Don't wanna be here? Send us removal request.
Text
Stał w garażu, jak zawsze wierny, Motor moich myśli, azyl codzienny. Odpalałam go nocą, gdy cisza krzyczała, Gdy serce za bardzo o nim płakało. Wsiadałam powoli, jak do snu bez końca, Z nadzieją, że może cię spotkam na zakrętach słońca. Ale na drogach tylko wiatr mnie wołał, A echo wspomnień za hełmem huczało. Był moja ucieczką, był lekarstwem i ciosem, Każdy kilometr przeszyty żalem głębokim jak ocean. Nie mówiłam nic motor znał moje łzy, Znał ciężar pustki, której nie widać z boku, gdy śnie. I choć pędziłam, jakby szukała końca bólu, Wiedziała, że jedynym końcem... był on u moim boku

#love#kocham cię#love you <3#milosc#cisza#nadzieja#always and forever#smuteczek#niebo#gwiazdy#moto love
0 notes
Text
Siedziałam przed domem, w twojej bluzie, która pachniała już bardziej ciszą niż tobą. Patrzyłam w stronę ulicy jak dziecko czekające na bajkę, która się nie kończy złamanym sercem. Każde światła z oddali sprawiały, że serce na chwilę zatrzymywało się z nadzieją może to ty. Może dziś. Może wrócisz, wysiądziesz, podejdziesz bez słowa i po prostu mnie przytulisz tak mocno, jak wtedy, gdy wierzyliśmy, że nigdy się nie pogubimy. Ale auta mijały mnie obojętnie. Tak jak czas. Paliłam kolejnego papierosa, nie liczyłam już który. Tak samo jak nie liczyłam kilometrów, które pokonywałam nocami na motorze, gubiąc myśli o tobie na zakrętach, których nie da się wyprostować. Tęsknię tak mocno, że czasem nie wiem, czy bardziej boli serce, czy oddech. Bo wszystko we mnie cię pamięta. I wszystko we mnie na ciebie wciąż czeka. A z kolejnym przejechanym autem, którego światła zgasły za zakrętem, coś we mnie pękło. Wzrok automatycznie padł na wpół otwarty garaż. Jakby wołał mnie szeptem, jakby coś a może ktoś ciągnął mnie w jego stronę. Wstałam powoli, bez siły, ale z tym znajomym drżeniem w dłoniach. Weszłam do środka. Zapach benzyny, metalu i ciebie… wszystko było tak, jak zostawiłeś. Jakby czas tu stanął, choć we mnie płynął zbyt szybko, rozrywając wszystko po drodze. Podeszłam do twojego motocykla. Stał cicho, dumnie, jakby tylko czekał. A kluczyki… błysnęły jak odpowiedź. Sięgnęłam po nie. Zawahałam się. Serce krzyczało: „to nie mój motor, to twoje miejsce”. Ale tęsknota była silniejsza. Chwilę później wyprowadziłam go na zewnątrz. Deszcz zaczął kropić, jakby niebo czuło dokładnie to samo co ja. Może chciało mnie powstrzymać. A może żegnało. Twój kask pachniał tobą, jakbyś przed chwilą go zdjął. Jakbyś tylko wyszedł na chwilę, jakbyś zaraz miał wrócić. Silnik zawarczał, aż echo poniosło się po pustej ulicy. Siedziałam nieruchomo, dłonie drżały na kierownicy, a serce tłukło się jak szalone z tęsknoty, z bólu, z nadziei, której nie chciałam już mieć, ale wciąż się tliła. Zamknęłam oczy, a w wyobraźni twoje dłonie nakładały się na moje. Jak kiedyś. Mocno, pewnie. Uczyłeś mnie prowadzić. Mówiłeś, że jadąc nocą, świat cichnie i wszystko staje się prostsze. Ale teraz wszystko jest tylko głośniejsze. Krzyk silnika, krzyk wspomnień. Wcisnęłam sprzęgło, dodałam gazu. Bo może tylko tak... tylko pędząc w ciemność, poczuję cię jeszcze raz. Choćby przez chwilę. Choćby złudnie. A może... po prostu nie chcę już czekać.

