Tumgik
#yhm jasne
nocylipcowa · 6 months
Text
jezusmaria moja przychodnia to teraz piekło sensoryczne
7 notes · View notes
pomini3ta · 3 years
Text
nie widzę siebie w lustrze
Nie mam kasy. Kupiłam w lumpie dobre szorty i były troszkę mniejsze przy zakupie. Dzisiaj nie wiem.
Boję się chudnąć i boję się kalorii. A to takie proste - policzysz i problem z głowy. Liczby to mi uderzają do głowy. Ale na nastepny tydzień chcę wyliczać wszystko.
Mam pracę. Nie chcą mnie, bo jestem niepotrzebna, nowa i nie stać ich. Słyszę, że firmy upadają i ta też poleci. Nie mam kasy. Mogą mi płacić. Za takie pieniądze nie chcę przy nich pracować. Nie jestem aż w tak złej sytuacji by na to przystawać. To okres próbny. Wchodzą mi na głowę przez dupę. Tak... to jest język, którego u nich zasięgnęłam. Odebrało mi mowę kompletnie. Mówię zdawkowo i prostacko - "yhm" "ok" "dobra" "jasne"... Lubię zaczynać od "yy" "a" i "no". Gdzie moje "jednak"? Cham ze mnie, bo do chlewu przyszłam. Obsmarować ich? Proszę: mają dwie twarze, że aż nie wiem, czy mi w ogóle zapłacą. Przez moje ręce przechodzą takie sumy, że moja wypłata jest żałosna, chociaż mogę zarabiać mniej. Myślę, że to prostaki i myślą tylko o tym co fizyczne - i martwe. Nie jestem komputerem. To nie jest tak, że jak się uśmiechną, to ja też się uśmiechnę. To nie jest tak, że jak będą na mnie dziwnie patrzeć to od razu będę wiedzieć o co im chodzi. To nie jest tak, że pod ich czujnym okiem będę pracować rozważniej. Szefowa ma kłopot. Szef ma kłopot. Ich firma leci na łeb na szyję. Szef nie umie mi pomóc, kiedy wypełnię wszystkie obowiązki i nie będę wiedziała co robić (bo głupio mi się obijać za pieniądze). Często mówi mi coś źle. Szefowa ma kłopot, bo interesanci są dla niej chamscy. To na nią wpływa. Martwi się, że jest stara i nieładna. Jest chamska jak oni. Jest chamska i wobec mnie. Unikam ich jak ognia. Bo mogę. Generalnie to koleżanka mną kieruje i wykonuję jakieś niezbyt trudne zadania. Szef mnie niezbyt szanuje. Szefowa mnie niezbyt szanuje. Niech mnie wywalą jak im się nie podobam. Za taką kwotę mogę pracować i gdzie indziej. Wolę już chyba pracować będąc swoim szefem na cudzy koszt jak to bywa w sklepach. Oni są żenujący. Nie zapomnę tego chamstwa. Szefowa też ma kompleksy odnośnie swojej figury. Tu komplement, a tam cukierki. Już ja to znam. I przeszkadzam jej. Jestem żenująca tak o - bo tu mi się coś zacznie gadać pod nosem, a tam nucić, a jeszcze powiem coś niemądrego, a potem jeszcze coś zrobię po prostu źle. I z głodu najbardziej mnie męczy odbijanie co jakiś czas. To jedno z najgorszych zagrań jakie moje ciało mogło wymyśleć. Żenada. Wydaje mi się, że tak łatwiej po mnie jeździć. Jak będę skromna i cicha to o mnie zapomną. Jak schowam pazury to o mnie zapomną. Poszłabym do pracy, która oszczędzi moje oczy. Covid jeszcze mnie straszy. Do końca umowy mam jeszcze trzy tury pracy. Chcę je podmienić. Chcę częściej jeść mniej. Zanim się zrobi ciepło chcę stracić trochę centymetrów w udach. Dwa to dużo. Jak stracę dwa to będzie dla mnie dużo.
Tumblr media
Jest nie najlepiej.
1 note · View note
queeenaleex · 7 years
Text
9Crimes: 1stCrime
Tytuł: 9Crimes: Zeznania nigdy nie schwytanych
Miejsce akcji: Francja, UK, USA
Paring: Larry Stylinson
AU - alternatywna rzeczywistość.
Jeśli nie jesteś zwolennikiem miłości męsko-męskiej ,wyjdź :
UWAGA!
Wiek bohaterów został zmieniony. 2 rozdział - 32 lat
1st Crime: I hate her. I'll be fuckin' happy doing that.
Jest dziesiąty marca 2018 r. Jesteśmy w drodze do Manchesteru. Dostaliśmy zlecenie od właściciela pewnej firmy, której skradziono patent. Mamy za zadanie zdobyć informacje na ten temat od adwokat firmy, która jest powiązana z kradzieżą i z firmą zleceniodawcy.
To jest chyba jakieś zrządzenie losu. Adwokat nazywa się Anne Twist. W tym wszystkim chodzi mi o to, że ta adwokat, jak to Harry ujął, to niestety jego mama.
Od początku trwania związku nigdy nie wspominał o swoich rodzicach. Nigdy do nich nie dzwoni, nie oddzwania na ich telefony, nie odpisuje na e-maile, nie odwiedzamy ich. Nie widziałem nawet jak wyglądają. Wiem tylko o siostrze, która jest w stanach.
Zawsze gdy zchodzimy na temat jego rodziców on go zmienia. Teraz może będę wiedział o co w tym wszystkim chodzi.
*****
Tworzenie aplikacji jest trudniejsze niż przypuszczałem. Zrobienie tego wszystkiego, to godziny, dni czy nawet miesiące.
Od początku roku próbuję stworzyć aplikacje do strony internetowej księgarni. Chcę ułatwić klientom i przyszłym klientom lepszy dostęp do nas. Nie tylko ze strony, bo na telefonach to dość trudne i nie wygodne.
