Tumgik
#czym poruszać się po mieście
Text
Czym najlepiej poruszać się po mieście? Rower z najwyższą punktacją, a samochód elektryczny najszybszy w warszawskiej edycji Wielkiego Testu Mobilności Miejskiej 2023
Arval Service Lease Polska, lider rynku wynajmu długoterminowego pojazdów i rozwiązań z zakresu nowej mobilności sprawdził, jakie środki transportu są najbardziej efektywne w ruchu miejskim. Continue reading Untitled
Tumblr media
View On WordPress
0 notes
ostra-nadwaga · 28 days
Text
UWAGA!
Nie, nie poddałam się, nie zrezygnowałam z diety hsgd. Trafilam do szpitala.
Przed wczoraj koło 11 zaczal boleć mnie z prawej strony brzuch, myslalam że jajnik (mam PCOS), coś dziwnie mi było więc wzielam taxi do poradni kolo szpitala. W trasie, aż telepało mną z bólu, wysiadlam I nie dalam rady isc do przychodni, weszlam tylko do recepcji izby (przychodnia jest za izbą) I powiedzialam że źle się czuję. Potem krzyk, placz, zwijanie się z bólu, badania ginekologiczne w tym bólu to koszmar. Okazało się że nic mi nie jest, że trzeba karetką na szpital mnie przewieźć bo to coś innego niż sprawy ginekologiczne. Dali zastrzyki które nic nie pomogły, minęło z 40 minut i słyszę między swoim płaczem a krzykiem że jeszcze godzina oczekiwania... inna karetka się zjawiła zostawiając na izbie pacjentkę i mnie zabrali. Z bólu zaczelam wymiotować, nie miałam czym, nawet łyk wody powodował wymioty. Kolejne badania, kroplówki, godziny spędzone w tym cierpieniu. Dopiero tramal odjął lekko cierpienia, że już nie krzyczałam z bólu.
Po TK okazało się, że mam poważnie chorą nerkę, kamien w nerce który muszę urodzić (ten bol to była kolka nerwowa i podobno jest tak silny lub gorszy jak poród dziecka), dodatkowo mam zapalenie jelita grubego, chory przełyk, plyn w jamie brzusznej oraz część jednego płuca ma jakieś coś wloknisto niedodmowe - możliwe że się zapada.
Najlepsze jest to, że oni mnie w nocy wypisali, na drugi dzień obolała poszlam do innego szpitala, do lekarza który uznal że jestem zdrowa:)))
W piątek moja matka w innym mieście będzie szukać dla mnie pomocy.
Plus teoretycznie taki że mialam niemal 40h fasta a wczoraj jadlam 2 bułki kajzerki z masłem, 2 jogurty i kilka sucharkow, dodatkowo muszę pić jak najwięcej wody, 2.5 l minimum, najlepiej 3-4l (tak, pije tyle jak nigdy), oraz nie pale, po prostu uważam że zmarnowałam być może sobie zdrowie przez 11 lat palenia fajek... nigdy więcej.
I proszę aby każdy teraz zapisal się na badania kontrolne krwi, moczu itp. Ja pomimo tego, że kilka razy w roku badam się, chodzę po specjalistach do ktorych muszę nie miałam pojęcia, że z nerkami chociażby mam problem, a moglam zrobić po prostu badania moczu.
Co do diety - na te chwile jestem zmuszona zrezygnować z hsgd, zapewne dalej będę jeść do 1500-1600kcal (moje zapotrzebowanie to niemal 1000kcal więcej więc i tak będę chudnąć), dopóki nie ogarnę zdrowia.
Tumblr media
Zdjęcie chwilę przed wypisem, gdy byłam w stanie jakkolwiek się poruszać pomimo cooaglego bólu i tak.
17 notes · View notes
jogaklucz · 4 years
Text
Podróż do domu. Indie
O Indiach zostało napisane już chyba wszystko. Każdy kto choć raz był w Indiach mówi, że albo pokochasz to miejsce albo będziesz chciał czym prędzej wracać do domu albo do innego kraju w Azji, który jest bardziej cywilizowany, łatwiejszy, mniej ubogi i bardziej fancy.
Tumblr media
4 lata temu poleciałam tam jako świeżak w trakcie kursu nauczycielskiego, a za poradą znajomych i po przeczytaniu kilku blogów, postanowiłam kupić tylko bilety do Mumbaju i zorientować się mniej więcej gdzie jest Goa na mapie i jak można się tam dostać. Spakowaliśmy plecaki,w drodze na lotnisko pojechaliśmy do apteki po kilka środków zabezpieczających nasze trzewia przed nagłą zmianą flory bakteryjnej, bo przecież w Indiach na pewno się zatrujemy jedząc na ulicy, przecież tam jest tak brudno, a nasze europejskie żołądeczki takie wrażliwe. Po 36 godzinach w podróży i niezaplanowanym postoju w Stambule, stojąc na środku ruchliwej ulicy w Mumbaju z bardzo sympatycznym Amerykaninem poznanym przy taksówce, ze smakiem zajadaliśmy rękami omlet jajeczny w bułce, zawinięty w gazetę, robiony oczywiście gołymi rękami pana Hindusa. A ponieważ samolotów ani miejscówek na pociąg na Goa tego dnia już nie było, pozostało nam kupić bilet na autobus który jedzie całą noc, czyli wg. hinduskiego czasu jakieś 16 godzin. No risk no fun.
Tumblr media
Przetrwaliśmy. I nasze żołądki też, mimo że w Mumbaju udało nam się skosztować posiłku za 6 złotych, za trzy osoby, w tym dwie butelki wody, niezliczoną ilość samos i bardzo różnych ciekawych przekąsek zakupionych w budkach na takim jakby dworcu autobusowym.
“Welcome in Goa!” - tak wykrzyknął pan taksówkarz, który przywiózł nas na pierwszą plażę na Goa, Vagator, na północy Goa. Po całej nocy w samolocie ze Stambułu, całym dniu w Mumbaju i nocy w szalonym autobusie, w końcu zobaczyliśmy przepiękny klif, wodę, plażę i palmy. Jak na ponad 36 godzin w podróży, uśmiech nie schodził nam z twarzy, i nie myśląc o niczym więcej postanowiliśmy udać się do pierwszego baru na plaży i zobaczyć co wydarzy się dalej. W Indiach nie da się zaplanować zbyt wielu rzeczy. I właściwie im mniej będziemy wymagać od siebie, od miejsca i warunków w których się znaleźliśmy - tym lepiej dla nas, a nasza podróż będzie jeszcze ciekawsza i być może pozwoli wam poczuć się tam jak w domu. Bo to właśnie spotkało mnie w Indiach po raz pierwszy w życiu. Takie odczucie jakbym wróciła do domu. Wyszłam z lotniska, uderzył mnie zapach Indii i po policzku poleciała mi łza szczęścia. “Jestem w domu” - powiedziałam z uśmiechem na twarzy, szczęściem w sercu i pozwoliłam się porwać magii tego miejsca, czując się zaopiekowana i bezpieczna.
Jak przystało na kraj w którym wszystko może się wydarzyć, w barze do którego poszliśmy nie było prądu, a tym samym wifi. W drugim barze tuż obok, miły młody Hindus powiedział “No wifi but we have cold beer”. Goa to jedyny stan w którym można kupić legalnie alkohol w sklepach. Taka ciekawostka. Można dostać alkohol w innych miejsach, ale tylko po cichu i “spod lady”, dużo droższy niż normalnie, a nawet drożej niż kraftowe piwo w sezonie letnim nad Wisłą. No i zazwyczaj dostajemy je ciepłe. Stestowaliśmy to raz w Delhi... Czuliśmy się jakbyśmy szukali hmmm, no właśnie, czegoś nielegalnego ;)
Magia Indii jednak, kiedy jesteś w potrzebie, działa i po chwili siedzieliśmy w owym barze co prawda bez wifi ale z trójką uroczych podróżników, pijąc lokalnego Kingfishera, jedząc obiad i wiedząc już że mamy nocleg i skuter załatwiony przez nowo poznanego znajomego. Zaufanie do ludzi w Indiach to kwestia wyczucia. Wiesz kiedy jest okej, i czujesz też kiedy coś jest nie tak. Otwarta głowa, czujność i dobre intencje pomagają przetrwać, nie tylko w Indiach ale wszędzie gdzie przyjdzie nam być.
Tumblr media
Do pewnych rzeczy trzeba się w Indiach przyzwyczaić, ale kiedy swoją przygodę zaczynasz od Goa, aklimatyzacja jaką tam odbywasz, jak w górach, pozwala Ci łagodnie przejść przez to co może cię spotkać w tych prawdziwych Indiach.
I trzeba to podkreślić - Goa to nie Indie. Goa to piękny, najmniejszy stan, to 100 km plaż, turyści, palmy, raw/vegan food, komfort i wydziarane dziewczyny w dredach, ćwiczące jogę o zachodzie słońca. To imprezy psytrance’owe, najbardziej kultowe hipisowe miejscówki, i joga w każdym wydaniu i dla każdego. I jest to cudowne doświadczenie być tam, chłonąć tamtą atmosferę, zapach kadzideł i zapach masali mieszający się ze sobą, pić co rano kokosa i słuchać mantr których znaczenia nie znamy, ale brzmią tak super, że wracamy do kraju z nowym tatuażem, który do końca nie rozumiemy, ale wygląda świetnie i tak duchowo. I to dalej wciąż nic złego, bo Indie to taka mieszanka wszystkiego, tam każdy odnajdzie coś dla siebie i coś stamtąd wyniesie, nawet jak już nigdy nie będzie chciał tam wrócić.
Tumblr media
Ja wciąż pamiętam jak cudownie było mi wstawać skoro świt, pić kokosa, odpalić kadzidło przed domkiem na plaży, robić powitania słońca, witać się z uprawiającymi jogging turystami czy europejskimi lokalsami którzy postanowili rzucić wszystko i zamieszkać na Goa, czy jeść samosy albo raw falafel w knajpie u zaprzyjaźnionego młodego przedsiębiorczego Hindusa, Shanu. Czy to jest mało hinduskie? a no jest :) Wciąż jesteśmy w Indiach przecież, ale wystarczy wyjechać poza Goa i nagle wszystko się zmienia. Diametralnie:) Zaczynamy widzieć coraz więcej śmieci, ubóstwa, coraz mniej białych turystów w dredach ćwiczących jogę. Podróż poza Goa staje się trochę bardziej wymagająca ale wciąż niezwykła.
Tumblr media
2 lata temu mieliśmy okazję przejechać Indie od Goa do Varanasi (z południowego zachodu na północny wschód) wyłącznie pociągami, z postojami w kilku miejscach, jednak za cel obraliśmy sobie dotrzeć do Varanasi i dalej nasz plan na Indie był nieznany. Muszę przyznać, że ta podróż była jednym z intensywniejszych doświadczeń i czuję się dzięki tej podróży silniejsza psychicznie ;) Jak przystało na storytellera, pokrótce opiszę Wam jak to wyglądało, żebyście mogli wyciągnąć wnioski planując swoją podróż do Indii, kiedyś, jak będziemy mogli już swobodnie poruszać się nie tylko po mieście, ale również po świecie.
Zaczęło się niewinnie od podroży nocnym autobusem do Hampi, małego miasteczka słynącego z wielu pięknych świątyń, po części już zniszczonych, ale wciąż pełnych uroku, szczególnie o wschodzie i o zachodzie słońca. Hampi to również miejsce pielgrzymek Hindusów, dlatego dla białego turysty bycie tam oznacza niezliczoną ilością sesji zdjęciowych, co może poważnie zaburzyć wasz spokój i przestrzeń osobistą, ale... kiedy nie ma się biletu powrotnego i planu co dalej, właściwie nie jest tak uciążliwe. Wszystko to kwestia naszego nastawienia. Zawsze możemy grzecznie odmówić i tyle. My przez pierwsze dni chętnie pozwalaliśmy na zdjęcia, ale po jakimś czasie zaczęliśmy unikać tłumów. Zaczęliśmy również zamykać okna i drzwi, a na pewno bardzo zwracać uwagę gdzie leży nasz prowiant, bo jednego poranka ku zdziwieniu obojga, zobaczyliśmy w naszym pokoju małpę, która po cichu wynosi banany. Uwierzcie mi, że nie jesteście na taki widok przygotowani, kiedy ze szczoteczką do zębów w ustach, patrzycie jak małpa z waszym bananem siedzi na blacie Waszego prowizorycznego biurka-szafy i patrzy wam w oczy z takim trochę ludzkim grymasem, który mówi “No i co mi zrobisz, człowieku”. A wiadomo, małpy nie złapiesz, więc całe szczęście, że padło na banany.
Tumblr media
Polecam wybrać się do Hampi, to bardzo ciekawe miejsce, które jest przyjemną odskocznią od Goa, a na pewno pozwoli jeszcze bardziej zaaklimatyzować się do warunków panujących w Indiach.
Tumblr media
Nasza podróż z Hampi do Varanasi trwała od środy wieczór do niedzielnego poranka. Większość czasu spędziliśmy w pociągach. Każdy już słyszał o tym jak podróżuje się pociągiem. Nie mam nic do dodania. Jedzie się zazwyczaj kilkanaście godzin, najczęściej w nocy, śpi się w sleeperach, jak ma się szczęście to obok nikt nie chrapie i nawet można się normalnie przespać, rano umyć zęby... ale trzeba to przeżyć, żeby zrozumieć, że strefę komfortu można bardzo mocno przesunąć;) Najdłuższy dystans jaki udało nam się pokonać w jednym pociągu to 29 godzin, po tym czasie, a był to już drugi pociąg od wyjazdu z Hampi, byliśmy już w 3/4 trasy do Varanasi. Całe szczęście po tych 29h wysiedliśmy w takim miasteczku, o którym nigdy nie przeczytacie w Lonely Planet i przyznam że fajnie, że tam się znaleźliśmy bo odkryliśmy kolejne miasteczko - Orchia, gdzie trafiliśmy do dawnego pałacu Maharadży. Spędziliśmy tam cały dzień i poza nami spotkaliśmy tylko dwójkę białych turystów, którzy widząc nas byli tak samo zaskoczeni jak my widząc ich.
Tumblr media
Wieczorem w sobotę wsiedliśmy do pociągu który w końcu miał zawieźć nas do Varanasi - tylko 15h. Easy. Byliśmy wypoczęci po nocy w super hotelu za 50 zł, z marmurową wanną w łazience i seansem bollywodzkiego kina akcji. Uwierzcie mi, że to ważny element tamtejszej kultury i polecam obejrzeć chociaż jeden film -dobry reset dla głowy gwarantowany, a co ważne - film, jak to bywa też w polskiej telewizji, chyba dalej tak jest, jest przerywany reklamami. I temu warto się przyjrzeć bliżej.
Puszczenie bąka w miejscu publicznym w Indiach to norma, tak samo załatwianie się gdziekolwiek również jest społecznie akceptowalne. Miesiączka natomiast jest wciąż tabu, reklamy podpasek w hinduskiej telewizji różnią się diametralnie od tych w europejskiej telewizji, nie widać tam młodej dziewczyny wskakującej w białe spodnie z uśmiechem na twarzy, czy idącej na basen. Tam to bardziej intensywna próba zamaskowania bardzo wstydliwego problemu. Byłam w szoku. Tak samo w szoku byłam kiedy zauważyłam tabliczki zakazujące publicznego chodzenia za rękę z dziewczyną, przytulania czy całowania. Przed tym akurat byliśmy ostrzeżeni przez znajomych, więc wiedzieliśmy że obrączki na palcach mogą udawać te legalne i na pytanie “are u married?” zawsze odpowiadaliśmy “yes”. Co prawda nie kłamaliśmy tak do końca ale to już odrębna historia. Miasto, w którym wisiały owe tabliczki to Hyderabad, jedno z większych i bardziej ucywilizowanych miast w Indiach, muzułmańsko - chrześcijańsko -hinduska 6 milionowa aglomeracja miejska, gdzie na ścianach jednej ze szkół widniała grafika mówiąca o przemocy wobec kobiet, o biciu dzieci, polewaniu kwasem czy wyrzucaniu ciężarnych na ulicę.
Spędziliśmy tam kilkanaście godzin czekając na ten najdłuższy pociąg, i to co spotkało nas tam najprzyjemniejszego to paczka ciastek z muzułmańskiej cukierni-kawiarni, gdzie byłam jedyną kobietą pośród setki muzułmańskich mężczyzn raczących się ciasteczkami i czajem, oraz perfumeria działająca nieprzerwanie od 1920 roku, skąd przywieźliśmy sobie kilka flakonów czystych olejków zapachowych, które na skórze utrzymują się nawet po kąpieli. Ciastkami raczyliśmy się całą podróż, jedno nawet było z jadanym złotem - taki splendor, a perfumy służą nam do dziś i przywołują nam wspomnienia z tamtego czasu.
Tumblr media
Kiedy po tych 4 dniach w podróży, 3 pociągach, niezliczonej ilości riksz, kilku wybitnych, niemożliwych do przejedzenia thali - czyli takim wielodaniowym obiedzie, i kilometrach pieszo w tych dwóch postojowych miastach, dotarliśmy do Varanasi.
