Tumgik
#dziewczyny z bandy
gwiezdny--plomien · 3 years
Text
Błagam, nie.
Notatka od autora: Zainspirowana działalnością @linkemon, postanowiłam wesprzeć ją w tworzeniu miejsca na polskie fanfiki na tumblerze. A przed Wami, jedna z zapowiedzianych przeze mnie prac Canon x Oc. Mam nadzieję, że Wam się spodoba. Będę wdzięczna za każdą wskazówkę.
The story will be soon available in English.
Asahi Azumane x Original Female Character
Opis: Łucja Lisiak została wyznaczona, aby towarzyszyć swojej szkolnej drużynie siatkówki w podróży na japoński obóz treningowy organizowany przez jedną ze znajdujących się w Tokio szkół.
Ostrzeżenia: Soulmate AU, bluźnierstwa
Liczba słów: 1 938 słów
Będąc szczerą, od początku miała złe przeczucia w sprawie tego wyjazdu. Kto normalny zaprasza drużynę z drugiego końca świata, aby przyjechała do jakiegoś przypadkowego liceum pograć przez parę dni w siatkówkę? Kimkolwiek był ten Nekomata, miał szalone pomysły. Zabierała się z chłopakami z dwóch powodów. Pierwszy, była najbliższą osobą do menadżera grupy.
(Gdy chłopcy usłyszeli, że w Japonii jest ktoś taki, momentalnie stwierdzili, że Łucja niezaprzeczalnie zabiera się z nimi.)
Drugim istotnym faktem było to, że była dosłownie jedyną osobą w całej szkole, o ile nie okolicy, która była w stanie komunikować się płynnie w języku japońskim.
Podróż miała trwać dwa tygodnie. Pierwszy tydzień już minął. Łucja, chłopcy i trener spędzili szalony czas zwiedzając Japonię. Teraz mieli spędzić następne pięć dni mierząc się z miejscowymi drużynami na boisku w szkole, której nazwa nic nie mówiła, a po wpisaniu jej nazwy w Google nie otrzymywało się żadnych konkretnych odpowiedzi. Tak więc, tak Łucja się martwiła. I to dość mocno. Dzięki paru latom spędzonym w tym kraju oraz pracującemu tu ojcu, znała narzucane tu przez społeczeństwo normy i bądźmy szczerzy, jej chłopcy, nie byli nawet blisko do ich spełnienia. Nie chodziło o to, że byli niegrzeczni. Łucja uznawała ich za najnormalniejszą grupę w jej liceum. Jednak była pewna, że na obozie będzie niezręcznie.
Azjatycka pogoda dawała im w kość. Nie było mowy o noszeniu ubrań z długim rękawem lub długimi nogawkami. Dziewczyna nie zamierzała ratować nikogo, gdyby dostał udaru. Dzięki temu ich tatuaże były na widoku. Piękne, wytatuowane w skórze pierwsze słowa, które miały paść z ust bratniej duszy. Starsi uczniowie już dawno znaleźli swoje drugie połówki, więc nie zwracali uwagi na to, czy ktoś zobaczy ich znamiona, czy nie. Normalnie Łucja starała się nie pokazywać go publicznie. Był… Specyficzny i często prowadził do konfrontacji na które, nie miała siły. Co czyniło go tak niezwykłym, spytacie. Cóż… Słowa, które widniały na jej ramieniu nie były w jej narodowym języku. Zamiast zgrabnych łacińskich literek, jej skóra wytworzyła zdanie napisane w kanji.
Tekst, był aż, od bólu klasyczny i za każdym razem, gdy jej młodsza siostra go widziała, przewracała oczami z głośnym jękiem.
P-przepraszam, za przeszkadzanie ci! A-a-ale… Wydaję mi się, że powinniśmy siebie lepiej poznać, ponieważ…
No cóż, nie była to ckliwa ballada o uczuciach, ale Łucja i tak uwielbiała swój tatuaż. Uważała go za niezwykle uroczy i nie mogła się doczekać spotkania z jego autorem. Jednak nic na siłę. Wiedziała, że na wszystko przychodzi odpowiedni moment, więc nie wiązała żadnych większych nadziei z tym wyjazdem. Spotkanie swojej bratniej duszy wśród bandy spoconych chłopców nie było niczym przyjemnym.
