Tumgik
lipowydom · 10 years
Photo
Tumblr media
Zainspirowana pysznym śniadaniem, którym zostałam podjęta w Sztokholmie, postanowiłam na stałe wprowadzić do naszego menu śniadaniowego miseczkę odżywczej mamałygi. O owsiance już pisałam i znacie ją w różnych wersjach z lipowego domu. Podobnie jest z granolą, która podajemy z jagodami i jogurtem. Ale śniadanie sztokholmskie odkryło przede mną nieskończone możliwości blendowania. Codziennie dostawałam ajurwedyjską mieszankę na wzmacnianie wilgoci - ogórek (ze skórką). jabłko (podobnie), seler naciowy. Do tego łyżka chia, łyżka hempe, zzzzz i gotowe. Pałaszowałam tak szybko, ze nie zdążyłam zdjęcia zrobić. Ale znacie przecież te wszystkie piękne blogi i kucharskie książki gdzie ogórek, jak gwiazda filmowa, zdejmowany jest z każdej strony, najlepiej na koronkowej antycznej serwetce lub wprost przeciwnie, na chłodnym metalowym, minimalistycznym blacie. Ponieważ to znacie, przejdę, od razu do rzeczy. Blendować można wszystko. Aby dało się zjeść trzeba spróbować przed podaniem. Moje pierwsze posztokholmskie blendowanie na 3 osoby: jabłko ze skórką, pokrojone na ósemki, gniazda nasienne zostawione! Toż tam B17 siedzi. banan ćwiartka obranego ananasa 2 łyżki stołowe hempe 2 łyżki stołowe siemienia lnianego złocistego 1 łyżka nasion chia
Zzzzzzzz
Wyglada to tak jak na zdjęciu powyżej. Smakuje wybornie.
0 notes
lipowydom · 10 years
Text
Jak ominęły mnie sztokholmskie muzea
Szukając raju na kilka dni, który nie byłby Lipowem, dostałam wiele cennych adresów - Maroko, Ibiza, Ouzo, Sycylia...Ostatecznie wylądowałam w Sztokholmie, który przyniósł wszystko czego potrzebowałam (widać mit słonecznych wysp jest naszym polskim rajem bo ciężko nam wyobrazić sobie wyjazd na wakacje w styczniu na północ:) A jednak! Senność, ciemność, ciepło przyjaciół, spowolnienie, brak przewodnika i planu - nic nie musieć, być ze sobą. Dużo, długo jak najdłużej:)
Tumblr media
Szwedzi kochają zwierzęta - to wcale nie niezwykły widok - czworonóg w pracy
Nie mogłam doczekać się reniferów, które jak słyszałam, przechodzą przez środek miasta
Tumblr media
co okazało się prawdą:)
i innych zwierząt mocy...
Tumblr media
które okazały się zwierzętami nocy
Tumblr media Tumblr media
...teraz
smakowałam pozamuzealny detal
Tumblr media Tumblr media
karmiąc dziecięce marzenia
Tumblr media
i ciało
Tumblr media
I jak tu się dziwić, że zakochałam się w mieście, które otula człowieka jak szal jak pierzynka mimo , że dmucha, mimo że ziąb - wszystko jest tam na naszą ludzką skalę. I omywa niespokojny umysł niespodziewaną wodą i krzykiem rybitw pośród wież kościółów, nielicznych na szczęście. 
Tumblr media Tumblr media Tumblr media Tumblr media Tumblr media Tumblr media Tumblr media Tumblr media
Ominęły mnie i w ogóle znać mnie nie chciały wszystkie muzea i wystawy, ominęły mnie sklepy z odzieżą i butami, ominęły mnie turystyczne zadania i plany.
Pogoda była. I byli przyjaciele.
