Don't wanna be here? Send us removal request.
Text

W połowie lat 80. XX wyznaczono Koronę Ziemi - czyli listę najwyższych szczytów każdego z kontynentów. Istnieje także Korona Gór Polski czy Korona Gór Dolnego Śląska. Jak się okazuje, nie trzeba wyjeżdżać z Wrocławia, aby zdobywać szczyty, bo pojawiła się... Korona Górek Wrocławia.
Pół żartem, a pół serio Wrocław zachęca do zdobycia szczytów i zbierania pieczątek, jak na każdą Koronę Gór przystało. – Sam Wrocław leży nieco ponad 100m n.p.m. więc i górki są niewysokie. Ale to ich zaleta. Zdobywanie można zacząć w każdym wieku. I nawet zdobywca-przedszkolak, który posiadł umiejętność chodzenia, może dokonać tego wyczynu – zachęca wiceprezydent Wrocławia, Renata Granowska.


Przygotowanych zostało 11 lokalizacji, na których można specjalne skrzynki. W każdej ze skrzynek znajduje się pieczątka, którą będzie można odbić na specjalnej mapie, którą można odebrać we WROsklepie na Mostach Pomorskich. Taka wycieczka, choć przede wszystkim to szansa na sympatyczną weekendową miejską przygodę, stanowi także świetną alternatywę na zwiedzanie Wrocławia i upewnienia się że choć stolica Dolnego Śląska jest płaska - tu i tam, jak wisienki na torcie pojawiają się górki.
Jakie "górki" należy we Wrocławiu odwiedzić, aby zdobyć jego Koronę? Są w tym gronie zabytki (Bastion Sakwowy, Wzgórze Bendera czy Wzgórze Polskie), „wspomnienia powojenne” (Wzgórze Andersa czy Wzgórze słowiańskie - górki zbudowane z gruzu po kamienicach), miejsca związane z kultem religijnym (Wzgórze Kapliczne czy Cmentarz na Oporowie), miejsca rekreacji i sportu (Kilimandżaro, Pafawag czy Mała Sobótka).
Jednym z pomysłodawców Korony GÓRek Wrocławia był wrocławianin, Łukasz Szymański. Prywatnie ojciec dwójki dzieci, który dostrzegł potencjał we wrocławskich górkach i wzgórzach. Swój pomysł tłumaczy właśnie tak: – To przede wszystkim tęsknota za zdobywaniem gór, za szlakami górskimi. Zdobyliśmy z żoną ponad 20 szczytów w ramach górskich koron. Kontynuacja tego przyhamowała, kiedy pojawiły się dzieci. Tutaj pojawił się pomysł – co robić w mieście z 4-latką i 2-latką. To doskonała alternatywa na chociażby szukanie krasnali – mówi Łukasz Szymański.
Dla każdej z osób, która zbierze wszystkie pieczątki Wrocław przygotował nagrodę w postaci zestawu gadżetów i 20% zniżki na zakupy we WROsklepie. Pierwsze 20 osób otrzyma również specjalne maskotki.
Materiał powstał we współpracy z Urzędem Miejskim Wrocławia.
0 notes
Text

Przez długie lata nadawały Wrocławiowi szyku i elegancji. W czasach PRL były namiastką lepszego, kolorowego świata, za którym każdy tęsknił. Dziś, zgromadzone w jednym miejscu, znów cieszą oczy. Wszystkie napisy przeszły remont kapitalny. To jedyna w Polsce ekspozycja historycznych neonów w og��lnodostępnej przestrzeni publicznej.
W czerwcu 2024 roku Gmina Wrocław podpisała umowę najmu z Tomaszem Kosmalskim, kolekcjonerem neonów i przedstawicielem fundacji Neon Side. Uzgodniono, że Wrocław weźmie napisy przy Ruskiej w 10-letni najem. Poza kosztami bieżącego utrzymania, w ciągu 9 miesięcy Miasto miało przeprowadzić remont, gdyż wiele z nich nawet nie świeciło. Ten termin właśnie został zachowany.
Kolekcja neonów w podwórzu przy Ruskiej została zgromadzona przez Tomasza Kosmalskiego. Pan Tomasz, prawnik z wykształcenia, „kolekcjoner Wrocławia” z zamiłowania, zajął się ratowaniem neonów w 2005 roku. Formalnie nie były zabytkami. Dla ówczesnych właścicieli, zazwyczaj prywatnych, stanowiły raczej problem, a nie coś, w co warto inwestować.
– Bardzo się cieszę, że porozumienie z Miastem znajduje swój finał w kompleksowym remoncie tych neonów. Każdy z nich ma swoją wyjątkową historię, która łączy w sobie czasy świetności i opowieść, jak to się właściwie stało, że dostał drugie życie. Niektóre z nich odkupiłem od ekip remontujących elewacje budynków, a na przykład napis reklamujący sklep spożywczy z Biskupina kupiłem w skupie złomu, gdy był już pocięty. Wiele napisów było trudnych w demontażu. Przykładem jest jeden z największych neonów w podwórzu przy Ruskiej, czyli „Elam”. Trafił tutaj z zakładów automatyki przy Chorwackiej. Znajdował się tam na dachu pięciopiętrowego budynku. Niełatwo było go zdjąć nawet przy użyciu podnośnika – wspomina Tomasz Kosmalski.

Na trzech ścianach podwórza wisi dziś dwadzieścia napisów. Zdecydowanie najliczniej reprezentowane są placówki handlowe różnej wielkości, których jest osiem. Kolejna najliczniejsza kategoria to wrocławskie kina – są trzy.
– Cztery neony były w takim stanie, że w zasadzie trzeba było je stworzyć od nowa. Mam tu na myśli „Grand Hotel”, „Elam” i „Rumcajsa” oraz „Cuprum”. W tych przypadkach trzeba było wykonać nowe rury, nowe transformatory. Stare zostały tylko pudła, stanowiące tło dla liter. To nie był łatwy logistycznie remont, bo naprawa neonów to nie „tylko” formowanie nowych rur w zakładzie. Sam podnośnik koszowy w tym podwórku pracował przez siedem tygodni. Był konieczny do montażu, demontażu, czyszczenia – mówi Robert Konopka z firmy KONO, która na zlecenie Zarządu Zasobu Komunalnego była wykonawcą remontu.
Lampy neonowe to wynalazek z początku XX wieku. Zaczęły rozpowszechniać się na ulicach dużych miast od lat dwudziestych. Także w Breslau, gdzie takie napisy wieczorami można było dostrzec w Rynku czy przy reprezentacyjnych, handlowo-rozrywkowych traktach miasta: Gartenstrasse (dziś Piłsudskiego) albo przy Schwo (gwarowa nazwa Schweidnitzerstrasse, dzisiejszej Świdnickiej).

Jeszcze większego znaczenia neony nabrały dla powojennych wrocławian. Prawdziwy boom na kolorowe napisy zaczął się w latach sześćdziesiątych. Z ulic znikały ruiny, powstawały nowe osiedla z wielkiej płyty, ale nowi mieszkańcy wciąż „oswajali” tkankę jeszcze niedawno całkowicie obcego im miasta. Za dnia wciąż nosiła ona liczne powojenne rany. Za to o zmroku, dzięki neonom, nabierała już całkiem eleganckiego, wielkomiejskiego sznytu. W 1960 roku Wydział Gospodarki Komunalnej wygospodarował na neony dwa miliony złotych. Lawina ruszyła. Świecące napisy we Wrocławiu wkrótce liczyły się w setkach.
Warto wspomnieć tu nazwiska przynajmniej niektórych zasłużonych twórców wrocławskich neonów: Jerzego Werszlera, Janusza Tarantowicza, Tadeusza Cia��owicza, Mariana Fijałkowskiego, Stanisława Chronowskiego. Co ciekawe, nie tworzyli wyłącznie napisów informujących, gdzie znajduje się hotel, gdzie dom towarowy, a gdzie warzywniak. Janusz Tarantowicz jest „ojcem” między innymi kultowego ludzika i napisu „Dobry wieczór we Wrocławiu”. Do dziś wita on z dachu bloku przy Piłsudskiego podróżnych, wychodzących z Dworca Głównego. Marian Fijałkowski stworzył dynamicznie wyglądający, edukacyjny i zajmujący pół bocznej ściany kamienicy na rogu Świerczewskiego (ówczesna nazwa ul. Piłsudskiego) i Komandorskiej neon „nieuwaga = pożar”.

