Tumgik
#wszystko co dobre szybko sie kończy
kosiorek00 · 26 days
Text
27 sierpnia 2024
Pojechały moje skarby na lotnisko, ciocia jak zwykle doprowadzona do płaczu. Pytam się kiedy przyjeżdżają, a oni na to,że "za dwa tygodnie! Ale to bardzo dużo dni 🤣" haha niestety te ich 2 tygodnie to cały rok 😭 Wszystko co dobre szybko sie kończy.
U nas w domu to od zawsze były ciągłe pożegnania i powitania,najpierw taty, teraz siostry i brata. Nienawidziłam tego smutku po odjeździe taty jako dziecko, były płacze, odliczanie dni, poczucie opuszczenia, ehh.
10 notes · View notes
Text
🙃
Tumblr media
7 notes · View notes
crack3dbones · 5 years
Note
Miłego dnia , czuje że umre jutro szkoła / 🐥
dziękuję i wzajemnie słonka, współczuję szkoły, ale wszystko co dobre szybko sie kończy, oby szkoła tez szybko minęła
4 notes · View notes
mikethehellman · 5 years
Text
8:31
Wracamy z nieuzasadnionego wezwania. O 8:25 przychodzi nowe.
A: Co jest? Przecież to w pizdu daleko.
Mija chwila, wezwanie zostaje odwołane.
E: No, tak myślałam.
8:31. Tablet rozdzwonił się na dobre.
M: Co tym razem?
E: Nieprzytomna, w ciągu alkoholowym od tygodnia, oddycha.
M: Lat?
E: 59.
K2. Jedziemy szybko, ale bez kogutów. Z trudem znajdujemy adres. Kiedy zajeżdżamy pod blok mieszkalny dzwoni telefon służbowy.
Dyspozytor: Widze, że już jesteście, to prawdopodobnie jednak NZK.
Ehhh... Bierzemy sprzęt. Tylko kilka schodów do pokonania. Nie jest źle. Koncepcja reanimowania alkoholiczki w brudnej melinie nie jest zachęcająca, ale nadal czuję zapał do działania.
Entuzjazm mija już po uchyleniu drzwi do mieszkania. Ten zapach...
E: Nieno, to już dawno po.
Wchodzimy do małego pokoiku. Odór nasila się. Całe szczęście, że okna są otwarte. Wszystko jest brudne, na środku pomieszczenia stoi stoliczek, na nim przecier, czerwona papka w metalowej misce, talerzyk służący jako "popielniczka" i paczka papierosów. Na prawo, szafka, na niej telewizor z kineskopem, ser topiony i kilka szpargałów. Na lewo, łóżko, kołdra, a pod nią kobieta. Wychudzona, blada, z kępką włosów na głowie. Stoję tak że jej wzrok jest skierowany w moją stronę. Patrzy na mnie martwymi oczami, zasłoniętymi charakterystyczną mgłą. Przyzwyczajam nozdrza do zastanego odoru. Czas wziąć się do roboty.
Tętno - brak.
Źrenice - szerokie, brak reakcji na światło.
Skóra - blada, zimna i dziwnie śliska.
Ogólne oględziny - po odsłonięciu kołdry, widoczne plamy opadowe.
A: No niestety proszę pana, tu już nic nie zdziałamy.
E: Podłącz cztery odprowadzenia.
M: Jasne.
Biorę elektrody do ręki. Przyklejam.
Czarna - prawy dół.
Czerwona - prawa góra.
Żółta - lewa góra.
Zielona - lewy dół.
EKG pokazuje prostą linię. Brak czynności elektrycznej serca.
Odstąpienie od medycznych czynności ratunkowych, godzina 8:47
E: Tak się kończy choroba alkoholowa proszę pana.
A: Od jak dawna piliście?
Konkubent: Od lat grzejemy... Zazwyczaj jeden tydzień w miesiącu.
Upewniamy się, że nie ma śladów ingerencji osób trzecich.
Brak widocznych urazów, szyja bez pręgów, brak krwi, brak śladów walki/szamotaniny.
E: Kiedy ostatni raz pan rozmawiał z panią?
Konkubent: O 7:30 dawałem jej jeść, ale nie chciała. Coś bełkotała.
Kłamie, albo kompletnie stracił poczucie czasu. Kobieta nie żyje znacznie dłużej. Ale tym zajmą się odpowiednie osoby.
A: Musi pan wezwać lekarza i zakład pogrzebowy.
Konkubent: Jaki zakład? Nie znam numeru. Państwo mogą mi podać?
E: Nie proszę pana, my się nie zajmujemy takimi sprawami, nie mamy numerów.
Wiadomo, że to kwestia wklepania szybko hasła w google, ale tego sie robi. Głównie ze względu na aferę, która lata temu miała miejsce w Łodzi. Wyglądało by to podejrzanie, dymy gwarantowane.
A: Ta pani się gdzieś leczyła?
Konkubent: Tak, tutaj, kilka metrów stąd jest przychodnia.
E: Niech sie pan ubierze, zamknie mieszkanie i zejdzie z nami na dół.
Konkubent: dobrze.
Schodzimy na dół. Taszcząc sprzęt do karetki uświadamiam sobie jak mało się widzi chodząc codziennie po ulicach.
Drukujemy kartę interwencji.
E: Niech pan weźmie tą kartę i pójdzie prosto do lekarza, żeby nie siedzieć w domu samemu ze zwłokami.
Mężczyzna ruszył w swoją stronę, my w swoją.
Zapach zmywam z siebie cały dzień.
1 note · View note
choremysli · 7 years
Text
To znowu ja, dla tych którzy jeszcze nie czytali . Dla tych którzy czytaja to już setny raz : Przepraszam Od pół roku jestem w związku z panem P. Wcześniej znaliśmy się dwa lata,ale niewiele wtedy rozmawialiśmy. Rok temu zaczęliśmy coraz częściej,częściej z moja koleżanka jeździliśmy na imprezy do jego kumpli i tak się zaczęło Później przestałyśmy. Wkurzalo nas trochę,że tamto towarzystwo tylko spotyka się po to żeby zapalić zioło i się upic. W efekcie mało co później pamiętali. Pan.P któregoś dnia zaprosił mnie na wesele,zgodzilam się no i się zaczęło. Spotykaliśmy się częściej,pisaliśmy ze sobą aż w końcu zostaliśmy para. Wszystko co piękne szybko się kończy. Byłam tak zakochana że zapomniałam o jego drugim życiu. O tym co robi w wolnym czasie ,o tym że mi to przeszkadza.. Wtedy jak imprezowalismy nie zwracałam na to uwagi. No lubi sobie wypić ,zapalić okej. Później zaczęłam się cholernie bac. Myślałam sobie "kobieto musisz mu pomoc ".sama parę razy zapalilam więc święta nie jestem ale dorosłam,zrozumiałam co jest ważne, jeśli coś mi przeszkadza staram się to naprawic. Prosiłam aby przestał,ograniczył,mówiłam że się martwię o niego,przeszkadzało mi to że często przesiaduje z kolegami tylko w jednym celu. To mi się udało. Dotarło do niego że Ci kumple to nie wszystko i że gdy czegoś potrzebuje to ich nie ma,nie że ja jestem najważniejsza i przez chwile to widziałam . Nieważne że święta Bożego Narodzenia wolał spędzić ze swoim kolega 'bo miał sprawe' ,nieważne ze ryczalam wtedy jak głupia bo myślałam że będzie w końcu dobrze. Wybaczylam po raz kolejny. W styczniu nie przyznał mi się ze zaczął Nowa robote. Jaką? Nieważne. Ważne że z kolegami.. Ręce mi opadły. Wszystko szło w dobra strone ale gdy to usłyszałam wiedziałam że jestem na przegranej pozycji. Dwa tygodnie temu przypadkiem spotkaliśmy tych jego kolegów i co się dowiedziałam? Możecie się domyśleć co robi w pracy. Przyrzekal ze to tylko dwa razy. A gdy miesiąc wcześniej pytałam czy na pewno nie jara w pracy powiedział ze chyba oszalałam. Ale ja wiedziałam ze nie .Nie ufalam mu i narazie na dobre mi to wychodziło. Kolejny raz rozmawialiśmy i powiedział ze może mi obiecać ze więcej się nie powtórzy taka sytuacja,ze wie ze mnie to rusza i że mi to przeszkadza .. Mówiłam ze jeśli chce dalej palić to niech szuka dziewczyny która to zaakceptuje...Gdy pytam czy potrzebne jest mu to do szczęścia mówi ze nie. To był chyba 5 lub 6 raz kiedy to przede miał ukrył. Kiedy miał nie palić a ciągle to robił i bezczelnie jeszcze zaprzeczał. Z bezradności ile razy  czytałam jego wiadomości i dopiero z nich sie dowiadywałam prawdy ale nie wiedziałam co zrobić żeby sam sie przyznał... Dałam do zrozumienia ze nie toleruje kłamstwa i lepiej żeby mówił mi wszystko,bo mam swoje granice. Ale ja mu dalej nie ufam. Chce podpisać umowe w tej pracy,widujemy się tylko 3razy w tyg bo zazwyczaj siedzi tam od 7do 19 a później coś robi koło domu. Jest w porzadku facetem,pomocnym,ułożonym,czasami czułym a czasami czuje się po prostu jak jego koleżanka,brakuje mi z jego strony spontaniczności,robienia czegoś nowego,mam wrażenie ze coś wygasa. Stwierdził po ostatniej rozmowie ze szukam dziury w calym,ale gdyby mówił wszystko bo szczerze żadnej dziury by nie było. Jestem kobietą która woli miec raczej wszystko czarno na białym. Przychodzą wieczory kiedy nie mamy o czym rozmawiać ,przez cały dzień nie piszemy bo mówi ze nie ma czasu i jest zajęty. Brakuje mi tego, ciagłego kontaktu...Ale wiem jakie warunki tam są i skoro mogą nawet jechać gdzieś na godzinę na przerwę to wiem ze tu też klamie. On siedzi w pracy a ja tylko myślę o tym czy znów robi mnie w balona... Tylko to zajmuje moja głowę bo tak bardzo bym chciała żeby było dobrze i żeby odciął się od tego towarzystwa. A raczej od tego co oni robią. Dużo osób na innym forum Kiedy 3 miesiące temu szukałam pomocy powiedzieli ze to wygląda jak toksyczny związek,żebym uciekkala bo z nałogiem nie wygram.a jak wygram to na chwilę i kiedyś to wróci z podwójna siłą. Ale w która stronę mam uciekać? Jestem rozdarta. Kocham go ale boli mnie cholernie gdy mnie oklamuje i jak widzę ze on nie bierze moich słów na poważnie. Jak zamiast piąc się w góre robi dwa kroki w przód  a później trzy w tył.Może mnie też nie bierze na powaznie? Może potrzebuje zimnego prysznica? Nie wiem. Najwidoczniej Maryska działa na niego lepiej niż ja.
