Tumgik
#milczeć
sadark-angel · 1 year
Text
"Wybacz mi ciszę, czasem łatwiej jest milczeć."
619 notes · View notes
internalpain · 8 months
Text
Czasem lepiej milczeć by zostać wysłuchanym. Czasem dobrze zniknąć, by zostać zauważonym.
97 notes · View notes
blackberry162 · 13 days
Text
Czasem lepiej jest MILCZEĆ, by zostać WYSŁUCHANYM. Czasem dobrze jest ZNIKNĄĆ, by zostać ZAUWAŻONYM.
24 notes · View notes
sz-tu-ka-sz-ep-tu · 10 months
Text
„Kiedy kobieta zaczyna milczeć to znaczy że przegrałeś, bo kiedy się wkurwia, rzuca talerzami krzyczy i płaczę to znaczy że jej zależy”
100 notes · View notes
cytaty-na-japie · 2 months
Text
trzeba milczeć żeby zrozumieć każde ciche słowo
23 notes · View notes
lekkotakworld · 4 months
Text
Środa, 27 gru 23
Święta, święta i po świętach. Ja zawsze się śmieje, że mam je wydłużone o jeden dzień, bo urodzinki. W sumie przeleciało na spokojnie. Wczoraj chłopak został na noc, więc dzisiaj jeszcze pół dnia siedzieliśmy razem. Pograliśmy z bratem i jego dziewczyną w karty, obejrzeliśmy Piratów z Karaibów i jakoś przeleciało. Niedawno odjechała też ode mnie przyjaciółka. Teraz już chill.
Małe podsumowanie świat.
Słodycze zjadłam dopiero dziś, skusiłam się na toffifee, później z 5 kostek czekolady z orzechami. Do słodyczy nie zaliczałam tego kawałka czy dwóch jakiegoś ciasta, bo chodziło mi głównie o te kupne słodycze, tym samym wyzerowalam licznik
Tumblr media
Nie czuje pociągu do słodyczy ogólnie, mogą leżeć obok mnie ciastka, a ja nawet nie mam na nie ochoty
Jem zupełnie normalnie, choć zauważyłam, że muszę jeść małe porcje, bo inaczej cierpi mój żołądek, trochę to dziwne, ale w sumie się cieszę, bo jem trochę mniej
Waga przez święta stała w miejscu, a nawet wczoraj lekko spadła, także jestem bardzo zadowolona
Spędziłam super czas z bliskimi, choć wypiłam trochę za dużo alkoholu i myślę, że do sylwestra mi starczy 😂
Jestem bardzo zadowolona z całego przebiegu świąt, tak samo z prezentów
Niestety razem z M padliśmy ofiarą tekstów "kiedy ślub, już najwyższa pora" itd. Nawet dziś o tym rozmawialiśmy, że całe święta przewijał się temat ślubu. Choć ja nauczyłam się po prostu milczeć jak pojawia się ten temat, M. często stara się jakoś wybrnąć, mówiąc, że nam się nie spieszy. Ale wiadomo, i tak dalej ten temat się przewija. Gdzie akurat mi to do szczęścia zupełnie nie jest potrzebne. Jedynie babcia, która nas rozumie i cały czas powtarza, że teraz to mamy studia na głowie, a na resztę przyjdzie czas 🫶
Jestem zmęczona tymi kilkoma dniami, pragnę teraz trochę odpocząć, choć niestety, odpoczynek będzie przy biurku i projektach ehh
Już wczoraj czułam pieczenie w gardle i coś mi się wydaje, że teraz przyszedł czas na mnie i jakieś przeziębienie, bo wszyscy już przechorowali a ja się twardo trzymałam. Dziś lekki katar, dalej pieczenie w gardle, dziwny ból głowy. No cóż, trzeba odpoczynku przede wszystkim
Wracam do normalności, choć praktycznie nic się nie zmieni. Jestem super zadowolona z tego jak wygląda u mnie sytuacja z jedzeniem, naprawdę widać ogromną poprawę. Przestałam tak mocno skupiać się na tym co jem i ile jem, zaprzestałem liczenia kalorii i staram się nie bać jedzenia. Emocji nie zajadam, a przynajmniej się staram. Mam nadzieję, że będzie tylko lepiej.
31 notes · View notes
nocylipcowa · 10 months
Text
dylemat więźnia time
Tumblr media
Twój dalszy los zależy od tego, co pokażą wyniki ankiety:
WYGRYWASZ (wyjście z pierdla) gdy wybierzesz współpracę z glinami, podczas gdy większość wybierze milczenie.
