Tumgik
#5metrow
mary-by-death · 3 years
Text
5m - Rozdział I
Aloha!
No to dajemy z fabułą ;)
Minęło już dziewiętnaście długich lat, od kiedy wszyscy byli wolni od władzy podłego czarnoksiężnika. Dla niej, dziewiętnaście lat codziennych starań, nauki, ciężkiej pracy i ciągłego smutku w sercu. Było po wojnie, ludzie w końcu zapomnieli o tym, co się stało, zapomnieli nawet kim ona tak naprawdę była. Nie było już żadnego zagrożenia, ale ona wciąż wzdrygała się na każdy odgłos, szelest, obserwowała bacznie otoczenie. Zmieniła się, bardzo się zmieniła. Jej przyjaciele byli szczęśliwi, każdy założył rodzinę i zdobył karierę. Ona też za tym goniła - na początku. Po tylu latach była jednak zmęczona. Ukończyła studia, jak zawsze z najlepszymi wynikami, zaczęła pracę wpierw w Ministerstwie, aż w końcu zaproponowali jej stanowisko Ministra.
Ale ona nie była pewna.
Kiedy myślała nad podjęciem decyzji coś w jej sercu – choć nigdy serca nie słuchała – podpowiadało jej, że to nie miejsce dla niej. W ostatni dzień zastanawiania się zaparzyła sobie ciemnej, mocnej kawy i usiadła w ulubionym fotelu w mieszkaniu na obrzeżach Londynu. Jak co wieczór spojrzała przez okno na obskurne bloki i westchnęła ciężko. Kiedy się tu wprowadzała nie sądziła, że mieszkanie może należeć do jedynej osoby, do której czuje tak silne wyrzuty sumienia. Przejrzała pozostawione w mieszkaniu rzeczy i nie mogła wyjść ze zdumienia, że mógł tu mieszkać, w takiej dzielnicy. Ale, kto by pomyślał, że ona tutaj zamieszka.
Mogłam go uratować...
Przed jej oczami, za oknem na ulicy pojawiła się kobieca postać w ciemnozielonej szacie. Z pod parasolki wystawały jedynie okulary i kosmyki siwych włosów. Od razu poznała tę kobietę, która przemierzyła ulicę w kierunku jej domu. Odstawiła kubek z kawą, nasunęła na blade nogi papiloty i zeszła schodami na dół, do korytarza z drzwiami. Nim rozległo się pukanie ona już otworzyła drzwi.
- Witaj Hermiono. Znów siedziałaś przy oknie? - Odparła z bladym uśmiechem siwa kobieta.
- Witam, profesor McGonagall. Tak. - Uśmiechnęła się do swojej byłej profesorki i przepuściła ją w drzwiach.
Gestem zaprosiła starszą kobietę na górę do salonu. McGonagall była już staruszką doświadczoną przez życie. Wojna wciąż odbijała się na jej sercu echem, a liczne bruzdy na twarzy, zgarbienie kobiety i wciąż siwiejące włosy potwierdzały tą teorię. Straciła podczas tych lat walki wielu przyjaciół łącznie z najbliższymi. Minerva rozejrzała się po pomieszczeniu smutnymi oczami.
- Po tylu latach, a ja wciąż nie mogę się przyzwyczaić do zmian, które tu wprowadziłaś. Pamiętam, jakby to było dzisiaj, gdy wszyscy w czwórkę tu zasiadaliśmy do herbaty... - Stwierdziła nostalgicznie, po czym westchnęła ciężko.
- Skoro mówisz już o herbacie, to ta co zawsze? - Hermiona została już za pierwszą wizytą profesorki poproszona, by zawsze, gdy ta zaczyna wspominać przerwała jej.
- Tak, oczywiście. - Odpowiedziała uśmiechając się do młodszej czarownicy dziękująco. - Hermiono, przyszłam dzisiaj do ciebie w konkretnej sprawie. - Kobiety weszły do ładnie ale skromnie urządzonej kuchni, w której pomimo szarości nie brakowało czerwonych i złotych ornamentów. Hermiona nalała wody do dzbanka i zaczęła ją gotować, sięgając po kubek, który był zawsze zarezerwowany dla Minerwy. Nauczycielka zasiadła przy stole.
- Niespodziewane. Zatem słucham – Gospodyni nie przerywała swoich czynności nie spodziewając się niczego aż nazbyt szokującego.
- Nie wiem czy słyszałaś, ale Slughorn zmarł niedawno, na zawał. - Zmęczony głos sprawił, że Hermiona nagle stanęła w bezruchu analizując każde słowo.
- Nie, nie słyszałam... Bardzo mi przykro. - Była to jednak pół prawda, nie przepadała za tym człowiekiem, ale nikomu nie życzyłaby śmierci.
Zaczęła na nowo, już trochę nerwowo szykować herbatę. Czajnik zaczął gwizdać, więc wyłączyła ogień pod nim i zalała kubek.
- Z tego też względu brakuje mi w kadrze nauczyciela od Eliksirów. - Hermiona postawiła przed Minerwą naczynie, na co kobieta nie przerywając kiwnęła jej głową w podziękowaniu. - Zawsze byłaś dobra w tych sprawach, Hermiono. Przychodzę do ciebie z ofertą pracy w szkole. - Dziewczyna podniosła na nią zdziwiony wzrok, więc dyrektorka Hogwartu szybko uzupełniła swoją wypowiedź. - Oczywiście zdaję sobie sprawę, że dostałaś możliwość zostania Ministrem Magii, jednakże nigdy nie zaszkodzi spytać, prawda? Nie proszę o natychmiastową decyzję, jednak muszę wiedzieć, czy szukać dalej.
- Przepraszam na moment...
Hermiona opuściła kuchnię i podeszła do okna w salonie, gdzie pozostawiła swój kubek. Chwyciła go w ręce i upiła łyk zerkając znów na paskudną przestrzeń identycznych domostw.
Zaczęła rozmyślać nad swoim życiem i decyzją, którą przyszło jej podjąć. Mogła zostać Ministrem, mieć władzę nad czarodziejskim światem i w końcu odnawiać go jak należało. Ale zmiany, które w niej zaszły przez lata, to, że stała się bardziej oschła, bardziej zimna i racjonalna niż przedtem, zdecydowanie mniej wesoła i nawet żarty czasem zmieniały się na nieprzyjemne, przekraczające krytyczne granice zasiewały w niej wątpliwości. Przez moment powróciła wspomnieniami do Severusa Snape, znienawidzonego nauczyciela, postrachu Hogwartu. Żyła w jego domu. Powoli zaczynała zachowywać się jak on, z resztą wojna już sprawiła, że zaczynała rozumieć jego zachowanie. Teraz Minerwa proponowała jej pracę, jego pracę. Wiedziała, że wymieniona kobieta stoi w progu salonu i przygląda się nie śmiąc przerwać chwili kontemplacji młodej czarownicy.
- Minerwo, jakim nauczycielem teraz był Slughorn? - Spytała nie zastanawiając się nawet.
- Dobrym dla uczniów, ale zdecydowanie zbyt pobłażliwym...
- Czyli tak samo, jak kiedy nas uczył. - Przerwała jej. - Nie takie powinny być eliksiry. Tylko jedna osoba jest w stanie prowadzić ten przedmiot jak należy.
- Ale Severus nie żyje.
- Wiem. Sądzisz, że będę w stanie chociaż po części mu dorównać? - Nie odrywała spojrzenia od krajobrazu za oknem. Minerwa jednak nie odpowiedziała. Dla Hermiony jednak było to jednoznaczne milczenie.
Nikt go nie zastąpi...
Po kolejnym, ciężkim westchnięciu Granger odwróciła się w kierunku Minerwy. Uśmiechnęła się do niej i kiwnęła głową. Przyjęła propozycję swojej przyjaciółki, czuła, że ma podążać drogą Mistrza Eliksirów, mistrza jej samej, choć on nie zdawał sobie z tego sprawy. Szanowała go, był dla niej wzorem do naśladowania, więc starała się go naśladować, uczyć się od niego. Charakter, wybór mieszkania, praca – to tak naprawdę przypadkowe zdarzenia, ale dające jej konkretny kierunek.
- Nawet nie wiesz, jak mnie to cieszy Hermiono. - Starsza kobieta podeszła do brunetki i przytuliła ją delikatnie, ale zdecydowanie. - Dziękuję.
****
Następnego dnia Hermiona wstała o swojej zwyczajowej godzinie - piątej. Za oknem już od dawna było jasno, ale jak co dzień nad Spinner's End słońce przysłaniały gęste chmury. Nałożyła na siebie szlafrok i powłóczyła nogami do łazienki. Stanęła przed lustrem przyglądając się swojej wątpliwej urodzie. Długie, puszyste loki zdecydowanie oklapły, a pozostałością po nich były delikatne fale układające się grzecznie na ramionach. Zmarszczki koło oczu i ust dodawały jej powagi. Blade usta zlewały się ze skórą, a piegi delikatnie odznaczały na nosie. Uśmiech nie gościł już na jej twarzy, a oczy nie jarzyły się tym ciekawskim i dumnym błyskiem jak niegdyś. Teraz były to zwykłe, czekoladowe oczy.
Nie czuła potrzeby życia.
Egzystowała, to było wszystko na co ją stać. Wizyta Minerwy poprzedniego dnia dodała jej co prawda otuchy, ale Hermiona wątpiła, by kiedykolwiek powrócił jej dawny wigor.
Westchnęła ciężko, po czym wykonała poranne, higieniczne czynności i wyszła do kuchni znów zaparzając sobie mocnej, ciemnej kawy. Spojrzała na kalendarz powieszony tuż pod zegarem na ścianie, przy której ustawiony był stół. Ostatni dzień lipca i trzydzieste ósme urodziny Harrego Pottera. Chłopak znów wystawiał huczne przyjęcie wraz z rodziną i jak zawsze wysłał Hermionie zaproszenie, a ona już od ośmiu lat z niego nie korzystała. Nigdy nie przepadała za takimi przyjęciami, ale ostatnie lata były dla niej szczególnie drażliwe pod tym względem. Nie czuła najmniejszej ochoty pojawiać się w miejscach, gdzie mogliby ją spotkać najbliźsi – nie spodobałoby im się to, co by zobaczyli.
Pokręciła powoli głową i odłożyła kubek kawy, by przejść do sypialni przebrać się w służbowe ubrania. Ubrała szarą garsonkę i czerwoną apaszkę. Za pomocą różdżki związała włosy w ciasnego koka i zabrała swoją równie szarą torebkę. Weszła znów do toalety i zrobiła szybki, delikatny makijaż, by ponownie znaleźć się w kuchni. Zegar wskazywał piątą pięćdziesiąt dziewięć. Dopiła szybko kawę i wskazówki przesunęły się na równą szóstą. Odłożyła kubek do zlewu i podeszła do kominka w salonie. Wyjęła z worka leżącego na kominku garść proszku Fiuu i stanęła, lekko przygarbiona w kominku. Rzuciła proszkiem o ziemię i krzyknęła:
- Ministerstwo Magii!
Buchnęły zielone płomienie i po chwili ciemności Hermiona znalazła się w głównej sali Ministerstwa. Wyszła szybko z kominka nie blokując innym, wylewającym się wręcz urzędnikom drogi. Przeszła koło pomnika i zameldowała swoje przyjście prosząc jednocześnie o kontakt z szefem Departamentu Władzy u dyżurującej. Ta posłała szybko patronusa do szefa, a po chwili ten sam patronus powrócił do właściciela oznajmiając, że Hermiona może przyjść. Poszła więc na drugie piętro, przeszła przez cały korytarz, gdzie na końcu były umieszczone drzwi z napisem "Departament Władzy". Zapukała lekko drżącą ręką i otwarła drzwi nie czekając na zaproszenie. Przy metalowym biurku pełnym papierów siedział czarnoskóry mężczyzna w błękitno-fioletowej szacie.
- Witaj Hermiono! - Przywitał ją uśmiechem śnieżnobiałych zębów by po chwili znaleźć się tuż obok niej zamykając ją w żelaznym uścisku.
- Witaj, Kingsley. - Odparła klepiąc go delikatnie po plecach. Gdy się odsunął w oczach miał pełno nadziei, a dziewczyna poczuła delikatny skurcz na myśl, że tą nadzieję zdepta.
- Podjęłaś już decyzję? - Spytał podchodząc znów do biurka i oparł się o niego biodrem.
- Tak, ale nie spodoba ci się. - Uśmiech nagle mu przygasł. - Nie zostanę Ministrem oraz... Chciałabym zwolnić się z pracy.
- Hermiono, jeśli to przez tą propozycję, to proszę zastanów się jeszcze...
- Nie, Kingsley, to nie przez to. Po prostu chce zmienić pracę.
- Znalazłaś coś lepszego od Ministerstwa? Wybacz, ale co może być dla ciebie lepsze? - Shacklebolt był zdecydowanie zdruzgotany informacją Hermiony.
- Będę uczyć w Hogwarcie. - Odpowiedziała, a po twarzy czarnoskórego przebiegły jednocześnie uczucia złości, niedowierzania i zawodu.
- No dobrze. To twoja decyzja. Pamiętaj, że gdyby ci się nie powiodło, to zawsze możesz tu wrócić. - Dziewczyna podeszła do dawnego współczłonka Zakonu Feniksa i przytuliła go pocieszająco.
Mężczyzna następnie wyciągnął z szuflady parę kartek i usiadł już na fotelu gestem zapraszając Hermionę na krzesło naprzeciw. Wypisał parę rzeczy na kartkach, po czym podał je Hermionie.
- Rozumiem, że z okresem wypowiedzenia? - Hermiona jedynie kiwnęła głową, zabrała kartki i długopis. Oczywiście dokładnie przeczytała zasady zwolnienia i uznając je za pasujące zaczęła wypisywać puste luki. Kiedy cała formalność była już gotowa oddała wszystko Shackelboltowi. - Dobrze, to teraz zapraszam do pracy.
****
Dzień był dla niej bardzo trudny. Departament Bezpieczeństwa Nad Mugolskimi Czarodziejami, którego szefem była, przyniósł jej tego dnia wiele problemów począwszy od znęcania się nad chłopakiem, pierwszoklasistą Hogwartu przez równolatków, poprzez żartobliwe napisy na murach jednego z pół czarodziejskich miasteczek "Mugole do piachu", aż po kolejne ataki na mugolaków przez wciąż istniejących popleczników Voldemorta. Kiedy wyrejestrowała się z pracy i wróciła za pomocą kominka do mieszkania była zmęczona i zdenerwowana. Nie znosiła dni, w których takie rzeczy licznie się zdarzały. Dyskryminowanie mugolskiego pochodzenia wciąż było dla niej bardzo uciążliwe i drażniące. Zrzuciła z siebie oficjalny strój, by zmienić go na zwykłe dresowe spodnie i koszulkę. Weszła do łazienki i stanęła przed lustrem. Miała skołtunione włosy i podkrążone oczy ze zmęczenia.
- I myślisz, że kim jesteś? - Rzuciła do swojego odbicia w lustrze. - Nic dobrze zrobić nie potrafisz. Tylu ludzi cierpi, a ty jak zawsze nie umiesz im pomóc. - Warczała na siebie ściągając coraz bardziej brwi. W momencie, kiedy żal osiągnął swój punkt kulminacyjny wyciągnęła różdżkę i czerwony promienień poleciał w kierunku lustra rozbijając je, jednak odbił się i idealnie trafił we właściciela. Dziewczyna poleciała do tyłu zatrzymując się w kabinie prysznicowej. Całe zdarzenie spowodowało, że łazienka stała się pobojowiskiem, a Hermionę bolało całe ciało w skutek upadku i zaklęcia. Wstając trzymała się za głowę i dalej klęła na samą siebie.
- Cholera, Granger, czy ty nawet zaklęcia nie umiesz użyć prawidłowo?
- Przepr... - Machinalnie miała odpowiedzieć słysząc tak charakterystyczne warknięcie, jednak nagle uświadomiła sobie absurd sytuacji i podniosła się najszybciej jak mogła do pozycji bojowej wystawiając różdżkę przed siebie. - Kto tu jest?!
- Zgadnij, idotko. I schowaj ten patyk, nic mi tym nie zrobisz. - Odpowiedział jej, a po sekundzie, pół przeźroczysta postać zaczęła się ujawniać oparta o framugę z założonymi na piersi rękoma i wpatrująca się w nią z ciekawością ale i kpiną.
- Profesor Snape... - Opuściła różdżkę nie ukrywając swojego niedowierzania. - Jest pan... Duchem...
- No co ty nie powiesz, od dziewiętnastu lat, jak się nie mylę. - Odparł wciąż kwaśno nie spuszczając z dziewczyny wzroku.
- Ale... Co pan tu robi? - Zadawała pytania, a Severus ze zniecierpliwienia przewrócił oczami.
- Gdybym sam to wiedział, to uwierz, że zrobiłbym wszystko, by nie musieć przez tyle lat oglądać twoich wątpliwie mądrych użalań przed lustrem. - Ignorowała jego docinki zbyt zdziwiona jego obecnością.
- Jak długo pan mnie obserwuje?
- Słuchaj jak coś do ciebie mówię zamiast bujać w obłokach. Natychmiast po śmierci stałem się tym czymś. Swoją drogą, co żeś zrobiła, że mnie przy sobie uwiązałaś? Nie mogę nawet na pięć metrów się od ciebie odsunąć! - By potwierdzić swoje słowa zaczął się oddalać dalej na korytarz, a zanim minęła wypowiedziana długość stanął w miejscu pomimo, że dziewczyna widziała jego starania.
- Czemu pan wcześniej się nie ujawnił? - Znów zignorowała jego pytanie.
- Cholera, dzieciaku, czy ja ci wyglądam na wszystkowiedzącego o zaświatach? Nie mogłem! Już tyle razy coś do ciebie mówiłem, ale ty wciąż mnie nie widziałaś. - Był już naprawdę poirytowany.
Hermiona jednak wyminęła go i podeszła do ulubionego miejsca na rozmyślania – okna w salonie. Oparła się o parapet dłońmi, czując, że wpierw musi się uspokoić. Nie rozumiała, jak to się stało, że Snape był dla niej niewidoczny przez tyle lat, jak w ogóle to możliwe, że jest duchem i sam nie wie czemu. Z tego, co czytała, duchy powracają na ziemię z konkretnych przyczyn i zawsze o tym wiedzą. Albo muszą załatwić pewne sprawy albo są tu za karę bądź też sami wybierają taki los. Ale Snape nie wiedział.
- Profesorze, czy stało się coś pomiędzy pana śmiercią, a pojawieniem się znów w świecie żywych? - Spytała swoim analizującym głosem. Usłyszała ciężkie westchnienie nie dalej niż pięć metrów od siebie.
- Rozmawiałem z Dumbledorem. - Odparł niechętnie. Spojrzała na niego wyczekując dalszej opowieści. Wzniósł spojrzenie ku niebiosom. - Stwierdził, że nie podjęli jeszcze decyzji, co do mnie i mam być zawieszony w czasie.
- Kto nie podjął? - Spytała bardziej sama siebie, ale Mistrz Eliksirów nie mógł oszczędzić jej komentarza.
- Jak się dowiem, to najpierw oni, a potem ty będziecie wąchać kwiatki od spodu.
- Niech pan sobie daruje, chce panu pomóc. - Odpowiedziała idealnie jego warczącą tonacją.
- Pomóc? Najpierw pomóż mi się od ciebie uwolnić, to będę najszczęśliwszym duchem na świecie. - Zakpił kolejny raz, a Hermiona, już przytomna całkowicie i zdenerwowana przez kolejną zniewagę znów wyminęła Snape i poszła do sypialni zamykając się w niej. Położyła się na łóżku zamykając oczy i wciąż mając mętlik w głowie.
- To nic nie da. Już ci mówiłem, nie mogę się od ciebie odsunąć bardziej niż pięć metrów. - Siedział właśnie na fotelu oddalonym idealnie o pięć metrów od niej.
- I tak po prostu, przez tyle lat obserwuje mnie pan w każdej możliwej sytuacji? - Podniosła się na łokciach przypatując się mu oskarżycielsko, a ten jakby nigdy nic, znudzony pokiwał głową opierając ją na chudej dłoni. - Kiedy jadłam, kiedy spałam, kiedy się przebierałam, kiedy się myłam, nawet kiedy...
- Tak, Granger, nawet kiedy sypiałaś z jakimś mugolem, studentem czy nawet z samym Krumem. Swoją drogą, jesteś naprawdę taka głupia, by gzić się z tą kupą mięcha? - W głosie Severusa słychać było rozbawienie i kpinę, a wyraz jego twarzy był zniesmaczony. Hermiona poczerwieniała ze wstydu, ale i ze złości.
- To nie pana interes z kim sypiam! Jest pan bezczelny oglądając mnie w takim intymnych sytuacjach! - Wykrzyczała odruchowo zasłaniając swoją górną część rękoma.
- Jestem duchem, Granger, kanony etyczne mnie już nie obowiązują. Po za tym, faktycznie masz się czego wstydzić. - Odparł gorzko i spojrzał na nią wymownie.
- To jest szczyt! Dupek z pana! - Była wściekła, niewyobrażalnie wściekła i upokorzona przez człowieka, którego tak szanowała. On na jej rekacje prychnął.
- Przestań się drzeć. Chciałaś mi pomóc, więc się zamknij. Tak jak dla ciebie, tak i dla mnie ta sytuacja jest nieprzyjemna. Może w końcu pomyślałabyś co z tym zrobić, bo moje starania poszły na marne. - Zauważyła, że i jego dręczy ta sytuacja. Nie mogła znieść myśli, że widział ją w momentach, kiedy musiała odreagować cały swój stres, jednak postanowiła, że zacznie w końcu spokojnie analizować całą sytuację.
- Dobrze... W takim razie czemu nagle dzisiaj mogłam pana zobaczyć? - Spytała znów wracając do swojego opanowanego tonu.
- Granger, ile mam ci tłumaczyć, że i na ten temat nic nie wiem. Kiedy rzuciłaś we własne odbicie zaklęcie ja również poczułem ból w całym ciele, po czym się odezwałem.
- Czyli zaklęcie musi mieć tu jakieś znaczenie... - Znów zaczęła mówić na głos swoje przemyślenia. - Ale skoro tak, to przecież nie pierwszy raz od dziewiętnastu lat użyłam go. Czyli lustro też może być istotne, albo to, że moje własne zaklęcie trafiło we mnie...
- To akurat też nie pierwszyzna, Granger. - Wtrącił Snape, na co dziewczyna spojrzała na niego krzywo.
- Od dziewiętnastu lat?
- Przypominam ci wizytę w jednej z kryjówek niedobitków Voldemorta, kiedy to samo zaklęcie odbiło się od szyby i trafiło tak samo w ciebie.
- Już pamiętam, jak musieli mnie targać w bezpieczny zaułek, bo nie mogłam normalnie oddychać, a zaczęłam dopiero wtedy kiedy uderzyłam nogą o róg budynku. - Odpowiedziała mu smętnie. - Czyli to też odpada. Więc zostaje samo lustro... Profesorze, przecież to pana stary dom...
- Nie przypominaj mi. Widząc co z nim zrobiłaś mam ochotę trafić cię kolejnym zaklęciem...
- Niech się pan skupi! - Warknęła, a Severus obrószył się urażony wiedząc, że nie może zrobić jej nic oprócz obrażania. - Skoro pan tu mieszkał, to może powie mi pan czy są tu, na przykład na lustro, rzucone jakieś zaklęcia ochronne czy inne?
- Żeś akurat luster nie wymieniała... Nie, nie są. Nie potrzebowałem rzucać zaklęć jakichkolwiek na lustra. Może i mam charakter fanatyka bezpieczeństwa, ale po jaką cholerę akurat lustra miałem zaczarować?
- No nie wiem, może żeby pan ładniej w nich wyglądał... - Odparła kwaśno pierwszą rzecz, która nasunęła jej się na myśl. Po chwili zrozumiała, że może znów zostać obrzucona błotem za takie komentarze.
- Doprawdy, nieźle ci się dowcip wyostrzył. - Kolejna złośliwość.
- Czemu nie potrafi się pan zająć myśleniem nad sytuacją, w jakiej się pan znajduje?! - Była poirytowana tak nieodpowiedzialnym zachowaniem mężczyzny.
- Po dziewiętnastu latach całkowitego bycia niewidzialnym dla wszystkich i wszystkiego jedyne co miałem do roboty, to obserwowanie ciebie i twoich pożal się Merlinie przyjaciół. Teraz nareszcie mam okazję w końcu komuś podokuczać, a że jest to gryfonka i do tego ty, Granger, jeszcze większą daje mi to satysfakcje. - Na twarzy miał złośliwy uśmieszek, a Hermiona w sercu niewyobrażalną ochotę ztarcia mu go.
- Jest pan niemożliwy... I że Minerwa dawała sobie radę z panem przez tyle lat. - Pokręciła głową i nagle coś sobie uświadomiła. - Minerwa! Może ona będzie miała jakiś pomysł!
- Nawet nie waż się jej powiedzieć! - Krzyknął na nią całkowicie poważny Snape. Dziewczyna spojrzała na niego zdziwiona. - Jak ty to sobie wyobrażasz? Wciąż nie może sobie poradzić z moją śmiercią, więc jak odbierze fakt, że jestem tu cały czas, tylko, że jako duch?
- Przynajmniej znów będzie mogła z panem porozmawiać...
- Świetnie! Po czym poryczy się jak głupia nastolatka i ZNÓW załamie! Nie wystarczy ci to, co widziałaś po śmierci Dumbledora? Albo po mojej śmierci, gdy się o tym dowiedziała? Czy po śmierci Lucjusza? Ile jeszcze chcesz jej dorzucać na barki? - Był spokojny, ale stanowczy. Hermiona widziała na jego twarzy, że bardzo przejmuje się stanem swojej przyjaciółki. Zrobiło jej się głupio, że doprowadziła do takiego myślenia.
- Dobrze, rozumiem, nic jej nie powiem. Tylko niech mi pan coś obieca. - Wpadła na kolejny genialny pomysł. Snape przewrócił zmęczonymi oczami. - Przestanie pan w końcu utrudniać sytuacje!
Jej były profesor znów parsknął po czym kiwnął leniwie głową. Hermiona skrzyżowała nogi i zaczęła wpatrywać się w jeden punkt. Jej myśli zaczęły krążyć wokół wszystkiego co wiedziała na temat duchów, zaklęć i samego Severusa Snape. Co jakiś czas zadawała pytania Severusowi, na co ten widocznie gryząć się w język odpowiadał zgodnie z prawdą. Mimo najszczerszych starań Hermiona nie była w stanie nic wymyślić, każda jej teoria została obalona. W pewnym momencie poczuła ogromne zmęczenie, wycieńczenie organizmu. Zaczęła przymykać oczy i zmieniać pozycje.
- Granger, dobrze się czujesz? - Spytał nagle, jakby od niechcenia Snape.
- Tak, wszystko jest w porządku. Tylko głowa mnie trochę boli, ale to nic... - Jej odpowiedź była powolna i senna.
Po kolejnej chwili ciszy i łapania się przez Hermionę za brzuch i głowę mężczyzna westchnął ciężko.
- Granger, idź do kuchni. - Rozkazał jej, a ona spojrzała na niego zdziwiona.
- Po co?
- Może po jedzenie. Chyba nie wiesz, że jest to konieczne do przeżycia. Won do kuchni! - Warknął na nią, ale ona wciąż patrzyła na niego otępiałym wzrokiem. - Cholera, dziewczyno, idź coś zjeść. Od śniadania nic nie jadłaś, a wczoraj też ledwo co.
W końcu Hermiona podniosła się z łóżka i powoli przedostała się do kuchni, a Snape za nią. Dziewczyna chwyciła leniwie za drzwiczki lodówki, otworzyła je po czym wyjęła masło, jajka i olej. Z chlebaka wyjęła bułkę. Nastawiła w czajniku wodę i nasypała do ulubionego kubka kawy. Zrobiła sobie bułkę z pomidorem i bazylią, a po jednym gryzie poczuła prawdziwy głód i w tempie ekspresowym zjadła ją całą. Po zaspokojeniu tak prozaicznej potrzeby odwórciła się do znudzonego Snape bacznie obserwującego jej poczynania. Uśmiechnęła się pod nosem.
- Miło z pana strony, że się pan martwi. - Postanowiła się z nim podroczyć wiedząc, że będzie wszystkiemu zaprzeczał.
- Jesteś mi niestety potrzebna. Sam na pewno nie dowiem się jak wrócić przed wrota. - Odparsknął, ale i przez jego postawę przemawiało zmęczenie całą sytuacją.
- Chwila, jakie wrota? - Hermiona wyłapała najważniejszy moment z wypowiedzi Snape.
- No tak, żywi nie wiedzą prawie nic o zaświatach... - Parsknął.
- Jak pan chce, bym panu pomogła, skoro pomija pan takie istotne rzeczy!? Niech mi pan natychmiast opowie wszystko co się tam działo. - Rozkazała podenerwowana.
- Nie.
- Słucham? - Dziewczynę bardzo zdziwiło zaoponowanie, sądziła, że po prostu mu to umknęło.
- Nie dziś, Granger. Dziś już nie jesteś w stanie myśleć. - Odparł i wzruszył ramionami. - Nie jest mi potrzebny źle działający kujonek. Idź spać. - Rzucił cierpko.
- Ale profesorze...
- Nie dyskutuj ze mną dzieciaku. - Warknął przyjmujac swoją nieznoszącą sprzeciwu minę.
Hermiona zrozumiała, że po pierwsze nic nie zdziała dalszą dysputą, a po drugie Snape rzeczywiście miał racje. Dopiła kawę i podążyła do łazienki. Westchnęła ciężko widząc wciąż nie posprzątany bałagan i machnęła różdżką. Wszystko wróciło na swoje miejsce, a ona nalała do wanny wody. Rozebrała się i stanęła jeszcze przed lustrem. Skrzywiła się, ale nie wypowiedziała tym razem ani słowwa. Weszła do wanny napawając się ciepłą wodą. Przymknęła oczy i zaczęła się rozkoszować chwilą. Gdy znów je otwarła odruchowo spojrzała w bok. Przeraziła się uświadamiając sobie, że przecież Snape stoi pięć metrów dalej. Ale nie przyglądał jej się. Patrzył w lustro i widziała, że patrzył na siebie. Zaczęła się zastanawiać, czy o czymś rozmyśla, czy może po prostu nie chce być aż tak podły i patrzyć na nią. W momencie jego wzrok odbił się w lustrze i pojawił się kpiący uśmieszek.
- Rozumiem, Granger, że jestem interesującym obiektem rozważań, ale nie musisz się tak na mnie patrzeć. - Odparł a ona się zarumieniła. Schowała się głębiej w wodę starając się zakryć wszystkie części ciała.
- Póki co muszę nauczyć się żyć z panem pięć metrów obok...
- Ja już się przyzwyczaiłem. - Jego lekko przeźroczyste ciało zasiadło na desce klozetowej. Patrzył na nią rozbawiony.
- To naprawdę jest bezczelne. - Czuła palące policzki jak jeszcze nigdy w życiu.
- Jak sama stwierdziłaś, musisz się nauczyć z tym żyć.
1 note · View note
Text
Cztery palmy wróciły na katowicki rynek
Cztery palmy wróciły na katowicki rynek
Cztery 5-metrowe palmy – feniksy kanaryjskie – stanęły na Rynku w Katowicach, podobnie jak w zeszłym roku. Ozdabiają okolicę sztucznej rzeki Rawy. W ub. r. zrobiły furorę wśród mieszkańców miasta i gości, którzy fotografowali się w ich otoczeniu.
View On WordPress
0 notes
mary-by-death · 3 years
Text
5m - Rozdział VII
Słyszała tylko tykanie zegara. Podobnie zresztą jak Snape. Bez najmniejszego sensu wpatrywali się oboje w twarze zebranych. Nie myśleli. Słowa do nich nie dotarły. Była cisza, nie rozpoznawalne w tym momencie twarze i zamroczony umysł. Opamiętanie przyszło nagle, tak samo jak przetrawienie informacji.
- Jak to nie żyje? - Wyjąkała Hermiona resztkami sił powstrzymując płacz.
- Znalazłem jego ciało w opuszczonym domu na Private Drive. Tam, gdzie wcześniej mieszkał. - Odpowiedział jej Karkaroff, a pozostała trójka zaczęła płakać. Najgłośniej oczywiście Hagrid.
- Dlaczego prasa jeszcze tego nie wie? - Zadała kolejne pytanie, zaczynając szlochać.
- Do zabójstwa doszło jakąś godzinę temu. Ledwo się tu aportowałem.
Hermiona nie wiedziała co ma czuć i myśleć. Jej przyjaciel, Harry Potter z którym spędziła tyle lat życia... Nie żyje. Nie umarł tak po prostu – został zabity. Czuła się wstrętnie, przytłoczona setkami emocji. Wszystkie były negatywne. Niemo płakała. Przed oczami miała wszystkie wspólne chwile. Nawet te w których się kłócili. Nagle zaczęły męczyć ją wyrzuty sumienia. Dlaczego odmawiała na każdą próbę spotkania? Dlaczego tak się od niego oddaliła? Dlaczego nie mogła jeszcze raz zobaczyć jego ucieszonej twarzy? Dlaczego... Po prostu dlaczego.
Severus natomiast był wściekły. Na siebie. Na Karkaroffa. Na Pottera. Na całe magiczne społeczeństwo. Chronił tego jednego dzieciaka nawet kiedy wiedział, że to tylko pozorna ochrona. Chciał ocalić to jedno co pozostało po Lily. Mimo to ten ośmielił się umrzeć. Zadawał sobie pytanie: Dlaczego Krum był w stanie go zabić, a Czarny Pan nie?
- Hermiono, to robi się już zbyt poważne. - Odparła podłamanym głosem dyrektorka. - Nie wiemy kim tak naprawdę jest Wiktor Krum w tej postaci. Wiemy, że chce kontynuować to co zaczął Voldemort – tu wszyscy się mimowolnie wzdrygnęli, oczywiście oprócz Snape. - Ale co my mamy zrobić? Nie wiemy nic oprócz tego. - Dyrektorka zakryła twarz dłońmi czując ogromny niepokój. Hermiona chciała już odpowiedzieć, jednak zapanowała nad impulsem.
- Przepraszam na chwilę. - Wytarła oczy w rękaw szaty i pośpiesznie opuściła pomieszczenie. Znalazła toaletę, na którą rzuciła mufliato. Odwróciła się w stronę Snape, który patrzył na nią swoim przeraźliwie obojętnym wzrokiem. - Posłuchaj, chce wznowić Zakon Feniksa.
- Ogłupiałaś? I kto będzie na jego czele? Minerwa? Karkaroff? Wood? Czy może gówniarze których tak uwielbiasz? - Parsknął zirytowany Severus.
- Ja.
Na dłuższą chwilę zapanowała cisza. Snape wpatrywał się w Hermionę próbując już chyba z przyzwyczajenia ukryć zdziwienie. Ewidentnie nie wiedział co ma jej odpowiedzieć. Dlatego też nie mówił nic. Ona natomiast czekała, aż przetrawi tą informacje.
- Chce dać młodym tą samą nadzieję, którą my z... - Przełknęła ślinę. - Z Harrym dostaliśmy od Zakonu. To nie może się tak zakończyć, Severusie. Nie po tylu latach. Ledwo odrosłam od ziemi, uspokoiłam się po ostatniej wojnie i ma nadejść nowa? Dobrze, niech nadejdzie. My będziemy już czekać z pełnym arsenałem do walki. - Odparła już dumnym i pewnym siebie głosem.
- Granger...
- Nie próbuj mi nawet wybijać tego z głowy. - Podniosła rękę w geście sprzeciwu.
- Granger, to za dużo dla ciebie. - Warknął.
- Dlaczego? Ktoś musi. Minerwa? Karakroff? Wood? - Zacytowała Mistrza Eliksirów z identycznym jadem w głosie jaki sam posiadał.
- Nie rozumiesz. Tak, to nie najgłupszy pomysł, zgoda. Ale to za trudne dla ciebie.
- Nie wiedziałam, że aż tak we mnie wątpisz. - Hermiona poczuła, że Severus pierwszy raz za bardzo wszedł jej na ambicje. Nie była uczennicą. Nie była niedoświadczonym dzieciakiem. Nie była też nieodpowiedzialną i nierozważną czarownicą. Nie. Jest Hermioną Granger, kobietą, która sięgała najwyżej jak mogła, a jak wyżej nie mogła to i tak znalazła drogę na szczyt. Mentalny policzek, jaki jej wymierzył w stanie w jakim się znajdowała wywołał kolejną walę łez. Nie chciała, by je oglądał, więc odwróciła się do niego tyłem. Severus jednak oglądał jej zbolałą minę w odbiciu toaletowego lustra. Z jednej strony był mocno zirytowany tym pomysłem. Z drugiej jednak czuł, że przy dobrych wiatrach Hermionie może się udać. Jednak skoro stali w obliczu niewypowiedzianej wojny uważał, że nie powinni ryzykować. Od dawna nie poczuł dziwnego impulsu, który w tym momencie wziął nad min górę.
- Zgoda.
- Słucham? - Odwróciła się do niego niedowierzając własnym uszą.
- Zgoda, ile mam się powtarzać? - Warknął nie chcąc się przyznać, że w sumie dziewczyna jest w pewien sposób jego słabością.
- Naprawdę? - Obrzucił ją tylko srogim spojrzeniem, co była jasną odpowiedzią, że tak. Ucieszona chciała rzucić mu się na szyję, jednak szybko się opamiętała pamiętając dalej o swoim ostatnim takim wybryku. Wyszła więc z łazienki lekko podbudowana nie dopuszczając do siebie czarnych wizji śmierci przyjaciela i pewnym krokiem weszła na nowo do pomieszczenia. Niewerbalnie je wyciszyła i usiadła na kanapie.
- Chce wznowić Zakon Feniksa. - Odparła identycznie jak do Snape. Nie chciała jednak dać im tego samego czasu na zorientowanie się w sytuacji. - Jestem tego pewna. Siedziba może znajdować się w Norze o ile państwo Weasley na to przystaną. Chciałabym prosić Minerwo, byś zebrała pozostałości po pierwszym składzie Zakonu. Ty Oliverze, zajął byś się drugim składem. Ja zbiorę trzeci skład...
- Jaki trzeci?! - Krzyknęli jednocześnie Wood z dyrektorką.
- Uczniowie. - Odparła krótko jakby to było coś normalnego.
- Nie zgadzam się na to! Hermiono, to dzieci!
- Dość. - Ucieła ostro wywód dyrektorki. - Koniec z powtarzaniem, że to tylko dzieci. Nie będę próbowała wciskać do Zakonu jedenasto czy dwunastolatków. Szósto i siódmoklasiści jedynie. Wielu z nich nie jest przeciętnymi czarodziejami i wielu ma w sobie krew bohaterów. Minerwo, nie będę też ich zmuszać. Ale nie mogą pozostać bez wyjścia. Są wystarczająco dorośli by samemu podejmować decyzje. - Wyjaśniła tonem nie znoszącym sprzeciwu, co wprawiło w osłupienie zebranych. Wszystkich oprócz Snape oraz drugiego z obecnych byłych śmierciożerców.
- Ty będziesz przewodzić Zakonowi? - Zapytał jedyny żywy trzeźwomyślący osobnik w pomieszczeniu.
- Tak.
- Rozumiem. A czy pozwolisz mi być jego członkiem? - Spytał Karkaroff, co zdziwiło Hermionę.
- Oczywiście, nie wyobrażam sobie by było inaczej. - Uśmiechnęła się do niego wdzięczna, że jako jedyny nie kwestionuje jej pomysłów.
W pomieszczeniu zapadła niezręczna cisza, podczas której każdy zatopił się we własnych myślach. Hermiona dawno tak się nie bała przed osądem innych ludzi. Jeden już się z nią zgodził, ale czy reszta również pozwoli jej objąć tak ważne stanowisko?
- Dobra, niech będzie. - Rozległ się głos Wooda. Minerwa spojrzała na niego oszołomiona.
- Mała Hermiona dorosła. – Zaszlochał półolbrzym. - Jestem z tobą!
Młoda nauczycielka czekała już tylko na decyzję dyrektorki. W gruncie rzeczy zdanie tej kobiety było dla niej najważniejsze. No, może zaraz po zdaniu Severusa.
- Skoro innego wyjścia nie ma... Zatem co proponujesz dalej? - Widząc smutny, a zarazem pokrzepiający uśmiech McGonagall Hermiona na nowo poczuła w sobie siłę.
- Chce, by spotkanie odbyło się za tydzień. Jednak najpierw trzeba prosić państwo Weasley o zgodę na siedzibę.
- Ja się tym zajmę. - Oznajmiła Minerwa.
- Dobrze. Godzina dwudziesta, zaraz po kolacji. Resztą proszę się nie martwić. Wszystko w swoim czasie.
Wieczór nie mógł upłynąć dziewczynie w spokoju. Nie mogła iść normalnie spać. Nie mogła wziąć odprężającej kąpieli. Nie mogła poplanować spotkania reaktywowanego Zakonu. W sumie to nawet nie mogła obniżyć sobie ciśnienia. Pewien duch w teoretycznie czarnych szatach zdecydowanie jej to utrudniał. Z resztą nic dziwnego biorąc pod uwagę wcześniejsze spotkanie z dwójką dzieciaków, z których jeden był egocentrycznym dupkiem.
- Zabije gówniarza! Granger, te młodociane małpiszony rozwalą cały Zakon! - Warczał Snape i na nic było uspokajanie Hermiony.
- Przestań, wcale że nie. Będą bardzo przydatni. - Mówiła spokojnie, choć gotowało się w niej po okropnym dniu.
- No pewnie! Tak bardzo jak pchły psu!
- Powiedziałam przestań! Severus, chce odpocząć! Mam dość dzisiejszego dnia. Właśnie dowiedziałam się o śmierci Harrego, a ty musisz mi to jeszcze utrudniać. - Czuła jak pod powiekami gromadzą się jej łzy.
- Potter pępkiem świata. - Kolejny złośliwy komentarz sprawił, że Hermiona nie wytrzymała.
