Tumgik
#krajobrazowy
travelella · 1 month
Text
Tumblr media
Wdzydzki Park Krajobrazowy, Wdzydze Tucholskie, Poland
Marek Piwnicki
0 notes
calochortus · 8 months
Video
20220810-Canon EOS 6D Mark II-9134 by Bartek Rozanski Via Flickr: pristine morning at lake kluczysko in spectacular suwalki landscape park near szurpily, podlaskie, poland
0 notes
jeanne-davenport · 23 days
Text
Tumblr media Tumblr media Tumblr media Tumblr media Tumblr media Tumblr media
Nie ma to jak spacer po lesie. Tam zawsze można odpocząć i znaleźć coś fajnego do sfotografowania.
Mazowiecki Park Krajobrazowy, Warszawa
19 notes · View notes
myslodsiewniav · 2 months
Text
Podróże, partnerstwo, koszmar i metki, założenia, chujowi ludzie.
15.07.2024
Nie mogę się dziś jakoś zebrać i uspokoić - okres mi się zaczyna i z tego całego pełnego ulgi odpoczynku teraz dopiero przerabiam, jak wiele się wydarzyło i jak wiele z tego zasługuje na przekminkę.
Po 1:
Jedziemy sobie spokojnie w górki, już kilka godzin jesteśmy w drodze, już na masę tematów rozmawialiśmy i gubiliśmy wątki zmęczeni, rozkojarzeni po sesji. Ale chcę opisać ten moment: już jesteśmy na tej krętej trasie krętej wzdłuż koryta Kamiennej. Nie wiem, jak to lepiej opisać, a zajęcia stosownego w sieci nie znajduję, ale to miejsce jest nie do podrobienia. Serpentyna asfaltowej drogi wciśnięta między ścianę skalnego zbocza i rwący potok, na drugim brzegu już na wyciągnięcie ręki pyszni się zielony Karkonoski Park Krajobrazowy. Słonko błyskające przez korony drzew, niebieskie niebo i nagle, jakoś tak w przypływie tego miejsca w głowie, tego o którym pisałam, tego, które zrobiło się, gdy organizm wszedł w tryb odpoczynku, ulgi, bycia po prostu i chłonięcia gór, widoków, ekscytacji szlakiem, który już zaraz będziemy zdobywać zalała mnie fala... szczęścia. Takiego spokojnego i bezpiecznego SZCZĘŚCIA. Wspominam ile razy tą drogą jechałam i jak wiele z tych razy zjadała mnie tęsknota za tym, aby kiedyś móc jechać na własnych zasadach, z kimś, kto podziela moje szczęście i docenia piękno tej niesamowitej drogi. A teraz jestem świadoma takiej cudownej, mięciutkiej przestrzeni, zgody i bezpieczeństwa, w której żyję swoim marzeniem: jadę tą cudowną drogą i mogę zaufać, mogę się oddać i mogę podziwiać tego człowieka, który jest ze mną i który wybiera mi towarzyszyć na szlaku. Ba! Który sam zaplanował ten wyjazd i tą trasę, bo też się w tej serpentynie przy korycie Kamiennej zakochał... I jest taki fajny! Taki mądry, zdolny, seksowny, zaradny i zabawny! Niesamowite, że mój narzeczony ISTNIEJE! Miłość mnie rozsadzała i zarazem czułam, że to najbezpieczniejsze i najmilsze uczucie, jakie mogłam sobie wymarzyć.
I w jakimś takim niesamowitym momencie nagłego zrozumienia zachwyciłam się nad tym, jak bardzo doceniam i podziwiam tego człowieka, z którym idę przez życie od 3 lat. A przecież to obcy człowiek! A okazał się tak cudownym towarzyszem! Takim niesamowitym współtwórcą więzi!
I go, mojego towarzysza - ku mojemu zaskoczeniu! - jakoś dokładnie wtedy transcendentnie dosięgnęły podobne myśli! Wyrwał mnie z tego zasłuchania we własne emocje, wypalając nagle ze łzami wzruszenia w oczach, że mnie podziwia, że jest mi wdzięczny za zaufanie, za wiarę w niego, za kochanie go; że mu imponuję swoją zawziętością i zaradnością, że czuje się przeze mnie podbudowany i zachęcony do ambitnego rozwoju. Że mnie kocha i docenia, jak bardzo dobrze na siebie wzajemnie wpływamy. No i co? No i obydwoje zarazem w śmiech, taki ze szczęścia, które tak niesamowicie dobrze współdzielić. I zarazem w płakanko, bo "wyjdź z mojej głowy, człowieku!" xD
Magia gór.
Tumblr media
W górach było cudownie, chociaż mocno czuję swój brak kondycji.
Dlatego kolejnego dnia, w niedzielę, długo odsypialiśmy. Dłuuuugo.
A potem zjedliśmy deskę serów <3
... i pojechaliśmy do babci.
I okazało się, że to też opłaciliśmy przypałem... kontakt z moją rodziną, nawet w dobrej wierzy zawsze jest taki... trudny. Ech.
Rzecz w tym, że ciotka i wujek przywieźli babcię na chwile do Polski. Dowiedziałam się znowu przypadkiem - jakoś moi rodzice nie wpadają na to, by przekazać taką info dalej. Siostra po prostu podesłała mi w zeszłym tygodniu (gdy pisałam egzamin z gorączką) zdjęcie na którym jej synek siedzi na kolankach u swojej prababci. Okay. Fajnie.
A gdy byliśmy w górach w sobotę moja najstarsza kuzynka rzuciła na grupce rodzinnej "kto planuje w ten weekend przyjechać do babci w odwiedziny?". Odpowiedziałam jako jedyna, że chcę, w niedzielę. Gdy ja się zadeklarowałam, to jeszcze jedna kuzynka i moja siostra były gotowe przyjechać do babci w odwiedziny. Okay. Fajnie.
Ostatnim razem, gdy babcia była w Polsce miałam pracę i zjazdy od rana do nowy, nie miałabym okazji/przestrzeni by przyjechać. A wczoraj czułam wraz z moim partnerem, że mamy przestrzeń i jest okay (już po sesji) by spędzić po 3h w jedną stronę w drodze i jakieś 1-2h na spotkaniu z babcią. Babcia ma prawie 100 lat, nie wiadomo czy jeszcze będę miała szansę ją odwiedzić. Chciałam przyjechać, bo nie wiem czy to nie jest ostatni raz... Z drugiej strony: oby jeszcze wiele razów do odwiedzin było.
W dodatku babcia mi się śniła ponad tydzień temu, zanim w ogóle dowiedziałam się, że jest w Polsce - śniło mi się to tak, jakbym znowu była nastolatką, a babcia roztacza swój czar (a to charyzmatyczna osóbka zawsze była) i narzeka, że wnuczki ją zbyt rzadko odwiedzają; opowiada mi, tak, jak to słuchałam lata temu, że moje kuzynostwo mieszkające w tej samej wsi co ona lub w sąsiedniej odwiedza ją często, a najbardziej lubi, gdy odwiedza ją moja najstarsza kuzynka (tj. kuzynka nr 2 - dla mnie najstarsza z którą utrzymuje kontakt). Ta kuzynka potrafiła do babci wpaść wracając z pracy lub od klienta, z ciasteczkami i przynosiła farbę do włosów, albo odżywkę w kremie, wesoło treląc zmieniała babciną kuchnię w salon fryzjerki, farbowała babci włosy, zajmowała energetyczną rozmową i rozbawiała ją. A potem wylatywała z tą swoją niespożytą energią by realizować jakiś projekt, albo prowadzić jakieś zajęcia.
