Tumgik
#przysięgam to tylko dla mojego przyjaciela
just-fox-lol · 2 years
Text
it's in Polish and just for my friend
it's my oc lore she's hanmas older sister
Hanma Suzukara
Wszystko sie zaczęło od poznania się pięknej opiekuńczej kobiety i młodego więc głupiego przystojnego mężczyzny, zostali oni rodzicami pewnej dziewczynki nazwali ją mając nadzieję że będzie ona mądra i silną kobietą, jednak nie spodziewali się że pójdzie ona w zupełnie innym kierunku niż sięgały ich "kosmiczne" oczekiwania
Jako dziecko była ona wesoła i często (na niezadowolenie ojca) bawiła się z chłopcami na podwórku, wolała biegać po okolicy zamiast siedzieć w jednym miejsu i bawić się lalkami
Jej ojciec znalazł na to sposób, kiedy dziewczynka miała już 6 lat była zapisana na mase dodatkowych zajęć mimo młodego wieku.
Jej mama widząc niezadowolenie z cotygodniowych lekcji skrzypiec, fortepianu czy nawet codziennych lekcji baletu wypisała ją z tych zajęć a żeby ojciec nie był aż tak wściekły zapisała swoją córkę na sztuki walki.
Niestety matka umarła przez komplikacje przy porodzie 4 lata później dając na świat młodszego brata dziewczynki, już wtedy musiała się zmagać z ciągłymi wzrastającymi wymaganiami ojca które wpędziły ją w głodówki aby utrzymać wage oraz żeby nie wychodzić często z pokoju aby go nie spotkać bądź nie dostać kary za nabrudzenie (mimo tego że zawsze sprzątała po sobie, a także po bracie jak przyszedł do jej życia)
w wieku 12 lat dobrała się do rozjaśniacza który został kupiony za jej pieniądze, brała ona różne pracze dorywcze dostępne dla dzieci w jej wieku np wyprowadzanie psów czy opiekowanie sie małym dzieckiem, sąsiedzi jej ufali bo wiedzieli, że była ona pożądanym dzieckiem.
Chcąc utrzymać wymagania ojca i aby chronić brata przed znęcającym się nad nią ojcem, uczyła się i była najlepszym uczniem w całej podstawówce, pewnego dnia jednak zastała swojego pijanego i prawdopodobnie naćpanego ojca który miał podniesioną ręke na Shujiego, w ręce była rozbita butelka. W dziewczynie coś pękło i z całą siłą jaką miała (a pijanego nawet łatwo czasem odciągnąć jak jest zdezorientowany) wzięła go na podwórko i zabiła go jego własną butelką.
Nikt się o tym nie dowiedział a suzukara była w końcu wolna od nękania, zostało jej tylko wychowanie młodszego brata który miał już wtedy 5 lat. Niestety to oznaczało że starsza dziewczyna zaczęła chodzić do gimnazjum a żeby wytrzymać psychicznie piła i ćpała od czasu do czasu jednocześnie co 2 tygodnie rozjaśniając lekkie odrosty, w 2 klasie gdzie poznała paczkę znajomych a później swoich przyszłych przyjaciół wszystko zaczęło się powoli uspokajać i na swój sposób życie zaczynało wyglądać normalnie. Pomogła im nawet w założeniu gangu, była ich niewidzialnym kręgosłupem
niestety na początku liceum wdała sie w bójkę w niewłaściwym czasie i z niewłaściwymi ludźmi co spowodowało że trafiła do więzienia na 8 lat, wracając idealnie na krwawe halloween gdzie także się dowiedziała że Shinichiro nie żyje.
Załamała się bo nie wiedziała że tyle ją ominęło, w więzieniu sama sie zmieniła i z nawet przyjaznej dziewczyny zrobiła się oschła i mordercza kobieta, biła się jak nikt inny, miała tatuaże i kolczyki o których nawet by nie wspomniała w gimnazjum, zamiast długich zniszczonych rozjaśnionych blond włosów miała ona krótkie, ścięte "na chłopaka" czarne naturalne włosy oraz oczy bez blasku, nie uśmiechała się tak dużo jak kiedyś a nawet paliła nałogowo a nie okazjonalnie, jak przed więzieniem.
podczas arcu z Izana wtopiła sie w tłum i wspierała cicho swojego brata oraz jego przyjaciela, była też dla Shujiego największym pocieszeniem kiedy dowiedziała się że Kisaki nie żyje.
