Tumgik
tburghesblog · 17 days
Text
Ona pisze sen z dziś.
No więc gorący poranek w środku lata, niedziela, krajobraz morenowy, pagórek porośnięty najbardziej zieloną trawą, nic nie zakłóca linii widnokręgu, nad którą oczywiście niebo najbardziej niebieskie z obłoczkami najbielszymi z białych.
I na tym puszystym zielonym wzgórzu leżymy sobie z oczami zamkniętymi, Ty na plecach, masz tshirt biały jak obłoczki, ja na plecach, z Tobą pod białym tshirtem w roli poduszki, pewnie trochę wgniatam Ci się w mostek. Zamotałam, czy to widzisz?
I tak sobie leżymy leniwym porankiem, a śpiew ptaków i brzęczenie błonkówek nagle zakłóca bicie dzwonów. Kościoła nie widać, stoi gdzieś daleko za wzgórzami ukryty, ale jesteśmy z nim połączeni jakoś przedziwnie, a moim zadaniem, moją misją w tym śnie jest sterowanie nagłośnieniem przy pomocy różowej gąbeczki do makijażu, którą ściskam dłoni. Dzwony w tle bić skończyły, wierni powitali nowego proboszcza, modły wybrzmiały, i teraz nad wzgórzem zielonym niesie się jego przemowa, kazanie, homilia - niepotrzebne skreślić, przecież ja się nie znam na tym.
Ty słuchasz, bo słuchasz po prostu, ja słucham, bo takie jest moje zadanie. Gdy orator się zacina, wyciszam nieco, lekko uciskając gąbeczkę, gdy wtrąca zaskakujące 'kurde', ściskam ją z całych sił, by nikt prócz nas tego nie usłyszał. A później, wieńcząc mowę, proboszcz zaczyna na organach grać Mozarta, nie wiem co, bo w Mozarcie jestem słaba, wcześniej zapowiadając utwór, że "to ten, którego możecie posłuchać na jutubie w wykonaniu chóru chłopięcego".
Teraz mogę przestać być czujna, otwieram dłoń, gąbeczka rozdyma się swobodnie i kula na trawę, obracam się na bok, wgniatam lewe ucho w Twoje serce pod białym jak obłoczek tshirtem, nie słyszę jednak serca bicia, bo za sprawą uwolnionej gąbeczki organowy Mozart rozbrzmiewa tak głośno, że myśli plączą się ze źdźbłami miękkiej trawy.
0 notes
tburghesblog · 26 days
Text
Wiesz co? Są typy ludzi - zbawców, którzy jak w telewizji łapią w ostatniej chwili dziewczynki z misiem, mające przypadkowo wpaść pod samochód. W ostatniej chwili przestawiają na parapecie kiwającą się niebezpiecznie doniczkę, potrafią zadzwonić dokładnie w chwili, kiedy masz najczarniejsze z czarnych myśli i odkręcasz gaz.
No bo tacy żyją cały czas na standby. Męcząca czujność, żeby robić świat lepszym.
Oczywiście.
Potem mówią, że to tak zwane stare dusze.
Tak, te same, które jak się wkurwią, to odpalają się w stare potwory.
0 notes
tburghesblog · 27 days
Text
No i ja mu wtedy mówię:
weź, nie rób siary z tym porannym spacerem po cmentarzu, bo pały przyjadą.
A ten: to są małe rzeczy, ja właśnie pokazuję światu, że.
Ja: uhm, znów coś (dobrze, że nie zacząłem spłacać tego grobu, jeszcze wycofam się z umowy. W zasadzie nieużywany)
0 notes
tburghesblog · 1 month
Text
Opowiem Ci o przyjmowaniu leków.
Jedna, dodatkowa jedna, dodatkowa jedna. Gramatura inna. Proszę się nie martwić, to nie jest duża dawka. Tylko o tym, tylko to.
Sztywne lustro mówi co wieczór: jesteś czubkiem, widzisz? Pamiętałeś, żeby wziąć?
Tak, telefon o tym przypomina. Przypominałka trzy razy dziennie. Kieszeń z lekami na potem albo wszelki wypadek, gdyby poza domem dłużej. Foliowa torebka zip.
Nie wolno przerywać. Wszystko można przerwać, nie to.
