Tumgik
#górny śląsk
kajenus · 3 months
Text
Tumblr media
Happy Miku Monday! I drew her in the Rozbark folk costume : -)
234 notes · View notes
mybeautifulpoland · 2 years
Text
Tumblr media
Upper Silesia, Poland by Arkadiusz Dziubany
833 notes · View notes
lichozestudni · 2 years
Text
Tumblr media
xd
27 notes · View notes
weirdpolis · 1 year
Text
youtube
"Pieśń V: Doliny"
by Miuosh and Zespół Śląsk with Jakub Józef Orliński (main vocal) and Marcin Wyrostek (accordion)
Part of a project Pieśni Współczesne.
"I feel how they 're calling me, how they whisper to me. Rising me from the knees. Rising the scream. Everything they've given me, what I know, what I love - Today I'm giving them back, like myself, to God.
(Valleys, valleys, valleys)
I'm carrying their pain, along the fields, along the electric cities. Black ground salt - their king. Until the heavens open up. Look what they'd given me. That's what I believe in - that's what I love til the end. Today I'm giving it back, like faith, like rays of sunlight.
(Valleys, valleys, valleys)"
<<"Pieśni współczesne" - wspólny album Zespołu Pieśni i Tańca "Śląsk" i Miuosha to projekt przełomowy, w którym niesamowity potencjał jednego z najstarszych i najbardziej docenianych zespołów folklorystycznych w Polsce i Europie kontrastuje z muzyką miejską, współczesną i korzystająca z zupełnie innych form wyrazu niż klasyczna. Miuosh jest autorem całości muzyki i wszystkich tekstów, które to jednak śmiało sięgają do tradycji ludowych tożsamych "Śląskowi", a podsycone lokalną mitologią i świeżym spojrzeniem na sprawy ludzkie, tworzą opowieść o ludziach ziemi zmagającej się z teraźniejszymi problemami, jednocześnie nie zapominającymi o szacunku dla tradycji. [...] Wykonywane są przez najlepszych i najciekawszych wokalistów współczesnej muzyki rozrywkowej i klasycznej w naszym kraju (Błażej Król, Bela Komoszyńska, Ralph Kaminski, Igor Herbut, Natalia Grosiak, Julia Pietrucha, Miuosh, Jakub Józef Orliński, czy duet Kwiat Jabłoni) z towarzyszeniem chóru i orkiestry Zespołu Pieśni i Tańca Śląsk. Projekt angażuje łącznie ponad 140 muzyków i wykonawców.>>
Source
7 notes · View notes
Text
Tumblr media
KATTOWITZ - now KATOWICE, GÓRNY ŚLĄSK, POLAND
0 notes
travelseriespl · 2 years
Text
Drewniany kościół św. Walentego w Bieruniu Starym
Drewniany kościół św. Walentego w Bieruniu Starym
Tumblr media
View On WordPress
0 notes
wis-art · 7 months
Text
Goat is polish and she comes from dolny śląsk, which is the Śląsk without the cool dialect
27 notes · View notes
taconafide2 · 2 years
Text
Pozamiatane
1 note · View note
mapsontheweb · 14 days
Photo
Tumblr media
Historical regions of Poland.
Historical regions are usually a tricky thing to establish since they often depend not only on geography, but also on old political borders. That's why sometimes they overlap each other.
Pomorze Zachodnie - West Pomerania
Pomorze Wschodnie - East Pomerania/Pomerelia (Other name - Gdańsk Pomerania)
Prusy Królewskie - Royal Prussia, consisting of Warmia (Ermland), Ziemia Chełmińska (Chełmno land), East Pomerania and Ziemia Malborska (Malbork land)
Prusy - Prussia, consisting of Royal Prussia, Mazury (Masuria), Prusy Górne (Upper Prussia), Prusy Dolne (Lower Prussia), and outside Polish borders Sambia and Litwa Mniejsza (Lesser Lithuania)
Mazowsze - Mazovia
Ruś Czarna - Black Ruthenia, mostly in Belarus
Ruś Czerwona - Red Ruthenia. It includes Wołyń (Volhynia), mostly in Ukraine.