Niektóre neony były całkiem kreatywne, zwracały uwagę i prowokowały do dyskusji. Gdy Jerzy Werszler zaprojektował nagą Ewę z jabłkiem w ręku, by rozpropagować zdrowotne właściwości owoców, wybuchł obyczajowy skandal. Neon zawisł przy rogu Teatralnej i Piotra Skargi, naprzeciwko ówczesnego Wzgórza Partyzantów (dziś już Bastionu Sakwowego). Okoliczni mieszkańcy zaczęli jednak mieć pretensje, że napis może i głosi słuszną sprawę, ale goła Ewa jest niemoralna. Szybko ją zdjęto.
Ciekawe, że znacznie cieplej przyjęto dosłownie kilkadziesiąt metrów dalej inną kobietę, dosiadającą odkurzacza. Ową postępową wiedźmą, która oddała do lamusa atrybut w postaci miotły, reklamowały się sklepy AGD „Eldom” na kamienicy przy Piotra Skargi.
Dzieje wielu tych napisów były równie barwne, jak same neony. Z większością czas obszedł się niezbyt łaskawie. Wiele bardzo ciekawych neonów trafiło na złom. Szczególnie w III RP, gdy wydawały się reliktem minionej epoki. W podwórku przy Ruskiej zachowujemy wiele wspomnień, a samo miejsce jest symboliczne. Od lat sześćdziesiątych właśnie w tym miejscu funkcjonowało przedsiębiorstwo „Reklama”, które było największym producentem neonów na Dolnym Śląsku.
Artykuł powstał na podstawie informacji prasowej Gminy Wrocław.
0 notes
Text

Co roku 22 marca obchodzony jest Światowy Dzień Wody. Ustanowione przez Zgromadzenie Ogólne ONZ święto zwraca uwagę na znaczenie wody dla życia i rozwoju. Tegoroczne hasło – „Ocalmy lodowce” – podkreśla pilną potrzebę przeciwdziałania zmianom klimatycznym.
Dlaczego to ważne? Według danych ONZ, lodowce topnieją w zastraszającym tempie. Raport ONZ wskazuje, że od 2000 roku z powodu emisji dwutlenku węgla, rocznie topi się około 58 miliardów ton lodu. To tyle wody, ile łącznie w 365 dni zużywają mieszkańcy Hiszpanii oraz Francji. W samej Europie Alpy straciły ponad 30% swojej pokrywy lodowej od lat 60. XX wieku, a prognozy wskazują, że do końca stulecia większość lodowców może zniknąć. Konsekwencje tych zmian mogą być katastrofalne: wzrost poziomu mórz, ekstremalne zjawiska pogodowe oraz problemy z dostępem do wody do picia. Dlatego Samorząd Województwa zamiast turystyki globalnej zachęca do podróżowania po regionie, co ma zdecydowanie mniejszy wpływ na zmiany klimatu.
– Dolny Śląsk to region pełen różnorodnych atrakcji turystycznych. To właśnie u nas znajduje się najwięcej zamków i pałaców. Mamy piękne góry, rzeki oraz liczne muzea. Turystyka jest bardzo ważna dla gospodarki naszego województwa, a szczególne znaczenie ma turystyka wodna. Samorząd Województwa wspiera rozwój infrastruktury nad Odrą, m.in. dzięki Dolnośląskiemu Funduszowi Odrzańskiemu. Światowy Dzień Wody to dobra okazja, by przypomnieć, jak ważne są zasoby wodne – dla rolnictwa, przemysłu i turystyki. Ochrona rzek, takich jak Odra i jej dopływy, oraz dbałość o czystą wodę są niezbędne dla zrównoważonego rozwoju Dolnego Śląska – zaznacza Paweł Gancarz, Marszałek Województwa Dolnośląskiego.
Już 22 marca na placu Solnym we Wrocławiu MPWiK będzie świętować Światowy Dzień Wody. Na placu Solnym spotkamy też przedstawicieli Wojewódzkiego Funduszu Ochrony Środowiska, Wodnego Ochotniczego Pogotowia Ratunkowego, Ekosystemu, Departamentu Strategii i Zrównoważonego Rozwoju Urzędu Miejskiego Wrocławia, Urzędu Marszałkowskiego, Odra Centrum oraz Hydropolis.

– Nie ma planety B. Przyszłość Ziemi to nasza wspólna odpowiedzialność, która zaczyna się w naszych domach. Kluczowa jest edukacja i budowanie świadomości ekologicznej, dlatego serdecznie zapraszamy wszystkich do wspólnego świętowania Dnia Wody na placu Solnym we Wrocławiu. To doskonała okazja, by dowiedzieć się więcej o znaczeniu wody i zacząć działać – zachęca Przemysław Gałecki, wiceprezes Miejskiego Przedsiębiorstwa Wodociągów i Kanalizacji we Wrocławiu.
Hydropolis zapowiada fascynujący spektakl nauki, czyli efektowne doświadczenia z wodą w roli głównej, a Odra Centrum – warsztaty małej retencji. Z kolei Wodne Ochotnicze Pogotowie Ratunkowe zaprezentuje pojazdy, które na co dzień pomagają ratować życie. Będzie można z bliska zobaczyć m.in. zwinny skuter wodny, quad ratowniczy i nowoczesną łódkę kabinową. To niepowtarzalna okazja, by poznać sprzęt i ludzi, którzy czuwają nad naszym bezpieczeństwem na wodzie.
– Woda to nieobliczalny żywioł: z jednej strony jest niezbędna do życia, ale z drugiej – niefrasobliwość nad wodą może skończyć się tragedią – mówi Krzysztof Skrzyniarz, prezes Dolnośląskiego Wodnego Ochotniczego Pogotowia Ratunkowego we Wrocławiu. – Dlatego podczas pikniku na placu Solnym będziemy apelować o rozwagę, uczyć, jak korzystać z automatycznego defibrylatora AED oraz rzucać rzutką ratowniczą do celu. Pokażemy też, jak w prosty sposób zmontować z podręcznych i znalezionych rzeczy „sprzęt ratunkowy” do ratowania osoby tonącej przy brzegu. W końcu nigdy nie wiadomo, kiedy przydadzą się nam takie umiejętności. Podczas pikniku uczestnicy będą mogli wziąć udział w minigrze miejskiej, odwiedzą stanowiska instytucji partnerskich i zdobędą pieczątki za wykonane zadania edukacyjne. Osoby, które ukończą grę, otrzymają ekologiczną butelkę wielokrotnego użytku jako symbol troski o środowisko i odpowiedzialnego gospodarowania wodą. MPWiK przygotowało tysiąc tritanowych butelek.

– Od lat zachęcamy do picia kranówki – to jeden z najprostszych sposobów na ograniczenie liczby plastikowych opakowań. Wystarczy podstawić szklankę pod kran, by cieszyć się wysokiej jakości wodą, która w niczym nie ustępuje tej sprzedawanej w sklepie. Co więcej, jest od niej znacznie tańsza. Mamy nadzieję, że tritanowa butelka, którą przekazujemy mieszkańcom, zachęci ich do wyboru naszej wody na co dzień – mówi Witold Ziomek, prezes MPWiK Wrocław. Materiał powstał we współpracy z MPWiK S.A. / fot. Grzegorz Ogrodowczyk
0 notes
Text

