Text
O byciu słów kilka...
Dyplom? Nie ma znaczenia, Jak się samotnie kurzy. Więcej radości w byciu, Gdy dzień się wspólnie dłuży…
Samorealizacja Jest niczym ścięty kwiat. Tam jest gratyfikacja Gdzie się uśmiecha brat :)
Tam jest prawdziwy dom Gdzie wspólnie jesz śniadanie I każdą chwilę złą Spędzasz w tej samej ścianie
Tam sens jest i nadzieja, Motywacyjny kop, Gdzie razem z kimś najbliższym Stawiasz kolejny krok!
1 note
·
View note
Text
Sleeping Sun
Tłumaczenie własne (do śpiewania :)
Słońce pogrąża się we śnie Bo właśnie bije wielki dzwon Tęskny ocean krwawi się Łagodząc płomień nagich żądz
Dla swoich marzeń pragnę żyć Tylko dla pragnień umiem śnić U kresu czasów poznasz, że Utrata wiary zbrodnią jest
Ref. Niech magia tej nocy
Po grób aż się toczy Niechaj mrok ujdzie w dal
Z przypływem świetlistych fal Tak bardzo pragnę ze słońcem się skryć
Spać Ronić łzy Tam, gdzie Ty
Gorycz rwie serce na wznak
Tak bardzo ludzki jest ten smak
Choćby księżyców było sto
Zbłąkanym statkiem będę wciąż
Dwieście dwadzieścia dwa świetlne dni
Będą w łaknieniu nocy tkwić
Chwila dla poetyckich głów
Aż w pełni nie wyczerpią słów
0 notes
Text
O byciu słów kilka...
Dyplom? Nie ma znaczenia, Jak się samotnie kurzy. Więcej radości w byciu, Gdy dzień się wspólnie dłuży…
Samorealizacja Jest niczym ścięty kwiat. Tam jest gratyfikacja Gdzie się uśmiecha brat :)
Tam jest prawdziwy dom Gdzie wspólnie jesz śniadanie I każdą chwilę złą Spędzasz w tej samej ścianie
Tam sens jest i nadzieja, Motywacyjny kop, Gdzie razem z kimś najbliższym Stawiasz kolejny krok!
0 notes
Photo





Niezaspokojona potrzeba przebrania na pyrkonie... I tak się kończy gra w musicalu.
0 notes
Text
Rozkminy, część dalsza...
Robisz w życiu tyle rzeczy, a w pewnym momencie pojawia się pytanie: po co to wszystko? Po co ten pośpiech, marnowanie energii, za czym tak właściwie gonimy?
Było flow, nie ma flow… Czyżby zmieniły się priorytety? Czy to wypalenie zawodowe? Przemęczenie? Kryzys egzystencjalny? Brak inspiracji? Gdzie się podziała ta cała radość tworzenia, odkrywania?
Czego tak właściwie potrzebujesz? Czego pragniesz? Może po prostu jakaś potrzeba niezaspokojona, zblokowana uniemożliwia posuwanie się naprzód?
I szukasz, szukasz, szukasz… Po raz 500-setny okazuje się, że to znowu… miłość. Potrzeba bliskości. I nie chodzi już o przyjaciół, którzy są, byli i pewnie będą. I nie chodzi o urozmaicone życie. I nie chodzi o nieograniczone możliwości rozwoju. Nie chodzi o organizację tygodnia. Tą potrzebą okazuje się być bliskość z drugim człowiekiem, tworzenie wspólnej przestrzeni, otwartości, rodziny, zamkniętej komórki, która przetrwa wszystkie zewnętrzne sztormy. O stworzenie swojego bezpiecznego kąta.
Bo miłość potrzebuje przestrzeni. Naczynia, które będzie obejmowało tę życiodajny płyn, które nie pozwoli mu się rozlać. Co jest tym naczyniem? Dom.
Twórzmy więc dom…
0 notes
Text
Dusza...
…się odrywa. Tak trochę unosi nad doświadczeniem. Tak nad emocjami. I wydarzeniami. Ogląda film.
Powraca do świata radości istnienia. Z którego powstała. Na archetypową motylą łąkę.
Jest siostrą żuka. Przyjaciółką słońca i księżyca. Konsumentem wiatru. Rozwianym liściem stworzenia.
Jest. Istnieje.
Istniejmy.
0 notes
Text
We don't need no education
Tak… Od czego by tutaj zacząć. To jest ten moment, w którym siadasz aby uczyć się do egzaminu i wszystko inne wydaje się ważniejsze. Masz tak czasami? Przypomina Ci się sterta zaległych spraw do załatwienia w trybie pilnym. Puszczasz Pink Floyd, mądry wykład na TEDx… Przecież to na temat!