Bezpłatne konto, zamówienia z aplikacji, gdziekolwiek się teraz znajdujesz, szybsze powiadamianie o premierach, rabaty, możliwość tworzenia wirtualnej półki z książkami (jestem skromnie mówiąc, genialny) oraz możliwość odsłuchiwania audiobooków i czytanie e-booków. Wydaje się to dość przekombinowane, ale doradzała mi największa bookoholiczka jaką znam- Olivia.
Poprawiłem się na kanapie i sięgnąłem po kubek stojący na stoliku przede mną. Spojrzałem na zegarek, wskazywał kilka minut po północy. Zamknąłem komputer i poszedłem na górę do łóżka.
Harry spał przytulony do kołdry. Wyciągnąłem ją delikatnie spod niego i położyłem się obok wcześniej ściągając bluzę.
Obudziły mnie odgłosy dochodzące z kuchni. Spojrzałem na zegarek- 7:24. Z wielką niechęcią podniosłem się z łóżka i zszedłem na dół. Ze schodów zobaczyłem jak Harry robi śniadanie w kuchni. Stał w czarnej, spranej już koszulce i dresach.
Podszedłem do niego i przytuliłem go od tyłu. Pocałowałem go w policzek.
-Nie dość, że ukradłeś mi połowę łóżka, to teraz chcesz jeszcze sklep... Czemu mnie nie obudziłeś. - Zajrzałem przez ramię co robi. Sięgnąłem po nadgryzionego tosta i zacząłem go jeść.
-Dzień dobry. Dobrze mi się spało, miło że pytasz.
Wyswobodził się z uścisku i przełożył ostatnie tosty na talerz. - Chodź do salonu, tam zjemy.
Przenieśliśmy się  do salonu i usiedliśmy na kanapie. Po chwili wstał. Wrócił się do kuchni po ketchup i talerzyki. Ponownie usiadł po turecku, a ja położyłem nogi na stoliku. Sięgnął po pilota i włączył jakiś kanał informacyjny, tak aby coś leciało w tle. Zaczęliśmy jeść.
Naszą uwagę skupiła wiadomość o firmie, która oskarżyła swojego konkurenta o kradzież patentu. Dwie firmy wydały ten sam produkt, w tym samym czasie. Jedna z firm założyła pozew sądowy.
-Jak myślisz, co z tego wyniknie? - zapytałem.
-Może być zabawnie.
Harry spojrzał się na mnie dziwnie i zaśmiał się. Potem zajęliśmy się już jedzeniem.
-Jak idzie tworzenie aplikacji? Przyszedłeś dość późno do łóżka.- zapytał po pewnym czasie.
-Jestem w czarnej dupie. Wygląd jest funkcjonalny, przejrzysty.Gorzej jest z efektywnością i łatwością w obsłudze. - chciałem sięgnąć po tablet, ale go nie było. - Gdzie...?
-Na biurku. Zaniosłem go tam rano. Może mógłbym ci jakoś pomóc. Wiesz, zawsze ktoś inny to oceni. A taka aplikacja by mi się przydała.
-Mógłbym przystać na twoją propozycje. - Przyjąłem pozę biznesmena, lecz zaczął się śmiać. - Wieczorem do tego usiądziemy, okay? Teraz muszę iść na dół, do sklepu. Mamy tyle zamówień, muszę je popakować.
-Dobra. Przyjdę i ci pomogę jak skończę robić projekt.
-Yhm...- Dopiłem herbatę i zacząłem się zbierać.
*****
-Dziękujemy za zakupy i zapraszamy ponownie. - powiedziała Liv z wyuczonym  już uśmiechem.
Olivia to pulchniejsza osoba o nieokreślonym kolorze włosów. Coś po między rudym, a blondem. Zawsze ma je upięte w kucyka lub koczka. Nosi czarne, prostokątne okulary, bez których prawie nic nie widzi. Mówi, że to przez czytanie po nocach przy słabym świetle. Jest ode mnie niższa o głowę lub dwie. W dniu kiedy przyjmowałem ją do pracy, powiedziała mi coś takiego: "Przepraszam jeśli na początku nie będę mogła szybko się dostosować to pracy. Z poprzedniej pracy wyrzucili mnie, bo nie potrafię zbytnio komunikować się z ludźmi. Mam depresję i biorę leki. Nie chciałam mówić tego wcześniej, bo bardzo zależy mi na tej pracy". Przyjąłem ją. Oczywiście można pomyśleć, po co mi ona tu gdzie jest potrzebny kontakt z ludźmi, ale trzeba dawać szansę, prawda. Wiec jej dałem.
Na początku bywało trudno. Z trudem przychodziło jej pomaganie klientom. Najczęściej zajmowała się zamówionym towarem, wprowadzała go do systemu, dodawała na stronę i wykładała na półki. Starał unikać klientów. W pewnym momencie, nie żeby mnie to zdenerwowało lub coś, ale postanowiłem postawić ją przy ladzie, na kasie. Byłem z nią i jej pomagałem.
W programie śmigała, co mnie nie zdziwiło. Gorzej było z kontaktem z klientem. Głowę miała spuszczoną, ręce jej się trzęsły, chciała uciec. Kiedy klient poszedł, przyniosłem jej wodę i wzięła lek. Próbowaliśmy kilka razy i w końcu jej się udało. Zdaje mi się, że dalej chce uciec, ale już nie widać tak tego po niej.
Zebrałem książki, ze sklepu z zamówień i poszedłem na zaplecze, gdzie zacząłem pakować zamówienia.
Czemu nie używam do tego jakiejś maszyny, lub czegoś? Wolimy, ja jaki i Olivia, pakować je ręcznie. Wiemy jak ta książka wygląda, czy nie ma jakiś wad i tym podobnych rzeczy.
Po za tym mamy bardzo wymyślne pudełka zaprojektowane przez Hazzę. W zależności od wielkości paczki, są one w innej kolorystyce. Najmniejsze są w kolorze czerwonym, potem niebieskie, zielone, fioletowe, różowe i tęczowe jako największe. Mają uchwyt na górze, aby łatwiej było je przenosić i ładnie wyglądają, więc nadają się jako opakowanie na prezent.
Po rozłożeniu wszystkich faktur od najmniejszych do największych wyszło około 50 paczek. Normanie tyle potrafię zapakować w trzy dni.
