matkapolkapartnerka-blog
matkapolkapartnerka-blog
Matka Polka Partnerka
4 posts
Zrobić coś ze sobą i swoim życiem chcąca...
Don't wanna be here? Send us removal request.
matkapolkapartnerka-blog · 8 years ago
Text
Wielkie porządki :)
Po rewolucji do jakiej doszło w moim życiu w okolicach trzydziestki, przyszedł czas na zaczynanie wszystkiego od początku. Takim rokiem w którym podjęłam kilka dobrych decyzji, a także kilka najcudowniejszych i najważniejszych decyzji podjął za mnie los, był mój 31 rok życia. Krótko przed trzydziestką, przez całkowity przypadek, poznałam kogoś z kim jestem w związku do dzisiaj. Jest to relacja silna, czasem trudna i burzliwa, ale o tym przy innej okazji. Sam jednak fakt pojawienia się człowieka, który w tamtym czasie przyniósł mi tyle szczerej radości, spontaniczności, nadziei i wiary w to, że będzie dobrze spowodował we mnie samej sporo zmian. Przestałam się nad sobą użalać, pogodziłam się trochę sama ze sobą. Zaakceptowałam fakt, że nie wszystko w życiu będzie mi dane i przestałam walić głową w mur. Nie byłam szczęśliwa z faktu, że nigdy nie zostanę matką, ale postanowiłam dać z siebie wszystko w innych dziedzinach życia, nie siedzieć i nie lamentować. I tak na skutek zaprzestania leczenia i rozpaczania oraz na skutek rzucenia się w wir pracy i planowania coraz to nowych wyzwań… zaszłam w ciążę :) I wtedy co? Otóż wtedy znowu szok i rozpacz. Tak rozpacz. Poczułam wtedy, że życie zaczyna ze mną pogrywać, zaczyna mnie ostro próbować i drwić ze mnie. Na skutek wieloletniego leczenia i wcześniejszych zapewnień lekarzy o braku możliwości na zostanie matką, podjęłam decyzję o zainwestowaniu wszystkich swoich pieniędzy i poświęceniu całego swojego czasu na stworzenie miejsca, które miało mi zastąpić dziecko i dać mi cel w życiu. Postanowiłam, że otworzę piękny pub - knajpkę z niepowtarzalnym klimatem, w którym ludzie będą się świetnie czuli, dobrze bawili, pysznie jedli i pili oraz dyskutowali z przyjaciółmi do białego rana. I tak też zrobiłam. Tak powstała “Figa” - moje pierwsze dziecko, coś w co włożyłam całą siebie. Miejsce, które kosztowało mnie wiele pracy, pieniędzy i nadziei, miejsce w którym poznałam wielu ludzi, z których kilkoro okazało się dla mnie ważnych i bez których swojego życia sobie nie wyobrażam, miejsce, które dało mi wiele radości, satysfakcji, pouczających i trudnych lekcji, miejsce, które było moim drugim domem ale tylko przez 1,5 roku… Kiedy dowiedziałam się, że jestem w ciąży wiedziałam, że tak żyć dalej nie będzie można. Nie da się pracować 7 dni w tygodniu od 16 do 3 czy 7 rano i godzić tego z życiem rodzinnym i obowiązkami matki. Stąd tez szok i w pierwszej chwili rozpacz na wiadomość o ciąży… Dopiero co wywróciłam całe swoje życie do góry nogami, dopiero zaczynałam osiągać jakąś stabilizację, jeszcze nie spłaciłam tak wielu długów, które zaciągnęłam tylko po to żeby “Figę” uruchomić. Co teraz??? Co dalej??? Jak to wszystko pogodzić???  Szok trwał około 2 - 3 tygodni. Po tym czasie dotarło do mnie że na jednej szali moje wymarzone miejsce na świecie, ale a drugiej ja - matka, my jako pełna rodzina, że niemożliwe stało się możliwym, że jednak będzie mi dane wybrać imię, wózek, i być dla kogoś całym światem (choćby przez krótką chwilę - ale jednak). Wtedy postanowiłam się ogarnąć i kolejny raz przeorganizować swoje życie. W tym też momencie stało się dla mnie jasne że trzeba w życiu zacząć trochę sprzątać…
I tak sprzątam od 2009 roku. Wiele spraw już poprostowanych ale kilka nadal przede mną. Jednym aspektem były sprawy zawodowe, drugim osobiste a trzecim zdrowotne. I o tym trzecim - następnym razem :)
0 notes
matkapolkapartnerka-blog · 8 years ago
Quote
Jedyną stałą rzeczą w życiu jest zmiana
Heraklit z Efezu
0 notes
matkapolkapartnerka-blog · 8 years ago
Text
Dlaczego blog...