Nagle realizujesz, że nie jesteś kimś innym wtedy, gdy chorujesz w sposób mało jawny. I nikt nie wie. Jesteś, jak zażywasz. I w kronice policyjnej dodają wtedy „sprawca wypadku leczył się psychiatrycznie”.
Paranoicznie się boisz, że wylądujesz w jednym worku z Trynkiewiczem i Lecterem. Tylko że już dawno w nim siedzisz. Żadni z nich koledzy, ale przyzwyczaisz się.
Last, but not least. Zaczniesz się zmieniać. Masz być lepszą formą samego siebie, ale to tylko, no wiesz. Będziesz lepszy w punktach, w których byłeś wcześniej gorszy. Nikt Ci nie mówił, że będziesz słabszy w punktach, w których byłeś lepszy? Trudno. Zmiana dawki.
0 notes
tburghesblog · 1 month
Text
Opowiem Ci, czym jest późna miłość.
Ten moment, kiedy znów uważasz, że przegapiłeś chwile w całym kosmosie, gdy Ona cały czas istniała i czekała. Inna ta jedna też. 
Motylki nie potrafią już latać, są zblazowanymi trzmielami. Ale jeszcze się ruszają bezładnie i chcą chować się w jakichś dziurach aż do poranka.
Doświadczeniem wzajemnego uzupełniania się. Świadomego, z całą mocą i znanym ryzykiem. Tak pysznym. 
Moment, gdy piszesz pięćsetną dziś wiadomość na whats i chcesz jeszcze, ale Twoja nowa Kometa ma znów trudną rozmowę z mężem. Głównie znów o tym, że nie będzie z nim, bo kolejny rok właśnie zaplanowała na jutro rozpoczęcie nowego życia. On martwi się znów, albo pije.
No chciałbyś ją tam mieć i na odwrót, ale nie można. Może dobry ten chłop, ona rzeczywiście dziwna. Tyle lat w końcu wytrzymali.
Ta późna miłość jest kolejnym hajem, którego szczątki budzą się jednak wolno. Ale się budzą. Wstają potem szersze i mocniejsze niż kiedyś, chociaż jest ich mniej. 
Że nie zauważasz nawet, jak budujesz sobie właśnie projekcję zbudowaną ze swoich braków. Ta miłość nie jest frontalnym, obezwładniającym uderzeniem z romansów, tylko powolnym dopasowywaniem do brakującego obrazu. Iluzją na własne, doświadczone życzenie. Jeśli wiesz o czym mówię.
Ona na pewno jest świetną kochanką i w trakcie nie chce szczekać albo być dominą. Ten jej przez lata chciał czegoś podobnego, dlatego go nie kocha. Dzieci nie chce zabrać, bo ojca muszą mieć. A ona życia szuka. No.
Ty ją chcesz zabrać. Być w godzinę po nią i pomóc wynieść kartony. Tylko akurat Twoje dzieci muszą być u matki, albo dla odmiany u Ciebie kolej, więc może nie dziś.
Sama chce się zabrać, ale w sumie woli wieczorami pić wino i siedzieć w bezruchu właśnie na whatsie. Albo Vinted. 
Dojrzała miłość w życiowych koleinach. Późna miłość jest obijaniem się o pręty klatki. 
6 notes · View notes
tburghesblog · 1 month
Text
Ale teraz odzywasz się znów.
0 notes
tburghesblog · 1 month
Text
Sklepienie neoromańskie. Nic niezwykłego, właściwie to politowanie, gdy na myśl przychodzi nowy gotyk. Sttzelisty, surowy. Tu gładziutkie krzywizny z pulchnymi aniołkami patrzącymi na mnie też z pozłacanych, misternych naw kościoła. Pisało, że bazylika, uznaję to. Delikatnie pachniesz, obserwujesz mnie ukradkiem jak klepię coś na tych kolanach, ale w rzeczywistości gapię się wszędzie i zapominam, co mamroczę. Za blisko siedzisz na moją żarliwą modlitwę. Taką pozowaną trochę, obliczoną na oszukanie kogoś wyżej. Że nie zobaczy grzechu. Naszego, mojego, ucieczki przed siebie. A przecież wrócić trzeba, bo ktoś został. Płacze pewnie, sprawy niedopięte. Dziecko w oknie, scena z filmu.
