Tumgik
#bts8thmalemember
akreacja · 3 years
Text
09; dreptanie
Tumblr media
09; dreptanie
wyjaśnienia słów parę: czas leczy rany, ale czasem nie trzeba na niego czekać
...
Nigdy nie ceniłem sobie długich pryszniców. W domu rodzinnym wychowywano mnie wraz z zasadą oszczędności, a w dormie trainees nie było dostępu do momentów dla siebie. W czasach mojego debiutu, wraz z członkami często myliśmy się na spółkę, żeby zaoszczędzić nie tylko czas, ale i ciepłą wodę, na której dostatek nie mogliśmy sobie pozwolić.
Z upływem lat jednak powód się zmienił, kąpiele nie były już brane w pośpiechu, a obecność drugiego człowieka stała się raczej pocieszeniem niż niedogodnością.
Wraz ze wzrostem naszej popularności, przestaliśmy obawiać się o to, czy nasza wytwórnia dysponowała wystarczającą liczbą pieniędzy, by zapewnić nam wysoką temperaturę wody. Kilkukrotnie zmienialiśmy w swojej karierze miejsce zamieszkania, a z każdym budynkiem ilość i luksusy łazienek wzrastały. Mimo, że zaczynało brakować wymówek do wspólnej kąpieli, więc i powoli zaprzestawaliśmy tych wybryków, nadal zdarzało się, że czyjeś ciało dołączyło się do strumienia wody.
Członkowie zaczęli korzystać z przyjemności i cieszyć się z komfortu - czas spędzany w łaźniach stopniowo się wydłużał, aż w końcu niektórzy nawet wytypowali wybrane przez siebie okresy w tygodniu, jako pory tylko dla nich. Wypełniali wanny parzącą wodą, wrzucali do nich musujące bomby lub wlewali olejki, a na ich twarzach gościły regenerujące maseczki.
Obserwowanie chłopaków dbających o siebie przynosiło komfort. Po latach niekończącej się pracy, w końcu uczyli się przekładać własne potrzeby na pierwszy plan. Zasługiwali na to pod każdym aspektem.
Jedyną osobą, która nie uległa transformacji byłem ja. Moje prysznice nadal trwały tylko parę minut, a balię zapełniałem co kilka miesięcy. Grzanie się pod strumieniem, było dla mnie marnowaniem cennych chwil, które mogłem wykorzystać na inne sposoby. Wiele razy widziałem markotne miny reszty, kiedy po wyjątkowo potliwym treningu, zamiast jak reszta pozwalać swoim mięśniom na rozluźnienie, w mgnieniu oka byłem gotowy do dalszej pracy.
Ale to nie tak, że nie dopieszczałem samego siebie. Wybierałem po prostu odmienne sposoby na relaks. Nie przemawiała do mnie wizja ciepłej kąpieli, gdzie duszność osiadająca w pokoju, wydobywałaby ze mnie ponadprzeciętny pot i czerwoność na twarzy, a dłonie i stopy przekształciłyby się z czasem w pomarszczoną breje. Dla mnie regeneracją była książką w dłoni i kawą na stoliku, godzinami zmarnowanymi przed grą, cichym spacerem nad rzeką Han, wędrówką górską. Także nie, nie widziałem potrzeby moczenia się pod gorącą wodą.
Teraz jednak występowałem naprzeciw wszystkiemu, co wyniosłem z domu i uparcie siedziałem w łazience. Koło uszu przelatywały mi stukania w drzwi i wołania mojego imienia. Prysznic był aktualnie jedynym miejscem w całym domu, w którym istniała możliwość na zdobycie chwili samotności. Chłopcy nadal z jakiegoś powodu skakali nade mną jak nad basenem z krokodylami, a mnie coraz bardziej męczyło ich zachowanie. Trzymałem w sobie jednak uparcie te niszczycielskie emocje, na których wypływ z mojego ciała pozwalałem jedynie w samotni za drzwiami prysznica.
Po raz pierwszy od mojego dołączenia do zespołu, zamykałem drzwi do łazienki na klucz. Nie chciałem, aby ktokolwiek wszedł do pokoju jak na imprezę i widział mnie, kiedy albo wypłakiwałem smutki, albo zeskrobywałem ze swojej skóry złość, albo usuwałem frustracje z ciała kilkoma wyćwiczonymi ruchami nadgarstka.
Spędziłem pod wodą już dobre trzydzieści minut, tak odstające od moich wcześniej najdłuższych dziesięciu. Mimo to, nie wykonywałem żadnej z powyższych czynności. Najzwyczajniej w świecie, stałem jak słup soli z uniesioną w stronę wody twarzą i chociaż nie rozpuszczałem się, miałem skrytą nadzieję, że mogłoby się to wydarzyć. Czułem, jakby wraz z cieczą ociekającą po mojej głowie, a następnie klatce piersiowej i nogach, spływały wszelkie moje dylematy. Mój umysł był wyciszony, ciało zrelaksowane. Byłem pusty.
Może jednak widziałem plusy tych długich kąpieli.
— Yong! Wychodzisz w końcu?
I spokój się zakończył. Typowe, pomyślałem. Próbowałem powstrzymać wykluwającą się, duszącą pierś irytacje na dźwięk głosu Namjoona. Jako lider często był wysyłany, żeby sprawdzać mój stan.
Tłumiąc westchnienie w głębi gardła, po prostu wyłączyłem wodę, uznając, że mógłbym obdarować resztę minutą spokojnego oddechu. Wiedziałem, że odkąd wyszedłem ze szpitala, nie przepadali za spuszczaniem mnie ze swoich linii wzorku, a mój brak obecności wyłaniał ich pokłady opiekuńczości. Zazwyczaj pomimo wszystkiego co we mnie buzowało, równałem się wraz z ich potrzebami i zawsze przy sobie kogoś trzymałem, ale czasem musiałem pozwolić sobie na chwilę samolubności. W tych momentach właśnie zaszywałem się w łazience i wymywałem ze swojej duszy cierpienia.
Chłopcy zapewne już stawali się niespokojni. Po treningu, cały spocony, zdecydowałem się nie czekać do swojej typowej, nocnej pory na kąpiel i zmyć z siebie brudy dnia jeszcze przed kolacją. Wszyscy byli zbyt wymęczeni by gotować, więc postanowiliśmy zamówić jedzenie na wynos z ulubionej restauracji Taehyunga, jako że trwała właśnie jego kolej wyboru.
— Yong, wszystko okej? Jedzenie już przyjechało. — dotarł do mnie zniekształcony przez drzwi głos Namjoona.
— Ta, zaraz do was dołączę.
Raper burknął coś na znak, że przyjął moje słowa i odszedł.
Kiedy usiadłem na swoim stałym miejscu przy stole i chwyciłem pomiędzy palce pałeczki, Jungkook już wgryzał się w kawałek mięsa, a parę innych członków także nakładało sobie pożywienie na talerze. Seokjin, zanim zabrał się za nabieranie, jak zwykle czekał, aż wszyscy byli obecni.
Na stoliku stały styropianowe pojemniki z żywnością, ale to na środku stało najważniejsze z nich - jedno z ulubionych dań Taehyunga, japchae.
Wszyscy gustowaliśmy w innych smakach, więc w konsekwencji każdy z nas co jakiś czas miał przyjemność wyboru menu kolacji. Kiedy nadchodziła moja kolej, zazwyczaj zamawiałem drogie, europejskie jedzenie, gdyż odświeżały w pamięci wspomnienia tras koncertowych odbytych w tamtych rejonach. Hiszpańska Paella, Francuskie pot-au-feu, Angielski rostbef i pudding Yorkshire. Każdy smak przypominał o jakimś miejscu, jakimś zdarzeniu, jakiś osobach. Lecz dobrze czasem było zagryźć głód smakami dzieciństwa.
Podekscytowany Tae nie potrafił usiedzieć nieruchomo na swoim miejscu. Sprawnymi ruchami nurkował między masy warzyw, pałeczkami wyciągał wybrane kawałki pożywienia i zajadał się nimi z trzęsącymi uszami.
Pomiędzy nami przelewały się niezobowiązujące rozmowy. Nikt słowem nie wspomniał o moim prysznicowym odcięciu się, a odkąd usiadłem przy stole, ani jeden nawet nie spojrzał na mnie gorzkim wzrokiem. Jak gdyby świat zrobił niespodziewany przewrót o kilka miesięcy w przeszłość - Jimin skulony ze śmiechu opierał się o moje ramię, Jungkook kradł z mojej miski kawałki mięsa, Seokjin, po wyjątkowo udanej pyskówce, uderzył zadziornie w ramię.
I Hoseok. Hoseok z którym od zeszłego tygodnia nie potrafiłem znaleźć wspólnego języka. Z którym odmawiałem kontaktu wzrokowego ze wstydu.
Bo właśnie to czułem - wstyd. Ale nie za swoje emocje, bo już dawno, z pomocą moich członków, nauczyłem się nie przepraszać za to co czuje. Byłem zażenowany tym, jak przebiegła tamta rozmowa, jak uciekłem od konfrontacji, zostawiając zrozpaczonego Hobiego za sobą. Zdawałem sobie sprawę, że to ja stałem przy winie i to właśnie sprowokowało mnie do jeszcze większego unikania rapera. A kiedy on, mimo początkowego zdecydowania w udawaniu, jakoby nic się nie wydarzyło, zauważył moje zachowanie, sam zaczął oddalać się ode mnie. Brązowe oczy samoistnie zaczęły unikać tych moich. Jego głośny, radosny śmiech rzadko skierowany był na mnie.
Wiedziałem, że nasze zwady przeszkadzały chłopakom, z resztą, mnie również. Wybujała duma i brak chęci do kolizji myśli, ale także skrępowanie, sprawiały jednak, że nie potrafiłem wydobyć z siebie pokładów odwagi do porozmawiania z Hoseokiem.
A mimo to, ten Hobi siedzący razem ze mną przy stole, podjął wysiłek. Zza grzywki rzucał mi nieobligatoryjne spojrzenia wypełnione czułością, a jego uśmiech w końcu jaśniał w moją stronę.
Z rozumiejącym ruchem brwi i łypnięciem w stronę Kooka, bez słowa raz po raz dokładał mi dokładki pysznego japchae.
I nagle wszystko wydawało się być wspaniałe, a ja nawet nie wiedziałem jak bardzo brakowało słońca w moim niedawnym życiu.
Mój umysł błogo pusty po prysznicu i nie zmartwiony dziwacznym zachowaniem pozostałych, tkwił w ekstazie. Zniknęło całe zmęczenie wcześniej rozchodzące się falami po moim ciele. Niespodziewanie zacząłem rozweselać się na widok dziąseł Yoongiego, płakać ze śmiechu przez żarty Seokjina, przekomarzać się z Taehyungiem i wykonywać malutkie tańce z Hoseokiem, nawet nie wstając od stołu. Od dawna nie istniałem tak beztrosko, po burzy wyszło słońce.
Pomyślałem wtedy, że w końcu musiało być lepiej. (bardzo ich kocham)
W przeciągu całego koncertu, tylko jedna, jedyna chwila wypleniona była ciszą.
Na arenie panowała ciemność, rozświetlana jedynie nikłym blaskiem lightsticów, a sceniczne windy, które właśnie poruszyły się do życia, unosiły nas na scenę. Każdy z nas pewnym krokiem ruszył na przód, aby trafić na ustalone miejsce i przygotować się do rozpoczęcia wyćwiczonego tańca.
Parę sekund przed rozpoczęciem muzyki, nastawała zawsze cisza, przerwana jedynie przez wiatr przelewający się między uczestnikami koncertu. Księżyc migotał nad naszymi sercami, a my przeradzaliśmy się z niepewnych, zmartwionych chłopaków, w płomienne bestie rzucające flirtujące spojrzenia w stronę kamery.
W nasze ciała w końcu uderzyła melodia, za jej ponagleniem zaczęły poruszać się w jej tempo. Arenę wypełniły światła reflektorów, a kojący szum wiatru skonał pod ciężarem krzyków naszych fanów. Chwilę kołysaliśmy się jedynie do melodii, wsłuchując się w akompaniament zdzierających głosów dziewcząt.
Stałem z tyłu formacji, na lewym boku. Wyczekując dalszych dźwięków, wymieniłem ze stojącym obok mnie Hoseokiem piątkę powodzenia. Jedną dłonią dyskretnie poprawiłem słuchawkę w moim prawym uchu i chwyciłem mocniej mikrofon znajdujący się w delikatnie spoconej odpowiedniczce.
Do rozczulającego serca podkładu dołączył melodyjny głos Jimina. Wraz z jego nadejściem, nasze ciała zmieniły swój charakter na ostry i kontrolowany. Dynamiczne ruchy rąk i podskoki, w parę chwil zostawiły mnie z głośno bijącym, trzepoczącym sercem.
Tańczyłem ten układ od tak wielu miesięcy, że nawet nie musiałem zastanawiać się nad poprawną kolejnością - moje ciało samo wiedziało, jak się poruszać, aby było perfekcyjnie. Z tego właśnie powodu, po przeminięciu kilku następnych etapów tańca i wybrzmieniu kolejno głosów Jungkooka, Yoongiego i mojego, pozwoliłem sobie na nieznaczne wyłączenie uwagi. Zamiast tego skupiłem się na fanach skaczących w rytm muzyki pośród tłumu.
Kilka z nich uparcie krzyczało w moją stronę, a kiedy zauważyły, że spoglądam w ich stronę, ich wrzaski przybrały na sile. Więc podczas gdy przeminęła moja partia, a ja miałem chwilę na oddech, wyciągnąłem z ucha słuchawkę, aby spróbować dosłyszeć piski. Powróciłem na swoją oryginalną pozycję z tyłu, po lewej. Byłem wystarczająco blisko krawędzi, żeby skierować moją uwagę na tłum.
— Nie zbliżaj się do Taehyunga, ty chuju!
— Nikt z nas cię tu nie chce!
— Jebane ścierwo! Może byś tak łaskawie wypierdalał, dopóki jesteśmy mili?!
Danie po sobie poznać, że pozwoliłem tym słowom zadomowić się w moim umyśle, nie znajdowało swojego miejsca na mej liście postanowień na ten koncert. Pomachałem w stronę tłumu, nie zerkając nawet na dziewczęta krzyczące w moją stronę obelgi. Na powrót włożyłem w ucho słuchawkę i w podskokach przeniosłem się do następnej formacji, by wznowić taniec. Cały czas na twarzy utrzymywałem nieszczery uśmiech i akt profesjonalizmu, pokładając nadzieje, że nikt nie zauważył moich prawdziwych emocji.
Ale oczywiście ktoś zauważył. Tylko parę osób na świecie potrafiło dostrzec moje napięcie, nieważne jak skutecznie udawało mi się oszukiwać resztę świata. Czasem przerażające było jak bardzo nie potrafiłem skryć się przed moimi braćmi. Niezależnie co bym zrobił, za każdym razem, w jednej chwili ktoś dostrzegał najmniejsze niespokojne drgnięcie palcem, a w następnej na moich ramionach osiadała już czyjaś pocieszająca dłoń, kocyk zostawał okręcany wokół mojej osoby, a ja sam podczas pracy byłem zmuszany do przesiedzenia przerwy.
Mimo, że każdy z nich z biegiem czasu spostrzegł, że coś ze mną nie grało, to zważając na ich własną kompetentność nie podeszli do mnie wprost. Nie stworzyli wielkiej dramatycznej sceny, gdzie swoim zmartwieniem i domaganiem się wyjaśnień, zagrzaliby do paniki cały stadion. Zamiast tego ukradkiem wplatali między nasze standardowe interakcje, jakieś bonusy, które mimo niezauważalności przez fanów, dla nas były znakami komunikacji.
Hoseok podbiegł do mnie podczas “Dope” i do połączenia naszych zwariowanych tańców dołożył małe szturchnięcie łokciem i zatroskane pytanie w oczach.
Taehyung robiący coś bezwstydnego przed kamerą już nikogo nie dziwił. Nikt więc nawet nie spojrzał dwa razy, kiedy podczas wspólnego fragmentu choreografii, Tae zmienił ją nieznacznie. Jego dłoń chwyciła moje biodro, a powieki puszczały w moją stronę swawolne oczka.
Yoongi rzucał jedynie stroskane spojrzenia, Jimin i Jungkook bez skrupułów przytulali mnie od tyłu i podążali za mną krok w krok. Namjoon tajnymi znakami migowymi zadawał przeróżne pytania, kiedy raz za razem wzajemnie się mijaliśmy na scenie.
I mimo, że umysł nadal spowity był ciemną mgłą głosów tamtych dziewcząt z widowni, to gderanie chłopaków nad uchem po raz pierwszy od dawna nie rozpaliło iskierki irytacji. Moje ciało nie zaogniło się w chęci odizolowania się i naskoczenia na resztę, zamiast tego ich opiekuńczość ociepliła od dawna zziębnięte serce. Umysł rozjaśnił się pocieszającą myślą, że nie ważne co by się stało, chłopaki zawsze trwaliby przy mnie, wytrzymując moje fochy i wąty, przekleństwa i krzyki rzucane bezpodstawnie. Z resztą, udowadniali to codziennie, nie spisując mnie na straty.
Dlatego, kiedy roześmiany Jungkook podczas skocznej melodii “Idol” skoczył na mnie i przycisnął do swojej twardej, mokrej klatki piersiowej, zamiast z udawanym uśmiechem delikatnie go od siebie odepchnąć (lub w razie bycia w zaciszu domowym, skopał go po nogach, przepraszam JK), przywitałem jego objęcia z otwartymi ramionami. (bardzo ich kocham)
Wszyscy jak jeden mąż, padając z nóg, zeszliśmy ze sceny. Po wymianie pośpiesznych, rzuconych w przelocie, dumnych uśmiechów i klepnięciu po plecach, a nawet przytulasach, wspólnie powędrowaliśmy do głównej poczekalni artystów.
Zostając sami, Namjoon rozpoczął typowe po-koncertowe sprawozdanie. Wpierw, gratulując wszystkim udanej pracy, wypowiedział od serca parę wymuszających z oczu łzy słów, po czym spytał nas o nasze doświadczenia z koncertu.
Przebywając w branży przez lata, dysponowaliśmy już ustaloną rutyną, która nigdy nie została przez nikogo pogwałcona. Potrafiłem sobie jednak wyobrazić, w jakiej wszystko trwałoby rozsypce, jeżeli zmuszeni bylibyśmy do działania spontanicznie.
— Matko, dzisiaj było cudownie… — wysapał Jungkook.
Poprzedzając to wejściem do pokoju, rzucił się wprost na kanapę i z tamtego miejsca poruszał się jedynie po to, żeby wytrzeć chusteczką pot spływający kropelkami po jego czole. Z nas wszystkich to właśnie Jungkook rozgrzewał się najbardziej, przeto miał skłonność do pospieszania kroku rozmowy do akceptowalnego przez Namjoona momentu, żeby jak najszybciej móc wskoczyć pod orzeźwiający prysznic.
— No prawda. Te krzyki chyba nigdy nie były głośniejsze! — Hoseok z wielkim uśmiechem podniósł swoje dłonie do uszu, jakby chciał potwierdzić ich wrażliwość na hałas.
— Nic nie mów, wyciągnąłem na chwilę słuchawkę, to myślałem, że ogłuchnę! — roześmiał się zaczerwieniony z wysiłku Jimin. — Taehyung, a ty co myślisz?
— Fajnie było, zawsze dobrze ich zobaczyć, ale jestem tak zmęczony, że chyba prześpię parę lat. — sięgnął po butelkę z wodą stojącą na stoliku obok — Masz, Jungkook.
JK z wdzięcznością przyjął butelkę i wydudlił jej zawartość za jednym razem. Namjoon stojący w ciszy za jedną z kanap, cierpliwe czekał, aż nasza koncertowa ekscytacja ustąpi miejsca powadze i gotowości do spokojnej rozmowy.
— Spanie zostaw Yoongiemu Hyungowi. — wspomniany starszy tylko westchnął — Widzieliście jak blisko nas wybuchły fajerwerki? Jin Hyung aż cały podskoczył! — wtrąciłem swoje dwa słowa.
— Aish, gówniarzu, sam się bałeś!
— Nic takiego nie pamiętam. Jesteś już tak stary, że masz jakieś omamy? — rzuciłem mu spojrzenie z ukosa i uniosłem brew w górę w geście czystej kpiny.
— Ehh, zamknijcie się oboje… — westchnął Yoongi — ale zgadzam się z Tae, też chce już leżeć w łóżku, więc nie przeciągajmy tego. — wziął łyk z własnej flaszki wody.
— O, ale Kookie przytulający się do Yonga był takiii uroczy! Nie mogę się doczekać, żeby zobaczyć zdjęcia na Twitterze!
Jimin połaskotał pod brodą powoli odpływającego w niewygodnej pozycji Jungkooka. Młodszy tylko zmarszczył nos, zachichotał i odgonił dłoń starszego.
— Hyungg… — zajęczał w geście protestu.
— Co prawda to prawda. Nie dziwię ci się Kook, nasz mały Yong wygląda dzisiaj wyjątkowo przeuroczo — Hoseok podniósł swój głos, jakby rozmawiał z dzieckiem. Podszedł do mnie, unosząc ramiona aż pod swoje uszy, na jego twarzy malował się serdeczny, serduszkowy uśmiech, a oczy naturalnie się przymknęły — Ta różowa koszulka, czarny berecik, róż na policzkach, ale najważniejsza jest twoja śliczna twarz!
Hobi stanął przede mną, między moimi rozluźnionymi, rozłożonymi kolanami. Sam siedziałem, więc raper naturalnie górował nade mną jeszcze bardziej niż gdybym również stał. Mówiąc bardziej specyficznie, musiał się trochę pochylić, żeby podczas wymieniania rzeczy, które wówczas nosiłem, móc tkliwie jeździć dłońmi po moim ciele.
Rozpoczęły swoją wyprawę, osiadając na przejściu ramion i szyi, tuż na wystających obojczykach. Następnie przesunęły się wzdłuż karku i wplątały się w moje włosy, zrzucając z nich przy tym beret, który wcześniej przytrzymywały wsuwki, ale które zdążyłem już wyciągnąć. Następnie ręce okalały moją twarz, a kciuki czule potarły moje zaczerwienione lica. Na zakończenie, nie powstrzymując się ani chwili dłużej, po prostu złożył na moim czole pocałunek z głośnym cmoknięciem.
— Boże, Hyung… — teraz to ja biadoliłem.
Wzrok całego pokoju skierowany był na moją osobę, a ja z równoczesnego zażenowania i zawstydzenia wierciłem się na miejscu, próbując uciec od silnych dłoni Hobiego.
Tego typu w grupie były normalnością, zawsze znalazł się ktoś, kto rozpływał się nad kimś. Częściej niż rzadziej, najwięcej uwagi zyskiwało właśnie maknae line, które na czele ze mną i Taehyungiem zdobywało dziennie maksimum całusów.
Nie zostawialiśmy jednak Hyungów w tyle i jako odwyk, łaziliśmy za nimi jak kaczątka za tatą kaczką. W świecie, gdzie powszechnie przyjętą normą społeczną było zajmowanie się młodszymi przez starszych, próbowaliśmy jednocześnie pomóc i przeszkodzić, ale najważniejsze - pokazać, że nam zależy.
Mimo to, w świetle wydarzeń ostatnich kilku tygodniu, moje uczucia względem dotyku uległy zmianie. Dawniej przyjmowane ze spokojem, zadowoleniem i pełnym sercem, w czasie problemów przyjmowane z naskokiem, irytacją i przewrotem oczyma. Wydawało mi się, że zarówno ja, jak i reszta przyzwyczajała się do mych przekleństw i wiecznego odpychania rąk. Tak dawno nie kłębiły się we mnie pozytywne emocje, że powoli zapominałem, jak to było żyć w beztrosce, akceptować pomoc z uśmiechem i nie trzaskać na drobny mak uczuć Hyungów. Teraz jednak powróciłem do dawnej wersji siebie, a od rozchwiania emocjonalnego motało mi się w głowie.
Zwłaszcza, że to Hoseok był tym, który właśnie obdarowywał mnie tłamszeniem. Mimo polepszenia na dniach naszych relacji, nadal daleko nam było do pełnego porozumienia i szczerej rozmowy. Myślałem, że będzie musiało upłynąć więcej czasu, aż Hobi zacznie na powrót zajmować się mną z troską (której nigdy się nie wyzbył, po prostu w swoich akcjach zaczął ukrywać się w cieniu), ale raper zawsze potrafił mnie zaskoczyć. Tym razem także mu się udało.
Serce głośno uderzało w pierś, a w mętnej głowie przyjemnie buzowało. Siedziałem z rumieńcem na twarzy i bez prawdziwej próby usiłowałem odciągnąć producenta od siebie.
Dobrze było znów czuć się pozytywnie, podczas gdy chłopaki okazywali swoje uczucia. (bardzo ich kocham).
— Yoongi Hyung, może byś pomógł?
— Sorki dzieciaku, tym razem jestem po stronie Hobiego.
Zdrajca, pomyślałem.
— Jeśli mogę — odezwał się dotąd milczący Namjoon — czy możemy porozmawiać o tym co się działo podczas koncertu? Tak Yong, chodzi o ciebie.
Cholera.
...
3,013k słów
Ymm, czy ja nie mówiłam, że od ostatniego rozdziału żadnych poprawek w książce?
No więc kłamałam.
Ale wierzcie mi, zmiany na lepsze!
No teraz już postaram się jednak płynąć wraz z fabułą i nie mieszać już więcej...
9 notes · View notes
akreacja · 3 years
Text
10; gorąc
Tumblr media
10; gorąc
Wyjaśnienia słów parę: niekiedy dobrze jest porozmawiać i się poprzytulać.
...
— Jeśli mogę — odezwał się dotąd milczący Namjoon — czy możemy porozmawiać o tym co się działo podczas koncertu? Tak Yong, chodzi o ciebie.
Cholera.
— O co ci chodzi? — przełknąłem niekomfortowo przez nagłe wysuszone gardło.
— Nie udawaj głupiego — Jimin z radosnego chłopca którym był jeszcze minutę temu, przemienił się w uosobienie powagi z dodatkiem grymasu — Wszyscy wiemy, że coś się stało. Teraz tylko chcemy wiedzieć co, żebyśmy mogli ci pomóc.
Westchnąłem głośno i spuściłem oczy w dół. Hoseok w końcu wypuścił moją twarz z miażdżącego uścisku i usiadł sztywno na miejscu obok mnie.
Zauważyłem, że właściwie wszyscy dostosowali swoją mowę ciała do tematu przewijającego się w pokoju. Wcześniej półleżący na kanapie Jungkook, nadal oddychając ciężej niż zalecane, usiadł pochylony do przodu, opierając łokcie na kolanach. Rozwalony na własnym miejscu Yoongi, dalej trzymający butelkę wody w dłoni, skrzyżował teraz swoje nogi. Początkowo przytulający swoje kolana do piersi Jimin, także siadł poprawnie. Przechadzający się po pokoju (pewnie w stronę jedzenia, koncerty były naprawdę męczące) Seokjin i Taehyung, zatrzymali się w swoich ruchach i przystali w pobliżu, nie wykonując jednak żadnego posunięcia w stronę miejsca konfliktu. Namjoon wyszedł zza swojego miejsca za sofą i stanął na samym środku pokoju, twarzą do nas. Aktualnie jego ramiona spoczywały wygodnie skrzyżowane na piersi, ale wiedziałem, że wraz z kontynuacją rozmowy, rozwinie je, nie chcąc podświadomie przekazywać gestykulacją zamknięcia.
— Chłopaki, naprawdę nie ma o czym gadać. Było, minęło, wypociłem wszystko podczas tańca. Gdybyście o tym nie wspomnieli, to bym nawet nie pamiętał.
Próbowałem nakłonić ich do odpuszczenia tematu. Nie skłamałem jednak, faktycznie zdążyłem już przepuścić w niepamięć niemiłe wydarzenia dzięki scenicznej pomocy moich braci. I mimo że nie miałem pewności, czy zostając w późniejszym czasie sam, wspomnienia nie powróciłyby, rozbijając moje serce na kawałki (chociaż wątpię, że zostałbym sam), to chciałem po prostu cieszyć się razem z resztą z naszego udanego koncertu, a nie pogrążać się w smutkach.