Ozdobiona bursztynem srebrna moneta wybita z okazji 550. rocznicy urodzin Mikołaja Kopernika, moneta w kształcie prostokąta zwieńczonego łukiem upamiętniająca odsiecz wiedeńską – to niektóre z eksponatów prezentowanych na tej kameralnej wystawie.
Pokazane zostaną srebrne monety kolekcjonerskie z 2022 i 2023 roku przekazane Muzeum Narodowemu we Wrocławiu przez Narodowy Bank Polski. Darowizna jest kontynuacją przekazów NBP zainicjowanych w latach 60. XX wieku.
Zwiedzający zobaczą również monety z serii „Skarby Stanisława Augusta” upamiętniające Augusta II Mocnego, Stanisława Leszczyńskiego i Augusta III. Wśród wystawionych monet znajdą się również dwudziestozłotówka wybita z okazji 100. rocznicy powstania portu Gdynia i moneta o nominale 10 zł z okazji 250. rocznicy powołania Komisji Edukacji Narodowej oraz monety dziesięciozłotowe upamiętniające wielkich polskich ekonomistów: Władysława Zawadzkiego i Michała Kaleckiego.
Projektantami monet pokazanych na ekspozycji są: Dominika Karpińska-Kopiec, Robert Kotowicz, Anna Beata Wątróbska-Wdowiarska, Urszula Walerzak, Paulina Kotowicz, Sebastian Mikołajczak, Paweł Pietras. Wszystkie zostały wybite w Mennicy Polskiej w Warszawie. – Wspaniałą tradycją jest to, iż od wielu lat powiększmy naszą kolekcję monet dzięki hojności Narodowego Banku Polskiego – mówi Piotr Oszczanowski, dyrektor Muzeum Narodowego we Wrocławiu. – Uzupełniamy na bieżąco nasze zbiory i dajemy tego dowód, organizując niewielkie wystawy. To one mają pokazać, że numizmatyka polska w dalszym ciągu się intensywnie rozwija i ciągle cieszy się naszym zainteresowaniem. Podziw dla tych drobnych form rzeźbiarskich, tych malarskich reliefów jest bowiem czymś stałym i nieprzemijającym. Także uznanie dla twórców tych monet, dla ich pomysłowości i talentu.
Informacja prasowa Muzeum Narodowego we Wrocławiu.
0 notes
Text

Jak co roku na stalowe szlaki Dolnego Śląska powracają historyczne pociągi specjalne organizowane przez Klub Sympatyków Kolei we Wrocławiu. Tym razem otwarcie sezonu nastąpi już 8 marca, czyli w Dzień Kobiet.
Wielką niespodzianką podczas tegorocznych Kolejowych zakamarków Wrocławia będzie przejazd po linii kolejowej nr 292, która swój początek bierze na stacji Wrocław Osobowice. To wyjątkowy szlak na kolejowej mapie Wrocławia. Od bardzo wielu dekad nie przejechał tędy żaden rozkładowy pociąg pasażerski. Niebywałą okazją jest również zobaczyć na tej trasie pociąg towarowy. To nie jedyne elementy, które mówią o wyjątkowości podróży historycznym pociągiem po tej trasie.
Linia ta pierwotnie łączyła ze sobą stacje Osobowice i Jelcz Miłoszyce. Powstała na początku XX wieku. Jako łącznica prowadzi w sąsiedztwie ogródków działkowych i północnych terenów miasta za ulicą Obornicką. Dalej przechodzi koło pętli tramwajowej Poświętne i dawnego Centrum Marino przecinając ulicę Żmigrodzką. W tym miejscu, aby pociąg przejechał dalej, specjalny pracownik PLK uruchomi sygnalizację na przejeździe i wstrzyma ruch samochodów aż na czterech pasach. Z pewnością będzie to nie lada zaskoczenie dla kierowców i widowisko dla podróżnych. Niegdyś w tym miejscu linia ta, krzyżowała się z torem kolejki wąskotorowej jeżdżącej z Trzebnicy do Wrocławia. Pociąg pojedzie dalej przez Poświętne, mijając zakłady, w których produkowano sprzęt AGD. Później tor prowadzi przez dawny posterunek Wrocław Różanka, gdzie obok znajdowało się odgałęzienie do bocznic towarowych. Potem biegnie za Akademią Wojsk Lądowych, w sąsiedztwie terenów zielonych, aby wreszcie połączyć się z linią kolejową nr 143 na stacji Wrocław Sołtysowice koło Centrum Handlowego Korona. Na tym jednak przyjemność podróży nie zakończy się. Dalej pociąg pojedzie wiaduktem nad ul. Krzywoustego i dojedzie do aż stacji Wrocław Swojczyce.
Ze względu na całkowitą nowość jaką jest kurs przez Różankę, Klub przewidział aż dwukrotny przejazd tym szlakiem w dniu 8 marca. Aby było jeszcze ciekawiej, druga podróż po linii 292 odbędzie się w przeciwnym kierunku, ze stacji Wrocław Psie Pole. Pozostałe kursy tego dnia to Zakamarki Zachodnie i Zakamarki Towarowej Obwodnicy Wrocławia. Te pierwsze polecane są szczególnie rodzinom z małymi z dziećmi. Natomiast Zakamarki Towarowej Obwodnicy Wrocławia to okazja do przejazdu po linii, która łączy ze sobą dwie największe stacje towarowe Wrocławia, Brochów i Gądów. Historyczny pociąg przejedzie po najdłuższej jej części. Na co dzień poruszają się tu wyłącznie pociągi towarowe.
Stacją początkową wszystkich kursów jest Wrocław Główny. Wszyscy chętni na podróż z Klubem Sympatyków Kolei we Wrocławiu pojadą w wagonach zbudowanych w latach 1928-1930 w fabryce Linke Hofmann Werke (po 1945 roku Pafawag).

Skład pociągnie "kociołek" SP42-001. To spalinowóz, który posiadał kocioł do parowego ogrzewania wagonów osobowych. Zbudowano go w 1970 roku. Lokomotywa jest pierwszą przedstawicielką swojej serii. Została przywrócona do pełnej sprawności technicznej w poprzednim roku. Szczegółowo zadbano o to, aby odzyskała swój oryginalny charakter. W roku 2000 zamykała połączenie do Karpacza z ostatnim pociągiem pasażerskim. W planach Sympatyków Kolei jest wykorzystanie jej do ponownego otwarcia tej trasy w roku bieżącym, gdy dobiegnie końca rewitalizacja połączenia.
Niezastąpionym elementem podczas "Zakamarków" jest komentarz przewodnika podczas podróży. Opowiada on o mijanych miejscach przez nagłośnienie w wagonach jak i podczas postojów na stacjach końcowych. To również czas na zwiedzanie lokomotywy wewnątrz i przyjrzeniu się manewrom, celem zmiany kierunku jazdy.
Dochód z biletów i gadżetów oraz napojów sprzedawanych w barze wagonowym wspiera ratowanie zabytków kolejnictwa i cele statutowe Klubu. W ramach udogodnień zmieniono system zakupu biletów. Jest teraz szybszy i łatwiejszy w obsłudze. Pokazuje dostępność miejsc a bilety można kupić od razu, bez wstępnej rezerwacji.
Materiał powstał we współpracy z Klubem Sympatyków Kolei we Wrocławiu / fot. Jan Prokop
2 notes
·
View notes
Text

Modowa biografia profesor Ireny Huml (13.11.1928–19.05.2015), wybitnej polskiej historyczki i krytyczki sztuki, niezwykle zasłużonej w badaniach nad polskimi sztukami stosowanymi, w tym tkaniną i biżuterią artystyczną to najnowsza wystawa w Muzeum Narodowym we Wrocławiu.
Zaprezentowana na wystawie garderoba Ireny Huml obejmuje ponad cztery dekady – od lat 50. do początku lat 90. XX w. – praktycznie całą historię PRL-u, a zarazem znaczną część życia właścicielki. Wśród ubrań znajdą się te związane z ważnymi etapami kariery zawodowej i życia prywatnego, kreacje noszone do pracy i na wieczór, w mieście i na wczasach, latem i zimą, ubrania gotowe i unikatowe artystyczne kreacje szyte na miarę. W szafie Ireny Huml znalazły się też kreacje, których autorkami były artystki włókna, które osobiście znała i ceniła, o których twórczości pisała, m.in. kurtka ręcznie tkana z wełny „kowarskiej”, wykonana przez autorkę gobelinów Annę Buczkowską; kimonowa kurtka autorstwa Dobrosławy Kowalewskiej ozdobiona stylizowanym monogramem „iH”, personalizującym ubiór i nawiązującym do bliskiego właścicielce art déco. Sweter z moheru w odcieniach fioletu, brązu, zieleni i różu, wykonany w 1993 r. przez gdańską artystkę Małgorzatę Żerwe, przypomina abstrakcyjne pejzaże Piotra Potworowskiego.

