Tumgik
#podróżowanie
Photo
Tumblr media
Muzeum Folkloru w Skógar Cały odcinek możesz zobaczyć na YouTube na kanale Z Łukaszem Przez Świat.
Spodobał Ci się odcinek i chcesz postawić mi kawę? nie ma sprawy zapraszam do linku w Bio ( buycoffee.to ) Nie musisz się rejestrować ani zakładać konta
154 notes · View notes
tripandopl · 5 months
Text
Tumblr media
Jesienny Gdańsk ma swój klimat, nieprawdaż? Autorem zdjęcia jest Paweł Falkowski.
10 notes · View notes
podcastpomyslnasiebie · 11 months
Text
youtube
0 notes
reexrco · 1 year
Quote
od 2020 roku namawia siostrę żeby mi zrobiła zdjęcie w spocie  😒😭😭😭😭😭😭😭😒 tego by nie było gdyby wrocławscy taksówkarze nie odwale i  swoje szopki w roku  2021 w październiku i inni co wnosi swoje problemy do mojego życia swoim chamskim buciorami hmm
od 2020 roku namawia siostrę żeby mi zrobiła zdjęcie w spocie  😒😭😭😭😭😭😭😭😒
tego by nie było gdyby wrocławscy taksówkarze nie odwale i  swoje szopki w roku  2021 w październiku i inni co wnosi swoje problemy do mojego życia swoim chamskim buciorami hmm
0 notes
europeangringo · 1 year
Photo
Tumblr media
Praia de Guarajuba, Bahia North of Salvador, a little before Praia do Forte. Fairly empty during the week, but busy at the weekend. Mainly because of its location, beauty and the fact that there are several sea food places with decent prices around.
1 note · View note
robimypodroze · 2 years
Photo
Tumblr media
Czy detal może wpływać na całokształt wrażeń i popsuć ogólny odbiór? Naszym zdaniem tak, a Waszym? Kilka dni temu odwiedziliśmy na kilka godzin Gdańsk, który w swojej Głównej części i zachwycił nas i niestety rozczarował. Zachwycił nas, jak to Gdańsk, niezwykłą architekturą, klimatem bocznych uliczek, gwarem i zabytkami mocno zakorzenionymi w jego historii. Jego początki sięgają bowiem aż 997r. A do tego: ✅ W Gdańsku rozpoczęła się nie tylko II wojna światowa, ale też i zmiana powojennego podziału Europy ✅ Wieża na dworcu niegdyś była wieżą ciśnień ✅ Na Złotej Bramie jest błąd w łacińskim słowie ✅ Tylko na Ratuszu Głównego Miasta trzymający herb lew patrzy w innym kierunku niż pozostałe ✅ Jest takie miejsce skąd widać wszystkie 3 Neptuny ✅ Bazylika Mariacka jest największym ceglanym kościołem w Europie ✅ Na Wyspie Spichrzów stało ponad 300 spichlerzy? Wiele jest takich ciekawostek o Gdańsku, które czynią z niego atrakcyjne miejsce, ale… Niestety na czterech kołach wózka inwalidzkiego Gdańsk Główny mocno rozczarowuje. Starobruki, wysokie krawężniki bez zjazdów, ogródki zajmujące całą szerokość w miarę równego chodnika czy schody na promenadzie wzdłuż Motławy to istny koszmar nie tylko dla osób na wózkach inwalidzkich ♿️ Cóż po dostosowanym Muzeum, skoro dostanie się do podjazdu jest praktycznie niewykonalne?? Cóż po pięknej promenadzie, skoro nie można się na nią dostać? Tych „cóż po” moglibyśmy wymienić jeszcze co najmniej kilka, ale damy Gdańskowi jeszcze pewnie niejedną szansę na zmianę naszego zdania o nim 😊 A Wy dajecie drugie szanse miejscom? Czy może raz zrażeni wpisujecie je na czarną listę? . . . . #gdansk #gdanskoldtown #gdanskofficial #gdanskastarowka #trojmiasto_insta #robimypodroze #dostępność #diabełtkwiwszczegółach #pierwszewrażenie #firstimpression #zwiedzaniegdańska #gdańskgłówny #niepelnosprawni #podróżemałeiduże #pomorskietravel #pomorskie_official #visitgdansk #thingstoimprove #polskanawózku #podróżowanie #neptun #motława #wheelchairaccessible #3citypoland #trojmiasto_insta #pomorze #needtochange #rozczarowanie #polskanaweekend🇵🇱 #travelbloggersofinstagram (w: Gdańsk Stare Miasto) https://www.instagram.com/p/ChnKO0WsuvH/?igshid=NGJjMDIxMWI=
0 notes
agneswieckowska · 2 years
Text
10 najgorszych i najdziwniejszych noclegów.