Właściwie to po co się uczymy? Jak to było u człowieka pierwotnego? Zastanawiasz się czasem jak to by było cofnąć się do człowieka żyjącego w środku buszu? Chodzić po drzewach, głaskać małpy czy inne wilki albo gepardy. Tyle jest opowieści o dzieciach zaadoptowanych przez zwierzęta w lesie. Dlaczego tak jest? Czy człowiek ma jakąś wrodzoną zdolność do oswajania dzikich zwierząt? Jak te dzieci to zrobiły? Może biblia ma rację? A raczej tora. Mamy rządzić zwierzętami. Jesteśmy takimi jakby panami nad naturą. Albo raczej umiłowanymi przyjaciółmi natury. Pan kojarzy mi się z władzą. Władza mi się kojarzy z nadużyciami. A Tobie? Może my przygarniamy naturę, a ona nas?
Po co zostaliśmy stworzeni? Te wszystkie maksymy “nie zmienisz świata, nawet nie próbuj”. Czy mają rację? A może gdzieś się zaplątaliśmy. Może każdy z nas jest stworzony właśnie po to aby zmieniać świat. Tylko co oznacza zmienić świat? Może nie chodzi wcale o całą ludzkość. Może tylko o ten mikroświat w naszej głowie, o połączenia neuronalne, dzięki którym interpretujemy otaczającą rzeczywistość. Kształtujemy samych siebie każdego dnia. A skoro biologia i psychika wzajemnie na siebie wpływają, to może ten aspekt duchowy też gdzieś się tam przeplata. Czy to możliwe, że każda nowa myśl, każda nić między neuronami jest jak odcisk w plastelinie jaką jest dusza? Jakaś taka kwantowa świadomość? Lepimy swoją dusz�� lepiąc swoje ciało?
Do czego zmierzam? Możemy świadomie wybierać to czego się uczymy. Odpowiedz sobie szczerze na pytanie. Czy marnujesz swoje życie na rzeczy, które wydają Ci się bez sensu? Może to kierunek studiów albo praca? Potem bezradny człowiek staje się statystycznym narzekającym Polakiem, który upatruje rozrywkę w tym, że jakaś gwiazdeczka, bez obrazy, zrobiła sobie operację plastyczną albo nową fryzurę. Bo my nie mięliśmy odwagi. Podziwiamy ludzi skaczących z samolotu. Bo brakowało odwagi. Płakaliśmy na filmach, w których ktoś umarł dla idei. Bo nam brakowało wytrwałości. Śmiejemy się z tych, którzy tworzą idylliczne związki, które już dawno skreśliliśmy z listy prawdopodobieństwa przetrwania. Bo brakowało nam nadziei. Tego jednego kroku, aby wyjść z siebie, przemienić swoją wewnętrzną naturę, zrewolucjonizować własny świat.
Czy miłość nie istnieje? Wszystko to tylko umysłowy mięsień jaki kształtuje wytrwałość. Warunkujemy samych siebie niczym Pawłow psa. Warunkujemy siebie do miłości, do szczęścia, do spełnienia. Każdego dnia. W każdej decyzji. W każdej myśli.
Masz odwagę, aby zmienić świat? Swój własny świat. Podkręcić procesory okularów, przez które patrzysz na rzeczywistość? Masz odwagę, aby być szczęśliwym?
0 notes
Text
Wszyscy jestesmy maklerami
Jestem maklerem. Jesteś maklerem. On, ona, ono jest maklerem. Swojego życia.
W co zainwestować swoją energię? Co się zwróci w przyszłości? Co przyniesie zysk, a co stratę? Chcąc wypłynąć na tę powierzchnię pełną wodorostów, zdechłych ryb oraz innych śmieci, płyniemy pod prąd. Życie to jedna wielka inwestycja. Każda drobna czynność jest jak papier wartościowy. Każda aktywność, każde zaangażowanie, obowiązek, warsztat, nowa umiejętność. Oraz czas. Tyle niewiadomych, tyle koligacji wokół nas. A my tak brniemy na oślep, a my jak dzieci. Dokładnie jak w piosence zespołu Dwa Plus Jeden.
Wszystko jest niewiadome. Niektórzy mówią “gdybym jeszcze raz był młody, inne decyzje bym podjął”. Ale z drugiej strony właśnie nie. Nie podjąłbyś innych decyzji. Dlatego, że byłeś młody. I nie da się cofnąć czasu, aby być jeszcze raz młodym, ale z doświadczeniem kogoś starszego. Chcesz być fizycznie młody, ale mądrzejszy. To niemożliwe. Życie to spłacanie długów (bardziej lub mniej dosłownie) za decyzje, które się podjęło na oślep. Wszystko jest takie losowe, względne.