#love#kocham cię#love you <3#milosc#cisza#nadzieja#always and forever#smuteczek#niebo#gwiazdy#deszcz#nocna#moto love#ból#tesknota
1 note
·
View note
Text
Był środek nocy. Godzina, w której cisza robi się gęstsza, a myśli zyskują głos zbyt donośny, by je uciszyć. Usiadłam na brzegu łóżka, przesuwając dłonią po zimnym prześcieradle. Miejsce obok mnie było puste. Nie dlatego, że odszedłeś nie wypowiedziałes przecież słowa „koniec”. Ale od jakiegoś czasu… nie było cię tu. Jakbyś zostawił ciało, a zabrał obecność. Znowu nie mogłam spać. Znowu ten sam koszmar, ten z dzieciństwa, którego nigdy nikomu do końca nie opowiedziałam. Budziłam się z nim w oczach, z ciężkim oddechem i potrzebą żeby ktoś mnie objął. Żebys ty objął. Ale łóżko było zimne. Jak serce, które się oddala, nie mówiąc dlaczego. Wstałam. Sięgnęłam po twoją bluzę tę ulubioną, w która kiedyś pachniał domem. Wsunęłam ręce w rękawy, jakbym szukała w niej resztek czułości. Wyszłam na taras. Czerwcowa noc była surowa. Niby lato, a mi było zimno aż do kości. Albo to nie noc była zimna, tylko ja...od środka.
Spojrzałam w niebo. Od dawna nie było na nim gwiazd. Jakby i one odemnie odeszły. Stałam tam chwilę zmarznięta, zmęczona, w bluzie, która już nie dawała ciepła. I szeptałam w ciszy tylko jedno: „Wróć. Albo przynajmniej powiedz, czy mam jeszcze czekać.”
Stałam tak chwilę, jakby ten moment miał mnie uratować. Jakby powietrze nocne, chłodne i ciężkie, mogło uleczyć to, co od dawna we mnie pękało. Wypuściłam dym, patrząc, jak ulatuje ku górze wolny, ulotny, znikający w ciemności. Tak jak ty znikasz ze mnie kawałek po kawałku. Spojrzałam jeszcze raz na podjazd. Pusto. Twoje auto zniknęło już kilka nocy temu, a z każdą kolejną coraz mniej wierzyłam, że wróci. Tylko mój motor stał tam jak strażnik moich emocji. A gotowy. Jak ja stojąca na krawędzi wytrzymałości, ale wciąż czekająca. Zgasiłam papierosa o balustradę. Podeszłam do drzwi, wróciłam po klucz. Wsunęłam kask na głowę, jakby miał chronić mnie nie tylko przed wiatrem, ale i przed myślami. Ruszyłam, nie wiedząc gdzie. Chciałam jechać do rana. Może złapać świt. Może znaleźć miejsce, gdzie nie będę pamiętać. Bo prawda była taka, że nocą wszystko wracało. Twoje milczenie, puste słowa, spojrzenia, które kiedyś koiły, a dziś ich brak boli bardziej niż krzyk. Jechałam, bo wiedziałam, że jeśli się zatrzymam, rozpadnę się na dobre.
I dopiero teraz zrozumiałam, że dźwięki pędzącego w nocy motoru to nie adrenalina, nie prędkość, nie pasja. To krzyk, którego nie słychać ucieczka w czarną przestrzeń, przed tym, co boli najbardziej. Dopiero teraz to do mnie dotarło, bo sama nocą uciekam. Zakładam kask jak zbroję, dodaję gazu, by zagłuszyć ciszę, by choć na chwilę uciszyć myśli, które w dzień chowam za uśmiechem. To nie jest jazda to modlitwa bez słów, żeby choć raz serce przestało boleć tak cholernie głośno. Bo kiedy silnik cichnie, a światła gasną na pustej drodze, zostaję znów tylko ja i wszystko, co próbowałam zostawić za sobą. Nie da się uciec od tęsknoty, ona siada ze mną na baku, obejmuje mnie zimniej niż wiatr i szeptem przypomina każdy brak. W kasku nie słychać mojego płaczu, ale oczy pieką mocniej niż od dymu. Nie gubię drogi gubię nadzieję. Bo nawet jeśli wrócę, nie wiem, czy ktoś będzie na mnie czekał.