Tumblr media
View On WordPress
0 notes
niechciaana · 5 days
Text
Znasz swój język miłości?:
Spędzanie czasu razem - rozwijanie swoich pasji razem, próbowanie nowych rzeczy, podróżowanie, wspólny trening, serial.
Kontakt fizyczny - trzymanie za ręce, przytulanie, całusy.
Dawanie prezentów - niespodzianki, prezenty, upominki bez okazji.
Przysługi - masaż, śniadanie do łóżka, wyręczanie z obowiązku, opieka w czasie choroby.
Słowa - komplementy, listy/notki miłosne.
4 notes · View notes
xentropiax · 6 months
Text
No. 16
Ja dziś sobie pozwolę się tak uzewnętrznić, jak pozwalam sobie rzadko. Bo na co dzień to już nie boli, bo na co dzień na piersi mam długą mentalną blizną, która z każdym rokiem blaknie. Ale co roku, jesienią przychodzi na nowo, to uczucie, to wszystko. Więc ja, choć na co dzień już tak o tym wszystkim nie myślę, choć mam troski i radości, choć większość czasu stąpam twardo po ziemi, dzisiaj chcę sobie pochodzić po chmurach.
Wiele lat temu napisałam w jednym wierszu: Świat nie skończył się 5 listopada, zrobił to dzień później.
Stało się tak, bo piątego listopada jeszcze nie wiedziałam. Jeszcze dostałam ostatniego smsa, napisałam ostatni mail, miałam bilety na niecały tydzień później, żeby go odwiedzić, zobaczyć, przejrzeć się w jego oczach. Poczuć ciepło skóry, pogłaskać tę szaloną głowę, dotknąć ten piękny umysł, jak zwykłam o nim często myśleć.
Dowiedziałam się szóstego, choć czułam to wszystko zanim zadzwoniła do mnie jego przyjaciółka, wiedziałam o tym, gdy milczał od rana, gdy telefon pokazał obcy numer, gdy siedziałam jeszcze na uczelni. Ciemno, zimno, listopad. Kordian zmarł wczoraj w nocy.
No i tak od dziewięciu już lat świat, może się nie kończy, ale zamiera na chwilę szóstego listopada. Nie wiem, po co to sobie robię. Może specjalnie rozdrapuję pewne rany, może chcę coś poczuć, nie zapomnieć, nie chcę, żeby te okruchy ciepły odleciały, odeszły na zawsze. Wydawałoby się, że po takim czasie można już się ułożyć. I można, naprawdę. Ja mam dobre życie, mimo trudności, mimo że tu może wyglądać, że to pasmo jakichś nieszczęść i niepowodzeń. Ale ja zawsze przychodziłam do pisania, kiedy było źle, w momencie, w którym musiałam z siebie wylać nadmiar emocji. Jak sami widzicie, nie piszę tutaj zbyt często, bo w gruncie rzeczy nie mam o czym. Bo żyję pełną piersią kiedy mogę, bo życie jest piękne, bo mam świetną, rozwijającą pracę, która umożliwia mi podróżowanie, bo poznaję świat i ludzi i tworzę z nimi wspomnienia, bo nie boję się już jak kiedyś, bo wiem, że sobie poradzę mimo wszystko, bo nie jestem podlotkiem jak niemal dekadę temu, bo wyrosły mi skrzydła. Bo starałam się, z całych sił się starałam, żeby jego pamięci nie zawieść. Nawet gdy wielokrotnie chciałam umrzeć, nawet gdy byłam pełna gniewu, że sobie poszedł i mnie zostawił, nawet gdy nie mogłam zrozumieć, że już jestem starsza niż on, gdy umarł i miałam pretensje do całego świata, że jak to, że co to za wiek, że jak ma się tyle lat, to dopiero zaczyna się żyć.
