ryuuseikarada-blog
ryuuseikarada-blog
Ryuuseikarada
2 posts
I choć wiele oblicz mają kwiaty tylko jedno z nich jest piękne.
Don't wanna be here? Send us removal request.
ryuuseikarada-blog · 7 years ago
Text
Gelato Fiori | Hanahaki
Tumblr media
Strelicje. Nie wiedziała, co w nich widziała. Po prostu wstawiła je do każdego wazonu w swoim domu - a miała ich całkiem sporo - i nie wymieniała ich na żadne inne kwiaty. W ogrodzie także je zasadziła, ale nie była pewna, czy zdołają przeżyć w takim klimacie.
Czuła się, jakby miała na ich punkcie obsesję. Ona tylko miała nadzieję, że pomogą. Dadzą ulgę.
Myliła się.
Pustka w piersi pożerała ją bardziej, niż choroba, którą w niej miała.
Codziennie czuła, jak ubywa z niej pewnych elementów, które niegdyś były jej głównymi częściami.
Powoli stawała się pustą skorupą, pozostałością tego, czym kiedyś była.
Cierpiała, ale jakby nie zwracała na to uwagi.
Nadal wychodziła z domu i normalnie funkcjonowała.
Nadal widywała się z nim, choć cierpiała jeszcze bardziej.
Nie pamiętała, kiedy się zaczęło. Chyba na jakiejś imprezie, kiedy zobaczyła go ze swoją znajomą, jak obściskiwali się w jednym z ciemnych kątów pubu. Wbiegła wtedy do toalety, gdzie wypluła do zlewu wściekle pomarańczowe płatki, a potem przez pięć minut dusiła się, próbując złapać oddech. Aksamitne cząstki kwiatów kolorem przypominały makijaż tamtej dziewczyny.
Ten widok wyrył się w jej pamięci i zostawił głęboką szramę na sercu. Zapoczątkował też chorobę, która, zaczynając od płuc, wyżerała ją od środka już ponad dwa miesiące.
To wszystko obserwowała jedna, niepozorna osoba. Przez przypadek była świadkiem niewypowiedziany słów, niewymienionych, stęsknionych spojrzeń i jednostronnego, zachłannego dotyku. Czuła się nie na miejscu, więc nie ingerowała. To nie była jej sprawa, nie jej tragedia i nie jej choroba. To nawet nie byli ludzie bliscy jej sercu w najmniejszym stopniu. Wolała więc milczeć, chociaż to milczenie coraz bardziej rozjuszało sumienie.
Był zimny, styczniowy poranek, zapowiedź mroźnych ferii zimowych. Kilkanaście paczek chusteczek wypychało jej plecak i kieszenie. Rano zwymiotowała kilka razy, przez co teraz bolało ją gardło. Nie pomagały nawet ziołowe tabletki.
Wszystkie strelicje w jej domu zostały wyrzucone do kosza. Były już podwiędnięte, bowiem specjalnie nie wymieniała ich na nowe. Owe ferie miała spędzić poza domem, wspólnie ze znajomymi jeżdżąc na nartach w małej, górskiej miejscowości.
Śnieg skrzypiał pod jej kozakami, kiedy dochodziła do przystanku autobusowego, gdzie miała czekać na swoich znajomych. Rano odebrała wiadomość, że jednak ma przyjść wcześniej, niż było zaplanowane. Nie przeszkadzało jej to - najpewniej przyszłaby o wiele za wcześnie, niezależnie od wszystkiego.
Zatrzymała się, zerkając na ośnieżoną, żółtą tablicę z rozkładem jazdy. Bus, którym mieli jechać, kursował jedynie dwa razy dziennie - wcześnie rano i wieczorem - dlatego ważne było, żeby się nie spóźnić.
Ręce bez rękawiczek zapiekły ją od chłodu. Miała niezwykle bladą skórę. Ostatnimi czasy nie żywiła się zbyt dobrze.
Już miała usiąść na ławce, kiedy usłyszała kroki i rozmowy. Spojrzała w stronę, z której dochodziły i poczuła ścisk w gardle. Gwałtowny kaszel wstrząsnął jej ciałem. W mgnieniu oka wyciągnęła chusteczkę, by ukryć w niej zniszczone, pomarańczowe kwiatki.
- Hej, Hania! Nic Ci nie jest? - dobiegł ją znajomy głos. Zbyt znajomy.