Tumblr media
Święte miasto Hindusów. Miejsce w którym przy świętej rzece Ganges, od kilku tysięcy lat pali się zwłoki pobożnych wyznawców hinduizmu, którzy wierzą że skremowani w ten sposób, w tym miejscu, zamkną krąg samsary a ich dusza przestanie powracać na ziemię w innych wcieleniach.
Pierwsze co mnie spotkało w Varanasi to pędzący ciasną uliczką byk, który po prostu staranowałby każdego kto stanie mu na drodze. Moja mina była podobna do tej, kiedy w pokoju zobaczyłam małpę z bananem, ale było mi mniej do śmiechu, sami rozumiecie. Do tej pory widzę to w swojej głowie i słyszę głos Hindusów którzy krzyczą za nim “Shiva Power!”, nie żadne “watch out!”, po prostu “Shiva Power” i tyle. Niesamowite przeżycie, serio mówię. Plan na Varanasi był taki  - zobaczyć, pobyć kilka dni, zrobić jogę nad Gangesem i jechać dalej do Rishikesh na jogę albo złapać pociąg do Dardżyling, na herbatę z widokiem na Kanczedzongę, swoją drogą, uwielbiam to zestawienie słów:)
Zaplanowaliśmy to, a Indie zweryfikowały ten plan. Zostaliśmy tam 10 dni ledwo uchodząc z życiem. Po 3 dniach i trzech zmianach noclegu, wylądowaliśmy w aśramie-hotelu prowadzonym przez starego jogina i jego syna. Było to najczystsze miejsce jakie widzieliśmy w Varanasi, a widzieliśmy ich bardzo dużo, skromny pokoik-cela, tylko taki pozostał, widok na Ganges i shala-taras do jogi, z której mogliśmy obserwować wschody słońca. To było akurat piękne, no chyba że właśnie w kadrze znalazł się załatwiający swoje potrzeby fizjologiczne Hindus, a później kolejny i kolejny, potem obowiązkowa kąpiel w Gangesie, razem ze świętymi krowami i innymi hindusami. Warto nadmienić, ze Ganges to najbardziej zanieczyszczona rzeka na świecie.
Tumblr media
Pomijam to, że zanieczyszczenia z lokalnych fabryk spływają do rzeki, bez oczyszczenia, hindusi wyrzucają do niej śmieci, zwłoki niektórych zmarłych, tych których nie można spalić, czyli śmiertelnie ukąszonych przez żmiję,kobiet w ciąży,dzieci do 10 roku życia, samobójców i świętych mężów również wrzuca się do Gangesu,to jeszcze pozostałości po kremacji, czyli kości.
Z Varanasi mamy wiele historii do opowiedzenia. Mniej lub bardziej zabawnych. Jedno mogę Wam powiedzieć - udało mi się zrobić jogę z widokiem na Ganges, ale nie był to mądry pomysł. Udało nam się skosztować banglassi, to też nie był najlepszy pomysł... Jednak trafiliśmy też na ciekawego młodego człowieka, który oprowadził nas po jednym ghacie, wyjaśnił i opowiedział to, co każdy jadący do Varanasi powinien wiedzieć lub usłyszeć czym prędzej na miejscu, żeby zrozumieć fenomen tego miejsca i traktować to miejsce poważnie.
Nie chcę przytoczyć wam wszystkich historii z Waranasi, ale pokrótce powiem, że po 10 dniach udało nam się w dobrej kondycji fizycznej opuścić Indie i przekroczyliśmy granicę Indii z Nepalem.
Tumblr media
To, czego nauczyło nas Waranasi to bardzo osobista historia, myślę, że i dla mnie i dla Marcina, dlatego pozostawię to tak jak jest. Jeśli ktoś mnie zapyta czy polecam wybrać się do Waranasi, odpowiem, że tak, ale trzeba być przygotowanym na wszystko. Dosłownie na wszystko. Nie wiem, nie umiem opisać tego doświadczenia w mojej głowie, mimo że było to dokładnie, pisząc to, sprawdziłam datę, dokładnie 2 lata temu.
Podsumowując - każdy przeżywa Indie po swojemu, są miejsca takie jak Goa, gdzie można chillować i zapomnieć o bilecie powrotnym do kraju, a są też takie jak Hyderabad, Varanasi, które weryfikują wiele rzeczy, są miejsca mniej i bardziej święte czy kolorowe. Są też miejsca przygnębiające, smutne jak i kolorowe i radosne. Wiele zależy chyba od tego po co się jedzie do Indii, od oczekiwań względem podróży i z pewnością od zasobności portfela i czasu. Nie namawiam Was do wizyty w Indach, jestem daleka od narzucania czegokolwiek i jakkolwiek. Chciałam przedstawić Wam swój punkt widzenia :) Tak się składa, że mamy kupiony bilet do Indii na 9.04.2020, w sytuacji w której znalazł się obecnie świat, kiedy wszystko się nagle zatrzymało, nasz bilet czeka na przebukowanie. Nie wiemy jeszcze na kiedy... wiemy teraz, że nic nie wiemy. Nie wiemy co nas tam będzie czekało jeśli tam polecimy, nie wiemy jak zmieni się nasze postrzeganie rzeczywistości, jak zmienią się Indie, hindusi, turystyka backpackerska i wiele wiele innych. Niemniej jednak, z tego miejsca, wysyłam wam dużo zdrowia i dobrej energii, dziękuję, że poświęciliście swój czas na przeczytanie tego tekstu.
Na koniec, jeśli macie ochotę możecie odpalić nasz krótki film z podróży do Indii :)
youtube
Namaste,
Kinga Keyoga
2 notes · View notes
Text
Niepowstrzymany - Arogancja - część pierwsza
Minęło zaledwie kilka dni, a Wei Wuxian coraz jaśniej pojmował, że być może podjął złą decyzję.
Osioł, którego sobie przywłaszczył, okazał się wyjątkowo wybredny.
Choć był tylko zwykłym osłem, jadał wyłącznie świeżutką, młodą trawkę, wciąż jeszcze wilgotną od kropel rosy. Jeśli choćby koniuszek źdźbła był odrobinę pożółkły, nie tykał go. Mijając jakieś gospodarstwo, Wei Wuxian zwędził dla niego nieco pszenicznej słomy, ale osiołek przeżuł ją tylko, po czym wypluł z donośnym "pfu!", tak ostentacyjnym, że niemal ludzkim. Jeśli nie spożył pokarmu najwyższej jakości, nie ruszał się z miejsca, wściekał się i kopał co popadło. Kilka razy udało mu się kopnąć Wei Wuxiana. Na dokładkę ośle ryki były wyjątkowo przykre dla ucha.
Nie nadawał się do niczego ani jako wierzchowiec, ani jako "najlepszy przyjaciel człowieka".
Wei Wuxian rozmyślał o swoim mieczu (1). Prawdopodobnie zagarnął go przywódca któregoś z wielkich rodów i obecnie wisiał na ścianie w charakterze trofeum, którym można się pochwalić przed innymi.
Na zmianę pchając i ciągnąc za sobą osła, dotarł do rozległych ziem uprawnych przynależnych do jakiejś wsi. Pod palącym słońcem rosło tam rozłożyste drzewo perełkowca, a pod nim rozpościerała się zielona trawa. Przy drzewie znajdowała się stara studnia, obok której rolnicy ustawili wiadro i czerpak, dzięki czemu każdy przechodzień mógł zaspokoić pragnienie. Osioł podbiegł do drzewa i nic nie mogło go stamtąd przegonić. Wei Wuxian zeskoczył z jego grzbietu i klepnął go w szacowny zad.
- Twoim przeznaczeniem definitywnie jest życie w luksusie - powiedział. - Trudniej cię zadowolić niż mnie.
Osioł splunął w jego kierunku.
Przekomarzali się beztrosko, kiedy od strony pól nadeszła grupka ludzi.
Nieśli ręcznie wyplatane bambusowe kosze, mieli na sobie bawełniane ubrania i łapcie ze słomy, przez co wyglądali sielankowo, jak typowi wieśniacy. Wśród nich była młoda dziewczyna o okrągłej buzi, którą można było uznać za delikatną. Wędrowcy, którzy podobnie jak Wei Wuxian zbyt długo maszerowali w palącym słońcu, także zamierzali podejść bliżej, odpocząć w cieniu i napić się wody. Zawahali się jednak, kiedy dostrzegli zaczajonego pod drzewem dzikiego osła w towarzystwie wypacykowanego i rozczochranego szaleńca.
Wei Wuxian zawsze uważał się za osobę szarmancką względem kobiet, przesunął się więc, zwalniając miejsce pod drzewem i zaczął odciągać osiołka. Uświadomiwszy sobie, że szaleniec jest nieszkodliwy, wędrowcy wreszcie odważyli się podejść. Wszyscy byli zlani potem i czerwoni na twarzach; niektórzy wachlowali się, inni czerpali wodę. Dziewczyna usiadła przy studni i uśmiechnęła się do Wei Wuxiana domyślając się, że celowo ustąpił im miejsca.
Jeden z wędrowców trzymał w dłoni kompas. Popatrzył w dal, a następnie z powątpiewaniem opuścił głowę.
- Skoro jesteśmy już u stóp góry Dafan, to dlaczego wskazówka nie zaczęła się poruszać?
Symbole i wskazówka kompasu były nietypowe, co sugerowało, że nie był to zwyczajny przyrząd nawigacyjny. Nazywano go "Złym Kompasem" i nie wskazywał czterech stron świata, ale kierunek, w którym znajdowały się demoniczne stworzenia. Wei Wuxian uświadomił sobie, że ta grupka ludzi była najprawdopodobniej ubogim, wiejskim klanem kultywatorów. Poza ambitnymi, zamożnymi rodami, istniały także mniejsze, które trzymały się razem i prowadziły duchową kultywację we własnym gronie. Wei Wuxian domyślił się, że wędrowcy opuścili swoją wieś, aby odszukać klan, z którym byli daleko spokrewnieni, albo żeby udać się na nocne łowy.
Przywódca grupy, mężczyzna w średnim wieku, ustąpił innym miejsca przy studni, po czym odpowiedział:
- Może masz zepsuty kompas. Później znajdę ci nowy. Góra Dafan jest trochę mniej niż dziesięć mil od nas, a to znaczy, że nie możemy zbyt długo odpoczywać. Przeszliśmy taki szmat drogi. Jeśli teraz się odprężymy i zostaniemy w tyle, inni nas wyprzedzą i wszystko pójdzie na nic.
A więc, zgodnie z przewidywaniami, byli to nocni łowcy. Wiele znamienitych klanów "polowaniami" nazywało wyprawy do odległych miejsc w celu egzorcyzmowania złych duchów. Ponieważ istoty te zwykły ukazywać się nocą, polowania nazywano również "nocnymi łowami". Istniało niezliczenie wiele klanów kultywatorów, ale jedynie kilka spośród nich szczyciło się mianem znamienitych. Jeśli przeciętny klan chciał się wybić i zyskać szacunek w świecie kultywacji, a nie odziedziczył nic po przodkach, musiał wpierw udowodnić swoje zdolności. Klan mógł liczyć na poważne traktowanie wyłącznie wtedy, jeśli udało mu się pochwycić potężnego potwora, lub siejącą postrach istotę.
Była to dawniej specjalność Wei Wuxiana. Także w trakcie obecnej podróży dobrał się do paru grobowców, ale znalazł w nich wyłącznie poślednie duchy. Ponieważ dla swoich niecnych celów potrzebował upiornego wojownika, postanowił, że on także uda się na Wielką Górę Ryżu, aby tam spróbować szczęścia. Gdyby znalazł odpowiedniego upiora, schwytałby go i wykorzystał.
Grupka wędrowców odpoczęła i zaczęła zbierać się do dalszej drogi. Nim odeszli, dziewczyna o okrągłej twarzy podała Wei Wuxianowi małe, na pół dojrzałe jabłuszko wyjęte z koszyka.
- Dla ciebie - powiedziała.
Wei Wuxian, z szerokim uśmiechem, wyciągnął rękę po jabłko, ale osioł otworzył pysk i odgryzł kawałek owocu. Wei Wuxian szybko odsunął owoc. Widząc, że osioł ma wielką chętkę na jabłuszko, wpadł na pomysł. Znalazł długi patyk i cienki sznurek, umocował jabłko i zawiesił je tuż przed pyskiem osła. Osiołek, węsząc przed sobą świeży zapach owocu, próbował go zjeść, goniąc jabłko, które zawsze znajdowało się o centymetr od jego zębów. Zasuwał teraz nie gorzej niż najlepsze konie, jakie kiedykolwiek widział Wei Wuxian, pozostawiając za sobą kłęby pyłu.
Nie zatrzymując się więcej, Wei Wuxian dotarł do Dafan Shan przed zmierzchem. Znalazłszy się u podnóża góry zrozumiał wreszcie, że słowo "fan" w jej nazwie wcale nie oznaczało ryżu(2). Nazwa wzięła się stąd, że z oddali góra przypominała łagodnego, pulchnego buddę. U podnóża góry znajdowało się małe miasteczko o nazwie Stopa Buddy.
W mieście zgromadziło się znacznie więcej kultywatorów, niż się spodziewał. Panował zamęt; ulicami przechadzali się członkowie rozmaitych sekt i rodów, odziani w uniformy barwne niemal do bólu oczu. Z jakiegoś powodu wszyscy wydawali się poddenerwowani, do tego stopnia, że nikt nie zaśmiał się nawet na widok Wei Wuxiana.
Pośrodku długiej ulicy grupa kultywatorów wdała się w poważną dyskusję. Wyglądało na to, że dzieli ich znaczna różnica zdań. Nawet z oddali Wei Wuxian słyszał, o czym rozmawiają. Chociaż z początku dyskusja przebiegała spokojnie, nagle rozmówcy zaczęli się denerwować.
- Moim zdaniem w tej okolicy w ogóle nie ma żadnych stworzeń ani demonów pożerających dusze. Złe Kompasy niczego tu nie wskazują.
- Jeśli jest tak jak mówisz, to dlaczego siedmioro ludzi straciło dusze? Przecież nie zarazili się tą samą chorobą. Zresztą, nigdy o takiej nie słyszałem.
- Czy to, że Zły Kompas niczego nie wskazuje, musi oznaczać, iż w okolicy nie ma żadnych potworów? Kompasy nie są dokładne; mogą określić tylko przybliżony kierunek, więc nie należy w pełni wierzyć ich wskazaniom. Może jest tu coś, co zakłóca ruchy wskazówki.
- A pamiętasz, kto jest twórcą Złego Kompasu? W życiu nie słyszałem, żeby cokolwiek mogło zakłócić ruch wskazówki.
- Co masz na myśli? Wiem, że twórcą Złego Kompasu jest Wei Ying(3), ale jego dzieła wcale nie są pozbawione wad. Chyba wolno nam mieć swoje zdanie?
- O co ci chodzi? Nie mówiłem, że nie możesz mieć swojego zdania, ani, że jego dzieła nie mają wad.
Kłótnia zeszła na inne tematy, a Wei Wuxian minął rozmówców na swoim osiołku, chichocząc pod nosem. Nie spodziewał się, że po upływie tak wielu lat, kultywatorzy wciąż będą o nim rozmawiali. A więc nadal robili "wiele hałasu o Wei"(4). Gdyby przeprowadzić badanie opinii publicznej celem ustalenia, kto najdłużej zachował popularność w świecie kultywacji, zwycięzcą z całą pewnością zostałby Wei Wuxian.
Prawdę mówiąc, jeden z kultywatorów miał rację. Złe Kompasy, z jakich obecnie korzystano, bazowały na pierwszej wersji, jaką skonstruował Wei Wuxian. Rzeczywiście, nie były zbyt dokładne. Był akurat w tracie wprowadzania poprawek, kiedy jego "kryjówka" została zniszczona, musiał więc narazić wszystkich na niedogodność korzystania z mniej precyzyjnej wersji kompasu.
Tak, czy siak, zwykłe stworzenia pożerające krew i ciało, takie jak żywe trupy, zaliczały się zwykle do niskiego poziomu. Tylko bardziej wyrafinowane potwory, czy upiory należące do wysokich poziomów, były zdolne do pożerania i trawienia dusz. Tutejszy stwór skonsumował aż siedem dusz na raz - nic dziwnego, że zgromadziło się tu tak wiele klanów. A ponieważ cel łowów w żadnym wypadku nie był zwyczajny, nieuniknionym było, że Złe Kompasy pokazywały błędne wskazania.
Wei Wuxian szarpnął za sznur zastępujący wodze i zeskoczył z oślego grzbietu. Zbliżył jabłko, które w trakcie całej podróży dyndało przed nosem osła, do jego warg.
- Masz gryza. Tylko jeden kęs... Hej, chcesz mi odgryźć rękę?
