Don't wanna be here? Send us removal request.
Photo







Od wczoraj jestem w Mysore, w moim schronieniu i u źródła mocy. Kocham ten czas, kiedy mogę dzielić się tym, co tu chłonę całą sobą. W ostatni weekend uciekliśmy do drewnianych domków, do natury, lasu i lepszego czasu i starałam się obdarować Was namiatką Mysore, która zamieszkała w moim sercu. Mam nadzieję, że poczuliście choć ułamek tego, co ja co roku przeżywam tutaj. Jestem u mojego nauczyciela, nie mam pytań, nie mam szumu myśli, mam spokój i wdzięczność. Dziękuję za piękny czas. Ilekroć dzielę się tym, czego się nauczyłam przez lata praktyki, czuję, że przyswajam to na nowo.
Więcej zdjęć na FB (https://www.facebook.com/justyna.jaworska.girlwithcamera/media_set?set=a.10153193604221986&type=3&pnref=story)
4 notes
·
View notes
Photo










Wspomnienie pięknego październikowego weekendu.
Za tydzień kolejny warsztat wypełniony jogą, zdrowiem i spokojem.
Potem uciekam do krainy jogi, po powrocie więcej warsztatów i zajeć. Szczegóły jak zwykle na TU.
Zdjęcia: Pawełek Małkowski. Dziękuję!




4 notes
·
View notes
Photo









After too long break back to concert photography. Among amazing sounds of Sister Wood.
#sisterwood#concert#music#live music#lukaszmoskal#wojtektraczyk#sarahwood#rachelwood#targimuzyczne#cojestgrane
4 notes
·
View notes
Photo










Marzyłam o tym od dawna. Miałam ogromną przyjemność i zaszczyt współtworzyć i wystąpić po drugiej stronie obiektywu. Kalendarz na rok 2016 to kolekcja zdjęć przedstawiających asany czyli pozycje służące medytacjom jogi. Projekt ma szczególną wartość - został wykonany w nakładzie kolekcjonerskim wynoszącym jedynie 100 egzemplarzy, a całkowity dochód z jego sprzedaży zostanie przekazany na cele statutowe Fundacja Rak'n'Roll Wygraj Życie. Kalendarz powstał dzięki hojności czterech sponsorów - klinice ImmunoMedica, producentowi preparatu Oligo-Elite , LUNAPARK motion arts collective oraz prywatnemu darczyńcy. Specjalne podziękowania za pomoc przy jego realizacji przekazujemy hotelowi InterContinental Warsaw właścicielom przestrzeni Kreatywny Młyn / The Creative Mill, klubowi Miłość Kredytowa 9 oraz Rituals Salon Urody. W roli modeli wystąpili instruktorka jogi Justyna Jaworska, muzyk Wojtek Traczyk i aktorka Helena Norowicz - ich udział w projekcie dowodzi, że jogę można uprawiać niezależnie od wieku, płci i stylu życia. Piękne czarno-białe fotografie wykonał Przemek Dzienis, makijażem zajeła się Katarzna Makowiecka, a składem kalendarza zaopiekował się David Zalesky / High Studio. Tomek Kuczma / tomekkuczma.com przygotował niezwykłą oprawę infograficzną - dzięki temu każdy miesiąc zaskoczy Was innym układem dni. Do zdjęć wykorzystaliśmy dobrze znane modele z aktualnej kolekcji NENUKKO. Całkowity dochód ze sprzedaży zostanie przekazany na cele statutowe Fundacja Rak'n'Roll Wygraj Życie. http://bit.ly/1MDoC9K // Our calendar for 2016 consists of photos presenting different asanas - classical yoga positions. The project has a particular value - it was printed in limited edition of 100 copies and the total income from its sale will be donated to the Rak’n'Roll Foundation. The calendar was created thanks to the generosity of four sponsors - the ImmunoMedica clinic, the producer of the Oligo-Elite diet supplement, the Lunapark motion arts collective and one private donor. Special thanks to Intercontinental Hotel in Warsaw, Kreatywny Młyn space, Miłość / Kredytowa 6 club in Warsaw and Rituals Salon and Spa. The models who posed for the calendar are Justyna Jaworska - authorized yoga instructor trained and certified in India, musician Wojtek Traczyk and actress Helena Norowicz. Their participation in the project is a living proof that yoga can be practiced regardless of age, gender or lifestyle. Beautiful black-and-white photographs were taken by Przemek Dzienis and edited by David Zalesky / High Studio. Katarzyna Makowiecka took care of make-up on each location and Tomek Kuczma / tomekkuczma.com has prepared an extraordinary infographic design - each month will amaze you with different arrangement of weeks. The models were styled by NENUKKO using pieces from the AW2015/16 collection. The total income from calendars sale will be donated to the Rak’n'Roll Foundation. http://bit.ly/1MDoC9K
0 notes
Text
Czasem słońce, czasem deszcz.