Wiedziałem, że chłopacy nie byli fanami zostawiania między nami niedomówień. Nie chodziło jedynie o mnie, ale o całość grupy. Mimo wszystko byliśmy dorośli, a dorośli rozwiązują swoje problemy poprzez mowę.
Niekiedy każdy z nas jednak potrzebował zatrzymać jakiś sekret lub po prostu nie rozmawiać o czymś. Zazwyczaj szanowało się taką decyzję po upewnieniu się, że dany członek przynajmniej pozostanie bezpieczny i nie jest to sprawa ‘życia lub śmierci’.
Nie w moim przypadku. W moim przypadku opcja samotności i sekretu została wydarta ze spisu praw. Reszta faworyzowała komunikację do tego stopnia, że nie pozwalali mi nawet na skrzywienie niezadowolenia bez kilku rosłych mężczyzn skaczących nade mną. W ostatnich dniach miałem jednak wrażenie, że nasze relacje, moje zdrowie psychiczne się poprawiało, więc analogicznie miałem nadzieję, że po raz pierwszy od dłuższego czasu zostałbym obdarzony zaufaniem.
— To chyba jednak dobrze, że o tym wspominamy. Yong, nie możesz trzymać emocji dla siebie. — skarcił mnie Seokjin — Po prostu powiedz co się stało i skończymy z tematem.
— Ale serio, nic już mi nie jest. W tłumie było kilka dziewczyn, które krzyczały jakieś przezwiska w moją stronę. Zacytowałbym kilka, ale zaraz pewnie dostanę w łeb — wtrąciłem — Ale to było na początku koncertu. Naprawdę już o tym zapomniałem. Wystarczy? — zapytałem z podniesioną brwią, rozglądając się po pokoju.
Chłopaki spojrzały po sobie. Wzrokiem przekazywali między sobą wiadomości dotyczące tego co zrobić w tej sytuacji. Do dyspozycji mieli właściwie dwie opcje. Mogli albo kopać głębiej i wyciągnąć ze mnie wszystko siłą, ryzykując przy tym mój wybuch gniewu w odpowiedzi na ich zachowanie, albo mogli dać mi spokój, zaufać i zapewnić malutki komfort, nadal ryzykując moim upadkiem emocjonalnym w przeciągu dni.
Siedzący obok mnie Hoseok, mimo wcześniejszego wycofania się z mojej przestrzeni (po tym jak praktycznie zmiażdżył moją twarz i ego), teraz jednym ruchem bioder przysunął się do mojego boku. Nieco nerwowo potarł swoje ręce, sięgnął w moją stronę i otulił moją chłodną dłoń swoimi rozgrzanymi palcami. Tak złączone przeniósł je na swoje uda, gdzie do przytulania dołączyła jego druga ręka. Nieobecnie zaczął przejeżdżać po tej splątanej masie swoim kciukiem.
Sam siedziałem ze wzrokiem wbitym w podłogę. Właściwie szykowałem się już na opcję pierwszą z naszego wykazu. W ostatnich tygodniach to zazwyczaj ona brała górę. Nie wiedząc czemu, już zaczął rosnąć we mnie czerwony smok irytacji w odpowiedzi na protekcjonalność chłopaków, mimo że oni sami nie wydali jeszcze swojego wyroku.
Hobi wziął głęboki oddech i w końcu przesunął swój jasny wzrok na mnie.
— Jesteś pewien? — zapytał — wiemy, że ostatnio mogliśmy być trochę za bardzo… opiekuńczy, lekko mówiąc. I chyba nie chce za to przepraszać, nigdy nie będę przepraszał za dbanie o ciebie, ale… wiemy, jak tobie to przeszkadza. Jesteśmy skłonni ci teraz zaufać, więc jeszcze raz - jesteś pewien? — spojrzał mi w oczy.
Pozwoliłem przelać się między nami ciszę, kiedy sam brałem chwilę na zebranie myśli.
Ścisnąłem dłoń Hoseoka i nareszcie podnosząc wzrok na resztę obserwujących nas w ciszy chłopaków, uśmiechnąłem się delikatnie.
— Po pierwsze — zacząłem — Nie podam wam żadnego powodu dla którego cały czas buzują we mnie te wszystkie hormony. I mimo że faktycznie w ostatnich tygodniach nie byłem za milutki, a wręcz zmieniałem wasze życie w jeszcze większe piekło. — Wszyscy wypuścili małe, mokre chichoty — to teraz, kiedy od kilku dni wszystko jest dobrze, spokojnie, jestem w stanie powiedzieć, że wcale nie przeszkadza mi wasze zachowanie. Wasze uśmiechy, śmiechy, krzyki, przytulasy… W końcu mam wrażenie, że wszystko wraca do normy. I mam nadzieję, że wszystko w końcu wróci do normy. Na moje książki jestem w stanie przysiąc, że mi pomagacie. — Coś zmąciło moją wizję, pociągnąłem głośno nosem. Może bym się nawet zawstydził, gdyby nie to, że na tym etapie wszyscy wypuszczali brzydkie chlipy. — Więc proszę, pomagajcie mi dalej. Nie zwracajcie uwagi na moje zachowanie. Dobra, ja wiem, że to niemożliwe, ale chociaż spróbujcie. — Podczas szlochu prawie zachłysnąłem się powietrzem, taki byłem rozemocjonowany. — Tak bardzo was kocham!
Na ten moment w pokoju w którym odbyć się miało jedynie krótkie spotkanie przed wyjazdem do domu, nie było ani jednej suchej pary oczu. Niektórzy, jak Yoongi lub Namjoon, próbowali zachować godne Hyungów twarze, mimo, że wszyscy doskonale widzieli ich załzawione oczy. Niektórzy, jak Taehyung lub Jimin, nawet nie kryli się ze swymi uczuciami.
Jedno było jednak pewne. Wszystkich poruszyło moje wyznanie. I wszyscy, wszyscy, chcieli uwierzyć w moje słowa i sprawić, żeby zespół wrócił do stanu początkowego. Chłopacy nie potrzebowali więcej powodów do podarowania mi ich zaufania.
Ciężkie powietrze wcześniej wypełniające pomieszczenie, teraz stopniowo się rozrzedzało, mimo że nadal w powietrzu czuć można było woń słonych łez.
Yoongi wcześniej kurczliwie zaciskający dłoń na swoim udzie w próbie zatrzymania wylewu emocji, teraz kreował się na postawę raczej spokojną. Łzy w oczach wyschły, na ustach zagościł niepozorny uśmiech, lecz twarz nadal pozostawała ściągnięta w posępieniu. Mimo że nie ruszył się ze swojego miejsca na kanapie, w moich uszach jego głos jak brzmiał jak mruczenie kota, podczas gdy szeptał w moją stronę słowa małego pocieszenia.
“No już dzieciaku, Hyungowie ci pomogą.”
Tae stał na swoim poprzednim miejscu i nie ruszył się, chociaż jego nogi uginały się pod ciężarem jego lamentu, a mi z tyłu głowy świtała lampka, że coś może mu się stać. Sterczał tam, z wagą przestawioną na pięty i całym ciałem wygiętym w tył. Jego delikatna dłoń stanowiła bramę, kiedy przytrzymywał ją przy swoich ustach w celu zatrzymania szlochów, a z wytrzeszczonych oczu skierowanych na mnie, niepowstrzymanie spływały słone łzy.
Przebywający w pobliżu Seokjin nagle znalazł się przy nadal płaczącym Taehyungu i już przytulał go mocno, chowając jego głowę w swoją klatkę piersiową i pozwalając jego wyciu niknąć w jego koszulce. Dłońmi gładził na przemian włosy i plecy szlochającego piosenkarza, ale jego wzrok pozostawał skierowany w moim kierunku.
Jimin starał się grać twardego, lecz kiedy wysyłał w moją stronę skrzywiony uśmiech, domniemany spokój nie dosięgał jego oczu. Namjoon twardo stał na swym miejscu, ale wyzbył się już postawy do srogiego besztania, a jego twarz, odpowiadając na buzujące w jego ciele opiekuńcze instynkty, jakby pojaśniała. Jungkook zakrywał buzię dłońmi, ale na pokrzepiający uścisk Jimina odpowiedział z wdzięcznością.
A Hoseok trwał przy moim boku. Przyczepiony był do moich pleców jak słodka, kochająca pijawka, która zamiast wysysać ze mnie szczęście, wysyłała je w moim kierunku. Jedna z jego dłoni nadal zaciskała się na mojej, a druga gładziła mnie delikatnie po głowie.
Atmosfera panująca w pokoju zmieniła się raz jeszcze. Tym razem w powietrzu czuć było miłość. I mimo że było to tylko małe, jedne z wielu potknięć w ciągu naszej wspólnej, długiej drogi, to każde z nich wydawało się ostateczne. Bez wątpienia w umysłach większości od kilku marnych tygodni miały swój początek brutalne myśli o możliwych złych zakończeniach naszego konfliktu (oprócz Jimina, on zawsze wierzył z nasze powodzenie).
Jednak dzisiaj każdego zalało jezioro ulgi i nagle nasza droga nie wydawała się taka krótka, ani ciemna, ani pełna cierpienia. Wzdłuż jej chodników czaiła się za to beztroska, miłość i braterstwo, a na jej końcu czekali moi spełnieni członkowie.
— Kocham was chłopaki… — wyszeptałem obracając się w objęciach Hobiego i chowając twarz w jego szyi.
Na moją deklarację siedem głosów odezwało się zwartym chórem (oprócz Yoongiego, tego musiał do tego zmusić Taehyung) odpowiadających tym samym stwierdzeniem.
— My ciebie też Yong.
— No chodź no tu, niech ja ci tylko dam buziaka!
— Mówi się ‘Hyung’…
— Wiesz co Yong, ja ci postawię kolacje jutro.
Obejmujące mnie ramiona Hoseoka tylko zacisnęły się wokół mnie mocniej, kiedy pozwalał ten jeden raz działaniom wybrzmieć głośniej niż słowa.
Zaczęło się już parę dni później.
Za oknem od paru godzin panowała ciemność, a ja właśnie szykowałem się do snu.
Jakimś cholernym cudem udało się nam skończyć harmonogram planowo, a nawet odrobinę wcześniej i w końcu mieliśmy szansę na odrobinę odpoczynku. Znaczy, tak, musieliśmy siłą odciągać Yoongiego od jego studia, a Jungkookowi zabronić wyjścia na siłownię, ale ostatecznie spędziliśmy wszyscy razem przyjemny wieczór, jedząc smaczną kolację i popijając drogie alkohole (oprócz Taehyunga). Po potrzebnym nadrobieniu straconego czasu, jeden po drugim zaczęliśmy się rozchodzić do sypiali.
Kook, majaczący jakieś głupoty o naszym cudownym kraju i jego świetnych usługach dowozowych, opierał się na mnie swoim ciężarem. Zaskoczeniem nie było, że z moim wzrostem miałem problem z wniesieniem umięśnionego JK po schodach, musiał więc mnie ratować trzeźwy Tae.
Kiedy donieśliśmy go do łóżka, podziękowałem V przelotnym latającym buziakiem, po czym piosenkarz oddalił się by załatwić własne sprawy, a ja widząc brak współpracy ze strony starszego o rok chłopaka, pozwoliłem mu zostać tam gdzie leżał.
Oczywiście tak nie do końca, bo wpierw ściągnąłem jego skarpetki i obcisłe jeansy (po czym miałem wrażenie jakbym właśnie skończył biec maraton, tak się zmęczyłem), zmyłem chusteczką do demakijażu jego makeup i jako tako wcisnąłem jego długaśne kończyny pod kołdrę. Styczniowe, ponure noce często ziębiły Kooka, więc z miękkim sercem upewniłem się, by szczelnie otulić go z każdej strony.
Gdy Jungkook w końcu smacznie leżał przykryty kołderką, nieświadomy mojej właśnie przebytej męki, sam udałem się do łazienki. Wypiłem jedynie dwie lampki białego wina, więc w głowie przyjemnie szumiało, a ciało rozgrzewało się występując przeciw zimnu świata zewnętrznego.
Wskoczyłem pod szybki prysznic i zmyłem odrażający już makijaż. Szorowałem zęby, aby pozbyć się nieprzyjemnego zapachu mieszanki mięsa, czosnku i trunku alkoholowego, kiedy w otwartych drzwiach łazienki (w pokoju było zbyt duszno) stanął Namjoon będący w podobnym stanie co ja. Make-up zniknął z jego twarzy, mokre włosy były nierozgarnięte, rozważnie wybrane ubrania zmienione na komfortowe szare dresy i żółtą koszulkę.
Jednocześnie byłem, jak i nie byłem zdziwiony tym stanem spraw.
Z jednej strony RM miał w końcu własną toaletę, na tyle ile można było nazwać dzieleniem się nią z Taehyungiem. Już wkrótce mieliśmy się przenosić do nowego dormu, gdzie znajdować się miały pokoje dla każdego członka osobno, ale w tamtym czasie jeszcze nadal korzystaliśmy z jednocześnie irytującego i rozczulającego dzielenia się.
Z drugiej strony, patrząc na to ile nasz lider pracował i w jakim stresie pozostawał, miałem nadzieję, że zaśnie jako pierwszy i złapie jak najwięcej snu. Najwidoczniej rozgrzany alkoholem mózg nie zezwalał na chwilę przerwy, więc Hyung, szukając komfortu, poszedł znaleźć kogokolwiek, by później, już wraz z spokojnym duchem, wrócić do łóżka i zasnąć snem bezsennym.
Wracając. Namjoon oparł się o framugę drzwi i z zamkniętymi oczyma zmierzwił swoje już wcześniej nieposkromione włosy. Następnie ziewnął nie zasłaniając ust i podrapał się leniwie po brzuchu. Niegrzecznie. I to niby on upominał mnie na każdym kroku za moje zachowanie?
Zaszczyciłem starszego jedynie zaskoczonym spojrzeniem po czym na powrót zagapiłem się w swoje odbicie w lustrze. Czy to oto pryszcz na środku czoła? Świetnie, makijażystki będą narzekać, że muszą to zakrywać. Matko, czemu mam taką przesuszoną skórę pod oczyma… Chociaż w sumie patrząc na całokształt to nie jest źle.
Wolną dłonią zrobiłem w stronę swojego odzwierciedlenia pistolet z palców, po czym tą samą ręką naprężyłem nagi biceps. Dobra, za dużo, nie ośmieszajmy się.
Kiedy obok mnie wybrzmiało parsknięcie, opuściłem dłoń na zlew.
— Jesteś uroczy Yong.
Tkliwy uśmiech i jasne oczy Hyunga skwitowałem jedynie spojrzeniem ukazującym mój brak wrażenia.
Znów spojrzałem w lustro. Muszę nałożyć dodatkową warstwę kremu pod oczy.
Gorące ciało przyczepiło się do moich pleców. Ze względu na tą głupią różnice wzrostu, raper mógł swobodnie oprzeć swą brodę na mojej głowie, co uczynił po szybkim powąchaniu mych czystych włosów. Swoje długie, umięśnione ramiona oplótł wokół mej talii, a oczy zamknęły się w błogości. I stał tam jak idiota, waląc na mnie swój ciężar ciała, kiedy ja dusiłem westchnienie formujące się w gardle.
Od czasu po-koncertowej rozmowy, wszyscy staraliśmy się na nowo formować relacje i granice, które niestety zatarły się w czasie trwania sporu. Reszta coraz częściej wracała do beztroskiego skakania wokół mnie, lecz czasem nadal łapali się w wahaniach. I ja pracowałem nad swoim zachowaniem. Próbowałem przyjmować wszystko swobodnie, być wdzięcznym, nie poddawać się irytacji. Zwykle wychodziło mi śpiewająco, bo po burzy miałem niedobór witamin i musiałem się nimi nacieszyć. Nawet jeżeli nerwy zaczynały buzować, częściej niż rzadziej niszczyłem je u zarodka, by nie psuć naszej drogi powrotnej ku szczęściu.
Kiedy w końcu uznałem, że minęły ustawowe dwie minuty mycia zębów, pochyliłem się, żeby wypluć pastę i wypłukać usta. Naturalnie, ciało Namjoona ruszyło za mną, a jego ciężar zawisł się na mnie jeszcze bardziej. Chrząknąłem na nagle powiększoną niedogodność, ale nie zrobiłem niczego, by sobie pomóc. Stwierdziłem po prostu, że starszy był zbyt pijany, żeby dotarły do niego jakiekolwiek prośby.
Chociaż myśląc o tym w tamtym momencie, to nie przypominałem sobie, żeby raper pił jakieś ogromne ilości alkoholu. Kufel czy dwa piwa to chyba jedyne co dostało się do jego organizmu. Joon nigdy nie miał lekkiej głowy i zazwyczaj potrzeba było więcej, żeby upić go do nieświadomości. To pewnie zmęczenie i stres, pomyślałem wtedy.
Jaki ja byłem głupi.
Bo kiedy wytarłem usta ręcznikiem i wyprostowałem się do pionu (i nałożyłem dodatkową warstwę kremu pod oczu), obróciłem się w kierunku lidera, żeby zapewnić mu właściwą porcję przytulasów przed snem. A kiedy wtulałem się w jego zakrytą koszulką klatkę piersiową, spostrzegłem, że była jakby za gorąca.
Trochę zbyt gorąca
...
2443 słów
No hej to ja!
A czy to rozdział publikowany wcześniej niż półtora miesiąca od ostatniego? Tak, to on! Korzystam z wakacji i próbuję pisać jak najczęściej, chociaż przyznam się, że zaczęłam także ćwiczyć pisanie kreatywne. Mam jednak nadzieję, że uda mi się to rozłożyć w czasie i przez wakacje będziemy się widywać częściej!
Alex
6 notes · View notes
akreacja · 3 years
Text
11; ambicje
Tumblr media
11; ambicje
Wyjaśnienia słów parę: zmęczeni chłopcy i głupie bodźce.
...
Namjoon był chory.
Namjoon był kurwa chory. Jakim cudem? Cholera, nie wiedziałem, ale domyślałem się, że miało to coś do czynienia z naszym pełnym harmonogramem.
Kiedy w końcu zauważyłem, że raper był niepokojąco ciepły, i to nie po alkoholu, oczywiście jak najprędzej zaprowadziłem go do Seokjina i Yoongiego. Jako najstarsi, z doświadczeniem zdobytym poprzez dbanie o nasze głupie tyłki, wiedzieli lepiej, co zrobić w tej sytuacji, a mój spanikowany umysł i tak nie do końca nadążał za rozwojem sprawy. W głowie wyróżniała się tylko jedna myśl, wbijana mi do łba odkąd wprowadziłem się do dormu - jeśli coś jest nie tak, znajdź Hyungów.
Jak pomyślałem, tak zrobiłem i chwytając lidera pod łokieć, wyprowadziłem go z łazienki. Po drodze minęliśmy niewzruszonego, śpiącego Jungkooka, zamknięte już drzwi do pokoju Jimina i Hoseoka, a kiedy dotarliśmy do celu, bogu dziękowałem za to, że nadal tkwiliśmy w naszym mniejszym domu.
Nadal ciągnąc za sobą Joona, wpadłem jak nienormalny przez framugę, a moje dyszenie i niespokojne oczy musiały sprawić, że Seokjin, który leżąc w łóżku przeglądał telefon, skoczył na równe nogi. Pośpieszył do mnie i ze zmarszczonymi brwiami zapytał:
— Co się stało?
Nic nie mówiąc wepchnąłem średnio skoordynowanego Namjoona w ramiona starszego i naprowadziłem jego rękę na rozgrzane czoło.
— Jest za gorący — powiedziałem przejęty.
Opuściłem tę dwójkę, wierząc, że trzeźwy Jin zapanuje nad sytuacją.
Zdziwiłem się, że Yoongi przez cały ten czas nie zareagował na naszą spanikowaną krzątaninę. Hyung mógł sobie udawać przed wszystkimi twardziela z wysoko rozwiniętymi umiejętnościami sarkazmu, ale tak naprawdę był jedną wielką miękką kluchą stworzoną z miłości. Kiedy więc działo się cokolwiek alarmującego (tak, potknięcie na prostej drodze zaliczało się do tej kategorii), zaraz po Jinie przybiegał z odsieczą, gotowy poświęcić wszystko, by pomóc naszym zmartwieniom.
Dlatego dziwnym było, by raper zignorował całkowicie zakłopotanego Dongsaenga. No cóż, wypił tamtego wieczoru trochę więcej niż reszta, ale nawet na ogromnym kacu, po jednym czy dwóch marudzeniach, stawiał się na swojej warcie.
Zagadka rozwiązała się sama, bo kiedy odstąpiłem od Namjoona wylegującego się w bezpiecznych ramionach Seokjina i spojrzałem w stronę łóżka rapera, zauważyłem, że na jego uszach tkwiły słuchawki. Myślałem, miałem nadzieję, (bo budzenie Sugi zawsze wydawało mi się bardzo zabawne, a chyba potrzebowałem wtedy mieć z czego się pośmiać) że po prostu spał jak zabity, dokładnie tak jak Jungkook, ale ten idiota słuchał sobie w najlepsze muzyki, co rozpoznałem po palcach wybijających rytm na jego udzie i sprawnie działającej nóżce, poruszającej się wraz z muzyką.
Podszedłem do niego żwawym krokiem i będąc przy nim, uderzyłem go w ramię. Dobra, może trochę za mocno, ale na swoją obronę, nie do końca nad sobą panowałem. Suga podskoczył jak poparzony, oczy otworzyły się w szoku, a dłonie błyskawicznie zrzuciły słuchawki na łózko.
— Ej! Pojebało cię?! — krzyknął w moją stronę ze zmarszczonymi brwiami.
— Yoongi, proszę cię, nie przeklinaj… — wtrącił się Jin.
— Ale ty widziałeś co on zrobił?! Przecież to jest… — w końcu przekierował swój zdenerwowany wzrok na Seokjina, właśnie powoli przemieszczającego się z Joonem w stronę łóżka starszego. — Co się stało?
Wreszcie pan i władca poderwał się z łóżka i ze mną depczącym mu po piętach, podszedł do pozostałej dwójki pośpiesznym krokiem.
— Sam nie wiem. Yong go przyprowadził i tylko powiedział, że jest gorący. I faktycznie, wydaje się rozpalony… Chwila, powinienem mieć tu gdzieś termometr — odezwał się najstarszy.
— Yong, co się stało? — zapytał mnie Yoongi.
— Skąd mam kurwa wiedzieć. — wzruszyłem ramionami — Przyszedł do mnie do łazienki i zaczął się do mnie miziać. Myślałem, że po prostu jest pijany, ale jak się do niego przytuliłem to się kurwa sam zmęczyłem — wytłumaczyłem pospiesznie.
— Boże, Yong, opanuj się.
Seokjin oddalił się, by znaleźć wśród szuflad termometr, Namjoon leżał spocony na łóżku i rzucał w naszą stronę głupie chichoty, a Suga jedynie westchnął głęboko.
— Nie martw się dzieciaku, wszystko będzie dobrze. Jestem pewny, że Namjoon raz dwa wróci na nogi. — spojrzał na mnie — No już, Hyungowie się wszystkim zajmą, okej? — delikatnie położył swoją dużą dłoń na moim ramieniu i posłał w moją stronę pokrzepiający, mały uśmiech.
Seokjin wrócił trzymając w dłoniach swą zdobycz, Yoongi także przeniósł swoją uwagę na chorego. Zostałem sam na sam ze swoimi myślami. Kiedy Jin automatycznie mierzył temperaturę, odstąpiłem kilka kroków w bok, by dać im więcej przestrzeni do działania. Nie chciałem też przytłoczyć Joona zbyt wieloma pochylonymi nad nim osobami, ale odmawiałem sobie wyjścia z pokoju, gdybym mógł jednak jakkolwiek służyć pomocą Hyungom. Albo tak to sobie tłumaczyłem.
Prawie czterdzieści stopni. No odrobinę za dużo. Chłopcy poczęli ściągać z rapera koszulkę i przerzucali między sobą instrukcje - coś o wodzie i szmatce, lekach, managerze.
Jin podszedł do mojego boku i łapiąc mnie za ramię, zmusił mój wzrok do skupienia się na nim. Uśmiechnął się z zaciśniętymi ustami, ale tak znajomy widok nie przyniósł ukojenia, kiedy jego oczy pozostawały twarde i ostre.
— Kochanie, bądź cukiereczkiem i idź do Taehyunga. Nie powinieneś być teraz sam — powiedział — Nie musisz go budzić, niech się wyśpi. — poklepał moje ramię — No idź już, idź. Hyungowie mu pomogą. — popchnął mnie w stronę drzwi.
Rozmazany obraz sprawiał, że potykałem się po drodze, ale uparcie, jak mi rozkazano poszedłem do pokoju Namjoona i Tae, gdzie ten drugi już smacznie spał, nieświadomy.
Moje oczy zaczęły piec. Nigdy nie radziłem sobie z cierpieniem kogokolwiek z rodziny. Byłem bezużyteczny, bo starsi bracia zawsze mi dogadzali, a kiedy to ktoś inny miał problem, nigdy nie pozwalali mi się nimi zajmować, ani kłopotać sobie głowy.
Na sekundę przez moje ciało przeszła błyskawica nienawiści do kraju, gdzie to starsi wiekiem odczuwali większą odpowiedzialność nad młodszymi, niż nad własną osobą. Miałem ochotę rzucać kurwami we wszystkie strony. Ale tak szybko jak to uczucie nadeszło, tak szybko odeszło.
W ten oto sposób nigdy nie nauczyłem się jak postępować z chorym, bo zawsze byłem od tego widoku odsuwany jak tylko się dało, także przez samego niezdrowego. Moje jedyne doświadczenia pochodziły z czasów, kiedy sam ukrywałem swoje dolegliwości, i metodą prób i błędów na własną rękę próbowałem się kurować.
Z resztą, nie tylko wprawiało mnie w przerażenie. Namjoon był naszym liderem. To on zawsze stał na przedzie, to on był nam kierunkowskazem na drodze. Bez niego nasza grupa nie radziła sobie zbyt dobrze. Byliśmy pogubieni i niezorganizowani, a przytłaczającą rolę przywódcy musiał na ramionach nosić nieprzyzwyczajony do tego Hoseok.
Za dwa dni mieliśmy brać udział w sezonowym rozdaniu nagród. W tempie gwałtownego wzrostu naszej popularności pewny byłem, że w nasze dłonie trafi nagroda czy dwie. To nasz przewodnik zawsze pilnował, żeby wszystko dopięte było na ostatni guzik, stał na straży dobrego zachowania zbyt ochoczych członków maknae line i zachęcał do dawania przemówień. Co zrobilibyśmy z tym zamieszaniem gdyby zdrowie Namjoona wcale by się nie poprawiło? Który z nas byłby na tyle odważny by nanieść na siebie tak wielką odpowiedzialność i reprezentować grupę?
Ostrożnie wślizgnąłem się pod grubą kołdrę i wtuliłem w klatkę piersiową V, który przyzwyczajony do takich akcji, nawet się nie przebudził, kiedy przez sen ściskał mnie w swoich ramionach. Tam było mi dobrze, ciepło, bezpiecznie. Większa postura piosenkarza oblewała mnie dookoła, sprawiając wrażenie tarczy, gotowej do obrony. Jedna z jego dłoni dotarła do moich włosów, które zaczął nieświadomie rozczesywać palcami. Tak, teraz było mi lepiej.
Nie chciałem zasnąć. Przez kilkanaście minut w uszach dźwięczała mi krzątanina dwóch najstarszych po domu, ich ściszone rozmowy i ciche pomrukiwania Namjoona. W końcu po jakimś czasie, dzięki ciepłemu oddechowi Tae uderzającego w moje uszy, zapadłem w niespokojny sen.
Oczywiście Namjoon nie dał rady się pozbierać w takim krótkim czasie. Było z nim lepiej, gorączka ustała, ale lekarz nadal zalecał odpoczynek w łóżku. I nie ważne jak bardzo narzekał i skarżył na swój los, przekonujące, zmartwione spojrzenia starszych i głośne prośby młodszych przekonały go do wzięcia faktycznej przerwy.
