pomiedzy-in-between
pomiedzy-in-between
Pomiędzy
6 posts
Pisarskie skrawki wciśnięte między sprawy codziennego życia. Mrugnięcie okiem, prawie nic. W przestrzeni niczyjej, pomiędzy krajami, językami, tożsamościami.
Don't wanna be here? Send us removal request.
pomiedzy-in-between · 4 months ago
Text
Jednoosobowa archeologia
Na moich wykopaliskach panuje cisza
Kurz osiada na rzęsach, oślepia na szaro 
Na kolanach grzebię, drążę, odgruzowuję 
W ustach gorzka ziemia, pot i kilka łez
Odrzucam, większość odrzucam 
To wasze, martwe, nie warto, nie ja
Zostaje niewiele, parę skamielin 
Oczyszczam je czule, wieszam jak trofea
Kopię dalej choć boli i trochę tu samotnie
Może trafi się zapomniana, pęknięta skorupa
Złożę ją w całość, pozlepiam brzegi
Albo popatrzę na światło w szczelinach 
0 notes
pomiedzy-in-between · 6 months ago
Text
Powrót
Najtrudniej jest nie odpływać, nie podążać za obrazami podsuwanymi przez hiperaktywny umysł, nie zagłębiać się w wirtualną rzeczywistość z jej wyimaginowaną widownią. Nie chcę sobie wyobrażać, że tańczę gdzieś na plaży, czy pieprzonej słonecznej łące lub jestem na imprezie wsród przyjaciół. Nie, jestem tu i teraz, sama, jeśli nie liczyć olbrzymiej monstery i starej kanapy, która - przysięgłabym - ma duszę. Zaciągam zasłony, nie chcę martwić się o wzrok przechodniów. Chcę spróbować znowu poczuć moje ciało i pozwolić mu ruszać się tak, jak chce. Cokolwiek to znaczy. Włączam techno.
Zaczynam nieporadnie, lekko podskakuję w rytm Jamiego xx, kiwam się i próbuję przypomnieć sobie, jak ruszałam się kiedyś, gdy miałam jeszcze siły na bezinteresowny ruch. Nie idzie to po mojej myśli, nie potrafię wykrzesać z siebie dawnego entuzjazmu, nagle cały ten eksperyment wydaje mi się bez sensu. Wykrzywiam twarz w głupim uśmiechu i zaczynam przedrzeźniać samą siebie, tę wersję mnie z dawnych lat. Czuję się bezradna, może nic z tego nie będzie. Po latach robotociała, idź tam, weź to, zabierz mnie tam, przestań boleć, zarób pieniądze, zrób malasanę, wstań o 4 rano, miej seks, pracuj do wieczora, a co, nie możesz dotknąć palcami stóp? Może nic innego tam już nie ma.
Muzyka zaczyna mi przeszkadzać, wyłączam ją. Z rezygnacją głośno wzdycham, długo wypuszczam powietrze. Potem jeszcze raz i jeszcze raz. Pffff. Kładę się na podłodze i długo leżę. Jak chcesz się ruszać - pytam. Milczenie ze strony ciała. Daję mu czas. Tylko wdech i wydech, wdech i wydech, napnij rozluźnij, napnij rozluźnij, wdech i wydech. Jak chcesz się ruszać. Po jakimś czasie zmieniam pytanie: czego potrzebujesz? A potem po prostu: jak się czujesz?
Nie od razu zaczynam czuć. Potrzebuję kilku sesji zwykłego leżenia na podłodze, oddychania, sprawdzania. Witaj stopo, jesteś tam? O cześć udo, dawno cię nie czułam. Zdaję sobie sprawę, jak bardzo jestem zmęczona. Więc leżę i oddycham, spokojny wdech, długi wydech. Ale potem pojawia się coś poza zmęczeniem. Zaczyna się od dłoni, czuję je od wewnątrz, ich energię płynącą w środku. Potem brzuch i miednica, lekkie wibracje. Stopy, wreszcie gardło, wydobywam głośne aaaa. Biodra w górę, trzęsę nimi, strzepuję napięcia. Aaaaaaa. Potem dotykam się, najpierw klatka piersiowa, mostek, obejmuję samą siebie ramionami, delikatnie masuję. Brzuch, miednica, biodra, wzgórek łonowy. Unoszę zgięte w kolanach nogi i masuję moje mocne uda, łydki, te delikatne miejsca pod kolanami. Moje zbyt silne nogi, zawsze gotowe do ucieczki, głaszczę je z troską. Przeciągam się, jak dobrze!
