Don't wanna be here? Send us removal request.
Text
Ogarnia mnie październikowa bezsenność pomimo przyjęcia białej pastylki komunii ze sproszkowanym snem. Przekręcam się z boku na bok. Myśli stają się — są ociężałe jak fusy na dnie pękniętej filiżanki. Wszyscy jesteśmy filiżankami. Jest noc, i w tej nocy jest ukrytych tyle elementów, tyle wskazówek, których odczytać nie potrafię, jakby nieznane pismo, alchemiczny język, którym jeszcze się nie posługuję. Znak. Leżę w długich spodniach, tak, aby przykryły ciało, abym nie musiała na nie spoglądać, czuć pocierającej się skóry, skórki uda o udo, kolano o kolano. Ten dźwięk wżera się w warstwy duszy, która ściera się kreda. Pamiętaj, ciało jest do (z)używania, a dusza do niewytrzymania. Cokolwiek to znaczy. Zauważyłam, że żyję, że jest mnie więcej wieczorami, które rozciągają się w szpagacie aż do późnych godzin nocnych, a może już wczesno-porannych. Urszuleję na jesień. Wyciągam brudy, piorę je, jestem tą wodą.
0 notes
Text
Jak Ci się żyje, najsłodszy nieobecny? Dziś — moje przyjście na świat spaliło wszystkie bezpieczniki w mieszkaniu przeszłości. Odrodziłem się, jak rusałka pawik albo motyl nocny wbitą w odwłok igłą w starej gablotce mojej babci. Jest duszno, jestem zatopiony w ciemności huraganu; w jego wielkim oku, które mruga tysiąc razy na sekundę. (Jeżeli wiesz co chcę powiedzieć.) Moje mieszkanie jest teraz puste, nie słyszę kroków Twoich pantofli, podłoga krzyczy i karmię ją wtedy sypiąc sól w szpary desek. To odmieniona rzeczywistość — nie odnajduję się w niej. Piszę do Ciebie z myślami, najczulszy, jestem ciekawy z kim i gdzie obierasz jabłka, pijesz herbatę z miodem, jak Ci się życie kurczy, jak piłka do gry.
0 notes
Text
Najsłodsza. Daj mi białe futro, w które wślizgnę się jak w śmierć, założę klipsy na uszy, otworzę wreszcie ciało jak nieużywaną skrzynię. W niej mieszkam. Jestem więźniem swojego mieszkania, chcę uciec, nie potrafię wybić okien. Maluję szminką napis POMOCY. I tylko jeszcze paznokcie wypełnię kolorem czerwieni, będę choć raz piękna. Weź foliowy worek z tańczącymi spalinami, nałóż mi go jak maskę tlenową. Pocałuj w udo, zaciągnij na dno, ułóż truchło w rzędzie butów, których nigdy nie miałam. Wygoń, i zapomnij, najczulej jak potrafisz.
0 notes
Text
I powiedzą: nie ma jej, zachorowała na życie i musiała wyjechać do innego miasta, do ośrodka, na rehabilitację. Wróci niebawem, wróci, bo ona była (jest?) niezniszczalna, odradzała się jak motyl; w dusznej, zakurzonej gablotce ze szpilką wbitą w odwłok.
Najczulsza. Czuję się taka chłodna, odrealniona. Liczę czas w wypełnionych po brzegi filiżankach herbaty, majstruję przy słońcu, odcinam się od niego, wieczorami, które przeciągają się aż do nocy — wpatruję się obsesyjnie w Księżyc, który przede mną odsłania swoje prawdziwe oblicze, ściąga maski, te alabastrowe, białe, świecące maski — i widzę go w ten niezwykły sposób. Obnaża swoje tajemnice, opowiada baśnie, recytuje opowieści, mówi — Urszulo, śpij, zaśnij. Przed nim — nie boję się pokazywać mu palcem swoich blizn, otarć, ran, on jest przyzwyczajony do tego, widział każdą śmierć.
0 notes
Text
Wiesz, pomyślałem dziś o Tobie nie jak o umierającym, bo to proces, to czas, a on zna okrucieństwa, pomyślałem dziś Tobie, jak o umarłym. Czuję się lepiej. Ciało - wielki balon ze spuszczonym powietrzem, aorty zastygły, jak tamte korytarze, po których już nie zejdziesz ciepłą, i wilgotną stopą prosto z słodkawej, białej wanny. Roztwór piany do kąpieli skończył się. To czas wietrzenia pomieszczeń od nagromadzonego palonego tytoniu. Popielniczka jest zabrudzona, pełna, pył unosi się ponad krawędź. [...] Chciałem jeszcze pisać, ale dziś za późno wyrzucić śmieci tego, że byłeś. Twój Zygmunt.
0 notes