Niestety kiedy Shuji po 12 latach nie wytrzymał i przegrał walke z depresją popełniając samobójstwo ona sama nie wytrzymała psychicznie i po pogrzebie miała próbę samobójczą z dodatkiem alkocholu, narkotyków i liny.
Na szczęście wcześniej zwróciła na siebie uwagę bonten, a dlatego że Takeomi ją znał został wysłany aby ją zwerbować do organizacji, znalazł ją już powieszoną ale zdążył ją ściągnąć i zabrać do prywatnych lekarzy bonten.
Suzukara nie mając innego wyjścia niż życie w organizacji przyjęła oferte, w końcu mogła zasnąć troche spokoju, wyżyć się, wykorzystać swoje umiejętności i co najważniejsze spędzić czas ze swoim przyjacielem z młodzieńczych lat.
Tylko kto by się spodziewał, że największy problem stworzą bracia haitani? Uwielbiali oni grzebać w jej przeszłości która była nawet dobrze ukryta, znajdując różne informacje lekko jej dokuczali i robili "niewinne" żarty.
Pewnego wieczora kiedy usiedli w głównym salonie bonten Rindou pochwalił się iż zdobyli oni prywatny stary album rodzinny ich nowej koleżanki z pracy, oczywiście komentowali na głos i zgadywali kto jest kim, kiedy Suzukara weszła dopokoju ran "żartobliwie" powiedział
- jesteś strasznie podobna do ojca, to zamierzone działanie, geny czy czysty przyoadek? - mówiąc to miał uśmiech na ustach, a słysząc to rindou dopowiedział
- Zachowanie też pewnie masz po nim-
Jedyne co po chwili zobaczyli to były dwa noże orzy ich tętnicach, jeden zły ruch i by byli martwi, Akashi widząc sytuację uspokoił jak najlepiej mógł suzukare zapewniając ją że może ich potem zabrać na miso ramen, do miejsca gdzie zawsze wychodzili po ściganiu się motorami na ulicach Tokio za młodu. Haitani mieli szczęście bo to uspokoiło ją na tyle żeby mogli w spokoju oddychać nie bojąc się świeżo naostrzonych noży.
Dostali potem dodatkowe misje i opieprz prosto od Mikeygo.
0 notes
4youe · 6 years
Text
ostatnia wiadomość
Potrafię być dobra. Sam doskonale wiesz o tym, że potrafię. Mogę ugryźć się w język. Mogę zamilknąć na wieki. Mogę wykrzyczeć wszystko całemu światu. Żałuję tego jaka jestem. Żałuję, że jestem takim człowiekiem. Ale ja jestem po prostu człowiekiem. Zrobiłam wiele złego tak samo jak wiele dobrego. Popełniam masę błędów, na których się uczę. Robię tak wiele rzeczy, które myślę, że robię właściwie gdy wcale tak nie jest. Jak mam pokochać siebie gdy tak bardzo boję się upadku? Jak wytłumaczyć samej sobie, że mam przestać się tak zachowywać? Patrzę na Ciebie jak na drugą część mnie. Patrzę na to wszystko teraz. Z perspektywy drugiej osoby. Zachowałam się karygodnie w stosunku do Ciebie. Nie pochwalam w żadnym wypadku żadnego czynu. Tak wiele się działo w ostatnim czasie. Ten miesiąc był jak jazda na rollercoasterze. Raz byłam na samej górze, a raz niżej od dna. W tym momencie jestem w piekle. Tak bardzo chcę w nim zostać. Nie chcę abyś myślał, że jestem tak okropna. Chcę abyś naprawdę wiedział jak bardzo żałuję. Nie wybaczaj mi. Nie rób niczego wbrew sobie. Pozwól, że opowiem Ci o sobie. Może w ten sposób chociaż trochę mnie zrozumiesz. Od podstawówki mojego taty nie było w domu. Ciągle był w delegacjach, a ja z mamą żyłyśmy same. Odkąd pamiętam ciągle się kłócili. O takie najmniejsze głupoty. Sam wiesz jak było teraz. Ja to przechodzę od dziecka. To nie tak, że obserwowałam ich i myślałam, że tak to właśnie działa. Chciałam aby mój związek był lepszy od ich. Poznałam fikcję. To był koniec podstawówki. Spędziłam na niej naprawdę całe swoje życie. W gimnazjum byłam odludkiem, którego nikt nie szanował. Miałam paczkę czterech osób. Plus ja. Jedno wyjście do lasu sprawiło, że cała szkoła straciła do mnie