Text
Zazdroszczę z głębi serca
Kochane przeciwniczki aborcji. Zazdroszczę wam waszego wyobrażenia o świecie. Ale tak naprawdę szczerze, z głębi serca.
W waszym pięknym świecie:
Antykoncepcja jest dostępna zawsze dla wszystkich i nigdy nie zawodzi.
Kobiety uprawiają seks tylko w kochających związkach i zawsze z wyboru.
Dzieci rodzą się zawsze zdrowe, rodzicom, którzy ich pragną, są na nie gotowi i będą je ogromnie kochać.
Nawet jak komuś się rodzi niechciane dziecko to oddaje do adopcji, która działa sprawnie jak w bajkach Disneya. Wszystkie dzidziusie od razu znajdują kochające domy na zawsze, a sierocińce są puste.
Zazdroszczę wam tego świata.
W moim ponurym świecie antykoncepcja czasem zawodzi. Nie wszyscy mogą przyjmować antykoncepcję hormonalną. Podwiązanie jajowodów jest nielegalne, a kondomy czasem pękają, albo się zsuwają w trakcie stosunku. Kalendarzyk i metoda objawowa nie działają przy nieregularnym okresie.
W moim ponurym świecie kobiety czasem uprawiają seks bo nie chcą stracić ukochanego. Czasem, by poczuć z kimś bliskość emocjonalną. Czasem ze strachu przed oceną. Czasem ze strachu o swoje zdrowie i życie. Kobiety czasem są w toksycznych związkach, z których ciężko im uciec bo nie mają niezależności finansowej, bo nie wierzą że zasługują na więcej, bo się boją.
W moim ponurym świecie dzieci czasem umierają niedługo po porodzie. Dzieci czasem rodzą się rodzicom, którzy nie są na nie gotowi, albo którzy nigdy nie chcieli dzieci. Dzieci czasem się rodzą w domach z przemocą. Dzieci czasem się rodzą samotnym matkom, które ledwo wiążą koniec z końcem. Dzieci czasem się rodzą w domach, w których zwyczajnie nie ma dla nich miłości.
Co gorsza w moim świecie dzieci z takich domów dorastają z problemami. Dzieci z takich domów często odbierają sobie życie. Dzieci z takich domów często uzależniają się od używek i pakują w kłopoty. Dzieciom z takich domów ciężko budować zdrowe relacje, ciężko im założyć zdrową i szczęśliwą rodzinę.
W moim ponurym świecie system adopcyjny jest dziurawy. Wiele dzieci całe życie przechodzi od rodziny do rodziny. Za to wielu marzących o adopcji rodziców, musi przebrnąć przez lata formalności i przygotować się na wychowanie dziecka zranionego porzuceniem i nieufnego.
Aborcja nigdy nie jest łatwą decyzją. Niestety w moim ponurym świecie aborcja bywa ostatnią deską ratunku dla wielu kobiet. I o dostęp do tej opcji walczymy dla siebie i innych kobiet.
Wasz świat jest piękniejszy, szkoda tylko że nieprawdziwy. Skąd to wiem? Bo sama przeżyłam kilka z wyżej wymienionych, ponurych scenariuszy. Bo czułam bezsilność wspierając bliskie mi osoby, które przez te scenariusze przechodziły. Bo wspieram fundacje, i ludzi, którzy działają na rzecz tych spraw. Ale nade wszystko wiem, bo staram się słuchać z empatią drugiego człowieka, nieraz skrajnie innego niż ja. Staram się stale uczyć i pytać kiedy czegoś nie rozumiem, zamiast twierdzić, że mam wszystkie odpowiedzi.
Czego i wam życzę, po to by wasz świat kiedyś stał się rzeczywistością.
2 notes
·
View notes
Text
Punkt zwrotny: akceptacja
Depresja czuje się nieswojo kiedy jest akceptowana i kochana. Mało kto to robi więc jest to dla niej niezręczne. Kiedy mówię swojej depresji jak wiele dla mnie zrobiła, że nie byłabym kim jestem gdyby nie ona, peszy się.
Kiedy zaczynam być wdzięczna za swoją depresję, traktować ją jako przyjaciela a nie wroga, i ja i ona zmieniamy się na lepsze. Depresja jest małym buntownikiem, im bardziej ją odrzucam tym bardziej mnie rani. Tym samym walcząc z nią ranię samą siebie.
To dla mnie dość zaskakujące odkrycie, nieintuicyjne. Musisz zrozumieć czytelniku, że kiedy walczy się z czymś praktycznie całe życie, myśl o tym by to zaakceptować zbliża Cię ku szaleństwu. Niedorzeczne to zwyczajnie i tyle.
Pewnego dnia jednak miałam nastrój na niedorzeczne. Zadałam sobie jedno pytanie "Skoro tak mi źle z depresją czemu tak kurczowo się jej trzymam?". Wprawiona w wewnętrznym monologu, odbiłam natychmiastowe "to nie ja to ona". Tego dnia postanowiłam być uparta "Dlaczego? Dlaczego tak naprawdę?". I jak to bywa gdy przycisnę siebie mocno, odpowiedź mnie zaskoczyła "bo jest bezpieczna i wygodna". Wygodna jak ten stary rozpadający się fotel, w którym siedzisz w najbardziej nieanatomicznej pozycji, po czym boli Cię każda kość w ciele. I mimo tego, że jest paskudne i złe dla Ciebie i śmierdzi, wydźgałbyś oko każdemu kto chciałby je wyrzucić. Mówisz znajomym, że nienawidzisz tego fotela, że ich fotele są takie wygodne, że musisz sobie taki sprawić, a jednak uparcie trzymasz swój stary grat. Ktoś Ci kiedyś wspomni, że się umartwiasz, że karzesz się za grzechy. Prawda jest jednak taka, że zwyczajnie kochasz ten znajomy ból.
Moja depresja trzyma mnie bezpieczną, nie wystawia na odrzucenie, ani porażkę. Dba o to bym czuła się wyjątkowa w swym cierpieniu, bym czuła się jak członkini elitarnego klubu umęczonych poetów, tak wrażliwych, tak niezrozumianych.
I to są dary, z których bardzo długo nie chciałam zrezygnować, stały się częścią mojej tożsamości, pokręconą drogą do szczęścia. Dopiero teraz, po wielu latach, uczę się to akceptować. Mieścić w swojej głowie, że na moją drogę ku słońcu wybrałam tę przez ciernie, w dół zwiedziona bagiennymi ognikami. Nic dziwnego, że zwyczajnie stanie w słońcu wydawało mi się zawsze płytkie i nienaturalne. Nie przywykłam do słonecznej codzienności.