Poczęstował się kilkoma kęsami z przeciwnej strony jabłka, a resztę wepchnął do oślego pyska, zastanawiając się, jakim cudem upadł tak nisko, że musiał dzielić się jabłkiem z osłem. Nagle ktoś wpadł na niego od tyłu. Obrócił się i ujrzał młodą dziewczynę. Mimo, że to ona spowodowała kolizję, zupełnie nie zwróciła na niego uwagi. Ze zmąconym wzrokiem i uśmiechem na ustach, bez mrugnięcia okiem wpatrywała się w dal. Wei Wuxian podążył spojrzeniem za jej wzrokiem i ujrzał płaski szczyt góry Dafan.
Ni z tego, ni z owego, bez słowa, dziewczyna zaczęła tańczyć, szaleńczo wymachując rękami.
Wei Wuxian z przyjemnością przyglądał się występowi. Nagle podbiegła do nich starsza kobieta. Objęła dziewczynę i zawołała:
- A-Yan, wracajmy, wracajmy!
A-Yan odepchnęła ją mocno i tańczyła dalej. Uśmiech nie znikał z jej twarzy, nadając jej nieco przerażający wyraz. Starsza kobieta z płaczem goniła ją po ulicy.
- To straszne - odezwał się stojący nieopodal sprzedawca. - A-Yan z rodziny kowala Zhanga znów uciekła z domu.
- To musiał być straszny cios dla jej mamy. A-Yan, jej narzeczony i ojciec... Wszyscy...
Wei Wuxian krążył w pobliżu, podsłuchując rozmowy i układając w całość fragmenty dziwnych wydarzeń, które tu się rozegrały.
Na górze Dafan znajdował się cmentarz. Większość z pochowanych tam ludzi stanowili przodkowie mieszkańców Stopy Buddy. Także niezidentyfikowane zwłoki znajdowały tam czasem miejsce spoczynku, oznaczone drewnianą tabliczką. Kilka miesięcy temu, pewnej mrocznej i burzliwej nocy, wiatr i deszcz sprawiły, że osunęła się część zbocza. Tak się złożyło, że był to teren cmentarza. Zniszczeniu uległo wiele starych grobowców. Pioruny trafiły w kilka odsłoniętych grobów, zwęglając zarówno trumny, jak i złożone w nich ciała.
Mieszkańcy Stopy Buddy bardzo się tym zaniepokoili. Odmówili modlitwy, a następnie odbudowali cmentarz, zakładając, że dzięki temu wszystko się ułoży. Niestety, od tego czasu ludzie w miasteczku zaczęli tracić dusze.
Pierwszy był pewien biedak, który obijał się tylko i nie kalał rąk żadną pracą. Często wybierał się w góry, gdzie łowił ptaki. Tak się złożyło, że utknął na górze Dafan w tę samą noc, kiedy osunęła się ziemia. Śmiertelnie się wystraszył, ale, na szczęście, nic mu się nie stało. Dziwne było to, że po kilku dniach, biedak nagle się ożenił. Wyprawił huczne wesele, oznajmił też, że od tej pory zacznie żyć uczciwie i zajmie się wspomaganiem innych.
W noc swojego ślubu biedak upił się do nieprzytomności. Położył się spać i nigdy się już nie obudził. Nowo poślubiona żona wołała go, ale nie odpowiadał. Dopiero kiedy obróciła go na łóżku, spostrzegła, że jego oczy są mroczne, a ciało zimne. Poza tym, że wciąż oddychał, nie różnił się niczym od umarłego. Pochowano go po kilku dniach, w ciągu których leżał w łóżku bez jedzenia i picia. Nieszczęsna panna młoda zaraz po ślubie została wdową.
Kolejną ofiarą była A-Yan, z rodziny kowala Zhenga. W dzień po zaręczynach jej niedoszły mąż zginął, zagryziony przez wilki podczas polowania w górach. Kiedy dziewczyna dowiedziała się o jego śmierci, popadła w taki sam stan jak nieszczęsny biedak. Szczęściem po jakimś czasie choroba utraty duszy cofnęła się sama z siebie. Niestety, dziewczyna nie odzyskała w pełni zdrowych zmysłów i gdy tylko opuszczała dom, tańczyła przed obcymi ludźmi.
Trzecią ofiarą był ojciec A-Yan - kowal Zheng. Do tej pory taki sam los spotkał siedem osób.
Wei Wuxian rozważył sytuację i uznał, że w grę wchodziła nie pożerająca dusze bestia, ale pożerający dusze upiór (5).
Choć ich nazwa różniła się tylko jednym słowem, były to zupełnie odmienne stworzenia. Upiór był duchem, zaś bestia - potworem. Wei Wuxian podejrzewał, że osuwająca się ziemia zniszczyła starożytny grobowiec, a piorun, który roztrzaskał trumnę uwolnił spoczywającego w niej upiora. Upewniłby się co do swoich podejrzeń, gdyby zdołał obejrzeć trumnę i stwierdzić, czy nie było na niej jakiś pieczęci. Jednak mieszkańcy Stopy Buddy pogrzebali już spopielone trumny w innym miejscu, pozwalając zmarłym spocząć w pokoju, co oznaczało, że nie ocalało zbyt wiele dowodów.
Aby wspiąć się na górę, należało podążyć ścieżką, mającą swój początek w miasteczku. Wei Wuxian dosiadł osła i powoli ruszył w górę zbocza. Po jakimś czasie minęło go kilku ludzi, z ponurym wyrazem twarzy schodzących z góry.
Kilku mężczyzn o pobliźnionych twarzach przekrzykiwało się nawzajem. Niebo zaczynało już ciemnieć, więc wszyscy podskoczyli ze strachu na widok zbliżającej się postaci przypominającej wiszącego ducha. Wyminęli go w pośpiechu, klnąc pod nosami. Wei Wuxian popatrzył za nimi.
- Może są tacy sfrustrowani, bo niedoszła zdobycz okazała się dla nich zbyt silna? - pomyślał.
Nie zastanawiając się nad tym dłużej klepnął osła po zadzie i popędził go do do truchtu w górę ścieżki.
Nie dosłyszał więc, jak w chwilę później mężczyźni, który się z nim minęli, zaczynają marudzić.
- Jeszcze nie widziałem kogoś takiego!
- Czy przywódca wielkiego klanu naprawdę musi konkurować z nami o upiora pożerającego dusze? Pewnie za młodu zabił ich całe tony.
- Co zrobić? To przywódca rodu. Możecie obrażać kogo i co zechcecie, ale nie obraźcie klanu Jiang, ani przywódcy Jiang Chenga. Możemy jedynie pozbierać manatki i poużalać się nad sobą.
PRZYPISY:
(1) Wei Wuxian rozmyślał o swoim mieczu: w świecie kultywacji duchowej i sztuk walki miecze służą między innymi jako środek transportu; Wei Wuxian zapewne wspomina uroki latania na mieczu i porównuje je z niedogodnościami telepania się na oślim grzbiecie.
(2) Fan: Wei Wuxian, słysząc nazwę Góra Dafan, źle usłyszał słowo "fan", które brzmi podobnie do słowa "ryż" więc pomyślał, że szło o Wielką Górę Ryżu. W rzeczywistości słowo "fan" oznacza "odnoszący się do buddyzmu".
(3) Wei Ying: Imię nadane Wei Wuxianowi przy narodzinach, zwykle używane tylko przez osoby bliskie i w tym samym wieku. Tutaj mówiący używając tego imienia, okazuje brak szacunku dla Wei Wuxiana.
(4) Wiele hałasu o Wei - nawiązanie do komedii "Wiele hałasu o nic" (Much Ado about Nothing) Williama Szekspira.
(5) Upiór - w zasadzie to duch, ale pożerający dusze duch to już lekka przesada:)
0 notes
shadboy666 · 6 years
Text
Nim spiszę ostatnie swe słowa przed nieuniknioną śmiercią, chciałbym zawrzeć w owym pamiętniku co sprowadziło mnie do tego opuszczonego przez wszelkie bóstwa i zapomnianego przez ludzkość miejsca. Bowiem sytuacja, w której się znalazłem jest tak beznadziejna, że jeżeli ktoś znajdzie ten dokument dowie się czego może spodziewać się w tym miejscu i dlaczego powinien wrócić tam skąd przybył.  Nim wszystko się zaczęło byłem młodym mężczyzną, pobożnym i miałem cel w życiu, którego niestety nie udało się zrealizować przez obsesję, która owładnęła mnie po przeczytaniu  starej księgi znalezionej w odmętach starej biblioteki, którą ludzie omijali ją szerokim łukiem. Bowiem twierdzili, że ze środka wydobywają się jakieś dziwne światła, a miejsce to jest przecież opuszczone od stu dwudziestu pięciu lat i zamknięte tak by nikt ze środka ani do środka nie mógł się dostać. Nie wiedzieć czemu została zamknięta ta skarbnica wiedzy.  Jedni mówili, że tam straszy, a inni wciąż powtarzali te stare bajki dla dzieci. Choć w głębi serca wiedziałem, że legenda, to tylko legenda, za każdym razem słuchałem jej jak bym ją słyszał pierwszy raz.                                           Legenda mówiła o tej bibliotece jako niegdyś stojąca tu budowla była kapliczką dla jakichś nieznanych bóstw, gdzie odprawiano czary używając czarnej magii i oddawano na cześć tych bóstw ofiary z ludzi. Gdy wypędzono z tych ziem ludzi wierzących w te paskudy, miejsce zmienili w bibliotekę na księgi zakazane, głównie miał być to magazyn dla takich ksiąg dopóki nie wymyślono co zrobić tymi pismami. Jak prawo nakazuje księgi zła nie mogą zostać zniszczone na świętej ziemi. Szukano innego rozwiązania by wszystkie księgi przenieść w inne miejsce, ale gdy tylko się zbliżyli do bram tego budynku okna rozświetliły się czerwonym światłem, a z wnętrza zaczęły się wydobywać wycie i zawodzenie dotąd nieznanych istot. Wrzaski i krzyki były tak przerażające, że postanowiono zamknąć to miejsce na zawsze.  Wiem jak bardzo absurdalnie brzmi ta legenda, ale działała na dzieci jak ogień.  Moja ciekawość odkrycia wnętrza stawała się coraz większa, aż w końcu postanowiłem to zbadać na własną rękę. Gdy teraz o tym myślę wiem jak bardzo był to porywczy i niedorzeczny pomysł. Nim postanowiłem tam wejść uprzednio musiałem się dobrze przygotować, a co najważniejsze musiałem to zrobić w nocy by nikt nie widział jak tam wchodzę. Gdy tylko słońce zaczęło zachodzić za horyzontem, ja ruszyłem po skalnych schodach w górę, bowiem stara biblioteka mieściła się na końcu wioski, przed biblioteką stał jeszcze starzejący się dom Pana Grants’a, który był już w sile wieku i nie wierzył w legendy i zabobony, sam był już takim dziwakiem. Jedyne co go tutaj trzymało były tutejsze lasy, które chętnie odwiedzał po zapasy roślin. Ludzie niechętnie go odwiedzali, ale gdy tylko chorowali, to pojawiali się przed jego drzwiami, niczym jak w tym przysłowiu “Jak trwoga, to do Boga”.  Mimo bycia największym dziwakiem we wsi był najlepszym alchemikiem pod słońcem, dzięki czemu mieszkańcy też nie chorowali zbyt często. Gdyby jednak zabrakło starego alchemika mieszkańcy znów musieliby podróżować do miasta oddalonego o dwie godziny drogi powozem konnym. Niestety nastały takie czasy, że ludzie nie mogli sobie pozwolić na powóz konny, a na domiar złego w pobliżu wioski stacjonowali bandyci, więc by nie dać się ograbić trzeba było nadrobić drogi. Wychodziło na to, że trzeba było zatoczyć koło tym samym potrzeba było jednego dnia by dotrzeć do uzdrowiciela.  Przedzierając się przez przerośnięte krzaki błądząc po omacku mimo blasku księżyca szedłem na przód zachowując ostrożność i próbując bezszelestnie poruszać się na przód. Stojąc już blisko ogrodzenia starej biblioteki poczułem pustkę w sercu widząc ogrom tego miejsca i jak bardzo one zostało zapomniane przez ludzi. Prześlizgnąwszy się przez dziurę w płocie byłem już blisko ściany tajemniczej i ponurej budowli.  W pewnym momencie dopadł mnie nieoceniony strach przed nieznanym, nogi chciały czym prędzej uciekać, ale w głowie ciągle myślałem jak wiele mądrości przyjdzie mi poznać pomimo wiedzy iż w środku znajdują się księgi zakazane jak wynikało z legendy. Byłem już bliski by wziąć nogi zapas i czym prędzej uciec z tego miejsca, ale ciekawość była zbyt duża by się teraz wycofać, mój cel był na wyciągnięcie ręki, nie mogłem teraz zawrócić, musiałem iść dalej.  Przechodząc nisko wzdłuż ściany, natknąłem się na dziwną pieczęć w jednej z cegieł leżących obok gruzowiska, bowiem biblioteka z biegiem czasu zaczęła się rozsypywać. Pomimo próby czasu dach nadal przysłaniał wnętrze tej budowli.  Okna zawieszone jakby przy samym dachu nie ułatwiały zobaczenia co kryje wnętrze biblioteki, bowiem jedynym wejściem było wejście frontowe i to mnie bardzo zasmuciło. Miałem nadzieję, że znajdę inne wejście do tej przepięknej na swój sposób twierdzy, która odstraszała co kolejnych śmiałków chcących poznać jej tajemnice.  Pomimo ciemności, która mnie otaczała moje oczy przyzwyczaiły się do trudności w widzeniu dzięki czemu mogłem poruszać się nie wytężając tak bardzo wzroku.  Gdy obszedłem bibliotekę dookoła natknąłem się na boczne drzwi, była to moja szansa by dostać się do środka, niestety drzwi były zamknięte. Pomimo tak wielu przeciwności postanowiłem się nie poddawać i wyruszyć tam kolejnego dnia będąc lepiej wyposażonym i przygotowanym.  Wróciwszy do domu dostałem w twarz od solidnej pięści szarej rzeczywistości. Bowiem majątek, którym dysponowałem był na tyle cienki, że nie byłem w stanie odpowiednio się wyposażyć. Powziąłem się za siebie i postanowiłem odwiedzić miasto i poszukać pracy. Był to mój cel, w między czasie jak to w życiu bywa wiele spraw się zmieniło i priorytety życiowe zaczęły się zamieniać miejscami. Bowiem minęło piętnaście lat odkąd opuściłem wioskę i zamieszkałem w Dunver w mieście, w którym najmowałem się jako pomocnik kucharza. Zarabiałem wystarczająco dużo by wyżywić moją rodzinę... Tak założyłem rodzinę, czułem się bardzo dobrze, lecz nadal odczuwałem pustkę w sercu, nadal myślałem o niegdyś zapomnianej bibliotece z przeszłości, którą chciałem odwiedzić. Mając potomstwo i kochającą żonę nie mogłem sobie pozwolić na nagły wypad.  Na powrót mojej obsesji tym miejscem nie musiałem zbyt długo czekać, bowiem gdy moje dziatki stały się dorosłe, ja postanowiłem wyruszyć w podróż. Moja żona umarła pięć lat temu i zostałem sam. Nic mnie tam nie trzymało, więc postanowiłem dokonać tego, na co czekałem prawie trzydzieści lat.  Gdy dotarłem do wioski miałem nadzieję spotkać starych znajomych, jednakże wioska opustoszała. Przez te trzydzieści lat moja noga nie postała w Murchawach, bo tak nazywała się ta wioska.  Było to nie małe zaskoczenie widząc stare walące się domy świecące pustką, wieś jakby zatrzymała się w czasie, tylko ludzi brakowało, bowiem niektóre miejsca wyglądały jakby domownicy dopiero co opuścili wieś.  Mimo wszystko nie zważając na smutny los Murchaw ruszyłem w stronę opuszczonej biblioteki.  Chata Pana Grants’a stała jakby w nienaruszonym stanie, lecz gdy podszedłem do drzwi i zapukałem przywitała mnie pustka. Sam nie wiem czego się spodziewałem, przecież ten stary dziwak już pewnie dawno nie żyję.  Odwróciwszy się na pięcie ujrzałem starą bibliotekę, nie był to już tak piękny widok jak ją zapamiętałem. Bowiem biblioteka została zniszczona, a raczej jej dach został strawiony przez pożar. Wokół budowli leżały nadpalone szczątki dachu i stłuczone szkło.  Byłem bardzo zawiedziony, lecz nadal miałem nadzieję, że w środku znajdę coś czego ogień nie dotknął swoją niszczycielską siłą.  Stojąc na przeciw wejścia można było poczuć unoszącą się woń spalonego drewna, jakby pożarł zniszczył to miejsce nie dawno. W środku już nie panowała ciemność, więc postanowiłem pozostawić swój bagaż przed wejściem.  