Tumgik
#a idźcie w chuj
forza-lara · 1 year
Text
Poland NT losing 0:2 to Czech Republic after two minutes of the game is such a Polish way to start Euro quali
8 notes · View notes
Text
Tumblr media
1 note · View note
Text
A idźcie wszyscy w chuj..
2 notes · View notes
whothefuckisme · 4 years
Text
kurwa nie wyrabiam
Tumblr media
TW: śmierć myślałam, że szybko mi przejdzie i szybko się przyzwyczaję, taki chuj. po prawie miesiącu chyba opiszę tutaj ostatnie wydarzenia. moja jedyna i najbliższa przyjaciółka nie żyje, jedyna osoba której zaufałam po 4 latach dochodzenia do siebie po obrzydliwie toksycznej przyjaźni. ktoś do kogo mogłam się zawsze zwrócić, ktoś kto mi zaufał tak mocno jak ja jemu, ktoś kto mówił mi, że żyje jeszcze tylko dzięki mnie, ktoś kto uważał mnie za jedyną przyjaciółkę, pisze ze mną o pierdołach a 6 godzin później ja dostaję wiadomość, że nie żyje. jestem tak kurewsko zła za każdy moment w którym ją olałam, jestem tak zła że nie powiedziałam jej wszystkiego, że nie poświęcałam jej jeszcze więcej czasu, jestem tak zła że czasami mogła odczuwać z mojej strony ignorancje. nie mam już przyjaciółki (dla jasności, mój chłop jest oczywiście dla mnie jak przyjaciel, mówię mu dużo rzeczy ale kurwa są momenty w których potrzebuję pogadać z kimś innym) nie umiem funkcjonować, od dnia w którym dostałam wiadomość “wiem, że się przyjaźniłyście więc uznałam, że powinnam ci napisać że X nie żyje” od laski z którą mam lekką spinę, tydzień prawie nie jadłam, nie spałam w nocy, odsypiałam w dzień, tylko jarałam szlugi, nie byłam na próbnym egzaminie, olewałam szkołę, leciała mi w kółko krew z nosa i nie rozumiałam co ludzie do mnie mówią, wyczerpałam się jak nigdy, nie wierzyłam w to co się dzieje. ironia losu sprawiła, że w środe pisałyśmy o tym że widzimy się we wtorek, w czwartek dostałam informacje o jej śmierci a w następny wtorek miała pogrzeb (tak, w ten wtorek w który miałam do niej przyjść) na pogrzebie było dużo osób, wszyscy ją znali, wydaje mi się że było więcej jej znajomych niż rodziny, wszyscy pytali jak się trzymam, mimo tragedii całego zdarzenia cieszyłam się, że ich widzę, że wszyscy chcą ją pożegnać. trzymałam się dobrze do momentu w którym ksiądz skończył pierdolić i słyszałam tylko amazing grace w tle, wtedy mnie rozjebało i spokojnie 20 minut stałam przytulona do chłopaka, po tym czasie cała rozmazana podeszłam jak schorowana staruszka żeby położyć kwiaty przy urnie, gdyby chłopak mnie nie prowadził to nie wiem jakbym w ogóle przeszła ten dystans 2 metrów, przeszliśmy dalej żeby zapalic jakiegoś 30 papierosa tego dnia, niestety dane mi było zobaczyć też obrzydliwą mordę mojego byłego który się tam pojawił, no ale cóż miał do tego takie samo prawo jak ja i my wszyscy tam. i to wszystko, wróciliśmy do znajomych, później poszliśmy pić w jedno miejsce. myślałam, że minie szybko bo nie jestem emocjonalna, ale dalej sprawdzam nasze zdjęcia, dalej sprawdzam wiadomości, dalej oglądam jej profil. 2020 zabrał mi dwie ważne osoby, w styczniu odszedł mój mentor i nauczyciel, jedyna osoba która była dla mnie tak ważna spoza znajomych i rodziny, w listopadzie zmarła moja przyjaciółka. to jak wiele myśli mi przeszło przez głowę w tym czasie to nienormalne, nie wiem już co robić. czuje się teraz tak chujowo. jedyne co wam teraz chcę powiedzieć to idźcie przytulcie osobe, którą kochacie i na której wam zależy, przytulcie o powiedzcie że ją kochacie, i zróbcie to kurwa teraz, najszybciej jak możecie, wybaczcie jej, porozmawiajcie, bądźcie z nią. tak, ja też sobie myślałam, że “takie rzeczy” nie dzieją się normalnie, że mi się to nie zdarzy, że przecież nic się nie może stać. takie rzeczy mogą się stać w każdym momencie, w tym najmniej oczekiwanym, niczego nei możecie przewidzieć więc mam bardzo małą nadzieję, że chociaż jedna osoba po przeczytaniu tego wywodu pomyśli sobie nad pewnymi rzeczami
13 notes · View notes
pochowek · 5 years
Note
poczołek jebie laską w ziemie i wydaje dekret: idźcie głosować dzisiaj
i na chuj mi to było pis wygrał
63 notes · View notes
polskie-zdania · 5 years
Photo
Tumblr media
Witajcie niedzielnie.