Nie wiem co się dziej w cudzych głowach ale w mojej , zawsze w okolicach nadchodzących okrągłych urodzin, zachodzą bardzo silne procesy analityczne. W owym czasie mój mózg zachowuje się jak pies zerwany ze smyczy. Wbrew mojej woli tworzy bardzo szczegółowy bilans zysków i strat. Robi to wszędzie i o każdej porze. W domu, w pracy, w samochodzie. W dzień i w nocy. Na jawie i we śnie. W czasie deszczu i kiedy słońce świeci, on cały czas analizuje. Biorąc pod uwagę fakt, że za chwilę dopiero początek przełomowego, czterdziestego roku życia, to mój stan psychiczny zaczyna mnie trochę niepokoić... Zauważyłam ostatnio u siebie wiele zmian. Myślę że do niektórych nie tyle dorosłam, co zestarzałam się, bo dorosła jestem od ponad dwudziestu lat. Niektóre z tych zmian bardzo mnie cieszą inne zaś martwią lub denerwują. Biorąc pod uwagę skalę zmian we mnie zachodzących doszłam do wniosku że za kilka lat mogę być kompletnie innym człowiekiem. Za kolejnych 5 lat moja córka będzie miała raptem 13 wiosen. Będzie wówczas w trudnym wieku. Okres buntu, konflikty z otoczeniem i rodzicami, ciągła walka o jej własne "ja". Boję się, że jej nastoletnia niefajność spowoduje moją rodzicielską okropność. Najbardziej boję się, że mimo szczerych chęci dogadać się i zrozumieć siebie nawzajem będzie nam bardzo ciężko. Wtedy mądre głowy radzą przeczekać kilka lat. I w tym momencie ja będę dobiegać (obym miała to szczęście) pięćdziesiątki”. Biorąc pod uwagę skalę zmian we mnie teraz zachodzących, nie chcę nawet myśleć co się będzie ze mną działo za kolejnych 10 lat. Tak się nam w życiu poukładało, że różnica wieku między nami to 31 lat i biorąc pod uwagę dynamikę zmian na świecie zachodzących, obawiam się, że będziemy kobietami z kompletnie dwóch różnych światów, o zupełnie różnym spojrzeniu na wiele istotnych spraw. Martwię się że może dojść do sytuacji, w której nie będziemy władały wspólnym językiem, przez co nasze drogi się rozejdą i moje dziecko już na zawsze pozostanie w przekonaniu, że od zawsze byłam panią w wieku 45-50 lat. O tym, że życie powoduje w nas tak wiele zmian i goryczy dowie się sama, ale ja gwarancji dożycia 70 lat nie mam żadnej. I stąd właśnie pomysł na prowadzenie tego bloga. Będzie to blog o moim życiu, moim świecie i moich spostrzeżeniach. Poruszę w nim pewnie bardzo wiele spraw i tematów mnie nurtujących. Myśli, które ostatnio galopują mi po głowie muszę zacząć zapisywać, tylko po to, żeby moje dziecko wiedziało, że kiedyś jej matka była normalna. Mam jakieś takie obawy, że od tej gonitwy myśli po prostu kiedyś oszaleję... Najpierw miałam pisać pamiętnik w formie papierowej, jednak wygoda edytowaniu tekstu zadecydowała, że będzie to taki pamiętnik w formie bloga. Z dokładnymi zapisami co do dnia i godziny. Dzisiaj moje dziecko jest stanowczo za małe na to wszystko, co chciałabym jej powiedzieć, przekazać i wpoić. Ja miałam w życiu więcej szczęścia. Gdy moja mama dobiegała czterdziestki ja miałam 18 lat, byłam w klasie maturalnej, więc o wielu sprawach mogłyśmy swobodnie rozmawiać jak dwie dorosłe kobiety. Ja co prawda, zupełnie jeszcze bez pojęcia o życiu, ale już dorosła ;)
Mam nadzieję, że wszystko będzie ok. Że zawsze będziemy się super dogadywać. Ona nie będzie trudną córką a ja zrzędliwą i jęczącą matką. Jednak to, co dane jest mi dookoła siebie obserwować nie napawa optymizmem.