szacunek. Ludzie mną gardzili. Odrzucali mnie gdy ja nie zrobiłam niczego złego. Zgubiłam się w środku lasu gdy była zima. Zostawili mnie samą, a ja byłam w rozsypce. Dzwoniłam do mamy i ona robiła aferę. Wszystko doszło do szkoły. Nauczyciele mnie bronili, ale inni wyśmiewali mnie. Zostałam odrzucona przez wszystkich. Popadłam w depresję. Byłam na takim dołku emocjonalnym. Mam za sobą dwie próby samobójcze. Cięłam się i to wszystko pogarszało. Nie chodziłam do szkoły. Okłamywałam mamę, że lekcji nie ma i po prostu całe dnie leżałam. Płakałam, cięłam się, płakałam, spałam. Ludzie z fikcji byli jedynymi osobami, z którymi rozmawiałam przez cztery lata. Nigdy w realu nie miałam prawdziwego chłopaka. Nie mam pojęcia jak to wszystko wygląda. Nie wiedziałam, że mogę kogoś kochać, bo nie wiedziałam jak się to czuje. W 2013 roku poznałam chłopaka, który był cztery lata starszy ode mnie. Strasznie wszedł mi na psychikę. Popełniałam błędy, bo nie miałam pojęcia na czym polegają związki. Wszystkiego uczyłam się tutaj. Obserwowałam innych. Obserwowałam każdy związek i rozmawiałam o nich z innymi. Dawałam rady sama nie wiedząc nic. Ten chłopak pół roku przed rokiem w którym się poznaliśmy okazał się dziewczyną. Nawet nie chcesz wiedzieć jak strasznie to przeszłam. Nie wiedziałam już czy świat naprawdę odwrócił się przeciwko mnie i robi wszystko abym czuła się gorzej sama ze sobą każdego dnia. Kłótnie z mamą, ucieczka z domu. Byłam potworem. Jestem potworem. Jestem straszna. Wiem o tym. Rozmawiałam z wieloma chłopcami na fikcji. Z żadnym nie czułam się tak dobrze jak z Tobą. Oddawałam każdemu całą siebie, bo chciałam aby ktoś chociaż raz mnie docenił w stu procentach. W technikum prawie było dobrze. Miałam paczkę dziewczyn. Nazywałyśmy siebie ósemki. Byłyśmy strasznie ze sobą zżyte. W pewnym momencie czułam jak ze mną dzieje się coś nie tak. Odrzucałam je. Kłóciłam się z każdą z nich na siłę aby być sama. Potrzebowałam samotności. Miałam swój mały świat i chciałam aby wszyscy zostawili mnie w spokoju. Wtedy zaczęłam palić marihuanę. Robiłam to naprawdę skromnie. Żyłam przez pewien czas w taki sposób, że chodziłam do szkoły tylko po to, aby co przerwę odizolować się od świata. Gdy poznawałam kogoś robiłam wszystko za bardzo. Chciałam mieć nad wszystkim kontrolę aby nic nigdy więcej mi się nie rozpieprzyło. Utrata osób, na których mi zależy ma na mnie ogromny wpływ. Gdy w końcu nadszedł rok 2017 byłam na dnie dna. Nigdy nie chcesz widzieć nikogo w takim stanie. Czując złość wkurzało mnie to jeszcze bardziej. Odreagowując rzucałam wszystkim. Szklankami, telefonem, książkami. Nic w tym roku nie miało dla mnie znaczenia. Mama nie radziła sobie ze mną. Strasznie tego żałuję. Pod koniec 2017 zapisałam się do lekarza. Wtedy się zaczęło. Mam niedoczynność tarczycy i dość silną nawracającą depresję co wiesz. Tarczyca ma ogromny wpływ na uczucia. Strasznie się czułam, a kłótnie z kolejnymi osobami wcale mi nie pomagały. To wszystko pogarszało sytuację, a ja zamiast komuś powiedzieć po prostu się zamknęłam. Nieliczni wiedzą o tym co mi dolega, a tym bardziej nikt nie zna mojej historii. W 2018 roku poznaliśmy się. Od razu załapaliśmy wspólny język. W tamtym momencie czułam się naprawdę świetnie, bo czułam, że ktoś będzie brał pod uwagę co czuję i co myślę. Nie pomyliłam się. Mamy za sobą prawdopodobnie najlepszą przyjaźń na świecie i nigdy nie pomyślałabym, że ten chłopak będzie osobą, która sprawi, że czuję się w ten sposób. Wtedy też zaczęłam czuć, że to dla mnie jest coś więcej niż zwykłą przyjaźń. Traktowałam Cię jak cud świata. Przeżywałam z Tobą zawody miłosne, przechodziliśmy