Text
Najważniejsze węglowodany organizmów zwierzęcych
Najważniejsze węglowodany dla organizmów zwierząt - budowa i kluczowe funkcje
Glukoza
Glukoza jest heksozą - jej szkielet węglowy zbudowany jest z sześciu atomów węgla. Do szkieletu przyłączonych jest pięć grup wodorotlenowych i jedna aldehydowa, która decyduje o przynależności glukozy do aldoz. Cztery z atomów węgla są asymetryczne (połączone z czterema różnymi podstawnikami, hybrydyzacja sp3). Ich obecność sprawia, że cząsteczka może wystąpić w 16 odmianach stereoizomerycznych, które dzieli się na odmiany L i D. Glukoza występuje w przyrodzie głównie jako związek cykliczny powstały przez utworzenie wiązania półacetalowego pomiędzy grupa aldehydową a 5. atomem węgla. Powstaje pierścień piranozowy.
W organizmach zwierząt duże znaczenie odgrywa D-glukoza. Jest najważniejszym węglowodanem organizmu, ponieważ w tej właśnie formy cukry najczęściej są wchłaniane z przewodu pokarmowego. Stanowi ona główne źródło energii w organizmie: jest rozkładana w komórkach do dwutlenku węgla i wody w procesach oddychania komórkowego: glikolizie, cyklu Krebsa i w łańcuchu transportu elektronów w mitochondriach. Bardzo ważne jest odpowiednie stężenie we krwi dla prawidłowej pracy mózgu, ponieważ neurony są szczególnie wrażliwe na spadki stężenia glukozy.
Galaktoza

Galaktoza jest również aldoheksozą. Stanowi epimer glukozy: różni się od niej jedynie położeniem podstawników przy 4. atomie węgla. W galaktozie przy tym atomie węgla grupa wodorotlenowa znajduje się po lewej stronie wg wzoru Fischera czyli nad pierścieniem wg wzoru Hawortha.
W organizmie zwierząt D-galaktoza (izomer dominujący) ulega przemianie do D-glukozy i w tej formie bierze udział w procesie glikolizy. Galaktoza jest syntetyzowana w gruczole sutkowym i wchodzi w skład laktozy. Pełni więc ważną funkcję w odchowie młodych zwierząt. Jest również składnikiem glikolipidów i glikoprotein.
Fruktoza

Fruktoza jest heksozą i ketozą - wiązanie karbonylowe występuje przy drugim atomie węgla. Forma cykliczna zawiera pięcioatomowy pierścień furanozowy zbudowany z czterech atomów węgla i atomu tlenu pochodzącego z grupy karbonylowej przy 2. węglu, która utworzyła wiązanie z grupą hydroksylową przy węglu 5. Powstaje wewnętrzny hemiketal.
Fruktoza może zostać przekształcona w organizmie zwierzęcym w glukozę lub włączyć się bezpośrednio w proces glikolizy, jest więc ważnym substratem energetycznym.
Ryboza
Cząsteczka rybozy jest pentozą zbudowaną z pięciu atomów węgla, w formie cyklicznej występuje pierścień pięcioczłonowy piranozowy. Ze względu na obecność grupy aldehydowej zaliczana do aldoz. Tak jak wszystkie cukry wykazują czynność optyczną.
Formą występującą w organizmie żywym jest D-ryboza, która wchodzi w skład rybonukleotydów, z których zbudowany jest kwas rybonukleinowy (RNA). Ryboza jest więc ważna dla organizmu przede wszystkim ze względu na rolę nośnika informacji i udział w ekspresji genów. Wchodzi w skład innych ważnych dla podstawowych procesów życiowych rybonuleotydów: AMP, ADP, ATP, GTP, CTP, UTP; które dzięki tworzeniu wysokoenergetycznych wiązań stanowią nośniki energii chemicznej niezbędnej do przeprowadzenia procesów metabolicznych. Ryboza wchodzi także w skład niektórych koenzymów, w tym koenzymu A oraz witamin z grupy B - B2 i B12, ważnych w prawidłowym przebiegu procesów metabolicznych. Jest metabolitem pośrednim w cyklu pentozofosforanowym.
Glukozamina i galaktozamina
Glukozamina i galaktozamina są heksozami i pochodnymi aminowymi odpowiednich cukrów: glukozy i galaktozy. Związki te należą do aminocukrów, co zawdzięczają obecności grupy aminowej NH2 przy drugim węglu. Różnią się od siebie położeniem grupy hydroksylowej przy 4. węglu. Występują często w formie acetylowanej.
Glukozamina i galaktozamina wchodzą w skład mukopolisacharydów i oba te związki mają wpływ na poprawne funkcjonowanie stawów u zwierząt. Znajdują się w suplementach podawanych zwierzętom dla zmniejszenia bolesności związanych z chorobami stawów oraz wsparciu odbudowy chrząstki stawowej.
Gluokozamina występuje w chrząstce stawowej i mazi stawowej zwierząt, Wchodzi w skład kwasu hialuronowego oraz glukozoaminoglikanów, które odpowiadają za odbudowę uszkodzonych chrząstek. U zwierząt nieudomowionych glukozamina odgrywa ważną rolę jako składnik chityny - polisacharydu budującego pancerzyk u stawonogów.
Galaktozamina wchodzi w skład hormonów LSH i FSH niezbędnych dla prawidłowego rozrodu zwierząt (odpowiadają za cykl dojrzewania pęcherzyków jajnikowych) Galaktozamina jest też składnikiem chondroityny, jednego ze związków budujących chrząstki stawowe. Jest toksyczna dla komórek wątroby.
2 notes
·
View notes
Text
Jakie czynniki wpływają na aktywność enzymów?
Oprócz temperatury i pH środowiska,w którym ma zajść reakcja katalizowana przez enzym, na jego aktywność działa wiele innych czynników.