Czy to nie to? Czy my do siebie nie pasujemy? Czy to zmierza do końca.. ? Czy potrafiłybyście byc w takim związku? Ja nie dam rady ciągnąc go caly czas w góre kiedy on puszcza moją ręke i znów spada..
17 notes · View notes
Text
Presja
Dużo w moim życiu stresu i presji. Leczenie trwa nadal i w ostatnim tygodniu straciłam kolejnego zęba. Wyrywanie trwało godzinę, dentysta starał się jak mógł ale stan zapalny tak mocno przytrzymywał korzeń, że dopiero wkręcenie śruby i wyrwanie siłowe poskutkowało. Dostałam 4 zastrzyki ze znieczuleniem i dopiero po tygodniu nie czuję już “martwego” miejsca na szczęce a opuchlizna powoli wchłania sie spowrotem.
Ciekawa sprawa dentysta przejrzał też moje wyniki i stwierdził, że to pół roku z lekami na padaczkę było bez sensu bo nie mam neuralgi... Czułam jakby ktoś dał mi w mordę. W diagnozie nie ma wzmianki o uszkodzeniu nerwów a jedynie o powięchrzonym zachyłku zębodołowym. Ustaliliśmy że wyrwana zostanie także 8-semka po feralnej prawej stronie a potem czeka mnie wizyta u neurologa i odstawienie leków. Cieszę się i jednocześnie czuję sie przybita, zmęczona i rozstrojona.
Praca mnie zalamuje. Współpracuję z człowiekiem z Warszawy więc kontakt i tak jest utrudniony. Żeby tego mało koleś jest z innej planety i tak sądzą o nim chyba wszyscy którzy go spotkali. Połapanie się co konkretnie powinnam zrobić i na czym bazować graniczy z cudem... Fajnie... Przyjełam sobie za cel doprowadzić go do takiego społecznego rozwinięcia żebyśmy mogli spokojnie sobie rozmawiać i aby nie wychodził na freaka za każdym razem. Jak na razie nie jest źle, zaczyna ze mną rozmawiać i używać emotikonów. Taki mały sukces. Po za tym praca ciężka, kręgosłup boli jak diabli, na oczy ledwo widzę, nie wysypiam się, piję hektolitry kawy, a do tego odzywa się niedawno wyleczone zapalenie nadgarstka. Ciekawe jak pomogę w święta...
Ehhh.. święta. W tym roku nie mam żadnej przyjemności jechać do domu na święta. Chciałabym tego uniknąć ale głupio... Mama przyznała mi się do kilku sytuacji z przeszłości co sprawiło że nie jestem w stanie przejść ze świadomoscią tego do porządku dziennego. Od kilku lat namawiam ją do rozwodu, ponieważ ojciec jest agresywny, klnie do dzieci, nie pomaga w domu, terroryzuje i grozi matce. To jest chore... Powinna starać się o rozwód z orzeczeniem o winie, bo krzywdy psychiczne jakie wyrządził dzieciom są potworne. Wyobraź sobie to, że on nie odzywa się do nikogo tylko zasiada przed telewizorem i każda prośba o pomoc, zrobienie czegokolwiek kończy się klótnią i wyzwiskami. Mam tego serdecznie dośc i nie chcę w tym uczestniczyć. Boję się, że wybuchnę i powiem co myślę a to odbije się tylko na rodzeństwie i mamie. Ale co mnie tak podjudziło już opowiadam.
W zeszłym roku mam zdecydowała się na polubowny rozwód... grrrr. Ojciec podpisał papiery bez jakiegoś większego halo. Oboje wiedzą że to do niczego nie prowadzi, niczemu nie służy, a tylko szkodzi im bo trwają w klatce. Nie okazują sobie uczuć od kilku lat, nie śpią razem, nie wspominając o seksie. Trwają w kłamstwach i czychaniu na to czy ktoś kogoś zdradził czy nie. Pojebana sprawa. Wracając do historii tego samego dnia kiedy podpisali papiery, ojciec miał bardzo poważny wypadek. Był wycinany z samochodu i przetransportowany helikopterem do Lublina. Uraz głowy, połamane żebra i kilka innych kości. Mama władowała ogromne ilości kasy żeby ojciec wyzdrowiał. Teraz nie ma żadnych oszczędności, żyje od pierwszego do pierwszego. Boi się że ojciec zażąda pieniedzy w trakcie rozwodu - wspólne kredyty na dom. AAAAAaaaa zwariuję zaraz. Matka przy każdej rozmowie podaje takie o to powody ubrane w różne słowa: pieniądze, opieka nad dziećmi gdy ona jest w delegacji, strach przed nie wiadomo do końca czym. Nie chce zrozumieć że wyszłoby to tylko na dobre.
Kolejną rzeczą, która nie daje mi spokoju jest fakt jaki powiedział mi B. W pierwszym roku naszej znajomości zmarł nasz przyjaciel Mikołaj. Wszystikm mówimy że była to wrodzona wada serca chociaż wszyscy dobrze wiedzą że to depresja oddechowa, miał grypę, daliśmy mu aspirynę albo gripex czy coś takiego. Zabrałam B. do siebie na noc (byliśmy razem z pół roku i nie mieszkaliśmy razem), po południu następnego dnia dostaliśmy telefon od lokatora, że B musi szybko przyjechać do domu i nie może powiedzieć dlaczego. Mikołaj umarł właśnie tej nocy i współlokator znalazł go po powrocie z pracy. Był naprawdę świetnym chłopakiem, fakt, że ćpał jak głupi dosyć dziwne specyfiki z aptek. Mimo to nie znam osoby, która tak szybko by się uczyła, czytała i potrafiła logicznie łączyć fakty. Do tego zajawialiśmy sie tym samym, rozmowy mogły się nie kończyć. Naprawdę bardzo go lubiłam i także odczułam tą stratę. Ale nie o moje odczucia tutaj chodzi. Kilka dni po śmierci Mikołaja B miał koncert na śląsku ale nie pojechałam z nim. Potrzebowalam czasu i samotności aby ochłonąć po tym wszystkim. Mało tego B. mieszkał w moim maleńkim pokoiku w którym po rozłożeniu rąk dotykałam obu ścian. B. oczywiście napruł sie jak świnia jak przystało na muzyka, ale koledzy z zespołu zaczęli mu mówić ,że się nie angażuje w zespół, że jest chujowy itd itd. Coś w nim pękło i postanowił pochłonąć tyle alkocholu ile zdoła. Przepił wszystkich i został sam z Konradem - kolega z zespołu. I jak mi to opisał nagle zaczął gdzieś iść przed siebie w cholerę z zamiarem skończenia żywota. Mówił że nie pamięta o co mu chodziło, nie wie co myślał, określił to białą plamą i zawsze tak ma gdy wpada w atak paniki i lęku. W ostatniej chwili gdy znikał już w ciemności nocy Konrad wziął go za szmaty i przyprowadził do obozu w starej fabryce. Całe szczęście że tam był. Nigdy mi nic nie powiedział, nikomu się nie wygadał. Mam w głowie gonitwę myśli i dobrze że znalazłam miejsce aby to z siebie wyrzucić.
