Tumgik
wjaktungsten · 4 years
Text
Porwać króla - akcja polskiego wywiadu w faszystowkiej Hiszpanii
Aby zrozumieć, trzeba wrócić do płk. Jana Kowalewskiego (o którym pisałem wcześniej) i jego roli w szachach politycznych II Wojny Światowej. Jak wiemy, pan pułkownik był odpowiedzialny za prowadzenie Akcji Kontynentalnej ze swojej siedziby w Monte Estoril w Portugalii. Ale to nie jedyne zadanie na którym się koncentrował. Prowadził o wiele bardziej skomplikowaną grę. Wykorzystując swoje stare znajomości koordynował tajną akcję zjednywania sojuszników koalicji antyhitlerowskiej w krajach bałkańskich. Miał tam wielu przyjaciół, w końcu przez kilka lat pracował w placówce dyplomatycznej w Bukareszcie. W ramach prowadzonych działań operacyjnych nawiązał kontakty z opozycją antyhitlerowską. Nie wnikając w szczegóły, chciał doprowadzić do przejścia dotychczasowych sojuszników Hitlera na stronę aliantów. Był tak skuteczny w swoich działaniach, że zaniepokojony Stalin, który pragną te kraje wprowadzić w swoją sferę wpływów, zarządał odwołania pułkownika do Londynu.
Król Karol II Hohenzollern to postać nietuzinkowa. Choć to mało powiedziane. Z pewnością nie nadaje się na bohatera do naśladowania. Zacznijmy od przyjemniejszej strony monarchy. Przynajmniej dla nas. Był przyjacielem Polski. Józef Piłsudski udekorował go osobiście krzyżem Virtuti Militari, król był też kawalerem Orderu Orła Białego. W Polsce 57 Pułk Piechoty Wielkopolskiej nosił imię Karola II Króla Rumunii (co ma pewne znaczenie w naszej historii).
Tumblr media
Król Rumunii Karol II dekoruje orderem Michała Walecznego sztandar 57 Pułku Piechoty Wielkopolskiej, którego objął honorowe dowództwo.
W 1927 roku zmarł król Ferdynand. Nowym królem został czteroletni syn Karola i Heleny, Michał. Trochę małoletni.... Zostawić dziecko na tronie? Bez opieki ojca? W 1930 roku, choć nadal zakochany w swojej Dudui, jak nazywał swoją wybrankę, postanowił w poczuciu obowiązku za ojczyznę wrócić na tron. I tu następuje zwrot akcji. Kobieta pozostaje ta sama (z Heleną rozwiódł się już wcześniej) choć bez formalnego małżeństwa, miłość do samochodów pozostała również niezmienna, pojawiła się za to nowa pasja - polityka. Karol II nie miał wyjścia, trafiły mu się wyjątkowe czasy. Potężny Stalin chciał po sąsiedzku uszczknąć co nieco z terytorium Rumunii, Węgry i Bułgaria tylko wyczekiwały dobrej okazji na atak, Niemcy patrzyły łakomym wzrokiem na rumuńskie pola naftowe, a król.... kochał Francję! Tyle, że bez wzajemności. Co prawda Francuzi coś tam podpisali, ale nie było to zbyt wiarygodne. Królowi marzył się układ Anglia-Francja-Polska-Czechosłowacja-Rumunia, i nawet chęć była... tylko jakoś nie wyszło. Z Polską układało się świetnie, przyjaźń była, polowania były, wódeczka również, był też akt o pomocy w razie wojny, niestety układ z Monachium i konflikt polsko-czechosłowacki o Zaolzie wytrącił zęby koalicji. Trzeba przyznać, że król długo bardzo sprawnie manewrował mamiąc Niemców, uśmiechając się do Anglii i Francji, głaszcząc Polskę i Czechosłowację oraz unikając konfrontacji ze Związkiem Radzieckim. Do czasu.