Przewracam się na brzuch i ląduję na czworakach. Kręcę biodrami z przyjemnością, wykrzywiam plecy, biedne samotne plecy. Przedzieram się przez miesiące zastoju i sztywności. Trochę pokręcona krowa kot, takiej nie wzięłaby żadna szkoła jogi. Chcę pozbyć się budzącego się krytyka więc kopię w tył kilka razy jedną nogą, potem drugą. Lepiej. Dodaję głos, najpierw puszczenie, potem już wyraźniejsze warknięcie. Szczekam w rytm kopiących nóg. Warczę prosto z trzewi i zaraz śmieję się, trochę z ulgą, a trochę bo widzę jak to wygląda z zewnątrz. Na dziś już wystarczy.
Kolejny razem powtarzam leżenie, ale czuję, że jestem gotowa na muzykę. Przewracam się na plecy, dźwięki zaczynają przejmować moje ciało. Nogi i ręce idą w górę, macham nimi do rytmu, jadę na niewidzialnym rowerze. Uśmiecham się do siebie, podoba mi się to. Trzęsę znowu kończynami, potem kładę je na podłodze, a podnoszę w górę biodra. One też się teraz trzęsą. Puszczam znowu głos, eee eee eeee. Wibracje przechodzą przez gardło i klatkę piersiową w dół do brzucha. Kładę biodra, odpoczywam chwilę. Z głośników płynie Deadbeat, ja wiję się trochę niezdarnie. Głowa nisko przy podłodze, biodra w górę, na łokciach. Węszę jak pies, sprawia mi to radość. Próbuję znów kopania w tył, ale nie ma tam już tej energii więc tylko trzęsę nogą, zrzucam resztki napięcia. Wstaję.
Chcę wrócić do ruchu, który przynosi śmiech i który nie jest piękny ani wykoncypowany. Wzruszam ramionami w przyspieszonym tempie, z rękami lekko uniesionymi na wysokości łokci, palce rozluźnione lekko stukają w powietrzu, jakbym grała na niewidzialnym pianinie, głowa przechyla się raz w prawo, raz w lewo w rytm muzyki. Komizm tego ruchu wyzwala intuicję, głos szepcze: zostań z tym, nie przestawaj. Zabieram go więc do ekstremum. Dodaję kolejne elementy: ramiona, biodra, nogi. Wszystko unosi się i opada w rytm muzyki, teraz jestem tylko rytmem. Dotykam brzucha, wydaje się napięty, puszczam go i on też się teraz trzęsie razem ze mną, co za ulga. Puszczam szyję i głowa teraz opada bezwładnie i podnosi się, siła jest w rytmie, ciało niby bezwładne, a jednak się rusza. Dołączam oddech, coraz szybszy, wdechy i wydechy w rytmie ciała. Dalej głos. Krótkie, rytmiczne a, a, a wydobywa się ze mnie wraz z opadaniem ciała.
Myślę, że zaraz się rozpłaczę, przynajmniej tak by wypadało, w końcu takie rzeczy się dzieją, nagromadzone emocje opuszczają ciało, tłumaczę sobie. Ale płacz nie nadchodzi, zamiast niego w klatce i gardle narasta uczucie, które ciężko zdefiniować. Coś pomiędzy szlochem, śmiechem, krzykiem. Chcę wydalić to uczucie przez gardło, intensyfikuję głos, moje aaa stają się dłuższe i bardziej agresywne. Czuję, że tracę kontrolę nad ciałem, głos przechodzi w zawodzenie. Ja zapadam się w to uczucie w środku, boję się go, a może to ono jest lękiem? Powoli wycieka ono ze mnie, z każdym dźwiękiem jest go coraz mniej. W końcu czuję jak cała mięknę, moja głowa teraz lekka, brzuch i ramiona luźne, biodra kołyszą się na ugiętych nogach. Dziwi mnie, że można być tak pustym i że może to być ok.
