2br-0-2b
2br-0-2b
2BR02B
3 posts
To be or not to be
Don't wanna be here? Send us removal request.
2br-0-2b · 6 years ago
Text
Game over
Coma to zespół, od którego zacząłem chodzić na koncerty. Był rok 2006, początek moich studiów. Byłem nieogarniętym chłopakiem, który mało gdzie  bywał, na imprezach wśród nieznanych ludzi i na nieznanym gruncie czuł się źle. Na którejś z przerw między zajęciami Ludek powiedział mi, że wybiera się na koncert jakiegoś zespołu, którego oczywiście nie znałem wówczas. Co dziwne, kompletnie tego koncertu jak i również zaznajamiania się z ich muzyką przed nim nie kojarzę. Musiał jednak zrobić na mnie spore wrażenie, skoro niedługo poszedłem sam na ich następny, tym razem w Rotundzie. Na marginesie ich jedyny występ w tym miejscu. Coma wówczas dopiero budowała swoją wielką popularność, ale byty to czasy, kiedy bilety na takie wydarzenia kosztowały po 25-30 zł, nie - po 60-80. Ludek był wielkim fanem Comy i udało mu się mnie tym zarazić. Prawie na każdy ich koncert chodziliśmy wspólnie. Pamiętam, jak najpierw nie mogliśmy się doczekać premiery Hipertrofii, a potem  omawialiśmy w wolnych chwilach tę płytę. "Dobrej" muzyki słuchałem wcześniej świadomie. To trójka, to własne kolekcje, bo wielbiłem wcześniej już muzykę Dżemu, Perfectu, Stinga, Floydów czy Zeppelinów. Wreszcie od 1. koncertu Comy byłem w międzyczasie na kilku innych zespołach, np Dżemie. Pomimo to, Hipertrofia zrobiła na mnie kosmiczne wrażenie. To było jak rewolucja, pełna gama doznań muzycznych. Nigdy wcześniej i nigdy potem nie czułem, że obcuję z tak genialnym i kompletnym dziełem sztuki muzycznej. Wow, wszystko tam się zgadzało. Pełna gama emocji, przemyśleń, cała podróż przez życie. Naprawdę, uważam, że jest to najlepsza płyta jakiej miałem zaszczyt słuchać.Tam się zgadza wszystko, muzyka i teksty Roguca, a pociąg powoli wraz z każdym utworem rozpędza się. Ta płyta jest jak jej kulminacyjny utwór - jest ogień, jest cisza. Raz pędzimy, by za chwilę zwolnić, by poszukać refleksji. "Pierwsze wyjście z mroku" i "Zaprzepaszczone siły..." były wybitne. Każdy fan Comy powinien wiedzieć, że nie były to pierwsze ich kompozycje. Po sieci krążą utwory z kilku pierwszych lat działalności, gdy Roguc był jeszcze dzieciakiem. Może i jakość nagrania nie była idealna, ale klimat był. Potem zrobili z tego nieoficjalny, bootlegowy, limitowany album sprzedawany w trakcie jednej z tras. Byłem w niebie, gdy okazało się, że Cisza i ogień - jeden z pierwszych ich utworów - pojawił się na Hipertrofii. Regularnie wracam do tej płyty i zawsze mnie wciąga. To jest moja muzyka. To właśnie na żółtym albumie Coma osiągnęła apogeum idealnej równowagi kompozycyjnej utworów. To tutaj każdy z utworów z osobna jest jak opowieść sama w sobie, ma swój właściwy wstęp, rozwinięcie i zakończenie. Każdy z nich jest inny. Co praktycznie unikatowe w polskiej muzyce, składają się na jedną dużą historię, gdzie żaden kawałek nie wyskakuje w losowo wybranym momencie. To dzięki Comie odkryłem świat koncertów. To z ich muzyką zacząłem się utożsamiać, a do przekazu zawartego w tekście było mi blisko. Czułem, że to mój zespół. Tak jak wcześniej wielbiłem i utożsamiałem się z Dżemem, ale z wiadomych względów spóźniłem się trochę z przyjściem na świat, by posłuchać Ryśka Riedla, tak trafiłem na ten najlepszy okres Comy. Można powiedzieć, zawdzięczam im moje dojrzewanie emocjonalne i muzyczne. NIe potrafię sobie wyobrazić życia bez muzyki i zawsze po dobrym koncercie po cichu dziękuję tej chwili, w której magię koncertów poznałem. Niby prosta rzecz, niby nic, niby technologia cyfrowa, niby winyle, niby super sprzęt, niby Internet, YT i spotify... nic nie zastąpi koncertu. Dobry koncert i możliwość posłuchania ulubionej muzyki na żywo, możliwość przeżywania jej jest dla mnie darem. Możliwość poczucia tej magii bycia i czucia tej muzyki, tego fascynującego uczucia, gdy   czujesz tłum, jesteś w tym tłumie i czujesz się jego częścią, a jednocześnie masz poczucie bycia w innej przestrzeni niż ludzie wokół. Como, towarzyszycie mi od 13 lat. Przez ten czas byłem na blisko 20 koncertach. Gdyby nie kilkuletnia przerwa po Czerwonym albumie, byłoby ich więcej. Liczę, że ten jutrzejszy, sobotni, nie będzie definitywnie ostatnim. Nie wszystko, co robiliście po Hipertrofii, podobało mi się, ale doceniam, że szukaliście zawsze czegoś nowego w swoim wyrazie artystycznym. Wasza muzyka nadal będzie ze mną, a Wam mówię: Dziękuję za to, czym mnie obdarowaliście. Dziękuję za najlepsze przeżycia muzyczne w życiu. Dziękuję, że nauczyliście mnie je przeżywać. Dziękuję za te wszystkie wzruszenia. Dziękuję za bycie częścią mojego życia. Nie żegnajcie, do zobaczenia. Będę czekał :-)
