Tumgik
fredowezycie · 1 year
Text
the holiday
Jakoś tak dziwnie żyć przez wakacje w rodzinnym mieście. Ot, ludzi brak, zajęć brak, perspektyw brak, wszystkiego brak. Jedyne zalety to to, że mogę posiedzieć z rodzicami (cóż, do czasu jest to zaleta- ile można w końcu siedzieć z rodzicami?) i pobawić się z psem. Zalety to tak nijakie, że nie mogę się trochę doczekać powrotu nad morze- tam mam znajomych, tam mam przyjaciół, tam powietrze pachnie solą i brzoskwinią. Czasem z nostalgią czytam stare rozmowy, zerkam na uśmiechnięte zdjęcia. Czasem tęsknię i liczę, że pomimo nowych etapów życia, może nadal mógłbym być jakąś cząstką cojakiśdzieńności. Nie chcę jednak się narzucać, bo aktualnie jestem intruzem, zagrożeniem dla stabilizującej się coraz bardziej codzienności. Czasem mam wrażenie, że prawie 4 lata temu poznałem kogoś, dla kogo mógłbym chyba rzucić wszystko i zaryzykować wiele, bo to by po prostu mogło być cudowne. Wszystkiego najlepszego, oby droga była prosta
3 notes · View notes
fredowezycie · 2 years
Text
the cinema
czasem, żeby posmakować szczęścia nie trzeba w sumie dużo wystarczy pomarańczowy kot kokosowy pies i brzoskwiniowe myśli
7 notes · View notes
fredowezycie · 2 years
Text
the comfort
Czasem się zastanawiam, co kieruje ludźmi obojętnymi w danych sytuacjach. Gdy im jest wybór A lub B obojętny, ale w sumie to blokują jeden z nich, bo nie chce im się męczyć (o ile trzeba jakiejkolwiek inicjatywy z ich strony) albo po prostu uważają to za niepotrzebne.  Zastanawiam się, skąd się to bierze. W większości, na podstawie statystyki i obeznania w ludziach, mogę powiedzieć, że jest to wygodna sytuacja, w jakiej się znajdują- ot, mi jest dobrze, więc po co kombinować więcej? Po co te burdy, po co te inicjatywy, skoro mi jest dobrze i ja będę dobrze ustawiony? Odpuśćcie temat, rany, ile można, przecież mi jest dobrze. Fascynujące. Często ci ludzie mówią, że jest im coś obojętne, a tak naprawdę nie jest im to obojętne- jest im to “obojętne”, bo to oni są w dobrej pozycji tej obojętnej sytuacji. Bo to oni są ustawieni tak, jak chcą, a gdy inni chcieliby poprawić swoją pozycję bez jakiegokolwiek wpływu na nich, to nagle wielki problem i.... i po co kombinować więcej? Przecież. Mi. Jest. Dobrze. Czasem mam wrażenie, że ludzie mają w sobie dość mocno ograniczone pokłady empatii do drugiego człowieka. I że czasem ta empatia w ludziach jest czymś wymuszonym, ot, żeby oczyścić swoje sumienie. W końcu jeśli naprawdę jacyś jesteśmy, to nie musimy się do tego zmuszać i przychodzi nam to dość naturalnie, czyż nie? Więc jeśli staruszka prosi nas o pomoc to pomagamy, jeśli ktoś w pociągu prosi o zamianę na miejsca to zamieniamy się (bo przecież jest nam to absolutnie obojętne, prawda?), jeśli ktoś prosi o zamianę w grupach.... No i tutaj pojawia się niewygodna dla nas głupota, która na nas nie ma jakiegokolwiek wpływu. Jest nam obojętna. Ale jest kombinowaniem. A po co więcej kombinować? Przecież. Mi. Jest. Dobrze. Och. No tak. No to nie. Bo ja jako Iksiński mam znajomego Iksowskiego, Iksowską i Iksewicza, a ja jako Zetowska mam przyjaciółkę Zebrowską. I jest nam dobrze. Więc po co kombinować więcej? Nam. Jest. Dobrze. Naprawdę życzę takim ludziom, żeby Iksowski zmienił nazwisko na Abecadłowski, a Zebrowska na Pumowska. Albo żeby chociaż sobie to wyobrazili. Bo łatwo jest siadać na wygodnej pozycji i przewracać oczami myśląc “Rany, po co ta cała dyskusja, po co to kombinowanie....”, gdy to my jesteśmy tymi w dobrej pozycji. Prawdziwa empatia pojawia się wtedy, gdy potrafimy spojrzeć na sytuację z boku i zrozumieć kogoś w gorszym położeniu, po czym chcemy mu pomóc. I czasem mam wrażenie, że takie sytuacje właśnie pokazują, kto jest naprawdę empatyczny i wyrozumiały, a kto sobie to po prostu wmawia albo dopiero