Photo by Fulvio Ciccolo on Unsplash
obecność kofaktorów
Zdecydowana większość enzymów jest białkami, ale mogą zawierać również niebiałkowe części czyli kofaktory, których obecność sprawia, że enzymy stają się aktywne. Kofaktory mogą być przyłączone na stałe do enzymu wiązaniami kowalencyjnymi - wówczas mówimy o grupach prostetycznych enzymów oraz nietrwale, czasowo przyłączać się do niego wiązaniami niekowalencyjnymi - są to koenzymy. Bardzo ważnym przykładem grupy prostetycznej jest grupa żelazoporfirynowa hemoglobiny. Natomiast koenzymami są najczęściej witaminy.
[Koenyzmy nie są trwale związane z enzymem, mogą się do niego przyłączać i odłączać!]
obecność inhibitorów
Na aktywność enzymów wpływa obecność inhibitorów, które działają hamująco. Wyróżnia się inhibitory kompetencyjne i niekompetencyjne. Pierwsze hamują działalność enzymu, przyłączając się do miejsca katalitycznego i nie dopuszczając do niego substratu. Drugi, niekompetencyjny, również przyłącza się do enzymu, ale nie w miejscu katalitycznym, tylko w innym miejscu enzymu. Jednak przyłączając się do enzymu, inhibitor niekompetencyjny zmienia kształt miejsca katalitycznego przez co nie może zostać do niego przyłączony substrat. Obie reakcje zmniejszają szybkość reakcji, ale w inhibicji kompetencyjnej zależność ta może zostać zniesiona przez dodanie większej ilości substratu, którego cząsteczki będą wybijały inhibitor z centrum aktywnego enzymu. W tym przypadku zmniejsza się jednak powinowactwo enzymu do substratu (Km). Zmiany konformacji enzymu wywołane przyłączeniem inhibitorów są odwracalne.
obecność efektorów allosterycznych
Efektory allosteryczne to niewielkie cząsteczki, które wiążą się z enzymami oligomerycznymi w ten sposób zwiększając lub zmniejszając aktywność enzymu. Ligandy allosteryczne wiążą się z enzymem w centrum allosterycznym i zmieniają konformację enzymu, w tym jego centrum aktywnego, przez co wpływają na aktywność enzymu. Ten typ regulacji aktywności enzymów jest nazywany regulacją allosteryczną i dotyczy zwykle enzymu katalizującego pierwszą reakcję szlaku.
obecność i stężenie substratu
Aktywność każdego enzymu jest ściśle związana z obecnością substratu reakcji, którą katalizują - ich rolą w reakcji jest bowiem utworzenie kompleksu przejściowego enzym-substrat. Stężenie substratu wpływa również na szybkość przebiegu reakcji - im większe stężenie substratu, tym szybciej będzie przebiegała reakcja aż do momentu, gdy wszystkie centra katalityczne zwiążą się z substratem - wówczas szybkość reakcji osiąga swoje maksimum. Taki wpływ stężenia substratu na szybkość reakcji jest obserwowany tylko w sytuacji, gdy w środowisku reakcji jest obecnych dużo enzymów i gdy cząsteczki substratu znajdują się w stanie aktywnym.
obecność i stężenie enzymów - im więcej enzymów, tym reakcja zachodzi szybciej
Również stężenie enzymów wpływa na ich aktywność enzymatyczną, a konkretnie na szybkość katalizowanej przez nie reakcji. Zależność ta istnieje jednak tylko wtedy, gdy w środowisku reakcji jest nadmiar dostępnego substratu oraz zarówno substrat jak i enzym znajdują się w stanie aktywnym. Jeśli stężenie enzymu jest mniejsze niż stężenie substratu, szybkość reakcji jest wprost proporcjonalna do stężenia enzymów.
stężenie produktu (usuwanie produktów reakcji)
Szczególnie ważne w regulacji aktywności enzymów opartym o mechanizm sprzężenia zwrotnego. Nagromadzenie produktów reakcji hamuje szybkość reakcji enzymatycznych szlaku przez hamowanie enzymu regulatorowego. Stężenie produktów wpływa również na sam proces syntezy enzymów podlegający czynnikom genetycznym, będąc jednym z czynników wpływających na aktywność operonu za pośrednictwem represorów produkowanych przez geny regulatorowe. Przy dużym stężeniu produktów reakcji aktywny represor blokuje operon i hamuje syntezę enzymu, przy niedoborze inaktywowany jest represor.
reakcja, którą katalizują enzymy musi być możliwa termodynamicznie!
aktywność innego enzymu
Inny enzym może katalizować reakcję przyłączania lub odłączania małej grupy funkcyjnej, w wyniku czego enzym zyskuje lub traci aktywność. Taki typ regulacji aktywności enzymu nazywany jest regulacją kowalencyjną.
1 note
·
View note
Text
Pierwsze kobiety w weterynarii – odważne pasa��erki na gapę
Chociaż pierwsze uczelnie weterynaryjne na świecie powstały już w drugiej połowie XVIII wieku, dopiero ponad 120 lat później w poczet studentów została wpisana pierwsza kobieta. W Polsce pionierką zawodu, z dyplomem uzyskanym w ojczyźnie, była Helena Bujwidówna-Jurgielewiczowa, która tytuł uzyskała w 1923 roku. Rodzime nazwiska pojawiają się jednak w historii kobiet-weterynarzy znacznie wcześniej. Nie tylko jako pierwsze kobiety, które zajęły się tą profesją w Polsce czy Europie, ale i na świecie.