Babcia opowiadała mi, jak bardzo ceni sobie towarzystwo kuzynki nr 2, która nigdy nie jest smutna i nie mówi jej o trudnych rzeczach, woli mówić o tym, co dobrego jej się przytrafia. W śnie, tak samo, jak wtedy, gdy faktycznie taką rozmowę prowadziłam z babcią, jako młoda dziewczyna, czułam bardzo dużo ciepła słuchając, gdy babcia chwali moją siostrę stryjeczną, którą ja również podziwiałam i uwielbiałam. Babcia nie często chwaliła swoje dzieci czy wnuki, wyróżnienie były zachowane dla jedynej córki, jej męża i jej dzieci - bo oni mieli pieniądze i byli "ważni" - reszta nas w oczach babci nie była tak ważna (bez wzgledu na to czy pieniądze mieli, czy nie -dla mojej babci "sukces" oznaczał jej najmłodsze dziecko i jej potomków, reszta była "mniej ważna"). Wtedy, gdy babcia mi to mówiła i gdy tydzień temu śniłam to wspomnienie czułam dumę i miłość, gdy mówiła tyle ciepłych słów o mojej kuzynce, ale w pewnym momencie do mnie dotarło, że babcia nie mówi tego, jako pochwalę kogoś, kogo obydwie kochamy - że babcia w zasadzie porównuje mnie do kuzynki. A ja nie byłam wtedy wesoła, nie miałam siły nawet na uśmiech. Moja mama umierała, ja byłam zagubiona i prawie nic nie mówiłam, byłam... przybita. Gdy to do mnie dotarło przestałam się uśmiechać, poczucie miłości zastąpiło ukłucie odtrącenia, zranienia. Patrzyłam na babcię, która patrzyła na mnie z wyczekiwaniem, która poklepała mnie po rękach i jeszcze raz, wolno i wyraźnie, z uśmiechem powtórzyła mi tak, jakby się upewniała, czy dobrze zrozumiałam: "Lubię jak ona do mnie wpada, bo nie mówi mi o smutkach, rozumiesz? Ona zawsze mnie podnosi na duchu! Ma tyle energii, tyle do powiedzenia!". W śnie zamknęłam się w sobie, skuliłam, zacisnęłam pięści, które wciąż przykrywały poklepujące mnie dłonie babci. Czułam się tak bardzo samotna i nierozumiana. Ale w tym śnie miałam też taką nagłą świadomość: to są słowa staruszki, która jeszcze nie wie, że choruje na depresje. Nie ma siły na swój własny lęk i strach, nie rozumie nawet, że to choroba i latami nie zrozumie, minie wiele lat nim zacznie się leczyć. A rozmawia ze swoją wnuczką w najczarniejszym i najbardziej ciężkim okresie jej życia, przekonując, że chociaż jest babcią nie da jej oparcia, którego ta młoda dziewczyna potrzebuje, bo "z pustego i Salomon nie naleje", że nie da jej miłości, bo własnych dzieci kochać nie potrafiła, że nie da jej zrozumienia, bo to jest odpowiedzialność, której nie może i nie chce dźwigać - sama potrzebuje kogoś, kto ją pocieszy. Ale ta młoda dziewczyna jeszcze tego nie wie, nie rozumie... jedyne co wie, to fakt, że kolejna dorosła osoba w jej życiu ją odrzuca, mówi jej "zmień się, bo takiej jaką teraz jesteś nie potrafię akceptować". A dla naszej podświadomości "nie akceptuję" = "nie kocham".
Kiedy ja nie wiem jak w życie, jak stanąć w tą dorosłość, po totalnym załamaniu bezpieczeństwa, zaufania, wartości to słyszę "bądź taka, jak ktoś inny, aby zasłużyć na moją miłość". Znikąd przytulenia i prostego "wiem, że przeżywasz trudny czas, kocham cię". Zewsząd pretensje, że nie jestem lepsza, albo przypominanie mi, że mama coś robiła lepiej niż ja, albo zdziwienie, że przeżywam tyle trudów, bo przecież "wymyślam" - porównują mnie do swoich dzieci, które w tamtym czasie mają rodziców, owszem wymagających i krzyczących, ale wskazujących drogę, pokazujących jak się załatwia sprawy w urzędach jako dorosła obywatelka. A ja jestem sama... z młodszą, wkurwioną, i równie jak ja zagubioną młodszą siostrą i nieprzytomną matką. Gdy mówię, że jestem sama i bezradna ogromem tego co na mnie spadło, gdy mówię jak - słusznie! - jestem zła i pełna żalu wobec mojego ojca, to dorośli w moim życiu, w mojej rodzinie są na mnie źli. Nie słyszą młodej dziewczyny w obliczu tragedii. Słyszą niewdzięczną dziewczynę, która obraża ich brata lub syna, zamiast się wziąć do roboty. Nie słyszą, gdy pokazuję im jak ojciec zawodzi jako opiekun - twierdzą, że to ja tak przekręcam fakty, by oczernić ich brata. Nie widzą, nie słyszą. Wolą nie widzieć, nie słyszeć. Gdy do mnie dzwonią pytają o to, jak się trzyma tatuś. O to jak się trzymam ja i siostra nie zapyta nikt. Pierwsza zapytała przyszywana ciocia - przyjaciółka mojej mamy, to mnie tak zaskoczyło, że buchnęłam rynkiem rozpaczy w słuchawkę. Ja wtedy nie istniałam. Musiałam przestać istnieć, aby moja rodzina przetrwała...
Gdy to piszę - płaczę.
Natomiast, gdy się obudziłam z tego snu - co by nie mówić koszmaru, to nie czułam tamtych emocji, tamtego odrzucenia, które przecież czuła ta ja sprzed 14 lat. Gdy się obudziłam nagle bardzo wyraźnie zobaczyłam, że to nie ze mną coś było nie tak. Ja byłam okay. Wcale nie czułam WIĘCEJ niż członkowie mojej rodziny mogliby pojąć - czułam tak samo DUŻO jak oni i jak oni sobie z tym nie radziłam, ale chciałam o tym mówić, pytać "jak to zrobić, żeby nie było mi tak źle?" i to ich wkurwiało, bo oni starannie odwracali się od tej części siebie. Teraz spokojnie - JAKO DOROSŁA - pomyślałam "hymmm? Ciekawe case study" i przygarnęłam w myślach tą skurczoną dziewczynę, której zaciśnięte pięści poklepywała babcia, która w tamtym momencie znowu ją odtrąciła. Przytuliłam tą dziewczynę mocno, mocno, z taką akceptacją. A potem przytuliłam babcię z akceptacją - szkoda, że nie potrafiła być lepszą babcią. Szkoda, ale ona wewnątrz była taką samą, nadmiernie obciążoną, zagubioną dziewczyną jak jej wnuczka. Też się zamykała mocniej, by nie okazać, jak bardzo jest zraniona.
Kurwa, coraz częściej zdaję sobie sprawę jak chujowych dorosłych miałam wokół siebie, gdy sama się stawałam dorosła. Wkurwia ta świadomość, że przerastałam dojrzałością niemal wszystkich - chciałam się mierzyć z problemem, nazywać go, dociekać co jest jego przyczyną. A wiedziałam, że musi być coś, co się da poprawić, by czuć się z sobą samą we własnej głowie lepiej. Wiedziałam! A oni bali się przyznać, że sami czują, że z nimi coś trudnego się dzieje, a moje pytania zapalały światła w tych obszarach, które oni woleli trzymać w mroku. Byłam im niewygodna w chuj. I nie mieli jaj by mi wtedy powiedzieć "nic z tobą nie jest nie tak, jesteś w porządku! Wszyscy tak samo mamy. Jesteś taka jak my!", to nie, dawali znać wprost lub pośrednio, że jestem dziwna, odrzucali, kurwa... Ile mi to zrobiło krzywdy w życiu!? Ile ja się z tego wygrzebywałam!? Przekonanie, że nie zasługuję na miłość, bo jestem SOBĄ? Ha! Teraz gorzko mi... Ale też wiele we mnie zrozumienia.
To ciekawe, że musi minąć jakiś czas. Musiałam pracować na terapii tyle lat nie rozumieją dokąd mnie to prowadzi, co właściwie powinno jakoś inaczej działać.
Aż nagle mam ponad 30 lat i jakby iluminacja: okay, wyraźnie widzę w jaki sposób moi dorośli mnie zawiedli. Wyraźnie widzę co było ranami, jakie mi zadali. I jakie ja nauczona mogłam zadawać swoim bliskim/ Rozumiem dlaczego tacy byli. Wiem co z czego się brało i do czego prowadziło. Boli do dalej, ale wyszłam z tego i jestem w lepszym miejscu. Jakbym patrzyła nie tyle na swoje życie, a jakby ta ponad dekada dała mi odpowiednią perspektywę by dostrzec deski i aktorów teatry życia.
Kurde.
Mocne.
Niemniej najpierw miałam taki koszmar, a kilka dni później okazuje się, że babcia przyjechała do Polski.
No to co? No to jedziemy.