do tego celu dąży. Jeśli Zetowska i Zebrowska chcą być razem w grupie, a Iksiński, Iksowski, Iksowska i Iksewicz chcą mieć razem zajęcia, to czemu tak nie może być z Nowakiem i Kowalskim? Szczególnie, jeśli taka kolej rzeczy nie wpłynie zupełnie na Zetowską, Zebrowską, Iksińskiego i resztę ferajny. I wtedy wszystkim będzie dobrze. Widzicie, takie małe rzeczy właśnie przebijają naszym charakterem. Bo każdemu łatwo taką empatię i zrozumienie przełożyć na “większe i ważniejsze rzeczy”. A w tych małych rzeczach, które są nam wygodnie podpasowane, o wiele trudniej o chęć walki dla kogoś innego, kogoś w gorszej pozycji. Jestem niezmiernie ciekawy, jakbyś poczuła się, droga Zetowska, gdyby Twoja przyjaciółka Zebrowska była gdzie indziej, otoczona literami B z każdej strony. I gdybyście się cały rok nie widziały albo łapały się byle jak w przerwach od nauki, zamiast spędzać razem codzienność. I tak samo, drogi Iksiński, z pewnością byłoby Ci obojętnie i świetnie byś się czuł, gdybyś został odłączony od swojej grupy i trafiłbyś w odmęty wirów liter M. Bo każdy się świetnie bawi, gdy jego paczka znajomych się bawi razem, a on nie może w tym uczestniczyć. Ludzie są wygodni. Wolę walki mają najczęściej tylko wtedy, gdy problem dotyka ich, a nie innych. Przykre to. Dzisiaj się zawiodłem na ludziach, którym wszystko obojętne i którym jest wygodnie tak, jak jest. I którzy nie chcą pozwolić innym polepszyć swojego stanu rzeczy, chociaż im to zupełnie nie zaszkodzi. Taki w sumie bardzo wygodny i bardzo niezajmujący autorefleksją egoizm. Bo. Mi. Jest. Dobrze. Więc po co robić coś więcej?
0 notes
fredowezycie · 2 years
Text
ładne
Tumblr media
1 note · View note
fredowezycie · 2 years
Text
the spring cleaning
// cleaning out the rooms // minimalistycznie.
0 notes
fredowezycie · 2 years
Text
the good people
Cześć i czołem. Dzisiaj post będzie muzyczny, tak o. I będziemy sobie między zwrotkami rozmyślać o życiu, o świecie, o ludziach. Aby przystąpić do prawidłowego czytania posta, proszę odpalić ten oto link: [LINK] Tekst nie jest przesadnie rozbudowany, ale no cóż, nie każdy musi być potężnym dziełem sztuki, aby przekazać jakieś przemyślenia i wartości, czyż nie? // What if all they lost was all they had? What if they were broken, just looking for a hand? If you could help or walk away If their choice was up to you What would you do? What if they were you? // Zastanawiam się czasem, jak to jest z pomaganiem ludziom. Ile osób chce to robić, ile osób jest gotowych poświęcić się chociaż odrobinę, żeby innym było lepiej. To taka mała rzecz, która przebija czasem przez to, jak ludzie się zachowują- te małe odruchy, niewielkie gesty, krótkie wypowiedzi, które powstają pod przypływem chwili. I w nich często przebija to, czy ktoś: 1) Chce pomóc i jest gotowy to zrobić 2) Chce pomóc, ale się nie czuje na tą pomoc (z różnych powodów) 3) Nie chce pomóc i ma z tego powodu wyrzuty sumienia 4) Nie chce pomóc i jest mu to obojętne 5) Nie chce pomóc i ma z tego satysfakcję (”survival of the fittest”) Wiesz, uważam, że dobrze się otaczać grupą 1 i 2, a stanowczo odcinać od grupy 5. Jeśli ktoś nam nic złego nie zrobił, a potrzebuje pomocy lub my możemy po prostu mu pomóc, to czemu nie? Czemu nie napędzać tego efektu motyla, gdzie każdy nasz miły gest to kolejne machnięcie skrzydłami, które wzbudza bryzę dobrej energii w naszym otoczeniu. Kto wie, może ta bryza zmieni się w coś więcej i kaskadowo ludzie będą śmielsi i chętniejsi do pomocy sobie nawzajem. Sam nie wiem, ale fajnie by było żyć w świecie, gdzie tak jest. // What if all you gave was all you had? What if you were humble, just holding out your hand? What if kindness prevailed And you were someone's second chance? Just giving back That doesn't sound so bad // Spacerując wczoraj