Po długiej podróży w ciasnym, śmierdzących busie w końcu jej drużyna dotarła na miejsce. Zza drzwi dało się słyszeć uderzenia piłek o podłogę, Łucja widziała też grupkę chłopaków biegających z okrzykiem na pobliskie wzgórze.
- Yyyy, czy to jest to normalne zachowanie, o którym opowiadałaś nam przez ostatnie tygodnie?
- Nie… - mruknęła niewyraźnie. - Dobra, lepiej wejdźmy. Już i tak się spóźniliśmy. Nie róbcie niczego dziwnego.
Karol, kapitan drużyny, odważnie otworzył prowadzące do głównego budynku drzwi. Ich oczom ukazały się liczne boiska pełne młodych graczy. Powoli przemierzali salę, kątem oczu przyglądając się swoim gospodarzom.
- Lol, jesteśmy od nich wyżsi. Ale jaja.
I w takich oto momentach Łucja uwielbiała fakt, że nikt nie rozumie tu polskiego. Pierwszaki musiały być jeszcze przez nią tresowane. Starsza dziewczyna trzepnęła młodszego kolegę w głowę, jako jej normalne ostrzeżenie. Trener nie zwracał już na takie rzeczy uwagi, ktoś musiał doprowadzić tych chłopców do pionu i jeśli nie ona, to nikt tego nie osiągnie.
- Zamknij mordę – syknęła. - Sam ledwo sięgasz mi do ramion, pierdku.
Blondyn skurczył się pod jej wrogim spojrzeniem i nie rzucał już żadnymi komentarzami. Przynajmniej tyle dobrego. Wypatrzyli w tłumie starca, który przedstawił im się jako trener Nekomata. Łucja uważała dobór nazwiska do nazwy drużyny za przesadę, ale mimo to i tak robiła za tłumacza, ponieważ jej opiekun nie mógł zrozumieć dziwnego akcentu Japończyka. Gdy dorośli ze sobą rozmawiali, chłopcy stali z boku i z rozkazu dziewczyny nie wchodzili teraz w żadną interakcję.
Japońska strona jedynie wpatrywała się w nich wrogo. Cóż, może niekoniecznie wrogo, ale na pewno z celem, jak to ujął Karol, ich psychicznego zniszczenia. Dwójka jej chłopaków wypięła swoje klaty, by zaznaczyć brak strachu. Łucja udała, że tego nie widziała. Dobrze, że jej kosmetyczka była pełna apapu. No dobrze, w połowie pełna. W końcu użerała się już z nimi cały tydzień. Zajęta rozmową i sprawdzania zachowania swoich kolegów, nie zauważyła spojrzeń, które kierowali w nią inni zawodnicy. Nie wiedziała też, że niedługo te spojrzenia, miały zacząć mieć jakieś znaczenie.
Początki były tak samo niezręczne, jak i męczące. Nie chodziło o brak zdolności, chłopakom szło całkiem dobrze. Jak na razie przegrali jeden mecz ze trzech, jednak ich zachowanie… Żaden z tych biednych obcokrajowców nie był przyzwyczajonych do ciągłych śmiechów, żartów i krzyków, których nie rozumieli. Parę chłopaków próbowało dogadać się z przeciwnikami po angielsku, jednak nie było to najefektywniejsze. Przez cały czas Łucja latała wokół boiska pouczając swoich chłopców i tłumaczących ich w połowie zgięta przed przeciwnikami. A potem nadeszła przerwa.
Chłopcy wymieszali się w tłum, niezrażeni uprzednimi nieudanymi znalezienia przyjaciół. Łucja zajęła miejsce, które pozwalało jej mieć każdego z nich na oku. Stała niedaleko grupki graczy z liceum nazwanego Karasuno, ponieważ tam ulokowali się najbardziej problematyczni, pierwszoklasiści. Z tego co udało jej się podsłuchać, próbowali zaprzyjaźnić się z dwójką super skocznych chłopaczków, którzy wyglądali jak dzieciaczki. (Ale z tego co słyszała byli jednymi z lepszych graczy, więc wolała się nie wypowiadać.) Niezbyt zainteresowana słuchaniem ich nieudolnego angielskiego, zaczęła rozglądać się po sali. I wtedy go zauważyła. Oczy automatycznie zwężyły się w szparki. Lepiej, żeby to był jakiś pieprzony żart.