Mgliste są początki tej historii. Może to wynikać z faktu, że kobiety pod koniec XIX wieku co prawda pojawiały się na uczelniach weterynaryjnych w Szwajcarii i Francji, jednak głównie w roli wolnych słuchaczy. Pomimo tego nie do końca jasnego statusu studentek i niejednokrotnie braku zapisów dotyczących ich edukacji na uczelniach, wiele z nich musiało uzyskać tytuły zawodowe, bo odnajdują się ślady prowadzonej przez nie praktyki. Wiadomo na pewno, że pierwszymi odważnymi kobietami, które próbowały swoich sił w zmaskulinizowanym jeszcze wtedy świecie akademickim oraz medycznym, były kobiety pochodzące z Europy Środkowo-Wschodniej: wśród nich pojawia się najwięcej nazwisk polskich, rosyjskich i ukraińskich.
Pierwsze wzmianki o kobietach podejmujących edukację wyższą w zakresie medycyny weterynaryjnej czytamy w miesięczniku “Österreichische Monatsschrift für Tierheilkunde und Revue für Thierheilkunde und Thierzucht” z 1889 roku . Jako pierwsze studentki weterynarii, które podjęły naukę na uczelni w Zurychu, wymienia Polkę Stefanię Kruszewską pochodzącą z Warszawy oraz Ukrainkę V. Dobrovoljskają. Wzmianka o Kruszewskiej znajduje się też w wydanym w tym samym, roku “The Veterinary Journal”. Również rodzime źródła wspominają o Polkach-pionierkach: oprócz Stefanii Kruszewskiej w doniesieniach opublikowanyh w “Przeglądzie Weterynarskim” w 1888 r. (nr 2 i 7) oraz w 1889 r. (nr 1) pojawiają się nazwiska Salomei B. i Jadwigi Dżymińskiej. Wiadomości te, jak podaje Teodor Pustówka (1964 r.), nie znalazły jednak potwierdzenia w późniejszej korespondencji prowadzonej z uczelniami, które miały ukończyć te panie Wiadomo, że przynajmniej Kruszewska ubiegała się w 1893 roku o uznanie jej zawodowego tytułu w kraju. Z taką prośbą zwracała się do Uniwersytetu Jagiellońskiego. Tego samego, na którym pierwsze kobiety na studia zaczęto przyjmować dopiero rok później - w 1894 roku, i to wyłącznie na farmację. Również do Krakowa o uznanie dyplomu miała ubiegać się Dobrovoljskaja, która zgodnie z doniesieniami w ww. prasie, studiowała z Kruszewską w Zurychu. O ile o praktyce weterynaryjnej Kruszewskiej wzmianek brak, to wiadomo, że Dobrovoljskaja praktykowała później w Odessie.
Niemal w tym samym czasie co wspomniane studentki, bo już w 1896 roku, pierwszy dyplom lekarza weterynarii przyznano ukraińskiej studentce w Paryżu (w Alfort). Pierwsze jaskółki zmian pojawiły się więc już pod koniec XIX wieku, ale tak naprawdę dopiero wiek XX przyniósł rewolucję. Po Szwajcarii i Francji do grona krajów, w których kobiety zdobywały dyplomy lekarzy weterynarii dołączyła Wielka Brytania – w 1900 w Edynburgu studia weterynaryjne ukończyła Aileen Cust, chociaż dostała się na nie podstępem, podając w dokumentach jedyne inicjał imienia, po którym nie można było rozpoznać jej płci. I chociaż udało jej się fortelem dostać na uczelnię, a potem już oficjalnie zdobyć na niej upragniony dyplom, to na prawo do samodzielnego wykonywania zawodu przyznawane przez British Veterinary Association czekała aż 22 lata. Oficjalnie kobiety na weterynarię w Wielkiej Brytanii zaczęto przyjmować dopiero po 1918 roku. Kolejne wzmianki o żeńskim pierwiastku w weterynarii pojawiają się w tym czasie za oceanem – tu odpowiednio w 1903 i 1906 studia ukończyły studentki w Chicago i Melbourne.
Druga dekada XX wieku przyniosła znacznie więcej kobiet z dyplomem lekarza weterynarii – w 1915 roku w Niemczech (absolwentka pochodziła z Finlandii i również udało jej się ukryć fakt bycia kobietą, gdy ubiegała się o przyjęcie na uczelnię), w 1919 w Rumunii, w kolejnych latach Nowej Zelandii i Szwecji. Wreszcie 1923 rok dał Polsce pierwszą kobietę-weterynarza, która ukończyła studia na rodzimej uczelni. Była nią Helena Jurgielewicz, która dyplom uzyskała w należącym do niepodległej już Polski Lwowie. Tak jak i innym pionierkom w tym zawodzie, rodzina i przyjaciele gorąco Jurgielewiczowej te studia odradzali. Jednak i tak była w uprzywilejowanej pozycji, bo miała wsparcie rodziny w dążeniu do uzyskania wyższego wykształcenia (jej ojciec był znanym mikrobiologiem, a tytuł uczelni wyższej był niespełnionym marzeniem matki), co nie było na początku XX wieku jeszcze zjawiskiem powszechnym. W wielu środowiskach studiująca w gronie mężczyzn kobieta była uznawana za nieobyczajną, a zajmowanie się naukami medycznymi zajęciem dla niej niestosownym. Jurgielewiczowej odradzano weterynarię ze względów praktycznych: kierunek ten wówczas był prowadzony głównie z myślą o weterynarii zwierząt gospodarskich, co wymagało nie tylko wiedzy i umiejętności, ale i tężyzny fizycznej.
Odwodzenie Jurgielewiczowej od studiów weterynaryjnych okazało się bezskuteczne, bo sama zainteresowana ani studiów, ani wysiłku fizycznego się nie bała. Tak jak reszta rodziny lubiła sport, uprawiała m.in. jeździectwo, wioślarstwo, narciarstwo i strzelectwo. To ostatnie akurat przydało jej się już na pierwszym roku studiów, kiedy to wojenne losy kazały przerwać naukę i wziąć zbrojny udział w obronie Lwowa, podczas której Helena Jurgielewiczowa walczyła na ulicach miastach ramię w ramię z mężczyznami. Jej odwaga i umiejętności, którymi wykazała się podczas działań wojennych, zostały docenione i zwieńczone przyznaniem jej tytułu podporucznika oraz Krzyża Walecznych. Działalność zbrojna nie przesłoniła jej jednak naukowych celów – zaraz po wznowieniu nauki na lwowskiej akademii, powróciła na studia. Już jako weterynarz pracowała w Laboratorium Bakteriologicznym i Dóbr Państwowych w Warszawie, a w 1932 roku objęła stanowisko kierownika sanitarnego rzeźni warszawskiej.
Znamienny dla historii początków kobiet w weterynaryjnych szeregach jest fakt, że Helena Jurgiewiczowa nie od razu była pełnoprawną studentką medycyny weterynaryjnej. Tak jak i inne kobiety tych czasów, najpierw musiała swoją pracowitością, odwagą i determinacją udowodnić, że nie odstaje od męskiej części akademickiej braci. Zrobiła to z nawiązką, kończąc studia z wynikiem celującym. Jej historia, tak jak i historie innych pionierek, pokazują jak długą i trudną podróż odbyły kobiety, walcząc o dostęp do edukacji i wymarzonego zawodu. Często w tej podróży były niczym pasażerki na gapę, ukrywające się pod inicjałami, siedzące w ostatnich rzędach jako wolne słuchaczki, czy nawet przebierające się za mężczyzn. O tym, jak ważna była ta podróż, niech świadczy fakt, że w 1976 roku po raz pierwszy w historii kobieta stanęła na czele brytyjskiego Królewskiego Kolegium Chirurgów Weterynaryjnych, a dziś w większości krajów odsetek kobiet na studiach weterynaryjnych wynosi niemal 80 procent.
Bibliografia: dr Jan Wiśniewski materiały wykładowe SGGW do przedmiotu “Historia weterynarii i deontologia”
Ivan Katić: Pioneer female veterinarians, Medical Sciences 37(2012), str. 137-168
Role of Women in Veterinary Profession, Veena T i Rajeshwari Y.B Veterinary World, Vol.1(12), str. 380-381
Jako pierwsza kobieta w Polsce skończyła weterynarię i leczyła zwierzęta. Poznajcie Helenę Jurgielewiczową (www.weekend.gazeta.pl/weekend/1,164869,24104817,jako-pierwsza-kobieta-w-polsce-skonczyla-weterynarie-i-leczyla.html) pierws
100 lat Polsko. Helena Jurgielewicz -za kobieta, która została lekarzem weterynarii (https://www.medonet.pl/zdrowie,100-lat-polsko--helena-jurgielewicz---pierwsza-kobieta--ktora-zostala-lekarzem-weterynarii,artykul,1726344.html)
Photo by Artur Tumasjan on Unsplash
1 note
·
View note
Text
Dlaczego krowa może jeść trawę, a ja nie? Celuloza!