Tumblr media
Od powrotu na tron w 1930 roku Karol starał się zmienić wizerunek z playboya na wysłannika Niebios. Dość karkołomne zadanie, choć ustroje autorytarne potrafią skutecznie prać mózgi swoich poddanych. Przylot samolotem do kraju starano się przedstawiać jako zejście na ziemię na miarę powrotu Chrystusa. Trochę ten wizerunek psuła pani Lupescu, nazywana przez lud pogardliwie Żydówką lub Czerwoną Królową. Fakt, jej głównym zajęciem było używanie życia co robiła z niesamowitą pasją. Tyle, że ta jej rorzutność nie pasowała do boskości monarchy.
Król dość sprytnie rozgrywał partie polityczne przeciwko sobie, mając nadzieję, że w końcu zostanie tylko on i jego aureola. Najzacieklej zwalczał skrajną Żelazną Gwardię, której radykalizm odstraszał nawet Hitlera. Nocą 30 listopada 1938, zwaną nocą wampirów, 14 najważniejszych działaczy Gwardii zostało zastrzelonych, ponoć w trakcie ucieczki z więzienia. Pomimo tego Gwardia ciągle się odradzała.
Po pierwszym września 1939 roku i ataku na Polskę wojsk niemieckich (gwoli ścisłości również słowackich), Rumunia nie wywiązała się z traktatów z Polską i nie wypowiedziała wojny Niemcom, ogłaszając neutralność. Na nasze szczęście. Dzięki temu było gdzie uciekać. Węgry i Słowacja były już w silnym sojuszu z Hitlerem. Rumunia bardzo gościnnie przyjęła naszych rodaków. Udało się, m.in. dzięki pułkownikowi Kowalewskiemu, zorganizować przerzut naszych żołnierzy do Francji. Patent był prosty. Żołnierzy z internowania zwalniano na podstawie zaświadczenia o niezdolności do służby wojskowej, a ci, już jako cywile, w nagłym postanowieniu zapragnęli skorzystać z okazji i pozwiedzać Francję. Specjalnymi pociągami wypełnionymi "turystami" przewożono ich przez terytorium sprzymierzonych z Niemcami Włoch do Francji. Oczywiście część naszych rodaków urywała się po drodze, chcąc pooglądać włoskie zabytki. Mój włoski epizod w powieści " W jak tungsten" jest więc jak najbardziej prawdopodobny. Włosi byli bardzo przychylni Polakom, i gdy już ich wyłapywali, to zamiast wsadzać do więzienia, odstawiali na granicę z Francją.
Kazano mu wyjechać z kraju, pozwalając zabrać spory majątek. Razem z Eleną Lupescu wyruszył specjalnym pociągiem na wygnanie. Jeszcze w kraju znienawidzona Żelazna Gwardia zaatakowała pociąg, na szczęście bez powodzenia, potem przez Włochy i Francję para przejechała do Hiszpanii. Niemcy obawiali się, że jeśli stracą kontrolę nad królem, to ten zorganizuje rząd na uchodźstwie. Poprosili generała Franco o zatrzymanie Karola w areszcie domowym. Tak też się stało. Króla z jego wybranką umieszczono w hotelu w Sewilli otaczając tajnymi agentami. Wolno im było jedynie wyjeżdżać na przejażdżki samochodem po najbliższej okolicy Sewilli. A że król wóz miał szybki i był doświadczonym kierowcom, z łatwością pozostawiał tajniaków z tyłu. Ten fakt został wykorzystany przez nasz wywiad. Pułkownik Kowalewski opracował plan, realizacją zajął się major Żórawski... I ten epizod, oczywiście dostosowany do moich bohaterów i ich akcji, został wykorzystany w mojej książce "W jak tungsten".
Major Zdzisław Żórawski jest więc postacią jak najbardziej autentyczną. Uczestnik kampanii wrześniowej, po przedostaniu się do Francji do czerwca 1940 roku kierownik placówki Polskiej Agencji Telegraficznej (PAT) w Paryżu, co było doskonałą przykrywką dla oficera wywiadu. Potem pracował w Madrycie jako korespondent prasy południowoamerykańskie. W Lizbonie od czerwca 1940 roku, ciągle pod doskonałą przykrywką dziennikarza.