wszystko razem. Gdy zostaliśmy parą przysięgam to było piękne. Cudowny miesiąc. Jednak zniknąłeś bez słowa. Załamałam się. Byłam rozdarta na pół. Nie chciałam aby to kiedykolwiek nastąpiło. Czekałam dwa miesiące aż wróciłeś. Wróciliśmy do siebie, ale nie darzyłam Cię już takim zaufaniem. Tak bardzo się bałam, że odejdziesz. Odbiło mi i zaczynały się pierwsze problemy aż w końcu zerwaliśmy. Nigdy nie czułam tak ogromnej pustki. Wtedy przyjaźniłam się z Piotrkiem. Był przy mnie każdego dnia i gdy zobaczył, że zaczęłam czuć się lepiej po prostu zostaliśmy parą. Myślałam, że go kocham, ale kochałam uczucie jakie mi dawał. Cieszyłam się, że jest ktoś, kto był przy mnie gdy z Tobą był koniec. Jednak to nie był związek. Zniknął, a razem z nim zniknęło moje poczucie bezpieczeństwa. Gdy to wszystko się stało tak nagle popadłam w paranoję. W końcu to chyba ze mną musi być coś nie tak. Po pół roku odnowiliśmy kontakt. Mam na myśli nas. Bóg jeden wie jak bardzo mnie to postawiło na nogi. Czułam, że wszystko jest tak jak być powinno. Miałam najwspanialszego człowieka przy sobie, który zastąpił i każdego. Przyjaciela, brata, chłopaka. Byłeś dla mnie wszystkim. Bałam się, że Cię stracę po raz kolejny. Chciałam mieć wszystko pod kontrolą. Chciałam aby nasz związek wyglądał jak ten, o którym tak bardzo marzyłam. Był taki. To był związek, którego nigdy nie będę żałować. Pod koniec jak zwykle zawiniłam. Dlatego mam jedno postanowienie noworoczne. Pamiętasz jak błagałam abyś pomógł mi się zmienić? Chodziło mi właśnie o to wszystko co Ci napisałam. Przez ten niepełny miesiąc od zerwania gdy rozmawialiśmy starałam się dać z siebie wszystko. Chciałam abyś zobaczył, że potrafię być naprawdę dobra. Niestety 9 stycznia powiedziałeś mi, że odchodzisz i po prostu odszedłeś. Wtedy weszłam na Twoje gadu aby je usunąć tak jak prosiłeś. Gdy zobaczyłam, że masz w kontaktach inne dziewczyny załamałam się. Poczułam się zdradzona. Poczułam w sobie ogromną złość. Usunęłam Twój numer i stwierdziłam, że skoro radziłeś sobie w taki sposób gdy rozmawialiśmy to wmówiłam sobie, że jest jeszcze gorzej gdy nie rozmawiamy. Na asku szukałam ludzi do rozmowy. Widziałam, że wróciłeś. Tak okropnego uczucia jak wtedy nigdy nie czułam. Poczułam prawdziwe odrzucenie. Miałam wrażenie, że to, co mi mówiłeś przez cały ten czas nie miało dla Ciebie znaczenia. Wtedy zaczęłam rozmawiać z Patrykiem. Podrywał mnie. Trudno. Wiem, że to był mój błąd, ale naprawdę czułam ogromny zawód. Gdy wysłał mi serce na asku po prostu mu je odesłałam. Gdybym wiedziała, że tym gestem zrobię taką burzę nigdy bym tego nie zrobiła. Raniąc Ciebie ranię też siebie. Każde Twoje cierpienie przechodzę za nas dwoje i po prostu tak jak wcześniej zamykam się w sobie. Piję, jaram i nic poza tym. Wylądowałam w szpitalu. Nigdy nie łącz wódki, zielska i leków na uspokojenie, bo możesz skończyć tak jak ja. Przepraszam Cię z całego serc Eryk. Żałuję wszystkiego jak nikt inny na świecie. Gdybym mogła zrobić cokolwiek uwierz mi zrobiłabym wszystko aby nigdy nie dopuścić do sytuacji, w której Ciebie tracę. Wiem, że zabiłam tą miłość. Nigdy nie chciałam tego zrobić. Ta miłość jest moją pierwszą miłością. I dla mnie jest ona najpiękniejsza. Pomimo tego wszystkiego nigdy nie będę żałować tego, że miałam Cię w swoim życiu. Dzięki temu wszystkiemu wiem jakim człowiekiem chcę być i wiem, że nigdy więcej nie chcę oddać komuś swojego serca. Prawdziwa miłość jest tylko jedna i dla mnie to Ty nią jesteś. Żałuję tylko, że powiedziałam Ci o wszystkim tak późno. Nie zapomnij o mnie nigdy, proszę. To jedyna rzecz, którą chcę abyś dla mnie zrobił.
