Don't wanna be here? Send us removal request.
Text
Chrześcijańska historia
Pisząc o tej książce, nie jestem w stanie pominąć niezwykłego wydania, które całym "Opowieściom z Narni" zapewniło Media Rodzina. Jest to po prostu dzieło sztuki, a ja mam szczęście posiadać je dla siebie i niewysłowioną radość sprawia mi dotykanie go, przeglądanie ilustracji, zachwycanie się jego stroną fizyczną. Chociaż zazwyczaj nie mam nic przeciwko plamom i zapiskom na kartach książek (w końcu świadczą o tym, że ktoś je czyta), to tym razem rozważałam nawet możliwość zakupienia tańszego wydania, do czytania... "Ostatnia bitwa" mnie zachwyciła. To chyba najlepsza część cyklu (choć tak samo mówiłam po ukończeniu "Siostrzeńca czarodzieja"). Początkowo było mi żal, że to już koniec, że nie ma już nie tylko historii o Narnii, ale zniknie i sama kraina. To było straszne, czytać: "ostatnia bitwa", "ostatni król". Tymczasem Lewis całkowicie mnie zaskoczył, zostawił w poczuciu euforii, spowodowanej słusznością końca tego wszystkiego. Ale przejdźmy do początku... A na początku poznajemy parę "przyjaciół": szympansa Krętacza i osła Łamigłówka. Pewnego dnia znajdują oni w rzece skórę zabitego lwa, co staje się przyczyną małego zamieszania w Narnii. ebook pobierz Osioł bowiem, przekonany o uczciwych zamiarach szympansa, decyduje się opatulić tą skórą i udawać Aslana. Wierzy, że tego właśnie chce Najwspanialszy Lew, a Krętacz staje się w jego wyobraźni medium łączącym prawdziwego Lwa z jego marną, oślą postacią. Zwierzęta uwierzyły. Pokornie wykonują coraz to nowe i bardziej dla nich bolesne rozkazy fałszywego Aslana. Mówiące konie pracują ponad siły, mało kto odważa się pomagać potrzebującym przyjaciołom w obawie przed gniewem Lwa. Zdezorientowanym i zastraszonym mieszkańcom Narni wmawia się, że dobry i mądry Aslan oraz ceniący sobie ofiary z wiernych Tasz, bóg sąsiedniej krainy, Kalormenu, to jedna i ta sama osoba. Oczywiście pozostaje jeszcze garstka wiernych zdecydowanych na ratowanie krainy, zgromadzonych wokół króla Tiriana, a są wśród nich dzieci Ewy: Julia i Eustachy. Czy uda im się uratować Narnię? Tym razem nie. Przynajmniej nie w tej postaci, jaką dotychczas znaliśmy. Jednak nie sama fabuła była tutaj (co chyba oczywiste) najważniejsza. Na mnie przede wszystkim zrobiły głębokie wrażenie słowa Aslana skierowane do jedynego uczciwego Kalormeńczyka, który martwił się, że całe życie błądził szukając i wielbiąc Tasza, a teraz dopiero rozumie, że nie on jest tym, komu należała się cześć. Aslan pocieszył go tymi słowami: "(...) Ja i on tak bardzo się różnimy, iż żaden niegodziwy czyn nie może być dokonany w moje imię, a żaden czyn, który jest godziwy, nie może być dokonany w jego imię. Dlatego, jeśli ktokolwiek przysięga na Tasza i dotrzymuje przysięgi, ponieważ ją złożył, naprawdę przysięga mnie, choć o tym nie wie, i to ja udzielam mu nagrody. I jeśli ktokolwiek wyrządza okrucieństwo w moje imię, wówczas, choć wymawia imię Aslana, naprawdę służy Taszowi, i to Tasz przyjmuje jego czyn". Wyobrażam sobie, że te słowa zostały wypowiedziane naprawdę, że łączą wszystkich ludzi dobrej woli na całej Ziemi, niezależnie od tego, jak na imię ma ich bóg. Te słowa jakoś tak po prostu dają nadzieję. Jak i miejsce, w które poprowadził uczciwych Narnijczyków oraz tych mieszkańców Ziemi, którzy niejednokrotnie pomagali w zaprowadzeniu ładu i harmonii w państwie Mówiących Zwierząt. To po prostu obrazek raju, w którym jest miejsce na nową, lepszą Narnię i spotkanie tych wszystkich, których się kiedyś kochało, a którzy odeszli. To jest naprawdę piękne i wzbudziło we mnie pragnienie, by Aslan dotarł już tu, na Ziemię, i aby już i tu zapanował niczym nie zakłócony pokój. "Ostatnia bitwa" jest niewątpliwie najbardziej chrześcijańską z wszystkich części cyklu. Ale Aslan nie zgromadził wszystkich mieszkańców Ziemi, mających w przeszłości coś wspólnego z Narnią. Nie ma wśród nich Zuzanny, która nie chce już słyszeć o