po fistingu młotem pneumatycznym ;/ i to była moja ostatnia wizyta u ginekologa.
Poza tym kolana dalej rozwalone, do tego biodro też boli i to bardziej niż kolana. A do tego spiesząc się źle stanęłam i cos mi w stopie przeskoczyło i stopa mnie boli.
Podsumowując; chyba jestem stara.
Mogłabym wziąć wolne na 31. maja i jechać. Do Szczytnej, ale Pan Rower nie dojedzie, bo pracuje. I tak się zastanawiam czy jechać sama? A może siąść do maszyny w długi weekend? Kusi mnie, bo mi spodnie smutno wiszą na dupie, jakby depresję miały :D no i może jakaś kiecka by się uszyła :D
Tumblr media
Moje wesołe dziecko ;D
13 notes · View notes
xentropiax · 8 months
Text
No. 21
Nie pamiętam, kiedy ostatnio leżałam w łóżku z laptopem o tak późnej godzinie. I to jeszcze po to, by pisać. Dawno temu, wieki. A przecież kiedyś to była codzienność, przypominam sobie siebie w liceum, kiedy zasypiałam w pustym łóżku, otoczona poduszkami jak w twierdzy i do późnych godzin nocnych klepałam w klawiaturę bez opamiętania.
Echa dawnego życia wracają powoli. Jak to jest być samemu, prawie zapomniałam. Jak to żyć w ciszy, bez dzielenia się codziennością.
W ostatni weekend byłam u rodziców i podobne uczucie dopadło mnie wieczorem, w sobotę, gdy zorientowałam się, że nie mam do kogo zadzwonić wieczorem i opowiedzieć mu o swoim dniu. Choć może to nie do końca prawda. Pozostaję w kontakcie z przyjaciółmi, jesteśmy na linii, dużo rozmawiamy. Ale jednak te rozmowy, wieczorne, o głupotach, o codzienności, o szarości każdego dnia były zarezerwowane przez pięć długich lat dla Niego.
Nie czuję się samotna, naprawdę nie. Ale jest jakoś pusto. Im więcej to wszystko analizuję, skupiam się, robię audyt naszych wspólnych pięciu lat, tym bardziej myślę, że może miał rację. Że może faktycznie nie tak to powinno wyglądać. Szukam, węszę, kiedy zaczęło się psuć, próbuję zlokalizować moment, w którym zaczął myśleć, że może my razem to nie to. Wydaje mi się, że było to w zeszłym roku, może wiosną. A może wcześniej.
Wracam do dobrych chwil, do naszej pierwszej wspólnej podróży do Portugalii, do spacerów nad brzegiem oceanu i zachwycaniem się malutkimi króliczkami w parku da Cidade do Porto. Nad naszą wycieczką do Wenecji, aperolami pitymi na plaży. Nad pierwszymi spotkaniami, gdy jeździłam do niego, gdy byliśmy na odległość, gdy przez całe weekendy nie wychodziliśmy z łóżka. O tym, gdy poznałam jego rodzinę w Ukrainie, jak wszyscy byli mną zachwyceni, a on był chyba trochę z tego dumny. Jak wspierał mnie, gdy moja matka ryła mi psychę, jak sprowadzał mnie na ziemię, jak zachęcał do pisania. Jak gotowaliśmy razem, dzieląc się obowiązkami, bo ja nie potrafię dobrze kroić, a on smażyć mięsa. Jak kochał naszą kotkę, jak spali słodko w łóżku. Jak patrzyłam na niego, na jego zrelaksowaną twarz, gdy drzemał i myślałam jaki jest piękny.
Nie sądzę, że dało się coś zmienić. Myślę, że tak miało być. Oprócz tych pięknych chwil, było też sporo tych gorszych. Były momenty, w których byliśmy blisko rozstania, z różnych powodów. Była moja agresja i złość, jego milczenie, moje niewybredne teksty na temat jego rodziny, moje zawstydzanie go, choć nie byłam tego świadoma, jego przytyki, to jak powiedział mi, że nie nadawałabym się na matkę. Poraniliśmy się, wielokrotnie. Dlaczego więc tyle to trwało?