po Gdańsku spotykałem studentów podczas ich corocznego święta, Juwenaliów. Zawsze w takich momentach fascynuje mnie ta otwartość, która się tam pojawia- jedna grupka znajomych poprosiła mnie, żebym zrobił im zdjęcie, druga grupka znajomych zapytała czy mam ognia, trzecia w trakcie zażartej dyskusji poprosiła mnie o opinię z zewnątrz i w ramach podziękowania poczęstowała papierosem. Taka energia jest naprawdę przyjemna w życiu, czuję się wtedy jak w Kazimierzu Dolnym, gdzie mogę zapomnieć o tym, że tyle ludzi jest pełnych pogardy, nienawiści, zawiści w stosunku do innych. Czuję się wtedy, jakby z ludzkością było wszystko w porządku- ludzie są otwarci na siebie i po prostu chcą się razem dobrze bawić, czuć. Tak, jak to powinno być, czyż nie? // Where did all the good people go? Where did all the good people go? I keep looking around I don't quite feel like I belong So where did all the good people go? // I tak jak mówiłem, ta energia troszkę zaraża. Bo jak inaczej wytłumaczyć to, że wracając o północy pociągiem SKM zapytałem się dziewczyny siedzącej naprzeciwko mnie, czy nie chce ze mną posłuchać razem muzyki, gdy będę jechał do Sopotu. Lubię dzielić się muzyką i udzielił mi się ten klimat otwartości, tak więc razem z nią posłuchałem dobre 20-25min utworów z jakiejś mojej losowej playlisty, bez wymiany ani jednego słowa. Ot, siedzieliśmy sobie, patrzyliśmy za okno z uśmiechami na twarzy i tak to zleciało. Na koniec szybkie podziękowanie, cześć i praktycznie pewność, że się nigdy nie zobaczymy. I na tym polega ten urok, drodzy czytelnicy: Musimy nauczyć się robić miłe rzeczy dla nieznajomych. To jest to, co sprawia, że codzienność w społeczeństwie staje się lepsza. Edit: I w sumie naszła mnie jeszcze jedna myśl. Uczymy dzieci zasady “Nie czyń drugiemu, co Tobie niemiłe”. Niby fajnie, ale jednak słabo- bo to, co my lubimy dla kogoś może być przykre lub nieprzyjemne. Więc może trzymajmy się lepiej zasady “Czyń drugiemu, co jest mu miłe”?
1 note · View note
fredowezycie · 2 years
Text
the disco infernum
Cześć! Dawno się nie widzieliśmy. Z czego to wynika? Z wielu rzeczy, drogi anonimie, droga anonimko. Zacznijmy od losowej rzeczy- zacząłem zdobywać doświadczenie w zawodzie. Badania kliniczne, psychiatria, fajna sprawa. Zabiera mi to ileś godzin tygodniowo, jest trudno, ale warto- łapię doświadczenie, łapię kontakty, łapię wiedzę, a przy okazji zarobię parę groszy. Jak to mówi mój tata, “na rozpustę”. Po drugie- jestem zaskoczony, jak dużo nauki jest w tak nienaukowym okresie. Oprócz świąt, w które na tydzień się wyłączyłem całkowicie, zawsze jest coś do roboty. Tu zaliczenie, tu kolokwium, tu wejściówka, tam wyjściówka. Tak się wszystko do siebie dodaje, że człowiek w ciągu dnia ma dwie godzinki wieczorem na oddech i basta.  Po trzecie- chyba się życie jako tako ustabilizowało, tak mi się wydaje. A jak wszyscy wiemy, Tumblr to dla mnie terapia, gdzie przelewam myśli, gdy coś mnie męczy, tak więc stabilizacja na dobrym poziomie zadowolenia powoduje, że piszę... no, tak jak teraz. Czyli malutko. Ale właśnie, w takim razie dlaczego piszę teraz? Ano, bo dziś pisałem poprawkę z jednego przedmiotu, stresowałem się nią przez tydzień. Piszę “pisałem”, więc drogi czytelniku mógłbyś lub mogłabyś teraz pomyśleć- no, ma to za sobą, wspaniale! Ale nie tym razem. Bo jutro, uwaga, piszę drugą poprawkę. Z innego przedmiotu. I jeszcze nic na nią nie zrobiłem, tak się bałem tej dzisiejszej.  Więc dzisiaj łykam tabletkę kofeiny (200mg, porządna dawka!) i zarywam noc. Jedna zarwana noc w zamian za spokojny maj bez poprawek? Count me in! A Ty możesz trzymać za mnie kciuki. I za moje serce, żeby nie wysiadło od częstotliwości uderzeń.  W moim życiu panuje wesoły chaos w stylu disco, ale ten tydzień to było jakieś dziwne piekło.