Paradoks, ze pożądam Cię właśnie w tym miejscu. Nie tak dawno, dokładnie po drugiej stronie uliczki, 50 metrów naprzeciw, może mniej, spędziłem noc z żoną. Oddana Bogu i rozmodlona, dobrze wychowana, wstydziła się uprawiać miłość w hotelu. Ściany cienkie, hotel jest pretensjonalny taki… Że wiadomo, po co tu. Że przecież nieprzyzwoicie, głupio tak potem w recepcji, patrzyć będą.
A myśmy się potem pieprzyli, pamiętasz, oparci o ten sam samochód, którym wtedy tu byłem nie z Tobą. I o mało nas nie zalało.
No i wyobraź sobie, że po dziesięciu latach znów byłem. Nie z żoną, nie z Tobą. Nie mówiłem Ci, fakt. Nocowałem sto metrów dalej, na górce. Po całej nocy, zanim nie pojechaliśmy dalej, wpisaliśmy się w książkę gości z podziękowaniami za dobre miejsce.
Bzdura, która też się rozmazała w czasie.
A teraz, po kolejnych trzynastu latach wiem.
Cholerne miejsce. Poświęcone przez któregoś z kliki kardynałów kilkaset lat temu.
Ciągnie znów.
0 notes
tburghesblog · 2 months
Text
Opowiem Ci, czym jest bycie samym.
Brakiem zapachu obok. Dzieci nagle milkną, jakby je porwało UFO w nocy. Pusty pokój z zabawkami. Cisza o poranku ale nie ta dobra, którą złapiesz łapczywie przed tym szczytem, gdy wszyscy wstaną i zajmą łazienkę. Ta wielka, którą zatyka uszy watą.
Wiesz już potem, dlaczego ludzie samotni mają koty albo wycierają bez przerwy krople ze zlewu.
Bycie samym jest
zastanowieniem czy wstać po to, żeby znów nie mieć nic. Z rozstrzygnięciem, że dzień nie różni się nadto od nocy. A nawet jest od niej gorszy, więc po co ma w ogóle się zaczynać.
Posiadaniem nagłego nadstanu czasu. Aż do myśli o tym, ze możliwe ze ludzie strzelają sobie w łeb właśnie z tego przepełnienia niczym.
Puste przepełnia. Jakie to pretensjonalne stwierdzenie.
SMS do przyjaciółki, którą przypadkowo zupełnie podtrzymujesz przy nadziei życia, ponieważ niedawno umarł jej partner. Okłamujesz. Wyrywasz się własnej pustce po to, żeby udowodnić komuś, że swojej nie ma.
Bycie samym jest komfortem. A ja Ci mówię: zamienię się z Tobą moją ciszą.
Bo mi ginie głowa, psuje wzrok. Zanika oddech.
1 note · View note
tburghesblog · 2 months
Text
powroty &
Codziennie wracasz mi do głowy. Sytuacja w hoteliku prawie na godziny. Zauważyłaś ze śmiechem, że to taka okolica, w której od razu widać, po co kto i gdzie przyjeżdża. No, było widać.
Nie wyszedł nam seks. Powraca ciągle i ciągle. Ze wstydem, coraz nowszą świadomością, po kawałku analizowany. Sytuacja. Bo po to byliśmy w tym miejscu, przecież tu ludzie się pieprzą i wracają do domków. Osobno, żeby nikt nie widział.
A my nie przerobiliśmy starych rzeczy. Zjadły nas w łóżku oczekiwania i nieświadoma próba dopasowania do starych schematów. Nie zadziałało.
Nienawidzę więcej siebie. Twoich łez o poranku, poczucia, że właśnie się wszystko zawaliło. Czekałaś wtedy na niego, ja myliłem Cię z kimś innym.
Jednak.
I nie ma dnia, żebym nie tęsknił.
0 notes
tburghesblog · 2 months
Text
Fantastycznie smakuje samotna noc. Bezkarna kawa w ciszy.
Za chwilę jadę sprawdzić, czy ulice są tak samo ciche.
Może ten chlor jeszcze stoi pod salonem gier i nadal pali fajkę, na przystanku siedzi umierający tata kolegi, usłyszę płaczącego z tęsknoty syna.