Po pierwszych dziesięciu paczkach zabrakło mi książek i musiałem iść na sklep po kolejne kilkanaście tytułów.
Gdy wracałem ze sklepu podszedłem do Liv. -Zabrałem książki, ze sklepu. Zobacz co trzeba z góry dołożyć na regały.
-Jasne, już idę. Jest też coś dla ciebie. Był przed chwilą listonosz.
-Wszystko co tu przychodzi jest to mnie. - zaśmialiśmy się.
-To t e n list.
Spojrzałem na adresata. Sklep. Zlecenie.
-Dzięki. Jakby był za duży ruch, a Harry by nie przyszedł to zawołaj mnie. - położyłem go na książkach i wróciłem na zaplecze.
Usiadłem przy biurku i położyłem przed sobą zaskakująco ciężki list. W kopercie był list i telefon. Co mnie jeszcze bardziej zaskoczy? Zacząłem czytać list.
„Witam,
Jestem Nicolas Sung. Prowadzę firmę 'TaeKey' zajmujemy się produkcją herbat. Mam dla państwa zlecenie.
Zapewne już o tym słyszeliście, ale prowadzę jedną z firm zamieszaną w sprawę patentu. Dokładnie jestem oskarżony o kradzież. Prawda jest taka, że to oni mnie okradli.
Potrzebuje wiedzieć jak oni się o tym dowiedzieli i co mają przeciwko mnie. Chcę wiedzieć wszystko co ma ich prawnik. Prawnik to Anne Twist, jej siedziba jest w Manchesterze. Dokładniejsze dane są w załączniku 1
Wiem, że państwo jesteście dobrzy i liczę na państwa pomoc. Proponuję 100 000$ dla jednego. O kontakt proszę z telefonu, który został załączony o listu. Po misji proszę o zniszczenie karty/telefonu
Z poważaniem,
Nicolas Sung
Dyrektor firmy „TeaKey" "
Nie powiem, że się tego spodziewałem, to by było już trochę dziwne. Obgadam to z Harry'm. Kojarzę skądś nazwisko Twist. Tylko skąd...
*****
Usiadłem na łóżku obok Hazzy i położyłem sobie na kolanach laptopa. Odpaliłem program to tworzenia oprogramowań.
-Czytałeś już zlecenie jakie dostaliśmy?
-Tak i nie weźmiemy go.
-Czemu? Może być fajnie.
-Nie mogę ci powiedzieć.
-Czemu? - spojrzałem się na niego. Oczy zaszły mu łzami.
-Anne Twist to moja matka! Podoba się?! Cieszę się! Teraz daj mi spokój!
Zszedł z łóżka i poszedł na dół. Rozumiem ma jakieś problemy z rodziną, nigdy nie chciał na ten temat mówić, ale to chyba nie jest aż tak poważne, żeby tak reagować.
Zszedłem na dół go poszukać. Znalazłem go siedzącego pod ścianą na balkonie. Palił papierosa, co jakiś czas pociągał nosem. Usiadłem obok i obiąłem go ramieniem. Zgasił papierosa i przytulił się do mnie. Gdy się uspokoił zaczął mówić.
-Gdy miałem jakoś z 8 lat powiedziałem mamie, że interesuję się rysunkiem i projektowaniem ubrań, mieszkań. Usłyszałem, że to dla dziewczynek i mam zająć się czymś normalnym, czymś dla chłopca. Nie przestałem malować. W wieku 9 lat uczyłem się języka francuskiego, hiszpańskiego i niemieckiego. Na nic innego nie miałem czasu. Nie miałem przez to prawie przyjaciół, bo całe dnie 24/7 spędzałem z nosem w książkach. - Przerwał na chwilę. Znów zaczął płakać. - Gdy miałem 10 lat dostałem... pierwszą jedynkę z angielskiego. Zwyzywała mnie... Mówiła, że jestem..., że jestem nieudacznikiem... idiotą i inne takie... Potem było już tylko gorzej. Niszczyła moje prace, całe szkicowniki. Paliła je.
Gdy miałem 16 lat zacząłem pracować, bo chciałem się stamtąd wyrwać. Udało się. Po 3 latach uzbierałem tyle, że udało mi się wynająć mieszkanie w Londynie i opłacić studia.
Gdy wyprowadzałem się z domu, powiedziałem jej, że jestem gejem. Uderzyła mnie, powiedziała, że nie jestem jej synem i oznajmiła, że mam się do niej nie przyznawać.
Przez ten cały czas myślałem, że jestem taki jak ona mówiła. Ciąłem się, miałem depresję, a może i dalej mam. Nie wiem, musiałbym iść do psychologa.
Nie chciałem ci mówić, przepraszam. Chciałem o tym zapomnieć. Kto by chciał pokochać kogoś takiego jak ja?
-Ja, oczywiście. To nie ma znaczenia, co było. Ważne, że jesteś teraz, tu ze mną.
Przytuliliśmy się i weszliśmy do mieszkania. Wróciliśmy na górę i zajęliśmy się apką i dyskusją o zleceniu.
Następnego dnia zadzwoniłem do zleceniodawcy. Umówiliśmy się na zapłacenie zaliczki i umowną datę go wykonania. Zaczęliśmy układać plan jak zdobyć to czego potrzebujemy.
****
-Des pozwolił nam zatrzymać się u niego w mieszkaniu. Wpiszę adres do GPSu. - Wyjął uchwyt ze schowka i przymocował go na szybę z telefonem.
-Masz z nim lepszy kontakt?
-Raczej tak. Z żadnym z nich nie utrzymywałem kontaktu od momentu przeprowadzki. Miałem z nim lepsze relacje niż z matką oczywiście. I wiem jak dostaniemy się do jej biura. Ojczym chce nas zaciągnąć na kolację do jej mieszkania. Możemy spróbować wtedy.
-Nie domyśli się o co chodzi?
-Nie wiem. Kiedy zaczynałem posługiwałem się nazwiskiem Twist, by ją zniszczyć, ale się nie udało. Nienawidzę jej do tego stopnia, że jestem w stanie zrobić wszystko.
Po kilku godzinach jazdy dotarliśmy na miejsce.