Małopolska - Lesser Poland
Śląsk - Silesia, major subdivisions are Dolny Śląsk (Lower Silesia) and Górny Śląsk (Upper Silesia)
Łużyce Górne - Upper Lusatia, mostly in Germany
Łużyce Dolne - Lower Lusatia, mostly in Germany
Ziemia Lubuska & Nowa Marchia - Lubusz Land and New March/Neumark - By far the weirdest regions, both can be summarized as anything Brandenburgians conquered or purchased from Polish duchies in 13th and 14th century
Wielkopolska - Greater Poland
Kujawy - Kuyavia
120 notes · View notes
rouzynikiszowca · 7 months
Text
Tumblr media
Roses of Nikiszowiec, Rouzy Nikiszowca [the title]
[EN] Comic under construction. Expect drama, bricks, coal mines, Upper Silesia, love, lore, historical fiction of ~1900s. Stay tuned for more soon! Enjoy <3 [ŚL] Kryklo sie komiks. Bydzie drama, cegły, gruby, Obersleisen, przanie, ... , historyczne bajdurzenie kole XX wieku. Czekejcie na wincyj! Bydzie piknie! <3 [PL] Rysuje się komiks. Będzie drama, cegła, kopalnie, Górny Śląsk, miłość, historyczna fikcja w okresie początku XX wieku. Wkrótce więcej! <3
10 notes · View notes
polish-spirit · 2 years
Photo
Tumblr media
Plakat turystyczny reklamujący Górny Śląsk (lata 30).
13 notes · View notes
kajenus · 4 months
Text
Tumblr media Tumblr media
As always: God speed you, miners! Happy St. Barbara's day! 💛💙 ⚒️
36 notes · View notes
puti-n · 2 years
Text
Ktoś nawiązać znajomości popisać?? Tez Mile widziane osoby Górny Śląsk i okolice😁
7 notes · View notes
myslodsiewniav · 2 years
Text
Przy kawusi ostatniego dnia urlopu długiego weekendu czerwcowego
21 czerwca 2022r.
Trochę nie ogarniam, że to wszystko przetrwałam. W większości na swoich/naszych zasadach. I że zjechałam tyle świata! Jejku! Co za wyprawa!
I najlepsze: wczoraj wróciliśmy do domu, weszliśmy do mieszkania potykając się o kartony, brudną podłogę, rozbebeszone ciuchy na łóżku i po prostu AŻ CHCIAŁO SIĘ SPRZĄTĄĆ! :D Tak, jak wcześniej ogrom rzeczy na liście “do zrobienia po przeprowadzce” mnie przytłaczał, tak wczoraj i dziś z przyjemnością się zabrałam za porządkowanie własnej przestrzeni! :D Jest super! Mam tyle energii dziś! :D
Chcę spisać ten wyjazd dokładniej, ALE trochę mi źle z myślą, że każdy człowiek z Internetu (taki, któremu niekoniecznie ufam) mógłby to przeczytać, więc póki co skrócone wrażenia:
1 - rok temu jadąc na drugi koniec kraju z tym typem od zajęć teatralno-tanecznych w góry czułam się okay. Czułam, że przy nim nie muszę się wysilać, że komunikacja wychodzi nam jakbyśmy sobie czytali w myślach. Po prostu jakby był częścią mnie, nawet kompromisy wychodziły naturalnie. Teraz, rok później, jadąc z tym samym typem na jeszcze odleglejszy koniec kraju tylko się w tym utwierdzam. Kurcze, mam takie szczęście mając w tym cudownym facecie partnera!