Głównym powodem, dla którego krowa tak chętnie skubie trawę, jest zawarta w niej celuloza. Na biologii uczymy się o niej głównie dlatego, że jest składnikiem ścian komórkowych roślin. Jak wiemy, w komórkach zwierzęcych ścian komórkowych nie ma, więc po co krowie celuloza? Żeby osłodzić sobie życie, a na serio: pozyskać niezbędny składnik energetyczny czyli cukier. Żeby to zrozumieć, musimy pooglądać sobie cząsteczkę celulozy.
Dzięki strukturze cząsteczek celulozy ściany komórkowe roślin stają się sztywne i wytrzymałe na rozciąganie. Dla zwierząt istotnym faktem jest to, że cząsteczki celulozy są polimerami glukozy i mogą być do niej zdegradowane i w tej formie wchłonięte z przewodu pokarmowego (ale wśród zwierząt udomowionych taki rozkład jest możliwy tylko u przeżuwaczy czyli u krowy, owcy, kozy!).
Sztywność i wytrzymałość cząsteczek celulozy zapewnia wiązanie β-1,4-glikozydowe pomiędzy monomerami glukozy, które wymusza naprzemienny układ cząsteczek: co druga glukoza w łańcuchu jest ułożona “do góry nogami”. W efekcie powstaje liniowa, ale w odróżnieniu od amylozy obecnej w skrobii, niespiralna cząsteczka. Proste łańcuchy celulozy układają się względem siebie równolegle i wytwarzają między sobą wiązania wodorowe, tworząc tym samym sztywną, zwartą strukturę.
Za jednostkę strukturalną celulozy uznajemy celobiozę, która składa się z dwóch cząsteczek glukozy połączonych wiązaniami β-1,4-glikozydowymi. Celuloza zostaje zdegradowana do celobiozy przez celulazy produkowane i wydzielane przez mikroflorę bakteryjną żwacza przeżuwaczy. Następnie celobioza jest rozkładana na dwie cząsteczki glukozy przez kolejny enzym bakteryjny: β-1,4-D-glukozydazę. Celuloza jest wchłaniana z przewodu pokarmowego przeżuwaczy w formie zdegradowanej do cząsteczek glukozy.
Celuloza ma też właściwości redukujące, o czym warto wspomnieć, skoro już przyglądamy się rodzajom wiązań pomiędzy jej monomerami. Na przykładzie struktury celobiozy widać, skąd biorą się właściwości redukujące celulozy. Jedna z cząsteczek glukozy w celobiozie zostaje bowiem z wolną półacetalową grupą hydroksylową. Dzięki obecności wiązania glikozydowego między 1. węglem jednej cząsteczki oraz 4. węglem drugiej hemiacetalowa grupa hydroksylowa (przy węglu 1.) jednej z połączonych β-D-glukoz pozostaje wolna i może ulec utlenieniu, redukując tym samym inny związek.
Dlaczego krowa może jeść trawę, a my nie? Bo ma w żołądku bakterie, które pomagają jej rozłożyć cząsteczkę celulozy na wiele cząsteczek glukozy. I tylko w tej formie organizm może ją wchłonąć z przewodu pokarmowego i wykorzystać jako źródło energii. Możemy więc jeść sobie trawę, ale nie mamy w żołądku bakterii, które pomogłyby nam ją rozłożyć do glukozy, więc nie będzie ona miała dla nas wartości odżywczych.
0 notes
Text
Weterynaria - semestr pierwszy CHECKED!
Pierwszy semestr na weterynarii to był dla mnie chrzest bojowy i kubeł zimnej wody. Większość osób trafiła tu wiedziona miłością do zwierząt i chęcią pomagania im, ale na tych studiach te motywacje już od początku są mocno testowane. Trudno więc znaleźć w sobie wystarczająco dużo mocy do nauki, jeśli nie jesteśmy pewni, że zostanie lekarzem weterynarii to jedyny sposób, w jaki chcielibyśmy pomagać zwierzętom. Te studia trzeba moim zdaniem potraktować tak, jakby nie było żadnej opcji B. Z takim nastawieniem można znaleźć w sobie wystarczająco dużo determinacji, żeby je skończyć. No chyba, że ktoś uwielbia się uczyć i gdyby nie był na weterynarii, to uczyłby się na pamięć Wikipedii czy książek kucharskich. Ja do takich osób nie należę.
Nie będę domalowywać tęczy do swoich doświadczeń podczas pierwszego semestru: dla mnie to była hardkorowa jazda bez trzymanki. Pogodzenie pracy i tych studiów okazało się zadaniem karkołomnym - tak bardzo, że przed sesją musiałam wziąć wolne. Gdybym nie podjęła tej, z różnych względów trudnej w mojej sytuacji decyzji, to nie sądzę, żebym dobrnęła do drugiego semestru. Nie chcę też demonizować weterynarii - ilość wiedzy, którą można tu przyswoić w kilka miesięcy jest niesamowita. Czułam się jak na jakimś turboprzyspieszonym kursie.
Na początku myślałam sobie często: PO CO? Po co mi tak szczegółowa znajomość anatomii z łacińskimi nazwami każdego kuśpitka. Po co mi ta cała biologia komórki i histologia na poziomie szczegółowości ocierającym się o liczenie mikrokosmków w jelicie. A jednak, jak już człowiek przebrnie przez ten materiał, jakoś uda mu się to wszystko zaliczyć (uwierzcie mi, nie znam osoby, która by czegoś nie poprawiała), to jest naprawdę zadowolony, że ma solidne podstawy do dalszej nauki. Szczególnie, że w pewnym momencie te wszystkie tematy zaczynają się jakoś zazębiać. Zaczęło mi sprawiać ogromną radość łączenie tych kropek.

Byłam też sobie wdzięczna za wszystkie tematy, które porządnie ogarnęłam, przygotowując się do matury z biologii i chemii. To naprawdę przydaje się w pierwszym semestrze weterynarii. Jeśli czyta to jakaś zainteresowana weterynarią maturzystka lub maturzysta, to niech to będzie dla Was motywacją do nauki.
Na studiach byłam sobie wdzięczna za każdy przejaw systematyczności i każdy materiał, który solidnie przerobiłam na bieżąco. Dzięki temu mogłam swoją wiedzę jako tako usystematyzować, bo na naukę materiału od podstaw przed kolokwiami już zwykle za późno. Chociaż mistrzostw świata w dyscyplinowaniu się do systematycznej nauki, to ja bym raczej nie wygrała. Były tematy, których uczyłam się w ostatniej chwili.
Trochę dlatego, że czasami nie miałam mocy: niedospanie i ogólne wyczerpanie dawało mi się we znaki. Czasami traciłam motywację, a najczęściej po prostu podczas tego semestru brakowało mi czasu. I po tym całym zamieszaniu przyznaję, że ten wyścig z czasem był dla mnie najbardziej stresujący.
No dobra, bardziej od kurczącego się jakoś dziwnie czasu stresująca była dla mnie anatomia. Przez pierwsze kolokwia nie mogłam przebić się przez próg 50-65% punktów (żeby uzyskać punktację końcową zaliczającą semestr trzeba zaliczyć każde z nich co najmniej na poziomie 75%). Przy wymaganym stopniu szczegółowości i ilości materiału do nauki zaczynałam powoli tracić nadzieję, że uda mi się ten przedmiot zaliczyć. Zaczęłam zastanawiać się, czy ja się w ogóle na te studia nadaję... I oto ostatnie dwa kolokwia zaliczyłam na 90 i 100%! Mam nadzieję, że ta tendencja się utrzyma, a moje zmagania były po prostu uczeniem się tego, jak się w ogóle tej anatomii uczyć. Uwierzcie mi, że wpadałam z powodu tych początkowych niepowodzeń w czarną rozpacz. Czułam się, jakbym waliła głową w mur i, pomimo wkładanej pracy, nie mogła tego muru ani o milimetr przesunąć.