WYGRYWASZ (ale mniej, bo tylko krótszy wyrok i siedzimy tyle samo) gdy wybierzesz milczenie, podobnie jak większość ankietowanych.
PRZEGRYWASZ jeśli wybierzesz współpracę z glinami, podobnie jak reszta ankietowanych (brawo, wsypaliśmy się wszyscy nawzajem, ale siedzimy tyle samo, choć dłużej)
PRZEGRYWASZ milcząc, gdy reszta ankietowanych pójdzie na współpracę (cała wina poszła na ciebie, oni wychodzą, ty siedzisz)
Powodzenia!
61 notes · View notes
cali-neczka · 1 year
Text
Po pewnym czasie zauważasz, jak bardzo wszystko nie jest okej. Przez cały ten czas okłamywałaś siebie, że najgorsze masz już za sobą. Wymyślałaś najbardziej wygodną wersję wydarzeń, aby usprawiedliwiać to, co nie powinno mieć miejsca. Chciałabyś ufać ludziom, dlatego nie chcesz widzieć ich zakłamania. Na koniec i tak jesteś sama z tym, co niszczy Cię od środka. Pozostaje Ci tylko milczeć.
~ @cali-neczka
73 notes · View notes
palpitacjauczuc · 7 months
Text
Dziś wiem, że należało biec za Tobą, a nie stać w cieniu własnego uporu i milczeć, gdy wszystko we mnie tak cholernie krzyczało.
44 notes · View notes
fallenangelmind · 2 months
Text
Pozwól odejść mi tak jak przyszłam: wśród cierpienia, łez i obcych słów
Może kiedyś znów cię spotkam
Może wokół wtedy będzie obcy tłum
Ty wśród niego niezauważony dla nikogo przejdziesz
A ja szturchnę cię ramieniem
Wtedy oczy poznają, że jesteśmy znajomymi
Lecz usta nie przestaną milczeć
@fallenangelmind
12 notes · View notes
myslodsiewniav · 15 days
Text
12-04-2024
Drogi pamiętniczu... dostałam okres, yey! Super. To jest ulga, gdy jednak się zaczyna, gdy nie spóźnia się o miesiące i gdy to spóźnienie nie budzi innych ponurych pytań czy wizji. Fakt. Jednak zawsze zaskakuje jak bardzo okres może być wyczerpujący dla organizmu. Ale czuję się wyczerpana - jak to na okresie. Mam wrażenie, że lunatykuję, oczy mnie pieką jakbym albo nie spała tej nocy wcale (nieprawda, spałam ponad 8h, z koszmarami, fakt, ale sen był i to twardy), albo jakbym ledwo chwilę temu się przebudziła (też nie prawda - wstałam o 6:30, po ponad 8h snu i powinnam czuć się zaopiekowana, zatroszczona, wypoczęta, a wcale się tak nie czuję). Ciało mówi "boli, idź spać". A rozum mówi "miałaś dzisiaj wziąć się za robotę, bo wczoraj czułaś się źle i już wczoraj nie odpoczywałaś". Ech.
Potrzebuję urlopu.
Zrobiłam dla mamy rozpiskę opieki nad pieskiem.
Widziałam się z przyjacielem.
Byłam na mani i pedi i CZUJĘ SIĘ ZAJEBIŚCIE PIĘKNA I SEXI! Po prostu coś takiego przestawia się w głowie, jak patrzy się na ten lakier na paznokciach! No po prostu zachwyt.
I chyba się zaprzyjaźniłam z panią manikjużystką. Tak wyszło. Planowałam podczas pedi pisać prace zaliczeniowe, ale podczas mani musiałyśmy rozmawiać albo milczeć. Wybrałyśmy rozmowę... i okazało się, że pani chce chodzić na jakieś kursy, poznawać ludzi, a nie ma gdzie i nie wie gdzie, bo cale dnie siedzi w pracy i po prostu nawet nie wie, gdzie takich rzeczy szukać. Podpowiedziałam jej co i jak, obiecałam, że podczas pedi jej podeślę to co polecałam przez media społecznościowe. No i od słowa do słowa doszłyśmy do tego, że dałam jej pomysł na biznes, a ona powiedziała, że mam taką wiedzę o tym mieście, jego historii i wydarzeniach kulturalnych, że powinnam to sprzedawać, jako e-booki. Opowiedziała o swojej klientce, która tylko na takich e-bookach zarabia kokosy. I tak od słowa do słowa... i mamy obydwie zwroty możliwości rozwoju, a przy okazji jesteśmy ustawione na przyszły semestr (bo w tym już wiem, że nie dam rady) na organizację akcji społecznej naszego osiedla z wnioskowaniem o grant. Ona zna jeszcze 2 osoby prowadzące małe usługi niedaleko, ja znam kilka innych... i ja wiem, jak to zrobić. Bo byłam na szkoleniach, tyle, że nie miałam rok temu pisać tych planów - zresztą tylko ja jedna miałam być wtedy odpowiedzialna za ten plan. A teraz nagle mamy opcję zorganizowania czegoś kolektywnie w 3-4 osoby, które mają to, czego nie mam ja tj. lokal. WOW. No i... Wracałam tak pozytywnie naładowana emocjami.