#love#kocham cię#love you <3#milosc#cisza#nadzieja#always and forever#smuteczek#niebo#gwiazdy#tesknota#moto love
1 note
·
View note
Text
Tak trudno mi oswoić czas,
On nie czeka - biegnie, jakby przede mną uciekał. Z dnia na dzień blakną twarze, Jakby wspomnienia były jedyną rzeczywistością.
Wystarczy tylko kilka lat.
By spojrzenia stały się puste, dłonie chłodne, By twój głos był echem, co odbija się w ścianach serca, A ja nie wiem, czy pamiętasz jeszcze, kim byłam.
Poczuć znów wiatr na twarzy,
Nie ten zwykły lecz ten, który niesie ciebie.
Dotknąć gwiazd choćby ostatni raz, Zanim noc zabierze wszystko, co jeszcze ciepłe.
Zlepione dłonie kiedyś koiły strach,
Teraz mam tylko swoje zimne, samotne.
Chcę cię zobaczyć… ostatni raz.
Nie po to, by wrócić, lecz by wiedzieć, że kiedyś byłeś prawdziwy..

#czas#love#kocham cię#love you <3#milosc#cisza#nadzieja#always and forever#smuteczek#ucieczka#strach#zegar
2 notes
·
View notes
Text
A wczoraj śniłam o miejscu, gdzie wszystko było spokojne.
Drewniany dom nad jeziorem, firanki tańczące w porannym wietrze, a słońce wślizgiwało się cicho przez okna. Siedziałam tam, na werandzie, w twoim swetrze, z kubkiem ciepła w dłoniach. Ty byłeś obok uśmiechnięty,
parzyłeś kawę i mówiłeś coś cicho,
a ja nie słuchałam słów, tylko brzmienia twojego głosu. Było lekko. Było dobrze. Jakby wszystko, co kiedyś bolało, nigdy się nie wydarzyło.
…Obudziłam się z tym obrazem jeszcze pod powiekami dom, jezioro, ty. Twój śmiech tak realny, że aż się uśmiechnęłam przez sen.
Ale potem przyszło światło dnia i wszystko zgasło. Znów tylko ja. Tylko cisza, która brzmi jak kara. I łóżko, które znało nas,
teraz wie tylko o mnie i mojej bezsenności.
Obudziła mnie pustka nie twoje ramiona
Znowu poranek bez ciebie
Znowu dzienne którym próbuje oddychać bez ciebie a może dziś zasnę szybciej
Może wrócę do domu który już istnieje tylko tam.
Gdzie jesteś jeszcze mój chodzby na chwilę, chodzby tylko we śnie.
A ja nawet nie wiem, czy mam jeszcze czekać.
Zasnę dzisiaj znów z nadzieją, że może sen mnie oszuka i pozwoli jeszcze raz być z tobą.
Bo we śnie nie boli.
A tu boli wszystko.