Z tą myślą, że teraz nie mogę nikogo zawieść. Zostawić. I dokładnie w tym momencie będę wsiadał do samochodu żeby uciec.
0 notes
tburghesblog · 3 months
Text
słuchanie
Bo ładnie słuchasz. Bo miły jesteś, chociaż czasem to czarne wychodzi, bo uśmiechasz się zawsze do telefonu, chociaż chce się zatkać ucho i tylko co kilka minut potakiwać, bo docenisz paczuszkę od niej - z dżemem i wypiekami, spróbuj, pyszne, bo ona się uśmiecha przez to i nadaje nowy sens, bo ale nie chcesz ty znaleźć go, bo masz tego sensu dość i w dupie następne razy, bo chcesz tylko ładnie słuchać. I to tylko po to, żeby uruchomić w sobie coś dawnego, podarować, chociaż będzie żałowane potem, bo chce się tulić, cały czas zastanawiać czy litość to jest, rozpatrywać może czy może to tylko takie psychopatyczne zwyczaje kolekcjonowania cudzych opowieści, bo przecież mają źle. A ty ładnie słuchasz bo chcesz wszystko wiedzieć.
No to wiesz.
0 notes
tburghesblog · 3 months
Text
Szukam czegoś w Tobie. Niepamięci, jakiegoś zachłystu, jak kiedyś.
Spędziliśmy tamtą noc właściwie tylko szepcząc. Nie mówiłaś nic, ja nie pytałem. Opuszki palców na skórze.
Jeśli nie było pytań, nie było też odpowiedzi. Przekonująca cisza, która zabrała nam kilka godzin, aż do niewyspania o ósmej.
Teraz słyszę w głosie manierę, co chwila mnie odrzuca. Poukładanie, przesadnie podkreślana sztuka, praca w stolicy.
Jak dobrze, że wtedy nie rozmawialiśmy.
Więc szukam teraz tamtego cichego, nocnego porozumienia, jakiegoś cudu komunikacji niewerbalnej. Nocnego cudu wyświadczonego razem.
Coś mi mówi, że jeszcze bardziej nie będę go znajdował.
0 notes
tburghesblog · 3 months
Text
Taxi
Zostawilem Cię. Źle zrobiłem, nie drgnęła mi powieka na dworcu. Domykałem drzwi odjeżdżającego pociagu, Ty na peronie, szepcząca wyraźnie filmową sentencję "kocham Cię". Pokiwałem głową, sprzedałem uśmiech. Popatrzyłem, aż już znikłaś.
Kłamałem. Nie chciałem być, chciałem spróbować poczuć.
Ty chciałaś być. Męskie ramię i rozmowy pod kołdrą albo w altance Twojej matki. Zdecydowanie, pewność siebie, niski głos, którym czarowałem już wcześniej nie tylko Ciebie. Prawdziwy samiec.
Ten moment, kiedy nieoczekiwanie pojawiła się na działce. My spłoszeni pod kocem na kanapie, Twój gest ukradkowy na temat obrączki na moim palcu. Ściągnij. Tak.
Hotel. Miało być anonimowo, ale w recepcji bardzo znajoma twarz, szlag. Zdziwienie, maska uśmiechu i uprzejmości. Po obu stronach, ale...
Byłaś strasznie głośno, ten pokój był naprawdę malutki. Było nas słychać, bezsprzecznie. A hotel bezsprzecznie pusty i akustyczny. Kto by chciał tu spać...
Dwa lata później, w górnej części tego domku, którą wynajmował dla Ciebie. Bez cienia wstydu mówiłaś, że jesteś jego kochanką. I że jest dobry, nawet bogaty i znany. I że kupuje dużo, chociaż właśnie chyba jest gorzej, bo w lodówce tylko piwo. Małe butelki 0,33.
Wypiłem całe osiem i pojechałem z powrotem. Rozmawialiśmy przez osiem butelek i pół paczki fajek. Śladu nie było po nas wcześniejszych: półmiękkie, na pozór obojętne ale czujne spojrzenie na dystans, stosunkowo miła, ale wymuszona rozmowa. Nieporuszane tematy piętrzyły się pod stołem. I tam zostały.