Zaczęłam się po prostu spontanicznie dzielić tym co wiem, co mnie jara i o czym dotąd nie myślałam o tym, jak o moim kapitale za który ktoś mógłby mi płacić. A tu dostałam zwrot, że nie dość, że jestem chodzącą komediom wiedzy o mieście to jeszcze podobno opowiadam o tym zajebiście, aż chce się w tym uczestniczyć i powinnam ten swój spontaniczny zapał faktycznie spieniężyć, bo to TO JEST mój kapitał.
HAHA! Opowiedziałam o tym - zdziwiona/zaskoczona tym feedbackiem, jaki mi dano i zajarana perspektywą możliwości działania w zespole z lokalnymi przedsiębiorczyniami - mojemu chłopakowi. A on na to, że "I nie zaproponowała Tobie zniżki na pedi za te wszystkie linki, które jej wysłałaś?" xD Nie pomyślałam nawet! Ha ha ha.
WOW!
Czułam się piękna! Z nowymi paznokciami! Nie miałam czasu szukać inspiracji, więc zapytałam panią "a co jej w tym sezonie modne? Zaproponuje mi Pani coś?" - no i zrobiła mi jasnoróżowe paznokcie z biało-złotym zdobieniem. Delikatne. Bardzo eleganckie. Trochę czuję się, jak w biżuterii na specjalną okazję - nie do końca do mojego typowego, dziennego stylu to pasuje. Ale podobają mi się bardzo. Mam nadzieję, że przetrwają do końca przyszłego tygodnia xD (ja kompulsywnie zdzieram hybryty i inne emalie z paznokci u rąk, tak mam, łapię się na tym dopiero jak szkody już są).
A na stopach pani chciała też mi zrobić coś delikatnego, ale tam miałam już wizję. Nie chcę nic delikatnego na pedi! Chcę konkretny, intensywny kolor. W ciepłym zabarwieniu. Pani od razu pojechała w "To niebieski? Albo czarny ze zdobieniem indygo?". Eeee. Nie wiem dlaczego, ale niebieski kolor to nie jest kolor mojego wewnętrznego Power Ranger. xD Lubię czasem nosić niebieskie ciuchy, ale to nie jest moja ulubiona paleta szafowa (chociaż zauważyłam, że na przestrzeni tego roku w dni, kiedy faktycznie pamiętałam, że zrobić sobie zdjęcie, albo gdy ktoś zrobił mi zdjęcie okazywało się, że tego dnia byłam ubrana w odcienie błękitu - nie planowałam tego, jestem zbyt wyczerpana, żeby myśleć nad ubiorem, po prostu sięgam po pierwszą-lepszą rzecz i wychodzę, dla mnie samej zaskoczeniem jest fakt, że ciuch jest niebieski xD). Więc mówię "a może ombre pomarańczowo-czerwone?", a Pani w szoku. Chyba jej nie pasowałam do tych barw (może faktycznie mam "niebieski" okres życia?). Zaproponowała mi pomarańczowy-neonowy. NA to ja, że "nah, to bez pomarańczowego, tylko z żółtym, ale takim ciepłym, w kolorze kukurydzy lub miodu, albo musztardy miodowej! Na to Pani znowu w szoku i pokazuje mi jakie żółte odcienie ma - kanarki, cytrynki. No totalnie, nie to. Więc wybieram czerwony, klasycznie, jak ostatnio. Pani pokazuje mi chłodny odcień, czerwień wina, głęboka, trochę krwawa wręcz. Pięknie będzie wyglądał na osobie o urodzie zimy lub lata. A ja jej wyciągam z próbnika taką w kolorze maków lub pomidorów. O taką czerwień chcę, na ciepło. I wtedy pani dopiero sapnęła "Aha! O to pani chodzi mówiąc o ciepłym kolorze!"
