Mieszkam w Krakowie, ale wyobrażam sobie, że mam dom pod lasem
Don't wanna be here? Send us removal request.
Text
Nieprzygotowanie
Pierwszy śnieg zabrał kolory wszystkim przedmiotom i świat zrobił się czarno-biały. Tylko młoda brzoza posadzona w ogrodzie naprzeciwko wyróżnia się kolorami. Nie zrzuciła jeszcze jesiennych liści, zupełnie nieprzygotowana na zimę. Ja też ciągle nie zmieniłam w aucie opon na zimowe.
0 notes
Text
Prawie haiku
Słońce wisi tuż nad ziemią, nisko latają przedburzowe jaskółki. Stoję na murach klasztornych, z głową w chmurach. Zbyt daleko myślami, żeby policzyć sylaby.
0 notes
Text
Bez gór nie da się nawigować
Najzabawniejsza rzecz przed Warszawą – znak głoszący: Radom Centrum Potworów. (Tak naprawdę: Radom Centrum / Potworów.)
Najzabawniejsza rzecz za Warszawą – że Ziemia jest płaska. Żadnych gór, horyzont daleko. Droga przypomina trochę bieg na bieżni – niby się poruszasz, ale nic wokół się nie zmienia. Ciągle to samo błękitne niebo, wściekle żółte pola rzepaku, jeziora przebłyskujące przez cienkie firanki drzew. Łatwo stracić poczucie czasu i prędkości. Rzeczywistość się zapętla. (Może dlatego dostanę potem mandat za jazdę na tym odcinku.) Kiedy wreszcie skręcam w boczną ścieżkę prowadzącą do Leśniczówki, mam poczucie że budzę się z jakiegoś snu. Uważność odzyskuję w pełni kilkaset metrów przed bramą. Muszę zatrzymać samochód, bo na środku drogi siedzi łaciaty kot i nic sobie nie robi z nadjeżdżającego pojazdu. Przez chwilę myślę, że trzeba będzie wysiąść i go po prostu przenieść, ale po drugim klaksonie wstaje niechętnie i odchodzi w stronę krzaków.
Kilka dni później chcę jechać do Kętrzyna (12 kilometrów od Leśniczówki). GPS prowadzi mnie na manowce – przez jakąś nielegalną leśną drogę. Wije się pomiędzy jeziorami przebłyskującymi przez zasłony roślin. Próbuję ją potem odnaleźć, kiedy wychodzę na spacer. Idę brzegiem wody, wśród zarośli. Czy to to samo jezioro i te same drzewa? Nie wiem, bez gór na horyzoncie jestem zupełnie zagubiona.
1 note
·
View note
Text
Punkty na mapie
Rozkładam mapę i przyglądam się oznaczonym w okolicy miejscom. Osuwisko z 2003 roku. Brzoza drobnolistna. 32 sosny. Czy to naprawdę są rzeczy, które warto zaznaczać na mapie turystycznej?
Chyba nie powinnam oceniać. Siedzę właśnie nad Jeziorkiem Bobrowym – niedużym sztucznym zbiornikiem wodnym, jednym z wielu miejsc w Bieszczadach, które wykorzystano, by na powrót wprowadzić bobry do ekosystemu. Jakiś czas temu postawiono tu platformę widokową i dodano znaki przy istniejącej już trasie na Chryszczatą. I tak w plamie zieleni urozmaiconej jedynie liniami poziomic mógł się pojawić kolejny punkt.
Bieszczady są rozległe, a punkty na ich mapie rozsiane bardzo rzadko. O ile nie masz w planach zdobywać szczytu czy zaliczać kolejnego odcinka szlaku, nie znajdziesz tu zbyt wiele dla siebie. Brakuje punktów odniesienia, pretekstów do wyruszenia w drogę. Zupełnie inaczej niż w mieście, gdzie można chodzić od kościoła do kościoła, od kawiarni do kawiarni, od parku do parku.
Moją tezę potwierdza rowerzysta spotkany przy zejściu ze ścieżki na Chryszczatą, miejscowy miłośnik gór. Gdy dowiaduje się, że jestem z Krakowa, próbuje nawiązać nić porozumienia i wymienić nazwy, które coś mi powiedzą. Usiłuje przypomnieć sobie hotel, w którym kiedyś nocował, ale pamięta jedynie, że to było koło straży pożarnej. Pokazuje kierunki świata, ale nic mi to nie mówi. Gdyby chodziło o Jabłonki czy Wołkowyję, natychmiast mogłabym taki hotel zlokalizować. Ale w Krakowie? Za dużo noclegowni i strażaków.
Nazywanie miejsc i rozpoznawanie nazw, które wymieniają inni, daje poczucie wspólnoty.
– Wchodziliśmy na Jasło od strony Przysłupia, tam za przystankiem – opowiada znajomy, a ja z satysfakcją przytakuję, bo dobrze wiem, o którym miejscy mówi. W Przysłupiu jest tylko jeden przystanek.
Wracając z Bobrowego Jeziorka, zatrzymuję się, żeby zrobić zdjęcie dziwnemu drzewu. To najbardziej charakterystyczna rzecz po drodze. Korci mnie, żeby zaznaczyć je w przewodniku – na bieszczadzkiej mapie jest jeszcze sporo miejsca.
0 notes
Photo









Połonina Wetlińska; Jeziorko Bobrowe w drodze na Chryszczatą
0 notes
Text
Droga
Zaczyna się od zbyt późnego wyjazdu. Potem w ciemności mylę zakręty i już wiem, że na pewno nie zdążę przed 22:00.
Coraz mniejszy ruch na drogach, same drogi też coraz mniejsze. Egzotyczne nazwy miejscowości. Na tablicy głoszącej „Toki” ktoś dopisał „o” – Tokio.
– Proszę się nie spieszyć, zaczekamy – zapewnia przez telefon gospodarz. – I proszę uważać na zwierzęta, bo dużo się ich teraz kręci.
Za Komańczą drogę przebiega mi zając. W Smolniku poboczem sunie borsuk.
Wysiadam i patrzę w niebo. Nie ma już ulic i samochodów, jest tylko Droga Mleczna.
0 notes
Text
Kot i kos
Ona – oślepiająco biała. Gdy siedzi w pełnym słońcu z przymrużonymi oczami, można by zapomnieć, że to kot. Wygląda po prostu jak kula światła. Zdradza ją tylko różowy nos.
On – połyskliwie czarny. Choć momentami, wydaje się, że nie, że przecież fioletowy, niebieski, zielony. Gdy przeskakuje z gałęzi na gałąź, kolor piór zmieniają się jak w kalejdoskopie. Tylko dziób pozostaje uparcie pomarańczowy.
Siedzą naprzeciwko siebie. Dzieli ich półtora metra odległości, siatka balkonowa i całe spektrum barw.
0 notes