Pojechaliśmy. Słońce prażyło - było idealnie! 30 *C, prawie bezchmurnie, wyjechaliśmy tak około 13, aby pobyć w słoneczku. Ściągnęliśmy dach samochodu, popijaliśmy wodę. Kocham lato! Letnia sukienka, minimum dotyku odzieży na skórze i W KOŃCU nie czuć tego przeszywającego zimna wiosny. W końcu te utęsknione 30*C - nie zrozumie tego prawdopodobnie nikt, kto nie marznie i kto nie ma zaburzeń sensorycznych. To jak cudownie komfortowo można się czuć mając na sobie minimum (w sensie - ubranie dotyka jak najmniejszych przestrzeni skóry) przy jednoczesny poczuciu, że jest przymnie ciepło, bezpiecznie i komfortowo CIEPŁO i nie trzeba zakładać swetra/szala by ochronić się przed ziąbem - to jest coś tak PRICELESS, że nie wiem jak to opisać SZCZĘŚCIE po prostu. Nadwrażliwość sensoryczna to moja główna przyczyna miłości do lata.
Tumblr media
Mój narzeczony prosi, aby mu powiedziała kiedy ma zjechać w bramę. Dziwię się, że nie pamięta, który to dom mojej babci, miejsce akcji wielu opowieści rodzinnych o których słyszał. A on mnie uświadamia, że faktycznie - NIGDY jeszcze tam nie był, bo babcia od 2 lat mieszka w Niemczech. A ten raz, kiedy babcia była w Polsce, a mój klan miał zjazd letni na jej ogródku, wtedy mój partner był na wyjeździe z członkami swojej rodziny. Ale szok. Przeżywamy sobie obydwoje, że nie był jeszcze u babci!
W końcu wjeżdżamy - wujek zostawił bramę otwartą, więc korzystamy i parkujemy pod zacienionym daszkiem, w głębi podwórka, za tarasem. Widzieliśmy, że pod markizą siedzą siostra mojego taty z mężem - też nie widziałam ich od roku.
Wysiadamy z auta i z daleka słyszę jak wujek - ten z Niemiec, mąż siostry mojego taty - wzdycha, trochę tak... sarka w zasadzie. W momencie, gdy widział tylko wysiadającego mojego chłopaka jeszcze podszedł do schodów z uśmiechem, a jak zobaczył mnie, to właśnie: sarknął i usiadł pod markizą z powrotem, ale po chwili się zreflektował i podszedł, aby się przywitać. Mała rzecz. Bardzo mała. A przypomniała mi o tym, jaki jest stosunek tej części rodziny do mojej gałęzi rodziny, jak ciocia kiedyś tłumaczyła dzieciom swoim znajomych, aby przestali mówić po angielsku, aby mówili wszyscy swobodnie po niemiecku i nie ważne, że ja nie zrozumiem, bo przecież ja jestem cytuję "nie ważna"... co obudziło śmiech wszystkich (a ja wtedy nie rozumiałam co mówią, bo nawijali po Niemiecku) poza moim kuzynem, a synem cioci, którzy wkurwiony obciął matkę wymownym spojrzeniem, chwycił mnie za rękę i wyprowadził z kuchni trzaskając za nami drzwiami. A chwilę potem wyjaśnił mi co jego matka właśnie powiedziała... Był wściekły i zawiedziony zachowaniem matki i sytuacją w jakiej mnie postawiono. Pamiętam to. I pamiętam żywo reakcję krewnych. I chyba nigdy tego nie zapomnę: ani ciotce, ani kuzynowi. Ani mojej kuzyce-równolatce, która zaśmiała się z "żartu" własnej mamy, i która nie wyszła ani do mnie, ani do swojego brata po tym trzaśnięciu drzwiami... No i ja pamiętam i nie zapomnę, a to samo w sobie jest już pewną postawą utrudniającą relację, nie? Myślę, że dojrzalej byłoby zapomnieć - ot, przeszłość. Ale to wtedy tak mnie zabolało, że nie potrafię i nie chcę zapomnieć. A zachowanie wujka w niedzielę? - chcę interpretować je jako przypadek, jako "nie dopisuj historii, może w ogóle nie chodziło o ciebie", bo może wcale nie było to lekceważenie, tylko kolano go zabolało i musiał rozchodzić? Ot coś tak błahego! Tak mogło być.
Wybrałam nie przejmować się. Chciałam wpaść do babci, po prostu.
No i wpadłam do babci. Babcia okazała się również siedzieć pod markizą. Jak mnie zauważyła to krzyknęła moje imię i klasnęła! Miłe. Jest drobniutka i chudziutka, włosy wciąż ma nieprawdopodobnie BIAŁE. Zazdroszczę jej tych włosów. Coś przepięknego!
Przywitałam ją i ciocię, wujka, ale... ech. Był z nami nasz piesek. Nasz REAKTYWNY, LĘKOWY piesek. No i my akceptujemy realia, jakie się wiążą z podróżowaniem z naszym pieskiem: no poszczeka. Tak ma, że poszczeka. Trudno. Chwilę jej trzeba dać na ogarniecie sytuacji zanim poczuje się bezpiecznie. Dlatego od razu informujemy nagle "zaatakowanych hałasem" ludzi, że jest pieskiem lękowym i najlepszym sposobem, aby pomóc jej się uspokoić jest ignorowanie jej. Proszę na nią nie patrzeć, do niej nie mówić, zachowywać się tak, jakby się jej nie widziało i nie słyszało. Będzie można pogłaskać, jak sama się uspokoi, upewni się, że nikt jej nie chce zrobić krzywdy, sama się zacznie dopraszać głaskanka. Serio.
Ciocia na to, że ją "uciszy" poprzez wkupienie się w jej łaski za sprawą smaczka. Więc najpierw ja, a potem mój narzeczony powtarzaliśmy (jak katarynki), że to w tym przypadku absolutnie nie jest metoda, to jest stwarzanie dodatkowo stresującej sytuacji. Nie ten piesek. Nie taka metoda. A i ciocia, i wujek zaczynają na zmianę wyciągać smaczki (nie wiem skąd te smaczki dla psów mają, nie wyjaśniali - to kociarze) i do psa podchodzić i ją "przekonywać", że jedzenie dobre i że oni są "dobrzy" (oddaję, że ciotka zapytała czy może podać małej smaczka, a ja odparłam, że może, ale później - to już ciotka zignorowała, bo ona przecież "ma rękę do zwierząt" arght). I patrzą mojej psince w oczy, i zauważają jej egzystencję, i łażą za nią, i mówią do niej. Czyli robią DOKŁADNIE to, co prosiliśmy by nie robić. Ignoruj, udawaj, że nie widzisz, nie słyszysz, to do minuty umilknie, a potem sama się przyjdzie przywitać - cicho przywitać i wtedy dasz smaczka, ale to będzie inne danie smaczka: w bezpieczeństwie i w ciekawości ze strony psa. A teraz jesteś zagrożeniem, które zbliża się na końcu pychotki, nie będzie cię kojarzyć jakoś "tego dobrego, który daje pyszności" tylko jako "te pyszności, które podaje ktoś straszny, kto jest blisko i kogo się boję". Powtarzaliśmy, a wujek i ciocia swoje. Ciocia nadal, że "ona zna się na oswajaniu psów", a ja jej, że my pracujemy z behawiorystką, której metody działają i ktorej ufamy.
No wkurwioło mnie to.
Bo przyjeżdżam, stara dupa, 35 lat na karku, a cioctka jak nie szanowała moich granic za dzieciaka, tak teraz po 35 latach nie szanuje moich granic. I czułam się z tym chujowo. Czułam się bezsilna. Czułam się zła. Czułam się niesłyszana. Czułam się NIEWAŻNA.
A chodziło o ochronienie mojej podopiecznej. I dupa. Zawiodłam.
Zawiedliśmy.
Ech.
W końcu poszłam z pieskiem - który "o dziwo" mimo zjedzenia smaczków nadal szczekał i zdesperowana ciocia zaczęła do niej mówić (w sensie: gapić się jej w buzię i kierować do niej słowa - czyli robić DOKŁADNIE to, co powoduje, że mój pies jest bliski paniki ze strachu), że pewnie chce więcej smaczków, a im się smaczki kończą. Kurwa. Wyszłam na spacer po ogrodzie - dopóki wujek nie mówił do mnie pies był spokojny i cichy, niesamowite. Kto by pomyślał. Arght! Ale w końcu wujek zaczął mówić, a zaczął od pytania z wyższością i kpiną: "co myślą o was wasi sąsiedzi?" - no miło w chuj. Kurwa. Ale zamiast się wkurzać, wzruszyłam ramionami i jeszcze raz, metodą zdartej płyty wyjaśniłam, że jest z pieskiem lepiej, że pracujemy z behawiorystką, że piesek się uspokoi, jak będziemy ją ignorować, nie będziemy do niej mówić o czym zaraz się przekona.