Ojciec Hazzy okazał się fajnym facetem.
-Jutro zabiorę was na obiad do Anne, tak jak mówiłem. Ona zaproponowała, chce abyśmy poznali jej nowego faceta. Ja sam tam nie idę.
-Nie oczekuj tylko, że będę nie wiadomo jak miły.
-Chcę ci przypomnieć, że już jej zrobiłeś bałagan.
-Przepraszam, że co?! Ja jej zrobiłem bałagan?!- Harry wstał z kanapy i przeszedł się wzdłuż pokoju.
-Myślisz, że nie wiem o tym co robiłeś kiedy wyprowadziłeś się z domu?
-Przecież pracowałem w kawiarni. - Spojrzał się na mnie ze strachem w oczach.
-Dobrze wiesz o co mi chodzi. To nie ty jesteś tym Harry'm Twistem?
-Harry daj spokój, po co to dalej ciągnąć. - Chwyciłem go za rękę gdy przechodził obok mnie. Z powrotem usiadł na sofie
-Skąd to wiesz? Kto ci powiedział?
-Domyśliłem się. Dlatego zgodziliście się przyjechać. Co znów kombinujesz,a raczej kombinujecie ? Mam rozumieć, że z nim pracujesz?
-Nie możemy o tym mówić. - Powiedziałem i przysunąłem się bliżej Hazzy
****
Zatrzymaliśmy się pod wielkim domem. Widać, że w okolicy mieszają same ważniaki. Trawa równo przycięta, rośliny poprzycinane w różnorodne wzory. Typowa bogata dzielnica, aż chce się rzygać.
Harry wziął głęboki oddech i nacisnął dzwonek. Ścisnął mocniej moją dłoń. Wielkie, czarne drzwi otworzyła kobieta z uśmiechem, który zaraz zniknął, gdy tylko spojrzała się kto przed nią stoi.  
-Co ty tu robisz? - warknęła kobieta, prawdopodobnie mama Harry'ego.
-Przyszedłem bo mnie zaprosiłaś? Masz też syna, nie tylko potulną córeczkę.
-A on? - pokazała palcem na mnie. - Myślałam, że jesteś już normalny.
Chciałem odpowiedzieć, ale dołączył do nas partner Anne, ona sama znów uśmiechnęła się.
-Co wy tak przez drzwi rozmawiacie. Chłopaki wejdzie do środka. -Przesunęli się z progu i weszliśmy do środka. Ściągnęliśmy kurtki, które zabrał nam mężczyzna mojego wzrostu. Przeszliśmy za nim do salonu, gdzie usiedliśmy na kanapie. W międzyczasie Anne poszła zrobić herbatę.
-Zapomniałem się przedstawić. Jestem John. Ty to pewnie Harry. -podał rękę Hazzie. Puścił moją rękę i odwzajemnił gest Johna. Ponownie złapał moją dłoń i zaczął bawić się pierścionkiem.
-Louis, narzeczony. - uścisnęliśmy sobie dłonie. Usiadł na przeciwko nas, w fotelu.
-Długo jesteście razem, chłopaki? - Zapytała Anne stawiając herbatę na stoliku. Harry milczał. Zrozumiałem, że mam prowadzić tę  rozmowę i że nie zamierza na razie nic mówić.
-Niedługo będzie 7 lat. Po zaręczynach około 3 lat.
-Aż 7 lat? Gdzie się poznaliście? - zapytała z niedowierzaniem. Ktoś chyba myślał inaczej.
-Spotkaliśmy się w Paryżu. - Co miałem więcej powiedzieć? Nie opracowaliśmy wymówki na taką sytuacje. Chłopak zobaczył, że nie wiem co powiedzieć i postanowił dołączyć do rozmowy.
-Pojechałem realizować projekt na studia do Paryża. Przypadkowo wpadłem na niego. Rozsypałem jego prace i jakoś tak wyszło, że zaprosiłem go na kawę, którą mu wcześniej rozlałem. - sięgnął po herbatę i się napił.
Usłyszałem jak po schodach ktoś schodzi. Zza ściany wyłoniła się kobieta, trochę starsza od Hazzy z utlenionymi, blond włosami. Anne zagoniła Johna do kuchni po kolację.
-Cześć Harry. - Pochyliła się nad stolikiem i przytuliła go. Spojrzała się na mnie. Lustrowała mnie wzrokiem.
-Cześć Gem. To jest Louis. Louis to jest moja siostra Gemma. -Dziewczyna przytuliła mnie. - Gdzie jest Nicol i Tom?
-Nic śpi na górze, a Tom musiał zostać w Chicago.
Anne przyniosła wraz z partnerem posiłek. Zasiedliśmy do stołu.
Harry od kilku minut siedział i grzebał w talerzu, może zjadł trochę ryżu. Chyba naprawdę muszę iść z nim do psychologa, bo mi się nie podoba.
Spróbowałem trochę surówki. Coś mi się nie podobało, te białe kawałki.
-Anne,dodawałaś może jakiś orzechów do surówki? - wszyscy spojrzeli się na mnie, pomijając Hazzę, który wbijał wzrok w talerz.
-Tak, sezamu. Coś się stało?
-Nie, nie wszystko dobrze. - przechyliłem się trochę do Harry'ego.- Sezam. Uważaj. - kiwnął głową i dalej udawał, że je.
-Chyba coś się dzieje... - podsumował John.
-Harry ma uczulenie na sezam. - powiedziała, znudzonym głosem Gemma. Tak jakby zawsze to powtarzała.
-Wymienię ci Harry porcje.
-Nie, nie trzeba. - powiedział cicho nawet nie odrywając wzroku od talerza.
Dalej wszystko minęło spokojnie. Anne próbowała być milsza, co jej się udało.
Po zjedzeniu Harry wziął od Gemmy córkę by ta mogła trochę odpocząć i się z nią bawił. On wygląda tak uroczo z tym dzieckiem.
Gemma usiadła obok mnie. Przez chwilę patrzyła się przed siebie. Wzięła głęboki oddech i zaczęła mówić.