- Na pewno nie jesteś nim ty. Ty wredny, obślizgły dupku z lochów! - Rozpłakała się na dobre i wzięła pierwszą lepszą rzecz, jaką była filiżanka z resztką herbaty i rzuciła nią w stronę Severusa. Oczywiście on się tym nie przejął – przedmiot przez niego przeleciał. Zfrustrowana dziewczyna usiadła w fotelu, podsunęła nogi pod brodę i płakała. Zmieszany mężczyzna powoli i bezszelestnie podszedł naprzeciw niej i oparł się o stolik pośladkami. Założył ręce na piersi i przyglądał jej się. Nie wiedział co ma zrobić. W końcu spojrzała na niego mokrymi i czerwonymi oczami wyrażającymi smutek i złość.
- W gwoli ścisłości lochy aktualnie zamieszkujesz ty. - Wskazał na nią wskazującym palecem i uniósł zawadiacko jedną brew. Parsknęła śmiechem i odwróciła od niego wzrok wlepiając go w stos niesprawdzonych esejów. Delikatnie się uśmiechała. Tak, to był jego sposób na rozbawienie jej i na przeproszenie. Zawsze działał.
- Wiem, że musisz zawsze pomarudzić i się posprzeczać. - Zaczęła cicho i niepewnie. - Ale proszę cię, nie dzisiaj.
Pokiwał tylko głową i usiadł na stoliku wyciągając jedną z książek. Zagłębił się w niej, a Hermiona miała chwilę na kontemplacje jego osoby. Zauważyła, że był naprawdę chudy jakkolwiek by to nie brzmiało wcześniej. Ale w jego sylwetce było coś co nie pozwalało uważać tej chudości za nieatrakcyjną. Kiedy był skupiony na czytaniu czy jakiejkolwiek innej czynności skórę na twarzy miał zmiennie ściągniętą i rozluźnioną. Źrenice szybko przemieszczały się od prawej do lewej. Mogła w nich dostrzec zainteresowanie, które nie często okazywał. Miał ostre kości policzkowe. Hermiona musiała przyznać, że był według niej cholernie przystojny.
- Co we mnie jest takiego ciekawego, Granger? - Wymamrotał nie odrywając wzroku od książki.
- Aparycja. - Odparła lekko zmieszana. Spojrzał na nią jak na idiotkę i zamknął książkę. Zrobił gest przykładanej dłoni do czoła dziewczyny.
- Dobrze się czujesz? - Spytał opryskliwie, ale nie mógł ukryć nutki zaciekawienia.
- Oczywiście że tak. To tylko taki wirus grasujący wśród czarownic mojego typu, nazywa się "duch własnego profesora". - Odwarknęła, a on się roześmiał.
- Mam rozumieć, że jesteś chora na moim punkcie? - Rzucił w jej kierunku nonaszalanckie spojrzenie, które jak zawsze zbiło ją z nóg.
- Nie widać? Nic innego nie robię tylko biorę leki by wyzdrowieć! - Odparowała teatralnie wznosząc ręce ku niebu.
- Jakoś nie pomaga. Sądzę, że infekuje jeszcze bardziej. - Cmoknął z dezaprobatą.
- Dobrze wiedzieć, że wirus chce to robić. - Podeszła do niego z wbitym, pewnym siebie wzrokiem w jego oczy. Zauważyła, że był zdezorientowany. Parsknęła śmiechem, oddaliła się i wyciągnęła w jego kierunku dwa palce imitujące broń. - Pach! - Udała, że strzela. - Jeden zero.
Pociągnęła jego zdziwioną i lekko obrażoną osobę w kierunku łazienki. Czując się o wiele lepiej po pełnej podtekatów rozmowie z Severusem mogła się w spokoju wykąpać. Codzienna przyjemność była wzbogacona bardziej głodnym spojrzeniem Snape, gdy jęknęła zachaczając delikatnie okolice bikini podczas mycia. Nietoperz wynagrodził jej wszystkie nieprzyjemności dnia. Mogła w końcu spokojnie zasnąć u jego boku, kiedy to czytał kolejną książkę.
Sen nie trwał jednak długo. W środku nocy usłyszała przeraźliwy krzyk. Natychmiast się podniosła i ujrzała zwijającego się z bólu Snape. Podejrzewała, że w jakiś sposób jej dotknął, dlatego od razu powstrzymała chęć złapania go. Tym razem nie mówiła nic. Przeszła dookoła łóżka i przykucnęła koło niego. Patrzyła się z takim samym bólem, jakim on na nią. Była cicho, najciszej jak mogła podświadomie ściskając koszulkę na piersi. Zagryzła dolną wargę i pozwoliła, by z oczu pociekły łzy. Pozwoliła, by na nie patrzył. Cierpiała słysząc krzyki i błagania o śmierć, które w końcu ustały. Martwiła się... O niego. Poczuła ulgę gdy przewrócił się na plecy i patrzył w sufit.
- Trzy metry Granger... Przepraszam. - Tyle zdążyła usłyszeć zanim usnął. Nie dowierzała, że ją przeprosił. Nie wiedziała też co ma teraz robić. Powinna iść dalej spać. Nie mogła usnąć. Ale musiała. Próbowała. Starała się z całych sił. Naprawdę. Ale zaprzątał jej głowę mocniej niż kiedykolwiek. Każdy skrawek jej umysłu wypełniał Severus Snape. Tak bardzo chciała mu pomóc. Ale co ona może zrobić? Nawet nie jest pewna czego on chce. W końcu usnęła, ale nie była to przyjemna noc. Dręczyły ją koszmary o tym, że go traci. I pojawiała się pustka, w której czuła przerażający ból straty. Nie mogła wiedzieć, że duch odsypiający atak bólu śni podobny koszmar. Ogląda jej cierpienie ostatni raz. Rzuca na swoje barki największy ciężar. Jej płacz spowodowany właśnie jego postacią.
Rankiem oboje byli smętni. Nie rozmawiali, nie uśmiechali się. Snape wlukł swoje półprzeźroczyste ciało za młodą nauczycielką, która snuła się po kuchni. Zaparzyła sobie kawy, ale nic jej to nie pomogło. Nie czuła się na siłach iść nawet na śniadanie. O dziwo Severus nie przekonywał jej do tego. Wróciła do sypialni, położyła się i wpatrywała w drewniane belki sufitu. Nie myślała, bo gdyby tylko zaczęła to kierunek rozważań byłby jeden: Dlaczego tak bardzo przywiązała się do Snape?
Nie, to było nieistotne. Zakryła się kołdrą po czubek głowy w geście ucieczki od życia ale i tak nic to nie dało. Kiedy równie gwałtownie się odkryła zauważyła Severusa zagłębionego we własnych myślach.
- Jak to się stało? To dzisiaj w nocy? - spytała próbując oderwać się od przeklętych myśli.
- Chciałem położyć rękę na pościeli. Położyłem za blisko. - Odpowiedział jakby machinalnie. Przytaknęła i poszła do łazienki, a on trzy metry za nią. Ochlapała się zimną wodą by doprowadzić się do porządku. - Masz chyba dzisiaj wolną niedzielę.
Spojrzała na niego zaskoczona. Nigdy się tym specjalnie nie przejmował. Tym razem widziała, że jest wśród żywych... No, przynajmniej umysłowo.
- Tak. - Przez dłuższą chwilę nic nie mówił jakby bijąc się z myślami.
- Wiesz gdzie jest "Klif Samobójców"? - Spytał w końcu wciąż na nią nie patrząc.
- Wiem.
- Pójdźmy tam dzisiaj. - Przez co najmniej pięć minut Hermiona stała w bezruchu wpatrująć się w lewitującą egzystencje Snape z otępieniem i zaciętą zębatką w mózgu. Snape zaproponował jej wyjście. Co prawda na Klif Samobójców. Z resztą pytanie czy go zna było zapewne retorycznym – przesiadywała tam dość często i pewnie z nim kiedy jeszcze o tym nie wiedziała. Ale co się zadziało, że Postrach Hogwartskich korytarzy chce z nią wyjść? No może chce tam pójść, a bez niej to po prostu się nie uda, ale jednak było to dziwne.
- Dobrze, skoro chcesz. - Odparła w neutralny sposób. Spojrzał się na nią jakby w ten sposób chciał odpowiedzieć. Najwidoczniej nie znała go na tyle by wiedzieć co miał przez ten wzrok na myśli. Nie drążyła jednak tematu. Czuła się przytłoczona wszystkim.
Zebrała się bardzo powoli jak na swój normalny tryb życia i bez słowa opuściła komnaty. Korytarzami powędrowała między uczniami do gabinetu dyrektorki. Wypowiedziała hasło, a gargulec ujawnił kręte schody. Wspieła się po nich i stanęła przed drzwiami. Nie zapukała – w ostatnim momencie usłyszała kawałek rozmowy.
- Igorze, nie sądzę by powtórne aktywowanie Zakonu było dobre. Dlaczego się nie sprzeciwiłeś? - Głos należał do jej przyjaciółki, Minerwy McGonagall.
- Bo moim zdaniem panna Granger jest wystarczająco odpowiedzialną i madrą osobą by podejmować takie a nie inne wybory. Tak kochana, wiem że właśnie o to ci chodzi. Boisz się, że dziewczyna sobie nie poradzi. - Odpowiedział stanowczo, ale spokojnie Karkaroff.
- Jest dla mnie jak córka, a prowadzenie Zakonu to trudne zadanie.
- Zatem jej pomóżmy. Zauważyłem, że i ona boryka się z wątpliwościami i strachem. Jednak to ona podjęła radykalną decyzję. Najwidoczniej ma coś, czego nam brakuje. Z pewnością wie też więcej niż my. - Po wypowiedzi rosjanina zapadła cisza. Hermiona zrozumiała, że to koniec rozmowy, więc jakby nigdy nic zapukała. Przyjęła postawę całkowicie nieświadomej pomimo kolejnych zaskakujących faktów. Usłyszała zimne zaproszenie i otworzyła drzwi przekraczając próg dzielący klatkę schodową od gabinetu. Uśmiechnęła się blado do dwójki obecnych.
- Przepraszam, że przeszkadzam. - Rozpoczęła. - Chciałam jedynie poinformować, że opuszczam mury szkoły i być może do wieczora nie wrócę.
- Witaj kochanie. Dobrze, tylko bądź ostrożna. W zaistniałej sytuacji nikt nie jest beczpieczny.
- Wiem, dziękuję za troskę. - Na chwilę zamilkła. - Kontaktowałaś się już z państwem Weasley? - Odrzuciła na bok oficjalny ton.
- Tak. Zgodzili się, by ich dom był siedzibą Zakonu. Mają też nadzieję, że nie wykluczysz ich ze swoim planów.
- Oczywiście, że nie. A próbowałaś już zbierać pierwszy skład Zakonu?
- Rozesłałam trzy patronusy. Jeden do Kingsleya. Drugi do Dedalusa Diggle, a trzeci do Sturgisa Podmore. Myślałam jeszcze o Elfiasie Doge, ale doszłam do wniosku, że nie będę go w to angażować. Pani Figg już od dawna nie żyje, a Mundungusa nie zdzierżę. - Kobieta skrzywiła się na wspomnienie mężczyzny. - Nauczyciele, którzy byli sojusznikami Zakonu tym razem zadeklarowali się do niego dołączyć. To jest oczywiście Hagrid, Pamona, Poppy, Rolanda i Septima. No i Oliver. Są jeszcze państwo Weasley. Dostałam również odpowiedzi na patronusy od Sturgisa i Kingsleya. Są jak najbardziej pozytywnie nastawieni co do twojego pomysłu.
- Dobrze. Dziękuję ci bardzo. - Odpowiedziała jej Granger z zamiarem opuszczenia pomieszczenia.
- Zaczekaj Hermiono. - Zatrzymał ją jednak Karkaroff. - Przepraszam, mogę się zwracać po imieniu? - Pokiwała mu głową, a on delikatnie się uśmiechnął. - Ja też mam paru kandydatów. Oczywiście nic im jeszcze nie wspominałem o Zakonie, jednak zdają mi się być odpowiedni.
- Słucham.
- Jednym z nich jest mój uczeń, Poliakow. To dobry i silny chłopak. Nigdy nie akceptował tego co robił Voldemort. Drugim... Dobrze wszystkim znany Newt Skamander. Poznałem jego osobę przebywając w Dorset. Rozmawiając z nim dał mi jasno do zrozumienia, że jeśli tylko będzie taka możliwość z ochotą nam pomoże. Co do trzeciej osoby... Możecie być niezbyt przekonane, ale gwarantuje jego wierzytelność. Draco Malfoy.
- Nie jestem za uprzedzeniami, jednak pan Malfoy nie jest zbyt zaufaną osobą. - Zaprotestowała Minerwa.
- A ja się z tym nie zgodzę. Co do Dracona jestem przekonana, możesz go zapytać o dołączenie się do Zakonu. Jednak pozostałe dwie osoby... To nie tak, że ci nie ufam czy panu Skamanderowi, ale proszę o chwilę na przemyślenie tego. - Wtrąciła Hermiona.
- Oczywiście. - Skłonił się delikatnie rosjanin.
- Hermiono, ród Malfoyów...
- Nie Minerwo. Draco jest naprawdę dobrą osobą. Wybaczcie, ale będę się już zbierać.
Opuściła pomieszczenie nie dając dyrektorce możliwości zaoponowania. Przemierzyła na nowo korytarze Hogwartu zatrzymując się u wrót szkoły. Przeszła przez nie bez zaciekawienia uczniów, po czym ścieżką przeszła do bramy szkoły. Oczywiście była zamknięta, jednak jako nauczycielka miała swobodną możliwość przejście w gruncie rzeczy bez niepotrzebnego zdejmowania zaklęć ochronnych.
- Teleportuj się do lasu przy wzgórzu. - Zakomenderował Snape, a ona nie mając większego problemu wykonała polecenie. Po chwili znajdowała się już u stóp wzgórza, u wejścia do lasu.
Bez większego zastanowienia zaczęła wchodzić dobrze znaną jej ścieżką. Las przez całą drogę utrzymywał mroczny klimat. Co parę metrów na drzewach Hermiona widziała gniazda owadów, najczęściej pszczół. U dołu natomiast były jamy zwierząt i kopce mrówek. Patrzyła jednak przed siebie wsłuchując się w głuchą ciszę. Nie rozmyślała nad tym ile idzie czy też nie skupiała się na drodze. Nogi same ją niosły przez gęste rośliny. W pewnym momencie drzewa zaczęły się przerzedzać powalając by delikatne promyki przedzierały się przez nie. W końcu ujrzała naturalnie ułożoną z koron drzew bramę, a za nią delikatny pagórek i czyste niebo ze słońcem na samym jego środku. Wyszła z lasu i stanęła na samym skraju stromego klifu. Dopiero teraz pozwoliła sobie na dopuszczenie do siebie innych dźwięków niż cisza. Usłyszała szum wody rozbijającej się paredziesiąt metrów pod nią o ostre skały. Spojrzała w dół i dostrzegła zaledwie niewyraźnie plamy zapewne połamanych desek i rozbitych butelek. Podniosła więc głowę na horyzont, na którym nie było widać ani jednego statku czy wysepki. Linia wody i nieba była zamazana, jednak zawsze tam była. Spojrzała wyżej przymrużając powieki. Niedzielne słońce mocno raziło w oczy, jednak nie przejmowała się tym. Nie dostrzegła ani jednek chmurki, ani jednej mazy. Czysty błekit. Oh, a po chwili z lasu wyleciały kluczem ptaki kierując się w stronę płonącej kuli. Dziewczyna mimowolnie się uśmiechnęła.
- Granger, wiesz dlaczego nazywają to miejsce Klifem Samobójców? - Nie spojrzała na niego oraz nie odpowiedziała, co było przeczącą odpowiedzią.
Co za ironia, Panna-Wiem-To-Wszystko czegoś nie wie.
Snape uśmiechnął się pod nosem kontynuując przyjemną ciszę. Wyjaśni jej, ale może trochę później. Póki co chciał się cieszyć tym stanem w jakim się znajdywali. Melancholia. Nawet jako duch, przez dziewiętnaście lat po wojnie pozwalał sobie na ten stan tylko, kiedy przychodził tu z Hermioną. To było jedyne miejsce, w którym znikały wszelkie troski i problemy. Kiedykolwiek by tu nie był krajobraz był identyczny, a mimo to napawał go wciąż takim samym zdumieniem. Granger też musiała to czuć, bo nie dopytywała. Wpatrywała się z delikatnym uśmiechem na przemian w horyzont i znikające w oddali ptaki. Jednak był to inny moment niż kiedykolwiek inny. Nawet kiedy był z Hermioną tu wcześniej, to byli jakby sami. Tym razem byli razem i razem mogli odczuwać tą przyjemność. Tak, to był inny moment.
Niech czas stanie.
Pragnęli tego oboje w tym samym momencie. Oboje czuli się przepełnieni jednocześnie euforią i nienaturalnym spokojem. Ich chwila, której nigdy nie chcieli wymazać z pamięci. Carpe diem, jak to sprytnie powiedział w zapomnianych czasach Horacy myśliciel i pisarz. Horacy, jeden z najwybitniejszych czarodziejów magii niewerbalnej.
Rozmyślali nie nad sensem życia, nie nad wojną, śmiercią Harrego, Zakonem Feniksa. Nie. Rozmyślali nad sobą nawzajem. Hermiona w pełni pogodziła się z tym, że Severus Snape jest dla niej najbliższą osobą i nie chce go stracić. Profesor natomiast uświadomił sobie jak ważna była dla niego Hermiona – akceptowała go i wręcz w jakiś sposób pragnęła takiego jakim był. Jedyna prawdziwie.
- Zawsze kiedy tu przychodziłaś to co chciałaś osiągnąć? - Spytał uznając jej ciężkie westchnienie za idealny moment. Spojrzała na niego lekko zawstydzona.
- Chciałam skoczyć. Wiem, że to głupie, ale...
- Nie tłumacz się. - Przerwał jej lekko i świadomie uśmiechając się pokrzepiająco. - A dlaczego nie skoczyłaś?
- Bo... Jakoś tak patrząc w to niebo myślę, że to jeszcze nie czas na śmierć. - Odparła szeptem.
- Ci, co tu przychodzą pragną tylko śmierci. Pytam więc dlaczego nigdy nie ma tu trupów? - Spojrzała pytająco. - Bo nikt nie skoczył, Granger. Wszyscy spoglądając w niebo i widzą że słońce jednak świeci, że ich śmierć nic nie zmieni. Szum walczącej ze skałami wody i uciekające z ciemności ptaki.... Czy to nie nakłania do życia? Do próbowania, do starania się? - Skinęła głową. - Właśnie. Dlatego ludzie tu przychodzą, ale stąd wracają. Dlatego wciąż żyjesz. Dlatego... Gdyby nie Czarny Pan ja również bym żył.
Zakończył swój monolog szokującą dla Hermiony informacją. Severus też tu przychodził. Też chciał... Umrzeć. Uświadomiła sobie jak bardzo są do siebie podobni pomimo kilku dzielących ich różnic. Dopiero teraz zdała sobie sprawę, że najpierw widać to, czego jest mniej, a dopiero później to czego więcej. Więcej ją dzieliło niż łączyło z Ronem, a jednak myślała, że jest na odwrót. Podobnie jest teraz. Tylko że na odwrót.
Spojrzał na jej zszokowaną minę i uniósł pytająco jedną brew. Zachichotała i uśmiechnęła się do niego na wpół szczęśliwa i na wpół smutna.
Nie chciała opuszczać tego miejsca. Wiedziała co się stanie kiedy stąd pójdą. Świadomość tego, że nie może go dotknąć, poczuć zapachu czy podenerwować drażnieniem włosów uderzy w nią mocniej niż wiadomość o śmierci Harrego. Była tego pewna.
Jednak w końcu musiał nadejść ten moment. Bez słowa przekroczyli wrota wpuszczające do ciemnego lasu i momentalnie z jej oczu zaczęły cieknąć łzy. Miała tylko nadzieję, że Severus ich nie widzi. Nie miała siły by tłumaczyć mu jaka jest ich przyczyna. Snape rzeczywiście ich nie widział. Był zajęty swoimi własnymi. Wzajemnie na siebie nie patrzeli i niemo płakli z tego samego powodu. Tak blisko, a tak daleko. Razem, to na pewno. Jednak jak opleceni drutem pod napięciem.
Przykre, prawda?
Zeszli ze wzgórza, a Hermiona obróciła się jeszcze szybko czując potrzebe powrotu. Ale nie miała już na to czasu. Nie wiedziała ile spędzili na wzgórzu, a była pewna, że wcale nie tak mało. Miała przed sobą jeszcze rozmowę z Oliverem i młodymi detektywami. Teleportowała się przed bramę Hogwartu i tą samą drogą którą przyszła wróciła do swoich komnat. Zrzuciła z siebie płaszcz i spojrzała na zegarek w salonie. Wskazówki obwieszczały porę obiadową. Nie było ich w zamku prawie pięć godzin. Westchnęła – nie miała ochoty nic jeść, jednak musiała spotkać się z Woodem i dzieciakami. Przemyła szybko twarz spłókując resztki melancholii i ciężkim krokiem powędrowała do Wielkiej Sali.
W pomieszczeniu o dziwo nie panował tak duży charmider jak zawsze. Nie skomentowała tego, jednak patrząc się w zdziwieniu przeszła przez całą długość sali. Wszyscy patrzyli na nią ze współczuciem. No, możę poza stołem ślizgonów. I jeszcze jedno spojrzenie nie było dla niej przychylne. James był zdecydowanie załamany i wściekły kiedy na nią patrzył. Coś ukuło ją w okolicach klatki piersiowej. Postanowiła sobie, że porozmawia z nim w pierwszej wolnej chwili. Póki co skupiła się na stole nauczycielskim. Zanim jednak zajęła miejsce po lewej stronie Minerwa przystanęła koło Wooda i nachyliła się w jego kierunku.
- Przyjdź do mnie po obiedzie. - Wyszeptała, po czym spojrzała na niego. Wydawał się nie rozumieć, jednak przytaknął. Usiadła więc na swoim miejscu.
- Granger, tylko nie mam ochoty znowu na to patrzeć. - Odparł kwaśno duch zakładając ręce na piersi. Skinęła mu ledwo widzialnie głową w głębi duszy śmiejąc się z jego niechęci do stosunków z Oliverem.
Nie jadła długo. Nikt jej nie zagadywał, nie byłą głodna i zjadła tylko tyle by Snape dał jej spokój po czym po piętnastu minutach wstała i podeszła do pierwszego wypatrzonego w tłumie detektywa. Gryfona. Połóżyła mu dłoń na ramieniu i uśmiechnęła delikatnie widzą z kim rozmawia. Watson z uprzejmym "przepraszam" urwał swoją rozmowę ze starszym Potterem i podszedł do niej stojącej delikatnie na uboczu.
- Przyjdźcie do mnie dzisiaj z Sherlockiem. Tak jak zawsze, po kolacji. - Podyktowała, a John jedynie skinął ulegle głową.
To było wszystko, co miała do załatwienia w Wielkiej Sali, więc opuściła ją jak najprędzej pozbywając się coraz bardziej irytujących spojrzeń uczniów. Rozumiała, że jej współczując, ale niech dają jej chociaż nabrać powietrza bez poczucia ich wzroku!
Zawędrowała do swoich komant. Znając Wooda ma minimalnie pięć, a maksymalnie dwadzieścia minut zanim pojawi się u niej w komnatach. Miała już ten czas zaplanowany – kolejne pomysły, które musiała przedyskutować z Severusem. I to była chyba najtrudniejsza część dnia.
- Severusie... - Zaczęła wręcz przymilnie, a on otaksował ją mroźnym wzrokiem aż zadrżała. Czyli już wiedział wokół czego będzie się kręcić rozmowa. - Chciałabym uświadomić Zakon o twoim istnieniu. - Zamknęła szybko uszy widząc wściekłość w jego oczach. Pomimo to bardzo dobrze słyszała wszystkie epitety, którymi ją określał. Były to między innymi: Ty gołębi móżdżku! Niepełnosprytna gówniaro! Jesteś głupsza od Weasleya! O, świetnie byście się zgrywali. On by cię częstował obrzydliwymi pomysłami, a ty byś mu z uśmiechem przytakiwała. Osa cię w tym lesie ukóła, czy zachłysnęłaś się wodą kiedy nie widziałem? A może to oparzenie kiełbaską z obiadu zadziałało również na twój rozum?
Kiedy przez dłuższy moment panowała cisza i wyglądał jakby rzeczywiście próbował się opanować uznała, że to jej najlepsza chwila by zacząć przedstawiać swoje argumenty.
- Muszą wiedzieć, że żyjesz. Twoja wiedza jest niezbędna. Poza tym jesteś duszą tak samo jak Krum. Musimy zrozumieć sposób w jaki ty egzystujesz zanim podejmiemy jakieś działania względem Kruma. Dasz też starszemu pokoleniu wiele nadzieji. Może nikt tego nie okazywał, ale naprawdę cenili sobie twój intelekt i szanowali zadanie z którym przyszło ci się mierzyć.
- Granger...
- Zanim znów na mnie nakrzyczysz proszę, żebyś to przemyślał. A temat będziemy kontynuować jak to zrobisz dobrze? - Głośno wypuścił powietrze, przymknął oczy i zacisnął na chwilę pięści by spojrzeć na nią wyczekująco.
- Dalej. - Innymi słowy zgodził się na jej propozycje.
- Myślałam nad Scorpiusem....
- Wypowiedziałem się na ten temat. - Uciął krótko, ale dziewczyna nie chciała dać za wygraną.
- Nie będę go do niczego zmuszać czy zrzucać na niego odpowiedzialności. Nie pchnę też go wprost w Nowych Najwierniejszych.
- Co zatem planujesz? - Warknął zniecierpliwiony.
- Zaproponuje mu współpracę. To rzeczywiście mądry chłopak i dojrzały jak na swój wiek. Chce pomóc swojemu przyjacielowi i ja Albusowi również.
- Do rzeczy. - Popędzał ją, a ona poczułą jak robi jej się sucho w gardle.
- Jeśli będzie chciał szpiegować to pomogę mu się do tego przygotować. Jednak na razie chciałabym by po prostu miał oko na Albusa i dawał mi każdą na jego temat informacje.
- Granger, w ten sposób już wprowadzasz go w świat szpiegów... - Wywarczał Snape.
- To jest kompromis. Nie będę mu szpiegostwa proponować, ale pomoże. - Odparła robiąc minę pod tytułem "życie jest brutalne". Snape przetarł zmęczone oczy.
- Zgoda, niech ci już będzie.
W tym samym momencie rozległo się pukanie do drzwi. Hermiona odwróciła się w ich kierunku i zaczęła się tam kierować z przeczuciem, że to kolejna trudna rozmowa. Szła więc powoli, a Severus Snape trzy metry za nią.
Beta zrobiona, to autorka dała dupy >.<
0 notes
mary-by-death · 3 years
Text
5m - Prolog
Śmierć to bardzo specyficzna sytuacja. Kiedy ktoś myśli, że umiera staje się nagle innym człowiekiem. Jedni wpadają w panikę, chociaż przez całe życie byli tymi najodpowiedzialniejszymi. Drudzy stają się poważni, pogodzeni z losem. Trzeci natomiast chcą już tylko dopełnić niedokończone sprawy najszybciej i najdokładniej jak się da. W obliczu śmierci wszystko staje się jednak prostsze. Nigdy nie wiesz, co się stanie, gdy umrzesz. Ale nie przejmujesz się tym. Gdy przemierzasz przez świat pomiędzy żyjącymi, a umarłymi dopiero w tedy zastanawiasz się, co będzie dalej i czy wszystko jest już zakończone. A co w chwili, gdy tuż przed odkryciem tajemnicy śmierci stanie przed tobą przeszkoda?
On przed przeszkodą stanął.
Umarł, ale nie dotarł do ��wiata umarłych. Przed nim pojawiła się aura. Krążyła wokół niego, aż w końcu zaczęła przyjmować postać. Mężczyzna, cały ubrany na biało, uśmiechał się spod długiej, białej brody, a oczy iskrzyły mu się rozbawieniem, ale i doświadczeniem przez okulary-połówki.
- Co tu robisz? - Spytał wędrującego cicho i spokojnie, ale kiedy dusza chciała odpowiedzieć, z jej bladych ust nie wydobył się najmniejszy dźwięk. - Nie, nie o tym mówię.
Jarząca się czernią aura była przerażona, iż własnych słów nie słyszy, a istata przed nim tak.
- Decyzja w twojej sprawie nie została jeszcze podjęta, więc te wrota... - Machnął półprzeźroczystą dłonią i za brodatym mężczyzną pojawiła się dwukolorowa brama, czerń i biel. - Pozostaną wciąż dla ciebie zamknięte. Cofnij się. - Istota wystawiła rękę przed siebie, a duszę dziwna moc zaczęła odpychać. Czarna miegłka zaczęła krzyczeć, przeczyć, zadawać pytania i z każdym kolejnym metrem zaczynała coraz głośniej słyszeć swoje własne słowa.
- Zostaniesz zawieszony w czasie. - Odparła na jego wciąż bezkształtne krzyki biała postać.
- Dumbledore... - Tyle zdażył usłyszeć w pełni z własnych ust, nim poczuł, jak coś szarpie i okręca go, by pochłonąć w chwilową ciemność.
Ja nie chce już żyć!
0 notes
mary-by-death · 3 years
Text
5m - Sowa z Hogwartu!
Rozdziały codziennie o godzinie 19:00!
Wszystko nas wyniszcza, a tak mało buduje.
Stoimy na tej samej drodze i nie potrafimy się odnaleźć.
Dzieli nas tak wiele, choć serca są sobie bliskie.
I choć nikt cię nigdy nie widział
To był najlepszy krok.
Granica pięciu metrów - to zbyt wiele,
Jak dla naszych wyniszczonych dusz.
Crossover: Johnlock / Sherlock Holmes & John Watson
BETA: @MyLittleNeko
https://www.wattpad.com/user/MadHatterInABadland
Rozdziały 1 - Posłowie
0 notes
mary-by-death · 3 years
Text
5m - Rozdział IX
Dziewczyna nie dowierzała własnym oczom. Co w Norze po tylu latach robiła Ginny? Nikt z rodziny Weasleyów, a szczególnie Ron nie chcieli jej widzieć. Teraz rodzieństwo szło ramię w ramie ku niej przez ogród. Bała się tego, ale nie dała po sobie poznać jak bardzo. Uśmiechnęła się do niech delikatnie, ale widząc skwaszone miny stanęła pare metrów przed nimi. Nie wiedziała jak ma rozpocząć rozmowę z nimi.
- Granger, jesteś wcześniej, żeby wszystko z Weasleyami wytłumaczyć. O, patrz, teraz masz okazje nawet z najmłodszą latoroślą. - Snape jak zawsze ściągnął ją na ziemię.
- Ron. Ginny. Dobrze was widzieć. - Zaczęła i wiedziała, że niezbyt inteligentnie, ale to zawsze coś.
- Ciebie również Hermiono. - Odpowiedziała jej Ginny i spuściła wzrok. Hermiona zauważyła, że dziewczyna zaciska pięści.
- Dlaczego się nie odzywałaś? - Ron nie krążył wokół tematu. Był zły i otwarcie to pokazywał. - Dlaczego znów nie pojawiłaś się na przyjęciu? Unikałaś nas. Dlaczego?
Wiedziała, że Ronald się zmienił. Nie był już tak porywczy i pewny siebie. Jednak nie brakowało mu oskarżycielskiego tonu, który zawsze kolił Hermionę gdzieś w okolicach serca. Poszła za radą Snape i nie otworzyła ust od razu. Dała sobie chwilę na pozbieranie myśli i ułożenie zdania.
- Unikałam was. Was wszystkich. Twoją rodzinę, rodzinę Harrego, resztę przyjaciół. Wszystkich. Odpowiem na twoje pytania. Jednak dopiero w środku. Chciałabym, żeby słyszeli to wszyscy. - Odparła z podniesioną głową, a rodzeństwo musiało zauważyć, że w jej głosie nie ma ani kropli poczucia winy. Ron przytaknął niechętnie i obrócił się na pięcie po czym zaczął iść w kierunku chatki. Ginny nawet na nią już nie spojrzała. Chociaż Hermiona mogłaby się założyć, że młodsza dziewczyna nie ma do niej żalu.
Nie zdążyli dojść do chatki jak Molly Weasley wyleciała z niej ze łzami w oczach. Zaczęła truchtać w ich stronę jednocześnie płącząc i się uśmiechając.
- Hermiono! Och, Hermiono! - Rzuciła się na szyję zdziwionej nauczycielki. - Tak dawno cię nie widziałam! Wszystko u ciebie w porządku? Dobrze ci się wiedzie? A co to ma być za jakaś dieta?! Strasznie schudłaś! - Pani Weasley wylewała z siebie słowa jak wodospad. Głaskała Hermionę po policzkach, chwytała za ramiona i przyglądała się twarzy i figurze.
- Na Merlina, co za żałość... - Usłyszała lament Snape, który tym razem zignorowała. Dziwny ucisk w żołądku nie pozwolił jej go posłuchać. Nie zarejestrowała nawet kiedy jej kąciki ust podniosły się do góry. To było... Miłe.
- Panią również dobrze widzieć, pani Weasley. - Przytuliła się do kobiety, co pozwoliło Molly się uspokoić. Pogłaskała parę razy Hermionę po głowie, po czym ją puściła wciąż rozpromieniona.
- Chodźmy do środka. Zaparzę ci herbaty i zjesz trochę pasztecików. - Owinęłą Hermionę ramienię i zaczęła ciągnąć w stronę Nory. Po chwili jednak stanęła. Patrzyła na wciąż przybitą Ginny. - Co tak stoisz? Chodź no tu! - Drugim ramieniem objęłą zdziwioną córkę. - Idziemy.
Wszystkim ewidentnie udzielił się dobry humor pani Weasley. Nawet Ronowi, któremu zmarszczki na twarzy lekko się wygładziły i wzrok już nie piorunował. Weszli do chatki, gdzie w kuchni czekały na nich jeszcze trzy osoby. Bill, George i Charlie. George z szerokim uśmiechem rzucił się Hermionie na szyję, podobnie jak zrobiła to pani Weasley. Wyściskał i poczochrał po głowie. Charlie podszedł i wyciągnął do niej dłoń. Również był uśmiechnięty, więc Hermiona przyjęła gest. Bill natomiast podszedł do Hermiony z delikatnym uśmiechem. Ręce miał schowane w kieszeni, jednak widząc, że dziewczyna odwzajemnia uśmiech wyjął je i delikatnie ją przytulił.
- Fagas. - Skomentował cicho Snape, ale i tym razem Granger go zignorowała.
- Usiądź kochaniutka. Już ci daje herbatę i paszteciki. - Zaświergotała Molly.
Rzeczywiście w momencie, w którym Hermiona zajęła miejsce przy stole dostała wymienione rzeczy. Filiżankę herbaty i z dziesięć pasztecików. Wzięła jeden by nie urazić pani Weasley i zaczęła małymi kawałkami go gryźć.
- Teraz odpowiesz na moje pytania? - Rozpoczął Ron, a Hermiona przeanalizowała sytuacje. W gruncie rzeczy brakuje tu tylko pana Weasleya i Perciego. Pokiwała głową dochodząc do wniosku, że tamtej dwójce może wyjaśnić osobno.
- Nie kontaktowałam się z wami nie dlatego, że mam do was uraz, czy byłam zapracowana. Zajęłam się samą sobą . Pogubiłam się trochę nawet jeśli miałam kierunek w życiu. Wy byliście zawsze tacy weseli, cieszyliście się z byle bzdury. Ja tak nie umiałam. Nawet więcej. Zaczęło mnie to drażnić. Wszystkie przyjęcia czy inne spotkania. Wszystko to było wypełnione szczęściem. Ale mnie to szczęście nie dotyczyło. Bardzo chciałam się cieszyć waszym. Ale nie umiałam. Dlatego przestałam odpowiadać na listy czy zaproszenia. Miałam już dość tej sielanki. - Hermiona przerwała odkładając nadgryziony pasztecik na talerz. Zamyśliła się po czym spojrzała ukradkiem na Snape. Przyglądał jej się z czymś dziwnym w oczach. Nie rozpoznawała tego... Uczucia? Zacisnął pięści i nie oderwał od niej wzroku.
- Mów. - Rozkazał cicho ale stanowczo. Jakby był... zdenerwowany.
- Ale sądzę, że chyba w końcu się odnalazłam. - Odparła już pewnie prostując się na krześle. - Chyba znalazłam swój prawdziwy cel i swoje szczęście. Choćby miało być tylko na chwilę. Przepraszam. Wiem, że najpierw było wam ze mną ciężko, a później tak po prostu was zraniłam. Nie mogę wam nic obiecać. Nie wiem czy ten stan długo się utrzyma. Nie wiem, czy będę umiała być znów tą kochającą Hermioną. Ale będę sobą. Jeśli to wam nie będzie przeszkadzać...
- Nie będzie. - Wyszeptał nagle Bill przerywając jej monolog. Złapał ją delikatnie za rękę i uśmiechnął się pocieszająco. - Prawda? - Spojrzał po wszystkich, a oni jakby nigdy nic przytaknęli.
- Dziękuję. - Znów spojrzała na ducha ukradkiem. Sądziła, że będzie komentował z obrzydzeniem, ale on spoglądał za kuchenne okno.
- Nie zarejestrowałem faktu... - Choć nie patrzyła na Snape wiedziała, że to właśnie do niej mówi. - Co stało się twoim szczęściem?
Uśmiechnęła się pod nosem. Nie mogła mu odpowiedzieć póki nie przedstawi jego istnienia. Było jej to na rękę, wolała, żeby nie wiedział.
Zaczęły się beztroskie rozmowy. Ron zaakceptował wyjaśnienia Hermiony. Może nie był z nich zadowolony, ale uszanował je. Charlie i George nie przejmowali się jej błędem. Dalej była małą Hermioną. Pani Weasley chyba w ogóle nie żywiła do niej urazy. Bill to całkiem inna sprawa. Podkochiwała się w nim kiedyś. Spotkali się w międzyczasie i wyznała mu tą... Miłość. Zrobiła z siebie debila, ale Bill był kochany, więc odrzucił ją bardzo subtelnie. Wyjaśniła mu wszystko dawno temu. No, może oprócz aktualnych informacji. Dlatego on również nie miał jej nic za złe. Została tylko Ginny, która nie odezwała się ani słowem. Hermiona powoli wstała z krzesła i chcąc nie być zauważoną przez resztę powoli i spokojnie podeszła do najmłodszej w gronie osoby. Chwyciła ją delikatnie za dłoń i pociągnęła za sobą na werandę. Usiadły na schodkach przed domem. Ginny opatuliła się ramionami, a Hermiona patrzyła na nią poważnie.
- Stało się coś? - Spytała Hermiona. Ginny nie odpowiedziała od razu.
- Ja... Wszyscy się zmieniliśmy. Nie ma już tych samych ludzi. Ron i George nie nakrzyczeli na mnie, kiedy się tu pojawiłam. Mama zdaje się być jeszcze bardziej emocjonalna niż wcześniej. Charlie i Bill... Zawsze traktowali mnie jak swoją małą księżniczkę. Dziś byli spokojni i oficjalni. Wiem, że sama wybrałam tą drogę, że wybrałam Dracona zamiast nich. Ale wolałabym, by się na mnie wściekali niż...
- Niż byli obojętni? - dokończyła za nią starsza. Ginny pokiwała głową. - Sądzę, że źle odbierasz ich zachowanie. Kochają cię. Dużo zajęło każdemu z nich przyswojenie sobie myśli, że mogłaś związać się z naszym byłym wrogiem. Mama nigdy nie przestanie cię kochać podobnie jak ojciec. Ron... Wydaje mi się, że po prostu nauczył się panować nad sobą, podobnie jak George. Charlie i Bill... Oni mają teraz swoje księżniczki, a ty jesteś księżniczką kogoś innego. Dorośliśmy wszyscy, ale uczucia tak łatwo się nie zmieniają. - Przytuliła swoją dawną przyjaciółkę.
- Przepraszam, Hermiono. Powinnam się z tobą skontaktować. Bałam się...
- Spokojnie, każdy popełnia błędy. Płacisz za nie swoim własnym sumieniem. Ja nie będe ci jeszcze dokłądać więcej bólu. Nie jestem zła.
Przez chwile siedziały w ciszy. Hermiona pozwoliła, by Ginny się uspokoiła. Czuła jak pod siłą jej uścisku mięśnie młodszej dziewczyny rozluźniają się. Głaskała ją po plecach mając nadzieję, że dodałą trochę otuchy Ginny.
- Jak układa ci się z Draco? - Zapytała po chwili wyczuwając dobry moment do wznowienia rozmowy.
- Dobrze. On naprawdę nie jest wrogiem. Również żałuje tego co musiał robić. Naprawdę. - Wyjaśniła Ginny odsuwając się już do Hermiony.
- Wiem. Robił to co musiał, podobnie jak Lucjusz.
- Skąd to wiesz? - Ginny zmarszczyła brwi.
- Przyjaźnie się z Minerwą. Opowiedziała mi o wszystkim. No, prawie, o Snape dalej nie chce mówić za wiele. Bo szanuje jego prywatność.
- A mi się zdaje, że po prostu nie chce mówić źle o zmarłej osobie. - Zakwestionowała Ginny z lekkim rozbawieniem. Hermiona również się roześmiała.
- Bardzo śmieszne, Granger. Jakbyś mnie wprost nie mogła o to wszystko zapytać. - Odburknął Snape, a dziewczyna musiała ugryźć się w wewnętrzną część policzka, by mu nie odpowiedzieć.
- Poznałaś Scorpiusa, prawda? Draco mówił, że go teraz uczysz. - Ginny zmieniła szybko temat.
- To dobry chłopak. Macie z Draco wiele wspólnych cech, więc trudno mi ocenić, czy jest bardziej podobny do ciebie czy do ojca. Jest bardzo mądry. Prawie zawsze ma u mnie najwyższe oceny. - Zanim Hermiona mogła kontynuować chwalenie syna ślizgona i gryfonki rozległo się pyknięcie zza bariery. - Dokończymy tą rozmowę później.
Wstała i zeszła ze schodków idąc w kierunku bariery, w której zrobiła się srebrzysta plama przepuszczająca tylko członków zgromadzenia. Przeszła przez nie chmara ludzi. Byli to nauczyciele z Hogwartu, Kinglesley Shekelbolt oraz Deadalus Diggle. Spotkali się naprzeciw z Hermioną, która przywitała ich spokojnie i zaprosiła do chatki. Jednak zanim sama przekroczyła jej próg kolejny raz usłyszała odgłos aportacji. Odwróciła się i ujrzała jak przez barierę przechodzi Karkaroff z Minerwą, Draconem i Newtem Scamanderem. Zaczekała więc aż do niej podejdą.
