Tumgik
#zmierzch na morzu
indolencja · 7 years
Photo
Tumblr media
//Maria Pawlikowska - Jasnorzewska
211 notes · View notes
beata-andrzejczuk · 7 years
Photo
Tumblr media
LENA Z SIÓDMEJ A (ukaże się wiosną)
Rozdział osiemnasty
 - Antek, weź od koleżanki kurtkę – poleciła jego mama. - Usiądź proszę. Porozmawiamy. Chętnie poznam nowe koleżanki z klasy syna – odezwała się do niej serdecznie, wskazując ręką fotel i wygodną narożną kanapę  z wielkimi poduchami. - Przepraszam za zachowanie syna. Chyba to przebywanie w domu tak na niego wpływa.
Lena była jej wdzięczna za to, że nie poprosiła Antka, by zaprosił ją do swojego pokoju. Byliby wtedy sami. Bała się, że z tej wściekłości mógłby na nią nakrzyczeć. Choć na Kaję nie krzyczał, nie podniósł głosu, ale był bardzo nieprzyjemny. Bała się, że ją też zrani. Właściwie już to zrobił. Jego mama opanowała sytuację. Lena postrzegała ją teraz jak koło ratunkowe na wzburzonym morzu. Liczyła, że ją obroni. Podała bez słowa kurtkę Antkowi i usiadła na fotelu. On też dawał jej poczucie bezpieczeństwa. Zapadła się w niego i odgradzały ją od chłopaka wysokie, miękkie oparcia. Kanapa była wielka i otwarta na kontakt z ludźmi, a Lena potrzebowała się ukryć.
 - Zrobię gorące kakao – uśmiechnęła się do niej znów kobieta. - Masz na imię Lena. To już wiem. I chodzisz z moim synem do jednej klasy.
 - Tak – odparła zdziwiona, że jakiekolwiek słowo było jej w stanie przejść przez gardło.
 - Masz jakieś ulubione przedmioty? Albo takie, których nie lubisz? Powiedz mi coś o sobie – uśmiechała się stawiając przez Leną kubek z gorącym, ciemnobrązowym płynem.
 - Nie mam takich, których bardzo nie lubię. Podoba mi się matma. To znaczy matematyka. Ogólnie radzę sobie nieźle, ale nie rewelacyjnie – powiedziała drżącym głosem, zaskoczona, że mimo całej sytuacji, aż tak dużo i szczerze powiedziała.
 - A myślałaś już, gdzie chcesz pójść po skończeniu ósmej klasy? - spytała kobieta. - Wiem, że to jeszcze prawie dwa lata, ale może masz jakieś plany?
 - Pojęcia nie mam – westchnęła. - Pewnie do liceum. Myślałam o klasie matematycznej, ale obawiam się, że aż tak dobra z tego przedmiotu nie jestem. Lubię go i gdy się przyłożę to zaczynają wychodzić mi dobre wyniki, ale czasem muszę długo nad tym posiedzieć.
 - Najważniejsze, że się nie poddajesz i rozwiązujesz te zadania. Mogłabyś pójść na łatwiznę i je spisać od kogoś – roześmiała się. - Ja tak czasem robiłam, ale dobrze na tym nie wyszłam.
 - Gdy wychodzi mi dobry wynik, to się cieszę – wyznała. - Sprawia mi to satysfakcję.
Nie miała pojęcia jakim cudem tyle o sobie powiedziała mamie Antka. Widocznie oboje mieli zdolność wyciągania z niej informacji. A może jej głos, to co mówiła, było próbą zagłuszenia szalejących w niej emocji? Strachu, niepokoju, przerażenia? Gdyby się nie odzywała, emocje wymknęłyby się spod kontroli. Może by się nawet rozpłakała? Wpadła w histerię? Słowa jakoś je tłamsiły, przygaszały. Nie pozwoliły uzewnętrznić się, choć w środku trwał ich nieustający taniec w amoku. To, co mówiła było pewnie nerwowym gadaniem. Tato kiedyś powiedział, że jego siostra, ciocia Ela tak ma, że dlatego prowadzi permanentne monologi, że mówienie w jej odczuciu ją chroni, bo gdy ona mówi, to nikt nie powie jej nic przykrego, bo się przez nią nie przebije, że to trauma po nieudanym małżeństwie, gdy mąż ranił ją słowami.  Nie patrzyła na Antka. Wbiła wzrok w jego matkę i pilnowała się, by nawet przypadkiem na niego nie spojrzeć.
 - Masz rodzeństwo? - spytała kobieta.
 - Tak. Starszą siostrę, Majkę. Chodzi do pierwszej klasy liceum.
 - To teraz będziesz miała okazję poznać siostrę Antka – jego mama wpatrywała się rozpromienionym wzrokiem, gdzieś poza Lenę. - Klara chodź do nas.
Lena obejrzała się. W jej stronę szła dziewczynka. Była śliczna. O wiele ładniejsza niż na zdjęciach, które widziała. Miała ciemne, lekko falujące włosy sięgając tuż przed ramiona i błękitne oczy. Podeszła do Leny i uśmiechnęła się. Nieoczekiwanie podniosła rękę i dotknęła dłonią jej policzka. Lena poczuła ciepło. Klara patrzyła  jej prosto w oczy nie przestając się uśmiechać. Wciąż trzymała dłoń na policzku Leny. Dziewczynę przebiegł dreszcz. Przypomniała jej się książka i film z serii ,,Zmierzch”, gdzie równie piękna i mała dziewczyna zachowywała się w podobny sposób, ale po to, by zobaczyć myśli osoby, którą dotykała. Czyżby Klara również czytała jej w myślach? Lena przywołała się do porządku sądząc, że to niedorzeczne.
 - Śliczna jesteś – powiedziała.
Dziewczynka jeszcze dłuższą chwilę trwała w tej pozycji. Później zabrała swoją dłoń i podeszła do mamy. Kobieta wzięła ją na kolana i przytuliła.
 - Jest taka słodka – stwierdziła Lena.
 - To prawda – uśmiechnęła się mama Antka, głaszcząc ja po włosach.