Deszcz, oszałamiający i piżmowo śliwkowy, parujący w taksówce, przebijający mi płuca na wylot. Kierowca, który ze wstydem spoglądał ukradkiem w lusterko. Wtedy, tam, przed.
Na dworzec. Moje sumienie na nim zostało.
0 notes
tburghesblog · 3 months
Text
Pachnący był to dzień. Jesienny już, ale słoneczny się trafił. Lekko skacowani, pamietam, wyskoczyliśmy z tego motelu spodziewając się zimnego wiatru. Zamiast było delikatnie głaszczące słońce z takim samym, nieśmiałym powiewem. Całkiem jak nie nad morzem.
Trochę głupio z tymi pustymi butelkami po winie, które wstydliwie schowaliśmy żeby wynieść w reklamówce. Bo w pokoju zostawić nie wypada. Tym bardziej, że rano przepraszałem właścicielkę za to, że głośno o drugiej było.
Zabrzęczały mocno, wrzucone do przydrożnego kosza.
Ludzie zaskoczeni pogodą, jak my. Porozpinani, bez czapek. Radość nie tylko na naszych twarzach.
Piasek nawet był ciepły. Ciepły w sam raz, nie to, co latem. Bez butów śmiało, tylko brzeg obmywany na lodowato, jak to w Bałtyku.
Szczęśliwi, na boso. Kłóciliśmy się o to, czyim chłopakiem jest David Bowie.
Położyłem się na piasek i obserwowalem jak patrzysz w morze. Taka uśmiechnięta, zaskoczona widokiem po latach. Zapytałaś, czy to źle będzie wyglądało, gdy się położysz koło mnie. Ależ.
Wtuliłaś się, oparłaś udem.
Boże, jaki byłem szczęśliwy w tym piasku.
I ta pani, która aż krzyknęła, gdy na ławce przy wyjściu spadła idealnie między nas średnia gałązka, rozczapirzona na końcu. Śmialiśmy się, ale widzieliśmy coś niezwykłego. Udałem, że wręczam Ci kwiat zaręczynowy. Wyjątkowy, fakt. Ale sam spadł z nieba. Kobieta się śmiała, Ty, lekko zawstydzona, przysiągłbym ze zarumieniona, też. Z nagle wyraźnie wzbudzoną czujnością, wynikającą z tych podłych doświadczeń, o których wspominałaś.
Gdybym wtedy powiedział, że Cię kocham, przyjęłabyś to?
1 note · View note
tburghesblog · 3 months
Text
Słowo tygodnia
Niedziela
W niedzielę głód przychodzi późno.
Obiad miesza się ze śniadaniem i nawet z kolacją. Potem usiłujesz wyodrębnić skład i kolejność i nie da rady.
Bo niedziela to worek z żarciem. Wymieszany, ale napełniony raczej w swojej połowie, choć nie wiadomo jakiej wielkości.
0 notes
tburghesblog · 4 months
Text
Słowo dnia
Wyjątki
Wczoraj był dziwny dzień. Jeszcze rano tak długo wstawaliśmy, jakby świat miał czekać sobie na naszą bardzo wyjątkową dwójkę. Oczywiście, było na tyle świetnie, że wstanie miało odbyć się w porze obiadowej.
W sumie nie była aż tak ważna, jak się okazało.
Kolacja też okazała się przereklamowana w porównaniu z tym, co rezonowało przy dotknięciach.
Skoro można ją poświęcić na kolejną konsumpcję związku, nie jest potrzebna.
Ogólnie, chyba nic nie jest potrzebne.
0 notes
tburghesblog · 4 months
Text
Słowo dnia
Kredka
Nie ma książąt
Nie ma księżniczek. Bo to żarty z książek.
Jest głuchy facet w studio tv, udający piosenkarza z offu.
Salwy z konfetti i przerwy na reklamy
Jak Ci się nie podoba, to dopadnie
Smok zielony z pękatym brzuchem, co chwilę sprawnie zajebujący rycerzy.
A kredek jest dwadzieścia cztery, z czego trzy przed złotą. I nie jest najlepsza.
I super stay crayon wymyślili w Glaxo, nie ma jej w tym pudełku.
Użyj szerszej palety. Jak najszerszej.
0 notes