0 notes
fredowezycie · 2 years
Text
the give&take
Cześć i czołem, dawno się nie widzieliśmy tutaj. Ostatnio dużo u mnie muzyki, dużo u mnie rozkmin, dużo u mnie dziwnych emocji, które są dla mnie trudne do nazwania czy określenia- po prostu są. W każdym razie, ostatnio na moich słuchawkach gra przeróżna melodia, ale zauważyłem dzisiaj jedną ciekawą zależność- w tytułach utworów o zupełnie innym klimacie pojawia się bodajże pięć razy zwrot “Give You XYZ”. Ja pokażę dzisiaj dwa, bo nie można w tak poważnej grze, jak blog na Tumblr pokazać wszystkich kart. No i tak oto mamy tutaj elektroniczno-dubstepowe: [I Will Give You My All] A obok tego pojawia się bluesowo-funkowe: [Give You Better] I w sumie to oba mają fajny klimat. Teksty, z którymi się zgadzam. Rytm, który wpada w ucho. Szczerze? Nie wiem za bardzo, co mogę jeszcze w tym kontekście napisać, dopowiedzieć. Mam wrażenie, że tutaj po prostu trzeba wsłuchać się w tekst, najlepiej z zamkniętymi oczami w ciemnym pokoju, czyż nie? // your type’s  a man who likes a fight //
0 notes
fredowezycie · 3 years
Text
the whale
Ostatnie tytuły stały się mocno biologiczne, raz palma, raz ptak, teraz wieloryb. Wieloryb wiąże się z muzyką nie tylko tym, że śpiewa. Wiąże się też z utworem, który odkopałem po bodajże dwóch latach od ostatniego przesłuchania. Z utworem, który powodował u mnie kiedyś takie napady płaczu, że na samą myśl teraz robi mi się o tym przykro. Utwór dziwnie manewruje tekstem, ma nietypową strukturę audio, ale opowiada o czymś prostym, życiowym i przykrym- o tym, jak próbujemy “wrócić do domu” (=poukładać sobie życie) jako “pijani kierowcy” (=ludzie błądzący, popełniający błąd za błędem). Mówi też o tym, jak nas nasze bariery, przeżycia mogą zmieniać na gorsze jako ludzie i że nie można się temu dawać. Wspomina o naszej podświadomości mówiącej nam, że coś jest błędem, że coś jest złe. Że powinniśmy jej słuchać. Ja zacząłem słuchać tego głosu, pisałem o tym już jakiś czas temu. Myślę, że ludzie powinni słuchać tego głosu częściej. Nie prowadzić po pijaku, tylko wyjść z samochodu i pójść. Ot, na przykład na plażę, żeby usiąść ze mną na kocu i popatrzeć na słońce, a potem gwiazdy. // we are not a proud race it’s not a race at all we’re just trying i’m only trying to get home // [LINK]
0 notes
fredowezycie · 3 years
Text
the bird
Są takie sytuacje w życiu, że musisz się zatrzymać i zastanowić nad... wszystkim, tak naprawdę. Wziąć głęboki oddech, unieść wzrok i poukładać sobie nową rzeczywistość dookoła krok po kroku. Czasem takie sytuacje pojawiają się za późno, czasem za wcześnie, czasem kompletnie losowo i niepotrzebnie. Często są przykre, często nas wyniszczają, a jeszcze częściej powodują traumę przed kolejnymi takimi sytuacjami. No i w sumie, nie ma co się dziwić. Przewrócenie świata do góry nogami nie jest czymś łatwym i odnalezienie się w tej nowej rzeczywistości wymaga dużo wysiłku psychicznego i dużo samozaparcia. Nie wiem, jak się w takich sytuacjach zachowywać. Wiesz, gdy to dotyczy Ciebie, to jedno. Siadasz, trawisz, porządkujesz, cierpisz, ale wychodzisz na prostą. Gdy dotyczy to kogoś Ci bliskiego, to sprawa się komplikuje. Bo koniec końców cała walka toczy się w tej bliskiej osobie, a Ty mo��esz co najwyżej być obok i wspierać (lub dawać przestrzeń na samotność), gdy tego potrzebuje. No i w sumie to jestem w tym chyba dość dobry, ale nie zmienia to faktu- czuję się bezradny. A ja nie cierpię tego stanu. Dziwnie stawać przed ultimatami stawianymi przez życie. Trudnymi. Bardzo. Musisz zrobić to. Musisz iść tam. Musisz skończyć to. Musisz się pożegnać. Cóż, ja tak naprawdę nie miałem okazji pożegnać się z moją babcią- gdy ją zobaczyłem, to była już w stanie tak agonalnym, że miała  plamy opadowe (znane też jako pośmiertne, ale Bożena była nie do zajechania, jak widać). Rodzina próbowała dawać jej sprzęt do oddychania, a ona ostatkami sił odsuwał usta czy ledwo ruszała ręką, żeby to strącić. Chciała odejść na swoich warunkach, co szanuję i podziwiam- sam w obliczu takiego stanu wolałbym eutanazję w dniu, który wybiorę. Po pożegnaniu ze wszystkimi bliskimi.  No i teraz zastanawiam się- czym jest śmierć? I w sumie to odpowiada mi trochę piosenka, która ostatnio wpadła mi mocno w ucho. I się jej refrenem tutaj podzielę, a na dolę wkleję link. Dobrego dnia Ci życzę, uporządkujemy jakoś tą nową rzeczywistość, cegiełka po cegiełce, wspólnymi siłami. // Death is no man Death is no wraith Death is a bird Flying Death is no man Death is not fate Death is a bird Flying // A jak wiemy od dawna, lecące ptaki symbolizują wolność. W tym przypadku od bólu, smutku. Spokój i szczęście, chociaż dla żywych przeciwnie. Ale damy radę to wszystko poukładać, obiecuję na mały paluszek owinięty plasterkiem z Kubusia Puchatka. [LINK]