To wszystko było w mojej głowie, ale nie mam pretensji do losu. Nie opłakuję jego życia, wiem, że przeżył je dobrze i w pełni, choć było tak krótkie. Wiem, że oddychał pełną piersią tak, jak nie oddychają nieraz ludzie nigdy przez całe życie. I miał w sobie wiele miłości, dla ludzi i świata, miłości, którą mógłby obdzielić dziesiątki.
Ale opłakuję ten brak. Tę stratę, nie tylko w moim życiu, ale i dla świata. Dwa lata temu napisałam do niego list, wysłałam na zapomnianą skrzynkę. Chciałam, potrzebowałam się wygadać, powiedzieć mu, choć go nie ma, co u mnie. Bo mimo całej czułości, mimo pragnienia bycia z nim, czucia go, towarzyszenia mu w codzienności, brakuje też czegoś innego - przyjaciela. Tego jak patrzył na świat. Wciąż łapię się na tym, że jest muzyka, którą chciałabym mu pokazać albo książki, które wiem, że by polubił. Albo tematy, co do których jestem ciekawa, jakie miałby zdanie. Tak mi brakuje ciepła, osoby, istoty. I nawet nie dla tego, że gdzieś we mnie jest chłód, ale po prostu. Tęsknota w całej swojej czystej postaci.
Połączenie dusz, które się miedzy nami wytworzyło to coś, co do tej pory uważam, że przydarza się raz w życiu, o ile masz szczęście. Wszystko między nami, śmiech, płacz, miotanie się, strach - wszystko to było jak puzzle dopasowane do siebie w wielkiej, galaktycznej układance. Być obok siebie, przy sobie, po prostu, być w tej miłości, ale nie cielesnej nawet, tej, której nie da się opisać słowami, ta pewność, że to jest ten człowiek, mój człowiek z milionów innych ludzi, moja dusza, która zderzyła się może przypadkiem, a może taki był odwieczny plan. Moja dusza, którą odnajdę wszędzie, która, jeśli jest coś poza tym czasem, będzie czekać. Musi czekać i mam nadzieję, że kiedyś się ze mną zderzy.
I ja myślę, że byłby ze mnie dumny, widząc to kim jestem, gdzie jestem. Wiedząc, że demony, które miałam, udało się poskromić. Powiedziałby: a nie mówiłem, Elfie. Bo on widział wszystko na długo zanim ja to widziałam, na długo zanim się potwierdziło, widział we mnie siłę, którą odkryłam sama lata później, widział nadzieję, potencjał, widział wszystko to, co myślałam, że umarło we mnie na zawsze, a jednak jest.
Ale wczoraj rozdrapałam sobie tę ranę. Chciałam go sobie przypomnieć, mam to szczęście, że zostało mi po nim wiele słów, których czas nie nadwyrężył. Słowa te najczulsze, tylko dla mnie, słowa, wiele z nich, w których przemycał coś, czego nie miał odwagi powiedzieć mi wprost wtedy, a co stało się bardzo oczywiste trochę później.
Krótko po jego śmierci, moja matka, nie znając dobrze naszej relacji, zapytała mnie: kim on właściwie dla ciebie był. Nie chciałam się dzielić z nią tą czułością, z resztą i tak by nie wzięła prawdy na serio. Ale pomyślałam to i utrzymuję to do dziś: miłością życia.
I nie zrozumcie mnie źle. Ja kocham wciąż, kocham innych ludzi, jestem w szczęśliwym związku, kocham Jego, mocno, kocham w codzienności, w przygotowaniu śniadania, w oglądaniu serialu, w tym jak uśmiecha się, jak dotyka mnie, kiedy całuje moje ciało. Ale ta relacja jest inna. Inny rodzaj miłości, inny człowiek. Nie gorsza miłość, nie lepsza, inna po prostu, innej jej oblicze, z innym człowiekiem.