- Witaj Hermiono. - Skłonił się delikatnie Karkaroff. - Witam panno Malfoy. - Jako, że Igor uchodził za dżentelmena ucałował dłoń najmłodszej. Hermiona przywitała się z Draconem, ale tym razem po prostu go obejmując co było dla niego nowością, ale tego nie skomentował. Wyszeptała mu do ucha jeszcze podziękowania za spotkanie z Ginny i przerzuciła swoje przywitanie na Minerwę, po czym stanęła przed starszym, siwiejącym mężczyzną.
- Hermiono, przedstawiam ci Newta Scamandera. Newt, to jest Hermiona Granger. - Przedstawił ich sobie Karkaroff.
- Miło mi pana poznać, panie Scamander. - Dziewczyna wyciągnęła do niego dłoń.
- Cała przyjemność po mojej stronie. Proszę mówić do mnie Newt. Nie lubię tak oficjalnych sytuacji. - Przyjął gest i uśmiechnął się. Hermiona musiała przyznać, że miał zniewalający uśmiech nawet jak na stuparolatka.
- Niestety będziesz musiał znieść spotkanie, które jest oficjalne. Uważam jednak, że sobie poradzisz. Zapraszam do środka. - Newt parsknął śmiechem po czym przekroczył wraz z resztą próg domu. Hermiona stwierdziła, że poczeka jeszcze chwilę, w końcu zbliżała się godzina spotkania. Ginny przeszła wraz z Draconem do pomieszczenia. Granger zdążyła tylko poprosić ją o powiększenie salonu Weasleyów, by wszyscy goście się pomieścili. Po parunastu minutach znów było słychać pyknięcie, jednak jemu towarzyszyły śmiechy i wrzaski. Barierę wpierw przekroczyli Luna z Nevillem, a zaraz po nim uczniowie z Hogwartu na czele z zażenowanym Watsonem i poirytowanym Holmesem. Hermiona podbiegła do starych przyjaciół witając się z nimi i zapraszając do Nory, po czym z założonymi rękami stanęła przed grupką dzieciaków.
- Czemu akurat my musieliśmy się nimi zająć... - Odburknął Sherlock na przywitanie.
- Dobry wieczór pani profesor. - Przywitał się Watson z przepraszającą miną.
- Dobry wieczór. - Rzuciła dziewczyna w eter. Przyjrzała się zebranym. Jeden ślizgon, jeden krukon i sześciu gryfonów. Potomkowie Weasleyów jak przystało śmiali się i wygłupiali. Louisa i Serafin dogryzali sobie, a Teddy trzymał się z tyłu. Był jeszcze James, który jako jedyny – pomijając młodych detektywów – spoglądał na Hermionę.
- Czy wy w ogóle rozumiecie o co tu chodzi? - Spytała lekko rozeźlona nauczycielka. Wtedy tłum zwrócił na nią swoje spojrzenia.
- Przepraszamy pani profesor. Tak, wiemy. John nas uświadomił. - Bourie uśmiechnęła się do niej przymilnie. Była ładną dziewczyną i budziła sympatie. Miała przy tym swój charakter, co potwierdzili Sherlock z Watsonem. Gryfonka szybko uciszyła swoich rówieśników, za co Hermiona była jej wdzięczna.
- To będzie przedstawienie roku, Granger. - Snape oczywiście musiał dodać swoje trzy grosze kpiąc z Hermiony. Kobieta westchnęła ciężko, pokręciła głową po czym kazała młodzieży podążać za nią.
Przekroczyli próg Weasleyów. Hermione znów dopadł skurcz na myśli, że w tej chwili wszystko naprawdę się zacznie. Niestety zdawała sobie sprawę, że cała pełnoletnia część rodziny Weasleyów patrzy teraz na nią z przerażeniem i niedowierzaniem. Czuła na sobie palące spojrzenia. Nabrała do płuc powietrza szykując się na pierwsze starcie.
- Hermiono! Czy ty chcesz wdrożyć do Zakonu te dzieci?! - Frontowy atak należał oczywiście do Molly.
- Spokojnie, pani Weasley. Nie będę narażać ich życia bez potrzeby.
- Dumbledore mówił tak samo po czym straciłem brata. - Kolejny cios ze strony Georga. Widziała jak zaciska szczękę by na nią nie nakrzyczeć.
- Rozumiem wasze wątpliwości, jednak nie jestem Dumbledorem. Nie będą walczyć dopóki nie daj Merlinie nie dojdzie do większej bitwy.
- Nie zgadzam się na to, Hermiono. To są tylko dzieci... - Wtrącił Charlie.
- Jednak za naszych czasów popierałeś nasze dołączenie do Zakonu, a byliśmy młodsi od nich. - Odparowała atak.
- Chcemy pomóc! - Z odsieczą przyszli uczniowie, a dokładniej młode rudzielce.
- Nie będziemy siedzieć bezczynnie, kiedy zagrożeni są nasi przyjaciele i rodzina. - Dokończył za kuzyna Leopold.
- Hermiono, ja również jestem przeciw. - Z drugiej strony podeszła Hermionę Minerwa, a za nią Hagrid, Oliver i reszta grona pedagogicznego.
- To jest bardzo nieodpowiedzialna decyzja. - Dodał spokojny, ale zdecydowanie zawiedziony Kingsley.
- Rozumiem. Naprawdę rozumiem. Jednak okażcie trochę zaufania. - Hermiona próbowała wejść na ambicje zebranym.
- Proszę wybaczyć, ale dołączenie do Zakonu dzieci kolejny raz może przynieść niepotrzebne zmartwienia i straty. - Kolejny raz odezwała się Minerwa.
- To są mądre dzieci. Każde z nich jest utalentowane. Każde też potrafi radzić sobie w różnych sytuacjach i wie kiedy trzeba prosić o pomoc. - Donośniej odezwał się nagle Bill.
- Bill! Przecież tu chodzi również o twojego syna! - Zapiszczała Molly.
- Wiem i jestem dumny z jego decyzji. - Zakończył rozmowę, a Molly wzniosła splecione ręce do niebios.
- Hermiona jest odpowiedzialną osobą, jak już niegdyś mówiłem. Nie sądzę by miała narażać na niebezpieczeństwo wasze dzieci i swoich uczniów. - Kolejną obroną okazał się Karkaroff, którego Minerwa chciała spiorunować wzrokiem jednak jej to nie wyszło.
- Młodzi ludzie są często bardzo sprytni. Mają bardziej otwarte i świeższe umysły od naszych. Jeśli mogę się wypowiedzieć, to uważam, że będą przydatni. - Pokrzepiająco do Hermiony uśmiechnął się Newt.
- Ja też uważam, że to dobry pomysł. - Pierwszy raz odezwała się Ginny.
- Mówisz tak, bo to nie twoje dziecko jest narażone! - Wrzasnął nagle Charlie.
- Uspokójcie się proszę. - Dracon stanął w arystokratycznej pozie i pomimo wrogiego nastawienia większości obecnych do chłopaka zwrócili swoją uwagę na niego. - Aktualna sytuacja w jakiej wszyscy się znajdujemy nie jest przyjemna. Ale nie możemy podchodzić do tego zbyt emocjonalnie. Tak, to prawda, że to nie nasze dziecko jest tutaj, ale jest równie zagrożone. Każdy z obecnych ma racje. Jest to niebezpieczne i zdecydowanie każdego indywidualnie przytłacza poczucie odopowiedzialności za ich los. Jednak niech też każdy z was, skoro już tak subiektywnie postrzegacie ten problem, spojrzy na lata wstecz. Nie różnią się od nas. My w ich wieku byliśmy identyczni. I to właśnie zagrożenie skłoniło was do tego, by pozwolić nam walczyć.
- Akurat ty nie powinieneś się wypowiadać na ten temat, Malfoy. - Jadem w jego kierunku splunął Ron.
- Nie byłbym tego taki pewny. - Hermiona spojrzała na Shelrocka i już wiedziała, że jego wypowiedź będzie kończącą ten spór. Znów w jego oczach widniało zaangażowanie i setki myśli. Jakby właśnie wszedł do jakiegoś pałacu umysłu.
- Draco Malfoy posiada na przedramieniu pamiątkę po działalności śmierciożerczej. Jednak biorąc pod uwagę cały przebieg tamtej wojny i udział pana Malfoya w nim mogę jasno stwierdzić, że ma prawo do zabrania głosu w zaistaniałej sytuacji. - Zebrani patrzeli się na niego z wahaniem, a Ron wręcz złowrogo. - Panie Weasley, niech pan zauważy, że zarówno pan jak i pan Malfoy posiadacie rodziny i wtedy również posiadaliście. Rodziny które odczuwały tą ludzką miłości i okazywały ją na sposób, który mogły. Znajdywaliście się w pozornie różnych sytuacjach, jednak w rzeczywistości identycznych. Skoro uważa pan, że pan Malfoy nie powinien się odzywać równocześnie trzy czwarte zebranych tu nie powinno tego robić. Każdy stał po którejś stronie podczas wojny i był w tej samej sytuacji w której teraz jesteśmy. Obiektywnie jednak patrząc są tu uczniowie, jednak prawie już dorośli, którzy nie raz już sprostali podobnym wyzwaniom jakie teraz chce przed nimi postawić profesor Granger. Upieranie się przy zdaniu, że "dzieci nie mogą dołączyć do Zakonu Feniksa bo są tylko dziećmi" jest śmieszne. - Sherlock nie dbając o konwenanse prychnął kpiąco. Nauczycielka Eliksirów widziała, jak każdy, kto sprzeciwiał się zwątpił w swoje stanowisko. Tak, to mogła być ostateczne wypowiedź, jednak Hermiona chciała jeszcze ją dopełnić.
- Dzieci nigdy nie dorośną, jeśli nie damy im takiej możliwości. - Odparła zwięźle. Zasiedli więc zrezygnowani na swoich poprzednich miejscach w powiększonym salonie, jedynie Molly jeszcze stała przy drzwiach do kuchni i masowała sobie głowę. W końcu jednak machnęła ręką i chcąc ukryć swój płacz wróciła do kuchni. Z dworu dało się słyszeć pyknięcie, więc Hermiona szybko wyjrzała przez okno. Ogród przemierzali ostatni członkowie rodziny Weasleyów. Dziewczyna już trochę uspokojona przez monolog Sherlocka postanowiła poczekać z rozpoczęciem oficjalnego spotkania, aż Artur, Molly i Percy dołączą do nich. Rozkazała więc zasiąść uczniom i poczekać. Tym razem ani jeden z nich się nie śmiał, nie rozrabiał. Każdy czuł w powietrzy powagę sytuacji. Jedynie Sherlock zdawał się jak zawsze być znudzony. Hermiona wciąż nie mogła się nadziwić jak szybko ten dzieciak się nudzi.
Przeprosiła na chwilę towarzystwo i poszła do łazienki. Zamknęła się w niej i stanęła przed lustrem. Patrzyła na siebie i szybko oddychała. Zauważyła, że Snape stojący za nią przygląda się jej ze zmartwieniem. Uśmiechnęła się pod nosem. Zrobiło jej się miło na sercu, że Snape martwi się właśnie o nią i nie próbuje nawet udawać, że tak nie jest. Skąd wiedziała, że nie próbuje? Bo poprzez odbicie w lustrze patrzył jej prosto w oczy. Utrzymywał z nią kontakt wzrokowy, a zazwyczaj kiedy przyłapywała go na takich ludzkich odruchach próbował się znów chować za maską obojętności czy zgorszenia. Tym razem jednak tego nie robił.
- I jak oceniasz tą część przedstawienia? - Spytała spokojnie odwracając się do niego.
- Nienawidzę tego chłystka z Ravenclow. - Mruknął Snape odwracając od niej wzrok. - Ale gdyby nie on prawdopodobnie ta część trwałaby dłużej.
- Tak. - Przetarła twarz rękoma. - Teraz pora na mniej stresującą rozmowę. A po niej...
- Obwieścisz całemu światu, że Naczelny Postrach Hogwarckich Korytarzy, Książe Mrocznych Lochów, Przerośnięty Nietoperz w Nieśmiertelnych Czarnych Szatach, sam Severus Snape w jakiś sposób od dziewiętnastu lat egzystuje i od trzech miesięcy nieustannie wyniszcza twoje poczucie wyższości nad światem. - Dokończył za nią z wielką ironią, a Hermiona wpadła w śmiech. Zakryła sobie usta, by nie było jej słychać poza łazienką i śmiała się zadowolona. A Snape znów uniósł mimowolnie kąciki ust czując, że to jego kolejny mały sukces. Po chwili jednak musiała się uspokoić, a on jakby nigdy nic przybrać maskę zobojętnienia. Przetarła jeszcze oczy, do których napłynęły łzy rozbawienia i wróciła do salonu. Do grona tam zebranych dołączyli już Molly, Artur i Percy. Mężczyźni podeszli do niej i przywitali się z nią nie okazując żadnej urazy nawet jeśli już wiedzieli o dołączniu do Zakonu ich młodych krewnych.
- Skoro jesteśmy już w komplecie nie przedłużajmy więcej. Dziękuję wszystkim, że postanowiliście odpowiedzieć na prośbę o pomoc i stawiliście się tu dzisiaj. Prawdopodobnie już wszyscy są świadomi, że znów nadszedł czas walki o życie nasze i naszych bliskich. Choć terror Toma Marvlo Riddla dobiegł końca na jego miejscu pojawił się kolejny, lękam się że bardziej niebezpieczny wróg. Wiktor Krum, były uczeń profesora Karkaroff, więzień Azkabanu i – jak wiemy – martwy czarodziej powrócił w postaci ducha do ludzkiego świata. Jest o tyle bardziej niebezpieczny iż nie jest zwykłym duchem. Z uzyskanych informacji wynika, że Wiktor jest duszą nie posiadającą w żadnej przestrzeni swojego miejsca. Ma zatem możliwość opętywania. Posiada umiejętności, które nie są nam znane. Posługuje się magią, z którą jeszcze żadnemu czarodziejowi nie było dane się zetknąć, co potwierdza śmierć Harrego Pottera sprzed tygodnia. Dlatego też postanowiłam reaktywować Zakon. Są tu zgromadzeni wielcy czarodzieje ostatni czasów i być może ich przyszli następcy. - Tu dziewczyna wskazała na uczniów. - Uważam, że w tym gronie możemy zapobiec niebezpiecznie zbliżającej się wojnie.
- Pozwól, że ci przerwę. - Odezwał się Nevill. - Przedstawiasz sprawę bardzo negatywnie. Rozumiem o co ci chodzi. Chcę się tylko spytać, czy masz jakiś plan, koncept walki z Krumem?
- Tak Nevill, mam. Jednak pozwól, że najpierw przedstawię do końca sytuacje. - Uśmiechnęła się do niego delikatnie, a chłopak pokiwał tylko głową. - Krum zbiera swoją armię. Nazywają siebie Nowymi Najwierniejszymi. Składają się w części z uczniów Durmstrangu oraz byłych śmierciożerców. Są w trakcie poszukiwań czarnomagicznych artefaktów. Panie Karkaroff, czy mógłby pan? - Wskazała swoje miejsce w którym stała, czyli na środku salonu, a Igor bez najmniejszego sprzeciwu wstał z kanapy i stanął koło niej. Odsunęła się do ściany dając swobodę wypowiedzi dla mężczyzny.
- Udało mi się ustalić przeznaczenie tych artefaktów pomijając oczywiście torturowanie i zabijanie. - Rozpoczął rosjanin dając jedną rękę za plecy i wypinająć pierś. Hermiona musiała przyznać, że wyglądał jak prawdziwy cesarz mając przy tym na sobie skromnie zdobioną szatę idealnie wpasowującą się w figurę mężczyzny.
- Wszystkie te przedmioty, które próbują zgromadzić wspólnie mają konkretne działanie. Niestety, prawda jest gorsza niż nam się wcześniej wydawało. Wiktor Krum nie chce pozbyć się mugoli i mugolaków. Berło Amona, Korona Eladiera, Płaszcz Furieli i Pierścień Saturna. Razem te przedmioty potrafią zniszczyć coś więcej niż człowieka. Posiadacz czterech tych artefaktów staje się królem czegoś co zwą Bramą Podziałów. Niestety, nie byłem w stanie dowiedzieć się o co dokładnie chodzi. Wiem tyle, że wszystko to dotyka zaświatów, nie ludzi. A artefakty są ukryte w świecie ludzi, ale bardzo pilnie chronione. Dlatego też Krum posiada tylko jeden z nich, ale najgorsze. Pierścień Saturna. Nie pytajcie mnie dlaczego jest najgorszy, tego nie byłem w stanie się dowiedzieć. Historie mówią tylko tyle. - Przerwał i spojrzał na Hermionę.
- Dziękuję. - Igor wrócił na swoje miejsce, a ona ponownie stanęła na środku salonu.
- Granger, wiem o czym on mówi. - Wtrącił nagle Snape tak cicho, że Hermiona musiała na niego spojrzeć. Był blady jak ściana. Zastanawiała się czy teraz już odpowiedzieć, bo zaczęła się martwić, czy może dać mu chwilę. - Kontunuuj. Później ci opowiem.
- Dobrze... - Musiała znów skupić się na spotkaniu, chociaż podświadomie wciąż martwiła się o Snape. - Doszły więc nowe informacje na temat artefaktów. Nie są najprzyjemniejsze, ale powoli zbliżamy się do konkretów.
- Skoro to sprawy zaświatów... To czy my w ogóle możemy coś poradzić? - Tym razem przerwała jej Luna. Chciała jej odpowiedzieć od razu, jednak przypomniała sobie radę Snape. Dlatego też nim otworzyła usta parę razy odetchnęła, bo nie była pewna co powiedzieć.
- Trudno to wyjaśnić, ale tak, możemy właśnie dlatego, że te artefakty są pochowane w naszym świecie. Jestem zdania, że nawet musimy się tym zająć. W przeciwnej sytuacji nikt z nas może nie mieć spokojnej śmierci. - Przez zgromadzenie przeszedł szmer strachu. - Dlatego też proponuję, by stworzyć dwuosobowe grupy, które udadzą się do miejsc najbardziej podejrzanych o przechowywanie tych artefaktów. Przedmioty są już tylko trzy. Panie Karkaroff, mógłby mi pan podać dokładną ilość miejsc?
- Siedem.
- Dobrze. Zatem potrzebujemy czternastu osób, które podejmą się tego zadania. Chciałabym, żeby pan Karkaroff wraz z Draconem udali się w jedno z nich, emanujące najmocniejszą magią. - Mężczyźni przytaknęli jednomyślnie. - Dobrze. Do reszty podejdę osobiście już po zebraniu. Następnie pojawia się problem bardziej dotykający nas. Członkowie Nowych Najwierniejszych przebywający w Hogwarcie. Tu proszę zarówno uczniów jak i nauczycieli o zwracanie szczególnej uwagi na wasze otoczenie. Nie minie wiele czasu, zanim Krum zorientuje się, że planujemy się mu sprzeciwić. Dlatego tak ważne jest, by każdy zachowywał szczególną ostrożność i rejestrował każdy niespotykany wcześniej objaw zachowania czy tym podobne. Mogę was o to prosić?
- Oczywiście! - Odparli chórem uczniowie, a nauczyciele pokiwali głowami.
- Newt, czy mogłabym cię dodatkowo prosić o zbieranie informacji ze świata? Sądzę, że istoty magiczne czy zwierzęta są zdecydowanie szybsze od ludzkich form przekazu.
- Rozumiem, to żaden problem. Po powrocie do domu wyznaczę osobniki, które będą dostarczać ci wiadomości. Oczywiście drogą pisemną, ode mnie, nie w ich języku. - Żart wprawił zebranych w chwilowe rozluźnienie.
- Cieszy mnie to. O podobną przysługę proszę też ciebie, Hagridzie. Czy mógłbyś skontaktować się z istotami żyjącymi w Zakazanym Lesie? Chciałabym wiedzieć, czy możemy liczyć na ich przychylność i pomoc w postaci informacji na temat osób i wydarzeń które będą miały miejsce w tamtym rejonie.
- Sie wie, Hermionka! - Wykrzyczał Hagrid pełen nadzieji.
- Panie Weasley, Percy, Kingsley oraz ty Draco. Czy mogl...
- Pilnowanie Ministerstwa? - Przerwał jej Percy, a dziewczyna pokiwała głową.
- Żaden problem. - Odpowiedział już pewny swego Sheckelbolt.
- Bill. Do ciebie mam niestety bardzo nie miłą sprawę.
- Wilkołaki? - Kolejny raz Hermiona tylko przytaknęła. - Dowiem się wszystkiego, możesz na mnie liczyć.
- Innymi słowy starzy członkowie mają się zająć tym co zawsze.
- Cóż, dokładnie. - Zgodziła się Granger. - Panie Diggle, pan zna się na prasie, prawda? - Starzec przytaknął. - Zatem czy mógłby pan infiltrować to, co jest publikowane? Nie chce by ani jedna informacja nam umknęła.
- Oczywiście.
- Dziękuję. Pozostajecie już tylko wy, drodzy uczniowie. I do was będę miała szczególną prośbę. Chciałabym, żebyście stworzyli swoją własną siatkę w Hogwarcie. Każdy z was ma swoje indywidualne umiejętności, ale nie zamierzam rozdawać zadań każdemu z osobna. Holmes i Watson się tym zajmą. Już wiedzą co mają zrobić, ale dla Sherlocka mam jednak konkretne zadanie. Mianowicie – dogadaj się proszę z ludźmi, z którymi przyjdzie ci od dzisiaj współpracować. - Sherlock spojrzał się na nią spode łba. - Nie bocz się. Sami sobie nie poradzicie jak bardzo byście nie chcieli. Jeśli Krum zbiera ludzi także z Hogwartu, to gwarantuje wam, że są to osoby zdolne do przechytrzenia nawet was. - Teraz Holmes był już naprawdę zły i obrażony. W końcu nie dość, że kazała mu zrobić coś, co według niego jest bezsensowne to na dodatek weszła mu na ambicje. Dobrze, niech się poboczy. Jeśli Sherlock jest takim człowiekiem, za jekiego ma go Hermiona to zrobi wszystko by jej udowodnić, że nikt nie jest w stanie przechytrzyć Sherlocka Holmesa.
- Dobrze pani profesor, zajmiemy się z Sherlockiem infiltracją uczniów. - Watson uśmiechnął się do niej przyjaźnie.
- Dziękuję. Reasumują Krum pozostał na ziemi zaraz po pocałunku dementora. Zbiera artefakty prawdopodobnie po to, by zawładnąć Bramą Podziałów, o której nie wiemy nic. Posługuje się inną magią, z którą na razie nie wiemy jak walczyć, dlatego bądzcie ostrożni z kim macie właśnie doczynienia. Nie chcąc nikogo straszyć zaznaczę, że ceną przegranej z Krumem może być nawet pozbawienie naszych istoty bytowania.
- Myśli pani, że to może być powiązane z... Em... - Zaczął nagle Watson nie wiedząc jak dokończyć.
- Oczywiście, że ma John. - Oczywiście Sherlock przewrócił oczami. - Może nie bez pośrednio, ale jest duże prawdopodobieństwo, że jest tego przyczyną.
- O czym wy mówicie? - Spytała lekko podirytowana Louis. W pomieszczeniu zapanowała cisza. Wszyscy patrzyli się na dwójkę młodych detektywów z zaciekawieniem i niecierpliwością. Sherlock zrobił skwaszoną i znudzoną minę.
- Zamierza im pani powiedzieć? - Spytał jakby od niechcenia Hermiony.
- Tak i chyba to najodpowiedniejsza chwila by to uczynić. - Spojrzała jeszcze szybko na Severusa. Kolory, choć zawsze blade i półprzeźroczyste wracały mu na twarz. Westchnął tylko ciężko i dał znać, by zaczynała. - Przerwijmy więc na chwilę rozważania o Krumie, do nich może być potrzebna jeszcze jednak informacja o przypadłości mojej i... pewnego człowieka. Jest jeszcze jedna dusza błądząca po ziemskim świecie, tylko, że tak jak Krum znajduje się w tej postaci od pięciu lat, tak drugi osobnik od dziewiętnastu. Wybaczcie, ale wiem o tym dopiero od zaledwie trzech miesięcy. Cóż... Przebywa tu z nami w pomieszczeniu profesor Severus Snape.
0 notes
mary-by-death · 3 years
Text
5m- Rozdział VIII
W komnatach nauczycielki eliksirów rozsiadły się wygodnie trzy osoby. Znaczy się - dwie siedziały na fotelach, a trzecia chodziła w jedną i drugą na tyle ile pozwalało jej magiczne przywiązanie do dziewczyny. Hermiona uśmiechała się do Olivera nieśmiało. Wciągnęła głęboko powietrze do płuc. Teoretycznie bardzo dobrze wiedziała o czym chciała z nim rozmawiać, jednak praktycznie zdawało się to o wiele trudniejsze niż w przypadku Minerwy.
- Chcesz wiedzieć jak mi idzie zbieranie drugiego składu Zakonu? - Rozpoczął Wood widząc niezdecydowanie dziewczyny. Młoda nauczycielka jedynie pokiwała głową. - Neville, Luna, Charlie, Bill z Fluer oraz George. Wszyscy chcą się dołączyć. Choć zastanawiam się co Luna miała na myśli mówiąć "Świergotki welopejskie uznały, że będą walczyć z olimpusami" – Odpowiedział szybko i zrobił zdegustowaną minę kiedy przekazywał słowa Luny.
- Dokładnie to, że się do nas przyłączy. - Roześmiała się Granger, a Snape spojrzał na nią spode łba. - Dziękuję. Rozumiem, że przekazałeś im informacje związane ze spotkaniem? - Oliver przytaknął. - Dobrze. Bardzo ci dziękuję za to. Nie chce zabierać ci więcej czasu, jednak mam jeszcze jedną nurtującą mnie sprawę. Tak, znowu chodzi o Miriam. - Mężczyzna westchnął ciężko. - Oliver, posłuchaj. Nie wnikam już w to kim czy czym jest, jednak jeśli ma to istotne znaczenie dla zbliżających się wydarzeń to proszę żebyś mi o niej powiedział. Nie chce, by się okazało, że jest zagrożona czy nie daj Merlinie zagraża nam.
- Skąd w ogóle wpadłaś na taki pomysł? - Znała Olivera i po jego zmarszczonych brwiach wiedziała, że właśnie teraz broni się przed tematem rozmowy.
- Przez swoje życie przeszłam przez wiele mało prawdopodobnych rzeczy. Wszystko jest możliwe i nie wykluczam nawet takiego absurdu. Dlatego proszę, jeśli...
- Dobrze. Jeśli tylko uznam, że Miriam jest istotna to przedstawie ci jej sytuację. - Chłopak uciął ewidentnie unikając spojrzenia Hermiony.
- Dziękuję.
Przez chwilę siedzieli jeszcze w ciszy, jednak w końcu Wood zebrał się i opuścił ją. Snape oczywiście nie darował sobie kazań i sarkastycznych pochwał na temat "już myślałem że będziecie się gzić na tym stole, ale gratulacje Granger, powstrzymałaś swoje prymitywne popędy". Ignorowała to bo czuła, że nie jest poważny. Musi ponarzekać, to tyle.
Resztę popołudnia spędziła nad przygotowaniem nowych sprawdzianów, sprawdzeniu starych i wymyślaniem scenariuszy przebiegu pierwszego spotkania Zakonu. Wprawdzie miała na to jeszcze sporo czasu, jednak wolała być przygotowana na ewentualne zmiany. Nim się obejrzała była pora kolacji. Szybko opuściła komnaty i równie prędko do nich wróciła. Zjadła wystarczająco by Snape nie marudził i nie miała ochoty wdawać się w żadną dyskusję. Pożegnała się z gronem pedagogicznym i skorzystała z chwili spokoju by w mugolski sposób przyżądzić sobie i przyszłym gościom po herbacie. W momencie w którym zalewała ostatnie naczynie usłyszała pukanie. Odstawiła filiżanki na stolik w salonie i wpuściła krukona z gryfonem.
- Dobry wieczór pani profesor.
- Są jakieś nowe informacje oprócz śmierci Pottera? - Rozpoczął natychmiast Sherlock rozsiadając się na kanapie.
- Gdybym tylko był żywy... - Skomentował Severus grożąc przy tym Holmesowi.
- Dobry wieczór. - Hermiona tylko westchnęła ciężko. - Tak, są. W sumie to wiele ich jest. Wpierw jednak chciałabym was spytać o zebraną siatkę. Kogo już macie? - Zadała pytanie siadając tym razem w fotelu. Nagle w pokoju zapanowała cisza i ciężka atmosfera. Watson patrzył się przepraszająco i ze wstydem, a Sherlock obrażony w bok. - Panowie? Oczekuje odpowiedzi.
- Pani profesor... To nie takie proste... - Zaczął John pocierając sobie ze zdenerwowania kark.
- Kogo. Macie? - Ponagliła czując, że chyba nie chce znać odpowiedzi.
- Nikogo. - Szybka, beznamiętna odpowiedź Holmesa.
- Jak to nikogo?! Mieliście na to czas od wczoraj. A do tego jeszcze w Hogsmead. Przecież mieliście tyle sposobności. - Dziewczyna potarła nasadę nosa.
- Proszę posłuchać. Tedd aktualnie radzi sobie z wpływem ostatniej pełni. Weasleyowie cały czas gdzieś znikają. A Potter nawet nie chce z nami rozmawiać, do tego wczoraj stracił ojca. -Wyjaśnił John.
- Rozumiem... Jednak naprawdę nam się śpieszy. Nie możemy zwlekać. Proszę was, byście jak najszybciej zaciągnęli Weasleyów i Lupina. Jamesa zostawcie mi. - Uśmiechnęła się do nich pokrzepiająco. Pokiwali głowami.
- No, a te nowe informacje? - Ponaglił Sherlock dziko wpatrując się w Hermionę.
- Harry Potter... - Tu głos lekko się jej ugiął. - Został zabity przez Kruma. W sobote odbędzie się spotkanie w tej sprawie. Chciałabym, byście byli wraz z resztą.
- Spotkanie? Kogo? - Zapytał Watson, a Sherlock głośno westchnął.
- John, litości. Zakonu Feniksa. Profesor Granger zapewne chce go reaktywować. - Wtrącił i pokręcił ze zrezygnowaniem krukon.
- Skąd... Nie ważne. Ważniejsze, że do tego czasu wszystko ma być gotowe. Zabiorę was ze sobą.
- Dobra. A teraz jeśli łaska, dalej. - Sherlock był jakiś dziwnie nieswój, jakby mocno poirytowany i śpieszył się.
- Boję się, że w tej całej historii istotna może być Miriam Wood. Możliwe jest, że profesor Wood ukrywa coś przed nami. Chce, byście to sprawdzili. - Uznajmiła nauczycielka.
- Granger, coś ty wymyśliła? Wood ci obiecał. - Wtrącił nagle Snape. Spojrzała na niego zdziwiona.
- Owszem, ale wątpię by to zrobił. Jak każdy ojciec będzie chciał ją chronić za wszelką cenę. - Pokręciła zdecydowanie głową, a Snape już się nie odezwał tylko przyglądał się jej bacznie. - Zatem zrobicie to dla mnie?
- Zgodnie z życzeniem. - Odpowiedział jej Sherlock.
- Dobrze, dziękuję. Kolejna sprawa. Macie może karty Poliakowa i Newta Scamandera?
- Hm... Paliakowa a i owszem, ale Scamandera? Nie sądze by była ona konieczna. Jest osobą znaną, więc tworzenie jej karty jest bezsensowne zważając na to, że nie mamy z nim kontaktu. Poliakow jako dawny uczeń Karkaroffa został zbadany przez nas. - Odpowiedział Watson.
- Moglibyście mi dać jego kartę?
Podali dziewczynie oczekiwany przedmiot, który natychmiast zaczęła badać. Poliakow był chłopakiem silnym i ogarniętym. Podobno to jemu Karkaroff chciał w przyszłości przekazać szkołę, jednak uczeń poszedł w zupełnie inną stronę. Nie chciał być nauczycielem czy dyrektorem. Wolał poświęcić się historii świata magicznego. Aktualnie przebywa w egipcie badając ślady magii w starożytnych piramidach. Podczas wojny nie stanął po żadnej stronie ponieważ wybranie którejkolwiek niosło dla niego zbyt duże konsekwencje. Nie chciał być śmierciożercą, jednak rodzina kategorycznie zabroniła mu walki po stronie Dumbledora. W tym momencie rodzice odbywają karę w Azkabanie za uczestniczenie w wojnie po stronie Voldemorta.
- Rozumiem, dziękuję. - Oddała gościom kartkę.
- Po co to pani? - Sherlock szybko ją zlustrował.
- Igor Karkaroff podał propozycję przyjęcia go do Zakonu Feniksa. Obiecałam, że ją rozważę. - Odpowiedziała sucho. Sherlock przyjął tą informacje.
- Ja mam jeszcze jedno pytanie. - Wtrącił niespodziewanie Watson. - Nie wydaje się pani być zbytnio przejęta śmiercią Harrego Pottera, a przecież to pani najlepszy przyjaciel. Dlaczego?
Na moment zapanowała niezręczna cisza. Chciała uniknąć tego tematu i dziękowała Snapeowi, że ani razu go nie poruszył. Być może była to tylko kwestia czasu. Czuła jednak, że nie będzie jej prosto się wyjaśnić.
- Widzisz...Widzicie. - Zaczęła kątem oka spoglądając na Snape. - Nie miałam z Harrym kontaktu już od parunastu lat. To nie tak, że nie przeżywam jego śmierci. Bardzo mnie to boli. Przeżyliśmy wspólnie wiele chwil. - Przerwała na moment by przełknąć gule rosnącą w gardle. - Jednak z perspektywy jaką mam teraz... To wszystko jest daleką przeszłością. Przyjemną i tylko tak chce ją wspominać. Jako coś co było. Miłego, dobrego. Ale minionego. Nie mogę rozczulać się nad jego utratą. Gdybym to robiła... Prawdopodobnie nie byłabym w stanie teraz myśleć o czymkolwiek innym. Rozumiecie mnie? - Spytała o wiele słabszym głosem niż wcześniej. Watson zrobił współczującą minę i spojrzał na Sherlocka. Krukon przypatrywał się nauczycielce z zaciekawieniem.
- Jest to dla mnie nowością, jednak rozumiem. - Odparł Sherlock. John ewidentnie nie wiedział o co mu chodzi, podobnie jak Hermiona, jednak póki co oboje nie mieli ochoty dopytywać.
- Czy coś jeszcze, pani profesor? - Rozpoczął zmianę tematu gryfon.
- Ostatnia rzecz. Trzymajcie się od Scorpiusa z daleka. Póki co nie chce, byście cokolwiek z nim robili. Dajcie mu swobodę ruchów. Podobnie z Albusem. - Goście zdawali się być mocno wcząśnięci prośbą nauczycielki.
- Ale pani profesor...
- To rozkaz, nie prośba Watsonie.
****
Szli korytarzem w ciszy. Kierowali się na wieżę astronomiczną, chociaż Watson nie miał pojęcia po co. Jego przyjaciel-detektyw uparcie nad czymś myślał. Gryfon dostrzegał jego zmianę. Był wyciszony, ale nerwowy. Śpieszyło mu się, nie rozglądał się, skupiał na celu. Dodatkowo stwierdził, że rozumowanie profesor Granger jest dla niego nowością. Zdecydowanie nie był to ten Sherlock, który z łatwością wszystko rozwiązywał. Coś go trapiło. Watson chciał wiedzieć co, może byłby w stanie pomóc.
Po parunastominutowym szybkim spacerze zawitali na skąpaną pomarańczowym światłem wieżę. Holmes stanął przy barierce opierając się o nią biodrem. Przymknął oczy i westchnął ciężko. Było to niepodobne do niego tym bardziej, że założył ramiona na piersi. Mimo to gryfon czekał cierpliwie.
- Nie uważasz, John, że Granger zachowuje się... zbyt pewnie? Podejmuje decyzje bardzo szybko, jednak nie są one po prostu spontaniczne.
- Do czego zmierzasz? - Watson zbliżył się do przyjaciela i oparł przodem do barierek.
- Coś przed nami ukrywa. Domyślam się, że podjęła rolę przewodniczenia Zakonowi. Świadczą o tym jej "rozkazy". Nie możemy pozwolić się teraz stłamsić, Watsonie. Odpycha nas od sprawy, ogranicza.
- Jaki miałaby w tym cel? - John pokręcił głową z dezaprobatą.
- Prawdopodobnie chce mieć wszystko pod kontrolą. Jeśli by nam wszystko ujawniła i pozwoliła działać samopas, to bardzo łatwo wymknęlibyśmy się spod jej rozumu. Moglibyśmy działać nieprzewidywalnie a nie tak jak nas ukierunkuje. Ma zapewne jakieś swoje plany o których nas nie informuje.
- Może tak powinno być? Zbliża się wojna o ile dobrze rozumiem Proroka i inne źródła informacji. Podczas wojny zawsze potrzebny jest przywódca, generał czy wódź. Podjęła się tego zadania, samozwańczo określiła się przywódcą. Może nie powinnyśmy się jej sprzeciwiać.
- Może. Jednak spójrz na to inaczej. Granger może nie poradzić sobie sama. Nie wiem czy zauważyłeś, że Snape sprzeciwił jej się co do Miriam Wood. Później, kiedy się tłumaczyła zerknęła na niego.
- Nie wiemy co powiedział do niej Snape. Może zerknęła, bo i jemu się tłumaczyła?
- Dokładnie. Tłumaczyła mu się. Dlaczego, skoro on ją tak długo zna?
- Sherlock, sądzę że drążysz nie tam gdzie trzeba. Granger robi wszystko co może, by walczyć z Nowymi. A ty chcesz jej przeszkodzić. To nie jest zabawa.
- Oczywiście, że jest! - Holmes wybuch nagłym entuzjazmem. - Najlepsza jaka nam się mogła trafić, John! Spójrz. Mamy na pierwszy rzut oka dwa fronty. Krum z Nowymi Najwierniejszymi i ludzi którzy chcą się mu sprzeciwić. Nazwijmy to na razie Zakonem Feniksa, bo w tym chce ich zgromadzić Granger. Jednakże jeśli się przyjrzymy to ta układanka posiada dodatkowe elementy. Jest Snape który podobnie jak Krum jest duszą. Dlatego powstaje pytanie: Dlaczego są na przeciwnych frontach? Jesteśmy jeszcze my. Czego my chcemy? Na to akurat możemy odpowiedzieć. Chcemy rozwikłać zagadkę. Jeśli będziemy postępować zgodnie z zaleceniami profesorki nic nam to nie pomoże, a jedynie oddali od sprawy. Mamy doczynienia z magią absurdalną...
- Absurdalne jest to co mówisz, Sherlock. Twierdzisz, że jesteśmy trzecim frontem. I podejrzewasz, że Hermiona może kłamać, albo co gorsza nie walczyć po tej stronie co powinna przez Snape! To jest absurdalne. - Oburzył się John zbliżając się do Holmesa z gniewną miną.
- Oh, drogi Watsonie. Sądziłem, że masz bardziej otwarty umysł. Tu nie chodzi o to, kto jest po tej czy tamtej stronie. Chodzi o konkretne pytania i konkretne odpowiedzi. Pytanie pierwsze: Czego w rzeczywistości chce Krum? Drugie: Kto zneutralizował tak silne opętanie? Trzecie: Dlaczego Snape odciąga Granger od Miriam Wood? Czwarte i najważniejsze: Co kryje się za maniakalną współpracą Granger i Snape? Nie zauważyłeś, że już nie ruszają tematu powrotu Snape do zaświatów? Wąpię czy cokolwiek z tym robią. - Sherlock w końcu opisał konkretnie swój punkt widzenia tym samym zauważając, że zasiał w Johnie ziarnko niepewności.
- Nie wiem, Shelock. Muszę się nad tym zastanowić. - Pokręcikł głową ze zrezygnowaniem.
- Naturalnie. W między czasie możesz zebrać tą grupkę o którą prosiła Granger. Nie możemy przecież pokazać, że myślimy trochę inaczej niż by chciała.
****
Usiadła zmęczona w fotelu przymykając oczy. Zaczęła rozmyślać nad tym czy dobrze robi. Sherlock zdawał się wnikliwie coś studiować i była pewna, że częścią tych rozmyślań była właśnie ona. Dała mu wiele powodów do wątpliwości. Ale to dobrze. Chłopak będzie drążył, aż nie uzyska odpowiedzi. Kiedy już mu się uda starannie wyciągnie od niego wszystkie potrzebne jej informacje. Bała się tylko, czy nie będą go nurtować pytania z nią związane. Z resztą, nad czym ona się zastanawia. Oczywiście, że będą. Oby tylko nie wtargnął na nieporządany teren, bo to może przynieść nieprzyjemne skutki. Musi jej się udać inaczej Krum wygra i "zaprowadzi porządek" jak to stwierdził. Nie miała pojęcia jaki to ma być porządek, ale na pewno nie był on dobry.
Otworzyła oczy i przeniosła kierunek patrzenia na Snape. Napotkała jego nieprzeniknione czarne oczy. Pomimo, że powinny wywołać w niej strach ona zatraciła się w czerni. Nie zwróciła nawet uwagi kiedy Severus podleciał bliżej niej. Przycupnął sobie na stoliku naprzeciwko i nie przerywał kontaktu wzrokowego. W sumie nie wiedział jak ma się zachować. Miał co do dziewczyny pewne wątpliwości, ale póki co nie chciał się z nimi ujawniać. Gdyby miał racje prawdopodobnie zrobiłaby wszystko by się usprawiedliwić. Gdyby nie... Znienawidziłaby go. Sam nie wiedział co gorsze. Nie powinno mu zależeć na jej sympatii! I tak straci jej zaufanie. I tak go znienawidzi. To w swoim czasie. Nie powinien więc walczyć o nią jakkolwiek to brzmi. Ale już za późno. I tak nie rozstaną się zbyt szybko. Są od siebie uzależnieni. Wybaczy mu lub nie, ale wciąż będzie mógł jej pomagać.
- Dlaczego podważyłeś moje przypuszczenia względem Wooda? - Spytała się nagle nie odrywając wzroku.
- Wood jest jaki jest, ale wątpię by w tej sprawie cię oszukał. - Odpowiedział z idealnie podobnym kamiennym spojrzeniem.