Drugim głazem, który turlałam w tym semestrze pod górę niczym Syzyf, była chemia. Nigdy się nie lubiłam z chemią, czy może raczej lubiłam ją bez wzajemności, ale na weterynarii okazało się, że trzeba będzie ją jakoś na przyzwoitym poziomie zaliczyć. Kolokwium z roztworów i czegoś tam (nie pamiętam, wyparłam to) zaliczałam trzy razy, rwąc włosy z głowy i tracąc nadzieję. Tymczasem drugie kolokwium z tematów, które nie były kontynuacją czy rozszerzeniem zakresu maturalnego, zdałam w pierwszym terminie. Podejrzewam więc, że moja użerka z tą chemią bierze się po prostu z faktu, że mam słabo opanowane podstawy i cały czas się przez to potykam.
Czasami trzeba sobie na tych studiach być dla siebie wyrozumiałym i powiedzieć sobie, że nie da się być ze wszystkiego dobrym. Ja zaczynałam uczyć się chemii od podstaw trzy lata temu, pracując ponad normę i starając się przy tym jakoś ogarniać korki. Czasem o tym zapominam, że i tak odwaliłam kawał dobrej roboty, dostając się na te studia z tą moją kulawą chemią, i strasznie się na siebie wściekałam. Oczywiście, nie zdałam tego egzaminu z chemii - ani pierwszego terminu, ani poprawki. Także tak - pierwszy semestr i pierwszy egzamin komisyjny. I wiecie co? Na tym etapie - a był to ostatni egzamin w sesji - było mi wszystko jedno. Tym bardziej, że chemia nie jest przedmiotem wiodącym (takimi przedmiotami są u nas w pierwszym semestrze: biologia komórki, histologia i anatomia), więc już stwierdziłam, że jak będę miała z tej chemii warunek, to trudno, będę się z nią męczyć za rok. Ślęczałam nad tym samym materiałem po raz piąty i chciało mi się wyć. Na szczęście udało się - zdałam tego cholernego komisa i... zaczynam w tym semestrze biochemię, ale mało tu już obliczeniówki, więc może jakoś to ogarnę.
Największym dla mnie zaskoczeniem była histologia. Chociaż na początku byłam naprawdę zdumiona, że uczymy się każdego limfocytu, który gdzieś tam się zawieruszył w innej niż limfatyczna tkance, to okazało się, że lubię się jej uczyć i całkiem nieźle mi to idzie. Tak samo było z biologią komórki. Teraz zaczął się drugi semestr histologii, na którym są już układy i całkiem fajnie jest przejść z takiego poziomu ultrastruktur do tego, jak to wszystko potem działa. Na przykład taki żołądek, do którego światła uchodzi 15 milionów gruczołów (no shit!) mieszczących się w błonie śluzowej. Coś czuję, że fizjologia będzie dla mnie ciekawsza od anatomii.
Ogólnie bardzo się cieszę, że przeżyłam tę jazdę bez trzymanki, napięty harmonogram nauki i zwariowane terminy kolokwiów, które często wypadały dzień po dniu. Chciałam tu być, więc jestem zdeterminowana, żeby zrobić wszystko co w mojej mocy, aby te studia skończyć. I to "co w mojej nocy" chcę sobie zapamiętać: nie świrować, tylko pracować, dokładać starań, żeby potem nie żałować, że nie wykorzystało się szansy, jaką dają te studia. No i właśnie - tratować je jako szansę. Szansę na zdobycie ogromu wiedzy, który pozwoli nam zostać dobrymi lekarzami.
Trzymajcie kciuki za kolejny semestr, jak i ja je trzymam ;)
I sama dla siebie piszę mantrę: DETERMINACJA, SYSTEMATYCZNOŚĆ, DYSCYPLINA (to chyba zresztą powtarzają sobie sportowcy, a weta to bieg na przełaj przez płoty i płotki).
Weterynario, lecimy dalej.
Aloha!
1 note
·
View note
Text
Weterynaria - jak się uczyć? Pomidor!
Prawdziwym wyzwaniem na weterynarii jest ilość materiału do nauczenia. Za każdym razem, gdy zaczynam przygotowania do kolokwium z anatomii czy histologii, czuję się przytłoczona tym, że materiał obejmuje kilkaset stron w podręczniku. To sprawia, że zdarza mi się siadać do nauki z poczuciem rezygnacji. “Przecież tego się nie da ogarnąć” - myślę. I jest to trochę prawda, bardzo trudno jest się przygotować na 100 proc., jednak takie podejście nie jest konstruktywne.
Jak staram się sobie z tym radzić? Dla mnie sprawdza się technika “pomodoro”. Zamiast rozmyślać nad tym, jak bardzo opasłe tomy podręczników muszę przeczytać, ustawiam timer na 25 minut. Przez ten czas czytam, notuję i powtarzam w trybie pełnej koncentracji. Po tym czasie robię sobie 10-minutową przerwę. To technika sprawdzona i polecana przez speców od efektywnej nauki.
25 minut to dokładnie tyle, ile nasz mózg jest w stanie zakwalifikować jako nic wielkiego. Kto nie da rady skupić się przez 25 minut? Łatwizna. Od razu prościej z takim nastawieniem zabrać się do nauki. Mamy też ogromną satysfakcję z każdej takiej dobrze wykorzystanej dwudziestopięciominutówki. Będziecie zaskoczeni, jak wiele można zrobić w tak krótkim czasie. Warunek jest jeden - żadnych rozpraszaczy. Dlaczego ta technika nazywa się “pomodoro”? Od takiego oto kuchennego minutnika w kształcie pomidora:
Dla mnie też zaskakujące przy stosowaniu techniki pomodoro było to, jak niewiele czasu spędzonego na “nauce” wykorzystuję naprawdę efektywnie.
Miłego kucia! Sesja nadchodzi...
1 note
·
View note
Text
Weterynaria - jak się uczyć?
Ogrom nauki na weterynarii bardzo mnie zaskoczył. Chociaż wszyscy znajomi lekarze dobitnie ostrzegali, to jednak miałam nadzieję, że trochę straszą. Morał jest taki, żeby jednak słuchać starszych (a w moim przypadku, jako że jestem “późną” studentką - bardziej doświadczonych).
Okazało się, że sam zapał i dobre chęci nie wystarczą, żeby zmobilizować się do systematycznej nauki. Wiem, że do systematyczności nauczyciele i profesorowie zachęcają zawsze i wszędzie. Jednak uwierzcie mi, na weterynarii warto sobie te rady wziąć do serca. Tu nie da się przysiąść na kilka dni przed kolokwium (szczególnie, jeśli chodzi o anatomię i histologię), a nawet jeśli ktoś ma genialny umysł i jest w stanie zrozumieć materiał i przyswoić setki polskich i łacińskich nazw struktur w kilka dni, to z pewnością taka nauka odbije mu się czkawką, bo będzie miał nieugruntowaną wiedzę.