Regularne spisywanie mysli nie należy do moich mocnych stron. Jestem gadułą i zawsze najpierw opowiadam historie. Poza tym moje życie tylko przybiera tempa i wydarza się wciąż coś nowego, zanim zdażę zasiąść do spokojnego ubrania w słowa bieżących wydarzeń. I tak oto całe lato minęło bez poświęcenia mu tutaj miejsca. Z perspektywy czasu wszystko nieco bladnie i wracenie do tego , co minęło, nadaje znów więcej koloru czasowi, który upłynął. Uwielbiam spędzać wakacje w Warszawie. Ten czas, kiedy wszyscy urlopują, nie ma korków i nerwowej energii to mój ulubiony w dużym mieście. Lubię stolicę, ale nie ukrywam, ucieczki stąd to konieczność- raz w roku miesiąc lub dwa w Indiach, z dwa, trzy zagraniczne wyjazdy i regularne weekendy w Kotlinie Kłodzkiej lub Jeleniogórskiej. To niezbędnik, bym nie zwariowała. W ubiegłym roku mieszkałam w Szwajcarii i to jedno z miejsc, do których będę często wracać, pewnie docelowo tam osiądę. Kocham ten kraj za góry, ciszę, za "miasta", które liczą 5 tys. mieszkańców,za łagodność, za puntualność i oczywiście- za czekoladę. I ser, któremu mój aspirujący do weganizmu brzuszek nie umie odmawiać... Pojechaliśmy tam dwukrotnie- w czerwcu i wrześniu spedzając łącznie ponad 5 tygodni. Spotkałam znajomych, poprowadziłam w Lucernie warsztaty jogi, mój aparat też miał, co robić. Głównym celem były oczywiście góry. Kupiliśmy większe auto i bagażnik na dach, dzięki czemu jesteśmy totalnie wolni, wszystko , czego Nam potrzeba - ciepłe śpiwory, kawiarka, sprzęt wspinaczkowy, książki i jedzenie mamy ze sobą i wybór miejsca do spania i sam wyjazd może być totalnie spontaniczny. Chciałam uciec od codziennego makijażu, kawek latte i miejskich udogodnień. Tak mam , że muszę regularnie poczuć błoto pod paznokciami i odczarować rzeczywistość gorącą herbata z termosu i spokojnym snem z dala od miejskiego gwaru. Szwajcaria zdaje się byc rajem dla wspinaczy.Jest zarazem srogą nauczycielką pokory. Z naszych zaznaczonych wykrzyknikami w przewodnikach dróg udało sie zrealizować jedynie małą część. Mielibyśmy więcej do robienia, gdyby pociągały nas krótkie , sportowe drogi w wapieniu, ale niestety- naszymi sercami zawładnęły granotowe, połogie wielowyciągówki. Drogi o długosci ponad 500 metrów ze sporym prawdopodobieństwem niepogody i najdłużej schnące po deszczu. Kiedy byliśmy tam w czerwcu dostęp do wielu z nich nie był możliwy z powodu wciąż zamkniętych po zimie przełęczy. We wrześnu często padało i pojawił się pierwszy śnieg. Lato i tak było upalne i najczęściej było za gorąco na takie wspinanie. Mozna się wkurzyć. Mozna też przyjąć zasadę "no i ch..!", którą zaproponował Wojtek i i tak podejmować próby. Dzięki temu, jeśli nie padało, to działaliśmy. Ale często było wietrznie i zimno. I dobrze. To są góry, a nie SPA. Mamy w Lucernie kolegę, z którym Wojtek wybiera się na dość szalone wycieczki typu 15 przygodowo obitych, trzymających trudność wyciągów do 7a. Ja, z i tak dobrymi, jak na dziewczynę, nerwami - wolę oddać ten czas chłopakom i pochodzić swoimi ścieżkami. Nasze zdecydowanie ulubione miejsce w Czekolandii to okolice przełęczy Grimsel. Jest piękne, mroczne, potężne, surowe, bajkowe i zmienne. Wojtek i Richi poszli się wspinać, a ja udałam się na spacer. O poranku wszystko osnute jest mgłą i wygląda niepokojąco i tajemniczo, po kilkunastu minutach wędrówki wychodzi sie ponad nią i wydaje się, że jest już się gdzieś wysoko w chmurach, w innym swiecie, skąpanym w słońcu i kolorze. Chodziłam tak zahipnotyzowana widokami z siedem godzin mijając zaledwie kilka osób. Pod koniec wycieczki natknęłam się na dziwną postać- od razu rozpoznałam ten obłęd i podziw w oczach- od razu zaczęlismy rozmawiać- Alex, fotograf z Berlina okazał się szukać lokacji do swojej sesji w następnym tygodniu i był tak samo zachwycony miejscem, jak ja. Opowiedziałam mu o okolicy. I o zyciu. I on mi o sobie. Usiedlismy tam, gdzie na siebie wpadliśmy i minęło może półtorej, może dwie godziny, kiedy zobaczyliśmy wracających Wojtka i Richi'ego. Jakie jest prawdopodobieństwo, że w swoim ulubionym kawałku wszechświata, gdzie zazwyczaj spotyka sie jedynie wspinaczy i pasterzy , spotyka się fotografa, który w nastepnym tygodniu, gdy wciaz zamierzasz tam być, planuje sesję zdjęciową i zaprasza Cię do udziału? W dodatku okazuje się wyjątkowo ciepłym i ciekawym człowiekiem, takim z którym po psostu chce sie spędzić czas? Pogoda ma zamiar byc tylko gorsza i wspinaczkowe plany na czas tej sesji i tak mielismy porzucić, więc chyba nie ma powodu, by nie pobawić się w modelkę dla szwajcarskiej marki outdoorowej, zamienić spanie w aucie na hotel z basenem pośród Alp, na ogrom smiechu i dobrej zabawy z ekipą z całej Europy. To był cudowny zbieg okoliczności. Pozowałam do zdjęć w miejscach, w których czuję się jak ryba w wodzie, biegajac w deszczu po mokrych skałach i patrząc na ukochane widoki. Scenariusz sesji wzbogacił sie o jogowe ujęcia. Konto o sporą ilość euro. Serce o dużą dawkę radości. Facebook o nowych znajomych. Ale przede wszystkim życie- o nową przygodę. Czyli tak, jak lubię. Zdjęcia dla ODLO robił Alex Gnaedinger. Efekty w lutym.