W najlepszym interesie wytwórni także było, żeby raper wyzdrowiał w spokoju, niż potem przez dłuższy okres nie dawał sobie rady. Wszyscy musieliśmy być na najwyższym szczeblu produktywności, ale to nasz lider zawsze dawał z siebie dwieście procent. Lepiej było dla wszystkich, żebyśmy wytrwali bez niego kilka dni więcej, niż pracować razem z nim na niepełnych obrotach przez dłuższy okres.
Nadszedł dzień rozdania nagród. Stres związany z publicznymi wystąpieniami, który odszedł już lata temu w niepamięć, teraz powrócił z zadziwiającą siłą. Dawno nie doświadczyłem tego specyficznego uczucia serca w gardle i było to mniej przyjemne niż pamiętałem. Kiedyś to doznanie tylko popychało mnie bardziej do działania, ale szczerze mówiąc, wtedy miałem ochotę schować się przed światem w toalecie i nie wychodzić calutki wieczór. Dłonie pociły mi się jak jasny chuj, głowa bolała bez przyczyny, serce waliło w piersi. Wziąłem tabletkę przeciwbólową, a po zastawieniu, nawet i drugą, żeby nie ryzykować wpadką przed publicznością.
Rozglądając się po pokoju zauważyłem, że nie tylko ja cofnąłem się o lata wstecz w rozwoju emocjonalnym. W powietrzu czuć było napięcie, mało kto się odzywał, nikt nie opowiadał zjebanych, sprośnych żartów, za to wszyscy warczeli na kogokolwiek kto ośmielił się przerwać ich potok myśli.
Każdy z nich radził sobie inaczej. Yoongi jak zwykle udawał niewzruszonego podczas przeglądania swojego telefonu, lecz wprawione oko dostrzegało opadnięcie jego brwi i nadąsany wyraz warg. Hoseok, określany przez fanów drugim liderem, chodził jak zegar po całej długości pokoju i co chwilę sprawdzał wszystko i wszystkich, żeby było przynajmniej dostatecznie dobrze. Jimin będący naszą emocjonalną wróżką, próbował każdego pocieszać i podnosić na duchu, ale po zupełnym zignorowaniu przez Taehyunga i groźnym spojrzeniu Seokjina, sam do niego podszedłem, żeby go pokrzepić przytulasem. Nie mogłem już patrzeć bezczynnie na te wielkie oczy i urocze policzka, które pokrywały się rumieńcem zażenowania. Chim znajdował ukojenie własnych zmartwień w podbudowywaniu innych i brak akceptacji jego zalotów przez resztę na pewno zabrała duże żniwo na jego własnych uczuciach.
Jungkook, wybrany przez wytwórnię do zastąpienia Namjoona jako główny mówca, siedział skulony na kanapie i maniakalnie wzrokiem przejeżdżał po swojej zapisanej kartce. Między jego brwiami uformowała się bruzda stresu, którą miałem ochotę wygładzić palcem, a usta wymawiały po cichu niektóre słowa.
Kook zazwyczaj uciekał od przemawiania na rozdaniach nagród. Podczas koncertów, jasne, bułka z masłem, lecz takie imprezy były jak jego najgorsze demony. Często nawet na scenie kręcił się między członkami, aby uciec przed wyczekującym spojrzeniem Namjoona, więc często malował swój własny los - karcenia poza zasięgami kamer. Dla mnie to tańczenie zwykle było niezwykle zabawne, jakbym oglądał jakąś dobrą komedie, ale powstrzymywałem się zawsze od wybuchnięcia śmiechem, żeby samemu nie wpaść pod wkurzone oczy lidera.
Oczywiście, kiedy dowiedział się o decyzji wytwórni, która dla niego była jak wyrok śmierci, błagał i błagał, lecz decyzja pozostała niezmieniona. Niektórzy z nas próbowali się za nim wstawić, a niektórzy zmęczeni wkurzającym nawykiem drugiego najmłodszego i chorobą Namjoona, po prostu westchnęli i wyszli z pokoju. Osoby postawione wyżej stwierdziły, że zbyt dużo czasu minęło odkąd Jungkook odzywał się publicznie i fani domagali się paru słów. Nie ważne więc jak bardzo piosenkarz był niezadowolony z tej koncepcji, była ona finalna, żeby uniknąć jeszcze większego zamieszania w przyszłości.
Sam nie potrafiłem już bezczynnie usiedzieć w miejscu. Dotychczas próbowałem uspokoić się na kanapie, przy Yoongim, i zajmowałem umysł strzelaniem oczyma z jednego kąta do drugiego, wkurwiając wszystkich wokół machaniem nogą i wybijaniem sobie palców. Kurwa, kurwa, kurwa. Kiedy zacząłem maltretować skórki przy paznokciach, przyjąłem do świadomości, że aktualne sposoby nie działały i tylko bardziej pogrążałem się we własnej, ciemnej świadomości, a ucisk w klatce piersiowej zwiększał się. Potrzebowałem czegoś innego by wrócić na ziemię.
Przeglądając ostatnio Twittera trafiłem na jakieś miłe konto, w którego treść nie zagłębiałem się dokładnie, lecz jeden post z niego zapadł mi w pamięci - przedstawiał sposoby na ratunek w chwilach zatracenia w stresie. Przypomniałem sobie kilka sposobów i wstałem z kanapy.
Ruszyłem w stronę łazienki. Jeden krok, drugi krok, trzy, cztery, pięć… Szedłem ze spuszczoną głową, wpatrując się w swoje poruszające się stopy, w pełni skupiony na wyznaczonym sobie zadaniu. Już po tych kilku chwilach poczułem jak ból głowy zmieniał się w delikatne mrowienie.
Docierając do toalety obliczyłem jakieś plus minus trzysta kroków. Od razu podszedłem do zlewu z wielkim lustrem i włączyłem lodowatą wodę. Czekając aż kranówka przybierze odpowiednią temperaturę, wziąłem kilka głębokich oddechów, czując jak powietrze przechodziło po kolei przez mój nos, gardło i płuca, a klatka piersiowa otwierała się. Wsadziłem ręce pod wodę i skupiłem się na uczuciu mrowienia, a nawet bólu, który stopniowo rozchodził się przez koniuszki palców po centrum dłoni. Ignorowałem to szczypanie przez chwilę, ale kiedy odczucie stało się nie do zniesienia, sycząc wyrwałem się spod strumienia i przytuliłem ręce do piersi, próbując je ocieplić.
W green roomie właściwie nic się nie zmieniło. Wszyscy nadal trwali na swoich miejscach, lepiej lub gorzej radząc sobie z frustracją. Jedynie we mnie tliło się teraz ciepło emitujące w stronę moich braci. I mimo że udręka nadal dawała o sobie znać, uderzając co jakiś czas do mojej głowy, tym razem nie pozwoliłem jej wziąć nade mną górę, po prostu akceptując te uczucie wymęczające powoli mój organizm.
Jungkook nadal powtarzał swój przygotowany wcześniej tekst. Wiedząc, że świadomość, iż na jego barkach spoczywał tamtejszy wieczór, robiła zamieszanie w umyśle i sercu mojego najmłodszego Hyunga, zamiast usiąść na moim poprzednim miejscu, ruszyłem w jego stronę. Stanąłem za nim, za oparciem kanapy i swoje zimne dłonie położyłem wpierw na jego nagiej szyi, by zwrócić na siebie uwagę i oderwać Kooka od tej cholernej, stresującej go kartki, a kiedy dostałem oczekiwaną reakcje podskoku i bardzo męskiego krzyku (szkoda, że nie udało mi się tego nagrać, dobry materiał do szantażowania), przełożyłem je na zakryte bawełnianą koszulką ramiona, które zacząłem ugniatać delikatnie.
— Hyung, wszystko będzie okej.
— Ty wiesz, że to mi wcale nie pomaga, nie? — opuścił swoją kartkę na kolana i rozejrzał się po pokoju.
— Spójrz na to z drugiej strony - to tylko kilka chwil, a potem wszyscy o tym zapomnimy. Po za tym, będziemy cały czas za tobą.
— Ehh, ale internet nie zapomni… A co jak zapomnę tekstu? Potknę się po drodze? Przecież to jest jakiś kuźwa najgorszy koszmar! — zasłonił swoją twarz dłońmi.
— Nie zajmuj se głowy tym co myśli o tobie internet. Jeżeli coś się stanie, najważniejsze, że my puścimy to w niepamięć. Razem poradzimy sobie ze wszystkim — zapewniłem i pogłaskałem go delikatnie po ułożonych już włosach.
Jak się spodziewaliśmy, zostaliśmy wywołani na środek dość prędko. Kiedy dotarliśmy na scenę, Jungkook niepewnie wystąpił przed szereg, odebrał nagrodę z głębokim ukłonem, lecz nie podszedł do mikrofonu. Zanim wykonał finalny krok rozejrzał się po nas wszystkich, jakby czekając na poparcie. Pokiwałem mu głową i uśmiechnąłem się delikatnie. Aura Kooka rozjaśniła się niczym gwiazdy, kiedy każdy z braci chronił jego plecy.
Kiedy krzyki fanów cichły, drugi maknae klasnął kilka razy w statuetkę i zacisnął na sekundę wargi, po czym podszedł do mikrofonu. ARMY widząc jego ruchy, na powrót zaczęły skandować. Piosenkarz się speszył, uśmiechnął nieśmiało i zaczął rozglądać po sali.
— Tak! Yyy — spojrzał znów na figurkę — po pierwsze, to wspaniałe uczucie zdobyć nagrodę ‘Najlepsi artyści roku’. Bardzo dziękuję za umożliwienie nam zdobycia tej wspaniałej nagrody. Są też ludzie, którym chciałbym podziękować raz jeszcze. Naszym HMS, którzy zawsze ciężko pracują razem z nami. HMS i członkom naszego staffu, który zawsze nas filmuje i jeszcze naszym menadżerom Hyungnims, którzy rozpoczynają swoje dnie, zanim my rano otworzymy oczy i ciężko pracują przy naszym boku aż do nocy. Chciałbym podziękować im jeszcze raz. Normalnie jesteśmy zbyt zażenowani, żeby w pełni mówić o naszych uczuciach, ale zawsze mamy dużo energii poprzez oglądanie jak pracujecie i wyczekujemy dalszej współpracy. Dziękuję wam bardzo! A do wszystkich ARMY gdzieś w świecie… Dziękuję i kocham was!** — uśmiechnął się czarująco i zrobił serduszko z palców.
Kiedy wrócił w szeregi, a z mikrofonu rozbrzmiał nosowy głos Hoseoka, poprzednie poddenerwowanie zniknęło całkowicie z jego ciała. Po oddaniu statuetki w dłonie rapera, jego kończyny rozluźniły się, a dłonie złączył przed sobą w swobodnym uścisku. Jego brwi przestały tworzyć brzydki grymas i zamiast tego jego twarz złagodniała. Oczy nie rozglądały się nerwowo po całym pomieszczeniu, spokojnie przejeżdżały po tłumie. Zęby już nie maltretowały warg, które teraz zostawały delikatnie rozchylone.
Uśmiechnąłem się dumnie. Poklepałem go dyskretnie po plecach, a kiedy Jungkook spojrzał w moją stronę z zadowolonym z siebie chichotem, pokiwałem mu głową i wysłałem oczko.
Przecież mówiłem, że wszystko będzie w porządku, a ja zawsze mam rację.
...
2560 słów
Witam wszystkich bardzo serdecznie!
Matko, uwierzycie, że minął już rok od kiedy wstawiłam pierwszy rozdział? Ciągle pamiętam jak byłam z nich zadowolona w porównaniu z poprzednimi książkami, ale teraz jak na nie patrzę po roku to jednak nie są takie cudowne jak mi się wydawało. Bardzo ciekawe jak sama jestem w stanie zauważyć swoją (mam nadzieję) poprawę w pisaniu, zwłaszcza w dialogach, które zawsze były dla mnie koszmarem!
A wracając już do samej książki, zauważacie jakąś różnice? Staram się pisać faktyczną fabułę i nią podążać wbrew startowemu postanowieniu, że każdy rozdział to oneshot. Ale musze przyznać, że tak mi się pisze lepiej! Kilka następnych rozdziałów jest już zaplanowanych, a ja nie mogę się doczekać, by je napisać!
Tylko, że muszę w takim razie naprostować parę rzeczy, bo po roku sama zapomniałam co ja tam pisałam na początku.
Czy ja coś pisałam, że Yong jest na studiach? Wydaje mi się, że tak i że miała to być historia. Zastanawiałam się, czy zrezygnować z tego wątku, ale zdecydowałam się go zostawić. Nie będzie on oczywiście na pierwszym planie, ale jest dobry jako po prostu rzecz w tle. W BTS tylko Jin skończył studia i w sumie tym się sugerowałam, kiedy po raz pierwszy to wprowadziłam.
**  -  fragment z wypowiedzią Jungkooka, jest prawdziwy. Dokładniej jest to przemowa z MMA 2018 za zdobycie Artist of the Year.
Jeszcze chcę naprostować czas, kiedy dzieje się akcja. Chciałam, żeby to był właśnie 2018, ale chyba gdzieś coś wspominałam o świętach, więc załóżmy, że MMA miało miejsce 1 lutego, a nie 1 grudnia. W takim razie aktualnie jest 1 lutego 2018 i tym będę się sugerować w kolejnych rozdziałach.
Mam nadzieję, że macie przyjemne wakacje, pełne spokoju. Przyda się, bo już wkrótce znowu szkoła xdd.
Alex.
6 notes · View notes
akreacja · 3 years
Text
07; pieśń o awersji
Tumblr media
07; pieśń o awersji
Wyjaśnienia słów parę: przedstawienie godne podziwu.
...
2014 - minął rok od debiutu BTS.
Klasa wrzała od głosów zrzędzących, zmęczonych, wygłodzonychnastolatków.
Osamotniony tkwiłem w ostatnim rzędzie ławek, tuż obok okna. Lewą dłonią mechanicznie wkładałem do swoich ust duże kawałki jedzenia.
Danie to nie należało do wykwintnych, trochę ryżu i mięsa, które odmówiłem sobie podczas wczorajszej kolacji i z ciężkim sercem spakowałem do szklanego pojemnika.
W dormie trainee nie było nikogo, kto gotowałby świeże śniadania, ba, nikt nie miał na to czasu o poranku. Ceniła się wtedy każda minuta poświęcona na odpoczynek po wielogodzinnych próbach i nikt nie składał w ofierze swojego samopoczucia za darmo. Jedzenie mniejszych ilości wieczorami stopniowo przeradzało się z ostateczności w zwyczaj, aż w końcu zakwitnęła we mnie sztuka ignorowania ssącego uczucia żołądka. Musiałem jednak coś przekąsić z rana.
Swego czasu, niedoświadczony i świeżo przeprowadzony do Seulu zapomniałem o ‘śniadaniu’, a następnie zemdlałem z braku witamin w organizmie. Jeden z bardziej stresujących momentów mojego życia - wizja przerwy od ćwiczeń dyktowanej przez lekarza, a następnie wyrzucenie z wytwórni, bo nie pojawiał się u mnie progres, wciąż mąciła mym umysłem, kiedy podejmowałem tę ważną decyzję o zapadnięciu zmierzchu.
Prawą dłonią wściekle pisałem kolejne słowa zadania podyktowanego mniej niż dziesięć minut temu.
Miałem nadzieje skończyć całą pracę jeszcze w szkole, żeby nie ślęczeć nad nimi w ciemnościach. Szczęście spadło na mnie tamtego dnia - dwie ostatnie lekcje zostały odwołane. Dysponowałem więc możliwością spokojnego powrotu do budynku Big Hitu i oddania się wszelakim przygotowaniom. Pewnością było, że nawet z dodatkowymi godzinami w rękawie, w napiętym grafiku nie byłoby chwili na odrabianie pracy domowej. Trenerzy, widząc moją pochyloną sylwetkę nad książkami, wynajdywali nagle dodatkowe zajęcia. Byłbym zmuszony do pracy w późnych godzinach wieczornych, kiedy ani ciało, ani umysł nie działałyby prawidłowo.
Dodatkowo ta pustka odczuwalna mimo pełnych pomieszczeń naszego dormu. Niektórzy zostali posypani dodatkową szczyptą szczęścia podczas narodzin i znajdowali znajomych, którzy dzierżyli ciężar wzajemnych problemów, do czasu aż któryś z nich nie został wyrzucony. Większość jednak wolała skupić się na własnych celach i nie rozpraszać się błahostkami. Ile godzin spędziłem na zaszywaniu się w kanciapach ciemnych korytarzy wytwórni, nie chcąc wracać do tych pełnych, zimnych łóżek, w których leżały dusze równie suche i egoistyczne, wiem tylko ja sam.
A w klasie zgrane paczki przyjaciół narzekały na trudne lekcje, bezlitośnie plotkowały o kimkolwiek, kto padł ofiarą ich spojrzenia i cieszyły z chwili wolnego czasu, popijając lemoniadę arbuzową i americano na wynos przez metalowe rurki. Zewsząd dało się usłyszeć oburzone okrzyki popychających się nawzajem dzieciaków, narcystyczne pochwały rzucane między sportowcami i niezrozumiałe dla mnie równania matematyczne płynące falami od uczniów pomagających sobie nawzajem. Niektórzy spacerowali, niektórzy spali, niektórzy przeglądali media społecznościowe. Moje nozdrza zapełniał drażniący zapach jedzenia, potu i duszących, słodkich perfum.
Podczas kiedy inni oczyszczali swoje umysły od nadmiaru nowej wiedzy, ja zmuszałem pulsującą tępym bólem dłoń do wykonania jeszcze kilku ruchów, by skończyć zdanie. Odłożyłem długopis i ciągle wędrując pałeczkami od moich ust do pojemnika, machałem dłonią piszącą w powietrzu. Nie pozwoliłem sobie jednak na dłuższą przerwę i ignorując palenie w nadgarstku pisałem dalej.
Wiedziałem, że szum jadącego pociągu będzie akompaniował mi w uszach podczas robienia zadania zleconego na następnej lekcji, ale nie zraziło mnie to do pracy. Czekał mnie wówczas ważny dzień.
Zanim poznał mnie z nimi sam CEO Big Hitu, sam kilka razy przelotnie wpadłem na BTS w labiryncie korytarzy i pomieszczeń wytwórni.
Jedyna zadebiutowana grupa BigHitu - mimo, że nie mieli jeszcze wielu fanów, w budynku każdy ich znał. Każdy zazdrościł, że udało im się osiągnąć własne cele, że udało im się zadebiutować. Nie miało znaczenia w jakim pomieszczeniu byś się znalazł, zewsząd usłyszałbyś lekceważące wymysły na ich temat. Nikt nie utrzymywał z nimi głębszej relacji - byli tajemnicą, legendą dla niedoświadczonych dzieciaków jak ja. Nie tylko wytwórnia trzymała nas osobno i dbała o brak rozproszeń z obu strony, ale po debiciue sława przyspieszała, analogicznie więc i treningi musiały zmienić swoją, i tak już absurdalną, częstotliwość.
Seokjina poznałem, kiedy zdesperowany wrzucałem monety do automatu z przekąskami.
Był to czas, kiedy uniżając się przed szatanem wepchnąłem w siebie całą kolację, a cały następny ranek odpokutowałem poprzez nieznośne nudności z głodu. Docierając do budynku tkwiłem na skraju świadomości, a wizja treningu tańca w takim stanie nie miała ciepłego miejsca w moim sercu. Wydając swoje skromne oszczędności kupiłem małą paczkę czipsów ziemniaczanych. Wiedziałem oczywiście, że nie pomogą one w zaspokojeniu głodu, ale musiały przytrzymać mnie przy zdrowych zmysłach do obiadu.
Wpatrywałem się tęsknie, może trochę dramatycznie, w ostanie miedziaki w mojej dłoni, kiedy zbliżył się do mnie Jin. Rozpoczął ze mną rozmowę, dla niego najpewniej przyjazną, a dla mnie niezręczną. Nie mogłem zapanować nad sporadycznymi łaknieniami wpełzającymi jak zdradziecka żmija między moje słowa i nerwowego podrygiwania rąk. Starszy nie zaprzestał swojej gadaniny, podczas gdy najpierw ja, a potem on skorzystał z automatu. Podczas żegnania się, wcisnął mi w dłoń garść monet. Zanim zdążyłem zaprotestować, ten już chował się za rogiem.
Yoongi wleciał pewnego dnia do studia, w którym pracowałem w ramach zajęć komponowania. Z jego oczu biło szaleństwo artysty w chwili natchnienia. Zażądał, żebym oddał mu na chwilę komputer, a ja pod naporem silnych oczu Sunbaenima, z których biła jednocześnie prośba i brak akceptacji dla mojej potencjalnej odmowy, posłusznie ustąpiłem krzesła. Suga nie tracił czasu i mamrocząc coś pod nosem zaczął błyskawicznie klikać na komputerze.
Nie chciałem wyjść na niegrzecznego, więc aby przypadkiem nie podglądać co robi starszy, z szacunkiem obróciłem się do niego plecami i z wielkim zainteresowaniem przyglądałem się półkom wiszącym na ścianie. Minęło kilka minut, a moje nogi zaczęły dudnić bólem od stania - w pomieszczeniu nie było innych krzeseł - kiedy raper odsunął się od biurka, poklepał mnie po głowie i rzucając szybkie ‘Dziękuję!’, wyleciał tym razem z pokoju.
Namjoona zauważyłem, kiedy przyszedł do naszego pokoju treningowego porozmawiać z nauczycielem rapowania.
Każdy z nas musiał być wykształcony we wszystkich możliwych dyscyplinach. Nie ważne było czy miało się do czegoś predyspozycje, czy nie, wytwórnia wychodziła z założenia, że każda umiejętność może kiedyś być przydatna. Powszechnym na świecie przecież było, że w niektórych sferach ma się mniejsze kwalifikacje, jednak trenerzy z każdego przedmiotu byli tak samo surowi.
Rap nie był moją mocną stroną - szybkie wymawianie sylab sprawiało, że plątał mi się język. Nie wiedziałem, jak poradziłbym sobie przy wolniejszych dźwiękach, ponieważ wytwórnia nie pozwalała na takie produkcję. Stawiała na styl hip-hopowy, szybki i dynamiczny. Nie było w nim miejsca na statyczne, spokojne melodie. Na każdej lekcji robiłem z siebie pośmiewisko potykając się o słowa, a następnie kuląc się pod naporem agresywnych wypowiedzi nauczyciela.
Namjoon poznał mnie właśnie w takim upokarzającym momencie. Profesor natychmiast wyprostował się ze swojej górującej nade mną postawy i zaprzestał swojego wywodu. Ruszył z prawdziwym raperem na bok i rozpoczął z nim cichą rozmowę. Zalała mnie ulga, że uniknąłem zniżenia mojego poczucia wartości do poziomu rowu mariańskiego. Beztroska nie trwała długo, bo prędko zauważyłem prześmiewające spojrzenia innych nastolatków. Z głową przeciążoną wstydem, odszedłem samotnie do swojego kąta po butelkę wody, a kiedy obróciłem się na powrót w stronę rapera, ten spojrzał na mnie znad ramienia nauczyciela i uśmiechnął się do mnie, puszczając przy tym oczko.
Hoseok tylko jeden, jedyny raz przyszedł wesprzeć nas podczas treningu tańca.
Wytwórnia sama nie zorganizowałaby takiego spotkania, od razu wiedziałem, że raper wprosił się bez zaproszenia i zgody. Tłumaczył się, że miał chwilę wolnego czasu, ale nie chciał jej marnować, więc przyszedł popilnować świeżaków.
Pod czujnym okiem starszego, któremu nie umykał nawet najmniejszy szczegół, denerwowałem się bardziej niż zwykle. Tu się potknąłem, tu nie zdążyłem dobiec na swoją pozycje, tu zapomniałem choreografii w połowie ruchu. Na plecach czułem palące z irytacji spojrzenia reszty trainees, kiedy przeze mnie musieliśmy od nowa zapętlać muzykę. Później zostałbym zaciągnięty między jakieś korytarze przez pewną grupę, ale wtedy powoli przestawałem topić się w morzu zawstydzenia. Hoseok nie skarcił mnie ani razu. Zawsze szczycąc mnie delikatnym uśmiechem i jeszcze delikatniejszym dotykiem, podawał mi pomocną dłoń i ustawiał w dobrej pozycji.
Na Taehyunga wpadłem podczas przechadzki okrężnymi tunelami firmy.
Parę minut wcześniej doznałem ostrych słów, które jak sztylety wbijały się w moje serce i pozostawiały blizny. Nie miałem siły ani odwagi spojrzeć komukolwiek w oczy, kiedy moje własne wypełnione były palącymi łzami grożącymi upadkiem. Kiedy po zakończeniu zajęć, reszta rozeszła się prosto na inne ćwiczenia, ja przygryzając policzek od środka, wykorzystałem tą chwilę na uspokajające błądzenie.
Najpierw usłyszałem, zanim poczułem. Do uszu wpierw dobiegł dźwięk nieznajomych, spiesznych kroków, a po chwili ciało wybiegające zza zakrętu uderzało w moje ciało. Razem upadliśmy na ziemie. Ostatnia kropla goryczy została przelana i nie potrafiąc dłużej zapanować nad emocjami, żałośnie zatrząsnąłem ramionami. Następnym faktem, który zarejestrowałem były czyjeś duże dłonie rozpaczliwie wycierające moje łzy i przyciągające mnie do czyjejś klatki piersiowej. Pragnąc tak długo nieodczuwanego ciepła, wtuliłem się w nieznajomego. Dopiero kiedy targające całym ciałem szlochy zmieniły się w płytkie pociąganie nosem, dosłyszałem przy uchu czułe szeptanie. Taehyung pokierował mnie do łazienki, pomógł przywrócić twarz do akceptowalnego stanu, nalał kubek wody. Wybiegł z przeprosinami i obietnicami rozmowy wciąż tkwiącymi na ustach.
Jungkook zjawił się za mną niczym duch.
Skutkiem nieprzespanych nocy, pewnego wieczoru wymyśliłem skryty plan pójścia do sklepu.
Po bezustannych treningach, skrupulatnie wybierałem pośpieszny powrót do dormitorium i odpoczynek, ale w ciągu tamtych miesięcy sen stawał się luksusem, którego nie przychodziło mi doznać. Nie wyczekując za bardzo kolejnych godzin przewracania się z boku na bok, po opuszczeniu wytwórni zamiast skręcić standardowo w lewo, skręciłem w prawo, w kierunku wciąż świecących szyldów sklepów.
Przed debiutem nie miało się przypisanego managera, który dbałby o nasze bezpieczne podróże. W dziczy miastowej trzeba było radzić sobie samemu.
Kiedy przeglądałem wzrokiem kolorowe etykiety rozmaitych smaków gorzkich czekolad, czyiś sklepowy koszyk zderzył się z moim udem. Razem z właścicielem zaczęliśmy się wzajemnie przepraszać, lecz pojedyncze spojrzenie w twarz obcego zatrzymało mnie w słowach. W oczach Jungkooka mignął cień rozpoznania, złapał mnie za ramię i błagalnie poprosił o przemilczenie tej kwestii. Po uspokojeniu pomógł wybrać mi najlepsze przekąski i po wymianie przysięgi o milczeniu, poklepał mnie odrobinę niezręcznie po plecach.
W końcu był tylko o rok starszy, a tak o wiele więcej przeżył.
Jimin za to… Z pewnością nie był sobą, którego przyszło mi poznać w niedalekiej przyszłości. Słodziutki chłopak sprzed kamery, podczas naszego spotkania przemienił się w ogara piekielnego.
Cotygodniowe ważenie przed wszystkimi praktykantami nakładało na każdego niesamowite pokłady stresu. BTS jako debiutanci mogli doświadczać tego w komforcie swojej grupy. Reszta trainees musiała zmagać się z wiedzą, że ich wyniki zostałyby wywieszone na przeróżnych tablicach w wytwórni.