Tymczasem strategia “zakuć i zapomnieć” nie za bardzo się sprawdza w przypadku weterynarii (i pewnie wszystkich innych kierunków medycznych). To dlatego, że wszystko się tu łączy i wynika jedno z drugiego. Jeśli nie ogarniesz porządnie osteologii (nauka o kościach), to trudno się spodziewać, że łatwo opanujesz artrologię (połączenia kości), czy miologię (czyli mięśnie, które przyczepiają się do... kości).
Systematyczność to podstawa. Niestety, dojście do tego wniosku zajęło mi ponad miesiąc. Do teraz odbija mi się ten miesiąc czkawką, więc nauczcie się na błędach Cioci Studentki i siadajcie do nauki codziennie. Nawet, jeśli macie siłę jedynie na przeczytanie pobieżne materiału - nawet nie wiecie, jak wiele zyskacie, gdy choć trochę zostanie codziennie w głowie i zdążycie się z tymi informacjami przespać, wrócić do nich, pogłębić.
Postaram się napisać tu trochę więcej o sposobach na systematyczną naukę, które sprawdzają się w moim przypadku. Są proste, ale trzeba trochę nad sobą popracować, żeby je wdrożyć. Najważniejsze jednak, że działają i pozwalają zmniejszyć stres związany ze studiami, uczyć się lepiej, no i szybciej (a czego jak czego, ale czasu na weterynarii zawsze brakuje).
Będzie dobrze. A co ma nie być? ;)
Photo by Siora Photography on Unsplash
1 note
·
View note
Text
W kupie raźniej? Kilka słów o psich wybiegach i kaszlu kenelowym
Nic nie uszczęśliwia żywiołowego, towarzyskiego psa bardziej niż wizyta na wybiegu. Coraz więcej takich miejsc powstaje w polskich miastach - w samej tylko Warszawie naliczyłam ich dziesięć. Psy szaleją, właściciele mogą się poznać i pogadać, po prostu raj dla zwierzów i ludzi. Jest tylko jedno "ale": w takich skupiskach psów są one narażone na zakaźne zapalenie tchawicy i oskrzeli psów czyli tzw. kaszel kennelowy. I to jest ciemniejsza strona psich harców. Okazuje się więc, że w kupie raźniej nie tylko psom i właścicielom, ale też Gram ujemnym bakteriom tlenowym Bordatella bronchiseptica (bakterie krztuśca). Bakteria przywiera do nabłonka rzęsistego wyścielającego drogi oddechowe przez co nie mogą się one pozbywać szkodliwych drobnoustrojów i zanieczyszczeń. Bakteria jest bezpośrednią przyczyną kaszlu kenelowego, ale zwykle drogę infekcji bakteryjnej torują wirusy (dlatego mówimy o chorobie zakaźnej). Przenoszą się drogą powietrzną, dlatego tak łatwo rozprzestrzeniają się w dużych skupiskach psów (wspomniałam o wybiegach, ale wirusy świetnie czują się w schroniskach czy hotelach dla zwierząt). Objawem zakaźnego zapalenia tchawicy i oskrzeli jest charakterystyczny uporczywy kaszel, który może być wykrztuśny (może pojawiać się śluz) lub suchy, który brzmi tak jakby w tchawicy utknęło ciało obce. Kaszel kenelowy - zagrożenia Czy kaszel kenelowy może być dla psa groźny? U zdrowego, dorosłego psa powinien ustąpić samoistnie, nawet bez terapii. Objawy powinny zmniejszyć się w ciągu tygodnia-dwóch, a całkowicie ustąpić w ciągu 6- ciu tygodni. W tym czasie trzeba wietrzyć pomieszczenia, w których przebywa pies, a na spacery zakładać szelki, żeby nie pogarszać sprawy uciekaniem tchawicy obrożą. Leczenie podstawowe to antybiotykoterapia (ze względu na bakteryjne podłoże) i ew. leki przeciwzapalne, czasem syropy na kaszel. Choroba może gorszy przebieg. Niebezpieczeństwo poważnych powikłań pojawia się głównie u szczeniaków, psów starszych i osłabionych ze względu na inne schorzenia lub złe warunki bytowania. W takich przypadkach kaszel kenelowy może przejść w trwałą niewydolność układu oddechowego. Nieleczona może skutkować nawet śmiercią zwierzęcia. Jak zapobiegać infekcji? Przede wszystkim nie chodzić z psami, a wyszczególności z maluchami, w zatłoczone miejsca, w których przebywa wiele psów, unikać zatłoczonych poczekalni w lecznicach, wystaw i często uczęszczanych przez czworonogów trawników. Warto też pilnować dokładnej dezynfekcji misek, kocyków, zabawek, szczególnie jeśli pies przebywa w większym stadzie - tu bowiem mogą czaić się wywolujace kaszel bakterie. Trzeba pamiętać, że kaszel kenelowy wywołują bakterie pod rękę (gdyby ją miały) z wirusami (które rąk niestety też nie mają). Dlatego jeśli chcemy zabezpieczyć możliwe najlepiej psa, to warto sprawdzić, czy ma komplet standardowych szczepień (tak rozprawiamy się z wirusami) plus rozważyć podanie donosowo szczepionki zapobiegającej rozwojowi infekcji bakteryjnej. Jeśli np. oddajemy psa do hotelu, to o szczepienie powinniśmy zadbać na 3 tygodnie przed. Jeśli chodzi o profilaktykę przeciwbakteryjną, to coraz bardziej popularne są wspomniane szczepionki domosowe. Można je stosować już u trzytygodniowych psów, zapewniają odporność już w 4 dni po podaniu i dzialają przez 12 miesięcy. Ale uwaga - żadna szczepionka nie zagwarantuje pełnej ochrony przed kaszlem kenelowym, ale zmniejszy ryzyko jego wystąpienia i osłabi ewentualny przebieg choroby, dzięki czemu zmniejsza się ryzyko niewydolności dróg oddechowych. Jeśli zaś chodzi o wirusowe podłoże choroby, to na najpopularniejsze patogeny torujace drogę zakaźnemu (m.in. wirus parainfluenzy psów) szczenięta są szczepione w ramach standardowemu programowymi szczepień przeciwko chorobom zakaźnym. Korzystałam z: http://dona.pila.pl/leczenie-zwierzat/profilaktyka/szczepienia-psow/kaszel-kenelowy/ https://www.bluecross.org.uk/pet-advice/kennel-cough
0 notes
Video
youtube
Przepiękna gigantyczna meduza wielkości człowieka spotkana u wybrzeży Kornwalii (Wlk. Brytania). Natura miewa rozmach!
0 notes
Photo

