hello people
ok, does anyone wants raskolnikov x razumikhin story? because i’ve got one and i want to share it with you...
61 notes
·
View notes
Ballada o bezrobotnym strachu
Kiedy syci jak bąki brzęcząc odpływają na snach,
a łóżka kipiące pościelą wpływają na wieczorne niebo,
wzdłuż ulic chodzi głodny, bezrobotny strach
kładąc przy drodze głowy zabitych kamratów
jak czarne bochny chleba.
Za oknami urasta szum drzew ścinanych deszczem,
a ulice wolno do rzeki spływają.
Nie chodź, strachu, dni ubiegłych pieścić,
bo oto noc ostatnia – kulawa kica przez gwiazdy jak
[zając,
bo oto głód, a syci odpływają na snach.
Trzeźwość gasi lęk. Boją się tylko głodni i poeci
i czasem tylko w niespokojnych łzach
wywołują cię w lustrze małe, trwożne dzieci.
Widziałem dziś wieczorem:
wiatr kominy wydłużał w błękitne flety,
widziałem dziś wieczorem: wychodził z zaułka strach
na palcach z białego wosku, pod okiem umarłej kobiety
długie serenady grał.
Potem za palcem ogłuchłym echo przygwoździł, dogonił
i przez żałobne firanki szyb widziałem, gdy długo
bił w martwą twarz księżyca wielką dłonią
jak płaską, hebanową maczugą.
Syci odpływają. W ten wieczór funebrycznie wydęty
wszystkie spojrzenia przeklęte,
nie ma oczu dzieci.
Widziałem dziś wieczorem: w kanałach miejskich,
gdzie topielcze koty o wyblakłej sierści,
rękami czarnymi jak smutek
szukał własnej śmierci.
29. IX. 40r.
50 notes
·
View notes
Ballada o szczurach
Tadeuszowi Sołtanowi
I
Jaki archanioł trąbą ten czas przyzywał
nawołując przez długi wirydarz tęsknot?
Ciemny kościół gotycki niosłem na ramionach,
aż: wśród kantyczek surowych osiadłem i męsko
wparłem się w czas ubiegły jak w czarne strzemiona.
Żyłem wśród katafalków i szczerbatych blanek,
w wiolinach kryz wionących o wdzięku motylim.
Pamiętam w niebo świtu wmurowany zamek
świec woskowych
i w złotym pyle
rycerzy dudniących przez most zwodzony ciszy dębowej.
Żyłem – martwy burgrabia, marionetka epok,
zamurowany w czas smutny jak trumna małego dziecka,
a po salach szerokich, po lęku wieloznacznym jak niebo
kołowała z głuchym dzwonkiem woskowa owieczka.
II
W noc jesienną, gdy niebo nierzeczywiste
odbija puste kroki i dymi lękiem,
szły szczury szeregami, gwardie obcych istnień,
śpiewały słodkie, śmiertelne piosenki.
Bliżej: przez śpiewne mosty zwodzone.
Bliżej: przez czarne akordy bramy.
Bliżej: przez wieże mosiężnych dzwonów
szły szeregami, szły szare klany.
Biało trwogę sączył nagły księżyc,
a od alej wiało chłodem liści,
a gdy sznur drogi ucieczkę wyprężył
przez sale puste ostatni wyścig.
Schody kręte harmonią odbiegały w dół,
biły zegary struchlałe ze wszystkich wież naraz.
Tupot nóg, tupot nóg, szelest nóg -
ostatni alarm.
Długie wieże, coraz wyżej długie wieże.
Widziałem konanie straszniejsze niż śmierć dzieci.
Ostatnia baszta zamyka biały, nieludzki krzyk,
ostatni wśród nocy krzyk zamknęły mury.
Nie byłem aniołem – bez skrzydeł kto uleci?
Serc moje na wieży najwyższej pożarły szczury.
X m. 1940r.
5 notes
·
View notes
Ballada o wisielcach
I
Kołyszemy się, kołyszemy,
wmurowani w pejzaż szubienic.
Wieje śmiercią znużoną. Jak kruk
krąży niebo drapieżnie i cicho
dzwoni wiatr o ostrogi nóg.
Nocy inna, nie przyjdziesz, nie przychodź.
Tylko dni obdrapany mur
kończy ziemię wyrwaną krokom.
Zaciśnięty wilgocią sznur -
żalu lament skowyczy nad drogą.
Jak upiory żerujemy na snach,
jak upiory wypijamy życie.
Nocą księżyc podchodził jak znak
i jak oko wisielca z chmur wyciekł.
Kołyszemy się, kołyszemy,
wmurowani w pejzaż szubienic,
pośród zdarzeń, zygzaków i gwiazd,
z długich rąk wyrzucamy cienie -
pętle palców na martwy sen miast.
Wmurowani w pejzaż szubienic.
II
Ci sami
w schodów dysonans wchodzimy co wieczór,
do tych samych mieszkań, gdzie martwa żarówka ćmi,
budzimy się jesienią, zawsze jesienią,
oczy zawsze – w czarny wyrok drzwi.
Potem w długie ulice, od mgły
gęstniejące w realny opór.
W nasze głowy – drzewa jesienne,
słońce spada zachodem jak topór.
Potem dalej, potem dalej, potem dalej,
w noc bezgwiezdną, w puste ręce łapać oddech,
w korowody zaplątanych alej,
w gwiazdy czarne i jak niebo – chłodne.
Potem dalej, potem dalej, potem dalej,
zawikłani w wodorosty zjaw i cieni,
obudzimy się kołysząc, znów kołysząc,
wmurowani w pejzaż szubienic.
IX m. 1940r.
19 notes
·
View notes
Pieśń o szczęściu
Dziś rano cały świat kupiłem,
gwiazdy i słońce, morze, las,
i serca, lądy i rzek żyły,
Ciebie i siebie, przestrzeń, czas.
Dziś rano cały świat kupiłem,
za jedno serce cały świat,
nad gwiazdy szczęściem się wybiłem,
nad czas i morskie głębie lat…
Gorące morza sercem płyną -
- pozłocie nieprzebytych sław,
gdzieś rzeki nocy mnie wyminą
w głębokich morzach złotych traw.
Chcę czerwień zerwać z kwiatów polnych,
czerwienią nocy spalić krzew,
jak piersi nieba chcę być wolny,
w chmury się wbić w koronach drzew.
Morzem w nocy
Noc się ciszą kołysze, zmęczona wzruszeniem,
woda pachnie księżycem wśród dygów błyszczących,
nieskończone, bez ciała, śródfaliste drżenie
i cień nocy sinawy po wodzie się pnący.
Szczęście palce rozdzwania drżące miękkim pulsem,
myśli czernią zakrzepłe na błyskach dygocą,
serce tętnem uderza w wielkiej piersi nieba.
W głąb rozczerni i szczęścia płyniesz ze mną nocą.
10 notes
·
View notes