- Zatem powiedź co byś zrobił gdyby twoja córka zagrażała albo mogła uratować cały magiczny świat. - Podparła łokcie o kolana i wpatrywała się przenikliwie.
- Nie igraj ze mną Granger. Nie wygrasz. - Uśmiechnął się cwanie mająć nadzieję, że to rozluźni ją trochę i uśpi jej czujność w temacie.
- Co byś zrobił? - Nie pozwoliła się zwieść w maliny. Severus doszedł do wniosku, że coraz trudniej mu ją oszukać.Westchnął ciężko i spojrzał nagle na swoje dłonie.
- To straszny ból. Cierpienie, które nigdy nie znika. Dlatego wybór jest indywidualny i nie można nikogo do tego zmusić. Rozumiesz, Granger?
- Rozumiem, ale skąd ty to wiesz? - Kolejne wnikliwe pytanie, które zmroziło mu krew w żyłach. Wykiwała go.
- Granger skończ już. Nie udawaj kogoś kim nie jesteś cholerna dziewczyno! - Nawrzeszczał na nią niespodziewanie. Ta nagła zmiana w jego zachowaniu podziałała na nią natychmiast. Spóściła wzrok zawstydzona i zaczęła bawić się połami swojej szaty.
- Ja... O czym ty mówisz? - Mówiła cicho, a on postanowił postawić na jedną kartę.
- Już ty dobrze wiesz o czym.
- Przecież ja tylko staram się temu podołać! Muszę trzymać wszystko pod kontrolą jeśli mam temu przewodzić. - Uniosła się w geście obronnym.
- Dlatego wzorujesz się na Dumbledorze? - Pokiwała ostrożnie głową. - Przestań. To do niczego dobrego cię nie doprowadzi. Ani ciebie ani wszystkich których w to wciągniesz.
- O czym ty mówisz? - Patrzyła na niego niezrozumiale. Oczywiście. Chłopiec-Który-Przeżył-Ale-Jest-Już-Martwy nie pokazał im wspomnień.
- Podejdź do szafki wbudowanej w biblioteczce. - Postąpiła zgodnie z rozkazem i stanęła przed kwadratowymi drzwiczkami w samym środku księgozbioru. - Przyłóż do nich rękę i wypowiedź "Tuus noli me".
Kiedy wykonała polecenie usłyszeli jak zamek puszcza. Chwyciła za klamki i pociagnęła do siebie. Przed nią pojawiła się mała misa zapełniona przeźroczystą cieczą i okrągłe lustro. Wszystko było podświetlone. Po bokach myślodsiewni dostrzegła pnące się rzędy podpisanych fioleczek. Snape wskazał na jedną konretną którą zdjęła z półeczki. Przeczytała napis "Dumbledore". Niepewna swych czynów przelała zawartość do misy. Spojrzała jeszcze niepewnie na Snapea, ale on tylko obojętnie czekał, aż zabierze go w podróż myśli. Dlatego też po kilku głębszych wdechach schowała głowę w cieczy. Zawirowało i po chwili mogła usłyszeć rozmowę. Dwa głosy. Oba poznawała. Kiedy stanęła na nogach natychmiast spojrzała na mężczyzn przed sobą.
- Błagam cię, ocal Potterów. - Postać odziana w czerń klęczała na trawie i wpatrywała się z obolałą miną w starszego mężczyznę.
- Sam ich wydałeś, Severusie. - Zabrzmiał zimny jak lód głos byłego dyrektora. - Ponieś za to konsekwencje.
- Błagam! Dumbledore. Popełniłem błąd, wielki błąd. Ja... Ja... - Przez moment panowała cisza między czarodziejami.
- Co mi dasz w zamian? - Spytał w końcu starszy. Młodsza wersja Snape przełknęła gulę w gardle.
- Wszystko.
W tym momencie wspomnienie się urwało i znów Hermiona widziała czarną plamę przez sekundę, zanim nie stanęła znów na miękkiej trawie koło stawu z ośmiornicą. Znów widziała te same osoby. Jednak poznała, że było to już za czasów jej pobytu w Hogwarcie.
- Dumbledore, ja już nie mogę. Mam dość!
- Obiecałeś dać mi wszystko. Nie ujmę ci zadań. - Odparł Dumbledore oglądając akurat kwiatka.
- To dla mnie za dużo. Nie sypiam, mało jadam i ciągle muszę wykonywać rozkazy jednego albo drugiego! - Syknął Snape. - Nie pomyślałeś może, że to mnie wykończy?
- Wszystko! - Zagrzmiał Albus spoglądając na Snape. - Złożyłeś przysięgę.
- Więc mnie z niej zwolnij. - Na Severusa ostry ton dyrektora zdawał się nie działać. - Nie mogę już tak dłużej.
- Wybacz, mój drogi. Nie zrobię tego. Jesteś potrzebny dla sprawy. - Snape zezłoszczony załopotał szatami odwracając się i szybko odchodząc od przełożonego. Kolejny kadr się urwał i znów przeniósł Hermionę, ale tym razem do gabinetu dyrektora.
- To dobry chłopak, ale niedługo może się okazać, że będzie nam zawadzać. - Odburknął zamyślony Dumbledore.
- Co zamierzasz z nim zrobić? - Snape zdawał się być już tym samym co na lekcjach. Opanowany i strasznie poważny.
- Póki co musisz go pilnować. Możesz spróbować odwieść go od śmierciożerców. Jego ojciec siedzi w Azkabanie, ale to tylko kwestia czasu jak Voldemort go uwolni. Teraz masz szanse przeciągnąć chłopaka na naszą stronę.
- A jeśli mi się to nie uda?
- Będziesz musiał go zabić. Niezdecydowany i załamany może być zagrożeniem. - Odparł jakby to było coś oczywistego.
- Dracon jest moim chrześniakiem. Nie mogę go zabić. - Snape znów zaczął się denerwować.
- Rozumiem cię w pełni. Jednak istotniejsze jest pokonanie Voldemorta. Jego życie nie jest warte ceny jaką przyszłoby nam zapłacić za przegraną wojne.
Kolejny skok we wspomnieniach, a Hermiona miała wrażenie, że znajduje się w alternatywnej rzeczywistości. Znów gabinet Dumbledora i znów te same osoby. Tym razem jednak Dumbledore stał przy swoim globusie, a Severus opierał się o ścianę przy drzwiach.
- Chcesz mi powiedzieć, Dumbledore, że chowałeś chłopca jak świnie na rzeź?! - Tym razem młodszy nauczyciel wrzasnął na przełożonego.
- Nie ma innej możliwości. Harry jest ostatnim horkruksem, musi umrzeć.
- Służyłem ci tyle lat, robiłem wszystko czego sobie życzyłeś tylko po to, żeby ochronić ostatnie co pozostało po... po Lily. Mówisz mi teraz, że Potter musi umrzeć?
- Sądziłem, że po tylu latach nie dotknie cię to tak bardzo. - Po tych słowach Snape zamachnął się różdżką, z której wyleciała niebieska łania. Przebiegła kółko po pokoju i wyleciała przez okno.
- Przez ten cały czas? - Spytał szokowany Albus po tym jak przestał wodzić wzrokiem za patronusem.
- Zawsze.
Kolejna zmiana. Hermiona czuła dziwny ucisk w żołądku i zaczęła się bać co tym razem ujrzy. Czuła, że znów jest to dla niej za dużo.
- Czemu nie przyszedłeś z tą ręką do mnie wcześniej? - warknął Snape na Dumbledora zmęczonego i siedzącego na swoim dyrektorskim krześle.
- To nic by nie dało.
- Dałoby. Miałbym więcej czasu na badania. Może znalazłbym antidotum. W ten sposób masz może dwa miesiące zanim klątwa cię zabije.
- Nie dożyje tego, Severusie. - Dyrektor pokręcił ze zmęczenia głową. Snape spojrzał na niego pytająco. - Dracon znalazł Szafke Zniknięć. Będzie chciał wprowadzić tu śmierciożerców i zabić mnie, bo to jest jego główne zadanie. Nie możemy mu na to pozwolić, Severusie.
- Co mam przez to rozumieć? - Snape zdawał się sam obawiać słów starszego czarodzieja.
- Kiedy przyjdzie odpowiednia chwila to ty mnie zabijesz. Poproszę cię o to. - Snape patrzył się na dyrektora z niedowierzaniem wymalowanym na twarzy. - Nie powinno to być dla ciebie trudne zwarzając na twoją przeszłość.
- Oni sobie bez ciebie nie poradzą. - Zaprotestował młodszy.
- To ostatni mój rozkaz. Ze mną ta wojna może się nigdy nie skończyć. Nie wiem kto wygra, ale i tak nie zostało mi dużo czasu. Niech Dracon pozbawi mnie różdżki, ale to ty masz mnie zabić. Voldemort chce Czarnej Różdżki. Musimy go oszukać.
- Konsekwencją tego zabiegu...
- Jest twoja śmierć.
Wspomnienie się urwało, a po nim nie było już nic. Hermiona została wypchnięta do teraźniejszości. Przez dłuższą chwilę wpatrywała się w lustro przed sobą. Nie widziała w nim jednak siebie, a twarz Dumbledora. Tak oschłego i okrutnego, bezwzględnego. W uszach rozbrzemiewał jej głos wcześniej pojmowanego za miłego i dobrodusznego starca. Nie dowierzała temu co widziała. Spojrzała na Snape, który wpatrywał się w nią cierpliwie. Próbował ukryć swoje emocje, jednak w jego oczach widziała gamę uczuć. Nie był zadowolony z tych wspomnieć, a ona mu się nie dziwiła.
- To co widziałaś powinno odpowiedzieć ci na kilka pytań. W szczególności na to dlaczego porównałem cię do Dumbledora.
- On... Naprawdę taki był? Chciał zabić Harrego i Dracona? Kazał ci poświęcić własne życie? I to wszystko przychodziło mu tak prosto? - Spytała lekko drżącym głosem.
- Nie do końca. To nie było dla niego takie proste. Jednak był zaślepiony stwierdzeniem, że na wojnie nie uniknie się strat. Uciszał więc wyrzuty sumienia i z zimną krwią podejmował takie decyzje. Aczkolwiek tak, chciał zabić Pottera i Malfoya. Właśnie przez niego i ja umarłem. Złożyłem wieczystą przysięge. Nie mogłem się sprzeciwić temu rozkazowi. I tak bym umarł i tak. Teraz spójrz jeszcze raz w lustro i powiedź mi czego chciałem cię nauczyć pokazując ci wspomnienia. - Rzucił ostro pokazując tym samym, że nie cierpi sprzeciwu. Wykonała więc rozkaz i zastanowiła się patrząc na swoje odbicie.
- Coraz mniej ufam tym, którzy walczą razem ze mną. Zaczynam napuszczać jednego na drugiego. Chce wykorzystać tych, którzy chcą mi pomóc. Przez moment była w stanie nawet rozważać śmierć Miriam, jeśliby okazała się wrogiem. - Widziała w odbiciu lustra, jak Snape niemo przytakuje. - I jeszcze Scorpius... Chce go obarczyć tym samym brzemiem, którym obrzucił ciebie Dumbledore.
- Naprawdę chcesz, żeby pewnego dnia Scorpius przyszedł do ciebie i wyrzucał ci, że go zniszczyłaś? - Hermiona pokręciłą głową. W odbiciu lustra zauważyła, że Snape się do niej zbliża. Odwróciła się więc i uniosła delikatnie głowę by móc patrzeć mu w hipnotyzującą czerń oczu. Zatrzymał się dopiero kilkanaście centymetrów przed nią.
- Dlatego jeśli masz przewodzić dobrej stronie podczas tej pierdolonej wojny, to rób to tak, jak Hermiona Jean Granger. - Mówił tak cicho, że Hermionie przyspieszył oddech. Wiedziała, że ma racje. Wiedziała, że Severus ma tą cholerną racje. Poczuła dziwną chęć wtulenia się w niego. Chciała na moment zapomnieć o tym świecie, o wojnie, o tych wszystkich sprawach. Widziała, że w ramiona Severusa byłaby bezpieczna. Nie wiedziałą skąd, ale była tego pewna. Tylko, że nie mogła. Skrzywdziłaby go. A tego najbardziej na świecie nie chciała. Dlatego przygryzła tylko wargę i odwóciła wzrok, by więcej jej nie przyciągało. Kątem oka zauważyła, jak Severus odsuwa się od niej. Dopiero wtedy pozwoliła sobie na głębszy wdech. Poczuła też nagłe zmęczenie. Dlatego zamknęła szafkę i zabezpieczyła tym samym zaklęciem po czym udała się do łazienki. Nie miała siły na spór ze swoim byłym nauczycielem o to, czy uda jej się go poderwać i szybko się okąpała. To był długi dzień, po którym z przyjemnością powitała łóżko. Nie myśląc o niczym po prostu zasnęła.
W tym samym czasie, w którym Hermiona zarzywała błogiego snu pewien czarnowłosy dupek przypatrywał jej się z zaciekawieniem. Dużo razy myślał o dziewczynie analizująć jej zachowanie, wygląd i zmiany jakie w niej zachodziły. Ostatnimi czasy coraz mniej to kontrolował. Tym razem jednak robił to świadomie. Przez moment koło głowy buczała mu nieprzyjemnie lampka alarmowała obwiastująca, że Hermiona zaczęła kroczyć nie dobrą ścieżką. Cieszył się, że w porę zdążył zareagować. Wciąż będzie kontrolował poczynania Granger, ale miał nadzieję (tak, Severus Snape miał nadzieję), że nie będzie już tak mocnego zboczenia z poprawnej drogi. Polubił dziewczynę taką jaka była.
Zaakceptował.
Z resztą, kogo on w tej chwili chciał oszukać. Naprawdę polubił przebywanie z nią. W końcu był na to skazany. Pomimo tych wszystkich kłótni przyjemnie mu się rozmawiało na przeróżne tematy, bo Granger miała naprawdę dużą wiedzę. Przez tyle lat nie porzuciła swojej pasji do czytania i zdobywania nowych informacji. Mógłby nawet rzecz, że to hobby się wzmocniło. Dodatkowo była zabawna – specjalnie próbowała go rozbawić i coraz częściej jej to wychodziło. Toczyli też ten swój dziwny spór na ludźką skłonność do pożądania. Severus nie mógł wciąż uwierzyć, że gdyby tylko był żywy prawdopodobnie przegrałby. Ale gdyby żył to zapewne nie byłoby mowy o jakiejkolwiek zażyłości między nimi. Paradoksalnie – zaczął się chyba cieszyć, że jednak umarł. Czuł też przyjemne mrowienie w okolicach pępka, że kiedy dojdzie do jego całkowitej śmierci (o ile kiedykolwiek dojdzie) ktoś zapamięta go inaczej. Jako... Tego prawdziwego Snape. Owszem, Minerwa widziała o nim wiele, czasem nawet pozwalał sobie przy niej na zdjęcie swojej maski. Jednak wolał trzymać ją w niewiedzy co do swojego stanu psychicznego. Nie chciał też, żeby wiedziała jaki był Albus. Za to Hermionie krok po kroku ujawniał wszystko. Wiedział, że i tak jak większość ludzkości go z nienawidzi. Nie poinformował jej o jednej bardzo istotnej rzeczy i nie zamierzał tego robić. Był świadomy, że prędzej czy poźniej się dowie i będzie zmuszony wytłumaczyć się z tego – kłamstwa. Tak, okłamywał ją. Nie chciał, ale czuł, że musi.
Przypomniał sobie wydarzenia z dzisiejszego poranka. Klif Samobójców. To było coś, czego nie zapomni. W tej całej sielance, jaka go ogarnęła uderzyły go najsilniejsze z emocji jakie czuł od trzydziestu siedmiu lat. Swojego życia i egzystowania przy Granger łącznie. Pierwszy raz od tak dawna poczuł jak bezsilność jest dla niego nie do przełknięcia, a pragnienie tylko potęguje ten ból. Chciał się skulić w sobie, wykrzyczeć wszystko co leżało mu na sercu, chociaż w małym stopniu pozbyć się cierpienia. Tylko idealna maska jaką nosił pozwoliła mu na opanowanie się. Jednak nie powstrzymał łez niemo spływających po policzkach.
Zacisnął pięści czując, jak znów ogarnia go ta niemoc. Była to tylko jednak dziesiąta tego, co czuł na Klifie, jednak wciąż bolało. Teraz wiedział jednak jedno. Pomoże Hermionie przeżyć i wciąż być tą samą Granger co zawsze. Pomoże jej cieszyć się i ułożyć sobie życie. Chociażby miało go to kosztować całkowitym zneutralizowaniem jego egzystencji.
- Obiecuje ci to, Hermiono.
****
Pod koniec tygodnia w powietrzu dało wyczuć się ciężką atmosferę. Każdy, kto był wtajemniczony zarazem obawiał się i był podekscytowany wieczornym spotkaniem w Norze. Nikt jednak nie obawiał się tego tak bardzo jak Hermiona. Nie rozmawiała z nikim. Nie jadła też dużo pomimo gróźb Snape. Wciąż chodziła zamyślona, nie słyszała, kiedy ktoś ją wołał. Jeśli już wdawała się w rozmowę, to szybko rozmówca ją kończył widząc, że Hermiona nawet go nie słucha.
Dziewczyna była bardzo zestresowana. Nawet Severusowi nie udało się z nią ani razu normalnie porozmawiać. Przez cały tydzień był świadkiem jak co rusz zmieniała swoją wypowiedź. Bała się przebiegu spotkania. Wypisała też wszystko co było jej potrzebne do szczegółowego zabezpieczenia. Nie mogli sobie pozwolić na szpiega czy też nagły atak wroga. Dlatego była niezmiernie wdzięczna nauczycielom. Zadbali o bariery nad domem Weasleyów. Woodowi dała listę osób, które bariera tożsamości ma przepuścić. Oliver spojrzał na nią zdziwiony kiedy przeczytał nazwisko swojego byłego profesora. Próbował dopytać dziewczynę, czy Snape żyje, czy coś na ten temat wie. Jednak Hermiona poprosiła go tylko o dyskrecje do czasu spotkania na którym wszystko wytłumaczy. Kierując się radami Severusa zaufała Woodowi i była święcie przekonana, że się nie wygada. Wyciek tej informacji wcześniej niż to konieczne mógłby być nieprzyjemny w skutkach. Nie daj Melinie reszta szkoły by się o tym dowiedziała. Na szczęście nie słyszała żadnych plotek na ten temat, a Minerwa nie przyleciała do niej z pretensjami ani pytaniami.
W sobotnie popołudnie było jej coraz trudniej oddychać. Napięcie przeniosło się do klatki piersiowej. Wtedy też Snape nie wytrzymał i nawrzeszczał na nią, że ma się uspokoić.
- Kretynko, zanim odbędzie się spotkanie ty już będziesz nieprzytomna bo sama pozbawisz się powietrza. - Warczał wściekły na jej bezmyślność.
- Co, jeśli nie podobałam? Jeśli mnie nie zrozumieją? Jeśli uznają, że nie jestem dobrą przywódczynią? Albo dojdą do wniosku, że oszalałam chcąc walczyć z duchem! Mogą przecież...
- Zamknij się już. Masz dobrą przemowę wstępną. Później poleci masa pytań na które ty musisz elokwentnie odpowiedzieć. Tak, wiem że to za dużo dla twojego ptasiego móżdżka, ale postaraj się. Nie chce, żeby Minerwa dostała zawału, bo w idiotyczny sposób przedstawiłaś mój stan egzystencji. - Syczał na nią zirytowany jej paniką.
- Wypraszam sobie! Potrafię być elokwentna w każdej sytuacji. - Uniosła się dumą zapominając o chwilowej histerii. Severus przyznał sobie w głowie punkt za uspokojenie jej.
- Doprawdy? - Przysunął się bardzo blisko niej, zaledwie na parę centymetrów tym samym zmuszając by patrzyła mu w oczy. - Granger, powiedź mi, dlaczego tak bardzo lubisz patrzeć w moje oczy? - odparł namiętnym głosem, który zawsze wprawiał Hermionę w dziwny dla niego stan.
- Ja... To... - Zaczęła się jąkać na co mężczyzna wybuchł śmiechem.
- No właśnie, nie w każdej. - Uśmiechnął się cwanie i odsunął od niej na trzy metry. - Lekcja dla ptasiego gniazda: jeśli nie jesteś pewna co powiedzieć lepiej nie odpowiadaj od razu.
Przytaknęła mu i w zasadzie na tym skończyła się ich wymiana zdań. Reszta popołudnia zleciała im bardzo szybko. Severus był dumny z tego, że uspokoił dziewczynę i aż do momentu przekroczenia bariery koło domu Weasleyów godzinę przed spotkaniem była ona w miarę rozluźniona. Wzięła głęboki wdech widząc, jak na przywitanie jej wychodzą z nieprzychylną miną Ron Weasley wraz ze... Swoją siostrą.
0 notes
mary-by-death · 3 years
Text
5m - Rozdział VI
Kolejne dni były równie ekscytujące. Uczniowie bardzo przeszkadzali swoim nauczycielom wciąż pytając o zaistniałą sytuację. Oczywiście nie odbyło się od wycieku informacji na temat ugrupowania Nowych Najwierniejszych. Uczniowie chcąc iść w ślady za sławnym Harrym Potterem, łamali przepisy byleby tylko zaczerpnąć adrenaliny związanej z przygodą. Było to nie na rękę Sherlockowi, który uważał ich za totalnych idiotów podobnie jak Snape. Natomiast Hermiona z Minerwą często korzystały z podsłuchiwanych rozmów. Wszystko się liczyło, musiały zapobiec wybuchowi kolejne wojny jeszcze zanim została ona wypowiedziana, a każda informacja była istotna. Dziewczynę niepokoił jednak fakt, że Miriam Wood nie pojawiała się na lekcjach od dłuższego czasu, a Oliver unikał jej jak ognia. Minerwa z pewnością wiedziała co się dzieje ale zbywała dziewczynę słowami, że jest to sprawa Woodów i dziewczyna nie powinna się w to wtrącać. Dlatego też zawiedziona przestała dociekać. Z Severusem sytuacja wyglądała zabawnie. Granger nigdy by nie przypuszczała, że może tak swobodnie żartować sobie w jego towarzystwie. Jednak to był tylko początek niespodzianek, których profesor miał w zapasie.
- Granger, nie bądź baba, zabij tego pająka! Jak się brzydzisz to kapciem! - Ubolewał nad jej twórzostwem pewnego jesiennego poranka.
- Jak byś jeszcze nie zauważył, to jestem babą! - Odpyskowała mu wciąż przyglądając się z daleka korsarzowi, który uwił sobie pajęczynę w kącie łazienki.
- Oh, zauważyłem. W końcu nie raz machałaś mi swoim życiowym dorobkiem przed nosem. - Odparł złośliwie lewitując wokół jej pół-nagiego ciała.
- Zdawałeś się być z tego bardziej zadowolony niż zdenerwowany. - Spojrzała na niego hardo na chwilę zapominając o wątpliwej budowie wielonogu.
- Nie narzekam. Nic lepszego do wyboru nie mam. - Wzruszył ramionami z nonaszalanckim uśmiechem, który Hermiona od dwóch tygodni widziała przynajmniej raz dziennie. Nie marudziła, bardzo jej się ta mina podobała.
- Więc korzystaj z widoków pókim jeszcze miła. - Rzuciła w jego przeźroczystą postać kapciem, który przez niego bez najmniejszego problemu przeszedł. Snape spojrzał się z powątpiewaniem na zachowanie dziewczyny.
- Mogłaś go lepiej wykorzystać i zabić tego pająka. - Wspomniał, przez co Hermionie powrócił nieprzyjemny dresz. - Nie jesteś Weasley, zabij go normalnie.
Hermiona wzięła drugiego papcia do ręki, po czym zaczerpnęła pare głębszych wdechów i na oślep uderzyła w kąt łazienki. Kiedy tam spojrzała pająk był pięknie rozplaszczony. Zadowolona z siebie spłukała ścianę, po czym wytarła ją jeszcze papierem toaletowym który spuściła w klozecie. Z uczuciem ulgi rozebrała się do końca by wejść do letniej już wody. Zaczęła się myć i kiedy znów przyłapała Snape na wlepianiu swoich czarny do granic możliwości oczu w jej ciało postanowiła się z nim trochę podroczyć. Sposób w jaki szorowała swoje ciało przypominał kotkę w rui. Kiedy Snape zdawał się być nieporuszonym rozpoczęła delikatne pomrukiwania. One jednak też nie odniosły wymarzonych efektów, ale wystarczającą satysfakcję, kiedy jego oczy lekko się rozbłysły. W końcu wyszła z wanny i zaczęła się z zadowoleniem i delikatnym podnieceniem własnymi ruchami wycierać. W pewnym momencie zdenerwowała się na obojętność Snape, więc po prostu ubrała się już zwyczajnie. Mężczyzna cicho parsknął dumny ze swojej gry aktorskiej. Nie mógł się przyznać, że wieloletni celibat sprawiał, że przy Hermionie, która była w gruncie rzeczy niczego sobie był rozpalony do granic wytrzymałości. Gdyby nie to, że nie mógł jej dotknąć każde inne zahamowania były by za słabe.
Nie rozumiał czemu pozwolił sobie w końcu na taką swobodę, na granie w tą grę i był przekonany, że nie może się ona skończyć dobrze, a przynajmniej nie dla dziewczyny. Pomimo to nie schodził z pola walki – jaki miałoby to sens, skoro każde starcie wygrywał?
- Dzieciaki dzisiaj też przyjdą? - Spytał, kiedy zasiadła w salonie nie mając ochoty na śniadanie, a jedynie na czarną kawę. Otworzyła już dawno czytaną książkę i w gruncie rzeczy jedynie sobie ją przypominała.
- Tak, przyjdą. Podobno Sherlock znalazł coś ciekawego na temat siatki spiskującej w Hogwarcie. - Odpowiedziała powoli.
- A miałem nadzieję, że chociaż raz to nie szkoła będzie centrum sporu. - Wymarudził.
- Nic dziwnego, to wciąż są śmierciożercy. - Burknęła. Wiedziała, że Snape nie przepadał za Holmesem. Trochę mu się nie dziwiła, chłopak był arogancki i egoistyczny. Hermiona natomiast sądziła, że jego intelekt nadrabia te złe cechy.
- Granger, idź na śniadanie.
- Nie chce mi się. - Odparła obojętnie.
- Granger...
Zamknęła głośno książkę, po czym wstała i wyszła. Podążyła do Wielkiej Sali, ale zanim zasiadła przy stole nauczycielskim odwróciła się w poszukiwaniu Miriam. Znalazła dziewczynkę śmiejącą się z przyjaciółmi. Wyglądała trochę marnie, ale zdecydowanie nie tak jakby była ciężko schorowana. Hermiona po chwili wewnętrznego oporu podeszła do niej. Panienka Wood uśmiechnęła się do niej znów w ten dziwny sposób. Tym razem to zignorowała, ale cięższym dla niej był wzrok Jamesa Pottera. Wciąż był na nią wściekły.
- Wood, czy mogłabyś przyjść do mnie jak już skończysz posiłek? - Zapytała kulturalnie.
- Oczywiście, pani profesor. - Dziewczyna była bardziej niż uśmiechnięta.
Hermiona jedynie pokiwała jej głową i podeszła do stołu nauczycielskiego. Minerwa jak zawsze przywitała ją delikatnym uśmiechem. Rozpoczęła z nią rozmowę, w której dziewczyna uczestniczyła w miarę chętnie. Była to miła, odchodząca od stresu rozmowa na temat nowej podstawy programowej. Dyrektorka co jakiś czas zagadywała swoją młodą przyjaciółkę na ten temat, ponieważ Hermiona uczestniczyła w tworzeniu tej podstawy. Tłumaczyła dyrektorce powody podejmowania takich, a nie innych decyzji. Severus przysłuchiwał się z zaciekawieniem rozmowie, która sprawiła, że Hermiona zapomniała co je i wcisnęła w siebie zamiast jednej, to aż trzy kromki! Było to dla niego bardzo zadowalające, nie chciał stracić swojej encyklopedii przez bezmyślne zagłodzenie. W końcu temat im się wyczerpał a Minerwa musiała wracać do swoich obowiązków. Przypomniała również Hermionie, że aktualnie jest sobota podczas której organizowany jest wypad do Hogsmeade.
Skończyła swój posiłek i w dobrym humorze powróciła do swoich komnat. Nie zdążyła zamknąć za sobą drzwi gdy usłyszała zdyszane wołanie jej nazwiska i szybkie kroki odbijające się echem od ścian korytarza. Wyjrzała za framugę i uśmiechnęła się blado do Miriam Wood. Poczekała na dziewczynkę, aż ta wejdzie do środka. Nie chciała bawić się z nią w uprzejmości więc zanim ta usiadła Hermiona już rozpoczynała rozmowę.
- Wood, dlaczego nie było cię na lekcjach?
- Nie mogłam, pani profesor. - Odpowiedziała Wood sprawnie wciąż z tym swoim denerwującym uśmiechem.
- Tyle to ja wiem. Co się dzieje? Może jestem w stanie ci jakoś pomóc? - Spróbowała podejść dziewczynkę od tej samej strony, od której próbowała Olivera.
- Nie trzeba, proszę pani, naprawdę. Ma pani na głowie wystarczająco swoich zmartwień, nie musi się pani mną przejmować. - Wyszrzeczyła się do niej ukazując szereg lśniących ząbków.
- Miriam, posłuchaj. Tak, mam na głowie dużo własnych zmartwień, ale jednym z nich jesteś ty. Martwię się o ciebie...
- Niech pani nie kłamie, dobrze? - Przerwała jej dziewczynka nie zmieniając swojego spokojnego, przyjaznego tonu.
- Słucham? - Hermionę całkiem to zdezorientowało.
- Nie lubi mnie pani, wiem to. - Jej nienaturalnie wielkie oczy wzbudziły w Hermionie wulkan, którego sekundy dzieliły od wybuchu.
- Współpracuj dziewczyno, a nie rób na przekór. - Potarła oczy mając nadzieję, że dziewczynka się ogarnie bo inaczej dostanie ostrą reprymendę.
- Przepraszam... Nie mogę.
- Wynoś się! Nie zamierzam kolejny raz tego słuchać. Coś krąży wokół mnie, ale nikt nie chce mi powiedzieć o co chodzi. Prędzej czy później dowiem się co to jest, a teraz wynocha! - Naskoczyła na przestraszoną dziewczynkę, która szybko opuściła pomieszczenie. Granger miała przyspieszony oddech, ale nie żałowała swojego naskoku na dziewczynę.
- Chyba trochę przegiełaś... - Zaczął Snape, ale spojrzała na niego piorunująco.
- Nie, nie przegięłam. Mam dość ciągłego ukrywania czegoś przede mną. Co ja jestem, żeby nie wiedzieć? Przecież nikomu tym krzywdy nie robię. - Warknęła po czym usiadła rozzłoszczona. Złapała za kubek z zimną poranną kawą i wlała w siebie łyk. Snape usiadł na kanapie obok. Nie patrzył na nią, a zagłębił się we własnych myślach.
- Ty też mi czegoś nie mówisz? - Wyrzuciła kolejne oskarżycielskie słowa, na które nie zareagował. Pokręciła zrezygnowana głową i odłożyła kubek. Zamknęła oczy i postarała się uspokoić. Po parunastu minutach znów spojrzała na Severusa. Nie zmienił pozycji.
- Przepraszam. - Zaczęła i chciała kontynuować, ale nie potrafiła. - Przepraszam.
Snape powoli kiwnął głową, ale wciąż był zatopiony we własnym morzu myśli. Nie zamierzała mu tego przerywać. Chwyciła w ręce książkę i czytała ją dalej do momentu w którym nie przyszli do niej dwaj chłopcy. Wpuściła ich i tak jak zawsze zajęli miejsce na jednej z kanap. Przelewitowała im herbatę a sobie samej dorobiła kawy. Snape nie patrzył na nich, nie zmienił swojej pozycji cały czas, a Hermiona zaczęła się powoli martwić.
- Słucham, co wiecie? - Zapytała udając opanowaną.
- Pani profesor, rozmowa będzie mało efektywna z pani stanem emocjonalnym. - Odparł Sherlock podnosząc ledwo co uspokojone ciśnienie nauczycielce. Chciała na niego nakrzyczeć, ale chłopak machnął różdżką, a po chwili usłyszała przyjemną melodię wygrywaną zapewne przez skrzypce. Pare chwili wsłuchiwania się w tą muzykę sprawiły, że rzeczywiście poczuła się o wiele lepiej. Uśmiechnąła się już prawdziwie do chłopaków, a Holmes wyłączył swoje skrzypce.
- Dowiedziałem się... - zaczął mały detektyw, jednak Watson przerwał mu chrząknięciem. Krukon przewrócił oczami. - Dobrze, już dobrze. Zatem dowiedzieliśmy się z Johnem, że Hogwart ma swoją siatkę Nowych Najwierniejszych. Oczywiście większa ich część to ślizgoni.
- To chyba zła wiadomość, ale koło tej całej spółki śmierciojadów kręci się Albus Potter i Scorpius Malfoy. - Wtrącił Watson, co sprawiło, że na moment Hermiona straciła świadomość, a Snape'a sprowadziło to na ziemię.
- Potter!? - Wykrzyknęli oboje, choć słychać było tylko Hermionę.
- Tak, Potter. Możemy pani rozpisać każdego kto znajduje się w Nowych, a jest uczniem naszej szkoły. - Odparł Sherlock próbują niezgrabnie się uśmiechnąć.
- Tak, zróbcie to. Dodatkowo chciałabym, żebyście zebrali swoją własną siatkę.
- Ale po co nam to? Wystarczy nasza dwójka. - Holmes znów przewrócił oczami i rozwalił się niezadowolony na kanapie.
- Wiem, Sherlocku. - Uśmiechnęła się do niego przymilnie. - Ale wy też musicie odpocząć. Po za tym nie możecie być wszędzie i o każdej porze.
- No i kogo mamy do tej siatki wziąć? Drugiego Pottera? Czy może któregoś z Weasleyów? Proszę wybaczyć, ale nie ma drugiej panny Granger. - Odparł obrażony Holmes, a Hermiona miała wrażenie, że był to swego rodzaju komplement. Wolała się jednak na tym nie skupiać.
- Akurat co do Jamesa, to nie mam nic przeciwko. Sądze, że mógłby wam dużo pomóc. Jest jeszcze Teddy Lupin. To dobry chłopiec, bardzo pomocny i...
- To wilkołak, pani profesor. Owszem, jest przydatny, ale nie zawsze można na niego liczyć. - Kolejny obojętny kontrargument.
- Jesteście mądrymi młodzieńcami, wymyślicie coś żeby był jak najbardziej przydatny. - Hermiona nie dawała za wygraną.
- Dobra, niech pani będzie. Ale w takiej sytuacji, w jakiej się znajdujemy sami "dobrzy" chłopcy nie wystarczą. - Hermiona spojrzała się na krukona surowo. Holmes zdążył się już nauczyć, że kiedy obrzuca go TYM spojrzeniem, to nie powinien się sprzeciwiać. - John, najciekawsze karty osobowościowe uczniów. - Odparł rozkazującym tonem po czym wystawił dłoń. Watson delikatnie urażony dźgnął go łokciem w bok, ale po chwili wyjął pięć kartek ze swojej torby i podał przyjacielowi.
- Gdybym tylko mógł... - Snape w między czasie zrobił gest przypominający dusiciela.
- Serafin Frei i Louisa Bourie. - Detektyw przeczytał dwa pierwsze nazwiska.
- Serafin jest ślizgonem. Bardzo niestałym bawidamkiem z mojego rocznika. - Zaczął uzupełniać Watson. - Ale nie jest dla nas groźny. Jest utalentowany i bardzo sprytny.
- W końcu to ślizgon, musi być utalentowany. - Prychnął Snape na co dziewczyna miała ochotę się roześmiać.
- Louisa za to jest potocznie nazywana "czarną owcą gryfonów". Jest stałą kochanką Freia. Często jednak wykorzystuje swoje cielesne atuty do uzyskania czego tam chce od innych uczniów. - Watson delikatnie się zarumienił. Rozmawianie na te tematy było dla niego wciąż zawstydzające.
- Czemu znowu gryfonka do ślizgona!? - Hermiona była lekko zdziwiona nieprzerwanymi komentarzami Severusa.
- Leopold i Mercury Weasley. - Kolejne dwa imiona wypowiadziane w zamyśleniu przez Sherlocka.
- Leopold jest synem Billa i Fleur Weasley. Mercury natomiast to syn Charliego. Leopold ma żyłkę do interesów połączoną z aktorstwem swojej matki. - Zachichotał nerwowo John. - Mercury po ojcu odziedziczył rękę do magicznych istot. Jednak jego fascynują węże-legendy, a szczególnie Egipskie Królewskie. Ma kontakt z hodowlą w egipcie oraz z hodowlą smoków swojego ojca. Może nam pomóc z takimi ogólnymi informacjami.
- John, dlaczego dałeś mi kartę Malfoya? - Wtrącił nagle Sherlock. - Ustaliliśmy przecież, że jest podejrzany o bycie Nowym. - John na jego słowa wzruszył ramionami.
- Nie wierzę w to. Przeanalizuj kartę Malfoya i młodszego Pottera. - Podał młodszemu kolejną kartkę. Sherlock patrzył to na jedną to na drugą z zaciętą minom. Ewidentnie coś mu się w tym wszystkim nie zgadzało.
"Mają podobne parametry inteligencji. Ich życie prywatne przebiega podobnie. Historia rodziny skłania do rozmyślań nad prawidłowością stanu psychicznego. Wykazywane reakcje na bodźce zewnętrzne ukierunkowane w stronę rodzinną nieznacznie się różnią. Charakterystycznie jednak odbiegają od siebie. Potter jest zamknięty w sobie, wyciszony, wiecznie naburmuszony i wycofany z życia towarzyskiego. Interesuje go własna duma i umiejętności magiczne. Zdecydowanie pasuje na Ślizgona względem charakteru i ambicji. Malfoy natomiast jest osobą szczerą i wesołą. Lubi zawierać nowe znajomości. Interesuje się głownie książkami i rozmowami ze znajomymi. Nie ogranicza się do osób z własnego domu." - Rozmyślał młody detektyw Sherlock Holmes.
- Scorpius został przydzielony do Slytherinu chyba tylko ze względu na czystość krwi. - Podsumował Sherlock patrząc ironicznie na Watsona. - Jednak nie tylko ci z domu węża są w siatce Nowych!
- Nie, ale chyba pominąłeś najważniejszy opis naszych spostrzeżeń. Spójrz na rubrykę "uwagi". - Podsunął John, a Holmes przewrócił oczami pewny siebie.
- Dobra... Potter "Podatny na manipulacje. Nieprzerwana chęć uzyskiwania siły", Malfoy "Dokładny obserwator. Uczuciowy na tle ludzkich nieszczęść". - Przeczytał po czym spojrzał wpierw na nauczycielkę, a następnie na przyjaciela. - Mam rozumieć, że na podstawie tych uwag twierdzisz, że Scorpius nie mógłby być Nowym? John, to niedorzeczne! Skoro tak, to czemu wraz z Potterem kręcą się koło innych Nowych?
- Bo są przyjaciółmi. Domyślam się, że Scorpius chce odciągnąć Albusa od bycia Nowym, a...
- A my możemy mu w tym pomóc jednocześnie mając szpiega w ich szeregach! John, to genialne! - Wykrzyczał na ile to możliwe Sherlock.
- Nie, nie, nie! Nie pozwól im na to! - W nagły atak furi wpadł Snape, który zacisnął pięści tuż przy głowie młodego krukona.
- Sądzę, że to nie najlepszy pomysł. To są jeszcze dzieci. - Zaprzeczyła Hermiona.
- Pani profesor, samia pani mówiła żeby dać dzieciom szanse. - Sprytnie Sherlock wykorzystał jej własny argument.
- Tak, ale jak sami zauważyliście Albus jest podatny na manipulacje, a Scorpius ma za dobre serce. - Kolejny raz spiorunowała ich wzrokiem.
- Zgadzam się z pomysłem Sherlocka. Może co prawda Pottera lepiej w to nie wciągać, ale Scorpius to dobry materiał na szpiega pomimo jego dobrego serca, albo może właśnie wraz z nim. - Wtrącił Watson, na którego nieprzyjemne spojrzenie nauczycielki nie działało. - Niech się pani nad tym zastanowi, a my będziemy się już zbierać. Za godzine jest wyjście do Hogsmeade, a Sherlock obiecał mi, że tym razem pójdziemy razem. - Uśmiechnął się do niej przymilnie, ale z trzeźwością w oczach.
- Ale to ty przegrałeś zakład, więc stawiasz mi kremowe piwo! - Odparł usatysfakcjonowany krukon.
- Dobra, dobra! Chodźmy już bo nie chce się spóźnić. Dziękujemy za rozmowę pani profesor i do zobaczenia. - Watson skłonił się delikatnie zanim opuścił komnaty dziewczyny, natomiast zadowolony Sherlock opuścił pomieszczenie jak zawsze bez żadnego pożegnania.
- Co za głupie gnojki! Czy oni nie zdają sobie sprawy jaka to jest odpowiedzialność?! Szpiegowaniem nie mogą zająć się osoby o słabym umyśle i na Merlina, dobrym serduszku! - Zironizował Snape wściekły. Hermiona musiała przyznać, że dawno go takiego nie widziała i nie chciała widzieć. - Granger, powstrzymaj ich. Malfoy nie jest odpowiednią osobą do tego zadania. Nikt nie jest.
- A ty byłeś? - Wtrąciła delikatnie urażona jego pozorną pychą.
- Nie byłem. - Odparł krótko, ale w końcu postanowił kontynuować. - Nie chciałem tego, Dumbledore mnie zmusił. I dlatego właśnie stoi przed tobą zerzarty przez zło, nieprzyjęty w zaświatach duch. - Warknął z ewidentną odrazą.
- Czyżby nawet w piekle się ciebie bali? - Splunęła w jego stronę jadę. Sama nie wiedziała czemu to robi, ale intuicja podpowiadała jej, że właśnie takie zachowanie jest teraz najodpowiedniejsze.
- Oczywiście! - Prychnął. - Przerastam samego diabła! Z resztą, to ja niszczyłem wszystko na swojej drodze wraz z mi podobnymi, a nie on. - Pokręcił głową po czym wciągnął powoli powietrze by wypuścić je z zamkniętymi oczami. - Draco z Lucjuszem poznali ten smak. Nie chce, by Scorpius również czuł gorycz i metaliczny posmak krwi tylko po to, by plan się udał. Granger, czy według ciebie to ma być jakaś cholerna klątwa Malfoyów? Przypominam ci, że to dziecko Weasleyówny.