- Ugh, cześć. Nie, nic się nie stało. Zakrztusiłam się tylko. - odparła, próbując ukryć fałszerstwo. Schowała chusteczkę do kieszeni i spróbowała się uśmiechnąć. Zrobiło jej się trochę słabo.
- To dobre. Pamiętasz Anię? - spytał. Dziewczyna, która cały czas stała za nim, zrobiła krok do przodu, promiennie się uśmiechając. Jej szare oczy podkreślał delikatny, pomarańczowy cień.
- Och. - zdołała wydusić, spoglądając na osobę przed sobą.
- Chciałem powiedzieć tobie pierwszej, bo w końcu jesteś moją najlepszą przyjaciółką. - zaśmiał się, zmieszany drapiąc się w tył głowy - A więc, to jest Ania, moja dziewczyna. Aniu, poznaj Hanię. Haniu, to jest Ania. - powiedział. W jego błękitnych oczach zatańczyły iskry.
- Hej, miło mi Cię poznać. Mów mi po imieniu. - powiedziała istota, odrzucając do tyłu długie, brązowe włosy i podając jej rękę.
Hania zawahała się. W końcu wyciągnęła swoją dłoń, która niebezpiecznie zadrgała. Poszerzyła uśmiech, starając się to ukryć, i w końcu uścisnęła Ani rękę. Dziewczyna wydawała jej się taka delikatna, piękna oraz pełna szczęścia. Zapewne byłą miła, uczynna, troskliwa i można by tak wymieniać w nieskończoność, patrząc na jej rozpromienioną twarz.
Kaszel ponownie wyrwał jej się z gardła, jednak udało jej się go powstrzymać.
Łukasz szedł obok niej, robiąc dziwne miny i wściekle gestykulując przy opowiadaniu jakiejś historii. Był specyficzny, ale Karolina lubiła go mimo wszystko. Takiego przyjaciela nie oddałaby za nic w świecie.
Towarzyszyli grupie znajomych, których spotkali na zakręcie. Wszyscy szli w jedną stronę - do przystanku autobusowego, z którego mieli wyjechać w góry. Połowy osób jeszcze nie znała, ale Łukasz mówił, że na sto procent będzie jej się podobało. Tak więc postanowiła dołączyć.
Kiedy historia jej przyjaciela powoli dobiegała końca, dojrzała trójkę osób stojących przy przystanku. Jak się domyślała, byli to organizatorzy całego wyjazdu. Wojciecha i Annę już znała - Łukasz zapoznał ich, by mogła jechać z nimi w góry. Trzecią osobę także kojarzyła, jednak nigdy z nią nie rozmawiała. Widziała na tyle dużo, żeby zmartwić się jej marnym wyglądem.
Droga do Małe Ciche minęła jej niesamowicie szybko i odciągnęła od złych myśli. Poznała już prawie wszystkich, zniosła śpiącego na niej Łukasza oraz przeprosiła kierowcę za hałas. Następnie zabrała swoje i czyjeś bagaże, które dostały jej się w pakiecie. Przejście do hotelu zajęło im trochę czasu, ponieważ grupa była zbyt rozbawiona, by się zorganizować.
Kiedy w końcu usiadła w fotelu w swoim pokoju, odetchnęła z ulgą. Wraz z nią spały tu jeszcze trzy osoby, w tym Łukasz, który był w trakcie zwiedzania ich miejsca zakwaterowania. Pozostałe osoby Karolina znała dopiero od dzisiaj, jednak zdawały się ze sobą dogadywać.
Całkiem zapomniała o niezdrowo bladej, ubranej w kilka warstw ubrań blondynce, którą zobaczyła na przystanku wraz z roześmianą parą. Dopiero przed zaśnięciem zobaczyła jej twarz, towarzyszącą jej potem w snach.
Ośla łączka pełna była dzieci wraz z instruktorami, przez co panował tam mały hałas. Mimo to Hania powoli zjeżdżała w dół, ćwicząc hamowanie i skręcanie, by zaraz wrócić na górę i zacząć wszystko od nowa. Rano zwymiotowała tylko raz, dzięki czemu gardło mniej bolało, a śniadanie pozostało w żołądku.
Reszta grupy poszła zjeżdżać ze stoku, jednak ona wolała jeszcze poćwiczyć, zanim zjedzie z jakiejkolwiek dłuższej niż ośla łączka, trasy.
Po raz dziesiąty wspięła się na górę, kiedy zauważyła szatynkę siłującą się z zakładaniem nart. Przypomniała sobie, że była to dziewczyna, która jechała wraz z nimi w góry. Przyjaźniła się z Łukaszem, znajomym Hani ze studiów.