Stojąc po środku tego wielkiego rozpadającego się gmachu ujrzałem wiele szaf ze nadpalonymi książkami, pomimo swoistej piękności tego widoku był bardzo nieszczęśliwy, bowiem każda dotknięta księga rozpadała się w dłoniach.  Gdy tak maszerowałem dokoła pośród zniszczonych pism natknąłem się na zejście do piwnic, lecz było ono zasypane nadpalonymi deskami i stertą gruzu.  Wtem zapalił się we mnie promyk nadziei i poczułem napływającą na mnie jeszcze większą ciekawość.                                                                              Nim zabrałem się do oczyszczania sobie wejścia postanowiłem wrócić do wioski, bowiem noc zbliżała się coraz to większymi krokami, a spać w tym miejscu było by bardzo łatwo myślnym posunięciem, nawet jeżeli miejsce jest opuszczone.  Postanowiłem udać się w stronę swojej starej chaty, nie sprzedałem jej nikomu lecz zostawiłem tak by móc tutaj kiedyś wrócić. Moja chata leżała na samym początku wioski toteż mogłem podziwiać znane mi niszczejące już teraz miejsca. Dom Panny Verhu przykuł moją uwagę bowiem jako jedyny spośród stojący w rzędzie był w bardzo dobrym stanie, aż chciało się podejść i zapukać. Lecz z tej myśli wybudziło mnie iż mam inny cel, a noc jest coraz bliżej. Gdyby nie mróz może i bym się skusił sprawdzić jej chatę, ale wiedząc jak zimne są noce w tych okolicach odpuściłem sobie ten pomysł. Gdy dotarłem do mojej chaty od razu powziąłem się za zebranie drwa do kominka, które miałem schludnie ułożone za domem. Gdy wszedłem do środka, ów wnętrze prawie się nie zmieniło prócz grubej powierzchni kurzu i wielu pajęczyn miejsce wydawało się nadal tak samo przytulne jak trzydzieści lat temu. Z bagażu wyjąłem suszone mięso i wcześniej zakupiony króliczy udziec w mieście, po czym zająłem się krzesaniem ognia w kominku. Z łatwością pomieszczenie rozjaśniło się tańczącymi płomieniami i po tym wysuszone na wiór drwa zaczęły trzaskać i tym samym temperatura zaczęła być przyjemniejsza. Poczułem się wtedy jak za młodu gdy tutaj mieszkałem wraz z rodziną. Przygotowałem sobie posiłek i napar z grzybów. Przeto usłałem łoże przy kominku i tak rozmarzony wpatrywałem się w światło wydobywające się z kominka. Gdybym miał jeszcze bujane krzesło czułbym się jak za starych dobrych czasów, gdy mój Dziad prowadził tutaj stajnie i sprzedawał konie, a wieś rozwijała się niczym młody organizm dziecka.  Po ciepłym posiłku dorzuciłem jeszcze parę kloców drwa do paleniska i położyłem się spać.  Następnego dnia obudziłem się wypoczęty jak nigdy i z większą ilością wigoru od razu zacząłem się pakować by jak najszybciej oczyścić piwnice biblioteki. Zabrawszy ze sobą plecak i potrzebne mi przedmioty ruszyłem w stronę swojego celu. Wieś nadal była pusta jak niegdyś moja kieszeń nim opuściłem to miejsce.  Gdy dotarłem na miejsce nie zważając na nic zabrałem się do pracy. Mając w sobie płomień nadziei uwinąłem się z tym tak szybko, że sam byłem w zdumieniu iż tak łatwo mi poszło. Przed zejściem na dół jeszcze raz sprawdziłem czy mam potrzebne przedmioty, odpaliłem własnoręcznie zrobioną pochodnie i ruszyłem na przód. Schody były strome i śliskie, ostrożnie schodziłem w głąb nieznanego mi świata podziemi. Ze środka wydobywał się nie miły zapach stęchlizny, który dla niektórych mógłby być tak wielką przeciwnością, że wróciliby na powierzchnie. Zakryłem nos chusteczką i schodziłem powoli w dół. Schody zakręcały jakby ktoś kiedyś pomyślał, by nie zajmowały zbyt dużo miejsca. Gdy udało mi się dotrzeć na sam dół ujrzałem ściany przyozdobione jakimiś dziwnymi znakami, jakby napisane w nieznanym mi dotąd języku. Ciekawość tego zagadkowego miejsca pchała mnie na przód. Dotarłszy do pierwszej komnaty ujrzałem stos ksiąg, które leżały jakby w kopcu, a na ich powierzchniach leżała warstwa kurzu, pomimo iż po to tutaj przyszedłem, nie zważałem na to i postanowiłem iść dalej. Na skraju tego miejsca natknąłem się na wielką skrzynię, która była ozdobiona tymi dziwnymi znakami. W pierwszej chwili pomyślałem, że to może być jakiś skarb, ale widząc ogromną pordzewiałą kłódkę przez głowę przeleciał mnie strach, bowiem pomyślałem, że nie na darmo jest tak dobrze zamknięta ta skrzynia i w środku mogą znajdować się przedmioty, które specjalnie zostały tak ukryte.  Pomimo wysiłku nie udało mi się jej otworzyć, może to i lepiej pomyślałem wtedy. Wtem wróciłem do stosu ksiąg i znalazłszy świecznik zapaliłem świecę i usiadłem wygodnie na krześle obok starego solidnego biurka.  Przeglądając księgi nie znalazłem niczego szczególnego oprócz jednej księgi, która była na samym dnie tego stosu. Przykuła moją uwagę swoim niecodziennym wyglądem, jej okładka była wykonana z jakiegoś dziwnego i dotąd nieznanego mi materiału. Na jej powierzchni był zawiązany sznur jakby ktoś chciał ukryć zawartość przed światem. Zacząłem starannie odwiązywać sznur i otworzyłem na pierwszej stronie. Ukazała mi się twarz samego diabła, a pod nią zapis “Liber Diaboli”. Pomimo moich wierzeń iż nie powinienem czytać takich ksiąg postanowiłem ją jednak przeczytać.  W księdze zostały spisane najczarniejsze z najczarniejszych obrzędów o jakich słyszałem i o jakich się dowiedziałem w trakcie czytania. W księdze natknąłem się na notkę, która rozbudziła we mnie nową obsesje, byłem jakby opętany przez tą księgę. Bowiem w niej zapisano, że wewnątrz tego miejsca jest zejście do tajemniczej jaskini, a raczej ołtarza, który pozwoli mi posiąść wiedzę, o której marzyłem i poznać wszystkie tajemnice świata.  Byłem już wtedy tak zaślepiony, tą wiadomością, że jest takie miejsce i wcale nie trzeba nigdzie iść, że nie myślałem już racjonalnie o tych sprawach.  W księdze zapisano, że w skrzyni, którą wcześniej widziałem jest klucz do owego miejsca. Niczym uradowane dziecko na wiadomość, że otrzyma słodką bułkę zacząłem pośpiesznie kierować w stronę owej skrzyni.  W amoku emocji i obsesji zniszczyłem zamek i jakimś cudem otworzyłem tą przeklętą skrzynię. W środku znalazłem ogromny pierścień z dziwnym klejnotem, bardzo przypominał mi ametyst. Czytając księgę postępowałem według instrukcji, pierścień włożyłem do wgłębienia w ścianie za pustym obrazem. a kielich który stał na piedestale zapełniłem niewielką ilością mojej krwi z przeciętej ręki. Postępowałem tak pochopnie i tak szybko by tylko znaleźć się jak najbliżej tego ołtarza, że nie zauważyłem jak bardzo byłem nie uważny. Bowiem po otwarciu się sekretnego przejścia ruszyłem bez swoich wcześniej przygotowanych rzeczy. Przeto po przesunięciu się ściany ujrzałem jakby przepaść, ale przy wejściu była drewniana drabina. Nie myśląc za dużo, co okazało się być później zgubne dla mnie zacząłem schodzić pośpiesznie w dół. Gdy zorientowałem się, że na powierzchni szczebli drabiny była jakaś dziwna substancja, ja już byłem w połowie drogi w dół. Wtem kilka szczebli zaczęło się łamać, bowiem nieostrożny w amoku nie sprawdziłem tego dobrze i runąłem z całą siłą na sam dół.  Gdy ocknąłem się leżałem w ciemnym nie wiadomo jak wielkim miejscu, ciemność była tak gęsta, że nie wiedziałem gdzie jestem. Ból był nie do opisania, upadek z tak dużej wysokości spowodował zwichnięcie mojej prawej kostki, na szczęście miałem podręczne proszki od starego dziwaka. Nigdy ich nie stosowałem, ale podobno miały działać przeciwbólowo. Miałem ogromną nadzieję, że po trzydziestu latach nadal działają. Na szczęście zadziałały dlatego też jestem w stanie to zapisać. Przy sobie miałem też krzesiwo, które pozwoliło mi zapalić tą pochodnię, która mi przyświeca ostatnie chwile mojego życia. Bowiem okazało się, że sekretne miejsce było kłamstwem, a jest to tylko studnia bez wody. Próbowałem się stąd wydostać bez wymiernego skutku, większość szczebli, dzięki którym nie połamałem sobie kości, bo zamortyzowały upadek, ale też przez nie nie mogę się stąd wydostać. Przez moją głupotę i nieostrożność zgniję tutaj z głodu, bo wszystkie potrzebne rzeczy zostawiłem na górze. Jedyne co zabrałem to ta cholerna księga, na której spisuję me ostatnie słowa. Właśnie w tym momencie zdałem sobie sprawę jak bardzo jest to bez sensowna sytuacja, jeżeli już znajdziesz tą księgę i moje truchło to tym samym pewnie znajdziesz się w podobnej sytuacji jak ja, ale też prawdopodobieństwo, że ktoś kiedykolwiek znajdzie moje zapisy jest tak niewielkie, że czuję się coraz gorzej. Pewnie nim umrę z głodu postradam jeszcze zmysły. Mam nadzieję, że ta substancja, która pokrywała szczeble jest trująca, bowiem na koniec życia chcę pozostać w miarę możliwości o zdrowych zmysłach.  ___________________________ Koniec
0 notes
wielkiemilostki · 4 years
Text
15.04.2020
Tym razem wyleją się myśli, z którymi bałam się zmierzyć.  Nie potrafiłam sobie nigdy tego wszystkiego uporządkować, a myślę, że to był mój główny zapalnik do złego samopoczucia.  A więc, zaczynam od początku.  Napisanie pierwszego zdania jest zawsze najtrudniejsze, ale potem pisanie idzie z górki, wszystko się wylewa.  .....poznaliśmy się przez portal randkowy. Nie uważam, żeby było to coś złego. W tych czasach nikogo już to nie dziwi.  Nie było się tu nad czym zastanawiać - od razu coś w nim dostrzegłam, mimo że to tylko zdjęcie. Tym bardziej, że hej! jestem panią fotograf! Potrafię dużo wyczytać ze zdjęcia! A może tylko mi się tak wydawało? I było to złudzenie, że jest on dobrym człowiekiem? Przecież to, że się uśmiecha na każdym zdjęciu, wcale nie musi oznaczać jego dobrych intencji. Nim się obejrzałam zaczęliśmy ze sobą pisać. Nie zwracałam kompletnie uwagi na odległość. Po prostu miło spędzałam z nim czas na rozmowach. Nawet nie chciałam poruszać tematu spotkania, bo wiedziałam, że tak tylko się mówi - spotkamy się, przyjadę do Ciebie, dla mnie odległość to żaden problem!  Wiele razy byłam naiwna, wiele razy się na tym przejechałam.  Dlatego postanowiłam dojrzale do tego podejść i niczego nie oczekiwać.  To po prostu dobra znajomość przez internet.  Ale w którym momencie umknęło mi to jak się do siebie zbliżyliśmy?  Sama nie wiem, tego nie dało się skontrolować.  Było dobrze. Może nawet za dobrze?  No i kto by się spodziewał, że został poruszony temat spotkania?  Mieliśmy spotkać się w weekend. Moim zadaniem było znalezienie noclegu dla niego. A to przecież żaden problem - zrobione! Tylko to byłoby zbyt proste i zbyt piękne żeby poszło tak łatwo - pokłóciliśmy się. “Skoro nie możesz ze mną spać w hotelu to bezsensu żebym tracił czas”.  Skoro tracisz czas na przyjazd do mnie - to nie przyjeżdżaj. Skoro dzień to za mało i siedzenie do późna tak samo - trudno, nie przyjeżdżaj. Krótko i na temat. Nie zamierzałam się tym przejmować. Wyszłam na miasto z moim przyjacielem. Opowiadając mu o tej sytuacji od razu powiedział, że nie powinnam się w to pakować. To dziwne, a tym bardziej hej! co to za odległość? Prawie 300 kilometrów w jedną stronę?! Po kilku dniach milczenia - odezwał się.  Czy ja znowu coś pominęłam? Dlaczego nie zauważyłam kiedy zwalił winę na mnie? Że to ja go wystawiłam?  Że wolałam wyjść na miasto ze swoim przyjacielem niż spotkać się z nim? Zaczęło mi na nim zależeć? Nie chciałam się kłócić?  Pogodziliśmy się - ale on podjął decyzję, że “skoro go wystawiłam to teraz ja do niego mam przyjechać”.  W sumie, chciałam to zrobić. To szalone. Spontaniczne. Czemu nie?  Ale potem zmierzyłam się z realiami - co powiem mamie? tacie? Wyjeżdżam do obcego faceta, sześć lat starszego ode mnie, z nietypowym wyglądem? poza tym hej, jestem kobietą! Co jeśli mnie gdzieś zaciągnie i skrzywdzi?  Trzeba myśleć przede wszystkim o swoim bezpieczeństwie.  Rozmowy na temat spotkania doprowadzały do ciągłych kłótni. Postanowiłam to zakończyć, ponieważ nie miało to dla mnie najmniejszego sensu. Ciągle chodziłam zła i smutna.  Więc tak jak mówiłam wyżej - trzeba o siebie zadbać i się sobą zaopiekować. Pomyśleć o tym, co jest dla nas dobre.  Urwałam z nim kontakt.  Zaczęłam się spotykać z ludźmi. Randkowałam. Czułam się dobrze. Minęło sporo czasu, myślę że ponad pół roku. ODEZWAŁ SIĘ.  Byłam cała w emocjach, nie wiedziałam dlaczego mój organizm w taki sposób reaguje na wiadomości od niego. O co chodzi? Nie byłam chętna do rozmowy z nim, chciałam żeby dał mi spokój. Zaakceptował to, ale powiedział, że cały czas czeka na mnie miejsce. u niego. w domu. jeśli chciałabym schować się przed światem. on tam jest. i czeka.  to było dla mnie za wiele Nie dawał za wygraną bo co jakiś czas dawał o sobie znać. Dlaczego uparł się akurat na mnie? I znowu - gdzie pominęłam moment kiedy zaczęliśmy znowu ze sobą codziennie pisać?  Zbliżyliśmy się do siebie.  Oboje się zmieniliśmy. Przynajmniej każde z nas tak myślało. Przecież minęło dużo czasu! Postanowił do mnie przyjechać. Na jeden dzień.  Znowu podeszłam do tego z dystansem. Ma jechać w jedną stronę pięć godzin, spędzić ze mną trochę czasu i znowu wracać pięć godzin? To niemożliwe. I szalone.  Więc nieźle się zdziwiłam, kiedy wysłał mi zdjęcie biletów.  Cała byłam w nerwach. Stresowało mnie to spotkanie.  Czekałam na niego na peronie. Pociąg się spóźniał. Świeciło słoneczko. A ja myślałam, że zwariuje.  Wysiadł. Wpadliśmy sobie w ramiona. Cmoknął mnie w policzek.  Zdziwiłam się, bo wyglądał lepiej niż na zdjęciach.  A spotkanie było świetne. Poszliśmy nad rzekę. Uklęknął. Oświadczył mi się pierścionkiem z automatu, którego szukał po całym swoim mieście.  Nie mogłam przestać się uśmiechać.  Od tamtego czasu było idealnie. Zero kłótni. No i planowaliśmy kolejne spotkanie.  Znowu chciał przyjechać. Wow! Co się z nim stało?  Tym razem był na cały weekend.  Pokazałam mu miasto. Spał w hotelu. Posiedziałam z nim do późna. Wypiliśmy wino. Rozmawialiśmy. Tak.  Na drugi dzień rano już do niego jechałam. Spędziliśmy kolejny dzień razem.  Było cudownie. Nie chciałam żeby to się kończyło. Chciałam żeby to trwało wiecznie.  Po tym spotkaniu nie widzieliśmy się jakiś czas.  Czasem się kłóciliśmy, ale głownie o głupotki. Nienawidziłam tego. Strasznie mnie to bolało.  Nasze następne spotkanie miało być u niego w mieście.  Moje przygotowania do tego trwały bardzo długo. Ciężko jest namówić na takie coś nadopiekuńczą mamę. Ale!!! Udało się, mimo wielu trudności.  