Rozmawiały jeszcze jakieś czterdzieści minut. Lena nie umiała oderwać wzroku od siostry Antka. Była taka wyjątkowa. Tuż przed wyjściem dziewczyna wyjęła z torby zeszyty i książkę: ,,5 sekund do IO” i położyła na ławie.
 - Podobała ci się? - zaciekawiła się kobieta.
 - Tak. Bardzo, choć mam nadzieję, że takich gier nigdy nie będzie w rzeczywistości, ale książka wciągając na maksa. To znaczy bardzo wciągająca – poprawiła się.
 - Możesz mówić swobodnie – roześmiała się mama Antka. - Przecież mój syn wciąż takimi słowami operuje. I programuje grę, podobną do tej w książce. Mówisz, że jest taka straszna?
 - Moim zdaniem tak – odparła Lena. - Przede wszystkim niebezpieczna.
 - No to muszę przeczytać tę książkę – stwierdziła kobieta.
 - Nie ma takiej potrzeby – usłyszała głos Antka, ale powstrzymała się i nie spojrzała na niego. Odezwał się chyba po raz pierwszy odkąd usiadła w fotelu, w jego domu. - To tylko gra. Świat wirtualny, a nie rzeczywisty.
Lena pożegnała się z Klarą i mamą Antka. Do niego skierowała tylko krótkie:
 - Cześć.
 - Zapraszamy cię do nas – usłyszała jeszcze za sobą głos kobiety.
 - Dziękuję – zawołała.
Opuściła budynek i oparła się plecami o chłodny mur. Musiała złapać oddech. Miała świadomość, że powinna się uspokoić. Opanować emocje i wyciszyć myśli wariujące w jej głowie. Wiedziała, że musi sobie to wszystko poukładać. Raczej niemożliwe, by zrobiła to w ciągu dzisiejszej nocy. Potrzebowała czasu. Poznała tajemnicę Antka i już miała pewność, dlaczego nie chciał zaprosić jej do swojego domu. Znała powód dla którego tak bardzo się od nich dystansował. Nie wiedziała jednak wszystkiego. I przede wszystkim nie do końca rozumiała jego zachowanie. Poznała fakty, dlaczego postępował tak, a nie inaczej, ale nie rozumiała jego działania.
 - Dlaczego to wszystko jest tak zagmatwane i skomplikowane? - pytała samą siebie w myślach. A może i na głos. Była tak oszołomiona, że nie wiedziała już, czy mówi sama do siebie, czy tylko prowadzi dialog w umyśle. Ruszyła w stronę Mostu Trzebnickiego. Wiatr jej nie oszczędzał. Czuła jego chłodny powiew przez ciepłą kurtkę. Przenikał przez ubiór, by dać do zrozumienia, kto tutaj ma władzę. Z pomocą przyszedł mu deszcz ze śniegiem. Sypał w twarz. Moczył kaptur i włosy. Miała wrażenie, że wszystko sprzysięgło się przeciwko niej. Gdy zeszła z mostu, poczuła się odrobinę lepiej. Nawet chyba bezpieczniej. Czarna o tej godzinie Odra, która zlewała się z czarnym niebem i  nie było widać, gdzie woda, a gdzie chmury nocy, bo wizualnie stanowiły jedność w kolorze czerni, zostawała w tyle. Jak przeszłość. Pojawili się też obrońcy. Budynki początkowo czteropiętrowe, a za skrzyżowaniem już dziesięciopiętrowe jak tarcza broniły ją przed wiatrem i deszczem ze śniegiem.
 - Ale przemokłaś! - zawołała mama na jej widok.
 - Dlaczego nie śpisz? - zdziwiła się Lena. Była też poirytowana. Chciała choć tej nocy być ze wszystkim sama.
 - Czekałam na ciebie. Nie chciałam wydzwaniać, żebyś potem nie miała pretensji, ale denerwowałam się. Jeszcze kwadrans by cie nie było i dzwoniłabym do skutku.
 - Mamo, przecież powiedziałam dokąd idę.
 - Mało precyzyjnie – stwierdziła. - I długo cię nie było.
 - Zasiedziałam się. Rozmawiałam z mamą Antka.
 - Kto to jest Antek? Zdejmij kurtkę. Wytrzyj włosy ręcznikiem. Zaraz zrobię ci ciepłą wodę z cytryną i  imbirem.
 - Mamo, jestem zmęczona. Chciałabym pójść spać. Antek to nowy kolega, który doszedł do naszej klasy – wyjawiła prawdę, bo wiedziała, że mama jej nie odpuści. - Jego rodzina przeprowadziła się do Wrocławia z Legnicy. Dostałam od mamy Antka gorące kakao i nic mi nie będzie. Na pogodę wpływu nie mamy.
 - Jego mama wydaje się być miła – stwierdziła.
 - Bo taka jest.
 - Poznałaś ją wcześniej, czy dzisiaj?
 - Dzisiaj, bo wcześniej wysyłałam Antkowi tematy lekcji przez Messengera, ale za dużo się tego uzbierało więc postanowiłam zanieść mu zeszyty.
 - To bardzo miłe z twojej strony – powiedziała. - Ale tylko ty się z nim przyjaźnisz? - spytała i Lena wyczuła podchwytliwość tego pytania.
 - Nie, mamo. Ale ja mieszkam najbliżej. Wypiję ten imbir z wodą i mogę iść do siebie? Chciałabym odpocząć.
 - Oczywiście – zgodziła się. - Ale powiesz mi coś więcej o tym Antku? Nie dziś – dodała pospiesznie widząc zmęczoną twarz córki. - Jutro albo pojutrze. Tak na spokojnie.
 - Tak mamo. Tylko, że ja tak naprawdę nic nie wiem oprócz tego, co ci powiedziałam.
 - Oj na pewno coś sobie przypomnisz.
 - Jak sobie przypomnę to ci powiem – odparła zrezygnowana Lena. - Teraz chcę iść spać.
 - Dobranoc córeczko – usłyszała.
 - Dobranoc – odpowiedziała.
