Tumgik
lod-i-platki-roz · 2 years
Photo
Tumblr media Tumblr media Tumblr media Tumblr media
Character: Koltira Deathweaver 
Fandom: World of Warcraft
Reason for Being Hated: Was unsure about joining the Horde, treats the player very poorly, constantly rescued by Thassarian, is overly fond of Thassarian, switched allegiance from Quel'thelas to Undercity for no reason, allows Thassarian’s forces to attack the Horde’s, not a good Horde Character in general, is a actually a High Elf, and constantly mentioned by Alliance fans as a good forsaken leader when the Horde fanbase hates him for being incompetent.
37 notes · View notes
lod-i-platki-roz · 9 years
Photo
Tumblr media
Szybki szkic Nùmiela Ołówek i czarny pisak Model : Vlad Ivanov
0 notes
lod-i-platki-roz · 9 years
Text
II/ Bracia w śmierci p.1
Treningi sado-maso, nowi znajomi, niegodni nowicjusze i samobójcze zadanie.
Bellan próbuje przeżyć w Hebanowej Ostoi, lecz nie długo to potrwa....
Thassarian nakazał Bellan czekać w jednej z sal treningowych, miała dostać specjalne szkolenie. Usiadła na taborecie i zdjęła hełm. Po chwili usłyszała rozmowę zza drzwi.
-Nie. Sam się w to wpakowałeś.– stwierdził zdenerwowany baryton.
-Dlaczego ja? Nie może tego zrobić ktoś inny?– krzyknął wzburzony,  głęboki tenor - Nie będę tego robić, to nie należy do moich obowiązków.
-To On chce abyś ją trenował, więc to będziesz robić. To będzie twoja kara, powiedział.
Zapanowała cisza. Wreszcie, powoli uchyliły się drzwi. Przez nie wszedł Koltira Deathweaver z jego wiecznie niezadowoloną miną. Bellan wstała i ukłoniła się. Przeszedł przez komnatę w ciszy i oparł się o balkon, spoglądając w dół.
-Chodź tu.- warknął.
Elfka posłusznie podeszła. Nagle Koltira wyciągnął miecz i uderzył. Klinga zatrzymała się na kilka milimetrów od jej szyi. Dziewczyna wypuściła powietrze z ust.
-Dlaczego nie masz hełmu na głowie?– spytał nawet nie obracając się.– Już byś nieżyła. Dobra, pokaż mi co potrafisz.
Wyciągnęła miecz. Zbyt wolno. Szpic jego miecza już wbijał się jej w ramię. Próbowała go odepchać, ale był zbyt silny. Nawet mu ręka nie drgnęła. Rycerze, z którymi walczyła byli przy nim jak komary.
Przyglądał się jej zimnymi, błękitnymi oczami. Schował wreszcie miecz, ona straciła równowagę i upadła. Ściągnął naramienniki, napierśnik, aż do kolczugi. Ona została w zbroji. Wyciągnął z kufra dwa drewniane kije i rzucił jej jednego.
-Nie masz żadnych baz. Nie umiesz walczyć mieczem. Narazie będziemy tym trenować.– urwał, po czym dodał prowokacyjnie,- Szkoda by było, gdybym cię poranił...
Kij świsnął w powietrzu. Gdyby jak on, ściągnęła zbroję, złamałby jej żebra, kirys jednak zamortyzował uderzenie. Koltira wodził końcem miecza w powietrzu. Uderzył. Odskoczyła. Zaatakował z półobrotu. Podłożył jej nogę. Upadła. Uśmiechnął się złośliwie.
Trenowali codziennie, godzinę o tej samej porze. Koltira Deathweaver był strasznym nauczycielem. Powalał ją, uderzał, bił. Elfka nie dawała rady zostać więcej niż dwie minuty na nogach, a co dopiero wygrać z nim.
Jednak dwie ostatnie lekcje nie miały miejsca. Pozwoliło to jej odpocząć. Siniaki mogły się wygoić.
Życie, lub prędzej nie-życie w fortecy było nieprzyjemne. Żaden z rekrutów nie miał wspomnień z poprzedniego życia, ale większość nie potrzebowała wiedzieć. Jedyne co było ważne to rozkazy krόla.
-Jak się nazywasz?
Quel’dorei podniosła głowę i ujrzała draeneï o białych włosach, która przybyła razem z nią. Wielkość i muskulatura Draenei, jak i taurenów budziły w niej grozę. Gdy widziała jak walczą, zastanawiała się jak tak wielkie stwory mogły się tak szybko poruszać. Jednak, pokonała już jednego.
-Hum, jedyne imię, które powraca to Bellan. A ty?- odpowiedziała elfka niepewnie, zaglądając do miski z bliżej niezidentyfikowaną zupą dzieła Corpulousa.
-Irdii. –uśmiechnęła się.– Nie chcesz siąść razem z nami?– spytała wskazując kiwnięciem głowy sin’dorei i trolla. Inni rycerze nie patrzyli na nich zbyt dobrze. Każdy chodził jak zahipnotyzowany głosem krόla, który bezustannie huczał im w głowie.