Pokój z wagą w środku i lekarką, którą mimo jej dobrotliwego usposobienia, nikt nie darzył sympatią, zawsze okalany był ponurą otoczką płaczu, strachu i krzyku. Nie było to miejsce na czułe pocieszanie i delikatne zachęcanie do działania lepiej - pomieszczenie to było synonimem ciętego bata w dłoni dyktatora.
Tamtego dnia przygryzając policzki do krwi i z bijącym sercem czekałem w kolejce na swoje własne wejście wstydu. Rutyna, która mimo naszego cichego sprzeciwu, kreowała się z tygodnia na tydzień została zrujnowana przez wejście Jimina do sali. Już padało moje nazwisko, już miałem się chwiejnie ruszyć do przodu, kiedy piosenkarz poprosił o szybkie załatwienie sprawy.
Tłumaczył, że podczas przeglądu zespołu miał niespodziewane dogrywki do ich nowej piosenki, więc nie mógł być na nim obecny.
Wciągnął w płuca haust ciężkiego powietrza. Lekarka bezlitosnym tonem przeczytała liczbę, która dla nas nie znaczyła nic, ale zakorzeniła się w mózgu starszego niczym chwast na polu stokrotek. Karcącym tonem dodała jednak, że przytył dwa kilogramy, że powinien się postarać bardziej, bo wiele chłopców czeka na jego miejsce w zespole. Piosenkarz cały poczerwieniał na twarzy, jego brwi zmarszczyły się, a usta zamiast trwać w jego typowym szamańskim uśmieszku, teraz układały odstraszający grymas.
Zaraz po nim przyszła moja kolej. Lekarka zmieniła swoje podejście i gratulującym tonem oznajmiła, że straciłem kolejne dwa kilogramy. Uśmiech na jej twarzy nie niósł ulgi, przynosił groźbę. Siedzący na podłodze piosenkarz, wciąż ubierający swoje ciężkie buty, ściągnięte do badania, posłał mi ostre spojrzenie. Kiedy schyliłem się po własne obuwie, nasze oczy się spotkały, ale zanim zdążyłem w jakikolwiek sposób okazać otuchę, starszy wstał gwałtownie. Nie zwracając uwagi na to, że miał tylko jednego buta na stopie, brwi uniósł kpiąco, a usta przedstawiały cierpkość, którą odczuwał. Odwrócił się na gołej pięcie i wymaszerował za drzwi.
Szansa na jakąkolwiek rozmowę z chłopakami była zaszczytem, na który nie zasługiwałem. Nie było to dużo, nie trwało to długo, ale wystarczało, aby unieść w górę skalę moich marzeń. Jeszcze bardziej utwierdziło to moje postanowienia. Wspominanie o nieśmiałym uśmiechu Jungkooka lub ciepłych dłoni Taehyunga, przywoływały na moją twarz głupi uśmiech, a policzki okrywały się różem. Mimo wszystko nie sądziłem, że ponownie przyjdzie nam natknąć się na siebie nawzajem. Usatysfakcjonowany byłem tym co zostało mi zesłane i nie śmiałem prosić o więcej.
Jednak jakiś czas później spotkałem się z nimi wszystkimi za pośrednictwem CEO. Najwyraźniej zostałem wybrany, aby dołączyć do oficjalnego składu zespołu. Bang uzasadniał to próbą zdobycia w ten sposób nowych fanów, ale nie zwracałem już wtedy uwagi.
W głowie panował niepowstrzymany chaos, miłe wspomnienia okryły się grzmiącą burzą. Dlaczego to ja zostałem wybrany? Bang doskonale zdawał sobie sprawę, że rapuje gorzej niż łoś, a w tańcu nadal zdarza mi się potykać niczym nowo narodzony jelonek. Bez wątpienia, w przeciągu paru sekund dałoby się wybrać kogoś bardziej pasującego do tej roli.
Co pomyśleliby o tym wszyscy fani? Czy nagle odwróciliby się od chłopaków? Czy pociągnąłbym ich w dół? Scenariusze możliwego disbandu przez moje wejście wyraźnie rozgrywały się w mojej wyobraźni.
Jednak najważniejsze były reakcje chłopaków. Większość przynajmniej zdawała się mnie tolerować. Lecz wspólne życie, a przelotne złapanie kontaktu na korytarzu był zupełnie odmiennymi sytuacjami.
Przecież oni nawet nie wiedzieli kim byłem. Pewnie zdobyli już jakieś podstawowe informacje, ale nic, poza tym. Ja także ich nie znałem. Moje obeznanie o nich kończyło się wraz z podstawową wiedzą fana i tego, co wbrew mojej woli przeleciało przez moje uszy w salach wytwórni.
Czy gdyby dowiedzieli się o mojej osobie więcej, zaakceptowaliby mnie? Przygarnęli pod swoje skrzydła? W końcu ich przywiązanie, jak zimny, listopadowy wiatr, wprost uderzało człowieka, kiedy widział ich razem. Jak mogłem po prostu wejść w sam środek tych pięknych, czystych relacji i wszystko zepsuć?
Wkrótce mogłem pozwolić sobie na odpoczynek, ale jeszcze nie wtedy. Wtedy dalej kontynuowałem rytmiczne stukanie długopisem o papier. Nauczyciel wszedł do klasy. Została godzina.
W uszach wybrzmiewało moje własne arytmiczne bicie serca. Wielkie, wygłaszające słuchawki na mojej głowie tylko potęgowały poczucie zamknięcia i samotności. Na skroniach zaczęła pojawiać się mżawka potu, z ust wydostał drżący oddech. Po starannie dobranej i wyprasowanej koszulce pozostał już tylko mokry, wygnieciony ślad.
Przede mną stał nieznajomy mikrofon, na włosach osiadły nieznajome słuchawki, w nieznajomym pokoju. Wszystko było nieznajome, nie było przy mnie żadnego czynnika, który byłby przyjazny, znajomy, pocieszający. Stałem jak królik w pułapce w odciętym pokoju, w kompletnej ciszy, czując się bardziej odizolowany niż kiedykolwiek.
Reszta zespołu stała razem po drugiej stronie szyby w różnym stanie rozluźnienia.
Lider Namjoon, który nigdy nie miał chwili na relaks, w stronę jednego z towarzyszących nam producentów, wskazywał na kartce z tekstem jakieś poprawki.
Seokjin matczyną, opiekuńczą dłonią poprawiał wzburzone włosy roztańczonego Hoseoka. Na jego twarzy gościł słodki uśmiech, a kiedy wspominał o dbaniu o zdrowie, jego karcący głos ociekał miodem.
Yoongi wzdychając wyganiał jednego ze starszych mężczyzn z fotela, na którym siedział. Ze skoncentrowanymi oczyma sam zasiadł i zaczął pośpiesznie klikać, podczas gdy niezadowolony producent zaglądał mu przez ramię.
Hoseok próbował odgonić natrętnego Seokjina, ale jego walka nie była zadziorna. Na jego buzi malował się wdzięczny uśmiech, a popchnięcia nie niosły w sobie żadnej siły.
Jungkook i Taehyung siedzieli razem na kanapie. Ramię V czule okrążało szyję Kooka, a ten, unikając kontaktu wzrokowego, bawił się swoimi palcami. Tae musiał próbować rozluźnić atmosferę, bo sam w śmiechu odrzucił swoją głowę w tył, a wargi JK rozchyliły się nieśmiało ukazując dwa przednie zęby.
W całym tym zgiełku tylko jedna osoba kierowała na mnie uwagę. Jimin stał niezłomnie samotnie, z sukcesem ignorując zaczepki innych. Plecy oparł o ścianę, a ręce skrzyżował na piersiach. Brwi uniesione, usta wydęte, język wepchnięty w policzek - po raz kolejny przestawiał ten sam obraz w mojej obecności. Od czasu mojego nadejścia nie spuścił ze mnie uwagi. Kamery jego oczu rejestrowały każdy mój ruch i zapisywały w sprawnym umyśle wszystkie moje niedociągnięcia.
Cały tamtejszy dzień odbiegał od rutyny. Z powodu stresu obudziłem się o wiele za wcześnie, ledwie dobijając czterech godzin snu. Nie chcąc nikomu przeszkadzać, wziąłem ze sobą książki i zacząłem zapisywać kartki papieru zaległym esejem z historii. Podczas gdy reszta zaczęła niepośpiesznie wymykać się z objęć snów, ja zaczynałem szykować się do wyjścia. Kiedy reszta zaczęła podjadać liche śniadania, ja już stawiałem kroki za progiem domu.
Nie poinformowałem innych trainees o moim spotkaniu z BTS, nie było takiej potrzeby. Wywołanie zazdrości i konfliktów między młodziakami nie było moim celem.
W szkole sprzecznie ze sobą, nie potrafiłem się skupić. Myśli dryfowały, a dłoń zatrzymywała w swoich ruchach. Jeżeli nauczyciele zauważyli, nie skomentowali tego. Uznali zapewne, że pozwolą mi ten jedyny raz na swawolę, bo nigdy wcześniej nie sprawiałem podobnych problemów. Na lunch zjadłem baton proteinowy, który znalazłem pod poszewką mojej łóżkowej poduszki.
Wykładowcy w BigHicie nie byli tak wyrozumiali. Za każde potknięcie, za każde zająknięcie, czekały mnie salwy ganiących zdań. Usłyszałem ich wiele tego dnia. W oczach niektórych trainees zaczęła płonąć satysfakcja z moich porażek.
Zanim przeszedłem przez drzwi do studia, z nerwów podskakując w miejscu, machałem dłońmi w marnej próbie uspokojenia buzujących emocji. Pogrubiło to tylko warstwę potu na mojej skórze. Stojąc przed wejściem z ręką na klamce, odliczyłem do dziesięciu i zanim mogłem znaleźć okazję na zmianę zdania, otwarłem je.
Rozmowy, które wcześniej dobiegały ze środka, teraz ucichły.
Wystarczył jeden krok w głąb pomieszczenia, żeby znalazło się przede mną czyjeś ciało. Namjoon biorąc na swoje barki rolę przywódcy, powitał mnie z szacunkiem, nie ukazując możliwych negatywnych emocji płynących z mojej obecności.
— Cześć Yong. Jak miło, że do nas dołączyłeś. Wszyscy jesteśmy bardzo podekscytowani.
Na jego twarzy widniał uspokajający uśmiech, a zaraz po wymianie głębokich ukłonów, jego ciężka dłoń znalazła się na moim ramieniu. Zwracając się tym razem w stronę grupy w pomieszczeniu, znów się pochyliłem.
— M-Mam nadzieję na owocną współpracę. Proszę, zajmijcie się mną! — wyćwiczone przeze mnie przed lustrem słowa, które swoją perfekcyjną wymową miały podnieść moją odwagę, rozchwiały się.
Moje potknięcie nie zraziło jednak reszty. Wręcz przeciwnie.
Dłoń rapera na moim ramieniu ścisnęła się pokrzepiająco, zza dzwonienia w uszach usłyszałem czyjeś gruchanie.
Gdybym podniósł wtedy oczy, które nadal były utkwione w moich butach, zauważyłbym, że dla reszty wcale nie oznaczało to mojej niekompetencji.
Jin spoglądał na mnie przyjaznymi oczyma, szerokie ramiona napięły się, wstrzymując jego ciało od ruszenia w moją stronę.
Gdyby ktoś nie znał Yoongiego wystarczająco dobrze, pomyślałby, że ten rzucał w moją stronę chłodne grzmoty, a jego skrzyżowane ramiona to oznaka braku otwartości. Reszta jednak rozpoznała jak, pewne linie jego twarzy rozluźniały się podczas spoglądania w moim kierunku. Jego barki nie były więc barierą, a raczej tamą, powstrzymującą jego opiekuńcze emocje przed wylaniem się na świat.
Namjoon delikatnie próbował pokierować mnie do pionu, a Hoseok kiwał się na piętach w geście podekscytowania.
Jungkook stał niepewnie za wszystkimi, ale stojący obok Taehyung szeptał do niego za pewnie pokrzepiające słowa.
— Jesteś… Hyung…
Podniesiony na duchu Kookie, niezdarnie wypchnął swoją pierś do przodu i wyprostował się, aby wydawać się wyższym. Dla jego przyjaciół to, jak prędko wziął do serca rolę Hyunga i opiekuna nad nowym dzieciakiem, było rozczulające.
Jimin nawet się nie przywitał. Z burzliwą aurą stał jak najdalej ode mnie. Kiedy naszła jego pora do wzięcia głosu, ostentacyjnie ruszył do producentów i zaczął wypytywać o jakieś głupoty. Piosenkarz uparcie ignorował niezadowolone spojrzenia reszty, a oni nie mogli w czasie pracy skorygować jego zachowania.
Podskoczyłem, kiedy usłyszałem ciche pstryknięcie. Ręką sięgnąłem w stronę rozsuniętych słuchawek, ale dobiegł mnie dźwięk śmiechu. Nie śmiechu szczerego, zafascynowanego, nie, nie. Był to śmiech pogardliwy, bezczelny i arogancki. Mięciutkie mochi w moim towarzystwie przemieniało się w coś nie do strawienia.
Nasunąłem duże poduszki na uszy. Nie chciałem słuchać Jimina, nie chciałem widzieć jego kpiącego wzroku, nie chciałem czuć jego zuchwalstwa. Najbardziej jednak nie chciałem pozwolić sobie na rozproszenie i ukazanie jeszcze większej puli słabości. W końcu konkurowałem o swoje miejsce z innymi trainees. Wreszcie wyciągałem dłoń w kierunku moich marzeń i nie mogłem stracić tej szansy.
Po debiucie zostawało się wrzuconym do klatki pełnej głodnych lwów. Z każdej strony atakowała opinia fanów, publiki, krytyków i innych ważnych person w branży. Nie można było pozwolić, aby czyjeś słowa wpłynęły na twoje przetrwanie.
— Yong, możemy zaczynać? — zapytał mnie przez mikrofon jeden z producentów.
Reszta chłopaków skupiła się na mnie. W zapomnienie popadły ważne rozmowy, urocze przekomarzania i matczyne narzekania. Świat zamilkł, a cała sala wyczekiwała mojej odpowiedzi.
— Pewnie…
Rozbrzmiała muzyka. Była to nowa piosenka chłopaków, zwyczajna linia melodyczna. Tekst był napisany, ktoś z wytwórni podarował mi go parę dni temu i kazał wyuczyć się go śpiewać do melodii. Mimo to, reszta specjalnie nie nagrała jeszcze własnych głosów, bo to spotkanie miało finalnie zadecydować, czy mój głos i styl ich dopełniał.
Chłopcy wysyłali w moim kierunku pokrzepiające spojrzenia. Żadna para oczu nie odwracała się ode mnie, a cała ta atencja zaczęła rozgrzewać moje ciało jeszcze bardziej. W ich wzorku kryło się jednak coś więcej niż tylko wsparcie - była to także powaga, nadzieja i wyczekiwanie. Wyczekiwanie na pierwsze wsłuchanie w mój głos, powaga, aby nie przegapić żadnej tonacji, i nadzieja, że mimo wszystko będę przydatny dla grupy.
Spojrzenie Jimina oczywiście nie miało w sobie ani odrobiny ciepła. Niosło za sobą prośbę o porażkę. O ukazanie, że incydent z warzeniem nie znaczył o jego upadku, że nadal był tym słodkim chłopcem, który uwielbiała być rozpieszczany.
Basy zaczęły uderzać w znajomym rytmie. Przez te parę dni słyszałem ich tak wiele razy, że potrafiłbym zanucić tę melodię w trakcie snu. A mimo to, rozproszony głodnym zwycięstwa wzrokiem starszego i onieśmielony ciepłymi spojrzeniami reszty, nie zacząłem, jak to miałem w zwyczaju, liczyć do wejścia wokalu.
Wszystko runęło po przyswojeniu tej wiedzy.
Wybity z tropu zacząłem panikować i z rozwartymi, jak ryba na powietrzu wargami zacząłem rozglądać się nerwowo. Jakby coś w tym ciasnym, pustym pokoju miało naprowadzić mnie na właściwy rytm.
Zdekoncentrowany, nawet nie dosłyszałem tej subtelnej zmiany w wysokości melodii ani różniącego się od reszty uderzenia basu. Piosenka się zaczęła, a ja nie zacząłem śpiewać.
— Ymm… Uh…
Miałem wrażenie jakby puste dźwięki powoli zajmowały wszystkie moje zmysły. Uszy bolały od głośnej muzyki, a umysł nie potrafił skupić się na niczym, poza porażką.
Przegrałem. Zawiodłem. Nie dowiodłem swojej wartości. Gdzieś z tyłu głowy dokuczała myśl, że to już koniec. Nie dostałbym przepustki do BTS. Przez mijające lata kisiłbym się w oziębłym dormie z resztą trainees i przyglądał, jak jeden po drugim rozsypują się jak domki z kart. Nikt nie zostałby w moim życiu na dłużej, żyłbym od twarzy do twarzy, od treningu do treningu, od sprawdzianu do sprawdzianu.
— Okej, Yong, zaczniemy jeszcze raz. — powiedział jeden z producentów.
Muzyka ucichła, a wraz z jej odejściem, wrócił mój trzeźwy umysł. Przez ogłuszający szum przedostały się głosy chłopaków. Cyniczny śmiech Jimina mieszał się z pokrzepiającymi, zmartwionymi komplementami reszty, tworząc niezrozumiałą dla mnie masę głosek.
— Nie wstydź się Yong! — krzyknął Hoseok.
Chim zarechotał na jego słowa. Dla niego ta sytuacja najpewniej była idealna. Pozbył się konkurencji w grupie. Cały ten upokarzający dla niego incydent powoli wypłynąłby ze wszystkich umysłów. On dalej piąłby się po drabinie sławy, walcząc ze swoimi demonami w towarzystwie kochanych osób, podczas gdy ja dalej pociłbym się na myśl o wróceniu na lekcje rapu.
Tylko, że wtedy coś we mnie pstryknęło.
Słuchanie Jimina po raz pierwszy nie przyniosło lęku i obawy. Po raz pierwszy to nie jego głos najgłośniej obijał się wokół mojej czaszki. Po raz pierwszy wpuściłem do siebie słodkie słówka reszty chłopaków, pozwoliłem na ukojenie mojej duszy.
Wraz z tą świadomością pojawił się we mnie ogień.
Nie był to jednak ogień zażenowania, który odczuwałem przez cały ten czas. Był to ogień determinacji. Serce i umysł wypełniły się pocieszeniem, a moje niespokojne miętolenie koszulki i ogólne machanie rękami ustąpiło. Zastąpiły je ściśnięte dłonie za plecami i usta. Oczy zmrużyły się w oczekiwaniu, kiedy posłałem przez szybę kciuka w górę i odchrząknąłem, żeby przegonić z gardła bulę nadchodzącego płaczu.
Piosenka znów zaczęła lecieć. Tym razem zacząłem odliczać w idealnym momencie, tak jak podczas tych wszystkich prób w samotności.
Raz, dwa, trzy, cztery. Raz, dwa, trzy, cztery…
Mój głos w końcu wybrzmiał. Jakby tylko czekając na wydostanie się z moich strun głosowych, zaryczał donośnie od pierwszego słowa. Niedosłownie.
Najważniejszym podczas śpiewania było wykrzesanie z siebie sto procent, od samego początku. Jeżeli pierwsze wyrazy byłyby za słabe, źle wypowiedziane, runęłaby cała piosenka. Tego uczyli nas w początkowych dniach po dołączeniu do wytwórni. Żeby wepchnąć nasze wcześniej skryte emocje w te pierwsze parę wersów.
A we mnie było wiele wzburzonego napięcia
Dalej było już tylko łatwiej. Podniesiony na duchu dobrym startem, dałem się pochłonąć muzyce. Zanim się zorientowałem, w uszach wszystkich wybrzmiewały ostatnie słowa wyśpiewane bez podkładu muzycznego.
W końcu zamilkłem. Zamknąłem usta i orzeźwiłem wysuszone gardło śliną.
Na zewnątrz rozbrzmiały oklaski. Kochani chłopcy wstali i nawet dla tak marnego przedstawienia jak moje kierowali owacje na stojąco.
Producenci zadowoleni posyłali podniesione kciuki, Seokjin bił brawo uśmiechając się uroczo. Yoongi poważnie kiwał głową, chociaż kąciki jego warg uniosły się nieznacznie. Namjoon utrzymując fasadę profesjonalizmu tylko klaskał wraz z innymi, a Hoseok podekscytowany podskakiwał i wykrzykiwał różne pochwały. Jungkook, jak zwykle nieśmiały, nie miał zamiaru robić nic śmiałego, ale widząc ucieszonego moim sukcesem Taehyunga i Hobiego, sam pozwolił sobie dołączyć do ich małego, wesołego grona. Jimin został na swoim miejscu przy ścianie, jednak zamiast posyłać mi nienawistnych spojrzeń i irytujących uśmieszków, teraz zawzięcie wypalał dziury w swoich trampkach.
Nagle onieśmielony wyszedłem z pokoiku nagraniowego. Nie miałem nawet chwili na przyswojenie wstydu, bo od razu zaatakowany zostałem masą przytuleń od J-Hope’a i Tae. Nawet Kookie po kilku chwilach delikatnie i nieśmiało objął mnie swoimi ramionami. Seokjin wcisnął się między cały ten bałagan i dumnie głaskał mnie po głowie.
— To co, może w ramach świętowania jakaś kolacja? — zapytał Namjoon.
Pomieszczenie wypełniły pełne zgody głosy. Producenci zadowoleni z mojego występu i zauroczeni zachowaniem chłopaków, puścili nas wolno po wypowiedzeniu paru słów o moim głosie. Uwolniony z objęć natrętnych chłopaków, siedziałem samotnie na kanapie, ale nawet wtedy czyjaś obecność zawsze była mi towarzyszką. Poprzednia profesjonalna fasada i wstrzemięźliwość zniknęła, pozostała tylko szczerość.
W końcu wyszliśmy z budynku. Większość ruszyła przodem, przekrzykując się w zaklepywaniu miejsc w samochodzie, ale Yoongi uparcie trzymał się za mną. Kiedy zatrzymywałem się, żeby przepuścić kogoś na korytarzu czy wymienić szybkie pozdrowienia, ten zamiast gonić chłopaków, zatrzymywał się razem ze mną.
Kiedy otworzyłem drzwi, powitał mnie powiew październikowego, chłodnego powietrza. Od razu poczułem jak zimno otacza moje ciało, owijając się niczym zamrożony sweter wokół uszu i odsłoniętych dłoniach. Otuliłem się znoszoną, niebieską kurtką, którą przywiozłem ze sobą z domu.
Mimo to wieczór był przyjemny. Serce nadal palił ogień determinacji, a umysł zaćmiony był zadowoleniem. Włosy i ramiona czuły pokrzepiającą wagę dłoni reszty, a oczy poszukiwały ich najmniejszego uśmiechu. Słońce już prawie skryło się za horyzontem, ale niebo nadal pomalowane było pomarańczowymi pozostałościami zachodu. Lampy na ulicy oświetlały drogę zmarzniętym nastolatkom, pijanym starcom, zabieganym matkom.
Dobrze było mieć świadomość, że nie musiałem wracać samotnie do domu ciemnymi uliczkami, bo w aucie, podstawionym przed budynkiem, czekało na mnie pięć przyjaznych twarzy. Że w akademiku pełnym młodych ludzi, nie czułbym się samotny, bo zamiast być pogrążonym w nauce, wysłuchiwałbym głośnego śmiechu Seokjina. Że zamiast położyć się w zimnym łóżku, pod drzwi odprowadziliby mnie dbający o mnie Hyungowie, a ja po raz pierwszy od przybycia do stolicy zasnąłbym z ciepłem rozpływającym się wzdłuż mojego ciała.
Jimin stał obok wejścia i wpatrywał się w swój telefon. Nie wiedziałem, dlaczego zdecydował się zatrzymać, ale czekały mnie ciepłe uściski Taehyunga i nagrzany van, więc nie zamierzałem dłużej stać na zimnym powietrzu. Ruszyłem do przodu.
— Chyba nie było tak źle. — uśmiechnąłem się w stronę starszego.
Nie zamierzałem być niemiły, ale głowa nadal buzowała adrenaliną, a poczucie niesprawiedliwości tliło się z każdym spojrzeniem na piosenkarza. Leżąc później w łóżku postanowiłem o rozpoczęciu żmudnych starań o serce starszego, ale wtedy pozwoliłem sobie triumfować.
Podniecenie przelało się przez moje ciało, kiedy starszy podniósł wzrok, ale zamiast odesłać kąśliwy komentarz albo chociaż krzywe spojrzenie, chłopak jakby zamarł, wpatrując się we mnie nieodczytywalnie.
Maszerujący za mną Yoongi krztusił swój śmiech kaszlnięciem.
...
4651 słów
Uff, to była niezła przejażdżka uczuć.
Nie martwcie się, już koniec bałamucenia z kolejnością rozdziałów, następny będzie już pełnoprawny, nowy.
Alex
2 notes · View notes
akreacja · 3 years
Text
06; wywiad
Tumblr media
06; wywiad
Wyjaśnienia słów parę: ponura rzeczywistość ukryta pod warstwą pasteli, kwiatów i uśmiechów.
...
Dla niektórych ludzi życie idola mogłoby równać się życiu na Marsie. Niby wszyscy wiedzieli, że być może da się jakoś normalnie funkcjonować. Ba! Z zapartym tchem wpatrywali się w poczynania ludzi żyjących na Marsie, ale jednak żaden przeciętny obywatel świata nie spieszył się, żeby go posmakować.
Jeżeli decydujesz się na bycie idolem, musisz poddać się pewnym regułom. W końcu, przez ramię wygląda ci cały świat, czekający tylko na jakikolwiek temat do plotek. Żeby utrzymać kontrolę nad tym, w jaki sposób ludzie o tobie mówią, sam musisz podać na tacy materiały nadające się na pierwsze strony gazet. Wywiady. Nie wyobrażaj sobie jednak, że możesz mówić to co ci ślina przyniesie na język. Każda sylaba wydostająca się z twych ust powinna być przynajmniej trzy razy porządnie przemyślana. A jeżeli zignorujesz zasady...
Czasem chciałem poddać się jedynie przyjemnością życia. Produkować muzykę i występować na scenie. Jako pracownik wytwórni musiałem się jednak podporządkowywać i promować swój wyidealizowany wizerunek. Często targały mną sprzeczne, skrajne emocje, dotyczące tego czy byłem, czy też nie byłem, zobowiązany do występów publicznych. Na jednym ramieniu siedział mały, uroczy aniołek tłumaczący cierpliwie cichym, miękkim głosem, że to tylko dzięki fanom byłem w stanie robić to co kocham i być z moimi braćmi. Na drugim jednak siedział głośny, odrażający diabełek rechoczący, że jako człowiek wolny nie byłem zobowiązany do robienia niczego poza moją wolą. Zwykle jako potulny baranek wytwórni pokładałem swoje nadzieje w cherubinie - pracowałem systematycznie, z wytrwałością i bez narzekania. Jeśli jednak to demon przejmował kontrolę nad moim umysłem... Łatwo przywołać było w pamięci zaciśnięte ze złości pięści Hyungów.
Rzadko zdarzało się, aby wywiady były inne niż nudne. W zasadzie po pewnym czasie zauważyłem pewną powtarzalność. Zawsze musieliśmy ze sztucznymi uśmiechami odpowiadać na te same pytania. Zawsze pojawiała się sprawa dylematu sercowego, pewien skandal do omówienia, zawsze był wspomniany całokształt naszej pracy. Zawsze ktoś wytykał jej wady i zalety, zawsze ktoś się zirytował, a w miarę dobry humor wyparowywał jak chipsy podczas złego wieczoru.
Niewygodne, plastikowe oparcie krzesła wbijało mi się w plecy. Niespokojny zacząłem się uporczywie wiercić i kręcić próbując znaleźć wygodniejszą pozycję. Ostrzegawcze spojrzenie Namjoona skutecznie mnie uspokoiło. Przysunąłem się bliżej krawędzi siedzenia mebla. Nadal było mi niewygodnie, ale przynajmniej nie miałem sztucznego tworzywa wbijającego się między moje łopatki. Złączone dłonie położyłem na swych udach, ale już po pięciu żałosnych sekundach zacząłem bawić się własnymi palcami.