2 notes · View notes
fredowezycie · 3 years
Text
the palm
 Wiesz, nie jestem pedantem. Akceptuję pewne wartości brudu dookoła, pewną ilość.... chaosu, że tak powiem. Dość dobrze go znoszę, dość sprawnie się do niego dostosowuję.  Gorzej, jak ten chaos zaczyna coraz bardziej i bardziej rosnąć z tygodnia na tydzień, a okres ten trwa aż 2 miesiące. I tak oto moje mieszkanie stawało się zaniedbaną norą, a ja nie miałem sumienia poświęcać czasu, żeby je doprowadzać do stanu użytkowego w czasie sesji. Na szczęście ten czas się już skończył. Już mam chyba sesję za sobą. Już idziemy w semestr letni, już czujemy powiew wiosennego powietrza. Już na niebie pojawiają się przebłyski błękitu, a pojedyncze chmury kuszą wizją idealnego zdjęcia (kiedyś dym z komina będzie oficjalnie fabryką chmur, przysięgam). I już jest jakoś lepiej. Bo już mi odbijała przysłowiowa palma (fajna roślina swoją drogą, częściej muszę je widywać) od tego bałaganu, chaosu. I co zrobiłem? I całą sobotę po masakrycznie trudnym okresie naukowym poświęciłem na sprzątanie. Jak jakiś stary, dorosły dziad. Dwudziesta trzydzieści? Ja na kolanach czyszczę kabinę prysznicową, a moi znajomi zapewne kończą wesoło pić kolejne piwo. Nie wiem do końca, jak się z tym czuć. Niby to potrzebne i niby fajnie w końcu mieć ten chaos ogarnięty, ale czy nie lepiej byłoby ten dzień spędzić ze znajomymi?  Marzy mi się teraz jedna rzecz. Biorę koc albo krzesła wędkarskie, biorę jakąś dobrą duszę albo dobre dusze ze sobą, idziemy wieczorem na plażę i siadamy. Jest ciepło, tak w moim ulubionym stylu- że mam na sobie koszulkę i na nią narzuconą rozpiętą kurtkę. W plecaku mam jeszcze zimne piwo IPA, bo jego smak kojarzy mi się z latem, siadam na tej plaży i w dobrym towarzystwie witam ostatni prawdziwy semestr letni na tych studiach. Bo za rok to nie będzie to samo. Za rok to będzie miła formalność, a w tym roku mamy chyba w sumie ostatnie poważne wyzwanie na tym kierunku. Ale jakoś to będzie. Jeszcze dużo czasu, żeby z kimś wyskoczyć na plażę, usiąść i popatrzeć na fale rozbijające się o brzeg oraz na gwiazdy rozświetlające niebo nad głowami. Marzy mi się to, kurde bela. A ja marzenia spełniam, więc w sumie... potrzebuję tylko doborowego towarzystwa i mamy to jak w garści.
1 note · View note
fredowezycie · 3 years
Text
the inside
No cześć, dzisiaj jakoś tak inaczej. Dzisiaj po czterech szybkich, smacznych i gorzkich piwach wypitych w rytm melodii Bo Burnhama. Połowę dnia dzisiaj czułem się jak król, a połowę jak żebrak. I nie wiem, kiedy zaszła ta zmiana. Spadła mi energia, spadły mi chęci, spadł mi uśmiech i zamienił się w schowany pod maską grymas. W oddali sali słyszałem charakterystyczny i bliski mi śmiech, w głowie miałem potrzebę przytulenia, oparcia głowy na barku, poczuciu obecności obok w ciszy. I tak leciały te laby, minuta za minutą. I tak dziwnie mi było, bo nie wiedziałem sam do końca, skąd się to wszystko wzięło i jak to mogę naprawić. I tu Cię zaskoczę- nadal tego nie wiem. Nadal jestem po czterech piwach, nadal siedzę zamyślony przy laptopie, stukając palcami w klawiaturę, w tle leci mi [https://youtu.be/81QhAo3hLrM], a ja tak sobie siedzę i kminię. Kminię o tym, czego pragnę, czego potrzebuję, do czego dążę, kim jestem i kim chciałbym być. I nie mogę tego wykminić. Trudne te rozkminy, przysięgam. Czemu w ludzkim życiu nie może być tak prosto, przyjemnie? Czemu inteligencja jest dla nas klątwą, która przywołuje złe myśli? Czemu nie mogę na zawsze zatrzymać się już na etapie, na którym byłem 99% mojego życia? Nazywam go “Jest zajebiście, jestem szczęśliwy, nie mogę na nic narzekać”. Teraz narzekam na to, że mi czegoś brakuje. Najgorsze jest to, że nie mam do jasnej cholery pojęcia, czego mi właśnie brak. 