-Posłuchaj mnie. Nikt w tej porąbanej rodzinie ci tego nie raczy powiedzieć. Widziałeś jak pięknie was przywitała. Posłuchaj mnie uważnie. Harry przeszedł już dużo okropnych rzeczy w życiu.Nie będę go uprzedzać i nie powiem ci co przeszedł, ale to było okropne. On zasługuje na najlepsze co może go spotkać.
-Rozumiem, sądzisz, że nie jestem wystarczająco dobry.
-Nie zamierzałam tego powiedzieć. Widzę, że się nim opiekujesz i troszczysz. Weź sobie do serca co powiedziałam, bo jeśli coś mu zrobisz to pamiętaj, że własnoręcznie cię zabiję.
-Dobra, spokojnie.
-A i zabierz go do psychiatry. To co było przy kolacji nie był to pierwszy raz. - sięgnęła po torebkę i wyciągnęła z niej jakąś kartkę. - Tu masz adres i numer do lekarza, do którego chodził wcześniej.
-Miałem z nim o tym rozmawiać. Dziękuje.- Uśmiechnąłem się do niej. Odwzajemniła uśmiech. Z dali usłyszeliśmy płacz dziecka. Harry podszedł do nas z Nicol.
-Glodna. - Gemma wzięła ją od Hazzy i poszła z nią do kuchni. Harry usiadł obok mnie.
-Chcę zobaczyć, czy moje rzeczy są jeszcze w pokoju, który był mój. - powiedział po chwili. -To chodźmy.
Weszliśmy na górę. Zaprowadził mnie do swojego dawnego pokoju. Gdy zapaliliśmy światło w pokoju, zobaczyliśmy wielkie drewniane biurko i stosy różnych kartek.
-Czy właśnie trafiliśmy tam gdzie zamierzaliśmy? - zapytałem.
-To jest raczej jej gabinet. Los się do nas uśmiechnął. -uśmiechnął się i podszedł do komody z aktami spraw. - Masz rękawiczki lub coś?
-Zapomniałem. Musimy sobie jakoś poradzić. - sprawdziłem kieszenie. Znalazłem tylko paczkę chusteczek. - To nam musi wystarczyć.
Przyłożyliśmy chusteczkę do dłoni i zaczęliśmy działać. Ja poszedłem do komputera, a Harry został przy komodzie i przeglądał dokumenty. Podłączyłem się kablem pożyczonym z biurka, pod komputer. Włamałem się do systemu i skopiowałem dane z pliku zatytułowanego „TeaKey". Potem poszedłem pomóc Hazzie w przeszukiwaniu. Szybko zaleźliśmy odpowiednią teczkę. Co ciekawszy dokument robiliśmy zdjęcie, bo drukarka to za duże ryzyko.
Po szybkim zebraniu dokumentów, powoli postanowiliśmy wyjść z pokoju. Gdy zamykaliśmy drzwi, zauważyła nas Anne, która wchodziła po schodach.
-Nie powinniście tam wchodzić.
-Myślałem, że jeszcze jest tu mój pokój. Chciałem zabrać rzeczy, które tu zostawiłem.
-A tak. Są w piwnicy. Zaraz poproszę Johna to je przyniesie.
Zeszliśmy na dół i usiadłem na schodach, a Harry poszedł do łazienki. John przyniósł mi kartonowe pudełko z rzeczami H. Po wyjściu Harry'ego z łazienki zaczęliśmy szykować się do wyjścia. Matka spojrzała na niego karcąco, bo pomalował delikatnie usta. Ma z tym taki problem.
Szliśmy w ciszy i powoli w kierunku domu ojca H.
-Myślałem, że to będzie coś trudniejszego, a tu proszę tak łatwo. -przerwałem cisze.
-Tak, zabezpieczenia są tak pojebane, że nie da się ich ogarnąć. Byłem przygotowany na coś innego, ale mamy to co chcieliśmy. Została nam już tylko analiza tego co mamy i przekazanie dokumentów.
-Czyli to co łatwiejsze mamy już z głowy. - obiąłem go ramieniem i szliśmy dalej planując co robić przez następne dni wolnego.
*****
-Harry. Wszystko dobrze? - położyłem rękę na jego ramieniu. Kolejny raz w przeciągu ostatniego tygodnia grzebie w talerzu albo je mniejsze porcje nawet tego co uwielbia jeść.
-Chyba nie,  jeśli mam być szczery.
-Gemma mi powiedziała...
-Domyśliłem się. - odłożył widelec i położył obie dłonie na stole.
-Mam się martwić?
-Bywało gorzej. Pamiętam dni, to było już na studiach. Spędziłem kilka dni leżąc w łóżku, totalnie nic nie robiąc, nie dlatego,że jakoś się rozleniwiłem, tylko po prostu nie mogłem. Jadłem jeden może dwa razy dziennie. Nie chcę znów wracać do tego stanu. Nie chcę znów próbować siebie zabić.
-Pójdziemy do lekarza. Pójdę z tobą. Będzie dobrze.- obszedłem stół i go przytuliłem.