Byłem zanudzony na śmierć. Pytania nie różniły się niczym od tych zadanych podczas ostatnich dwóch tygodni promocji. W pokoju było duszno, jaskrawe lampy oślepiały moje oczy i byłem pewien, że te cholerne krzesło przyprawi mnie o bóle pleców.
Czyjaś dłoń jakby niewidzialnie, niepostrzeżenie próbowała przemknąć po moim udzie. Podniosłem wzrok i spojrzałem na kończynę intruza. Nie musiałem się utwierdzać poprzez patrzenie na twarz, po samym wyglądzie dłoni wiedziałem, że to Taehyung. Ścisnął parę razy moją nogę pokrzepiająco i już chciał ją zabrać, skryć w kieszeniach swoich spodni, ale szybkim ruchem zahaczyłem swoim palcem wskazującym o jego mały palec. Niewerbalnie poprosiłem o jeszcze odrobinę wsparcia. TaeTae rozumiejąc mnie bez słów zostawił swoją dużą dłoń na moim udzie, a następnie pogłaskał je delikatnie i ścisnął raz jeszcze.
Wyrwałem się z tego prywatnego, kochanego świata stworzonego ze mnie i Hyunga, kiedy usłyszałem, jak ktoś wymówił moje imię. Podniosłem wzrok przed siebie i szybko próbowałem odnaleźć się w rozmowie.
— To może być trochę dziwne pytanie, ale którą część ciała Yonga lubicie najbardziej? — spytał gospodarz.
Najwidoczniej nie tylko ja zostałem wyrwany z własnej głowy. Nie pozwoliłem sobie jednak na chwilę nieuwagi i wyparłem ze swej twarzy jakiekolwiek ślady zniesmaczenia i dyskomfortu. Miałem nadzieję, że zrobiłem to wystarczająco szybko, aby nie zaniepokoić fanów. Na twarz wmusiłem swój najbardziej przekonujący uśmiech licząc, że to wystarczy.
Nastała chwila niezręcznej ciszy. Namjoon szybko zaczął mówić cokolwiek, żeby ją zapełnić. Skąd wzięło się w ogóle takie pytanie? Stary zboczeniec. Czy on tak bardzo chce się dowiedzieć czy przypadkiem Hyungowie nie obmacują mnie podczas snu?
Coś targnęło moim sercem. Przelała się przez nie fala goryczy. Goryczy do tych mężczyzn, goryczy do naszej kultury, goryczy do społeczeństwa, systemu, samego siebie. Czy media zareagują na tą zniewagę? Może staną w mojej obronie, a może staną się moim katem? Czy ARMY stworzą pokrzepiający hasztag, a pod moimi postami spłyną serduszka niczym deszcz w sierpniowy wieczór? Zastanawiałem się, czy moi Hyungowie wypowiedzą się w jakikolwiek sposób. Naturalnie wiedziałem, że gdybyśmy trwali w sytuacji prywatnej, bez wahania stanęli by w mojej obronie. Ale to nie działo się za kulisami. Teraz byliśmy w pracy, gdzie obowiązywały nas pewne zasady. Musieliśmy zrobić wszystko co w naszej mocy, żeby nie pogorszyć sytuacji. Bardziej zaniepokoiła mnie własna reakcja. Tyle razy chełpiłem się wyrobionymi ciężką pracą mięśniami, swoją dojrzałością, ciętym językiem i bystrym umysłem. Dlaczego więc, kiedy doszło do sytuacji, w której mogłem wykorzystać te atrybuty do obrony własnej, po prostu zamarłem? Dlaczego się nie odezwałem, nie zacząłem krzyczeć, nie wstałem z krzesła, nie wyszedłem. Dlaczego się nie sprzeciwiłem...
Na wszystkich twarzach zauważyłem czyste zaskoczenie i zniesmaczenie. Yoongi nawet nie próbował powstrzymać grymasu wspinającego się na jego twarz niczym cień rzucony na ścianę. Namjoon wyraźnie zesztywniał na swoim miejscu jakby szykował się do ucieczki, a Seokjin próbując okłamać cały wszechświat, że słucha, przeskakiwał wzrokiem z reportera na któregoś z nas. Z twarzy Hoseoka z każdą milisekundą spływał jak Niagara jego uśmiech, a oczy Jimina przyciemniły się przypominając dwa małe, rozżarzone węgielki. Taehyung swoim gorącym wzrokiem próbował przebić ścianę, od której nie odrywał spojrzenia, jego dłoń zacisnęła się na moim udzie niemal boleśnie. Siedzący przede mną Jungkook wyprostował się i wypchnął swoją pierś do przodu próbując zakryć mnie przed wścibskim wzrokiem gapiów.
— Yong zwraca bardzo dużą uwagę na to jakich kosmetyków używa i jak one pachną. Dlatego właśnie jego włosy zawsze pachną niesamowicie, zwykle jakimiś owocami. Najbardziej to odczuwamy, kiedy wychodzi spod prysznica i zapach roznosi się po całym domu. Osobiście uwielbiam woń maliny — skomentował Namjoon.
Dobrze dobrana odpowiedź, punkt dla ciebie Joonie. Nie było w niej nic kontrowersyjnego, czegoś co ludzie mogliby dwojako odczytać. Chyba, że ktoś by się uparł i wywnioskował z tej wypowiedzi, że moi Hyungowie brali czasem ze mną prysznic. Nie jest to jednak informacja potrzebna dla publiki.
— Dla mnie będą to jego oczy — pośpiesznie dopowiedział Yoongi — każdy ma sekrety, ale Yong w szczególności jest tajemniczym gościem. Znamy się jednak tak długo, że jedno spojrzenie w jego oczy wystarczy, że dowiedzieć się o czym myśli.
I to miał być ten introwertyczny facet, który przed kamerą usilnie wyrywał się z moich czułych uścisków? Nie pozostałem jednak zdziwionym na długo - Suga zawsze za zwyczaj miał odczytywanie ruchu naszych ciał jakby były ciekawą książką, od której nie mógł się oderwać. Dlatego to on był zazwyczaj pierwszym który zauważał rychłe niezadowolenie danego członka. Nie afiszował się jednak swoją wiedzą. Jeżeli sytuacja nie była poważna na tyle by powiadomić kogoś innego, okazywał swoje wsparcie po cichu. Nagle na twojej szafce nocnej pojawiały się tabletki przeciwbólowe, w telefonie samoistnie tworzyła się uspokajająca playlista, a do torby na siłownie przywędrowały małe przekąski.
— Um, ah! Jego ramiona! — Hoseok obrócił się na krześle w moją stronę i ścisnął moje ramie — Są nie tylko dobre do drzemki podczas przerw, ale podczas tańca wyglądają najlepiej, zwłaszcza kiedy nosi za dużą koszulkę. — dokończył dumny ze swojej odpowiedzi i błysnął swoim słonecznym uśmiechem w stronę kamery.
Dodał na zakończenie zalotne mrugnięcie okiem. Jego oczy skierowane na mnie dodały mi otuchy. Znajdowała się w nich taka ilość zamiłowania, że nagle onieśmielony skłoniłem swoją głowę. Hobi ścisnął moje ramię ponownie, ale nawet jeżeli przykleił chichot na swoją twarz, to jego oczy po skierowaniu ich na dziennikarza pozostały zimne niczym lód.
Zaraz potem uwaga widowni przeniosła się na podekscytowanego Jimina. Ten głupiutki Hyung podskoczył na swoim miejscu, a jego dłoń wyskoczyła w powietrze. Zachowywanie się jak siedmiolatek po raz pierwszy siedzący na lekcji matematyki leżało po prostu w jego naturze.
— Jego uśmiech oczywiście! Nawet jeżeli wszyscy jesteśmy wykończeni po pracy, on nadal tkwi na jego twarzy i poprawia nam wszystkim humory.
W między czasie Taehyung cofnął swoją dłoń z mojego uda. Zanim mogłem zacząć się dąsać z braku kontaktu fizycznego, poczułem jak jego palce ostrożnie rozplątały moje ściśnięte dłonie. Zarumieniłem się delikatnie na tę akcję chociaż powinien być przyzwyczajony. Tae jest jednym z członków, który pokazuję swoje uczucia, kiedy tylko ma okazje. Upływ lat nie przyzwyczaił mnie do troski, którą obdarzali mnie starsi. Palce Taehyunga po wykonaniu swojego zadania delikatnie wsunęły się między moje. Jego dłoń była o wiele większa od mojej, prawie całkowicie zamykała moją w troskliwym uścisku, ale to tylko pogłębiło uczucie ciepła rozchodzące się po moim ciele.
Dłoń ścisnęła dłoń, a kciuk potarł czule knykcie. Taehyung nie spojrzał na mnie, ale ja nie nie chciałem, żeby to robił. Miałem niepowstrzymane uczucie, że gdyby na mnie zerknął spod swojej grzywki to rumieniec na policzkach stałby się niemożliwy do ukrycia przed kamerą. Ta wymiana uczuć była naszą małą tajemnicą.
— Jego dłonie — podniósł nasze złączone ręce w górę — bo są takie malutkie i idealnie pasują do moich.
Następnie do odpowiedzi poderwał się Seokjin.
— Dla będzie to jego żołądek! — wszyscy zaśmiali się, a ja zażenowany podniosłem zmarszczone brwi i ułożyłem grymas z warg niczym układankę —No bo zawsze bez narzekań zjada wszystko co ugotuję. Kiedyś specjalnie dosypałem za dużo soli do jajek, żeby sprawdzić czy przypadkiem nie okłamuje mnie, chwaląc moje dania. Przełknął wszystko i mimo grymasu powiedział, że jajecznica smakuje wyśmienicie! Zlitowałem się nad nim i przyniosłem mu za to porcje świeżego bekonu.
Na koniec pozostał Jungkook. Ten nie odpowiadał jednak mimo swojej kolejki. Jak jeden mąż popatrzyliśmy w jego stronę wyczekująco. Stuknąłem delikatnie butem w środek jego pleców. Ten lekko zawstydzony wyprostował się jak drut i pospieszył z odpowiedzią.
— Eh, chyba jego uda... — powiedział jakby nadal pogrążony we własnym świecie.
Nastała cisza. Cholera, czyli jednak chłopaki mnie obmacują po nocy. Oczyma wyobraźni widziałem już tytuły artykułów mówiące o możliwych pociągach homoseksualnych w naszej grupie. Od razu wiedziałem, że Jungkook dostanie w aucie burę podczas powrotu. Pytanie ewidentnie było podchwytliwe i kiedy wszyscy uważnie zwracali uwagę na swoje słowa, JK jak zwykle wypalił z pierwszą lepszą odpowiedzią jaka przyszła mu do głowy. Trzeba było tylko wymyśleć coś, żeby uratować tą nieszczęsną sytuację.
Kook w końcu zdecydował się upuścić krainę w przestworzach, bo jakby dopiero teraz zauważając co powiedział, wciągnął powietrze do płuc ze świstem, a jego oczy otworzył się komicznie.
— No bo jak się przytulamy to czasem się kładę na jego nogach, a one są zwykle ciepłe i miękkie! — próbował się wyjaśnić.
— Co? W jakim sensie kładziesz na jego nogach? — zapytał zaskoczony gospodarz.
— Po prostu, jak śpimy razem w jednym łóżku to się...
— Ej! Weź, bo przez ciebie wszyscy myślą o czymś innym! — przerwałem mu.
Nachyliłem się do przodu i pięścią uderzyłem w jego ramię. Nie było to mocne uderzenie, ale Hyung rozumiał moją desperacką próbę rozładowania atmosfery, bo podskoczył na mój dotyk, złapał się za obolałe miejsce i krzyknął w moją stronę.
— Może trochę szacunku!
Nasza interakcja wydawała się zadziałać, bo gospodarze roześmiali się wdzięcznie. Seokjin zaczął skrzeczeć o tym, żeby nie bić się przed kamerą, Yoongi mimo dalszego zdenerwowania zmusił się do uśmieszku na twarzy, a Namjoon zaczął wspominać ojcowsko:
— Gdybyście tylko wiedzieli co ta dwójka wyprawia w domu...
Na twarz Hoseoka przypływ przybłąkał jego sercowy uśmiech, Jimin zaczął rechotać do rozpuku i klaskać jakby w rytm piosenki grającej w jego głowie. Taehyung ścisnął moją dłoń.
Do końca wywiadu nie wspomniano o żadnych częściach ciała. Mnie jednak w głowie jak echo dzwonu kościelnego odbijało się pytanie.
— Jaką część ciała Yonga lubicie najbardziej?
...
Celebrując każdą chwilę odpoczynku, wsunąłem zimne stopy pod wzburzoną kołdrę. Oparłem się o poduszkę i ściągnąłem okulary z nosa. Odkładając je na stoliczek umiejscowiony obok mebla, kątem oka spojrzałem na tytuł książki krzyczący do mnie. Wymazałem jednak tą myśl z głowy - była już pora, podczas której powinienem bez snów obracać się z boku na bok. Na suche dłonie nałożyłem krem, z butelki wody pociągnąłem ostatniego łyka. Obniżyłem się na poduszce i przyciągnąłem kołdrę pod samą brodę. W oczekiwaniu na sen moje myśli zaczęły dryfować.
Jak przewidywałem, Jungkook poznał gorzki smak reprymendy po rozpoczęciu podróży do domu. Namjoon przez solidne parę minut upominał go, aby uważał na słowa, ale nikt nigdy nie potrafił pozostać złym na te królicze ząbki. Kiedy JK skrupulatnie przepraszał za swoją bezmyślność, lider tylko cmoknął ustami i poklepał piosenkarza po ramieniu w niewerbalnym znaku przebaczenia. Przez całą tą interakcje w samochodzie panowała cisza, aby zapewnić tej dwójcie spokój na zrobienie tego co konieczne, ale już po chwili wszystko wróciło do normy, kiedy Jimin zaczął głośno śmiać się z pechowego wywiadu, Hoseok podśpiewywał pod nosem jakąś pop-ową piosenkę, a siedzący obok niego Yoongi wymamrotał coś o braku odpoczynku przy nas.
Teraz Jungkook leżał rozłożony jak rozgwiazda na łóżku po drugiej stronie pokoju. W przeciwieństwie do mnie zrezygnował z kąpieli i po zjedzeniu kolacji wpakował się do spania, zdobywając dodatkowe trzydzieści minut snu. Kookie od zawsze miał mocny sen, nie musiałem więc się martwić obudzeniem go kiedy sam pośpiesznie szykowałem się do łóżka. Miałem nadzieję na zbawienie w postaci szybkiego nadejścia snu. I pewnie stałoby się to faktem, gdyby nie dźwięk otwieranych drzwi do naszego pokoju.
Wyjrzałem zza swojego kołdrowego kokonu. W progu stał Taehyung. Pośpiesznie skierowałem wzrok na śpiącego Jungkooka po czym skinąłem głową w stronę Tae. Podczas kiedy ten dreptał na palach w moją stronę, ja podniosłem kołdrę do góry w geście zaproszenia. Już po chwili poczułem, jak materac opada pod ciężarem innego ciała. V położył się za mną. Jedną dłonią objął mnie w talii ściskając ją na powitanie (na dobranoc), a drugą delikatnie, starając się mnie za bardzo nie poruszyć, wsunął pod moją głowę.
Na mojej szyi złożył motyli pocałunek.
— Pachniesz malinami.
...
2255 słów
3 notes · View notes
akreacja · 4 years
Text
03; niedomaganie
Tumblr media
03; niedomaganie
Wyjaśnienia słów parę; czasem podczas choroby potrzeba nam tylko bliskości drugiej osoby
...
Weekendy powinny być czasem na odpoczynek. Po całym tygodniu wyciskania z siebie tyle ile tylko potrafimy, koniec tygodnia jest synonimem spokoju i wolno płynącego dnia. Przez siedem dni jesteśmy bardzo zabiegani, przeskanujemy z jednej sesji zdjęciowej na drugą, z jednego wywiadu do kolejnego. Musimy dodać do tego jeszcze nasze obowiązki w wytwórni. Lekcje angielskiego, śpiewu, tańca... A na deser mamy moje studia. Nie możemy sobie wtedy pozwolić na wiele swobody. Weekend to inna bajka. Jest to czas na odsypianie, regularne jedzenie i zabawę. Nadal mamy jakieś obowiązki, ale nie są one tak przytłaczające, każdy znajdzie czas dla siebie. Całe dwa dni grania w gry z Taehyungiem, gotowania z Seokjinem, drzemania z Yoongim. Gdyby nie to, prawdopodobnie już dawno padlibyśmy z wyczerpania.
Był właśnie sobotni poranek, a ja obudziłem się z niewyobrażalnym bólem głowy. Nie pozwalało mi to za bardzo na myślenie, ale nie mogłem przypomnieć sobie, kiedy ostatnio doświadczeniem czegoś takiego. Kiedy kładłem się spać, miałem co prawda lekki kaszel i katar, ale nie spodziewałem, że rozwinie się do tego stopnia. Krzywiąc się z pulsującego bólu w mojej czaszce, przekręciłem się, aby spojrzeć na zegar wiszący na ścianie. Godzina czwarta w nocy, położyłem się do łózka o pierwszej, bo musiałem jeszcze pomóc Namjoonowi z jakimiś tekstami.
Powoli zwróciłem swój wzrok na Jungkooka. Leżał on spokojnie w swoim łóżku i oddychał regularnie przez delikatnie rozchylone usta. Zwrócony był w moją stronę, a do swojego torsu przytulał podłużną poduszkę. Jego włosy swobodnie na niej leżały, ubrany był w szare spodnie dresowe i żółtą koszulkę. Nie chciałem go budzić, wiedziałem, że jest zmęczony. Próbowałem podeprzeć się ramieniem o materac, żeby podnieść się do pozycji siedzącej. Planowałem iść do kuchni i bez tworzenia jakiegokolwiek hałasu wziąć tabletki przeciwgorączkowe. Wkrótce odkryłem, że ledwo mam siłę podnieść swoją rękę, a co dopiero podeprzeć się nią. W poczuciu bezsilności i zirytowania zdecydowałem, że muszę zawołać kogoś o pomoc.
- Jungkook... – głos łamał mi się z braku jakiejkolwiek energii.
Mój współlokator tylko wzdrygnął się, a po chwili obrócił się do mnie plecami. Nie miałem tyle samozaparcia, żeby próbować wezwać go jeszcze raz. Czułem jakby coś rozrywało moją głowę od środka, jakby ktoś tam wysadził bombę. Po chwili bezsilnego leżenia, nagle poczułem sok wspinający się ku mojemu gardłu. Kiedy zorientowałem się co to, zapominając o wszelakim cierpieniu, wystrzeliłem z łóżka i wybiegłem w stronę korytarza. Dosięgając drzwi łazienki, otworzyłem je z zadziwiającą siłą i boleśnie upadłem na kolana przed toaletą. Dłońmi mocno trzymałem się krawędzi, kiedy przechodziły mnie gwałtowne torsje. Zwymiotowałem kilka razy pod rząd, a kiedy pod koniec w moim żołądku nic już nie zostało, wymiotowałem wodą.
Po dłużej chwili przestałem. Boleśnie przełknąłem i westchnąłem głośno. Podniosłem dłoń w celu spuszczenia wody w toalecie. Kiedy to zrobiłem, zamknąłem klapę i usiałem na niej. Musiałem zebrać siły, żeby wrócić do pokoju, a szczerze mówiąc, po moim szalonym biegu czułem się jeszcze gorzej niż wcześniej. Po kilku chwilach zdecydowałem, że byłem gotowy na podróż powrotną, ale nie mogłem się zmusić do umycia zębów. Moja głowa nadal pulsowała.
Na drżących nogach i chwiejąc się na boki, zacząłem swój spacer. Parę razy musiałem się podeprzeć ścian. Jakoś wytrwałem do drzwi mojego pokoju, a potem zatrzymałem się. Jungkook siedział na krawędzi swojego łóżka i przecierał dłonią swoje oczy. Cholera, obudziłem go.
- Yong, gdzie byłeś? - spytał nadal zaspany.
Nie odpowiadając mu, zrobiłem krok do przodu, kiedy przed moja wizją zaczęły pojawiać się czarne kropki. Nie chcąc upaść na podłogę, zrobiłem kilka pośpiesznych, udręczających ruchów i kiedy znajdowałem się tuż przy materacu, opadłem na nie bez sił. Twarz miałem skierowaną do góry, ale oczy pozostawały zamknięte. Jedna ręka leżała nad moją głową, a druga odpoczywała na moim brzuchu. Nogi zwisały z krawędzi mojego legowiska. Jakoby z daleka usłyszałem szelest poruszanej pościeli i głośne kroki zmierzające w moją stronę. Kiedy JK do mnie przybył, chwycił moją twarz w swoje dłonie i obrócił nią parę razy. Był już w pełni rozbudzony.
- Yong co się dzieję? No dawaj, odpowiedz mi, dasz radę – zachęcał mnie.
- Proszę... - nie potrafiłem wykrztusić z siebie nic więcej.
Ciągle przesuwałem się między granicą świadomości i nieprzytomności. Przed oczami w dalszym ciągu latały mi czarne kropki, ledwo widziałem pochyloną nade mną twarz Hyunga. Mogę tylko zgadywać, że była wykrzywiona w zmartwieniu. Wziął drżący oddech i oderwał swoje dłonie od mojej buzi, tylko po to, żeby klepnąć się mocno po policzkach, pewnie w celu powstrzymania się od paniki. Mimo mojego stanu zachichotałem nieobecnie.
- Dobra, zrobimy tak. Ty tu grzecznie zostaniesz, a ja pójdę po resztę.
- Nie, po prostu tutaj bądź.
Nie pozwoliłem mu odejść, nadal się z nim wykłócałem. Prawdopodobnie potrzebowałem pomocy lepszej niż przestraszony Jungkook, ale czy przyznam mu rację? Nie. Nawet kiedy jestem półprzytomny jestem strasznie uparty. Starszy jeszcze kilka razy próbował mnie przekonać, że na pewno lepszym rozwiązaniem będzie powiedzenie o tym innym, ale ja nadal pozostawałem przy swojej decyzji. Raz nawet próbował odsunąć się ode mnie, ale szybko złapałem go za rękaw. Nie był to mocny chwyt, ale najwidoczniej wystarczał.
Przyjmując do świadomości swoją porażkę, JK westchnął głośno. Przesunął się za mnie, usiadł na łóżku i podciągnął mnie tak, że głowę miałem oparta o poduszkę. Następnie uniósł moje ciało na tyle, żeby mógł wyciągnąć spode mnie moją białą pościel i znów delikatnie ułożył mnie na materacu. Otulił mnie szczelnie kołdrą aż pod samą szyję i zaszczycił mnie szybkim całusem w sam środek czoła.
Mój starszy brat zaczął odchodzić w stronę swojego własnego łoża. Nie chcąc zostać sam i czując wewnętrzną potrzebę, żeby ktoś mnie przytulił, błyskawicznie zawołałem go z powrotem.
- Hyung.
- Tak? Potrzebujesz czegoś? Może wody albo będziesz znowu wymiotować? - słysząc mój głoś, pośpiesznie odwrócił się w moją stronę.
- Zostaniesz ze mną, dopóki nie zasnę? - wymamrotałem.
Byłem już na granicy snu. Cała ta sytuacja mnie wyczerpała, choroba i dyskusja z JK. W momencie, w którym położył moją głowę na miękkiej powierzchni, oczy samoistnie zaczęły mi się kleić - ledwo zauważyłem jak na jego twarzy pojawił się delikatny uśmiech.
- Jasne, przesuń się.
Zrobiłem to o co poprosił. W kilku krokach Jungkook znalazł się przy moim łóżku i zanim się zorientowałem, położył się obok mnie na swoim boku. Jedną ręką mnie do siebie przyciągnął, teraz moja twarz przytulona była do jego klatki piersiowej. Drugą rękę wsunął pod moją głowę, żebym mógł się na niej oprzeć. Podciągnął pościel do góry, żeby obu nas szczelnie przykrywała. W jego objęciach od razu poczułem się trochę lepiej. Przestałem odczuwać mdłości, a głowa przestała eksplodować z bólu. Moje serce wypełniło uczucie radości, radości z tego, że mam braci, którzy zawsze się mną zajmą.
Po chwili zacząłem delikatnie wiercić się na swoim miejscu, żeby ułożyć się jeszcze bardziej komfortowo. Kook musiał to jednak odebrać inaczej, bo odsunął się delikatniej, aby spojrzeć na moją twarz. Nadal nie wypuścił mnie jednak ze swoich ramion.
- Nie zwymiotuj na mnie. – nie byłem w stanie określić, czy żartuje, ale mimo to na mojej twarzy pojawił się niewyraźny półuśmiech.
- Dziękuję Hyung – odpowiedziałem nieśmiało. Oczy miałem już całkowicie zamknięte, zacząłem zasypiać. Resztkami sił przerzuciłem moją rękę, abym mógł objąć starszego chłopaka.
- Shh...
Do snu otuliło mnie statyczne bicie serca Jungkooka.
...
Obudziłem się czując jak coś obok mnie się porusza. Nie dawałem jednak żadnych znaków, że wyrwałem się ze snu, byłem na to zbyt zmęczony. Kiedy jednak nie zapadłem na powrót w sen, zdecydowałem, że w końcu otworzę oczy. Czułem się już lepiej, nudności i ból głowy minęły. Wypoczynek zawsze pomaga w takich sytuacjach, miałem szczęście, że nie rozwinęło się to w coś poważniejszego. Nie chciałem brać żadnych dni wolnych, przygotowywaliśmy comeback i musiałem być obecny w pracy. Mimo to nadal czułem się słabo, jakby moje kończyny zrobione były z ołowiu.
Kiedy otworzyłem oczy pierwszym co zauważyłem był żółty materiał jego koszulki. No tak, w końcu przytulaliśmy się. Nie będąc za bardzo zaskoczonym tym faktem podniosłem wzrok do góry. Jungkook leżał na swoim lewym boku, głowę podpierając na swojej dłoni. Włosy miał roztrzepane, tak jakby dopiero wstał, ale w jego oczach nie było widać zmęczenia. Usta wyginały się w ciepły uśmiech. Intensywnie się we mnie wpatrywał. Zastanawiam się, czy w ogóle spał, czy całą noc pilnował, żeby nic mi się nie stało. Kiedy zauważył, że się obudziłem jego twarz jakby pojaśniała. Po chwili ciszy westchnął głośno.
- Jak się czujesz? - na jego twarzy nadal znajdował się uśmieszek.
- Na pewno lepiej niż wczoraj. - odwzajemniłem ten gest.
Słysząc to starszy chłopak oderwał się z moich objęć i wstał z łózka. Kiedy już stanął na nogi podniósł swoje ręce w górę, żeby się przeciągnąć. Dało się słyszeć jak jego kości strzykają, zachichotałem mimowolnie. JK obrócił się w moja stronę z wyrazem twarzy, jakby nie dowierzał, że właśnie to zrobiłem. Wysłał mi jednak oczko i ruszył w stronę drzwi pokoju. Sprawiło to, że zachichotałem jeszcze bardziej, przykrywając tym razem swoje usta dłonią.
- Poproszę Jina, żeby ugotował dla ciebie zupę. Ani się waż ruszać z tego łózka - zagroził mi.
- Dziękuję Hyung. - zaśmiałem się głośno i wyraźnie.