Wystawa nie odnosi się tylko do indywidualnej biografii, ale rzuca również światło na historię ubioru w PRL-u, zagadnienia związane z rolą i funkcjonowaniem kobiety w tej rzeczywistości, inspiruje pytania o trwałość przedwojennych inteligenckich postaw w nowej rzeczywistości, o emancypację, funkcjonowanie kobiet w świecie akademickim i artystycznym, o rodzimą recepcję trendów międzynarodowych i o rolę mody w procesach modernizacyjnych.
Pokazywane obiekty pochodzą głównie ze zbiorów Muzeum Narodowego we Wrocławiu, ale także z Centralnego Muzeum Włókiennictwa w Łodzi, Muzeum Okręgowego w Koninie, Muzeum Mazowieckiego w Płocku oraz ze zbiorów prywatnych.

Artykuł powstał we współpracy z Muzeum Narodowym we Wrocławiu / fot. Wojciech Głodek
0 notes
Text

W sobotę i niedzielę będzie można po raz kolejny obejrzeć kolejowy świat w miniaturze. Cały układ będzie miał długość aż około 190 m! Pokaz makiety modułowej w skali H0, czyli 1:87, zaplanowano w Wołowie.
Grupa modelarzy kolejowych z Klubu Sympatyków Kolei we Wrocławiu jest członkiem międzynarodowej organizacji FREMO, którą oficjalnie założono w 1981 roku. Zrzesza ze sobą sekcje modelarskie z różnych krajów. A wszystko po to, aby poszczególne moduły torów i odtworzonej scenerii pasowały do siebie nawzajem. Dzięki temu, podczas wspólnych pokazów można łączyć je w jeszcze większe makiety kolejowe.
Cała sztuka tego modelarstwa polega na odtworzeniu rzeczywistości w skali miniaturowego świata. O ile sam tabor kolejowy można zakupić, to wykonanie realistycznego krajobrazu z różnych komponentów zajmuje często wiele tygodni, a nawet miesięcy wytężonej pracy. Do tego trzeba również zaliczyć naniesienie realistycznych detali na lokomotywy i wagony, jak np. prawdziwe ślady zabrudzeń i eksploatacji - tak jak ma to miejsce w przysłowiowej skali 1:1.



Co zobaczymy w Wołowie? Na makiecie nie zabraknie parowozów i historycznych wagonów, zarówno pasażerskich, jak i towarowych różnych typów. Pokaz będzie obejmował epoki modelarskie od III do VI. Oznacza to, że zobaczymy składy pociągów jakie jeździły na prawdziwej kolei od lat 30. XX wieku aż po samą współczesność. Zestawienia składów będą takie same, jak występowało w rzeczywistości w danym okresie.
Wiele pojazdów, które zobaczymy w lutowy weekend w ruchu, emituje prawdziwe dźwięki i sygnały świetlne. Natomiast parowozy posiadają wytwornice dymu. Krajobraz stworzony na makiecie prezentuje widoki z lat 70. i 80. ubiegłego wieku, również te występujące na Dolnym Śląsku.
Dzięki uczestnictwu w pokazie sekcji modelarskich z różnych stron kraju, cała makieta połączona z wielu modułów uzyska swój niezwykły charakter. Znajdzie się na niej wiele różnych stacji i przystanków.



Udział wezmą:
Klub Sympatyków Kolei we Wrocławiu: Głuszyca, stacja techniczna Brochów
Klub Hazero z Poznania: Chocicza, Ogrody, baza paliw Wnukowice
Klub TMM z Torunia - Stacja techniczna Solecko
Klub LGMK z Leszna - Włoszakowice
Klub PGMK - Bielsk Podlaski
Grzegorz Kita: Kitajce
Janusz Żukowski: Żukowo Zachodnie
Ponadto obecni będą modelarze z:
Poznania - makieta szlaku kolejowego dwutorowego
Sulejowa - makieta szlaku kolejowego jednotorowego z przystankiem Ewiki
Makietę można będzie oglądać w sobotę, 22 lutego od 10:00 do 18:00 oraz w niedzielę, 23 lutego od 10:00 do 16:00 w Ośrodku Sportu i Rekreacji w Wołowie (ul. Panieńska 4a). Na zwiedzanie najlepiej przyjechać pociągiem, bo z dworca kolejowego do Ośrodka jest niecałe 1000 metrów.
Materiał powstał we współpracy z Klubem Sympatyków Kolei we Wrocławiu / fot. Paweł Ostrowski
1 note
·
View note
Text

4 października 2022 roku Nakagin Capsule Tower zniknął z powierzchni ziemi. Jeden z najsłynniejszych budynków XX wieku został starannie rozebrany. Nie pomogły protesty miłośników architektury, badaczek, mieszkańców i architektek. Wieżowiec zaprojektowany pół wieku wcześniej przez ikonę japońskiej architektury - Kishō Kurokawę - został wymazany z krajobrazu tokijskiej dzielnicy Ginza.
Nakagin Capsule Tower był najbardziej śmiałą realizacją idei metabolizmu – ruchu architektonicznego, którego współtwórcą był Kishō Kurokawa. Zainicjowany w latach 60. XX wieku kierunek zakładał, że architektura jest elastycznym systemem, gotowym na ciągłą przemianę. Analogicznie do procesów biologicznych, budynki muszą mieć możliwość wymiany zużytych komórek na nowe, zgodnie ze zmieniającymi się potrzebami.
Projekt Nakagin Capsule Tower był materialnym odzwierciedleniem tych idei. Do centralnych trzonów budynku zainstalowano sto czterdzieści mieszkalnych kapsuł. Każda z nich miała służyć maksymalnie 25 lat, by w odpowiednim momencie ustąpić miejsca innej – o nowej formie i funkcji. Wszystko potoczyło się jednak zupełnie inaczej...







Wystawa prezentowana w Muzeum Architektury we Wrocławiu zaprasza do obserwowania procesu transformacji budynku i uczestniczenia w nim wspólnie z architektkami, architektami, artystami, artystkami oraz badaczami i badaczkami. Śledząc obecność Nakagin Capsule Tower w świadomości zróżnicowanych grup społecznych, współczesnej historii, w popkulturze, mediach oraz w przestrzeni wirtualnej, poszukujemy śladów i różnych form jego istnienia, które pozwalają opowiedzieć z różnych perspektyw historię „życia po życiu” architektury.
Ekspozycja obejmuje serię prac graficznych Kurokawyze zbiorów Muzeum Architektury, obrazy wrocławskich artystek – Anny Kołodziejczyk i Danieli Tagowskiej, fotografie, video, dokumenty, publikacje oraz autorskie modele wieżowca Nakagin Capsule Tower.
Aranżacyjne ramy ekspozycji tworzy architektoniczna instalacja zaprojektowana przez Macieja Siudę, nawiązująca do założeń teoretycznych metabolizmu.
Wystawa czasowa jest dostępna od 13 grudnia 2024 roku do 13 kwietnia 2025 roku.
Materiał powstał we współpracy z Muzeum Architektury we Wrocławiu
0 notes
Text

Księgę Henrykowską z pierwszym zdaniem w języku polskim będzie można zobaczyć we Wrocławiu. Replika uświetni zbiory Muzeum Archidiecezjalnego. Miasto Wrocław przekazało Muzeum kopię Księgi Henrykowskiej - jednego z najcenniejszych zabytków piśmienniczych w Polsce.
Przygotowanie kopii księgi było zarówno wyrazem troski o ochronę dziedzictwa, jak i możliwością udostępnienia Księgi szerszej publiczności. Jeszcze w grudniu zostanie ona zaprezentowana w Muzeum Archidiecezjalnym we Wrocławiu.