________________________________________________________________
<--- do 9Crimes:  14/05/2011                               do 9Crimes: 2ndCrime --->
1 note · View note
Text
Niall | Ziall (2)
- Jedz - mruknąłem i poszedłem do przed pokoju i przystanąłem przy ekraniku. Zobaczyłem zrzut z kamery przy bramie, gdzie stał chłopak, którego niestety już znałem. Przycisnąłem guzik, który sprawiał, że słyszał to co mówiłem - Mówiłem Ci Joel, że masz tu nie przychodzić. - P-potrzebuje towaru! - zawołał. Skrzywiłem się lekko - L-Louis i L-Liam nie chcą mi go j-już sprze-sprzedawać! - Może dlatego, że nie płacisz w terminie, choć płacisz w ogóle wiec się nie czepiam, ale nachodzisz ich. Tak samo jak mnie. I jeżeli nie chcesz, żebym zadzwonił do odpowiednich osób, idź stąd. - M-muszę mieć coś wciągnąć! Mam pie-pieniądze! - wyciągnął z kieszeni plik banknotów i pomachał nim w kierunku kamery. Jęknąłem zirytowany. - Wynoś się stąd Joel. Teraz. Jeżeli grzecznie pójdziesz gdzieś indziej, może jeszcze kiedyś ci coś sprzedam. Ale chwilowo skłaniam się do dania twojego zdjęcia wszystkim osobom, które dla mnie z dopiskiem, by niczego ci nie sprzedawać. Za trzy minuty ma cię tu nie być, ale przyjdę do ciebie porozmawiać z pistoletem - warknąłem zdejmując palec z przycisku. Obróciłem się i wzdrygnąłem na widok hybrydy stojącej w korytarzu dwa metry ode mnie. Wpatrywał się we mnie w dziwny sposób. - Najedzony? - spytałem, a on potwierdził jak zwykle kiwnięciem głowy. Jego błękitne oczy powędrowały na ekranik, gdzie jego połowa to były opcje alarmu i innych rzeczy dotyczących domu, a druga to zrzut z kamery przy bramie gdzie wciąż stał Joel - Nie przejmuj się tym. Jest nie groźny - powiedziałem idąc w jego kierunku. Złapałem go za rękę i zaprowadziłem na piętro. Otworzyłem drzwi do sypialni dla gości. - Będziesz tu narazie spał, póki nie zrobimy ci pokoju, czy czegoś w tym stylu - zmarszczyłem nos. Podszedł powoli to dużego dwuosobowego łóżka. Było wysokie więc wszedł na nie wdrapując się. Jak praktycznie na każdy mebel. Po raz pierwszy zobaczyłem na jego buzi uśmiech, gdy opadł na dużą ilość poduszek. Wpatrywałem się w niego jak zaczarowany. Zaraz jednak ocknąłem się i podszedłem do niego. Wyszarpałem kołdrę spod jego pupy, a on ułożył się wygodnie na poduszkach, więc nakryłem go. Gdy położył się na boku, plecami do mnie, ruszyłem do drzwi. Przystanąłem jednak słysząc jego cichy głos. - Dziękuję. Uśmiech wkradł się znów na moje wargi. Wyszedłem z pomieszczenia zostawiając uchylone drzwi i zapaloną lampkę stojącą na komodzie niedaleko łóżka. • Obudziłem się około siódmej rano mimo iż zasnąłem po czwartej. Głupie przyzwyczajenie. Wyszedłem z łóżka i ruszyłem do swojej łazienki. Nie mogłem przestać myśleć o tej hybrydzie. Czy ja w ogóle umiem zajmować się hybrydą? Kimkolwiek? Choć w sumie, czasami zajmuję się moją siostrzenicą i małej jeszcze nie zepsułem. Podobno hybrydy są jak dzieci. Wyszedłem spod prysznica i owinąłem się ręcznikiem. W garderobie ubrałem bieliznę, czarne jeansy i czarną koszulkę. Kolorystyka moich ubrań dzieli się na czarne i białe ciuchy. Oprócz białych spodni, takich nigdy nie założę. Jestem gejem, ale bez przesady. Przeczesałem palcami wilgotne włosy i wyszedłem na korytarz. Zajrzałem do pokoju w którym spał Niall. Leżał na brzuchu obejmując poduszkę i wtulając w nią buzię. Był przykryty do połowy, a spod kołdry wystawał ogon. Uśmiechnąłem się i wycofałem się na korytarz nie chcąc go budzić, wcześniej jednak zgasiłem palącą się wciąż lampkę. Zszedłem na parter, z salonu wziąłem laptop i poszedłem do kuchni. Zrobiłem sobie kawy i usiadłem przy blacie włączając komputer. Wpisałem w Google "hybrydy". Na początku wyskoczyły mi jakieś paznokcie. Zmarszczyłem brwi i zjechałem w dół strony. "Jak opiekować się hybrydą?" Kliknąłem w link. "Czym jest hybryda? Jest to skrzyżowanie człowieka ze zwierzęciem. Najczęściej spotykana jest kocia hybryda. Ich mentalność jest na poziomie kilkuletniego dziecka, którym trzeba się opiekować, właściwie wręcz tego wymagają. Żywią się normalnym jedzeniem. Jedna trzecia hybryd nie mówi. Te stworzenia są świetnymi uległymi" Na tym skończyłem czytanie. Nie mogę na razie w ten sposób o tym myśleć. Choć to ciekawa wizja, ale chciałbym, żeby mnie najpierw chociaż polubił. Wziąłem z blatu ładującą się komórkę i wybrałem numer Liama. - Halo? - odezwał się zaspany głos. - Musisz jechać kupić jakieś ubrania. Rozmiar.. jak na Louisa, ale jeszcze trochę mniejsze. - Nie możesz jechać sam? - mruknął. - Podobno dla mnie pracujesz. Więc się łaskawie rusz - warknąłem. - Okay okay. A mogę wiedzieć dla kogo? - Um, mam hybrydę - powiedziałem. - Co?! A-ale skąd?! - jestem pewien, że stanął w łóżku na baczność. - Z aukcji hybryd? Tak, stamtąd. Nie chcę na razie o tym rozmawiać. Przywieź mi te ubrania najlepiej do południa. Szedłem schodami na piętro. Zajrzałem do pokoju Nialla i odsunąłem telefon od ucha z mówiącym do mnie Liamem. Zobaczyłem hybryde leżącą na plecach i bawiącą się swoim ogonem. Zakończyłem połączenie o oparłem się ramieniem o framugę