Ale to trudno jest ludziom zrozumieć, dlatego praktycznie nigdy o tym nie rozmawiam. Bo jeśli nie wyrzekniemy się pewnego egoizmu, pewnych kompleksów, niepewności to łatwo poczuć zazdrość, pewnie łatwo pomyśleć, że skoro kochałam tak wcześniej, to wszystko to, co stało się później jest sztuczne, nieprawdziwe. Nie. Jest po prostu inne. Wyjątkowe w swej odmienności. To jak porównywać dwie rożne rzeczy, z innego gatunku, kompletnie nie przystaje. Bo tamto to miłość poza czasem i życiem. Czy wypada być zazdrosnym o kogoś, kto nie żyje?
Z resztą, jak mówię, ja sobie to poukładałam. Tak miało być, gorzka tabletka, która trzeba było połknąć. Wszystko wydarza się po coś, myślę, że to spotkanie, zderzenie było jednym z głównych wydarzeń mnie formujących, jeśli mam w sobie coś dobrego, coś za co ludzie mnie kochają, to pewnie w części nie byłoby tego, gdyby nie on. Więc jeśli mnie kochasz, to kochasz też jego, tę cząstkę, która w sobie noszę, ten kawałek serca, który mi oddał. Opowieść, którą po sobie zostawił.
Bał się przed śmiercią, czy tej miłości starczy dla innych, tej czułości, że było jej za mało. Niepotrzebnie. Zostawił jej aż nadto. Będzie w wielu opowieściach, w wielu sercach, w tym moim. Do dnia aż sama przywitam się ze Żniwiarzem, wsiądę na jego łajbę i popłyniemy, być może po to, by znów się spotkać. Po wielu latach, będę miała mu co opowiadać, chociaż może on już wszystko wie.
W jednym z ostatnich listów, słów, które mi zostawił, powiedział, że jestem jego Łaską, dedykując mi Grace, Jeffa Buckleya. Przedśmiertna łaska, miłość co wyrosła znienacka, owoc zerwany nim zdążył dojrzeć. Czułość, która była treścią jego życia. Jego przyjaciółka powiedziała mi dużo później, że by może to wszystko, nadzieja na spotkanie mnie, to uczucie, choć trochę przedłużyło mu życie. Miał na co czekać aż do końca, nie chciał się poddać. Ale nie zawsze jest tak jak my chcemy, sam by to powiedział. Czasem jest inaczej i to też dobrze, w ostatecznym rozrachunku zawsze wszystko jest dobrze.
Pierwsza z naszych rozmów była o rollercoasterze. Metafora życia, od której wtedy robiło mi się niedobrze. A on, jak zwykle, na przekór mnie, twierdził, że rollercoaster to może być dobra zabawa. Ręce w górę, prędkość, jazda bez trzymanki, adrenalina co rozdziera piersi.
Potem przyszła ta piosenka, ta, którą miał wtedy na myśli:
The world's a rollercoaster And I am not strapped in Maybe I should hold with care But my hands are busy in the air saying
I wish you were here
youtube
No więc tak, chciałabym, żebyś tu był. Chociaż jestem szczęśliwa, bo szczęście to spokój w sobie, poczucie, że dam sobie radę, że przeżyję wszystko, że mimo zła i strachów, jest po co żyć. Jestem szczęśliwa licząc gwiazdy na niebie, zgadując, które z nich to kosmiczne statki, jestem szczęśliwa biegnąc po plaży i leżąc na plecach w morzu, i jestem szczęśliwa pijąc wino, paląc papierosa, przytulając moich przyjaciół, jestem szczęśliwa na szczycie góry i wśród chmur, gdy lecę do innego kraju, jestem szczęśliwa, gdy biegnę, gdy ćwiczę jogę, gdy piszę, jestem szczęśliwa oddychając pełną piersią i płacząc, wtedy też, na przekór wszystkiemu, bo płakać to znaczy coś jeszcze czuć, a czuć cokolwiek jest lepsze niż nic. Jestem szczęśliwa unosząc się na falach rozkoszy, jestem szczęśliwa mimo tego, że kiedyś stracę więcej jeszcze życia i osób, i tylko bogowie raczą wiedzieć, ilu z nim zanim sama przekroczę Styks. Jestem szczęśliwa dzięki i pomimo, tak jak chyba zawsze się o to dla mnie modliłeś.