3 notes · View notes
Text
Nairobi!
Tumblr media Tumblr media Tumblr media
Layover w Nairobi był moją pierwszą wizytą we wschodniej Afryce. I oczywiście mam nadzieję, że nie ostatnią. Było to tak dawno temu, że ten post będzie krótki bo sporo mi umknęło z tamtej wizyty, mimo wszystko jednak wciąż chcę co nieco na ten temat napisać. Po pierwsze, to kolejne miejsce, w którym jeździ się po lewej stronie drogi. Choć pewnie to dosyć oczywiste zważywszy na historię brytyjskiej kolonizacji tego kraju. Przed brytyjczykami swoje wpływy narzucali tam omańscy muzułmanie, po nich portugalczycy, później Niemcy. Widać taki wszechobecny mix spacerując po ulicach Nairobi. Widać kościoły, (a właściwie to bardziej je słychać, tumult bębnów, grzechot i pełnych pasji śpiewów - do dzisiaj mam lekki dreszczyk jak przypomnę sobie dźwięk dobiegający z kościoła, który mijaliśmy), zobaczyć można też meczety czy hinduistyczne świątynie. Hindusi stanowią tam wielką grupę napływową i postrzegani są jako niezwykle bogaci ludzie. Tak przynajmniej mówił Erdu, nasz lokalny przewodnik i kierowca. Od czasu do czasu napotkać można nieco skomercjalizowanych przedstawicieli różnych plemion, zwykle Masajów, którzy mówiąc z przymrużeniem oka, mają chyba najlepszy PR ze wszystkich plemion na świecie. Bo niemal każdy kojarzy ich wizerunek, nawet jeśli nigdy nawet minimalnie nie interesował się Afryką ani Kenią. W związku ze swoja międzynarodową sławą bardzo wysoko cenią sobie swoje rękodzieła i wizerunek, niestrudzenie pozując do zdjęć z turystami. A gdy w pobliżu nie ma nikogo zainteresowanego zdjęciem z wojownikiem, znudzeni Masajowie wpatrują się w najnowsze smartfony. Znak naszych czasów! No i z pewnością lepiej wychodzi się zarabiając na przyjezdnych niż polując na lwy dla udowodnienia męskości.  Ale do tego barwnego plemiona wrócę nieco później, choć moja wiedza jest znikoma, bo byłam tylko w Nairobi. Zapewne należałoby się wybrać do ich typowej wioski, aby nieco zrozumieć o co tam właściwie chodzi. Nie było mi to jednak dane, choć podczas mojego krótkiego pobytu nie brakowało innych wrażeń. Zacznę od tych smakowych.