Zapakowałam się w torbę. Wyjechałam. Miałam jechać w piątek i wrócić w niedzielę. Przedłużyło się. Ale nie z mojej winy! Odebrał mnie z peronu. A w dłoniach trzymał różę.  Kocham kwiaty. Kocham rośliny. Kocham go?  Pojechaliśmy do mieszkania jego mamy. Bardzo chciał mnie z nią poznać.  Cudowna kobieta. Tak samo cudownie gotuje.  Specjalnie dla mnie przygotowała jedzenie bez mięsa. Zawsze doceniam taki gest. Strasznie się niecierpliwił. Chciał wracać do domu.  Gdy staliśmy pod drzwiami kazał mi zasłonić oczy. Zaprowadził mnie do mieszkania. Powiedział, że mogę spojrzeć.  W całym mieszkaniu stały rozstawione świeczki, które się paliły.  (nie będę wspominać o tym, że to nieodpowiedzialne, bo to oczywiste, że mogło się coś zapalić!!! Więc wcale się nie dziwie, że się niecierpliwił).  Ale to było coś, co rozczuliło moje serce.  Gdzieś tam głęboko we mnie drzemie romantyczka. Ten wieczór spędziliśmy ze sobą. Blisko siebie.  Bardzo dużo leniuchowaliśmy. (naprawdę!)  Oglądaliśmy kreskówki na netflixie i cieszyliśmy się sobą, swoją obecnością.  W sobotę wieczorem zabrał mnie na randkę. Poszliśmy do kina na krainę lodu.  To było dla mnie magiczne.  Ta bajka, popcorn słony karmel i on przy mnie.  Po powrocie do domu zrobiliśmy razem pizzę. Tamtego wieczoru strasznie się przed nim otworzyłam. Czułam się bezpiecznie. Poczułam się tak, jakbym znalazła swoje miejsce na ziemi.  W niedzielę miałam wracać. Znowu odwiedziliśmy jego mamę, bo blisko było od niej na dworzec.  I nagle jego mama powiedziała, żebym zobaczyła czy pociągi nie mają opóźnień, żebyśmy nie czekali na marne.  Zrobiłam wielkie oczy jak zobaczyłam opóźnienie o 4 godziny, które co chwile się zwiększało. A był to ostatni pociąg do mojego miasta. Planowo miałam być o 22 w domu.  Przez opóźnienia miałam być w nim w środku nocy.  Wszystko byłoby w porządku, ale 1) “jestem kobietą i coś mi się jeszcze stanie”- to słowa mojej mamy 2) miałam zajęcia w poniedziałek o 7 rano. I podjęliśmy decyzję - ja, on, no i moja mama - zostaje u niego! Pojechaliśmy po piwo, wróciliśmy do domu. Ubrałam jego koszulkę.  Zjedliśmy kolację, piliśmy piwo, oglądaliśmy głupoty.  Chyba wtedy poczułam szczęście.  Nie potrafię tego opisać.  On przy mnie. Jego uśmiech. Co chwile patrzył czy smakuje mi jedzenie, które dla mnie uszykował. Znowu cieszyliśmy się chwilą, tym że możemy być dłużej obok siebie.  I chyba właśnie wtedy poczułam się jak w domu. Byłam pewna, że to moje miejsce, że będę do niego wracać.  W poniedziałek rano wróciłam do domu. Znowu musieliśmy czekać na spotkanie.  Ale wtedy bardzo dużo się kłóciliśmy. Szczerze mówiąc odechciało mi się nawet do niego jechać. Nie sądziłam, że jest tak zazdrosny.  Wydarł się na mnie wyzywając mnie, “mówiąc” co ja odpierdalam, że nie ma mnie w domu.  Nie sądziłam, że wyjście z koleżankami z pracy na miasto będzie zapalnikiem do kłótni. Przecież o tym wiedział.  I znowu - czemu to obróciło się tak, że wzięłam winę na siebie? Przecież wiedziałam o tym, że nie zrobiłam nic złego, a mimo wszystko to było przeze mnie.  To tylko jedna z niewielu kłótni, które mieliśmy bo ja gdzieś wychodziłam.  Nigdy nie dawałam mu powodów do zazdrości. Nawet zwykłe spotkanie z koleżanką z klasy, o której sporo mu mówiłam było powodem do kłótni i do zazdrości. Mimo, że potrafiłam z nim cały czas rozmawiać.  Z czasem “bałam się” mówić o czymkolwiek (tym bardziej o swoich zmartwieniach) bo nie chciałam się kłócić.  Ale chyba nie tak powinna wyglądać zdrowa relacja, prawda? Wracając - na kolejne spotkanie musieliśmy czekać. Ale się opłacało, bo mieliśmy spędzić ze sobą niecałe dwa tygodnie. Ja i on. W jednym mieszkaniu. Sami. Tym razem zapakowałam się w wielką walizkę. Myślałam, że sobie z nią nie poradzę.  Spędzaliśmy ze sobą każdą chwilę. Poznałam jego siostrę. Zobaczyłam miasto. Nawet byliśmy na domówce u jego znajomych. Chciałam żeby to trwało wiecznie. Nie myślałam o zmartwieniach, zostawiłam je gdzieś za sobą. Jednak  mieliśmy kilka starć na żywo. Nie wiedziałam jak mam się wtedy zachować. Ale to chyba normalne kiedy spędza się z kimś 24/7?  Ale najgorszy moment był dzień przed powrotem do domu. Szliśmy spać. W jednym łóżku. Standardowo.  Leżałam i nagle wszystko mnie zmiażdżyło. Nieoczekiwanie. Pomyślałam o tym co mnie czeka jak wrócę do domu, ze będę musiała znowu czekać za kolejnym spotkaniem, że już za nim tęsknię, że nie wiem kiedy go zobaczę, poza tym znowu ten ciągły bieg - szkoła, dom, praca. Odwróciłam się na bok. Popłakałam się. Nie chciałam żeby to usłyszał. Nigdy nie płakałam przy facecie. Milczałam.  Poczułam się tylko gorzej, gdy odwrócił się do mnie plecami i w okropny sposób powiedział mi, że to ja wprowadzam taką nerwową atmosferę. To moja wina. Znowu.  Na drugi dzień było normalnie, jakby to się nie wydarzyło.  Wróciłam do domu i nie sądziłam, że moje obawy i zmartwienia to dopiero początek moich problemów.  Na początku, po moim powrocie od niego - wszystko było dobrze.  Ale potem zaczęły się kłótnie. Ciągłe pretensje, że to JA za dużo pracuje.  Ale chyba ciężko jest być z kimś tak idealnym, kto nie popełnia żadnego błędu, skoro wszystko jest moją winą, prawda? Bardzo ogólnikowo - kłótnie przerosły mnie na tyle, że zakończyłam to.  Usłyszałam tylko, że mam “oddać pendrive, na którym była bajka dla mojego brata, bo to nie był dla mnie żaden JEBANY prezent. A jak go wyślę, to mam wypierdalać. “ Żałuję tylko, że nie wgrałam na niego żadnych filmów pornograficznych, zanim go odesłałam.  Odzywał się do mnie jeszcze wiele razy. Znowu go zbywałam. Bywały też chwile, że pisaliśmy trochę dłużej.  To szalone, bo mimo, że nie widywaliśmy się często poczułam do niego bardzo dużo. Tak samo dużo przez niego wycierpiałam.  Napisałam tutaj wszystko po kolei, mówiąc o momentach, które najbardziej zapamiętałam.  Ale nie da się zapomnieć słów, że jestem toksyczna, że jestem dzieckiem. No i, że “mam napisać jak dorosnę”.  Gdy to zakończyłam potrzebowałam dużo czasu żeby się wypłakać i ogromnej ilości przytuleń. Chyba większość osób, które spotkałam na swojej drodze wpadały w moje ramiona. Musiałam je przytulać, czy tego chciały czy  nie.  Do teraz boli mnie ta sytuacja, rozmawiałam o tym z wieloma osobami i każdy mi mówił, że mam go olać/zapomnieć o nim/zablokować go wszędzie gdzie się da. Ale hej, to nie takie proste.  Zmienił wiele, wiele mu zawdzięczam. Przede wszystkim to, że pomógł mi siebie zaakceptować. Oczywiście pod względem fizycznym. Zawsze sie czułam przy nim piękna. Nawet wtedy, gdy byłam po oczyszczaniu buźki, a moja twarz była koloru buraka.  Ale po czasie zrozumiałam też, że  przez niego czuję się... głupia?  Że dosłownie nic nie wiem o życiu, że nie mam w niczym racji, że nawet nie potrafię argumentować swoich wypowiedzi.  Nie wiem co jest gorsze  - niska samoocena przez wygląd, czy przez swoją inteligencję.  Mój tato powiedział mi, że powinnam pamiętać tylko te dobre chwile.  posłuchałam go. No i zaczęłam tęsknić za moim ukochanym.  Myślałam tylko o tym jak cudownie nam razem było, że rozpieszczał mnie niespodziankami, dużo ze mną rozmawiał i docenił to jaka jestem ( a raczej mój wygląd).  To było złe.  Nie powinnam była myśleć o tym w ten sposób, bo przecież nie bez powodu chciałam to zakończyć.  Długo dojrzewałam do tej decyzji. Byłam pewna, że bez niego nie jestem w stanie sobie poradzić.  Więc, jak bardzo musiało być źle, skoro podjęłam taką decyzję? Że postanowiłam zadbać o to, żeby być dobrze traktowana?  Moja koleżanka trochę mnie wyśmiała, bo powiedziała mi, że “to trwało tak krótko, czym ty sie przejmujesz, skoro ja mam o wiele gorzej/u mnie trwa to dłużej” Uważam, że to ile trwa relacja nie ma nic do rzeczy.  Poczułam do niego dużo. Stanowczo za dużo. Ale te kilka spotkań, ten czas spędzony razem bardzo mnie zmienił.  Zakochałam się. I cierpiałam.  Ale kiedy to zakończyłam, kiedy powiedziałam mu, że to koniec. Poczułam ulgę.  Pierwszy raz od bardzo dawna miałam tak spokojny wieczór, mimo smutku, że to koniec.  Dzięki niemu zrozumiałam, że nie pozwolę się więcej źle traktować.  Nikt nie jest idealny, a ja potrafię przyznać się do błędu, jeśli faktycznie wiem, że zjebałam.  W sumie jestem mu wdzięczna, bo zrozumiałam, że jestem piękną kobietą, która zasługuje na wszystko co NAJLEPSZE.  Brnę w samorozwój i nie zamierzam się zatrzymać.  Chciałam napisać, że kiedyś będę się z tego śmiała.  I może faktycznie, kiedyś tak będzie.  Być może będzie to historia, którą będę opowiadała moim dzieciom, aby były ostrożne.  Wylewając tu wszystko, uspokajając swoje myśli chciałabym przede wszystkim sonie podziękować, że jestem na tyle silna, że dałam sobie z tym radę. Że się z tym zmierzyłam. Sama.  Co mnie nie zabije to mnie wzmocni, prawda? 
0 notes
agneswieckowska · 5 years
Text
Lotnisko w Madrycie podobno jest jednym z największych w Europie. Tak to jest ogromne lotnisko. Uprzedzam tylko, że jeżeli leci się bardzo wczesnym rankiem to nici z zakupów w wolnocłowym.
#gallery-0-45 { margin: auto; } #gallery-0-45 .gallery-item { float: left; margin-top: 10px; text-align: center; width: 33%; } #gallery-0-45 img { border: 2px solid #cfcfcf; } #gallery-0-45 .gallery-caption { margin-left: 0; } /* see gallery_shortcode() in wp-includes/media.php */
Lotnisko jest świetnie skomunikowane. Do centrum miasta można się dostać metrem. Bilety na metro kupuje się w automatach.
#gallery-0-46 { margin: auto; } #gallery-0-46 .gallery-item { float: left; margin-top: 10px; text-align: center; width: 50%; } #gallery-0-46 img { border: 2px solid #cfcfcf; } #gallery-0-46 .gallery-caption { margin-left: 0; } /* see gallery_shortcode() in wp-includes/media.php */
Wejścia do metra są świetnie oznaczone i posiadają windę.
Drugą opcją jest autobus który dojeżdża praktycznie do centrum z tym, że jedzie o wiele dłużej. Z racji tego, że metro jeździ od godziny 6 rano do około 2 w nocy poza tymi godzinami autobus jest najlepszą opcją. Polecam przyjść na przystanek sporo przed czasem ponieważ autobus nie końca trzyma się rozkładu – nawet jeżeli jest prawie pusty. Bilety można kupić u kierowcy.
#gallery-0-47 { margin: auto; } #gallery-0-47 .gallery-item { float: left; margin-top: 10px; text-align: center; width: 50%; } #gallery-0-47 img { border: 2px solid #cfcfcf; } #gallery-0-47 .gallery-caption { margin-left: 0; } /* see gallery_shortcode() in wp-includes/media.php */
Jest jeszcze trzecia opcja – pociąg.
Po Madrycie można poruszać się wspomnianym już metrem, autobusami, a także rowerami miejskimi.
Jak to w przypadku każdej stolicy tak i w Madrycie jest wiele przeróżnych noclegów do wyboru, ale i w wyższej cenie. Trzeba uważać na naciągaczy.
#gallery-0-48 { margin: auto; } #gallery-0-48 .gallery-item { float: left; margin-top: 10px; text-align: center; width: 50%; } #gallery-0-48 img { border: 2px solid #cfcfcf; } #gallery-0-48 .gallery-caption { margin-left: 0; } /* see gallery_shortcode() in wp-includes/media.php */
W Madrycie jest całe mnóstwo atrakcji. Ja polecam wizytę w Katedrze de la Almudena. Wstęp za darmo, ale mile widziany jest datek.
#gallery-0-49 { margin: auto; } #gallery-0-49 .gallery-item { float: left; margin-top: 10px; text-align: center; width: 50%; } #gallery-0-49 img { border: 2px solid #cfcfcf; } #gallery-0-49 .gallery-caption { margin-left: 0; } /* see gallery_shortcode() in wp-includes/media.php */
W Madrycie na pewno nikt nie będzie zawiedziony jeżeli chodzi o pamiątki, które można nabyć co krok.
#gallery-0-50 { margin: auto; } #gallery-0-50 .gallery-item { float: left; margin-top: 10px; text-align: center; width: 25%; } #gallery-0-50 img { border: 2px solid #cfcfcf; } #gallery-0-50 .gallery-caption { margin-left: 0; } /* see gallery_shortcode() in wp-includes/media.php */
Są tu piękne sukienki do flamenco i chusty.
#gallery-0-51 { margin: auto; } #gallery-0-51 .gallery-item { float: left; margin-top: 10px; text-align: center; width: 50%; } #gallery-0-51 img { border: 2px solid #cfcfcf; } #gallery-0-51 .gallery-caption { margin-left: 0; } /* see gallery_shortcode() in wp-includes/media.php */
Nie ma też problemu z zakupem znaczków pocztowych, a skrzynki stoją w wielu widocznych miejscach.
#gallery-0-52 { margin: auto; } #gallery-0-52 .gallery-item { float: left; margin-top: 10px; text-align: center; width: 50%; } #gallery-0-52 img { border: 2px solid #cfcfcf; } #gallery-0-52 .gallery-caption { margin-left: 0; } /* see gallery_shortcode() in wp-includes/media.php */
Kartki można kupić w promocyjnych cenach – przy zakupie np. 10 sztuk.
Restauracje…Madryt jest bardzo drogim miastem. Ceny są na poziomie Szwecji. Niestety nie wszędzie da się wjechać z wózkiem, więc my sobie odpuszczaliśmy jedzenie w restauracjach.
#gallery-0-53 { margin: auto; } #gallery-0-53 .gallery-item { float: left; margin-top: 10px; text-align: center; width: 50%; } #gallery-0-53 img { border: 2px solid #cfcfcf; } #gallery-0-53 .gallery-caption { margin-left: 0; } /* see gallery_shortcode() in wp-includes/media.php */
Czym można się ratować? Jedzeniem w sieciówkach albo…gotowcami z Lidla. Taka np. tortilla z Lidla jest naprawdę świetna w smaku.
#gallery-0-54 { margin: auto; } #gallery-0-54 .gallery-item { float: left; margin-top: 10px; text-align: center; width: 50%; } #gallery-0-54 img { border: 2px solid #cfcfcf; } #gallery-0-54 .gallery-caption { margin-left: 0; } /* see gallery_shortcode() in wp-includes/media.php */
Za to alkohol w Hiszpanii za pół darmo. Bardzo dobre wina w cenach na każdą kieszeń.
Dla wielbicieli szynek hiszpańskich są specjalne sklepy wędliniarskie.
Co można przywieźć fajnego z Madrytu? Bardzo dobre kremy do twarzy, świetne hiszpańskie szynki i oliwki (bardzo dobre są w Lidlu),
#gallery-0-55 { margin: auto; } #gallery-0-55 .gallery-item { float: left; margin-top: 10px; text-align: center; width: 50%; } #gallery-0-55 img { border: 2px solid #cfcfcf; } #gallery-0-55 .gallery-caption { margin-left: 0; } /* see gallery_shortcode() in wp-includes/media.php */
i oczywiście magnesy.