0 notes
fredowezycie · 3 years
Text
the donut-shaped bomb
Cześć i czołem, dzisiaj sobie trochę pofilozofujemy, drogi anonimie i droga anonimko. Dzisiaj będzie trochę o polityce, trochę o wartościach, trochę o podejściu do życia i o tym, co się w nim liczy. W moich oczach. Czasem brutalnie, czasem wulgarnie, ale zawsze po mojemu. Zacznijmy więc od początku, bo głupio tak zaczynać od środka. Urodziłem się w małym miasteczku, któremu mentalnością bliżej do wsi, niż do prawdziwego miasta. Wychowałem się w bardzo katolickiej i bardzo prawicowej (tak bardzo, że momentami mnie mdli, gdy słyszę o obozach koncentracyjnych dla osób transseksualnych) rodzinie, która od małego ciupkę za ciupką wpajała mi te wartości. I od kilku lat jestem w tej rodzinie, cytując słowa ojca, wywrotowcem. Czarną owcą wskazywaną palcem, która reprezentuje sobą wszystko, czego rodzina nie wyznaje. Czyli w skrócie- jestem otwarcie ateistą, mam poglądy wolnościowe i lewicowe, a na społeczne konsensusy i podejście w stylu “tak wypada” reaguję co najwyżej zażenowanym uśmiechem, dopóki ktoś mi nie da dobrego dowodu, dlaczego tak wypada. Jestem więc antytezą rodziny z małego kujawskiego miasteczka. Koniec końców moje dzieciństwo było super- rodzice naprawdę mnie kochają, naprawdę mnie wspierają. Mają swoje problemy i demony (jak każdy z nas), ale nie są one na tyle upierdliwe, żeby przeważały w naszej relacji nad tymi dobrymi emocjami. No i mentalność w takich małych miasteczkach czy na wioskach jest jednak zupełnie inna, niż w miastach- nie mówię, że lepsza albo gorsza. Inna. Tam liczy się przede wszystkim to, żeby pomagać swojej rodzinie za wszelką cenę. Żeby to ją chronić przede wszystkim, bo więzy krwi są najpotężniejszą siłą dla ludzi. No i poza tym reszta schodzi na drugi plan- zarobki, drogie wakacje, luksusy czy chociaż to, żeby sąsiad miał gorzej. Ale, tak jak mówię- na pierwszym planie rodzina. No i teraz mamy problem. Bo są ludzie, którzy uważają to za świętą zasadę, której nie da się ruszyć. A ja uważam uważanie tego za świętą zasadę bez dyskusji za totalną głupotę. Nie uważam tych ludzi za głupców, ale ich opinię uważam za głupotę, rozumiesz mnie? Jest różnica w tych dwóch rzeczach, ale ludzie często jej nie dostrzegają. W każdym razie, wracając. Zawsze cieszę się, gdy widzę, że ktoś nie jest ofiarą tego syndromu sztokholmskiego pomalowanego kredkami rodzinnymi. Najlepszym przykładem jest mój kolega z grupy, kaleka z winy matki, która podczas ciąży nie martwiła się o zdrowie dziecka i łoiła alkohol aż miło. Matka, która prędko go porzuciła w młodym wieku, o ojcu już nie wspominając. I o ile cholernie mu współczuję całej sytuacji i choroby, która go z miesiąca na miesiąc trawi i wyniszcza (skracając mu życie o połowę, tak strzelam), tak jestem z niego po prostu kurwa dumny, że jest w stanie powiedzieć, że gardzi swoimi rodzicami jako ludźmi. Że by im ręki nie podał, a co najwyżej splunął im pod nogi. Docelowo każdy człowiek na początku znajomości zasługuje na szacunek- w końcu jeszcze nic o nim nie wiemy. Gdy jednak robi rzeczy naganne, złe, to może ten szacunek stracić. I to nic złego powiedzieć, że się kogoś nie szanuje, jeżeli są ku temu powody. Niektórzy po prostu swoimi czynami na ten szacunek nie zasługują. I teraz tak, zastanawiasz się pewnie- dokąd on dąży, czemu dzisiaj ten post ma w sobie taką agresywną energię? Ano, moi drodzy, odpowiem od końca- post ma taką energię, bo jestem wkurwiony i załamany światem. Wbrew wszystkim wartościom mojej rodziny jestem osobą o poglądach humanistycznych, wolnościowych i lewicowych. Chciałbym pozbycia się granic państw na świecie i zamiast tego wielkiej współpracy wszystkich narodów pod jedną flagą. Marzę o tym, żeby ludzie przestali być podludźmi i żebyśmy przestali się nawzajem mordować. I teraz powiem, co mnie tak wkurwia. Jak wszyscy już wiemy, dzisiaj o 4 rano czasu polskiego Rosja rozpoczęła otwarty atak na Ukrainę. I wkurwia, po prostu niemiłosiernie mnie to wpienia i rozgrzewa do czerwoności to, że jak zawsze na tym traci najwięcej szary człowiek. Taki człowiek jak ja czy Ty, który chciałby po prostu żyć sobie spokojnie w swoim mieście, mieć kochającą rodzinę, dobrych