A potem przychodzi taki moment, że dosiadają się do ciebie na stołówce studentki, które rozmawiają o wczesnych doświadczeniach z obozów tanecznych (kiedy ja byłam dzieckiem, to dopiero zaczynało być modne) i o tym, że nie wiedzą, w którym miejscu na pewno mogą wywołać kliszę i nie chce im się tam jechać i potem dowiedzieć się, że tam się nie da (i na komentarz jednej z nich, że przecież może po to zadzwonić, zapala im się nad głową żaróweczka), i masz mini eurekę, że w sumie takie wywoływanie filmu wydawało się kiedyś bardzo poważnym zajęciem, a ostatni raz drukowałaś jakieś cyfrowe zdjęcia ponad 15 lat temu i w sumie warto by było.
A potem, nastrojona przez kasztany kwitnące tak punktualne, jak prawie nigdy, sprawdzasz arkusze maturalne z matematyki -- i dowiadujesz się, że w zeszłym roku wprowadzili nowe zasady, a w ogóle to twoja wersja matury jest już niedostępna: za to ta ta, która za twoich czasów szkolnych była dopiero zapowiedziana i zupełnie nowa, jest już przestarzała.
Auć. Auć. To tylko skrzypienie moich starych kości.
0 notes