zwracając tym uwagę chłopca. - Dzień dobry - powiedziałem przekrzywiając lekko głowę - Głodny? Uśmiechnął się delikatnie i skinął blond głową. • Niall zszedł z łóżka i podszedł do mnie. Uszy miał postawione, a jego jasne włosy były roztrzepane. Wyglądał uroczo. Zeszliśmy bez słowa na dół i zaprowadziłem go do kuchni. Tak jak wczoraj usiadł na tym samym miejscu. - Płatki mogą być? - spytałem wyjmując z szafki miseczkę. - Yhm - usłyszałem ciche mruknięcie aprobaty. - Może pogadamy o.. zasadach? - odezwałem się niepewnie. - Takich jak u mojego poprzedniego właściciela? Zerknąłem na niego, gdy włożyłem miskę z mlekiem do mikrofali. Siedział wpatrując się we mnie z przygryzioną dolną wargą. - Byłeś uległym? To znaczy.. Twój poprzedni Pan.. On.. - urwałem nie wiedząc jak o to spytać. To było w pewien sposób krępujące - Wykorzystywał cie w.. łóżku? - spytałem, a on zmarszczył brwi jakby nie rozumiejąc - Uprawiał z tobą seks? - Seks? - przekrzywił głowę, a do mnie dotarło, że on nawet nie wiedział co to. Poczułem pewien rodzaj ulgi. Niall patrzył na mnie wyczekująco bym mu wytłumaczył to pojęcie, ale z opresji uratowała piszcząca mikrofala. - Musisz się mnie słuchać Niall - powiedziałem stawiając przed nim miskę z ciepłym mlekiem i sięgnąłem do szafki wyjmując z niej pudełko płatków. Nasypałem trochę czekoladowych kulek do miski i podałem mu łyżkę - Nie próbuj nigdy uciekać, okay? Nienawidzę pyskowania. Ale myślę, że jesteś rozsądnym chłopcem. Nie wolno ci schodzić na dół, do piwnicy ani wchodzić do mojego gabinetu, chyba, że ci pozwolę. Nie dotykasz się też do panelu sterowania przy drzwiach. Choć obawiam się, że i tak byś nie dosięgnął - zaśmiałem się cicho patrząc jak powoli je płatki patrząc na mnie. Otworzyłem usta by coś jeszcze powiedzieć, ale przerwał mi dzwonek do drzwi. Wywróciłem oczami i poszedłem do drzwi. Na ekranie zobaczyłem stojącego przy bramie Liama z torbami. Uśmiechnąłem się pod nosem i nakliknąłem odpowiedni przycisk otwierający bramę. Po chwili Liam stał w korytarzu. - Kupiłem różne rzeczy. Znam się na handlowaniu narkotykami, a nie na kupowaniu ubrań - zmrużył do mnie oczy, wciskając mi w ręce kilka papierowych toreb pełnych ubrań. Przewróciłem oczami. - A starając się o pracę u mnie mówił, że wielozadaniowy - mruknąłem idąc korytarzem. - Mogę.. mogę to zobaczyć? - spytał, a ja zmarszczyłem brwi. - To? Masz na myśli telewizor? Kanapę? Hybryda to nie rzecz - warknąłem - Żywe stworzenie. Liam otworzył szerzej oczy. Spuścił głowę, a ja przewróciłem oczami. - Je śniadanie w kuchni - rzuciłem przez ramię idąc z torbami do schodów. Położyłem torby na łóżku hybrydy i wróciłem na dół. Liam stał opierając się o blat, wpatrując w Nialla, który wpatrywał się w niego - Napatrzyliście się na siebie? - spytałem - Niall, to Liam, pracuje dla mnie. Liam, to Niall, moja hybryda - mruknąłem zabierając od Nialla pustą miskę i wkładając ją do zmywarki.  - Co ci odbiło, żeby kupować hybryde? - spytał Liam spoglądając na mnie. - Mogę kupować co chce Liam - warknąłem obserwując Nialla, który spuścił wzrok na swoje odkryte kolana. - Przecież ciągle wyjeżdżasz, rzadko jesteś w domu. W dodatku to czym sie zajmujesz jest niebezpieczne. Nie masz czasu na zajmowanie się nim - wskazał na chłopca - Jak dla mnie, powinieneś go oddać, zanim oboje się przywiążecie. - Słuchaj - wysyczałem łapiąc go za koszulkę i szarpnięciem wyciągając z kuchni. Przycisnąłem go wściekły do ściany - Nie będziesz mi mówił, co mam do cholery robić. Nie muszę wyjeżdżać, po to mam ludzi, mogę im kazać załatwiać za granicą rzeczy za mnie. A Niall tutaj zostanie - warknąłem - Teraz się wynoś. • Wróciłem do kuchni, gdy Liama już nie było. Niall siedział na stołku z twarzą schowaną w dłoniach. Podszedłem do niego i odciągnąłem jego ręce od buzi. Zmarszczyłem brwi widząc jak jego policzki błyszczą od łez. - Ej, nie płacz. Nie przejmuj się nim. Myśli, że jest mądry i wie, co jest dla mnie dobre, ale nieprawda - powiedziałem ścierając kciukiem jego łzę - Poza tym, pewnie jest po prostu zazdrosny - uśmiechnąłem się do Nialla - Myśli, że nie wiem, że na mnie leci - wyszeptałem mu do ucha, przez co poruszyło się lekko. - L-leci? - spytał. - Podobam mu się - przeczesałem palcami jego włosy co sprawiło, że przymknął oczy. - M-mogę odejść. J-jeżeli jestem pro-problemem - wyszeptał. - Jeżeli będziesz grzeczny i przestrzegał zasad, nie będziesz problemem - powiedziałem całując delikatnie jego czoło - W twoim pokoju są ubrania. Przejrzyj je, ale najpierw zaściel łóżko. Nikt inny za ciebie tego nie zrobi - odsunąłem się. - Pana łóżko też mam zaścielić? - spytał zeskakując ze stołka. Zmarszczyłem brwi. Bylem zdezorientowany przez sposób w jaki mnie nazwał, ale też przez to co powiedział. - Nie. Czemu miałbyś? - U poprzedniego właściciela to robiłem. - Oh, czyli zajmowałeś się domem? - potwierdził kiwnięciem głowy - Tutaj nie.. Wystarczy, że będziesz sprzątał po sobie Niall - posłałem mu uśmiech - Umiem po sobie ogarnąć. Gdy skończyłem mówić, ruszył schodami na górę. Obserwowałem go, jego nogi, bujający się