Postanowiłam więc podziękować mojej depresji, wysłać jej tyle miłości ile tylko zdołam. Podziękować jej za to wszystko co dla mnie zrobiła, czego nauczyła, co pokazała, co na swój niedoskonay sposób próbowała dla mnie zdobyć. Zupełnie inaczej mi się teraz z nią rozmawia, jak równy z równym, a nie z perspektywy ofiary. I ona przychodzi do mnie inaczej, łagodniej, bliżej jej do cichego zachwytu nad tym co niedoskonałe, nad mgłą, kształtem dymu, walącym się budynkiem. Może swobodnie szukać szczęścia w swoim ukochanym mroku, ale już mi tego nie narzuca.
0 notes
Text
Błękitne szyldy
Postanowiłam na nowo przepisać moje wspomnienia. Zauważyłam, że tak jak na starych szyldach wypłukuje się żółć i blaknie czerwień, moje wspomnienia pozostają w odcieniach niebieskiego. Nie chcę ich zmieniać, ich rdzenia, konturów, błysków i cieni. Chcę jednak nadać nowe znaczenie, nowe wrażenie.
Wyjmuję więc farby w kolorach słońca, tylko jak się renowuje stare myśli? Próbuję pędzlem malować powietrze. Wspomnienia jak para znad herbaty, umykają przed moją dłonią. Im uparciej próbuję tym bardziej usuwają się, szarzejąc. Przestaję więc.
Stoję przed nimi, podchodzą powoli, nieufnie jak koty. Obwąchują chcąc się upewnić, że nie zrobię im krzywdy, że już nie kombinuję, że po prostu jestem, że czekam. Nigdy jeszcze nie było między nami tak cicho. Nigdy jeszcze tak silnie nie czułam jak fale w powietrzu prostują się ukazując gładką powierzchnię ciszy.
Dopiero kiedy zalewa mnie fala akceptacji słyszę ciche mruczenie. Idę ulicą i w wietrze czuję zapach późnej jesieni. Pamiętam, że powinien przypominać mi o samotności, powinien wycisnąć łzy z moich oczu. On jednak mruczy spokojnie, mruczy zupełnie nową melodię, melodię wolności. Nuci, że samotność jest już nieaktualna. Odeszła gdy polubiłam samotne chwile.
I tak na moich oczach jedno wspomnienie za drugim, powoli w długiej kolejce, zmienia swoje odcienie. Błękit nie gaśnie, nie ubywa go, ale wraca rumieniec. Uzupełniają się zapomniane już kolorystyczne ubytki.
Myślę sobie tylko, czy umiem to powtórzyć?
0 notes
Text
Malutka
Witaj malutka. Co tam u Ciebie? Nie musisz mówić, wiem. Patrzę na Ciebie codziennie z góry i w końcu muszę zabrać głos. Kiedyś chciałaś wejść na najwyższe drzewo, ale widzę biegasz wciąż za motylami. Motyli malutka nigdy nie braknie i zawsze będą umierać tak samo Zapomniałaś gdzie azymut, zapomniałaś celu. Nie pamiętasz siebie. Ja pamiętam. Dziś Ci nie pomogę, ale za wiele lat przynajmniej dostrzeżesz, że próbowałem.
1 note
·
View note
Text
Też jestem oszustem
Od kilku lat coraz częściej mówi się o Impostor Syndrom czyli Syndromie Oszusta. Jak większość syndromów nie jest to jednostka chorobowa, ale zauważony i nazwany zestaw ciekawych objawów. Zacznijmy może od definicji:
Syndrom oszusta jest psychologicznym zjawiskiem powodującym brak wiary we własne osiągnięcia. Pomimo zewnętrznych dowodów własnej kompetencji, osoby cierpiące z powodu tego syndromu pozostają przekonane, że są oszustami i nie zasługują na sukces, który osiągnęły. Przyczyn sukcesu upatrują w szczęściu, sprzyjających okolicznościach bądź w rezultacie bycia postrzeganym jako osoba bardziej inteligentna i kompetentna niż w rzeczywistości. Co warte odnotowania, syndrom oszusta jest szczególnie powszechny wśród wysoko postawionych kobiet. ~Wikipedia
Tak jak już pisałam to nie choroba, ale można sobie pomóc. Syndrom oszusta pojawia się u osób z niskim poczuciem własnej wartości. To tak jakby w Twojej głowie siedział złośliwy gnom i przy każdym sukcesie dawał Ci do zrozumienia, że nie zasłużyłeś, że miałeś farta i że pewnego dnia wszyscy odkryją jakim jesteś oszustem i się z Tobą policzą, zwolnią z pracy, wygnają z kraju, powieszą na palu... Ot taki przyjemniaczek. W efekcie na każdy komplement skręcasz się, a w chwilach zwycięstwa nawet nie umiesz się cieszyć.
Poniżej to co pomogło mnie.
Zerwij z socjalkami
Na Facebooku, Twitterze, Instagramie itd. każdy pokazuje swoją najlepszą stronę. Kiedyś usłyszałam mądre słowa by nie porównywać cudzego zewnętrza ze swoim wnętrzem. Bo to co inni pokazują to właśnie zewnętrze, chwile triumfu. Mało kto pokazuje co czuje, czego się boi, ile prób się nie udało. To co widzisz to najczęściej najlepsze z najlepszych wyrywków z cudzego życia. Nie okłamuj siebie, że tak wygląda ich każdy dzień. Najlepiej Ci zrobi dieta socjalkowa, wyjedź na urlop gdzieś bez internetu, usuń konto, albo zaintaluj wtyczkę blokującą te strony.
Mów o swoich uczuciach
Nie czarujmy się, to wymaga ogromnej odwagi, ale efekty są tego warte. Gdy stajesz przed kimś i mówisz mu o swoich obawach najczęściej możesz zobaczyć, że twarz tej osoby łagodnieje. To co usłyszysz w odpowiedzi może Cię bardzo zaskoczyć. Może się nawet okazać, że ktoś kogo bardzo podziwiasz też potajemnie czuje się oszustem, nawet bardziej niż Ty. Dodatkowo strach wypowiedziany i skonfrontowany ma magiczną zdolność kurczenia się.