No i mam czerwone pedi i czuję się super sexy w moim dresie, skarpetach w jednorożce i sportowych butach - niesamowite jak poczucie "bycia sexy" nie zależy od tego co widać, a od tego o czym się wie. <3
Spotkałam się z moim przyjacielem wczoraj - masakra jak wiele o sobie wzajemnie nie wiedzieliśmy, bo nie mamy czasu na spotkania. Mieliśmy TYYYYYYLE do nadrobienia. I to było tak fajne! Mega się bawiłam.
A dziś... a nie, jeszcze wczoraj. Ech. Mam z rodzicami utrudnioną komunikację, wczoraj niemal się poryczałam. Mama nie mogła rozmawiać cały dzień. Odrzucała połączenia, albo informowała, że jest zajęta i oddzwoni, a potem ofc nie oddzwaniała. W końcu o 21 odebrała i mogła rozmawiać.
To była cholernie ciężka rozmowa. Mama jest tak rozkojarzona i tak zmieniała tematy, że nie wiedziałam o czym rozmawiamy, czy ona w ogóle mnie słucha, ani czy my coś w ogóle ustalimy. Po prostu chaos. Mój chłopak powiedział, że ewidentnie moja mama ma to samo co i my: przebodźcowanie tematami wymagającymi uwagi. Fakt. Tak może być.
W skrócie: napisałam jej kiedy mamy studia, żeby wiedzieli, kiedy prosimy ich o opiekę nad małą, a kiedy zajmiemy się sami naszym psieckiem. Uważam, że to uczciwe, tak jak uczciwe będzie jeżeli mamie coś wyskoczy i zadzwoni z info, że nie ma opcji, nie będzie mogła zająć się pieskiem. No trudno. Doceniamy pomoc, ale też rozumiemy, że nic na siłę. No. Ale co innego kiedy wchodzi w grę opieka nad pieskiem podczas naszego urlopu. Tutaj nie poradzimy sobie ot tak, to nie jeden dzień, to tydzień, który musi być dobrze zaplanowany i musimy dostać zielone światło na to czy mama zaopiekuje się pieskiem czy może nie może - wtedy musimy organizować opiekę pieskowi inaczej. A mama miała coś tam ustalić i potwierdzić czy zajmie się pieskiem. Nie potwierdzała, dawała mi sprzeczne info, obiecywała, że coś tam jeszcze musi zrobić i wtedy powie czy tak, cyz nie. No i od dwóch dni nie odbiera ode mnie telefonów, bo jest zajęta. Ech. Aż w końcu mówi, że spoko, że zajmie się pieskiem, że możemy młodą przywieźć NAWET JUŻ W PONIEDZIAŁEK. Zatkało mnie. Tłumaczyłam jej, że mamy w weekend zjazd i chcemy młodą odstawić dwa dni wcześniej... Chciałam w zasadzie zapytać o której dziś (w piątek) będzie w domu, by zastać mamę w domu i móc małą przywieźć na weekend, a przy okazji dowiedzieć się czy młoda zostaje u bapsi na psiakajki w trakcie naszego urlopu. A tu nagle mam wyskakuje, że nie wchodzi w gre weekend, ale zajmie się pieskiem w nasz urlop. I ja w szoku. Zdzwiona "mamo, mogłaś mi powiedzieć, że nie możesz w ten weekend, po to daję Tobie te daty zjazdów, żebyś wiedziała czy Tobie pasuje obecność psiej wnuczki... Teraz musimy coś zorganizować i to na ostatnią chwilę..." i mama płynnie weszła w obronę, bardzo agresywnie, że my (w sensie, że ja i moja siostra) ciągle ją zarzucamy jakimiś obowiązkami i naszymi zobowiązaniami. Okazało się, że mojej siostrze wypadła śmierć w rodzinie szwagra, jadą na pogrzeb i podrzucają Lucynkę co rodziców. A mama nie pamiętała o tym, że w ten weekend miała zająć się Welesią. I tu nakręcona warczała do słuchawki czy ona ma sobie żyły wypruć czy co, ona zostaje z problemem, a chce każdej z nas pomóc i jak to pogodzić!? Wyjaśniłam jej, że nie biorę jej pomocy w opiece nad psem za pewnik - że absolutnie rozumiem, że może nie chcieć lub nie móc tego dla mnie zrobić, jestem wdzięczna za każdą opiekę nad małą, ALE potrzebuję wiedzieć z wyprzedzeniem, jeżeli nie może się zająć małą, bo też muszę to jakoś ogarnąć, zmienić plany itp. Ech na to mama "a nie, wiesz co, faktycznie, obydwie dziewczynki siebie lubią, mogę się nimi obydwiema zająć, okay, przywieź ją jutro". Odetchęłam po tym wybuchu i poczuciu niezrozumienia, a mama nagle weszła w gawędziarskie "A wiesz co teraz robię?" i nagle wchodzi entuzjastyczna opowieść o tym, jak wydobyła z piwnicy mój stary domek dla lalek.