TO WSZYSTKO ZALEŻY. (I nie piszę tego tylko dlatego, że wybija właśnie 3 rok mojej edukacji w dziedzinie psychologii.)
Czasami tak sobie myślę, że ode mnie zależy tylko wybór intencji. Bo będę robić i tak to samo.
Zakończę może znowu o miłości, żeby moja patronka bierzmowania, Faustyna, miała się dobrze. A więc mogę zamiatać ze złością. Mogę iść ulicą z miłością. Mogę się budzić z rezygnacją. Mogę patrzeć przez okno z nadzieją. Mogę siedzieć i pisać z niechęcią. Mogę przeskoczyć kałużę z radością (czasami patrząc na niektóre reklamy zastanawiam się… czyżby był to symbol człowieka zdrowego? Ten skok przez kałużę?) I tak dalej. I tak dalej. Te same codzienne czynności, inne spojrzenie.
Radość. Wdzięczność. Ona jedyna dodaje uśmiechu na twarzy zoranego człowieka. Jak to dobrze, że mam co jeść. Jak to dobrze, że czytam sobie książkę. Jak to dobrze, że nauczyłam się czegoś nowego dzięki tej trudnej sytuacji. Jak to dobrze, że potrafię analizować siebie i swoje doświadczenia. Jak to dobrze, że… Po prostu żyję i mogę działać.
Jaki jest sens życia? Być. Po prostu.
0 notes
Text
Flow
"Wybierz pracę, którą kochasz, a nie będziesz musiał pracować nawet przez jeden dzień w swoim życiu." Konfucjusz. Potrzebowałam aż 3 lat, żeby po maturze odkryć to, czym naprawdę chcę się w życiu zajmować. Była to niełatwa droga. Pełna potknięć, przeszkód, utraty celu oraz sensu. Nie wiedziałam dokąd zmierzam, brnęłam gdzieś na oślep, waląc głową w mur. Na początku to były bezładne plamki. Zanim się jeszcze nauczyłam mówić- mama mi śpiewała i grała na gitarze do snu. Gdzieś tam kiedyś coś z muzyką robiłam przy ognisku, w gronie znajomych. W międzyczasie zahaczyłam o szkołę muzyczną. Lekcje gitary. Jakieś małe kompozycje nagrywałam na ceglany, czarno-biały telefon. Dzisiaj śpiewam pod okiem wielkiej śpiewaczki operowej. Psychologię też lubiłam. Jak miałam jakieś 5 czy 6 lat i byłam wakacyjnie nad morzem, namalowałam sobie pisakiem czerwone kropki na całym ciele i sprawdzałam reakcje ludzi. Już wtedy miałam pociąg do psychologii. Nigdy też nie zapomnę jak w podstawówce po 10 razy wypełniałam psycho-testy w bravo girl, żeby sprawdzić jak są skonstruowane. I żeby dojść ostatecznie do wniosku, że wcale nie są obiektywne. Potem były jakieś książki psychologiczne. Empik. Potem miejska biblioteka. Gdzieś tam po drodze, chcąc rozwalić system i uzyskać fory w szkolnych testach zahaczyłam o poradnię psychologiczną. W sumie ciekawa praca. Chociaż nie udało mi się zrobić wrażenia upośledzonej. To może psychologia? Albo jednak psychiatria, bo co lekarz to lekarz? Tak się rozpoczęła walka o studia medyczne. I posz��am na studia medyczne. Ale labolatoryjne, bo tylko na to się dostałam. Mimo wszystko gdzieś te tematy biologiczno-chemiczne zgłębiłam. To był roczny epizod. Potem, wszystkie drogi prowadzące do "Rzymu" usadowiły mnie na psychologii. Dzisiaj już wiem. Chcę łączyć wszystko, co kocham. Neuropsychologia muzyki. A najlepiej to jeszcze międzykulturowa. Bo podróże też lubię. Lubię poznawać ludzi z odmiennym punktem widzenia oraz innym systemem wartości, jaki ukształtowała w nich kultura. Nie wspomniałam o najważniejszym- nauka. Odkrywanie. Czuję się jakbym żyła na tym świecie, lecz jednocześnie tylko formalnie. Tak realnie to w świecie idei platońskich, w świecie, gdzie zgłębia się to, co niepoznane i przekazuje światu niczym Kopernik albo Kolumb. Pasja sprawia, że chce mi się godzinami ślęczeć nad artykułami po angielsku, wstawać, walczyć każdego dnia. Bo jeśli chcę być naukowcem, to wiem, że niczym górnik muszę każdego dnia drążyć skałę. Pasja sprawia, że nie mogę zasnąć, bo każdego wieczora odkrywam nowe horyzonty jakie się szerzą dla polskiej nauki. Można jeździć na konferencje, poznawać ludzi, zachłysnąć się wiedzą, podbić cały świat, odkryć swoją niszę. Wszystko po to, żeby odnaleźć swoje miejsce we wszechświecie. Nadać mu sens. Poczuć się bezpiecznie. Wnieść coś dla innych. Przybliżyć całą ludzkość do prawdy. Przynależeć. Dać swoje złote serce i otrzymać w zapłacie błogostan. Zapomnieć o wszystkim, roztopić się w radości odkrywania. I poczuć sens. Że nie urodziłeś się na marne!