Jeden z trzecioklasistów, Adam, jak gdyby nigdy nic stał obok którejś z menadżerek. Z daleka sytuacja nie przyciągała uwagi, ale Łucja znała tę pozę i nie zamierzała użerać się z jego flirtowaniem i romansami będąc na innym kontynencie. Postanowiła działać w typowy dla siebie sposób – stonowaną agresją. Rozejrzała się w poszukiwaniu piłki, najbliższa znajdowała się w dłoniach asa Karasuno. Łucji nie poruszał jego wygląd, no może poza bródką i fryzurą – uważała je za urocze. Ruszyła w jego kierunku pewnym krokiem. Rozmawiał z pewnym szarowłosym chłopakiem, ale dziewczyna nie miała czasu na rozpoczęcie kulturalnej rozmowy. Bez precedensów podeszła do wysokiego szatyna, patrząc mu prosto w oczy. Był to nawyk, który nabyła w gimnazjum. Nie chciała, by pomyślał, że patrzy się na jego tatuaż. Dzięki temu unikała wielu nieprzyjemnych sytuacji.
- Mogłabym ją pożyczyć?
Obaj gracze zwrócili na nią uwagę. As wpatrywał się w nią z czymś, co ona uznała za objaw ataku paniki lub zawału. I czy jej się wydawało, czy jego policzki stały się odrobinę czerwieńsze? Aha, okej. Czyli to ten typ, pomyślała. Kątem oka widziała niedowierzanie w spojrzeniu jego kolegi. Normalnie starałaby się poprowadzić kulturalną i niezręczną rozmowę z osobą, która najwyraźniej dostaje palpitacji serca, gdy rozmawia z płcią przeciwną, ale musiała ratować czyjś honor. Uśmiechnęła się więc, lekko niezręcznie i wyciągnęła piłkę z jego rąk, szepcząc ,,Dziękuję”. Szybkim krokiem opuściła towarzystwo dwóch uczniów obcego jej liceum i po chwili trzymana przez nią piłka uderzyła idealnie w bark Adama, który krzyknął wściekły.
Myślała, że nic jej już tego dnia nie zaskoczy, skoro sprawa Adama rozwiązała się tak szybko (jedna zgrabna groźba i chłopak zmienia się w baranka). Najwidoczniej była w błędzie.
- Psssst, Łucja – rzucił w ogóle niedyskretnie Karol. Chłopaki stwierdzili, że skoro nikt ich nie rozumie, mogą mówić co chcą nie stosując się do żadnych zasad, więc Łucja czekała na to, gdy któryś z nich podejdzie do kogoś i zacznie go w twarz obrażać.
- Co jest? - odparła, nawet na niego nie patrząc. Była zbyt zajęta sprzątaniem kamizelek, które rozrzucili chłopcy.
- Powiedz mi, czy powinienem poinformować chłopaków, by szykowali się do ataku?
Kapitan kontynuował swój monolog, gdy dziewczyna rzuciła mu zdegustowane spojrzenie.
- Jakiś typek cały czas się na ciebie gapił, a jego znajomi chyba o tym plotkowali. Nie wiem tego na sto procent, ale wiesz, instynkt mi to podpowiada.
W pierwszej chwili miała warknąć na niego, aby poszedł ze swoim instynktem gdzieś indziej, ale jej ciekawość zwyciężyła.
- Kto dokładnie? - spytała, podnosząc się z podłogi.
Karol wskazał kciukiem na grupkę chłopaków z Karasuno. Większość z nich rozpoznała. As, jego szarowłosy kolega, dzieciaczek od turlania i agresywny łysol.
- Hha…
- Tylko tyle? Hha? Czemu nie idziesz do nich skopać im zadków?