Nie wiem co mam robić nie wiem co mam myśleć, to wszystko już było i muszę to zaakceptować i żyć dalej ale jak? Zarzucam sie rzeczami do zrobienia żeby nawet nie mieć czasu aby o tym myśleć.
0 notes
wounded--angel · 7 years
Photo
Tumblr media
Wszystko co dobre szybko sie kończy (zwłaszcza pół litra)
0 notes
Text
8.
Co to znaczy wyczerpać temat? Pisanie dwustu słów o jednej sprawie nie czyni ją wyjątkową. Nie tylko słowa. Słowa to tylko litery. Tylko. Założyła katanę z napisem: Bad choices make good stories, pomalowała oczy czarną kredką. Chciała poczuć się jak wtedy, kiedy nie czuła nic do nikogo. Jej playlista wciąż pełna była ulubionych utworów jej tymczasowego zauroczenia. Ich teksty były równie bezsensowne jak ta znajomość. Ale czy jakakolwiek muzyka rozrywkowa ma sens? To nic nie znaczące słowa o dziewczynach takich jak ona, które nie znaczą nic. Można się z tym utożsamiać, ale nie można kochać. Nie można kochać. Wrzesień był dla niej oprzytomnieniem. Została sama, a tak bardzo chciala to zmienić. Nawet kot w pustym mieszkaniu zdawał sie krzyczeć, że Natalia potrzebuje kogoś. Znajomość z tym chłopakiem była jak pierwsze palenie marihuany - wielkie oczekiwania, cała ta niezwykła otoczka, zapach, dym i zero działania. Rozczarowanie. W Natalii obudziła się toksyczna i despotyczna strona, mówiła: byłam dla niego pierwsza, chcę być jedyna. Chłopak, którego ignorowała zawsze, oprócz jednej nocy w Bieszczadach, kiedy dał jej papierosa i (można by rzec) siebie. Uświadomienie sobie, że coś do niego czuje nie zajęło jej dużo czasu. Do tej pory nie potrafi stwierdzić, co to było. 22 września wpadł w jej sidła. Niestety okazał się sprytny i zorientował się, co jest grane. Natalia była wściekła. Ona może mieć każdego! 30 listopada przeżyła najbardziej bajkowy pocałunek. Jak śpiąca królewna i jej książę, nawet imię się zgadzało. Opleceni lampkami za dwa euro, które w tej chwili warte były każdych pieniędzy. Jakieś słowa, nieistotne. Natalia była nikim, nadal jest nikim. Traktowała ludzi jak instrumenty, na których grała własne kompozycje. Wysysała z nich, to co, jej zdaniem, najlepsze. Od niego wzięła całą filozofię tymczasowości. Wydawał się jej wyjątkowy i wszystko, co robił było prawdziwe. Szybko zorientowała się ze to było tylko zaślepienie, ze odbiorca wcale nie jest ważniejszy od twórcy. Że to on był niewystarczający. Ale jedno zostało- wszystko jest tymczasowe. To, jak wyszedł tamtej nocy, zostawiając ją samą. To jak szybko kończy się whisky. To jak łatwo jest przegrać w Heroes V. Ktoś jej powiedział, że tylko cierpienie i miłość są stałe. Ktoś inny, że Bóg. Nic nie jest stałe, nawet dobro i zło. Rodzimy się i coś uważamy za dobre, a coś za złe lub niewinne. Z wiekiem nasza znieczulica albo czujność ulega zmianom. Dla Natalii jest postępki nie były złe, jednak dopiero teraz je zrozumiała w pełni. Teraz nie odżywia się ludźmi, tylko niczyim pięknem w naturze i sztuce. Czym jest dobro? Werter mówił, że to co powstało na wzór natury musi być dobre. Jej książę jednej nocy zniknął. Pojawił się jeszcze raz, miesiąc później... To miasto jest chore. Ludzie w nim to chore twory. Zjadające innych. Sylwester. Wieczór jak kazdy inny. Alkohol jako wartość dodana. Czynnik trzymający ludzi razem, kiedy nic ich ze sobą nie łączy. Tak jak Natalię i jej tymczasowe zauroczenie. Alkoholu było na tyle dużo, że pozwolili sobie na dużo. Szybko poszło, znowu uciekł. To tylko alkohol. Tylko.
0 notes
mdnghtsoulmates · 7 years
Text
Rozdział 3
Harry i Louis spędzili resztę popołudnia w apartamencie wymyślając historię o ich hipotetycznym pokrewieństwie. Jedynym sposobem, na to żeby przebrnęli przez ten weekend bez szwanku jest zaplanowanie wszystkiego i przestrzeganie tego co wymyślą niczym ewangelii.
Zamówili obsługę hotelową, nie jedli nic cały dzień, rozwalili się na jednym z luksusowych łóżek. W przydzielonym im pokoju znajdują sie dwa średnie łóżka, zamiast ogromnego łoża małżeńskiego. Oczywiście to nie miałoby sensu, gdyby ''rodzeństwo'' spało w jednym łóżku, gdyż teorytycznie powinni spać oddzielnie.
Poza podwójnymi łóżkami apartament jest ogromny, wyposażony w zamontowany ekran plazmowy, garderobę oraz łazienkę, przestronny salon, a nawet w aneks kuchenny. Może być praktycznie dwa razy większy niż ich obecne mieszkanie. Idea posiadania pieniędzy i bycia otoczonym przez samych bogaczy jest zupełnie nową sytuacją dla Harry'ego i Louisa.
Przez kilka ostatnich lat pracowali ciężko, próbując ciągle przeć do przodu i dotrzeć gdzieś w życiu. Oczywiście w żaden sposób nie są biedni czy też nie borykają się z brakiem pieniędzy, są po prostu przeciętni. Prowadzą typowy tryb życia jak na dwudziestokilku-letnią parę, nawet całkiem wygodny. Ale teraz nowa pozycja Harry'ego przeniosła ich do zupełnie innego marginesu dochodów. Nie są już dłużej w najniższej lidzie, teraz znajdują się na drodze do czegoś zupełnie lepszego. Będą musieli się do tego przyzwyczaić, o ile Harry zdoła utrzymać swoje stanowisko, a im uda się pomyślnie przebrnąć przez ten weekend.
Po rozważeniu argumentów za i przeciw Louis kończy udając młodszego brata. Nadal nie cierpi, gdy jest nazywany ''małym'', bez tego bycie młodszym w sumie mu nie przeszkadza. Kto nie chciałby wyglądać na młodszego niż wskazuje na to jego wiek? Jako 28-latek Louis nie przepuści szansy, żeby znów mieć 24 lata.
Tak bardzo jak tego nienawidzi większość ludzi i tak uważa, że Harry jest starszy. Może to dlatego, że jest praktycznie olbrzymem w porównaniu z Louisem, a może to przez fakt, że zachowuje się jak staruszek ze swoim bólem kręgosłupa i dziwnymi rytuałami. To może być nawet przez jego głęboki głos; wymawia każdą sylabę przeciągając ją. Kto wie jaki tak naprawdę jest tego powód, ale bez względu na to Louis decyduje się przyjąć to na klatę.
Louis sugeruje, że może gdyby powiedzieli, że jest już z kimś w związku mogłoby im to pomóc, czysto hipotetycznie oczywiście, żeby ludzie nie zauważali napięcia pomiędzy nimi. Napewno pojawi się pomiędzy nimi jakieś nawet nieświadome napięcie seksualne i będą mieli przynajmniej tą historyjkę z tym, że Louis już się z kimś spotyka, może ugasi to trochę płomienie, w których się znajdą.
Jednak nie udaje im się wymyślić ich drzewa rodzinnego po tej jakże kreatywnej odpowiedzi Harry'ego. Nie ma tu praktycznie żadnego sposobu żeby wyjaśnić tą całą sytuację z różnymi ojcami i matkami bez brzmienia kompletnie absurdalnie. Harry istotnie spieprzył w tej części.
Jeśli sytuacja się powtórzy będą musieli po prostu opowiedzieć inną historię o różnych ojcach, mając nadzieję, że Liama nie będzie w pobliżu, żeby prosić o wyjaśnienie lub zadawać pytania, na które nie będą mieli odpowiedzi. Tylko on jedyny tak właściwie słyszał tą bajkę Harry'ego o ich rzekomej dynamice rodzinnej, więc liczą na to, że nikt nie będzie pytał o detale.
Po podjęciu ostetcznych decyzji i zjedzeniu resztek jedzenia ubierają się na kolację . Próbując zrobić dobre wrażenie Harry zakłada jedwabną koszulę i ciasne czarne spodnie, do tego na nogi wkłada czarne, skórzane mokasyny. Decyduje się iść w rozpuszczonych włosach, jedynie delikatnie odświeżając swoje loki odżwyką w sprayu i pozwalając im opaść na swoje ramiona.