2 - Trochę zaskakująco i przewrotnie od środka: MAZURY! Mazury! OMG! To był mój pierwszy raz w życiu na Maturach i miałam wrażenie, że WSZYSTKO jest tu inne niż się spodziewałam, że będzie! Myślałam o Mazurach bardziej jak o krainie na niżu. I ja wiem, że to nie są ani góry, ani wyżyny - wiem, że to krajobraz polodowcowy. A jednak miałam wrażenie przemierzając Polskę począwszy od Górnego Śląska, przez Dolny Śląsk, łódzkie, Wielkopolskę, podlaskie, w końcu przez mazowieckie, przez Warmię i wręczcie: Mazury - no i gdybym miała robić przekrój tej trasy zaczęłabym od terenów bardzo górzysto-pagórkowatych, potem przeszłabym przez płaszczyznę nizin z samotnymi wzniesieniami (jak Ślęża) majączącymi to tu, to tam na horyzoncie, potem mamy płaska nizinę ciągnącą się hen, po horyzont i nagle, zupełnie bez ostrzeżenia, na północy kraju (gdzie w mojej głowie istniała prawidłowość “tam już jest płasko i kropka, wszystkie rzeki mają ujście do morza, spodziewaj się szerokich delt”) znowu zaczynają się wniesienia i doliny, wzniesienia i doliny, wzniesienia i doliny. Ten sam feeling ta kraina daje (przynajmniej w fałdowaniu podłoża) co Górny Śląsk! To dla mnie było iest totalne zaskoczenie. Myślałam, że na filmach rozgrywających się na Mazurach po prostu operatorzy tak ustawiają kont, że te wzgórza są super widoczne. Ale nie! Tu naprawdę jest... powiedziałabym “górzyście” i mówiąc to czuję się jak ignorantka, bo chyba bardziej jest tu po prostu “mazursko” :P 
Niemniej uważam tę krainę za wielką niespodziankę - bycie tutaj faktycznie zderzyło mnie z konfrontacją swoich oczekiwań. :D
Z tym związaną mieliśmy zresztą zabawną historię: jedziemy sobie, krajobrazy przepiękne: barwne kwiaty błyskają w wysokim zbożu po obydwu stronach jezdni, górki i pagórki nakładają się jak kołderki z ilustracji w książce dla dzieci: grzbiecik za grzbiecikiem, grzbiecik za grzbiecikiem. A między górkami to tu, to tam lustra jezior odbijają błękit nieba. Słonko prażyło cudownie, wiatru nie było prawie wcale, jechaliśmy z otwartym dachem. To tu, to tam wyrastają samotne lub w pasach zielone drzewa. Po prostu idyllicznie. Aż chce się Mickiewicza cytować: 
Tymczasem przenoś moją duszę utęsknioną Do tych pagórków leśnych, do tych łąk zielonych, Szeroko nad błękitnym Niemnem rozciągnionych; Do tych pól malowanych zbożem rozmaitem, Wyzłacanych pszenicą, posrebrzanych żytem; Gdzie bursztynowy świerzop, gryka jak śnieg biała, Gdzie panieńskim rumieńcem dzięcielina pała, A wszystko przepasane jakby wstęgą, miedzą Zieloną, na niej z rzadka ciche grusze siedzą.
Obydwoje z O. w zachwycie i nagle on wypala “Wiesz co? Tu jest tak pięknie! Jak tak jedziemy mam silne skojarzenia ze sceneriami z Wiedźmina... Normalnie jakbyśmy byli w Wyzimie! Niesamowite, jakby to była kraina fantasty!” i myślałam, że kwiknę xD CAŁY ŚWIAT utożsamia świat z Wiedźmina DOSŁOWNIE z miejscem i krainą w której mój facet się urodził i wychował! I to zarówno widzowie filmu z Żebrowskim i serialu z Cavillem (kurde, ekipa z Cavilem włącznie siedziała w 2019 r dosłownie mu pod płotem! xD ). A on musiał pojechać na Mazury by poczuć feeling, który ja mam za każdym razem jak jedziemy odwiedzić jego rodzinne strony. Ech. Punkt widzenia zależy od punktu siedzenia. xD No, ale luz, potem sam się z tego śmiał i doprecyzował, że chodzi mu o Wizimę z gier, tam, gdzie można wejść na mokradła. :P No okay, to faktycznie się może zgadzać. :P
3 - to bardziej notka do samej siebie z przeszłości i do każdej babeczki, która zastanawia się jak i gdzie poznać fajnych facetów (jeżeli nie przez tindera itp). Ten wyjazd to była na wielu polach zaskakująca lekcja dla mnie. Również na polu relacji damsko-męskich. KAŻDE odejście (chociażby do kibla, albo by zrobić zdjęcia) od mojej grupy kończyło się zaczepianiem mnie (przeważnie kulturalnie i sympatycznie), flirtami,  zapraszaniem do rozmowy, przeja��dżki, puszczaniem mi oczek, słaniem uśmiechów, machaniem, obsypywaniem mnie maaaaasą komplementów. Tyle komplementów od tylu mężczyzn w tak krótkim czasie nigdy dotąd nie miałam okazji usłyszeć i dlatego czasem mnie to przytłaczało i trudno mi było to wszystko przyjąć jako coś mówione bezinteresownie i na serio. Miałam wrażenie, że chyba roztaczam jakieś pole magnetyczne kobiecości, bo po prostu mężczyźni do mnie lgnęli jak pszczoły do miodu.