0 notes
Photo






The newest issue of VIVA! Magazine published my pictures of beautiful ashtangis and a short article about Mysore. Thank you! And special thanks to Chiara Cova, Rachel Wong, Visa Chang, Mark Robberds, Cecilia Sg, Katie Rose and Erica Morton for being such lovely models.
#viva!#Ashtanga Vinyasa Yoga#ashtanga yoga#yoga#asana#poland#india#Mysore#justyna jaworska photography
2 notes
·
View notes
Photo





5 notes
·
View notes
Photo










Odkąd wróciłam do Polski, wszystko nabrało szalonego tempa, sporo przyjemnej pracy, zdjęć i nowych zajęć. Byłam w telewizorze, co mnie dość stresowało i nie sądzę, bym była do tego stworzona. Ale ponieważ poproszono mnie o wypowiedź jako nauczycielki jogi oraz ambasadorki marki Nenukko, to nie było opcji, by się nie zgodzić. Poza tym niedługo będzie w sieci program, który przygotowaliśmy wspólnie w Portalem Yogi. W końcu wróciłam do uczenia jogi w więzieniu i szykuję kolejną ważną dla mnie jogową inicjatywę. W Yoga Republic przybywa wspaniałych uczniów i coraz więcej znajomych dopytuje o zajęcia. Czuć wiosnę. Ja po ucieczce do Hiszpanii przepakowuję plecak i lecę uczyć we Frankfurcie. Po powrocie zabieram się za nadrabianie kawek, spotkań i fotograficznych projektów. Oglądam zdjęcia z poprzedniego tygodnia i obmyślam lato. Nasze ucieczki, spanie w lesie i posiłki na trawie.
0 notes
Photo