Wszyscy jesteśmy oszustami
Te wszystkie garnitury i trudne słownictwo to tylko zasłona dymna. Nikt tak do końca nie wie co robi w życiu. Każdy dzień to w dużej mierze improwizacja. I większość z nas czasem czuje, że dana rola nas przerasta.
Umacniaj swoją inność
Mnie osobiście bardzo inspirują te dwa cytaty:
Find out how you're different and be more of that.
i
Everybody is a genius. But if you judge a fish by its ability to climb a tree, it will live its whole life believing that it is stupid.
Nie bądź dla siebie niesprawiedliwy. Nie porównuj się do innych w kategoriach, w których czujesz się słaby. Porównywanie się do innych ogólnie nie ma sensu, każdy jest inny, ma inną przeszłość, inne zdolności, na co innego poświęcił swój czas. Możesz traktować innych jako swoją inspirację, ale porównuj się co najwyżej do samego siebie.
Ucz innych
Gdy pierwszy raz masz kogoś czegoś nauczyć w głowie słyszysz tylko, że jak możesz kogokolwiek uczyć skoro nie jesteś ekspertem. Potem jednak szybko przekonujesz się, że dla innych Twój poziom wiedzy wydaje się nieosiągalny. Zacznij od dzieci, im najłatwiej zaimponować, ale tak samo dobrym początkiem mogą być Twoi znajomi z innych dziedzin.
Proś o pomoc
Nie bój się, wolno Ci. Nikt nie oczekuje, że będziesz umiał wszystko. Zaoszczędzisz czas, nauczysz się czegoś nowego i być może usłyszysz, że dana osoba też się zmagała z tym samym problemem, i że tak na prawdę to radzisz sobie doskonale.
Śmiej się
Ogólnie ale i przede wszystkim z siebie. Najpiej publicznie. Śmiech Cię rozluźni i da dystans do samego siebie, mały gnom w Twojej głowie zrobi się jeszcze mniejszy.
100happydays
To bardzo ciekawe wyzwanie. Przez 100 dni, codziennie musisz zrobić co najmniej jedno zdjęcie tego co Cię uszczęśliwia. Wielkie radości szybko się wyczerpią i będziesz zmuszony szukać radości w coraz mniejszych rzeczach (ciepła herbata, kapcie, zachód słońca, uśmiech pani z autobusu). Najwięcej dają zdjęcia zrobione w najgorsze dni, gdy wszystko jest nie tak i jest źle, wtedy znalezienie jednego promyczka potrafi odmienić dzień. Uczysz się więc doceniać to co Cię spotyka każdego dnia i cieszyć się z małych zwycięstw. Po 100 dniach nie pamiętasz już złych chwil, za to zostaje Ci 100 zdjęć pełnych szczęścia na pamiątkę.
Wincej linków, wincej!!!
Denise Paolucci - Overcoming Impostor Syndrome
Julie Pagano - It's dangerous to go alone: battling the invisible monsters in tech
Clance Impostor Phenomenon Test
How to react to compliments
How gratitude works
0 notes
Text
Gdy Ci wyrwą stery
Ktoś kto nigdy nie miał żadnej przypadłości, która sprawia, że przestajesz czuć się sobą, nigdy nie zrozumie... Może mi jedynie uwierzyć na słowo, że konsekwencje mogą być jak najbardziej namacalne.
Depresja
To nie smutek, to paraliż. Nic wokół nie ma znaczenia, nic nie umie utrzymać Twojej uwagi. Jedyne co słyszysz jasno i nazbyt wyraźnie to Twoje własne myśli, a takich słów nie powiedziałby nawet Twój największy wróg, nikt Cię nigdy tak nie zrani jak Ty sam. To nie użalanie się nad sobą, a stan gdy masz napady lęku na myśl o choć kilku samotnych minutach, bo wiesz, że Twój oprawca wykorzysta każdą sekundę. To tak jakby w Twojej głowie żyły dwie osoby, jedna jest potworem, a druga składa się z czystego bólu i strachu. Tak się nie da żyć. Czy gdyby zły człowiek chodził za Tobą wszędzie, groził Ci i mieszał Cię z błotem, czy byłbyś w stanie żyć jak gdyby nigdy nic?
Załamanie nerwowe
Wyobraź sobie, że wpadasz w wir pracy. Pracujesz, studiujesz, ciągniesz milion pasji. Czujesz się jak człowiek z tytanu, niezniszczalny, szczęśliwy. Mało sypiasz, nie odpoczywasz, a przynajmniej nie w tych sferach, których nadużywasz. Ale co tam, przecież jest wspaniale, zmieniasz świat. Aż przychodzi dzień, albo kilka różnych dni i czujesz jak ktoś w środku krzyczy "STOP". Przecież nie taki był plan, oburzasz się, przecież było dobrze. Twoje ciało i umysł są gotowe do działania, tylko te durne emocje nagle wybuchają. Płaczesz, krzyczysz, trzęsiesz się, kiwasz, masz problemy z oddychaniem, wszystko to na przemian, w cyklach. Jakby Cię coś opętało. Wszystko się wali, a Ty spadasz w dół, z ogromną prędkością.
Zaburzenia hormonalne
Jesteś bardzo świadomym młodym człowiekiem. Uczysz się na swoich błędach. Dbasz o sen, dbasz o dobre jedzenie, odpoczywasz ile trzeba. Twój mózg jednak to ignoruje. Jesteś śpiący, albo płaczesz bez powodu. Być może czujesz się jak chomik w jednej z tych przezroczystych kul. Widzisz świat, ale przez mgłę, słyszysz otoczenie, ale przytłumione. Stoisz w centrum wydarzeń, ale równie dobrze mógłbyś stać 50 metrów dalej. Myślisz "Muszę dziś coś zrobić, mój zespół na mnie liczy", ale praca jest jak lepienie z ketchupu, wkładasz energię, ale wszystko wypływa między palcami. "Co jest ze mną nie tak? Czy jestem leniwa, czy jestem nieudaną inwestycją dla kolejnej firmy?"
Tak łatwo popatrzeć na kogoś i uznać, że skoro nie daje rady to pewnie się nie nadaje, to pewnie mu nie zależy. Zbyt łatwo. I choć w wielu wypadkach pewnie tak jest, w wielu jednak jesteśmy tylko ludźmi.