Będzie to zatem moja spuścizna, gdyż nie mam żadnej pewności, że cokolwiek więcej poza moimi popapranymi czasem myślami,  będę w stanie po sobie mojemu dziecku pozostawić... Kocham Cię córko moja najbardziej na świecie :)
0 notes
matkapolkapartnerka-blog · 8 years ago
Text
Witaj Świecie
Jestem kobietą w wieku chwilę przed 39 :) Jestem matką ośmioletniej dziewczynki, która swoim przyjściem na świat spowodowała, że moje życie nabrało sensu i wielu kolorów z całej palety barw. Jestem partnerką w nieformalnym związku, który świętuje właśnie swoją 10 rocznicę. Jestem córką dwojga ludzi, których życie i polskie realia bardzo doświadczają od ponad 25 lat i siostrą całkiem fajnego brata, który postanowił żyć daleko stąd… Jestem również matką chrzestną dwóch pięknookich chrześnic i owszem modlę się do Boga. Rozmawiam z nim dość często i dziękuję, bo mam za co, jednak zupełnie nie rozumiem tej kościelnej paranoi, wymuszonego narodowego katolicyzmu i pobożności od święta. W ogóle coraz mniej ogarniam otaczający nas świat. Jedno jest pewne, kierunek w którym to wszystko zmierza, nie jest chyba najszczęśliwszy… Mam kilkoro przyjaciół, kilkoro dobrych znajomych i około 200 znajomych na facebooku (piszę, bo to teraz ponoć mocno definiuje kim jesteśmy…).  Mieszkam w niewielkim, przepięknym mieście, które bardzo mylnie postrzegane jest za krainę dobrobytu. Do pozostałej części Polski muszę płynąć…
Jak już wspomniałam dobijam do końca 39 roku życia więc pomalutku domykam czwartą dziesiątkę. Jak przekroczyłam drugą dziesiątkę, zewsząd docierały do mnie informacje, że to najpiękniejszy czas w moim życiu i wszystko zaczyna się po “dwudziestce”. Owszem wiele się wtedy w moim życiu wydarzyło. I dobrego i złego, wesołego i smutnego. Konsekwencje źle podjętych wówczas decyzji ponoszę do dziś i ponosić będę jeszcze długo ale na szczęście czerpię też profity z tych trafnych wówczas wyborów…
 Potem przyszła “trzydziestka” No wtedy to się nasłuchałam i naczytałam, że teraz to ja świat zawojuję, że to czas kiedy jestem cudownie świadoma, w pełni zdrowia, sił i niezależności i że to właśnie teraz (!) wydarzy się “nie wiadomo co”. I znowu wydarzyło się dużo. Tym razem bardzo ważnych w moim życiu etapów. Założyłam rodzinę, zostałam matką, osiadłam na stałe w jednym miejscu, a moje życie zawodowe trochę się wyklarowało. Szczególnie w drugiej połowie owej “trzydziestki”.  
Cały czas jednak mam w głowie mój 30 rok życia. Miało być tak pięknie a ja na samym jego starcie dowiedziałam się o człowieku, z którym wówczas obchodziłam 10 rocznicę związku, rzeczy które nie pozwoliły mi na dalsze trwanie w tej godnej pożałowania relacji. Okazało się wówczas, że od samego początku naszego związku byłam oszukiwana, a mój partner przez 10 lat próbował wmówić samemu sobie że jest w stanie zmienić się i da radę żyć z kobietą. Z powodu stresu w jakim żył przez skrywanie w sobie przez lata tajemnicy, po 3 latach związku mój partner zachorował na padaczkę. Jego system nerwowy po prostu się skończył. Nadal jednak oszukiwał siebie samego. Nie potrafił przyznać się przed sobą samym, przed lekarzami, ani przed nikim z bliskich do przyczyny stresu. Jego zdrowie zarówno psychiczne jak i fizyczne staczało się po równi pochyłej, co stanowczo zaczęło się przekładać na jakość naszego wspólnego życia. 