Louis wybiera bardziej klasyczną opcję, ubierając prosty, czarny garnitur, a do tego białą koszulę zaakcentowaną czarnym kołnierzem. Skurpulatnie zbiera włosy z dala od twarzy, stylizując je w quiffa.
Już ubrani i dobrze się prezentujący zmierzają do głównej sali bankietowej ośrodka, gdzie ma się odbyć kolacja. Harry drży równomiernie co wzmacnia się wraz ze zbliżaniem do celu.
Gdy Louis nie może juz tego znieść zatrzymuje się i odciąga Harry'ego na bok. - Okej Harry weź kilka głębokich oddechów. Rozmawialiśmy o tym, udało nam się wszystko wymyślić, nie ma się o co martwić. Wszystko będzie dobrze, każdy cię pokocha. Jestem z tobą okej? Zawsze będę - Louis lekko ściska rękę Harry'ego.
Harry kiwa głową, oddychając głęboko tak jak to mu poradził Louis. Zamyka oczy i bierze kilka wolnych, systematycznych oddechów, uspokajając swoje nerwy - Okej... okej, myślę że jestem gotowy.
Skręcają w zaokrąglony korytarz prowadzący do sali bankietowej. Jest ogromna, wypełniona dziesiątkami ogrągłych stołów, każdy pięknie udekorowany na niebiesko. Każdy stół zdobią eleganckie kwiaty, które znajdują się na środku oświetlone przez łagodne światło świeczek. Główne oświetlenie tego miejsca jest lekko turkusowe, pada na wysokie ściany rzucając błękitne cienie. Z przodu sali umieszczona jest scena, przystrojona migoczącymi światłami, podest usytuowany na samym środku.
Ogólnie miejsce to wygląda na ciepłe i przyjemne. Goście wydawałoby się w każdym wieku, zajmujący różnorodne stanowiska równomiernie wypełniają salę, wszyscy nieskazitelnie wystrojeni i dobrze wychowani; niektórzy mieszają się w rozmowach z nieznajomymi podczas gdy inni trzymają się na uboczu usadawiając się przy stołach doookoła sali. Zespół grający w rogu pomieszczenia wprowadza odpowiedni nastrój tego popołudnia, łagodny, kojący jazz. W drugim końcu sali bankietowej stoi pełen bar z napojami alkoholowymi.
- Co powiesz na to, żeby kupić sobie drinka a potem znaleźć stół? - pyta Louis, gestykulując w stronę baru.
Zmierzają do otwartego baru, a po dokładnej debacie o tym który napój wziąć, decydują się na białe wino. Gdy dostają swoje szklanki Harry zauważa mężczyznę machającego w ich stronę ze stołu w centrum sali - O mój Boże, to Liam. Powinniśmy tam podejść?
- Znaczy to byłoby nieuprzejme gdybyśmy tego nie zrobili, przecież już nas zobaczył. Jestem pewien, że zapomniał o naszym wcześniejszym spotkaniu, powinno być okej. Mam taką nadzieję przynajmniej.
- Yeah, okej -odpowiada Harry niepewnie, nie do końca przekonany.
Prześlizgują się przez morze stołów i gości, docierając do przesadnie zadowolonego Liama.
- Cześć chłopcy! - wita Liam radośnie - Usiądźcie z nami proszę, nienawidzimy kiedy jacyś stażyści się do nas przysiadają. Nigdy nie mają nic interesującego do powiedzenia.
- Yeah, pewnie, w porządku, skoro nalegasz.
- Tak, tak nalegam!!!! Siadajcie! - popędza Liam - Boże, dwa lata temu mieliśmy tu tego biednego chłopca o imieniu.... um Bryan? Tak myślę. Więc yeah... Bryan, ten smutny stażysta - wspomina Liam, wzdrygając się na samo wspomnienie - W każdym razie chodził za nami wszędzie jak zagubiony szczeniaczek. Na samym początku to było ujmujące, ale potem zaczęło nas irytować. Miły chłopak, ale strasznie nudny, a ja nie zbyt chcę się bawić w opiekunkę.
- Biedny Bryan - podsuwa Harry kręcąc głową - Prawdopodobnie źle go zrozumieliście.
- Um, cześć jestem Zayn - mówi dosadnie mężczyzna z kruczoczarnymi włosami siedzący obok Liama, wyciągając dłoń i rzucając Liamowi zirytowane spojrzenie.
- O bogini! Jak nieuprzejmie z mojej strony, powinienem był was sobie przedstawić, moje przeprosiny. Byłem zbyt pochłonięty tym wspomnieniem stażysty - chichocze pod nosem Liam - Harry, Louis to jest Zayn mój wspaniały chłopak jak już wcześniej krótko wspomniałem.
- Co mówiłeś o mnie wcześniej? - pyta Zayn spoglądając na Liama pytająco.
- Nic nic Z, mówiłem tylko o tym jak nasza drużyna skopała tyłki innym w zeszłym roku podczas rozgrywek i to wszystko.
- Oh racja. To było niesamowite! Mam nadzieję, że w tym roku również stworzymy dobrą drużynę. Nie chcę żeby nasza passa wygranych się przerwała. Było tak blisko ostatnio, przez tego stażystę, o mały włos nie kosztował nas wygranej - wspomina Zayn z przebłyskiem rozdrażnienia w oczach. Kręci głową jak gdyby chciał wymazać swoje wspomnienia i zwraca swoje spojrzenie w stronę Louisa i Harry'ego, teraz komfortowo usadowionych przy stole. - Więc wasza dwójka... jesteście razem?
- Nie! Czekaj nie! - Harry zbyt szybko wyrywa się do odpowiedzi. - Nie, jesteśmy braćmi. Yeah.... braćmi, całkowicie spokrewnieni.
Louis spogląda na Harry'ego, jego oczy uformowane w spojrzeniu, jak gdyby miał powiedzieć ''wyluzuj''. Nie ma potrzeby, żeby dalej o tym opowiadać, wszyscy napewno załapali o co mu chodzi.
- Oh to miło, miło. Nigdy nie pomyślałbym żeby zabrać rodzeństwo na wydarzenie takie jak to - zastanawia się Zayn.
Usta Harry'ego otwierają się, żeby odpowiedzieć, ale na szczeście przerywa mu przybycie rozemocjonowanego blond irlandczyka.
- Ahoy chłopaki! Gotowi na dzisiejszy wieczór?
- Niall, miło z twojej strony, że się do nas przysiadłeś - wita Liam ze szczerym uśmiechem. Wygląda za Nialla jakby za kimś jeszcze czekał - Więc kogo zabrałeś ze sobą w tym roku do zabawiania? Nie widzę nikogo nowego.
- Wiesz jak to jest stary, zdecydowałem się nie zabierać ze sobą nikogo w tym roku - odpowiada Niall, siadając na miejscu obok Zayna - Ciągałem ze sobą laski tutaj rok za rokiem, a ostetcznie one i tak oczekiwały czegoś więcej ode mnie. Przecież ciągle jestem w kwiecie swojego wieku! Nie jestem gotowy, żeby się już ustatkować, po trzydziestce zacznę o tym myśleć. Więc w tym roku będę po prostu rozkoszował się bogactwem. Mam na myśli, no rozejrzyjcie się dookoła! Jest tu tyle wybornie wyglądających dziewczyn, które tylko czekają, żeby przeżyć przygodę - gestykuluje dumnie - Nie chciałbym żeby taka szansa się zmarnowała.
- Zawsze miło cię widzieć Niall - mówi Louis przewracając oczami.
- Lou kumplu, jak miło że jesteś tu z nami! Nawet nie wiesz jak bardzo ucieszyłem się kiedy Harry powiedział, że zabiera cię ze sobą! - ripostuje Niall, posyłając mu wszystkowiedzące spojrzenie, poruszając brwiami.
- Oh, więc wy dwoje się znacie? - pyta Liam patrząc na nich.
- Lou i ja bardzo bardzo długo prawda H?
- Um... yeah mielismy parę szalonych nocy, kiedy byliśmy na studiach - odpowiada nerwowo Harry, jego oczy wypełnione paniką, obawiające się każdego słowa, które wychodzi z ust Nialla.
- W rzeczy samej, to dopiero były dni stary. Gdybyś widział tą dwójkę. Byli zupełnie poza jakąkolwiek kontrolą - wspomina Niall z uśmiechem.
- Więc mieliście jakieś wielkie imprezy z tego co widzę lub coś takiego? - pyta Zayn sceptycznie patrząc to na Harry'ego to na Louisa.
- Oh, pozwolę sobie powiedzieć, że wiele nocy nie pozwalali mi zasnąć. Raz złapałem ich na -
- Proszę nie, chciałbym utrzymać choć to co pozostało z mojej godności - wtrąca żartobliwie Louis, choć mówi to poważnym głosem - Jestem teraz odpowiedzialnym dorosłym, nie ma potrzeby żeby wywlekać moje błędy młodości na światło dzienne.