DOG DE BORDEAUX - masywny misiek
Na co dzień w pracy technika weterynarii spotykam wiele ras psów - i chociaż jestem wyznawczynią zasady “adopt don’t shop” - to zawsze z zainteresowaniem podchodzę do każdej rasy. Bo każda jest inna, ma swoje schematy zachowań, swoją historię i - niestety - predyspozycje do konkretnych chorób.
Na zdjęciu jestem w towarzystwie godnego reprezentanta rasy Dog de Bordeaux (Dog z Bordeaux) nazywanego też francuskim mastiffem. Jak widać (nawet u szczeniaka, którego pokazuje na fotografii), odznacza się on masywną sylwetką i bardzo rozbudowaną czaszką (najwyższy wśród psów stosunek rozmiaru czaszki do całej sylwetki). Zaliczany do ras brachycefalicznych, wśród których są m.in. bardzo popularne obecnie buldogi, mopsy, shih-tzu, któr łączy skrócona, spłaszczona kufa i kwadratowy obrys głowy. Niestety, wiążą się z tym niekorzystne dla zdrowia psa zmiany anatomiczne w obrębie czaszki i odcinka szyjnego: ścieśnione i skrócone górne drogi oddechowe, zmieniony kształt szczęki oraz oczodołów. Nie dziwi więc, gdy do lecznicy trafia pies tej rasy z trudnościami w oddychaniu (przyczyny różne - od niedrożności dróg spowodowanych nawet drobną infekcją, po zapadnięcie tchawicy), zatkanymi kanałami łzowymi, problemami z uzębieniem, entropium czyli podwinięciem powieki, która drażni rogówkę oka powodując stałe zapalenie czy nawet wypadaniem gałki ocznej (tu prym chyba wiodą wciąż małe pekińczyki).
Uff, kłopotów sporo, ale każda z ras ma swoje zalety. Dogi de Bordeaux również je mają: są na przykład bardzo empatyczne, uwielbiają zabawy i ćwiczenia, bardzo dobrze dogadują się z dziećmi. Może nie są tak bystre jak pudle, owczarki niemieckie czy border collie, ale plasują się w grupie psów o średnich predyspozycjach umysłowych i potrafią się uczyć. Wymagają konsekwentnego, uważnego właściciela, bo bywają stanowcze i uparte.
0 notes
Text
Panleukopenia kotów
Panleukopenia kotów (FPV) - feline panleukopenia virus
To choroba zakaźna, na którą chorują nie tylko koty udomowione, ale też ich dzicy krewni z rodziny kotowatych ( koty i pantery).
Jest to choroba wirusowa wywoływana przez wirusa panleukopenii kotów (FV - feline panleukopenia virus). Jest zakaźna, bardzo szybko się rozprzestrzenia. Najbardziej podatne na zarażenie są młode koty między 2-5 miesiącem życia, u których spada poziom przeciwciał, które wyssały z mlekiem matki, a które jeszcze nie zdążyły wytworzyć własnych.
Wirus powoduje objawy podobne do parwowirozy u psów: to przede wszystkim ogromne problemy z układem pokarmowym (panleukopenia jest nazywana również zakaźnym zapaleniem jelit kotów), ale to nie wszystko.
Kota chorego na panleukopenię diagnozuje się na podstawie dwóch typów objawów:
Objawy ze strony układu pokarmowego i dostępne z poziomu badania klinicznego:
biegunka (czasem z domieszką krwi),
wymioty,
odwodnienie,
gorączka,
osowiałość.
bolesność w okolicy brzucha,
2. Leukopenia widoczna w badaniu morfologicznym lub rozmazie krwi
Leukopenia to nic innego jak bardzo niski poziom leukocytów (białych krwinek) - występuję zarówno przy chorobach nowotworowych krwi, jak i silnych zatruciach, czy dysfunkcji śledziony czy wątroby (czasem również obserwujemy leukopenię polekową). To one odpowiadają za ochronę organizmu przed patogenami takimi jak wirusy czy bakterie.
To właśnie leukocyty powinny wspomagać organizm w walce z patogenami limofcyty T odpowiedzialne za komórkową odpowiedź odpornościową” niszczenie patogenów, w tym wirusów i komórek nowotworowych) i limfocyty B odpowiedzialne za produkcję przeciwciał walczących z wirusami (humoralna odpowiedź odpornościowa) . Ich niski poziom w przebiegu panleukopenii powoduje trudności w samodzielnym zwalczeniu przez organizm wirusa - potrzebna jest terapia wspomagająca organizm. Bez niej śmiertelność wśród młodych kotów może wynosić nawet 70 proc. ( u starszych panleukopenia przebiega łagodniej).
Zapobieganie rozprzestrzenianiu się wirusa Ważne, szczególnie, gdy koty mają kontakt z innymi kotowatymi. Najlepiej odizolować chorego delikwenta. Trzeba zachować szczególną ostrożność w rozdzielaniu kuwet, misek, posłań i wszystkich rzeczy, z którymi mają kontakt zakażone zwierzęta. Wirus rozprzestrzenia się bowiem przez wydzieliny (ślina, wymiociny) i wydzieliny (kał).
Zapobieganie panleukopenii To przede wszystkim szczepienia młodych kotów - pierwsze szczepienie już w 6 tygodniu życia, kolejne w 9. To jedyny skuteczny sposób zapobiegania chorobie.
0 notes
Text
Weterynaria metodą małych kroków
Sporo myślałam ostatnio o tym, jak to się wszystko zaczęło i jak przedziwnie potoczyło. Kiedy zaczęła się moja przygoda z weterynarią? Teoretycznie w 2009 roku. Wtedy, pracując już w moim pierwszym wyuczonym zawodzie, zaczęłam naukę w policealnej szkole, w której po dwóch latach zdałam państwowy egzamin zawodowy dla techników weterynarii. Jednak ta historia zaczęła się znacznie wcześniej. Od niego: największego bystrzaka wśród psów i najmniejszego psa wśród mędrców. Przywiozłam go ze schroniska, był rok 1992, w telewizji leciał właśnie film “Beethoven” z wielkim bernardynem w roli głównej. Wtedy już wiedziałam, że muszę mieć psa i muszę go mieć natychmiast. A ponieważ prosiłam o niego rodziców od dłuższego czasu, to wsiedliśmy z tatą w samochód i pojechaliśmy do schroniska (a były to czasy, kiedy w schronisku w Szczecinie obok boksów z psami stała wielka klatka z niedźwiedziem WTF?). - Wybierzcie najsmutniejszego psa w schronisku - zdążyliśmy usłyszeć słowa mamy, zanim zamknęliśmy za sobą drzwi i popędziliśmy do samochodu...
cdn.
0 notes
Text
Andy Warhol i zwierzęta
Andy Warhol był wielbicielem zwierząt. Malował nie tylko swoje zwierzęta, tworzył też portrety zwierząt na zamówienie właścicieli.
Bardzo zabawnego wywiadu udzielił na ten temat:
https://www.nowness.com/topic/animals/andy-warhol-on-pets
0 notes
Text
Czujące istoty
Dziś wydaje się to oczywiste, że zwierzęta czują: strach, ból, radość czy smutek. Długo dochodziliśmy do takiego myślenia o braciach mniejszych. Dopiero w 1789 roku prawnik i filozof Jeremy Bentham ogłosił - odważną wówczas tezę - że sposób w jaki traktujemy zwierzęta nie powinien być uzależniony od tego, czy potrafią one tak jak my mówić czy myśleć, ale od tego, czy czują.
Takie podejście zapoczątkowało całą dziedzinę wiedzy, dziś nazywaną “dobrostanem zwierząt”. To traktowanie zwierząt w taki sposób, żeby mogły żyć i cieszyć się - jako istoty czujące - zdrowiem i fizycznym, i psychicznym. Dzięki, Jeremy <3