– Mamy nadzieję, że odnowione Muzeum Archidiecezjalne i faksymile Księgi Henrykowskiej staną się kolejnymi atrakcjami przyciągającymi turystów na Ostrów Tumski i do Wrocławia. Księga ta, obok rękopisu „Pana Tadeusza”, jest najcenniejszym reliktem piśmienniczym, jaki posiadamy w naszych zbiorach – mówił Radosław Michalski, dyrektor Departamentu Marki Miasta Urzędu Miejskiego we Wrocławiu.
Replika wykonana została na zlecenie Miasta Wrocław w porozumieniu z Archiwum Archidiecezjalnym oraz Muzeum Archidiecezjalnym przez dr Janusza Cymanka z domu wydawniczego Orbis Pictus.

Mimo swojej wagi historycznej, Księga Henrykowska wygląda niepozornie. Jest to niewielka książeczka pergaminowa w formacie 16,6 × 25,6 cm, licząca 100 stron, oprawiona w tekturę i skórę. Zapisana jest dość czytelnym pismem i podzielona na dwie „księgi” z dołączonym katalogiem biskupów wrocławskich. Egzemplarz ten zdobiony jest kilkoma inicjałami, a na marginesach umieszczono w latach późniejszych cenne uwagi i objaśnienia. Treścią Księgi jest opis dziejów założenia i uposażenia cysterskiego klasztoru w Henrykowie.
– Pierwsza część Księgi Henrykowskiej została spisana w latach 1269–1270 przez opata Piotra, a druga, powstała w 1310 roku, jest uzupełnieniem autorstwa nieznanego z imienia zakonnika – wyjaśnia ks. Łukasz Piłat z Fundacji dla Ostrowa Tumskiego we Wrocławiu.
Oryginalny cytat z Księgi Henrykowskiej zawierający zdanie polskie, zapisany jest w języku łacińskim. Słynne zdanie znajduje się na str. 24 księgi.
„Lecz trzeba wiedzieć, że za owych dni były tu w okolicy młyny wodne ogromnie rzadkie, przeto żona tego Bogwała Czecha stała bardzo często przy żarnach mieląc. Litując się nad nią mąż jej Bogwał mówił: „Sine, ut ego etiam molam” – to jest po polsku: Day, ut ia pobrusa, a ti poziwai („Daj niech ja pomielę, a ty odpocznij”).

– Replika powstała z materiałów maksymalnie zbliżonych do tych, które wykorzystano w XIII wieku. Wprowadziliśmy drobne zmiany techniczne, np. zabytkowe klamerki zastąpiły dawne zapięcia na sznureczki, które były charakterystyczne, ale niemożliwe do odtworzenia – wyjaśniał dr Janusz Cymanek, szef domu wydawniczego Orbis Pictus, odpowiedzialny za wykonanie repliki.
9 października 2015 roku Księga Henrykowska została wpisana na listę „Pamięć Świata” UNESCO.
Przekazanie repliki to także zapowiedź wielkiego powrotu Muzeum Archidiecezjalnego, które po latach znów otworzy się dla zwiedzających. Muzeum, którego początki sięgają 1898 roku, jest jednym z najstarszych muzeów kościelnych w Polsce. Jego oficjalne otwarcie nastąpi jeszcze w grudniu.
Wśród znaczących eksponatów muzeum znajduje się mumia chłopca z okresu ptolemejskiego (323–30 p.n.e.), tablice gliniane z pismem klinowym, przykłady najstarszej ceramiki pochodzącej z kultury Villanova (950–525 lat p.n.e), a perłą kolekcji jest renesansowy obraz Lucasa Cranacha Starszego Madonna pod jodłami z 1510 roku.
Materiał powstał we współpracy z Urzędem Miejskim Wrocławia.
0 notes
Text

Szopka w szklanej kuli, w filiżankach, w łóżeczku dla lalek czy z piernika – takie między innymi realizacje można oglądać na pokonkursowej wystawie szopek betlejemskich, która prezentowana jest w Muzeum Narodowym we Wrocławiu.
Ich autorami są dzieci i młodzież z Dolnego Śląska, uczestniczki i uczestnicy 32. edycji Wojewódzkiego Konkursu Rzeźbiarskiego organizowanego przez Galerię Twórczości Plastycznej Młodych działającą w Młodzieżowym Domu Kultury „Śródmieście” we Wrocławiu. W tym roku pracom konkursowym towarzyszą szopki ze zbiorów muzealnych – od barokowych po niemal współczesne.
We wnętrzach Muzeum Narodowego we Wrocławiu prezentowane są najciekawsze szopki wykonane przez dzieci i młodzież z wrocławskich i dolnośląskich szkół, placówek wychowawczych oraz domów kultury. Uczestnicy konkursu zmierzyli się z tematem przedstawienia miejsca Narodzenia Pańskiego, po raz kolejny udowadniając, że wyobraźnia i twórcza kreatywność młodych artystów nie mają granic.

– W tym roku większość szopek zaaranżowana jest w tradycyjny sposób, jednak zaskakują bardzo pomysłowym wykorzystaniem różnych materiałów. Wyjątkowo licznie reprezentowana jest ceramika, w tym szopki płaskie i przestrzenne, a także ceramiczne elementy zestawione z innymi komponentami. Są szopki oszałamiające złożonością elementów, tuż obok realizacje zachwycające swoim minimalizmem, szopki duże i mniejsze, a najmniejsza zgłoszona praca ma tylko 4 cm wysokości – mówi Joanna Kurbiel z Działu Sztuki Muzeum Etnograficznego.
Prezentowane szopki wykonane są w różnych technikach i z różnych materiałów. Większość stanowią surowce naturalne, takie jak drewno, liście, mech, kora, szyszki. Pojawiają się wydmuszki jajek, muszle i kamienie, a także makaron i pierniki. Nie brakuje szopek rzeźbionych w glinie, plastelinie, modelinie czy masie solnej. Zaskakują szopki z dzierganymi elementami, połyskujące brokatem, z malowanymi butelkami czy praca zrobiona w pniu drzewa.

– Wszystkie prace zgłoszone na konkurs są wyjątkowe, ponieważ regulamin nie pozwala na używanie gotowych figur, więc każda realizacja jest oryginalnym dziełem młodego artysty – mówi Joanna Burda z MDK Śródmieście. – Ponadto tworzenie szopek ma wymiar edukacyjny i społeczny, rozwija wyobraźnię dzieci i młodzieży, uczy cierpliwości, wytrwałości, koncentracji, a także szacunku do pracy rękodzielniczej.
Tegoroczną ekspozycję pokonkursową wzbogaca prezentacja szopek ze zbiorów Muzeum Narodowego we Wrocławiu.
– Tradycja szopek bożonarodzeniowych na Śląsku jest bardzo długa, sięga bowiem aż do XVI w. W tym czasie szopki ewoluowały do formy, z jaką kojarzymy je dzisiaj, ale po drodze pojawiały się także inne, ciekawe rozwiązania – tłumaczy Barbara Andruszkiewicz z Działu Rzeźby XVI–XIX wieku Muzeum Narodowego we Wrocławiu. – Na wystawie widzowie zobaczą dwie szopki barokowe, z okresu nazywanego złotym wiekiem szopkarstwa – tradycyjną, z licznymi drewnianymi figurkami oraz tzw. szopkę szafkową w formie płaskorzeźby schowanej za szklanymi drzwiczkami. Z kolei początek XX w. to okres intensywnej walki o przywrócenie wysokiej jakości artystycznej szopek wobec tandety masowych wyrobów dziewiętnastowiecznych. Minione stulecie reprezentują drewniane figurki ze szkoły snycerskiej w Cieplicach, a także subtelna szopka ceramiczna ze Wschodnioniemieckich Warsztatów Chrześcijańskiej Sztuki i Rzemiosła Artystycznego w Nysie.