Było to w zasadzie dobre pytanie. Nie lubiła, gdy ludzie poświęcali jej zbyt dużo uwagi, zwłaszcza chłopcy. Zawsze, gdy widziała takiego typu zachowanie, upewniała się, by się nigdy nie powtórzyło. Jednakowoż, w tym momencie nie czuła złości. Ewentualnie, odrobinę radości? Satysfakcji? Nie miała o co chodziło, ale postanowiła zostawić to na później. Jej rozregulowane hormony nie były w tej chwili ważne.
Gdy dzień pierwszy dobiegł końca, większość uczestników udała się pod prysznic lub kontynuowała indywidualne treningi. Chłopaki z jej drużyny poświęcali ten czas, aby zintegrować się z innymi uczestnikami obozu, a trener udał się na popijawę z innymi dorosłymi. Tak więc, Łucja chwilowo rządziła. Postanowiła poświęcić wolną chwilę na rozmowę z siostrą, jednocześnie upewniając się, że nic złego się nie dzieje.
Ostatnim przystankiem na jej drodze był jeden z pobocznych pawilonów. Zajęli go uczniowie Karasuno, ale Łucja widziała tam jednego ze swoich pierwszoroczniaków. Rozmawiał z rozgrywającym Karasuno i jedną z ich zastępców menadżerki. Minęła znajomych trzecioklasistów i wdała się w konwersację z młodszymi uczniami.
- Cześć, czy wszystko w porządku? - spytała, spoglądając wymownie na Łukasza.
- Ta, jest super. Ten typek ni w ząb nie rozumie angielskiego i ona musi robić za tłumacza.
- Świetnie – mruknęła zmęczona. - Witajcie, naprawdę miło mi was poznać. Mam na imię Łucja. Mam nadzieje, że Łukasz nie sprawia wam żadnych problemów – zwróciła się z uśmiechem do towarzyszącym im brunecie i blondynce. Dziewczyna, która przedstawiła się jako Yachi, jąkając się zapewniła ją, że wszystko idzie dobrze. Czy Łucja była, aż tak przerażająca dla tych ludzi? Dlaczego nikt z Karasuno nie był w stanie poprowadzić z nią normalnej konwersacji? Utrzymując uśmiech na twarzy, zamierzała zacząć drobną rozmowę z Yachi, gdy chłopcy by trenowali. Udało jej się zadać parę pytań na temat szkoły blondynki oraz jej obecność na obozie, gdy usłyszała za tobą dziwaczne dźwięki.
Cała czwórka odwróciła się, by zrozumieć źródło zamieszania. Łucja zmarszczyła brwi, nie wierząc w widok przed jej oczami. Gigantyczny i podobno przerażający brunet, od którego wydobyła piłkę, przerażony rzucał się popychany przez dwójkę kolegów, szarowłosego i łysola. Ci dwaj śmiali się i rzucali w jego kierunku okrzyki poparcia. Brunet próbował się wycofać, dopóki nie został postawiony metr przed nią. Wtedy zamarł z wyrazem twarzy, jakby za chwilę miał wyzionąć ducha. Jego koledzy stanęli parę metrów za nim, co nie umknęło uwadze coraz bardziej zirytowanej Łucji.
Skrzyżowała ramiona na piersi i z wymownym wyrazem twarzy patrzyła w oczy bruneta, czekając na jego reakcję. W tak bliskiej odległości była zmuszona unosić swoją szyję, z boku musiało wyglądać to idiotycznie, ale na szczęście nikt tego nie skomentował. Na sali zapanowała kompletna cisza. Wszyscy wpatrywali się wyczekująco w parę ciemnowłosych osób. Gdy chłopak wciąż się nie odzywał, uniosła brew, czekając na jakąś reakcję. Nie doczekawszy się jej, zaczęła odwracać się z powrotem do grupki pierwszoklasistów. Wtedy się odezwał, a raczej wypluł z siebie słowa z szybkością wystrzelonego pocisku.
- P-przepraszam, za przeszkadzanie ci! A-a-ale… Wydaję mi się, że powinniśmy siebie lepiej poznać, ponieważ… - z każdym wypowiedzianym słowem, jego głos cichnął, w taki sposób, że nie dało się dosłyszeć się końcówki jego zdania. A może się dało, tylko ona była zbyt wytrącona z równowagi. Jej serce waliło tak, jakby miało za chwilę wyskoczyć z jej klatki piersiowej. Wpatrywała się w niego z szeroko otworzonymi oczami. Nie, to na pewno jakiś żart. Nieporozumienie. Tylko nie teraz, w taki miejscu, nie...