0 notes
lipowydom · 10 years
Text
Śmiertelni nieśmiertelni
Niedawno pisałam, że nie wracam do książek raz już przeczytanych. Było to przy okazji powrotu do „Biegnącej z wilkami”. Nie minęło pół roku i znów sięgam do pozycji, którą czytałam 5 lat temu. Wtedy, do głębi poruszona historią miłości dwojga ludzi przede wszystkim starałam się zrozumieć część teoretyczną, wplecioną w autobiograficzną opowieść. Teraz czytałam z nowej perspektywy - z perspektywy osoby wspierającej chorego. Piszę  o książce Kena Wilbera "Śmiertelni nieśmiertelni - prawdziwa opowieść o życiu, miłości, cierpieniu, umieraniu i wyzwoleniu”, która jest lekturą obowiązkową w czasie, kiedy konfrontować przychodzi się z najcięższymi próbami w życiu. Ale to tylko moja, niepopularna opinia - książka kończy się ��miercią i to automatycznie wywołuje opór i strach - „tylko nie dawaj jej choremu, po co mu jeszcze takie czarne myśli”. Dzięki takiej postawie nie jesteśmy w stanie rozmawiać o tym, co najważniejsze z otwartością więc nie rozmawiamy w ogóle. To powoduje coraz większą samotność i izolację, bo chorzy i osoby wspierające to plemię monotematyczne - choroba przewlekła istnieje i najlepsze co można zrobić to nauczyć się jak z nią żyć. To zadanie niezwykle wielowymiarowe - obejmuje wszystkie aspekty życia i dlatego robi się monotematycznie. 
Tumblr media
  Tytuł oryginału książki brzmi „Grace and grit. Spirituality and healing in the life and death of Treya Killam Wilber". I właśnie to - łaska i moc były towarzyszami Treyi w jej 5 letniej podróży. Zaczyna się w 1983, kiedy Treya (wówczas jeszcze Terry) poznaje Kena Wilbera, autora książek o tematyce filozoficznej, łączącego podejście psychologiczne, duchowe z naukową systematyka. Poglądy Kena Wilber (a przede wszystkim on sam) jednego z czołowych myślicieli amerykańskich, autora zintegrowanego systemu filozoficznego, bywają kontrowersyjne, jednak dla mnie przeczytanie jego książek uporządkowało wiele tematów, które dotąd wydawały mi się sprzeczne. Potrzebuję praktycznej drogi do zrozumienia, na własny użytek, jednoczesnego chaosu i ładu świata w którym żyję. To dały mi Integralna historia wszystkiego, spektrum świadomości, Jeden smak, Małżeństwo rozumu z dusza. Ale „Śmiertelni nieśmiertelni” to książka autobiograficzna. Jest to bardzo szczera i często bolesna  historia miłości w najtrudniejszych warunkach jakie można sobie wyobrazić - 10 dni po ślubie Treya dowiaduje się, ze ma raka piersi, stopnia drugiego. Komórki rakowe są słabo zróżnicowane co oznacza, ze rak jest wyjątkowo złośliwy. W ciągu paru dni przychodzą same złe wiadomości. Miesiąc miodowy młoda para spędza w szpitalu. I tak zaczyna się ich podróż, która po 5 latach zmagań, walki i w końcu akceptacji choroby, która absolutnie nie oznacza bierności, kończy się śmiercią Treyi. Książka jest fascynująca, ponieważ jest to dwugłos - pamiętnik chorej i osoby wspierającej. To tutaj przeczytałam poruszająca opinie, ze pozycja wspomagającego bywa niekiedy trudniejsza od położenia chorego. Chory bowiem nie ma wyboru, w przeciwieństwie do wspierającego. Szczerość Wilbera w opisie własnych zmagań i konfrontacji z iluzja i słabością jest wstrząsająca. Tak samo jak jego oddanie i miłość. I choć książka mówi o tragicznych losach jest wielką manifestacją dojrzewającej mocy, świadectwem rozwoju i wielkiego TAK dla ŻYCIA ze świadomością