Ech, ten domek to jest taka spuścizna rodzinna - jakiś pan krewny, którego nigdy nie miałam okazji poznać (a którego imię myślę, że warto by wydobyć od tych, którzy go pamiętają), który był stolarzem jak był na emeryturze lub rencie, u schyłku życia zrobił dwa drewniane domki dla lalek. Nie są to te domki z amerykańskich filmów, te z otwieranymi jak drzwiczki ścianami i okiennicami będącymi popisem snycerki. To zdecydowanie bardziej drewniane odpowiedniki tych plastikowych domków dla Barbie, które wtedy, gdy ten pan (wujek?) je robił (przełom lat 70/80) były dostępne w Niemczech, a w Polsce był głęboki PRL i dzieci nie miały szans na takie domki.
Nie wiem dlaczego ten pan (wujek) zrobił tylko dwa domki i dla akurat tych dzieci braci mojego taty (?). Bo robił je - z tego co wiem - dla dziecka najstarszego i najmłodszego brata (jeden ze średnich braci miał wtedy też dzieci, a mój tata jeszcze nawet nie miał mnie w planach :P). Mam takie mgliste skojarzenie, że ten Pan (wujek?) jakoś był bliżej spokrewniony z rodziną żony najstarszego brata mojego taty, a to górale, szlachcie herbowi z Zakopca, ale nie jestem pewna, musiałabym popytać.
Niemniej.
Pan zrobił dwa domki. Piękne, proste, drewniane. Domki w formie były niemal jednakowe. Pierwszy miał jednolite obramowanie balkonu, a zwieńczenie dachu i zdobienie u szczytu więźby dachowej (tj. ozdoba markująca, że w tym domku jakaś więźba jest) była pełna kątów prostych i prostokątnych elementów. W tym domku - dla kontrastu chyba? - okna w pokojach by powycinane w kształt z łukiem. Półokrągłe - takie jakie mieliśmy w mieszkaniu w którym się wychowałam. Drugi domek miał okna prostokątne, bez łuków, ale za to balkon i zdobienie strychu i dachu było pełne półkoli i falbanek, półokręgów.
Pierwszy domek trafił do najstarszego brata mojego taty, do kuzynki, która jest po kądzieli potomkinią zakopiańskiej szlachty :P. A drugi domek pojechał do Niemiec, do dziecka najmłodszego brata mojego taty, do kuzyna tylko o 2,5 roku młodszego od mieszkającej w Polsce kuzynki. Oczywiście zrobił w nim garaż na resoraki. :P
Minęło ponad 10 lat, w międzyczasie twórca domków (wujek?) zmarł. Domek z Polski przeszedł do młodszego brata kuzynki (tez potomka zakopiańskiej szlachty :P), które też w nim zrobił garaż dla resoraków i półkę na kasety VHS z bajkami Hannah Babera. Aż jego rodzice zdecydowali się przekazać domek dla mnie... A po mnie oczywiście domek trafił do mojej siostry. Oczywiście w nim mieszkały lalki, w nim realizowałyśmy pierwsze projekty meblarskie, często z klocków LEGO, montowałyśmy w nim zjeżdżalnie dla naszych chomików...
W tym czasie domek z Niemiec został przekazany do dziecka najmłodszej (i jedynej) siostry mojego taty i jego braci: czyli kuzynki równolatki. A po kilku latach domek trafił do jej młodszego braciszka. Teraz w sumie nie wiem gdzie jest ten domek z "falbanami na barierce na balkonie"? Możliwe, że wrócił do swojego pierwotnego właściciela, kuzyna, który malutką córeczkę.
Ale wczoraj dowiedziałam się, że domek z "prostym" balkonem był w naszej piwnicy, ale mama postanowiła go wydobyć, odświeżyć i podarować póki co... córeczce kuzynki. I sama nie wiem. Bo kuzynka pochodzi z tej gałęzi, która jako jedyna nie miała tych domków w swoich domach - ciekawe czy ten wujek-twórca nie lubił się z wujkiem-bratem-taty? Bo tylko dla jego dzieci nie było domków... Nie wiem... Niemniej rodzice postanowili kontynuować tradycję i przekazać kolejnemu dziecku w rodzinie drewniany domek dla lalek, aby za kilka lat - tak rodzice mają nadzieję - ten domek wrócił do ich wnuka.