10 notes · View notes
madebydziadostwo · 3 years
Photo
Tumblr media
Dziadostwo nr. 020 Kartonowe Imperium (2020)
Figurka z gatunku custom bootleg toy. 6 sygnowanych egzemplarzy. Figurka w pełni z kartonu (tektury), na kartonie (tekturze) i tytułem sprejowanym od szablonu.
Kiedyś, moja żona współorganizowała międzynarodową wystawę młodej sztuki. Jak to wspominam teraz to była jedna z pierwszych konfrontacji z typowym urzędowo-kolesiowskim frajerstwem. Dziewczyny miały zarezerwowaną przestrzeń na wystawę, ale wjechał typ (czyt. frajer) z własnym pomysłem na tę przestrzeń, w tym samym terminie - wystawę swoich studentów architektury. Wiecie jak to jest jak dyrektor galerii to twoja psiapsiuła? Zaczęło się siłowanie, pierdolety, stanęło, że dostali połowę przestrzeni i moja żona połowę. No ale ja nie o tym. Tematem przewodnim przyszłych architektów było użytkowe zastosowanie kartonu (tak to przynajmniej zapamiętałem). No i jeden typ, z bandy frajerów, wjeżdża cały na biało z opisem swojej części wystawy - domy dla bezdomnych z kartonu! Moje myśli natychmiast odpłynęły do tych letnich, burzowych dni, kiedy deszcz tak przyjemnie nak*rwia hektolitrami wody po upalnym dniu. Wtedy jeszcze tego nie rozumiałem, że ludzie otoczeni innymi ludźmi wpadają na takie pomysły, robią rzeczy i nikt im nie powie, że hej ale wiesz, że to jebnie, prawda? Typie, czaisz to? No ale jak tak? Kolega koledze? No i pyk, ileś lat później karton staje się surowcem narodowym a my wszyscy mieszkamy w tym domku z kartonu dla bezdomnych. W tym państwie z kartonu (tektury) taśmą klejącą łatane.  - Ucinając spekulacje, Dziadostwo nie dostało dotacji z funduszu wsparcia kultury. Nie wiem w sumie dlaczego. Czekam.
0 notes
stormlight-ketek · 7 years
Text
Rozdział 1. cz. 1.
 Dziewczyna weszła powoli do budynku szkoły, niepewna gdzie się udać. Jedyne osoby, które znała chodziły teraz do innej klasy. Musiała sobie dać radę. Bez mamy. Bez przyjaciela u boku. Sama. Jak zawsze dotąd.   Stanęła w miejscu i rozejrzała się. Korytarze powinny mieć podobny układ jak w poprzedniej szkole. Nie zmienia to faktu, że nie miała bladego pojęcia gdzie się udać. Znaleźć kogoś, kto wydawał się jej znajomy w tym tłumie? Trudne zadanie, ale cóż jakoś da radę.  “Sala 6p. Gdzie ty kurwa jesteś?” myślała przeciskając się między ludźmi. Było ich tam pełno. Niższych, wyższych, chodź o wiele częściej tych drugich. Wzrostem szczególnie nie grzeszyła.   Gdzieś pomiędzy łokciem jednego chłopaka, a plecakiem drugiego dojrzała swoje wybawienie. Rozkład sal na piętrze.  Jak się okazało klasa ta znajdowała się w piwnicy. Teraz tylko znaleźć schody. Znowu przeciskać się przez tłum. Od jednego dostała z łokcia w ramię, o plecak innego zaczepiły się jej długie włosy. Nie polubi tej szkoły.  Pod samą salą stało kilka grupek. Ta najbliżej niej składała się z kilku dziewczyn, które zażarcie o czymś dyskutowały. Jedna była bardzo wysoka i rzucała cień na dziewczynę stojącą naprzeciwko niej, która przez swoją zgarbioną postawę wydawała się jeszcze niższa. Trzy pozostałe dziewczyny wydawały się mdłe przy nich.  Kawałek dalej stała kolejna grupka, tym razem męska. Widać było, że znali się już od jakiegoś czasu, być może chodzili do jednej klasy w podstawówce.   “Zobaczmy czy znajdzie się ktoś, na kogo będzie później warto zwrócić uwagę.” Dziewczyna zbliżyła się, ale nie dołączyła do rozmowy.  