Don't wanna be here? Send us removal request.
Text
Drogi Pamiętniczku,
Aby zrozumieć jak wiele się zmieniło w moim życiu przez ostatnie miesiące, musiałam przeczytać ostatni mój wpis temu. Podpis ‘6 months ago’ uświadomił mi jak niesamowicie pędzi czas i wręcz przedziera mi się przez palce dzień za dniem, godzina za godziną. Zazwyczaj piszę, a raczej pisałam tutaj w momentach skrajnej rozpaczy kiedy nie miałam komu wylać swoich wewnętrznych, emocjonalnych żali i musiałam dać upust emocjom. Dziś tak nie jest. Dziś po prostu zostawiam tutaj po sobie ślad, aby znów za jakiś czas pozwolić sobie zrobić samoewaluację dotyczącą tego jak dużo się zmienia na świecie, a także we mnie.
Ja pogrążyłam się już w pracy całkowicie. Pracuję codziennie od 8 do 22 uciekając od tego co jest wokół i szukając w tym jakiejś radości. Niemniej jednak, zaczynam się czuć trochę zmęczona fizycznie i nieraz marzę o długim, regenerującym śnie. Z resztą. Siedzę teraz na zwolnieniu. Zdrowie mi wysiadło, a dziś dzwoniła szefowa, że dostanę kolejne klasy. Jej. Więcej pracy. Z jednej strony, będzie nadal prowadzić to do pewnego bogacenia się i zbliżać mnie to będzie do wymarzonego mieszkania. Własny kąt to mój pierwszy i główny cel do którego teraz zmierzam. Najciasniejsze, dwupokojowe mieszkanie, w momencie kiedy stanie się moim, pozwoli mi na wyciszenie swojej duszy. Teraz, gdy wynajmuję sama kawalerkę widzę jak bardzo lubię niezależność, samotność, święty spokój i mając coś swojego, poczuje spełnienie. Trochę to jest przerażające, że materialność to jest mój jedyny cel. Jednak przez ostatnie miesiące ludzie stracili dla mnie wartość całkowicie i ja wraz z moim komfortem emocjonalnym stałam się dla mnie najważniejsza. Nareszcie.
Czy próbowałam zbudować związek przez ostatnie miesiace? Tak. Raz. Nie wyszło. Samolubna egoistka i nadambicjonalny narcyz nie stanowiłoby dobrego połączenia. Potem wchodziłam w relacje fwb, ale i to zaczyna mnie męczyć. Męczą mnie mężczyźni. Każdy z nich jest taki sam. I nie nawiązuje tutaj do popularnego stwierdzenia, naciskając na to jacy oni są źli. Po prostu w żadnym nie znajduję nic wyjątkowego i za każdym razem, gdy kogoś poznaję, powtarzany jest ten sam schemat. Nieudolny kłamca, od którego mam większe zyciowe jaja, albo pizda brzdąkająca coś pod nosem i nieumiejąca zachować się w żadnej sytuacji, tak aby mi się flaki wewnętrznie nie wywróciły. Dużo bardziej wolę pójść do drogiej restauracji sama albo z kumpelą (choć cześciej sama) niż znosić towarzystwo nieudanej wersji męskiej istoty. That’s way too much. Co robię dzisiaj? Sącze drinki w rytm ulubionej muzyki patrząc na własne gwiazdy. Tak. Na wszystko znajdę metodę. Kiedyś pojechałam za miasto, aby podziwiać gwiazdy. Odjechałam stamtąd w poirytowaniu, ponieważ wszystko zasłoniły mi chmury. I choć nadal preferuję prawdziwy wytwór natury, to na walentynki w ramach prezentu dla samej siebie, kupiłam projektor gwiazd i kolorowej galaktyki. Właśnie się na nią przyglądam. Nauczyłam sie być samowystarczalna i po raz pierwszy w życiu jestem szczęśliwa sama ze sobą. Niektórzy mówią, że jeśli polubimy życie w samotności, prędko nikogo nie wpuścimy do niego, aby nie zepsuć długo budowanego spokoju. I wiem, że tak bedzie w moim przypadku. Szybko pozbywam się toksycznych osób z mojego życia. Łamię ludzkie serca i nawet się za siebie nie odwracam. Teraz ja jestem najważniejsza i jeśli ktoś ma z tym problem, to niech po prostu odejdzie. Ja i tak już nic nie czuję. Ja się już oduczyłam kochać. Dosłownie. Nie potrafię pokochać. Wszystkie odruchy emocji są automatyczne. Jak robot. Kiedy przypomnę sobie siebie sprzed kilku lat, kiedy umiałabym oddać całą siebie dla drugiego człowieka, kwitnąc z powodu miłości do drugiego człowieka, aż się nie mogę poznać. Niesamowite co z człowieka robi życie, prawda?
