Tumgik
#rozdział dziewiętnasty
Text
Masterpost
Prolog — [link]
Rozdział pierwszy Część pierwsza + druga — [link]
Rozdział drugi Część trzecia + czwarta — [link]
Rozdział trzeci Część piąta — [link]
Rozdział czwarty Część szósta — [link]
Rozdział piąty Część siódma + ósma — [link]
Rozdział szósty Część dziewiąta + dziesiąta — [link]
Rozdział siódmy Część jedenasta + dwunasta — [link]
Rozdział ósmy Część trzynasta + czternasta — [link]
Rozdział dziewiąty Część piętnasta + szesnasta — [link]
Rozdział dziesiąty Część siedemnasta + osiemnasta — [link]
Rozdział jedenasty Część dziewiętnasta + dwudziesta — [link]
Rozdział dwunasty Część dwudziesta pierwsza + dwudziesta druga — [link]
Rozdział trzynasty Część dwudziesta trzecia + dwudziesta czwarta — [link]
Rozdział czternasty Część dwudziesta piąta + dwudziesta szósta — [link]
Rozdział piętnasty Część dwudziesta siódma — [link]
Rozdział szesnasty Część dwudziesta ósma + dwudziesta dziewiąta — [link]
Rozdział siedemnasty Część trzydziesta + trzydziesta pierwsza — [link]
Rozdział osiemnasty Część trzydziesta druga + trzydziesta trzecia — [link]
Rozdział dziewiętnasty Część trzydziesta czwarta + trzydziesta piąta — [link]
Rozdział dwudziesty Część trzydziesta szósta + trzydziesta siódma — [link]
Rozdział dwudziesty pierwszy Część trzydziesta ósma + trzydziesta dziewiąta — [link]
Rozdział dwudziesty drugi Część czterdziesta + czterdziesta pierwsza — [link]
0 notes
virginia92 · 5 years
Text
Things We Lost in The Fire II - rozdział dziewiętnasty
Tumblr media
Od Autorki: Przed wami ostatni rozdział tej historii :) Miłego czytania:) 
Tegoroczne lato zapowiadało się naprawdę pięknie, słońce świeciło i przyjemnie ogrzewało ziemię, a wszyscy spragnieni ciepła po naprawdę chłodnej i deszczowej wiośnie napawali się każdym promieniem. Ogród, w którym Harry zakochał się od pierwszego wejrzenia, gdy oglądał dom i zastanawiał się, czy to właśnie to miejsce, gdzie chce wychować dzieci, teraz zachwycał jeszcze bardziej, a wszystkie rośliny, o które dbał pieczołowicie, pomimo braku umiejętności, rosły i stawały się coraz piękniejsze z każdym dniem. Czasami Harry’emu wydawało się, że roślinność w tym miejscu, przypomina ich samych, budujących swoją relację powoli, chociaż można by stwierdzić, że gnają do przodu, nie rozglądając się na boki, pną się ku górze z każdym kolejnym dniem, obawiając się momentu, gdy przyjdzie się zatrzymać, stanąć w miejscu i powiedzieć stop. Takie nieprzyjemne myśli nawiedzały go coraz rzadziej i bardzo się z tego cieszył. Ostatnie na co miał teraz ochotę, to bycie ponurym i marudnym, zresztą nie miał powodu do bycia niezadowolonym. Całe jego życie powoli zaczynało przypominać ideał, bajkę lub sen, z którego nie chciał się obudzić już nigdy. Było zbyt pięknie, by to wszystko mogło okazać się prawdą, ale właśnie to było jego życie.
Uśmiechnął się z zadowoleniem stojąc na tarasie, dokładnie w tym miejscu, w którym wiele miesięcy temu stał, trzymając swoją dłoń na zaokrąglonym brzuchu, myśląc o tym, jak bardzo wszyscy go irytują i męczą swoją nadopiekuńczością. Teraz wpatrywał się w obrazek, który kochał i za który był wdzięczny każdego dnia. Widział wszystkich swoich bliskich zebranych w jednym miejscu, szczęśliwych, roześmianych, pełnych tej energii, którą uwielbiał. To spotkanie okazało się strzałem w dziesiątkę, pogoda im dopisywała, nastroje również, niczego więcej nie było im potrzeba. Zszedł po kamiennych schodach i idąc po soczyście zielonym trawniku, cały czas obserwował chłopców, którzy starali się pełzać po macie rozłożonej na trawie. Ten widok był komiczny i rozczulający jednocześnie. Harry nadal nie przyzwyczaił się do tego uczucia, gdy nagle jego serce nie potrafiło poradzić sobie z wszystkimi emocjami i miłością, którą odczuwał, widząc swoje dzieci, maleńkich synków, którzy z każdym dniem stawali się coraz więksi i nie przypominali już tych niemowlaków, od których uciekł i odgrodził się murem. Teraz miał przed sobą siedmiomiesięcznych chłopców, którzy rośli jak na drożdżach, a Lou już planował ich roczek.