Weszła do swojego pokoju i zamknęła drzwi. Zdjęła ubranie, włożyła na siebie piżamę. Nie miała siły nawet wziąć prysznica. Postanowiła, że zrobi to rano, przed pójściem do szkoły. Wsunęła się pod kołdrę. Byleby głębiej.  Głowę położyła na miękkiej poduszce. Ręką po omacku odszukała jaśka. Poczuła go i już chciała przyciągnąć, wtulić się w niego, gdy usłyszała dźwięk Messengera. Serce znów zatańczyło jak w amoku, a niepokój wprawił w drganie ciało. Strach wywołał trudność w oddychaniu. Obawa trzymała w uścisku żołądek i przełyk. Z trudem zmusiła się, by odczytać wiadomość.
Antek:
I co zadowolona jesteś?
Drżącymi rękoma napisała:
Lena:
Chciałam dobrze. Nie wiedziałam.
Antek:
Prosiłem byś nie przychodziła. Miałem powody.
Lena:
Dla mnie irracjonalne. Powtarzam. Miałam dobre intencje.
Antek:
Weź przestań. Teraz wszystkim rozgadasz?
Lena:
To nie moja sprawa. Będziesz chciał powiedzieć, to zrobisz to. Nie będziesz chciał, to nikt się nie dowie. To od ciebie zależy. Poza tym, ja prawie nic nie wiem.
Antek:
Myślałem, że jesteś inna, a ty jesteś taka wścibska jak Kaja.
Lena:
Jeszcze raz powtarzam. Chciałam dobrze. Nic nie wiedziałam.
Antek:
Nie pasowało ci coś, więc zrobiłaś wszystko, by się dowiedzieć. Pomyliłem się co do ciebie. Skąd znałaś mój adres?
Lena:
Byłam kiedyś z rodzicami na spacerze, na marinie. Widziałam, gdzie wchodzisz. Reszta to tylko numer mieszkania. Wciskałam różne cyferki. I tak cię odnalazłam.
Skłamała z premedytacją, ale co mu miała powiedzieć, że kiedyś go śledziła? I tak był wściekły na nią. Była pewna, że jej tego nie wybaczy. Pomyślała, że to bez sensu, że skoro i tak jej nie wybaczy, to powinna napisać prawdę. Tylko, że nie umiała.
Antek:
Nieważne co teraz piszesz. Nie jesteś inna. Jesteś taka sama jak wszystkie dziewczyny. Zawiodłem się na tobie.
Lena:
Powiedziałeś, że chcesz mnie w przyszłości zaprosić do swojego świata.
Antek:
Bo chciałem, ale ty wdarłaś się z butami w moje życie, nie pytając mnie o zgodę. Już nie chcę nigdzie cię zapraszać. Dobranoc. Śpij dobrze.
Lena:
Dobranoc.
Płakała. I jasiek,i poduszka była mokra od łez. Nie mogła ani zasnąć, ani spać. Gdy się zdrzemnęła, budziła się po kwadransie zlana potem. Żal, smutek mieszał się ze złością na Antka. Tak naprawdę to sama nie wiedziała, co powinna czuć.  Po co zawrócił jej w głowie? No po co? Pewnie, gdyby go teraz o to zapytała, odparłby, że niczego takiego nie zrobił, że wyobraziła sobie coś, co nigdy nie istniało. Zawsze wiedziała, że bez miłości jest lepiej, że miłość jest przereklamowana. Broniła się przed nią. I co? Wpadła w jej sidła i teraz cierpiała.
1 note · View note
Text
Słowo Boże„Śmierć: szósty punkt zwrotny”
Słowo Boże„Śmierć: szósty punkt zwrotny”
Po tym całym zgiełku, tak wielu frustracjach i rozczarowaniach, po tak wielu radościach, smutkach, wzlotach i upadkach, po tak wielu niezapomnianych latach, po obserwowaniu kolejnych zmian pór roku, człowiek niepostrzeżenie pozostawia za sobą ważne kamienie milowe w życiu i w mgnieniu oka osiąga podeszły wiek. Znaki czasu odciśnięte są na całym jego ciele – człowiek nie może już stać wyprostowany, a czupryna czarnych włosów staje się siwa, błyszczące i bystre oczy stają się przygaszone i zmętniałe, a gładka i jędrna skóra pokrywa się zmarszczkami i plamami. Słabnie słuch, zęby się chwieją i wypadają, reakcje stają się opóźnione, ruchy spowolnione… To czas, w którym człowiek całkowicie żegna się z pełnymi pasji latami swojej młodości i wchodzi w zmierzch swojego życia − starość. Następnie stanie przed obliczem śmierci, ostatnim punktem zwrotnym ludzkiego życia.
1. Jedynie Stwórca ma władzę nad życiem i śmiercią człowieka
Jeżeli narodziny były zdeterminowane przez poprzednie życie człowieka, to jego śmierć wyznacza koniec tego przeznaczenia. Jeżeli narodziny są początkiem misji człowieka w tym życiu, to jego śmierć wyznacza jej koniec. Ponieważ Stwórca przewidział określony zbiór okoliczności towarzyszących narodzinom danej osoby, jest rzeczą oczywistą, że ustalił również określony zbiór okoliczności śmierci człowieka. Innymi słowy, nikt nie rodzi się przez przypadek, niczyja śmierć nie jest niespodziewana, a zarówno narodziny, jak i śmierć są siłą rzeczy związane z poprzednim i obecnym życiem człowieka. Okoliczności narodzin i śmierci są wcześniej określone przez Stwórcę; jest to przeznaczenie danej osoby, jej los. To samo można powiedzieć o narodzinach, a śmierć każdej osoby nastąpi w ramach odmiennego zbioru szczególnych okoliczności, stąd różniące się między sobą długości życia ludzi oraz różne rodzaje i momenty ich śmierci. Niektórzy ludzie są silni i krzepcy, a mimo to umierają wcześnie; inni są słabi i schorowani, a jednak żyją do podeszłego wieku i spokojnie odchodzą. Niektórzy giną z przyczyn nienaturalnych, inni – naturalnych. Niektórzy kończą swoje życie z dala od domu, innym bliscy zamykają powieki. Niektórzy ludzie umierają w powietrzu, inni pod ziemią. Niektórzy toną, inni giną w katastrofach. Niektórzy umierają rano, inni w nocy… Każdy chce znakomitych narodzin, olśniewającego życia i pełnej chwały śmierci, ale nikt nie może przekroczyć własnego przeznaczenia, nikt nie może uciec przed suwerennością Stwórcy. Taki jest ludzki los. Człowiek może snuć wszelkiego rodzaju plany o swojej przyszłości, ale nikt nie może zaplanować sposobu i czasu swoich narodzin, i opuszczenia tego świata. Mimo to ludzie robią, co tylko mogą, aby uniknąć śmierci i oprzeć się jej nadejściu, jednak ona bez ich wiedzy nadal cicho się zbliża. Nikt nie wie, kiedy ani jak umrze, a tym bardziej, gdzie to się stanie. W sposób oczywisty to nie ludzkość ma władzę nad życiem i śmiercią, ani jakaś istota świata naturalnego, lecz Stwórca, którego autorytet jest wyjątkowy. Życie i śmierć ludzkości nie są wytworem jakiegoś prawa świata naturalnego, lecz konsekwencją suwerenności autorytetu Stwórcy.