Po akcji przerzucenia Karola II i pani Lupescu do Portugalii Hiszpanie aresztowali pułkownika Kowalewskiego. Brał więc osobiście aktywny udział w akcji. Prawdopodobnie to on poprowadził samochód już bez króla po jego przesiadce. Inaczej więc niż w mojej powieści. Pan pułkownik ciekawie bronił się przed hiszpańskim sądem. Przekonywał, że król był związany z polskim pułkiem, więc pomógł mu jako kolega z wojska. Ważniejsze było jednak to, że nie było podstawy prawnej do uwięzienia byłego monarchy, więc Kowalewskiego uwolniono.
Akcja odniosła skutek. Niemcy nabrali przekonania, że alianci coś kombinują na Bałkanach, dzięki czemu związano trochę sił Wermachtu w tym rejonie. Był to też sukces propagandowy, podnoszący na duchu pstryczek w nos faszystów.
Król nie zastał długo w Portugalii. Salazar bał się zemsty Niemców. Para wyjechała do Meksyku. Do Portugalii wrócili po wojnie. Tam też zmarli.
1 note · View note
wjaktungsten · 4 years
Text
Pieczęć ratująca życie 
“Oby zawsze i wszędzie szanowano wolność sumienia i oby każdy chrześcijanin dawał wzór działania zgodnego z prawym sumieniem, oświeconym przez Słowa Boże”, powiedział w „Dniu sumienia” papież Franciszek podczas audiencji ogólnej 17 czerwca 2020 roku. Słowa te padły po przypomnieniu postaci Aristidesa Sousy Mendesa, portugalskiego konsula w Bordeaux, który uratował życie bardzo wielu ludziom, w tym tysiącom Żydów, umożliwiając im ucieczkę z zajmowanej przez nazistów Francji.
Przypomniałem w mojej książce “W jak tungsten” tę wspaniałą postać w malutkim epizodzie. Pan konsul jest dla mnie bowiem postacią szczególną. Pokazał, że można być bohaterem pełniąc administracyjną funkcję, że można dokonywać wielkich czynów siedząc za biurkiem. I że za bohaterstwo często trzeba zapłacić wysoką cenę.
Słowo o człowieku wielkiego serca
Urodził się w tzw. dobrej rodzinie w 1885 roku. Wzorowy katolik, żonaty, 14 dzieci. Skończył dobre szkoły, szybko awansował w służbie dyplomatycznej. Gdy niemieccy żołnierze wkraczali do Paryża, pełnił funkcję portugalskiego konsula w Bordeaux. Jego kraj już wcześniej ogłosił neutralność. Niemcy nie zamierzały atakować Portugalii, był więc bezpieczny. Mógł patrzeć smutnym wzrokiem na przewijające się pod jego rezydencją tłumy uciekinierów, mógł poczekać na nowy porządek w Europie, mógł spokojnie sączyć wino i cieszyć się swoją rodziną.
Nie musiałby kilka miesięcy później stać w kolejce po darmową zupę wydawaną przez żydowską organizację charytatywną w Lizbonie. Nie był przecież Żydem. Był wzorowym katolikiem. Aristides już w 1933 r. na terenie swojej rodzinnej posiadłości w Cabanas de Viriato wybudował z własnych środków pierwszy w Portugalii pomnik Chrystusa Króla. W podlizbońskiej Almadzie podobny pojawił się dopiero ćwierć wieku później.
Nie umarłby w biedzie i zapomnieniu w 1954 roku. Mógł korzystać z życia, nikt by mu przecież nic złego nie mógł powiedzieć. Nikt od niego nie oczekiwał heroizmu. I tak nie doczekałby tytułu “Sprawiedliwego wśród narodów świata”, nadanego mu w 1966 roku przez Yad Vashem.
Zrehabilitowano go oficjalnie w 1986 roku. Dzisiaj ma swoje ulice, dzisiaj mówi o nim papież...