Harry niespokojnie przygryza swoje usta, modląc się po cichu, aby nie zadawali już więcej pytań o to co robił w przeszłości z Louisem. Mieli kilka wyjątkowo lekkomyślnych przygód i żadna z nich nie jest odpowiednia do tego, aby ją opowiadać przy obiedzie.
- Ha! Bez obaw, wszyscy robiliśmy szalone rzeczy swoimi pięknymi czasami - chichocze Zayn - Przypuszczam, że wtedy wszystko było prostsze.
- Witam panowie, jak się dzisiaj mamy hmm? - Kierowniczka Henderson podchodzi do stolika chwiejąc się na nogach, słabo bełkocząc. Trzyma wypełnioną po brzegi szklankę z czerwonym winem w swoich perfekcyjnie wypielęgnowanych dłoniach. Harry tak właściwie odczuwa ulgę, że ją widzi, cokolwiek byleby oderwać uwagę od obecnej rozmowy. - Miło widzieć, że usiedliście razem - kieruje swoją uwagę w stronę Harry'ego, przebiegając po nim wzrokiem od góry do dołu. - Styles wyglądasz dziś całkiem nieźle. Mam na myśli, że zawsze dobrze się prezentujesz, ale myślę, że i tak wolę twój nie-zawodowy wygląd - posyła mu sugestywny uśmiech, umiejscowiając swoją dłoń na jego ramieniu, delikatnie ściskając.
Twarz Harry'ego czerwienieje, gdy spogląda na nią ze swojego miesjca - Erm... dziękuję. Ty również wyglądasz dziś pięknie kierowniczko Henderson.
- Oh proszę mów do mnie Melissa. Jesteśmy na wakacjach! - wyrzuca swoją szklankę w powietrze, wznosząc toast samej sobie. - Nie ma potrzeby używania drobnych tytułów.
- Um.. okej? Jeśli... jeśli jesteś pewna.. Znaczy mówiłaś wcześniej że....
- Zapomnij o tym co mówiłam wcześniej! Żyj teraz Styles! Żyj chwilą! - mówi Melissa, prawie wylewając swoje wino, gdy porusza szklanką tam i z powrotem entuzjastycznymi ruchami. - Oh cóż, muszę wygłosić przemowę czy coś takiego, wybacz mi najdroższy - głaska leniwie Harry'ego po policzku i odwraca się żeby odejść.
Harry ogląda się za ramię ciekawie, obserwując jak Melissa oddala się w stronę sceny, potykając się zbyt często na szpilkach. - Czy ona jest..um..?
- Pijana? - oferuje Liam - Wygląda na lekko nietrzeźwą.
- Nigdy wcześniej nie widziałem jej tak zrelaksowanej.... i rozluźnionej - komentuje Harry w niedowierzaniu. - Zawsze jest spięta i skupiona.
- Yeah, co rok upija się na wyjeździe - dodaje Niall - Nie wiem, ona nigdy się nie wyluzowuje, ale kiedy już to robi ... to naprawdę to robi. W zeszłym roku praktycznie urządziła striptiz po opróżnieniu całego baru. Meduza ma niezłe ciało pod tymi swoimi łuskami.
- Oh czyżby to ona była twoim celem w tym roku Niall?
- Ha! Nie kurwa! Staram się utrzymać posadę, w końcu mam buzię do wykarmienia. Każdy potrzebuje pracy, żeby jeść jak człowiek i pić jak człowiek - bierze łyk swojego piwa. - Ale nie zamartwiaj swojej głowy H, kiedy wrócimy do biura znów przejdzie na tryb dyktatora. Nie przyzwyczajaj się, to wszystko jest tymczasowe.
- Mmm mógłbym się tego spodziewać - buczy Harry.
- Jest zbyt wcześnie, żebt być aż tak upitym, dopiero co tu przyszliśmy - zastanawia się Niall, drapiąc się po głowie - ole Dusa musiała mieć ciężki rok, skoro wyrzuca to z siebie w ten sposób tak wcześnie.
Kierowniczka Henderson wchodzi na scenę, gdy goście zajmują swoje miejsca, momentlnie cichnąc. Jej twarz zamienia się w rezerwat spokoju w odróżnieniu do jej wcześniejszej swobodnej postawy.
- Dobry wieczór, dla tych którzy nie wiedzą jestem Melissa Henderson, jedna z dyrektorów wykonawczych. Miło mi, że jestem tą, która jako pierwsza wita was tutaj podczas naszej kolacji. Mam nadzieję, że mieliście przyjemną podróż. Aby rozpocząć noc chciałabym abyście powitali razem ze mną najważniejszą osobę w wydawnictwie Hearst, przed wami prezes Charles Richards.
Mężczyzna z siwymi włosami pojawia się na scenie, witany przez ogłuszające oklaski. Chociaż ma raczej około 60, 70 lat, otacza go młoda aura; wesołość i jasna dusza, optymistyczna iskierka w oku.
- Witam wszystkich na 35 corocznym firmowym wyjeździe. Nie znam was wszystkich, ale każdego roku z niecierpliwością czekam na to wydarzenie. To jedyny czas, kiedy mogę poznać niektórych pracowników, ludzi, którzy są kręgosłupem i sercem tej korporacji. Chciałbym podziękować wszystkim za przybycie i również za to, że jesteście ważnymi i cennymi pracownikami i kolegami dla siebie nawzajem. Wydawnictwo Hearst nie byłoby w tym miejscu, w którym dzisiaj jest gdyby nie wy.
Po sali rozchodzi się energiczny aplauz. - Chciałbym także oficjalnie podziękować ośrodkowi wczasowemu The Grove za goszczenie nas w tym roku, jak dotąd spisuje się w roli gospodarza bardzo dobrze. Mamy zaplanowanych mnóstwo ekscytujących atrakcji dla was, kilka waszych dawnych ulubieńców oraz kilka zupełnie nowych. Nie chcę wam już teraz zdradzać co to będzie, ale napewno będziecie się dobrze bawić. Jestem podekscytowany i może nawet sam w kiku wezmę udział!
Prezes Richards wybucha serdecznym śmiechem, porozumiewawczy uśmiech na jego ustach. Zgromadzeni również zaczynają rechotać, wznosząc przy tym toasty.
- Czas pokaże, a zresztą może i nie jestem już taki młody, ale nigdy nie odpuszczam sobie dobrej zabawy - uśmiecha się jasno, w jego zmarszczonych oczach odbija się niebieska poświata pomieszczenia. - Ten wyjazd jest dla was, więc witam po raz kolejny i mam nadzieję, że wam się tu spodoba. Zrelaksujcie się, bawcie się dobrze, poznajcie się nawzajem i do cholery jeszcze raz dobrze się bawcie!
Widownia wybucha w gwałtownym aplauzie, gdy prezes Richards schodzi ze sceny ze szczerym uśmiechem, machając.
- Dziękujęmy za to ciepłe powitanie prezesie Richards - klaszcze w dłonie Melissa, ponownie zajmując miejsce na podeście - Jeszcze jedne brawa dla prezesa! Pojawia się i nawet uczestniczy w każdym corocznym wyjeździe od samego początku, a wydawnictwo Hearst nie byłoby takie same bez tego zdumiewającego mężczyzny.
Prezes Richards kłania się we wdzięcznym potwierdzeniu jej słów z jego miejsca przy głównym stoliku.
- Cóż, bar jest otwarty, nie wahajcie się podchodzić do innych, poznajcie nowych ludzi. Ale pamietajcie, że atrakcje zaczynamy jutro o 9 rano, więc nie zostawajcie do zbyt późna. Szczegółowe informacje możecie znaleźć w oficjalnym planie podróży. Dziękuję.
- 9 rano? - pyta Louis niedowierzając - W sobotę? To w końcu praca czy wakacje?
- Najwyraźniej to i to - odpowiada Zayn, kręcąc głową - Żadnego odpoczynku dla nas wszystkich, choć jesteśmy tak zmęczeni. To wszystko praca, zero luzu.
- Masz rację, wypiję za twoje słowa - zgadza się Louis, opróżniając swoją szklankę.
- Więc Louis tak właściwie to gdzie pracujesz? - pyta Liam
- Oh, jestem prawnikiem ochrony środowiska.
- A w dodatku jesteś cholernie wspaniały w tym co robisz - dodaje Harry z delikatnym uśmiechem.
- Ocalić drzewa, ocalić drzewa! - skanduje Niall, śmiejąc się sam z siebie.