Zbyt wielu znałam ludzi, którzy czuli się nieśmiertelni, którzy tylko wzruszali ramionami na wspomnienie o Higienie Umysłu i o dbaniu o siebie. Ja dopiero na własnej skórze musiałam się przekonać, gdzie leżą moje granice i jak łatwo mogę stracić panowanie nad własnym życiem. Dużo musiałam stracić by w końcu się nauczyć. Nie rób tego sam, uwierz mi na słowo, że pewnych rzeczy lepiej nie doświadczać. Tym bardziej, że wielu nie przeżyło.
Dbaj o siebie jak o swoje własne dziecko. Bądź dla siebie jak kochająca matka gdy myślisz trudne myśli. A jeśli czujesz, że biegasz w kółko i nic się nie zmienia, nie bój się szukać pomocy. To nie oznaka słabości, a najwyższa forma odwagi. Dbaj proszę o siebie, to sprawa życia i śmierci.
P.S. Jeśli moje doświadczenia to zbyt mało by Cię przekonać - Ela Madej i Seth Bannon o psychologicznej cenie startupów
0 notes
Text
Kolorowe soczewki
Bardzo się zmieniłam przez te kilka, kilkanaście lat. Jestem wyższa, mam trochę inne doświadczenie, ale przede wszystkim noszę inne okulary.
Kilka lat temu spotkałam znajomego z podstawówki. Gdy usłyszał, że pracuję jako programista powiedział "też bym tak chciał, cały dzień siedzieć przed kompem i dostawać dużo kasy za nic". Zrobiło mi się smutno. Po części dlatego, że tym jednym zdaniem zmieszał mój codzienny wysiłek z błotem. Po części też jednak dlatego, że mi go żal.
I nie mówię tego z przekąsem, ani z wyższością. Nijak nie poczuwam się do bycia lepszym człowiekiem. Różnimy się jednak diametralnie swoim podejściem do życia, a tym samym nasze ścieżki zawsze będą kontrastować. Ja wciąż będę się rozwijać, stawać się coraz szczęśliwsza, a on prawdopodobnie coraz bardziej będzie obwiniał za swoje problemy otaczający świat.
To była dla mnie długa droga, z depresji, z gniewu, niskiego poczucia własnej wartości. Nie pojawiła się w moim życiu dobra wróżka by jednym machnięciem różdżki zmienić moje życie. Musiałam dowiedzieć się wiele o sobie i o innych, nauczyć optymizmu, empatii, marzeń na wielką skalę.
Ja (i wielu moich znajomych) mam świadomość, że najlepszym sposobem na życie jest cieszyć się tym co przybywa i inwestować. Inwestować w siebie, w innych, bezinteresownie wyrzucać z siebie tyle ile tylko się da. Można pod to podpiąć karmę, przeznaczenie czy inne ezo, ale i testy na algorytmach ewolucyjnych pokazują, że dobro procentuje.
Widzę przed oczyma jak bardzo się różnimy, ja i on. Ja poznałam setki wspaniałych ludzi, z ogromną pasją do tego co robią. Wiem, że najfajniejsze konferencje jakie znam ledwo wychodzą na zero, bo robią je ludzie, którzy zamiast zarobić, wolą zrobić wspaniały event. Wiem, że prowadzenie fundacji to ogrom wysiłku i dokładanie z własnej kieszeni, tylko dlatego, że czasem ktoś przyjdzie i powie "fajnie że jesteście". I wiem też, że mało jest uczuć, które mogą konkurować z tym, które się we mnie pojawia, gdy ktoś mówi "dzięki wam zmieniłem swoje życie".
To co widzi on to banda oszustów, którzy nic nie robią, a pieniądze kradną uczciwie pracującym biedakom. To co on robi to rozpaczliwie broni każdej swojej złotówki, a o wolontariacie nawet nie pomyśli, bo nie widzi w nim zysku. I tak naprawdę, będzie to widział przez całe życie, takie sobie założył okulary. Nikt nigdy w jego oczach nie będzie miał szczerych intencji, w głowie mu się nie mieści, że altruizm może się opłacać, tyle że w nieprzewidzianej przyszłości, w nieprzewidziany sposób.
Kiedyś, w depresji, sądziłam, że ludzie szczęśliwi się oszukują. Teraz widzę, że depresja też mnie oszukała. Świat nie jest ani dobry, ani zły, jest taki, jakim go widzimy w danym momencie. Tyle rzeczy się dzieje w jednej chwili, złych, dobrych, pięknych, obrzydliwych. Naszym wyborem jest, na których się skupimy i które chcemy umacniać swoim wkładem. Ja wolę widzieć piękno i je budować. Smutno by mi było żyć w ciemnym świecie mojego znajomego, kiedyś już tam byłam i nie chcę wracać.
0 notes
Text
Potencjalny pracodawco
Ostatnio w moim życiu zrobiło się stanowczo zbyt poważnie. Koniec! Basta! Muszę odreagować. Naszła mnie myśl, że typowy proces rekrutacyjny nie pozwala poznać kandydata jako człowieka. Przedstawiam więc listę moich cech, które nikomu do szczęścia nie są potrzebne. Ot próbka nieprofesjonalnego szaleństwa.
Kicham bardzo, bardzo głośno (usłyszysz mnie na drugim końcu piętra). Siła kichnięcia sprawia, że lekko podskakuję, a innym pracownikom na moment staje serce.
Uwielbiam dziwne dźwięki. Jeśli moje krzesło skrzypi, będę się nim bawić w nieskończoność. Jeśli moje krzesło nie skrzypi najpewniej w którymś momencie sama zacznę skrzypieć, albo bawić się swoim głosem, albo śpiewać swoją listę zadań, albo co gorsza śpiewać logi, na głosy, na wszystkie sposoby.
Mam obsesję na punkcie list. Każde zadanie rozpisuję w punktach. Nawet na maile odpisuję w punktach.
Ta lista nie jest numerowana tylko dlatego, że chcę sprawiać wrażenie wyluzowanej.
Tak naprawdę jestem straszną sztywniarą, a ta lista ma dokładnie 15 punktów i 3 podpunkty.
Prawdopodobnie jestem jedyną osobą na ziemi, która piszczy z radości, jeśli ktoś mi pokaże technologię/narzędzie/skrót/fragment kodu, które rozwiązują mój problem lub bardzo ułatwiają pracę.
Jeśli mam na uszach słuchawki, prędzej czy później zobaczysz jak tańczę rozpaczliwie miotam się przed komputerem w rytm muzyki, robiąc miny, udając że śpiewam.