Najwyraźniej zapatrzyła się na nią za bardzo, ponieważ chwilę potem szatynka z bordową, śmieszną czapką na czubku głowy, stanęła przed nią.
- Cześć. Przyjechałaś tu z nami, prawda? - spytała, uśmiechając się, trochę niepewnie. Blondynka jedynie skinęła głową, nie będąc w stanie wykrztusić siebie ani słowa. Czuła, jak drapie ją w gardle - Jesteś chyba jedyną osobą, której nie znam, więc wypadałoby, żebym się przedstawiła. Karolina jestem, miło mi cię poznać.
Odchrząknęła. Poczuła w ustach nieprzyjemny, gorzki smak.
- Ach, tak, wzajemnie. Nazywam się Hania.
Pod językiem poczuła nieprzyjemny, twardy korzeń.
Tumblr media
(Zdjęcia użyte do kolaży nie należą do mnie)
6 notes · View notes
ryuuseikarada-blog · 7 years ago
Text
Finis
Trawa zaszeleściła pod jej bosymi stopami, kiedy znalazła się w zasięgu słuchu leżącej na ziemi dziewczyny. Nie odezwała się ani słowem, do póki nie opadła na zielony dywan obok niej. Choć nie było to zbyt delikatne i tak zrobiła to z niebywałą gracją.
Kobieta, która leżała tutaj już wcześniej, uśmiechnęła się do siebie.
- Athena. - powiedziała w końcu przybyszka, odwracając głowę w stronę swojej towarzyszki. Spojrzała na rozsypane, mieszające się z trawą, brązowe włosy i zapragnęła dotknąć ich ponownie.
- Czekałam tutaj na ciebie. - odparła, również spoglądając w jej stronę. Różniły się od siebie. Jedna była wysoka, jej śniada skóra błyszczała w słońcu, a kasztanowe włosy kontrastowały z głęboką zielenią oczu, zdającą się przypominać japońską herbatę, zaś druga zdawała się wyblakła w porównaniu do żywych kolorów swojej poprzedniczki. Jej jasna, wręcz pozbawiona koloru skóra nie odróżniała się od szarych, gęstych włosów. Nawet oczy wydawały się wyblakłe, jakby ktoś wlał do kawy zbyt dużo mleka. Jedynie małe, lazurowe plamki nadawały jej oczom niebywałego wyglądu.
Popękane, cienkie usta dziewczyny, która dopiero przed chwilą się tu pojawiła, również rozciągnęły się w uśmiechu. Odwróciła głowę, by spojrzeć w niebo. Błękitny firnament naznaczały jasne, małe gwiazdy, księżyc, wyglądający jak rogalik, i duże, okrągłe słońce. Gdzieś na jego skraju chowała się planeta, nieśmiało wyglądając zza drzew.
- Czuję się dziwnie lekko. - Powiedziała, delikatnie maraszcząc swoje prawie nie widoczne brwi - Mam wrażenie, jakby to był koniec wszystkiego.
- Znowu masz jasne włosy. - Athena zignorowała jej wypowiedź, łapiąc między swoje krótkie palce kilka szarych kosmyków. Wyraz jej twarzy wydawał się wtedy jeszcze bardziej rozmarzony, niż przedtem. Właścicielka włosów obserwowała ją kątem oka. Nie czuła niecierpliwości czy irytacji. Spokój wypełniał jej ciało, kiedy czekała na odpowiedź, choć wcale nie zadała pytania.
- Achlys. To naprawdę jest koniec. - powiedzieła szatynka. Jej twarz spoważniała, a wzrok zawiesił się na górującym nad nimi księżycu.
Achlys znowu nie poczuła niczego konkretnego. Poprawiła swoją pozycję na trawę, spodziewając się napływu nagłych emocji. Nic jednak nie nastąpiło, więc rozluźniła się i dopuściła do siebie ten obezwładniający spokój.
Szatynka obserwowała jej poczynania. W końcu złapała jej bladą dłoń i splotła ich palce. One również różniły się od siebie. Jedyne były ktrótkie i proste, drugie długie i okropnie krzywe.
Obie poczuły się, jakby nagle wszystko było na swoim miejscu. Spokój nadal nie ustępował, jednak nie stanowił już powodu do niepokoju. W ciszy obserwowały niebo, śledząc przemijające planety, gwiazdy, księżyc i słońce.
3 notes · View notes