Don't wanna be here? Send us removal request.
Text
Dni śmierci
Nie żałuję nocy, które poprzedzały robótki ręczne. Dzięki nim poznałem każdą warstwę swojego ciała i niemal każdą jego wewnętrzną nutę zapachową. Już wiem, z czym do czynienia będą mieli ci, kiedy będę uśmiechać się w trumnie.
Wiem też, że to nie koniec pracy fizycznej. Mimo że otarłem się o wiele ciał, żadne z nich nie podarło na mnie gaci, nie dusiło podczas rutynowej pracy, ani nawet nie zagłodziło. Nie żalę się i nie proszę o pomoc. Chodzi mi tylko o dwudziestoczteromiesięczny stan podwyższonej temperatury, zwiększonej perystaltyki i obniżonego ilorazu inteligencji albo czasu marnotrawienia.
Nieraz budzę się w nocy pewny tego, że to koniec. Przemawiają do mnie słabe światła latarni: nie ma, nie ma już ciebie. Leżę i jakbym co dopiero wyszedł z kąpieli. Wycieram się o pościel, odwracam się od latarń i patrzę w czerń powiek.
Inny razem wyglądam przez okno, ale tylko na chwilę i zdarza się, że któreś z ciał przemknie przez ulicę. A jak spodoba mi się, to myślę, że chciałbym przemknąć z nim. Może nawet na trochę dłużej, ale zanim się sam o tym dowiem, ciała już nie ma.
Ale nie żałuję dni samotnie dyndających w kroczu. Dzięki nim, kiedy nie myślę o moim końcu świata, wiem, że przynajmniej przyjemnie się obijałem.
1 note
·
View note