Jeśli poprosisz mnie o radę, a nie znam odpowiedzi zacznę improwizować. Usłyszysz długą listę moich skojarzeń zakończoną stwierdzeniem "a właściwie to nie wiem, nie słuchaj mnie"
Moja twarz zachowuje się jak termometr, wysokość słupa czerwieni pokazuje poziom emocji:
Jeśli zatrzyma się na policzkach: jestem podekscytowana i najpewniej mówię bardzo szybko i bardzo głośno o czymś bardzo dla mnie ważnym.
Jeśli dotrze do czubków uszu: publiczne wystąpienia mnie stresują.
Jeśli dotrze do granicy włosów: najpewniej jestem absolutnie wściekła. Raczej mało prawdopodobne w pracy.
Jestem przygłucha. Pytam do trzech razy, później już tylko udaję że usłyszałam. Ewentualnie dopowiadam sobie to czego nie usłyszałam.
Łatwo się ekscytuję.
Łatwo się zniechęcam, ale równie łatwo przywrócić mnie do życia.
Łatwo wybaczam.
Kwestię obiadu traktuję śmiertelnie poważnie.
I chyba najważniejsze. Bazuję mocno na emocjach. Muszę w coś wierzyć, coś pokochać, poczuć że jest moje by dać z siebie 100%.
0 notes
Text
Romantyczka
Skazana jestem na bycie romantyczką. Przy mojej porowatości pokręconych włosów inaczej się nie godzi. Moje delikatne rysy i różowe policzki jawnie kpią z każdej próby bycia zadziorną. W strojach geometrycznie kanciastych lub też inaczej nowoczesnych, czuję się i wyglądam jak klaun, czy inny chomik.
I do tego jeszcze ta moja wyobraźnia. Tylko romantykom i wariatom wybacza się bujanie w obłokach. Trzeba mieć w sobie coś z poety, by nie dotykać stopami ziemi, a jednak przeżyć. Żaden człowiek nowoczesny nie zarywa nocy tylko po to by siedzieć na parapecie, patrzeć w gwiazdy i myśleć o życiu. Żadna kobieta praktyczna nie zrywa się w popłochu by zapisać, że struktura jej włosów łączy się tajemnie ze strukturą jej jestestwa i całego wszechświata.
Ciężko jest romantykom i idealistom. Ciężko ukrywać melancholię i mówić prozą. Jeszcze ciężej zgłębiać konkret tego co dokoła kiedy to co dokoła aż krzyczy, że jest absolutnie niekonkretne i w swej niekonkretności piękne i spójne.
Romantyk z przydziału zdiagnozowany jest z depresją, histerią czy inną dziecinnością. Przewrażliwiony, zbyt dramatyczny, zbyt łatwo się wzrusza. Niedosypia lub śpi za dużo. Małomówny na przemian z gadułą. Człowiek wiecznie samotny, choć towarzyski. Nic tylko pisze wiersze na swoim smartfonie.
0 notes
Text
Drzewo
Od bardzo dawna fascynuje mnie genealogia. Począwszy od wieczornych opowieści mojej babci przy kubku gorącego kakao. Te nieczęste momenty, gdy miałam wgląd w, zupełnie mi nieznany, świat moich przodków. Zwyczaje z dawnych lat, obyczaje, romanse, polityka, zwyczajne życie. Wszystko niby przeciętne, codzienne, ale przypruszone lekko kurzem czasu, jak zupełnie nieprawdopodobna baśń.
Pamiętam gdy moja barwna wyobraźnia podsuwała mi pytania o to jakby było żyć w innych czasach. Do tej pory się zastanawiam ile mam w sobie z poprzednich pokoleń. Tyle opowieści, tyle indywidualnych losów, marzeń, celów, problemów i radości. Tyle szczęśliwych przypadków i małych tragedii, a to wszystko złożyło się na mnie.
Im lepiej poznaję to dziwne, pokrzywione drzewo, tym lepiej się czuję. Jest coś niesamowicie umacniającego w świadomości własnych korzeni, w wiedzy, że moje problemy rozegrały się na kartach historii setki razy i znalazły rozwiązanie. Sam fakt mojego istnienia mówi wiele o dziejach tych, którzy byli przede mną. Każdy i każda z nich stali kiedyś u progu swojego życia, przed pytaniem "Co dalej?". Każdy z nich brał na siebie odpowiedzialność za swoje życie, raz za razem. Dla każdego z nich wszystko kiedyś było nowe, a jednak przetrwali. I nie tylko sami przeżyli, ale i puścili w świat dziedzictwo. Czy to nie piękne i poetyckie? Jestem wynikiem miliona sukcesów i nieskończonej liczby pięknych, ludzkich historii.
Teraz już się boję trochę mniej.
0 notes
Text
Oszukać pesymistę
Jeśli czytasz mnie regularnie, miałeś szansę zauważyć zarówno stopniowy spadek aktywności, jak i stopniowy spadek entuzjazmu i pozytywnej energii. Mam okropne skłonności do bycia depresyjnym pesymistą i jeszcze gorsze skłonności do przechowywania w pamięci raczej tych kiepskich wspomnień (moje filtry są chyba skopane czy coś).
Co robi Marysia, gdy ma długotrwały problem? - Ignoruje go :)
A jeśli bardzo ją drażni i w końcu nie może go ignorować? - Pisze o nim (czasem myślę, że moje obsesyjne zapisywanie odbija się na stanie lasów tropikalnych)
A jeśli problem uporczywie przeszkadza jej w normalnym funkcjonowaniu? - Szuka sposobów na jego obejście... i czasem, całkiem przypadkiem okazuje się, że owo obejście jest rozwiązaniem.
Moja pamięć nie jest idealna, ma ograniczoną pojemność, już dawno nauczyłam się zapisywać w kalendarzu to, co mogłoby jej umknąć. Czemu więc nie spróbować tego samego wybiegu w przypadku problemu "Pamiętam raczej dołki niż górki"? Dobre pytanie, niektóre rozwiązania są tak oczywiste, że potrzeba 23 lat życia by na nie wpaść -.- Postanowienie jest więc takie, by każdego miesiąca próbować wprowadzać kolejne pozytywne nawyki i pod koniec spisywać te, które udało się osiągnąć i te które udało się utrwalić.