Moja twarz zniknęła z tła, bo już nie mogłam patrzeć na te zdjęcia. Minęły dwa lata, a właściwie łącznie pięć od powstania bloga i mogłabym powiedzieć, że zmieniło się dużo, ale zmieniło się w chuj, więc nie mam zamiaru mówić inaczej niż wprost. Będzie trochę prywaty, ale może uda mi się tym postem w jakiś sposób kopnąć Cię w dupę, więc jeśli masz ochotę, to lecimy.
A więc to ja teraz. I chyba jestem to najbardziej ja z całego mojego życia.
Zadaliście mi przez te 5 lat mnóstwo pytań, na które przez jakiś czas znałam odpowiedzi, mniej lub bardziej. Pytań jak żyć, co robić, co myśleć, w co wierzyć. Było dużo wielkiego gadania, idei, niezmąconej wiary i miejscami - z mojej perspektywy - pierdolenia.
Nie spodziewałam się, że można z dnia na dzień przestać wierzyć we wszystko, w co wierzyło się całe życie.
Nie spodziewałam się, że można tak bardzo mieć dość wszystkiego i wszystkich.
Nie spodziewałam się, że można tak bardzo nie wiedzieć, co ze sobą zrobić.
Nie spodziewałam się odwiedzenia wielu miejsc, w których wylądowałam.
Nie spodziewałam się, jak wieloma osobami jeszcze będę - tymi, którymi kiedyś gardziłam, ale i tymi, którym zazdrościłam lub których podziwiałam.
Nie spodziewałam się, że można nie wiedzieć kim się jest.
Kurde, to cholernie długa droga, by lubić siebie, nie? By móc na siebie patrzeć. By o sobie jakkolwiek życzliwie myśleć.
Pytań w skrzynce nadal ogrom, ale, jak pewnie zauważyliście - przestałam odpowiadać. Bo wiecie co? Cholera, nie wiem. Jak żyć, co robić, w co wierzyć i co myśleć. Nie wiem. Wszystko się rozlało i przestało być czarno-białe. Dziesięć pierwszych momentów było trudne, ale w tej chwili jestem dzięki temu lżejsza. O wiele. Choć wtedy w ogóle bym nie pomyślała, że to możliwe.
Pierwszy raz w życiu czuję się dobrze z tym, że czegoś nie wiem. Akceptuję to. Akceptuję swoje gorsze dni, cieszę się z tych lepszych. Przestałam karać się aż tak za błędy. Pozwalam sobie odpocząć, ale i od czasu do czasu rzucić się rekreacyjnie w przepaść, jak moje “ja” się tego domaga. Ania Dąbrowska miała rację, że smutne jest takie życie, kiedy ciągle strzela się do siebie samej. Nikt tak do mnie nie strzelał, jak ja sama.