2 notes
·
View notes
Text
Siadłam na tarasie wczesnym wieczorem, gdy niebo zaczęło się zasnuwać ciężkimi, szarymi chmurami. Deszcz nie padał gwałtownie to były ciche smugi, leniwie spływające po szybie, jakby i niebo płakało ze mną. Miałam na sobie jego bluzę, zbyt dużą, pachnącą wspomnieniem.
W dłoni filiżanka z niedopitą herbatą wystygła już dawno, tak jak ciepło w naszych rozmowach. Mój wzrok błądził po mokrych deskach tarasu, ale myśli krążyły gdzie indziej. Wciąż słyszałam jego głos, cichy, chłodny, powtarzający słowa, których nigdy nie chciała usłyszeć: „Muszę się odciąć.”
Od czego? Ode mnie? Od wspólnych chwil? Od wszystkiego, co budowaliśmy?
Od tamtej pory kontakt był niemal zerowy. Krótkie, suche wiadomości, coraz rzadsze. A dziś nic. Cisza, która wbijała się we mnie jak igły. Spojrzałam na dłoń. Na palec, na którym wciąż nosiłam obrączkę. Nie potrafiłam jej zdjąć. Jakby ten maleńki krąg złota był ostatnią nadzieją, że on wróci. Tęsknota wypełniała mnie po brzegi, jak deszcz napełnia kałuże. A ja siedziała tam dalej, moknąc w środku, niezdolna się ruszyć, jakbym zamarła między „byliśmy” a „czy jeszcze jesteśmy?”
W pewnym momencie wstałam.Nie z siłą ani z nagłym zrywem, lecz z ciężarem, który kazał mi uciekać przed myślami, ciszą, przed samą sobą. Przeszłam przez dom, który jeszcze pachniał nim, choć jego już w nim nie było.
W garażu panował półmrok. Rzuciłam tylko spojrzenie na motocykl moje jedyne miejsce, gdzie serce jeszcze biło równym rytmem. Założyłam kombinezon niemal automatycznie, jakbym zakładała zbroję. Kask zatrzasnął się z cichym kliknięciem, jak pieczęć nad emocjami, które nie miały już prawa się wydostać.
Wsiadłam na motor. Przekręciłam kluczyk. Silnik zaryczał, jakby też czuł tę samą pustkę.
Ruszyłam...
Jechałam coraz szybciej. Wiatr próbował wyrwać zemnie resztki oddechu, deszcz zacierał łzy, jakby chciał ukryć moją słabość. Ale serce biło nierówno, jakby gubiło rytm z każdym kilometrem.
250... to już nie był tylko limit. To była cienka granica między bólem a pustką. Między jeszcze jestem a już mnie nie ma.
Droga przede mną była pusta, czarna jak noc bez gwiazd. W głowie wciąż słyszałam jego głos: „Muszę się odciąć.” I to echo bolało bardziej niż jakiekolwiek pożegnanie.
Nie wiedziałam, dokąd jadę. Może nigdzie. A może w miejsce, gdzie nic już nie czuje.
Bo nie chodziło o to, by dotrzeć.
Chodziło tylko o to, żeby nie stanąć.
Bo jeśli się zatrzymam…
rozpadne się całkiem.
Z każdym kilometrem czułam, jak odklejam się od rzeczywistości. Jakby życie przestawało mnie dotyczyć. Telefon w kieszeni milczał, jakby cały świat zapomniał, że kiedyś ktoś mnie kochał. W głowie odtwarzałam wspomnienia jak stare filmy nasz śmiech, spojrzenia, obietnice. I tę jedną chwilę, gdy wszystko się złamało. Nie umiałam już odróżnić, co było prawdziwe, a co tylko chciałam, by było.
„Zaraz wrócę” szeptałam do siebie, choć nikt nie czekał.
A może to była ostatnia jazda?
Bo jak długo można uciekać, zanim serce samo się zatrzyma?
3 notes
·
View notes
Text
Wieczory są najgorsze. Zawsze były. Ale odkąd on przestał się odzywać, stały się niemal nie do zniesienia. Przychodzi ta dziwna pora, kiedy świat milknie, a cisza staje się zbyt głośna. Siedzę w salonie, wpatrzona w ekran telefonu, jakbym mogła go zmusić do życia samym spojrzeniem. Nic. Zero. Ani jednej wiadomości. Jego obecność nadal jest gdzieś we mnie, ale jego głos już tylko w pamięci.
Myślę: może śpi. Może potrzebuje przestrzeni. A może po prostu nauczył się żyć beze mnie, zanim ja nauczyłam się żyć bez niego.
Czuję to znajome napięcie w klatce piersiowej, w dłoniach, które drżą lekko. Wiem, że jeśli zaraz czegoś nie zrobię, rozsypię się, tu, na tej kanapie, jak porcelana. Wstaję, zakładam kurtkę. Klucze do motoru leżą tam, gdzie zawsze.
Noc jest zimna, pusta jak ja. 250 mój limit. Jedyny bezpieczny. Jedyny, który jeszcze kontroluję. Wiatr ściera łzy z mojej twarzy, a silnik zagłusza wszystko myśli, ból, ciszę po jego milczeniu. I jadę. Bo lepiej pędzić przed siebie, niż zatrzymać się i poczuć, jak naprawdę boli to, że on milczy.