2. Ten, kto nie zna suwerenności Stwórcy, będzie nękany przez strach przed śmiercią
Kiedy człowiek wkracza w podeszły wiek, wyzwaniem, przed którym staje, jest nie troska o rodzinę czy zaspokojenie swoich wielkich ambicji w życiu, lecz jak pożegnać się ze swoim życiem, jak je zakończyć, jak przypieczętować kres swojej egzystencji. Mimo iż na zewnątrz wydaje się, że ludzie nie interesują się zbytnio śmiercią, nikt nie może uniknąć poznawania tego tematu, bo nikt nie wie, czy inny świat znajduje się po drugiej stronie śmierci; świat, którego ludzie nie potrafią postrzegać ani czuć, o którym nic nie wiedzą. To sprawia, że ludzie obawiają się zmierzenia się ze śmiercią i należytej z nią konfrontacji, a zamiast tego robią wszystko, aby uniknąć tego tematu. I to właśnie każdą osobę napawa grozą przed śmiercią i okrywa tajemnicą ten nieuchronny fakt życia, kładzie się uporczywym cieniem na sercu każdej osoby.
Kiedy człowiek czuje pogarszanie się stanu swojego ciała, kiedy wyczuwa, że coraz bardziej zbliża się do śmierci, to odczuwa niejasny lęk, niedający się wyrazić strach. Strach przed śmiercią sprawa, że człowiek czuje się coraz bardziej samotny i bezsilny, pytając w tym momencie sam siebie: skąd wziął się człowiek? Dokąd zmierza? Czy to w taki właśnie sposób człowiek umrze, po tym jak jego życie przemknie obok? Czy to okres, który wyznacza koniec ludzkiego życia? Jakie jest ostatecznie znaczenie życia? Ile w końcu jest ono warte? Czy chodzi w nim o sławę i majątek? Czy chodzi o założenie rodziny? … Niezależnie od tego, czy człowiek rozmyślał o tych konkretnych pytaniach, niezależnie, jak silny odczuwa lęk przed śmiercią, to w głębi serca każdej osoby zawsze istnieje pragnienie dociekania tajemnic, poczucie niezrozumienia życia, a w połączeniu z nimi, także tkliwy stosunek do świata i niechęć do jego opuszczenia. Być może nikt nie nie jest w stanie jasno wyrazić tego, czego boi się człowiek, co chce zgłębić, do czego ma sentyment i co niechętnie zostawia za sobą…
Ponieważ ludzie boją się śmierci, nadmiernie się martwią; ponieważ boją się śmierci, jest tak wiele rzeczy, z których nie są w stanie zrezygnować. Na krótko przed śmiercią niektórzy ludzie martwią się o to lub tamto. Martwią się o swoje dzieci, o swoich bliskich, o swój majątek, tak jakby poprzez martwienie się mogli wymazać cierpienie i grozę, które niesie ze sobą śmierć, jak gdyby poprzez utrzymanie pewnego rodzaju bliskości z żyjącymi mogli uciec przed bezsilnością i samotnością, które towarzyszą śmierci. W głębi ludzkiego serca rodzi się lęk – strach przed rozłąką z bliskimi, przed nieujrzeniem już nigdy więcej błękitnego nieba czy materialnego świata. Samotna dusza, przyzwyczajona do towarzystwa ukochanych osób, jest niechętna do zwolnienia uścisku i odejścia całkiem sama, do nieznanego i obcego świata.