Słoik wdzięczności
Pierwszą implementacją tego rozwiązania jest mój słoik wdzięczności. Jak sama nazwa wskazuje jest to słoik (tadam!) na wdzięczność (serio...). Pierwsze co mnie zaskoczyło, to to że od pierwszego stycznia nie opuściłam ani jednego dnia (Ani jednego!!!). Udało mi się wykształcić nawyk, nie zasnę póki nie napiszę choć jednej rzeczy, za którą jestem wdzięczna danego dnia. Sumienie mi nie pozwala, nastrój mi nie pozwala. Bardzo ciekawe, że od spisywania wdzięczności można się pozytywnie uzależnić :) Drugie zaskoczenie dotyczy samopoczucia. Biorąc pod uwagę moją smutną pamięć i fakt, że nie do końca mogę sobie ufać - widok wypełniającego się z każdym dniem słoika daje ogromną satysfakcję i jest niezaprzeczalnym dowodem, że moje życie jednak jest całkiem dobre. (Ha! Oszukałam Cię ponury filtrze! Patrz na fakty!)
Tran i witaminy
Ten nawyk jest prosty i również zaskakująco szybko wszedł w krew. Moje włosy i paznokcie dziękują mi po stokroć (Taaak, dbaj o nas, tak tak, mmm tranik, witaminki, mniam mniam).
Woda
Kolejny nawyk, za który dziękuje mi moje ciało. A wystarczyło tak niewiele: butelka wody zawsze koło łóżka w zasięgu dłoni i zawsze na biurku w pracy. Samo się pije, choćby w oczekiwaniu na przyjazd obiadu. Po jakimś czasie picie wody staje się wręcz nieświadome i automatyczne.
Testy i próba utrwalenia
Wstawanie przy pierwszym budziku - Nie ma, że boli, że ciemno, że bla bla. Wstajemy przy pierwszym budziku, który nie przestanie dzwonić póki nie wyłączysz go tagiem NFC na drugim końcu mieszkania. Taka jestem podła, niedobra, podstępna. A skoro już minęłaś kuchnię...
Śniadania - Zakładając, że tag NFC zmusił Cię do wyjścia z łóżka, masz na tyle czasu by zjeść porządnie, jak człowiek, przy stole, kalorie, energia te sprawy
Książki - Nie czarujmy się, zaniedbałaś się. Czytaj przynajmniej w tramwaju. Z czasem zmusimy Cię do większego poświęcenia.
Medytacja - Brzmi bardzo poważnie, a na początek wystarczy kontrolować oddech i skupiać się tylko na nim przez jakieś 5 minut. Problem mózgu na pełnych obrotach, który nie pozwala zasnąć magicznie się rozpłynął.
Wsparcie i inspiracje
"Predictably irrational" Dan Ariely - sympatyczna książka, mniej praktyczna, a bardziej podnosząca na duchu i zwyczajnie ciekawa
"Willpower instinct" Kelly McGonigal - równie ciekawa i ogromnie przydatna
Lift - ot aplikacja, fajnie patrzeć jak za tworzenie nawyków naliczają się wirtualne punkty, a czasem ktoś znajomy skomentuje, wesprze
Sleep as Android - niesamowita pomoc przy porannym wstawaniu
0 notes
Text
Ciemna strona księżyca
To miało być pozytywne podsumowanie roku 2013. Wiesz, długa lista rzeczy, które się udały, głównie po to by pozytywnie nastawić się na Nowy Rok 2014, ale czasem rzeczy mniej pozytywne, nastrajają lepiej, pełniej. Jestem jak księżyc, mam swoją ciemną stronę. Nie nie, nie jestem psychopatą, mam nadzieję w każdym razie. Chodzi raczej o smutną, ciemną część mnie, pełną strachu. Odkąd pamiętam nazywałam tę część moimi demonami. Demony wychodziły najczęściej wieczorem, gdy zostawałam sama ze swoimi myślami. Demony przypominały mi o tym wszystkim w czym zawiodłam, w czym jestem gorsza, co w moim życiu się nie powiodło. Demony napawały mnie zawsze lękiem, sprawiały że płakałam, krzyczałam i wyłam jak zranione zwierzę. Z wiekiem demony zjawiały się rzadziej i na krócej. Nie znaczy to jednak, że zniknęły. Nadal we mnie siedzą. Złożyły mi wizytę na kilka dni przed tym postem. Na pół godziny stałam się na nowo małą bezbronną dziewczynką spadającą w ciemność. Przez pół godziny nie istniał rok 2014, nie istniała przyszłość, nie istniała radość, nie istniało nic dobrego. Przez te pół godziny był tylko ból, ciemność i paniczny strach. Czuję się źle pisząc o tym. Jakbym zawiodła samą siebię. Słyszę w głowie głos "powinnaś być twarda, a nie użalać się nad sobą". Nie chcę by ludzie mówili mi, że jestem wspaniała, nie szukam pocieszenia. Myślę sobie tylko, że gdzieś tam w Internecie, jest ktoś kto teraz, u schyłku roku, walczy ze swoimi demonami. Chcę żeby ten ktoś poczuł, że nie jest w tym sam. Chcę żeby ten ktoś nawet jeśli nikomu o tym nie powie, nawet jeśli bardzo się wstydzi, poczuł że z demonami da się żyć, że nie jest wybrykiem natury, bo każdy czasem się łamie. Demony w końcu odchodzą, a na ich miejsce nieśmiało wchodzi słońce, przyjaciel, dobra kawa, rodzina, albo inny promyk szczęścia, który pozwala dalej żyć, podnieść się i iść dalej. Czasem demony po prostu muszą się pojawić, wstrząsnąć wszystkim, by zmusić do prządków, do przewartościowania swojego życia. Dlatego powoli zaczynam doceniać swoje demony, mimo że czasem dają mi w kość :)
0 notes
Text
Listopadowe szybkie cześć
W listopadzie nie ma mnie dla świata. Nie jestem pewna czy przeżyję ten miesiąc.