From Spain with Love
Tak już mamy, że wyjeżdżamy. Co jakiś czas, dość często, patrzymy na siebie z Wojtkiem i wiemy, że pora się spakować, na dzień, na weekend, na tydzień. Uciec. Do gór, do innej rzeczywistości, do miejsc, gdzie rządzi natura, a nie człowiek. Tym razem padło na Hiszpanię. La Pedriza to kraina pięknych połogich ścian, a Manzanares El Real to sielskie miasteczko położone pośród nich. Mieszkamy w pięknym drewnianym domku z tarasem, na którym jemy śniadania. Najczęściej dochodzące do Nas dźwięki to piejący kogut i pobliski bystry potok. Budzik praktycznie nie istnieje. Dni mijają na wędrówkach, wspinaniu, praktyce jogi, kawkach i leniwych posiłkach. Nie niebie wypatrujemy chmur, przyzwyczajeni, że warun wspinaczkowy trwa krótko, ale nie- piękna pogoda trwa i ma się tu bardzo dobrze.
1 note
·
View note
Photo







Kasia, moja młodsza nie rodzona siostra. Maluję mnie i do moich zdjęć, zastępuje, gdy wyjeżdżam, wysłuchuje kolejnych planów i zaraża spokojem i łagodnością. Uczy jogi i afro, nad morzem, w Warszawie, wśród rowerów w DwaOsiem i w YogaRepublic.
1 note
·
View note
Photo








Let's Breathe: Magdeczka z Lunapark motion arts collective zaproponowała, by rozpocząć wiosnę w dobrym stylu, czyli spotkaniem ludzi, którzy chcą żyć zdrowo i świadomie. W Lunaparku uczę już od ponad 3 lat. Panuje tam niepowtarzalna atmosfera. Spędzam tam dwa poranki w tygodniu. Po macie kawki i rozmowy. W sobotę też była joga i zajęcia z oddechu, były dziewczyny z Nenukko i opowiadały o swoim sposobie na twórcze życie, była Magda Jarosz i dzieliła się swoimi metodami na rozluźnianie głowy i ciała. A na ścianach zawisły zdjęcia mojego autorstwa.
2 notes
·
View notes
Text
Na powitanie w Polsce i na dzień kobiet, z samolotu prosto do Gdańska, na czas z przyjaciółką i na koncert Gaby i Julii. Do tego zaśpiewał też Wojtek. Było pięknie.






2 notes
·
View notes
Photo









Przed moim wyjazdem do Mysore, w mroźne , styczniowe popołudnie, sfotografowała mnie Ania. Pamiętam nasze pierwsze spotkanie. Ania przyszła do mnie na zajęcia 3,5 roku temu. Raz. Ale bardzo zapadła mi w pamięć. Później na bieżąco śledziłam piękne zdjęcia jej i jej siostry, Anity. Jest w ich sposobie fotografowania coś pięknego i magicznego. Odezwałam się do Ani, umówiłyśmy się na zdjęcia i jogę i zyskałam nową, bratnią duszę. Kiedy dostałam zdjęcia, wzruszyłam się ogromnie.
Foto: Ania Pińkowska
MUA: Kasia Makowiecka
Strój: Nenukko
7 notes
·
View notes
Photo










Z sesji powstałych w lutym przygotowałam niewielką, kolorową selekcję. Więcej zobaczyć można na FB
1 note
·
View note
Text
From Mysore with Love