1 note
·
View note
Text
Drogi Pamiętniczku,
Nie pisałam tu dość długo. Sama w sumie nie wiem jak to się stało, że ten czas, który dłużył mi się na początku roku, teraz pędzi nieubłaganie i nie pozwala za sobą nadążyć. Gdybym miała podsumować ostatnie 8 miesięcy to był rollercoaster emocji, ludzi i zdarzeń. Nie opowiem Ci o jakiejś nieudanej miłości, bo taka się nie wydarzyła od grudnia i stało się to czego chciałam uniknąć. Wyłączyłam się emocjonalnie i odpuściłam. Nie powiem, wielu mężczyzn przewijało się przez moje życie, ale do żadnego się nie przywiązałam i żaden nie zauroczył mnie na tyle, bym nie znudziła lub zmęczyła się nim po miesiącu. W te wakacje nadeszła przerwa w randkowaniu i myślę, że wychodzi mi to bardzo na dobre. W końcu zaczęłam się bawić, dostrzegać piękno otaczającego mnie świata. Potrafię wyjść z domu na spacer i zanurzyć się w mojej kontemplacji tak bardzo, że wracam po paru godzinach. Niemniej jednak to miejsce przyciąga mnie wtedy, kiedy mózg jest przeciążony myślami i muszę je gdzieś wylać. Pomimo wszystko, czuję się bardzo zagubiona. Jakbym żyła w papierowym świecie, tak lichym i niepewnym, jakby przypadkowy podmuch mojego oddechu miał go zburzyć. Chciałabym świat zbudowany z cegieł, mocny i niezachwiany. Brakuje mi jakiejś stabilności, pewności, że jestem bezpieczna. Tego jednego jedynego mi brakuje. Poczucia bezpieczeństwa. To jest coś czego szukam, bo długo je miałam i teraz mi odebrane, szczypie mnie każdego dnia w ramię, by przypomnieć, że to jeszcze nie to, że to jeszcze nie finał.
Teraz podziwiam widok na miasto z 9 piętra. Muszę sie nim nacieszyć, bo to jest element mojego życia, który przynosił mi zachwyt od września, a stracę go wraz z wyprowadzką. Patrzę właśnie na iskrzące w oddali miasto, które błyszczy niczym setki kryształów i powiadamia, że żyje i nie śpi, choć już jest późna noc.
