Tumgik
obnazenie-melpomene · 6 years
Text
chaosie
W rozgardiaszu wrażeń, emocji, doświadczeń i przemyśleń staję się w pełni sobą. Dziś wiem, że jestem tornadem posiadającym kochanków wśród największych kataklizmów, jakie mogą dotknąć ludzkiej codzienności.
I tak obiecuję sobie codziennie, że zakończę te burzliwe znajomości przynoszące jedynie jeszcze większe zagubienie pośród zgliszcz rzeczywistości. Wir uniesień zdaje się mieszać wszystko, co realne i obiektywne - każe mi stąpać po wspomnieniu ładu.
Gdy znajduję czas, aby odetchnąć od moich powykrzywianych trajektorii lotów prowadzących po świecie Wielkiej Burzy, pozwalam sobie zanurzyć się w resztkach tego, co kiedyś było dla mnie Światem. Gdy poznajemy absurd, poczucie humoru zaczyna brzydzić się tym, co proste i oczywiste.
Mój stosunek do tego powinien być utożsamiany z przerażoną niechęcią, a ja jak zwykle próbuję wyrywać się konwencjonalnym rozwiązaniom. Utraciłam wiele potencjalnych Przystani, odizolowanych od wiecznego szału uniesień. Pytanie tylko, czy w ogóle chciałam przekraczać ich próg?
0 notes
obnazenie-melpomene · 7 years
Text
marzeniu
Nie ma większego bólu, a zarazem szczęścia, niż wieczna niezgoda z tym, co wokół. Wieczne zaprzeczenie temu, co istnieje. Trwały bunt wobec tego, kim jesteśmy. A przede wszystkim wieczna niezgoda z samym sobą.
Stałe dążenia do tego, aby być z każdym dniem stawać się lepszym człowiekiem. Stawiać poprzeczkę wysoko - wymagać i oczekiwać, a rozczarowanie znosić z pokorą. Istnieć w sobie, przez siebie, przez innych, przez kulę ziemską, Wszechświat i eter.
Czekać na piękno i szukać go do utraty tchu, odkrywając coraz to nowe bodźce wypełniające obraz całkowity. Wydzierać spod warstw obrzydliwego i obślizgłego mięsa idealnie gładkie kości, aby rzeźbić je do doskonałej formy. Przenikać kanon całym sobą, podejmować decyzje oraz wyznaczać kierunki. Rewolucjonizować.
Nie wybierać żywiołów. Być każdym z nich i toczyć nieustanną walkę, dążąc do ostatecznej harmonii wszelkich elementów.
I dać się zgnieść, zniszczyć, uładzić, skrzywdzić. Powstać, jak feniks z utartych popiołów. Być złotym runem nicości.
0 notes
obnazenie-melpomene · 7 years
Text
o was
Wy, którzy chlebem powszednim uczynili zepsucie, częstując nim każdego napotkanego zbłąkanego wędrowca. Wy, pospolici i zasmoleni swoją głupotą proletariusze indywidualizacji, zasmarkani słusznością każdej, a jednocześnie żadnej racji. Wy, pozbawieni wyjątku na rzecz masowego oryginału, kradnący każde westchnięcie i poruszenie stopą od tych, którym tworzyć nie kazano. Wy, zepsuci brudem swojej zwierzęcości, zabraniającej pojąć, czym jest człowiek w swej istocie.
0 notes
obnazenie-melpomene · 7 years
Text
schyłku
My funkcjonujemy w rzeczywistości przeistoczenia - wiecznej transformacji ciała w chleb, a krwi w wino. Być może, boskie oko każe nam dryfować po tafli znaku nieskończoności, zakrawając o coraz to nowe i nieodkryte punkty. Nie rozumiem tego. To abstrakcja, ale ponoć pomiędzy zerem a jedynką jest nieskończona ilość liczb. I jak w tym bezprzerwiu zakorzenić swoje nogi? Gdzie postawić stopę, aby nie osunęła się w bagnie goniącej krwi za winem, a chleba za ciałem? To niemożliwe, aby usiąść na krześle pływającym po oceanie, w jednej konkretnej pozycji, z zachowaniem mięśnianego kontrapostu.
Usilnie próbowałam ustać na krześle, wciąż podmywanym wodą, która drążyła w nim drobne dziury i rozmaczała drewno. Trzymałam się go kurczowo, a wpadając do oceanu dostawałam wszelkich możliwych ataków - serca, paniki, lęku, łez, samotności, a przede wszystkim głodu. Każdy możliwy żywioł w szale swojej pełności, jest silniejszy od człowieka. Na nic zdaje się psychologia, fizyka kwantowa i umiejętności kulinarne.
Nadszedł czas, aby spaść. Dać się podtopić, zachłysnąć wodą - poczuć palący ból w płucach, obezwładniający całe ciało w cierpiętniczym szaleństwie. Takie przynajmniej mi się to wydawało. W ostatecznym rozrachunku topiłam się tylko kilka chwil. Parę minut nagłego umierania, zawału serca. Co stało się dalej? Zmartwychwstałam. Każdy schyłek zwiastuje początek.
0 notes
obnazenie-melpomene · 7 years
Text
samotności
Człowiek sam w sobie będąc zwierzęciem, postrzega rzeczywistość przez pryzmat swojej ludzkiej istoty. To właściwie oznacza nie więcej, niż czyste przekonanie o boskości swojego człowieczeństwa i odrzucenie instynktowności. Jestem jednak fanką stwierdzenia, że homo sapiens w swojej definicji zahacza bardzo silnie o kwestię zwierzęcości.