Zrobiłam jeszcze kółko po ogrodzie, ale słyszałam, jak wujek zagadał do mojego narzeczonego. Miał ton miły, sympatyczny, zagadał gawędziarsko wręcz. I mój chłopak tak to odebrał w tamtej chwili, ale ja znam wujka na tyle, by usłyszeć, że był wkurwiony i chciał dać znać o swoich granicach: wujek zapytał jak to się stało, że przyjechaliśmy dzisiaj do nich, do domu babci. Bo nie dzwoniliśmy. Nie uprzedziliśmy ich. Nie spytaliśmy czy możemy przyjechać, czy nie mają innych planów. Mój chłopak na to z prostotą "mamy pierwszy wolny weekend od roku i chcieliśmy po prostu odwiedzić babcię, póki jest okazja". A na to wujek, że "ach, tak!" i wyjaśnia, że spodziewają się przyjazdu gości z innej miejscowości. Że to zapowiedziani goście, daleka rodzina naszej babci, z innego miasta wojewódzkiego. Na co zaintrygowany O. również wszedł w small talk i odparł "ach tak!", i czeka, aż wujek będzie kontynuować opowieść o tej rodzinie (bo ciekawy jest, w końcu do tej rodziny ma wejść sam i wie z doświadczenia, że tu są takie opowieści, że wow), a wujek milczy zdziwiony, że facet nie załapał jego delikatnego "spadajcie stąd". xD I tak sobie milczą. xD
Wróciłam z pieskiem na taras i usiadłam obok babci. Zadałam babci pytania, porozmawiałyśmy chwilę. Babcia pytała czy się jej nie wstydzę. Zdziwiłam się. Dlaczego? A babcia na to, że przecież jest taka stara. A ja na to zdumiona "no i co z tego!?". A babcia patrzy mi w oczy, wnikliwie, szukając fałszu i nagle kładzie mi ręce na udach, na dłoni (jak kiedyś, jak w tym śnie, który był też po części wspomnieniem) i z uśmiechem, ba! Jakby łapiąc, że to jest bliskie żartu wybucha "No przecież, że jestem stara! I przecież jestem twoją babcią! Babcią!" A ja - za to jestem wdzięczna mamie, bo ZAWSZE, od dziecka tym rozbrajałam babcię - mówię jej "Tak, jesteś moją babcią. A ja jestem Twoją wnuczką. Kocham cię!". A "kocham cię" to dla mojej babci coś, czego się nie mówi na głos, a na pewno nie tak łatwo i lekko, jak nasza mama uczyła mnie i siostrę, a co było tak pewne i oczywiste. I babcia słyszy "kocham cię" i oczy jej zachodzą łzami wzruszenia, i staruszka się do mnie przytula, jak dziecko. Jak dziecko, nieśmiało, rękami ściskają moją dłoń na udzie, przywierajac starutkim bokiem, do mojego boku, przytulając białą głowę do mojej piersi, opierając się pod moją brodę. Jak dziecko. A ja całe szczęście jestem już DOROSŁĄ i wiem, jak chcę dawać i co mogę przyjmować. Więc moją starutką babcię też otaczam ramionami, w mocnym uścisku i przytulam ją. Daję. Uśmiecham się do mojego narzeczonego. On uśmiecha się do mnie. A babcia po chwili się odsuwa, jakby najedzona, pewna, spokojna, zadowolona, bezpieczna i po prostu siedzi obok mnie trzymając mnie za rękę. Między nami jest spokój.
Ciocia i wujek po prostu obserwują, trochę zirytowani - jako opiekunowie starszej osoby wiedzą ile odcieni ma opieka nad osobą, która nie zawsze wie gdzie jest. I nie potrafią zrozumieć, że ja też to wiem. Nigdy tego nie pojmowali. Oni są źli, że muszą się nią zajmować, uważają, że nikt w rodzinie nie zdaje sobie sprawy ze skali problemu jaki generuje starzejacy się rodzic (a śmieszne jest to, że to oni jako jedyni w rodzinie nigdy nie musieli się zajmować wymagającymi opieki członkami swojej rodziny - wszyscy bracia mojego taty opiekowali się teściami i teściowymi, ale akurat nie ta para). Uznają moje "kocham cię" być może za zbyt płytkie? Może nieszczere? A może ich wkurza, że "kocham", a nie chcę się zajmować? Nie wiem. Raczej panuje przez chwilę na tarasie atmosfera napięcia, która przerywa ciocia... pyta czy myśleliśmy, aby udać się z naszym psem do jakiegoś trenera albo behawiorystki. Milczę zdziwiona przez chwilę. I teraz, jak o tym myślę to nie było we mnie złości. Było we mnie zaskoczenie, że przecież tyle razy już to mówiłam w ciągu ostatniego kwadransa, a ciocia wybierała nie słyszeć. Wow. A może ją też zestresował hałas, jaki zapewniała nam moja suczka? Nie wiem....
Więc spokojnie, cierpliwie, z powagą patrząc szczerze zaciekawionej cioci w oczy jeszcze raz powtarzam, metodą zdartej płyty, dokładnie to, co mówiłam od momentu przyjechania, tymi samymi słowami, że nasz piesek jest pieskiem reaktywnym, lękowym, że nad złagodzeniem jej zachowań lękowych pracujemy od ponad roku z psią behawiorystką i widać progres, dlatego zależy nam, aby jednak pozostać przy wytycznych jakie dała nam behawiorystka, czyli: proszę ignorować obecność psa w pomieszczeni, nie patrzenia na nią, nie mówić do niej, nie wyciągać ręki dopóki nie oswoi się na tyle, by sama podejść itp, itd. Dopiero, gdy po raz enty doszłam do wymieniania zachowań, jakie powinni nowi ludzie wykazać przy naszym piesku ciocia i wujek drgnęli zdradzają, że w końcu DOSZŁO. Jakby ta moja mantra, którą powtarzam od momentu przyjazdu w końcu zaczęła brzmieć jak słowa, a nie jak jakiś szum w tle.
I wtedy ciocia walnęła "aaaa! Czyli jednak chodzicie do jakiegoś specjalisty! To dobrze. Trzeba, bo taki pies to duży problem."
Ech.
Byli zdziwieni, kiedy okazało się, że nasz piesek lubi się z pieskiem mojej siostry. Zakładali, że "dobra" Lucyka pewnie odgania się od ujadającej "problematycznej" Weles. A my spokojnie wyjaśniamy, ZNOWU, że ona się boi ludzi - psów się nie boi. Nasze pieski się bardzo lubią. Są cichutkie i się razem bawią. "Coś niesamowitego!". I pytają jak w takim razie nasz pies reaguje na psa kuzyna - jakby szukając potwierdzenia, że których z tych "dobrych" psów nie lubi naszego pieska. A tu już mój zaskoczony tokiem myślenia wujowstwa partner odpowiada, że z tamtym pieskiem też się lubią. I pokazuje filmik jak nasze pieski bawią się w piasku na plaży nad rzeką. Zdzwiony wujek przechyla się pyta do mojego chwilę-temu-spokojnego pieska "czyli ty potrafisz się zachować, co!?", co oczywiście kończy się tym, że Weles zaczyna ujadać do wujka jak szalona. Ja nie wiem... kurwa, nie wiem, ale zmęczona znowu jak mantrę powtarzam, żeby do niej nie mówić, nie patrzeć na nią, ignorować, chyba, że sama podejdzie, bo doputy nie podejdzie sama to jest w lęku. A wujek jakby nie słyszał. Tym czasem mój partner, dzieli się filmikiem przedstawiającym pieska jego rodziców i naszej psicy: pokazuje zdjęcie. Wujek i ciocia zdziwieni komitywą piesków na filmu dopytują jak wyglądało pierwsze spotkanie tych psiaków, czy piesek rodziców mojego narzeczonego wkurzał się na ujadanie naszej małej. A na to, cierpliwy O., wyjaśnia, że bynajmniej, bo mała nie szczekała, ona szczeka tylko na ludzi, bo to ludzi się boi, a nie innych psów. Dziewczynki od razu się polubiły, a problem był innego rodzaju: nasz psiaczek bał się tak duże pieska jakim jest pies teściów, ale nie szczekała, tylko uciekała ze strachu. Musieliśmy wszyscy razem usiąść na podłodze, a Weles siedziała podczas zapoznawania ze swoją psią-ciocią u mojego partnera na kolanach. Po tej NIEMEJ chwili ostrożnego wąchania dziewczyny poleciały szaleć na ogrodzie. Wujek i ciocia machali głowami ze zdumieniem "niesamowite".