Tumblr media Tumblr media Tumblr media Tumblr media
No więc, po przyjeździe do hotelu poszliśmy na kolację do pobliskiej restauracji. Członkiem załogi był lokalny chłopak, który zabrał nas w  to miejsce. Gdyby nie on, to nigdy nie odgadłabym, że to restauracja. Wyglądało to jak podwórze z niewielkimi ceglanymi garażami o dziwnych wymiarach, spontanicznie czy raczej chaotycznie postawionymi na twardym błotnistym podłożu. Między tymi konstrukcjami ułożono coś na kształt kamienistego chodnika, ale takiego nieco zwariowanego, bo plac stał się też dzikim parkingiem, więc trzeba nieco kluczyć między samochodami. Po nieco dokładniejszym rozglądnięciu się dookoła, zobaczyłam coś na kształt ogniska ze stanowiskiem grillowym. Nie pamiętam już szczegółów, ale było to coś w stylu kuchni “hand made” z nieco dziwną logiką. Nie do końca wiadomo skąd, ale w tle tego wszystkiego rozbrzmiewała rytmiczna muzyka. Było dosyć ciemno i wyjątkowo brzydko, niemal groteskowo. Na środku rozstawiono nieco większy namiot pod którym piętrzyły się dziesiątki białych krzeseł. To zapewne na śluby i chrzciny. Osobliwe miejsce na taką uroczystość. Usiedliśmy w jednym z “garaży”, który w murowanych ścianach pozostawione miał dziury służące za drzwi i okna. Wewnątrz wstawiony był plastikowy stół z krzesłami, jakiś odblaskowy pomarańcz i intensywna zieleń, kolejny element idealnie niedopasowujący się do reszty, jak wszystko w tej restauracji. Widocznie w tym szaleństwie jest jakaś metoda, bo nie brakowało gości, a był to środek tygodnia i dosyć późna już pora. Po chwili czekania pojawił się kelner. Nie pamiętam jego imienia, ale przedstawił się i każdemu uścisnął dłoń, zadając przy tym sporo pytań takich jak: “Jak się masz? Wszystko dobrze? Rodzice w porządku, zdrowi?” Zamówiliśmy drinki, piwa butelkowe i kiedy poprosiłam o szklankę, kolega z załogi powiedział: “Uwierz mi, nie chcesz tej szklanki. Pij z butelki, która otworzą na Twoich oczach. Twój biały europejski brzuszek będzie Ci wdzięczny.” No więc posłuchałam, choć cały wieczór wypełniony był komentarzami w stylu “Europejczycy, Wy biali, nic nie wiecie o życiu”. Więc może mogłabym śmiało pić z tej szklanki? Kto wie. Nie do końca wiedziałam co do jedzenia zamówiliśmy, bo komunikacji w większości dokonywał wspomniany wyżej kolega. Po całkiem długiej chwili oczekiwania kelner pojawił się ponownie, lecz zamiast zamówionego jedzenia przyniósł ze sobą miskę z wodą, mydło w płynie i ręcznik, którego wygląd sugerował, że pamięta czasy brytyjskich kolonizatorów. Podchodził do każdego po kolei, tak abyśmy mogli umyć dłonie przed jedzeniem. Ta wizja mnie nieco przerosła i podziękowałam za okazję, co spotkało się z wielkim zdziwieniem na twarzy kelnera oraz kolejnym komentarzem z pobłażliwym uśmiechem brzmiącym jak ”ech, white girls…”. Zapomniałam dodać, że z naszej załogi wybraliśmy się we czwórkę: ja, dziewczyna z Brazylii, kapitan z Zimbabwe oraz steward stamtąd, który na kolację zaprosił swoich dwóch braci oraz przyjaciela z dziewczyną. Po kolejnej równie długiej chwili oczekiwanie w końcu przyniesiono nasze jedzenie, które okazało się być pieczona na ognisku kozą, lokalną sałatka ze świeżej cebuli, polentą ryżową i czymś tam jeszcze, ale nie do końca wiem co to właściwie było. Wszystko zostało podane w kilku większych miskach i… właściwie tyle. Nikt nie czekał na sztućce i zrozumiałam po co właściwie myli ręce kiedy ochoczo zabrali się za jedzenie rękami ze wspólnych talerzy i misek. Jako, że nie umyłam wcześniej rąk, poprosiłam o łyżkę. Razem z moją łyżką pojawiło się kilka żarcików, ale też nóż i widelec co zdecydowanie dodało mi pewności w jedzeniu kozy. Wszystko było pyszne. Jedzenie zamawia się tam nie na porcje, ale na kilogramy i każdy je ile może, a poźniej na równo dzieli się rachunek. Właściwie ta wspólna forma jedzenia jest bardzo popularna w wielu miejscach na świecie. Przyznaję jednak, że pierwszy raz uczestniczyłam (choć ze wsparciem sztućców) w kolacji która jadło się rękoma. Po zjedzeniu lokalna część naszej grupy zdecydowała się na clubbing. Namawiali nas na pójście z nimi i gdzieś w głowie kołatała mi myśl “ile razy w życiu ma się okazję na pójście do klubu w Nairobi?”, ale moja wielokrotnie podkreślona tej nocy dusza białej, nic nie wiedzącej o życiu dziewczyny z Europy nie znalazła w sobie tyle odwagi i ostatecznie wróciłam do hotelu. Nazwijmy to zdrowym rozsądkiem. Poza tym miałam plany na wczesną pobudkę i odkrycie tej nieco dzikiej Afryki. Tak przynajmniej zapowiadała się zaplanowana wyprawa.