0 notes
Text
Drogi Pamiętniczku,
Jest 14.01, godzina 02:52. Witaj w Nowym Roku. Podobno ma być lepszy. Nie wiem czy taki będzie, ale na pewno wiem, że będzie inny. Od ostatniego wpisu zmieniło się tak wiele, że nawet nie wiem od czego zacząć... Myślałam, że poprzedni rok skończy się dla mnie pozytywnie, totalnym przewrotem życiowym i może tak się i stało, ale zaskoczenie okazało się negatywnie trzeźwiące dla mojego umysłu i serca. Poznałam kogoś. Miał na imię Paweł. Można by się zastanowić dlaczego mówię o nim w czasie przeszłym. Otóż... Już go nie ma i nawet nie jestem pewna czy tak miał na imię. Na początku znajomości wprowadził mnie w istną krainę tajemniczości połączoną z nutą bezpieczeństwa i opiekuńczości. Spotykaliśmy się, pisaliśmy całymi dniami, dzieliliśmy się naszymi myślami. Podobno nauczyłam go wrażliwości na świat i pokazałam jego inne oblicze. To była znajomość pełna znaczącej ciszy, namiętnego seksu i przeszywających całe ciało spojrzeń. Aż... Właśnie. Dlaczego zawsze musi być jakieś ‘aż’ albo jeszcze gorzej ‘tylko’? Zawsze dużo mi opowiadał o swoich osiągnięciach sportowych, aż zaświtało mi, że jak to mogłam o nim nigdy nie słyszeć... I się nagle wylało całe szambo, które przytłoczyło mnie tak, że miałam ochotę wyć z bólu. Kłamał. Kłamał w kwestii tego jak się nazywa, zawsze wychodził w środku nocy bo nie mógł zostać na całą noc, nigdy nie dał mi swojego numeru telefonu, zawsze miał ze sobą dwa telefony i choć mówił mi tak wiele, to jednak był oszczędny w swoich słowach. Potem się okazało, że jest babiarzem i że pewnego razu jak nie chciałam go przyjąć u siebie w domu, bo był pijany w 3 dupy, to poszedł na spotkanie z dawnymi “znajomymi”, które chciały go wyruchać. Czy to zrobiły? Podobno nie, ale jak mogę już wierzyć w to co mi mówił... Nawet datę urodzenia zmyślił. I w obliczu tych wszystkich kłamstw, jedyne co mi pozostaje w głowie to okropna myśl, że to wszystko co się działo przez ten cały czas było fikcją jak cały Paweł Sikorski za którego się podawał. Postanowił odejść, bo podobno mnie to rani wszystko a on pragnie tylko mojego szczęścia. Nie dał się ubłagać i usunął swoje fake konto, a na prawdziwym koncie mnie zablokował. Gdy poprosiłam, żeby mnie nie blokował, uznał, że tak łatwiej o mnie zapomni. I tu aż pociekła mi właśnie łza. Czy ja jestem warta tylko zapomnienia? Nikomu przez ostatni rok nie okazałam tyle serca i w końcu postanowiłam się otworzyć. I co? I wszystko się wysrało...
Mam farta, że się w nim nie zakochałam. Bo przyznaje. To było zauroczenie, bo wiedziałam, że w nic jest coś mrocznego i niepewnego i bałam się pójść z emocjami na całość. Teraz jedyne co mnie boli, to fakt, że dałam się tak oszukiwać i gdyby nie ta jedna jedyna czerwona lampka której nie zignorowałam, to do tej pory by mnie tak oszukiwał i zabawiał się z innymi panienkami. Wiem, że ukrywał jeszcze więcej, ale bałam się juz zapytać... Czasem niewiedza złotem jest. Zamknęłam go w starym roku i tam niech pozostanie. Bywa jeszcze czasem w moich myślach, bo wpadłam w bezsenność już zupełnie. Zawsze mówił, że go uspokajam i mam na niego kojący wpływ. Ja mu dałam spokój, a on mi go zabrał. Zajmie mi to chwilę, żeby go odzyskać, ale wiem, że dam radę. Po raz pierwszy nie opieram się tu na niczyim wsparciu. Muszę sama to dźwignąć. Jest ciężko, no ale... Zaraz kończą się ferie. Wrócę do pracy, dobiorę sobie jeszcze trochę korków, zaczęłam ćwiczyć. Nawet mi się juz brzuszek ładnie rzeźbi :D Regularność to jednak klucz do widocznych efektów. Koleżanka kazała mi wrócić na Tinder - wrocilam na jeden dzień, zobaczyłam, że faceci to nudni idioci i sobie odpuściłam. Nie jestem gotowa na jakieś wyczyny teraz. Nie chce mi się faceta. Niesamowite aż. Mam ich w końcu po raz pierwszy w życiu totalnie, niezaprzeczalnie dosyć. Zanim się zacznę z kimś umawiać, to minie chwila, ale może tego właśnie potrzebuję. Chwili oddechu i zastanowienia. Muszę wyciszyć się, bo to jest niedopuszczalne, żeby ktoś mnie doprowadził do takiej rozpaczy. Pamiętam w dzień jak powiedział, że się zmywa z mojego życia, wpadłam w taką histerię, że moja mama nie wiedziała co się dzieje. Nie spałam w ogóle chyba kolejne trzy dni. Przedwczoraj dostałam wysypki ze stresu. Nie może być tak, żeby ktoś mnie tak zdenerwował... Żeby to jeszcze było warte tych nerwów. A to zwykły łgarz, babiarz i początkujący alkoholik. Obiecałam sobie, że nigdy nie dam się juz żadnemu mężczyźnie tak przeorać emocjonalnie. To moje postanowienie noworoczne, ale nie tylko na ten rok, a raczej na całe życie. Wiem, że tam gdzieś czeka na mnie miłość mojego życia. Ktoś, kto będzie mnie kochał szalenie, bezwarunkowo i może nawet na zawsze. Tylko to jeszcze nie ten czas... Ale jeśli mam spotkać kogoś takiego to warto poczekać i nawet trochę dłużej.