śmierci. „ jeszcze nie zdecydowałam się na sposób leczenia. nie chciałam po prostu leczyć choroby, by potem usunąć ja do jakiegoś ciemnego zakątka swojego życia, do którego nigdy nie musiałabym już zaglądać. Rak z pewnością będzie częścią mojego życia, jednak nie w sensie konieczności ciągłych badań czy świadomości , ze może dojść do nawrotu. Miałam zamiar posłużyć się nim w tych dziedzinach mojego życia, w których pragnęłam dokonać zmiany. W aspekcie filozoficznym - chciałam by pomógł mi przygotować się na śmierć, kiedy nadejdzie mój czas, spojrzeć na śmierć z bliska, bym mogła poznać znaczenie i cel mojego życia. W aspekcie duchowym - miał mi pomóc na nowo rozniecić zainteresowanie drogą kontemplacji, pomóc w poszukiwaniu tej, która jest odpowiednia dla mnie, i w podążaniu nią. W aspekcie psychologicznym - miałam nadzieję, ze uda mi się wykorzystać raka do tego, by stać się osoba bardziej uprzejmą i bardziej kochającą siebie i innych., by z większa łatwością wyrażać gniew, mniej się bronić przed intymnością i przestać się zamykać w sobie. W końcu aspekt materialny, fizyczny - będę jadła świeże, czyste i zdrowe jedzenie i znów zacznę się gimnastykować. I przede wszystkim chcę by choroba pomogła mi stać się wobec siebie łagodną i wyrozumiałą zarówno wtedy, gdy dążę do celu, jak i wówczas, gdy nie udaje mi się go osiągnąć”. I po latach „ Znajduję się w środku chaosu różnych możliwości, wśród których wiele jest niepewnych. Ciągle wracam do jednego - niezależnie od tego czy będzie to wybór leczenia czy pracy psychologicznej, każdy musi zaufać sobie i nie dać się zwieść preferencjom innych. Chcę, żeby ludzie czuli się silni, mówiąc: „Nie, dziękuję, to nie dla mnie”, albo: „nie, nie jesteś terapeutą odpowiednim dla mnie”, nie bojąc się przy tym, że za ich wyborem może się kryć jakiś tajemniczy opór. Moje przesłanie jest proste ale doszłam do niego po ciężkiej pracy: Zaufaj sobie, zaufaj swojemu psychicznemu systemowi odpornościowemu. Spokojnie odszukaj swoje centrum, ten solidny grunt wewnątrz swego istnienia, rób wszystko żeby pozostać z nim w kontakcie, czy to poprzez medytacje, wizualizację, aktywną wyobraźnię, terapię, spacery w lesie, pisanie dziennika, analizę snów, czy po prostu przez ćwiczenie uwagi w codziennym życiu. Słuchaj siebie i posłuchaj własnej, najlepszej rady!” Te słowa są wskazówką dla wszystkich wspomagających swoich bliskich. Wskazówką trudną bo największą lekcją w tej podróży staje się podążanie za chorym, nauka słuchania i słyszenia, pokorne zrozumienie, że choć to najukochańsza osoba to jednak nie my chorujemy, nie do nas należą decyzje i wybory, choćby wydawały się jedynie słuszne. Takie nie są. Jedynie słusznych wyborów dokonuje chory i wsparcie polega na byciu z nim w tym co wybrał. Po raz drugi jestem osobą wspierającą. Pierwszy raz towarzyszyłam swojej przyjaciółce chorej na raka płuc. Bardzo jasno czułam swoją rolę - być, nie komentować, stawać po numerek w szpitalu, towarzyszyć podczas chemii. Zawsze jednak wracałam do domu. Teraz jest inaczej bo choroba dotyka najbliższa na świecie osobę. Codziennie modlę się o łaskę uważnego bycia, robię dużo błędów, widzę je, uczę się nowych ścieżek na których trzeba zostać z tyłu, przepuścić przodem i czekać. A jednocześnie obserwować siebie, szanowac swoje potrzeby i mówić o nich w odpowiednim momencie. To wielkie wyzwanie.