znajomych i od czasu do czasu produkować piękne wspomnienia. Na całej sytuacji traci właśnie szary człowiek. A kto zyskuje? No cóż, jak wiadomo nie od dzisiaj, czy to w polityce, czy w kapitalizmie- zyskują giganci na szczycie. Wielcy gracze, którzy na swoje widzimisię poświęcają ludzkie życia w imię dumy, zachłanności czy swojej psychopatycznej wiary w to, że mają ważną misję. I tak jak chrześcijanie byli popierdoleni z mordowaniem ludzi podczas krucjat, tak jak islamiści byli popierdoleni z zamachami w imię Allaha, tak jak Polacy byli popierdoleni mordując sąsiadów w czasach swojej świetności, tak dzisiaj Putin jest popierdolony. Ludzie są popierdoleni. Mają chorą potrzebę czucia się wyjątkowymi, czucia się jako najlepsi. W imię czego? Zwiększenia cyferek na koncie? Przesunięcia jakiejś kurwa śmiesznej kreski na mapie? Poczucia się jak ktoś na szczycie świata? Pójścia do nieba, bo zabiją innowierców? I gdyby w tej wojnie brali udział tylko żołnierze, którzy są zdeterminowani i chętni do takich działań, to by mi to nawet aż tak bardzo nie podnosiło ciśnienia- dla mnie to bez różnicy, czy mieszkam oficjalnie w Polsce, czy w Rosji, dopóki moja rodzina i moi ludzie są bezpieczni i szczęśliwi. Problem pojawia się wtedy, gdy do wojska trafiają ludzie z przymusowego poboru, a cywile muszą w akcie desperacji chwytać za broń, bo oponent potrafi napierdalać bombami czy rakietami w ludność cywilną. W jakim my świecie żyjemy? Okrutnym, tyle Ci powiem. Nie od dzisiaj to wiadomo, bo natura wcale nie jest taka miła, jak malują ją dokumenty dla nastolatków na Discovery Channel- natura jest paskudna, brutalna i okrutna. My jesteśmy jej częścią, ale problem jest taki, że tą paskudność, brutalność i okrucieństwo podkręcamy na poziom 16/10, takim jesteśmy wewnętrznie zepsutym gatunkiem. Kierują nami teraz nie prymitywne potrzeby, bo prymityw zabijałby tylko dla bezpieczeństwa czy przetrwania- jak lew, który zabija tylko, gdy jest głodny. My jako gatunek jesteśmy o wiele, wiele gorsi- ból i cierpienie potrafimy zadawać dla zabawy i własnego spełnienia, a zabijać potrafimy z uśmiechem na twarzy dla własnej dumy czy stanu własnego konta. Jak więc widzisz, kieruje nami coś gorszego. Inteligencja ma jednak swoją mroczną stronę, bo kreuje właśnie takie potwory- ludzi, którzy mają w dupie innych ludzi. Którzy nie zastanawiają się, jak ich czyny wpłyną na innych- bo liczą się tylko ze sobą. Co z tego, że setki ludzi umrze, jeśli mi będzie lepiej? Co z tego, że ten straci dom albo ten popełni samobójstwo, skoro ja na tym zarobię? Trawimy się i ten świat przez to zepsucie, przez to jądro ciemności, które w nas kiełkuje. Od kilku dni miewam koszmary o charakterze “Koniec świata przez zmiany klimatyczne”. Dzisiejsze wydarzenia się z tym pięknie łączą w tragiczny sposób- oba elementy są spowodowane ludzką pychą, ludzką zachłannością i ludzkim egoizmem. Oba elementy są spowodowane brakiem miłości i szacunku do obcych ludzi i dbaniem tylko o swój własny czubek nosa. Oba elementy to w dużej mierze po prostu szachy rozgrywane przez największych graczy, gdzie mali ludzie i ich inicjatywy są po prostu znikomej wartości w porównaniu do skali szkód, jaką generują skurwiele, którym zależy tylko na sobie i mają możliwość kreowania świata tak, żeby tylko im było dobrze. W imię pychy, w imię dumy, w imię boga, w imię pieniądza. Jesteśmy nowotworem spowijającym ciemną mgłą tą planetę- ale to nie przez to, jacy są zwykli ludzie. Przez to, jak bardzo opanowani tymi rządzami są właśnie ci na samym szczycie. Paskudne to wszystko. Siedzę teraz w małym, ciemnym pokoju. Na skraju płaczu, ze świeczkami w oczach. Od dawna mam w sobie takie przemyślenia, od dawna mam w sobie te emocje. Od niedawna mam potrzebę się nimi dzielić, od niedawna mam potrzebę być wysłuchanym. A dzisiaj po prostu wszystko się przelało. Za dużo tych emocji, za dużo tych problemów. Za dużo zła dookoła i za dużo ludzi, którym zło nie przeszkadza.  Kurwa, chciałbym kiedyś, żeby ludzie się ogarnęli. Żeby przestali patrzeć na innych z góry, żeby chcieli pomagać innym, żeby chcieli tworzyć szczęście dookoła, a nie tylko na swoich własnych twarzach.  Żeby było dobrze.