To się samo wszystko nie dzieje, nikt za Was niczego nie rozwiąże, ale też nikt Was nie uratuje. Tak samo Wy nie uratujecie nikogo innego, niestety.. Idźcie do psychiatry, idźcie do psychoterapeuty, podsuńcie ten pomysł komuś, kto może tego potrzebować. Nie bójcie się brać leków, jeśli nie jesteście w stanie funkcjonować, jeśli nie dajecie rady ze szkołą/uczelnią/pracą - to nie słabość, tylko odwaga, serio. Zdobycie się na to, by poprosić o pomoc, by powiedzieć głośno, że nie dacie sobie rady sami to ZAJEBIŚCIE WIELKI KROK i ogromne brawa dla tych z Was, którzy już dali radę to zrobić. Dobrze dobrane leki nie ogłupiają, tylko naprawdę są w stanie pomóc przetrwać trudny okres czy w ogóle dać możliwość zaczęcia jakkolwiek funkcjonować, a dlaczego, do cholery, masz sobie nie pomóc, jeśli istnieje taka możliwość? Nie chodzisz ze złamaną nogą, więc z jakiej racji masz chodzić ze złamaną duszą? Najlepsze efekty daje farmakologia w połączeniu z psychoterapią, ale spróbujcie zrobić cokolwiek. Każda próba walki o siebie to zajebiście wielka i ważna sprawa.
Pamiętajcie, że zrobienie sobie przerwy, by dojść do siebie to nie dramat. Najwyżej skończysz studia za rok. Albo za dwa lata. Albo w ogóle, bo po drodze stwierdzisz, że chcesz robić coś innego. I chuj. I trudno. Zadbaj o siebie. Zawalcz o to, by móc na siebie patrzeć, bo i z pieprzonym dyplomem nie będziesz siebie lubić, jak szwankują filary twojego poczucia wartości. Nie ma przepisu na udane życie. Nie ma kolejności, którą trzeba spełnić pt. matura, studia, ślub, dzieci, chata na kredyt… NIE MA. Choćbyś miał to wszystko, a nie mógł na siebie rano patrzeć w lustrze, to gówno będzie, a nie życie. Nikomu nie musisz niczego udowadniać (tego też uczyłam się chuj wie ile, a nadal czasami mam z tym problem), bo nikt Cię przez ten burdel za rękę nie przeprowadzi, możesz zrobić to tylko samemu. Najpierw spróbuj w ogóle zacząć się nie wkurwiać, że ty to ty. 
Nadal jest trudno. Myślę, że zawsze będzie. Może to moja wina, że “nie zgadzam się na bylejakość”, ale przecież nie mam zamiaru zacząć. Nie chcę. Nie satysfakcjonuje mnie to i to moment, w którym przyjmuję w pełni tego konsekwencje. W którym już nie dziwię się, że jest trudno, bo świadomie się na to decyduję. Taka jestem. No trudno. ¯\_(ツ)_/¯
Miło mi, że dotrwałeś do tego miejsca. Dziękuję. :) 
Choć nie obiecuję, że odpiszę na wszystkie wiadomości, to napisz, jeśli chcesz porozmawiać, może akurat mogę powiedzieć Ci coś, co Cię jakoś zainspiruje do działania. Nie mam totalnie żadnych odpowiedzi na to, jak żyć, co robić i jakie decyzje podejmować, więc na te pytania nie odpowiem, bo sama jestem w trakcie lotu próbnego samolotem, którego zbudowałam z takich elementów, że nawet nie myślałam, że to może latać. Ale póki co lecę. I w sumie widoki są naprawdę spoko. 
Nie poddawajcie się, Dzióbki. Jest tu w chuj trudno, mamy totalnie przejebane, ale da się znaleźć ciepła miejsca, gdzie nikt nie krzyczy, nikt nikogo nie ocenia, a na obiad podają rosół, i to wcale nie z paczki.
I pamiętajcie - nie oceniajcie innych, tylko dlatego, że grzeszą inaczej niż Wy. Próbują sobie poradzić dokładnie z tym samym. Po prostu w inny sposób. 
M.
255 notes · View notes
abracadabbraa · 3 years
Text
A idźcie wszyscy w chuj...