Jednym z punktów był sierociniec dla słoni. Tu zapewne wszyscy obrońcy zwierząt przestaną czytać, myśląc o wszystkich męczących zwierzęta przybytkach rozrywki, jak te z których słynie Tajlandia czy Indie. Gdzie biedne zwierzęta okalecza się budując drewniane zadaszone ławeczki na ich grzbietach, na których niemal całą dobę wozi się turystów. To zupełnie inna historia. Sierociniec do którego się wybraliśmy znajduje się jakieś 30 minut jazdy samochodem od Nairobi i w większości zajmuje tereny parku narodowego,  którym zwierzęta żyją na wolności. Niewielką jego część zagospodarowano jako sierociniec dla osamotnionych i porzuconych słoniątek. Poza punktami karmienia, znajduje się tam także centrum medyczne ratujące maluchy (300 kilogramowe maluchy) które znaleziono w kiepskim stanie fizycznym. I owszem płaci się za wejście na teren sierocińca, ale miejsce to otwarte jest tylko na godzinę w ciągu dnia, kiedy małe słoniki, te poniżej drugiego roku życia mają porę karmienia. Turyści mogą oglądać jak te rozbrykane mini kolosy wypijają wielką butlę mleka każdy. Taką na oko pięciolitrową. Wszystko odbywa się jednak za ogrodzeniem, tak aby zminimalizować kontakt zwierząt z człowiekiem. Nie ma zabaw, akrobacji ani jeżdżenia na ich grzbiecie. Dochód z tej godziny dziennie kiedy wolno tam wejść przeznaczony jest na utrzymanie placówki. Podczas karmienia lektor przedstawia zwierzęta po kolei, opowiadając ich historię. Wiele z tych zwierząt zostało osieroconych za sprawą kłusowników, którzy dla pozyskania kłów polują na ich rodziców. Maluchy, którym jeszcze się one nie wykształciły pozostawiają w osamotnieniu, co dla wielu z nich kończy się śmiercią głodową. Bo słonie do drugiego roku życia muszą pić mleko! Bez niego nie przeżyją, a ratując się innym pożywieniem często dostają skrętu kiszek, ich kości nie wykształcają się poprawnie co prowadzi do wielu schorzeń. Małe słoniątka to delikatne istoty. 
Tumblr media Tumblr media Tumblr media
Wiele z nich zostaje znalezionych na skraju wyczerpania, a powrót do dobrej kondycji zajmuje im lata. Zadaniem sierocińca jest pomoc tym najmłodszym, które z wiekiem odstawia się od karmienia i stopniowo ogranicza formę pomocy, tak aby nieco starsze były całkowicie samowystarczalne. Większość z nich po paru latach opuszcza sierociniec i rozpoczyna życie w całkowicie naturalnych warunkach bez pomocy. Wszystko to naprawdę działa. Istnieje też możliwość adopcji takiego zwierzaka, co polega na finansowaniu jego karmienia i leczenia. Co jakiś czas adopcyjny rodzic dostaje raport o stanie zdrowia i zdjęcia swojego pupilka. Kiedy zwierzę jest gotowe, razem z innymi osobnikami odchodzi aby zacząć samodzielne życie. Wizyta w tym miejscu była bardzo budująca. A słoniątka są niezwykle pocieszne. Biegają, obsypują się piaskiem, a czasem przy użyciu trąby pryskają wodą karmiących je wolontariuszy. I nawet przysięgam, że widziałam na ich twarzy uśmiechy. Mam na myśli słonie, nie wolontariuszy, choć Ci też wyglądali na bardzo szczęśliwych z tej interakcji. Super przeżycie!