3. Życie spędzone na poszukiwaniu sławy i majątku w obliczu śmierci uczyni człowieka przegranym
Dzięki zwierzchnictwu Stwórcy i przeznaczeniu, samotna dusza, która zaczęła istnieć bez żadnych zasług, zyskuje rodziców i rodzinę, szansę na stanie się członkiem rasy ludzkiej, szansę na doświadczenie ludzkiego życia i zobaczenie świata; zyskuje również szansę na doświadczenie zwierzchnictwa Stwórcy, poznanie cudowności Jego dzieła stworzenia, a przede wszystkim, na poznanie władzy Stwórcy i poddanie się tej władzy. Jednak większość ludzi nie korzysta tak naprawdę z tej rzadkiej i przelotnej sposobności. Zużywa energię całego życia na walkę z losem, spędza cały swój czas na uwijaniu się, starając się wyżywić rodzinę, krąży tam i z powrotem między bogactwem i statusem. Reczy, które cenią ludzie, to rodzina, pieniądze i sława; postrzegają je jako najbardziej wartościowe w życiu. Wszyscy ludzie narzekają na swój los, a mimo to spychają w najdalsze zakątki umysłu zagadnienia, których analiza i zrozumienie są absolutnie konieczne: dlaczego człowiek żyje, jak powinien żyć, jakie są wartość i znaczenie życia. Ludzie przez całe swoje życie, niezależnie, ile to może być lat, gonią za sławą i majątkiem, dopóki nie przeminie ich młodość, dopóki nie staną się siwi i pomarszczeni, dopóki nie dostrzegą, że sława i majątek nie mogą powstrzymać ich postępującego zniedołężnienia, że pieniądze nie mogą wypełnić pustki w ich sercu; dopóki nie zrozumieją, że nikt nie jest wyjęty spod prawa narodzin, starzenia się, choroby i śmierci, że nikt nie może uciec przez tym, co ma w zanadrzu los. Dopiero wtedy, kiedy ludzie zmuszeni są do stanięcia w obliczu ostatniego punktem zwrotnego w ich życiu, prawdziwie pojmują, że nawet jeżeli ktoś posiada miliony, nawet jeżeli jest uprzywilejowany i wysoki rangą, to nikt nie może uciec przed śmiercią, a każda osoba powróci do swojej pierwotnej pozycji –samotna dusza, niezapisana karta. Jeżeli ma się rodziców, wierzy się, że są oni wszystkim; jeżeli ktoś posiada majątek, to myśli się, że pieniądze są podstawą, że są rzeczą wartościową w życiu; jeżeli ludzie mają status, to trzymają się go kurczowo i zaryzykowaliby swoje życie dla niego. Dopiero wtedy, kiedy ludzie mają właśnie odejść z tego świata, zdają sobie sprawę, że rzeczy, do których dążyli przez całe życie, są niczym innym poza przelotnymi chmurami, niczym, czego mogą się trzymać, niczym, co mogą zabrać ze sobą, niczym, co uwolni ich od śmierci, niczym co zapewni towarzystwo lub pocieszenie samotnej duszy w jej drodze powrotnej; a już na pewno nie czymś, co da zbawienie i pozwoli zwyciężyć śmierć. Sława i majątek, które osiągane się w świecie materialnym, dają człowiekowi tymczasową satysfakcję, przemijającą przyjemność, fałszywe poczucie beztroski oraz sprawiają, że człowiek gubi swoją drogę. I tak ludzie, kiedy miotają się w szerokim morzu ludzkości, pragnąc pokoju, pociechy i spokoju serca, są nieustannie wciągani pod fale. Kiedy ludzie muszą wciąż jeszcze rozwikłać zagadnienia, których zrozumienie jest najważniejsze – skąd pochodzą, dlaczego żyją, dokąd zmierzają itd. – są uwodzeni przez sławę i majątek, wprowadzani w błąd, kontrolowani przez nie i nieodwracalnie zgubieni. Czas mija, w mgnieniu oka upływają lata, a zanim człowiek zda sobie z tego sprawę, już pożegnał się z najlepszymi latami swojego życia. Kiedy człowiekowi już niewiele czasu pozostało na tym świecie, stopniowo zdaje sobie sprawę, że wszystko na tym świecie odpływa, że nie może już trzymać się rzeczy, które posiadał. Wtedy człowiek prawdziwie czuje, że nie posiada zupełnie niczego, jest niczym płaczące niemowlę, które dopiero przyszło na świat. Na tym etapie człowiek jest zmuszony do rozmyślania nad tym, czego dokonał w życiu, co warte jest życie, jakie ma znaczenie, dlaczego człowiek przyszedł na świat; na tym etapie człowiek coraz bardziej chce wiedzieć, czy naprawdę istnieje życie po śmierci, czy naprawdę istnieje Niebo, czy naprawdę istnieje kara… Im bardziej człowiek zbliża się do śmierci, tym bardziej chce zrozumieć, o co naprawdę chodzi w życiu; im bardziej człowiek zbliża się do śmierci, tym bardziej puste wydaje się jego serce; im bardziej człowiek zbliża się do śmierci, tym bardziej czuje się bezsilny; i tak strach przed śmiercią rośnie wraz z każdym dniem. Istnieją dwa powody, dla których ludzie zachowują się w ten sposób, zbliżając się ku śmierci. Po pierwsze, niedługo utracą sławę i bogactwo, od których zależało ich życie, niedługo pozostawią za sobą wszystko, co jest widoczne na tym świecie; a po drugie, niedługo staną, całkiem sami, w obliczu obcego świata, tajemniczego i nieznanego królestwa, do którego boją się wkroczyć, w którym nie ma ich bliskich i żadnego wsparcia. Z tych dwóch powodów każdy, kto stoi w obliczu śmierci, czuje się nieswojo, wpada w panikę i ogarnia go bezsilność, czego nigdy wcześniej nie doświadczył. Dopiero wtedy, kiedy ludzie faktycznie dotrą do tego etapu, zdają sobie sprawę, że pierwszą rzeczą, którą trzeba zrozumieć, kiedy postawi się stopę na tej ziemi, to skąd pochodzą istoty ludzkie, dlaczego ludzie żyją, kto rozporządza ludzkim losem, kto troszczy się o egzystencję człowieka i ma nad nią suwerenność. Oto prawdziwie wartościowe rzeczy w życiu, zasadnicza podstawa ludzkiego przetrwania, a nie uczenie się, jak zatroszczyć się o swoją rodzinę lub osiągnąć sławę i bogactwo, nie uczenie się, jak wybić się z tłumu lub wieść jeszcze bardziej dostatnie życie, ani tym bardziej, jak się z powodzeniem wybić i konkurować ze sobą. Mimo że różne umiejętności przetrwania, które ludzie doskonalą przez całe życie, mogą zapewnić dostatek komfortu fizycznego, nigdy nie dają one sercu prawdziwego ukojenia i pocieszenia, a zamiast tego sprawiają, że ludzie nieustannie tracą orientację, mają trudności w zakresie samokontroli, tracą każdą sposobność poznania znaczenia życia oraz zmagają się z nieuświadomionymi trudnościami z przyjęciem odpowiedniej postawy w stosunku do śmierci. W ten sposób ludzkie życie jest obracane w niwecz. Stwórca wszystkich traktuje sprawiedliwie, dając każdemu życie pełne szans do doświadczania Jego suwerenności i poznawania jej, jednak dopiero wtedy, kiedy zbliża się śmierć, kiedy jej widmo wisi nad człowiekiem, zaczyna on widzieć światło – ale wówczas jest już za późno.