Cała ta sytuacja i ogólnie przeszłe wydarzenia pozwoliły też mi dojrzeć w pewnych kwestiach. Zawsze deklarowałam się jako niezależna singielka, która chce tylko szaleć, podróżować i pracować. I owszem. Chcę to nadal robić. Ale gdzieś tam dochodzi do mojej świadomości myśl, że mogłabym mieć męża. I mogłabym mieć dzieci. Chyba marzy mi się szczęśliwa rodzina... Z Jankiem nigdy tego nie chciałam, ale teraz coś zrozumiałam. To nie jest tak, że ja w ogóle nie chce ślubu i macierzyństwa - ja po prostu tego nie chciałam z nim. Niesamowite jak w zależności od sytuacji zmienia się wewnętrzna wizja. Marzy mi się mój ukochany mąż, któremu będę nieudolnie gotowała obiady, który stanie się w końcu gruby i łysy, a ja nadal będę go uważać za najseksowniejszą osobę na Ziemi. Ktoś, kto będzie siorbał tak głośno herbatę, że aż będzie mnie ściskać wewnętrznie, ale w momentach chwilowej rozłąki to będzie ten element za którym będę tęsknić najbardziej na świecie. Chce kogoś kochać tak bezwarunkowo i myślę, że jestem na to gotowa. I będę czekać. Na kogoś, kto będzie wart tej miłości w rytm której będzie siorbał tę cholerną herbatę.
Rozpisałam się, ale musiałam gdzieś to wyrzucić. W końcu to jest jedno z moich miejsc na tym ziemskim padole.
Wrócę to wkrótce. Może w kolejnym poście będę pisać o jakimś młodym, urodziwym młodzieńcu. Kto wie. Życie jest pełne zaskoczeń.
0 notes
Text
Drogi Pamiętniczku,
Czuję się beznadziejnie. Tak źle ostatni raz czułam się w lipcu. To były kilka miesięcy bez psychicznej udręki, ale mam wrażenie że cały ten ciężar, który powtarzalnie pojawia się w mojej głowie wrócił i zagości tu na dłuższy czas. Dzisiaj miałam kontakt z moim ex. Wymieniliśmy ostatnie już kwestie związane w naszym niegdyś wspólnym mieszkaniem i pożegnaliśmy się na zawsze. A napisał tylko dlatego, że dowiedział się, że mam koronę. Pomimo świństwa jakie mu wywinęłam on i tak w jednej chwili jedyne o czym jest w stanie pomyśleć to to, czy się dobrze czuję. A co jeśli zrobiłam błąd? Co jeśli nikt się mną tak nie przejmie i nie zaopiekuje jak on? Właśnie popłynęły mi łzy. Czuję się jak w jakimś zawieszeniu. Ja próbuję ruszyć dalej, ale przeszłość wciąż wchodzi wieloma drzwiami i nie jestem w stanie jej wyprosić. Czy ja kiedyś zrobię progres? To już trzecie pytanie w tym tekście - tyle niewiadomych. Nic nie wiem i źle mi z tym. Pierdolę już takie egzystowanie. Na codzień jest mi wszystko obojętne, ale nadchodzą wieczory takie jak ten i czuję się zagubiona i zdezorientowana. Janek był moją jedyną bezpieczną przystanią. Gdzie się teraz schowam przed całym światem? Chyba muszę stoczyć tę walkę sama - walkę z samą sobą. Jeśli tego nie zrobie, to moja głowa nie wytrzyma.