0 notes
Audio
Now we are free!
Zostaliśmy stworzeni jako wolni ludzie. Umieramy jako niewolnicy. W niewoli. Swojego umysłu.
Nikt i nic oprócz nas samych nie ma nad nami władzy. Żadna ideologia, żaden człowiek (niezależnie od stopnia), żadna norma, żadna powinność, żadna instytucja i żadne czasy.
Oszukujemy się. Budujemy mur wokół siebie, nie wiedząc jak bardzo się więzimy w tej wieży.
Bo wieża jest bezpieczna, chcemy się w niej chronić: przed pustką, samotnością, odrzuceniem, zagrożeniem, wstydem, wyjściem naprzeciw, przed przekroczeniem granic…
…przed smokiem miłości- "potworem", który niegdyś, zanim jeszcze zyskaliśmy świadomość, był naszym przyjacielem (nie potworem, którego się boimy). Wróćmy do niego. Ocalmy jego, nie siebie samych. Bo nikt i nic nie ma władzy nad tym, co zostało stworzone jako wolne!
0 notes
Text
By nie odejść w zapomnienie...
Podobno urodziliśmy się po to, żeby przekształcać świat, by zostawić po sobie ślad. Czy rzeczywiście? Czy zostanie po nas coś gdy odejdziemy?
Może staniemy się tylko szczątkami materii zakopanymi gdzieś pod ziemią? Przetrwamy w niej w postaci elementarnych atomów, które będą krążyć gdzieś we wszechświecie?
Czy pozostanie tylko dobro, które zasialiśmy? Jako łańcuch bezinteresownych uczynków przekazywanych od człowieka do człowieka? Uśmiech, który raz puszczony w eter, gdzieś tam (od człowieka do człowieka) znalazł sobie miejsce we wszechświecie… tak jak woda- wyparuje z naszego martwego ciała i ułoży się w niezwykłe, niepowtarzalne struktury na pamiątkę po tym materialnym istnieniu, jakim niegdyś byliśmy…
I co z tego? Czy to jest jedyny cel, kres wędrówki?
Wszystko, przez co teraz nie mogę spać, odejdzie. Odejdą konwenanse i ustroje: polityczne oraz drobnoustroje.
A może cała cywilizacja zostanie zniszczona i przetrwa tylko ziarenko róży, które wnuczka zasadziła dla swojej babci. I rozwinie się w piękny, czerwony kwiat sterczący pośrodku tego całego śmietniska, nic nie robiąc sobie z otaczającej zgnilizny?
Siejmy dobro. By na końcu czasów wyrosło jako pamiątka po nas. Czerwona róża wsród odpadów. Albo niezapominajka :)
0 notes
Quote
When I lust you like tonight Turn my hips on to the fight Push my body to the flight Could you allow me to bite? Meet me in the craziest dreams Playing around in the cream Let the fire be extreme Burning softly you… and me
bo pisanie po polsku jest zbyt łatwe (wrzesień 2016)
0 notes
Audio
Uzależniłam się od tego utworu. Słucham go gdy zasypiam, gdy jem śniadanie lub gdy sprzątam w pokoju. Co on w sobie takiego ma? Jakie struktury tej muzyki sprawiły, że stałam się niewolnicą tej melodii?
2 notes
·
View notes
Text
Nie troszczcie się o jutro...