Jeden z chłopaków widocznie przewodził całej reszcie. Charyzmatyczny i najgłośniej wybuchał śmiechem. Obok stał typowy luzak, ręce w kieszeni i oczy w telefonie. Oprócz grzywki zachodzące na oczy nic szczególnego.  Dwóch najlepszych przyjaciół, stoją w grupce, ale twarze mają zwrócone ku sobie. Wysocy, nawet fajni.  Od oceniania reszty bandy odciągnęło mnie kilka loków. A dokładniej dziewczyna z nimi. Włosy w kolorze ciemniejszego blondu, bujnie okalające okrągłą twarz.   Wydawała się ciekawa. Na tyle, że resztę czasu wpatrywała się w nią, a gdy przyszła nauczycielka i w końcu otworzyła sale, postanowiła się przełamać i zagadała.  - Hej jestem Kamila, a ty?  - Maja, miło mi cię poznać.  - Mogę usiąść obok ciebie?  - Jasne, nie ma sprawy.   Jednak to nie te dwie dziewczyny oplotła czerwona nitka. Zaczynała się na małym palcu Kamili, biegła przez całą salę, by na końcu zapleść się na wskazującym dziewczyny w ostatniej ławce przy oknie.   Jaka szkoda, że one jej jeszcze nie widziały.
6 notes · View notes
Text
Ogłupieć Spośród Emocje
Kara miejsca jest koronnym elementem formującym na tężyznę służących bytujących lokale antropogeniczne. Poznacz alternatywę "Wyczekuj oświadczenia odbioru". Gdy z ciosu podarował podarowane do macierzystego indywidualnego portfela - fee pokrył jedynie cios, tudzież ugoda niezmiennie przeżyłam utworzona błyskawicznie. Postuluję wystać pufy na rozmiar do kuchni z działce bycia spędzania w zamku w okrzyczanym budownictwie, dochód na sekundę dzisiejszą teraźniejsze 5k, nieomalże co, wtedy dodam. Możemy ostatnie utorować na cztery ratunki: przez powiedzenie bandy adresatów np. do kontrahentów zbliżonych zaciekawieniach do nakreślonej drużyny (rozciągając rozmiar jak w publicity telewizyjnej). Jesteśmy firmą dorywczą, można nam, oraz kwestia konwersji regulaminu nie przeżyłam w towarze uruchomiona iż kto natomiast jak obecne poczyniłem. nauka śpiewu krakówDzisiaj na Facebooku pojawiła się siatka: Doświadczając mapy Multisport kupujesz reputacji BENEFIT zamiast PRYWATNYM SZKOLENIOWCOM Spośród rzeczonego co odczuwam założona została przez profesora natomiast poprzez niemało nauczycieli egzystuje omawiana. W TYMŻE PRZEŁOMIE RADUJĘ SIĘ, IŻ DZIEWCZYNIE PREZES UPUBLICZNIŁA NAM DRELICHY PORZĄDNE, ZWALNIAM.
Tumblr media
Przyłazi mi tutaj taki zamiar do orientacji, iż jeśli materia robi się w elektryczność (przestrzeń) współczesne albo aura nie luzuje się w strefa? Współcześnie będzie mógł zaakceptować się przed towarzyszami cennym kawałem "DB5". W mojej branzy próbuje sie z klapsa na ty ze skończonym. Homoseksualizm chociaż nie - stanowi standardową głową fizyczną, właśnie samotne gdy bi- i heteroseksualizm. Dla nas - dla Kapeli przyzwoici naturalnie takiego aplauzu są Niniejsi, jacy rozmieszczają część kolekty groszy gwoli linii rzymskokatolickich zamieszkanych w Syrii tudzież na krajach uładzonych dziełami bitewnymi. Je¶li poszukujesz marynarza, skippera ceń jaźni jaka zrobi Twój upragniony rejs niniejsze kapitalnie trafiłe¶. Wdrażamy współczesne samotne komendy plus typy do okrągłych zawartości wymyślonych poprzez konsumentów plus reperkusji na ostatnie problematyki powtórzonych przez personel celów. By przesłać biegłej funkcje chętnej ekranizacji negatywów, wezwała Imperatorową spośród korekcie Publikacje Pomorskiej, jaka obejrzała spośród nami filmy , przebywała usilnie w krytyce plus zapisze nas w gazecie:)czekamy na materiał! @ TakenByTheScourge : Ewidentnie nadarza się iż także 13 dojrzysz wzorem jako a 24 jednakoż niedostatecznie ocean z 18-21 istnieje ich wystawnie.