- Nie to coś więcej niż tylko ratowanie drzew lub nawet środowiska - odparowuje Louis - To bardziej reprezentowanie kwestii, które mają silny wpływ na cały nasz świat, zmienianie tego na poziomie globalnym, pomaganie ludziom, którzy są niezrozumiani. Środowisko obejmuje każdego i jako prawnik ochrony środowiska staram się zaspokajać potrzeby obecnego świata bez umniejszania szans następnych pokoleń na zaspokojenie ich potrzeb w takim samym zakresie w przyszłości. W gruncie rzeczy najważniejsza jest równowaga.
- Oh wow, to głębokie stary - zachwyca się Zayn - Wiesz ja też jestem za szanowaniem naszej planety. W końcu wszyscy jesteśmy tylko małymi kawałkami ogromnej układanki. Wszystko musi ze sobą grać, aby można było zobaczyć większy obraz.
- Wybacz Zayn, on zawsze staje się taki, medytuje, rozmyśla po godzinach, a zwłaszcza po kilku drinkach - komentuje Liam, obserwując Zayna spekulacyjnie.
- Wcale nie Li! Po prostu wierzę, że jest jakiś głębszy powód mojego istnienia. Ziemia mówi, a my powinniśmy starać się ją zrozumieć. Równowaga jest kluczem naszego życia i możemy jej nigdy nie osiągnąć, gdy otaczający nas świat będzie niezrównoważony.
- Całkowicie się zgadzam Zayn. To właśnie jeden z powodów dla których wybrałem swoją pracę - odpowiada Louis, przytakując porozumiewawczo - A ty czym się zajmujesz?
- Cóż, Liam nazwałby mnie kurą domową. Ale jako niezależny artysta tworzę sztukę i prowadzę zajęcia na boku. W normalnej pracy przeszkadzają mi te całe sztywne godziny pracy od 9.00 do 17.00 i tak codziennie. Lubię kiedy mój czas jest płynny.
- Nigdy nie nazwałem cię kurą domową! - protestuje Liam - Powiedziałem tylko, że lubię kiedy jesteś w domu i czekasz na mnie, kiedy wrócę z pracy.
- Kura domowa - chichocze czule Harry. - Kiedyś nazywałem Louisa kurą domową, gdy - oczy Harry'ego się rozszerzają, jego twarz stopniowo czerwienieje - Um.. gdy...
- Gdy nie pracowałem - kończy szybko Louis. - Moja....um partnerka pracowała, a ja grałem w FIFE na kanapie przez większość dni. Przyznaję nie nazwałbym siebie najlepszą kurą domową.
- Oh więc spotykasz się z kimś Louis? - docieka zaciekawiony Zayn.
- Yeah - Louis spogląda szybko na Harry'ego - Uh, jestem w związku już od 6 lat, właściwie to się właśnie zaręczyliśmy. Krótko mówiąc poznaliśmy się na uniwersytecie, zostaliśmy najlepszymi przyjaciółmi a potem zakochaliśmy się w sobie. I nic się nie zmieniło od tamtego czasu.
Harry stara się zamaskować mały uśmiech, próbując ukryć jego czułą reakcję za kieliszkiem wina.
- Awww! Jak słodko! Gratulacje! Uwielbiam takie historie od przyjaciół do zakochanych - mówi Liam zauroczony - Zobaczmy więc zdjęcie twojej parnerki?
- Oh tak, Louis proszę! Pokaż nam wszystkim jej zdjęcie - zachęca Niall, złośliwy uśmiech przyklejony do jego twarzy - Wszyscy umieramy z ciekawości, żeby zobaczyć miłość twojego życia.
- Oh..uh.. co? Ale, że teraz? - mówi Louis zachrypniętym głosem, nieprzygotowany na taki obrót spraw.
- Tak teraz! - popędza Liam, niezachwianie - Nie mów mi, że nie masz żadnego zdjęcia osoby, z którą spędziłeś ostatnie 6 lat w telefonie.
- Cóż.... racja, oczywiście, że mam. Yeah, jedna sekunda - Louis odblokowuje swój telefon i przewija zdjęcia w swojej galerii gorączkowo poszukując zdjęcia, które będzie się nadawać. Wybiera jedno i posuwa telefon po stole do Zayna i Liama pokazując zdjęcie jego samego z platynową blondynką z jasnymi niebieskimi oczami, bardzo podobnymi do tych jego.
- Oh jest przepiękna, stanowicie godną podziwu parę - grucha Liam. - Cieszę się, że jesteście razem.
Harry krztusi się winem, gdy spogląda na podświetlony ekran wyświetlający zdjęcie, wypluwając alkohol na stół.
- Whoa, wszystko z tobą okej stary?
- W porządku - wykrztusza Harry, twarz przybiera kolor szarłatnej czerwieni - Wybaczcie na moment - wstaje szybko i niezdarnie potyka się idąc przez salę bankietową prosto do wyjścia.
- Um.. prawdopodobnie powinienem iść zobaczyć czy wszystko z nim dobrze - Louis chowa do kieszeni swój telefon i wyrusza na poszukiwanie Harry'ego.
- Yeah, w porządku Lou - krzyczy za nim Niall - Musisz pilnować swojego brata.
Po błąkaniu się po korytarzach przez kilka minut znajduje Harry'ego w ubikacji, nachylającgo się nad ogromną marmurową umywalką, starającego się zmyć plamy na koszuli. Louis lustruje wzrokiem okolice by upewnić się, że są zupełnie sami.
- Tutaj jesteś, szukałem cię wszędzie. Wszystko okej? Potrzebuesz pomocy? - Louis podchodzi do Harry'ego stając obok umywalki.
- Oh nie. Wszystko jest w porządku, wręcz perfekcyjnie. Naprawdę kapitalnie. Znakomicie. Rewelacyjnie - Harry wybucha wręcz maniakalnym śmiechem. - Znaczy oczywiście oprócz faktu, że mój narzeczony jest teraz moim bratem i najwidoczniej jest zaręczony ze swoją własną BIOLOGICZNĄ siostrą.
- A co ja niby miałem zrobić? Była jedyną osobą, z którą zrobiłem sobie ostatnio zdjęcie poza tobą! Jestem w ogóle zaskoczony, że udało mi się znaleźć chociaż to zdjęcie, twoja twarz zajmuje moją całą galerię! Zgodziliśmy się na to, żeby powiedzieć, że się z kimś spotykam więc...
- Ale to musiała być Lottie? Naprawdę? Twoja cholerna siostra? Mogłeś równie dobrze wybrać twoją mamę lub moją lub Gemmę! - rozprawia Harry, machając dłońmi dookoła, oczy połyskujące - A w dodatku ona jest taka młoda!
- Ma 22 lata i technicznie ja mam teraz 24, należą ci się podziękowania, że zrobiłeś ze mnie twojego młodszego braciszka. Więc teraz to nawet całkiem rozsądnie brzmi.
- Jest twoją genetycznie spokrewnioną siostrą, dzieliliście ze sobą łono waszej mamy! Nie jesteś choć trochę zaniepokojony tym, w którą to wszystko zmierza stronę?!
- Oczywiście, że jestem! Nie ma nawet chwili, żebym nie był zaniepokojony odkąd tu przyjechaliśmy! - wrzeszczy zirytowany Louis - Sczerze mówiąc nie możesz być na mnie przez to zły! Jesteśmy tu ponieważ, ty wszystko zacząłeś. Przepraszam jeśli musiałem splamić swoje nazwisko jak i moje zasady moralne dla ciebie. Skąd mogłem wiedzieć, że twoi współpracownicy będą tak cholernie wścibscy! A do tego Niall nie pomagał, przysięgam, że chciał żeby wszystko się wydało.
Harry wzdycha przebiegając dłonią przez włosy. - Yeah wiem, wiem. To nie twoja wina, przepraszam. Nie wiem nawet na kogo mam być wściekły w tej sytuacji. Przypuszczam, że na siebie samego, po prostu to jak popieprzone się to stało jest furstrujące.
- I ty mi to mówisz, mój narzeczony jest moim bratem, a moja siostra moją narzeczoną. Co za wspaniałe życie.
- Dziękuję. Wiem, że mówiłem to już wcześniej, ale naprawdę ci dziękuję Louis. Nie wiem jak bym sobie bez ciebie poradził.
- Przypuszczam, że robisz to co musisz dla ludzi, których kochasz - wzdycha Louis, wzruszając ramionami. - Nawet jeśli to oznacza, że musisz paradować dookoła oszukując wszystkich.
Harry uśmiecha się łagodnie, wpatrując się w Louisa z poważnym uznaniem. - Cóż, sądzę że powinniśmy wracać.
- Prawda, to może być dla nich niepokojące, jeśli nie będzie nas zbyt długo. Nia ma potrzeby, żeby dawać Niallowi więcej pola do popisu.
Wracają na salę bankietową i łatwo powracają do rozmowy. Reszta nocy spędzona jest na przebywaniu i nawiązywaniu znajomości z różnymi gośćmi i pracownikami, gadając o drabinie kariery w firmie. Harry jest jak zwykle czarujący, zdobywa uśmiechy i małe pochwały od swoich współpracowników. Po wypiciu kilku szklanek wina, jest tak samo opanowany jak zawsze, czuje się nawet bardziej komfortowo. Opowiada głupie żarty i ekstremalnie żałosne, przeciągane historie Bóg wie o czym, ale jakoś udaje mu się zauroczyć każdego, na kogo się natyka.