0 notes
idfwtl · 7 years
Quote
a idźcie w chuj z tym wszystkim.
0 notes
d-prim · 7 years
Text
Beneficjent Nienadchodzącej Apokalipsy oraz Instancje Nienawiści.
Obudziłem się w niezłym nastroju i zabrałem się do pracy. No dobra, nie od razu, bo najpierw zrobiłem kawę, zjadłem kanapkę i przez chwilę skrolowałem Fejsa. 
I nie do pracy, bo praca to jest wstawanie dwie godziny przed pójściem spać, zjadanie garści kurzu, popicie wodą z kałuży, dojazd dwieście kilometrów i przerzucanie gruzu gołymi rękami przez siedemdziesiąt dwie godziny za promocję, szansę rozwoju i wpis do portfolio. I nieprawdą jest też, że tylko chwilę przeglądałem Fejsy. Obejrzałem wszystkie. W międzyczasie dostałem info od klienta, że to co zrobiłem za drugim podejściem jest kompletnie bez sensu. Klient jest ziomem, więc nie ma żalu, c'nie? Ale jak to? Przecież jestem jebanym królem podziemia, głosem pokolenia jak Kanye, skurwysynem od produkcji, jak to ci się nie podoba? To niemożliwe. Jestem już bardzo mocno wkurwiony na tym etapie. Nienawidzę Patryka Vegi i jego grupy docelowej liczącej z kilkaset tysięcy ciał, nienawidzę Toma DeLonge z Blink 182 który postanowił zostać naukowcem i ludzie na dzień dobry już dali mu dwieście kilo dolarów, nienawidzę trzech czwartych swoich znajomych za same mordy, czasem nawet za imiona. Niezły poranek. Biorę się za materiały promocyjne swojego zespołu, bo trzeciego podejścia zrobienia hiciora dla klienta-zioma dziś nie będzie. A może nie będzie wcale, bo panicz chyba już ma lekkiego focha. Nienawidzę wychodzić z kokonu swojej dumy ubranej w nieśmiałość, prosić kogoś o coś, pytać niezobowiązująco czy pomoże, a potem patrzeć przez tydzień na komunikat "wyświetlono przez wszystkich i zlano". To jest jak ta sytuacja kiedy po trzech piwkach, uśmiechnięty i rozmowny, na palarni w klubie, zagaduję do dwójki obcych ziomków, jak im się podobał koncert, a oni patrzą mi prosto w oczy oboje i milczą. Mają zniesmaczone miny, patrzą na mnie i nie mówią nic. Zalewa mnie wstyd, gaszę papierosa i odchodzę. I też ich nienawidzę, choć staram się choć trochę tego gniewu i pogardy zostawić dla siebie samego. Nie może zabraknąć, kiedyś trzeba będzie pokazać dziecku, że tato nie kocha siebie, bo kochają siebie tylko inni, nigdy nie ty. Do moich drzwi puka Pan Żulik i prosi o jedzenie. Mamy z żoną Apokaliptyczne Zapasy, które za rok się przeterminują, więc Pan Żulik dostaje pięć czerwonych fasol, dwa puszkopomidory i dwie surówki z wczoraj. Czy ten pan będzie za dwa dni nienawidził czerwonej fasoli? Chyba, nie bo skołuje sobie swoją słodko-gorzką truciznę, której ja codziennie sobie odmawiam i zapomni o nienawiści na chwilę, przegryzie fasolą i zaśnie gdzieś poza światem naszych ważniejszych problemów takich jak bilety na premierę Star Wars. A apokalipsa nie nadchodzi. Zresztą co to by był za koniec świata, gdybym miał po nim jeszcze przez miesiąc jeść zapasy fasol, pomidorów i ryży? Cudowny! Grasowanie za rękę z żoną po pustych ulicach i niecierpliwe wyczekiwanie postaci Will Smitha, który pewnie gdzieś tu łazi, tropi nas by nas zabić, zanim zjemy go, by odpocząć od fasoli... Marzenia. Jestem głodny, ale nie chcę mi się robić jedzenia kiedy żony nie ma w domu. I muszę wyjść, jechać siedmioma autobusami na Koniec Dysku, zobaczyć się z resztką ludzi, których lubię, którzy postanowili zamieszkać, kurwa, na granicy Wrocławia z Nepalem. A do tego, ostatnio mocno nie przepadam za taksówkarzami, więc jestem w dupie. I to takiej niebezpiecznie ciemnej, bo będę jechał przez strefę WKS Forevor Ultrasy Przeciw Pedałom Na Chuj ci Ta Broda Brudasie, i muszę tradycyjnie zabrać ze sobą nożyczki oraz zasłużony, drewniany tłuczek do ziemniaków, żeby nie czuć strachu nawet w pustym autobusie. Śniło mi się, że tonąłem w czarnym błocie i martwiłem się w tym śnie tylko tym, że będzie mocno niesmaczne kiedy zakryje mi usta.