Ludzie spędzają swoje życie na pogoni za pieniędzmi i sławą; kurczowo trzymają się ich jak tonący brzytwy, myśląc, że są one jedynym ratunkiem, tak jakby ich posiadanie mogło im zapewnić dalsze życie i uwolnić od śmierci. Jednak dopiero wtedy, kiedy są bliscy śmierci, zdają sobie sprawę, jak te rzeczy są od nich odległe, jak słabi są w obliczu śmierci, jak łatwo ulegają załamaniu, jak są samotni, bezsilni i nie mają dokąd pójść. Uświadamiają sobie, że życia nie można kupić za pieniądze lub sławę, że nieważne, jak bogata jest dana osoba, nieważne, jak wysoka jest jej pozycja, wszyscy ludzie są w obliczu śmierci równie ubodzy i bez znaczenia. Zdają sobie sprawę, że za pieniądze nie można kupić życia, że sława nie zlikwiduje śmierci, że ani pieniądze ani sława nie przedłużą życia nawet o minutę, czy nawet sekundę. Im silniejsze jest to odczucie, tym ludzie bardziej pragną żyć; im silniejsze jest to odczucie, tym ludzie bardziej boją się nadchodzącej śmierci. Dopiero na tym etapie prawdziwie zdają sobie sprawę z tego, że ich życie nie należy do nich, że go nie kontrolują i że nie mają nic do powiedzenia w kwestii życia i śmierci, że wszystko to znajduje się poza ich kontrolą.
4. Poddajcie się panowaniu Stwórcy i spokojnie stańcie w obliczu śmierci
W momencie narodzenia człowieka, jedna samotna dusza rozpoczyna doświadczanie życia na ziemi, doświadczenie autorytetu Stwórcy, który On dla niej ustanowił. Nie trzeba nawet wspominać, że dla danej osoby, jej duszy, jest to znakomita sposobność do uzyskania wiedzy o suwerenności Stwórcy, do poznania Jego autorytetu i do doświadczenia go osobiście. Ludzie żyją swoim życiem zgodnie z prawami losu, danymi im przez Stwórcę. Dla każdego rozsądnego człowieka z sumieniem, pogodzenie się z suwerennością Stwórcy i poznanie Jego autorytetu na przestrzeni kilkudziesięciu lat na ziemi nie jest rzeczą trudną. Dlatego dla każdego człowieka bardzo łatwym powinno być uznanie, na podstawie swoich kilkudziesięcioletnich doświadczeń, że każdy ludzki los podlega predestynacji, oraz zrozumienie lub podsumowanie, co oznacza żyć. W tym samym czasie, kiedy człowiek odbiera lekcje życia, stopniowo zaczyna pojmować, skąd pochodzi życie, czego naprawdę potrzebuje serce, co doprowadzi człowieka do prawdziwej ścieżki życia, co powinno być misją i celem ludzkiego życia; oraz stopniowo dochodzi do wniosku, że jeżeli nie wielbi Stwórcy, jeżeli nie poddaje się Jego panowaniu, to w godzinie śmierci – kiedy dusza wkrótce ponownie stanie przed obliczem Stwórcy – serce człowieka wypełni bezgraniczny strach i niepokój. Jeżeli człowiek żyje na świecie od kilkudziesięciu lat, a wciąż nie wie, skąd pochodzi ludzkie życie, wciąż nie doszedł do wniosku, w czyich rękach spoczywa ludzki los, to nie ma się co dziwić, że nie będzie w stanie spokojnie stanąć w obliczu śmierci. Osoba, która pozyskała wiedzę o suwerenności Stwórcy po doświadczeniu kilkudziesięciu lat życia, jest osobą, która prawidłowo rozumie znaczenie i wartość życia; osobą, która ma głęboką znajomość celu życia, prawdziwy bagaż doświadczeń i znajomość suwerenności Stwórcy; a co więcej, jest taką osobą, która jest w stanie poddać się Jego autorytetowi. Osoba taka rozumie znaczenie stworzenia ludzkości przez Boga, rozumie, że człowiek powinien wielbić Stwórcę, że wszystko, co człowiek posiada pochodzi od Stwórcy i powróci do Niego w nieodległej przyszłości. Osoba taka rozumie, że Stwórca ustala narodzenie człowieka i posiada suwerenność nad jego śmiercią oraz, że zarówno życie, jak i śmierć są predestynowane przez autorytet Stwórcy. A zatem, kiedy człowiek prawdziwie pojmuje te rzeczy, w naturalny sposób będzie w stanie spokojnie stanąć w obliczu śmierci, spokojnie odłożyć na bok całe doczesne posiadanie, z radością zaakceptować i poddać się wszystkiemu, co nastąpi, oraz powitać ostatni punkt zwrotny życia ustalony przez Stwórcę, zamiast tkwić w zaślepieniu strachem i walczyć z nim. Jeżeli człowiek postrzega życie jako sposobność do doświadczenia suwerenności Stwórcy i poznania Jego autorytetu, jeżeli patrzy na życie jak na rzadką szansę spełnienia obowiązku stworzonej istoty ludzkiej i wypełnienia swojej misji, to siłą rzeczy człowiek będzie mieć prawidłowy pogląd na życie, będzie wieść błogosławione życie pod przewodnictwem Stwórcy, będzie kroczyć w świetle Stwórcy, pozna Jego suwerenność, dostanie się pod Jego panowanie, stanie się świadkiem Jego cudownych uczynków i autorytetu. Nie trzeba nawet wspominać, że taka osoba siłą rzeczy będzie kochana i akceptowana przez Stwórcę i tylko taka osoba może mieć spokojny stosunek do śmierci i z radością powitać ostatni punkt zwrotny swojego życia. Hiob niewątpliwie miał ten rodzaj podejścia do śmierci; był w stanie z radością zaakceptować ostatni punkt zwrotny swojego życia, a ponieważ doprowadził swoją życiową podróż do spokojnego końca, ponieważ zakończył swoją misję w życiu, stanął ponownie u boku Stworzyciela.