Jakie rady na koniec? Wygodnie buty dostosowane do pogody. W październiku czyli miesiącu w którym my byliśmy pogoda może być w kratkę i skutkować może, zniszczeniem butów i kapelusza. Jeżeli chodzi o kwestię bezpieczeństwa na ulicach to jak to zawsze bywa w dużym mieście trzeba mieć oczy dookoła głowy i nie kusić losu. Madryt ma również dzielnice do których wieczorem lepiej się nie zapuszczać.
Madryt praktycznie czyli co gdzie i jak. Lotnisko w Madrycie podobno jest jednym z największych w Europie. Tak to jest ogromne lotnisko. Uprzedzam tylko, że jeżeli leci się bardzo wczesnym rankiem to nici z zakupów w wolnocłowym.
0 notes
Text
Dziś zapraszam Was do zdrowotnego hotelu Bad Reuthe w Austrii, w malowniczym regionie Bregenzerwald. Znajduje się on blisko granicy ze Szwajcarią i wcale nie wymaga przejazdu przez jakiekolwiek pasy/przełęcze, które w zimie są zamknięte ze względu na warunki pogodowe.
Sam hotel mieści się w mieścinie Reuthe, która liczy sobie nieco ponad 650 mieszkańców. Jest to wioska turystyczna, gdyż dookoła znajduje się wiele kolejek narciarskich, szlaków do wędrówek i dla narciarzy-biegaczy, a liczne pola wrzosowe i bagna, dostarczają błota do wielu zabiegów kosmetycznych. Leży na wysokości 650 m.n.p.m. między halami i lasami, między górami i jeziorkami.
Od 250 lat Reuthe słynie z kąpieli borowinowych, ale dopiero od 35 jest oficjalnym Welness, do którego przybywają turyści z państw ościennych. Najwięcej właśnie ze Szwajcarii, gdyż austriackie ceny tu nie zabijają.
Uwaga! Średnia wieku to jakieś 60 lat, gdyż ośrodek prowadzi także konsultacje i zabiegi na osteoporozę. Hotel jest jednak przygotowany na odwiedziny najmłodszych. Kąciki zabaw, małe baseny i huśtawki to tylko niektóre z propozycji.
Kuchnia…regionalna, sezonowa i przede wszystkim znakomita! Rano śniadanie składające się z najlepszych produktów od pobliskich rolników, obiad i kolacja również. Na “dzień dobry” wita nas bufet sałat i sałatek, zupa (codziennie inna), 2 główne dania do wyboru (mięsne albo wegi) i deser, którym mogą być lody, specjalności dnia lub talerz serów. Za napoje płaci się osobno.
Jest także możliwość wybrania dań bezcukrowych i “wyszczuplających” 😉 niestety nie da to nic osobom na diecie, gdyż zaraz po obiedzie w lobby można spałaszować tutejsze torty lub ciasta. Wybór jest niesamowity!
Hotel oferuje różne rodzaje pobytów wraz z kuracją. Na przykład odchudzającą. Kosztują one różnie w zależności od pakietu. Zwykły pobyt można “wyszarpać” tanio na booking lub innej podobnej platformie. Można wybrać opcję “Halbpension” (czyli śniadanie i kolacja) lub Vollpension, czyli śniadanie, obiad i kolacja. Różnica to ok. 5 Euro. Oprócz spania i jedzenia w cenie jest dostęp do saun, basenów, sal treningowych i…bezpłatny parking. Masaże, fryzjer i zabiegi kosmetyczne (kąpiele błotne, oczyszczanie twarzy itp) rządzą się swoimi cenami na miejscu.
Hotel organizuje wiele atrakcji bezpłatnych na miejscu. Na przykład codziennie rano gimnastykę wodną, aerobik, wieczorne koncerty, wieczorki taneczne, popołudnia majsterkowicza dla dużych i małych (tu akurat płaci się tylko za materiały użyte do zabawy), nording walking i inne.
Rodzina Fritz prowadzi ten hotel już od paru pokoleń. Rozrósł się od ostatniego mojego pobytu. Dobudowano parę skrzydeł budynku, dokupiono budynki nieopodal. W Zimie było to trochę udręką, gdyż z małym dzieckiem musiałam przechodzić z jednego domu do drugiego…”Zapakuj”, przeprowadź,”rozpakuj”, nakarm i…a piać od nowa. Teraz byłam w budynku głównym, gdzie z pokoju do sauny mogłam przejść praktycznie na golasa.
Reute to nie miejsce dla żądnych przygody. To miejsce na odpoczynek i leniuchowanie. Ale jeśli komuś, tak jak mi, się znudzi, może wybrać się do pobliskiego Bezau. Od początku wiosny, do połowy października odbywa się tam targ miejski. Zawsze w piątki od 9.00 do 12.00. Przy czym o 12.00 nikt już niczego nie kupuje, ale wszyscy “degustują” tutejsze białe wino.
Znajdują się tu różnego rodzaju kolejki. Najmłodszą, zbudowaną w 2009 roku jest kolejka linowa. Jest ona letnia, bo ostatni kurs odbywa się 3 listopada. Wiedzie na wysokość 1640 m. Można tam także spokojnie się wdrapać. Szlak jest stromy, ale dostosowany nawet dla wózków. Na górze czeka taras widokowy i restauracja panoramiczna. W Bezau znajduje się wiele muzeów, w tym także Museumbahn. Można przejechać się kolejką parową, niestety jej rozkład jazdy trzeba wcześniej sprawdzić w internecie.
Jeżeli zatrzymacie się w jakimś hotelu w Bregenzerwald na 3 noce lub dłużej, otrzymacie kartę rodzinną/turystyczną, uprawniającą do korzystania ze wszystkich kolejek za darmo. Na kartę można taniej wejść do muzeów, do niektórych wręcz gratis, a jeśli nie chcecie poruszać się tam własnym autem, możecie podjechać wszędzie autobusem na tą właśnie kartę.
Inną formą aktywności może być spacer do Mellau wzdłóż rzeki Bregenzeraare i obejrzenie wodospadów. Trasa z Bad Reuthe to ok. 2 h marszu.
W zimie proszę zabrać ze sobą narty biegówki, gdyż te wszystkie dziś jeszcze zielone łąki, to trasy narciarskie, które, gdy nadejdzie czas bielą się po horyzont.
Miłego pobytu i leniuchowania.
Ps. Kto nie chce leniuchować może tu też wynająć rower i zwiedzać okolicę na dwóch kółkach.
Adres: Gesundhotel Bad Reuthe
Bad 70
6870 Vorderreuthe, Austria
Tel. 0043 (0)5514 2265-0 Fax 0043 (0)5514 2265-100 E-Mail [email protected]
Gesundhotel Bad Reuthe Dziś zapraszam Was do zdrowotnego hotelu Bad Reuthe w Austrii, w malowniczym regionie Bregenzerwald. Znajduje się on blisko granicy ze Szwajcarią i wcale nie wymaga przejazdu przez jakiekolwiek pasy/przełęcze, które w zimie są zamknięte ze względu na warunki pogodowe.
0 notes
altertonative · 5 years
Text
BUDAPESZT NA WEEKEND: O CZYM MUSISZ WIEDZIEĆ PRZED WYJAZDEM?
Budapeszt to zachwycająca stolica, która od razu zwraca na siebie uwagę każdego, kto do niej przybywa, między innymi dzięki dziewięciu efektownym mostom nad Dunajem, łączącym prawą część miasta zwaną Budą, z lewą, zwaną Pesztem. Położenie Budapesztu oraz wspaniała architektura tworzą niezapomnianą scenerię: Buda znajduje się na wzgórzach, natomiast Peszt leży na równinach, a wzdłuż ich brzegów ciągną się imponujące budynki: Parlament, akademia i okazałe kamienice po stronie Pesztu, oraz pałac królewski i Góra Gellerta z cytadelą po stronie Budy. W obrębie granic miasta przepływającą przez nie rzekę Dunaj przecinają aż trzy wyspy: Małgorzaty (na której odbywa się znany festiwal muzyczny Sziget), Obuda oraz Csepel. Budapeszt to miasto kontrastów borykające się z ubóstwem instytucji publicznych i większości mieszkańców, często zmuszonych do przeprowadzki z powodów finansowych. Z drugiej strony do stolicy przybywają wszyscy pragnący zrobić karierę. Co więcej oferuje ona luksusy w atrakcyjnych cenach turystom z bardziej zamożnych krajów Europy (i nie tylko). W mieście znajdują się wszystkie międzynarodowe firmy i organizacje na Węgrzech, dlatego powstaje tutaj coraz więcej ekskluzywnych hoteli, sklepów, restauracji, a nawet całych ulic i dzielnic. Istnieje jednak niewielki odsetek Węgrów, którzy mogą sobie pozwolić na skorzystanie z nich. Budapeszt to również atrakcyjny kurort wypoczynkowy, dzięki dwunastu termalnym łaźniom wybudowanym w obrębie miasta. Korzysta się z nich w celach leczniczych i rekreacyjnych. Do najlepszych zaliczają się Rac, Rudas oraz Gellert.
JAK DOSTAĆ SIĘ DO BUDAPESZTU?
a) samolotem:
z Warszawy liniami Wizzair
z Berlina liniami Ryanair
b) pociągiem:
z Warszawy, Krakowa i Katowic PKP Intercity
c) autobusem:
z Wrocławia FlixBusem
GDZIE SPAĆ W BUDAPESZCIE?
Baross Hotel - oferuje idealny stosunek jakości do ceny, komfortowe pokoje, śniadanie wliczone w cenę oraz miłą atmosferę. Dodatkowym atutem jest panoramiczna winda prowadząca na piąte piętro budynku, z której można podziwiać piękne widoki na miasto.
Domina Fiesta - wnętrza tego hotelu to świetny przykład nowoczesnego wzornictwa, natomiast w restauracji ze ścianami z naturalnego kamienia można wieczorami posłuchać folkowej lub cygańskiej muzyki.
Novum Golden Park - hotel znajduje się naprzeciwko Dworca Wschodniego i oferuje komfortowe pokoje w przystępnych cenach.
Red Bus Hostel - schronisko w centrum miasta w starym, nastrojowym budownictwie. Hostel oferuje pokoje prywatne oraz łóżka w pokojach kilku-osobowych, jest tutaj schludnie i tanio, można dodatkowo wykupić śniadanie. Na wyposażeniu kuchnia, dostęp do Internetu oraz pralki.
Hilton Budapest - warto przejść się obejrzeć ten hotel usytuowany na Wzgórzu Zamkowym na miejscu dawnego kościoła, pięknie wkomponowany w zabytkową architekturę. Godne uwagi są zachowane fragmenty nawy i wieży św. Mikołaja.
GDZIE JEŚĆ W BUDAPESZCIE?
Central Kavehaz - przepiękna kawiarnia znajdująca się w pobliżu Hali Targowej, utrzymana w starym stylu. Sympatyczna, luźna atmosfera oraz bardzo uprzejma obsługa.
Hala Targowa - za niewielkie pieniądze można tutaj zjeść tradycyjne placki węgierskie z ciasta drożdżowego, podawane w wersji wytrawnej i na słodko.
Gerloczy - w południe restauracja serwuje dwudaniowe niedrogie obiady za ok. 6 EUR.
VegaCity - w każdy dzień jest inne, rozbudowane menu oraz kilka standardów, które zawsze figurują w karcie. Dania są różnorodne i 100% roślinne.
827 Kitchen - restauracja propagująca weganizm z dużą ilością dań “mięsnych”, koniecznie trzeba wypróbować będąc w Budapeszcie, zwłaszcza jeśli nie jesteście przekonani do kuchni roślinnej!
JAK PODRÓŻOWAĆ PO BUDAPESZCIE?
W Budapeszcie znajdują się trzy linie metra, którymi można dostać się w każdy zakątek miasta. Dodatkowo łatwo przemieszczać się autobusami i trolejbusami - wszystko w zakresie jednego biletu. Warto zakupić kartę na cały pobyt, ponieważ wychodzi to korzystniej cenowo. Przykładowo Travel Card na 24h kosztuje ok. 1650 HUF, czyli 22 zł lub 4150 HUF na 72h, czyli 55 zł. Więcej informacji i korzyści tej karty znajdziecie TUTAJ.
Dostępna jest również karta Budapest Card oferująca zniżki na bilety wstępu, wliczony transport publiczny i wiele innych atrakcji. Więcej o tej karcie przeczytacie TUTAJ.
KILKA CIEKAWOSTEK NA TEMAT BUDAPESZTU:
jakość dróg w Budapeszcie pozostawia wiele do życzenia, dlatego lepiej poruszać się tutaj środkami komunikacji miejskiej,
pod miastem znajduje się olbrzymi podziemny labirynt, z którego tylko dwie jaskinie udostępniono zwiedzającym, a pozostałą setkę nadal badają speleolodzy,
w Budapeszcie w październiku odbywa się jeden z najlepszych na świecie Międzynarodowych Festiwali Harfowych,
w łaźni Gellerta można nocą posłuchać rzymskich koncertów, natomiast w łaźni Rudas raz w miesiącu w basenie termalnym organizowane są imprezy techno,
w języku węgierskim według zasad najpierw podaje się nazwisko, a później imię.
Budapeszt to prawdziwa perła architektoniczna, głównie dlatego, iż zaczęła się przekształcać w metropolię stosunkowo późno, przez co wiele budynków cechuje przepych i przesadna okazałość. Jak na europejską stolicę przystało, odbywa się tutaj multum różnego rodzaju wydarzeń kulturalnych, dzięki czemu turyści znajdą coś ciekawego dla siebie przez cały rok. Najlepszymi porami na zwiedzanie są wiosna i jesień, kiedy nie ma aż tak dużych tłumów i nie doskwiera gorąco lub zimno. Jednak trzeba pamiętać, że Budapeszt to miasto kontrastów i wszystko to, co tuszuje zieleń podczas ciepłych miesiąców, staje się zauważalne i wyraźne w pozostałych okresach. Mimo to trudno nie zachwycić się tym miejscem choćby na chwilę.
WRÓĆ
0 notes
nataliao29 · 7 years
Photo
Tumblr media
"Odkupienie" #ziam
Rozdział 3
Zayn
 - Wiedziałeś, prawda? – spytałem Aarona
- Otworzyłeś walizkę? – odpowiedział pytaniem na pytanie.
- Tak. Rodziców firma podupadła, a Tomy Gray zaproponował im pomoc, która była nielegalna w świetle prawa. Transport wodny narkotyków przynosił zyski, ale nikt nie liczył się z konsekwencjami. – Zamilkłem. – Powiedz mi, czy tata naprawdę wierzył, że odejdzie, kiedy spłaci dług?
- Tak – odpowiedział Aaron. – To miał być czysty interes.
- Śmieszne – rzekłem. – Jak można wierzyć, że z takiego interesu wychodzi się bez szwanku – oznajmiłem.
- Co zamierzasz?
- Przejąć interesy ojca, a kiedy dobrze się spiszę zajmę się Gray’em i jego szefem. Wszyscy mi zapłacą za śmierć rodziców i skazanie mnie na życie w samotności. – Nastała cisza, a potem dopowiedziałem: - Tęsknie za głosem matki i dobrymi radami ojca.
- Też mi ich brakuje.
- Tata chciał się wycofać i przyjął propozycję współpracy z Antonio Sabatelli’m, ale nie wyszło mu to na dobre – powiedziałem. – Mężczyźnie zależy na zawartości walizki, ale nie dostanie jej, a ja nie zamierzam mu pomagać. Sam to załatwię, a ty mi pomożesz. My nie możemy wpaść jak mój stary, dlatego zastawimy pułapkę i sprawdzimy, kto z firmy jest kretem.
- Dobrze – wydusił Aaron. – Co zrobisz z Liam’em? Jeśli chcesz go zostawić to nie możesz brać go na akcję, więc…
- O to się nie martw – wtrąciłem. – Z jednej strony mógłbym się go pozbyć, ale myślę, że się nam przyda, bo może od czasu do czasu podesłać FBI złe informację o naszych przewozach prochów.
- Naprawdę nie chcesz się z nim rozstawać? – spytał przyjaciel mojego ojca. – W innych okolicznościach doradziłbym ci, abyś. – Zamilkł. – Niestety on jest policjantem, a ty zaczynasz niebezpieczną grę w świecie, gdzie takich jak on likwidują. Musisz…
- Liam to moja sprawa. Nie poruszajmy już tego tematu, dobrze?
- Możemy nie poruszać, ale jeśli go wykorzystasz do naszych spraw powinieneś go wyrzucić. Nie wolno ci go zostawić dłużej przy sobie niż to konieczne – powiedział adwokat i sięgnął po dokumenty, które znajdowały się w otwartej teczce.
Pomyślałem: Walizka została otwarta i nie ma już odwrotu. Nie ma.
            Skończyłem palić papierosa, a kiedy wypuściłem ostatni dym ze swoich ust zobaczyłem Liam’a, który sprzątał w środku samochodu.
- Co robimy? – spytał Morgan, ochroniarz, któremu ufam jak mało komu.
- Pojedziesz pod firmę transportową Tomy Gray’a i rozejrzysz się bardzo dokładnie.
- Dobra – rzekł. – Mam zostawić tam paru swoich ludzi?