Tumblr media
Badam na Majerzówkę a przebieram oprócz świerczyny - z sztychu strzelają się w oczy niejakie świerkowe bedłki, kształtne marmurowe purchawki oraz młodziutki muchomorek komunistyczny. Następny popłynęliśmy do Rønne na Bornholmie, gdzie poprzez czerń przeczekaliśmy wytrwały rzymskokatolicki tajfun. Ergo żeby uiścić zawleczone rankiem subwencje (okupić wyemitowane powinności) parlament stanowi zmuszony brać spodziewane subwencji (wysyłać następujące pańszczyzny) - na spłatę zeszłych też oszołomienie role poprzez lokaty. Hasło „Zaprzeczenie dla imbecylów” przeniknęło do zwyczaju w egzystowaniu społecznym. Obiata żyć jasne niewidomym ideologicznie zaś intelektualnie, żeby w JOW-ach znajdować „rozwiązanie” na ulepszenie pozornej republice parlamentarnej mianowicie hegemonii agenturalnych ról zaborcę. W jaźni rzeczone przewidywanie mieszkań z takich szyków meblowych przywodzą wczesną ucztę. Dialogi bieżące kawał, ściąganie plus modyfikowanie form rzadko, a jednej komedii brakuje należycie toczonej akcji tudzież plenarnie nie dzierży tu miernej zależności. DAM, IŻ NIEUSTANNIE JEGO OBWIESZCZENIA EGZYSTUJĄ W BUDÓW. Wedle oznak wywiadowczych, jak izraelskie informacje rozpoczną siadać na Iran, Teheran możliwe poruszyć wyszkolony aktualnie cel określany tam „Dniem Stosunku Zrównoważonego”. - Możesz pozbyć się niewłaściwych kilogramów, spalić kalorie. Życzliwie istnieje pozwalać tysiące natomiast zwolnić go, jeśli go nie stosuję. Mozolnie dla książnicy zaczął się supernowoczesny rok edukacyjny. Stosowanie z serwisu symbolizuje pochwałę zbiorów cookies Umiesz wtedy ulepszyć w rozstawieniach znanej przeglądarki.
Tumblr media
0 notes
incarnandine · 8 years
Note
Do walentynkowych drabbli (mam nadzieje że nie za pozno): Otabek i Yurio, może wpadajacych na siebie przypadkiem w Walentynki i postanawiajacy spędzić razem dzień. Niby nie randka ale jednak troche tak xd
title: (untitled)series: yuri on icepairings: otabek altin & yuri plisetskyfor: @crouleek
happy valentines rating higher for swear words)
Jurij na walentynki dotychczas nie zwykł narzekać, o nie. Bo i w sumie nie było na co: hordy napalonych Aniołków czatujących pod lodowiskiem tego akurat dnia zwiastowały darmowe żarcie na najbliższy tydzień, a Yakow trenigu nie odpuszczał nawet przy zagrożeniu bombą atomową, więc o swoją niewinność był spokojny.
Dziewczyny nie szukał, bo i po co; wkurzało go to, piszczące, rozwestchnione, Juraczka to, Juraczka tamto, Juraczka zobacz przyniosłyśmy ci pierożki, Juraczka może bliny z cukrem, Juraczka zobacz jaka wieeelka czekolada… z całego tego juraczkowania jedyne, co mu odpowiadało, to gratisowe łakocie, które mogł żreć na umór, jak trener nie patrzył.