Nie mogli też pojąć, że nasz pies niucha nie po to by gonić koty, tylko dlatego, że czuje kota. Wyjaśnialiśmy, że ona się z kotkami wychowywała, w jednej budzi, że nie ogarnia idei gonienia kota - ona koty na spacerach notorycznie wita z radością i obszczekuje zapraszając je do zabawy. Co skonfundowane koty przyprawia nie tyle o chęć do ucieczki, a właśnie takie spojrzenie w stylu "WDF piesku? Quo Vadis!?" - serio, koty we Wro nie uciekają przed moim pieskiem, tylko siadają w bezpiecznej odległości o obserwują i przyjazne nawoływanie do zabawy xD. Wujek i ciocia znowu słuchali tego, i pytali jeszcze raz co by zrobiła, gdyby teraz weszła do domu babci i znalazła ich kotkę. Nic. Ucieszyłaby się. Może by przyniosła jej piłkę i machałaby ogonkiem. A na to wujek z powątpiewaniem "a nie goniłaby by?", a my na to, jeszcze raz, metodą zdartej płyty, "wychowywała się z kotkami, ona lubi kotki, nie goni ich", a na to wujek "A zaatakowałaby?", a my znowu "nie, ona się wychowała z kotami, to ludzi się boi i to na ludzi szczeka, bo od ludzi zaznała wiele zła w swoim krótkim życiu. Z kotkami mieszkała w jednym kojcu od pierwszego dnia życia". Ech...
Pytali potem skąd ją braliśmy, chcieli nam opowiedzieć o "cywilizowanych" adopcjach w Niemczech, gdzie należy zdać kurs na opiekunach psa i byli zdziwieni na wieść, że podobnie jest u nas, chociaż nasz przypadek to inna, bardziej skomplikowana historia. Wujek to obciął mówiąc "Czyli wkońcu i to do Polski dotarło."
I ja wiem, że to small talk, ale to jak ten small talk przebiegał chyba dość mówi o tym, jak moi krewni lubią przypinać metki. Ech. I szukają bardzo wytrwale potwierdzenia swoich założeń i jak trudno im przyjąć, że założenia mogą być błędne...
Odniosłam się również do tego co slyszałam, że mówił wujek. Powiedziałam, że przyjechaliśmy do babci w odwiedziny, a nie wpadliśmy na pomysł by dzwonić bo... NIGDY tego nie musiałam w sowim życiu robić chcąc odwiedzić babcię w jej własnym domu, ale szanuje, jeżeli ze względu na stan jej zdrowia jako opiekunowie wytyczają nowe granice. Na to wujek, trochę takim tonem "z łaski swojej" wyjaśnił, że oni niestety są trochę przyzwyczajeni, że gdy tu są to wszyscy się zjeżdzają bez zapowiedzi, a oni tego bardzo nie lubią, ale też jest mu miło, że przyjechaliśmy bo miał okazję poznać... i machnął ręką w kierunku mojego narzeczonego... Chujowo to wyszło, bo wujek miał ton łaskawego pana i władcy, wyrozumiałego, ale też szarmanckiego, a w tamtym momencie okazało się, że nie pamiętał imienia mojego chłopaka... I zamarł niezręcznie, z tą wyciągniętą ręką, a mój chłopak mu podpowiedział jak ma na imię. Naprawdę, bardzo nie chciałam się wkurzać, ale z dzisiejszej perspektywy czuję jakie to było lekceważące i na jak wielką złość zasługiwało. Wróciłam do podjętego tematu dodając, że to nasz pierwszy wolny weekend od roku, chcieliśmy odwiedzić babcię, bo poprzednio jak była w Polsce to mieliśmy zjazdy (okazało sie, że wujek i ciocia nie wiedzą, że studiuję - co jest cholernie ciekawe, bo o tym wie zarówno ich syn i ich córka, a także moi rodzice z którymi mają kontakt stały... a z drugiej strony: nie muszą wiedzieć, bo i po co, raz na rok mnie widzą i przecież "jestem nieważna" dla nich, soł, łatewa). Wyjaśniłam też wtedy od razu chcąc przedstawić jak sytuacja się klaruje, że to kuzynka nr 2 na naszej grupce rzuciła hasło by przyjechać dziś do babci, myślałam, że ona jako organizatorka może miała większe rozeznanie w ich dostępności czasowej, a widocznie po tym co mówi wujek i ciocia - nie miała. Uprzedziłam, że wygląda na to, że jesteśmy pierwsi na miejscu, a tu jeszcze zmierzają trzy nasze krewne z rodzinami/partnerami. Więc jeżeli oni się teraz spodziewają gości to może dam znać telefonicznie kuzynkom i siostrze, abyśmy spotkali się gdzieś indziej. Propozycja się wujkowi spodobała, jeszcze raz podkreślił, że spodziewają się lada moment gości. A ciocia się zdziwiła, jakby nie dowierzała, że ten pomysł odwiedzin wnuczek u babci mógł wyjść z inicjatywy kuzynki nr 2, bo właśnie ta kuzynka była u nich w odwiedzinach wczoraj i cytuję: "żegnała się tak, jakby miała już nie przyjeżdżać" dlatego zdaniem cioci, to cytuję "aż dziwne", żeby ten nasz przyjazd był jej pomysł (MEGA dziwne sytuacja - masz 35 lat i ciotka tobie wmawia, że nie wiesz co mówisz, albo, że kłamiesz bo ona wie lepiej, jakie intencje mogłaby mieć kuzynka nr 2). Nie skomentowałam. Bo i po co? Co, miałam jej pokazywać wiadomość tekstową na grupce? Wymianę zdań? Do tej grupki mają dostęp również dzieci ciotki. Jakby chciała to od dzieci dostanie wgląd.
Zadzwoniłam do kuzynek, dogadałyśmy się, że widzimy się w takim razie na ogrodzie u rodziców kuzynki nr 2, w sąsiedniej miejscowości.
Gdy rozmawiałam na podjeździe zatrzymał się jakiś samochód. Słyszałam jak wujek rozmawiał przez chwilę z moim narzeczonym o pochodzeniu mojego chłopaka - mój chłopak totalnie nieświadomy, jakie mój wujek ma doświadczenie z "Ślązakami" (tj. w okolicy w której wujek się wychował w Polsce "Ślązaków" reprezentowały rodziny patologiczne, alkoholowe. Tam "Ślązak" to na 99,99% alkoholik i prostak, bez edukacji, ale z ciężką ręką. Więc kiedy mój chłopak, syn magistra inżyniera i fizyczki, odpowiedział wujkowi, że jest ze Śląskiego to wujek już mu przypiął metkę i kiwał głową z miną wykrzywioną w grymasie pogardy. A potem wujek rzucił do przez chwile nieobecnej żony, że mój narzeczony jest Ślązakiem, i w jego ustach to mówiło baaaaardzo dużo o tym co o nim sądzi, a nieświadomy niczego O. radośnie zagaił, że właśnie nie jest Ślązakiem, bo wprawdzie pochodzi z województwa śląskiego, ale jest Zaglębiokiem! I to bardzo znacząca ciekawostka etnograficzna, dlatego od razu wszedł w gawędziarski ton i z zapałem rozjaśniał wujkowi czy jest Zagłębie i jaką ma historię. Mój chłopak NIE WPADŁ NA pomysł nawet, by ktoś mógł pogardzać mieszkańcami całego województwa! Nie przyszło mu nawet na myśl by istniał stereotyp Ślązaka-alkoholika, nie to pokolenie, nie to myślenie! A mój znudzony wujek, już osadzony w opinii na temat człowieka, którego NIEZNA, potaknął "a, czyli wy się tam na śląsku jeszcze jakoś dzielicie" jpd... Co za chujowi ludzie.). ANYWAY, wujek zmienił temat informując niby swoją żonę, ale w sumie nas, że właśnie ktoś podjechał na podjazd. I szkoda, że nie do zacienionego miejsca parkingowego, bo musieli przecież zamknąć bramę, gdy przyjechaliśmy z psem (pies na ten moment był już ciuchutki, hasała sobie po trawie, tylko babcia komentowała na głos, że piesek powąchał żywopłot, albo kwiatki i że jest takim mądrym pieskiem, ma takie mądre oczka, że się mnie pilnuje, że obserwuje nas wszystkich).