Czy to przed snem, czy to przed śmiercią, ostatnie myśli są tymi niezwykłymi, zapadającymi gdzieś głęboko... O czym myślisz gdy zasypiasz? Ja o tym, że mam jeszcze wiele do zrobienia. O tym, że tak mało miałam czasu, że doba jest za krótka, życie takie intensywne, a ja taka słaba- niezdolna by sprostać temu wszystkiemu. Czuję się wtedy jak mała rybka wrzucona z akwarium do jeziora- jeszcze nie zdążyła odpłynąć od brzegu, a tymczasem wszystko wokół ogarnia noc. Czym te myśli będą się różniły od tych ostatnich? Czy też powiem sobie "przecież jeszcze tyle przede mną, więc jak mam temu wszystkiemu sprostać?" A może świadomość, że już nie będę się mogła martwić będzie jeszcze gorsza? Może będę się martwić brakiem zmartwień? Perspektywą porzucenia całego tego jazzu? Czy będę wtedy podsumowywać swoje życie? Nadawać mu sens lub z przerażeniem stwierdzę, że większego sensu ono nie miało? Że nic nie wniosło dla innych? Że było tylko pustą wegetacją? Co będzie miało wtedy znaczenie? Czy jutro, które nigdy nie nadejdzie? Czy to jak bardzo kochałam? Jak bardzo byłam dla...? Jakie kryteria wtedy odkryję? Może dopiero w tych ostatnich sekundach zdam sobie sprawę z czegoś tak bardzo fundamentalnego, z czegoś, co zawsze gdy miałam okazję dostrzec... mijałam obojętnie? Może będę żyła w pełni tylko przez te kilka ostatnich sekund? Chciałabym zasypiać tak, jak by jutra nie było. Odkryć coś, co jest o wiele ważniejsze niż jutro, niż czas, niż moje własne bycie. Żyć w pełni dzięki świadomości Istoty Wszystkiego. Wznieść się ponad wymiar czasu. Ale jutro mnie ignoruje. Przychodzi- nie tylko z nadejściem północy, lecz także w zmartwieniach... Czy jutro może troszczyć się samo o siebie?
0 notes
Text
Mrówki dwie
Z biegiem lat odkrywam, że to, czego pragnę to drugi człowiek gdzieś obok. Ktoś, kto będzie mi towarzyszył w codziennych czynnościach. Ktokolwiek. Jak choćby współlokatorka z pokoju. To takie prozaiczne, lecz ukazuje jak głęboko zakorzeniona w człowieku jest potrzeba bycia w relacji.
Nie zawsze tak było. Lubiłam samotnie siedzieć w swoim pokoju i mieć przysłowiowy spokój. Dopiero teraz doświadczam, że jestem w stanie, że chcę wyrzec się swojej przestrzeni, mieć wydzielony mały kącik dla siebie. Byle by tylko był ktoś obok. Z kim mogę dzielić złą pogodę za oknem lub nawet niewywietrzone pomieszczenie. Wtedy czuję się bezpiecznie. Wiem, że nie jestem jedyną mrówką. Że są także inne… stworzenia.
Tak w ogóle to lubię być. Z kimś. Współistnieć. Trwać w milczeniu. Adorować obecność istoty obok mnie. W świadomości, że ona też oddycha tak jak ja. I nawet jeśli żyje w zupełnie innym świecie, to w jakiejś małej, nieuchwytnej cząstce- zazębia się z moim małym światem poprzez niektóre drobne elementy. Jak choćby fakt bycia człowiekiem.
Lubię wspólne spacery. Ale nie takie, gdy się myśli o A przed i o B po, a w międzyczasie patrzy na zegarek. Tylko takie, w których chwila obecna jest jedyną doświadczaną rzeczywistością. Takie, w których nic się nie mówi, lecz jedynie doświadcza powiewu wiatru i leniwego muśnięcia słońca- całą swoją istotą. We wspólnocie z istotą obok. I się po prostu cieszy ze wspólnego Bycia.
I tak zwyczajnie- po ludzku, tak nieudolnie… Kocha.
Jak mrówka mrówkę.
0 notes
Quote
Trwajmy tak w tej bezsłownej koniunkcji W tym impresyjnym złączeniu sfer Bez przywiązania do pełnionej funkcji Puśćmy w rozkoszy pozerstwa ster Zostańmy tak w tym mlecznym wymiarze Gdzie nawet czas swą sprężystość zmienia Ja Ciebie błogostanem obdarzę Ty nie zapomnisz mego imienia Cali zanurzmy się w morzu ekstazy Nurkując razem aż na dno same Wypijmy zdrowie niebiańskiej fazy Aż nas zniewoli płomienny taniec Niech skryte żądze tańczą w nas walca A wszystkie dreszcze rozpoczną tango Strzały Erosa pochłonie salsa Motyle w piersi rozpali mambo Stwórzmy w swej jaźni obraz, na którym Karmić nas będą boskim nektarem Gdy się znajdziemy w świecie ponurym Pamiątka ta będzie największym darem
wrzesień 2016, twórczość własna
0 notes