0 notes
2br-0-2b · 9 years ago
Text
yu55
Na jutro, a technicznie to dzisiaj, jest przewidziana premiera nowej płyty Comy - "2005 yu55". Póki co, dostępny w sieci, tej legalnej, dostępny jest tylko singiel pt. Lipiec. Pierwsze odsłuchanie... zawód... "Eeee, gdzie się podziało mocne brzmienie Comy? Czyżby to kolejna po "Czerwonym" płyta mojego ukochanego zespołu, która nie podpadła mi jako całość estetycznie?" Po prostu uwielbiam ich pierwsze trzy płyty, a za, jak do tej pory, kulminacyjne osiągnięcie nie tylko całego dorobku Comy, ale i całej dekady polskiej muzyki uważam "Hipertrofię". Jak to czasami bywa, po przesłuchaniu "Lipca" jeszcze 2 razy zmieniłem zdanie. Oszukiwać się nie można - choć ciężko wyrokować na podstawie jednego tylko utworu,  zapowiada się płyta inna  niż poprzednie. Okazuje się, że wielką przyjemność sprawia także wsłuchiwanie się w te subtelności i to jak ten utwór, wciąż delikatnie, ale w miarę trwania, tak gdzieś od połowy, nabiera charakteru. Bardzo subtelne rockowe brzmienie. W sumie tak też można :) Tekst? Do słuchania po wielokroć i szukania w nim siebie... czyli to co zawsze najbardziej ceniłem w Comie. Choć pragnąłbym hard rockowej starej Comy sprzed 8-10 lat, to cieszę się przeogromnie, że Coma nie stanęła muzycznie w rozwoju, jak wielu kolegów po fachu. Artystycznie nie ma nic gorszego nic stagnacja i trzymanie się tego co przyniosło jakiś tam sukces kiedyś tam. Choć fani często chcą usłyszeć więcej tego co kiedyś, to artysta to też człowiek - starzeje się, zmienia się, zyskuje doświadczeń życiowych i sposób wyrażania siebie. Niezwykle sobie cenię artystów, którzy co jakiś czas spoglądają wewnątrz siebie, może nie tyle próbują "odkryć siebie na nowo", ale szukają nowych, innych sposobów na wyrażanie siebie. Być może niekoniecznie każdy twór takiego zespołu będzie trafiał w mój, przyzwyczajony już, gust, ale artysta wtedy nie oszukuje siebie ani innych, że przez 10-20-30 lat nie zmienił się wcale. Z tego powodu zawsze doceniałem m.in. Kazika Staszewskiego, Roguca i Floydów. W ostatnich latach mogę do tego grona dołączyć Julię Marcell, która z każdą następną płytą pokazuje inną siebie. Przesłuchanie dorobku Budki Suflera (znałem wcześniej, oczywiście, ale nie cały) też przekonało mnie, że eksperymentowali na przestrzeni czasu. Bardzo cieszę się, że Coma dołącza do tego właśnie grona artystów. Lada chwila cały album, a pod koniec października... koncert w Krakowie :)
0 notes
2br-0-2b · 18 years ago
Text
Siatkarze
Serce rośnie i raduje się widząc uśmiechniętych siatkarzy, całą ekipę Raula Lozano i ludzi witających ich na lotnisku 🙂
Jakże łatwiej się żyje mając świadomość, że mamy z czego być dumni. Jakże taki sukces działa na przeciętnego człowieka. Sukces grupki ludzi przeradza się w narodową euforię. Jak przenosi się z tej grupki na cały naród. Przez kilka następnych dni większość Polaków będzie chodzić bardziej uśmiechnięta po ulicach i ze świadomością, że jesteśmy w czymś najlepsi (prawie;). Na jakiś (krótki wprawdzie) czas zapominamy o szarości otaczającej rzeczywistości.
Cieszy nie tylko widok uradowanych (choć zmęczonych siatkarzy), ale i samego Raula Lozano. Cieszy, mnie osobiście, że jako obcokrajowiec tak dobrze się wczuł w polskie społeczeństwo. Że nie jest to tylko kolejny etap jego pracy na całym świecie, ale, że autentycznie przeżywa tę samą radość co wszyscy ci ludzie kibicujące jego drużynie a jego wzruszenie nie jest udawane. Że nie okazał się li tylko profesjonalistą i sztywniakiem, ale także zwykłym, skromnym człowiekiem.
Poza tym nie stał się następnym trenerem (jakiejkolwiek dyscypliny) ściągniętym z zagranicy, który rozczarowuje się na Polakach, na polskich zawodnikach, działaczach czy kibicach, na dezorganizacji i wewnętrznych kłótniach. I nie traktuje tej pracy jako jakiegoś zesłania karnego. Nie ma powodu, by myśleć: „w jakie ja gówno wdepnąłem…?” jak choćby Dan Petrescu.
Oby częściej były takie prawdziwe powody do radości, bo niecodziennie zdarzają się one nam, Polakom. Tak więc… dziękuję wam, panowie, za ten medal 🙂
0 notes