0 notes
lipowydom · 10 years
Video
youtube
treya's story in her own words 1280x720
0 notes
lipowydom · 10 years
Text
Senność gęsta jak śnieg
Dojechałam z deszczu w zadymkę do domu
Tumblr media
Senność gęsta jak śnieg i krążąca jak śnieg Zasypuje śnieżnymi płatkami sennymi Bezprzyczynny mój dzień, bezsensowny mój wiekI te ślady bezładnych moich kroków po ziemi. Czy to dobrze, czy źle: tak usypiać we mgle? Szeptać wieści pośnieżne, podzwonne, spóźnione? Czy to dobrze, czy źle: snuć się cieniem na tle Kołującej śnieżycy i epoki przyćmionej? Senność gęsta jak śnieg i krążąca jak śnieg Zasypuje śnieżnymi płatkami sennymi Julian Tuwim
nic lepszego nie powstało...
https://www.youtube.com/watch?v=5XyyTAoC9Pk
0 notes
lipowydom · 10 years
Text
Karnawał i do faworków podejście pierwsze
czyli prace ręczne zbiorowe i o tym jak udało się złapać młode pokolenie!
Tumblr media
Impuls do zmierzenia się z nowym przepisem przyszedł wraz z noworocznymi postanowieniami - wprowadzać nowe, nie zastygać, zmieniać! I jednocześnie - odpuścić, odpoczywać, zostawić! Hmm, na pierwszy rzut oka to wielka sprzeczność jest, niewykonalne! Na drugi rzut - zabawne. Na trzeci - zobaczymy!
Zostawiając jednak impulsy, wracam do meritum. Faworki inaczej chrust to karnawał. Robiły go nasze Babcie i Mamy, teraz rzadko kto się za to zabiera bo podobno czasochłonne i wymagające nie lada siły. Dlatego biegniemy do najbliższej cukierni i sprawa załatwiona. Nie do końca jednak bo jeśli ktoś pamięta najkruchszą kruchość babcinego chrustu ten nie zazna spełnienia w najlepszych nawet cukierniach. A na te kupne chruściki, które od biedy ujdą, trzeba wydać majątek.
Tak więc wspomnienia i poznańskie wychowanie zagnało mnie do kuchni.
Oto przepis
500 dag przesianej mąki pszennej
5 żółtek
szklanka kwaśnej śmietany 18%
1 łyżka spirytusu
szczypta soli
litr oleju rzepakowego do smażenia
cukier puder do posypania
Do mąki dodajemy żółtka, śmietanę i spirytus i wyrabiamy gładkie ciasto. Pozostawiamy je na około 30 min, pod przykryciem.
Tumblr media
  Potem zaczynamy rozwałkowywać i składać ciasto, rozwałkowywać i składać tak aby jak dostało się do niego jak najwięcej powietrza. Dobrym sposobem jest też ubijanie ciasta wałkiem i jak tylko bedę wiedziała jak umieszczę tutaj film jak to zabawnie robię. Muszę przyznać, że chwycenie wałka oburącz i wizualizacje, które zachowam dla siebie bardzo mi pomogły w pokonaniu trudów tej części procesu. Ale przede wszystkim nie byłam sama i jest to najważniejszy aspekt przygotowania faworków - to świetny moment aby do kuchni zaprosić wszystkich - przybiegną rączo, kto bowiem nie lubi faworków!
Wspólne ubijanie i napowietrzanie ciasta trwa około 30 minut. Następnie ciasto ląduje w lodówce na około godzinę i po tym czasie możemy zacząć smażyć. Do tego również przydaje się więcej niż jedna para rąk.
Tumblr media
Pracochłonne jest bowiem wycinanie pasków ciasta, rozwałkowanego najcieniej jak się da (powinno być na tyle miękkie i elastyczne aby nie wymagało dodatkowego podsypywania mąki) i przekładanie go przez dziurkę. W tym czasie rozgrzewamy olej i zaczynamy ostrożnie wkładać faworki, smażąc do zarumienienia tj bardzo krótko, z każdej strony. Usmażone chruściki odsączamy na papierowym ręczniku i kiedy przestygną, oprószamy je cukrem pudrem.
Tumblr media
Przepis, który podałam jest bardzo dobry - faworki są chrupiące i dość kruche. Nie jest to jednak ideał z moich wspomnień. Lubię faworki, które wręcz rozpadają się i są jak chmurki. Będę próbowała dalej - podobno dodanie masła do ciasta zwiększa jeszcze kruchość. Dam znać, kiedy uda się nam cofnąć czas o te 40 lat i rozpuścimy się w zachwycie a faworek w naszych ustach, haha!