Moim zdaniem przyczyna leżała gdzie indziej: ja byłam odprężona i bez oczekiwań względem facetów (bo jednego, cudownego już mam przy swoim boku) oraz drugi składnik wpływający na stan rzeczy: po prostu faceci w swoim żywiole (na festiwalu milośników motoryzacji) czuli się tak szczęśliwi i siebie pewni, że wszelkie zagadywania i odmawiania odbywały bez tej całej okropnej SPINY, napięcia i strachu przed odrzuceniem z którym kojarzą mi się randki z tindera, sympatii itp. Tutaj była pewność siebie totalna - i to po obydwu stronach. W zasadzie ostatniego dnia rajdu (czyli 3 dnia naszej podróży) wkurwiało mnie nawiązywanie kontaktu wzrokowego z ludźmi, bo prowadziło to do chociażby kilkuminutowej rozmowy, uścisków dłoni - a już po prostu nie miałam na to siły (ale nie ma tego złego - tego dnia poznałam CUDOWNĄ kobietę, nie żałuję niczego - mam na nią crusha!).
Więc prawda stara jak świat: najlepiej ludzi łączą miejsca, gdzie mogą się dzielić pasją. Na żywo! Tu jest najwięcej PRAWDY i najmniej opisowych zapewnień na temat obrazu siebie, jaki nosimy w głowie, a który nie zawsze pokrywa się z rzeczywistością. :D 
4 - doszłam do granicy w której mogę znosić tłum. Tej granicy po której przebywanie z innymi ludźmi jest nieznośne - nic się niby strasznego nie dzieje, ALE wszystko wnerwia.
5 - mój chłopak tęsknił za vintage czasami, które ja pamiętam z dzieciństwa. Szaleniec. Chciał jechać z papierową mapą (którą ja miałabym odczytywać i go prowadzić z siedzenia pasażera) bez GPSa. Japierdole - pamiętam, jak w dzieciństwie moi rodzice się kłócili przy takich wycieczkach, jak tata pośpieszał mamę, jak mama wpadała w panikę, jak się kłócili o zjazdy. NIE. Ja się na to nie piszę, ja chcę i wolę GPS! 
Niemniej jechaliśmy ponad 50-letnim samochodem, a mój chłopak zabrał aparat na klisze (mój, ten, który mama albo tata kupili mi jakoś na 8-9 urodziny, abym mogła robić zdjęcia - taki koszmarek, obowiązkowe wyposażenie każdego Milenialsa na kolonii lub zielonej szkole) - on szczęśliwy xD Niech się cieszy. Ja zabrałam lustrzankę cyfrową, a i tak bardziej polegałam na aparacie w telefonie (może nawet zainwestuje w coś z lepszym aparatem... albo w lepszą lustrzankę, bo coś się w niej psuje). 
6 - niańczenie nastolatka miało miejsce zgodnie z przewidywaniami. Rozwinę to później. Wkurzyło mnie to.
7 - wkurwiają mnie nieodpowiedzialni dorośli ludzie, którzy scedują zupełnie bezczelnie swoje obowiązki na ludzi, którzy po prostu są młodsi. To przekonanie, że “młody to szybciej/łatwiej coś zrobi” bez pytania czy ktoś chce, czy ma czas lub bez proszenia o przysługę mnie rozpaliło do białej gorączki. Bez poszanowania ludzi, czasu i granic! 
Byłam na to tak zła, że mój chłopak opisał mnie, podczas, gdy podnosiłam głos z oburzenia relacjonując mu czego od niego (nas) oczekiwano - “wściekła chihuahua”, bo tak wysoko i prędko ujadałam na ludzi. No cóż. Rozbawił mnie tym :P
8 - chcę kampera
9 - wyjechałam z domu ignorantką motoryzacyjną i wróciłam do domu ignorantką motoryzacyjną. Zmieniło się tylko to, że oburzają mnie założenia czynione przez osoby postronne na temat zabytkowego samochodu mojego chłopaka. xP
10 - zostaliśmy narzeczeństwem - ale o tym też napiszę później.