Z punktu widzenia swojej smutnej przyszłości popełnił błąd. Sprzeciwiając się rządowi i jasnym instrukcjom. Wbrew zdrowemu rozsądkowi i rozkazom dyktatora Salazara zaczął wydawać wizy tranzytowe do Portugalii. Nie patrzył na narodowość, wyznanie, poglądy polityczne. Wiedział, że ci, którzy stoją do niego w kolejce, mają istotny powód, aby nie spotkać niemieckich katów. Podpisywał wizy w konsulacie, w godzinach urzędowania jak i poza nimi. Podpisywał w restauracji, podpisywał ubrany oficjalnie, choć coraz częściej w szlafroku. Wydał tak dużo wiz, że sporej części nie zarejestrowano. Z pewnością uratował więc więcej ludzi niż oficjalne 30 tysięcy. Najliczniejszą grupę stanowi Żydzi uciekający przed Zagładą, ale nie brakowało Polaków, Belgów, Francuzów czy Hiszpanów. Dzięki jego wizie uratował się Salvadore Dali, reżyser King Vidor czy nasz Julian Tuwim i Antoni Słonimski.
Tumblr media
Fragment rejestru z wizami
Istotną rolę w tej historii odegrał polski rabin mieszkający w Belgii Chaim Hersz Kruger. Po ataku Niemiec na Belgię uciekł on ze swoją żoną i pięciorgiem dzieci do Francji. Początkowo trzymał się niedaleko granicy, licząc na szybki koniec wojny. Jednak po ataku Niemiec na Francję znalazł się w Bordeaux. Tak natknął się na tysiące koczujących Żydów, którzy, wraz z uchodźcami z innych części Europy, wypełniali skwery, parki czy boiska.
Właśnie szli całą rodziną smutni i zrezygnowani, gdy koło nich zatrzymał się elegancki samochód. Szofer otworzył drzwi, z wnętrza wyszedł potężny mężczyzna. Podszedł do rabina, przedstawił się jako konsul generalny Portugalii i zaprosił do swojej rezydencji. Powiedział, że gdy ich zobaczył, zrobiło mu się żal, bo sam ma trzynaraścioro dzieci. Rodzina skorzystała z zaproszenia, jednak nie czuli się dobrze w wytwornych wnętrzach w których znajdowało się wiele symboli katolickich. Rabin stwierdził, że nie może zatrzymać się w takich luksusach, gdy wielu jego rodaków śpi na ulicy. Konsul odpowiedział, że rozumie i że podbije wizę dla Chaima i jego rodziny. Kruger podziękował i odparł, że chętnie skorzysta, ale jako ostatni z koczujących Żydów. Najpierw niech pan konsul pomoże innym – poprosił. Od tego zaczęła się ich przyjaźn. Rabin pomagał konsulowi w wystawianiu wiz. Wbijał pieczątki i podstawiał do podpisu. Był jednym z ostatnich, którzy otrzymali wizę. 15 czerwca 1940 roku, już po odwołaniu konsula Aristida de Sousa Mendesa, rodzina przekroczyła granicę. W czerwcu 1941 roku na pokładzie statku Nyassa odpłynęli do Nowego Yorku.
Tumblr media
Konsul Aristides de Sousa Mendes z rabinem Haimem Hersz Krugerem
Konsulowi bardzo pomagała żona, Maria Angelina de Sousa Mendes. To dzięki jej pomocy cała akcja przebiegała tak sprawnie. Później, gdy jej mąż został wydalony ze służby dyplomatycznej, pozostała przy nim, prowadząc skromne życie i stale oglądając się za siebie, bowiem nieustannie kontrolowała ich tajna policja. Ona zmarła na wylew 1948 roku, on sześć lat później. W osamotnieniu, bowiem jego liczne dzieci nie zaakceptowały drugiej żony.
Przywołując postać konsula z Bordeaux, warto pamiętać o jego bracie-bliźniaku, ambasadorze Portugalii w Polsce. Cesar de Sousa Mendes pomógł wydostać się z okupowanej Polski Cecylii Dolata. “Cecylia Dolata była osobą, która miała bliskie kontakty z Portugalczykami. Przez kilka lat mieszkała w Portugalii. Była m.in. nauczycielką języków obcych córki prezydenta Republiki Portugalskiej Antonio Jose de Almeidy, który stał na czele państwa w latach 1919-1923” – powiedział w wywiadzie dla PAP Jose de Sousa Mendes, syn ostatniego ambasadora Portugalii w przedwojennej Polsce. Waśnie ta historia podobno ośmieliła brata do podjęcia akcji ratowania ludzkich istnień. Przybijaną w konsulacie pieczątką.