No i to już mój chłopak odebrał, jako sygnał do zbierania się. Okay. Żegnał się. A tu nagle wchodzi mój ulubiony wujek! Brat mojego taty i cioci. Jakby słońce weszło. Wujek z daleka wita mnie szeroko otwartymi ramionami, idzie do mnie przez ogród, przytula na powitanie. Delikatnie, ale serdecznie <3. Pyta gdzie się zbieramy! I dlaczego! Przecież babcia przyjechała, on przyjechał, cudowna pogoda! Spotkanie rodzinne! Że tak dawno mnie nie widział (w Boże Narodzenie ostatnio). Namawia nas: zostańcie, to przecież super, że wnuczka z narzeczonym przyjechała do babci! Niech babcia się tymi odwiedzinami nacieszy! Chciałby z nami porozmawiać, dowiedzieć się co słychać. Wyjaśniam mu, że wujek i ciocia, gospodarze, czekają na gości, a ja nota bene miałam się tutaj spotkać między innymi z jego córką (czyli kuzynką nr2), jego zięciem i wnukiem. Na to wujek na luzie odpowiada "no wiem, córka mi mówiła. Właśnie pakowali się do auta by tu przyjechać." O patrzy się zdziwiony na swoją siostrę, która milczy xD (w sumie, jak teraz myślę, to może to milczenie to było trawienie tego, że mówiłam prawdę, że faktycznie kuzynka nr 2 miała zamiar ZNOWU przyjechać mimo, że się wczoraj pożegnała? A może ciotka tego nie zarejestrowała w ogóle? Może chodziło tylko o to by się mnie pozbyć?). Wujek wchodzi na taras, siada swobodnie. Nikt go nie wyprasza, nie wygania. Jest mile widziany. A wujek z Niemiec się upewnia, czy otworzyć nam bramę... Poprosimy.
NA pożegnanie jeszcze babcia mi mówi, że wie, że jestem zaręczona i że uważa, że ten mój narzeczony to dziś cały czas prezentował się tak fajnie: że jest mądry, wygadany i taki "z jajem", że potrafi żartować. Babcia mi mówi, jeszcze raz, patrząc mi głęboko w oczy "MASZ FAJNEGO NARZECZONEGO" - ale to brzmi tak, jakby chciała mi przekazać coś innego, coś głębszego i poważniejszego. Co to znaczy? Czy to chwila jasności umysły czy bełkotanie staruszki z demencją? Nie wiem. Ale przyjmuje to takim, jakim jest. I faktycznie, uważam, że ten mój narzeczony jest fajny. :D Mówię jej, że jestem z nim bardzo szczęśliwa. Babcia każe mi uważać i doceniać to, co jest - co odczytuję, jako mądrą i realistyczną poradę. Babcia jeszcze mówi mojemu chłopakowi przepraszająco, że szkoda, że jest taka chuda i niedołężna, że nie wygląda najlepiej, bo on jest taki fajny - to cień tego flirtu i charyzmy jaką potrafiła zasadzić, ale to wciąż bawi i powoduje uśmiech. Jakby próbowała mi faceta odbić. xD
Dowiadujemy się od cioci, że oni wyjeżdżają za 2 dni, więc naprawdę mieliśmy szczęście, że udało się nam babcię odwiedzić. Pytam cioci czy tu był ich urlop wypoczynkowy, na co obydwoje się aż żachnęli ze złością "z babcią to nie ma mowy o wypoczynku, to jest praca na pełen etat!" - rozumiem. Wyjaśnili, że urlop to mają we wrześniu, a teraz wpadli do Polski na kilka dni pozałatwiać sprawy, a wracają tak szybko, bo ich córka się buduje. Zazdro - już to przerobiłam xD, miesiąc temu miałam ból dupy na tą wieść, bo JAKIM CUDEM osoba od 10 lat częściej bezrobotna, niż pracująca, ma za co się budować!? No, ale okay, ma wsparcie, ma dzianych rodziców, zazdroszczę i to uczucie przeze mnie przemawiało, gdy miałam ból dupy, przerobiłam to, życzę jej pięknego domu, szczęścia i niezależności od rodziców (z którymi mieszka od dekady). Anyway - na tarasie w domku babci ciocia wyjaśniła, że córka się buduje i dała znać, że to głupia decyzja. Wyjaśniła mi, że jej córka ma się gdzie budować tylko dlatego, że lata temu oni, rodzice wystąpili o nadanie ziemi obywatelom miasta (jakies takie prawo albo w ich landzie, albo w Niemczech w ogóle) - dla każdego z ich dzieci. No i po tych 35 latach w końcu ich córka doczekała się swojego miejsca na liście. I dostała ziemię. I podobno (ciocia powiedziała to z powątpiewaniem, z ironią) odłożyła pieniądze i będzie się budować - zatkało mnie. Ona się nie cieszy. Szok. No okay. Nie rozumiem. Ale najwyraźniej mam za mało info by rozumieć. Luz.
Ciocia momentalnie zaczęła porównywać zaradność córki do zaradności syna, więc mimo wolnie przypomniałam sobie ile trwało zanim kuzyn zbudował dom: zaczęli w pandemii, opóźnienia były olbrzymie, wszyscy bracia taty/cioci przyjechali do Niemiec by pomóc w tej budowie, a potem kuzyn przez prawie 2 lata wciąż i wciąż wykańczał ten dom. To naprawdę wielki dom... Przeraziłam się na myśl, że kuzynka miałaby wykańczać latami ten dom, więc palnęłam "ona też chcę taką dużą gabarytowo budowę?" jakoś nagle wyobrażając sobie drugi tak olbrzymi dom jak dom kuzyna. Fajnie, ma przestrzeń, ale zarabiając znaczniej mniej niż kuzyn i w dodatku nie znając się na wykańczaniu taka budowa by mnie (bo od razu emaptycznie sobie wyobraziłam, co by było, gdybym ja się w takiej sytuacji znalazła) przygniotła i frustrowała. A na to ciocia sarknęła z pogardą, że w żadnym wypadku jej córka nie ma powodów by budować tak duży dom, jak jej syn, bo przecież nie ma ani męża, ani perspektyw na dzieci. Że ja muszę zrozumieć, że jej syn to ma ŻONĘ (pokreśliła niemal krzykiem) i ma PERSKETYWĘ NA POWIĘKSZENIE RODZINY, nie to co jej córka, bo ona żadnych perspektyw nie ma.
Ok.
To ja tym bardziej kibicuję kuzynce w tej budowie i wyprowadzce od rodziców.
JPDL.
I w sumie to mnie najbardziej z tej wizyty dotknęło i zabolało, bo to był latami mój kawałek - ja nie miałam partnera, ani perspektyw na rodzinę. Więc stąd być może ta złość ze strony cioci i wujka wobec mnie: przecież ja latami byłam "nie ważna", służyłam jedynie jako tło dla ich córki by mogła błyszczeć. Może fakt, że ja mam teraz partnera i myślimy o przyszłości z moim chłopakiem (my nie o dzieciach, ale może dla cioci i wujka samo to, że się zaręczyliśmy jest równoznaczne z planowaniem rodziny przez nas? Lubią w końcu metki, nie?) jest powodą, gdy im się hierarchia życiowych sukcesów nie zgadza? Ech. To chujowe w ogóle, że przekreślają swoją córkę zamiast ja wspierać... NVM.
Wczoraj, podczas tamtej wizyty byłam kwiatem lotosu, krynicą ciepliwości i byłam niewzruszona dopóki ciotka z pogardą nie zaczęła mówić o swojej córce, dając znać, że nią gardzi właśnie za to, że jej życie wygląda tak, jak też latami wyglądało moje.
Zabraliśmy pieska, pożegnaliśmy się i wyjechaliśmy. Zostawiając na tarasie pod markizą babcię, dwoje jej dzieci i zięcia - bo wujek był mile widziany przecież.