11 - namiot to nie jest coś dla mnie. Zdecydowanie NIE jest to coś dla mnie. Chcę kampera. :P
12 - bardzo mi dobrze z tym, że ograniczam picie alkoholu. Przez ostatni miesiąc nie piłam ze względu na antybiotyk, a na wyjeździe skupiliśmy się na alkohol całe dwa razy. I było nam super - nawet kupiliśmy dwa piwa w warszawie - jedno z Chihuahuą na etykiecie (oczywiście dla mnie, by opić zakończenie etapu podróży zmieniającego mnie we “wściekłą chihuahuę” :P), a drugie z Bassetem w koszuli flanelowej (bo bassety są słodkie) ... i nie wypiliśmy ich, bo nie mieliśmy ochoty xP Zjechały z nami pół Polski i wreszcie trafiły jako prezent dla przyjaciółki w Poznaniu. :P 
Abstynencja jest fajna. 
13 - mam ból dupy, bo byłam w Kętrzynie i WIEDZIAŁAM, że z czymś mi się Kętrzyn kojarzy, ale nie wiedziałam z czym... Nocowaliśmy tam, było tam przepięknie i dopiero gdzieś w okolicy Torunia do mnie trafiło. PIERNIK KĘTRZYŃSKI! No dupa jasna! W Toruniu wiedziałam, że się nie zatrzymamy, bo mieliśmy mało czasu (okay, to odchorowałam, innym razem), ale w KĘTRZYNIE spaliśmy! Spędziliśmy tam około 12 godzin! Buuuu... A piernik to moje ulubione ciasto... A mieszanka “piernik kętrzyński” to najbardziej niezawodna mieszanka na ciasto - zawsze wyrasta. Muszę chyba obmyślić szlak piernikowy po Polsce ( o ile taki już nie istnieje - jeżeli tak: jedziemy!)
14 - Dzikie zwierzęta: z racji, że początek podróży na tej rajd liczymy od zabrania samochodu z Górnego Śląska zaczynam liczenie od wilka... a po drodze trochę zwierzaczków jeszcze zaobserwowaliśmy.
15 - zgodnie całą ekipą mieliśmy wrażenie, że w północno-wschodniej Polsce ludzie jeżdżą samochodami bardziej przepisowo. I to było super fajne! 
16 - mój chłopak wreszcie poznał moich przyjaciół! A przyjaciele mojego faceta! Łiiiii!
17 - w Poznaniu złapała nas ta niesamowita burza. Po prostu wyglądała, jak efekty specjalne ze Stranger Things - skłębione szaro-śliwowe chmury z których trzaskało piorunami, grzmiało, a niebo bezpośrednio nad horyzontem, jakby w przestrzeni między dachami kamienic i tym grafitowo-fioletowym kłębowiskiem chmur miała odcień nasyconej maliny, takiej złowieszczej czerwieni ze świata Vecny i Łupieżcy Umysłów. Coś nieprawdopodobnego! Kolorowe szaleństwo. I oberwanie chmury tak intensywne, że przemokliśmy do suchej nitki! 
18 - brakowało mi dnia na odpoczynek, na leżenie na plaży, bez hałasu i bez ludzi. To by mi się przydało...
19 - przeszłam z teściem na “ty” i było słodko.
20 - poznałam taką parę jak my. To znaczy zarazem dosłownie i niedosłownie. Ale poznaliśmy parę, która jest razem od przynajmniej 11 lat (i wciąż są ze sobą szczęśliwi i zachwyceni życiem), jest między nimi chyba nawet większa różnica wieku niż miedzy nami i są po prostu... fascynującymi ludźmi! Mam crusha na tą babeczkę. :D Podobno z boku to wyglądało tak, jakbyśmy były znajomymi od lat - nie mogłyśmy się nagadać (o zabytach architektonicznych, historii, o pieskach, o wygodnym obuwiu, smacznym jedzeniu - a potem o “dobrej energii” :D i się nie mogłyśmy nawytulać). Dla równowagi mój O. nie mógł się nagadać z tym facetem o aktywnym spędzaniu czasu i motoryzacji (w zasadzie są po imieniu, ale jeszcze do niedawna gość był dla niego per “wujkiem” :P - jest facet ode mnie 2-3lata starszy). Muszę o nich więcej napisać, bo... czuję się przejęta i zachwycona!  To była ta część tej wyprawy z której wyniosłam najwięcej takiego osobistego funu - tutaj “moje rejony zainteresowań” były mocno stymulowane. :D Może kiedyś z nimi pojedziemy gdzieś zwiedzać świat. :D
21 - Mieliśmy własnych X-manów: profesora Xaviera i Magneto. Pierwszy poruszał się ZAWSZE na hulajnodze elektrycznej, a drugi tylko w ciemnych okularach z kubeczkiem (z kawą lub whisky) xD Oni sami twierdzili, że nie obrażają się na żadne porównania ich do pary kryptogejów (nie wiem czy to żarty czy nie xP) - mówili do siebie per “kwiatuszku” lub “cukiereczku” - moi ulubieni ludzie na wyjeździe poza moim facetem :P
22 - po przyjeździe do domu zastaliśmy na balkonie (w donicach) obraz nędzy i rozpaczy :( - 5 dni w drodze, zostawiony niby system nawodnienia, a we Wrocławiu przez 3 dni z tych 5 lało! A jednak! A jednak w niedzielę tak prażyło, że pomidory nam padły na płasko (a cholerniki mają około 1m wysokości), kwiatki uschły - nie wiem czy coś zakwitnie :(. Zioła tylko przetrwały.