Tumblr media Tumblr media
0 notes
lipowydom · 10 years
Photo
Tumblr media
THE TANGO by Christopher Dodds
183 notes · View notes
lipowydom · 10 years
Text
Kiedy zimową porą przyjdzie chęć na pomidora
Tumblr media
Bardzo lubię pomidory, ale jem je prawie wyłącznie w lecie. Poza sezonem mają bardzo słaby aromat i praktycznie w niczym, oprócz koloru, nie przypominają tych ukochanych, aromatycznych, w piosence pięknej sławionych... Ale jest wyjście z tej trudnej sytuacji - pieczenie! Pomidory bardzo dobrze znoszą obróbkę termiczną i można śmiało powiedzieć, że wręcz zyskują na walorach.
Przekrawam je na pół wzdłuż, posypuję grubą solą i pieprzem, skrapiam octem balsamicznym. Na wierzchu kładę plasterek sera koziego i całość zapiekam ok. 15 min w piekarniku  w temp.200°C.  Można też na 250°C z funkcją grill – trzeba wtedy uważać, aby nie spalić sera! Pomidory wyciągam i posypuję świeżą bazylią lub innymi ziołami. Jeśli nie ma świeżej, może być suszona.
Są wspaniałym dodatkiem do serów, pasztetu.
0 notes
lipowydom · 10 years
Text
o Księgach Jakubowych Olgi Tokarczuk pisze Maciej
Tumblr media
       Listopadowy ziąb przyklejający się do pleców. Zabłocone drogi, zapach dymu. Wioski z przygarbionymi chałupami. Mrok i blade światło. Parujące konie, zapach ich odchodów. Smród i ziąb wychodków. Specyficzny zapach kuchni. Stęchlizny, zgnilizny i butwienia. Podole drugiej połowy XVIII w.        Przypomina mi się atmosfera wizyt w domu mojego stryja na Podhalu. Nie znam Podola, a jednak jest mi tak bliskie w tych opisach, jakbym się tam wychowywał.        W tych błotach, śniegach tętni życie. Żydzi, polska szlachta i arystokracja, duchowni, chłopi.        Duchowieństwo, które w mojej opinii nie zmieniło się wiele w ciągu minionych 250 lat. Ksiądz dziekan czy biskup to otyły mężczyzna w czarnych habicie. Na jego wydatnym brzuchu pas w kolorze zależnym od sprawowanej godności. Zadowolona twarz. Nabrzmiała. Zaczerwienione policzki przetkane drobniutkimi naczynkami. To od zbyt dobrej i obfitej kuchni, od nadmiaru wina. Z zasady niedokształcony, zamknięty na to, co przynosi nauka, zamknięty w nieprzekraczalnych ramach doktryny kościoła, zamknięty wreszcie na plebanii lub pałacu biskupim za którego progiem wspomniany mrok, błoto i zawierucha.         Arystokraci, szlachta skoncentrowani na psiarni, stajni i na polowaniach. Niedokształceni, nie czytający, niczym nie zainteresowani.         Majątkami zarządzają kobiety. Gdyby nie one, dawno wszystko by się rozsypało.
        Żydzi przeganiani przez możnych tego świata. Uciekający przed pożogami. Współpracujący i wspomagający się w rodzinnych klanach. Są operatywni, ruchliwi. Gdzie los zatrzymuje liczną rodzinę żydowską, tam pojawia się stragan, warsztat lub firma handlowa. Otwarci na wszystko co pozwoli zarobić i przeżyć.