Nocny elf, który walczył z Bellan powoli podszedł do dwójki rozmawiających rekrutów.
-Instruktor Razuvious chce cię widzieć.– wycisnął przez zęby.– Natychmiast.
Elfka odłorzyła miskę na bok i spojrzała znad ramienia na draneï, która wróciła do swoich znajomych. Na arenie, na ktόrej kilka dni temu biła się na śmierć i życie, stali przypięci kajdanami nowicjusze.
-Chciałeś mnie widzieć, panie?– powiedziała cicho Bellan podchodząc do instruktora.
-Tak. Mam dla ciebie zadanie. W arenie na pewno zauważyłaś tych niegodnych nowicjuszy. Masz tu klucz. Uwolnij jednego, a później zabij.
-Tak panie.– odebrała klucz i skierowała się do areny.
Spojrzała po twarzach grupy nowicjuszy. Jedni byli nieprzytomni, inni zbyt zmęczeni aby zareagować na jej przybycie. Nie mogła się zdecydować.
-Szybciej, nie mam całego dnia.– warknął instruktor. Podszedł do niego nagle zdenerwowany Thassarian,  zaszeptał mu coś do ucha i zniknął szybko, tak jak i się pojawił.
Bellan podeszła do goblina i ściągnęła mu kajdany. Spojrzał na nią z ulgą i nadzieją w oczach, lecz te prysnęły, gdy nabiła go na swój miecz. Matrwy goblin drgał przez moment, wytarła klingę o jego łachmany, przytrzymując ciało butem.
-Tak szybko może być?- spytała stojąc dalej w arenie. Razuvious nie odpowiedział, lecz skinął głową i odszedł szybko.
- Ja też musiałam to zrobić, ale wolałam ukrócić męki mojej siostry. –podeszła do niej Irdii.
-W moim poprzednim życiu uwielbiałam chyba oglądać śmierć goblinów.
Nagle usłyszała ten głos, głęboki, hipnotyzujący, który nakazał wszystkim zgromadzić się na piątym poziomie.
-Jak myślisz co się stało? –spytała Irdii, nachylając się nad ramieniem Bellan.
-Nie wiem, ale to musi być ważne, skoro wszyscy tu są.
Na podium wszedł Najwyższy Generał Mograine, Siousxie, Komandant Thalanor i Morgraine z mrocznymi wyrazami twarzy.
-Przełamanie szkarłatnych linii nie było łatwe.– zaczął Mograine.– W ataku ponieśliśmy wiele strat i straciliśmy jednego z naszych najlepszych rycerzy śmierci, Koltirę Deatweaver’a. Nie wiemy, czy w tym momencie jest jeszcze żywy, czy nie, ale jeżeli nie poszukamy go, niech mnie diabli zabiorą! Potrzebujemy więc śmiałkόw, którzy są wystarczająco silni, aby włamać się do wrogiej warowni, w sercu wrogiego terytorium i odebrać naszego brata. –głos obił się echem o ściany fortecy. Nikt nie odpowiedział.– Kto jest wystarczająco mężny? –zahuczał Morgraine.
-Ja pójdę.– szepnęła Bellan do Irdii. Rycerze obok niej, ktόrzy usłyszeli, odsuneli. Na podium, Siousxie szepnęła coś do Thanalora.
-Żartujesz? –draeneï chwyciła ją za ramię.– Zabiją cię. To zadanie dla samobójcy. Wybacz, ale nie pójdę za tobą.
-Trudno. Ktoś musi iść.- odpowiedziała i powtórzyła głośniej, podchodząc do estrady,– Ja pόjdę.
Mograine spojrzał na nią ze smutkiem w oczach i odwrócił się do innych. Krόtką chwilę rozmawiali, po czym Mograine ruchem ręki nakazał jej wejść na podium. Rycerze powoli odchodzili. Zostali tylko Irdii, sin’dorei i trol. Thassarian zaprowadził ją do stołu w sali obok, na którym była rozwinięta dokładna mapa regionu.
-Ostatnim razem gdy go widziałem, włożyli go w kajdany i zaciągnęli do warowni, na pόłnocnym-wschodzie. –wskazał palcem miejsce na mapie.– Masz tu małą miksturę, która uleczy twoje rany, w razie potrzeby. –zatrzymał się.- Zrόwnaj ich i ich twierdzę z ziemią, rycerzu. Znajdź Koltirę. Znajdź mego brata.
1 note · View note
lod-i-platki-roz · 9 years
Text
I/ Narodziny
Pierwszy rozdział z opowiadania Lód i płatki róż. Narodziny, czyli jak naszym bohaterom udało się wygrać prawo do pozostania w Hebanowej Ostoi.