W Gmachu Głównym Muzeum Narodowego we Wrocławiu do 19 stycznia 2025 roku można oglądać 125 prac plastycznych, wykonanych przez 148 autorów z 32 dolnośląskich szkół i pracowni plastycznych, a także 4 zabytkowe szopki ze zbiorów Muzeum.
Materiał powstał we współpracy z Muzeum Narodowym we Wrocławiu
0 notes
Text

14 grudnia Koleje Dolnośląskie zapraszają na ostatni przejazd z cyklu „Te wspaniałe Dolnoślązaczki”. Tym razem pociąg wyruszy o godzinie 9:00 w Wrocławia do Świdnicy. Po drodze Joanna Lamparska opowie o życiu i działalności Marii Cunitz, astronomki ze Świdnicy.
Pociąg na stację Świdnica Miasto dotrze o godz. 9:59, ale to nie będzie koniec atrakcji tego dnia. Na początek – zwiedzanie Kościoła Pokoju. Od stacji to 1,4 km, więc przygotujcie się na około 20-minutowy spacer. Później Świdnica zaprasza do rynku (900 m, ok. 13 minut drogi), gdzie wzorem Marii Cunitz będzie można sięgnąć gwiazd ✨ i zobaczyć wspaniałą panoramę, jaka roztacza się z punktu widokowego na ratuszowej wieży. 🌄
Na deser warto się wybrać na spacer po rynku, gdzie od piątku 13 grudnia będzie się odbywać świąteczny jarmark. 🎄
Zwiedzanie dla pasażerów KD Turystycznego będzie całkowicie bezpłatne, jednak jeśli chcecie wesprzeć działalność odwiedzanych miejsc, będzie możliwość przekazania dobrowolnych datków. Każda pomoc zostanie przyjęta z wdzięcznością!
Aby wziąć udział w naszej wycieczce, wystarczy kupić zwykły bilet TAM/POWRÓT na trasę Wrocław Główny – Świdnica Miasto. Honorowane będą również bilety sieciowe i okresowe. Zachęcamy do skorzystania z Dolnośląskiego Biletu Weekendowego!
Materiał powstał we współpracy z Koleje Dolnośląskie S.A. / fot. Wojciech Głodek
0 notes
Text

Karkonoski Park Narodowy już po raz drugi zaprasza na Jarmark zimowy „W Folwarku”, który odbędzie się 7 i 8 grudnia 2024 roku od 12 do 17 w Centrum Przyrodniczo-Edukacyjnym Karkonoskiego Parku Narodowego – Pałac Sobieszów.
Wprowadzając naszych gości w nastrój przedświąteczny, edukatorzy KPN opowiedzą o przyrodzie w czasie zimy – w jaki sposób rośliny i zwierzęta radzą sobie w tym niełatwym okresie. Zaplanowany został cykl prelekcji przybliżąjących tajemnice zimowego lasu. Czy faktycznie przyroda jest uśpiona i nie dzieje się w niej nic ciekawego? Jak rozpoznawać rośliny pozbawione liści, kwiatów i owoców? Jak zimują owady?
Będzie też sporo o bezpieczeństwie w zimowych Karkonoszach, jakich zasad przestrzegać, jak się przygotowywać do wędrówek i jak spakować plecak na górską wyprawę. Fundacja GOPR przygotowała wyjątkowe warsztaty lawinowe, które odbędą się w ramach akcji „Bezpieczna Zima”. Wydarzenie to ma na celu zwiększenie świadomości zagrożeń lawinowych i przygotowanie uczestników do bezpiecznego poruszania się w zimowych warunkach górskich. Podczas warsztatów uczestnicy będą mieli okazję nauczyć się podstaw oceny ryzyka lawinowego, zapoznać się z obsługą i wykorzystaniem detektorów lawinowych, sond i łopat, w praktyce przećwiczyć działania ratunkowe w otwartym właśnie mobilnym polu lawinowym, które symuluje realne warunki zagrożenia w terenie górskim.
Zaplanowano także warsztaty rękodzieła o tematyce świątecznej. Ich celem jest kształtowanie postaw proekologicznych uczestników jarmarku w opozycji do konsumpcyjnego stylu życia, zwłaszcza w okresie świąt. Nie zabraknie też pokazów rękodzieła i rzemiosła – zapraszamy na pokazy stolarskie z Tomkiem Marcem oraz kowalskie Kuźni Karkonosze. Będzie to doskonała okazja do nabycia lokalnego, wyjątkowego prezentu dla najbliższych z okazji zbliżających się świąt Bożego Narodzenia.
Prelekcje:
Jak zimują zwierzęta? RAFAŁ ŁĘCKI
Jak zimują owady? LESZEK KOŚNY
Rozpoznawanie drzew i roślin zimą MAREK MALICKI
Ptaki zimujące w Polsce TOMASZ MASZKAŁO
Poczuj las ZUKAMAKI (warsztaty plenerowe na terenie CPE)
Zdrowotne właściwości lasu KAROLINA TABAKA KPN
Co skrywa pokrywa śnieżna? KRZYSZTOF KRAKOWSKI KPN
Bezpieczna zima w Karkonoszach MARTA MEJER KPN

Warsztaty:
Recyklingowe ozdoby choinkowe
Zawieszki z szyszek
Zimowe świeczniki recyklingowe
Materiał powstał we współpracy z Centrum Przyrodniczo-Edukacyjny KPN Pałac Sobieszów
0 notes
Text

Pod koniec lat 50. XX w. nastąpił istotny zwrot w postawach twórczych polskich artystów i artystek zajmujących się projektowaniem wnętrz i mebli. Okres ten wiązał się ze zmianami zachodzącymi w Polsce czasów politycznej odwilży, a wraz z nimi pojawieniem się nowych potrzeb i oczekiwań społecznych. Wśród nich ważnym zjawiskiem było kształtowanie odmiennych od dotychczasowych warunków życia prywatnego, a także tworzenie na nowo zdefiniowanych miejskich przestrzeni publicznych.
Pragnienie zmian w szczególnym stopniu stało się udziałem pokolenia polskich projektantów i projektantek urodzonych w latach 20. XX wieku, przyjętych do szkół artystycznych tuż po zakończeniu II wojny światowej. Różnorakie doświadczenia życiowe i artystyczne pedagogów oraz stopniowo dojrzewające plastyczne koncepcje grona ich wychowanków spotkały się w tym czasie m.in. w murach wrocławskiej Państwowej Wyższej Szkoły Sztuk Plastycznych, zapoczątkowując ożywczy dialog dwóch generacji.
W przypadku architektury wnętrz ton postawom twórczym na gruncie lokalnym nadawał Władysław Wincze – projektant wnętrz i mebli, członek Spółdzielni Artystów „Ład”, propagator rzemieślniczych form produkcji, dziekan Wydziału Architektury Wnętrz wrocławskiej PWSSP (w latach 1956–1964 kierownik Studium Architektury Wnętrz).
Ciekawym kontrapunktem wobec twórczych idei Winczego były kiełkujące od połowy lat 50. koncepcje nowych rozwiązań projektowych formułowane przez grono jego studentów i studentek, inspirowane artystyczną atmosferą odwilżowej fascynacji nowoczesnością.
Nowe podejście do projektowanych sprzętów manifestowało się m.in. zastosowaniem nowych materiałów, w tym surowców syntetycznych w miejsce deficytowego wówczas drewna – dermy i nylonu, a także żelaza, szkła i tkaniny. Meble odznaczały się pomysłowymi kształtami, kompaktowymi proporcjami i lekkością form. W większości przypadków były one przeznaczone do produkcji przemysłowej, choć spośród prezentowanych na wystawie prototypów do obrotu handlowego trafił jedynie fotel 366, opracowany przez Józefa Chierowskiego, który z czasem stał się ikoną polskiego dizajnu czasów PRL-u.