Tumblr media
        Tytułowy bohater, Jakub Frank, głosi żydowską herezję. Postać niejednoznaczna. Charyzmatyczny przywódca, wizjoner, podający się za mesjasza. Równocześnie hochsztapler i manipulant. Tworzy sektę sprawnie działającą przez kilkadziesiąt lat. Stosuje wyrafinowaną socjotechnikę i „korporacyjne” metody zarządzania. Tworzy sprawnie działający system zbierania pieniędzy od swoich wyznawców. Doprowadza do rozłamu w religii żydowskiej i do przejścia na katolicyzm tysięcy Żydów w całej Europie. Znikają szuby, chałaty. Przycinane brody i pejsy.  W niespotykanej dotąd skali,  Żydzi wtapiają się w narody Europy. Wnoszą w nie swoją majętność, inteligencję, umiejętność współpracy. Przestają być innowiercami w katolickiej Europie. Kupują spokój i poczucie bezpieczeństwa.         Książka ma 900 stron. Według mnie jest za długa. Myślę że skrócenie powieści wyszłoby jej na dobre. To co jednak w zamian dostajemy to zatrzymanie na szczególe codziennego życia. Widzimy jak funkcjonuje rodzina żydowska, jakie są relacje pomiędzy kobietami i mężczyznami, przysłuchujemy się dyskusjom teologicznym i filozoficznym. Osadzenie wielkich wydarzeń w detalu zwykłych codziennych spraw, czyni z tej książki wielką literaturę, wielopoziomową i monumentalną.
0 notes
lipowydom · 10 years
Text
Miłość
Tumblr media
jesteśmy sami miękko i cicho nie ma o czym mówić wszystko wiadomo bo ten dym z papierosa Pana Boga wszedł jednocześnie w nasze włosy i splątał je bo to wino co je rozlewają w niebie jednocześnie uderzyło do głowy mnie i tobie
0 notes
lipowydom · 10 years
Text
Co pieczemy raz do roku
Tumblr media
Przepisu na bożonarodzeniowy chlebek z suszonych owoców szukałam długo. Nie jest naszym tradycyjnym wypiekiem ale kiedyś, gdy skosztowałam go gdzieś za granicą, nie mogłam zapomnieć jego zniewalającego smaku. Jest niesłychanie obfity, wilgotny, ciemny i…nabiera aromatu z wiekiem:) I w końcu udało się, trochę przypadkiem, znaleźć przepis. Niestety nie pamiętam tytułu ani autora bo przepis po prostu sfotografowałam a książka nie należała do mnie. Chlebek nazywa się hutzelnbrot i jak nazwa wskazuje pochodzi z Niemiec. Dzięki temu, że znałam już jego nazwę udało się porównać przepisy z innych stron internetowych i metodą "trochę stąd trochę stamtąd" mam przepis, którym się z Wami dzielę. Nazwa chlebka pochodzi od suszonych gruszek, które są też głównym składnikiem ciasta. Kiedyś piekło się go na wsi, w miejscu gdzie znajdował się wspólny piec i wszystkie rodziny mogły z niego korzystać. To swoją drogą wspaniałe rozwiązanie, miło byłoby spotykać się w takiej wspólnotowej piekarni i czekać aż upiecze się ciasto. A wszyscy otuleni w zapachy i niespieszny czas... Uprzedzam z góry - na początek otulcie się w cierpliwość bo cała procedura zajmuje 2-3 dni. Składniki: 1 kg mąki 50 dag suszonych gruszek 50 dag suszonych śliwek 50 dag suszonych fig 25 dag kandyzowanej pomarańczowej skórki 25 dag mielonych migdałów 25 dag całych orzechów laskowych 25 dag mielonych orzechów laskowych 25 dag połówek orzechów włoskich 25 dag rodzynek koryntek 25 dag rodzynek sułtanek 25 dag brązowego cukru - można pominąć, pierwotnie chlebek ten pieczono bez cukru 10 dag drożdży 3 łyżeczki cynamonu 1 łyżeczka mielonego kardamonu 1 łyżeczka imbiru 1/2 łyżeczki goździków 1 łyżeczka soli jest to bardzo duża ilość - prawie 5 kg ciasta, jednak procedura jest na tyle pracochłonna, że podobnie jak z piernikami, szkoda czasu na mniejsze ilości. Zwłaszcza, że chlebek zyskuje tylko z upływem czasu, przegryza się i staje się coraz szlachetniejszy. Poza tym może być wspaniałym znakiem firmowym domu i prezentem dla przyjaciół.