Hymmm... fajna tradycja. Fajnie mi się mamy słuchało, gdy wspominała jak jej dziewczynki miały frajdę z tego domku, jakie kreatywne rzeczy w nim ustawiały - piękne wspomnienia. Serducho rośnie. Mam cholerne szczęście mając tak kochających rodziców. Ewidentnie podczas rozmowy mama myła domek, sapała z wysiłku. Wyjaśniała, że tata ma zamiar zreperować zabawkę, bo przez lata się trochę rozklekotał, są jakieś drzazgi, ścianka gdzieś odchodzi, ale impregnowanie drewna i pokrywanie domku lakierem zostawi już bratu - niech dziadzio się wykaże dla wnusi! Ha! Tata w tle się rechotał i fantazjował na głos, jak tym tekstem wejdzie na ambicję najbardziej nerwowemu i drażliwemu spośród swoich braci. Tatę mega cieszyło, że go wkurzy. Bardzo to tatę bawiło xD (w formie tato, w formie, złośliwy chochlik).
I nagle mama wypala "to przywieź moją malutką psinkę w podziałek!" i próbuje ze mną skończyć rozmowę. Ja na to, ze nie rozumie,, dopiero co mówiła, że mogę przywieźć na weekend, dosłownie chwilę temu. Że nie rozumiem teraz nic. To jak się ustawiamy? A na to mama, że w takim razie mogę im przywieźć psa w sobotę późnym wieczorem lub w niedzielę rano. JA jej na to "mamuś, my mamy zajęcia stacjonarnie na uczelni od 8-9 do 20-21... nie damy rady w weekend". I mama znowu wybuchła złością, że my (ja i sis) ją zarzucamy oczekiwaniami, którym ona nie może sprostać! Darła się na mnie. Znowu musiałam jej wyjaśnić, że nie robie jej wyrzutów, tylko sama nie wiem na co się ustawiłyśmy! Nie rozumiem! Niech mi powie czy możemy przywieźć psa w piątek, czy mamy jej szukać opieki na weekend. I mama znowu z jakąś taką ulgą, jakby dopiero po zapewnieniu, że nie jestem na nią zła i nie mam zamiaru robić jej awantury, że zrozumiem, jeżeli nie może się zająć psem tylko MUSZE TO WIEDZIEĆ, dopiero wtedy ZNOWU (w trakcie jednej rozmow) uspokajała się kojącym głosem "A nie, luz, przecież dziewczynki się lubią, nie mam się czego obawiać, obydwie są kochane, możesz mi przywieźć maluszka jutro, córcia".
JA PIERDOLE... na bezdechu, trochę w szoku od tej huśtawki emocji musiałam policzyć do 10, bo byłam bliska łez nieadekwatnych do sytuacji, jestem zmęczona ogarnianiem własnego życia, jest gęsto jakbym grała w Tetris, a tu jeszcze mamine rozchwianie. Spokojnie mówię tylko "okay, a o której godzinie wolisz, żebym ją przywiozła? Rano czy popołudniu?", a mama zdzwiona, że pytam. Że ona przecież jest na emeryturze, że ma tyle czasu, żebym po prostu przywiozła. Przypomniałam jej, że to, że jest na emeryturze nie oznacza, że nie ma planów i ja doskonale wiem, jako osoba, która próbuje ją notorycznie łapać telefonicznie, a która słyszy, że mama jest zajęta i zaangażowana w jakieś spotkania, zajęcia, wystawy, kluby książkowe itp. Bardzo mnie to cieszy i chce wiedzieć czy ma przestrzeń na spotkanie ze mną, bo nie chce jej mieszać planów.
Na to mama "a co ty gadasz! Ja nic nie robię. Nie mam nic zaplanowanego! Przywieź mojego małego misia! A propos misiów, wiesz, że mój słodziutki wnuczek powiedział pierwsze słowo? Baba! Jestem pierwsza! Yes, yes, yes! On jest taki kochany!"
I zaczyna mi opowiadać o siostrzeńcu. Oczywiście to najbardziej genialne dziecko na świecie, bo istnieje. :D Tyle w mamy głowie jest wzruszenia i miłości jak o nim mówi. Mega się cieszę tym, jak ona jest (oni obydwoje są) zakochaani we wnuczku. Coś się w ludziach zmieniło przez to małe, urocze życie. <3 Streszczała mi co się wydarzyło na odbicie życia jej wnusia w tym tygodniu - o większości wiem, bo siostra mi relacjonowała.