Dziś, gdy o tych odwiedzinach casualowo opowiedziałam siostrze to się wkurwiła na pełnej słysząc, że w zasadzie zostaliśmy wyproszeni z domu WŁASNEJ BABCI. Siostra pomstowała mi w słuchawkę "mam się zapowiadać, kiedy chcę odpwiedzić własną babcie!? Czy im się w dupach poprzewracało!? Chcą żeby szanować ich czas, a sami kurwa nikogo nie szanują! Pamiętasz jak rozwalili urlop naszym rodzicom rok temu? Mieli w dupie, że nasi rodzice mieli wczasy już opłacone, a oni sobie wzięli wczasy w tym samym terminie i zrobili aferę, że nasz tata ma wracać znad morza i jechać do Niemiec opiekować się babcią, bo oni lecą grzać dupę do Egiptu!? Nie pamiętasz jak mamie było przykro i jak ciotka pierdoliła, że jej odpoczynek się bardziej nalezy niż naszej mamie, która sraciła masę pieniędzy ze swojej niedużej emerytury?".
No ok. Racja.
Chujowi ludzie. Potrzebowałam to spisać... Spotkanie z kuzynkami opiszę osobno.
15 notes · View notes
ladoescurodalua · 2 years
Photo
Tumblr media
Rudawski Park Krajobrazowy, Poland
by malgorzata zaranek
93 notes · View notes
kelcipher · 1 year
Text
Excavations uncover gothic cemetery filled with ornate jewellery
3 notes · View notes
sigalrm · 23 days
Video
Park Krajobrazowy Ujście Warty by Pascal Volk Via Flickr:
1 note · View note
Text
6. Evidence of demonstrating the skills and recognizing the benefits of working collaboratively (LO5).
https://www.tumblr.com/antoni-wyrzykowski-cas/719742619665809408/service-1-april-done-in-november-this-service
7. Evidence of engagement with issues of global significance (LO6).
8. Evidence of recognizing and considering the ethics of choices and actions (LO7).
9. Evidence of reflection on significant CAS experiences.
0 notes
marysiakolankowska · 7 months
Text
Tumblr media Tumblr media Tumblr media
SERVICE
19.01.2024
Today was the first day I volunteered at Chojnowski Park Krajobrazowy to help pick up trash and waste. I knew that undartaking this activity will require planning and time- management to allow me to compleate my school work and cleaning the park.
It was surprising to see how much litter can accumulate in such a beautiful place. Working with others, we gathered bottles, wrappers, and other debris to clean up the park. It felt good to contribute to making the environment cleaner and more enjoyable for everyone.
🗑️
0 notes
miskeit · 7 months
Text
Boskie światło, przydające krajobrazowi nadprzyrodzonego dostojeństwa. W pewnej chwili powiedziałem sobie, że jestem zadowolony, iż nie umarłem wcześniej, bo zniknąłbym, nie zaznawszy takiego dnia.
— Emil Cioran
0 notes
bejmele · 7 months
Text
W każdej chwili powinniśmy myśleć, że niewiele już nam czasu pozostało i pracować, urzeczywistniać się, kończyć to, co dokończyć trzeba. Z pewnością — ale równie dobrze można sobie powiedzieć, że skoro nie mamy już wiele czasu (nieważne, czy miesiąc, rok, dziesięć lat, czy więcej!), to nie ma powodu się śpieszyć, więc mądrzej jest wszystko porzucić; i że dzieło nie jest warte więcej niż brak dzieła. Każda z tych dwu postaw ma swoich bohaterów. Ale trzeba podkreślić, że tylko reprezentanci pierwszej są znani; ci drudzy nie pozostawili śladów, więc potomność nie mogła się nimi zająć.
Dowodem, że ktoś był dla nas ważny, jest poczucie naszego umniejszenia przez jego śmierć. Doznajemy utraty części rzeczywistości — raptem istniejemy mniej.
Wszystko, co się urzeczywistnia, traci całą swoją rzeczywistość. Niezmierne brzemię przyszłości. Zdarzenie, które się rysuje, którego oczekujemy bądź się obawiamy, jest wszechświatem; gdy następuje, traci swą magię bądź okropność.
Ludzie, którzy nas upokorzyli, wyrządzili nam krzywdę, już nie mają do nas pretensji; zapomnieli ranę, jaką nam zadali. Tylko ofiary mają pamięć. Dlatego uraza jest czymś tak głupim. Dotyka ona tylko tego, kto ją żywi.
W społeczeństwach tak zwanych rozwiniętych, gdzie hydraulik jest czymś równie rzadkim jak geniusz, pleni się tylko pseudointelektualista, nijaki i pretensjonalny absolwent uniwersytetu, pozujący na rewolucjonistę, żeby ukryć swoją nicość.
Całkiem niedaleko Malesherbes — cmentarz w Nanteau, dominujący nad wsią i doliną o tej samej nazwie. Widzę na nim młodą kobietę w ciąży, która przyszła ozdobić kwiatami jakiś grób. Czy możliwe, aby nie pomyślała, że nosi w sobie śmiertelnika, przyszłego trupa?
Doznawanie impulsów niszczycielskich nie oznacza, że jest się kimś złym, lecz tylko niezrównoważonym. Można być dobrym i potworem, aniołem i zabójcą — jednocześnie. Czystość jest do pogodzenia z najbardziej przerażającymi instynktami. Wystrzegajcie się wszystkich, którzy omal nie zostali świętymi!
Sypie śnieg. Spośród wydarzeń zewnętrznych nie ma dla mnie ważniejszego. Staję oto w obliczu całego mojego dzieciństwa.
Gdyby Żydzi byli tolerancyjni, dawno by zniknęli. Ich wiecznotrwałość wynika z ich niewiarygodnego sekciarstwa. Dwa tysiące lat żarliwości i nienawiści nie zużyło ich witalności.
W moim wieku prawie wszyscy, których podziwiam, już nie żyli. Żaden nie miał tyle złego gustu, by dociągnąć do sześćdziesiątki.
Moje stosunki z własnym krajem były zawsze negatywne, tzn. winię go za wszystkie moje słabości i porażki. Pomógł mi w niespełnieniu, sprzyjał moim wadom, jest przyczyną mojej degrengolady. Myśląc tak, z pewnością nie mam racji. Ale i ten sposób myślenia zawdzięczam swojemu krajowi…
Boskie światło, przydające krajobrazowi nadprzyrodzonego dostojeństwa. W pewnej chwili powiedziałem sobie, że jestem zadowolony, iż nie umarłem wcześniej, bo zniknąłbym, nie zaznawszy takiego dnia.
Gdy parę lat temu nie byłem w stanie pracować, sądziłem, że przyczyną jest brak odpowiedniego ołówka, takiego, który by się ślizgał po papierze, «pomagał mi». Codziennie kupowałem nowy, w kolorze i o kształcie różnym od poprzedniego. Jednak mojemu natchnieniu bynajmniej to nie pomogło.
Moje nieustanne ataki wściekłości ośmieszają mnie we własnych oczach.
Szczęśliwe czasy, gdy można było uciekać od świata, gdy przestrzenie do nikogo nie należały i człowiek mógł sobie odejść, kiedy chciał! Wydziedziczono nas ze wszystkiego, nawet z pustyni.
Nieraz wstaję z łóżka jako Lucyfer, a dzień kończę jako tchórz; nieraz na odwrót.
0 notes
matyldawroblewska · 1 year
Text
Service
Due to the lack of Habitat for Humanity during summer, I kept helping my neighbourhood by picking up trash in my local forest, Mazowiecki Park Krajobrazowy.
It's important for me to keep that area clean and protect nature. For safety, I wore gloves and used bags to collect the litter I found. I made sure to separate things that can be recycled from those that can't. Even though it's just a small step, it matters. It reminds me to take care of the environment and keep my neighbourhood beautiful for everyone to enjoy.
This helped me be more connected to my community, as in years since COVID-19, people really started to improve the quality of this forest, not only not throwing out their trash, but also by cleaning after others. I could really see the improvement in the amount of litter I found, in comparison to the previous years.