Wystawa "Nowoczesne wnętrze. Wrocławska architektura wnętrz w czasach politycznej odwilży" w Muzeum Architektury we Wrocławiu jest okazją do prezentacji dokumentacji fotograficznej w głównej mierze nieistniejących już wrocławskich wnętrz przełomu lat 50. i 60. XX woeku, okręgowych wystaw, zachowanych mebli, a także przykładów malarstwa, ceramiki i szkła. Te ostatnie miały stanowić dopełnienie wyposażenia zgodne z modernistycznym postulatem syntezy sztuk, tworząc, jak pisał Apolinary Czepelewski: „obraz przestrzenny – jednoczący […] zagadnienia kształtu, koloru i materiału oraz światła i ruchu – który podporządkowany jest określonej funkcji życia człowieka”.
Artykuł powstał we współpracy z Muzeum Architektury we Wrocławiu.
Wystawa będzie dostępna do zwiedzania w Muzeum Architektury we Wrocławiu od 21 listopada 2024 roku do 16 marca 2025 roku. Kurator: dr Tomasz Mikołajczak Projektantka aranżacji ekspozycji: Agata Danielak-Kujda Projektant identyfikacji wizualnej: Jacek Kujda
Zdjęcie na winietce: Klub Dziennikarza, ul. Podwale, 1967, fot. Zdzisław Holuka, Ośrodek Dokumentacji Sztuki, ASP we Wrocławiu
Zdjęcie w tekście: Bar „Wiking”, ul. Świerczewskiego (obecnie ul. Piłsudskiego), 1965. proj. Danuta Kowalczyk, fot. Zdzisław Holuka, Ośrodek Dokumentacji Sztuki, ASP we Wrocławiu
1 note
·
View note
Text

To spojrzenie z zupełnie nowej perspektywy na najbardziej zagadkowe, niedoceniane, a nawet pogardzane zjawisko w historii sztuki. Po raz pierwszy w polskim muzealnictwie będzie można zobaczyć tak obszerną prezentację zabytkowych sprzętów z okresu historyzmu.
Wystawionych zostanie ponad 200 zabytków (mebli, przedmiotów rzemiosła artystycznego, malarstwa) ze zbiorów własnych Muzeum Narodowego we Wrocławiu oraz wypożyczonych z innych instytucji i od osób prywatnych. Towarzyszący ekspozycji katalog jest efektem kilkudziesięciu lat badań wybitnej specjalistki od zabytkowego meblarstwa Małgorzaty Korżel-Kraśnej.
Głównym celem wystawy jest pokazanie historyzmu z zupełnie nowej perspektywy i udowodnienie, że nie można traktować go tylko i wyłącznie jako naśladownictwa minionych stylistyk. – Od połowy XIX wieku dzięki szybkiemu rozwojowi gospodarczemu pojawiały się nowoczesne maszyny, materiały, nieznane wcześniej technologie i masowa produkcja. Stawiało to zupełnie nowe wymagania przed twórcami i artystami – mówi Małgorzata Kraśna, kuratorka wystawy.
– W obliczu tych zmian przyjęli oni postawę aktywnego poznania nieznanych wcześniej możliwości i wykorzystali je do kopiowania i naśladownictwa dzieł dawnych mistrzów, które uznawano za wzorcowe, a które reprezentowały style historyczne: romanizm, gotyk, renesans, barok, rokoko i klasycyzm. Ta postawa nie wynikała z braku pomysłu na nowe formy artystyczne, ale z konieczności oswojenia się z nowymi wyzwaniami diametralnie zmieniającego się świata – dodaje kuratorka.
Ważną przyczyną zorganizowania ekspozycji o historyzmie jest podobnie przełomowy moment cywilizacyjny, w którym znalazł się obecnie świat. – Przed nami pytanie o naszą kondycję, o otwartość na wykorzystanie nowych narzędzi technologicznych jak sztuczna inteligencja czy drukarki 3D – mówi Małgorzata Korżel-Kraśna. Przyszłe pokolenia ocenią, jaką kreatywną postawę przyjęliśmy wobec naszych wyzwań. Czy sztuczna inteligencja przejmie od człowieka twórcze zmagania? Czy tylko je wesprze?

Kolekcja mebli z 2. połowy XIX wieku i początku XX wieku w zbiorach Muzeum Narodowego we Wrocławiu liczy blisko 350 zabytków i ilustruje rozwój stolarstwa w czasach historyzmu, secesji i art déco, głównie w Europie Środkowej. Zespół ten w większości pozyskano w latach 40. i 50. XX wieku dzięki przekazom od różnych instytucji i ze składnic muzealnych działających po II wojnie światowej na terenie Dolnego Śląska.
Największą jednak część, bo stanowiącą blisko jedną trzecią tej kolekcji, muzeum nabyło w latach 1997–2022 w ramach prowadzonej celowo strategii ukierunkowanej na zwiększenie zbiorów ilustrujących neostyle w epoce historyzmu. Przyjęcie od lat 90. ubiegłego wieku powyższej polityki zakupowej było podyktowane koniecznością zwiększenia zasobów muzealnych o artefakty z czasów produkcji fabrycznej, która była wcześniej niedoceniana i pomijana.
W zbiorze mebli z czasów historyzmu największą grupę tworzą sprzęty neorenesansowe, następną neobarokowe. Mniej jest wyrobów neorokokowych, neoklasycystycznych i eklektycznych, a cechy neogotyku występują tylko w kilku sprzętach. Do tej grupy zaliczyć można m.in. szafę ze sceną „Ostatniej Wieczerzy” z fabryki Heinricha Sauermanna z Flensburga z ok. 1900 r., komodę neorokokową z wytwórni Philippa Richtera z Drezna, znakomicie wykonany stół neobarokowy z Brunszwiku i neorenesansowe fotele z wiedeńskiej fabryki specjalizującej się w tej stylistyce Friedricha Ottona Schmidta. Na uwagę zasługują także neobarokowe meble utrzymane w stylistyce gdańskiego ośrodka stolarskiego.
Wśród najciekawszych przykładów mebli XX-wiecznych pokazywanych na wystawie znalazły się krzesła o zaskakujących kształtach z 1903 r. autorstwa malarza Józefa Deskura (1861–1915), kanapa z kabaretu Fledermaus austriackiego projektanta Josefa Hoffmanna (1870–1956). Ponadto warto wymienić charakterystyczne dla tych czasów wyroby fabryczne: stół najsłynniejszej fabryki mebli Thoneta oraz krzesła z polskiej fabryki „Mazowia”.
Śląskie meblarstwo reprezentują sprzęty wykonane przez założoną w 1902 roku Szkołę Snycerstwa w Cieplicach, np. zestaw do sypialni. Wystawa przypomina również rolę muzeów rzemiosła artystycznego, które właśnie w czasie historyzmu zaczęły powstawać, by wspierać rękodzielników i przemysł poprzez prezentację wyrobów, wymianę doświadczeń i projektów. Miały też sprzyjać nowemu wzornictwu i podnoszeniu jakości produktów dzięki porównaniu prac różnych wytwórni.
– 27 listopada 2024 r. obchodzimy 125-lecie otwarcia we Wrocławiu Śląskiego Muzeum Rzemiosła Artystycznego i Starożytności (Schlesisches Museum für Kunstgewerbe und Altertümer). Ta rocznica, chociaż niewpisująca się bezpośrednio w historię Muzeum Narodowego we Wrocławiu, jest jednak ważnym wydarzeniem – mówi dr hab. Piotr Oszczanowski, dyrektor Muzeum Narodowego we Wrocławiu. – Wszak część dzisiejszej kolekcji rzemiosła artystycznego pochodzi właśnie z tej przedwojennej instytucji, która była jednym z najważniejszych i najzasobniejszych muzeów w Europie Środkowej.
Towarzyszący ekspozycji katalog „Meble drugiej połowy XIX i początku XX wieku” stanowi spektakularne zwieńczenie naukowego opracowywania i prezentacji kolekcji mebli wrocławskiego Muzeum Narodowego. To jeden z najlepiej przebadanych fragmentów zbiorów tej instytucji.
Materiał powstał we współpracy z Muzeum Narodowym we Wrocławiu.
0 notes
Text