- Tak – odpowiedziałem i ponownie spojrzałem na Liam’a.
- A co z nim? Nadal zamierzasz go zostawić?
- Tak. On zostaje ze mną – powiedziałem bardzo pewnie.
- Wiesz, że on jest tylko wtyczką i musi być dla ciebie miły, aby zdobyć twoje zaufanie – rzekł. – Chyba nie chcesz. – Zamilkł, gdy zerknąłem na niego. – Nigdy się nie wtrącałem w twoje decyzje czy szaleństwa, ale to. To skończy się tragicznie.
- Wiem. Ja wiem o tym, ale jak patrzę na niego to jestem pewny dwóch rzeczy. Wykończę tych, którzy wydali wyrok śmierci na moją rodzinę i on zostanie ze mną – oznajmiłem przyjacielowi.
- Zayn – wymamrotał moje imię i pokręcił głową. – Idzie tu – rzekł Morgan i odszedł.
Liam zatrzymał się kilka kroków od altany, na której się znajdowałem.
- Jadę na przegląd samochodu – oznajmił.
- Pojadę z tobą – rzekłem.
- Po co?
- Nudzi mi się. Poza tym Aaron chciał, abym pojawił się w firmie popołudniu, więc nie mam, co do tego czasu robić – powiedziałem, a on westchnął i przejechał dłonią po swoim karku. – Czasami wydaje mi się, że ci przeszkadzam, a raczej krzyżuję twoje plany. Jest tak, Liam?
- Oczywiście, że nie – odpowiedział pospiesznie.
- Powiedz prawdę.
- A ty mówisz? – spytał ironicznie.
- Lubię, kiedy się ze mną droczysz – rzekłem i uśmiechnąłem się do niego. Odkąd się pojawił w moim domu częściej się uśmiecham, a nawet śmieje się dość głośno. – Kiedy wyjeżdżamy?
- Za dziesięć minut, dobrze?
- Tak. Odpowiada mi.
- Pójdę podszykować samochód – powiedział i odszedł, a ja przyglądałem się jego całej postaci.
Cholera, on był naprawdę bardzo seksowny, słodki i tak zajebiście pasował do mnie. Jakby stworzono go dla mnie. Wyłącznie dla mnie.
- Zayn?
Usłyszałem za sobą głos Penelope, mojej niańki.
- Tak.
- Obiad będzie gotowy za dwie godziny, dobrze? – spytała grzecznie z lekkim uśmiechem na twarzy.
- Zjemy z Liam’em na mieście.
 - Bardzo się do niego przywiązałeś, prawda?
- Jakbym mógł zapiąłbym mu kajdanki i…
- Dawno nie widziałam cię tak szczęśliwego – wtrąciła. – Ten kierowca naprawdę spadł nam z nieba.
Uśmiechnąłem się do kobiety. Następnie podniosłem się z fotela, podszedłem do niej i ucałowałem ja w policzek.
- Może tak – rzekłem.
- Chciałabym, abyś zaznał odrobinę szczęścia i poznał smak miłości, bo…
- Nigdy nie będzie tak jak tego pragniemy, jak potrzebujemy – oznajmiłem kobiecie przerywając jej wypowiedź. – A poza tym on nie spadł nam z nieba tylko pojawił się. – Zamilkłem. – Z resztą jak tylko mi się znudzi wyrzucę go i znajdę kogoś innego, ale tym razem poszukam otyłego szofera.
- No, Liam jest za seksowny i za słodki. Nie wiem, jak ty się możesz skupić na swojej pracy będąc w jego towarzystwie – powiedziała, a ja roześmiałem się chyba bardzo głośno, bo nawet Liam Malik zwrócił na nas uwagę. Na mnie.
        Godzinę później byliśmy już po przeglądzie samochodu. Liam wsiadł do auta z zamiarem odpalenia sprzętu, ale powstrzymałem go sięgając z tylniego siedzenia do jego dłoni, która znajdowała się na pasie. Nasze ręce dość długo znajdowały się blisko siebie.
- Głodny jestem – powiedziałem patrząc na jego twarz. On przyglądał się mojej dłoni, która delikatnie sunęła się w górę i w dół po jego skórze. – Pojedziemy do mini baru. To jest niedaleko. Tuż za rogiem – rzekłem patrząc jak uważnie przygląda się ruchom mojej ręki. – Przeszkadza ci jak cię dotykam? – spytałem, a on w końcu spojrzał na moją twarz.
- Na początku tak, ale już się przyzwyczaiłem do twoich pieszczot.
- Pieszczot?
- Tak bym to nazwał, a ty nie? – spytał, a ja przygryzłem dolną wargę i uśmiechnąłem się odwracając od niego wzrok. Opuściłem twarz. – Lubisz mnie dotykać…
- A tobie to nie przeszkadza? – spytałem zabierając dłoń z jego ręki.
Oparłem się całym ciężarem ciała o tylną kanapę samochodową.
- A powinno?
- Gdyby ci przeszkadzało mógłbym mieć nadzieję, że lubisz mnie, a tak nawet to mi odbierasz – powiedziałem z jakimś smutkiem w głosie.
Liam odwrócił się w moją stronę, ale ja nie zamierzałem ofiarować mu spojrzenia. Patrzyłem na niego ukradkiem.
- Po tych słowach jeszcze pomyślę, że się we mnie zakochałeś – oznajmił i uśmiechnął się do mnie. Spojrzałem w końcu na jego piękną twarz, a on mrugnął do mnie. – To jedziemy coś zjeść, tak?
- Tak – odpowiedziałem.
Liam odjechał.
Pod barem ze śmieciowym żarciem znaleźliśmy się w pięć minut. Najpierw on wyszedł z samochodu. Widziałem, że oparł się o maskę auta i zapalił papierosa. Opuściłem wnętrze samochodu i podszedłem do niego. Bez ostrzeżenia wyciągnąłem z jego ust skręta i zaciągnąłem się nim patrząc na niego. Stał i spoglądał przed siebie, jego ręce były schowane w kieszeni spodni, a usta, które tak bardzo przykuwały moje spojrzenie w tej chwili lekko drżały.
- Chciałbym cię pocałować – powiedziałem, a on spojrzał na mnie.
- Nie rób ze mnie swojej słabości… Proszę cię, Zayn.
- Za późno, Liam – oznajmiłem.
Czuję się przy nim tak… Jestem pełen złości, nienawiści i wiem, że musze myśleć na chłodno, aby się zemścić, ale jestem też przepełniony spragnionym uczuciami. Mam w sobie przebaczenie, spokój i miłość.
Czemu właśnie teraz pojawiłeś się w moim życiu? Cholernie nieodpowiedni czas sobie wybrałeś, aby moja dusza wpasowała się w twoją.
- Ktoś się do nas zbliża – rzekł Liam.
Spojrzałem w tą samą stronę i zobaczyłem Antonia Sabatelli w towarzystwie.
- Reid – wydusiłem. - Reid Yonand’a.
- Znasz go? – spytał Liam Malik.
- Był moim chłopakiem, a teraz jest gliną – odpowiedziałem spoglądając na mojego kierowcę. – Kiedyś ci to opowiem – rzekłem i poklepałem go po ramieniu.
Reid i Antonio podeszli do nas.
- Musimy porozmawiać, Zayn’ie Mayne – oznajmił starszy policjant.
- My? Nie mamy o czym – burknąłem.
- Potrzebujesz nas – rzekł Antonio.
- Nie – wydusiłem. Następne oddałem papierosa Liam’owi, ale ten go wyrzucił. Reid spojrzał na niego. Bardzo uważnie obserwował jego zachowanie. – Nie mam wam nic do powiedzenia, ani do zaoferowania. Nie podejmę z wami współpracy.
- Myślę, że nie powinniśmy rozmawiać w takim miejscu, ani przy takich świadkach – powiedział Reid patrząc na Liam’a.
- O co ci chodzi? – spytał mój kierowca.
- Uspokójcie się! – podniósł głos Sabatelli.
- Wracajmy do domu, Malik – powiedziałem i bez namysłu sięgnąłem do drzwi auta, ale Reid złapał mnie za nadgarstek.
- Ratuj się, Zayn. Nie brnij w to bagno jak nasi ojcowie.
- Zabierz rękę – rzekłem ordynarnie.
- Posłuchaj.
- Zayn kazał zabrać ci rękę – wtrącił Liam, a Sabatelli spojrzał na niego.
- Spokojnie. On już zabiera dłoń, prawda Reid? – spytałem, a on skinął głową. Zabrał łapsko. – Poza tym to słabe, aby policja zatrudniała mojego byłego kochanka – oznajmiłem. – To ma mnie zmiękczyć? – spytałem kierując wzrok na Antonia.
- Ciebie nie da się zmiękczyć. Ty nie masz serca – powiedział Yonand’a.
- I bardzo dobrze – rzekłem otwierając drzwi. – Jeśli jeszcze raz wejdziecie mi w drogę gorzko tego pożałujecie – oznajmiłem.
Następnie wszedłem do środka samochodu. Po chwili Liam też znalazł się wewnątrz i odjechał spod budynku z piskiem opon.
0 notes
"Pokemon Go" Wychodzi Z Mody
Zawody Ligi Pokemon to świetna by poczuć emocje z rywalizacji spośród innymi graczami. Znajoma rzeczywistość, reprezentatywne, animowane stworki i nostalgia do anime sprzed lat zachęcała ludzi do pierwszego pokemon go polska uruchomienia gry. The launch of Gen dwa Pokémon, which are from older titles Pokémon Gold and Pokémon Silver, brought more than 80 new Pokémon into the game, along with additional updates like new evolution items and catching mechanics. Ale nie było go stać ani nie miał go gdzie trzymać zaś hehe frajerem to pan nie jest żeby jakiejś osobie płacić za przechowywanie dlatego zgadał się z jakimiś graczami z okolicy, iż kupią drona na spółkę, on będzie stała u pokemon go hack jakiegoś Seby, który mieszka w domu a nie zaakceptować mieszkaniu w bloku jakim sposobem my i się są tym dronem dzielili lub będą jeździć łapać wspólnie. Wówczas, czym ostatecznie stanie się aplikacja Pokemon GO, zobaczymy za długie miesiące, jeśli nie lata. Legendarnego pokemona można spotkać w każdej lokacji w danym regionie i wszędzie jest na ich zebranie taka sama szansa. Nazwę pokemona można zmienić pokemon go gra klikając w zakładkę Pokemony - Stan treningu na dole strony. Wówczas, co jest już w bazie Pokemon GO, bazuje na punktach dodanych przez graczy Ingress. Twórcy przewidzieli również tryb PvP, gdzie gracze na podobnym pułapie walczą nawzajem (dobierani będą na podstawie rankingu). A Wy jeszcze promujecie złodziejstwo na portalu… Wraz z jakiegoś powodu tej rozrywki nie istnieje na Windows jak i również developer nie chce by była teraz lub w pokemon go polska przyszłości. Kilka dzionki temu opublikowaliśmy obszerny poradnik dotyczący gry Pokemon GO Znalazły się w przedtem odpowiedzi na pytania: jak na przykład zainstalować Pokemon GO, jak na przykład łapać pokemony, jak wojować i jak rozwijać stworki. Przedstawiam dokładną listę opisującą każdy atak, typ, obrażenia, szybkość, energie, wraz z tym jaki Pokemon może posiąść atak. Niebawem będą z niej mogli jednak skorzystać również mieszkańcy Europy w naszym również Polski - oficjalnie pokemon go hack, ponieważ nieoficjalnie w grę POKEMON GO już się w Polsce gra. Im potężniejszy dystans potrzebny do wyklucia jajka tym większa szansa na mocnego pokemona. Podczas spotkania z dzikiego Pokemona, gracz może rzucić Poke Ball na niego przestawiając go od dołu do góry ekranu w stylu Pokémon. Otóż Pokemon Na niego musi być zainstalowany program Android w wersji minimal 4. 4. Według danych Google, na które powołuje się, widać wyraźnie, iż pokemon go gra wiele urządzeń (telefonów, tabletów) będących używaniu, nie jest zgodnych z grą POKEMON GO. Użytkownicy grający po Pokemon Go powinni być przygotowani na to, iż ich baterie w fonach będą wymagały szybkiego oleju. Jak na przykład powiodło się dowiedzieć prestiżowemu Wall Street Journal ze źródeł zbliżonych do twórców, polska premiera Pokemon GO dzierży się odbyć w przeciągu kilku najbliższych dni. Zatem każdy monitor posiadał od momentu pokemon go gra wewnątrz ekranu specjalne zasłony odbijające szkodliwe promienie zwłaszcza na bok i tył monitora. Możliwe, że z czasem twórcy udostępnią narzędzie, które pozwoli w dodawanie nowych miejsc dzięki mapie. Może się dać wyraz, że niezwykła popularność wytwórczości skłoni jej autorów do odwiedzenia przeniesienia tytułu także w Windows Phone'a, nie ma jednak na ten sprawa żadnych konkretnych informacji. Po ofercie sieci w jadłospisu mają pojawić się nawet pokemon go polska specjalne kawy tematyczne nawiązujące do serii Pokemon. Jeśli Pokemon Go jest dostępne, lecz nie jesteś w będzie go pobrać, to pewnie dlatego, że Twoje narzędzie android bądź ios nie zaakceptować jest wspierane. Aby postać w grze Pokemon GO zaczęła się poruszać, powinniśmy wstać z kanapy i ruszyć w teren. Jak ukazuje się wam pokemon w zielonej trawie i odrzucić można uaktywnić opcji AR (rozglądanie się przez kamerę) to oznacza, że wasz telefon nie posiada żyroskopu więc aplikacja domyślnie dezaktywowała tę opcję. Aby to zrobić upewnij się, że pokemon jego pokemon go hack app jest włączona, zablokuj telefon, i powinno okazać się dobrze aby ruszać w drogę. Kliknij na guzik Start z MS Edytor rejestru, a następnie postaw na opcję Uruchom. Powinieneś jednak wpierw ukończyć Pokémon Sun and Pokémon Moon Special Demo Version. Można wstecz zaradzić nosząc przy samemu powerbanka, który wspomoże naszą pokemon go gra firmę w trudnych chwilach jak i również pozwoli na uzupełnienie zapasów energii. Im większa litera tkwi pod danym rodzajem - tym chętniej nasz pokemon jest podatny na tegoż typu ataki u wrogów. Można wówczas zbadać, który Pokemon się pojawił, patrząc na telefon jak i również aplikację lub poprzez naciśnięcie przycisku na Plusie, jakie możliwości spowoduję próbę złapania pokemona poprzez rzucenie poke balla za Ciebie. Więc jeśli wasze pokemon go polska dziecko do tej pory nie chciało z wami zwiedzać świata i płakało, że musi wyjeżdżać na wakacje, zamiast zostać w mieszkaniu (tak! Za pomocą jakichś łańcuchów co były w bagażniku i mojej kłódki od roweru przypiął go do latarni i zadowolony potrzebuje iść wracać do apartamentu mieszkalnego a tu nagle przyjeżdżają 2 samochody z sebami współwłaścicielami, którzy domyślili się gdzie ich własność może pokemon go hack się znajdować xD Poczęła się nieziemska inba ponieważ seby drą mordy dlaczego drona ukradł i że ma oddawać an ojciec się drze, że te banki go oszukali i pan 500zł się składał zaś nie łapał w tenże weekend. Otworzyć bramę systemu backdoor do spadku uszkodzone jak i również szkodliwych plików na Twoim komputerze. Mądrość Internetu mówi, że Pokemon GO korzysta z Map Google'a i możemy oszczędzić nieco transferu, o ile fragmenty mapy zostanie zapisany na urządzeniu, ale ta pokemon go hack informacja została oficjalnie zdementowana. Wielu odbiorców odnotowuje przypadki z błędnym działaniem tego ostatniego jak i również brakiem poprawnej lokalizacji w mapie. Podczas uruchamiania produktów, z pewnością pojawił się komunikat, w którym musiałeś zdecydować się udostępnienie GPS dla aplikacji Pokemon Na niego. Możliwe, że tego nie zrobiłeś. Polowanie na potworki w budynkach publicznych sprawiło pokemon go gra, że w Australii i USA na każdy z wymienionych zaczęły pojawiać się informacje zakazie wstępu na rzecz grających w Pokemon GO. Wtyczki, przedstawione w moich poradnikach uznałem za bardzo ciekawe - natomiast raz na jakiś czas mogą z nimi występować problemy na jakie możliwości nie posiadamy wpływu. Na lokalnej grupce pokemon jego w moim rodzinnym mieście powstała lekka gównoburza. Turnieje ogłaszane będą pokemon go gra na oficjalnym forum, lecz możesz również skorzystać spośród kalendarza turniejowego na dole forum internetowym (na czerwono pory rejestrowania się, na zielono daty turniejów nieoficjalnych - chyba, iż jest dopisek official, dzięki niebiesko - oficjalnych). Po pierwsze musimy ustawić monitor jak i również krzesło tak, żeby nasze oczy ustawione były dzięki wprost centralnego punktu na ekranie. Plik instalacyjny Pokemon GO dla Androida waży około 60 MB, a do jego uruchomienia potrzebne będzie urządzenie z systemem pokemon go gra Android w wersji 4. 4 lub nowszej. Krok 7. Na tym etapie można starać się System Guard” opcji jak i również blok Pokemon GO Ransomware i innych infekcji podstępnym oprogramowaniem z bycia wewnątrz komputera. Aplikacja domaga się weryfikacji konta w nadziei, że użytkownik kliknie w podsunięty link, będący zapisem na subskrypcję, nie żadną aktywacją. Pokemon NA NIEGO zjada akumulator w toku błyskawicznym, bo wymaga przez większość czasu włączonego ekranu. Warto pokemon go polska zaznaczyć, że gra ma możliwość nie działać lub źle działać na urządzeniach spośród mniejszą liczbą pamięci sprawnej niż 1 GB (chodzi RAM, nie mylić wraz z wolnym miejscem w pamięci telefonu). A to czy uda wam się przy okazji go tym miejscem zaintrygować, to już zależy od czasu was. Z moich pomiarów wynika, że gdy poruszam się pieszo, Pokemon NA NIEGO pobiera niecałe 6 MB danych na godzinę grania pokemon go gra. Nowa aktualizacja Pokémon GO doda opcję Buddy Pokémon, która pozwali wybrać swojego ulubionego Pokémona, który się będzie pojawiać nieopodal ich awatara. Dzieciaki starsze i młodsze siedzą dookoła między drzewami i zamiast przed kompem są na nowym powietrzu. Mam Telefon spośród Androidem 4. 4 KitKat I Pobrałem Sobie Na To Urządzenie Gre Pokemon GO. Pokemon GO Ransomware jest odmienny rodzaj szkodliwego programu malware, że pochodzi z rodziny pokemon go gra Trojan. Jak obecnie wiemy, w Pokémon NA NIEGO istnieją przedmioty i rekompensaty, które mogą zwiększyć polską szansę na spotkanie i złapanie stworków. Są takie, wskazane jest na przykład nie znajdzie się poza Ameryką Północną, Australią czy Chinami. Indywidualne statystyki podwyższamy dzięki wygranym walkom i km które Pokemon z nami przeszedł. Można używać wyłącznie Pokémonów, które da się uzyskać pokemon go polska w grach Pokémon Sun lub Pokémon Moon. Jest ona po brzegi wypełniona wspaniałymi zabawami z bohaterami znanymi z Happy Meal, a gry są ciągle aktualizowane.