0 notes
nelybucketlist · 1 year
Text
"Najciekawsze punkty widokowe w Polsce – znane i mniej znane wieże, budynki i tarasy" source:link
wieze widokowe + light polution
1. Liwocz: Bieszczady jak na dłoni 💚
Punkt widokowy Liwocz to najwyższe wzniesienie Pogórza Ciężkowickiego, będącego częścią Beskidów. Ma wysokość 562 m n.p.m. Na szczycie wzniesienia znajduje się Sanktuarium Matki Bożej Królowej Pokoju. Jest tu także wieża widokowa, którą wieńczy 18-metrowy, stalowy krzyż. 
Taras z widokiem na Bieszczady, w tym m.in. Połoninę Wetlińską, Beskid Niski, Beskid Sądecki i Pogórze Karpackie. 
Tumblr media Tumblr media Tumblr media Tumblr media
2. Polańczyk: z widokiem na Solinę 💙
Punkt widokowy na Sawinie położony jest na cyplu nad Jeziorem Solińskim w Polańczyku, na wysokości 516 m n.p.m. Jezioro Solińskie to jedno z najpiękniejszych miejsc w Bieszczadach. Krajobrazy nad Jeziorem Solińskim przywołują na myśl Szwajcarię, ze względu na połączenie wody i gór. 
Widok na Jezioro Solińskie, Bieszczady Wysokie i okolicę. Rozeznanie się w panoramie ułatwia tablica poglądowa, na której oznaczone są bieszczadzkie szczyty, takie jak Smerek czy Łopiennik, a także połoniny Caryńska i Wetlińska. 
Tumblr media
---------------------------------------------------------------------
3. Wrocław Sky Tower – 212 metrów wrażeń 💔
planetarium
4. Siekowo – okno na Wielkopolskę 💚💛
Wieża widokowa w Siekowie to najwyższy drewniany punkt widokowy w Polsce. 30 metrów wysokości, 147 stopni. Punkt widokowy mieści się na wzniesieniu o nazwie „Winnica”. 
Tumblr media Tumblr media Tumblr media
5. Stary Sącz – zakręcona platforma z widokiem na Dolinę Popradu 🧡💛
wyjątkowa platforma widokowa - nie jest wieżą, lecz spiralną konstrukcją
Tumblr media Tumblr media
6. Gdynia – czarująca Kamienna Góra 🤍💔
Kamienna Góra to wzniesienie w Gdyni znajdujące się na wysokości 52 m n.p.m., w prestiżowej dzielnicy noszącej tę samą nazwę. Na ten wyjątkowy punkt widokowy w Polsce można wejść po schodach lub wjechać darmową kolejką. Na Kamiennej Górze stoi 25-metrowy krzyż, dookoła roztacza się park. 
Kamienna Góra jest nad samym morzem, a więc zobaczymy stąd Zatokę Gdańską, port jachtowy, ale również widok na samą Gdynię, ze Skwerem Kościuszki na czele. 
Tumblr media Tumblr media Tumblr media
7. Wieża widokowa na Wielkiej Sowie 💚
Położona na wysokości 1015 m n.p.m. Wielka Sowa to najwyższy szczyt Gór Sowich. Stoi tu 25-metrowa przepiękna żelbetonowa wieża widokowa z 1906 r., wyglądem przypominająca latarnię morską. Na wieżę wchodzi się najpierw po schodach zewnętrznych, którymi docieramy do wewnętrznego piętra widokowego z 14 oknami. Następnie wspinamy się po kolejnych 21 schodach i docieramy na górną platformę widokową. 
Panorama Sudetów, od Karkonoszy po masyw Śnieżnika. Przy bezchmurnym niebie można stąd także zobaczyć Wrocław. 
w okolicy: Park Krajobrazowy Gór Sowich i rezerwat Bukowa Kalenica, w którym można podziwiać stare bukowiny oraz niezliczone gatunki paproci i mchów. 
Tumblr media Tumblr media Tumblr media
8. Sky-Park Ustronie Morskie – więcej niż wieża widokowa 💛
Wieża widokowa w Sky-Park Ustronie Morskie to największa wieża widokowa w Polsce. Ma 40 metrów wysokości, a jej taras widokowy znajduje się na wysokości 19. piętra. Aby dostać się na samą górę wieży, trzeba pokonać 216 schodów. Widoki rekompensują wszystkie trudy! Wieża widokowa w tym parku rozrywki pełni też inne funkcje. Raz w tygodniu, w sezonie letnim, odbywają się koncerty na samym szczycie wieży. 
Panorama Morza Bałtyckiego, Ustronie Morskie, a przy dobrej widoczności nawet duńską wyspę Bornholm!
Tumblr media Tumblr media
9. Wieża z widokiem na Kaszuby – „Kaszubskie Oko” 🧡
Jeśli macie ochotę podziwiać kaszubskie krajobrazy z góry – to jest ten adres. Wieża widokowa w kompleksie „Kaszubskie Oko” w Gniewinie ma 44 metry wysokości. Można na nią wejść po 212 schodkach lub wjechać windą. Skąd nazwa „Kaszubskie Oko”? Otóż projekt kompleksu zakładał, że jego poszczególne elementy mają kształtem i wyglądem przypominać oko. Wieża widokowa jest więc źrenicą, kopiec, na którym stoi wieża – tęczówką, zaś drewniane pergole – rzęsami. 
Panorama morenowych wzgórz Jeziora Żarnowieckiego i okolic, w tym farmy wiatrowej czy pozostałości po budowie elektrowni jądrowej w Żarnowcu. Przy dobrej pogodzie zobaczycie stąd statki pływające po Morzu Bałtyckim. 
Tumblr media Tumblr media Tumblr media
10. Wieża widokowa w Kotowicach, czyli punkt widokowy z dużą dawką adrenaliny 🧡💔
Jeśli poszukujecie punktu widokowego w Polsce, który poza wspaniałą panoramą dostarczy Wam też dreszczyku emocji, dobrze trafiliście. Wieża widokowa w Kotowicach, 15 km od Wrocławia nie jest polecana dla osób o słabych nerwach. Jej ażurowa konstrukcja sprawia, że wchodząc po schodach widzicie przestrzeń do samej ziemi, a dodatkowo wieża kołysze się na wietrze. Na śmiałków czekają tu 3 tarasy widokowe, w tym najwyższy położony na wysokości 40 metrów.  
Z wieży w Kotowicach zobaczycie tereny przyrodnicze objęte programem Natura 2000, meandrującą Odrę, panoramę Wrocławia, Oławy i Oleśnicy, a także zarys Sudetów, Ślężę i Wzgórza Niemczańsko-Strzelińskie. 
Co zobaczyć w okolicy? Wieża jest położona na terenie Obszaru Specjalnej Ochrony Ptaków Natura 2000 – Grądy Odrzańskie. Warto wybrać się na spacer po tym rezerwacie leśnym z licznymi mokradłami i maleńkimi jeziorkami. Żyje tu ponad 100 gatunków ptaków, w tym gatunków zagrożonych, takich jak kobuz czy bocian czarny. 
Tumblr media Tumblr media
11. Wieża Bismarcka w Szczecinku 💔🧡
Zbudowany w 1910 roku obiekt leży nad brzegiem Jeziora Trzesiecko. Wieża ma wysokość 19,3 m. Ciekawostka: wieża jest udostępniona do wspinaczki po murach zewnętrznych.
Z wieży roztacza się kojący widok na ogromne Jezioro Trzesiecko, o powierzchni ponad 300 hektarów. Na jeziorze znajdują się liczne wyspy, zatoczki i trzcinowiska. 
Tumblr media Tumblr media Tumblr media Tumblr media
wooow fajne zdjecie link - wieza bismarcka szczecin?
12. w okolicy Szczecinka znajdziecie jeszcze wieżę w Okonku o wysokości 24 metrów. 💛💚
Tumblr media Tumblr media Tumblr media
0 notes
jeanne-davenport · 10 months
Text
Tumblr media
wycieczka do lasu
Mazowiecki Park Krajobrazowy
15 notes · View notes
belu-p-fly · 1 year
Text
Tumblr media
Kiedy chcesz obejrzeć zachód słońca, jednak pojawia się dziwna chmura... ale i tak jest fajnie. Na horyzoncie Rudawski Park Krajobrazowy.
When you want to watch the sunset, but a strange cloud appears... but it's still cool. On the horizon, there's the Rudawy Landscape Park.
1 note · View note
Text
Trójmiejski Park Krajobrazowy, szlaki genialne, pogoda jak na maj w końcu przystało.
Tumblr media Tumblr media Tumblr media Tumblr media
1 note · View note