Po pierwsze piszę powieść! Co?!? Nieee.... Cooo?!? Tak, wiem. Dla uspokojenia, na razie to tylko wyzwanie: NaNoWriMo, ale bawię się dobrze. Niestety grypa odebrała mi trochę entuzjazmu, więc po szczegóły musicie się udać na stronę wyzwania: FAQ, ale obiecuję robię to z własnej, nieprzymuszonej woli :) Po drugie KrakDroid. Został miesiąc do konferencji więc tego... sporo roboty. Po trzecie studia. Sporo z was już pewnie wie, że na magisterkę zmieniłam lekko kierunek rozwoju i studiuję teraz egzotycznie brzmiącą Kognitywistykę. Ponownie, gorączka usprawiedliwia lenistwo i odsyłam na stronę kierunku. Jak na razie mogę powiedzieć tyle, że decyzji nie żałuję. Zmiana krajobrazu mi służy i zdecydowanie odzyskałam inspirację do nauki i rozwoju. Po czwarte praca, a po piąte Hackerspace. Tu już się zupełnie rozwodzić nie będę :P No, także tego tamtego. Do zobaczenia najpewniej w grudniu :*
0 notes
Text
Hackerspace Kraków ma już roczek
Annual Stand Up był dokładnie tym czego potrzebowałam, by wyrwać się z macek czarnych myśli. Na co dzień wydaje mi się, że robimy zbyt mało, że nie dajemy z siebie wszystkiego, że ja nie daję z siebie wszystkiego. Im dłużej istnieje Hackerspace Kraków tym więcej mam chwil zwątpienia. Dziś jednak zobaczyłam jak wiele udało nam się osiągnąć przez rok, po omacku, we mgle, bez planu i doświadczenia.
Nauczyliśmy się szpachlować, malować, kłaść instalację elektryczną i wypełniać stosy fundacyjnych papierów
Przeszkoliliśmy z podstaw Arduino blisko 300 osób na pięciu "Arduino Workshops"
Zorganizowaliśmy 2 CodeRetreaty, 1 warsztaty z robienia na drutach, 3 warsztaty z Linuxa/Basha, jedne warsztaty z Conkerora, ponad 13 NightHacków, 2 kiermasze druku 3D i wiele innych mniejszych lub większych eventów
Byliśmy w blisko 10 Hackerspace'ach w 5 krajach
Odwiedziło nas mnóstwo ludzi z kraju i zagranicy
Współpracowaliśmy z najciekawszymi inicjatywami z Krakowa i całej Polski. Nawiązaliśmy kontakty zawodowe i towarzyskie. Znaleźliśmy przyjaciół, przy których nic nas nie krępuje i z którymi żaden projekt nie jest niemożliwy.
Oprócz osiągnięć, zebraliśmy też dzisiaj wszystkie Obawy, Marzenia i Cele na nadchodzący rok. Zaskoczyło mnie ile mamy realnych celów i ile wspaniałych marzeń, wielkich i maciupcich. Od podboju kosmosu, poprzez własną wyspę, studio nagraniowe, pokazy laserów, aż po bardzo przyziemną wiertarkę :) Ciężko wyrazić słowami ulgę, którą odczułam widząc, jak przyziemne są nasze obawy, a jak wiele niesamowitych planów jeszcze przez nami. W takich chwilach czuję, że HS ma przyszłość i to nie byle jaką, ale świetlaną :)
Hackerspace był eksperymentem, nadal jest. Kiedy czyniłam pierwsze nieśmiałe kroki nie sądziłam, że znajdę tylu sojuszników, że ten projekt w ogóle ruszy. Od ponad roku żyję snem, nieustannie bojąc się że lada dzień wszystko pryśnie, że ktoś przyjdzie i powie mi, że wszystko co do tej pory się stało było wielkim nieporozumieniem. Cały czas czekam aż wszystko szlag trafi. Ale nie trafia!!! Gdybym była w tym sama, Hackerspace nie przeżyłby miesiąca, nawet by nie wystartował. Z czystym sumieniem mogę powiedzieć, że znalazłam drugą rodzinę, wspaniałe miejsce, gdzie jak nigdzie indziej mogę być w pełni sobą. A moja miłość do tych ludzi i tych ścian potęgowana jest tą samą myślą, która sprawiła, że pojawili się w moim życiu:
"Zróbmy to!"
Niech ta myśl napędza mnie na kolejny rok przygód, a gdybym zwątpiła, niechaj inni kopną mnie w tyłek, cobym nie zapomniała co dla mnie ważne i nie bała się spełniać marzeń. Amen.
0 notes
Text
Mam nadzieję, że nie zdam
Ostatnią "sesję" zaliczyłam ponad pół roku temu (to nawet nie była prawdziwa sesja, ostatni semestr studiów, właściwie się nie liczy), jednak od tego czasu się nie zmieniłam. Nie zmieniłam się właściwie od liceum, gimnazjum, a wręcz podstawówki. Nadal:
czekam z nauką do ostatniej chwili
przelatuję po materiale bez zagłębiania się
nie potrafię zakuwać (nudyyy!)
liczę na swoją inteligencję, intuicję i solidne wnioskowanie
wieczór przed egzaminem spędzam oglądając filmy, robiąc pranie, sprzątając, odkrywając na nowo swoje stare zainteresowania i prywatne projekty
ostatecznie idę spać nad ranem, z poczuciem kompletnej porażki, zawodu i przerażenia
Emocje, które pojawiają się tuż przed godziną zero, są sprzeczne. Modlę się by zdać, by znów się prześlizgnąć, licząc na swoje niesłabnące szczęście. Modlę się też jednak żeby nie zdać.
Nie ma tu pomyłki. Część mnie (ta złośliwa, na pewno ta złośliwa...) liczy na to, że w końcu dostanę nauczkę, że w końcu świat odkryje jaką jestem oszustką, że w końcu coś zmienię.
Jednak historia kończy się zawsze na jeden z dwóch sposobów:
Znowu mi się udaje. Ufff, kolejny raz udowadniam, że mam więcej szczęścia niż rozumu. Efekty bywają lepsze lub gorsze, ale się udaje.
Nie udaje się, aleeeeeeeeee ostatecznie wychodzi na to, że da się egzamin ominąć, zdać w kolejnym terminie ustnie (tutaj można się wykazać), w zamian przygotować projekt lub sprawa okazuje się nieistotna.
Piszę o tym, bo powinnam się właśnie uczyć, ale brak mi weny. Tym bardziej, że ten egzamin nie będzie podobny do niczego co znam. Tym bardziej, że ten egzamin odbywać się będzie pierwszy raz w ogóle, nie tylko dla mnie. Piszę o tym, bo ten egzamin zweryfikuje moją decyzję o kontynuacji studiów na innym kierunku niż informatyka. Nie wiem czego się spodziewać. Czytam więc zadane lektury, bardziej lub mniej wybiórczo. Nie robię notatek, nie notuję nazwisk i terminów na siłę, tłumacząc sobie, że nie może chodzić tylko o to, że jeśli o to chodzi to te studia już mnie rozczarują. Właściwie to w mojej głowie kotłuje się mnóstwo wymówek. Cały tłum myśli i opinii rozgrzeszających mnie z lenistwa.