Tumblr media
Gruszki, śliwki i figi zalewamy w misce wodą i moczymy od 12 do 24 godzin. Warto więc rozplanować całe przedsięwzięcie, tak aby pieczenie nie zastało nas następnego dnia w środku nocy. Choć i to się przecież nie koniec świata, zwłaszcza jak gdzieś pod ręką nawinie się czerwone wino. Namoczone owoce wyjąć, pokroić (ale nie nie małe kawałeczki tylko na takie połóweczki) wywar pozostawić. Drożdże rozprowadzić z łyżką cukru i szklanką wywaru. Wymieszać z mąką, wyrobić ciasto (dodać pozostały wywar tj. 1-2 szklanki) i pozostawić przez noc do wyrośnięcia. Moje ciasto zajęło 2 miski i na wszelki wypadek dorastało w wannie.
Tumblr media
Następnego dnia wymieszać owoce z orzechami i przyprawami. Dodać mielone orzechy. Wymieszać z ciastem i pozostawić na kilka godzin do wyrośnięcia. Przełożyć ciasto do foremek i znów zostawić do wyrośnięcia. I tak robi się wieczór, nastawiamy piekarnik na 200 st i pieczemy ok.1 godz. Metoda sprawdzania czy już jest upieczone na suchy patyczek może zawieść - ciasto jest bardzo wilgotne. Godzina pieczenia powinna wystarczyć. Gorące ciasto wyciągamy z foremek, skrapiamy dość obficie wodą z gruszek i kiedy odparuje owijamy w papierowy ręcznik. Przykrywamy ściereczką i czekamy…a przynajmniej próbujemy czekać do Świąt.  
Tumblr media
0 notes
lipowydom · 10 years
Video
youtube
Power Animals & Native Nights-Native American Indian Meditation Music-He...
0 notes
lipowydom · 10 years
Video
vimeo
Calling The Others
5 notes · View notes
lipowydom · 10 years
Link
0 notes
lipowydom · 10 years
Text
1.
Przeszło miesiąc, dwa? nie było wpisu - bo cóż pisać jeśli głowa, ciało, dusza, serce gdzie indziej - niech będą tam gdzie ich miejsce. Blogi poczekają, wszystko poczeka...
Dzisiaj, po półrocznych zmaganiach z chorobą, po 6 kursach chemioterapii, Maciej znalazł się w szpitalu na oddziale zamkniętym hematologii onkologicznej. Czeka na przeszczep szpiku. W trudnych chwilach sięgam po karty - dziś wyciągnęłam kartę z Świetlistej siły Aniołów. Oto co mówi: Obudź się ze snu zapomnienia... ...Nie jesteś sam. Nie jesteś jedynym człowiekiem, który podlega pewnym procesom. Nie jesteś jedynym człowiekiem, któremu przytrafiają się pewne rzeczy. Wszystkie dzieła Stwórcy sa ze sobą powiązane. Jesteś jednym z tonów w orkiestrze Stworzenia. Zharmonizuj swój ton z innymi. Uświadom sobie swoją rolę w orkiestrze dzieł Stwórcy. Swoim bytem wytwarzasz różne tony. Mogą one być takie, że inni przyłączą się do nich i chcą się w nie wsłuchiwać, jak również takie, od których inni się odwracają.. ...Dzięki swojej energii możesz być uzdrawiającym impulsem dla Ziemi.
Tumblr media
0 notes
lipowydom · 10 years
Text
Rydzyki:)
Tumblr media Tumblr media
0 notes
lipowydom · 10 years
Text
Miejsca, ktore budzą lęk
"Wyznaj swe skrywane słabości.
Poznaj rzeczy do których czujesz odrazę.
Pomóż tym, którym jak sądzisz pomóc nie możesz.
Rozstań się z tym, do czego nadmiernie lgniesz.
Wejrzyj w miejsca, które budzą Twój lęk. "
rada jakiej udzieliła tybetańskiej jogince Maczig Labdryn jej nauczycielka (motto książki Miejsca, które budzą lęk Pemy Cziedryn)
Tumblr media
0 notes