Louis spędza większość nocy rozmawiając z Zaynem, obaj nie są zbyt zainteresowani poznawaniem nowych osób. Zresztą przez weekend będzie na to jeszcze mnóstwo czasu. Zayn nazywa ich ''Squadem kur domowych'', Louis jest honorową kurą domową, gdyż aktualnie jest zatrudniony. Przylgnęli do krzeseł całkowicie wyłączeni z gry, obserwują ludzi i żartują oraz wymieniają komentarze na temat niczego nie podejrzewających gości, przez cały ten czas popijając wino. Louis decyduje, że jeśli ten weekend zakończy się jako całkowite i kompletne gówno to chociaż znalazł sobie nowego przyjaciela.
Kilka godzin później Harry ponownie dołącza do Louisa, wyglądając na całkowicie zalanego i trochę bezmyślnie. Żegnają się i wracają do ich apartamentu. Louis otwiera drzwi kartą, przytrzymuje je otwarte dla Harry'ego, który zatacza się wchodząc do pokoju na chwiejnych nogach.
- Louehhh! - śpiewa Harry, usadawiając się na jednym z łóżek, ogłupiały uśmiech na jego twarzy. - Lou, Louuu, Louehhh!
- Zdajesz sobie sprawę, że jestem naprzeciwko ciebie prawda? Nie musisz się do mnie drzeć jak gdybym znajdował się kilka kilometrów stąd. Stoję dosłownie dwa kroki od ciebie.
Harry całkowicie ignoruje słowa Louisa, kontynuując tak samo głośno - Mówiłem ci już, że wyglądasz gorąco? Ponieważ tak właśnie jest. Tak tak tak bardzo seksowny. Kocham kiedy zakładasz garnitury. Powinieneś nosić tylko garnitury do końca życia. Na zawsze zawsze zawsze zawszeeee - Harry gestykuluje pijanie, bełkocząc, obraz w jego oczach lekko zamazany.
Louis patrzy na niego sceptycznie, decydując się jedynie na ciche obserwowanie sceny, która dzieje się przed nim.
- I! I i iiiii... wiesz który garnitur kocham najbardziej? - przerywa dla lepszego, bardziej dramatycznego efektu, zamykając oczy i uśmiechając się głupawo do samego siebie. - Twój urodzinnnnowy garnitur! - Harry chcichocze, praktycznie spadając z łóżka.
- Jesteś tak bardzo pijany. Szczerze mówiąc nie wiem jak to się stało, o ile wiem wypiłeś tylko dwa kieliszki wina.
- Może.... prawdopodobnie... również kilka drinków z Liamem, ale przecież wcale nie jestem aż taaaki pijany - papla Harry, wstając i potykając się, gdy otwiera walizkę. - Teraz wracając do ciebie będącego niesamowicie seksownym. Mam na myśli Louuu, spójrz na twój tyłek! To szalone. Oszałamiający.
- Tak bardzo jak doceniam to, że ci się podobam, widzę gdzie to wszystko zmierza i musisz przestać - odpowiada Louis, lekko rozbawiony tym niezręcznym gigantem kołyszącym się na stopach przed nim.
- Koooocham twój tyłek, mógłbym zaaaamieszkać w twoim tyłku. Lub jeszcze lepiej, żyyyyję tylko dla twojego tyłka - Harry idzie w kierunku Louisa, ręce chętnie szukają po omacku jego ciała.
- Harry naprawdę masz przestać. Zgodziliśmy się pamiętasz? Żadnego seksu w ten weekend. Absolutnie żadnego. Nic a nic. Nie! - Louis wyrywając się z uścisku Harry'ego sprawia, że tamten traci równowagę, potykając się jeszcze bardziej.
- Ale Louuu - błaga Harry, chwiejąc się na boki i próbując odzyskać równowagę. - Jesteśmy w naszym apartamencie. Nawet nie ma tu nikogo z namiiii. Nie będą o niczym wiedzieć - obniża swój głos do szeptu, choć i tak mówi tak samo głośno - To będzie nasz mały sekret shhhh.
- Nie obchodzi mnie to Harry. To zbyt ryzykowne, nie jest tego warte.
- Ja nie jestem tego wart? - dąsa się Harry, dołeczki na widoku.
- Harry nawet w twoim stanie wiesz, że to nie to co powiedziałem, nie graj ze mną w żadne gry - mówi Louis, gdy grzebie w swojej torbie w poszukiwaniu ładowarki - Możemy zrobić cokolwiek chcesz, ale kiedy już będziemy bezpieczni, wewnątrz ścian naszego mieszkania. A teraz odmawiam robienia czegokolwiek związanego z seksem podczas naszego pobytu tutaj.
- Oh naprawdę? Tak? Nawet jeśli ... - Harry kusząco odpina guziki swojej jedwabnej koszuli, guzik po guziku. Zrzuca z siebie delikatny materiał na podłogę.
- Rób co tylko chcesz. Nie patrzę na ciebie - odpowiada niewzruszony Louis, gdy podłącza ładowarkę do gniazdka w ścianie. Stoi przy ścianie przewijając nieodebrane powiadomienia i odpowiadając na wcześniejsze wiadomości, całkowicie ignorując Harry'ego.
Gdy Harry widzi, że nie udaje mu się tym nic osiągnąć, stoi przez chwilę patrząc spode łba na Louisa jak zirytowane dziecko, półnagi. Po kilku minutach bezcelowego, tęsknego gapienia się Harry podchodzi bliżej do Louisa, starając się żeby ten go nie zobaczył tak jak tylko potrafi w swoim aktualnym stanie. Biorąc sprawy we własne ręce Harry przysuwa się do Louisa, łapiąc go z zaskoczenia skradzionym pocałunkiem.
Louis cofa się i patrzy na Harry'ego z mieszanką dezorientacji i szoku. - Co do ku..
Harry atakuje usta Louisa jeszcze raz, tym razem pogłębiając pocałunek, jęk opuszcza jego buzię. Przyciska swoją nagą klatkę piersiową do Louisa. Siła ciała Harry'ego sprawia, że Louis zostaje wybity z rytmu, próbuje go odepchnąć dopóki nie zostaje przyciśnięty do ściany z głośnym trzaskiem.
Louis odrywa się od pocałunku. - Kurwa! Harry jesteś zbyt głośno! Dosłownie za drzwiami są inni goście, zaraz za tą ścianą! Nie możemy tego zrobić.
Harry przygryza ucho Louisa, obcałowując go w jego okolicy - Lou proszę! Będę cicho obiecuję! Po prostu mnie dotknij.
- Oh proszę cię, ty nigdy nie jesteś cicho! Kurwa ja nigdy nie jestem cicho! - upiera się Louis, choć jego wcześniejsze postanowienie jest coraz słabsze. - Boże wystarczy kilka drinków i już jesteś napalony.
- Moja wina. Zawsze jestem na ciebie napalony. Tak bardzo kochanie, dotknij mnie - jęczy Harry, poruszając biodrami naprzeciwko Louisa. - Tak bardzo cię chcę, proszę. Dotknij mnie.
Harry nawet nie zadaje sobie trudu, żeby zaczekać na odpowiedź Louisa, zamiast tego decyduje się kontynuować jego napad, przyciskając Louisa do ściany mocniej, wpychając swój język głębiej do jego buzi.
- Ah pieprzyć to - warczy Louis, szarpiąc się z zapięciem spodni Harry'ego, jego palce ślizagają się pod talią Harry'ego dotykając go lekko.
Harry zgina się podnosząc Louisa z ziemi, chwytając go za nogi. Louis w odpowiedzi owja swoje uda dookoła talii Harry'ego, głowę chowa w zagłębieniu szyi Harry'ego, zasysając jego skórę robi mu tam małą malinkę.
Harry niesie go na jedno z łóżek, kładąc Louisa na miękkiej kołdrze. Louis ciągle całkowicie ubrany przesuwa się dalej, Harry goni jego usta.
Harry przesuwa się nad Louisem obserwując go rozmarzonym wzrokiem - Boże, jesteś piękny.
Louis szybkim ruchem obraca Harry'ego na plecy, siadając rozkrakiem na jego biodrach. Harry odrzuca głowę do tyłu, przez przypadek uderzając o zagłówek z głośnym hukiem.
Louis śledzi ciało Harry'ego, kreśląc ustami różne wzory od samej góry aż do bioder, obcałowując całą długość jego klatki piersiowej. Harry w jego pijanym stanie nadmiernie reaguje na nawet najmniejszy dotyk, oczy rozszerzone w kombinacji wódki z czystym pożądaniem. Jego soczyste wargi pojękują głośno, kręgosłup wygina się odruchowo w łuk na każdy dotyk.