Trzymam kciuki, wzdycham i będzie co ma być. Robię kolejny krok w nieznane, zobaczymy gdzie wyląduję.
0 notes
Text
Paradoks przeciążenia
Nie należę do osób słabych psychicznie, osób, które łamią się i już nie wstają. Jeśli mnie znasz trochę bliżej to pewnie teraz myślisz: "ehe, ale narzekasz za dwie". Ej, ej, ja po prostu wcześniej niż inni zaczynam sygnalizować dyskomfort! Jeśli jakiś nieszczęśnik zmusi mnie do wejścia na górę (bleh), to powinien wiedzieć, że na górę owszem dotrę, umrzeć nie umrę, ale już po pierwszych krokach zacznę wysyłać bardzo uciążliwe komunikaty. Usłyszysz, że nie zrobię ani kroku więcej, a potem zobaczysz jak robię 50 kolejnych. Usłyszysz, że jeszcze chwila i zemdleję, ale prędzej Ty zemdlejesz niż ja. Usłyszysz, że umieram z bólu i zmęczenia, ale zobaczysz niepodważalną liczbę dowodów na to, że jestem żywa i zdrowa. Krótko mówiąc jestem jak stare telefony z wydajną baterią, które przez tydzień drą się, że zaraz padną, a guzik z tego wynika. I nawet nie chodzi o moją bardzo pojemną, ostatnią kreskę, ja się drę już przy czterech kreskach. Ten model tak ma, nie polecam. Masz teraz przed oczyma Marysię Męczennicę Po Stokroć Umierającą. To taka wersja standardowa. Istnieje też jednak wersja Superhero. Ten tryb jest zaskakująco cichy, produktywny i wytrzymały. Uruchamia się przy bardzo dużym stresie, przeciążeniu i nagromadzeniu poważnych problemów. W tym trybie prę na przód jak muł, klapki na oczy i heja! Byle przetrwać! Wersja Superhero jest formą transu, zwykle nazywam to Trybem Zombie. Pracujesz wtedy jak maszyna, nie ma czasu na sen czy strach. Zazwyczaj kolejne problemy pogarszają samopoczucie. Im więcej masz na głowie tym gorzej sobie z tym radzisz. Przychodzi jednak chwila, kiedy zaczyna być na odwrót. Od jakiegoś momentu każdy kolejny problem pomniejsza poprzednie. Tak jakby istniała jakaś maksymalna suma stresu, którym obdziela się problemy. Im ich więcej tym mniej stresu z całej puli przypada na jeden problem (mam w głowie mnóstwo wykresów i obrazów, tak bardzo chciałabym móc je uporządkować, przelać na papier i zilustrować nimi tę ideę). Tak czy siak, wydaje mi się, że właśnie wtedy kiedy stres osiąga swoje maksimum, kiedy dociera się do tego emocjonalnego płaskowyżu, właśnie wtedy uruchamia się Tryb Zombie. Właśnie wtedy stajemy się superbohaterami, przekraczając swoje wyimaginowane granice. W moim przypadku istnieje granica, którą sobie świadomie stawiam, jest ona bardzo blisko, zatrzymuje mnie gdy nie mam przekonania do tego co robię i/lub mam zły dzień. To taka minimalna ilość wysiłku, którą jestem skłonna zainwestować w coś co mnie nie przekonuje. Istnieje też granica, o której wiem, że jest dużo dużo dalej, nawet będąc zdeterminowana, rzadko kiedy nawet ją dostrzegam. To jest granica realna, związana z naturalnymi ograniczeniami, część tego kim jestem. W przypadku Trybu Zombie nie sądzę, aby istniała jakakolwiek granica. Ocieram się o ten stan zwykle nie częściej niż raz do roku, raz na dwa, trzy lata. Jeszcze nigdy nie zdarzyło mi się w tych razach poczuć choć zapowiedzi horyzontu. Wstyd mi za tego marudę, który zasłania siłacza. Wstyd mi, ale i jest on częścią mnie. Nie zawsze można i trzeba być siłaczem. Czasem też zwyczajnie nie warto. Tak sobie myślę, że ten maruda spełnia bardzo ważną funkcję i gdyby nie on, spaliłabym się dla spraw błahych. Myślę, że nie tak często trafiają się w naszym życiu problemy naprawdę istotne i że chyba lepiej zachować siłę właśnie na nie, by kiedyś móc walczyć o coś bardzo, bardzo ważnego.
0 notes
Text
Lekcja pisania
Przewracaj się w łóżku z boku na bok, nie mogąc zasnąć, walcz z myślami.
W okolicach 3 lub 4 nad ranem uznaj, że masz pomysł na tekst.
Zerwij się z łóżka, po omacku szukając papieru, długopisu i włącznika od lampki.
Przewróć po drodze kilkanaście przedmiotów. Zrób sobie krzywdę, zaklnij szpetnie i obudź przy okazji wszystkich domowników.
Napisz tytuł.
Zacznij przelewać na papier dokładnie poukładany w głowie pomysł.
Po pierwszym akapicie wejdź w trans, gdzie jedno zdanie, uwiódłszy Cię, naturalnie wywoła kolejne.
Przeczytaj całość, by i Twoja świadomość dowiedziała się co właśnie napisałaś.
Zmień pierwszy akapit, bo do niczego nie pasuje, jest sztywny i niespójny.
Popraw literówki, błędy gramatyczne.
Uzupełnij słowa, które zgubiły się w ferworze pisania, a bez których sens zdań jest niejasny.
Zmień tytuł tak by pasował do tego co zostało ostatecznie napisane.
Po raz kolejny wyraź zdziwienie, że to co samo wypływa spod pióra ma więcej sensu i polotu, a także całkiem spójną strukturę, w przeciwieństwie do tego co układałaś w głowie od dwóch godzin.
Poczyń obserwację, że za oknem świta, a ptaki drą się jak opętane.
Westchnij niepewna kiedy spadnie na Ciebie następny szał. Zaśnij nareszcie.
P.S. Na drugi dzień spróbuj odczytać swoje bazgroły.
0 notes