Ale wciąż, ciągle i zawsze, najzwyczajniej w świeci i po ludzku po prostu...
Chciałabym, żebyś tu był.
4 notes · View notes
ahosia3 · 1 year
Text
Jestem teraz inny, niż byłem wtedy. Podobnie, jak byłem inny na początku podróży, a inny na jej końcu. I jutro będę inny niż dzisiaj. A to oznacza, że nigdy nie uda mi się powtórzyć tamtej podróży. Nawet gdybym odwiedził te same miejsca i spotkał tych samych ludzi, moje przeżycia nie będą takie same. Dla mnie na tym właśnie polega podróżowanie. Na poznawaniu ludzi, na uczeniu się, nie tylko jak doceniać odmienną kulturę, lecz naprawdę korzystać z niej jak stały mieszkaniec, kierując się impulsem. ~ Nicholas Sparks
11 notes · View notes
Photo
Tumblr media
“Prawie” jak domek Hobbita Cały odcinek możesz zobaczyć na YouTube na kanale Z Łukaszem Przez Świat.
Spodobał Ci się odcinek i chcesz postawić mi kawę? nie ma sprawy zapraszam do linku w Bio ( buycoffee.to ) Nie musisz się rejestrować ani zakładać konta
100 notes · View notes
tripandopl · 4 months
Text
Tumblr media
Zimowa sceneria Włoskich Alp! Lubicie taki klimat?
2 notes · View notes
yellowmanula · 6 months
Text
youtube
Olga Rembielińska czyta wiersz / Piękny Pies / spacer poetycko-mikroturystyczny / Noc Poezji 2020 Wydarzenie organizowane przez Wydawnictwo Ha!art, Krakowską Szkołę Poezji, Stonera Polskiego i Rzyradora w ramach Nocy Poezji 2020 W ramach wydarzenia Spacer poetycki dla mikroturystów i mikroturystek zwracamy uwagę na perspektywę mikro w podróży i w poezji, mikro języki, mikro miejsca, mikro światy. W dobie, kiedy zawiesza się perspektywa globalna, kończy podróżowanie na drugi koniec świata, chcemy uprawiać mikroturystykę w Krakowie. Mniej mówić o Krakowie oficjalnym, historycznym, pomnikowym i znanym z przewodników, bardziej o Krakowie prywatnym tworzących tu poetów i poetek. Podróżowania po mieście uczymy się od zapomnianego krakowskiego pisarza Jana Stoberskiego, który – tak głosi miejska legenda - nigdy nie wsiadł do samochodu. Jan Stoberski uznawany był trochę za dziwaka, wszędzie chodził pieszo. Nie używał komunikacji miejskiej, ani żadnych innych pojazdów. Podobno też nic nie posiadał. Minimalizm spełniony! W czasach PRL-u drukował go namiętnie “Przekrój”, a jego opowiadania (wszystkie podobne, różniły się w detalach) wydawało Wydawnictwo Literackie. W swoich codziennych wędrówkach pieszo Stoberski nie za bardzo oddalał się od swojego domu. Interesowała go nie Niagara, a kałuża na drodze koło Tyńca, nie K2, ale kamyk, który można kopnąć gdzieś przy Moście Zwierzynieckim. Olśniewały go te detale, poświęcał im w swojej prozie wiele miejsca. Może dlatego nazywano go „Proustem z Krowodrzy”? Coraz więcej mówi się o tym, że być może przez najbliższe lata odejdziemy od turystyki na wielką skalę, z wyprawami na końce świata, kolorowymi katalogami biur podróży, masowymi wakacyjnymi tanimi lotami. Ale nic straconego, kiedy tyle do zobaczenia, zachwycenia, zagapienia jest lokalnie! Planujemy poetyckie kręcenie się, snucie połączone z czytaniami, rozmowami i mikro-wykładami na tematy zaproponowane przez krakowskie środowiska młodopoetyckie. W ramach mikroturystycznego spaceru grupa poetów i poetek porusza się po Krakowie, czyta wiersze, dyskutuje z przypadkowymi osobami, opowiada anegdoty o swoich lokalnych, osobistych, niekiedy bizarnych miejscach i miejscówkach.