Techno znowu przyspiesza, ale teraz nie ma to już znaczenia. Mogę tańczyć do wszystkiego, muzyka przyjmuje inicjatywę, a ciało się jej poddaje. Głowa mówi: lubię ten kawałek, ciało odpowiada ruchem. Głowa się zamyka, już nie kontroluje, ze zdziwieniem patrzę na swoje ciało. Zamykam oczy, oddaję się przyjemności. Jeśli głowa podąża za obrazami, delikatnie zawracam ją na tory ciała. Czasem się udaje, często nie. Ale to też traci na znaczeniu, bo tańczę na nowo, dziko, buńczucznie, zagarniając przestrzeń. Po jakimś czasie łagodnieję, cichnę, zauważam, że uśmiecham się bez powodu. Jak dobrze spocić się z przyjemności. Wygaszam się przez kolejny kawałek. Układam się na podłodze w pozycji dziecka. Po chwili kładę się na brzuchu, głowa na podłodze, jestem spokojna, jest mi dobrze. Roztapiam się. Ciało i głowa są w tym samym miejscu. Tylko tyle.
0 notes
pomiedzy-in-between · 6 months ago
Text
3 min
W każdą niedzielę chodzę na medytację w ruchu. Zajęcia zaczynają się od sprawdzenia, co tam u nas, siedzę więc na podłodze i przez 3 minuty mówię o sobie, podczas gdy druga osoba ma za zadanie tylko słuchać i nie może mi przerywać. Odkryłam, że 3 minuty to bardzo długo. Patrzę na moją partnerkę patrzącą na mnie, czuję jej wzrok na moim wzroku i głos zanika mi w gardle. Myśli obijają się o siebie w mojej głowie i rozpryskują jak bańki mydlane. To, co jeszcze chwilę temu chciałam powiedzieć, nagle traci na znaczeniu, zostaje pustka. Słyszę swój głos uszami tej drugiej, drży on, chyba zaczynam się jąkać. Czy ją tak naprawdę interesuje co robiłam przez cały tydzień i czy wyspałam się dzisiaj? Chcę powiedzieć coś bardziej znaczącego, doniosłego, godnego zapamiętania, ale nie mogę sobie niczego takiego przypomnieć. Czy naprawdę nie ma w mojej głowie lepszych rzeczy?
Nagle wydaje mi się dziwne, że ona mi nie przerywa, nie mówi nawet hmmm, nie przytakuje, nie kręci głową. Tylko wpatruje się we mnie i lekko uśmiecha. Jestem przyzwyczajona do przerywania, wszyscy zawsze sobie przerywają, mówią jeden przez drugiego, wtrącają swoje 3 grosze i więcej. Myślę, jakie to naturalne, że sobie przerywamy, a słuchamy myśląc tylko o tym, co zaraz powiedzieć, ale nie mówię tego mojej partnerce, tylko myślę dalej i próbuję nie zwracać uwagi na tę ciszę, która staje się nie do zniesienia, która mnie onieśmiela, wydaje się sztuczna, ale czy ktoś kiedykolwiek słuchał mnie tak jak tutaj?
Potem przychodzi bunt, dlaczego akurat 3 minuty, a nie 2 albo 4? A co jeśli nie mam nic do powiedzenia przez tyle czasu? Czy wypada siedzieć w milczeniu z nieznajomą, gapiąc się na siebie? Nie jestem w stanie znieść tego ciężaru więc paplę 3 po 3, choć wcale nie chcę mówić tak długo, to bez sensu, po co się zmuszać, skoro i tak nie mam do powiedzenia nic ważnego. Chcę oddać głos mojej słuchaczce, niech już przestanie tak przerażająco milczeć. I właśnie kiedy to robię, dzwoni alarm, minęły 3 minuty, koniec mojego czasu. Zamieniamy się rolami, ona mówi, ja myślę jak pięknie mówi, takie mądre rzeczy, trochę się wstydzę, że ja to tak bez ładu i składu, bez żadnego sensu. Chcę coś dodać, zrehabilitować się, ale przypominam sobie o zakazie przerywania, więc milknę w sobie i tylko słucham.