przeżyciach dzieciństwa. Najlepiej opisują ją słowa Łucji: "Zmarnowała lata szkolne, myśląc tylko o tym, żeby wreszcie być dorosła, a teraz zmarnuje resztę życia, starając się zatrzymać czas. To jej recepta na życie: przebiec ten najgłupszy dystans jak najszybciej, a potem zatrzymać się na tak długo jak można". Trafne, prawda? I znajome. W doskonały sposób ilustruje też Lewis tezę, że świat możemy zobaczyć tylko w takich barwach, z jakich sami jesteśmy uszyci. Źli nie dostrzegą dobra, choćby im się je podetknęło pod sam nos. Mówię tu o rozdziale zatytułowanym: "Jak karły nie dały się oszukać", w którym zupełnie różne osoby trafiają do środka stajni, w której rzekomo miał ukrywać się Taszlan (bo skoro Tasz i Aslan to jedno, to takie mu nadano imię). Jedni widzą tam cudowną krainę, pełną zieleni i najsmaczniejszych owoców, inni plugawą dziurę, ciemną jak najciemniejsza noc. Nie wierzą, że coś innego istnieje, więc nie mogą tego zobaczyć. Uwielbiam baśnie. Powodów można by podać mnóstwo, a jednak najważniejszym z nich będzie jasne określenie tego, co złe. W historiach nie z tej ziemi od razu rozpoznajemy czarny charakter, pragniemy jego unicestwienia lub zmiany na lepsze. A w życiu? Jest gorzej, bo nie jest jednobarwnie. I zawsze łatwiej podnieść rękę na Uruk-hai niż na człowieka.
0 notes
Text
Nie tacy masoni straszni
Zwolennicy teorii spiskowych od lat twierdzą, że światem rządzi niewielka grupa. Jedni obstawiają masonów, inni iluminatów bądź Klub Bilderberg. Atmosferę podgrzewa fakt, że popkultura zaczęła używać symboliki członków tych tajemniczych stowarzyszeń, a także doszukiwać się ich znaków w znanych miejscach. Andrzej Zwoliński pochylił się nad tym, jak wyglądała polska masoneria od początku jej istnienia. Wydawać by się mogło, że skoro autorem książki jest ksiądz, będzie ona tyradą przeciwko wolnomularstwu - nic bardziej mylnego. Zwoliński trzyma się bowiem historycznych faktów, a wynika z nich, że nasza ojczyzna sporo zawdzięcza masonom. Brzmi to nieco zaskakująco, być może nawet złowieszczo, bo jak to? Polską kierowała tajemna grupa ludzi? Otóż wcale nie taka tajemna. Loże wolnomularskie w XVIII wieku były bardzo popularne, szczególnie wśród wyższych klas społecznych. Tuż przed zaborami masoni stanowi aż 20% Sejmu! I bynajmniej nie przyczynili się oni do rozpadu Rzeczpospolitej. Przeciwnie - głosili idee niepodległościowe i narodowe oraz pomagali przy tworzeniu Konstytucji 3 Maja. Wystarczy dodać, że do wolnomularzy należały takie osobistości, jak Stanisław Potocki, Aleksander Fredro, książę Józef Poniatowski czy nawet prymas Polski Gabriel Podoski. Dopiero po odzyskaniu niepodległości wróciła walka ideologiczna oraz - popularne już wcześniej - romansowanie z okultyzmem i spirytyzmem, o czym w swoich dokumentach pisała m.in. Wielka Loża Rycerzy Ducha. Masoni zaczęli być uznawani za zagrożenie, zatem rozpoczęła się kampania przeciwko nim. Głos zabrał sam papież Pius XI, a i polscy biskupi skutecznie odstraszali katolików od wolnomularstwa. Doprowadziło to do jego rozwiązania w 1938 roku. Niemniej idee przetrwały w podziemiu, a loże istniały zarówno podczas wojny, jak i w okresie komunizmu. Do teraz zresztą przetrwało wiele organizacji kontynuujących misje wolnomyślicieli, np. dążenie do laicyzacji życia publicznego, i jak twierdzi autor, "Różnorodność organizacji paramasońskich pozwala masonerii penetrować rozmaite środowiska społeczne i mieć wpływ na ich kształtowanie"*. Czy kogokolwiek dziwi, że wśród związanych z obecnym wolnomularstwem pojawiają się nazwiska Adam Michnik i Antoni Słonimski? "Polskie ścieżki masonerii" są pozycją dobrze udokumentowaną, pełną cytatów i ilustracji, a dat, nazw lóż i nazwisk z nimi związanych padają setki. mobi chomikuj Historia polskiego wolnomularstwa została opowiedziana od samego początku jego istnienia aż po czasy współczesne, a by ułatwić nam zrozumienie niektórych ruchów masonów, Andrzej Zwoliński dodał także kontekst