3 notes · View notes
pisarkanaspektrum · 8 months
Text
Autystka a podróżowanie, czyli pojechałam na konwent.
Ostatni weekend spędziłam na Kapitularzu, czyli imprezie dla fanów szeroko pojętej fantastyki i zagadnień pokrewnych. Jak się czułam? Przez trzy dni nieprzerwanie pobolewała mnie głowa. Spałam beznadziejnie, bo raz, że jakieś dziwne łóżko i obce dźwięki zza okna, a dwa, że zapomniałam spakować melatoninę (kupienie jej w aptece na miejscu też przerosło moje możliwości). Nie pamiętałam o braniu moich suplementów, ani smarowaniu otarcia na stopie. Ani razu się porządnie nie umyłam, bo byłam zbyt zmęczona, by pogodzić się z myciem w nieznanej łazience. Byłam bez przerwy wycieńczona, a mój organizm nie potrafił zdecydować, czy jest głodny, czy mu niedobrze. Ogólnie standard – ciągłe przebodźcowanie i problemy sensoryczne.
Ale… był to niewyobrażalnie wręcz udany weekend. Chyba dlatego, że udało mi się wdrożyć trochę pomocnych rozwiązań. Pamiętałam o piciu i zawsze miałam przy sobie butelkę wody (albo i dwie!). Pilnowałam, by regularnie jeść i zawsze miałam awaryjnego batona w torbie. A zapominanie o tych dwóch podstawowych potrzebach to u mnie zawsze był największy problem! Nauczona doświadczeniem z Krakowa, gdzie ciągle się gubiłam, podrukowałam sobie wszystkie możliwe mapki, pozaznaczałam na nich najważniejsze miejsca i wypisałam numery potrzebnych mi autobusów i tramwajów. Wspierałam się Google Maps przy każdej okazji. Nie forsowałam się – dotarłam tylko na nieliczne prelekcje, ale to i tak fajnie. Nie siedziałam z ludźmi do 4 nad ranem, tylko zwinęłam się koło północy i też miło spędziłam czas. Ogólnie zauważyłam, że zmiana nastawienia, odpuszczanie sobie i celebrowanie miłych chwil zamiast wyrzucania sobie, że nie zrealizowało się wszystkich planów są bardzo ważne! I tylko jeden raz dopadł mnie kryzys, że bardzo nie chcę tam być i bardzo potrzebuję być w domu.
Muszę wręcz powiedzieć, że w trakcie tego wyjazdu autyzm i ADHD prawie w ogóle nie wchodziły mi w drogę! Jestem tym naprawdę szczerze zaskoczona, myślałam, że będzie gorzej (największym problemem było zaburzone przetwarzanie słuchowe – ciężko mi się rozumiało, co do mnie mówią). Może po prostu adrenalina i dopamina wytworzone z powodu premiery antologii z moim opowiadaniem dały mi kopa energii na cały weekend. Plus oczywiście poratowali mnie dobrzy ludzie, np. podwożąc do hotelu, podpowiadając gdzie szybko zjeść i ogólnie pomóc mi ogarnąć rzeczywistość. Dziękuję <3
I to jeszcze nie wszystko. POZNAŁAM NOWYCH LUDZI. Normalnie otworzyłam paszczę do obcej osoby i żeśmy się zakolegowały, wymieniły kontami na IG i nawet już wymieniłyśmy parę wiadomości. Jeżu kolczasty, przecież to dla mnie sukces jak wejście na Everest.
Także tak, jestem szczęśliwa, że świat okazał się bardziej przyjazny niż zwykle, a ja lepiej przygotowana i zorganizowana. I jeszcze raz podzielę się moim pisarskim sukcesem, czyli opowiadaniem w antologii „Sprzedawcy marzeń”, inspirowanej obrazami Grzegorza Chudego. Antologia jest przepiękna, w twardej oprawie, format kwadratu, kolorowe reprodukcje, ogólnie pięknie zaprojektowana i wydana. Naprawdę bardzo się cieszę, że mogłam wziąć udział w tym projekcie i w premierze na Kapitularzu. A ile autografów rozdałam, aaa! Serduszko mi się cieszy i naprawdę jestem po tym wyjeździe bardziej naładowana pozytywną energią niż zestresowana i przeciążona. Czyli bilans na plus.