5. Dążenia i osiągnięcia Hioba w życiu pozwalają mu na spokojnie zmierzenie się ze śmiercią
W Piśmie napisane jest o Hiobie: „I umarł Hiob stary i syty dni” (Hi 42,17). Oznacza to, że kiedy Hiob odszedł, nie żałował ani nie odczuwał bólu, lecz w naturalny sposób opuścił ten świat. Jak wiadomo Hiob był za życia człowiekiem, który bał się Boga i unikał zła. Bóg pochwalał jego sprawiedliwe czyny, ludzie o nich pamiętali, a jego życie, bardziej niż czyjekolwiek, posiadało wartość i znaczenie. Hiob cieszył się błogosławieństwami Boga i nazywany był przez Niego sprawiedliwym na ziemi. Był on przez Boga poddawany próbom i sprawdzany przez szatana. Oddał świadectwo Bogu i zasłużył na miano sprawiedliwego. Przez kilkadziesiąt lat, po tym jak został poddanym próbom przez Boga, Hiob wiódł życie, które było jeszcze bardziej wartościowe, znaczące, osiadłe i spokojne niż dotychczas. Ze względu na jego sprawiedliwe czyny, Bóg poddał go próbie; ze względu na jego sprawiedliwe czyny, Bóg pojawił się przed nim i przemówił do niego bezpośrednio. W ciągu lat, które nastąpiły po przejściu próby, Hiob zrozumiał i docenił wartość życia w sposób bardziej konkretny, osiągnął głębsze zrozumienie suwerenności Stwórcy oraz uzyskał bardziej precyzyjną i pewną wiedzę o tym, jak Stwórca daje i odbiera swoje błogosławieństwa. W Biblii jest zapis, że Bóg Jahwe obdarzył Hioba jeszcze większymi błogosławieństwami niż uczynił to wcześniej, zapewniając Hiobowi jeszcze lepsze możliwości poznania suwerenności Stwórcy i zachowania spokoju w godzinie śmierci. Tak więc, kiedy Hiob się zestarzał i stanął w obliczu śmierci, z pewnością nie niepokoił się o swój dobytek. Nie martwił się, nie miał czego żałować i oczywiście nie bał się śmierci, ponieważ całe życie szedł drogą bojaźni Bożej i unikania zła oraz nie miał powodu, aby martwić się o swój koniec. Ilu ludzi mogłoby dzisiaj zachować się w taki sam sposób jak Hiob w obliczu własnej śmierci? Dlaczego nikt nie jest w stanie utrzymać tak prostej postawy zewnętrznej? Istnieje ku temu tylko jeden powód – Hiob spędził swoje życie na subiektywnym dążeniu do wiary w Boga, uznania Go i poddania się Jego suwerenności, ta wiara, uznanie i poddanie się towarzyszyły mu w ważnych punktach zwrotnych życia, przeżył swoje ostatnie lata i dotarł do ostatniego punkt zwrotnego swojego życia. Niezależnie od tego, czego Hiob doświadczył, jego dążenia i cele w życiu nie były bolesne, tylko szczęśliwe. Był szczęśliwy nie tylko z powodu błogosławieństw i pochwał, którymi został obdarzony przez Stwórcę, lecz co ważniejsze, z powodu swoich dążeń i celów, z powodu stopniowego poznawania i prawdziwego rozumienia suwerenności Stwórcy, które osiągnął poprzez bojaźń Bożą i unikanie zła, a ponadto z powodu Jego cudownych czynów, których Hiob doświadczył osobiście w czasie podlegania suwerenności Stwórcy, oraz z powodu ciepłych i niezapomnianych doświadczeń i wspomnień współżycia, znajomości i wzajemnego zrozumienia między człowiekiem i Bogiem; z powodu pociechy i szczęścia, płynących z poznania woli Stwórcy; z powodu uwielbienia, które się pojawiło po ujrzeniu, że On jest wielki, cudowny, godzien miłości i wierny. Powodem, dla którego Hiob mógł stanąć w obliczu śmierci bez cierpienia, było to, że wiedział, że poprzez śmierć ponownie stanie u boku Stwórcy. I to właśnie jego dążenia i osiągnięcia w życiu pozwoliły mu na spokojne zmierzenie się ze śmiercią, z perspektywą odebrania mu życia przez Stwórcę z wyciszonym sercem, a ponadto na to, aby stanąć przed Stwórcą jako osoba nieskalana i wolna od trosk. Czy dzisiaj ludzie są w stanie osiągnąć takie szczęście, które przypadło w udziale Hiobowi? Czy jesteście w stanie je osiągnąć? Skoro ludzie dzisiaj są w stanie, dlaczego nie umieją żyć tak szczęśliwie, jak Hiob? Dlaczego są niezdolni uwolnić się od strachu przed śmiercią? Niektórzy ludzie w obliczu śmierci zalewają się potem, inni trzęsą się, mdleją, pomstują na Niebiosa i ludzi, a nawet lamentują i płaczą. To w żadnym wypadku nie są nagłe reakcje, które pojawiają się, gdy zbliża się śmierć. Ludzie w tak żenujący sposób zachowują się przede wszystkim dlatego, że w głębi serca obawiają się śmierci, nie posiadają wyraźniej wiedzy o Bogu i zrozumienia Jego suwerenności, i aranżacji, nie mówiąc nawet o prawdziwym poddaniu się im; ponieważ chcą wszystko aranżować i wszystkim zarządzać samodzielnie, kontrolować własny los, własne życie i śmierć. Nic dziwnego zatem, że ludzie nigdy nie będą w stanie pozbyć się strachu przed śmiercią.