#love#kocham cię#love you <3#milosc#cisza#nadzieja#always and forever#smuteczek#motorcycle#jazda#nocna#niebo#diabeł
2 notes
·
View notes
Text
*Nocą, kiedy nie ma już nas*
Miłość twoja była jak trucizna z cukrem piłam ją łapczywie, choć wiedziałam, że boli. Uzależniłam się od ciebie jak od tchu, A teraz duszę się w każdej sekundzie bez ciebie.
Jadę nocą, silnik ryczy jak moje wnętrze, 250... mój jedyny bezpieczny limit.
Nie dla prędkości. Dla ciszy. Bo tylko wtedy nie słyszę, jak we mnie wszystko krzyczy. Miłość nasza? Jak amfetamina na początku było pięknie, świat jak sen. A teraz boli każda myśl, że cię nie ma, a ja, rozbita, żyję tylko po to, by nie czuć.
Ale gdzieś pomiędzy zakrętami,
W mroku, gdzie wiatr ściera łzy z policzka, Zaczynam rozumieć
że może nie wrócisz. A ja mimo wszystko muszę przestać uciekać.
Nie dla ciebie.
Dla siebie.
Bo nawet jeśli miłość mnie złamała,
to ja zdecyduję, czy z tych kawałków powstanie coś nowego.

#love#kocham cię#love you <3#milosc#always and forever#cisza#nadzieja#niebo#smuteczek#jazda#motorcycle#narkotyki#anfetaminamilosci
2 notes
·
View notes
Text
Cisza tak głośna, że rozrywa myśli. Nie potrafię spać. Nie chcę leżeć. Zmęczenie boli, ale nie tak jak wspomnienia. Siadam na motor.
250 mój jedyny bezpieczny limit.
Jedyna granica, której jeszcze nie przekroczyłam, bo wszystko inne już dawno się rozpadło. Wiatr ściera łzy z policzków, ale nie koi duszy. Droga przede mną jest pusta, tak jak miejsce obok mnie.
Ty byłeś moją jedyną gwiazdą.
A teraz nawet niebo mnie opuściło. Jadę, by nie czuć. Bo kiedy zwalniam, wszystko we mnie zaczyna się kruszyć. Nie chcę się zatrzymać bo wtedy zostaję tylko ja i cisza, która mnie zjada od środka.
Twoja miłość jak amfetamina najpierw mnie porwała, a potem powoli zaczęła zabijać.

#love#kocham cię#love you <3#milosc#always and forever#cisza#nadzieja#niebo#smuteczek#gwiazdy#narkotyki#anfetaminamilosci
4 notes
·
View notes
Text
Miłość: jak amfetamina, na początku euforia, błysk w oczach, świat nabiera barw, serce bije szybciej. Porywa jak burza, niesie wysoko... A potem? Zabiera spokój, odbiera sen, uzależnia duszę, rozrywa myśli. Zostawia głód, którego nic nie zaspokoi. I choć boli chcesz więcej. Bo to nie miłość zabija to brak jej ciągu dalszego.
2 notes
·
View notes
Text
Miłość wchodzi cicho, jak szept w nocy, uzależnia mocniej niż najmocniejszy narkotyk. Najpierw unosi lekko, jakbyś miał skrzydła, a potem rzuca o ziemię, gdy się jej wyrwiesz. Jest jak amfetamina w żyłach puls przyspiesza, świat wiruje, ale im dłużej trwa, tym bardziej boli. Nie zabija od razu. Zabija powoli myślą, że już jej nie ma. A ty znów wracasz… Bo choć cię rani, to właśnie ona dawała ci życie.
3 notes
·
View notes
Text
Jak zwykle zostaję sama wśród niedopitych spojrzeń, niedokończonych zdań i zbyt cichych pożegnań. Ludzie mijają mnie lekko, jakby nigdy mnie nie znali, a ja uczę się być obecna w świecie, który zapomina. Nie proszę już o miejsce w sercu, wystarczy kąt w pamięci, bo samotność nie boli tak bardzo, gdy staje się codziennością.

5 notes
·
View notes
Text
W porannej ciszy, gdy świat jeszcze śpi, Ona dosiada konia i już nie ma drzwi. Nie ma granic, murów, żadnych ścian, tylko ona i koń razem przez świat. Słońce muska jej twarz promieniem złotym, wiatr tańczy w włosach, w rytmie galopu prostym. Każdy ruch lekki, jakby tańczyła w chmurze, zostawiając troski gdzieś na ziemi w kurzu. Nie szuka słów, nie szuka głosu, Wystarcza jej ten cichy szum lasu. Gdy jedzie, wszystko nabiera sensu, Serce bije spokojniej wolne od lęku. Bo jazda konna to więcej niż pasja, to miejsce, gdzie kończy się hałas miasta. To przestrzeń, gdzie myśli się oczyszczają, a dusza i koń jednym rytmem oddychają.