0 notes
Text
Drogi Pamietniczku,
Przepraszam, że karmię Cię samymi smutnymi rzeczami, a gdy w moim życiu dzieją się rzeczy pogodne to o Tobie zapominam. Jest 29 październik - późno w nocy. Znów się zatracam w rzeczywistości, która zamiast być ubarwieniem mojego życia, tylko je przytłacza... Cały świat znów się zatrzymał - praca zdalna mnie dobija. Tęsknię za moimi uczniami. Gdy do nich wrócę to ich chyba zaprzytulam. Mój chłopak i moja mama zdychają na koronę. Ja też złapałam to gówno, ale znoszę to lepiej pomimo cyklicznych napadów kaszlu i braku węchu i smaku. Po prostu kanapki z szynką i dżemem smakują tak samo a ulubione perfumy zlewają się z zapachem otoczenia.
Apropo, wspomniałam coś o moim chlopaku... No przecież jeszcze pisząc ostatni wpis scrollowalam Tindera, a teraz co? Wiec ten lewicowy urzednik, który był taki nudny i w ogóle dzieli ze mną nie tylko łóżko, ale i życie. Chłopak cudowny. Ale tradycyjnie... Jestem pierdolnięta. Im cudowniejszy chłopak, tym bardziej ja jestem niezakochana. Mam wrażenie że po wydarzeniach zeszłego roku jestem wyzuta z uczuć, nie jestem w stanie poczuć euforii, motylków w brzuchu. Czy moje motyle permanentnie umarly? Czy ja już nigdy nie pokocham? Ten związek się pewnie rozleci szybciej niż się zaczął ale jakoś mi nawet chyba nie szkoda... Kolejny chłopak który wywiera na mnie jakieś presje. Chce mi się płakać. Chciałabym w życiu się jeszcze zakochać. Może jestem już za stara? Za bardzo doświadczona? Za bardzo zmęczona facetami? Co drugi to głupszy... Zaliczyłam parę randek z Tindera i matko... Szkoda gadać.
Czuję taka pustkę. Nie wiem co gorsze. Czuć ból ale odczuwać cokolwiek czy nie czuć nic i chodzic w bezruchu emocjonalnym? Proszę... Niech mi ktoś pomoże. Ale czy ktokolwiek jest w stanie?
0 notes
Text
Drogi Pamietniczku,
Różnie się dzieje w mojej głowie. Obecnie jestem gdzieś pomiędzy totalna obojętnością a smutkiem i chyba bardziej pochylam się ku tej drugiej opcji bo wlasnie napływają mi łzy do oczu. Siedzę właśnie w parku. To moje ulubione miejsce w moim rodzinnym mieście ale i tu wszystko się zmienia. Miałam swoją ulubioną ławeczkę na którą przychodziłam w klasie maturalnej jak było mi smutno - teraz jest cała brudna i zarośnięta pokrzywami. To taki okropny widok, że coś kiedyś tak drogiego teraz wygląda jak totalne zero. Mam nadzieję że ktoś kiedyś o nią zadba i będę mogła jeszcze odpłynąć w melancholii siedząc na niej.
Tindera usunęłam. Pisałam z kilkoma facetami i paru było nawet fajnych ale chyba to nie jest jeszcze czas na mnie. Żaden nie umial mnie sobą zafascynować. Nawet przystojny urzędnik o lewicowych poglądach. Brzmi jak idealny facet dla mnie, a jakoś... Chyba nie umiem ruszyc dalej. Powinnam dać sobie na wstrzymanie i pokochać najpierw samą siebie zanim będę w stanie pokochać kogoś innego. Aczkolwiek samotne noce kiedy nie mam się do kogo przytulić dają mi się w znaki.
Chciałabym pójść już do pracy. Idę w czwartek na rozmowę. Jakoś się nie stresuje ale też bym bardzo chciała dostać tam pracę. Żeby mieć tak zawalony plan, aby nie myśleć o tym czy mi jest smutno albo czy mi nie jest smutno.