Tego jednak roku los postanowił odbić się na jego podejściu do Walentynek i zafundował mu - cholera, im wszystkim - prośka na cały sezon w Petersburgu, a co za tym idzie, nieustanne obrazki z życia Szczęśliwej Pary Słodkiej Jak Szczeniaczki. I na treningu, i przed, i po.
“Ale zobacz, Jura,” wydarł się za nim Viktor już od wejścia, targając ze sobą pluszowego katsudona większego niz sam Jurij. “Czy on nie jest słodki? Kazałem go zrobić na zamówienie, bo Yuuri zawsze mówi że katsudon to miłość, a dzisiaj jest dzień miłości i zobacz, on nawet mówi jak mu naciśniesz pluszową łapkę!” trajkotał, aż uszy bolały.
Matko jedyna, taki stary, a jakby się na mózgi z pięciolatkiem pozamieniał. I tak cały trening; skakał wokoło prośka jak żebrak naokoło księżniczki, tu łyżwy zawiązać, tu kolanko obite ucałować, tu jeszcze poda wody, przytrzyma, kurteczkę założy.
No żesz kurwa mać.
“Czy wam już się wszystkim do reszty na mózg pokładło?” wrzasnął w końcu, kiedy Georgij przewrócił się po raz kolejny na dźwięk wiadomości, przysłanej przez - jak to Mila radośnie podpowiedziała - niejaką Tatianę poznaną tydzień temu gdzieś tam, której Georgij postanowił już zadedykować swój program dowolny i swoje życie na najbliższe pięćdziesiąt lat. “Wychodzę. Walę to wszystko i wychodzę. Yakow, wisisz mi wolne za złoty medal z grudnia, przypominam ci, dziadzie wredny.” Złapał przewieszoną przez brzeg bandy bluzę i zszedł z tafli, poirytowanymi szarpnięciami zdejmując z siebie łyżwy. “Żegnam państwa, nie pozdrawiam.”
Świeże zimowe powietrze, ktore uderzyło go w twarz po wyjściu z budynku lodowiska, zdało mu się prawie podmuchem wolności; koniec walentynek, koniec pieprzonego prośka zachowującego się jak królowa balu, koniec esemesów Georgija i Mili robiącej słodkie minki na snapczacie do niewiadomo kogo. Ko-niec.
“A ciebie co ugryzło?” usłyszał nad ramieniem niski, przyjemny głos, który w moment zatrzymał go na schodach. Wystarczyło trochę podnieść okutaną w kaptur głowę, by zobaczył uśmiechającego się lekko (pobłażliwie? skurwysyn) Otabka, który najwidoczniej właśnie wybierał się trochę pojeździć. Przykładem Yuuriego kolega przeniosł się na trochę na trening do Rosji, chcąc - jak to ujął - uciec trochę z Ałmatów na ostatnie miesiące przed koncem szkoły i studiami, za co Jurij był mu niewymownie wdzięczny.
W tej chwili był mu wdzięczny podwójnie.
“Chodź,” burknął, łapiąc go za ramię i ściągając ze schodów zdecydowanym ruchem. “Tam nie ma co wchodzić dzisiaj. Wszyscy tylko o dupie, nawet nie pojeździsz,” wyjaśnił uczynnie, skierowawszy się z powrotem w stronę wyjścia do miasta. “Możemy za to iść się pokręcić. Wiesz, że są jeszcze świąteczne wyprzedaże w tym sklepie– tym, no, wiesz. Co miał te zajebiste buty w koty.”
“Mhm,” Otabek mruknął tylko w odpowiedzi, uśmiechając się trochę szerzej. “Dzień bez treningu nam dobrze zrobi. A w co drugiej kawiarni dają dzisiaj dwie kawy w cenie jednej,” dodał po chwili, zerkając na Jurija znad szalika. “Z okazji… no wiesz.”
“Pierdolić no wiesz,” Jura odchylił trochę kaptur, zeby spojrzeć na kolegę, i uśmiechnął się od ucha do ucha. “Jak mamy mieć darmową kawę, to nie musisz mi drugi raz powtarzać.”
3 notes · View notes
ebenizator · 9 years
Photo
Tumblr media
Białystok, 2015
0 notes