Bo nie ma w pełni człowieka bez instynktu przetrwania.
Idąc za okrutną analogią, jaka wypływa z tej tezy - ten instynkt został przez nas przetłumaczony. Naszą dzidą i prymitywnym dłutem stał się karabin, a walka ze stadem czystym starciem z naszymi bliźnimi o pozycję społeczną. Wciąż zagryzamy się w bitwach o terytoria, a nawet o pokarm, którym obecnie nazywamy dobrami materialnymi.
Dostarczyliśmy sobie wszystkiego, co zaspokaja instynkty, aby zapomnieć o tym i bić się po głowie w zapomnieniu o podstawowych potrzebach.
Jako rodzaj ludzki powinniśmy dostrzec pozytywne aspekty problematyki relacji człowiek-zwierzę. Jednym z nich jest z pewnością coś, co homo sapiens nazywa “przeczuciem”. Koegzystencja kota, czy goryla z naturą jest tak silna, że te stworzenia swoimi zmysłami zaobserwować zgrzyty w otaczającej rzeczywistości. Czasem mam wrażenie, że w ich oczach widać pełnię świadomości nadchodzących zmian. Czegoś wielkiego.
My, istoty społeczne z wyciszonymi instynktami przez egzystencję w kulturze, zatracamy w sobie umiejętność dostrzegania napiętych nici, które przebijają się przez każdy element materialny. Jakie to ma znaczenie w kontekście tematu? Ostatnimi czasy potrafię odczuć właśnie te dziwne fale, roznoszące się po cząsteczkach azotu i tlenu. Czuję się momentami, jak kot delikatnie stąpający po chodnikach betonowych molochów. Piękny i wolny obserwator ludzkich istnień błąkających się w gąszczu swoich wzruszeń.
Dlaczego akurat teraz? To czas w moim życiu, gdy uczę się być z jedyną przeznaczoną mi osobą. Najtrudniejsza koncepcja związku, jaką można sobie wyobrazić. Mówią, że granica pomiędzy miłością, a nienawiścią jest dramatycznie cienka i łatwa do przerwania. Mogę się zgodzić, bo właśnie walczę o to, aby tej linii nie naruszyć. Nie skrzywdzić miłości siebie do samej siebie.
Ta skierowana do wewnątrz miłość to z mojej perspektywy zmora każdego, kto uświadomi sobie, że jego przeznaczeniem jest samotność. 
0 notes
obnazenie-melpomene · 7 years
Text
potrzebie
Wydaje mi się ogromnym paradoksem, że człowiek, często tak znaczące wydarzenia i procesy, zaczyna rozumieć dopiero z perspektywy czasu - tuż po wytaplaniu się w błocie przeszłości. Zapaskudzona mułem, kamieniami i brązową mazią z odcieniami szarości, dość wyraźnie dostrzegam realną siebie sprzed kilku lat. Może nawet dwóch?
Przed czterema laty, dopiero odkrywając najdziwniejsze zakamarki mojego mózgu, wpadłam na pomysł, że będę zarabiać na życie z pisania. Ja - rozedrgana emocjonalnie trzynastolatka marzyłam o rewolucyjności mojego życia, zarówno w kwestii zawodowej, jak i artystycznej. Słowo jawi mi się teraz jako jedyna forma wyrazu, która wtedy wydawała mi się możliwa mi do okiełznania.
Słowem posługiwałam się ponoć lekko. Mówiło się, że potrafiłam oczarować prostotą i swobodą kompozycji liter, składających się w semantyczną całość, a ponad to pozbawioną jakiejkolwiek wyjątkowości. Kilka osób kiedyś uroniło łzę, wielu prawie niszczyło zapisane kartki, a jeszcze inni przechodzili z bezrozumną obojętnością. Nie jestem w stanie określić jakości tego słowa, ale prawdopodobnie potrafiło sprawić, że niejedna dusza dała o sobie znać.
Dziś słowo jest jeszcze bardziej niejasne, niż w momencie kompletnego braku świadomości o jego wadze. Im bardziej organizm zawłaszczy sobie w rutynie niezbędne czynności i doświadczenia, tym bardziej tracą one swoje znaczenie. Ludzie przywłaszczyli sobie słowo uznając, że każdy nadany komunikat jest podporządkowany nadawcy, a interpretacja odbiorcy ma działać w obrębie dominacji tego pierwszego.
Fala generowana przez ludzkie struny głosowe, aby następnie stworzyć dźwięk, z którego powstaną złożone pojęcia, w swoim ujęciu kradnie jakąkolwiek magię samej idei mowy. Słowo nawet w ujęciu fizycznym, przestrzennym, stało się dookreślone i matematycznie opisane. Śmiem twierdzić, że pieczołowitość w wypowiadaniu słowa przez naszych poprzedników była wywołana właśnie wielką niewiedzą. Być może nawet pielęgnacją tego, co nieznane acz oswojone.
Ja właśnie chciałabym tu oswoić słowo. Moje, które raz wypowiedziane w głowie, nigdy nie znajdzie swojego odbicia w rzeczywistości. Człowiecza natura przestrzega mnie przed przyjaźnią z tym, co odrzuca moją indywidualność, ale kolejno - słowo więzi każdą moją myśl, jakiej wypowiedzenie stawia mi ogromne wyzwanie. Chcąc się wyrazić, poszukuję jak najbardziej adekwatnych środków ekspresji. Słowo samo w sobie zabiera mi głos.
Okiełznam, spróbuję pojąć. Kształtować według obrazu mojego rozszerzającego się umysłu. 
0 notes