międzynarodowy. Szacunek należy się autorowi również za to, iż nie wydaje sądów, lecz posługuje się wypowiedziami żyjących w omawianych czasach osób z obu stron barykady. Brakuje mi jedynie informacji o samych obrządkach, o tym, co znaczyły stopnie wtajemniczenia i jak wyglądały prace lóż. Bliżej im było do spotkań gentelmanów czy arystokraci zachowywali się tam jak prostacy? Masoni rzeczywiście umieszczali swoje symbole gdziekolwiek się dało czy to wymysł? Jak wyglądała inicjacja, a później przechodzenie z jednego stopnia wtajemniczenia na drugi? Odpowiedzi na te pytania nie znajdziemy. Nie zmienia to jednak faktu, że książka Andrzeja Zwolińskiego burzy wiele narosłych z czasem mitów o masonach i "odczarowuje" to zgromadzenie. Ta wpływowa, choć nieliczna grupa nie tyle pociąga za niewidzialnie dla zwykłych śmiertelników sznureczki, ile walczy o swoje ideały oraz dysponuje licznymi kontaktami. Bać się masonów nie musimy, wystarczy, że wiemy o ich istnieniu. --- * Andrzej Zwoliński, "Polskie ścieżki masonerii", Wydawnictwo M, 2014, s. 254. [Recenzję opublikowałem także na swoim blogu]
0 notes
Text
Opętane społeczeństwo
"Opętani" to powieść, której chyba nikt po Gombrowiczu spodziewać się nie mógł. Ten mistrz groteski, zadeklarowany postmodernista, kpiarz i nonkonformista napisał powieść stylizowaną na romans gotycki. Zrodziła się ona po części z przyczyn materialnych (po śmierci ojca Gombrowicz znalazł się w kłopotach finansowych), po części zaś z chęci zmierzenia się z "czytelnikiem pospolitym". ebook ściągnij Dlatego też powieść drukowana była w odcinkach w dwóch popularnych dziennikach: "Ekspresie Porannym" i "Kurierze Czerwonym". Gombrowicz przez wiele lat nie przyznawał się do autorstwa (powieść została wydrukowana pod pseudonimem Zbigniew Niewieski), a później kpił z książki, nazywając ją romansidłem dla kucharek. Nie dajmy się jednak zwieść tej lekceważącej ocenie, bo "Opętani" to powieść znakomita. Mamy tu nagromadzenie licznych wątków: romansowego, sensacyjnego i parapsychologicznego. Para głównych bohaterów, Maja Ochołowska i Marian Walczak vel Leszczuk, zakochuje się w sobie, łamiąc wszelkie konwenanse: ona jest panną z dobrego domu, on zaś prostym trenerem tenisa. Ich uczucie jest niespodziewane i niszczące, spowodowane jakby tajemniczą, destrukcyjną siłą. Tłem romansu jest krew mrożąca w żyłach historia rozgrywająca się w nawiedzonym zamku, który sąsiaduje z należącym do rodziny Mai dworem. Klątwa i fatalizm ciążą więc nad tym związkiem, który to zacieśnia się, to rozluźnia w zależności od zwrotów akcji. Gdyby oceniać dzieło Gombrowicza całkowicie oderwawszy je od reszty jego spuścizny, trzeba by przyznać, że "Opętani" to tylko czytadło, czarujące co prawda wartką akcją i sprawnością prowadzenia intrygi, ale niewykazujące żadnych specjalnych cech geniuszu autora "Ferdydurke". Kiedy jednak powiąże się z sobą obie warstwy, otrzymamy powieść będącą ironicznym obrazem społeczeństwa i krytyką lekkiej literatury. Gombrowicz kpi z otaczającej rzeczywistości, ze współczesnych mu konwenansów i zainteresowań. Wyśmiewa tzw. dobre towarzystwo, publicznie oburzające się na wszelkie odstępstwa od etykiety, a w prywatnych alkowach oddające się rozpuście, seansom spirytystycznym wątpliwej jakości czy podstępnym knowaniom. Zaręczam, że lektura "Opętanych" nie raz doprowadza do wybuchu śmiechu. Zabawne igranie z tonami powieści, łączenie tego, co "niskie" z tym, co "wysokie", zapewnia rozrywkę dużej klasy, pozwalając jednocześnie zadumać się nad hipokryzją społeczną. Gombrowicz wkłada w usta swych bohaterów rozliczne aforyzmy, które, wykrzywione przez groteskowy pryzmat, rozbawiają do łez. Bo jak nie śmiać się np. z kończącej powieść konstatacji: "Na tym świecie pełnym niejasności i zagadek, mroków i mitów, dziwów i pomyłek, jest tylko jedna nieomylna prawda - prawda charakteru!"*. Polecam! --- * Witold Gombrowicz: "Opętani", Wydawnictwo Literackie, Kraków 2004, s. 349.
0 notes