Na skutek długotrwałego stresu wynikającego z kilkuletniego życia z chorym człowiekiem, którego zdrowie przynosiło coraz gorsze rokowania, mój stan zdrowia również bardzo się pogorszył. Moje wyniki zawsze pozostawiały trochę do życzenie. Od urodzenia byłam otyła. Już jako siedmioletnie dziecko korzystałam z poradni dietetycznej. W wieku 10 lat rodzice wysłali mnie do sanatorium na dwumiesięczny turnus odchudzający. Moja waga wiecznie to spadała o kilka kilogramów, to o kilka kilogramów rosła. Gdy kończyłam szkołę podstawową ważyłam 102 kg a gdy kończyłam ogólniak moja waga pokazywała 125 kg. I tak całe życie. Raz 110, raz 115, raz 125 kilogramów.  Kiedy skończyłam 27 lat zapragnęłam mieć dziecko, w związku z tym postanowiłam zrobić ze sobą porządek i zaczęłam się badać. Wówczas okazało się że jestem jednym wielkim kłębkiem nerwów, mam zaburzenia hormonalne różnego rodzaju, bardzo silną niedoczynność tarczycy, mój organizm popadł w ruinę na skutek różnego rodzaju diet i specyfików jakie na sobie testowałam i wiele innych przypadłości, które na ówczesną chwilę całkowicie uniemożliwiały mi zajście w ciążę. Diagnoza którą wówczas usłyszałam tylko mnie dobiła. Z jednej strony chory partner, z drugiej strony ja - wrak kobiety. Wszystko to spowodowało, że przez kolejne dwa lata zajadałam smutek i żal. Nie widziałam żadnej nadziei i przestałam wierzyć w cud. Jadłam kilogramy leków, latałam po laboratoriach i lekarzach, z miesiąca na miesiąc coraz gorzej funkcjonowałam i tyłam. Jednocześnie starałam się być oparciem i tą silniejszą psychicznie połową związku. Wszystko to doprowadziło do tego, że kilka dni po 29 urodzinach, z wagą blisko 135 kg, lekarz skierował mnie do szpitala, żeby zrobić kompleksowe badania. Mimo prawie dwuletniego leczenia, wyniki były coraz gorsze. Po tygodniu opuściłam szpital z kolejnymi receptami i wróciłam załamana do domu. Po powrocie usiadłam do komputera. Chciałam nadrobić zaległości w pracy i załatwić kilka spraw, które się nazbierały przez moją tygodniową nieobecność. Włączyłam komputer i zobaczyłam wiadomości od i do mojego partnera, które zawierały wyznania od i do "kolegów", o istnieniu których nie miałam wcześniej bladego pojęcia. Ale ja zawsze w pracy i na budowie, a on w domu, taki chory i biedny… Gdy zapytałam o co chodzi, nie uzyskałam żadnej odpowiedzi. Zamknęłam się w sobie zupełnie. Poczułam się oszukana, zdradzona i wykorzystana. Byłam mu pielęgniarką i organizatorką życia. O nic nigdy nie musiał się martwić. Miał tylko dbać o swoje zdrowie i prowadzić dom (a raczej mieszkanko 48m2). Ja pracowałam za dwoje, załatwiałam wszelkie sprawy urzędowe, życiowe, remontowe i wiele innych. Jeździłam z nim po lekarzach, szpitalach, i podporządkowałam całe swoje życie pod niego i jego chorobę.  
Zrozumiałam wówczas dlaczego zupełnie nie obeszła go wiadomość o tym, że nie możemy mieć dziecka. Czasem miałam takie wrażenie, że moje nieszczęście jest przyczyną jego szczęścia, ale stwierdziłam, że jestem niesprawiedliwa i nieobiektywna, bo rozżalona i nieszczęśliwa. Jego obojętność tłumaczyłam sobie tym, że jest chory i nie będzie mógł mi pomagać przy dziecku, zarywać nocek itd, itp. Tym czasem okazało się że 10 najlepszych lat mojego życia oraz moje zdrowie poświęciłam człowiekowi, który nie był zupełnie tego wart. Ważniejsza dla niego okazała się wygoda życia przy moim boku, niż życie w zgodzie z samym sobą. Dotarło do mnie w jakiej beznadziei utknęłam. Załamałam się wtedy zupełnie. Nie wiedziałam jak mam sobie teraz wszystko poukładać. Mieliśmy razem zaciągnięte ogromne zobowiązania i wspólny majątek osobisty jak i firmowy. Pewne dla mnie było tylko to, że znienawidziłam go całkowicie, po tym jak dotarło do mnie, jak wielu rzeczy w życiu świadomie mnie pozbawił i z jaką premedytacją to zrobił. Do jakiego stanu zdrowia mnie doprowadził, jak bardzo pozbawił mnie w życiu radości i nadziei. Odebrał mi bardzo wiele i dobrze zdawałam sobie sprawę z tego, że już nigdy nie będę tą osobą, którą byłam zanim go poznałam…
Tak właśnie rozpoczął się mój trzydziesty rok życia. Na szczęście po jakimś czasie okazało się, że to co wydawało mi się końcem mojego życia, okazało się jego początkiem.
Za 4 tygodnie zaczynam swój 40 rok życia i i na myśl o tym, dreszcz przechodzi mi po plecach…
0 notes