Pozdrawiam wszystkich, tym mocno nadającym się na piątek wieczór tekstem. Idźcie się najebać, żeby zapomnieć o tym tygodniu.
Tumblr media
0 notes
jakow666 · 7 years
Text
„Ateizm” Zuckenberga
25 grudnia media obiegła wiadomość i istny szał (zwłaszcza prawą stronę) po poście Zuckenberga na FB:
Mark złożył życzenia I zaczęła się dyskusja o jego ateizmie. Jeden z użytkowników zapytał go o to wprost i Zuckenberg odpowiedział.
Dostałem na FP pytanie, co ja na to, więc odpowiadam – koło chuja mi to lata. Szczerze.
Jeśli kiedyś drwiłem z religiantów, ze używają Facebooka, którego właścicielem jest ateista, to jak ktoś nie wyczuł sarkazmu, to jest idiota. Nie wierze w to, że ktoś robi rzeczy tak duże jak FB, Windows czy inne rzeczy mając za cel religijne pobudki lub biorąc pod uwagę osobiste poglądy. Liczy się hajs, kasa, mamona. Nie Jahwe, Allah czy inny bożek lub sekciarska dogmatyka. Jeśli ktoś robi taki biznes i wrzuca w to swoją religie, to jest kretynem. A za takowego nie uważam Zuckenberga. To lepszy cwaniak i jak będzie potrzeba to szybciutko zmieni zdanie.
Poza tym – on powiedział jedynie, ze religia jest ważna. Ja mogę powiedzieć to samo – religia dla wielu osób, dla znakomitej większości społeczeństwa jest ważna. To, co myślę o tej części społeczeństwa, samej religii i tematach związanych jest drugorzędne i nie zmienia faktu, że to zdanie to po prostu PRAWDA.
Jak Zuckenberg zacznie na FB atakować teistów lub wyznawców innej wiary niż jego (jakakolwiek by nie była), wtedy będziemy mieli problem. Dopóki tego nie robi – powinno to spłynąć po wszystkich. Bo to trochę tak, jakby podczas instalowania Windowsa wszyscy musieliby wyrzekać się Ducha Świętego czy obrażać Mahometa. Gates (ateista) ma to w dupie. Liczy się klient, który płaci, nie klient, który podziela poglądy właściciela czy ekipy zarządzającej.
Więc co ja na to – SMACZNEGO! Jak się Mareczkowi to podoba – ma pełne prawo do bicia czołem w mur świątynny w Jerozolimie. Mnie to nie gryzie i nie ziębi.
A wszyscy, którzy biją wokół tego pianę – ogarnijcie dupska. Ja wiem, że szukacie taniej sensacji…a to nią nie jest. Idźcie dalej, zajmijcie się ważnymi sprawami. Nie jarmułką szefa FB.
PS. Długo nie było wpisu. Mam w chuj roboty. Wracam jednak powoli i dziś będzie film na YT…spokojnie.
from Blogger http://ift.tt/2jlwFyo via IFTTT
0 notes
Text
Idźcie wszyscy w chuj..
Noo.. Wypierdalać!
2 notes · View notes