Kiedy reszta usłyszała o tym, że byłem chory, spanikowała. Maniakalnie zaczęli mierzyć mi temperaturę, przynosić ciepłą herbatę i koce. Na nic nie pomagały moje wyjaśnienia, że czuję się już o wiele lepiej. Był jednak jeden plus ich zachowania – nie byłem samotny. Choroba sprawia, że zaczynam rozmyślać o różnych rzeczach. Zwykle jednak przeważa ilość tematów związanych z tym, że jestem tylko problemem dla moich Hyungów, że jestem niepotrzebny w grupie i nie mam żadnych fanów. Nie mogę na to nic poradzić, przychodzi to naturalnie. Dlatego właśnie reszta za swój cel obrała dotrzymywanie mi towarzystwa, żeby nie pochłonęły mnie te mroczne myśli. Jimin cały czas trzyma mnie przygwożdżonego do łózka, ledwo pozwala mi wyjść do łazienki. Jin karmi mnie ogromnymi ilościami jedzenia, głównie zupami, bo twierdzi, że każde inne jedzenie będzie złe dla mojego żołądka. Namjoon jako dobry lider co piętnaście minut przychodzi, żeby sprawdzić, czy niczego nie potrzebuje. Yoongi puszcza mi relaksującą muzykę przez głośnik, a Taehyung przynosi swoje pluszaki. Hoseok ogląda ze mną filmiki stworzone przez naszych fanów, a Jungkook czyta mi śmieszne wpisy z Twittera. Dzięki trosce moich braci, już po kilku dniach byłem jak nowo narodzony i z ogromną dawką zapału mogłem wrócić do pracy.
Są moim ukojeniem w cierpieniu.
1706 słów
4 notes · View notes
akreacja · 3 years
Text
05; lody
Tumblr media
06; lody
Wyjaśnienia słów parę: nawet najelpsi przyjaciele wystawią cię na lodzie 
...
Trwał słoneczny sierpniowy dzień, a zegar wskazywał na dwunastą godzinę. Wraz z resztą chłopaków leniuchowaliśmy na kanapie korzystając z weekendu i oglądaliśmy odcinek za odcinkiem serialu, którego tytułu świadomie nie zapamiętałem. Szumienie starej klimatyzacji w tle sprawiło, że paru członków napadła nagła ochota na drzemkę i bez skrupułów poddali się jej. To specjalnie dla nich głośność lecącego filmu znacznie zmalała. Z ostałych śmiałków nie ulegającym tej przytulnej otoczce poranka, a może południa, został Yoongi Hyung, który zdążył do śniadania wypić dwie mocne kawy i teraz coś zawzięcie pisał na swoim telefonie, Jungkook Hyung, którego wciąż wypełniały endorfiny po rannym, samotnym treningu i który wręcz podskakiwał w miejscu (może nie tak “wręcz” - Kook dba o swoich starszych i nigdy nie chciałby ich obudzić, więc ograniczał się po prostego i nie powodującego szkoda machania nogą) i Jimin Hyung, który jakby się wydawało jako jedyny wyspał się na tyle, żeby nie podporządkować się snu i teraz przeczesując palcami włosy Seokjina leżącemu mu na kolanach, nucił jakąś kołysankę.
Nie wiedziałem, czy zaliczać się do listy obudzonych, bowiem nie mając żadnego zajęcia dla moich uwięzionych pod czyimś ciężarem dłoni, pozostawało mi jedynie skupić się na scenach rozgrywających się na ekranie. Jak można wywnioskować po reszcie, w moim przypadku także skończyło się to na opadających powiekach - nie obwiniam o to jednak ani siebie, ani członków, bo uspokajający szum klimatyzacji, delikatne szepty płynące z telewizji i anielski głos Jimina uśpiłyby każdego. Mimo, że serial został wybrany ze względu na zabawny tytuł to okazał się nie być takim złym jaki myślałem, że będzie. Dzięki napisom na ekranie mogłem się delektować sceną po scenie mimo ściszonego głosu. Walczyłem ze śmiało nadchodzącą senność, bo telenowela doprawdy mnie zaciekawiła, a nienawidziłem nie wiedzieć specyficznych faktów z produkcji.
Komfort tej sytuacji poruszył coś we mnie. Tak rzadko trafiał się czas, że byliśmy wszyscy razem podczas odpoczynku, a odpoczynku wywołującego relaks naszych mięśni jeszcze bardziej. Nasza wytwórnia bowiem uznawała odpoczynek i wakacje jako idealny czas na nagrywanie “Run BTS”, gdzie zamiast leżeć w miejscu całymi dniami, mieliśmy przygotowane zadania fizyczne, często polegające na bieganiu, pływaniu czy nawet zwykłym chodzeniu. Jak pewnie można się domyśleć, żaden z nas nie odpoczywał podczas takiego harmonogramu, ciągłe wpychanie nam kamery w twarze i narzekanie personelu skutecznie przypominało nam, że tak naprawdę byliśmy w pracy. Mimo swojego nienastoletniego już wieku większość z chłopaków nie miała słowa “cisza” w swoim słowniku, było to widać i słychać po przekroczeniu progu naszego domu. Zewsząd rozchodziły się głosy serialu oglądanego przez Namjoona i Yoongiego, muzyki, do której tańczył Hoseok, krzyków rywalizujących w gry Taehyunga i Jungkooka, gotowania Seokjina i Jimina… Nasz dom był zawsze żywy i tak bardzo nie pasujący do mojej cichej natury. Z początku cały ten harmider przyprawiał mnie tylko o ból głowy, irytacje i bluzgi wykrzykiwane w mojej własnej głowie. Po latach przyzwyczaiłem się i ten bezład wywołujący wcześniej rozdrażnienie przerodził się w coś naturalnego, oczekiwanego, a nawet komfort. Dni takie jak ten nie zdarzały się często, ale moja dusza podświadomie ich pragnęła i witała je z otwartymi ramionami. Mimo przyzwyczajeń i wyrzeczeń nadal pozostawałem sobą, sobą który nienawidzi głośnych miejsc. Może gdzieś w głębi serca leżały przerażające myśli czasem dopadające mnie podczas ciemnych nocy - myśli odrażające i nieokiełznane, myśli o tym, że nie pasuje. Że byłem inny i nie wpasowywałem się w ich codzienność, ich normalność. Z każdym dniem coś we mnie co raz bardziej się wyłamywało, a ja mogłem jedynie siedzieć po cichu nie wyrażając swojego bólu i niezadowolenia i patrzeć, słuchać jak reszta raz za razem siłowała się po podłodze z akompaniującymi wrzaskami.
Teraz jednak rzeczywistość była inna. Zamiast krzyków i jęków bólu słyszałem tylko szumy przywołujące we mnie poczucie bezpieczeństwa. Zachwyt definitywnie był tym co czułem i czego potrzebowałem od tak dawna. Tęskniłem do ciszy i harmonii. Nie zdając sobie z tego sprawy, na mojej twarzy pojawił się błogi uśmiech, kiedy dalej walczyłem ze snem. A nawet jeśli obudzeni członkowie wpatrywali się na we mnie co jakiś czas z sentymentem i czułością w oczach to nie miałem, jak tego zauważyć podczas kolejnego opadnięcia głowy.
Wspomniana wcześniej klimatyzacja nie szumi jednak bez powodu. Prawda jest taka, że włączamy ją bardziej z reguły, nie z efektywności, bo nie pamiętam, kiedy ostatni raz faktycznie chłodziła. Może czas w końcu powiedzieć o tym fakcie PD. Łatwo się domyśleć, że każdy z nas pokryty był warstwą gorącego potu wynikającego z wysokich sierpniowych temperatur. Ze względu na godzinę dwunastą i słońcew zenicie zasłoniliśmy wszystkie zasłony, aby uchronić się chociaż przed promieniami świetlnymi. Temperatura jednak nadal bezlitośnie się podnosiła i paru z nas musiała się z tym męczyć, podczas kiedy reszta wybrała łatwiejsze wyjście i postanowiła to przeczekać w snach.
- Yong, chcesz lody? - odezwał się Yoongi.
Podniosłem leniwie głowę, która bezwiednie opadała mi na ramię wraz z nadejściem kolejnej fali senności. Mrugnąłem raz jeden i drugi, aż przypomniałem sobie, że pod moim adresem zostało zadane pytanie.
- A mamy jakieś w domu?
Mimo naszej nie skrywanejmiłości do wszelakich przekąsek i niezdrowego jedzenia, lody nie były na pierwszym miejscu na liście priorytetów zakupowych. Większość członków ma tak zwany „słodki ząb” - pochłaniają żelki, czekolady i inne wyroby cukiernicze w zatrważających ilościach (dobra, przesadzam, nie mamy aż takiej swobody w tym co jemy. Nie martwcie się, nikt nas nie je słodyczy na śniadanie). Jednak żaden z nich nigdy nie był w bliskiej relacji pełnej uwielbienia z lodami. Owszem, jedliśmy je sporadycznie podczas wyjść na spacery, czy podczas kręcenia jakichkolwiek scen, gdzie dyrektorzy chcieli abyśmy się nimi zajadali, ale nikt specjalnie nie wrzucał do wózka z zakupami. Jedynie Jungkook podzielał moje zamiłowanie do słonego jedzenie i, jako iż jesteśmy ukochaną najmłodszą dwójką w grupie, nawet mimo bycia mniejszością, to właśnie słonych przekąsek było w domu najwięcej. Jungkook Hyung jeszcze przynajmniej ćwiczył, więc nie było żadnego problemu z dużymi ilościami jedzenia, ale ja, który stronił od niepotrzebnej i nadprogramowej aktywności fizycznej, dla własnego spokoju serca ograniczałem się delikatnie.
Myśląc o jedzeniu przyszła mi ochota na coś niezdrowego, ale przypominając sobie o zjedzonym godzinę temu śniadaniu powstrzymałem się od potrzeby wstania i pomaszerowania do spiżarni. Toczyłem w głowie walkę ze swoją podświadomością – jedna część namawiała mnie na chociaż małą miseczkę czegoś niezdrowego i zapewniała, że to nic takiego, ale druga znów przypominała sobie o śniadaniu i najnowszym pryszczu na policzku. Próbując zapełnić swe myśli czymś innym niż pełne smaku, paprykowe czipsy, zmusiłem się do powrotu do lodów. I w sumie zastanawiając się nad tym w tamtym spokojnym momencie odważnie stwierdziłem, że byliśmy idiotami. Za oknami od połowy lipca panował trzydziestostopniowy upał, a my bardzo dobrze wiedzieliśmy, że klimatyzacja nie działa. Mogliśmy się spodziewać, że prędzej czy później ktoś zażąda czegoś do chwilowej ochłody. Przy takiej pogodzie nikt nie będzie się zgłaszał na pojechanie do hipermarketu samochodem, za długa droga i ogólny brak motywacji ograniczał nasze możliwości do małego sklepiku osiedlowego, do którego można się było dostać w dziesięć minut szybki marszem. Sama myśl o byciu na dworze skoczyła się kolejną warstwą potu na czole.
- Zgadnij – powiedział Yoongi.
- Czy odpowiedź brzmi: nie, oh drogi wróżbito?
- Gratuluje spostrzegawczości dzieciaku. Chcesz te lody, czy nie?
- Ale ktoś musiałby po nie iść do sklepu…
Rozejrzałem się po reszcie członków.
Jungkook właśnie zaczął szaleńczo kręcić głową i mamrotać coś o zimnym prysznicu, wstając z miejsca i uciekając na piętro. Mógłbym przysiąść, że Jimin jeszcze parę sekund temu jeszcze nie spał i tylko próbował się wymigać od obowiązków. Cała reszta nadal spała, ale tak naprawdę. Mogłem się domyśleć, że nikt nie będzie zbyt entuzjastyczny na tę wyprawę, ale żeby sięgać po takie tanie sztuczki? Mój kot lepiej potrafił mnie przekonać do swojej racji.
Yoongi także się rozejrzał, po czym spojrzał na mnie z podniesioną brwią. Naprawdę często da się spostrzec ten kpiący wyraz twarzy u Hyunga. I nie ważne czy jest to sytuacja tak błaha (za chwilę już nie będzie błaha, bo to ja będę musiał popylać w tym upale), czy sytuacje pośrednie takie jak słaba ocena z wypracowania o szlakach handlowych w średniowiecznej Europie. Najgorzej było, kiedy ta twarz pojawiała się w sytuacjach ciężkich, nadal pamiętam wzrok Hyunga, kiedy podczas jednego koncertu przez powszechnie panujący zgiełk i pośpiech, zbiegając ze sceny, żeby dążyć się przebrać przed następną piosenką, ominąłem jeden stopień i z gracją zjechałem po reszcie na tyłku. Tak się składało, że Suga miał akurat wchodzić w górę schodów, więc wylądowałem centralnie przed nim.
Tym razem Hyung jednak nie dojrzał na mnie z twarzą pytającą o trzeźwość mojego umysłu, ale w jego oczach można było wyczytać kpinę i pytanie czy tak właściwie spodziewałem jakiegokolwiek innego zachowania po reszcie. Ta twarz zazwyczaj wywoływała u mnie niezmożoną złość i irytacje, ale teraz wydawała mi się szczególne podła. Czując swoją porażkę głęboko w sercu, westchnąłem głośno i zepchnąłem z siebie nogę Taehyunga która w najlepsze leżała w poprzek moich ud i wstałem chwiejnie. Rozciągnąłem się wyciągając dłonie do góry i automatycznie zaraz przestając, żeby zaciągnąć koszulkę, która się podczas ruchu podniosła, w dół. Wytarłem resztki snu z powiek zaciśniętymi piąstkami i spytałem Hyunga czy muszę się przebierać. Kiedy usłyszałem zadowalającą mnie odpowiedź, że istotnie nie muszę się przebierać z moich (Namjoona) dresów, powłóczyłem się do przedpokoju i założyłem swoje pierwsze lepsze buty z brzegu – żółte trampki. Zakładałem z góry, że Hyung pójdzie ze mną do sklepu, bo nawet podczas takiego krótkiego spaceru reszta lubi mnie pilnować. Właściwie to spodziewałbym się bury skierowanej do Sugi, kiedy ktoś by się obudził, mnie by nie było, a Hyung oglądałby serial w najlepsze.
Podniosłem się z ziemi.
- Masz portfel? - zapytał Yoongi.
- Przecież ty płacisz.
- Dlaczego ja?
- Bo jesteś starszy, Hyung. Poza tym, ja płaciłem ostatnio za całą kolację, te lody cię nie zbawią.
Yoongi zaczął wzdychać i mamrotać jakieś zażalenia pod nosem, ale ja już przyzwyczajony do tego zachowania chwyciłem jedną ręką klucze do domu z wieszaczka nad szafką, a drugą otwarłem odrzwi i wyciągnąłem dąsającego się Hyunga za drzwi. Trzeba było do tego użyć trochę siły, ale w końcu mocne pociągnięcie za koszulkę na poziomie brzucha zadziałał, Zamknąłem za nami drzwi, żeby nasi członkowie w środku mogli dalej spać spokojnie. Od razu za drzwiami uderzył we mnie podmuch gorącego wiatru, aż musiałem przymknąć oczy, żeby się przed nim uchronić. Przypomniało mi to o maseczkach, które były wymagane od wytwórni w miejscach publicznych i z kolejnym stęknięciem zmusiłem się do powrotu do domu, Yoongiemu polecając zostanie na dworze. Zanim wróciłem z naszymi czarnym maseczkami minęło pięć minut, a nasze humory opaść w dół jeszcze o sto stopni w kierunku jeszcze większej irytacji.
- Mam nadzieję, że masz ten portfel – syknąłem jeszcze w jego stronę, bo wyciągnięty z półsnu nie miałem ochoty na gierki.
.
Wychodziliśmy ze sklepu z reklamówką pełną lodów o smakach różnego rodzaju; mocno czekoladowe - ulubione Seokjina, prosta wanilia znajdująca się w dłoniach Yoongiego, kontrowersyjna czekolada z miętą dla Jungkooka i Hoseoka, soczysta gruszka dla Namjoona i Jimina i kwaśne jabłko wybrane dla Taehyunga. Dla siebie wybrałem stary dobry smak truskawki. Dla każdego z nas przygotowane było więcej lodów niż jeden na głowę, bo razem z Yoongim stwierdziliśmy, że w najbliższym czasie nie mamy ochoty na powtórkę tej wycieczki. Fakt był taki, że chcieliśmy jak najszybciej znaleźć się w domu, bo włosy od potu przyklejały nam się do czoła, cera świeciła niczym diamenty, a na ubraniach w różnych miejscach zaczęły się pojawiać plamy od potu - w skrócie, nie przedstawialiśmy zbyt ładnego obrazu i raczej wolelibyśmy uniknąć w tym stanie dziennikarzy.
W drodze powrotnej zdecydowaliśmy się przejść przez park, pod cieniem drzew i z bryzą rzeki płynącej obok, a nie w upale betonowego miasta. Każdy z nas zjadł po jednym ze swoich lodów co pomogło z chwilowym ochłodzeniu, jednak już pięć minut później żar Słońca znów palił naszą skórę. Zapomniałem wziąć jakiejś czapki lub kapelusza, aby uchronić skórę głowy przed przegrzaniem i teraz płaciłem za to cenę w wysokości zbliżającego się bólu głowy. Jakimś cudem zdołałem przekonać Hyunga aby to on niósł zakupy, zgodził się jak zwykle niechętnie mamrocąc pod nosem coś o tym niewychowanym pokoleniu dzieci. Nie skomentowałem tego, ani nie odgryzłem się, bowiem Yoongi to jedyny Hyung do którego boje się odpyskować. Czasem zdąża mi się chwila pokory w stosunku do Namjoona i Seokjina, kiedy wyciągają kartę następni lidera i najstarszego członka, a jeszcze rzadziej do innych, którzy tylko sporadycznie podczas gorszych chwil wykrzykują pogróżki o swoich prawach jako starszych ode mnie.
Opornie wyszliśmy z parku, żeby przejść przez przejście dla pieszych i kontynuować naszą wędrówkę betonowym chodnikiem. Stanąłem na chwilę, żeby przykucnąć i zawiązać denerwującą mnie sznurówkę. Żółte buty które założyłem były nowe i nieznoszone sznurówki nie trzymały się węzła i rozwiązywały się od czasu do czasu. W ciągu naszej podróży ze sklepu zatrzymałem się tylko dwa razy, ignorując sznurówki przez pozostały czas.
- Yong, zawiąż te sznurówki zanim na nie staniesz i będę musiał cię nieść do domu.
Co i róż słyszałem w uchu to jedno zdanie i tym razem w końcu postanowiłem posłuchać i darować starszemu nerwów.
Byłem zbyt zajęty moimi butami, żeby to zauważyć, ale po drugiej stronie ulicy zaczęła się jakaś wrzawa. Zbiegnięci ludzie zaczęli się po kolei przepychać i popychać innych, żeby dostać się do krawężnika od strony jezdni. Już po chwili dało się usłyszeć krzyczane naprzemiennie imiona moje i Yoongiego, całego zespołu, ogólnych krzyków ekscytacji czy prośby o zdjęcia. Staliśmy przy przejściu na pasach z sygnalizacją świetlną i mieliśmy szczęście, że akurat było czerwone. Tłum po drugiej stronie ulicy nie mógł się zbliżyć bez łamania przepisów, ale po naszej stronie także zaczęło nam się przyglądać kilkoro gapiów.
Nie spodziewałem się takiego incydentu dzisiaj, podczas trzydziestostopniowego upału. Skąd na ulicy wzięli się ci wszyscy ludzie? Gdybym nie został zmuszony to nadal siedziałbym rozwalony na kanapie, a nie pocił na słońcu. Wydawało mi się logiczne, że ludzie przy takiej pogodzie zostają w domu, ale najwyraźniej jakieś szalone jednostki lubiły się torturować. Pomijając jednak kwestie temperatury, nie byłem przygotowany na złapanie nas przez fanów. Byłem bez makijażu i w rozciągniętych dresach, czyli nie najlepszym wizerunku do mediów.
Wbrew pozorom takie sytuacje nie zdarzają się często, bardzo dbamy o to, żeby nie zauważano nas publicznie. Bez dyskusji zakładamy maseczki i czapki, zakrywamy się warstwami ubrań, żeby szaleni fani nie zauważyli żadnych charakterystycznych dla nas zmian skórnych albo koloru farbowanych włosów. Zazwyczaj ludzie biorą nas za zwykłych przechodniów. Czasem zdarzy się jednak, że ktoś nas rozpozna, a jeśli jedna osoba nas rozpozna, to cała reszta dołączy do niej. Takie sytuacje są ciężkie nie tylko fizycznie, kiedy musimy uciekać prze hordą fanów lub któryś z nas zostanie przez nich zraniony, ale także psychicznie, kiedy po całym zdarzeniu zaczyna się rozmyślanie nas wybranym przez nas zawodzie. A jeśli jedna osoba jest smutna, to uwierzcie, że wszyscy w domu mają doła.
Po zawiązaniu buta i zauważeniu ludzi po drugiej stornie jakby zamarłem w miejscu. Nie podniosłem się z klęczek, nie obróciłem głowy, jakby przyklejony do ziemi wpatrywałem się szeroko otwartymi oczami w grupę młodych dziewcząt. Nie musiałem długo czekać na reakcje Hyunga, bo z bezruchu wyrwała mnie dłoń silenie ściskająca się na moim łokciu. Jednym szarpnięciem wyższego ode mnie chłopaka zostałem postawiony do piony i ciągnięty przed siebie.
- Ruszaj się - burknął Yoongi.
Posłusznie szedłem za nim nie odzywając się ani słowem. W tle słyszałem niezaspokojone krzyki dziewczyn niezadowolonych naszym odejściem i dalszym czerwonym świetle. Znałem naszą taktykę w takich sytuacjach, a było nią jak najszybsza ucieczka. Biorąc korzyść z sygnalizacji świetlej Yoongi z pewnością siebie prowadził mnie za łokieć, żeby mnie nie zgubić. Skręciliśmy w lewo w jakąś uliczkę, następnie w prawo, a potem znów w lewo, następnie prosto i w prawo. Gubiliśmy się razem w sieci zaułków, wszystko po to, żeby grupa dziewcząt nie wiedziała, gdzie nas znaleźć jak już przebiegną przez jezdnie. W końcu wyszliśmy na jakąś większą ulicę i weszliśmy do jakiejś restauracji. Usiedliśmy w kącie pomieszczenia, żeby trudniej nas było zauważyć z wejścia. Odczekaliśmy pięć minut w ciszy, aby upewnić się, że nikt za nami nie przyszedł, a kiedy po tym czasie nic się nie przydarzyło, odetchnęliśmy z ulgą. W międzyczasie przyszedł kelner, a my zamówiliśmy po mrożonej kawie, żeby nie być niegrzecznymi.
Yoongi wyciągnął telefon z kieszeni i zaczął coś na nim klikać.
- Zadzwonię do naszego managera, żeby po nas przyjechał. Niebezpiecznie będzie teraz wracać pieszo, pewnie po internecie krążą wiadomości, że byliśmy w tamtej okolicy. Nie będziemy ryzykować.
- Ale Hyung! Przecież jest niedziela, Seonbaenim nie pracuje. Na pewno nie możemy iść pieszo? Nie chce mu przerywać weekendu.
Hyung spojrzał na mnie z podniesioną brwią, ale wycieńczony najpewniej stwierdził, że nie ma zamiaru się ze mną wykłócać, że teoretycznie Seonbaenim powinien być dostępny dla nas zawsze. Ja jednak swoje wiedziałem i byłem naocznym świadkiem jak Seonbae przepracowuje się z nami przez cały tydzień. Skoro my mamy wolą niedziele, to dlaczego mielibyśmy nie dawać managerowi odpoczynku?
- No dobra - westchnął Yoongi - to zadzwonie do Jimina skoro nie spał zanim wyszliśmy. Tylko nie przychodź potem do mnie, kiedy na ciebie naskoczy, że wyrwałeś go z domu.
- Nie martw się Hyung, wezmę winę na siebie!
Kiedy jednocześnie rozjuszony i zaniepokojony Jimin wpadł do restauracji, a Yoongi poszedł zapłacić za nasze napoje, bez skrupułów zrzuciłem winę na Sugę. Chim, który nie był zbyt zadowolony z tego nagłego wyrwania z domu, obrażony na rapera nie odzywał się do niego przez całe pięć minut podczas których zdezorientowany Yoongi nie wiedział co zrobić, żeby załagodzić sytuację. Nic nie musiał jednak robić, bo piosenkarz odrzuciwszy gniew i pozwalając zaniepokojeniu przejąć jego umysł, zaczął wypytywać nas o to co się stało. Jak się później okazał opowiadał to wszystko od razu na naszym grupowym czacie, gdzie obudzona reszta wszystko czytała.
Kiedy weszliśmy do domu od razu rzuciły się na nas wyższe postacie reszty chłopaków, którzy mimo zapewnień, że nic się nie stało, nie odstępowali nas o krok. Seokjin przygotował nam wodę z cytronom, żeby “nawodnić zszokowane organizmy”, a Jungkook przerzucił mnie sobie przez ramię i rzucił na kanapę, skąd jak powiedział, miałem się już przez resztę dnia nie ruszać. Usiedliśmy znów na kanapę, żeby reasumować nasz serial. Reszta członków szczęśliwie ulokowała się blisko naszej dwójki, nie dbając o zwiększającą się temperaturę.
Ponownie zacząłem zasypiać, ale obudził mnie skrzeczący głos Seokjina krzyczący coś o roztopionych lodach w przedpokoju.
-
2998 słow
Uwaga! Akcja tego rozdziału dzieje się przed wydarzeniami z części "05(teraz już 06); hospital". Postanowiłam dać chłopakom trochę więcej czasu na początku na szczęśliwe czasy, a mnie także dobrze zrobiło napisanie takiego lekkiego rozdziału.
Tym razem przychodzę o wiele szybciej i publikuje przed pierwszym dniem szkoły po feriach. Byłam trochę zdesperowana, żeby zdążyć, bo nie wiem jak będzie z powrotem na lekcje, ale pewnie znów stracę trochę czasu.
Będzie jeszcze kilka przyjemnych rozdziałów, ale potem znów wracamy do ciężkich tematów!
Alex
0 notes
akreacja · 3 years
Text
08; sceptycyzm
Tumblr media
08; sceptycyzm
czyli: lepiej się nie zbliżaj
...
Obudziłem się nagle.
Szok przeszył me ciało, które wnet poruszyło się bez mojego rozkazu. Mrugnąłem jeden, a potem drugi raz. Mój wzrok powoli się wyostrzał. Spojrzałem najpierw w górę na drewniany sufit, apotem tam, gdzie powinna znajdować się szara lampa.
Przebudziłem się właśnie z kolejnego koszmaru. Kolejnego, bowiem powoli stawały się one moją codziennością. Każdego dnia traciłem cenne sekundy, minuty, godziny z życia na otrząśnięcie się z piekielnych pozostałości obrazów z każdą dobą coraz mocniej utwierdzających się w mojej głowie.
Marne przedstawienie właśnie odgrywało się w moim umyśle - sztuka o niszczeniu wszystkiego, na co zapracowałeś przez własną upartość i szalone ambicje. W pamięci pozostały mi tylko urywki snu, ale z łatwością rozpoznałem te wydarzenia, w końcu to przy nich pozostawały moje myśli przez ostatnie miesiące. Zawroty głowy, spanikowane głosy, krzyki naszych fanów, strzelające fajerwerki - zajście będące przez długi czas na językach nie tylko Koreańczyków, ale i całego świata. Jak zwykle ocknąłem się w momencie, kiedy miałem zostać ocalony przez, nazywaną przeze mnie czule w myślach, 'dłoń zbawienia', ale nie dochodziło do tego ani w moich marzeniach sennych, ani w rzeczywistości.
Westchnąwszy głośno skupiłem się na odzyskaniu zdolności do równomiernego oddychania. W zasadzie nie wiedziałem czego oczekiwałem od samego siebie i całego świata. To nie tak, że coś się zmieniało w tej samozwańczej rutynie. Opuszczając w końcu na pościel dłonie, które mimowiednie powędrowały do moich skroni masując je, spojrzałem w stronę łóżka Jungkooka. Niejednokrotnie zdarzało mi się mruknięciami, jękami i krzykami obudzić nie tylko Kooka, ale i innych domowników. W przerażeniu któryś albo kilka z nich, przybiegali, aby mnie ocucić, a potem trzymać w swoich objęciach, kiedy ja moczyłem ich koszulki słonymi łzami. Tym razem jednak JK spał jak zabity, zapewne po wczorajszym treningu do późnych godzin wieczornych. W głowie przybiłem sobie piątkę, aby pogratulować sobie samemu nie zbudzenia nikogo
Za oknem nadal panowała mroczna ciemność, w pokoju nie było żadnej formy oświetlenia, ale mój wzrok zdążył się już przyzwyczaić do tego stanu rzeczy.Zegar wskazywał godzinę piątą trzydzieści. Mogłem jeszcze spróbować zasnąć i pospać jeszcze te półtorej godziny do czasu planowanej pobudki, ale z autopsji wiem, że nieczęsto się to udawało. Zazwyczaj mój mózg nie był w stanie się uspokoić, a ja skazany byłem na bezsenne przewracanie się w łóżku. Postanowiłem jednak wstać na przekór mojemu lenistwu mówiącemu mi, że zasługuje chociaż na leżenie plackiem. Zimny powiew powietrza uderzył w moje ciało, kiedy odsunąłem od siebie kołdrę. Podłoga była chłodna, więc od razu wciągnąłem na stopy jakieś skarpetki wyciągnięte z komody.