Jeremy Bentham (źródło: Wikipedia)
0 notes
Text
Transport przez błony w międzyczasie
Dziś na szybko, bo pracy dużo, a jeszcze zaczynam się rozglądać za korepetycjami na ten rok. W ubiegłym miałam okazję korzystać z dwóch kursów - biologia ekstra, z chemią gorzej i korepetycji z chemii - jak na mój poziom chyba były ok, na pewno czuję się znacznie mocniejsza z tego przedmiotu niż rok temu. Mam poczucie, że od korepetytora czy prowadzącego kurs bardzo dużo zależy. Oczywiście, na końcu praca należy do mnie, ale naprawdę fajnie mieć dobre oparcie i być prowadzonym przez cały proces przygotowań przez doświadczonego nauczyciela.
Dziś na szybko o transporcie przez błony.
MAMY DWA PODSTAWOWE SPOSOBY TRANSPORTU CZĄSTEK PRZEZ BŁONY:
1. bez naruszania ciągłości błony: dyfuzja prosta, dyfuzja wspomagana i transport aktywny
2. transport z ubytkiem błony: endocytoza (fagocytoza i pinocytoza) i egzocytoza.
Tyle w temacie na dobry początek tygodnia :D

0 notes
Text
Dyżur z piekła rodem: krwotoczne zapalenie żołądka u psa
No to po dwuletniej przerwie wróciłam do mojej starej lecznicy! Chociaż zarzekałam się, że wrócę jako lekarz, to jednak stwierdziłam, że strategia “wszystko albo nic” jest głupia. Kontakt z zawodem to kontakt z zawodem. Nic tego nie zastąpi. I chociaż lekarz przywitał mnie okrzykiem: “Niech mnie diabli! Jesteś ostatnią osobą, której się tu spodziewałem!” (dobrze, że współpracownicy we mnie wierzą ;), to trzeba zacisnąć zęby i zbierać doświadczenie, nawet jeśli odbywa się to kosztem sprzątania klatek i tańczenia na mopie. Life.

Tyle że czasem sprzątanie klatek staje się nie dodatkiem do pracy, a pracą w pełnym wymiarze. Szczególnie, gdy do lecznicy trafia owczarek niemiecki z krwotocznym zapaleniem żołądka. Głównym objawem choroby jest biegunka ze śladami krwi. Cuchnąca biegunka.
Zapalenie żołądka czy parwo?
Oczywiście, gdy do gabinetu wchodzi (lub bywa wnoszony) pies, z którego praktycznie leje się cuchnący luźny kał, słusznie pierwsze podejrzenie pada na parwowirozę. I to ją w pierwszej kolejności należy testem wykluczyć. Podpowiedź może stanowić fakt, że przy parwowirozie występują też wymioty i wysoka gorączka. Przy zapaleniu (nieżycie) żołądka pies nie wymiotuje, a gorączki mieć nie musi. Przy zapaleniu żołądka występują też wzdęcia, można też wysłuchać odgłosy jelitowe, a biegunka ma ciemnobrunatny kolor (przynajmniej na początku leczenia).
Zapalenie żołądka - przyczyny
Zapalenie żołądka to tak naprawdę stan zapalny błony śluzowej, która wyściela od wewnątrz żołądek. Sam stan jest dla organizmu korzystny - w ten sposób pozbywa się on substancji, które są dla niego szkodliwe lub wręcz toksyczne. Zapalenie żołądka u psa jest wywoływane przez pokarm, które organizm psa nie toleruje. Podczas mojego ostatniego dyżuru pies prawdopodobnie zjadł ptaka.
Zapalenie może wystąpić nie tylko przy długotrwałym spożywaniu przez zwierzaka karmy, która jest dla jego organizmu niekorzystna (np. ze względu na alergie czy nietolerancje pokarmowe). Jak dowiedziałam się podczas ostatniego dyżuru, reakcję zapalną żołądka może wywołać nawet jeden nieodpowiedni “posiłek”.
Zapalenie to zwykle początek infekcji bakteryjnej
No właśnie. Nieszczęścia chodzą parami, więc nie dość, że organizm psa mobilizuje siły na reakcję zapalną, to podrażniony żołądek jest bardzo podatny na ataki bakterii. Infekcja bakteryjna towarzysząca krwotocznemu zapaleniu jelit to nie jest czarny scenariusz tylko standard. W żołądku i tak bytują już bakterie (te szkodliwe i te potrzebne). Te niekorzystne szybko wykorzystują osłabiony żołądek i zaczynają błyskawicznie się namnażać.
Leczenie zapalenia żołądka u psów
Przede wszystkim: płyny! Pies w przebiegu zapalenia żołądka błyskawicznie się odwadnia i jest bardzo osłabiony. Dlatego podaje się głównie płyny i.v., dodając zwykle środek wspomagający w stanach odwodnienia i zaburzeń elektrolitowych. Ze względu na rozwijające się w układzie pokarmowym infekcje, konieczna jest antybiotykoterpia.
Kotów zapalenie żołądka dotyczy również.
Także tak. Cholernie ciężkie dyżury jak moje dwa ostatnie to niezły zapieprz, ale też zwykle dobra lekcja. Krwotoczne zapalenie żołądka i jelit zapamiętam na zawsze. Over!

1 note
·
View note
Text
Czas powrotów
Nie potrafię się uczyć na sucho. Więc... WRACAM DO LECZNICY! Na trochę. Uff, dwa lata przerwy (dobra, przyznaję się, że niemal codziennie sprawdzałam oferty pracy dla tech. wetów). Stwierdziłam, że muszę mieć kontakt z zawodem, bo po pierwsze: bardzo mi tej pracy brakuje, a po drugie muszę odnowić swoją motywację.
Czy to jest mądre? Nie wiem, ale moja intuicja czasem daje mi do zrozumienia, że tak trzeba. Znacie ten głęboki głos gdzieś w środku? Mój stał się na tyle głośny, że postanowiłam za nim pójść. Za chwilę pierwszy dyżur, a ja cieszę się jak dziecko!

Nie pamiętam, czy w tej lecznicy były dyżurne spodnie (kiedyś miałam w niej okazjonalne dyżury), więc musiałam jeszcze na szybko kupić portki. W sklepie Ordynator (oh, so LOL).

0 notes