23 - w domu pokłóciliśmy się z O. o rzecz ważną. I trudną. Ale kurde niesmak na zakończenie tak zgodnego i fajnego wyjazdu przez OCZEKIWANIA wobec nas przez osoby trzecie. Ja stawiam zdrowo granice - powiedziałam co i jak mogę zaoferować z poszanowaniem własnych granic, zaprosiłam na swoich warunkach w tygodniu (normalnie do pracy idziemy, to będzie noc z poniedziałku na wtorek i cały wtorek) do nas do mieszkania gościnię (która mogłaby nie być gościem, bo mogłaby mieć własny dach nad głową w danym terminie, gdyby tylko chciała, własną, zamieszkiwaną od lat przestrzeń, ale z wygody wybiera gościć się u nas), a gość akurat wczoraj dała znać, że jeszcze wygodniej by jej było, gdyby mogła u nas nocować jeszcze jedną noc (pon-wtorek-środa) i przy okazji wpaść do nas z jeszcze jedną osobą na nocowanie, a potem lecą we dwoje na festival. No super. Ja do pracy chodzę! Jeszcze raz zarysowałam, że na spotkania towarzyskie chętnie i z przyjemnością w weekendy, ale w tygodniu mam pracę, stresującą pracę, po pracy - muszę odpocząć. Jako host nie odpocznę, cały czas będę się spinać czy gością jest spoko - bez względu na to czy towarzystwo jest miłe czy niemiłe. Po prostu biorę odpowiedzialność za zapewnienie gościny i warunków bez względu na wszystko. Dla mnie dogodnym terminem na spotkania i nocowania jest weekend. Ale rozumiem, że sytuacja jest wyjątkowa - dlatego na ten nocleg pon-wt zaprosiłam w porozumieniu z O. naszą gościnię jeszcze w zeszłym miesiącu. Chodzi o wyjątkowe wydarzenie i po prostu zapewnienie wsparcia (też w formie obecności, dania otuchy i zaproponowanie ciepłego kakałka przed wielkim dniem). 
Tym czasem poczułam się wczoraj jak w ilustracji do powiedzonka “daj palec, a wezmą całą rękę”... Powtórzyłam mojemu chłopakowi (który pośredniczył w zapraszaniu gościni - bo to jego ziomeczka), że “no dobrze” z zastrzeżeniem, że pracuję z domu, nie będę się czuła komfortowo jeżeli ktoś mi się w tym czasie będzie po domu kręcił. W związku z tym, że teraz mowa o dwóch gościach proponuje, aby na czas naszej (mojej i mojego faceta) pracy tj. od 8-17 zajęli się sobą, a my zaprosimy na popołudnie, jak po pracy będę miała czas by coś upichcić. Zaznaczę: ja pracuję z domu, więc faktycznie mogę zacząć gotowanie po pracy, po 16, a mój chłopak ma jeszcze 49minut dojazdu do pracy w każdą stronę, więc w zasadzie zapraszam na nocleg i obiado-kolację, albo na jakieś wieczorne wyjście na miasto, ale jeżeli goście chcą się gościć to zapraszamy w przyszłości na jakiś wcześniej ustalony weekend. 