Hermiona przez chwilę się zamyśliła. Wierzyła w słowa Snape, ufała mu i wiedziała, że jeśli jest dla niego coś ważnego to go posłucha. Z drugiej jednak strony zastanawiała się, czy sprawa jest na tyle błacha by oszczędzić jedno życie? Być może... Być może powinna pozwolić młodym działać i pomagać im tak samo jak robił to stary skład Zakonu Feniksa. Tylko, że wtedy mieli Dumbledora – kogoś, kto nimi kierował. Teraz te dzieci byłyby same, bez przywódcy, bez kogoś, kto da im siłę. Poza tym wojna nie zaglądała im przez okna i Hermiona wraz z Minerwą i Karkaroffem robili wszystko by już nie zajrzała. Jednak na ile zdają się ich wysiłki, skoro uczennica została opętana pod nosem dyrektorki?!
- Nie wiem jeszcze co zrobię. Wybacz Severusie, ale muszę to przemyśleć. - Odezwała się w końcu, jednak jej słowa wywołały kolejną falę nerwów.
- Nie ma się nad czym rozczulać, głupia! Niech te bachory zostawią w końcu dorosłe problemy dorosłym ludziom. - Warknął niezadowolony.
- I ty będziesz tym dorosłym? Snape, jesteś martwy jakkolwiek by na to nie patrzeć. Nic nie zdziałasz, nie mamy już nikogo, kto byłby w stanie nas ochraniać. - Pokręciła głową.
- Zamierzasz więc poświęcić gówiarzy?! - Odkrzyknął.
- Nie wiem co zamierzam! Uspokój się, daj mi czas na przemyślenia! - Przekrzykiwała go, co poskutkowało zamknięciem ust przez Mistrza Eliksirów. - Obiecuję, że nic nie zrobię bez rozmowy z tobą, dobrze? - Spytała już uspokojona, a on jedynie powoli skinął głową.
Hermiona była zmęczona tymi wszystkimi rozmowami. Z jednej storny chciała w spokoju poczytać książkę. Z drugiej położyć się spać, a z trzeciej po prostu usiąść gdzieś z dala od całego zgiełku trudnego życia. Postanowiła jednak zrobić coś całkowicie niezgodnego ze swoimi "chcę". Przekierowała swoją obecność do sypialni, przebrała się w cieplejsze ubrania i owinęła szalikiem. Zajrzała do łazienki, gdzie poprawiła swoje włosy po czym wyszła do salonu starając się pozytywnie myśleć. Postanowiła, że na wszelki wypadek weźmie jeszcze ze sobą płaszcz, który narzuciła na ramiona.
- Co ty robisz, Granger? - Spytał już bez cienia zdenerwowania Snape.
- Wybieram się do Hogsmeade. W końcu trzeba sobie jakoś poprawić humor. - Severus jęknął przeciągle dając tym samym znać, że ten pomysł bardzo mu się nie podoba.
Nie mógł jednak zaprotestować.
Hermiona coraz bardziej zadowolona, że udaje jej się wyrzucić z siebie niechciane emocje, stawiła się parę minut przed godziną dwunastą w głównym holu. Oczywiście tłum uczniów już się zgromadził, a niezastąpiony Filch starał się ich uspokoić. McGonagall sprawdzała obecność i zezwolenia na wyjście, a Hagrid wraz z Oliverem rozmawiali o czymś zapewne wesołym, bo śmiali się w głos. Hermiona postanowiła do nich podejść odpychając daleko na bok swoje wyrzuty związane z sekretem Miriam. Przywitała się z nimi, jednak nie wtrącała do rozmowy. Postanowiła jedynie słuchać żartów, jakimi siebie obdarzali. Uśmiechała się i co rusz chichotała lekko rozbawiona. Po chwili w końcu ruszyli w drogę ku magicznemu miasteczku. Przez większość drogi słuchała rozmów na wiele tematów między innymi związanych z ostatnim wypadem Hagrida do centaurów, czy spotkaniem Olivera z Madam Maxime, która oczywiście kazała pozdrowić półolbrzyma. W pewnym momencie dziewczyna jednak się wyłączyła i skupiła na krajobrazie jaki ją otaczał. Lasy i pagórki owiane jesienną atmosferą dawały przyjemne uczucie domowego ogniska, ale równolegle z nim nasuwały na myśl niepokój złudnego ciepła. Liście poruszane przez wiatr tworzyły niezapomnianą mozaikę kolorów, jednak przypominały o ulotności piękna i spokoju. Hermiona zdecydowanie czuła, że coś jest nie w porządku, a całe jej otoczenie dawało jasne sygnały, że się nie myli.
Po długich minutach znaleźli się na skraju miasteczka, gdzie wszyscy się rozbiegli. Każdy uczeń wraz z przyjaciółmi miał swoje ulubione miejsce w wiosce – podobnie jak nauczyciele. Hagrid, Minerva i Oliver od razu skierowali swe kroki do Trzech Mioteł. Chcieli zaciągnąć tam również Hermionę, jednak ta odmówiła pod pretekstem przypomnienia sobie miejsc starego miasteczka. Nie był to tylko pretekst – rzeczywiście postanowiła zawitać do dobrze sobie znanych budynków. Zajrzała do "Czarodziejskich nakryć głowy McHavelocka", gdzie znalazła ciekawy kapelusz pasujący do Severusa, jednak wolała mu tego nie mówić. Następnie poszła do Gladrada, gdzie poprzymierzała parę ciekawszych szat. Zauważyła, że przy jednej Severusowi zaświeciły się oczy, co postanwiła skrzętnie zapisać w zakamarkach swojego umysłu. Doszła do wniosku, że przydadzą jej się dodatkowe pióra więc przekroczyła próg sklepu Scrivenshafta gdzie obsługa wciąż się nie zmieniła. Dla Hermiony były to sprzyjające okoliczności, ponieważ pracowniczy bardzo dobrze ją znali więc zawsze trzymali w zanadrzu coś ciekawego i oczywiście sprzedawali to dziewczynie po obniżonej cenie. W ten oto sposób zaopatrzyła się w najnowocześniejszy zestaw piór Gromoptaka, które gwarantowały poprawność ortograficzną kupionym za pół ceny. Zachęcona nowymi ozdobami na wystawie postanowiła przywitać się z kubkiem w kształcie nietoperza zakupionym w "Czarodziejskich zasobach Wiseacre". W końcu udała się do księgarni "Tomes and Scrolls". Tam już zniknęła na dobrą godzinę, jednak to nie przeszkadzało Severusowi dotrzymującemu jej kroku w poszukiwaniu książek. Wspólnie podjeli decyzje o zakupie trzech pozycji. Jedna z nich dotyczyła historii czarodziejskiego świata albo raczej bardziej jej legend. Druga zakrawała o eliksiry, a trzecia nosiła tytuł "Przewodnik po krainach obeznanych w magii". Zadowolona z siebie pośmiała się jeszcze z nowych zabawek w sklepie Zonka i postanowiła kupić skromną ilość słodyczy w "Miodowym Królestwie". Po wyjściu z cukierni w torebce miała między innymi parę gram musów-świntusów, dwie czekoladowe żaby, pudełko z kociołkowymi pieguskami, Choco-Loco, trzy cukrowe pióra i kandyzowane ananasy. Po drodze popijała sobie dyniowy mus. Temu wszystkiemu przyglądał się z dezaprobatą Snape. Niby wiedział, że z Hermiony jest naprawdę duży smakosz słodyczy, jednak nie widział nigdy by tak szalała. Machnął jednak na to ręką i polewitował za nią do herbaciarni pani Puddifoot. Tam dziewczyna zadowolona jak nie była już dawno zamówiła sobie zieloną herbatę z mlekiem i przyglądała się zakochanym parą. Pomimo smutku kiełkującemu w jej sercu w tym momencie czuła radość na widok tylu zadowolonych, zakochanych twarzy. Severus natomiast czuł się dziwnie. Nie lubił oglądać opściskiwania się par, a tym bardziej uczniów, ale nie to był dla niego najgorszym uczuciem. Widział, jak Hermiona w jednym momencie jest smutna i zadowolona. Był pewny, że dziewczyna pragnęłaby jeszcze raz przeżyć jakąś miłosną przygodę.
Głupia
A z drugiej strony w pewien sposób chciałby, żeby jej się to udało. Pozostawił to jednak jedynie swoim myślom i przyglądał się jej zachowaniu. Cieszyła się kiedy widziała śmiejącą się parę, ale odwracała wzrok – z czystej przyzwoitości – kiedy para zaczęła się całować. Zauważył, że delikatnie się rumieniła. Nie wiedział czy to przez opary gorącej herbaty bijącej w jej twarz, czy z całkiem innego powodu. Usiadł na krześle naprzeciw i oparł głowę na dłoni, a łokieć na blacie stołu. Spojrzała na niego pytająco, jednak jedynie delikatnie usiósł kąciki ust dając tym samym znać, że nic się nie dzieje. Wzruszyła nieznacznie ramionami po czym dalej rozglądała się po otoczeniu. Nigdy by jej tego nie przyznał, ale i ona fascynowała jego. Była zdecydowanie inną kobietą niż jakakolwiek, którą w życiu spotykał. Była silna i uparta ale również skrajnie wrażliwa i nazbyt mądra co często doprowadzało do konfrontacji tych cech w zależności od sytuacji. Umiała jednak pogodzić każdą sprzeczność jaka w niej zaistniała. Tak po prostu, jakby było to naturalne potrafiła cieszyć się i płakać z rozpaczy. Wściekała się, ale nie zapominała o swojej miłości do ludzi. Była jednym, wielkim nieporozumieniem cech charakteru, czego Severus nie umiał pojąć. Tak, on również potrafił zachować spokój kiedy się denerwował ale to była jego maska, a ona po prostu taka była. Zastanawiał się co takiego sprawiło, że tak mądra kobieta w pewien sposób zainteresowała się jego osobą. Przecież nie był ciekawym człowiekiem pod żadnym względem.
Każdy ma swoje popierdolone hobby
Przypomniał sobie jej słowa podczas kłótni. Najwidoczniej jej hobby był on. Nie wiedział, czy jest to dla niego bardziej niedorzeczne czy może niemożliwie napawa go dumą. Czuł, że z każdą chwilą, w której przypomina sobie tą jej fanaberie obrasta w piórka. Nieświadomie uśmiechnął się pod nosem, co nie umknęło uwadze gryfonki. Patrzyła na niego i nie mogła się nadziwić, że Severus Snape, Postrach Hogwartu potrafi robić tak maślane, niknące w chmurach oczy. Chwila ta jednak nie trwała długo i w końcu się opamiętał po czym skrzywił. Wybełkotał ciche "chodźmy" po czym wstał od stolika niecierpliwie czekając. Kobieta zapłaciła madame Puddifoot i wyszła na zimny, jesienny wiatr. Dobiegała godzina piętnasta, więc postanowiła powoli kierować się do Trzech Mioteł i spotkać z resztą przebywającego tam grona pedagogicznego. W zamyśleniu zapomniała jednak szeroko ominąć gospodę "Pod Świńskim Łbem", gdzie przez szybę dostrzegła dwójkę niespodziewanych osób. Zdziwiona i zaniepokojona rzuciła na siebie zaklęcie kameleona i wyciszyła swoje kroki po czym weszła do baru. Szybko zatrzymała dźwięk dzwonka, który chciał już obwieścić jej przybycie i ominęła wśród stolików zapijaczonych kilentów. Usiadła najbliżej jak się dało koło dwójki interesujących ją osobników. Dopiero wtedy mogła usłyszeć ich przyciszoną rozmowę.
- Albus, to zły pomysł. - Rozpoczął wysoki chłopak z rudą czupryną niesfornych włosów.
- A chcesz zawsze tak żyć? Co nas lepszego spotka? Praca w którejś kawiarni? Pisanie książek? Sprzedawanie jakiś badziew? Czy może chcesz wrócić do Hogwartu jako nauczyciel? Scorpius, ja mam tego dosyć. - Najmłodszy Potter pokręcił głową ze zrezygnowaniem.
- A czego ty chcesz? Wojny? - Wysyczał dobitnie posmutniały Malfoy.
- Tak. Chce wojny. Nie będą mnie już traktować jak maskotkę rodziny Potterów. A ty chcesz, żeby ciebie traktowali jak wyrzutka Malfoyów? Bo jesteś inny niż reszta twojej rodziny? - Podsycał sam siebie zielonooki.
- Nie, ale zrozum, że wojna to nie sposób.
- A co nim jest? - Rudy jednak nie odpowiedział. - Właśnie, Scorpius, nic innego. Tylko potęgą możemy im pokazać, że z nami nie ma przelewek.
- Co proponujesz? Dąłączyć się do Kruma? - Rozmawiali coraz to bardziej przyciszonym głosem, więc Hermiona musiała podejść bliżej.
- Lebroo wraz z resztą do nich należą. Rozmawiałem już z nim. Zgodzili się dać nam szanse.
- I nie omówiłeś tego ze mną? - Wyrzucił niedowierzając Malfoy.
- Wiedziałem, że nie będziesz chciał się zgodzić.
- Dobra, ja się w to nie ładuję. Jak ma być to tak będzie i tobie też radzę się ogarnąć zanim będzie już za późno. Odezwij się jak sobie to przemyślisz Potter. - Scorpius gwałtownie wstał o mało nie przewracając krzesła po czym ruszył w kierunku drzwi. Zatrzasnął je za sobą, a Albus podszedł do lady. Hermiona oczywiście za nim. Wybełkotał coś do niezbyt zadowolonego barmana po czym opuścił lokal. Hermiona postanowiła się nie wtrącać do faktu, że chłopcy w ogóle zostali tu wpuszczeni. Tą sprawę może pozostawić na później. Zamiast tego śledziła drogę którą podążał Albus. Westchnęła z ulgą, kiedy wszedł on do Trzech Mioteł. Kiedy zniknął jej z zasięgu wzroku zdjęła z siebie zaklęcie i naciągnęła na twarz uśmiech by wejść do budynku. Przeczesała wzrokiem sale, jednak nigdzie nie znalazła nauczycieli. Zauważyła natomiast Sherlocka i Johna pijących kremowe piwo i rozmawiających o czymś – jak się domyślała wesołym. Kiedy ją spostrzegli, pomachali do niej, a ona postanowiła podejść. Nie dosiadła się jednak. Nachyliła się jedynie, i niewerbalnie rzuciła muffliato na otoczenie.
- Póki co dajcie spokój z Malfoyem i Potterem. Zajmijcie się zbieraniem innych sojuszników. - Przekazała im szybkie informacje po czym zdjęła zaklęcie i odeszła od ich stolika. Skierowała się do lady gdzie stał młody barman.
- Witam w Trzech Miotłach! Rozumiem, że panienka to panna Granger? - Zdziwiona dziewczyna skinęła głową. - Zatem proszę za mną, zostałem uprzedzony o pani przybyciu.
Chłopak uśmiechnął się do niej po czym wpuścił ją za ladę. Poprowadził Hermionę w kierunku schodów, a następnie po nich na mały korytarz z trzema parami drzwi. Zapukał do tych ostatnich, a kiedy rozległo się donośne "proszę" głosem Rosmerty wpuścił nauczycielkę do pokoju. Zamknął za nią drzwi, a ona miała zaszczyt przyglądać się posępniałym twarzą trójki nauczycieli i nieoczekiwanemu czarnowłosemu rosjaninowi.
- Dzień dobry, panno Granger. - Skłonił się rusek używając idealnej angielszczyzny.
- Dzień dobry, panie Karkaroff. Dobrze pana widzieć. - Uśmiechnęła się do niego przyjaźnie, na co Igor odpowiedział tym samym.
- Usiądź moja droga, muszę cię o czymś poinformować. - Wtrąciła pochmurnie dyrektorka. Hermiona posłusznie wykonała rozkaz.
- Rozumiem, że nie będą to dobre wieści? - Spytała czując jak w powietrzu narasta ciężar atmosfery. Przez moment panowała cisza przerywana jedynie ciężkim oddechem Hagrida.
- Krum rozpoczął niewypowiedzianą wojnę. - Rozpoczęła nauczycielka po chwili przerywając, a Hermiona czuła jak minuty biegną w cięmiężniczo wolnym tępie.
- To znaczy, co zrobił? - Pospieszyła, ale Minerwa nie chciała odpowiedzieć, więc za nią odezwał się Karkaroff.
- Harry Potter nie żyje.
0 notes
mary-by-death · 3 years
Text
5m - Rozdział V
Hermiona nie rozumiała nic z rozumowania krukona. Natomiast Watson zdawał się idealnie wiedzieć o co chodzi. Dziewczyna spojrzała wciąż pokryjomu na Snape'a, który był tak samo zdezorientowany jak ona. John wstał szybko ze swojego miejsca.
- Przepraszam, za chwilę wrócę. - Grzecznie uprzedził za nim opuścił komnaty Hermiony.
- Rozumiem, że profesor Snape znajduje się teraz tu z nami. - Bardziej stwierdził niż zapytał Sherlock.
- Na wieki wieków amen. - Zakpił Snape, czego oczywiście nie mógł usłyszeć uczeń. Hermiona kiwnęła głowę z delikatnym uśmiechem rozbawienia wywołanym przez komentarz Snape.
- Zatem prosiłbym o szczegółową opowieść wydarzeń przez które znalazł się w postaci ducha niewidocznego dla nikogo oprócz pani.
Hermiona dość szybko zaufała obojgu, więc od razu zaczęła opowiadać wszystko co powiedział jej Snape. Sam obiekt zainteresowań był tym bardzo znudzony, a zaciekawił się dopiero wtedy kiedy Hermiona zaczęła przedstawiać Holmesowi swoje własne wnioski. Pod koniec jej monologu powrócił John, oczywiście pukając do drzwi bo wstępu jako takiego nie miał. Przyniósł ze sobą stos papierów i szkolną torbę. Papiery odłożył na stolik, a z torby wyciągnął magiczne pióro i notes oprawiony w skórę. Hermiona żywo się tym zainteresowała, podobnie Snape. Jednak on miał do nich łatwiejszy dostęp – podleciał koło Watsona i zaczął czytać pierwszą kartkę.
- Granger, to są karty osobowościowe. Na tej pierwsze jesteś ty. Wszystko co lubisz i nie lubisz, cała twoja przeszłość. W gruncie rzeczy wszystko co o tobie wiadomo i można w jakiś sposób samemu wywnioskować. - Poinformował Severus delikatnie niepewny.
- Chłopcy, co wy sobie wyobrażacie tworząc karty osobowościowe?! Wiecie jakie one są niebezpieczne? - Skarciła ich Hermiona, na co Watson delikatie się zarumienił, ale Holmes wzruszył jedynie ramionami.
- Natomiast bardzo przydatne. Dzięki temu jesteśmy w stanie wyjaśnić wiele sytuacji, między innymi aktualną. Z góry może pani wykreślić swoją teorię o Krumie. Nie jest on człowiekiem od jakiś pięciu lat. John, karta Kruma. - Watson przez chwilę grzebał w stosie papierów po czym podał ją Sherlocowi. - Wiktor Krum umarł pięć lat temu w Azkabanie poprzez pocałunek dementora. Jednak to nie był koniec wydarzeń z nim związanych. Osoby, które zaszły mu za skórę w niedługim czasie po jego śmierci same ginęły albo zostawały zamknięte w św. Mungu. - Spojrzał się sugestywnie na Hermionę. Zlustrował szybko jej postać po czym westchnął. - Powinna pani więcej jeść i sypiać. I oderwać się w końcu od przeszłości, bo ewidentnie to wykańcza pani umysł i ciało.
Zmiana tematu przez krukona była dla dziewczyny tak samo jak dla Severusa niespodziewana. Nie zrozumieli nic z jego słów – oprócz tego, że jest z Hermioną źle. Spojrzeli po sobie bez krępacji po czym Snape wybąkał coś o tym, że jest to bardzo pyskaty chłopak i przydałoby mu się mycie kociołków bez użycia magi tak na trzy godziny.
- Sherlock, o czym ty mówisz? - Spytała nauczycielka marszcząc brwi.
- O pani stanie zdrowia fizycznym i psychicznym. - Widząc, że wciąż Hermiona nic nie rozumie złapał się za nasade nosową. - Ma pani zapadnięte oczy i rozszerzone źrenice co świadczy o pani złym sypianiu. Wystające żebra i nadgartki mówią o nieprawidłowym odżywianiu. Natomiast pani włosy niedbale, choć ładnie ułożone przywołują na myśl pani przeszłość, podczas której nie miała pani czasu na przejmowanie się samą sobą. Nosi pani naszyjnik i kolczyki, które zostały źle dobrane do pani urody, a ma pani dobry skromny gust więc nie mogła sobie pani kupić ich sama. Dostała je pani od kogoś i to bardzo dla pani ważnego. Przez ostatnie lata interesowała się pani profesorem Snapem, więc sukienka w kolorach Slytherinu jest oznaką przywiązania się do jego osoby. Wyniszcza to panią psychicznie ponieważ pani prosty sposób obycia zmienia się na bardzo skomplikowany i w nieładzie. - Odpowiedział jej ciągłym monologiem, co kolejny raz tego dnia zbiło dziewczynę z nóg, tak samo jak Severusa, który usiadł i się nie odzywał wpatrując się w chłopaka. Hermiona wiedziała, że jest to jego reakcja niedowierzania.
- Sherlock... Nie mówimy teraz o profesor Granger tylko o Krumie i profesorze Snape. - Zatrzymał cały przebieg rozmowy Watson. - Napisałem do Lestrade'a z prośbą o informacje związane z Lilią...
- I pewnie nie wie nic innego niż to, że jest mugolaczką. Wyciągnij jej kartę, Lestrade nic nie pomoże. - Holmes machnął ręką na aurora, którego znała Hermiona.
- I tak się tu pojawi. Dyrektorka już zgłosiła sprawę do Ministerstwa. - przerwała Hermiona. - Wróćmy proszę do tematu Kruma. Mówiłeś, że jego potencjalni wrogowie mieli przykre wydarzenia zaraz po pocałunku dementora. Rozumiem, że uważasz iż jego dusza jednak to przeżyła?
- Brawo, pani profesor. Dokładnie tak. Dowiedziałem się również, że jest to możliwe w momencie, w którym osoba całowana przez dementora ma silne motywacje, jest nieugięta w swoich przekonaniach i nie zapomina o nich myśleć pozytywnie nawet w momencie samego pocałunku.
- Nie pytaj skąd ten chłystek to wie, sam nie chce wiedzieć. - Wtrącił się Snape, na co Hermiona kiwnęła głową.
- W takim razie dlaczego mógł widzieć Snape? - Zapytał Watson. - Żaden duch go nie widział, tylko on.
- To proste, Watson, zawodzisz mnie. - Odparł oschle krukon. - Krum nie jest duchem, podobnie jak Snape. Są duszami.
- A to nie to samo? - Spytała znów zdezorientowana Hermiona.
- Nie, pani profesor. Duch jest tylko przeźroczystą materializacją duszy, która ma swoje miejsce w świecie sacrum. Jeśli natomiast dusza pojawia się na ziemi oznacza to, że nie ma swojego miejsca. Ciało profesora Snape zostało pozbawione duszy poprzez czarnomagiczne zaklęcie.
- Odpraw ich, Granger. - Snape był czymś mocno przejęty, więc Hermiona się z nim zgodziła.
- Dobrze, chłopcy, starczy na dzisiaj. Jest już późno, powinniście iść spać. Muszę przemyśleć te informacje. Przyjdźcie do mnie jutro po kolacji. - Przerwała całą debatę. Watson wydawał się być lekko zawiedziony, a Sherlock z obojętnością opuścił pomieszczenie nawet się z nią nie żegnając. Watson kiwnął tylko głową i poszedł za nim.
- Skąd te gówniarze to wiedzą?! - Wrzasnął nagle Snape. - Przecież nikt nie mógłby mieć dostępu do takich informacji! Nawet Dumbledore nigdy nie umiał mi odpowiedzieć na pytania dotyczące duszy.
- Sam pan nie chciał żebym pytała. - Odparła Hermiona idąc z trzema filiżankami do kuchni.
- To trzeba było mnie nie słuchać. Nagle ci się zachciało ze mną współpracować. - Hermione delikatnie mówiąc zatkało. Czy Snape właśnie przyznał się do błedu?
- Nie patrz tak na mnie. Ciebie też ich wiedza przeraża.
- Bo nas przerasta. Ani ja, ani pan nigdy nie posiedliśmy takiej wiedzy. Nie ważne jak się staraliśmy. Ale uważam, że można im zaufać. Sherlock, choć jest specyficzny to zdaje się być szczery w tym co mówi.
- Oh, to na pewno. Nie ważne skąd to wie, na pewno jest świadom, że tak po prostu nie rozpowiada się takich informacji.
Severus był skwaszony, dla Hermiony wyglądał jak naburmuszony chłopczyk. Głowę miał schowaną w ramionach zaplecionych na piersi. Wzrok mówił "to nie sprawiedliwe", a mina "ja też tak chce". Zdecydowanie poprawiło to Hermionie humor.
- Wie pan co, jeśli tak dalej pójdzie, to rozwiążemy pana problem w niedługim czasie. Mamy już jakieś konkrety. Z informacji Holmesa wynika, że trzeba znaleźć panu miejsce.
- Raczej chodziło, że znaleźć miejsce w świecie Sacrum, jak on to nazwał.
- Nie do końca. Bo nie ma pan miejsca, więc znalazł się pan tu, na ziemi. Czyli może tu pan ma znaleźć swoje miejsce.
- Za mało informacji Granger. Powstają tylko nowe pytania. Dziś jest już na nie za późno. Idź lepiej spać. Chłopak miał racje, źle sypiasz. Pod prysznic i spać.
Następnego dnia było wielkie zamieszanie w szkole. Lekcje praktycznie się nie odbywały ponieważ albo nauczyciel musiał nagle wyjść, albo uczniowie byli zbyt rozproszeni i tracili ogromną ilość punktów dla swoich domów, bo oczywiście nic się przed nimi nie ukryło. Hermiona również słabo myślała, jednak zarejestrowała fakt, że ani Holmesa ani Watsona nie było na lekcjach. Pewnie oboje robili wszystko by jak najlepiej rozwiązać sprawę Kruma i zapewne połączyli jego wątek ze Snapem. Hermiona czuła lekką obawę przez fakt, że przedstawiła im historię Severusa. Cieszyła się jedynie, że mężczyzna nie był na nią o to zły.
Po południu podczas obiadu musiała wcisnąć w siebie dwa razy większą porcję jedzenia niż zazwyczaj, gdyż Snape wziął sobie głęboko do serca słowa chłopaka. Wolała nie pytać dlaczego tak było. Natychmiast po zjedzeniu poszła do Skrzydła Szpitalnego, gdzie panował niezwykły chaos. Aurorzy pilnowali wejścia z początku nie chcąc wpuścić Hermiony, lecz pewna osoba podeszła do nich i kazała im ją przepuścić.
- Witam, panno Granger. - Blondyn podał jej dłoń, którą oczywiście uścisnęła.
- Witaj, Draco. Nie musisz zwracać się do mnie tak oficjalnie, nie jestem już twoim szefem. - Uśmiechnęła się do niego niepewnie, a on się odwdzięczył.
- Słyszałem, że na własną rękę zajęłaś się tą sprawą.
- Tak. Wiesz, nawyki z młodości. - Zażartowała, co rzeczywiście rozśmieszyło Malfoya. - Dziewczyna się obudziła?
- Tak. Dziwne, bo po takim opętaniu powinna spać jeszcze trzy dni minimum. Coś się tu dzieje poza zasięgiem naszych oczu.
- Zdecydowanie. Spróbujmy to zobaczyć. Masz jakieś informacje o śmierciożercach?
- Tylko o atakach na mugoli. Więcej będzie wiedział Lestrade. - Draco wskazał palcem na bruneta w jasnej marynarce rozmawiającego z Lilią. Podziękowała blondynowi i podeszła do Grega. Mężczyzna zaledwie trzy lat temu skończył Hogwart ale był bardzo utalentowanym aurorem. Z góry Ministerstwo postanowiło przyjąć go na praktyki, co w zasadzie w miarę dobrze się skończyło.
- Cześć, Hermiono. Coś ciekawego? - Odezwał się Lestrade dobrze znając się z Granger.
- Witaj, Lestrade. No właśnie też chciałabym się tego dowiedzieć. Potrzebne mi są informacje dotyczące aktywności śmierciożerców. - Spytała jakby nigdy nic.
- Nie powinienem, nie jesteś już w Ministerstwie. - Greg miał pewne obawy, dlatego też Hermiona postanowiła wyciągnąć swoje dwa argumenty. Stanęła na palcach by zbliżyć się do ucha aurora.
- Holmes i Watson. Czy to wystarczy, by cię przekonać? - Wyszeptała pewna siebie.
- Dobra, przyjdę do ciebie zaraz po zeznaniach. - Oświadczył.
- Spokojnie, posłucham co ma do powiedzenia moja uczennica.
- No dobrze. Zatem, pannienko Lofter mówiła pani, że czuła się dziwnie w momencie, kiedy opętaniec opuścił pani ciało. Proszę to jakoś opisać. - Kontunuował przesłuchanie Greg.
- To... Miałam wrażenie, jakby ten opętaniec z kimś walczył, jakby ktoś próbował go ze mnie wypchać. To tak jakby była czarna i czysto-biała magia. Żadnego bólu jednak przy tym nie czułam. Zamiast tego była między tą walką, a mną jakaś bariera, jakby mnie to nie dotyczyło. To było dziwne. - Dziewczynka zacisnęła oczy i objęła się ramionami. W między czasie podeszła pani Pomfrey.
- Dość już tego przesłuchania. To tylko dziecko! Ledwo się obudziła, dajcie już jej spokój! - Nakrzyczła na nich pielęgniarka.
- Dobrze, Poppy, masz całkowitą racje. Ale pozwól, że zadam jej ostatnie pytanie. - Przy akompaniamencie narzekań kobieta ustąpiła. - Lilia, powiedz mi proszę, czy jesteś w stanie nam powiedzieć od kogo pochodziła ta czysto-biała magia? Czy od człowieka czy innej istoty? - Dziewczynka pokiwała energicznie głowa i wzięła głęboki wdech.
- Jestem pewna, że od człowieka, czarodziejki. I na pewno była to dziewczyna. Rozmawiali, ale nic nie rozumiałam. To był damski głos, młody damski głos. - Lilia zaczęła się trząść.
- Starczy! Wynocha mi stąd! - Oburzyła się Poppy i odepchnęła ich od łóżka dziewczynki.
Granger nie mając wyjścia opuściła pomieszczenie. Za nią podążył Lestrade. Malfoy również chciał z nimi porozmawiać, jako że był drugim do tej sprawy przydzielonym Szefem Departamentu. Hermiona zastanawiała się, czy mu na to pozwolić, aż w końcu odezwał się Snape.
- Uważaj na to co mówisz i jak. Ani Lestrade ani Malfoy za dużo nie powinni wiedzieć.
Zrozumiała jego przestrogę i zamierzała się do niej stosować. Dlatego też kiedy usiedli u niej w salonie nie chciała od razu przechodzić do poważnych spraw.
- Draco, powiedz mi, jak na imię ma twoja żona? - Malfoy zarumienił się i zacząłl uciekać wzrokiem. - Czyli jednak, ożeniłeś się z Ginny?
- Hermiono, myślałem, że chcesz porozmawiać o czymś innym. - Przerwał jej od razu Greg.
- Owszem, ale to pytanie dręczy mnie od miesiąca. Tak czy nie, Draco?
- Tak. Ożeniłem się z Ginny. - Odparł w końcu z surowym wzrokiem jakby mówiąc: nie pozwalam ci jej za to potępiać. Hermiona jednak na przekór jego minie uśmiechnęła się.
- Przyjemnie to słyszeć. Czyli to o to Ginny pokłóciła się z rodziną? - Draco jedynie pokiwał głową szczerze zaskoczony tym jak dziewczyna to przyjęła. - Faktem jest, że mamy teraz poważniejsze sprawy na głowie. Chciałabym jednak spotkać się z Ginny, jednak wydaje mi się, że ona tego nie chce. Nie odpowiadała mi na listy, ale nie wiem dlaczego. Czy byłaby jakaś możliwość, żebym mogła z nią porozmawiać?
- To zależy jaka będziesz w stosunku do niej.
- Draco, muszę się powtarzać? Cieszę się, że jesteście razem. Długo już z tobą pracuje i chyba sam zauważyłeś, że nie traktuje cię jak wroga. O ile jesteście szczęśliwi o tyle i ja jestem. Chce z nią odnowić kontakt, to tyle.
- Pomyślę nad tym. Nie wiem jak Ginny to przyjmie. - Hermiona pokiwała głową, po czym zwróciła się do Grega.
- Słucham Greg, co wiesz? - Bez owijania w bawełne spytała.
- Śmierciożercy ostatnio są bardzo aktywni. Najbardziej Kabemowie i Helmerowi. Wiem, że ich złapałaś, ale okazało się, że w Azkabanie mamy zdrajcę. Niestety... Uciekli dość łatwo. Zdrajca został złapany i przesłuchany. Wyciągneliśmy z niego jedynie tyle, że nasłał go przywódca Nowych Najwierniejszych, jak to określił. Dorzucił do tego, że nastanie nowy świt, taki jakiego pragnie mistrz. Jedynie co mnie martwi to to, że był on młodym rosjaninem, a dla nich mistrzem jest....
- Karkaroff - Zakończył za niego Malfoy.
- To nie możliwe, naprawdę niemożliwe. - Zaprzeczyła szybko Hermiona.
- Nie byłbym taki pewny. Karkaroff ostatnimi czasy również się uaktywnił. Widziano go w miejscach o niezbyt dobrej opini. Krążą po zapyziałych pubach informacje, że dopytuje się o Pottera, i jego aktualne życie. Również szuka informacji na temat miejsc od których bije czarna magia.
- A takie miejsca zazwyczaj posiadają w sobie albo czarnomagiczne artefakty, albo delikatnie mówiąc pamiątki po Czarnym Panie. - Dodał Draco wciąż bojąc się wymówić prawdziwe imię Voldemorta.
- Nie, wiem co mówię. Karkaroff nie jest naszym wrogiem, wierzcie mi.
- Skąd możesz to wiedzieć, Hermiono? - Greg stwierdził, że Hermiona zachowuje się odrobinę podejrzanie. Nie wiedziała co ma mu odpowiedzieć, nie mogła tak po prostu ujawnić tych informacji, nie była do tego uprawniona.
- Poślij po nią. - Usłyszała komendę Snape i uznała, że jest to najlepszy pomysł.
Wyczarowała patronusa, który jakoś nie potrafił przyjąć kształtu, ale nie rozczulała się nad tym zbytnio. Posłała go do pewnej kobiety z jednym słowem "Karkaroff", po czym poprosiła o chwilę. Greg odrobinę niepewnie zgodził się na to. Po pięciu minutach usłyszeli donośne i szybkie pukanie do drzwi. Hermiona nie trudząc się by podejść zaklęciem otworzyła swoje wrota, przez które wpadła zdyszana kobieta.
- Czy coś mu się stało? Wiesz coś Hermiono? - Zapytała mocno przejęta Minerwa patrząc na dziewczynę szeroko otwartymi oczami. Dopiero po paru chwila zorientowała się, że nie są w pomieszczeniu same. Wyprostowała się, otrzepała, odchrząknęła po czym zamknęła powoli drzwi. Podeszła do kanapy i usiadła koło Hermiony, a na przeciwko urzędników. Spojrzała po wszystkich lekko zdezorientowana.
- O co chodzi, że musiałaś ściągać mnie w tak brutalny sposób? - Była lekko oburzona.
- Wybacz, Minerwo, ale właśnie o niego. Ministerstwo podejrzewa, że Karkaroff przejął dowodzenie nad niedobitkami śmierciożerców. - Wytłumaczyła spokojnie Hermiona.
- Słucham?! Ależ absolutnie! - Kobieta się oburzyła już całkowicie.
- Wyjaśnij im jego aktualne zajęcie. - Poprosiła, wciąż spokojnie Hermiona.
- Dobrze, już dobrze. Wraz z Igorem poszukujemy śmierciożerców na własną rękę. Być może to już nawyk po wojnie, po działaniu w Zakonie Feniksa, jednak fakt, że tylu niedobitków wciąż przetrwało jest niepokojojące. Dodatkowo dowiedzieliśmy się, że przybywa świeżej krwi. Wciąż rekrutują i nabierają nowej siły. Nie możemy dopuścić, by doszło do trzeciej wojny w ciągu jednego stulecia!
- Zatem jak pani wytłumaczy fakt wypytywania się o Harrego Pottera? - Dopytywał wciąż nieprzekonany i jakby lekko rozdrażniony Lestrade.
- To na moje zlecenie. Zabieg ostrożności, chcemy wiedzieć ile to nowe zrzeszenie wie o Harrym, bo przecież to on jest Chłopcem-Który-Przeżył. - Kobieta przewróciła oczami podobnie jak zrobił to Snape.
- Zatem to przez panią Karkaroff znajduje się w takich miejscach i poszukuje czarnej magii?
- Tak. Chcemy wyprzedzić ich o krok. Zbierają wszystko co jest możliwe, a dotyczy czarnej magii i Voldemorta. Połowa zbiorów jest już u mnie w gabinecie. Mogę je wam przekazać, ale dopiero po dokładnym ich przebadaniu.
- To jest pogrywanie z czarną magią, pani dyrektor! Poza tym, Karkaroff nie jest wierzytelnym źródłem informacji.
- Ale profesor McGonnagal tak, Greg. - Wtrącił nagle Draco. - Posłuchaj, Karkaroff nigdy nie był prawdziwym sługą Czarnego Pana. Uciekał od niego gdzie się da, bo taka jest prawda. Dopiero Snape przekonał go, że zamiast uciekać powinien z nim walczyć. Nie wiem co zrobił, ale nagle znikł i słuch o nim zaginął, o co oberwało się właśnie Snapeowi bo był za niego odpowiedzialny.
- Pamiętam. To były dopiero paskudne tortury. - Skomentował Snape, na co Hermiona miała ochotę się roześmiać, ale jedynie podniosła deliaktnie kąciki ust wyglądając na pewną siebie. Do tego zmieniła pozycję podpierając łokcie na kolanach a głowę na splecionych dłoniach.
- Greg, jakby to było dla ciebie mało, to przypomne ci o dwóch wspaniałych inwigilatorach, których możesz o to zawsze zapytać. Dobrze wiesz, że na temat osób wiedzą więcej niż Ministerstwo. - Odparła pewna siebie.
- Dobrze, już dobrze. - Lestrade ustąpił bardzo łatwo, co ucieszyło Hermionę. - Zeznania pań będą dodane do akt sprawy i rozpatrzone jak najbardziej pozytywnie, już ja się o to postaram. Co do twoich inwigilatorów, Hermiono, to przestań mnie już nimi szantażować. - Podniósł ręce w geście poddańczym, na co Hermiona się roześmiała, a Malfoy z Minerwą patrzyli się na nich zdziwieni.
- O kim wy mówicie? - Spytał Draco.
- Nie ważne. Każdy ma swoje wtyki, Draco. - Odparł niechętnie Lestrade.
- Skoro tą sprawę mamy już z głowy, to przejdźmy do dalszych informacji, Greg. Gdzie najczęściej zachaczają ci Nowi Najwierniejsi pomijając ataki na mugolaków? - Hermiona nakierowała rozmowę na prawidłowy dla siebie tor.
- Ja muszę się już zbierać. Żegnam państwa. - Minerwa niespodziewania wyszła jak najszybciej się dało.
- Cóż... - Greg spojrzał na nią zdezorientowany, ale w końcu machnął na kobietę ręką. - Najczęściej widać ich aktywność w Hogsmeade, Dziurawym Kotle, na ulicy Nocturna i oczywiście w ślad za Karkaroffem. Średnią aktywność można też zobaczyć właśnie w Durmstrangu.
- Rozumiem... W Durmstrangu zapewne rekrutują młodych czarodzieji. - Hermiona zaczęła rozmyślać na głos, ale szybko się opamiętała i by wyjść z sytuacji obronną ręką westchnęłą ciężko i przetarła oczy. - Dobrze, dziękuję wam bardzo. To tyle co chciałam wiedzieć.
Malfoy z Lestradem pokiwali głowami po czym wstali z foteli. Przeszli przez pokój i stanęli przy drzwiach narzucając na siebie płaszcze. W końcu pożegnali się z Hermioną, która w głowie już układała teorię.
- Hermiono, proszę byś nie pakowała się w coś z czym nie będziesz umiała się zmierzyć. - Odezwał się na odchodnym Greg.
- Spokojnie. Przez całe życie zmagałam się z sytuacjammi które mnie przerastały. - Chciała zbyć urzędnika nie kładąc wielkiej wagi na jego słowa.
- Z tą różnicą Granger, że tym razem masz tylko mnie, ducha który ci nie pomoże.
* * *
Wieczorem Hermiona czekała zasypana papierami na dwójkę uczniów z którymi miała kontunuować rozmowę. Posiadała już parę nowych informacji, a co za tym idzie – większą ilośc teori do rozważenia. Układanka była trudna i wielotorowa. Z jednej strony zajmowała się Nowymi Najwierniejszymi. Z drugiej natomiast był Snape i Krum jako zabłąkane dusze. Do tego miała również do rozwiązania zagadkę związaną z czysto-białą magią pochodzącą od młodej kobiety. Nie wiedziała jak ma to wszystko ugryźć. Czuła, że powoli się gubi w tym wszystkim, a wiedziała, że wszystko jest ze sobą połączone. Była zmęczona ale nie mogła zwolnić tempa teraz, kiedy cała zagadka dopiero go nabrała. Snape póki co nie odezwał się do niej ani słowem, ale cały czas się jej przypatrywał swoim nieprzyjemnie przenikliwym wzrokiem.
W końcu nadeszło pukanie do drzwi. Hermiona ponowiła zabieg otwierania zaklęciem i wpuściła do swoich komnat znudzonego Sherlocka i lekko zdegustowanego Watsona. Gryfon na pewno czuł się trochę nieswojo, natomiast krukon był zobojętniały. Kobieta przywitała ich i poprosiła by usiedli. Przywołała trzy filiżanki herbaty i postawiła przed każdym.
- Słyszeliśmy, że rozmawiała dzisiaj pani z Lestradem. - Rozpoczął rozmowę John.