Nie wiem, jak to wygląda z jego strony, ale z mojej to całkiem proste: zaufałam mu na 1000% procent. Włożyłam całą wiarę w tę relację, opierała się na bezwzględnym i całkowitym zaufaniu, że mimo wszystko, kochamy się, że przejdziemy każde gówno, i że jestem pewna, że z drugiej strony jest tak samo. A przeszliśmy razem całkiem sporo. Najpierw rozłąkę przez kilometry, potem brak akceptacji mojej rodziny, brak pieniędzy, pandemię, to jakim echem odbiła się na nim wojna w Ukrainie, jego depresję (przynajmniej pierwszy epizod), mój epizod, aż do teraz. Są jednak rzeczy, których przeskoczyć nie sposób.
Nie żałuję czasu spędzonego razem. Kochałam. Dalej kocham. Ale mojego zaufania już nie ma.
Powiedział: nie widać po tobie, że jest to dla ciebie trudne. Odparłam: a jak mam wyglądać, czego oczekujesz? Czy miałam przyjść zapłakana? Wzruszył ramionami.
Wystarczająco się napłakałam, gdy wyszedł i powiedział, że idzie szukać mieszkania dla siebie. Wystarczająco, gdy widziałam, że się odsuwa, że mnie unika, że nie chce dotykać. To bolało. Wystarczająco przez te dni, kiedy nie wiedziałam, czy czegoś sobie nie zrobi, czy nie będę musiała za chwilę dzwonić po karetkę. Albo gdy tkwiłam w niepewności co do tego co dalej, cały długi tydzień z nieprzespanymi nocami, z poczuciem, że on mnie nie chce, że za chwilę nie zniosę takiego napięcia. Każde nasze spotkanie od zerwania jestem na lekach uspokajających. Jak mam więc wyglądać?
Coś się bezpowrotnie skończyło. Nie lubię palić mostów, ale czuję to coraz bardziej. Teraz twierdzi, że jest idiotą, że popełnił błąd, że to była najgorsza decyzja, jaką mógł podjąć i że chce to naprawić. Jak to naprawić, nie wie. Ja z resztą też nie. Nie sądzę by się dało. Nie, jeśli nie chcę sobie zafundować więcej niepewności, strachu, tego obezwładniającego lęku. Naprawdę wolę być sama, niż czuć znów coś takiego. Nie zrobię sobie tego, nie wpuszczę go znowu.
Zawsze wolałam 'do zobaczenia', niż 'żegnaj'. Nie odcinam się, to nie to. Wspieram go z daleka, myślami, bo niczego nie chcę dla niego bardziej, niż żeby poukładał się ze swoją głową, był szczęśliwy pomimo okoliczności, miał wiarę w to, że świat nie jest zły. Ale myślę coraz bardziej, że tu już nie da się posprzątać. Nie, kiedy brak tego zaufania, fundamentu.
Hej, życie, zaskocz mnie. Wierzę, że nic nie nie dzieje się bez przyczyny. Mam nadzieję, że za rogiem czeka coś wspaniałego.
7 notes · View notes
indira2004 · 5 months
Text
3.05.2024 piątek
Mam dziś obiecane, że ze szkoły mogę wyjść o 12, więc świętować mój długi weekend jadę na Ursus do Oli, która ma na balkonie świeżo zamontowaną pergolę, którą to pergolę trzeba oblać, dlatego kupiłam wino.
Głodna jestem, zapomniałam wziąć kanapki z lodówki.
11 notes · View notes
lolaolalala · 5 months
Text
Wczorajszy dzień zakończyłam migreną więc o 21ej poszłam już w słodką kimę. Obudziłam się w super nastroju i po śniadaniu wybraliśmy się na godzinny spacer po lesie z piesiem. Fajne to wolne <3 Pogodowo ideolo. Szkoda że jutro do roboty ale jakoś przeżyję ten jeden dzień a potem długi weekend na wsi. Będę się opalać, czytać i czyścić głowę. Zaczynam trzeci dzień diety i jestem naprawdę zadowolona. Przede wszystkim nie chodzę głodna i zdarza się że nie zdążę porządnie zgłodnieć a już wybija godzina kolejnego posiłku. Jedyną osobą która mnie demotywuje jest moja mama która biadoli jak to teraz mam przejebane, że ani loda nie zjem ani ciastka... No tak bo to jest najważniejsze a nie moje zdrowie, samopoczucie i samoocena. Jestem uczulona na takie gadanie i przykro mi że nie dostrzega, że to dobrze że robię coś dla siebie i więcej na tym zyskam niż stracę. No cóż, nie poddaję się i cisnę dalej :)
15 notes · View notes