Od lutowej pełni do pełni w marcu, tyle trwała moja ostatnia podróż do Indii. W tej jednej wędrówce księżyca wydarzyło się znów wiele… Każdego roku to powtarzam, że kolejny wyjazd był wyjątkowy, bogaty w doświadczenia, ciekawy, rozwijający. No więc nic się nie zmieniało- ten też takim był. Coś jest w Indiach, w Mysore, że dostajemy dokładnie to, czego Nam było trzeba, niekoniecznie zdając sobie z tej potrzeby sprawę, przynajmniej na początku. Szczerze się wahałam, czy jechać w tym roku. Poprzednie miesiące wyssały ze mnie wiele energii, kilogramów i siły. Zawsze chce się być w super formie, kiedy stajemy w drzwiach Shali. Ze mną tym razem było zupełnie odwrotnie. Mało sił, kontuzja, psychicznie tak sobie. Nie da się zaplanować tego, co los dla Nas przewidział. A praktyka to jednak coś na całe życie, na szczyt formy, kiedy wszystko się układa i na czas, gdy napotykamy jedynie tor przeszkód. U mnie było to drugie. I i tak wsiadłam w samolot. Mocno wierzę w istnienie człowieka jako zinterogowaną całość, kiedy wydarza się coś, co mnie dotyka emocjonalnie, natychmiast mam tego odbicie w ciele. Kiedy zbyt dużo od siebie wymagam, zaczynam chorować. Kiedy poświęcam ciału należyta uwagę, odżywiam je i dbam, czuję się silna psychicznie, mam konstrukcję, która pomaga utrzymać równowagę. System subtelnych zależności. Kiedy w social mediach szalała kolejna dyskusja o niebezpieczeństwach płynących z praktyki, ja poddałam się jej całkowicie. Porozmawiałam z Sharathem o moich przeżyciach, praktykowałam zgodnie z jego wskazówkami, łagodnie i z pokorą stawałam codziennie na macie, również asystowałam w KPJAYI i obserwowałam z bliska , jak Sharath uczy obdarzając wszystkich uwagą. Wiedziałam ,że to może być dużo, moja praktyka trwa około 2 godzin, potem kolejne 2 -3 asystowania, ale jednocześnie czułam, że tak powinnam spędzić ten czas. I ku mojemu zdziwieniu, każdego dnia czułam się mocniejsza, wracały siły w ciele i uśmiech na twarzy. Czułam, jak mnie ten czas uzdrawia. Energia Shali i słońca działały. W ciągu miesiąca zrobiłam około 20 sesji zdjęciowych, w głowie wciąż kotłowały się nowe pomysły. Kto mnie zna, ten wie, że lubię działać, ale tym razem przeszłam samą siebie. To był intensywny, uczący i kreatywny czas. I chętnie bym go powtórzyła. Ale wiem też, że kolejny wyjazd będzie zupełnie inny. Praktykuję ashtangę yogę od 10 lat. Nigdy nie byłam super sprawna, nie tańczyłam od dziecka, nie mam lekkiego i zwinnego ciała. Wszystko zawsze było dla mnie po prostu trudne. Może dzięki temu,że tak powoli przychodziły jakiekolwiek zmiany, mogłam skupić się na innych aspektach. Na głębokiej obserwacji i budowaniu zdrowego nastawienia do praktyki. Codzienna mata to dla mnie swego rodzaju BHP do życia. Oczywiście jestem dzięki niej sprawna i moje ciało jest w dobrej kondycji. Wspinam się i biegam i dzięki jodze przywracam równowagę zmęczonym mięśniom. Od czasu do czasu mam jakieś kontuzje wynikające z osłabienia czy przeciążenia,najczęściej, gdy dopada mnie stres i jestem mniej ostrożna. Konsultuję się z rehabilitantami i ortopedami i zawsze słyszę, że jest bardzo ok. Raz na jakiś czas uzupełniam poranki zaleconymi ćwiczeniami na konkretny problem. Ale na co dzień to ashtanga jest dla mnie profilaktyką i rehabilitacją w jednym. To też czas, który spędzam w ciszy sama z sobą, przepracowuję różne emocjonalne stany, nabieram dystansu do spraw i oddzielam się od chaosu świata. Schodzę z maty lepsza, jestem mniej jędzą.

Może to nie jest sposób na każdego, ale dla mnie działa. Mam swoją zdrową rutynę , dyscyplinę, coś co daje mi radość,choć jednocześnie wymagając poświęcenia. Coś co mocno ustawiło mi życiowe priorytety. Stopniowo moje dni nabierały lepszej jakości, zaczęłam żyć zdrowiej i mniej narzekać. Mam swoje pasje i to one nadają rytm mojemu życiu. A joga to wszystko scala. Pęka mi serce, kiedy ktoś po tym depcze. Mam 32 lata i tę część życia, która mogę nazwać dorosłym wypełniało zgłębianie ashtanga jogi. Asany stanowiły oczywiście sporą tego część, ale chyba tylko na samym początku przygody z joga można doceniać tylko jej fizycznej stronę. Nie mówię nikomu, co ma czuć, jak się zmieniać i jak traktować to, co się wydarza podczas czasu na macie. Każda inteligentna osoba zinterpretuje to po swojemu. I tak ma być, joga to nie wyszukane pozycje, zdjęcia na Instagramie i gadanie. To czas rozwoju i zmian.

W Mysore poznaję ludzi, którzy od wielu lat podzielają miłość do praktyki jogi. Są zdrowi i szczęśliwi. Podobnych spotykam w górach- oddanych pasji i cieszących się życiem. Oczywiście nie uważam, że trzeba gnać na drugi koniec świata, ale warto mieć wokół ludzi, którzy swoim sposobem na życie inspirują. Ja zdecydowanie mam do nich szczęście. Tych, co krzyczą i zatruwają dni negatywnym nastawieniem można na szczęście zablokować na FB. Polecam.
2 notes
·
View notes