0 notes
pomiedzy-in-between · 7 months ago
Text
Siła mediów społecznościowych
Dzięki profilom w mediach społecznościowych odkryła, że:
Jej niedoszła miłość z lat studenckich jest teraz miłośnikiem psów. Posiada 2 golden retrievery i jednego jacka russella. Od prawie 6 lat na Instagrama wrzuca regularnie  fotki tych zwierząt. Wszystkie wyglądają bardzo podobnie. Innych zdjęć brak, poza kilkoma wrzutkami z wakacji. A jest tam już około 500 postów. Przeskrolowała wszystkie, żeby sprawdzić.
Jej przelotny kochanek poznany na wakacjach jest teraz antyszczepionkowcem i zwolennikiem teorii spiskowych, a być może też rasistą. Kiedy poznali się 12 lat temu wydawał się  lekkoduchem, nieskrępowanym podróżnikiem, być może artystą. Nie poznała go na tyle dobrze, kochali się tylko przez kilka dni, a potem każde pojechało w swoją stronę. Po powrocie z tych wakacji, często o nim myślała, co by było gdyby. 
Znajomy jej znajomego, który kiedyś jej się podobał, dał się sfotografować jedząc sushi ze swoją (teraz już podobno byłą) dziewczyną i dwójką innych znajomych. Zdjęcie było selfikiem z góry, oprócz twarzy osób na zdjęciu widać było też dwa talerze z 24 indywidualnymi porcjami sushi. Podpis pod zdjęciem głosił: sushi time! Ich znajomi komentowali wklejając serduszka i pisząc: wspaniale kochani, albo: przyjemnego wieczoru kochani! 
Pomyślała, że może jej życie nie jest wcale takie złe. Poczuła się lepiej, szczególnie, że spędziła kilka godzin, by znaleźć tych ludzi w mediach społecznościowych i sprawdzić ich profile. Potem zastanawiała się, czy oni też od czasu do czasu sprawdzają jej profil. I czy czują ulgę na myśl, że do niczego więcej pomiędzy nimi nie doszło. 
0 notes
pomiedzy-in-between · 7 months ago
Text
Co chciałam powiedzieć, co powiedziałam
Mamo
śniło mi się, że umarłaś
byłaś tylko dziurą w świecie
trzaskiem gumy balonowej
leżąc przełykałam pustkę
dławiąc ulgę, że nie trzeba
dźwigać tego umierania
Mamo
jaką pościel byś wybrała
tą puchową czy z plastiku
sama nie wiem co tu kupić
poduszki niskie wysokie
prześcieradła frotte, z gumką
wszędzie inna rozmiarówka
1 note · View note
pomiedzy-in-between · 7 months ago
Text
List
Koperta leży przed nią na niewielkim stoliku pod oknem pociągu. Jeszcze jej nie otworzyła, na razie wpatruje się w nią intensywnie i delektuje niewiedzą o tym, co jest w środku. Pokusa jest jednak zbyt wielka, ciekawość zwycięża nad przyjemnością mnożenia potencjalnych scenariuszy. Rozrywa kopertę i drżącymi rękami wyjmuje list od niego. Czyta szybko, chciwie, a potem jeszcze raz, trochę wolniej. Odkłada go i zamyka oczy, gdy za oknem szarość miasta zmienia się w brzydotę przedmieści. Potem czyta list po raz trzeci, po raz czwarty. Podziwia bujnie zbudowane zdania ociekające środkami stylistycznymi i figurami retorycznymi. Analizuje składnię, płynie z rytmem zdań. Inspiracja Sklepami Cynamonowymi jest bezdyskusyjna, czy jednak list nie jest nawet lepszy, napisany tu i teraz, tylko dla niej? O mało nie przejechała stacji. 