- Tak, zgadza się. Dowiedziałam się pare rzeczy o śmierciożercach. Jak się przemieszczają, czego szukają, jak się rozwijają. - Odparła, a Holmes niekulturalnie ziewnął.
- Same nudy pani profesor! - Zawył chłopak. - Krąży pani tylko wokół sedna sprawy nie zliżając się do niego. Sensem są dusze, nie ci Nowi Najwierniejsi. - Holmes wykrzywił się delikatnie i machnął na informacje dziewczyny ręką. Hermiona poczuła się nieprzyjemnie, ale zawiązała swój temperament daleko od rzeczywistości.
- Zatem słucham cię, Sherlocku.
- O duszach już pani opowiadałem. Natomiast teraz trzeba przeanalizować historię tych konkretnych. Co do Kruma, to wiemy dlaczego oderwał się jedynie od ciała a nie umarł. Natomiast co ze Snapem, to w gruncie rzeczy nie mamy odpowiedzi na to pytanie. Dlatego poszperałem trochę w Kronice Wielkich Czarodziejów i znalazłem tom poświęcony Snapeowi.
- Jak zdobyłeś Kronikę Wielkich Czarodziejów!? - Wykrzyknęli jednocześnie Severus z Hermioną. Holmes spojrzał na kobietę jak na idiotkę po czym westchnął.
- Ludzie się bardzo prości, pani profesor. A strażnik, chodź nieśmiertelny, ma charakter człowieka.
- Mam nadzieję, że nie zrobiłeś mu kiślu z mózgu, Sherlock? - Zapytał ostrożnie Watson na co krukon spojrzał najpierw na przyjaciela a potem na nauczycielkę po czym wzruszył ramionami. - Sherlock...
- Nie rozumiem o co ci chodzi. Nie moja wina, że lubi się popisywać.
Watson jedynie westchnął, ale Hermiona nie zamierzała dalej wnikać. Chłopak miał smykałkę do ludzkiej psychologii, czego Hermiona nie pojmowała. Snape natomiast wyglądał jakby rozumiał zachowanie krukona. Nic dziwnego, w końcu sam był świetnym manipulantem.
- Dobrze, czego się dowiedziałeś? - Hermiona znów nawróciła rozmowę.
- Wiele ciakawych smaczków na temat profesora. - Sherlock uśmiechnął się dziwnie, a Snape lekko zadrżał. - Tak czy inaczej jest pare powodów dla których Snape mógłby sprzeciwić się śmierci całkowitej. Jednak nie wykorzystał żadnego z nich. Dlatego ta decyzja nie należała do niego, ponieważ w stosunku do śmierci był bierny. Był przygotowany przyjąć to, co mu dadzą, bez żadnego sprzeciwu.
- Ale to nic nie zmienia. Wiemy przecież, że to nie jego wola pozostać tutaj.
- Niby tak. Ale to znaczy, że ktoś inny postanowił go tu zesłać. Ktoś martwy, bo żywy ma jedną tysięczną szansę sprowadzić duszę do świata żywych w ten sposób. Dlatego szukałem kto mógłby być do tego zdolny. Wyszło na to, że jedynie dwie zmarłe osoby. Jest to Dumbledore, a jak wiemy był on wysłannikiem od tych z góry, oraz Lucjusz Malfoy.
- Lucjusz? Dlaczego akurat on?
- Bo miał bardzo silny charakter.
- Wykreśl go, Granger. Lucjusz umarł przecież po mnie. - Wtrącił Snape, co Hermiona przekazała uczniom.
- Tak, to prawda.
- Zbadałem ciało Lucjusza Malfoya i nic nie wskazuje na to, że używał on tak silnej magii za życia. - Odezwał się w końcu John.
- Jak to zbadałeś jego ciało?
Przez dłuższą chwilę panowała cisza w której Hermiona była zbulwersowana metodami chłopców, Watson się zawstydził a Sherlock jak zawsze był zobojętniały. Kobieta wymasowała sobie skronie – nie mogła uwierzyć, że te dzieciaki są tak bezczelne i niepoprawne. Jednak po chwili doszła do wniosku, że przecież ona wraz z przyjaciółmi złamali w jedną noc piętnaście przepisów świata czarodziejskiego i Hogwartu.
- Dobrze, uznam, że to normalne. Co dalej? - Hermiona znów zaplotła ręce.
- Cóż, nic. Ktoś Snape wypchnął do świata żywych. Sposób żeby, wrócić do umarłych jest prosty, zrobić to czego chce tamten. Czego chce tamten... Zapewne chce panu pomóc. - Wywnioskował Sherlock w gruncie rzeczy nie dając nic nowego do sprawy.
- Holmes, my to wszystko wiemy! Tylko jak i co? - Hermiona zaczynała wątpić w swój wybór, a krukon natomiast zdawał się być coraz bardziej poirytowany.
- Wiecie, ale nie umiecie z tego skorzystać. Co robicie przy oklumencji?
- Wyrzucamy wszystkie uczucia i myśli.
- Właśnie, a tu trzeba zadziałać odwrotnie. Przecież to wszystko nie opiera się na magii tylko na psychologii i logice. Ten ktoś chce Snapeowi pomóc, czyli Snape musi sam się dowiedzieć w czym potrzebuje pomocy i odnaleźć sposób. On posłał go tu ponieważ tu musi być ta pomoc i jestem przekonany, że pani profesor jest do tego kluczem. - Wytłumaczył znudzonym głosem.
- Czyli uważasz, że powinienem jak idiota siedzieć i rozczulać się nad sobą? - Spytał Snape całkowicie świadom, że chłopak mu nie odpowie. Hermiona jednak pokiwała Severusowi głową na znak, że właśnie tak to zrozumiała.
- Chłopcy... Coś takiego jest niemożliwe, a tym bardziej w przypadku Snape. Rzeczy które powinien naprawić jest multum! - Zkontrowała teorię Sherlocka jednocześnie narażając się na zgrzyt zębów Severusa.
- Zdaję sobie z tego sprawę. O ile dobrze pamiętam, dzieliło was trzydzieści siedem metrów. - Zaczął kolejny raz wyjaśniać. - Ile Snape miał lat kiedy umarł?
- Dokładnie tyle.
- Właśnie. Każdy metr to rok życia.
- Ale metry skracają się w różnym odstępie czasowym. - Zaprotesotwała Hermiona, ale natychmiast zwróciła się w kierunku Snape który zaczął mówić.
- Nie w tym sensie, Granger. Kiedy skracają mi się metry ja popełniami kolejne błędy. Dlatego czuję ból.
- Dobra, rozumiem. Ale dlaczego ból przechodził kiedy wymawiałam jego imię, albo angażowałam się w jego sprawę.
- Tego jeszcze nie wiem, ale się dowiem. - Odparł pewny siebie Sherlock, po czym ziewnął.
- Dobra dzieciaki, idźcie już. - Oświadczyła Hermiona sama czując lekkie zmęczenie. Zauważyła, że Holmes spojrzał na nią spode łba, ale nic nie powiedział.
Kiedy opuścili komanty dziewczyny ta spojrzała na Snape. Był zły, zdecydowanie zły. Wzruszyła na to jedynie ramionami i pokierowała swoje kroki w kierunku łazienki. Rozebrała się i jak zwykle weszła do wanny na długą kąpiel. Rozsiadła się wygodnie i zaczęła myć. Po parunastu minutach znów spojrzała na Severusa, któy siedział na klozecie. Nie był już zły. Znów wpatrywał się w nią tym dziwnym wzrokiem. Uśmiechnęła się się delikatnie, a on odpowiedział jej tym samym.
- Satysfakcjonuje cię to, co nie? - Zapytał z tą swoją nonszalancją.
- Nie rozumiem o czym pan mówi. - Odwróciła się, ale kątem oka wciąż mu się przypatrywała.
- Kiedy patrzę się na twoje nagie ciało. - Wyjaśnił bez żadnego skrępowania.
- Nie, nie satyfkacjonuje mnie to. - Wstałą ukazując się w całej okazałości. Podeszła, wciąż nago do swojego byłego profesora i nachyliła się, a piersi zafalowały w przypływie ruchu. Snape spojrzał wpierw na piersi, a potem na jej twarz.
- Będę usatysfakcjonowana kiedy pana wzrok będzie mnie pożerał.
Ubrała się i wyszła zmuszając oszołomionego Snape do podążania jej krokiem. Nie wiedziała skąd jej się to wzięło, że tak po prostu rzuciła mu wyzwanie. Mężczyzna również nie mógł w to uwierzyć aż do momentu, kiedy nie położyła się i nie zaczęła czytać książki. Doszedł do wniosku, że również nie może się powstrzymać, by to wyzwanie przyjąć. Dlatego zdjął z siebie surdut i rozpiął całą koszulę po czym maniakalnie podwinął rękawy i zdjął buty. Ułożył się koło dziewczyny i również zaczął czytać. Zarejestrował fakt, że od momentu zrzucenia z siebie surdutu przypatrywała mu się z zaciekawieniem.
- Co pan robi, profesorze? - Spytała lekko niepewna.
- Tak bardzo chcesz mnie poderwać, a krępujesz się kiedy kładę się obok? - Spytał nastawiając się na nonszalancję. Patrzyła na niego zdezorientowana, ale w końcu powróciła do czytanej książki. Jednak ani Severus, ani Hermiona nie potrafili się skupić na czytanym tekście. Dlatego też co chwila rzucali w swoja stronę pokryjome spojrzenia jakby byli nastolatkami, a nie dorosłymi ludźmi. W końcu Hermiona poczułą zmęczenie, więc zamknęła książkę i ułożyła się na plecach obracając głowę w stronę Snape. Kiedy już przysypiała mruknęła słodko na co Severus roześmiał się rozczulająco. Resztką sił spojrzała na niego i uśmiechnęła się.
- Dobranoc Severusie. - Wymamrotała, ale mężczyzna dosłyszał jej słowa. Nie zastanawiał się nawet przez chwilę kiedy wyszeptał odpowiedź.
- Dobranoc Hermiono.
0 notes
mary-by-death · 3 years
Text
5m - Rozdział IV
Hermiona czuła się jak więzień własnych słabości. Z jednej strony chciała jak najgłębiej ukryć swoją fascynację Snape'm by samej nie pamiętać o tym. Ale z drugiej coś pchało ją ku prawdzie, by przedstawić mu wszystko co siedziało w jej głowie. Tylko, że to była Hermiona Granger, gryfonka, która nie mogła sobie pozwolić na brak dumy. Jednak była to również Hermiona Granger, kobieta zniszczona przez życie, której jedyną uciechą przez długi czas było wyszukiwanie informacji o ludziach. Fakt, że najciekawszy był Snape i to właśnie w nim się zatraciła był po prostu dziwny dla nich obojga.
- Mam rację, Granger i dobrze o tym wiesz. - Kontynuował kruszenie dumy dziewczyny poprzez swój zniewalający ton.
- I co z tego?! - Wrzasnęła mu prosto w twarz. - Tak, fascynuje mnie pan, ale czy to ważne? Każdy ma swoje popierdolone hobby! - Zdenerwowana i obdarta ze wszystkiego co kryła w środku swojego umysłu chciała uciec więc ruszyła się przed siebie z przeświadczeniem, że uda jej się przejść przez ducha. Patrzyła na niego i była bardzo zdziwiona kiedy poczuła przeraźliwe zimno, które nie pozwalało jej przejść przez eterycznego Snape'a. Odbiła się od niego i wróciła do ściany. Gdy spojrzała na niego ten się trząsł i zaciskał oczy i zęby w odruchu niewyobrażalnego bólu.
- Ostrzegałem cię, żebyś mnie nie dotykała. - Wycedził wciąż nie podnosząc wzroku na dziewczynę. Po chwili zobaczyła jak w sekundzie przestaje się trząść i upada na kolana szybko oddychając. Uklękła przy nim chcąc odruchowo go dotknąć, ale odskoczył od niej jak opażony i upadł na bok łapiąc się za głowę.
- Profesorze, co się dzieje? - Spytała przerażona.
- Odejdź Granger. - Jego słowa były ciche i powolne. Bardzo trudno było mu mówić poprzez ból.
- Ale prof...
- Powiedziałem spieprzaj! - Krzyknął na nią otwierając oczy przeraźliwie szeroko. Hermiona w przypływie strachu uciekła za drzwi sypialni gdzie oparła się o drewno i zjechała po nim na ziemię.
Co ja zrobiłam?!
Bała się o swojego byłego profesora. Nie ważne jak chciała to usprawiedliwać, to był częścią niej samej. Nie wiedziała co będzie jeśli coś mu się stanie. Z drugiej strony była zdziwiona niewiedzą. W żaden racjonalny sposób nie umiała wytłumaczyć aktualnej sytuacji – przecież Severus Snape był duchem!
Po paru dłużących się w rozmyślaniach minutach usłyszała przecinający powietrzę krzyk z salonu. Nie myśląc wbiegła tam i została sparaliżowana przez widok wygiętego w nienaturalny łuk półprzeźroczystego ciała Snape, który z wyjątkowo rozszerzonymi oczami wpatrywał się w nicość i próbował wyrwać sobie włosy. Nie wiedziała czy ma do niego podbiec czy raczej się zabić. Kiedy jej umysł wymieszał się z sercem doszła do wniosku, że lepiej się zabić, bo nie zniesie takiego widoku bólu, któremu nie może zapobiec. Widziała jak wydziera się w cierpieniu i poczuła jak ciekną po jej policzku ciepłe łzy.
- Zabij mnie! - Usłyszała i ujrzała wyrazisty ból w oczach Severusa. - Błagam cię, zabij mnie!
- Dość... - Wyszeptała ledwo łapiąc powietrze. - DOŚĆ! - Upadła przerażona na zimię płacząc w dłonie i nie czując nic oprócz strachu i niemożności. W końcu doszło do niej, że jej profesor przestał krzyczeć. Przestraszona spojrzała na niego i widziała jak powoli wstaje.
- Pro...fesorze? - Spytała niepewnie nie wiedząc jaką uzyska odpowiedź.
- Nie wiem co zrobiłaś... - Zaczął powoli klęcząc. - Ale pomogło.
Spojrzał na nią umęczonym wzrokiem. Chciała do niego podejść, pomóc mu, ale nie była w stanie, wiedziała, że przyniesie to odwrotny skutek niż by tego chciała. Poczekała więc aż wstanie, jednak za nim to zrobił znów się przewrócił i wylądował twarzą metr od fotela. Znów próbował wstać tym razem z satysfakcjonującym skutkiem. Otarł twarz dłonią i skierował się do fotela, do którego nie mógł dotrzeć.
- Granger... - Zaczął biorąc głęboki oddech. - Do fotela jest idealnie pięć metrów, ale nie mogę dalej iść.
Hermiona przyjrzała się dzielącej ich różnicy. Na oko mogła stwierdzić, że rzeczywiście dzielą ich już tylko cztery metry. Podeszła kolejny metr i dopiero wtedy Snape mógł zasiąść na fotelu.
- Ja... Ja nic nie rozumiem. Dlaczego nie mogłam przez pana przejść? Dlaczego to tak pana bolało? Dlaczego dystans zmniejszył się o metr?
- Skończ zadawać pytania! - Wrzasnął na nią ewidentnie zirytowany. - Nie umiem odpowiedzieć na żadne z nich.
Mężczyzna przetarł skronie. Hermiona natomiast chciała zadać mu kolejne pytanie na które umiałby odpowiedzieć, ale bała się to zrobić. Od samego początku ich dziwnej przygody nie widziała go tak zdenerwowanego, zmęczonego i cierpiącego zarazem. Nie chciała mu jeszcze bardziej szarpać nerwów. Mężczyzna oparł głowę o fotel i miał przymknięte oczy.
- Profesorze? - Zaryzykowała i odezwała się ledwo słyszalnie. Spojrzał na nią, jakby chciał ją zabić.
- Czego? - Warknął, ale dość spokojnie jak na Severusa Snape.
- Czy... Czy pan jako duch sypia? - Nie wiedziała skąd wzięło się w jej głowie to pytanie, ale musiała je zadać.
- Na okrągło, wiecznym żywym snem. - Zironizował, ale natychmiast zaczął mówić poważnie. - Ogólnie duchy nie sypiają, ja również nie. Jednak kiedy parę razy próbowałem cię dotknąć i nie patrz tak na mnie, chciałem zwrócić twoją uwagę, to działo się właśnie to co przed chwilą. Zawsze potem zasypiałem na parę godzin. - Snape nieświadom odpowiedział na dwa pytania Hermiony, która zaczęła rozmyślać.
- To pewnie chce pan się teraz położyć. - Bardziej stwierdziła niż zapytała, więc profesor jedynie kiwnął jej głową na potwierdzenie. Wstał powoli z fotela i skierował się w stronę sypialni, gdzie za nim podążyła Hermiona. Nie spodziewała się jednak, że Snape ułoży się wygodnie w dębowym łożu z baldachimem, które stanowiło legowisko Hermiony. Oczywiście nie zapomniał przy tym zdjąć swoich półprzeźroczystych, obszernych szat oraz surdutu, które rzucił przed siebie, a one magicznie oczywiście zniknęły. I musiał podwinąć jeszcze rękawy białej koszuli oraz rozpiąć jej dwa górne góziku, bo przecież wcale nie był to kuszący obrazek dla Hermiony. Dziewczyna resztkami silnej woli powstrzymała wpływający na jej twarz rumieniec.
- Co pan robi? - Spytała lekko zdezorientowana.
- Lecę do Nibylandii. - Kolejny oschły komentarz z jego strony.
- Mam na myśli dlaczego kładzie się pan w moim łóżku? - Powtórzyła bardziej precyzyjnie.
- Ponieważ kiedyś należało do mnie. Po drugie, to chyba nie myślisz, że będę spać na podłodze? Nie jedno już u ciebie widziałem i jakoś teraz nie czuję skrępowania. - Wytłumaczył zamykając oczy i zakładając ręce za głową. Hermiona podgryzła delikatnie dolną wargę przypatrując się kawałkowi odsłoniętej klatki piersiowej.
- Ale widzę, że dla ciebie będzie to trudna noc. - Severus zakpił z Hermiony, która nie dostrzegła minimalnych szparek między powiekami. Widziała natomiast ten uśmiech wyższości.
- Jakoś dam sobie radę. - Dziewczyna rozebrała się do naga czując kolejny raz tego dnia świdrujące spojrzenie mężczyzny na swoich plecach. - A pan nie chciał spać przypadkiem?
- Tak się składa, Granger, że nie przypadkiem tylko z twojej winy. - Skontrował jej zarzut, na który już nie zdołała odpowiedzieć, choć jedna riposta pchała jej się na usta. Wolała jednak zagryźć język, niżby miała znów go zdenerwować. Stwierdziła, że na dziś już mu starczy. Przebrała się więc w spodenki i czarną kuszulkę po czym weszła pod kołdrę. Przyjrzała się Severusowi i tym razem była pewna, że ma zamknięte oczy. Ułożyła się więc na plecach twarzą w jego stronę i z coraz mniejszą rozpiętością powiek usnęła wpatrując się w ostre rysy twarzy swojego profesora.
Poranek dla obojga rozpoczął się w nietypowy sposób. Snape wstał o wiele wcześniej od Hermiony, ale widząc jak dziewczyna spokojnie śpi nie chciał jej budzić więc nie ruszał się z posłania. Przywołał jedną ze swoich ksiąg i zaczął ją czytać. Dwie godziny później usłyszał obok siebie szelest i ciche pomrukiwania. Spojrzał znów na Hermionę, która ocierała grzbietem dłoni nos i pomrukiwała jak kotek. Obrazek zaspanej dziewczyny rozbawił go więc uśmiechnął się delikatnie. Zamknął książkę i poczuł się dziwnie – tak, jakby nie spał obok przemądrzałego, żywego koszmaru, ale obok własnej, przesłodzonej kobiety. To uczucie nie minęło szybko, a wręcz na moment nim zawładnęło gdy dziewczyna spojrzała na niego zamglonymi oczami i uśmiechnęła się zadowolona.
- Dzień dobry. - Nie dał rady sam siebie powstrzymać przed wypwiedzeniem tych słów tonem jak najbardziej sympatycznym.
- Dzień dobry Severusie – Odpowiedziała ziewając, a on nie zwrócił nawet uwagi na to, że zwróciła się do niego po imieniu.
- Śpioch jesteś. - Zaśmiał się pod nosem i otaksował ją wzrokiem. Była rozczochrana, zrzuciła z siebie kołdrę, a koszulka, którą na sobie miała podwinęła się aż do mostka.
- Od razu śpioch, po prostu dobrze mi się spało. - Odparła również się śmiejąc.
Sielankowy poranek był dla nich nieoczekiwanym, ale miłym zjawiskiem. Do momentu, w którym Snape zrozumiał swój błąd – Takim zachowaniem przywiązuje ją do siebie, a przecież jest duchem. Dlatego też szybko przybrał swoją maskę obojętności.
- Czyli dzisiaj powinnaś mieć pewno energii na użeranie się z bachorami. Wstawaj już! - Odparł samemu schodząc z łóżka. Dziewczyna natychmiast zrozumiała jego intencje, a przynajmniej po części więc szybko wstała i przeszła do salonu a z niego do kuchni. Snape oczywiście podążył za nią. Nie odzywali się przez dłuższy czas, kiedy to Hermiona robiła sobie poranną kawę. Nie wiedziała kiedy zaczęła rozmyślać o problemie jaki ma Snape ze swoim egzystowaniem, a tym bardziej nie zorientowała się kiedy zaczęła z nim rozmawiać.
- Jak to wyglądało wcześniej? W sensie, jak mnie pan próbował dotknąć i walczył z tym bólem to jak go pan neutralizował? - Spytała nie myśląc, czy Snape się na nią zdenerwuje czy też nie.
- Nie neutralizowałem go. - Odpowiedział spokojnie. - Sam znikał w momencie, w którym wspominałaś o mnie.
Hermiona mu nie odpowiedziała tylko myślała dalej. Doszła do wniosku, że coś jeszcze musiało sprawić, że to właśnie przy niej Snape się "odrodził". Tak samo fakt, że kiedy się nim jakiś sposób interesowała on przestawał cierpieć, a dystans między nimi malał.
- Właśnie, czy to pięć metrów dzieliło pana i mnie od początku?
- Nie. Wcześniej metrów było trzydzieści siedem. - Odpowiedział i dopiero to odciągnęło Hermionę od rozmyślań.
- Trzydzieści dwa razy próbował mnie pan dotknąć? - Była zdziwiona tym faktem.
- Cóż, w gruncie rzeczy to dwadzieścia pięć razy. Pozostałe siedem przez przypadek we mnie wchodziłaś. Tylko, że wcześniej mogłaś przeze mnie przechodzić.
- Prawdopodobnie pana wizualizacja była przyczyną tego, że nie mogę przejść. - Odparła hipotetycznie.
- Być może. Ja się tylko zastanawiam skąd ten ból... Jest zdecydowanie gorszy od cruciatusa, na domiar złego za każdym razem czuję go tak samo, nie mogę się po prostu przyzwyczaić, a czasem trwał on parę dni zanim postanowiłaś o mnie wspomnieć. - Rzucił z delikatną obrazą.
- Przepraszam. - Wybąkała z delikatnym rumieńcem, na który Snape potocznie mówiąc przewrócił oczami.
- A mnie zastanawia, czy malejący dystans jest zwiastunem czegoś dobrego, czy może nie. Póki co widzę to jako odliczanie jakiegoś czasu, ale popełnianie błędów czy też podejmowanie dobrych decyzji.
- Bardziej bym powiedział, że popełnianie błędów. - Prychnął. - Granger, zbieraj się, bo znów się spóźnisz na posiłek.
Dzisiejsze lekcje Hermiona kojarzyła trzy po trzy, gdyż przez cały czas miała w głowie Snape i nowonabyte informacje. Uczniowie jednak nie zwrócili na to uwagi i dzięki Merlinowi - mogłaby stracić szacunek tak szybko jak go wypracowała. Po obiedzie miała godzinę przerwy podczas której musiała się zdrzemnąć. Natłok myśli bardzo ją zmęczył. Severus, choć Hermiona o tym nie wiedziała, przyglądał jej się przez cały czas z ciekawością i lekkim zmartwieniem. Chciał żeby mu pomogła, ale miał mieszane uczucia co do tego, czy powinna się przy tym wykańczać. Wiedział, że to przez niego. W końcu to on rzucił na nią swój problem jak na jakiegoś osła tobołek. Do tego wydarzenia dnia poprzedniego nie mogły przynieść nic pozytywnego. Nie czuł wyrzutów sumienia, nie był typem takiego człowieka. Jednak racjonalnie patrząc, czy jest to opłacalne? On był przygotowany skończyć w piekle, a w zasadzie nie jest mu tak źle jako duch. Ma ładne ciało do oglądania, chociaż nie zamierza się nigdy do tego przyznać. Ma z kim na poziomie rozmawiać, ale tego też nigdy nie powie. Nie musi się smarzyć w cieple i urzerać z dzieciakami. Ma wgląd na wiele sytuacji po przez Granger i może nią śmiało manipulować, chociaż nie chciałby być do tego zmuszony, ale zawsze może jej pomóc. Nie, to się nie kalkulowało.
Poobiednie zajęcia były już bardziej konkretne, dziewczyna miała dwie godziny z siódmą klasą gryfonów i ślizgonów, więc jej skupienie musiało być maksymalne. Co prawda nienawiść między tymi domami nie była już tak zawzięta jak parenaście lat temu, jednak wciąż byli w stosunku do siebie uprzedzeni. Dlatego też musiała ich pilnować. W końcu w ostatniej chwili udało jej się powstrzymać jednego ślizgona przed dolaniem do eliksiru Johna substancji całkowicie zakazanej w tej miksturze. Oczywiście odjęła chłopakowi dwadzieścia punktów za bezmyślność oraz dorzuciła do tego szlaban z nieśmiertelnym Filchem za podły charakter, chociaż tego już nie powiedziała. Skorzystała też z okazji i przypatrzyła się Johnowi. Słyszała raz jego rozmowę z pewnym krukonem, który jak na jej oko był całkowicie nie pasujący ani do Ravenclow, ani do przyjaźni z Johnem. Jednak nie wtrącała się w to – aktualnie sama miała jakąś dziwną relacje ze Snapem.
Dni mijały dziewczynie identycznie, codziennie miała ten sam schemat. Rano rozmowa z Severusem, następnie śniadanie, lekcje, obiad chwila rozmyślań nad aktualnymi problemami, lekcje, sprawdzanie zadanych prac i klasówek, kolacja i debaty ze Snapem. Dziwiło ją bardzo dlaczego Snape prawie wogóle nie poruszał sam z siebie tematu dziwnej przypadłości. Dzięki temu mogła śmiało stwierdzić, że w jakiś sposób zbliżyli się do siebie. Rozmawiali szczerze na wiele tematów. Snape opowiedział jej parę ciekawych i tych nieprzyjemnych faktów ze swojej młodości. Hermiona również się otworzyła i kilka co śmieszniejszych rzeczy również mu opowiedziała. Co prawda głównie rozmawiali o szkole, o uczniach (Snape wyzywał na każdego gryfona), o nauczycielach i o ogólnych sprawach. Dał jej nawet dostęp do jednej szafy, która okazała się być składzikiem na trudno dostępne składniki. Doszła również do śmiesznego wniosku, że ten mężczyzna jest plotkarzem! Śmiała się do bólu brzucha, gdy opowiedział jej śmieszną historię o wpadce Minerwy i Kingsleya na biurku dyrektorskim. Mieli przez moment romans, podczas którego postanowili się upić i wypróbować parę nowych pozycji na biurku dyrektora. Jednak Albus Dumbledore postanowił wrócić wcześniej z delegacji u Ministra i zastał ich w dość niesmacznych pozach. Mili szczęście, że był to Albus i po wytrzeźwieniu obojga poprosił ich, by więcej czegoś takiego nie robili. Zawsze, kiedy Severus z białowłosym świrem przypominali sobie o tym nie mogli powstrzymać się od śmiechu. Oczywiście Minerwa była za to na nich wściekła, ale nic nie mówiła.
Pogoda w końcu się ochłodziła i nadszedł koniec października. Dzieciaki pierwszego roku czekały już na niezwykłą Noc Duchów. Oczywiście cały Hogwart był przepięknie ozdobiony lampionami w kształcie dyń, prawdzimymi pajęczynami i zaczarowanymi kościotrupami. Na wieczór była zapowiedziana niespodzianka, która jednak obejmowała tylko klasy od piątego rocznika. Co prawda było wiele komentarzy ze strony młodszych uczniów, że jest to niesprawiedliwe, jednak nikt nie ośmielił się wyrazić ich w stronę nauczycieli. Hermiona, choć znudzona tą przyjemną atmosferą przechadzała się po obiedzie korytarzami zamku i wspominała swoje przygody z przyjaciółmi. W Noc Duchów nie była zaangażowana jako organizator, jedynie miała sprawować rolę stróżującej. Dlatego też nawet nie pytała co takiego Minerwa wymyśliła. Wiedziała po prostu, że po kolacji ma pozostać w Wielkiej Sali i pilnować uczniów by zabyt nie przesadzili z zabawą. Do tego czasu miała dużo wolnego, co postanowiła wykorzystać na odświeżający spacer po terenie zamku. Dlatego też obchodząc różne zakamarki zamku zawitała również do łazienki prefektów, gdzie natknęła się na Jęczącą Martę. Ta wyżaliła jej się, że pewien krukon z szóstego roku wciąż ją obraża, bo jest zbyt wrażliwa. Hermiona jednak zdawała sobie sprawę, że ten duch ma skłonność do wyolbrzymiania sytuacji, więc jedynie zrobiła ukłon w jej strone twierdząc, że to nie do wyobrażenia jak tak można i pożegnała się z Martą. Zarejestrowała również fakt, że Marta nie zwróciłą uwagi na Snape, który szybował sobie spokojnie w powietrzu wciąż będąc zatopionym we własnych myślach. Zorientowała się również, że nie zwróciła na ten fakt uwagi wcześniej. W końcu żaden duch domów nie widział Severusa. Hermiona była chyba jedyną osobą, która mogła go zobaczyć.
Następnie nogi poniosły ją na błonia, gdzie pogoda wcale nie odstraszała młodych rozrabiaków. Uczniowie biegali w tą i z powrotem bawiąc się w magiczne bądź też muglskie zabawy. Wywołało to delikatny uśmiech na twarzy młodej nauczycielki, jednak większą satysfakcje przynosił fakt, że każdy z nich ustępował Hermionie drogi i przestawał biegać.
Respect
Hermiona czuła się wspaniale wiedząc, że ją szanują i liczą się z nią. Jednak nie przyznałaby tego szczerze, chyba, że przed Snapem, który i tak potrafił obedrzeć ją ze wszystkich jej myśli i emocji. Była dla niego otwartą księgą, ale już nie wprawiało jej w to w zakłopotanie. Zaakceptowało to.
Kiedy obeszła już błonia powędrowałą aż nad samo jezioro, gdzie przystaneła na chwilę. Opatuliła się ciepło płaszczem i szalikiem – oczywiście gryfońskim – i spoglądała w dal na ciemną głębię tafli wody. Lubiła ten widok, zawsze przypominał jej o tym, że to co kryje w sobie piękno zewnętrzne nie musi być równie fantastyczne.
Kiedy wracała do zamku niebo nabierało powoli ciemno pomarańczowego koloru. Zbliżała się kolacja, a po niej zabawa dla młodych. Miała nadzieję, że Minerwa okaże się bardziej rozsądniejsza od Albusa i nie wymyśli kolejnego nieudanego spotkania z dziwnymi stworzeniami bądź też innego tego typu wydarzenia. Jednak znała co nie co tą kobietę i wiedziała, że jest ona inteligentna i bardzo krytyczna, więc za dużo obaw nie miała.
Postanowiła wrócić jeszcze na chwilę do lochów. Kiedy już tam była spojrzała na swoją szafę, albo raczej na jej zawartość. Postanowiła ubrać zgniło-zieloną szatę ze średnim dekoltem i srebrnymi, drobnymi szlaczkami u dołu sukni i na rękawach. Kiedy się przebierała impulsywnie spojrzała na Severusa. Wpatrywał się w nią z jednej strony nieobecnym spojrzeniem, ale z drugiej jakby wszystko rejestrował. Siedział na łóżku i podpierał głowę na dłoni. Minę jak zawsze miał obojętną. Nie wiedziała czy ma coś powiedzieć czy nie, ale pchana dziwnym przeczuciem stanęła do niego przodem w samej bieliźnie i schyliła się by naciągnąć na siebie sukienkę. Cały czas obserwowała jego zachowanie. Mężczyzna bez skrępowania poruszał wzrokiem od góry do dołu, a gdy była już całkiem przygarbiona patrzył jej się bezwstydnie na dekolt.
- I co chcesz tym osiągnąć, Granger? - Zagadał nagle Snape nie odrywając wzroku od jej piersi.
- Satysfakcję. - Rzuciła obojętnie po czym naciągnęła na siebie suknię. Różdżką zasunęła zamek po czym przejrzała się w lustrze. Spojrzała wyczekująco na Snape, który przewrócił oczami.
- Mogło być gorzej. - Odburknął i spojrzał na resztę zawartości szafy dziewczyny, która zorientowała się jakiś czas temu, że te słowa oznaczają całkowicie co innego.
Uśmiechnęła się więc zadowolona ze swojego wyglądu (albo raczej z wrażenia, jaki wywołał on u Snape) zabezpieczyła komnaty i powędrowała niespiesznie na kolację. Oczywiście nałożyła sobie skromnie trochę sałatki ziemniaczanej po czym wypiła trochę soku dyniowego. Wszyscy nauczyciele poczekali, aż uczniowie skończą posiłek, a następnie młodsze klasy opuszczą pomieszczenie. Gdy ostatni uczeń opuścił pomieszczenie drzwi zamknęły się za nim, a profesor McGonagall rzuciła niewerbalne zaklęcie, które nie pozwoliło by dźwięki przedostały się poza Wielką Salę. Oliver z delikatnym uśmiechem pod nosem zaczarował stoły i ławy, z których poznikała cała zastawa, po czym wyleciały w górę pod sufit zamieniając się w dynie i duchy.
- Moi kochani! - Rozpoczęła Minerva. - Już od dawna w Hogwarcie nie zorganizowaliśmy z gronem pedagogicznym żadnego przyjemnego wieczoru dla was, naszych podopiecznych. Dziś jednak nadrobimy to. - Ucichła, gdyż uczniowie zaczeli bić jej brawa. Postanowiłą również zejść z podestu i zamienić się z Woodem, który organizował dekoracje.
- Dokładnie. Doszliśmy do wniosku, że przydałaby się dla was chwila rozładowania emocji tym bardziej, że większość z was czekają bardzo trudne egzaminy w tym roku. - Kolejna salwa oklasków, podczas której nauczyciele ustawili się po bokach sali i każdych możliwych do niej wejściach. Dyrektorka natomiast zniknęła za drzwiami do korytarza prowadzącego do pokoju nauczycielskiego. Podest w między czasie został ozdobiony poprzez dwie zasłony z pajęczyn nie przepuszczające niczego.
- Jak to kiedyś powiedział mój znajomy "Panie i panowie, proszę o uwagę. Dziś tu, w Hogwarcie zagra na żywo... Proszę, powitajcie kapelę której nie trzeba przedstawiać!" - Tłum zaczął krzyczeć, gwizdać, a dziewczyny piszczeć. - Nox!
Wszystkie światła pogasły, a po chwili zaświeciły się z drugiej strony pajęczej kurtyny, która zaczęła powoli się podnosić. Za niej wydobywał się biały dym, a dzwięk gitary zaczął uderzać we wszystkie bębenki.
- Witajcie złotka! - Usłyszano głos wokalisty, zachrypły ale silny. - Dzi�� nauczymy was nowego tańca!
Muzyka w pełni rozbrzmiała w pomieszczeniu. Hermiona nie mogła się powstrzymać od uśmiechu. Przypomniała sobie Bal Bożonarodzeniowy, podczas którego tak wiele się wydarzyło. Wyglądała cudownie, tańczyła przez pół nocy, słuchała wspaniałego, klasycznego rocka, tyle się śmiała. Pokłóciła się również z Ronem i Harrym – była głupio zakochana w rudym, a Harry nie mógł stanąć po jej stronie. Płakała aż znalazł ją Oliver. To była ich pierwsza poważna rozmowa, chłopak okazał się ogromnym wsparciem. Jednak w końcu pojawił się Wictor. Wydarzeń kierowanych emocjami nie mogła już cofnąć, a właśnie taki był jej pierwszy raz. Oddała się Krumowi i tego najbardziej żałowała. Jednak pogodziła się z tym faktem, teraz nie sprrawiał jej już trudności w cieszeniu się wspomnieniami.
Po ukończeniu pierwszej piosenki podszedł do niej Oliver. Oparł się o ścianę tuż przy jej ramieniu z założonymi na piersi ramionami. Jedynie patrzył się przed siebie uśmiechnięty, zapewne również rozmyślając. Hermiona nie chciała przerywać tej symapatycznej chwili więc również jedynie oglądała emocjonalnie spędzających czas dzieciaków. Nie zauważyła kiedy oparła się głową o ramię Olivera, a ten objął ją delikatnie w pasie. Nie zwróciła również uwagi na przyglądającego się temu z kwaśną miną Severusa.
- Granger, coś jest nie tak. - Usłyszała w końcu głos Snape, który był lekko zdenerwowany. Spojrzała na niego dyskretnie. - Czuje czarną magię. Gdzieś w okolicy przodu sceny. - Zaczął kierować się w tamtym kierunku, a Hermiona zmartwiona przeprosiła Wooda i poszła za Snapem. - Nasila się, szybko!
Zaczęła przyspieszać, jednak było już za późno. Nienaturalny krzyk przeciął muzykę a czarnomagiczne zaklęcie sprawiło, że wokalista upadł na ziemię. Wszyscy w panice odsunęli się od sprawcy. Była to dziewczynka, zaledwie dwunastoletnia. Miała nienaturalnie wielkie oczy, a żyły w policzkach zdecydowanie się uwydatniły. Upuściła różdżkę i wzleciała w powietrze. Wypatrując kogoś w tłumie.
- Granger, to opętanie. Zneutralizuj je! - Zawołał do niej Snape z zaciętą miną. Hermiona wiedziała, że podczas takich sytuacji musi się go słuchać.
- Exilium! - Rzuciła zaklęcie w kierunku dziewczynki, ale ta natychmiast sie odsunęła i spojrzała w jej kierunku. Włosy zaczęły jej lewitować, a usmiech był szeroki jak u monstrum.
- Tu jesteś. - Odezwała się, ale zdecydowanie nie swoim głosem. Kątem oka Hermiona zauważyła, że McGonagall zaczęła już ewakuację uczniów. - Szukałem cię kochanie.
Dziewczyna na nowo skupiła uwagę na wrogu. Drugoklasistka zaczęła powoli zbliżać się do Hermiony, która widząc rękę Severusa nie cofała się.
- Poczekaj, aż będzie wystarczająco blisko. - Odparł Snape.
- Jakby to coś dało, zdrajco. - Opętaniec warknął w kierunku Snape, co było dla obojgu niezrozumiałe. - Tak, widzę cię i słyszę. - Wysyczał jak jakiś wąż.
- Kim ty jesteś? - spytała Hermiona.
- Jak myślisz, moja droga? - Podleciał do niej, a ona nie mogła się ruszyć. Zaczął dotykać ją po policzku wierzchciem dłoni dziewczynki. - Wybrałem idealny moment na spotkanie po latach. Pamiętasz? To przy ich muzyce mi się oddałaś. - Wyszeptał jej prosto do ucha.
- Wiktor. - Odparła trochę głośniej by Snape mógł również usłyszeć. Ten podszedł cicho w stronę opętanej dziewczynki i chciał uderzyć ją z pięści, ale jego dłoń przeszła na wylot.
- Nic to nie da, Snape. - Zaśmiał się Krum.
- Wiktor, dlaczego, przecież mówiłeś... - Hermiona kontynuowała próbując kupić sobie trochę czasu.
- Kłamałem. Chyba nie sądziłaś, że będę kiedykolwiek walczył wraz z jakimś starym dropsocholikiem! - Kolejny śmiech. - A teraz zabiorę cię ze sobą o razem przywrócimy światu porządek!
Ani Hermiona, ani Snape nie zdążyli w żaden sposób zareagować kiedy Krum w postaci małej dziewczynki chwycił Hermionę w objęcia i za pomocą niewerbalnego czaru związał jej ciało. Następnie wzbił się z nią w powietrze i zaczął kierować się w stronę okna unikając z przeraźliwą łatwością wszystkich rzucanych przez nauczycieli czarów. Kiedy zdawało się, że nic nie pomoże pannie Granger nagle coś stało się z dziewczynką. Puściła Hermionę, którą zdążył złapać Oliver a sama po parunastu sekundach krzyków i łapania się za głowę również zaczęła lecieć ku ziemi – nieprzytomna. Oliver odstawił szybko Hermionę i złapał dziewczynkę ratując ją przed rozbiciem głowy.
- Nic już nie ma, Granger. Krum zniknął. - Poinformował ją Severus stając tuż przy niej.
- Niech wszyscy uczniowie natychmiast opuszczą pomieszczenie. Prefektów proszę o zaprowadzenie ich do dormitoriów. Pani Pomfrey, proszę zająć się Lilią. Reszta nauczycieli niech przeszuka Hogwart. Oliver, pomóż zespołowi. - Instruowała McGonnagall podchodząc do Hermiony. - Nic ci nie jest moja droga?
- Nie, ze mną wszystko w porządku. - Sznury już jej nie trzymały, ale czuła się bardzo źle z tym, że to właśnie Krum ją zaatakował. - Co się stało z Wiktorem? Dlaczego mógł kogoś opętać?
- Nie mam pojęcia, ale sądzę... Panie Holmes, co pan wyprawia, proszę się natychmiast odsunąć od panny Lofter!
Młoda nauczycielka spojrzała w kierunku nieprzytomnej dziewczynki przy której klęczał szóstoroczny krukon z różdżką w ręce i przemierzał nią ciało dziewczyny. McGonnagal zaczęła się kierować w jego kierunku, ale gryfon imieniem John stanął przed nią z podniesionymi rękoma.
- Pani profesor, razem z Sherlockiem możemy pomóc, przecież pani wie. - Rozpoczął chłopak chcąc ewidentnie udobruchać panią profesor.