Zdjęcia ze strony sousamendesfoudation.org
1 note · View note
wjaktungsten · 4 years
Text
W jak tungsten - książka sensacyjna z historią w tle
Powiadają, że stara miłość nie rdzewieje. Wolfram (W) dodany do stali uodparnia ją na korozję. A Wiktor ma wiele wspólnego z tym pierwiastkiem. Może dlatego nie może zapomnieć o Tatianie… Jest w wieku, w którym robi się podsumowania. I wychodzi na to, że nigdy więcej nie spotkał na swojej drodze wspanialszej kobiety niż ta, której zlecił kiedyś zabójstwo. Ktoś dziś grozi im śmiercią? Nawet dobrze, jest pretekst aby odnowić znajomość…
 Neutralna Portugalia w czasie II Wojny Światowej była jedynym dostępnym źródłem tungstenu (wolframu) dla hitlerowskich Niemiec. Wolfram to odporne pancerze czołgów i skuteczna amunicja. Tam, gdzie jest duży popyt, tam wkracza czarny rynek…a gdzie jest czarny rynek, nie może zabraknąć naszych rodaków. Szczególnie, że Niemcy płaciły złotem.
Wtedy, tam, tysiące uchodźców czekały na statki płynące w bezpieczniejsze rejony.
Ojciec naszego bohatera nie zamierzał jednak nigdzie się ruszać, pracowicie  gromadził swój skarb…
 „W jak tungsten”  to powieść sensacyjna.
Przeszłość powraca i nie pozwala zapomnieć o dawnych grzechach.
0 notes
wjaktungsten · 4 years
Text
Polski superbohater. Na marginesie książki „W jak Tungsten”.
  Rozmowa Roberta Hakilo z autorem Wojciechem Siekierko.
– Ostatnio sporo pisało się o Kowalewskim, który pojawia się również w Twojej książce.
– Tak, pojawia się jego nazwisko w tle akcji, jest on bowiem istotną postacią tamtych czasów i tamtego miejsca.
– To postać wyjątkowa...
– Pułkownik dyplomowany Jan Kowalewski... Przy okazji setnej rocznicy Bitwy Warszawskiej przypomniano sobie jego historię. Tak jak pozostawał w cieniu przez wiele lat, nagle uznano go za ojca zwycięstwa z bolszewikami. Mamy wrodzoną skłonność do egzaltacji.
– Znalazł klucz do ich szyfrów, dzięki czemu nasze wojska znały zamiary wroga. Więc chyba jest to zasłużona opinia.
– Nigdy w żadnej wojnie nie wygrano dzięki jednej osobie. Ojców sukcesu zawsze jest wielu. Ale, oczywiście, Kowalewski był jednym z bohaterów tej wojny.
– Podobno rozgryzł bolszewicki szyfr, jak nudził się na zastępstwie kolegi, który poszedł na wesele siostry…
– Takie anegdoty dobrze się sprzedają. Kowalewski nie był jednak taką zupełnie przypadkową osobą. Urodził się w 1892 roku w Łodzi, w latach 1909-1913 studiował chemię w belgijskim Liege…
– Czyli pochodził z bogatej rodziny.
– Z pewnością. Zachowały się jego zdjęcia z wakacji z rodzicami w Nicei. W tamtych czasach tylko ludzie majętni mogli sobie na to pozwolić. Jeśli mówimy o rodzinie Kowalewskiego, to jego wuj, który był inżynierem górnictwa, dostarczał działaczom PPS dynamit. A jak wiemy PPS prowadziła działania terrorystyczne.
– W 1914 roku wybucha Pierwsza Wojna Światowa. I…?
– Kowalewski akurat przebywał na Ukrainie. Został zmobilizowany do armii rosyjskiej i jako chemik służył w formacjach chemicznych.
– Taka specjalność była chyba w cenie. Ataki chemiczne były wtedy dość częste i tragiczne w skutkach.