Zdecydowałem się najpierw na zejście do kuchni. Pomieszczenie to zawsze było pełne ciepła, czy to tego wydobywających się ze świeżych potraw, czy samej osoby Seokjina, który szczególnie umiłował sobie to miejsce. Była to jego ostoja, miejsce, do którego wracał za każdym razem, kiedy coś go kłopotało. Możecie sobie tylko wyobrazić jak ciężko było znaleźć chwilę dla siebie w domu zapełnionymi siedmioma mężczyznami, dzieląc dodatkowe łazienki i pokoje. Nic dziwnego więc, że każdy starał się odkryć jakieś zakamarki wspólnego mieszkania i innych miejsc często przez nas odwiedzanych, w których mogliby się ukryć. Yoongi Hyung miał swoje studio, Jungkook Hyung siłownię, a urokliwy i dobrotliwy Jin Hyung swoją kuchnię. Nie zachowywał się jednak zaborczo i chętnie wpuszczał nas do swojego azylu, kiedy tylko któryś z nas miał ochotę z nim porozmawiać.
Stojąc na górze schodów zauważyłem przebłyski zapalonego światła. Schodząc w dół zdołałem usłyszeć ciche pomrukiwanie i lecącą wodę z kranu. Starając się być niezmiernie dyskretnym w moich czynach, zbliżyłem się do łuku, za którym znajdowało się pomieszczenie kuchenne. Wychyliłem się zza niego ostrożnie, ale próbując zidentyfikować któregoś z chłopaków, potknąłem się o własną nogę. Przytrzymałem się arkady, aby nie opaść, moje nogi wydały już jednak lekkie dudnienie o podłogę. Mój Hyung odwrócił się przez hałas w moim kierunku. Teraz już wiedziałem, że był to Seokjin.
- Yong? Coś się stało? - zapytał zatroskany.
- Nie, nie. Wszystko jest w porządku. Po prostu nie mogłem już spać.
Starszy nie odzywając się wcale włączył czajnik, w którym już wcześniej znajdowała się woda, a ja usiadłem do stołu. Musiałem się odłączyć ze świata zewnętrznego, bo dźwięk stawianej na drewnie filiżanki sprawił, że podskoczyłem nieznacznie. Seokjin spojrzał na mnie przepraszająco. Objąłem swoimi dłońmi wrzącą porcelanę, ale nie zwracałem uwagi na parzące uczucie. Po kolejnej nieprzespanej nocy dobrze poczuć coś innego niż zmęczenie.
Przez chwilę przelewała się między nami cisza. Kiedy w końcu powietrze zaczęło robić się zbyt ciężkie, Jin westchnął i pochylił się w moją stronę. Jedną dłonią wykonał gest jakby chciał dotknąć nią mojej własnej, ale powstrzymał się w połowie. Jego ręka opadła więc swobodnie na stół, gdzie jego palce poruszały się niespokojnie. Wiedziałem, że coś go trapi, to uciekanie wzrokiem, westchnienia, przygryzanie warg - nawet pięciolatek rozpoznałby te oznaki. Z doświadczenia widziałem jednak, że Hyung wyśpiewa swoje zmartwienia tylko wtedy, kiedy sam będzie tego chciał i nie ma powodu by go pospieszać. Czekałem cierpliwie, pozwalając moim dłoniom kąpać się w płomieniach.
- Dużo rozmawialiśmy ostatnio z chłopakami - zaczął niepewnie - I chcieliśmy ci przedstawić pewną... propozycje. Wiemy, widzimy, że odkąd to wszystko się stało, już nie jesteś tym samym sobą. I wiemy też jak się męczysz z tym wszystkim, Jungkook opowiada nam o twoich koszmarach, a my się zaczynamy zamartwiać na śmierć! - przerwał na chwilę, aby odzyskać oddech - I zastanawialiśmy się, czy być może jakaś pomoc z zewnątrz, nie będzie w tej sytuacji najlepszym rozwiązaniem. Chcemy ci tylko pomóc skarbie.
Przerwał. W mojej głowie już na początku jego wypowiedzi zapanowała burza. Wszystkie lampki awaryjne się zaświeciły. Nie było nawet mowy o żadnym lekarzu - wiedziałem, że moje potwory zaczynały zjadać mnie żywcem, ale nie mogłem pozwolić nam wszystkim na żadne skandale. Wytrzymałem tak długo, to wytrzymam jeszcze trochę.
- Nie, dziękuję, nie mam ochoty.
- Jak to "nie masz ochoty"? To jest twoja odpowiedź? Przecież to nie chodzi o to na co masz ochotę, a na co nie, tu chodzi o twoje zdrowie.
Być może mówił coś jeszcze, ale zgrzyt odsuwanego krzesła go zagłuszył. Czy właśnie uciekałem od niewygodnych tematów? Owszem. Ale w mojej głowie panował teraz za duży chaos, żeby być racjonalnym. Kiedy szybkim krokiem oddalałem się od kuchni zdołałem jeszcze usłyszeć jak Seokjin woła moje imię w przejęciu, ale na szczęście nie poszedł za mną. Prawdopodobnie wybuchłbym z narastającej we mnie irytacji i wywołał niepotrzebną i głupią awanturę tak wcześnie rano.
Zdecydowałem się więc spróbować ochłonąć, delektując się tą małą dozą codzienności i stałości podczas wykonywania swojej dziennej pielęgnacji skóry. Uczucie mienia kontroli nad jakąkolwiek rzeczą w tym szalonym okresie, wprawiało mój mózg w stan euforii, a ja nie zamierzałem mu tego odbierać. Z powodu rannej pory nie spodziewałem się nikogo zastać na mej drodze, więc śmiało sięgnąłem po klamkę drzwi. Otwarłem je z siłą próbując odreagować to co się stało przed chwilą. Kiedy łazienka stanęła otworem moim oczom ukazała się sylwetka Hoesoka myjąca dłonie w zlewie.
- Przepraszam - sapnąłem.
Z braku większych i nagłych chęci do rozmowy miałem się odwrócić i iść zamknąć się w moim pokoju, ale zanim zdążyłem zamknąć na powrót drzwi łazienki, straszy chłopak złapał mnie za przedramię i wciągnął do środka. Już miałem się odgryźć za te brutalne traktowanie, ale przerwał mi donośny śmiech Hobiego.
- Oh, nie przejmuj się! Czemu nie śpisz o takiej godzinie - zapytał.
-Zachowujesz się jakby to nie działo się codziennie od paru tygodni. Spróbuj zgadnąć, może dostaniesz nagrodę.
- Już nie bądź taki przemądrzały. Idę pobiegać, chcesz iść ze mną?
Może jogging to nie taki zły pomysł. Zamiast ukrywać się pod kołdrą i lamentować nad moim losem, mógłbym robić to samo i jednocześnie robić coś pożytecznego dla wytwórni. Poza tym Hoseok zawsze dba o to, żeby jakoś zająć mój umysł, kiedy widzi mój pogarszający się nastrój.
- Jasne, daj mi chwilę, muszę się ogarnąć.
- Jak będziesz gotowy to ja będę czekał w moim pokoju - powiedział przez ramię odchodząc.
Wydusiłem z siebie słaby uśmiech. Miałem nadzieje, że nie będzie to bezcelowe i emocje spłyną ze mnie wraz z potem. Skoro łazienka była już pusta, nie zawahałem się jej okupować. Zgodnie z planem przeszedłem krok po kroku przez swoją rutynę pielęgnacyjną, co uspokoiło trochę mój umysł. Kiedy załatwiłem swoje sprawy w tym pomieszczeniu ruszyłem do pokoju, gdzie zostawiłem wcześniej otwarte drzwi. Wchodząc do swoich czterech ścian miałem obawy, że Jungkook się obudził, ale nic takiego nie miało miejsca - Hyung miał zawsze mocny sen. Nie chcąc mu przeszkadzać wziąłem do ręki jego za dużą na mnie żółtą bluzę i jakieś zwykłe czarne dresy. Na powrót wyszedłem z pokoju, tym razem zamknąłem za sobą drzwi i zmieniłem swój ubiór w łazience. Przepoconą piżamę wrzuciłem do kosza na pranie robiąc sobie w głowie notkę, żeby zając się tym później.
- Gotowy? - spytałem stojąc w drzwiach pokoju Hoseoka.
- Przecież to ja musiałem na ciebie czekać... - mruknął pod nosem.
Nie marudząc już, więc podniósł się z łóżka, na którym w najlepsze przeglądał swój telefon. Nie czekając na niego zszedłem na dół, ale słyszałem za mną jego kroki. Kiedy przechodziliśmy obok kuchni zza łuku wychyliła się sylwetka Seokjina.
- Idziecie biegać? - zapytał - Pamiętajcie, żeby wrócić na śniadanie! - dodał bez czekania na nasze odpowiedzi.
- Jasne Hyung.
Czułem się źle po naszej wcześniejszej wymianie zdań, więc podbiegłem do niego w podskokach, a następnie przytuliłem go i dałem szybkiego całusa w policzek. Musiałem do tego stanąć na palach. Obawiałem się, że Jin mnie zignoruje lub co gorsza, odepchnie mnie, ale moje obawy szybko się ulotniły, kiedy poczułem jak jego ramiona mnie do niego przyciągają. Tym razem to ja się od niego odkleiłem, a kiedy się odwróciłem, żeby przejść do przedpokoju i założyć buty, na moim pośladku poczułem lekkie klapnięcie.
- Ej! - krzyknąłem odskakując ze śmiechem.
...
Wyglądałem jakbym zanurzył się w morzu potu. Nadal truchtaliśmy i chociaż ja mając już stanowczo dość marzyłem o przerwie, to Hoseok wyglądał jakby ten bieg go nie zmęczył. Nie komunikowałem więc swojej bezsiły i ruszałem się dalej z zaciśniętymi zębami. Zbliżaliśmy się do dormu, ale do głowy właśnie wpadała mi bardzo ważna myśl, która zmusiła mnie do wysapania paru zdań.
- Łazienka jest moja, ani się waż tam biec po powrocie.
Wskazałem na niego palcem, jakbym chciał mu grozić.
- Zobaczymy - zachichotał.
Chciałem jak najszybciej wydostać się od tej lepkiej wody, więc po powrocie w miejsce docelowe pośpieszyłem do swojego pokoju po puchaty ręcznik. Jungkook jeszcze spał, zegar wskazywał siódmą rano. Kątek okna spojrzałem w telefon, żeby sprawdzić czy nie mam żadnych wiadomości, kiedy usłyszałem czyjeś szybkie kroki na korytarzu. Od razu wiedziałem kto to był. Rzuciłem telefon na swoje łóżku i wybiegłem na korytarz, na którego końcu właśnie zamykały się drzwi do mojej ukochanej łazienki z gorącym prysznicem.
- Jung Hoseok!
Potruchtałem do pomieszczenia i uderzyłem parę razy pięścią w drewno.
- Obiecuję, że będzie szybko - odkrzyknął ze środka.
- Kurwa, przecież mówiłem...
- Nie przeklinać! - usłyszałem głos Seokjina z dołu.
- Ugh!
Odwróciłem się na pięcie i pomaszerowałem z powrotem do mojego pokoju, pragnąć coś (kogoś) uderzyć.
...
- Yong! - usłyszałem krzyk Hoseoka z mojego miejsca w salonie.
- Czego?
- Może trochę milej? Możesz podać mi ręcznik z mojego pokoju?
- A co powiesz na nie? - mój humor nie jest na tyle zmienny, żeby zmienić się o sto osiemdziesiąt stopni w dziesięć minut.
- No proszę, postawię ci potem kolację - zawołał.
Westchnąłem ostentacyjnie i stąpając butami o ziemie wstałem gwałtownie z kanapy. Czy byłem dziecinny? Może, ale chciałem jak najszybciej sam skorzystać z łazienki, poza tym nie powinien dłużej się z nim wykłócać, nie ważne jak niezadowolony byłem.
- Dobra, ale chcę wieprzowiny i wołowiny. - w końcu jedzenie zawsze mnie przekonywało. Byłem łatwym skurwysynem.
- Oczywiście, ale możesz się pospieszyć, bo trochę mi tu zimno?
- Weź się uspokój... - szepnąłem.
Przezwyciężony ruszyłem do jego pokoju. Nie było tam ani Jiumina ani Taehyunga, więc mogłem dalej w ciszy pozwolić trawić się buzującej we mnie irytacji bez konfrontacji z innymi. Wiedziałem, gdzie J-Hope trzyma ręczniki, więc nie miałem problemu ze znalezieniem odpowiedniej szuflady w jego komodzie.
Znajdowało się w niej kilka koszulek, w większości o wyrazistych kolorach. Zieleń, fiolet i żółć uderzyła w moje oczy. Zacząłem je przeszukiwać, bo wiedziałem, że Hoseok jak zwykle schował ręczniki na samym dole - nie wiem po co, bo zawsze ma potem problem z ich znalezieniem i wykopaniem. Coś czarnego mignęło pomiędzy koszulkami. Zwolniłem i jeszcze raz przekopałem się przez stos koszulek aż w dłonie wpadł mi dziennik z hebanową, skórzaną okładką. Dlaczego ktoś miałby trzymać swój notes w szufladzie. Przecież to nie tak, że mamy przed sobą jakieś sekrety, swobodnie dzieliliśmy się wszystkim co posiadaliśmy i chyba jeszcze nie zdarzyło się, żeby któryś z nas coś ukrywał.
Otworzyłem tą książeczkę. Przekartkowałem jego notatki, ale nic nie wpadało mi w oko. Nagle jednak zatrzymałem się, kiedy zauważyłem swoje imię.
"Odkąd Yong wrócił do domu nic nie wydaje się takie samo. Wszyscy zachowujemy się jakbyśmy chodzili po skorupkach od jajek, żeby nie zrobić hałasu. Yong tylko siedzi w swoim pokoju lub studiu, ciągle pracuje, bo nie może spać, mało je i unika rozmów z nami. A kiedy już mają one miejsce to zwykle kończą się nieciekawie. Yoongiemu i Namjoonowi zaczyna kończyć się cierpliwość i tylko modle się o to, by odwlec w czasie ich wybuch. Chciałbym, żeby było tak jak wcześniej, żebyśmy wszyscy byli szczęśliwi. Nie mogę patrzeć jak Yong..."
- Yong! Gdzie mój ręcznik?!
Podskoczyłem na dźwięk jego głosu. Nawet nie zauważyłem, kiedy odciąłem się od realnego świata i zamiast tego zanurzyłem w świecie Hoseoka. Wypuściłem spomiędzy zębów kawałek mojego policzka i otarłem wierzchem dłoni samotną łzę spływającą po moim policzku.
- No chwila! - odkrzyknąłem.
Wytargałem z szuflady ręcznik, który nadal znajdował się na samym dole. Koszulki wysypały się z mebla, ale po prostu wcisnąłem ją do szuflady nie dbając o to, że się pogniotą, i gdzieś między nie odłożyłem notatnik. Ruszyłem na powrót w stronę łazienki. Czy naprawdę było tak ze mną trudno ostatnimi czasy? Wiedziałem, że stałem się jeszcze bardziej nieznośny niż bardziej i spodziewałem się samych negatywnych odbiorów moich emocji, ale notka Hoseoka pobudziła mnie do rozmyślań.
Stanąłem przed dziwami i zapukałem kilka razy.
- Hyung, mam twój ręcznik.
Drzwi otworzyły się powoli, a zza nich wysunęła się rozwarta dłoń. Scena ta wydawała mi się jak z horrorów, zachichotałem pod nosem na tą myśl. Usłyszałem jak Hoseok odchrząka i już wiedziałem, że sam próbuję stłumić szeroki uśmiech i dumę ze sprawienia, że się zaśmiałem. Jest taki przewidywalny. Wsadziłem ręcznik w jego dłoń i uśmieszek momentalnie spadł z moich ust. Powinienem się go spytać...?
- Hyung, możemy się spotkać potem w twoim pokoju? Sami. Muszę cię o coś zapytać.
Nastało kilka sekund ciszy i już myślałem, że mi odmówi, kiedy odezwał się, ale nie mogłem wyczuć emocji płynących z jego głosu. Szczęście, że w końcu decyduje się na rozmowę?
- Pewnie, daj mi chwilę.
...
Na zewnątrz właśnie zaczął padać śnieg. Biały puch opadał na ziemię, gdzie dzięki ujemnej temperaturze miał pozostać na jakiś czas. Cały rok czekałem ja jakieś oznaki zimy, w końcu był już początek grudnia, a to dopiero pierwszy śnieg. Nie ważne jak bardzo bym chciał, domyślałem się, że ten śnieg, za którym tak bardzo tęskniłem nie wytrzyma do świąt.
Stałem właśnie przy oknie i opierałem się o parapet. Płatki śniegu w jakiś sposób zdołały w końcu uspokoić mój temperament. Obudził on we mnie pewne odczucia, których nie czułem od tak dawna. Pragnąłem przerwy, pragnąłem świąt, prezentów, choinki i śniegu. Obok mnie na parapecie stał od dawana nie używany kominek do aromatyzacji wnętrz. Z pewną nostalgią przypomniałem sobie, że jako dawny entuzjasta miałem w szafie całe pudełeczko z różnymi olejkami zapachowymi i eterycznymi. Przywlokłem je ze sobą do parapetu. Zdmuchnąłem kurz z buteleczek, ale zaraz potem kichnąłem przez drażniący pył. Chciałem czegoś kojarzącego się z zimą, być może pomarańcza lub cynamon. W dłonie wpadły mi takie zapachowe klasyki jak lilia, róża lub bergamotka, ale na samym końcu znalazły się perełki których najwidoczniej nie używałem za często. W końcu natknąłem się na mieszankę pomarańczy, goździków i cynamonu. Z koszyczka wyciągnąłem bezwonną świeczką, którą wstawiłem do środka kominka i podpaliłem zapalniczką, która zawsze gdzieś się poniewiera na stole w pokoju moim i Jungkooka. W zasadzie nie wiem, dlaczego, bo żaden z nas jej nie używa. Nie chcąc obudzić dalej śpiącego Kooka sięgałem dyskretnie po butelkę wody stojącą na stoliku obok niego i nalałem tak, aby zapełnić miseczkę kominka do połowy. Do wody wlałem pięć kropel olejku. Teraz musiałem poczekać aż nagrzeje się wystarczająco, aby poczuć jak ten wspaniały zapach rozchodził się po pokoju. Znowu oparłem się o parapet i przyglądając się spadającemu śniegu cieszyłem się chwilą.
- Yong? Mogę wejść? - odezwał się Hoseok zza mnie.
Obróciłem się od okna rzucając w jego stronę ostatnie utęsknione spojrzenie i zerknąłem na Jungkooka.
- Może pójdziemy gdzieś indziej.
Wspólnie zdecydowaliśmy się na już pusty pokój J-Hope'a, żeby nikt nam nie przeszkadzał w salonie. Kiedy do niego weszliśmy uderzyła mnie fala nerwów. W sumie to nie wiedziałem o czym chciałem rozmawiać. O moich problemach? Nie, nie chciałem obarczać go swoimi koszmarami. O tym, czy naprawdę z chłopakami mnie kocha, dba o mnie? To może być dobry punkt zaczepienia. Chłopacy codziennie o mnie dbają, sprawdzają, jak sobie radzę z uczuciami, nauką, czy jem, czy nie jest mi zimno. Ale mimo to od jakiegoś czasu nie czułem tej miłości. Mimo ich wszystkich starań czułem się samotny. Już nikt do mnie nie przychodził w nocy się przytulać z obawy przed obudzeniem mnie zanim zrobią to koszmary. Nikt na mnie nie krzyczy, nie siłuję się ze mną, nie przekomarza. Każdy gwałtowniejszy ruch czy zachowanie jest automatycznie ganione przez resztę. Miałem dość tego, że traktuje się mnie jak szkło, bo to mi wcale nie pomagało. Wszystko czego potrzebowałem to normalność.
- Hyung... - zacząłem po chwili ciszy - Czy wy mnie jeszcze kochacie?
- Co to za głupie pytanie? No jasne, że tak. Dlaczego pytasz?
Nic nie mówiąc oparłem się biodrem o biurko któregoś z chłopaków i skrzyżowałem swoje ramiona na klatce piersiowej przytulając się. Przygryzłem wnętrze swojego policzka aż poczułem smak krwi. Wtedy przestałem tylko po to, żeby się delikatnie krzywić, ale już po chwili wróciłem do dotykania tego miejsca językiem. Hoseok podszedł do mnie i czule położył dłonie na ramionach, w jego spojrzeniu było tyle akceptacji, że zacząłem żałować rozpoczęcia tej rozmowy.
- To, dlaczego to robicie? - spytałem powstrzymując napływające łzy.
- Co robimy?
- Czemu tak bardzo się zmieniliście? Nie poznaje was. Gdzie się podział wiecznie skaczący na mnie Tae Hyung, Suga Hyung który krzyczał na mnie za zbyt głośnie granie po nocach, Seokjin który potrafił uderzyć mnie butelką, bo nie starłem kurzy w moim pokoju. Dlaczego... Dlaczego to się stało?
Nie uzyskałem odpowiedzi. Wyrwałem się z uścisku Hoseoka i podszedłem do okna, gdzie padał śnieg. Jeszcze dziesięć minut temu widok ten wprawiał mnie w radość, a teraz jedyne co chciałem zrobić to wejść pod ten głupi prysznic, ryczeć przez całą kąpiel, a potem najpewniej wyjść i udawać, że nic się nie stało. Z tym wyjątkiem że coś właśnie się stało. Złamałem swoją uformowaną skorupę i wpuściłem do niej Hobiego. I mimo, że wszyscy wokół i tak wiedzieli, że nic nie jest w porządku, to chociaż świadomość, że sam trzymałem się jakoś emocjonalnie mimo tego wszystkiego, dawała mi jakieś siły, że ciągnąć to dalej. A teraz? Teraz jestem pewny, że Hoseok "dla mojego własnego dobra" zaraz pójdzie do któregoś z Hyungów nagadać im o mojej małej wpadce. I puf, tak rozpada się moja własna bańka zbudowana z łez, strachu i braku snu. Seokjin jeszcze raz będzie próbował namówić mnie na pomoc, Namjoon będzie mówił do mnie głosem lidera, który nie zna sprzeciwu, a Yoongi spojrzy na mnie przenikliwym stoickim wzrokiem, w którym zdołam dojrzeć współczucie.
- Yong.
- Wiesz co Hyung, chyba już jednak nie chcę rozmawiać. Przepraszam, że zająłem ci czas.
Nawet na niego nie spojrzałem. Nie mogłem. Obawiałem się, że gdybym na niego spojrzał to rozkleiłbym się jeszcze bardziej i wyszlochał mu wszystko. Może kiedyś, ale nie teraz. Nie byłem gotowy. Sam nie przetrawiłem tego wszystkiego i nie chciałem swoim nieładem obarczać wszystkich wokół. Kiedyś na pewno. Niech dadzą mi tylko trochę więcej czasu.
- Może... - zaczął Hoseok.
- Yong! Obudź resztę, śniadanie gotowe!
Dobiegł nas z dołu krzyk Seokjina. W tej chwili jego głos wydawał mi się jakiegoś rodzaju "znakiem niebios" ratujących mnie z rozmowy z Hobim.
- Już idę! - odkrzyknąłem.
Trzymając wzrok wbity w ziemię obróciłem się i przepchnąłem obok Hoseoka. Nie chciałem patrzeć mu w twarz, a tym bardziej oczy po tym jak powiedziałem wprost, że nie chce jego pomocy. Hyung jest osobą o wielkim sercu i mimo, że wtedy tego nie rozumiałem, to moje serce bolało także z innego powodu - wiedziałem, że ranię chłopaków tym, że trzymam wszystkie swoje problemy w sobie i nie komunikuje się z nimi tak jak wcześniej. Zawsze mieliśmy wśród nas doskonałe relację, kiedy tylko ktoś potrzebował się wygadać, ktoś zawsze tam dla niego był. Darzyliśmy się zaufaniem, szacunkiem. Mój brak współpracy ranił ich głęboko i przysparzał się do oziębienia naszych relacji. Oh, jak marzyłem w każdej chwili, żeby gdzieś się wyrwać - nie mieć nad sobą kamer, fanów, moich chłopaków. Chciałbym być gdzieś sam, ubrać się ciepło, wziąć termos z ciepłą herbatą i usiąść nad rzeką Han. I przysięgam wam, siedziałbym tam tak długo, aż pookładałbym sobie wszystko w głowię, żeby do chłopaków wrócić jako stary ja.
Zatrzymałem się w drzwiach i obróciłem się mimo wszystkiego co sobie przysiągłem przed chwilą. Przed moimi oczyma stanął Hoseok, nie Hobi. Stał cały czas w tym samym miejscu, nie ruszył się nawet o milimetr z miejsca przy biurku, gdzie go zostawiłem. Stał do mnie tyłem, głowę miał spuszczoną, grzywka opadała na oczy. Jego ręce były przyciśnięte do tułowia, dłonie zaciśnięte w pieści. Trzęsły się delikatnie. Znałem tą postawę - mimo, że nie widziałem jego twarzy to wiedziałem, że wargi miał przygryzione, oczy pełne łez skierowane na podłogę, a brwi zmarszczone. Widziałem ten widok tak wiele razy w czasach przed debiutem po kolejnych morderczych treningach i krzykach producentów, ale i po debiucie, który nie okazał się takim sukcesem jak myśleliśmy, że będzie. Nigdy nie myślałem, że to akurat ja będę czynnikiem wywołującym ten stan. Tak bardzo chciałem do niego wrócić, złapać go za rękę i przytulić. I błagać, oh błagać, o przebaczenie i zapewniać, że wszystko będzie dobrze, mimo że nic nie będzie dobrze.
Obróciłem się i wyszedłem...
-
3940 słów
Ho ho ho!
Tak, to było słabe. W zasadzie dopiero teraz, kiedy upubliczniam ten rozdział to zdałam sobie sprawę jak długo minęło od ostatniej części. Ale nie ma co płakać nad rozlanym mlekiem, doceniajmy, że w ogóle udało mi się przygotować ten fragment w tym roku.
Yong w tym rozdziale ma widoczne wahania nastroju, raz jest smutny, raz szczęśliwy, ale głównie zirytowany. Sama nigdy nie doświadczyłam takiej traumy i mogę się tylko domyślać jak czują się osoby w takiej sytuacji. Pozostaje mi jedynie przebaczyć Yongowi za jego zachowanie ze względu na to co przeżył. Przyznam, że po raz pierwszy popłakałam się podczas pisania, a dokładniej tej końcówki.
Zastanawiam się czy ta cała sytuacja z poprzedniego rozdziału i to jak będzie ona wpływać na dalsze części nie pojawiła się zbyt szybko. Wyjaśnienie jest proste, założenie książki miało być takie, że wszystkie rozdziały są osobnymi historiami bez połączenia, ale ostatnia część była zbyt wpływająca na Yonga, żeby zamknąć ją w jednym rozdziale. Przenoszę więc tą sytuację na kolejne części. No i teraz mam problem, bo zaczyna to bardziej wyglądać jak normalna książka z fabułą i takie punkty fabularne powinny znaleźć się później w książce.
W późniejszym etapie pisania zastanowię się nad zmianą kolejności rozdziałów.