- Zejdź mi z drogi, Watson. Tym powinni zająć się dorośli. - Oświadczyła zawzięcie chcąc odsunąć Johna.
- Opętanie trzeciego stopnia, bardzo silne. Dziewczyna była opętana od jakiś pięciu godzin. - Nagle odezwał się krukon poważnym tonem. Watson szybko do niego podleciał.
- Na szczęście było krótkotrwałe i nie przyniosło większych szkód w organiźmie...
- Holmes, Watson! Zjeżdzać mi stąd! - Do chłopców zbliżyła się pielęgniarka, bardzo rozeźlona.
- Pani Pomfray, sprawa jest poważna i istotne jest by zbadać wszystko od razu po jej zaistnieniu. - Sherlock na krótki moment przegadał kobietę. - John, będą mi potrzebne wszystki informacje o Wiktorze Krumie. Domyślam się, że jest śmierciożercą. Z rozmowy jaką przeprowadził z profesor Granger wynika, że aktualnie on jest czymś w rodzaju przywódcy. Fakt, że potrafi opętać człowieka skłania nas do rozważań o jego aktualnym stanie egzystencjalnym.
Monolog, jaki wygłosił Sherlock był dla większości nauczycieli zwyczajny, jednak Hermionę jak i Severusa doprowadził do stanu chwilowego zatkania. Pani Pomfray chwyciła jednak za ramię Watsona, a Mcgonagall za Holmesa chcąc ich odciągnąć od sprawy.
- Pani dyrektor, proszę zaczekać. - Odezwała się Hermiona pchana instynktem. - Ci chłopcy są naprawdę mądrzy, mogą nam pomóc. - Stanęła po stronie chłopców bo widziała w nich duży potencjał umysłowy. Czuła, że mogą również jej pomóć w rozwiązaniu sytuacji z Severusem.
- Hermiono, oni są tylko dziećmi. - Zaprzeczyła McGonnagall.
- My z Harrym i Ronem też byliśmy, ale nas życie nie oszczędzało. Daj im szanse, Minerwo. - Zkonfrontowała się zacięcie z Minerwą, która po chwili rozmyślań kiwnęła głową.
- Na twoją odpowiedzialność. - Zaznaczyła jedynie puszczając krukona i dając znać pielęgniarce by zrobiła to samo.
Hermiona podeszła do dziewczynki oraz dwójki uczniów i poprosiła ich o kontynuacje. Chłopcy wrócili do ciała i dalej zaczęli je oglądać. Severus w między czasie nie odezwał się ani słowem, a kiedy Hermiona na niego spojrzała nie wydawał się być zły z jej spontanicznej decyzji. W końcu po chwili uczniowie wstali z kolan i zaczęli kierować się w kąt sali tuż przy oknie. Kiedy Watson zauważył, że nikt za nimi nie idzie odwrócił się w stronę Hermiony, przyjaźnie się do niej uśmiechnął i wyciągnął w jej stronę rękę. Kobieta podążyła więc za nimi aż w końcu znaleźli się u celu.
- Pani profesor, proszę mi powiedzieć dlaczego Wiktor Krum zwrócił się w pewnym momencie do nieżyjącego Severusa Snape. - Zadał pełne pewności siebie pytanie.
- Słucham? Nie mam pojęcia. - Dziewczyna z gładkością skłamała i nawet Snape był pewny, że to wystarczy by przekonać młodych detektywów.
- Zawierzyła nam pani i dała dojść do sprawy. - Odezwał się John. - Proszę więc teraz nie kłamać, to może być istotna informacja.
- Nie wierzę, że to powiem, ale chłoptaś ma racje. - Usłyszała od Snape i odruchowo odwróciła się w jego stronę.
- Gdzie pani patrzy? - Znów zadał pytanie Sherlock. - Czyżby właśnie na Severusa Snape?
Hermiona nie wiedziała co ma odpowiedzieć. Sam Severus przyznał, że powinna im powiedzieć, ale coś ją powstrzymywało. Rozmyśłała przez chwilę, aż w końcu z bólem serca podjęła decyzję.
- Dobrze, wyjaśnię wam to, ale nie tu. Czy dziewczynka jest wam jeszcze potrzebna? - Pokręcili głowami. - Chodźcie.
Zaczęła się kierować na nowo w kierunku wyjścia z Wielkiej Sali po drodzę informując Minerwę, że zabiera chłopców, a dziewczynka może zostać już opatrzona. Dyrektorka dała jej póki co wolną rękę. Zeszli do komnat Hermiony, gdzie zasiedli w salonie przy herbacie. Hermiona wahała się jeszcze przez chwilę, ale widok spokojnie siedzącego cztery metry obok Severusa dodał jej otuchy.
- Dobrze... Severus Snape. Jest duchem, którego widzę tylko ja i jak się teraz okazało: Wiktor Krum.
- To wszystko wyjaśnia. - Odparł Sherlock.
- Co takiego?
- Jak to co? To kim jest teraz Wiktor Krum...
0 notes
mary-by-death · 3 years
Text
5m - Rozdział III
Siedzili w salonie na kanapie w gruncie rzeczy należącej do Snape. Hermiona z niecierpliwością stukała palcem o podpórek fotela, Oliver pare minut wcześniej zniknął gdzieś w odmętach świeżo zaparzonej kawy, a Severus przeklinał pod nosem zapewne źle wróżąc Woodowi. Kolejny raz Hermiona cieszyła się, że nikt poza nią nie widzi ani nie słyszy Snape'a... Chociaż Oliver akurat nie byłby zły na Severusa, raczej za życia profesora akceptował jego zachowanie i miał do niego dystans. Pewnie jedynie by się uśmiechnął albo próbował na spokojnie z nim rozmawiać... Jednak po zachowaniu Snape Hermiona sądziła, że nie byłby w stanie. Zastanawiało ją dlaczego Snape tak się na niego wściekł ale o to spyta później.
- Chciałeś mi coś powiedzieć. - Rozpoczęła czując, że dłużej nie wytrzyma tego napięcia, które powstało między nimi.
- Tak, wybacz. Zamyśliłem się. - Oliver uśmiechnął się do niej lekko. Pierwszy raz widziała go tak zestresowanego ale czekała aż weźmie głęboki oddech. Wskazał w końcu na pierścionek u prawej ręki. - Ta obrączka jest jednym wielkim fałszem, Hermiono, ja nie mam żony, nigdy nie miałem. - Odparł, a Hermionę na chwilę zaćmiło. - Nie mam również dziewczyny. Od zakończenia wojny w zasadzie miałem tylko ciebie jako kochankę.
- W takim razie ta dziewczynka... Skąd ona... ma twoje nazwisko? - Spytała szybko, jak to Panna Granger miała w zwyczaju.
- To... Długa historia. Nie będę ci jej opowiadał ze względu na małą, ale mogę cię zapewnić, że to nie moja córka. - Wytłumaczył się natychmiast, a w Hermionie krew znów się zagotowała.
- Więc czyja Oliver? Co jej pomoże, że mi nie powiesz? Czym ja jej zagrażam? Przecież nie jest moja! - Powoli podnosiła ton.
- Wiem, rozumiem cię, ale nie mogę, naprawdę nie mogę. Obiecałem... - Zaczął ale dziewczyna przerwała mu parsknięciem.
- Komu obiecałeś?! - Była wściekła.
- Nie mogę...
- Dlaczego? Bo chyba ma to jakiś związek ze mną skoro tak bardzo nie chce mi powiedzieć. - Usiadła widząc, że Wood czuje się osaczony, ale nie zamierza nic dodać.
- Nie ma Hermiono, naprawdę. To ma związek tylko ze mną, z nią i z pewną osobą. - Wyjaśnił delikatnie marszcząc brwi.
- Kobieta? - Dziewczyna uznała, że będzie zadawać konkretne pytania.
- Mężczyzna. - Odpowiedział bez chwili namysłu.
- Jej ojciec?
- Nie.
- Więc kto?
- Nie mogę... - Słysząc tą frazę kolejny raz uznała, że ta rozmowa nie ma sensu. Nie odzywała się przez dłuższą chwilę bijąc się z własnymi myślami.
- Wybacz Oliverze ale mam jeszcze coś do zrobienia. Uważam, że czas zakończyć tą rozmowę. - Odparła patrząc mu prosto w oczy. Pokiwał jej powoli głową po czym wstał nie dopijając swojego trunku. Dziewczyna również podniosła się i podprowadziła gościa do drzwi.
- No nareszcie! - Usłyszała koło siebie głos Severusa na co nie odpowiedziała. Oliver chwycił za klamkę jednak nie otworzył masywnych drzwi. Stał przez chwilę i gdy dziewczyna miała pytać czy coś się stało ten nagle odwrócił się w jej stronę i przycisnął ją do ściany. Złapał jej ręce i splótł nad ich głowami po czym pocałował nachalnie, ale również i namiętnie. Chciała protestować, ale jej umysł zdecydowanie tracił na sile. Gdy nie rozłączył ich ust zatraciła się w nim i oddała pocałunek przestając się sprzeciwiać. Usłyszła jęk swojego byłego profesora, jednak nie skłoniło jej to do przerwania bitwy języków, jaka właśnie się rozgrywała. Poczuła na swoich udach dłonie chłopaka, które szybko uniosły ją do góry. Oplotła więc nogami jego talię i pozwalała się wciągać w coraz bardziej zachłanną grę ciał, które pragnęły więcej. Poczuła, jak członek Olivera zaczyna uwierać ją w okolicy jej własnego krocza. Chłopak odciągnął ją od ściany i podszedł do kanapy, a ona w między czasie rozpięła jego szatę. Rzucił Hermionę na kanapę, po czym sam zrzucił z siebie pelerynę. Uklęknął między jej nogami i zaczął wędrówkę po jej szyji. Uchyliła delikatnie powieki i ujrzała coś, czego w tym momencie nie rozumiała, więc nie skupiła się zbytnio na tym szczególe. Podświadomie jednak wciąż miała w myślach ten obraz nawet w momencie, w którym odczuwała największą rozkosz.
Rano Hermionę obudziło delikatne szturchanie, a po chwili doszły również do jej świadomości szepty na kształt jej imienia. Otworzyła oczy i ujrzała na wpół ubranego Olivera uśmiechającego się do niej słodko.
- Hermiono, wstawaj, czas na śniadanie. - Pochylał się nad nią do momentu gdy nie podniosła się z posłania, którym była kanapa. Zorientowała się, że była naga, ale nie przeszkadzało jej to, nie przy Olivierze. Wstała więc całkiem z zamiarem przejścia do sypialni, gdzie miała ubrania ale poczuła jak Wood przeciąga ją do siebie i przyciska do nagiego torsu. Zaciągnęła się jego zapachem, tak znanym i bezpiecznym po czym znów przymknęła oczy.
- Przepraszam Hermiono. - Odparł, pocałował ją w kark po czym ubrał resztę swojego odzienia i bez słowa opuścił jej komnaty. Nie przejęła się tym zachowaniem bo wiedziała, że muszą się spieszyć, jedynie jego przeprosiny obijały się jej po głowie delikatnie drażniąc część związaną z ambicją. Pomimo to ubrała się i doprowadziła do stanu używalności. Gdy wyszła z łazienki spojrzała na cały bałagan po ich wczorajszych igraszkach po czym machnęła różdżką. Pomieszczenie znów wyglądało na nieużywane. Uśmiechnęła się do siebie delikatnie po czym opuściła komnaty podążając ku Wielkiej Sali w zdecydowanie lepszym humorze niż poprzedniego dnia. Czuła jednak, że coś jej nie pasuje. Wolała to zbyć nie chcąc by jej humor uległ pogorszeniu. W spokoju spożyła swój posiłek co jakiś czas zerkając na Wooda oraz potomków swoich znajomych. Przez chwilę również rozmawiała z McGonagall.
- Hermiono, jak ci się spało w lochach? - Usłyszała pytanie pochodzące od Astori, nauczycielki mugoloznastwa.
- Dobrze, trochę chłodno, ale przyjemnie. - Odparła z uśmiechem obracając się w stronę kobiety. Jednak nie ujrzała jej, ponieważ widok zasłaniała czarnoodziana postać spoglądająca w zamyśleniu na stół Gryfonów. W końcu zrozumiała co ją tak dręczyło – Snape nie odezwał się do niej od wczorajszego wieczoru, starał się nawet być dla niej niewidzialnym w czym utwierdziło ją jego nieprzytomne spojrzenie, które po chwili nabrało pogardliwego, obecnego wyrazu. Zanotowała z tyłu głowy by porozmawiać z nim od razu po powrocie ze śniadania.
Skoro już uświadomiła sobie, że za niedługo zaczynają się lekcje podziękowała za posiłek i dość szybkim krokiem powróciła do lochów. W trakcie zbierania potrzebnych materiałów zerkała na wciąż nieodzywającego się Snape.
- Czy coś się stało, profesorze? - Odważyła się w końcu odezwać. On jednak zbył ją prychnięciem. - Uraziłam czymś pana?
- Swoim istnieniem. - Odparł oziemble dając do zrozumienia, że nie ma ochoty z nią rozmawiać.
- Profesorze, niech nie zachowuje się pan jak pierwszoroczniak! O co chodzi? - Nie chciała być z nim w nieprzyjaznych stosunkach zwarzając na sytuacji w której się znajdowali.
- Nie zachowuje! - Odwarknął mrużąc oczy.
- Nie, wcale. Obrażanie się nie wiadomo o co jest takie dorosłe... - Postanowiała uderzyć w czuły punkt Severusa jakim była duma.
- No nie wiem, może o to, że znowu mu tak po prostu uległaś jak jakaś... - Rozpoczął ale urwał czując, że niewypowiedziane słowa mogłyby być otwartą dłonią na policzku.
- Proszę dokończyć, profesorze, jak kto? - Podparła się rękami o boki w pozycji bojowej czekając na niechciane słowa.
- Nie ważne.
- Niech pan mówi.
- Nie ważne, Granger! - Krzyknął na nią, jednak na dziewczynie nie robiło to wrażenia.
- Jak jakaś dziwka, tak? To chciał pan powiedzieć? - Czuła jak puls jej się podniósł, wiedziała, że nie ważne co powie będzie na niego wściekła. Ale on nie powiedział nic. Dla niej było to potwierdzeniem. Spojrzała w bok i zamknęła oczy powstrzymując łzy. Nie pokaże mu, że jest słaba – bo przecież nie jest aż tak.
- A pan? Zawsze był święty? - Spojrzała na niego hardo.
- Granger...
- No niech pan powie jaki to był cudny z pana chłopczyk. - Prowokowała go napędzana silnymi emocjami, które chciała hamować.
- Granger, zaraz ci się zajęcia zaczynają! - Warknął załamany jej głupotą.
Dziewczyna szybko obróciła głowę w kierunku zegara i zastygła w bezruchu. Nie może spóźnić się na swoje pierwsze zajęcia. Na szczęście miała już wszystko spakowane więc wzięła tylko torbę i poleciała do swojej klasy. Przed drzwiami czekała już grupka czwartorocznych w krawatach o kolorze czerwonym i zielonym. Hermiona uśmiechnęła się w sercu – Gryfindor zawsze musiał mieć łączone lekcje ze Slytherinem. Przywitała się z uczniami kiwnięciem głowy i otworzyła klasę wpuszczając ich do środka. Jeden z uczniów rozmawiający z grupką gryfonów oderwał się na chwilę i przeszedł na sam koniec tłumu. Hermiona wiedziała kto to, zbyt dobrze rozpoznawała te rysy twarzy i rozczochrane włosy.
- Witaj ciociu, dawno się nie widzieliśmy. - Usłyszała patrząc prosto w oczy chłopakowi.
- Witaj James. Parę lat minęło. Wydoroślałeś. - Nie wiedziała co ma mu powiedzieć. Czuła delikatny dyskomfort wiedząc, że chłopak jest na nią zły.
- Dziękuję. Za to ty nic się nie zmieniłaś. Wciąż piękna i młoda.
- Bawidamek jak jego dziadek. - Prychnął Snape zakładając ręce na piersi.
- Wchodź do klasy. Porozmawiamy później jeśli masz ochotę. - Odparła mu Hermiona delikatnie się uśmiechając.
Chłopak posłuchał i wszedł do pomieszczenia, a profesor Granger za nim. Szybko i pewnie stanęła przed biurkiem widząc, że wywołało to delikatną obawę wśród uczniów. No, może oprócz jednego, czarnowłosego. Rozejrzała się po sali i uznała, że jest w niej za jasno więc machnęła różdżką zasuwając wszystkie zasłony.
- Nazywam się Hermiona Granger. Jako wasz nauczyciel wymagam całkowitego skupiania się na moich lekcjach i nie akceptuję lenistwa. Ponad to nie istnieje dla mnie coś takiego jak współpraca między uczniami gdyż Eliksiry są przedmiotem indywidualnym. Jeśli potrzebujecie pomocy zgłaszacie się do mnie. Czy jest to dla was zrozumiałe? - Rozejrzała się znowu. Uczniowie zerkali po sobie nie wiedząc co mają zrobić. - Pytam, czy jest to dla was zrozumiałe? - Podniosła delikatnie głos, a uczniowie zaczęli kiwać głowami.
- Tak, pani profesor. - Usłyszała głos Jamesa. Patrzył się na nią tym samym wzrokiem, którym Harry na Snape. Poczuła dziwne ukłucie satysfakcji w głowie.
- Widzę, że z waszą kulturą osobistą jest bardzo źle ale spokojnie, niedługo się to zmieni. - Uśmiechnęła się podstępnie. - Dobrze. Czwarty rok, zatem powinniście być w stanie powiedzieć mi co takiego jest podstawą w tworzeniu Amortencji. Ktoś chętny? - Oczywiście nikt się nie odezwał. - Szko...
- Podstawą do stworzenia tego eliksiru jest dodanie rzeczy, która jest dla nas ważna.
- Pięć punktów od Gryffindoru za odzywanie się nie proszonym, panie Potter. - Oświadczyła natychmiast bez żadnego zająknięcia.
- Ale przecież... - Widać było, że chciał się z nią kłócić.
- Nie udzieliłam ci głosu, gdyż nie poprosiłeś o to poprzeż podniesienie dłoni. Kolejne pięć za pyskowanie. - Chłopak zacisnął szczękę, a Hermiona usłyszała śmiech koło siebie. Oczywiście to Snape śmiał się i niedowierzał własnemy słuchowi.
- Od kiedy to jesteś taka okropna jak ja? - Spytał pomiędzy śmiechem. Chciała mu odpowiedzieć, jednak musiała się powstrzymać.
- Dobrze. - Znów machnęła różdżką. - Na tablicy macie recepturę, a składniki w składziku. Na jutro napiszecie rolkę pergaminu o składnikach amortencji, a na razie zajmiecie się stworzeniem tego eliksiru. Jako, że powinniście go znać, to będzie on na ocenę. Oddacie go pod koniec lekcji. Do roboty! - Zasiadła za biurkiem z bijącym sercem. Już dawno nie musiała ukazać takiej siły. Spojrzała jeszcze na rozbawionego Snape i przypomniała sobie jego spekulacje w kierunku jej osoby. Było jej smutno i nie zauważyła kiedy ujawniła mu te emocje, ale gdy znów na niego spojrzała był poważny i ewidentnie coś analizował. Wolała się jednak nie interesować jego myślami, gdyż nie miało to najmniejszego sensu, był nieprzewidywalny. Skupiła się więc na analizowaniu dalszych lekcji, które dzisiaj miała.
- Chciałem nazwać cię dziwką. - Odparł mniej więcej w połowie lekcji. Spojrzała wymownie, z wściekłością za którą kryło się po prostu zranione serce. - Ale nie zrobiłem tego, bo byłoby to błędem. A ja nie popełniam tak oczywistych błędów więc nie wściekaj się i nie maż bezsensownie. - Odwrócił się w kierunku uczniów, a Hermiona zastanawiała się nad jego słowami. Nie rozumiała co miały znaczyć, czym były.
- Spójrz na Pottera i tego obok niego. - Odparł Snape nie odrywając spojrzenia. Podążyła więc oczami w tym samym kierunku i dostrzegła, że James podpowiada swojemu koledze.
Brawo, Snape.
- Potter, to już trzecia minusowa piątka tego dnia stracona przez twoją osobę, dlatego też następnym razem będzie ich dwa razy więcej.
Do końca lekcji Hermiona odebrała jeszcze dziesięć punktów Slytherinowi, a Potter nie odezwał się ani słowem. Był zdecydowanie przybity. W końcu każdy uczeń oddał swoją fiolkę ładnie podpisaną. Opuszczali jak najszybciej pomieszczenie, tylko jedna osoba podeszła zdenerwowana.
- Dlaczego mi to robisz? - Spojrzała na niego jak Snape zawsze na nią.
- James, jesteś uczniem jak każdy inny i nie mogę naginać zasad bo znam cię prywatnie, zrozum to. - Wytłumaczyła mu, ale on wciąż zdawał się być zły konkretnie na nią.
- Przestałaś się z nami widywać, nie odpisujesz na listy, ignorujesz nas, a teraz jesteś w stosunku do mnie oziębła i mam wrażenie, że wredna. - Czuła w jego głosie wyrzuty.
- James... Życze ci, byś nigdy nie miał sposobności zrozumienia mojego zachowania. - Odparła z zamiarem zakończenia rozmowy.
- Dlaczego? - James tak samo jak Harry nie wiedział kiedy przestać.
- Bo to będzie znaczyć, że przeszedłeś przez to co ja. Nie chcesz tego, James, po prostu nie chcesz. Idź już, za niedługo będziesz miał następną lekcję. - Tym razem zaczęła go wyganiać. Chłopak zmarszczył brwi, ale wyszedł pozostawiając ją samą. No, nie tak całkiem samą.
- Przyznaj się, sprawiało ci to przyjemność. - Snape znów zagadał. Spojrzała się na niego niezrozumiale. - Gnębienie ich.
- Nie prawda. - Odwróciła od niego wzrok, bo wiedziała, że to jest tylko potwierdzeniem jego słów. Nie miała powodu by tego nie przyznać, więc znów spojrzała z wrednym uśmiechem.
- Po prostu za długo przybywam z panem. - Odgryzła się.
- Pamiętaj, że przez dziewiętnaście lat nie miałaś o tym pojęcia. - Zaznaczył obojętnym tonem.
- Czyli to pan wpłynął na mój jędzowaty charakter? - Była świadoma, że jednocześnie obraziła jego i siebie.
- Wiesz, jędzą to ty byłaś zawsze. - Wzruszył ramionami tak, jakby ta infomacja była czymś najzwyczajnieszym.
- Wypraszam sobie! - Podeszła do niego ze skierowanym palcem w jego stronę. - Stałam się nią bo za bardzo wnikałam w... - Urwała momentalnie widząc, że oczy Severusa nabierają ciekawskich iskierek. Wróciła szybko do swojego biurka za którym zasiadła.
- W co, Granger?
- W nic. - Starała się uciec od niego wzrokiem ilekroć pojawiał się na lini oczu.
- Granger, chcąc nie chcąc znam cię lepiej niż ktokolwiek. O który incydent z twojego życia chodzi? - Pytał jadowitym głosem chcąc ją zmusić do odpowiedzi.
- Skoro tak dobrze mnie pan zna to czemu się pan jeszcze nie domyślił? - Mierzyła się z nim na spojrzenia ale czuła, że przegrywa. Gdy miała już odpuścić nadeszło jej zbawienie w postaci gromady niesfornych krukonów i puchonów z siódmego rocznika. Musiała więc skupić się na nich.
- Wchodzicie do Świńskiego Łba czy do klasy eliksirów? - Naskoczyła na uczniów, co poskutkowało natychmiastowym ściągnięciem ich na ziemię. Uspokoili się i natychmiast zajęli swoje miejsca w ławkach.
Lekcję rozpoczęła podobnie jak poprzednią – przedstawiła się, a następnie zadała pytanie zaczerpnięte z podstawy poprzedniego roku. Tym razem jednak nie miała problemów z uzyskaniem prawidłowej odpowiedzi w sposób kulturalny. Była bardzo zdziwiona, że nie miała sposobności odjąć punktów za cokolwiek. Wystarczyło jedynie, że spojrzała się ostrzegająco jeden raz, a doprowadzała ich do porządku. Z jednej strony bardzo ją to cieszyło, ponieważ panował idealny spokój, jednak z drugiej czuła niedosyt. Wolała jednak zignorować to uczucie i nie wywoływać niepotrzebnych sytuacji.
Lekcja dobiegła końca tak jak oczekiwała, spokojnie, grzecznie, a fiolki które oddawali uczniowie prawie w dziewiędziesięciu procentach były prawidłowego koloru. Pożegnała uczniów i czekała na kolejną lekcję w towarzystwie Snape'a, który nie poruszał poprzedniego tematu a zajął się komentowaniem zachowań uczniów. Prawie na każdym kroku Hermiona się z nim zgadzała, co było dla niej dziwnym doświadczeniem. Jednak najdziwniejszym był fakt, że gdy dobrze uargumentowała swoje przeciwne stanowisko to Severus był w stanie przemyśleć jej wnioski i nawet raz się z nią zgodził kiwnięciem głowy!
Kierując się do Wielkiej Sali na obiad Snape porównywał jednego ucznia siódmej klasy z domu Lwa z Remusem Lupinem. Hermiona była w stanie co nieco się zgodzić co do tego ucznia. Był ambitny i posiadał talent do eliksirów ale zagwarantował już swojemu domowi aż dwadzieścia punktów ujemnych za podpowiadanie. Zdecydowanie lubił pamagać, co z jednej strony było plusem i minusem jego charakteru. Jednak nie mogła o nim nic więcej powiedzieć, za mało znała tego chłopaka.
Na obiedzie przyglądała się z zaciekawieniem Albusowi Potterowi i Scorpiusowi. Czuła wewnętrzne podekscytowanie – poobiednie dwie godziny miała właśnie z nimi.
Zebrała się z posiłku dość szybko – wciąż nie miała ochoty za dużo jadać, a robiła to tylko i wyłacznie ze względu na Severusa, który nie pozwalał jej przestać o tym myśleć. Wróciła szybko do swojej sali, gdzie razem ze Snapem nie odzywali się i byli zajęci swoimi sprawami. On przekopywał setny raz swój półprzeźroczysty księgozbiór w poszukiwaniu czegoś o utknięciu przy jednej osobie, a ona przygotowywała się do następnej lekcji. W końcu nadeszła oczekiwana przez – w gruncie rzeczy obojga – chwila i próg klasy przekroczyli już przestraszeni pierwszoroczni. Zasiedli spokojnie w ławkach, a Hermiona zauważyła, że dziewczyny przyglądają się dwójce ślizgonów schowanych w najdalszej i najciemniejszej ławce. Ona również tam spojrzała i przyjrzała się rudemu Malfoyowi oraz rozczochranej czuprynie Pottera. Po cichu coś do siebie mamrotali, a ona postanowiła ich uciszyć poprzerz chrząknięcie. Podziało co ją bardzo ucieszyło.
Przywitała uczniów w dość miły sposób. Nie używała jadowitego ani lodowatego tonu. Była oschła, ale tego wymagała jej praca. Jednak byli to pierwszoroczni i uważała, że nie musi ich nazbyt surowo traktować. Dlatego też pierwsza lekcja miała charakter czysto teoretyczny nad czym ubolewał Severus, który twierdził, że ulega im bez powodu. Drugą godzinę poświęciła już na praktyczne zastosowanie nabytej wcześniej wiedzy. Poprosiła – tak, poprosiła – uczniów o uważenie prostego eliksiru na kaszel. Oczywiście wciąż bali się podnieść rękę z zamiarem poproszeniem o pomoc jednak widząc marne starania co poniektórych, sama do nich podchodziła pokazując jednocześnie, że nie jest aż tak zła. Martwiło ją jedno – Scorpius i Albus ani przez chwilę nie wydawali się potrzebować pomocy. Nie byli również rozproszeni. Spokojnie ważyli swój eliksir co chwila spoglądając do książki ale zdawali się nie gubić. Na sam koniec zrobiła obchód. Pochwaliła dwie gryfonki i trzech gryfonów po czym na sam koniec zostawiła sobie rudą i czarną perełkę. Podeszła do nich i zajrzała w ich kociołki. Przemieszała parę razy chochlą, podnosiła ją i wylewała z niej eliksir przyglądając się jego kolorowi i wąchała go po czym doszła do wniosku, że nie wierzy własnym zmysłom.
- Granger, nie rób tego... - Usłyszała Snape, ale natychmiast wyleciało to jej drugim uchem.
- Gratuluję panom. Jestem pełna podziwu. Po pięć punktów od każdego z was dla Slytherinu za bardzo dobry pierwszy eliksir. - Pokiwała głową z aprobatą po czym wróciła na początek klasy. - Dobrze, to będzie na tyle dzisiaj. Jesteście wolni.
Poczekała zanim ostatni uczeń opuścił klasę, po czym zaczęła układać na biurku papierzyska. Następnie zaczęła transpostować zaklęciem uzbierane fiolki zamierzając sprawdzić je w swoich komnatach. Oczywiście, nie odbyło się bez akompaniamentu komentarzy Snape.
- Jak mogłaś pochwalić Pottera z eliksirów!? - Warczał, a jego twarzy była czerwona od złości.
- Niech pan nie przesadza. Albus to nie Harry, to po pierwsze, a po drugie sam pan widział, że jego eliksir był naprawdę dobry. - Odparła chcąc uspokoić wybuch złości swojego byłego profesora.
- Ale to Potter! - Warczał dalej nie mogąc przeboleć tak prostej sprawy.
- A pamięta pan, że jego drugie imię brzmi "Severus"? - Spojrzała na niego złośliwie nie mogąc się powstrzymać od przypomnienia tego faktu.
- Wiem! Są tysiące imion na tym świecie, ale Potter dla swojego bachora musiał wybrać jako drugie akurat moje! - Wzniósł oczy do nieba w geście braku sił. - Swoją drogą, dlaczego go nie powstrzymałaś!?
Wyrzuty, jakie w oczach miał Snape sprawiły, że Hermiona musiała natychmiast odłożyć fiolki na stolik w swoim salonie ponieważ zapewne rozbiłaby je w ataku śmiechu. Snape natomiast czuł się upokorzony, więc odwórcił się od niej i najdalej jak tylko mógł (pięć metrów) odszedł i oparł się o biurko z założonymi rękami. Poczekał cierpliwie, bo tak naprawdę cierpliwości miał ogromny zapas, aż Hermiona skończy się śmiać. Gdy w końcu spojrzała na niego jedynie rozbawiona mógł rozpocząć na nowo rozmowę.
- Nie lubię całej rodziny Potterów, a to, że jeden z nich się różni od reszty tego nie zmieni. O ile pamiętam wiesz dlaczego tak ich nie znoszę. - Odparł całkowicie poważnie widząc przed oczami wspomnienia młodzieńczych lat.
- Tak wiem i w pełni to rozumiem. Ale Albus zdaje się być inny.
- Już mówiłem, jeden z nich tego nie zmieni. - Severus patrzył się na dziewczynę surowo co świadczyło o jego pełnej zawziętości więc wybiła już sobie z głowy przekonywanie go do swojej racji. Westchnęła i usiadła na kanapie rozpoczynając sprawdzanie po kolei każdej fiolki. Oczywiście robiła to kolejno klasami od drugiej do siódmej tak, by jej się nie pomieszało. Snape przez godzinę przyglądał się jej nie efektywnym zmaganiom i zaśmiał się cicho pod nosem, gdy po minionej godzinie zauważyła, że ledwo zaczęła trzeci rocznik. Oparła się o oparcie kanapy i wyglądała jak obrażone dziecko. Podszedł więc do fotela naprzeciw i usiadł przyglądając się jej rozbawiony.
- Jak pan to robił? - Spytała z desperacją w głosie.
- Na pewno nie siedziałem godzinę nad jednym rocznikiem. - Zakpił sobie z niej, ale nie zamierzał kontynuować tych żartów. - Weź różdżkę. - Postąpiła zgodnie z rozkazem. - Zrób ruch dłonią delikatnie do góry, tak na dwadzieścia centymetrów a potem po skosie idealnie do poziomu z którego zaczynałaś. - Poinstruował, a ona oczywiście już za pierwszym razem zrobiła to perfekcyjnie. - A teraz dołóż do wszystkiego zaklęcie: Reprehendo.
- Reprehendo – odparła robiąc ruch swoim patykiem, po czym zobaczyła, jak fiolki z danego rocznika zaczynają się delikatnie trząść a substancja w nich się znajdująca wiruje. Po paru minutach przy pierwszej fiolce pojawiła się mała karteczka a na niej notka dotycząca poprawności wykonania. Dziewczyna spojrzała na Snape zdziwiona.
- Nie ma za co. - Odparł nonszalancko po czym chwycił za książkę ostatnio rozpoczętą i zagłębił się w niej nie zwracając uwagi na osłupiałą Hermionę.
Dziewczyna przez okres miesiąca była świadkiem różnych zachowań Snape, ale świadkiem flirtu w jego postawie była pierwszy raz. Nie wiedziała, czy ma się śmiać czy bać. Postanowiła więc nie zrobić z tym nic, ale podświadomie rzucając zaklęcie na pozostałe fiolki słyszała zadawane pytania: Jak on to robi? Dlaczego? Czemu było to miłe?
Gdy rzucała ostatnie zaklęcie usłyszała pukanie do drzwi. Podeszła do nich i jej obawy się sprawdziły – z drugiej ich strony stał uśmiechnięty Oliver. Zaprosiła go oczywiście do środka. Przy komentarzu Snape "Nie dadzą spokojnie poczytać" zaproponowała mu herbatę, którą przyjął z wdzięcznością. Usiadła naprzeciw czekając na rozwój sytuacji.
- Przepraszam, że nie było Miriam na twoich lekcjach. - Rozpoczął chwytając za filiżankę.
- Faktycznie jej nie było, ale dlaczego? - Wolała się nie przyznać, że nawet nie zauważyła jej braku i całkowicie o niej zapomniała. Jednak z tym zdaniem wróciły wszystkie wspomnienia poprzedniego wieczoru.
- Miała pewne problemy i była w skrzydle szpitalnym. - Odpowiedział, ale mina Hermiony kazała mu kontynuować. - Raz na jakiś czas będzie tak znikać. Powiedzmy, że trochę choruje.
- Jest wilkołakiem czy o co chodzi? - Podjęła trzecią w ciągu dwóch dni próbę wyciągnięcia z Oliviera informacji o dziewczynce.
- Nie, nie jest – Wood zaśmiał się nerwowo. - Ale... Ma swoje problemy. - Uciął ten temat najszybciej jak tylko mógł.
- Może byłabym w stanie jej pomóc. - Zaproponowała będąc bita przez swoją gryfońską stronę na czysto ciekawskie motywy.
- Nie byłabyś Hermiono uważam, że nawet Dumbledore by nie był. Ale opowiedz mi lepiej jak minął ci pierwszy dzień pracy. - Uśmiechnął się do niej swoim zniewalająco niewinnym uśmiechem.
- W miarę dobrze pomijając małą sprzeczkę z Jamesem Potterem. - Odparła znużona, a Wood zmarszczył zatroskany brwi.
- Co się stało? To niesforny chłopak, ale zazwyczaj ułożony i kulturalny.
- Być może, jednak jest moim chrześniakiem... I jest na mnie zły za nie odzywanie się do nich i mój sposób nauczania. - Dała mu w skrócie ogląd na sytuacje.
- Jeśli chodzi o brak odzewu z twojej strony to nic na to nie poradzę, ale na sposób nauczania to prawie każdy gryfon narzeka. - Roześmiał się. - Zgadnij do jakich wniosków doszli! - Spojrzała się na niego pytająco.
- Nie wiem. Może do takich, że jestem jędzą. - Odparła żartobliwie podtrzymując miłą atmosferę i przypominając sobie rozmowę ze Snapem.
- To też, ale to już po Uczcie Powitalnej mówili. Wiesz, że "Wydaje się być bardzo sztywna".
- Jakie te dzieci są kochane. - Rzuciła w eter. - A do czego dzisiaj doszli?
- Do tego, że faworyzujesz ślizgonów.
- Słucham?! Nigdy w życiu nikogo nie faworyzowałam! - Podniosła zdziwiona ton na co Oliver się roześmiał, a Snape wyglądał jak uderzony tłuczkiem.
- Tak? O ile dobrze pamiętam powiedziałaś mi kiedyś, że "Nie znałam lepszego nauczyciela od Snape'a". - Spojrzał na mężczyznę zawstydzona czując jak wzrok wymienionego profesora świdruje ją z wyższością.
- Z resztą czasem byłem o niego zazdrosny. Jak leżeliśmy sobie w łóżku a ty zaczynałaś opowiadać co nowego znalazłaś na jego temat. - Wood wydawał się być rozbawiony sytuacją. Hermiona natomiast była przerażona przyszłą rozmową z byłym profesorem, który swoją drogą przypomniał sobie te chwile i skojarzył z rozmową po pierwszej lekcji. Dziewczyna spuściła wzrok przyglądając się resztce swojej herbaty.
- To nie znaczy, że go faworyzowałam. Z resztą, wyróżniłam też gryfonów, a szczególnie jednego pomijając jego zachowanie. Miał na imię John, o ile się nie mylę. Ten chłopak z siódmej klasy. Bardzo dobry uczeń, ma smykałkę do eliksirów. - Uzasadniła swoje stanowisko, które dla niej było całkowitą prawdą.
- Wiesz, John startuje na magomedycynę. Sądzę, że może mu się udać przebić samą Alabastię! - Hermiona uśmiechnęła się pod nosem pamiętając rozmowę z przed paru lat o Alabastii Gumehor, najlepszej magomedyczce jaką widział świat.
- Być może. Zauważyłam, że delikatnie kuleje. Czy coś mu się stało? - Hermionie spadł kamień z serca, kiedy gładko udało jej się przejść do innego tematu.
- Wybacz, ale nie wiem dokładnie. Wiem tylko tyle, że kiedyś na wakacjach w jakimś arabskim kraju włączył się w spór pomiędzy resztką śmierciożerców a tamtejszymi czarodziejami. Od tego momentu kuleje.
- Rozumiem. - Nagle rozmowa urwała się. Hermiona spojrzała na swoją filiżankę, a następnie na Wooda.
- Będę już leciał. Dziękuję za herbatę i miłą rozmowę. - Podszedł do dziewczyny, która oczywiście wstała ze swojego miejsca i ucałował ją delikatnie w czoło. Gest ten był po prostu czystą troską, która budziła na twarzy Granger uśmiech. Podszedł do drzwi i pomachał jej jeszcze na do widzenia po czym opuścił jej komnaty.
- Stałaś się jędzą, bo za bardzo wnikałaś w moje życie, to chciałaś powiedzieć. - Usłyszała wpierw ogromną pewność siebie, a dopiero potem głos Snape. Odwróciła się w jego kierunku. Siedział na fotelu z jedną nogą opartą kostką o kolano i przyglądał jej się z dziwnym, niezrozumiałym dla Hermiony uśmiechem.
Nie odpowiedziała mu, nie wiedziała co ma odpowiedzieć. Spojrzała więc na fiolki, które już za chwilę miały skończyć się sprawdzać. Rozpoczęła przeglądanie powstałych notatek, ale Snape nie zamierzał dawać jej spokoju.
- Dlaczego poczukiwałaś wszelakich informacji o mnie? - Zapytał. Chciała go zignorować, ale jego spojrzenie przedzierające się przez jej plecy aż do samych zakamarków duszy nie pozwoliło jej na to.
- Z czystej ciekawości. - Burknęła szybko.
- Doprawdy? Przypominam sobie, że wyczytywałaś wszystko co było możliwe o mnie w gazetach, przeszukiwałaś mój dom chyba ze sto razy i nawet prosiłaś Minerwę o opowiedzenie ci o mnie. I to tak tylko z ciekawości? - Drażnił się z nią, ale było to też maniakalne pragnienie poczucia niebywałej satysfakcji.
- Oczywiście. W końcu jestem etatową Panną-Wiem-To-Wszystko. - Odpowiedziała mu kpiną, jednak jego to bardziej rozbawiło niż zniechęciło.
- Tak tak, a w moim lewym oku startuje właśnie pociąg do raju. - Zażartował co wywołało chwilowe osłupienie, a nastepnie wybuchnięcie śmiechem ze strony byłej uczennicy. Nie miał nawet ochoty jej uspokajać. Patrzył na nią i nie zorientował się nawet, kiedy jego kącik ust delikatnie podjechał do góry, a wyraz oczu stał się przyjazny. Po chwili jednak ona doprowadziła się do porządku, a on natychmiast przyjął swoją kpiącą minę.
- Wie pan co, mnie też coś męczy od wczoraj i dopiero Wood przypomniał mi co. - Rozpoczęła stając cztery metry przed nim z założonymi rękami spoglądając na niego z góry.
- Co takiego, Granger. - Spytał pobłażliwie.
- Pana wyraz twarzy, kiedy Oliver mnie całował. - Jedna brew Snape podjechała do góry z niezrozumienia. - To nie było obrzydzenie, profesorze. Tak samo jak nie było to zawstydzenie. Więc co to było? Czyżby... pragnienie? - Nachyliła się ku niemu przypominając sobie, jak Snape siedział na fotelu obok kochającej się dwójki i co chwila przeczesywał nerwowo swoje włosy dłonią. Patrzył się wtedy na nią jak głodny na suto zastawiony stół. Oblizywał prawie niedostrzegalnie wargi i połykał ciężko ślinę. Tak, to widziała, to na pewno było porządanie z jego strony!
- Granger, nie ubzdurałaś sobie czegoś? - Snape jednak sprowadził ją na ziemię swoim całkowitym niedowierzaniem w jej słowa. - Już ci mówiłem, że za bardzo nie masz się czym pochwalić. Po za tym... Wiele razy widziałem cię w takiej sytuacji, dla mnie to nie nowość. Ta... Mina, jak powiedziałaś, była zwykłym znudzeniem i rozdrażnieniem. - Prychnął chcąc poniżyć dziewczynę, co w zasadzie udało mu się. Była coraz mniej pewna siebie.
- Powtórzę pytanie, Granger. - Spojrzała na niego nie wiedząc o które z pytań mu chodzi. - Dlaczego poszukiwałaś wszelkich informacji o mojej osobie? - Zdjął nogę z kolana rozkładając się na fotelu.