On patrzy na miasto znikające za szybą tramwaju, ale w głowie ma tylko jej zaróżowione policzki i błysk niedowierzania w oczach, kiedy wręczył jej kopertę. Kurczowo trzyma się poręczy by nie upaść, nie wie czy siedemnastka trzęsie dziś bardziej niż zwykle, czy to podekscytowanie sprawia, że kręci mu się w głowie. Nie zna tego uczucia w żołądku, które każe mu mocno zacisnąć powieki, bo gdyby tego nie zrobił, eksplodowałby tu i teraz, albo zaczął krzyczeć i tańczyć na środku przystanka. Ciekawe czy już przeczytała. 
W drodze do domu coraz bardziej zwalnia kroku, ostrożnie stawia stopy, jakby zastanawiając się nad każdym ruchem. Ramiona opadają, głowa pochyla się ku ziemi pod ciężarem coraz bardziej napastliwych myśli, a w gardle rośnie czarna, ciężka kula. Gdzieś zniknęła początkowa ekscytacja. Jak odpisać na taki list? Daleko jej przecież do Schulza. Po powrocie do domu rzuca tylko zdawkowe „cześć” rodzicom i  kieruje się prosto do łóżka. Wpisuje w wyszukiwarkę: jak napisać dobry list, ale kiedy tylko wyniki załadowują się, chowa telefon pod poduszką. Co za idiotyzm. Zakrywa się szczelnie kołdrą, udając że jej nie ma. List zostawia w kieszeni płaszcza. 
Nie może zasnąć, przewraca się bez końca z boku na bok, pocąc się nadmiernie. Widzi ją, jak czyta jego list, a potem drze na strzępy i wyrzuca do kosza. Lub jak pokazuje go koleżankom, a potem śmieją się, czytają na głos co gorsze zdania i przedrzeźniają jego głos. Albo co najgorsze: ona czyta list, a potem uśmiecha się dobrotliwe i zapomina o całej sprawie. Czy kiedykolwiek mu odpisze? Po raz setny tego wieczoru zerka na telefon, ale What’s app milczy. 
List leży na dnie szuflady, jak coś jednocześnie bezcennego i wstydliwego. Im więcej czasu mija od jego otrzymania, tym trudniej napisać odpowiedź. Kiedy ją o to zapytał, zdawkowo odpowiedziała, że list jej się podobał i że pracuje nad odpowiedzią. Śmiech. Za każdym razem kiedy siada do odpowiedzi, jej mózg spowija gęsta mgła. Nie wyszła jeszcze poza początkowe „Kochany…” a i ten skromy początek wylądował w koszu jako zbyt egzaltowany. W akcie desperacji poprosiła o pomoc ChatGPT. Napisz list do chłopaka w stylu Brunona Schulza. Zajęło to 15 sekund. Jako wynik dostała garść żenujących sentymentalnych zdań. Szybko zamknęła przeglądarkę. Zaczyna go unikać, żeby nie musieć odpowiadać na pytania o list. Chowa go jeszcze głębiej. 
Przestaje czekać na odpowiedź. Nie potrafi już spojrzeć jej w oczy. Jak mógł pomyśleć, że jego pisanie jest coś warte. I że co, ona pokocha go za jego onomatopeje? Absurd. I kto jeszcze w ogóle pisze listy w czasach emotikonów? Chciałby opisać to uczucie zalegające mu w piersiach, ale nie może znaleźć właściwych słów, tak jakby wyczerpał je wszystkie w liście i nic więcej zostało. Kiedy matka zapytała go, dlaczego ostatnio nie pisze, wykręcił się obowiązkami na studiach. 
Ona nie może patrzeć na swój notatnik, z którym do tej pory prawie się nie rozstawała. Beztalencie, uzurpatorka. Nawet jej charakter pisma zaczyna ją odstręczać. Długopis zniechęca, Word wywołuje panikę. Wszystkie wcześniejsze próby pisarskie lądują w kartonie na dnie szafy. 
1 note · View note