Opowiedziała mi o tym co odwalił tata i za co dostał bana na zabieranie młodego na spacerki (zostawił wózek z młodym pod sklepem, a sam wszedł do piekarni kupić sobie rogalika. Pomijając, że to było debilne posunięcie i należy mu się za to opierdol miał tato pecha wyjątkowego, bo akurat matka tegoż pozostawionego samotnie w wózku na chodniku dziecka jechała na rowerze obok tej piekarni - chyba sis na jogę miała iść podczas, gdy dziadzio zabrał dzidzię na spacer. Moja siostra się nie pierdoli w tańcu, a jak się wkurwi to bardziej niż potrzeba. Tak epicko opierdoliła ojca, tak była rozgoryczona, zawiedziona i ZŁA, że do ojca się nie odzywa i dekretem "królewskim" pozbawiła tatę przywileju zabierania jej synka na jakiekolwiek spacerki dopóki nie zrozumie czym jest odpowiedzialność.)
Tą opowieścią byłam poruszona. Bardzo. ALE NAGLE mama pyta na ile my jedziemy na wakacje i jak ona ma sobie poradzić tyle czasu sama z naszym psem. Znowu wybuchła tym trybem obronnej, podszytej złością paniki. Znowu mnie wzięła z zaskoczenia. Znowu ją sprowadziłąm na ziemię zapewniając, że to jej WYBÓR, jak wybierze inaczej to załatwimy inną opiekę dla naszego pieska. Ale tym razem już nie wytrzymałam i sama jej rzuciłam "co tobie odwala!? Mamo, ogarnij dupę!" - to ostatnie tak ją zakoczyło, że zaczęła się śmiać i przeprosiła.
Wróciłam do sedna - mamo, mam przyjechać rano czy wieczorem.
Na to mama, że i tak jest cały dzień w domu na emeryturze i mam po prostu przyjechać.
Okay.
Rozłączyłam się wykończona psychicznie, padłam na kanapę jęcząc. Mój chłopak pyta "co się stało? Coś nie tak?"
Chciałam mu opwoiedzieć, ale akurat dzwoniła mama. Więc odebrałam. A mama mówi, że jednak lepiej by było, żebym przyjechała rano, bo właśnie sobie przypomniała, że wieczorem idzie z koleżankami z Uniwersytetu Trzeciego Wieku na wernisaż. Oczywiście zaprasza nas do muzeum, bo wernisaż ciekawy, ale nie może zagwarantować, że będzie miała dla nas przestrzeń, bo była już wcześniej umówiona z jakaś Basią, Kasią i Halinką na pogaduchy (ofc imiona wymyślam, ale tak szczerze MEGA się cieszę, że w końcu moja mama ma koleżanki). Wzdycham do słuchawki, trochę zirytowana, a trochę z ciepłem, bo takiego żyćka mamie zawsze życzyłam: "A nie mówiłam, że masz napięty grafik, mami?". A na to mama, żebym już nie przesadzała, po prostu ot wernisaż, życie emerytki. Zbywa to, jakby to nie było nic istotnego (gdyby sobie sprzed 10 lat powiedziała, że tak będzie wyglądać jej życie, to pewnie ta mama sprzed 10 lat byłaby przerażona skąd ona weźmie tyle odwagi by robić te wszytskie rzeczy <3). Zostawiam temat i pytam o której mogę przyjechać, czy lepiej o 9 czy o 10?
Mi odpowiadają te godziny by ominąć tłok na dworcu.
A to mamę zaskakuje. Pyta ostrożnie "a mogłabyś przyjechać trochę później?", ja już zestresowana, bo chcę bez tłoku, im później w piątek tym więcej tłoku na dworcu głównym, więcej bodźców, a nie mam w głowie na to przestrzeni, więc pytam "Mogłabym, ale wolałabym nie. A dlaczego?", a na to mama "A tak pytam, bo wolałabym, żebyś była tak około 15...".
Ja milczę... trawię, że pakuję się w to co mnie i mojego psa stresuje, ale w końcu mała będzie miała dobrą opiekę...
Negocjuję i proponuję: "A może o 12?", na co mama "A, 12 byłaby okay! Dobrze, to ustawmy się tak, może zdążę wrócić do 12" xD No myślałam, że jebnę! Ze śmiechem już pytam tej "siedzącej non stop w domu emerytki" gdzie będzie do tej 12 w południe. A ona z dumą mi wyjaśnia, że może być z wnusiem na spacerku. I wtajemnicza mnie w grafik obowiązków babci. Bo gdy mały wstaje między 6-7, to jej babciny spacer wypada miedzy 10-12, a jeżeli wstaje między 7-8, to spędzają razem czas od 11-13. A wiadomo, że wnusio jest najważniejszy - tłumaczy mi przepraszająco mama.
xD
No nie mogę.