za nim jasny ogon. - Pokażesz mi się potem w nowych ciuchach? - zawołałem stając przy schodach, gdy chłopiec był już na duże. - Tak! - odkrzyknął, a ja przekonany, że trochę posiedzi na górze, zajęty nowymi ubraniami, poszedłem do swojego gabinetu. Usiadłem na fotelu przy biurku i wziąłem do ręki teczkę z listą osób, które przerzucają za mnie narkotyki do innych krajów. Z kilkoma muszę się jeszcze rozliczyć. Wybrałem numer jednego z nich, jednak odezwała się poczta głosowa. Zmarszczyłem brwi i zadzwoniłem do Harry'ego, który ma bezpośredni kontakt z tymi ludźmi i odbiera od nich przywieziony towar. - Tak? - odebrał, a ja wstałem od biurka. - Czemu Bunetta nie odbiera? - warknął - W nocy przecież wylądował w Londynie. - Uhm, on.. to znaczy jego.. złapali. Otworzyłem szeroko oczy. - Słucham?! - Na lotnisku przy sprawdzaniu bagażu.. - Masz kurwa dopilnować, żeby nas nie wsypał - warknąłem. - Tak, oczyw- - Ładnie? - do mojego gabinetu wbiegł Niall stając na środku pomieszczenia i obracając się ubrany w czerwoną spódniczkę i białą bluzeczkę. - Kto to? - spytał zdezorientowany Styles. - Nie ważne! Wiesz co masz zrobić - rozłączyłem się i rzuciłem komórkę na kanapę stojącą naprzeciwko mojego biurka - A tobie chyba mówiłem, że masz nie wchodzić do mojego gabinetu! Niall momentalnie się skulił, a jego uśmiech znikł. - Prze-przepraszam. Chcia-chciałem się pokazać w no-nowych ubraniach - wyjąkał wpatrując się w podłogę. - Nie zmienia to faktu, że naruszyłeś jedną z zasad - warknąłem przysiadając na kanapie. Byłem wściekły przez wpadkę, którą zaliczył jeden z moich ludzi i nie chciałem wyładować złości na Niallu, ale tak już wyszło - Jeżeli od początku nie nauczysz się zasad. To będziemy mieli problem. Chodź tu. Połóż się na brzuchu na moich kolanach - rozkazałem, a on wykonał powoli moje polecenie. - Pro-proszę.. - wyszeptał. Chciałem mu już powiedzieć, że nie ma co prosić, bo kara mu się należy, ale on kontynuował słabym głosem - Nie pasem.. Zakrztusiłem się własną śliną. Wpatrywałem się w tył jego głowy i położone uszka. - Dam ci pięć klapsów, ręką - powiedziałem z trudem. Czułem jak wzdycha z ulgą. • Podciągnąłem spódniczkę odkrywając całkiem jego pupę i zsunąłem czarne bokserki. Odsunąłem jego ogon i zobaczyłem fragmenty blizn, które zaczynały się jeszcze na plecach, teraz będące ukryte pod bluzeczką. - Zawsze będziesz dostawał taką karę za złamanie zasad - powiedziałem, a moja dłoń po raz pierwszy zderzyła się z jego odkrytym pośladkiem. Nie robiłem tego mocno, nie chciałem zrobić mu krzywdy - Powtórz jakie są zasady - nakazałem uderzając drugi raz, ale hybrydowy nawet nie drgnęła. Sapnął przy trzecim klapsie i poczułem jak zaciska dłoń na nogawce moich jeansów. - Nie uciekać - wyszeptał - Nie wchodzić do gabinetu.. - urwał, gdy uderzyłem go po raz czwarty - Uhm - zamyślił się - Nie schodzić na dół... Słuchać się i nie pyskować. - O jednej zapomniałeś - mruknąłem uderzając ostatni raz jego blady pośladek. - Ymm - zamyślił się - Ja.. Nie dotykać panelu! - wykrzyknął. Zacisnąłem usta by nie uśmiechnąć się, czy nie zaśmiać. Nasunąłem na jego czerwoną od klapsów pupę bieliznę i poprawiłem spódniczkę. - Idź do siebie - powiedziałem, a on szybko podniósł się z moich kolan i prawie wybiegł z mojego gabinetu zamykając za sobą drzwi. Odrzuciłem głowę do tyłu z westchnieniem i przejechałem dłonią po twarzy. Po paru minutach siedzenia na tej cholerne kanapie wstałem i poszedłem na górę. Zajrzałem przez uchylone drzwi do pokoju Nialla. Siedział plecami do mnie na podłodze tej bluzeczce, ktorą miał chwile temu na sobie, ale już bez spódniczki. Wokół niego były porozrzucane ubrania. Zastukałem we framugę drzwi, a on spojrzał na mnie przez ramię. - Mogę? - spytałem, a on kiwnął głową. Przysiadłem na krawędzi łóżka. Hybryda wpatrywała się w ciuchy - Nie powinienem dawać ci kary. Pierwszy raz powinienem ci odpuścić, ale.. byłem zdenerwowany, bo moi ludzie schrzanili poważną rzecz. Musisz przestrzegać zasad, dobrze? Zerknął na mnie i kiwnął głową. - Wiem, że zrobiłem źle - powiedział cicho - Przepraszam. Już nie będę. - Może.. przytulisz się do mnie? - spytałem niepewnie, a on uśmiechnął się delikatnie o wstał. Bluzeczka ktorą miał na sobie była krótka i widziałem fragment jego podbrzusza i całą jego bieliznę. Musiałem przyznać, że miał dość szczupłą, delikatną, a nawet kobiecą budowę. Usiadł bokiem na moich kolanach i objął moją szyję ramionami. - Wiesz, że to dziewczęce ubrania? - spytałem patrząc na spódniczki na podłodze - Ty jesteś chłopcem Niall. - Ja wiem - odparł - Ale gdy założyłem spodnie, było mi niewygodnie. Ogon mi przeszkadzał - powiedział - W spódniczce nie mam problemu z ogonem - wzruszył ramionami - Chyba, że nie chce Pan, bym nosił takie rzeczy - spojrzał na mnie, jakby szukając na mojej twarzy odpowiedzi. - Noś to w czym Ci wygodnie Niall - uśmiechnąłem się - Wyglądasz ślicznie w spódniczkach. Chciałbym cię w nich zobaczyć - powiedziałem, a on z jeszcze większym uśmiechem zeskoczył z moich kolan i zaczął wybierać spódniczkę, którą mi zaprezentuje.
0 notes