Za zdjęcia dziękuję bardzo Marcie Magdalenie Lasik.
Tumblr media Tumblr media Tumblr media Tumblr media
2 notes · View notes
Text
Emma do Bruce'a
Drogi Brusie,
Bruce, Bruce, Bruce. Czy wciąż będę do ciebie pisać, kiedy remont dobiegnie końca? Kiedy wszystko wróci do pewnego rodzaju normalności? Czy może normalność już się skończyła… czy rozłamu w świecie Nefilim nie da się już naprawić i będzie on tylko pogłębiać się z czasem, z coraz większymi i większymi zmianami, aż wreszcie nie będzie się dało udźwignąć tych zmian? W takim wypadku będę do ciebie nadal pisać, Bruce, jako milczącego świadka osobliwych czasów.
Przepraszam, przepraszam. Czuję się nieco poetycko, ponieważ dzisiaj odwiedzili nas Jem, Tessa, Kit i Mina i… to trochę dlatego, że Jem i Tessa tak właśnie mówią. Bo są, no wiesz, starzy. I trochę dlatego, że sprawa z przeklętym domem zbliża się do końca i nie mam pojęcia, jak wszystko później się ułoży.
W każdym razie, nie poczyniliśmy dzisiaj żadnych postępów z klątwą, skończyło się na wizycie rodziny Carstairs-Herondale, która powinna wybrać sobie jakieś krótsze nazwisko. Team Epoka Wiktoriańska? Team Czasy Kiedy Wszystko Było Bardziej Romantyczne, Ale Podróżowanie Zajmowało Całe Wieki? Hmm. Chyba będę musiała zapytać ich o pomysły, bo moje są, yyy, kiepskie.
Tuż po ich przyjeździe pojawiły się pewne komplikacje. Wybraliśmy dla nich kilka sypialni i poprosiliśmy skrzaty, żeby przygotowały dla nich pościel, ręczniki i takie tam. Sprawdziliśmy je przed zjawieniem się gości i cieszę się, że to zrobiliśmy, ponieważ faerie przygotowały pokoje dla… ptaków? Ogromnych, ludzkiej wielkości ptaków. Wielkie gniazda z patyków, szerokie na sześć stóp, i gałęzie, na których można usiąść. I wielkie kule z karmą dla ptaków wiszące pod sufitem. Dlatego musieliśmy poprosić, żeby wszystko zmieniły i skrzaty wyglądały na rozczarowane. (Przecież nie powiedzieliśmy, że goście są ptakami! Nie mam pojęcia, dlaczego tak pomyślały!) Najgorsze jest to, że naprawdę dobrze się spisały, gdyby rzeczywiście odwiedziły nas ogromne ptaki, byłoby im bardzo wygodnie. Skrzaty wciąż wydawały się zaskoczone, kiedy wszyscy się pojawili i Mina nie okazała się dużym jajem. Ach, te faerie.
Skoro już mowa o Minie, która nie jest dużym jajem, a raczej małym dzieckiem, to jest ona ekstremalnie urocza. Potrafi już chodzić, czy też dreptać, mówi „mama”, „tata” i „kisz”, ponieważ najwyraźniej tak nazywa Kita. Ma własną małą, drewnianą stelę i ciągle próbuje nią rysować po wszystkich. Najwidoczniej Kit uczy się run i Mina też chce się uczyć.
Powinniśmy od razu przejść do złamania klątwy, lecz prawda jest taka, że po prostu bardzo przyjemnie się nam razem siedziało. Z Tessą i Jemem czas mija tak spokojnie, co jest bardzo miłe, biorąc pod uwagę, jak nerwowi są nasi niektórzy przyjaciele. Domyślam się, że kiedy przeszło się przez to wszystko, co im się przydarzyło, już niewiele może cię zmartwić. Uspokaja mnie samo to, jak Jem mówi o klątwie, że poradzimy sobie z nią, chociaż właściwie nie wiemy, co robimy i co poszło dotąd źle.