- Shhh kochanie. Miałeś być cicho pamiętasz? - kpi Louis, gdy ściąga spodnie z nóg Harry'ego.
- Louis - Harry wykrztusza jego imię jak gdbyby szeptał modlitwę, zamykając oczy w rozkoszy. - Musisz...
Głośny odgłos pukania przerywa Harry'emu. Przestraszony otwiera oczy szeroko, rozszerzają mu się źrenice.
- Kurwa! O mój Boże! Wiedziałem, że to cię kurwa stanie! - syczy Louis, zeskakując z podołka Harry'ego w pośpiechu. - Teraz to napraw!
- Nie! Ty musisz to naprawić! Spójrz na mnie! - krzyczy w rzeczywistości szepcząc Harry, wskazując na jego nagie ciało.
Louis uśmiecha się - Cóż, to był twój pomysł więc...
- Ale to ty jesteś ciągle całkowicie ubrany! Ja jestem zasadniczo nagi!
- Mmmm - brzęczy Louis wzruszając ramionami. - Powinieneś o tym wcześniej pomyśleć.
Pukanie rozchodzi się echem w pokoju kolejny raz, tym razem bardziej natarczywe.
- Już idę! - krzyczy Harry w kierunku drzwi.
- Ugh, w porządku! - szepcze do Louisa, głos spanikowany. - Schowaj się do szafy lub coś!
- Do szafy?! Chowasz mnie do szafy, kim ja jestem? Znów dwunastolatkiem? Podkradającym się do chłopców i chowającym w szafie. Dobre czasy.
- O mój Boże Louis, po prostu to zrób! - syczy Harry, idąc po parę dresowych spodni by ukryć oczywisty problem w jego majtkach, decydując się na zostawienie gołej klatki piersiowej.
- Czym się stało moje życie? - mamrocze Louis sam do siebie, wchodząc do środka przestronnej szafy.
Harry przechodzi przez pokój i otwiera drzwi, jego skóra lśni od potu. Za drzwiami znajduje stojącego Liama w komfortowej bluzie z kapturem.
- Hej stary, um przepraszam, że przeszkadzam - zaczyna Liam - Zastanawiałem się tylko czy masz może zapasową ładowarkę do iPhone, którą mógłbym pożyczyć? Tak jakoś wyszło, że obydwoje z Zaynem ich zapomnieliśmy, sprawdzałem w recepcji ale chyba wszystkie zostały wypożyczone. Najwidoczniej każdy zapomniał ładowarki na ten weekend.
- Mmmmm .... yeah pewnie, jedna sekunda - Harry odwraca się i wycofuje do apartamentu, poprawiając sobie dresy, gdy idzie. Chwyta pierwszą ładowarkę, którą widzi, ciągle podłączoną do ściany. Przez jego niepokój i to, że został postawiony w takiej sytuacji prawie podaje Liamowi ładowarkę wraz z telefonem Louisa. Odłącza jednak telefon, rzucając go na zabałaganione łóżko i podaje Liamowi kabel. - Proszę.
- Dziękuję, zwrócę ci ją jutro. Mam nadzieję, że ... uh.. nie przeszkadzam ci lub coś takiego - oczy Liama lustrują wnętrze pokoju. - Ummm nie ma tu jeszcze kogoś z tobą?
- Co? - wyskakuje Harry, zaskoczony. - Nie, dlaczego pytasz?
- Oh umm... tak po prostu. Zayn przysięgał, że słyszał jakieś ummm.... odgłosy.... dochodzące z twojej strony ściany i to wszystko a twój apartament jest... a ty cóż wyglądasz jak.... yeah, nie ważne, to nie moja sprawa tak naprawdę - jąka się Liam, uciekając wzrokiem.
- To dziwne - śmieje się nerwowo Harry, drapiąc się po głowie w przesadnym zmieszaniu - Znaczy mam na myśli, że jestem tu sam. Tylko ja, całkowicie sam.... Yeah.
- Ok...ok. Gdzie jest Louis?
- On uhh.. wyszedł. Erm yeah ... po prostu.... wyszedł. Yeah.
- Oh - mówi Liam z zaniepokojnym uśmiechem. - W porządku,cóż pójdę już. Uh... dziękuję jeszcze raz.
- Yeah, nie ma sprawy.
Harry zamyka drzwi apartamentu, zaraz po tym Louis wypada z szafy śmiejąc się histerycznie. - O bój Boże! On napewno myśli teraz, że jesteś jakimś niepohamowanym masturbatorem! Twoje oczy są szkliste, jesteś cały spocony, a twoje spodnie wręcz wypukłe, w dodatku słyszał jakieś odgłosy i to całe twoje ''jestem tu całkowicie sam''! Harry powinieneś siebie zobaczyć, jesteś idealną definicją kogoś dobrze wypieprzonego! - Louis śmieje się niekontrolowanie, tarzając się po podłodze, trzyma się za brzuch.
- Co!? On wcale tak nie myśli! - zrywa się Harry, przerażony.
- Tak, absolutnie tak myśli, słychać i widać to było w jego głosie oraz po jego wyrazie twarzy, ale w porządku. Wiemy, że masz swoje potrzeby. Tylko dlatego, że jesteś singlem nie oznacza, że nie potrzebujesz seksu od czasu do czasu. Małego nieszkodliwego bodźca - Louis próbuje uspokoić swój śmiech, ale nie daje rady, Harry przeszedł samego siebie tym razem.
- Zamknij się!
- Ostrzegałem cię! A ty mówiłeś ''Będę cicho, będę cicho obiecuję Lou, nic się nie stanie po prostu mnie dotknij, dotnij mnie'' - Louis przedrzeźnia zdesperowany głos Harry'ego i jego tęskne westchnienia - A teraz spójrz na siebie, złapany na seksie! Nie potrafisz nawet kontrolować samego siebie.
- Ugh! - jęczy Harry, pocierając oczy dłońmi. - Dlaczego się na to zgodziłeś, byłem przecież pijany?!
- Cóż napewno szybko wytrzeźwiałeś. A ja się nie zgodziłem, ty praktycznie to na mnie wymusiłeś. To był widoczny napad, ja próbowałem tylko przetrwać, to była moja samoobrona - Louis udaje niewinnego - Nie pamiętasz? Może powinienem ci przypomnieć jak zacząłeś się rozbierać i praktycznie na mnie wpadłeś?
- Boże to jest zbyt żenujące! - Harry rzuca się twarzą na łóżko, chowając głowę pod poduszkę.
- Oh teraz jest już za późno - Louis podnosi się i siada na łóżku obok niego, uspokajająco kreśląc wzory na plecach Harry'ego - Nie ma potrzeby, żeby teraz płakać duży bracie, w końcu wszyscy mieliśmy podobne historie. Kto nigdy w swoim życiu nie został złapany na masturbowaniu się?
Harry siada, podnosząc poduszkę i uderzając nią Louisa w głowę - Jesteś najgorszy, nie mogę w to uwierzyć.
Louis znów zanosi się niekontrolowanym śmiechem - Awww! Też cię kocham! Nie martw się jutro nowy dzień, pełen okazji na ponowne skompromitowanie się.
- Pocałuj mnie w dupę.
- Aktualnie wolałbym nie, zważając na to w jakiej jesteśmy sytuacji. Niczego się nie nauczyłeś Harold? - drwi Louis, uśmiech na jego ustach. - Cóż jeśli skończyłeś błaganie mnie o seksualne przysługi chciałbym iść przygtować się do spania. Wiesz wczesny poranek i te sprawy.
Louis wstaje i zmierza w kierunku ich łazienki. - Wezmę szybki prysznic, założę się, że będziesz już spał, kiedy wrócę więc dobranoc mój drogi bracie - woła słodko Louis.
Harry rzuca się na łóżko jęcząc - Ugh to będzie długi weekend.
0 notes
kosiorek00 · 1 year
Text
12 kwietnia 2023
Święta się skończyły, a mnie przywitało przeziębienie. Boli mnie gardło, a katar nie daje żyć. Mam nadzieję, że to chwilowa niedyspozycja💩 Święta spędziliśmy trochę u teściowej, trochę w domu i u koleżanki. Nie chciało się iść do pracy we wtorek, wszystko co dobre zdecydowanie za szybko sie kończy. Największy plus jest taki, że ten tydzień pracy ma tylko 4 dni 🤭 Poproszę częściej 😁 W poniedziałek udało nam się zaliczyć krótki spacer, najpierw pięknie świeciło słońce, aż nagle luneło i nie chciało przestać. Udało mi się pstryknąć parę wiosennych fotek 💐 Wiosno czekam na Ciebie z utęsknieniem, dobrze Ci radze przychodź już 🌻
Tumblr media Tumblr media Tumblr media Tumblr media Tumblr media Tumblr media Tumblr media Tumblr media Tumblr media Tumblr media
5 notes · View notes