I okazało się, że goście totalnie nie wzięli pod uwagę, że pracujemy. I że nie zostawimy im samych w naszym mieszkaniu, nie damy im kluczy itp. Nie czuję się z taką myślą komfortowo. Gościni odpisała, że jej się nie podoba, że przez 8h nie będzie mogła wrócić do naszego mieszkania, że ona musi się przebrać - odpowiedziałam jej (i mojemu O.), że przecież może wrócić, przebrać się - drygnie domofonem to ją wpuszczę itp, później może iść się przejść po mieście, ale ja będę pracować w domu, więc zaproszę ją na spotkanie z nami po 16. To co zaproponowałam było tak bardzo dla nich nu-nu, że momentalnie dwójka naszych gości zaczęła szukać noclegu gdzieś indziej (a mi aż się zrobiło przykro i głupio, jakoś poczułam się jak zła wiedźma - ale kurcze, dla mnie to jest normalny dzień pracy... wiem, że dla nich to wyjątkowa sytuacja, więc tak w ogóle zapraszam, ale tu trzeba iść na kompromisy daleko idące... Ja też muszę się czuć komfortowo we własnym domu do cholery, to nie jest hotel).
A mój O. - i z tego cała nasza kłótnia - nie ogarniał jak to możliwe, że “nie mogę zagryźć zębów i wytrzymać tej dwudniowej niewygody” - która przecież też będzie rzutować na moją jakość pracy itp. Że przecież było tak nie raz, że po pracy widywałam się ze znajomymi - TAK, ale widywałam się na 2-4h! Nie na CAŁY DZIEŃ (przecież śniadanie będę musiała zaproponować, obiad, kolację, zmieni się rytm dnia: korzystanie z łazienki, ilość osób śpiących w naszym salonie) i nie byłam hostem od którego zależało ugoszczenie ludzi! Poza tym bywało, że byłam hostem (przez kilka dni) i wiem jak to drenuje z energii, nie ważne jak dobrze znam i jak dobrze czuję się w towarzystwie tych ludzi, których goszczę - po prostu zależy mi na tym, by moi goście mieli się dobrze i by im wszystko zapewnić, a to generuje stres i spinkę, nawet, gdy nie ma powodów do stresu i spinki. Staram się ogarnąć wiele rzeczy z wyprzedzeniem: atrakcje na różne warianty pogodowe, ręczniki, wygodne jedzenie posiłków, ścielenie łóżek itp itd. A prócz tego mam stres i spinkę w pracy, gdzie pracuje z ludźmi i po prostu potrzebuję kilka razy na dzień odciąć się od bodźców. Nie potrafił tego zrozumieć. Nie potrafił zrozumieć dlaczego nie chcę w zasadzie zaprosić gości do naszego domu na równych zasadach z domownikami: wchodzą kiedy chcą, wychodzą kiedy chcą... Ja się wtedy nie będę czuła we własnym domu komfortowo: nie chce by mi ktoś szukał po szafkach, lodówkach. No nie chcę, nie czuję się z tym dobrze. Czuję się zagrożona, czuję, że ktoś (nawet gdy robi to przyjaciółka) wpieprza się w moją prywatną przestrzeń. 
Wyszło nam baaaardzo głębokie niezrozumienie: rzucił mi, że po tej 16-tej on wróci do domu i zajmie sie goszczeniem swoich gości, a ja mogę iść robić to, co potrzebuję -cytuję- “idź z Programistą do kina! Cokolwiek!”. Wkuuuurwił mnie. Bo przecież mu tłumaczę, że nie chodzi o dobór towarzystwa, nie chodzi o to, że nie chcę spędzać czasu z tymi konkretnymi ludźmi, bo wolę spędzać go z innymi, nie chodzi o podziały “moi znajomi”-”twoi znajomi” - chodzi o mój stan wytrzymałości w kontakcie z ludźmi w ogóle zanim skończę zestresowana, przebodźcowana i zmęczona! Gdyby to był weekend to luzik! Ale to nie jest weekend, to jest środek tygodnia! I nie mogę powiedzieć im “wiecie co, jestem zmęczona, dla mnie na dziś koniec, lecę do siebie” by sobie poczytać książkę na kanapie przy jazzowej muzyce! Jako gospodyni muszę być obecna od początku do końca i trudno mi przewidzieć czy to nadwyręży granice mojego komfortu czy nie - bo to zależy od tego co się będzie działo. Znam swoje ograniczenia do cholery! I to nie jest tak, że mówię NIE - powiedziałam TAK już miesiąc temu, a wczoraj w reakcji na proponowane zmiany po prostu postawiłam swoje warunki - goście mogli się dostosować lub nie. Nie będę skazywać siebie we WŁASNYM DOMU na 72h niedogodności, bo ktoś sobie inaczej wyobrażał nocowanie pod moim dachem. Są rzeczy na które mogę się zgodzić i takie, które wychodzą poza moją granicę komfortu.