Wydają się także być pod wrażeniem domu, co napawa Juliana dumą w niezwykle uroczy sposób. Tessa mówiła, że kiedy byli tutaj ostatni raz, Tatianę aresztowano i wysłano do Żelaznych Sióstr, a oni szukali różnych demonicznych rzeczy. (Przyznała, że większości z nich nie znaleźli. Z tego co mówi, wydaje się oczywiste, że nie zdawali sobie sprawy, jakie zagrożenie stanowiła Tatiana, dopóki nie było za późno – naprawdę chciałam ją o to zapytać, ale temat wydawał się zbyt ponury, a my spędzaliśmy miło czas.) Jem dodał, że dom już wtedy znajdował się w złym stanie, lecz Tessa powiedziała, że widziała dom w "w czasach świetności" podczas balu, po czym zarumieniła się. Cokolwiek wydarzyło się podczas tamtego balu, musiało być niesamowite, skoro rumieni się po 130 latach!
Oczywiście pozostaje jeszcze kwestia wspomnień, które niczym ciężki całun wiszą nad tym miejscem i żadna warstwa farby ani nowe okna nic na to nie pomogą. To może być klątwa, oczywiście. Jednak tego wieczoru było weselej niż kiedykolwiek wcześniej. Po raz pierwszy poczułam się trochę, jakby to był nasz dom, odwiedzili nas przyjaciele i było zaskakująco miło i zwyczajnie. Tak długo, jak nie myślałam o tym, co dzieje się w Clave.
Martwię się czymś jeszcze: Kitem. Siedział z nami przez większość dnia, lecz był bardzo milczący, jak na niego, i kilka razy przeprosił nas, żeby wyjść pospacerować po ogrodzie. Julian powiedział, że Kit chyba zerwał ze swoją dziewczyną i może z tego powodu jest smutny, ale sama nie wiem. Denerwował się w obecności robotników i bacznie im się przyglądał, kiedy znajdowali się w pobliżu. Round Tom przedstawił się mu, na co Kit tylko przytaknął, ale nie zdradził swojego imienia ani żadnych informacji o sobie. Trudno go za to winić. Jego relacje z faerie i Krainą Faerie są skomplikowane. Według Tessy, Cirenworth jest pilnie strzeżone przed wtargnięciem faerie, zabezpieczono nawet pobliskie miasto i drogi. Magnus i Catarina już o to zadbali. Byłaby to jedna z nielicznych okazji, kiedy Kit znajduje się w pobliżu faerie od czasu bitwy na obrzeżach Alicante; chociaż te faerie nie stanowią zagrożenia, musi czuć się dziwnie.
Ale znasz Kita. Posiada tą swoją aurę, jakby nie chciał odpowiadać na pytania o swoje samopoczucie. Dzisiaj przyglądał się faerie w ogrodzie – albo się nimi martwił, albo chciał do nich dołączyć? Sama nie wiem. Może Julianowi albo mnie uda się go namówić na zwierzenia, kiedy tu jest. A może znajdę chwilę, żeby zapytać Jema i Tessę czy wiedzą, co się dzieje.
No dobrze, to tyle ode mnie, Bruce. Jutro złamiemy klątwę! Mam nadzieję!
Emma
17 notes · View notes
pushthebutton2 · 1 year
Text
Kiedyś wyjazdy tylko last minute. Czy to za granicę czy domestic. Plus jeżdżenie w ciemno, coś się na pewno znajdzie na miejscu. I się znajdowało.
Potem już bardziej zorganizowane, ale jak miałam co zarezerwowane na dwa miesiące czy pół roku wcze siej to się stresowałam, że coś nam wypadnie i wszystko przepadnie.
Teraz już i tego się nauczyłam. Cóż, jak przepadnie to przepadnie, widocznie coś ważnego się stało, a jakby co to są ubezpieczenia. Może trochę podróżowanie w covidzie tego mnie nauczyło. Choć trzeba przyznać, że mam szczęście i nigdy nic mi nie przepadło 🤭
6 notes · View notes