To właśnie po opuszczeniu sierocińca natknęliśmy się na pierwszego Masaja. Wyglądało to mniej więcej tak, że szłyśmy piaszczystą drogą i nagle z krzaka wyskoczył wielki, owinięty w czerwony materiał facet z dzidą. Zaczął śpiewać i podskakiwać tłukąc dzidą w piach. Miał na sobie całkiem sporo koralikowej biżuterii i długie, zawinięte druty wystające z uszu. Po odśpiewaniu krótkiej piosenki przeszedł na angielski i zaoferował nam zrobienie sobie z nim zdjęcia, jednak kwota była zdecydowanie za wysoka, więc odeszłyśmy niewzruszone. Choć mocno zaintrygowane, przynajmniej ja. Sądziłam, że to przebieraniec, ale kiedy wsiadłyśmy do samochodu Erdu powiedział, że to prawdziwy Masaj, który przywędrował do Nairobi w celach zarobkowych. Niestety pracy dla nich brakuje, bo słyną z bycia niepokonanymi wojownikami. W przeszłości zatrudniano ich jako ochroniarzy specjalnej kategorii, przewodników po kenijskich bezdrożach. Mali chłopcy urodzeni w wiosce od dziecka poddawani są ciężkiemu treningowi w dżungli. Są niesamowicie zwinni i szybcy, ogromnie silni, a celem ich życia jest stanie się wojownikiem. Jeszcze dosyć niedawno, gotowość stania się mężczyzną udowadniali poprzez samodzielne zabicie dorosłego lwa. Teraz jednak lwy są pod ochroną, a Masajów surowo karze się za ich zabijanie, więc musieli odejść od tej praktyki. Zapotrzebowanie na płatnych wojowników też nie jest już tak duże, więc biedni Masajowie nie do końca mają zajęcie. I tu pojawiła się ich nowa szansa - turyści. Bo oni dalej żyją w tych swoich wioskach, praktykując katorżnicze treningi, rytuały i tańce. Głównym pożywieniem dla Masaja jest mleko pomieszane z krwią krowią (nawet powstal nam tu ciekawy łamacz języka. Krwią krowią). Co ciekawe, żyją oni w dziwnej komunie,  której oczywiście jak to prawie wszędzie na świecie kobiety są nieco poszkodowane, bo są po prostu wspólną własnością. Istnieje tam instytucja małżeństwa i traktowana jest bardzo honorowo, ale bardziej jako obowiązek mężczyzny do chronienia swej kobiety przed niebezpieczeństwami, głównie w postaci dzikich zwierząt. Za to całkiem swobodne mają podejście do kwestii pożycia małżeńskiego, bo owszem jeśli mężczyzna jest w domu to przed drzwi musi wbić dzidę, która jest sygnałem dla wszystkich że jest w domu z żoną. Jeśli jednak dzidy przed drzwiami nie ma, oznacza to że dana żona jest pozostawiona bez męża. I wtedy każdy mężczyzną, który ma ochotę może przyjść i skorzystać z nieobecności głowy rodziny. I oczywiście chodzi tu o aspekty łóżkowe. Nie do końca później wiedzą kto jest ojcem poczętych dzieci, więc wszystkich traktuje się jak wielką rodzinę i dzieci wychowują się razem, szczególnie chłopcy, którzy poddawani ciężkiemu treningowi. Taka przynajmniej jest wersja znana na świecie. Być może rzeczywistość wygląda już inaczej, bo tak naprawdę, Masajowie nieco bardziej podążają za rozwojem świata niż chcieliby abyśmy myśleli. Bo kiedy odeszłyśmy od tego Masaja przy drodze do sierocińca dla słoni, wrócił za krzak, usiadł na podłodze i zapatrzył się w nowoczesną komórkę. Tak czy inaczej, z pewnością jest to interesująca grupa etniczna. A ten facet zdecydowanie imponował rozmiarem. Nie zrobiłam żadnych zdjęć, więc podrzucam coś z grafik googla. 
Tumblr media
A nie mówiłam, że wyglądają znajomo?
Zachęcone sierocińcem dla słoni wybrałyśmy się też do innego parku narodowego, w którym samodzielnie można karmić żyrafy. Ich apetyt bije wszelkie rekordy. Jedzą więcej niż ja w Bangkoku, co dosyć ciężko pobić. Kto mnie zna, wie ile mogę wchłonąć naraz. Żyrafy strasznie się ślinią przy jedzeniu, więc po chwili karmienia, cała dłoń spływa żyrafimi glutami. Jami! Było trochę śmiechu i radości, jednak to miejsce miało już zdecydowanie bardziej komercyjny charakter i nie cieszyło tak jak wizyta u małych słoników. Ale zdjęcia wyglądają całkiem nieźle, więc nimi też się podzielę. A co!
Tumblr media Tumblr media Tumblr media Tumblr media Tumblr media Tumblr media
0 notes