Czułych Świąt,
Alex
1 note · View note
akreacja · 4 years
Text
04; wielkie wejście
Tumblr media
04; wielkie wejście
Wyjaśnienia słów parę: jeśli masz jakieś ważne wydarzenie w swoim życiu, powinieneś chociaż spróbować wstać na czas.
...
Nadszedł czas na jedno z najważniejszych wydarzeń w moim życiu – 2016 Asia Artist Awords. Cały tydzień byłem poważenie zestresowany, do tego stopnia, że kiedy tylko o tym pomyślałem, serce zaczynało bić jak szalone, a ręce pokrywały się warstwą potu. Logicznym jest więc, że kiedy ten wielki dzień w końcu nastąpił chciałem żeby wszystko było idealne – miałem wyglądać jak najlepiej, wstać wcześnie rano i przygotować się w spokoju, mając jeszcze czas na zjedzenie śniadania, wzięcie prysznica i mentalne dodanie sobie odwagi. Wszystko było zaplanowane, budzik ustawiony. Ubrania leżały na krześle, żebym nie musiał rano marnować czasu na rozmyślanie co na siebie włożyć na tę krótką podróż do stylistek.
Wieczór poprzedzający to widowisko spędziłem na cotygodniowym posiedzeniu rozmów, (chociaż częściej jest to nazywane „kołem plotkarskim") rozmawiając z chłopakami o moim stresie i obawach. Skończyło się na tym, że zamówiliśmy pizze i oglądaliśmy potem jakąś kiepską komedię na poprawę humoru. Pomogło. Jednak, kiedy nadszedł czas położenia się do łózka, panika powróciła. Kilka godzin zmarnowałem na bezsensowne przewracanie się z boku na bok, a kiedy sen w końcu nadszedł, czasu było za mało na pełny wypoczynek.
Właśnie tak znalazłem się w obecnej sytuacji. Kiedy rano zadzwonił budzik, nieprzytomnie wyłączyłem go i wróciłem do krainy snów. Tak samo zignorowałem Jungkooka, który szturchał mnie na śniadanie dziesięć minut później. Reszta musiała pomyśleć, że cały czas przebywam w łazience, dlatego nie próbowali mnie więcej zbudzić.
Kiedy z własnej woli otworzyłem oczy i spojrzałem na telefon, aby sprawdzić godzinę, okazało się, że znacząco zaspałem, ominąłem nawet czas na śniadanie. Jak z procy wyleciałem z łózka i wybiegłem na korytarz w stronę łazienki. Po drodze zdołałem krzyknąć do reszty, dlaczego mnie nie obudziła, ale usłyszałem tylko ciche śmiechy i westchnięcia w odpowiedzi. Stukot odkładanych do szafek talerzy rozbrzmiał w domu, więc domyśliłem się, że reszta już jest ubrana i praktycznie gotowa do wyjścia. Wziąłem szybki, pięciominutowy prysznic, następnie umyłem zęby i w mig nałożyłem jakiś lekki krem nawilżający. Nie zawracałem sobie głowy pełną pielęgnacją.
Oczywiście, że to właśnie ja musiałem zaspać. Serce boleśnie obijało się o pierś, a w uszach z emocji słyszałem dziwne dudnienie. Być może to mój własny puls. W całym tym pośpiechu nie miałem nawet czasu, żeby się zdenerwować tym co się dzieje, najważniejsze było jak najszybsze przygotowanie się do wyjścia. Myślałem, że jestem już uodporniony na stresujące sytuacje, ale najwidoczniej lata ciężkich treningów i czas spędzony jako idol nic nie dały.
Kiedy koncerty są świetną zabawą, bo przed nami są nasi fani i możemy być sobą, rozdania nagród zawsze są bardzo... sztywne. Nie chodzi tylko o adrenalinę i stres związaną z tym czy wygra się daną kategorie, do której jesteśmy nominowani, ale także o przebywanie wśród innych ludzi. Za każdym razem, kiedy idziemy na wydarzenie tego typu, musimy się cały czas pilnować, żeby przypadkiem na kogoś nie spojrzeć za długo, albo co gorsza, kogoś dotknąć. Ma się to także do reagowania na występy innych artystów. Jeżeli za bardzo się cieszymy na jakiś, lub kogoś widok, istnieje bardzo duża szansa, że zostaniemy posądzeni o flirtowanie, a nawet spotykanie się w tajemnicy. Były już przypadki twórców, którym przez związkowe plotki rozpadała się cała kariera. My na szczęście nie mieliśmy żadnych tego typu przygód, ale obiły nam się o uszy już jakieś doniesienia. Trudno jest wtedy porozmawiać nawet z naszymi dobrymi znajomymi czy przyjaciółmi, bo każdy nasz krok jest pilnie monitorowany.
- Yong, idziesz w końcu?! - wyrwałem się z zamysłu, kiedy usłyszałem jak Taehyung krzyczy z parteru domu.
Ubrany w żółty, puchaty szlafrok szybko otworzyłem drzwi łazienki i boso sfrunąłem po schodach do salonu. Kiedy tam dotarłem stanąłem jak wryty. Wszyscy byli już gotowi do wyjścia, założone mieli nawet buty. Teraz stali w przedpokoju i z niecierpliwością co i raz zerkali na swoje zegarki, żeby sprawdzić godzinę - musi być już późno. Spanikowanym wzrokiem przejechałem po ich twarzach na których ujrzałem delikatne podenerwowanie. Oczywiście, nie pokazują tego co czują, nie chcą mnie stresować jeszcze bardziej, znają mnie. Wszyscy stali w ciszy i wpatrywali się w moją przykrytą szlafrokiem formę. Pośpieszenie zmusiłem swój mózg do wysiłku i wymyślenia jakiegoś pomysłu jak poradzić sobie z tą sytuacją.
- Dobra, zrobimy tak – wy już idźcie, a ja skończę się szykować i przyjadę jak najszybciej będę potrafił – przekonywałem ich z nadzieją, że się zgodzą.
Nie będę ukrywał, że spóźniam się często. Tu nie zadzwoni budzik, tam stracę rachubę czasu przy graniu, a jeszcze gdzie indziej zasnę w wannie. Zawsze było to moim problem, ale mimo to do szkoły zawsze trafiałem na czas, nawet jeśli musiałem się poświęcić i biec na autobus. Rozdrażnienie nauczycieli moją nieobecnością nie było dość zachęcającą opcją. Stało się to kłopotliwe po moim debiucie, kiedy musieliśmy wcześnie wstawać i trafiać w dane miejsce o konkretnej godzinie. Tłumaczenie, że zapomniałem podłączyć telefon do ładowania, a w efekcie czego, nie zadzwonił mi alarm, nic nie pomagały. Wiem, że irytuje to moich członków, mnie także, ale nawet z ich pomocą nie potrafiłem poradzić sobie z tym kłopotem. Jest to jedna z moich negatywnych cech i muszę to zaakceptować. Chociaż trudno to zrobić w takiej chwili jak ta, kiedy już dawno powinienem siedzieć w aucie, a nie stać na środku korytarza w puszystej narzucie.
- No nie wiem Yong... - odpowiedział niepewnie Seokjin.
- Proszę was, a jaki mamy inny wybór? Przepraszam, że zaspałem i znajdujemy się teraz w tej cholernej sytuacji, ale to jedyna opcja. Spotkamy się na czerwonym dywanie, obiecuję, że zdążę na czas. No idźcie już no.
- Ehh, no dobrze, ale masz przyjechać na czas, albo zbieram ci twój komputer – poddał się Namjoom i od razu odwrócił się w stronę drzwi, więc nie zauważył, jak otwieram szeroko usta w zaskoczeniu i przykładam dramatycznie dłoń do mojej klatki piersiowej. Jak on śmiał mi tak grozić!
- Ah, i Yong? Nie przeklinaj. - skarcił mnie Jin, czym zdobył sobie moje prychnięcie.
Podjudzony najstarszy obrócił się na pięcie z nietęgą miną i już miał zacząć kroczyć w moim kierunku, kiedy Taehyung złapał go za ramię i siłą wyprowadził z dormu.
Pewnie chciał uderzyć mnie otwartą dłonią w głowę i wygłosić kazanie o tym, że powinienem szanować swoich starszych i nie przeklinać. Stałą się to taką naszą małą rutyną, która odbywa się co najmniej kilka razy dziennie. Bluzgam sporo, ale tylko w bezpiecznej przestrzeni, gdzie nie mogą złapać tego kamery. W końcu celebrycie nie wypada. Reszcie nie przeszkadza mój wulgarny, cięty język, ale Seokjin jako cel ustanowił sobie besztanie mnie za każdym razem, kiedy odezwę się w mniej kulturalny sposób. Mimo wszystko sadzę, że tak naprawdę nie ma nic przeciwko, ale próbuje tym podtrzymać swoją reputacje najstarszego, najbardziej odpowiedzialnego członka.
Kiedyś znalazłem w pokoju Yoongiego malutki notatnik, w którym mogłem przeczytać sporo moich złośliwych odpowiedzi. Nie spodziewałem się tego po nim, ale nigdy nie wspomniałem mu o tym, że znalazłem tę książeczkę, bo wiem, że biedny spalił by się ze wstydu. Po za tym czytając te jakże niemoralne komentarze popłakałem się ze śmiechu, chociaż nikomu się do tego nie przyznam.Po całym zdarzeniu schowałem zeszyt pod szafę, tam, gdzie go znalazłem i nie pozostawiając po sobie żadnych śladów (oprócz łzawych oczu i zaróżowionych policzków) uciekłem z miejsca zdarzenia, zapominając już po co tam w pierwszej kolejności przyszedłem.
Szybko pożegnałem się ze wszystkimi wymieniając uściski i uśmiechy, a kiedy tylko ostatni Hoseok wyszedł za drzwi, zatrzasnąłem je za nim i zamknąłem na klucz. Zerwałem się do biegu i przeskakując po dwa schodki w olimpijskim tempie dostałem się na piętro. Jak burza wpadłem do łazienki i od razu zabrałem się do roboty. Pozostając w żółtym szlafroku wysuszyłem włosy. Jako, że się spieszyłem i nie miałem czasu na moje codzienne pindrzenie się przed lustrem, zmuszony byłem do użycia ciepłego powietrza. Nie zawracałem sobie głowy układaniem moich przydługich kosmyków w żaden sposób, bo i tak zrobią to fryzjerki w BigHicie. Kiedy przejechałem po nich dłonią, żeby przerzucić je na prawą stronę tak, aby przedziałek znajdował się po lewej stronie głowy, włosy były miękkie i przyjemne w dotyku.
Zebrałem się szybko do mojej sypialni i stojąc przed szafą pozwoliłem przykrywającej mnie narzucie upaść na ziemię. Bez wahania wyciągnąłem z garderoby jakąś za dużą na mnie, czarną bluzę z kapturem (pewnie Jungkooka), szare szorty i zwykłe czarne bokserki. Ubrałem to wszystko i po wyciągnięciu z szuflady w komodzie czarne, długie skarpetki, wsunąłem je na moje zimne stopy. Mój garnitur miały stylistki, więc nie miałem żadnej innej opcji do ubrania, nie było sensu się stroić.
Sprawdziłem jeszcze tylko czy wszystkie światła są wyłączone i już odrobinę spokojniej ruszyłem na parter domu, a dokładnie do przedpokoju. Z miseczki położonej na jednej z szafek w tym pomieszczeniu wygrzebałem klucze do domu, które wsadziłem na krótką chwilę do kieszeni moich spodni. Klęcząc jednym kolanem na podłodze założyłem oba, czarne sneakersy i wstałem z cichym trzaskiem zmarnowanych pracą stawów. Wyszedłem z domu i ruszyłem w stronę zaparkowanego na ulicy auta naszej wytwórni (pewnie chłopcy poprosili, żeby ktoś po mnie przyjechał), kiedy przypomniałem sobie, że nie zamknąłem drzwi wejściowych. Wzdychając z własnej głupoty, odwróciłem się i tym razem pozamykałem te wejście na cztery spusty. Kiedy w końcu dotarłem do auta i wdrapałem się do niego, zauważyłem lekko poirytowane spojrzenie rzucane mi przez kierowce. Z odrobinę nieśmiałym uśmiechem cicho wymamrotałem przeprosiny i usiadłem na jednym z foteli, nie zapominając o pasach bezpieczeństwa.
Droga do Big Hitu trwała mniej niż dziesięć minut, więc ten czas umiliłem sobie muzyką, która przepływała przez słuchawki – zdążyłem je zgarnąć z pokoju Yoongiego, kiedy sprawdzałem, czy zgasił światło. Całą podróż wypatrywałem przez przyciemnianą szybę, widok, który mijam codziennie w drodze do wytwórni za każdym razem wygląda inaczej. Było dzisiaj pochmurnie, Słońce uparcie próbowało przepchać się pomiędzy obłokami, aby zaszczycić obywateli tego miasta swoimi promieniami. Brak tych wesołych poblasków nie przeszkadzał mi jednak i bez nich było wystarczająco gorąco.
Nigdy nie byłem zwolennikiem lata i upałów tak wysokich, że pot lał mi się z czoła w zastraszającym tempie. Zawsze wolałem tarzać się w śniegu mimo przeszywającego zimna, wolałem rzucań się śnieżkami zabawiając się w wojnę i zjeżdżać na sankach śmiejąc się szczerze i niewinnie. Zwykle wieczory spędzam z kubkiem gorącej herbaty i książką w dłoni – czasem przyłącza się do mnie Namjoon z racji książek, a czasem Jin z racji herbaty. Siadamy wtedy na łóżku, kanapie lub szerokim parapecie w naszym salonie, przykrywamy się szczelnie grubym, wełnianym kocykiem i spokojnie rozmawiamy przez długie godziny. W tej porze roku nie przeszkadzały mi nawet wczesne wieczory, późne wschody Słońca czy rozpaćkany śnieg po deszczu. Wszystko to i tak jest lepsze niż lato.
Po drodze mijaliśmy parki, sklepy, wysokie wieżowce i domki jednorodzinne. Tyle ludzi, tyle różnych przeżyć i przygód. Nawet jeśli chciałbym poznać tajemnice umysłów innych ludzi niestety nie jest to możliwe. Mogę się tylko domyślać co ich motywuje do wstania rano, jakie mają zmartwienia i czy dobrze wiedzie im się w życiu. Wszyscy ludzie na świecie mają różne doświadczenia, nawet ja i chłopcy. Mimo że przechodziliśmy teoretycznie przez to samo, te same ćwiczenia, te same nieprzespane noce, te same łzy i te same poty, każdy z nas poznawał ten skomplikowany świat w inny sposób.
Po dziesięciu minutach dotarliśmy do celu, a ja nie marnując już więcej czasu, jak najszybciej pomaszerowałem do głównego wejścia. Kontrola jak zawsze przepuściła mnie bez sprawdzania (w końcu jestem w jedynej grupie Big Hitu), więc bez jakiegokolwiek zawahania przemieszczałem się po znajomych korytarzach. Kiedy w moim zasięgu wzorku znalazła się znajoma liczba sto jedenaście, mentalnie westchnąłem i przełknąłem ślinę tak głośno, że gdyby ktoś stałby obok, na pewno by to usłyszał. Denerwowałem się tym, że może stylistka na mnie nakrzyczy za bycie spóźnionym, ale wiedziałem, że będzie dla mnie wyrozumiała. Żadna z tych stron nie miała przewagi i moje emocje targał właśnie huragan. Zbierając w sobie pokłady odwagi, zanim zdążyłam stchórzyć na dobre, z niespotykaną dla mnie siła otworzyłem drzwi i zamykając oczy z rozżalenia, głęboko się ukłoniłem.
- Naprawdę przepraszam za spóźnienie, zaspałem i nie mam innego wytłumaczenia. Proszę wybaczcie mój brak profesjonalizmu!
- Bez przesady T/I, nic się nie stało. No nie stój już tak, bo marnujemy tylko czas. - stylistka pośpiesznie podniosła mnie do pionu i poprowadziła za rękę na stanowisko do makijażu.
Zastawiam się czy kiedykolwiek przyzwyczaję się do innych osób dotykających mojej twarzy. Przez dość spokojny okres nastoletni miałem problemy z trądzikiem i właśnie wtedy wykształcił mi się nawyk porządnej pielęgnacji skóry, ale także samego powstrzymywania się od dotykania jej brudnymi rękoma. Żadnego drapania, przecierania oczu, podpierania się – to wszystko tylko prowadzi do większych zanieczyszczeń na twarzy. Kiedy w końcu udało mi się trądzik przezwyciężyć, pozostały blizny, przebarwienia i nawyki. Niestety, kiedy zadebiutowałem musiałem powstrzymać się od samoobrony na widok zbliżających się w moją stronę kończyn, bo wiem, że i tak nikt nie pozwoliłby mi zrobić makijażu samodzielnie. Zresztą nawet nie potrafię tego robić. Mimo wszystko nadal wzdrygam się na widok maskary w dłoni makijażystki, ale efekt końcowy rekompensuje moje cierpienie.
Zanim się spostrzegłem zostałem wyciągnięty z krzesła obrotowego i postawiony przed dużym wieszakiem na ubrania, teraz jakoś dziwnie pustym, bo wysiało tam tylko kilka skrawków materiałów, z których składał się mój dzisiejszy strój.
- Reszta już wyjeżdża, więc szybko się ubieraj, wszystko pasuje ci do rękawiczek - powiedziała moja stylistka z dumą.
- Naprawdę wam dziękuję, jestem pewny, że będę wyglądał świetnie, a to tylko wasza zasługa – zachichotałem.
- Oh już nie udawaj takiego skromnego, no idź się przebierać w końcu.
-
Przez okno czarnego samochodu,mogłem zauważyć tylko błysk światła. Jeżeli wszyscy fotografowie rzucili się do robienia zdjęć, to jawny znak, że reszta już dotarła na miejsce i właśnie wychodziła z auta. Sam właśnie spoglądałem do lusterka, żeby sprawdzić wszystko wygląda perfekcyjnie. Kiedy pojazd, z którego wysiedli chłopcy odjechał, nasz stanął w jego miejscu, przez szybę mogłem usłyszeć pokrzykiwanie paparazzi i pytania o moją osobę. To wejście będzie jedyną udaną rzeczą w tym dniu.
- T/I zaraz tutaj będzie – odpowiedział w końcu wyraźnie zdenerwowany Namjoon.
- Już jestem.
Wszystkie kamery i aparaty zwróciły się w moją stronę, oślepiając mnie lampami błyskowymi. W uszach zaczęło mi dzwonić, w oddali słyszałem ludzi krzyczących w moją stronę komplementy.
Ubrany byłem w prosty, szary garnitur w kratę. Talia była delikatnie opięta, a w dekolcie przebłyskiwał zamiast koszuli brązowy, wełniany golf. Zarumieniłem się subtelnie na myśl o spodniach, które choć luźne, z dokładnością oplatały moje nogi – musiały być one zawiezione do krawcowej, ponieważ oryginalne były na mnie za długie o kilka centymetrów. Nigdy nie zapomnę śmiechów Jungkooka, kiedy o tym usłyszał. Całość dopełniały także ozdoby w brunatnym kolorze – skórzane rękawiczki, zegarek i wiązane buty za kostkę. Na nosie leżały okrągłe okulary, a przydługie, wystylizowane włosy już zdążyły zostać zmierzwione przez uporczywy wiatr. Minimalny makijaż w odcieniach różu i orzechu poprawiał koloryt mojej twarzy i sprawiał, że wyglądałem bardziej świeżo i niewinnie. Na policzkach osiadał wieczny, brzoskwiniowy rumieniec, a usta przeciągnięte były jasnym, prawie niezauważalnym czerwonym błyszczykiem.
Zgarniając niesforne kosmyki włosów za ucho, szybko, ale nie tak, żeby wyglądać na spanikowanego, ruszyłem w stronę reszty. Zauważyłem spojrzenia, które rzucali w moją stronę, co wywołało tylko kolejną falę gorącego rumieńca. Dotarłszy i stanąwszy w moim stałym miejscu obok Namjoona, wziąłem głęboki oddech, który nawet nie zauważyłem, kiedy przyspieszył. Pochyliłem się dyskretnie w stronę lidera, a dłonią delikatnie szturchnąłem jego udo w przepraszającym geście.
- Przepraszam za spóźnienie – wyszeptałem.
- To nic – wymamrotał, widocznie próbując odzyskać wymagane skupienie, tak bardzo rozchwiane przez moją zwłokę, a następnie wielkie wejście.
Ocknąłem się z nieświadomego letargu czując dłonie delikatnie dotykające mojej tali. Uświadomiłem sobie, że nasza kolej już się skończyła i możemy bez problemu ruszyć dalej. Otaczające mnie ręce pewnie poprowadziły mnie do środka budynku, a spod stóp pobłyskiwał nam aksamitny, czerwony materiał.
.
Nasz stół znajdował się tuż obok tego EXO – naszej zaprzyjaźnionej grupy idoli. Kiedy wchodząc do wielkiej, wystrojonej sali i podążając na nasze miejsca, co irusz witaliśmy się z kimś i kłanialiśmy formalnie, mogłem poczuć na swoich plecach czyjeś spojrzenie. Przyzwyczajony do tego, nawet nie zwróciłem na to uwagi, bo pomieszczenie wypełnione już było fanami.
Usiedliśmy na niewygodnych krzesłach przy naszym stoliku i od razu wziąłem kilka łyków wody z butelki stojącej na nim, ponieważ nie miałem wcześniej czasu na takie drobnostki. Plecy nadal paliły pod znajomym wzrokiem, kiedy poczułem delikatne kopnięcie w kostkę. Już miałem rzucić w stronę któregoś Hyunga zapewne niemiły komentarz, ale kiedy odwróciłem głowę zamarłem z otwartymi ustami. Przywitało mnie bowiem zatroskane spojrzenie Jungkooka i wiedząc co ono oznacza, nie wypowiadając nawet słowa zrezygnowałem z mojego sprzeciwu na jego wcześniejszą akcję.
- Wszystko w porządku Yong?
- Pewnie, nigdy nie było lepiej – uśmiechnąłem się sztucznie – dlaczego pytasz?
JK przejechał po mnie wzrokiem i otwartą dłonią od góry do dołu z brwiami podniesionymi w kpiącym geście. Widząc to, swoje oczy skierowałem na własne kolana, gdzie już od chwili, gdy odłożyłem butelkę wody na stolik, przykryte rękawiczkami place poruszały się w niespokojnym tańcu.
- No cóż, nie ukrywam, że mam ochotę już wrócić do domu, oglądać Netflixa i zajadać się czipsami przez resztę nocy.
- Jakie życie byłoby piękne, gdybyśmy wszyscy mogli robić to, na co mamy ochotę. - westchnął ostentacyjnie, pobujać pokazać swój sztuczny zachwyt.
- Nie udawaj, że ty byś nie wolał teraz niszczyć jakiś dzieciaków w Overwatchu.
- Być może masz rację – wyszczerzył się złośliwie - ale ja przynajmniej nie daje po sobie nic poznać.
- Wiesz co, naprawdę mnie dzisiaj wkur-
- Czy możecie się uspokoić? - wtrącił się kolejny głos.
Wspólnie z Jungkookiem obróciliśmy się w stronę 'intruza'. Naszym oczom ukazał się lider zespołu, który co chwila przeskakiwał dezaprobującym spojrzeniem, raz na mnie, a raz na JK. Po części rozumiem jego punkt widzenia całej tej sytuacji. Nie dość, że same te wydarzenie jest stresujące, AAA na które tyle czekaliśmy, tyle na nie pracowaliśmy, na jego głowę spadła jeszcze moja nieprofesjonalność, zaspanie i spóźnienie się. Teraz na dodatek ja i drugi Maknae jak zwykle nie możemy wytrzymać dłużej niż pięć minut bez uszczypliwości przerzucanymi między nami jak piłeczka do ping-ponga. Wydaję mi się jednak, że po tylu latach wspólnego mieszkania i życia, powinien przyzwyczaić się do naszych upartych charakterów.
Mimo wszystko, kiedy Jungkook nie mówiąc nic więcej, usiadł prosto i swój wzrok utkwił przed sobą, moje usta poruszały się jakby własnym życiem.
- Już nie bądź taki naburmuszony.
Namjoon posłał mi tylko pełne dezaprobaty spojrzenie, ale już po sekundzie przeniosło się ono na jakiś punkt za moimi plecami. Odwróciłem się delikatnie, żeby kontem oka dostrzec co przyciągnęło uwagę starszego i zauważyłem, że wpatruje się on w jakąś dziewczynę na widowni. Zęby miał zaciśnięte, a oczy wypełniało połączenie złości i... opiekuńczości?
Zanim jednak zdążyłem zastanowić się o co chodzi, moje krzesło było już ciągnięte w stronę rapera. Jedną dłonią złapał spód siedzenia, drugą oparcie i zaciskając swoje pięści, aż jego kostki stały się białe, z drażniącym uszy piskiem zaczął siłą przeciągać mnie w jego stronę. Moje oczy rozszerzyły się, a gardło samoistnie wydało z siebie zduszony okrzyk, kiedy moje ciało niebezpiecznie przechyliło się w stronę Jungkooka, grożąc sturlaniem się z krzesła. Nim zdążyłem poczuć zapewne znikomy ból pośladków lub kości ogonowej, umięśnione ramię mocno chwyciło moje własne i bez ceregieli ustabilizowało mnie na stołku. Za swoimi plecami usłyszałem przekrzykujące się nawzajem, przerażone fanki. Mrugając kilka razy, wdzięczne spojrzenie skierowałem na swojego wybawiciela, którym okazał się drugi Maknae. Łapiąc go za dłoń, która parę chwil wcześniej delikatnie opadła na moje udo, splotłem nasze palce i ścisnąłem ją jako podziękowanie.
Po niezauważalnym wyprostowaniu się i wzięciu głębokiego oddechu, w końcu zauważyłem, że siedziałem tak blisko Namjoona, że stykaliśmy się ramionami. W tym samym czasie, ręka Jungkooka niekomfortowo wyciągnięta była w moją stronę, ale najwidoczniej nie przeszkadzało mu to, bo nie pokazywał żadnych intencji wzięcia jej z powrotem. Nie pozorne szturchnięcie w moją własną kończynę przywróciło moją uwagę na lidera grupy. Wzrokiem szukał moich oczu, a kiedy złapał moje spojrzenie, w jego własnych pojawiło się zmieszanie. Ostrożnie wziął i ścisnął moją drugą dłoń.
- Przepraszam... - szybko, prawienie zauważalnie zerknął znów na punkt za moimi plecami i zacisnął swoje wargi. - Ugh, chodź no tu.
Swoje wolne, umięśnione ramię położył na oparciu mojego krzesła, tak, że palcami dotykał mojego ramienia. Ostatecznie wyglądało to tak, że obie dłonie były zakładniczkami w uścisku moich Hyungów, a z tyłu chronił mnie opiekuńczy przytulas rapera. Obaj wyżej wymienieni nie zdawali zawracać sobie tym głów i uparcie wpatrywali się w ekran, na którym właśnie pojawił się MC.
Opierając swoją głowę o kończynę Namjoona spoczywającą za mną, zaśmiałem się głośno.
3407 słów
-
Mamy rekord napisanych słów jak na ten czas!
Mam nadzieję, że wszyscy zdrowi i gotowi do szkoły, mimo że zostały jeszcze dwa tygodnie.
Ja całymi dniami siedzę nad notatkami z historii, a w przyszłym tygodniu wracam na korepetycję z matematyki :(( Ale nie ma co narzekać, zdecydowałam, że jestem oficjalnie podekscytowana na powrót! Remontują nam budynek szkoły i aż się obawiam, że go nie poznam we wrześniu.
Prawie bym zapomniała o tym wspomnieć! Nie wykluczam takiego scenariusza, że następny rozdział pojawi się spóźniony. Może się tak zdarzyć, ponieważ będzie on napisany w całości przeze mnie, po pomyśle, który podłożyła mi Sandra. Pisanie bez instrukcji co ma się wydarzyć dalej, zabiera mi odrobinę więcej czasu, więc nie zabijcie mnie! Wierzę jednak, że następny rozdział wam się spodoba.
Miłego wieczoru!
1 note · View note