Tak strasznie się przez to pokłóciliśmy, że wczorajszy wieczór po tej cudownej podróży bez konfliktów był po prostu bardzo przykry i gorzki. Do porozumienia doszliśmy, przeprosiliśmy się, ale czułam się maksymalnie niezrozumiana i czułam, że mój partner nie chce mnie zrozumieć, że bardziej mu zależy na tym by pomóc gościom kosztem naszego (mojego) komfortu... I w sumie przyznał to... Był zły, że nie chcę pomóc jego ludziom w wyjątkowej sytuacji... 
Doszło do tego, że ze złości O. wyszedł się przejść po paluszki i wrócił bez paluszków. Potrzebował się uspokoić.
Też się uspokoić nie mogłam i w rezultacie włączyło mi się kompulsywne objadanie się - poszłam po pizze. Po całym wyjeździe zdrowego odżywiania się... Ech... Byłam (i jak to piszę też jestem!) na granicy płaczu z bezsilności i okropnej złości i żalu. Żarliśmy pizzę i oglądaliśmy film, horror gore... Heh. I dopiero wtedy napięcie ze mnie zeszło.
W rezultacie chyba nasza umówiona od ponad miesiąca gościnni i jej towarzysz, będą nocować u innych studentów, którzy cały czas są na chacie. Z nami się MOŻE spotkają. Problematyczne jest dla nich to, że od tych ludzi dojazd na ważne wydarzenie będzie dłuższy. Chyba ich ta sytuacja niespecjalnie poruszyła. No cóż...
Nadal mi smutno w związku z tą sytuacją... Nie wiem. Chyba jeszcze trzeba będzie o tym porozmawiać... :/
2 notes · View notes
weirdpolis · 1 year
Text
youtube
"Pieśń II: Gorycz" by Tomasz Organek, Miuosh and Zespół Śląsk.
Part of a project Pieśni Współczesne.
"My city loves its songs. 'Cause song is like grass, that you took and hold in your mouth. Or hold it while descending down into the ground. Bitter smoke over my city, when in the morning we leave our homes, and walk into the night - into the depths of our ground, 'cause we are from here.
I feel blood / in the air
cobbles under the feet
calling me / among the sounds
like small miracle.
My city. Has blood on the mouth. Holds me in the arms every short dawn. Grey faces sing. Every fragile thing. Everything from here. All and nothing. My city loves its children. All nights holds them firmly. They know each scar. What ours is is that bitter smoke.
You feel blood / in the air
cobbles under the feet
I'm calling you / among the sounds
for that you are here."
<<"Pieśni współczesne" - wspólny album Zespołu Pieśni i Tańca "Śląsk" i Miuosha to projekt przełomowy, w którym niesamowity potencjał jednego z najstarszych i najbardziej docenianych zespołów folklorystycznych w Polsce i Europie kontrastuje z muzyką miejską, współczesną i korzystająca z zupełnie innych form wyrazu niż klasyczna. Miuosh jest autorem całości muzyki i wszystkich tekstów, które to jednak śmiało sięgają do tradycji ludowych tożsamych "Śląskowi", a podsycone lokalną mitologią i świeżym spojrzeniem na sprawy ludzkie, tworzą opowieść o ludziach ziemi zmagającej się z teraźniejszymi problemami, jednocześnie nie zapominającymi o szacunku dla tradycji. [...] Wykonywane są przez najlepszych i najciekawszych wokalistów współczesnej muzyki rozrywkowej i klasycznej w naszym kraju (Błażej Król, Bela Komoszyńska, Ralph Kaminski, Igor Herbut, Natalia Grosiak, Julia Pietrucha, Miuosh, Jakub Józef Orliński, czy duet Kwiat Jabłoni) z towarzyszeniem chóru i orkiestry Zespołu Pieśni i Tańca Śląsk. Projekt angażuje łącznie ponad 140 muzyków i wykonawców.>>
Source
2 notes · View notes
Text
Tumblr media
Gruss aus Bad Centnerbrunn, Oberschlesien - now part of Nowa Ruda (Neurode), Poland, Górny Śląsk
a
0 notes