5 notes
·
View notes
Text
Z popiołu powstaję, nie bojąc się płomieni, bo wiem, że ogień świadczy o sile przemienień. Ty widzisz pustkę, ja w niej drogę nową, nie koroną, lecz odwagą jestem królową. Wśród cieni podwójnych ja błyskiem się staję, gdy ty niszczysz ja trwam, choć świat się rozpadanie. Twój każdy szept rozpaczy to dla mnie melodia, do której tańczę, niosąc własną harmonię. Jeśli twój dotyk spopiela to, co znałam, to tylko znak, że sama siebie odnalazłam. Bo w ciszy i w mroku, gdzie inni się gubią ja tworzę światło. I z popiołu wracam dumną.
Czymże jest popiół, jeśli nie dowodem, że coś płonęło z pasją? Ty widzisz pustkę, ja widzę możliwość. Tam, gdzie cienie mają cienie, ja jestem błyskiem, który je przecina. Nie potrzebuję korony, by być królową wystarczy, że idę przez chaos z podniesioną głową. A jeśli każdy twój oddech to akt zniszczenia, to wiedz, że jestem tą, która potrafi przetrwać nawet bez tchu. Więc szeptaj swoją pieśń rozpaczy ja zatańczę do jej melodii.

4 notes
·
View notes
Text
Uratuj to, co zostało, choć w sercu pustka, W oczach mgła, a w duszy burza, Miłość, jak płomień, zgasła na zawsze, Pozostaje tylko cień, co drży w ciemności. Wszystko, co było, wydaje się teraz snem, Próba złapania wiatrów, które już uciekły, Za dużo ran, by je uleczyć, Za wiele słów, które straciły sens. Ale wciąż, mimo wszystko, chcę wierzyć, Że można naprawić to, co złamane, Chociaż wiem, że nie wszystko wróci, Uratuj to, co jeszcze w nas zostało.

6 notes
·
View notes
Text
Wśród cichych szeptów leśnych ścieżek, Lisica kroczyła z gracją i wdziękiem. Jej rude futro lśniło w blasku księżyca, A spojrzenie niosło spokój i tajemnicę. On wilk o oczach jak noc bez gwiazd, Silny, dziki, niespokojny jak burza. Jego kroki były echem odległych gromów, A serce pełne nieujarzmionej mocy. Spotkali się tam, gdzie cisza śpiewa, Gdzie drzewa opowiadają dawne legendy. Ona delikatna, on burzliwy, A jednak ich dusze złączyła nić niewidzialna. Lisica szeptała słowa ukojenia, Wilk słuchał, a jego serce łagodniało. W jej obecności znalazł spokój, W jego sile ona odnalazła schronienie. Razem tańczyli w rytmie natury, Dwa światy splecione w harmonii. Bo choć różni jak dzień i noc, Ich miłość była jednością w różnorodności.

4 notes
·
View notes
Text
Ona, ruda jak zachód słońca,
szła przez las z wiatrem w dłoniach.
W spojrzeniu miała spokój nieziemski,
jakby serce jej znało każdy krok tej drogi.
Wilk w cieniu czuł jej obecność,
oczy pełne tajemnic, serce pełne drżenia. Zbliżył się powoli, nie chcąc jej przestraszyć, bo coś w jej spojrzeniu mówiło, że tu, w tej chwili, wszystko może się zmienić.
Nie bała się. Spokojna jak woda w jeziorze, nie unikała go, choć dziki był jak burza. W jej oczach tańczyły gwiazdy, a ona patrzyła na niego, jakby znała już jego duszę.
I tak, bez słów, połączyli się w ciszy,
ona z sercem gorącym jak ogień w nocy, on z mrokiem, co nie boi się światła. Bo ona wiedziała, że miłość nie boi się dzikości, a on, że przy niej najpiękniejsze jest życie, nawet w ciemności.

6 notes
·
View notes