– Kowalewski był nawet ofiarą takiego ataku. Na szczęście wyszedł z tego cało.
– Ale jako oficer chemik nie zajmował się kryptografią?
– A właśnie, że się zajmował. Pełnił funkcję oficera łączności w rosyjskiej IX Armii i tam zarówno szyfrował jak i odczytywał depesze. Świetnie więc znał specyfikę tej służby. Gdy więc w sierpniu 1919 roku zastąpił porucznika Bronisława Srokę, miał niezbędną wiedzę do podjęcia wyzwania i faktycznie, złamał szyfr „Dieliegiat”, używany przez sowiecką XII Armię na Ukrainie. Zostało to docenione. Powierzono mu zadanie zorganizowania Wydziału II Biura Szyfrów, zajmującego się łamaniem szyfrów. Robił to doskonale. Nawet, gdy bolszewicy zaczęli stosować bardziej skomplikowane szyfry, Kowalewski z zespołem i wspomagany przez naszych wybitnych matematyków, dawali radę. Rola Kowalewskiego była więc nie do przecenienia. Polski radiowywiad złamał ponad 100 sowieckich kluczy szyfrowych, odczytał około 4 000 szyfrogramów. W najbardziej gorącym okresie wojny Polski z bolszewicką Rosją, w lipcu i sierpniu 1920 roku, odczytywano ich nawet po kilkanaście dziennie.
– Czyli mocno się przyczynił do naszego zwycięstwa. Cud nad Wisłą był też jego zasługą. Co się działo po wojnie?
– Przyczynił się do zwycięstwa III Powstania Śląskiego. Odczytywał tajną korespondencję niemiecką i czechosłowacką…
– Faktycznie nieźle. Jak rozumiem, został za to wszystko doceniony?
– Dostał Krzyż Srebrny Orderu Wojennego Virtuti Militari i trzykrotnie Krzyż Walecznych. Do tego uhonorowano go najwyższym odznaczeniem wojskowym Japonii – Orderem Wschodzącego Słońca.
– Słucham??? Japonii?
– Tak, w 1923 r. został oddelegowany do Tokio, gdzie przeprowadził kilkumiesięczne szkolenie w zakresie łamania szyfrów rosyjskich i pomagał w zorganizowaniu japońskiego Biura Szyfrów i struktur radiowywiadu. 
– Acha! Czyli kariera międzynarodowa…
– Potem, w latach 1925–1927, studiował we Francuskiej Wyższej Szkole Wojennej (Ecole Superieure de Guerre) otrzymując tytuł oficera dyplomowanego. Natomiast w 1928 r. został attaché wojskowym w Moskwie, ale w 1933 roku jako persona non grata musiał wyjechać.
– To mnie akurat nie dziwi. Co się działo później?
–  Trafił do Rumunii, na identyczne stanowisko. Tam nawiązał wiele wartościowych kontaktów. Do Polski wrócił w 1937 roku.
– No i tak dochodzimy do II wojny i Portugalii…
– Nie tak szybko! Po kampanii wrześniowej przedostał się do Rumunii, tam pomagał naszym uchodźcom. Ale nie zaprzestał działalności wywiadowczej. Oparł się na swoich dawnych kontaktach z Japończykami. Wykorzystując sieć japońskich attaché wojskowych budował polską sieć wywiadowczą. Udało mu się również umieścić grupę polskich oficerów w Tokio, gdzie – aż do grudnia 1941 r.– zajmowała się łamaniem tajnej korespondencji Armii Czerwonej.
– Tak się zastanawiam, czemu mając tak barwną postać, nie wykorzystujemy jej dla promocji naszego kraju? Przecież James Bond to przy nim amator… Ale wracając do twojej książki i Portugalii…
– Autor Jamesa Bonda Ian Fleming przebywał w Portugali w czasie Wojny, więc nawet mogli się spotkać... Jan Kowalewski wyjechał do Portugalii po upadku Francji, gdzie z upoważnienia gen. Władysława Sikorskiego kierował tzw. Placówką Łączności z Kontynentem. Organizował i koordynował Akcję Kontynentalną. Idea była prosta – skoordynować akcje wywiadowcze na terenach okupowanej Europy w oparciu o polską emigrację i polskie ośrodki.