Siedzę dalej na tej ławce. Wyglądam jak wyploch i ludzie się gapią. Jakby nie mogli się zająć sobą i swoimi problemami. Tylko się muszą na mnie tak gapić. yhhh
0 notes
Text
Długo nie pisałam swoich osobistych wypocin nigdzie w sieci, ale myślę, że przyszedł czas, aby to zmienić. Czuję, że potrzebuję miejsca, gdzie mogę wylać swoje wszystkie myśli - taki rodzaj pamiętnika. I tak jestem tu anonimowa i nikt nie ma pojęcia kim jestem, więc mogę sobie pozwolić na rozmyślania o świecie i życiu. Systematyczna kiedyś miała wiele postów i była prowadzona od bodajże 2014 roku, ale no nie powiem... to był Tumblr prowadzony tylko w momentach trudnych w moim życiu, gdzie mogłam dać upust swoim smutkom i żalom. A teraz... chyba chciałabym zacząć od nowa. Nie powiem, żebym się czuła lepiej. Ba. Czuję się nawet gorzej, ale to chyba najwyższy czas, aby stanąć na nogi. Nogi nie podparte niczyim wsparciem, a będące moją samodzielnością w świecie. Jest mi smutno, nie ukrywam. Ale chyba lepiej czuć smutek i uronić czasem łezkę niż nie czuć zupełnie nic. Kiedyś tytuł bloga był powitaniem do mrocznego raju. Teraz nie chcę, żeby był mroczny. Chcę, żeby w moim świecie zawitało jakieś światło.
W odmętach samotności mogę przyznać, że zgłupiałam do reszty tak jak większość millenialsów obecnie - założyłam Tindera. Tak kurwa. Ja założyłam tindera. A myślałam, że nigdy nie będę w takiej potrzebie. Aby było śmieszniej natknęłam się na mojego ex. Z ciekawości co zrobi, przesunęłam na ‘tak’. Usunął mnie po 3 dniach. hehe. Ale teraz to już nie mam żadnych stanów emocjonalnych związanych z tym człowiekiem, więc może to i lepiej. I matko. Facet jak wrak człowieka wygląda. Najwidoczniej los kiedyś uznał, że zasługuję na coś lepszego. Kiedyś mu chlapnęłam, że mógłby mieć każdą dziewczynę na wyciągnięcie ręki - teraz bym mu tego ewidentnie nie powiedziała.
Ostatnie wolne wakacje postanowiłam jeszcze spędzić w rodzinnym domu. Za rok już będę pracować, a fajnie jest posiedzieć z mamą. Od września i tak szykuje się mały zapierdol. Dostałam pracę w przedszkolu jako nauczyciel i będę też lektorem angielskiego popołudniami. Mam jeszcze cichą nadzieję, że uda mi się podłapać jeszcze pracę w jakiejś szkole policealnej na weekendy. Chcę nazbierać doświadczenia i pieniędzy na ewentualny wyjazd poza Lublin. Od paru dobrych lat myślałam o Warszawie, ale coraz częściej w głowie świta mi Gdańsk. Piękne miejsce, progresywni ludzie i morze na wyciągnięcie ręki. Daję sobie dwa lata i będę szukać mojego miejsca na ziemi. Ciekawe gdzie i z kim je znajdę. Trochę się boję. Zawsze miałam oparcie w jakimś mężczyźnie (albo i nie xD), a teraz będę sobie musiała sama ze wszystkim poradzić. Ale czuję, że nowy start mi się przyda. Nowy Tumblr, nowa ja? Pewnie nie. Pewnie zajmie mi to jeszcze trochę czasu, ale są już przynajmniej jakieś perspektywy.
Jest 02:50. Wraz z byciem singielką wróciła bezsenność. Pewnie o takich porach najczęściej będę tutaj pisać. W dzień zawsze znajdzie się coś do roboty, a noc przytłacza. No chyba, że układam 1000 części puzzli. Tak, znalazłam nową pasję. Ktoś czytając to mógłby pomyśleć, że jestem nudziarą. Laska, która w wolnym czasie układa niebotyczne ilości puzzli. Obłęd :D na dzisiaj to juz drogi Pamiętniczku mówię Ci dobranoc. Wraz z kolejnym natłokiem myśli tu wrócę.
0 notes