0 notes
Text
Zielonkowie w Dubaju, czyli krótka recepta na dwudniową wizytę
Wizyta moich rodziców to była spontaniczna decyzja. Miałam trochę wolnego, u nich wciąż trwały wakacje. No więc właściwie czemu nie? Choć nie mieliśmy wiele czasu, bo tylko niecałe trzy dni, co nieco udało nam się zobaczyć. Poza dzieleniem się wrażeniami ze spotkaniem z rodzicami na Bliskim Wschodzie, co samo w sobie wydaje mi się szalone, pomyślałam, że wykorzystam tę okazję do stworzenia krótkiego wpisu z przydatnymi informacjami dla każdego, kto planuje krótki pobyt w Dubaju. Najpierw jednak dodam, że było cudownie widzieć rodziców chłonących to nowe miejsce z wielką ciekawością mimo żaru lejącego się z nieba. I to naprawdę piękny widok, kiedy czekasz na lotnisku otoczona lokalsami czy przybyszami z całego świata, a gdzieś tam w tym barwnym tłumie wyłaniają się te dwie znajome, kochane twarze z wielkimi oczami rozglądającymi się dookoła. I jeszcze tak ładnie wyglądali, biorąc sobie do serca, że gdy podróżujemy na biletach pracowniczych obowiązuje nas smart casual dress code. Wtedy uświadomiłam sobie, jak bardzo za nimi tęsknię!
Tumblr media
Przechodząc do konkretów, rodzice wylądowali ok 22:35 lokalnego czasu. Oznacza to, że lecieli lotem Emirates, który z Warszawy startuje o 15:00. Lot trwa 5,5 godziny, a różnica czasu to dwie godziny do przodu w Dubaju. Na parkingu przylotów, na tym samym poziomie znajduje się szereg wypożyczalni samochodów. Sprawdziłam kilka ofert i najkorzystniej wypadła wypożyczalnia Nationals, w której za nowego Forda Figo zapłaciliśmy 60 Aed + 20 Aed ubezpieczenia za dobę. Przelicznik z AED, czyli Dirhamów na Złotówki to niemal 1:1. Dokładnie to 1 AED = 0,97 PLN. Tak więc wszystkie ceny, które będę podawać w Dirhamach możecie śmiało traktować jako równe do złotówek. Auto kosztowało nas 80 aed za dobę, plus paliwo, które jest tu naprawdę tanie (ok, 1,80 aed za litr) i dodatkowa opłata za Salik, czyli lokalny viatoll, który nalicza się ok 24 godz po oddaniu auta. Też nie jest to spory wydatek. Oczywiście należy podać dane karty kredytowej kierowcy, z której ściągnięta zostanie należność, a także na której blokują ok 1500 aed depozytu, w całości odblokowanego jeśli oddamy auto w stanie takim, w jakim zostało nam wypożyczone. Standardowa procedura, jak wszędzie na świecie. Co ważne, wizytor czyli turysta jak mój tata, może wypożyczyć auto i kierować nim na podstawie polskiego prawa jazdy, nie ma konieczności wyrabiania międzynarodowego. Ja natomiast jako rezydent, aby wypożyczyć samochód muszę mieć lokalne prawo jazdy, które bez żadnego testu zostaje wydane na podstawie polskiego dokumentu. Co do wypożyczenia, to warto zarezerwować auto wcześniej przez internet (ja zrobiłam to zaledwie dwa dni przed przylotem rodziców), bo po pierwsze będzie ono czekać gotowe o określonej godzinie, po drugie w przypadku rezerwacji online, dobowa cena jest nieco niższa. A muszę przyznać, że posiadanie samochodu w Dubaju to idealne rozwiązanie. To jest naprawdę wielkie miasto i odległości, które pokonuje się każdego dnia są spore. Mimo, że taksówki nie są tutaj drogie, to jeśli ma się mało czasu i chce się zobaczyć jak najwięcej, samochód bardzo usprawnia pobyt i wychodzi taniej niż mielibyśmy zapłacić za jazdę taryfą. Można poruszać się też komunikacją publiczną, jednak to trwa dłużej no i mimo wszystko, przy temperaturze 40 stopni, samochód z klimatyzacją to spore ułatwienie. Nie mam niestety żadnych wskazówek co do noclegu, bo rodzice oczywiście zatrzymali się w moim mieszkaniu. Pamiętam tylko, że kiedy przyjechałam do Dubaju jakieś dwa lata temu w drodze na Filipiny, znaleźliśmy przyzwoity hotel w dobrej cenie w pobliżu Deira City Center. Jest to stara część miasta, położona w pobliżu kanałów i targów złota czy przypraw, jednak wyprawa do Burj Khalifa, Burj Al Arab czy na Marinę za każdym razem zajmowała nam jakieś 40 minut w jedną stronę. Drugi raz poszukałabym czegoś w innej części miasta. Podobno Air bnb też całkiem nieźle tu funkcjonuje. Ciężko powiedzieć. Wracając do wizyty moich rodziców, to poza wypożyczeniem auta wieczorem i przyjazdem na moje przedmieścia oraz wspólną kolacją nic więcej nie udało nam się zrobić. Natomiast na drugi dzień rano wybraliśmy się na szczyt Burj Khalifa. Właściwie to tylko moi rodzice się wybrali, bo ja byłam świeżo po chorobie i lekarz powiedział mi, że mogę poruszać się windą tylko do 40 piętra, ze względu na wciąż nieco zablokowane uszy i konieczność unikania szybkich zmian wysokości. To coś, co od lekarza można usłyszeć chyba tylko w mieście takim jak Dubaj. No więc rodzice na 148 piętro wjechali sami. Tutaj mam dla Was cenną wskazówkę - jeśli planujecie wybrać się na Burj Khalifa to gorąco polecam poszukanie Grouponu na Fast Track, czyli ominięcie wszystkich kolejek. Jest tylko o 20 Aed droższy, a oszczędzi Wam jakichś dwóch godzin stania w kolejce. Koszt na jedną osobę to 145 aed z wjazdem na 148 piętro i poczęstunkiem, a zwykły bilet, który zakupić można w kasie kosztuje 125 aed i nie uwzględnia 148 piętra, a jedynie 125 piętro i co najważniejsze - należy stać w tej niekończącej się kolejce. A to naprawdę może zająć pół dnia.
Tumblr media
 Wystarczy wyszukać Groupon Dubai Burj Khalifa i bez problemu go znajdziecie. Z tego co wiem dostępne są prawie cały czas. Opłata polską kartą przebiega normalnie, praktycznie bez żadnej prowizji, jedynie koszty przewalutowania, ale to naprawdę drobne pieniądze. Jako, że wejście na Burj Khalifa znajduje się w Dubai Mall czyli największej galerii handlowej na świecie liczcie się z tym, że ta wyprawa zajmie Wam sporo godzin. Ja sądziłam, że zakupy nie wciągną moich rodziców, jednak się myliłam. Bo to co ja już widziałam tyle razy, dla nich było nowością. Wliczając w to sklepy z pamiątkami, dywanami, arabskimi lampami i innymi tego typu sprawunkami. Sama w sobie galeria ma też całkiem ciekawy design i można zobaczyć w niej część stylizowaną na stary, tradycyjny targ arabski, dwupiętrowe wodospady, wielkie akwarium w którym pływają rekiny, płaszczki i najróżniejsze gatunki ryb, a także lodowisko czy symulator lotów Airbus A380. I zapewne o wiele wiele więcej, ale naprawdę nie starczy dnia na odkrycie wszystkiego co kryje się w Dubai Mall. Dodajcie do tego niezliczone sklepy odzieżowe i naprawdę można tu nieźle utknąć. My na szczęście mieliśmy zarezerwowany rejs motorówką z Mariny więc nieco gonił nas czas. Marina od Burj Khalifa oddalona jest jakieś 30 minut jazdy samochodem. Można zaparkować tam w kolejnej galerii handlowej - Marina Mall, z której łatwo wyjść prosto na deptak. Wyprawa łódką była szalona i chyba dla mojej mamy aż za bardzo. Tempo było naprawdę szybkie i mocno rzucało na falach i chlapało słoną wodą. Ja jak to ja miałam sporo uciechy, ale mama powiedziała, że przez cały ten czas martwiła się, że wypadnie jej dysk :D Chociaż kiedy kapitan nieco zwolnił, widać było że jej się podoba. Rejs to fajna opcja na zobaczenie miasta od strony morza. Opłynęliśmy Palmę (sztuczną wyspę w kształcie palmy), zobaczyliśmy Burj Al Arab (hotel w kształcie żagla) z trzech stron, popłynęliśmy też w stronę hotelu Atlantis (to ten w którym można wynająć powodny pokój, który zamiast ścian ma grube szyby i śpisz otoczony rybkami). Przewodnik był całkiem zabawny, jednak po raz kolejny korzystając z atrakcji tego typu w Dubaju miałam wrażenie, że mówi się tu tylko o pieniądzach. No bo o czym innym można by mówić? Padły więc informacje o tym  w którym miejscu Palmy swoją rezydencję ma David Beckham, a w której Ronaldo, Eddie Murphy, Rafael Nadal i ktoś tam jeszcze. Przewodnik dzielił się również informacjami, że w rezydencji królewskiej na szczycie Atlantisa można wynająć sobie apartament za 35 tysięcy dolarów amerykańskich za noc, przy czym minimalny czas pobytu to cztery noce. Podał nam też ceny noclegów w Burj Al Arab oraz ile kosztuje lądowanie helikopterem na szczycie (22 tysiące dolarów). I że to właśnie tam nakręcono kilka scen z Mission Impossible i że to tam znajduje się najwyżej położony kort do tenisa, na którym na wysokości 210 metrów zagrali Roger Federer i Andre Agassi. I ktoś tam jeszcze oddał złoty strzał w golfa. I coś jeszcze się tam wydarzyło, nawet nie pamiętam. Takie nowobogackie smaczki materialistycznego świata. Ale sama przejażdżka motorówką była bardzo przyjemna. I ładnie widać linie wieżowców w mieście z perspektywy Zatoki. Po południu wróciliśmy do mieszkania i po krótkim odpoczynku ponownie pojechaliśmy do Dubai Mall, tym razem podziwiać taniec fontann pod Burj Khalifa nocną porą. Było całkiem przyjemnie i fontanny robią wrażenie. Co jednak najbardziej zafascynowało moich rodziców, a szczególnie mamę to wysyp ogromnej ilości lokalnych, którzy w ciągu gorącego dnia nie byli aż tak widoczni. Z wielką fascynacją patrzyła na tłum kobiet w Burkach, z pod których widać było dosłownie tylko oczy oraz mężczyzn noszących tradycyjne białe Kondury z wymyślnie powiązanymi chustami na głowach. Ja już się na to napatrzyłam, ale faktycznie dla kogoś kto nie przywykł, widok musiał być niecodzienny. Następnego dnia pojechaliśmy do kolejnej galerii, tym razem Mall of the Emirates, w której pijąc kawę podziwialiśmy zabawy na śniegu, przy jedynym na świecie wyciągu narciarskim zlokalizowanym w galerii handlowej. Stok liczy 700 metrów i posiada wyciąg krzesełkowy i orczyk. W ramach wizyty można też nakarmić i nurkować z pingwinami, które tę galerię zamieszkują na stałe. Szalony świat, jednak założę się że dla wielu z dzieci bawiących się w tej sztucznej zimowej krainie to jedyna szansa na zaznanie zimy. Ja często kiedy latam z ludźmi z Maroka czy Egiptu pytam ile razy w życiu widzieli śnieg. Zdziwilibyście jak wielu z nich nie widziało go nigdy przez niemal 30 lat życia! Po kawie i ciastku z widokiem na kobiety w Burkach na które dodatkowo zarzuciły kurtki puchowe, doglądające szalejących dzieci, wybraliśmy się na łowy pamiątkowe do Souk Medinat. To takie kolejne stylizowane na stary targ miejsce w Dubaju gdzie zakupić można nieco tradycyjnej odzieży, biżuterię, lampki, figurki, magnesy na lodówkę i całą masę innych drobiazgów. Jako, że ten Souk położony jest tuż przy Burj Al Arab ceny są tam nieco wywindowane, jednak samo miejsce ma całkiem przyjemny urok, bo poza zakupami można usiąść nad kanałem lub przepłynąć się drewnianą łódką z widokiem na żagiel. Budynki również oddają klimat starej, tradycyjnej architektury. Mojemu tacie całkiem się tam podobało, natomiast mama przemykała tempem wyścigowym od jednego klimatyzowanego miejsca do kolejnego. Nie ma się co dziwić, w końcu wciąż mamy tu gorące lato. Warto też mieć na uwadzę, że w miejscach takich jak to każdy stara się zagaić, udając przyjaciela, pyta skąd jesteś i oferuje “special price just for you”. Jeśli ktoś nie lubi nachalności sprzedawców i kiepsko mu idzie z targowaniem się, może być tym miejscem zmęczony po 5 minutach. Po zakupach pamiątkowych pojechaliśmy na oddaloną o jakieś 4 km Kite Beach, bo jak można być w Dubaju i nie zaliczyć kąpieli w wodach Zatoki Perskiej? Po południu słońce nie prażyło już na skwarki i nawet trochę wiało od wody, więc było całkiem przyjemnie. Mogliśmy też podziwiać Kite Surferów. Woda co prawda była ciepła jak zupa i to w dodatku mocno przesolona, ale i tak było całkiem przyjemnie. I właściwie zeszło nam tam o wiele dłużej niż planowaliśmy, w związku z czym musieliśmy zrezygnować z wieczornej wizyty w Wielkim Meczecie w Abu Dhabi. Ale zostanie to na następny raz. Tak jak i wizyta w faktycznie starej, niegdyś portowej części miasta. Nie da się jednak zobaczyć wszystkiego w tak krótkim czasie. I przy tak wysokich temperaturach.
Tumblr media Tumblr media Tumblr media Tumblr media Tumblr media Tumblr media Tumblr media
Jeśli zatem wybieracie się do Dubaju, piszcie do mnie śmiało a chętnie zasugeruję co warto zobaczyć i jak podejść do tematu. Moim rodzicom chyba nawet się podobało, choć tylko jako wielka ciekawostka. Często mówili, że Dubaj wygląda dla nich jak miasto z kosmosu albo przyszłego wieku. Nie mogę się z nimi nie zgodzić, choć nieco już przywykłam. Nie jest to najprostsze miejsce do mieszkania, jednak myślę że choć raz warto tutaj przyjechać i zobaczyć to wszystko na własne oczy. A jeśli akurat będę na miejscu, tu chętnie zostanę Waszym przewodnikiem!
Tumblr media Tumblr media
0 notes