Zazwyczaj myślimy, że samochody i pociągi to dwa różne światy. Jednak wcale tak nie musi być. Przekonują o tym Klub Sympatyków Kolei we Wrocławiu oraz Muzeum Motoryzacji Wena w Oławie, które przygotowały wspólną atrakcję w najbliższą sobotę.
W sobotę, 9 listopada będzie można pojechać historycznym składem do Oławy, do Muzeum Motoryzacji Wena. Bilet na przejazd tym pociągiem będzie uprawniał do bezpłatnego zwiedzenia muzeum. Pociąg wyjedzie z Wrocławia o 9:20, a na miejscu będzie na zwiedzanie ponad 4 godziny. Po podróżnych na stację w Oławie przyjdzie przewodnik z muzeum.
Kolekcja Muzeum Motoryzacji WENA liczy setki unikatowych pojazdów, które przeniosą Was w podróż przez dekady innowacji i designu samochodowego. Od legendarnych klasyków po najnowsze trendy. Ponadto będzie można obejrzeć dwie makiety - kolejową i samochodową.
Makieta kolejowa w skali H0, czyli 1:87 będzie miała aż 70 metrów długości. Znajdą się na niej trzy stacje. Jedna z nich to Głuszyca, nawiązująca do realnie istniejącej na Dolnym Śląsku na linii pomiędzy Kłodzkiem a Wałbrzychem. Po makiecie będzie poruszał się realistycznie odwzorowany tabor kolejowy, przedstawiający lokomotywy i wagony od lat 20. XX wieku po czasy współczesne.
Obok makiety kolejowej pojawi się makieta samochodowa o długości 9,5 m, na której jeździć będą autonomiczne samochody Faller Car System w skali 1:87. Całość zostanie wzbogacona wystawą modeli samochodów. Zobaczymy na niej pojazdy w skali aż od 1:16 do 1:87. Nad tą ekspozycją pracowało 16 modelarzy i kolekcjonerów z całej Polski.
Także mieszkańcy Oławy będę mogli wybrać się w podróż historycznym składem pociągu. Będzie można pojechać do Wrocławia i z powrotem. We Wrocławiu będą niecałe dwie godziny przerwy, ale będą one "skomunikowane" ze specjalnym pociągiem "Zakamarki Północne", który pozwoli na zwiedzenie północnych rejonów Wrocławia. Pociąg pojedzie do stacji Wrocław Nadodrze i dalej przez łącznicę towarową do Popowic, Różanki i Osobowic.
Materiał powstał we współpracy z Klubem Sympatyków Kolei we Wrocławiu
0 notes
Text
To gratka dla wielbicieli historii Wrocławia. Zostały otwarte dla zwiedzających krypty w kościele św. Wojciecha przy pl. Dominikańskim. Krypty kościoła św. Wojciecha to jedne z najstarszych we Wrocławiu. Od wieków służyły jako miejsce spoczynku dla zakonników i dostojników świeckich – w szczególności fundatorów i mecenasów świątyni.
W podziemiach kościoła św. Wojciecha można zobaczyć zdobne sarkofagi z XVII i XVIII wieku, płyty nagrobne (najstarsza z 1461 roku) i epitafia ocalałe ze zniszczeń wojennych, m.in. epitafium przedwcześnie zmarłej hrabiny Marii Eleonory von Haugwitz, żony hrabiego Friedricha Wilhelma von Haugwitz, radcy Kamery Cesarskiej na Śląsku i Urzędu Zwierzchniego, który w 1742 roku został prezydentem Śląska Austriackiego.
Poza samymi kryptami, można też obejrzeć przygotowaną w największej z krypt, tzw. Loretańskiej, ekspozycję. To tzw. Skarbiec dominikański, na który składają się dzieła sztuki liturgicznej i religijnej przechowywane od wieków w klasztorze dominikanów, w tym bogato zdobione naczynia liturgiczne, wota dziękczynne i relikwiarze.
- Ta ekspozycja odzwierciedla burzliwe losy Wrocławia i samego klasztoru dominikanów. Większość skarbów sprzed czasów reformacji nie zachowała się. Najwięcej eksponatów, które tudostępniamy - kielichy, relikwiarze, monstrancje - pochodzi z XVII i XVIII w. i są to dzieła wrocławskich złotników - opowiada Jan Mika, asystent ekonoma klasztoru.
Krypty można zwiedzać od czwartku do soboty od 10 do 19 lub w niedziele od 13 do 16 w okresie od 31 października do 1 grudnia 2024 roku. Cena biletu to 8 zł (ulgowy 5 zł). Zwiedzanie z przewodnikiem to odpowiednio 15 zł i 10 zł.
Informacja na podstawie Wroclaw.pl / fot. Marek Księżarek
0 notes
Text

W archiwum Lory Webb Nichols zachowały się prawie dwadzieścia cztery tysiące fotografii przedstawiających życie pionierskich rodzin z miasta Encampment w południowym Wyoming. To unikatowe świadectwo czasu i miejsca – początków XX wieku na Dzikim Zachodzie – zostało ocalone od zapomnienia przez Nancy Anderson.
Osadzona w trzech różnych epokach i śledząca losy trzech kobiet wystawa w Studio BWA Wrocław, towarzysząca 15. American Film Festival, jest zarazem albumem fotograficznym, reportażem, zbiorem listów i pamiętników oraz powieścią opartą na faktach.
Lora Webb Nichols (1883–1962) przybyła z innymi rodzinami do południowego Wyoming pod koniec XIX wieku. Pionierzy osiedlili się pośrodku rozległego otwartego krajobrazu, bez końca i granic. Na początku XX wieku Encampment przeżywało boom jako miasto wydobywające miedź, ale rodzina Lory prowadziła gospodarstwo.
Lora fotografowała od szesnastego roku życia, podążając za swoją pasją, a jednocześnie opiekowała się sześciorgiem dzieci i zmagała się z biedą. Fotografowała komercyjnie i do szuflady, zdjęcia wywoływała w ciemni urządzonej w swoim domu. Po upadku przemysłu miedziowego w regionie, wbrew normom społecznym i licznym przeszkodom, otworzyła własny zakład fotograficzny Rocky Mountain Studio, a wokół niego toczyło się życie społeczności.
Wystawa prezentuje twórczość Lory w kilku różnych ujęciach. Kiedy Lora wywoływała zdjęcia dla innych i któreś jej się spodobało, zachowywała je w swoim archiwum. Tę zasadę cudzego patrzenia i inspiracji nim przenosimy do wystawy. Starannie skatalogowane i uporządkowane archiwum Lory ocaliła Nancy Anderson, która przyjaźniła się z nią pod koniec jej życia i nadal mieszka w jej domu w Encampment.


Dominika Prejdová w 2022 roku trafiła do Encampment zupełnie przypadkowo, w poszukiwaniu paliwa. Tutaj losy Lory, Nancy i Dominiki łączą się w przewrotny sposób, jaki czasami funduje nam życie. Nancy i Dominika wybrały dwieście pięćdziesiąt zdjęć spośród dwudziestu czterech tysięcy negatywów, niektóre wykonane przez samą Lorę, inne wywołane i zarchiwizowane przez nią w jej kolekcji. Z tych dwustu pięćdziesięciu fotografii kurator Łukasz Rusznica dokonał finalnego wyboru.
Wystawa Chciałabym być żółtym psem to opowieść o spotkaniu trzech kobiet z różnych pokoleń w jednym miejscu, o wzajemnej inspiracji i kontynuacji spojrzeń – w głąb siebie, w przeszłość, w osobiste wątki i na siebie nawzajem.
Świat Lory to kobiety w gorsetach egzystujące pośrodku niczego i ich codzienna walka w trudnych warunkach. Często były same na pustkowiu, ponieważ mężczyźni pracowali daleko: w kopalniach, wycinając drewno w górach, budując nowe drogi i kładąc linie kolejowe. W obiektywie Lory Dziki Zachód to nie znany z popkultury świat męskich rozgrywek o władzę i rozhulanej przestępczości, lecz codzienność uchwycona z uważnością kojarzącą się z bardziej współczesnymi nam nurtami fotografii osobistej.
Na zdjęciach zobaczymy osoby z najbliższego otoczenia fotografki: jej siostrę Lizzie, męża Guya, mamę, przyjaciół i sąsiadów. Oswojeni z aparatem nie przejmują się nim za bardzo, zajmując się codziennymi sprawami.
W świecie Dzikiego Zachodu będącym domeną mężczyzn kobiety w gorsetach podążały za swoimi pragnieniami. Samotnie jeździły konno na biwaki w górach, prowadziły hotele i inne biznesy. Potrzebowały siebie nawzajem, wspólnie przezwyciężały samotność. Na wystawie prac Lory Webb Nichols kobiece więzi zyskują nowy, międzypokoleniowy wymiar.
Chciałabym być żółtym psem wystawa w ramach 15. American Film Festival 6.11.2024–23.02.2025 wernisaż: 8.11 (piątek), godz. 19.00 Studio BWA Wrocław ul. Ruska 46/301 (III piętro)
0 notes