Dobra, ze śmiechem zgadzam się na ta 12, najwyżej dołączę wraz z pieskiem do jej spacerku z wnuczkiem. Luz. Miło będzie. xD
Mama mnie przeprasza, że tak wyszło, a ja jej przypomniam, że WIEM, że tak wygląda jej życie i się z tego powodu cieszę, szanuję jej wybory i dlatego w ogóle dzwoniłam przecież pytając o te godziny.
Mama powiedziała, że nas kocha i kazała iść spać.
Skończyłam rozmowę i opowiedziałam O. co się odjebało podczas tych kilku minut rozmowy. Mój chłopak westchnął i stwierdził, że mama ewidentnie też jest przebodźcowana i jej sposób komunikacji to przecież jest niemal 1:1 to jak my obydwoje teraz jesteśmy przeciążeni i zestresowani. Że łatwiej to zrozumieć, bo obydwoje też balansujemy na granicach wytrzymałości.
Mam nadzieję, że to jest to... Ech...
A dziś zgłosiłam się do konkursu... okazało się, że napisanie swojego bio jest prostrze niż myślałam. Ech.
10 notes · View notes
zapomniana0-0 · 1 month
Text
Nie pamiętam kiedy ostatnio robiłam coś nie myśląc że nie będzie to oceniane przez innych. Bardzo szybko nauczyłam się kłamać i udawać. Nie potrafię powiedzieć co tak naprawdę czuję i otworzyć się. Wolę milczeć i w ciszy przeżywać swoje myśli. Nie lubię mówić o sobie. Mam wrażenie że z roku na rok moja klatka piersiowa boli coraz bardziej, a uczucie ucisku jest już normą. Ja.....
~24.03.2024r.
10 notes · View notes
ahosia3 · 1 year
Text
Zdaje się, że tylko starzy ludzie potrafią siedzieć obok siebie, milczeć i nie czuć się niezręcznie. Młodzi, popędliwi, niespokojni, zawsze muszą przerwać ciszę. Wielka szkoda, cisza bowiem jest czysta. Cisza jest święta. Zbliża ludzi, gdyż tylko Ci, którzy się dobrze, że sobą czują, mogą siedzieć w milczeniu. O to wielki paradoks.".
~Nicholas Sparks:"Pamiętnik"
60 notes · View notes
kreskabitch · 1 year
Text
Wybacz mi ciszę, czasem jest milczeć łatwiej.
86 notes · View notes
cytaty-na-japie · 9 months
Text
czasem lepiej milczeć by zostac wysłuchanym. Czasem dobrze zniknąć, by zostać zauważonym.
46 notes · View notes
niechciaana · 10 months
Text
Cytaty, które dają dużo do myślenia:
"Jeśli chcesz oglądać tęcze, musisz dzielnie znieść deszcz"
"Dzisiejsze osiągnięcia są wczorajszymi niemożliwościami"
"Nie ma ryby bez ości i człowieka bez wad"
"Czasami to co wydaje się być porażką, jest początkiem sukcesu"
"Czasami musisz przejść przez piekło aby znaleźć swoje niebo"
"Czasami lepiej milczeć, by zostać wysłuchanym. Czasem dobrze zniknąć, by zostać zauważonym"
"Błąd to tylko dowód na to, że próbujesz"
"Największą sztuką jest przejść przez piekło i nie stać się diabłem"
"Skup się na tym, na co masz wpływ"
"Nie wystarczy mówić tego, co się myśli Trzeba jeszcze myśleć co się mówi"
"Gdy słucham co mówisz, słyszę kim jesteś"
"Czarne myśli nie oświetlą ci drogi"
"Straszna jest nie sama śmierć, straszne jest jej oczekiwanie"
"Dziś jesteśmy inni, niż wczoraj. Jutro będziemy inni, niż dziś"
"Nie ma nic równie trudnego do zdobycia i równie łatwego do stracenia jak zaufanie"
"Czasami trzeba podjąć decyzję, która rani serce ale chroni duszę"
"Czasem żadne czyny nie są w stanie naprawić tego, co zniszczyły słowa"
"Weź tyle, ile potrzebujesz, daj tyle ile możesz"
"Główną przyczyną naszych rozczarowań są nasze oczekiwania"
"Podaruj swoją nieobecność tym, którzy nie cenią twojej obecności"
26 notes · View notes