1 note · View note
fredowezycie · 3 years
Note
Cześć, jak długo studiujesz farmację? Rozważam studia na tym kierunku i chętnie dowiem się jakie są twoje wrażenia. Masz jakieś rady dla osób dopiero zaczynających?
Cześć, wszedłem teraz jedną nogą w 8 semestr studiów, tak więc już bliziutko końca! Wrażenia- bardzo pozytywne. Prowadzący i osoby studiujące farmację mają zupełnie inny vibe, niż ludzie z lekarskiego (który, jak od zawsze wiadomo, przyciąga.... SPECYFICZNYCH ludzi), podejście jest o wiele bardziej ludzkie i prostudenckie. Jeśli lubisz chemię, podoba Ci się wizja zajęć w laboratorium, a duża ilość wiedzy czysto pamięciowej (a są i takie przedmioty, niestety, na dodatek więcej niż kilka) Cię nie przeraża- to brzmi jak jedna z opcji dla Ciebie. Dla osób dopiero zaczynających? Dla takich osób polecam dużo wiary w siebie i samodyscypliny, ale też bez przesady- trzeba umieć się nauczyć, ale trzeba też umieć odpocząć i się zabawić. Nie bój się drugich czy nawet trzecich terminów, zdarzają się każdemu. To nic przyjemnego, ale sam fakt, że masz ten kolejny termin to chyba nic złego. W razie czego zapraszam z kolejnymi pytaniami :)
0 notes
fredowezycie · 3 years
Text
the 14th
mam mieszane odczucia związane z dzisiejszym dniem. trzymajcie się tam wszyscy, którzy mają podobnie albo gorzej. oby dzisiejsza statystyka nie była przerażająca.
1 note · View note
fredowezycie · 3 years
Text
the daydream
Dzisiejsze sny były smutne, i tak oto dzień też taki jest. Niby nie jestem w stanie powiedzieć dlaczego, ale się domyślam. Składa się na to wiele, wiele różnych czynników, ale każdy ma inną wagę, zupełnie jak oceny składające się na ocenę końcową. Ja po prostu po wielu latach odważania w laboratorium z ręki jestem w stanie powoli powiedzieć, co ma większą wagę w tym rozrachunku. Dzisiaj uprawiałem daydreaming. Marzyłem sobie. O tym, co mogłoby być. To trochę jak narkotyk- zażywasz go raz na jakiś czas i ten wymarzony stan sprawia, że stan codzienny jest... zły. Po prostu. Bo nie ma porównania do tego, co mogłoby być. Dziwny narkotyk- w końcu od zawsze mówi się, że marzenia to coś pięknego. A jakoś małym dzieciom nie mówimy, że heroina jest super i że powinny ją brać jak najczęściej.  A oba uzależniają człowieka tak samo. I oba potrafią sprawić, że codzienność traci na szczęściu. [Link]
0 notes
fredowezycie · 3 years
Text
the bar
A dzisiaj, 12 lutego, moi drodzy, wypijmy zdrowie. Wszystkich i wszystkiego, żeby życie sunęło do przodu po prostu... lepiej. Żeby jaskółka uczyniła wiosnę, żeby uśmiech częściej gościł na twarzy, żeby skarpetka się nie zsuwała. Żeby nogi się nie plątały w trudnościach życiowych. Żeby szklanki się nie tłukły, worki nie pękały. Żeby człowiek mógł odpocząć po 42 (Hitchhiker’s Guide to the Galaxy) dniach nauki. Żeby ludzie odnaleźli szczęście, żeby mieli odwagę chwytać to, czego pragną. Żeby za te dwa dni współczynnik samobójstw nie był znacząco wyższy od innych dni. Żeby się wszystko ułożyło, bo po prostu musi się jakoś ułożyć. Żeby Pan i Pani... ach, znacie już dalej tą piosenkę. Wasze zdrowie, moi drodzy.
0 notes