6. Tylko przez akceptację suwerenności Stwórcy można ponownie stanąć u Jego boku
Jeżeli człowiek nie ma wyraźnej wiedzy o Bogu, ani nie doświadczył Jego suwerenności i aranżacji, wówczas jego wiedza na temat losu i śmierci siłą rzeczy będzie niespójna. Ludzie nie potrafią wyraźnie dostrzec, że wszystko to spoczywa w rękach Boga, nie zdają sobie sprawy, że Bóg ma kontrolę i posiada suwerenność nad nimi, nie mają świadomości, że człowiek nie może uwolnić się ani uciec od takiej suwerenności. I tak, w obliczu śmierci ich ostatnie słowa, zmartwienia i żale nie mają końca. Są przygnieceni przez tak duży bagaż, tak dużo niechęci, tak dużo zamętu, że wszystko to sprawia, że boją się śmierci. W przypadku każdej osoby, która przyszła na ten świat, jej narodziny są konieczne a jej śmierć nieunikniona, przy czym nikt nie może zburzyć tej kolei rzeczy. Jeżeli człowiek chce odejść z tego świata bezboleśnie, jeżeli chce być w stanie stawić czoła ostatniemu punktowi zwrotnemu w swoim życiu bez niechęci i zmartwienia, jedyną drogą jest nie pozostawiać po sobie żadnego żalu. A jedyną możliwością, aby odejść bez żalu jest uznanie suwerenności Stwórcy, uznanie Jego autorytetu oraz poddanie się im. Tylko w ten sposób człowiek może pozostać daleko od ludzkich konfliktów, od zła, od niewoli szatana; tylko w ten sposób człowiek może wieść życie takie jak Hiob, pod przewodnictwem Stwórcy i przez Niego pobłogosławione, życie wolne i wyzwolone, życie posiadające wartość i znaczenie, życie szczere i otwarte; tylko w ten sposób człowiek może poddać się, tak jak Hiob, próbie i zostać pozbawionym wszystkiego przez Stwórcę, poddać się koordynacji i aranżacji Stwórcy; tylko w ten sposób człowiek może wielbić Stwórcę przez całe swoje życie i tak jak Hiob otrzymać Jego pochwałę, oraz usłyszeć Jego głos, zobaczyć, jak się ukazuje; tylko w ten sposób człowiek może żyć i umrzeć szczęśliwy, tak jak Hiob, bez bólu, zmartwień i żalu; tylko w ten sposób człowiek może żyć w świetle, tak jak Hiob, przejść przez każdy punkt zwrotny życia w świetle, gładko zakończyć swoją podróż w świetle, z sukcesem zakończyć swoją misję – doświadczyć suwerenności Stwórcy, nauczyć się jej i poznać ją jako istota stworzona – i odejść w świetle oraz na zawsze stać u boku Stwórcy jako stworzona istota ludzka, z Jego pochwałą.
z książki „Wypowiedzi Chrystusa Dni Ostatecznych”
Tumblr media
Źródło: Kościół Boga Wszechmogącego
Zalecenie: Ewangelia na dziś
0 notes
robbialy · 4 years
Video
Zmierzch pałał w sto czterdzieści słońc. Powietrze aż parzyło. Szedł lipiec siódme poty ssąc. To na letnisku było. Puszkino-wzgórek w garb się giął, rósł górą Akulowa. U dołu wieś — dachy nad nią spojone w korę płową. A za wsią — dziura. Otóż to — do dziury tej niezmiennie słońce po dniach obrotu szło, wolno i solennie. A jutro znowu w morzu lśnień wstawało kulą białą. Z dnia na dzień coraz bardziej mnie to wszystko oburzało, i wpadłem w pasję, klnąc tę jaśń, aż w lęku świat zzieleniał, krzyknąłem słońcu w ślepia: „Złaź! Dokąd się szwendasz, leniu?“ Krzyknąłem słońcu: „Mądreś ty! W obłokach płyniesz wdzięcznie. A tu robota — tkwij i tkwij, plakaty rysuj, męcz się!“ Krzyknąłem słońcu: „Czekaj Waść! Łbie złoty, słuchaj no mnie! miast znów bezczynnie w mroki zajść, zajdź na herbatę do mnie!“ Cóżem ja zrobił! Jakżem mógł! Zginąłem! Już na łące, płomienie rozstawiwszy nóg wprost na mnie kroczy słońce. Ja ani drgnę, że niby chwat, cofam się pomalutku. Już oczy słońca weszły w sad, już całe jest w ogródku. Przez okna, drzwi, szparą przez dach waliła słońca masa. Stanęło. Sapiąc, że aż strach, tak przemówiło basem: „Dziś pierwszy raz ogniową twarz obracam wstecz do świtu. Wołałeś mnie? Herbatę parz! Poeto, lej konfitur!“ Od blasku niemal płaczę już, w głowie od żaru zamęt. Lecz — ręką na samowar: „Cóż? To siadaj, ojcze planet!“ Wrzeszczałem — i za swoje mam. Do kroćset! Nie w humorze siadłem na ławkę na brzeg sam, i drżę — nuż będzie gorzej! Lecz dziwna biła mgiełka mgnień od słońca. Zapomniawszy o względach dyskurs wiodę z niem, wciąż śmielszy i ciekawszy. Że tak i owak, parę słów o moich ansach w Roście. A słońce: „Nie martw się. Cóż znów? Patrz się na rzeczy prościej. A myślisz, mnie oświecać świat to łatwo? — Spróbuj no tak! Trzeba — więc idziesz rad nierad, i świecisz we sto potęg!“ Gadaliśmy do zmroku — tfu, do byłej nocy, myślę. Bo gdzie tam mrok? Na „ty“, na „twój“ niebawem z sobą byliśmy. I oto się już gwiazdy dnia po plecach tłuc nie boję. A słońce również: „Ty i ja, nas, towarzyszu, dwoje! Poeto, pieśni światu ładź, hej, orli rozmach bierzmy! Ja będę swoje słońce lać i ty — też swoje, wierszem!“ https://www.instagram.com/p/B_Qh0-VJ5EZ7aEpNKOgccbaw6BKiaN7pOpOx1c0/?igshid=1nbt1k4eqgg0n
0 notes
catparszywek · 7 years
Photo
Tumblr media
Płyniemy do Igoumenitsy, zapada zmierzch, przed nami 27 godzin na morzu pod grecką banderą. I po raz kolejny: navigare necesse est ...(szczególnie w dzisiejszych czasach - wędrowanie może być skuteczną szczepionką na ksenofobię.) 
0 notes