Miłej lektury :)
Acherus, Hebanowa ostoja unosiła się ponuro nad miastem Nowy Avalon. Była siedzibą Krόla Lisz. Jego mroczni rycerze, uzbrojeni po zęby, patrolowali ciemne korytarze latającej fortecy. Nie było słychać rozmów, nic, poza hałasem kroków zbrojnych, po kamiennej posadzce. Rycerze byli przedstawicielami każdej rasy i płci, zmieszani, bo podział na Hordę i Aliancję nie istniał. Nagle, wszyscy skierowali się do serca fortecy, gdyż głos rogu zaalarmował przybycie nowych rekrutów. Na początku przybywali dziesiątkami, codziennie, lecz ostatnio, tylko pięciu tygodniowo. Darion Mograine pospieszył ku teleportowi. Jeden po drugim pojawili się nowi rycerze, trzymający się słabo na nogach. Troll, błękitny, o okrągłych plecach, wyglądał najlepiej z całej czwórki. Kobieta dranei próbowała wstać, po kilku próbach udało jej się, choć wciąż kołysała się na swoich kopytach. Elf, o czarnych włosach, trzymał się za szyję, pomiędzy palcami widać było ślad sznura. Ostatni był człowiekiem, biały jak śnieg, stał obok kolumny. -Gdzie jest piąty?– krzyknął dowódca, obracając się i szukając wzrokiem miejsca, gdzie mógł  przypadkowo wylądować rekrut . Nie było jednak nikogo.– Trudno. Na arenę z nimi! Inni rycerze krzyknęli, zadowoleni, że mogli oglądnąć walki nowoprzybyłych. Były ostatnio rzadkie, ale bardzo widowiskowe. Czwórka stanęła niepewnie na arenie, każdy, mniej lub bardziej przestraszony. Ich powrót do życia, tuż po bolesnej śmierci, był bardzo szybki, a żaden z nich nie chciał wrócić spowrotem do nicości. Mograine wskazał ręką rycerzy, którzy mieli z nimi walczyć. Lord Thorval, Lady Alistra i Siouxsie usiedli na balkonie nad areną, by mieć jak najlepszy widok. Thassarian i Koltira Deathweave stanęli tuż na skraju areny. Dowódca rzucił rekrutom cztery miecze, wiedział, że walka skończy się szybko, zwłaszcza dla człowieka i elfa. Miał rację,  jak zwykle. Człowiek nie przeżył pierwszej minuty, szybko nabił się na miecz przeciwnika. Elf miał najwidoczniej więcej doświadczenia, próbował walczyć, był szybszy i zwinniejszy od swojego przeciwnika, odzianego w ciężką, płytową zbroję. Trzech pozostałych rekrutów próbowało przeżyć za wszelką cenę, wymachując ciężką bronią. Nagle, głos rogu przebił dźwięk uderzających kling.
Wszyscy zatrzymali się zdziwieni. Mógł to być jedynie nowy, brakujący rekrut. Siouxsie podeszła do teleportu. Na ziemi leżała elfka, wyglądająca na Quel’dorei. -Tutaj jest nowy rekrut, Mograine!– zasyczała banshee, podniosła elfkę za miedziane włosy i pociągnęła ku arenie. Ofiara próbowała się wyzwolić z uścisku, lecz ręka w rękawicy trzymała ją mocno.   Ze zgodą dowódcy rekruci wyszli z areny, do której Siouxsie, śmiejąc się, wrzuciła elfkę. Jej szyderczy śmiech wywołał dreszcze u wszystkich obecnych rycerzy. Mograine dał głową znak. Nocny elf i tauren, wskoczyli na arenę w pełnych płytowych zbrojach. -Ona nie ma miecza.– powiedział Koltira do dowódcy. -Gdyby była na czas, to by miała miecz. No, zaczynajcie!– nakazał Mograine, rycerze rzucili się na rekruta leżącego nadal na ziemi. Ułamek sekundy przed uderzeniem, elfka podniosła glowę i odskoczyła w bok. Instynkt przeżycia obudził się w niej. Omiotła wzrokiem rycerzy, szukając broni. Elf o białych włosach dyskretnie odblokował swój miecz i kiwnął prawie niewidzialnie głową, ruch, który dostrzegłyby tylko oczy bardzo uważnego elfa. Dziewczyna rzuciła się w jego stronę, chwyciła za miecz i odbiła się kopniakiem od taurena, zaskoczonego szybkością rekruta. -Eh! Mój miecz!- krzyknął elf. Człowiek, o fioletowych tatuażach na oczach, stojący obok niego, rzucił mu srogie spojrzenie. Niewidzialny uścisk chwycił elfkę w pasie i rzucił o mur areny. To jej nie zatrzymało. Podniosła się i w piruecie przecięła gardło taurena, który upadł ciężko, trzymając się za ranę. -Koniec tej zabawy.- nocny elf skrzywił się.– Zaraz pożałujesz, że tu się znalazłaś. Ruch palców i dziewczyna upadła na kolana, jej mózg zamarzał, a ciało pokrywało się kryształkami lodu. -Koniec!– głos kapitana obił się o kamienne ściany fortecy.– Chyba pokazała, czego jest warta. Zabrać ją razem z resztą, dać im zbroje i broń. Dwie Val’kyr podniosły krwawiącego dranei i zaprowadziły go do lecznicy. Biały elf wszedł na arenę i bez słowa podniósł swój miecz. Dziewczyna spojrzała na niego, chcąc podziękować, lecz on odszedł szybko, razem z człowiekiem, o purpurowych tatuażach na oczach.
0 notes