– Czy elementem tej gry były puszki z sardynkami?
– Tak. Nawet, w pewnym momencie, jego żona kierowała akcję wysyłania paczek z sardynkami do Polski. Odbiorców proszono o niewinne potwierdzenie otrzymania przesyłki. Te potwierdzenia, to był ważny kanał wywiadowczy pozyskiwania informacji o sytuacji w okupowanej ojczyźnie…
– Tak, twoi bohaterowie rozmawiają o tym w czasie przygotować do uprowadzenie byłego króla rumuńskiego z Hiszpanii do Portugalii. Czy nie za bardzo poniosła cię tu fantazja?
– Fantazja? Przecież to autentyczna akcja. I nie uprowadzenia, tylko pomoc w ucieczce. Król ze swoją partnerką Magdą Lupescu byli w areszcie domowym. Bardzo chcieli wyrwać się z faszystowskich łapek, poprosili więc o pomoc swojego przyjaciela. Kowalewski na dowodzącego wyznaczył Żurawskiego…
– Zaraz! Czy to znaczy, że faktycznie nasi odbili z niewoli byłego króla Rumunii? Ale po co?
–  Kowalewski prowadził tajne rozmowy z przedstawicielami Rumunii, Węgier i Włoch w ramach akcji „Trójnóg”. Przygotowywał grunt do przejścia tych państw ze strony „osi” na stronę aliantów oraz pracował nad zapewnieniem właściwych warunków do przeprowadzenia, niestety niedoszłego, desantu i ofensywy aliantów na Bałkanach. Pomoc w ucieczce królowi Karolowi II wpisywało się w ten scenariusz.
– Gdyby to mu się udało, to wojna trwałaby krócej i Bałkany pozostałyby poza zasięgiem łapek Stalina…
– Dokładnie! Dlatego Stalin podczas konferencji w Teheranie postawił aliantom warunek – Kowalewski ma zniknąć z Lizbony i zająć się czymś innym.
– No to chyba nasz pułkownik nie miał szans.
– Niestety, wiosną 1944 roku został odwołany z Lizbony do Londynu. To przeniesienie miało dodatkowy tragiczny wymiar. Osobisty. W Londynie wdał się w romans, o którym dowiedziała się jego żona, która została w Lizbonie. Popełniła samobójstwo.
– To ta smutniejsza strona jego życiorysu. Jest jeszcze inna rysa. Podobno po klęsce Francji był jednym z sygnatariuszy listu do Hitlera gdzie grupa polskich polityków proponowała utworzenie rządu kolaborującego z Niemcami?
- Nigdy jednoznacznie nie potwierdzono istnienia takiego listu, jest więc to czysta spekulacja. Zresztą życiorys pana pułkownika broni się sam. Jego poglądy były zdecydowanie prawicowe, jednak dalekie od faszyzmu. Jeśli, czysto hipotetycznie, taka inicjatywa miała  miejsce, to jedynie wynikała z troski o los narodu. Bardziej jednak podejrzewałbym jakąś formę prowokacji.
- Po wojnie pewnie nie wrócił do kraju?
– Pozostał na emigracji. Zmarł w Londynie 31 października 1955 roku.
– Rok 2020 ogłoszono rokiem Jana Kowalewskiego.
– Zasłużył na to jak mało kto.
– Może powinieneś mu poświęcić w swojej książce więcej miejsca?
– Przecież “W jak tungsten” to książka sensacyjna!
– Żartowałem. I polecam wszystkim twojego ebooka. Można go dostać m.in. pod tym linkiem. Dziękuję za rozmowę.
 https://ebookpoint.pl/ksiazki/w-jak-tungsten-imie-wojciech-siekierko,e_1rpf.htm
0 notes
wjaktungsten · 4 years
Text
W jak tungsten
Co to jest tungsten? To inaczej wolfram. Symbol: W
Tungsten jako nazwa wolframu jest bardzo popularna w Niemczech.
W jak wolfram, jak wojna, jak Wiktor. 
1 note · View note