- Po prostu ciekawość. - Odpowiedziała wzruszając ramionami, jednak zdenerwowanie było u niej zbyt widoczne by Snape nie mógł z tego nie skorzystać. Podpierając się na podłokietnikach powoli wstał i podszedł jeszcze bliżej niej, ale ona uciekała w tył potrącając wpierw kanapę, następnie stolik, a kończąc na ścianie. Severus zatrzymał się tuż przy niej. Zamknął ją między dłońmi, które oparł o ścianę koło jej głowy. Schylił się tak, że wciąż posiadał nad nią wyższość, jednak poatrzył jej prosto w oczy i uśmiechał się z tą samą nonszalancją, którą tego dnia widziała pierwszy raz. Kiedy jej odpowiedział przez aksamit jego głosu przebijały się stalowe nuty satysfakcji.
- Po prostu cię fascynuję, Granger.
1 note · View note
mary-by-death · 3 years
Text
5m - Rozdział II
Rano obudziła się o dziwo wyspana. Natychmiast po wybudzeniu zauważyła na tym samym fotelu tą samo osobę – Snape. Nie mogła powstrzymać się od wzdrygnięcia. Świadomość, że siadział przy niej całą noc była nadzwyczaj dziwna. Zaczęła się zastanawiać, czy może go dotknąć. Pchana ciekawością skorzystała z sytuacji jego zaczytania w jakąś książkę i cicho do niego podeszła. Wyciągnęła dłoń i z małym strachem przybliżała ją do jego ciała.
- Nawet się nie waż. - Usłyszała ciche mruknięcie i zaniechała czynu.
- Skąd pan wiedział? - Odburknęła i cofnęła dłoń. Jedynie spojrzał na nią kpiąco i wrócił do czytania opasłego tomiszu. Dziewczyna spojrzała na zegarek i z przerażeniem stwierdziła, że ma zaledwie parę minut do wyjścia. Bezmyślnie wyciągnęła z szafy komplet szat i pognała do łazienki.
- Cholera, idiotko! - Usłyszała będąc już przy drzwiach łazienki. Odwróciła się w stronę Snape'a, który wyglądał na wściekłego.
- Co się stało? - Spytała niezbyt mądrze, ale nie rozumiała jego zdenerwowania.
- Szarpiesz mnie za sobą! - Wysyczał podchodząc do niej powoli, ale w połowie drogi opamiętał się.
- Spieszę się, profesorze, więc z łaski swojej nich pan też nadąża a nie czyta książkę. - Odparła zniecierpliwiona i weszła do łazienki zamykając drzwi. Podchodząc do wanny mężczyzna znalazł się już w pomieszczeniu. Tym razem była świadoma jego obecości, więc rozebranie się i swobodne poruszanie po łazience sprawiło jej nie lada trudność. Severus jednak napawał się jej skrępowaniem siedząc na skraju wanny z triumfującym uśmieszkiem.
- Mógłby pan się chociaż odwrócić? - mruknęła chowając się pod wodą.
- Nie.
- Dlaczego musi być pan tak bezczelnym zboczeńcem?! - Odpyskowała, a on się zaśmiał.
- Wydawało mi się, że się spieszyłaś? - Musiała mu przyznać rację, więc użyła całej swojej siły, bo go zignorować i umyć się szybko. Gdy wstawała, jego głowa znajdywała się na wysokości jej pasa, co zażenowało ją już całkowicie. Owinęła się ręcznikiem, wzięła trzy głębokie oddechy i zaczęła się ubierać. Świadomość, że wypina się tyłkiem w kierunku Snape była dla niej frustrująca, ale musiała się pospieszyć i póki co nie mogła liczyć na jego dobre serce, w które coraz bardziej wątpiła.
Dokończyła swoje czynności higieniczne i wyszła szybko z łazienki. Przeszła do swojego gabinetu, wrzuciła wszystko co potrzebne do torby i stanęła przed kominkiem.
- Granger, śniadanie! - Krzyknął znów zdenerwowany Snape.
- Nie mam czasu... - Odparła chwytając już za proszek.
- Jest piąta pięćdziesiąt pięć, jak użyjesz zaklęcia to zdążysz je sobie zrobić i zjesz w pracy. - Znów używał kpiącego tonu, ale mimo wszystko było to miłe z jego strony. Hermionie kąciki ust delikatnie się podniosły. Odwróciła się, weszła do kuchni, rzuciła niewerbalne zaklęcie i po paru minutach złożone kanapki i jabłko znalazły się w jej dłoni. Schowała je do torby i spojrzała na zegar.
Pięćdziesiąt dziewięć, idealnie Snape.
Znów podeszła do kominka i tym razem bez jakiegokolwiek zakłócenia fiuknęła się do Ministerstwa. Gdy wyszła, już w sali głównej swojej pracy zatrzymała się na chwilę i spojrzała za siebie. Snape stał pięć metrów obok z rękami w kieszeniach, ale zdawał się być niewidoczny dla innych. Każdy przechodził przez niego nic nie czując. Zakodowała to, ale pozostawiła na późniejsze przemyślenia. Podążyła do dyżurki, by się zameldować, a potem już do swojego biura. Usiadła, już spokojnie w fotelu i szybko przejrzała papiery. Nic szczególnego nie miało póki co miejsca, więc spojrzała na Snape'a mając w zamyśle znów próbować rozwikłać jego zagadkę.
- Jedzenie, Granger, jedzenie. - Przypomniał jej znowu, a ona jak na rozkaz wyciągnęła z torby kanapki. Zaczęła je jeść, gdy do pomieszczenie wszedł wysoki, blondwłosy chłopak.
- Pani Granger, dostaliśmy wezwanie do Salis. Próba zabójstwa mugolaka. - Dziewczyna westchnęła i zaczęła chować kanapkę.
- Ty głupi pacanie, znów chcesz ją zbierać z chodnika, bo jest niedożywiona?! - Wrzasnął na niego Snape, a Hermionie na chwilę serce stanęło. Czy usłyszał go? Spojrzała na blondyna lustrującym wzrokiem, ale on zdawał się nie rozumieć jej zachowania.
- Pani Granger, czy coś się stało? - Spytał lekko zdziwiony.
- Nie, panie Malfoy. Idź po Zabiniego, Parvati, Mariego i Wotsa. Zaraz do was przyjdę. I zostaw mi wezwanie. - Chłopak odłożył kartkę na biurko dziewczyny i opuścił pomieszczenie.
- Ty kiedyś się zabijesz, Ganger...
- Co pan nie powie, profesorze? A dla pana to będzie tylko zabawny widok. - Odwarknęła i szybko przeczytała wezwanie. Snape pokręcił głową i prychnął.
Zebrała sie równie szybko jak przeczytała wezwanie i wyszła na spotkanie ze swoją grupą. Wszyscy czekali już w sali głównej. Przywitała się z nimi i teleportowali się do miasteczka Salis, gdzie ludzie w gwarze przemierzali jego ulicę. Dziewczyna pokierowała całą grupę w wyznaczonym w wezwaniu kierunku. Weszli w nieprzyjemną, brudną uliczkę, gdzie zastali obskurny bar. Barman widząc ich natychmiast do nich podszedł.
- Państwo z Ministerstwa, prawda? - Spytał, a Hermiona pokiwała jedynie głową. - Proszę za mną.
Poprowadził ich na zaplecze, gdzie na barowym krześle siedział poobijany chłopak, mniej więcej w wieku siedemnastu lat.
- Zabini, przesłuchaj. Parvati ty zajmiesz się barem. Gospodarzu, rozumiem, że ci ludzie nie byli zamaskowani?
- Nie. Jednak nie znam ich, nie wiem kim byli.
- Ale chłopak wie. Było ich czterech, według niego rodzice dwóch uczniów z Hogwartu. - Wtrącił Zabini.
- Rozumiem. Mari, teleportuj się do szkoły poinformować dyrektorkę. - Dziewczyna szybko wyszła z budynku. - Imiona i nazwiska.
- Rebeca i Falier Kabem. - Usłyszała spod drzwi dzwięk głosu, którego nie znała. Obróciła się w tamtym kierunku i zdziwiona zobaczyła dwójkę ludzi opartych o framugę drzwi zadowolonych z siebie.
- Dendroj i Galicja Helmer – Tym razem głos dobiegł z drugiej strony, a gdy tam spojrzała ujrzała kolejną dwójkę siedz��cą na parapecie otwartego okna.
- Witamy panią Granger, ładnie dała się pani wciągnąć w naszą grę. - Pierwsza dwójka zaczęła się śmiać.
- Granger, to Kabemowie i Helmerowie, czwórka sług Voldemorta. Cechują się świetną współpracą, ustawcie się plecami do siebie. - Snape natychmiast zareagował wydając polecenie. Hermiona nie była zbyt do tego przyzwyczajona, więc nim zareagowała pierwsze czarnomagiczne zaklęcie poleciało w jej stronę. Odskoczyła, a zaklęcie trafiło w beczkę roztrzaskując ją na drobne kawałeczki.
- Wszyscy do mnie! - Krzyknęła otrząsając się z letargu. Grupa posłusznie ustawiła się w kręgu. Draco stał za nią, Zabini i Wots obok nich. Chłopak wraz z barmanem schowali się za beczkami. Sekunde później każdy z urzędników wycelował swoim zaklęciem, jednak żadne nie trafiło napastników. Ci natomiast okrążyli ich. Z podniesionymi różdżkami zbliżali się powoli do nich.
- Nie pozwól im się zbliżyć. Niech dwie osoby celują w nogi, a reszta w tors. - Kolejna komenda padła z ust Snape'a, którą Hermiona bez zastanowienia przekazała szybkim szeptem reszcie samej celując w nogi przeciwników włącznie z Wotsem. Zabini i Malfoy strzelali w tors, jednak czarnoskóry nie nadążał z rzucaniem zaklęć na dwójkę napastników naraz i w końcu został raniony zaklęciem odpychającym, co sprawiło, że ich szyk się rozbił. Granger została pchnięta do przody i wylądowała przed kobietą w średnim wieku, która szybkim ruchem chciała przyłożyć różdżkę do jej gardła.
- W bok i złap za rękę! - Krzyknął jej Snape, a ona tak postąpiła. Złapała rękę kobiety w łokciu o milimetr unikając końca magicznego drewna. - Przyciągnij ją i uderz z pięści w twarz! - Wykonała zalecenie wystarczająco sprawnie by przewrócić czarownicę na zimię. - Spętaj ją!
Kolejny udany ruch sprawił, że kobieta leżała na ziemi obwiązana mocno linami. Spojrzała na współpracowników, którzy również uporali się ze swoimi przeciwnikami. Rzucili ich koło kobiety identycznie spętanych. Hermiona oddychała szybko czując ucisk w brzuchy, jednak zignorowała oznakę głodu.
- Krótka ta wasza gra. - Pierwszy odezwał się Malfoy uśmiechając się podle w kierunku ofiar.
- Nie martw się zdrajco, to dopiero początek. - Ulizany mężczyzna zaśmiał się cicho patrząc zadowolony na Hermionę, która wytężyła wszystkie zmysły, by uważać na otoczenie.
- Sądzę, że jednak to koniec. - Odparła hardo pamiętając, by nie dać okazywać zbytniej ostrożności i strachu. W między czasie, bliźniaczka Patil powróciła z przeszukiwania baru zwabiona odgłosami walki. - Rozumiem, że tylko ci atakowali? - Swoje pytanie skierowała do barmana, który stał niepewnie przy beczkach wraz z chłopakiem.
- T-tak. To tylko ci. - Hermiona pokiwała głową, po czym wyczarowała patronusa i wysłała go do Ministerstwa informując o pojmaniu przestępców.
Nakazała Patil zabrać ucznia do szpitala, a barmanowi czekać na zawiadomienie w sprawie przesłuchania świadka. Wraz z pozostałą czwórką zabrali złapanych i teleportowli się do Ministerstwa, gdzie czekali już aurorzy by przejąć więźniów. Zabrali ich, a grupa rozeszła się do swoich stanowisk. Hermiona powróciła do swojego biura by usiąść rozluźniając nerwy. Czuła na sobie spojrzenie więc zerknęła na Snape'a. Przypatrywał jej się znacząco, więc chwyciła za rozpoczętą kanapkę i dokończyła ją już bez przeszkód. Dopiero w tym momencie Snape odwrócił wzrok. W jego ręku znalazł się półprzeźroczysty tom z poranka, który otworzył na zapamiętanej stronie i zaczął czytać. Hermiona postanowiła się skupić na swojej, papierkowej robocie.
Pod koniec dnia dziewczyna miała za sobą połowę wypisanych papierów i parę mniejszych interwencji. Wróciła do domu zmęczona, ale nie wykończona. Ze Snape'm nie odzywali się od walki, nie czuli takiej potrzeby. Przebrawszy się w normalne ubrania zrobiła sobie kawę, a po usłyszeniu chrząknięcia również skromny obiad składający się z sałatki i dwóch kromek z masłem. Skończywszy posiłek usiadła na swoim ulubionym miejscu, czyli parapecie w salonie i powróciła rozmyślaniami do problemu łączącego ją z byłym profesorem. Samotnie doszła do nijakich wniosków, więc chcąc czy nie po kwadransie spojrzała na ducha, który swoją drogą przez całe piętnaście minut przypatrywał się jej bacznie. Postanowiła jednak tego nie poruszać.
- Miał mi pan o wszystkim opowiedzieć. - Przez dłuższą chwilę jej nie odpowiadał, więc chciała powtórzyć pytanie, jednak zatrzymał ją podniesieniem ręki.
- Dobrze. Więc przyszykuj swoją cierpliwość, bo trochę to zajmie. - Odparł bez namniejszego wyrzutu w głosie.
Rozpoczął swoją opowieść podczas której zorientowali się, że w obojgu zaszła duża zmiana przez tyle lat. Severus nie był opryskliwy i nie wtrącał żadnych komentarzy jak zwykł ubarwiać swoje wypowiedzi za życia. Hermiona natomiast ani razu nie zadała dodatkowego pytania, słuchała uważnie każdego słowa nie wyrywając się z przerywaniem nauczycielowi. Również kiedy skończył opowiadać nie zasypała go od razu pytaniami, jedynie oparła głowę o ścianę i wpatrywała się w widok za oknem usilnie starając się przyswoić zasłyszane słowa.
- Dumbledore... Dlaczego to właśnie on pilnuje przejścia przez tą bramę? - Spytała powoli, sama będąc w głębokim zamyśleniu. Snape jej nie odpowiedział z dwóch powodów: zdawał sobie sprawę, że dziewczyna i tak by go nie usłyszała, a po drugie nie znał odpowiedzi na jej pytanie. - Wychodzi na to, że po śmierci dostał wysoką pozycję.
- Osobiście uważam, że on również nie został sklasyfikowany. Zawsze był szumowiną, ale nie można mu zarzucić, że nie pragnął dobra. Dodatkowo może być tak, że spotykamy osoby równe pod tym wględem sobie.
- Tak, jest taka możliwość. - Nie spojrzała na niego, co zdumiło mężczyznę. Pojął, że słucha go pomimo zamyślenia. - Zawiesili pana w czasie. Ale aż przez dziewiętnaście lat nie potrafili podjąć tej decyzji? - Hermiona wydawała się być zdruzgotana takim obrotem sytuacji. Snape jedynie wzruszył ramionami nie pokazując, że sam co roku w rocznicę swojej śmierci zadawał sobie to pytanie. - Musi być za tym coś więcej. Może musi pan dokonać jakiegoś wyboru...
- Ja go dokonałem już dawno, Granger. - Przerwał jej ostrym tonem. - Domyślam się, że chodzi ci o wybór drogi piekło czy niebo. - Pokiwała głową zdziwiona jego wybuchem. - Granger, wszystkim co robiłem udowodniłem gdzie powinniem się znaleźć, a że byłem tego świadomy tym bardziej kieruje mnie to na dół. - Odparł z jadem w głosie. Nie był wściekły na dziewczynę, po prostu wspomnienia minionych lat przyprawiały go o nienawiść do samego siebie, czego nie chciał po sobie pokazać.
- W gruncie rzeczy sytuacja ma taki sam wymiar jak mówił pan o Dumbledorze. Przecież zawsze robił pan to, co było konieczne dla większości. - Odpowiedziała spokojnie, a Snape poczuł się, jakby go przejrzała. Spojrzał na nią uważnie i odetchnął z ulgą. Hermiona chciała potwierdzenia swoich własnych słów.
- Głupia – parsknął śmiechem. - Jestem egoistą, dbałem tylko o siebie i bliskie mi osoby.
- Dlatego robił pan coś, czego jeszcze nikt nie dokonał? Był pan szpiegiem samego Voldemorta? - Zauważył, że pomimo tylu lat ona wciąż drży przy wypowiadaniu imienia czarnoksiężnika.
- To, jakie miałem do tego powody nie są twoją sprawą. - Czuł się powoli poirytowany.
- Skoro mam panu pomóc, to są, profesorze. - Odparła równie hardo. Zaczął głośniej oddychać, ale po chwili uspokoił się by nie wyskoczyć na dziewczynę. Bądź, co bądź miała rację.
- Cholera, że akurat na ciebie musiałem trafić... - Skomentował.
- Wolałby pan Longbottoma? Albo Lovengood? - Zagadnęła ironicznie.
- Nie wiem które gorsze, żabie nieszczęście czy chodząca w chmurach blondynka... - Po jego słowach usłyszał cichy chichot, na który jego kąciki ust również się podniosły. Po chwili jednak zorientował się, że coś tu nie gra. - Granger, dobrze się czujesz?
- Tak, dlaczego pan pyta? - Odparła patrząc na niego wciąż rozbawiona.
- Obrażam twoich pożal się Merlinie przyjaciół, a ty się śmiejesz? - Spytał naprawdę lekko przejęty jej stanem psychicznym.
- Cóż, prawda jest jaka jest nie ważne czy ich lubię czy nie. Mają wiele zalet, ale również i wad. - Odparła trzeźwo. - Wróćmy proszę jednak do tematu. Obiektywnie patrząc, sytuacja pana jest taka sama jak Dumbledora. Dlatego sądzę, że może ten wybór nie ma być dokonany w ten sposób, którym pan to zrobił. Być może powinnien pan coś zmienić, skierować się już konkretnie, chcieć.
- Granger, mi to jest naprawdę obojętne...
- I może to jest właśnie ten problem. Może nie powinno być panu obojętne. - Przerwała mu tak, jak on jej wcześniej. Przez chwilę zastanawiał się po czym westchnął ciężko.
- W takim razie jak ma mi się zachcieć piekła czy nieba? Przecież to nierealne żyby sobie od tak podejmować takie decyzję.
- Nie wiem profesorze, to tylko hipoteza bez realnego potwierdzenia.
Snape już się nie odezwał naprawdę zastanawiając się nad sposobem w jaki miał dokonać takiego wyboru. Według niego było to nienormalne, by sam miał wybierać miejsce w zaświatach. Jednak nic innego nie przychodziło mu do głowy więc zastanawiał się nad sposobem. Hermiona również nie rwała się do rozmowy, więc oboje siedzieli w salonie, dziewczyna na oknie, a on w fotelu pięć metrów oddalonym od niej i zagłębieni w swoich myślach spędzili tak dwie godziny. Granger w między czasie zrobiła sobie ponownie kawę oczywiście w towarzystwie nauczyciela. Snape zmęczony rozmyślaniami na jeden temat - bezowocnymi - spojrzał na dziewczynę wyglądającą przez szybę. W odbiciu szkła dostrzegł, że wciąż miała puste oczy świadczące o jej głębokim zamyśleniu.
- Co to się stało, że przygląda mi się pan? - Odezwała się nagle, a Snape nie zorientował się nawet kiedy w czekoladowe oczy zawitała rzeczywistość.
- Znudziło mi się patrzenie w podłogę. - Odwarknął chcąc ją zniechęcić do siebie, jednak przyniosło to odwrotny skutek. Znów się roześmiała.
- Ma pan jeszcze sufit i kilka mebli w domu, które z pewnością pragnęłyby pańskiej atencji. - Odpowiedziała delikatnie i przyjaźnie.
- Zdecydowanie, a najbardziej moja biblioteczka, którą zdążyłaś już zbeszcześcić swoimi oczami. - Spojrzała na niego pobłażliwie.
- Dramatyzuje pan. Swoją drogą, ma pan naprawdę ciekawą kolekcję.
- Miałem. - Poprawił ją czując dziwne ukłócie w okolicy klatki piersiowej, które zignorował.
- Tak, przepraszam... - Na jej twarzy zagościło zmieszanie. Kolejny raz zapanowała cisza między nimi, ale Snape wciąż się w nią wpatrywał próbując rozwikłać zagladkę jej nagłej powagi.
Po kolejnym kwadransie dziewczyna zeszła z parapetu i poszła do kuchni odstawić kubek. Snape przyglądał się, jak kolejno wchodzi do sypialni i zabiera swoje nocne ubrania po czym wchodzi do łazienki, by nalać sobie do wanny wody i rozebrać się z lekkim zakłopotaniem. Nie miał ochoty na przekomarzanie się, więc siedząc na sedesie odwrócił się do niej plecami. Przeczesał palcami swoje włosy zarzucając je lekko do tyłu nie zdając sobie sprawy, że dziewczyna przygląda mu się podczas czerpania przyjemności z wodnej rozkoszy. Rozmyślała o tym człowieku wiele razy i tym razem również to robiła. Nie mogła sama zaprzeczyć, że rozmowy z nim są dla niej przyjemne o ile potrafią odnaleźć dobry do nich temat. Nie lubiła sprzeczek, ale nie drażniły jej tak jak sprzeczki z Ronem. Były zdecydowanie ciekawsze i spokojniejsze.
Sprawa, którą musiała rozwiązać była dla niej czystą zagadką. Jedyną odpowiedzią, jaka nasuwała się jej na myśl był właśnie jakiś czyn, który Severusa skieruje w którąś stronę. Bała się jednak, że skieruje w tą nieprawidłową. Nie chciała tego. Twierdziła, że ten człowiek na to nie zasługuje. Dlatego też chciała mu pomóc najlepiej jak umiała, tylko że nie wiedząc o zasadach tamtego świata nie umiała nic.
- Nie jest ci zimno w tej wodzie? - Usłyszała jego kpiący głos i podniosła na niego wzrok spotykając się z jego ciemnymi oczami, które wpatrywały się w nią ze skrywanym zmartwieniem. Zbyt zdziwiona nagłą emocją widoczną w jego oczach zapomniała o jego pytaniu.
- Ziemia do Granger! - Pomachał jej ręką przed oczami znów ściągając ją do świata żywych.
- Tak, już wychodzę, ma pan racje. - Natychmiast wstała zapominając o swojej nagości. Snape zdziwiony jej nagłą śmiałością uniósł jedną brew kolejny raz szybko taksując ją wzrokiem. Ona jednak nie zorientowała się, że powinno zachować choć pozory onieśmielenia i tak jak miała w zwyczaju zaczęła się wycierać ręcznikiem i powoli ubierać. Snape nie odwracał się do momentu, w którym schyliła się i zaczęła naciągać na zgrabne nogi spodnie jednocześnie ukazując mu w całej swojej okazałości jędrne pośladki. Odwrócił się z przyczyn czysto naturalnych, gdyż dziewczyna zdecydowanie nie należała do nieatrakcyjnych. Poczekał, aż skończy nakładać na siebie ubrania po czym poczuł delikatne szarpnięcie świadczące o opuszczeniu przez Hermionę pomieszczenia. Tak jak się spodziewał natychmiast skierowała się do swojej sypialni, gdzie złapała za książkę i ułożyła się w swoim łóżku. Snape przyglądając się, jak dziewczyna zatapia spojrzenie w literkach sam postanowił uczynić to samo i sięgnął do swojej magicznej kieszeni, gdzie mieściła sie wręcz cała biblioteka przeróżnych ksiąg. Przywołał do siebie ostatnio rozpoczętą księgę i zaczął ją czytać kolejny raz podświadomie szukając rozwiązania swojego problemu.
Nie liczył czasu, podczas którego wspólnie poświęcali się książkom, ale gdy spojrzał na dziewczynę ta już spała, a w pokoju było ciemno. Westchnął ciężko i przez moment rozważał kontemplacje Hermiony, ale doszedł do wniosku, że nie ma to najmniejszego sensu, bo rozmyślał nad nią już wystarczającą ilość razy.
Czytał dalej.
****
Lato dobiegało końca co było dla wielu osób znienawidzonym czasem, a szczególnie dla młodych czarodziejów, którzy po dwumiesięcznej przerwie ostatniego sierpnia witają się z murami Szkoły Magii i Czarodziejstwa. Tydzień wcześniej w szkole pojawili się również nauczyciele na czele z Minerwą McGonnagall. Hermiona Granger również zasiadła już przy stole nauczycielskim zapoznając się z podstawowymi zasadami, obowiązkami i przywilejami swojego stanowiska. Zadomowiła się już w lochach, jednak nie mogła przeboleć faktu, że Severus Snape pozamykał przed światem większość swoich szafek nieśmiertelnymi zaklęciami, które oczywiście znał tylko on. Dziewczyna nie raz prosiła go, by zdradził jej ten sekret, jednak Snape jedynie śmiał się jej w twarz z wyższością w oczach. Zrezygnowała więc na jakiś czas z tych próśb i zajęła się przeglądaniem podstawy programowej oraz próbami zmrożenia swojego głosu tak jak robił to Snape.
- Ja tak robię naturalnie, Granger. Nie nauczysz się tego. - Był za każdym razem rozbawiony zachowaniem dziewczyny. Nic nie zdziała jakaś nauka zachowań, to było coś czego nie można nauczyć się z książek.
- To sobie zaczaruję struny głosowe. - Warknęła na niego rozeźlona.
- Będzie wyglądać bardzo groźnie z różdżką przy własnym gardle. - Roześmiał się prawdziwie, czego Hermiona doświadczała bardzo rzadko, ale coraz częściej.
- No groźniej niż pan podczas herbatki w różowym pokoiku Umbridge. - Odgryzła mu się, na co on natychmiast przestał się śmiać i ściągnął brwi.
- Jaka niby herbatka u Umbridge?!
- No wie pan, kiedy nas pan uczył Umbridge przecież zaprosiła pana do siebie na przyjemną herbatkę w towarzystwie swoim i kotów. A propo kotów, smakowała panu ich sierść? - Szydziła sobie z niego i teraz musiał przyznać, że zachowuje się identycznie jak on sam.
- Skąd ty masz te informacje!? Przecież nie mogło mi to umknąć kiedy ktoś ci mówił. - Powoli się wściekał.
- Nikt mi nie powiedział. - Zachichotała. - Ale to będzie mój mały sekret.
Zazgrzytał zębami po czym odwrócił się z zamiarem odejścia, ale tylko do długości pięciu metrów i zasiadł w fotelu wyciągając obrażony książkę. Hermiona natomiast ćwiczyła dalej swój ton w nadzieji, że w końcu jej się uda. Nie długo potrwał ich spokój zanim ktoś zapukał do drzwi. Oczywiście Hermiona grzecznie podeszła do grubego drewna i otworzyła je z uśmiechem na twarzy. Za nimi stała zmartwiona Minerwa, która nie pytając o zgodę przepchnęła się do środka łapiąc zdziwioną dziewczynę za policzki. Przyłożyła jej dłoń do czoła i zdążyła sprawdzić jeszcze źrenice zanim Hermiona wyrwała jej się z tego dziwnego uścisku.
- Minerwo, co ty robisz? - Spytała lekko obrażona takim zachowaniem.
- Wybacz moja droga, ale jesteś blada, nie wychodzisz z pokoju, przegapiłaś obiad, a z tego co wiem nie zamawiałaś go u skrzatów. Do tego za chwilę zaczyna się Uczta Powitalna, a ty zdajesz się o tym nie pamiętać. - Hermiona westchnęła ciężko nad swoją głupotą. Nie znajdowała się już w domu ani w Ministerstwie gdzie nikt nie wtrąca się w cudze sprawy. Była w Hogwarcie, gdzie każdy dbał o sobie nawzajem.
- Właśnie, a ty znów nic nie jadłaś! - Snape wychylił się za pleców dyrektorki z przymrużonymi oczami i rękami założonymi na piersi. Rzuciła mu jedno spojrzenie po czym szybko podjęła jakąś próbę wyjścia z opresji.
- Wiesz przecież dobrze Minerwo, że lubię przesiadywać w samotności. O obiedzie zapomniałam, a na Ucztę za sekundę przyjdę, obiecuję. Narzucę na siebie elegancką szatę i jestem, dobrze? - Minerwa wciąż nie zbyt przekonana odpuściła i bez słowa opuściła komnaty nowej nauczycielki.
- Miałaś jeść! - Warknął zły Snape.
- Nie czułam się głodna więc zapomniałam. - Odpowiedziała ciskając w upartego nietoperza piorunami.
- Nie zmienia to faktu, że musisz się posilać! - Nie ustępował.
- Więc mógł mi pan przypomnieć, że jest obiad.
- A co ja, twoja niańka? - Odparł kpiąco.
- Od miesiąca właśnie tak się pan zachowuje. - Ewidentnie tymi słowami zakończyła rozmowę, a by to podkreślić opuściła salon i przeszła do sypialni (Snape oczywiście za nią) by nasunąć na siebie elegancką, ale stonowaną bordową szatę, na którą narzuciła złotawą kamizelkę. Przybrała kamienną twarz po czym nie zaszczycając Snape ani jednym spojrzeniem ruszyła w kierunku Wielkiej Sali. Gdy tam dotarła uczniowie krzątali się wokół stolików witając się z przyjaciółmi. Pare twarzy, które wychwyciła były łudząco podobne do jej znajomych rówieśników, być może to były ich dzieci. Nie rozmyślała jednak nad tym i usiadła na krześle z lewej strony Minerwy. Oczywiście z prawej jak zawsze siedział wice dyrektor, którym, co wciąż dziwiło Hermionę, od paru lat był Oliver Wood, który aktualnie nauczał Transmutacji, gdyż Minerwa musiała zająć się sprawami dyrektorskimi. Mężczyzna pochylił się delikatnie by uśmiechnąć się pokrzepiająco do nowej nauczycielki. Odpowiedziała mu tym samym, na co Snape przewrócił oczami zdająć sobie sprawe co tak naprawdę błądzi obojgu gdzieś z tyłu głowy. Po chwili Minerwa delikatnie tyrpnęła Wooda dając mu do zrozumiania, że czas na jego rolę. Wstał w krzesła i wyszedł z sali śledzony spojrzeniem przez Hermionę.
- Granger, co ty w nim widzisz? - Spytał nagle Snape, oczywiście czysto retorycznie, bo dziewczyna nie mogła mu odpowiedzieć w sali pełnej ludzi.
Hermiona jednak uśmiechnęła się do siebie. Nie chodziło o to, że wciąż pociąga ją Wood. Po prostu z nim rozmawiało jej się najlepiej. Rozumiał ją i nie dyskryminował, potrafił wesprzeć. Nie był jak jej przygody łóżkowe, chwila rozkoszy, chwilowa wymiana zdań i każdy idzie w swoją stronę. Z Olivierem było inaczej. Owszem, uspokajali swoje żądze cielesne, ale po wszystkim zagarniał ją ramieniem, gładził jej skórę palcami i rozmawiał jak z przyjaciółką. Mówił jej wszystko, a ona jemu. Kiedy musiał, to zbierał się szybko, ale ilekroć mógł zostawał bardzo długo tak po prostu, by towarzyszyć jej przy posiłkach czy czytaniu książek. Co prawda na jego palcu widniała obrączka, jednak Oliver prosił by nie pytała, więc tego nie robiła. Nie czuła wyrzutów sumienia, była przekonana, że to nie jest najzwyczajniejsza w świecie zdrada, bo on taki nie był. Ufała mu.
Po chwili zapanowała w sali cisza, co ściągnęło dziewczynę na ziemię. Przez drzwi frontowe Wood prowadził grupę młodych uczniów rozglądających się z fascynacją i strachem po sali. Stanęli przed stołem nauczycielskim, gdzie czekał już taboret z Tiarą Przydziału. Oliver uśmiechnął się do Hermiony ostatni raz, po czym odwrócił się do uczniów. Rozpoczął swoją przemowę, która jak się domyślała Hermiona z własnych doświadczeń była z roku na rok taka sama. Ona natomiast rozglądała się po nowych uczniach. O ile dobrze wiedziała do Hogwartu chodził już jeden syn Harrego Pottera, a teraz powinnien przyjść drugi. Wyszukiwała więc znanej buziuniu Albusa Severusa Pottera. Nie znalazła go jednak w tłumie, jednak zauważyła inną, bardzo mocno przypominającego młodego współpracownika Hermiony z Ministerstwa, jednak dwie rzeczy nie pasowały do tego obrazu. Był rudawy i miał blade piegi.
- Malfoy Scorpius! - Krzyknął Wood, a rudawy chłopak wszedł lekko przestraszony na podest i usiadł na taborecie. Hermiona cieszyła się, że nic nie je i nie pije, bo wyplułaby wszystko, albo co gorsze udławiła się. Zamiast tego wbiło ją w krzesło. Draco miał syna, o którym Hermiona nic nie wiedziała i do tego był on rudy! A jej przychodziła tylko jednak ruda osoba do głowy, która już dawno odsunęła się od rodziny, a ta natomiast nie chciała o niej mówić. O Ginny Weasley Hermiona już dawno nie miała żadnych wiadomości i będzie to jakieś trzynaście lat! Granger zadawała sobie pytanie, czy jest to możliwe by Draco i Ginny się zeszli? Ale nie była jedyną, dla której było to niespodziewane. Snape przeleciał nad jej głową i pięć metrów przed nią wpatrywał się w Scorpiusa.
- Trudny wybór, panie Malfoy, jednak najlepiej sprawdzi się pan tu, tak. Slytherin! - Wykrzyknęła Tiara, uczniowie Slytherinu zaczęli bić brawa, a chłopak uśmiechał się zadowolony. Zasiadł przy stole i patrzył wciąż na grupę pierwszorocznych. Hermiona śledziła jego ruchy podobnie jak Snape.
- Potter Albus! - Usłyszeli i spojrzeli w tamtym kierunku. Czarnowłosy podszedł lekko przestraszony do taboretu i usiadł na nim. Tiara jednak nie wahała się ani chwili i natychmiast wykrzyknęła swoją decyzję przydzielając go również do domu węża. Chłopak spojrzał jeszcze na stół Gryffindoru wyszukując zawiedzioną twarz swojego brata i uniósł głowę hardo zmierzając w kierunku Scorpiusa. Usiadł koło niego i zaczęli rozmawiać.
- Potter w moim domu... - warknął cicho Snape, a Hermiona nie wiedziała co ma myśleć o całej sytuacji. Jednak to nie był koniec rewelacji.
- Weasley Rose! - rudowłosa dziewczynka, córka Rona Weasleya trafiła do Hufflepuffu. Hermiony jednak to nie dziwiło, bo Ron w połączeniu z Lawender nie mogli stworzyć nikogo, kto miałby coś więcej niż dobre serduszko.
- Wood Miriam! - To była ostatnia osoba, ale dla Hermiony była największym zaskoczeniem. Dziewczynka o hebanowych, lekko falowanych włosach podeszła do taboreciku, na którym usiadła uśmiechnięta. Tiara zamruczała jakby zadowolona.
- Miło mi panią widzieć w Hogwarcie! Tak, zapraszam panią do Gryffindoru! - Wykrzyczała czapka, a dziewczynka rozpromieniła się jeszcze bardziej i pognała do stołu Lwa. Oliver zabrał krzesełko i Tiarę i na sekundę opuścił salę by powrócić znów na swoje miejsce. Nie spojrzał jednak na Hermionę, ale ta widziała, że podgryza lekko wargi, co świadczyło o jego przejęciu.
Hermiona musiała jednak wrócić jeszcze na ziemię ponieważ Minerwa zaczęła przypominać o zakazach i nakazach po czym przedstawiła nową nauczycielkę. Następnie życzyła smacznego i usiadła, co pozwoliło Hermionie natychmiast zatopić się w myślach. Nie spodziewała się, że Scorpius może być rudy. Nie spodziewała się, że Potter będzie przyjacielem Malfoya. Nie spodziewała się, że Wood ma córkę! Chyba ostatnia informacja najbardziej mieszała jej w głowie, więc zjadła szybko po czym pod wymówką zmęczenia szybko opuściała salę spoglądając jeszcze na Miriam. Była uśmiechnięta, zadowolona ze wszystkiego co ją otacza. Taka beztroska. W tym samym momencie dziewczynka spojrzała również na Hermionę. Wydawała się nie być zdziwiona, że Hermiona się jej przypatruje. Uśmiech Miriam był przyjazny i wyrozumiały. Hermiona nie wiedziała dlaczego tak bardzo ją to zdenerwowało, ale opuściła salę jeszcze szybciej. Kierowała się do lochów, a Snape za nią bez najmniejszego komentarza.
- Hermiono, poczekaj! - Usłyszała za sobą głos Wooda i zaczęła zwalniać, ale nagle uświadomiła sobie, że nie chce z nim teraz rozmawiać, więc na nowo przyspieszyła. - Hermiono!
Poczuła, jak Oliver łapie ją za łokieć i odwraca delikatnie w swoim kierunku. Nie potrafiła mu się przed tym sprzeciwić. Patrzył na nią przepraszająco, a ona na niego wściekle.
- Dlaczego? Dlaczego nie powiedziałeś mi nic? Myślała, że się przyjaźnimy! - Czuła jak wzbiera w niej gniew, który już ledwo kontrolowała.
- Proszę cię, porozmawiajmy na spokojnie. - Odparł Wood delikatnie się uśmiechając.
- Rozumiem, że mogłeś nie chcieć mówić o żonie, ale mogłeś powiedzieć chociaż o córce! - W jego oczach dostrzegła przez chwilę zawachanie.
- Wiem i przepraszam, ale nadal nic ci nie wyjaśnie. Tak będzie po prostu lepiej - odpowiedział kręcąc głową.
- Dla kogo? - parsknęła kpiąco.
- Dla niej, dla Miriam. Przepraszam Hermiono. - Przytulił dziewczynę do siebie, a ona jak zawsze poczuła, że może mu ufać, więc wtuliła się w jego szaty. Czuła pod powiekami płacz.
- Nie okłamuj mnie, Oliver. Nigdy więcej nie zatajaj przede mną takich rzeczy! Nia każe ci się tłumaczyć, ale mów mi coś takiego. - Odparła przełykając płacz.
- Dobrze, przepraszam, obiecuję.
- Co za ckliwa scenka, ale skończcie już mnie torturować... - Usłyszała za sobą lodowaty głos Mistrza Eliksirów i poczuła, że Wood lekko drgnął po czym odsunął ją delikatnie od siebie. Przyjrzała mu się badawczo mając nadzieję, że może widzi Snape, ale ten patrzył tylko na ścianę.
- Przyjdę dzisiaj do ciebie, dobrze? Co nieco jeszcze ci powiem. - Ucałował Hermionę w czoło, poczym powrócił do Wielkiej Sali, a Hermiona po chwili bezcelowego wpatrywania się w miejce gdzie zniknął odwróciła się na pięcie i wróciła do lochów bez następnych komentarzy. Snape nie odezwał się ani razu i pozwolił jej na rozmyślania.
Zastanawiała się co jest z nią nie tak. Chciała zbeszcztać Olivera, a wyszła z tego komiczna scenka rozpaczy. Chciała wyiągnąć z niego wszystkie informacje, ale tego również nie potrafiła zrobić. Przytulił ją i powinna go odepchnąć, ale po co? Przecież czuła się bezpieczna. Oliver zawsze mieszał jej w głowie, potrafił się nią bawić jak tylko pragnął, a ona nawet się z tego cieszyła. No właśnie, co było z nią nie tak? Wiedziała tylko jedno – na pewno nie jest w nim zakochana.
- Granger. - Usłyszała, ale nie dała znaku życia. - Granger, do cholery!
- Czego?! - Odwarknęła zdenerwowana że ktoś jej przerywa.
- Nie "czego", tylko "proszę" – Skwitował jej zachowanie. - Przestań przejmować się tym palantem...
- Niech go pan tak nie nazywa...
- A niby z jakiego to powodu mam tego nie robić? Bo głupia gryfonka się zakochała? - Parsknął ironicznie.
- Nie zakochałam się. Co jest prawdą, to jest prawdą i przyznaję panu rację, ale Oliver nie jest palantem, ani kretynem ani innym obraźliwym epitetem, więc proszę przestać strugać takiego złego bo dobrze pan o tym wie jaki jest Oliver. - Po takiej konstruktywnej wypowiedzi na policzkach Hermiony wyskoczyły dorodne ruieńce, a w oczach znów igrał ogień zaciętości, choć tylko przez moment.
- Dobrze. - Odparł w końcu Snape głęboko kryjąc swoje zdziwienie.
- Słucham? - Natomiast Hermiona nie przejmowała się tym, jak bardzo ukazuje swojemu byłemu nauczycielowi niedowierzanie.
- Zgoda Granger, nie będę go bez powodu obrażał. Ale żeby była jasność, tylko jego i na więcej nie pozwolę. - Pogroził dziewczynie palcem z kamienną twarzą. Hermiona nie od razu zrozumiała przekazu zaistniałej sytuacji, ale gdy zebrała już myśli zaczęła się przeraźliwie śmiać. Kąciki ust Severusa delikatnie podjechay do góry.
- Z-zgoda panie p-profesorze! - Śmiała się do rozpuku, a Snape jej nie przerywał. Usiadł tylko na blacie stolika, bo do krzesła miał już przecież za daleko. Gdy już się uspokoiła usiadła na kanapie pozwalając Severusowi w końcu zrobić to samo.
- To było interesujące doświadczenie. - Otarła łzę śmiechu spływającą po policzku.
- Zapewne, żartujący Snape to nowość. - Dodał opierając głowę na palcach.
- Tak. W zasadzie, to co chciał mi pan powiedzieć? - Severus pokręcił głową.
- Masz ważniejsze rzeczy do roboty niż przejmowanie się Woodem.
Pokiwała mu głową rozumiejąc co ma na myśli. Złapała więc za książkę, która pochodziła ze zbiorów profesora w Hogwarcie i wznowiła poszukiwania. Oczywiście jak zawsze miała przy sobie kartkę i pióro i zapisywała co ciekawsze kawałki. Wysilała swój umysł, który pracował na najwyższych obrotach, ale tylko do pewnego momentu, w którym to musiała oderwać się od książki. Podeszła do hebanowyh drzwi i otworzyła je, gdzie ujrzała Olivera Wooda skruszonego, ale z uśmiechem na ustach czekającego, aż Hermiona go wpuści co uczyniła czując, że jest to niebezpieczna gra.
0 notes