Właśnie Lou, któż mógłby się spodziewać, że Tomlinson okaże się wzorowym ojcem. Był idealny i naprawdę Styles nie był zaślepiony miłością. Każdy kto widział szatyna z Tristanem i Kieranem, wiedział, że to prawda. Harry każdego dnia żałował tego, co wydarzyło się po narodzinach, ale dzięki temu Louisa i chłopców łączyło coś wyjątkowego, chociaż czasami odczuwał z tego powodu zazdrość, to wiedział, że to absurdalne. Kochał synów z całego serca, ale to coś co posiadał Lou i maluchy było nie do podrobienia. Miał tylko nadzieję, że gdy podrosną i będą nastolatkami, wtedy również szatyn będzie dla nich najważniejszą osobą i jakoś poradzą sobie z buntem i obędzie się bez trzaskania drzwiami i krzyków. Cóż czasami wybiegał myślami zbyt daleko, ale taka była jego natura, lubił planować ich wspólną przyszłość, to go uszczęśliwiało.
Usiadł obok siostry nie chcąc stać w miejscu i obserwować wszystkich jak strażnik. Mógł trochę odpuścić i się zrelaksować, wiedział, ze dzieciom nie stanie się nic złego, byli wśród ludzi, którzy ich kochali i zrobiliby dla ich wszystko. Był tego pewien bardziej, niż wszystkiego innego. Zerknął na Gemms, która przyglądała się czemuś w skupieniu lekko marszcząc brwi. Zauważył w jej dłoni kieliszek z winem, z którego chyba nie upiła nawet jednego łyczka. Spojrzał w to samo miejsce, w które wpatrywała się z takim skomplikowanym wyrazem twarzy i zamarł. Czuł, że usta otworzyły mu się mimowolnie, ale nie wydobyło się z nich ani jedno słowo. Cóż ten widok był niecodzienny, chociaż wcale nie aż tak zaskakujący. Ponownie zerknął na siostrę, która wyczuwając na sobie jego wzrok, przyłożyła kieliszek do ust, pijąc alkohol, który miał chyba zająć jej myśli, a może i serce, kto mógł to wiedzieć.
– Uważaj Gemms, Niall ma być twoim mężem, nie wiem, czy chcesz, żeby zachowywał się tak wobec waszych dzieci – stwierdził z odrobiną uszczypliwością, ale Horan pełzający obok maluchów był tak komicznym widokiem, że niemal wszyscy oderwali się od rozmów, by popatrzeć na mężczyznę z politowaniem i pobłażliwym uśmiechem.
– Odwal się ode mnie i zajmij swoim przyszłym mężem – prychnęła, przewracając oczami z irytacją. Uwielbiał dręczyć swoją starszą siostrę, ale wcześniej jakoś nie miał okazji, bo każdy jej chłopak był ułożony i sensowny, za to teraz cóż Niall Horan to mówiło samo za siebie.
– Może już jest moim mężem – zanucił, z zadowoleniem obserwując szok malujący się na twarzy siostry.
– Żartujesz sobie? – dziewczyna patrzyła na niego podejrzliwie, chcąc wyczytać cała prawdę z jego pogodnej twarzy. – Nie możesz być poważny.
– Niczego się ode mnie nie dowiesz, ale lepiej powiedz mi, jak tam Niall? – zmienił szybko temat, nie chcąc wypaplać za dużo. Pewne wiadomości powinny zostać w tajemnicy jeszcze przez jakiś czas.
– Nie wiem, o co pytasz – wzruszyła ramionami, starając się ukryć uśmiech, którego nie dało się powstrzymać, gdy Kieran zaczął płakać na widok Nialla, który najwyraźniej wziął na siebie zadanie nauki raczkowania. Szkoda tylko, że nie wiedział, że to zdecydowanie za szybko, jak na takie maluchy.
– O was, i nie musisz udawać, że nic was nie łączy. Louis wszystko mi powiedział jakieś cztery miesiące temu, więc jestem poinformowany – wyznał z zadowoleniem, był krok przed siostrą i najwidoczniej zaskoczył ją ta informacją.
– Nie miałam zamiaru udawać, ale sama nie wiem, co mam ci odpowiedzieć. Niall jest słodkim facetem, zawsze go lubiłam, ale wiesz, że najlepiej dogadywałam się z Louisem i raczej z resztą nie spędzałam wolnego czasu – wzruszyła ramionami, starając się jak najsensowniej przekazać swoje myśli bratu, który słuchał jej uważnie i zmarszczył czoło na wspomnienie szatyna. – Spokojnie wariacie, nie mam zamiaru odbić ci męża, czy też przyszłego męża – zironizowała, śmiejąc się cicho z bruneta. – Louis jest dla mnie jak brat, jak ty naprawdę, masz moje słowo – uścisnęła jego dłoń i splotła ich palce razem. – Niall jest …
– Słodki – wszedł jej w słowo.
– Tak, słodki i naprawdę zabawny. Lubię spędzać z nim czas, rozmawiać, opiekować się waszymi dziećmi. Podoba mi się ta jego troskliwa strona, to mnie w nim chyba ujęło.
– Czyli ujął cię czymś – zauważył z nadzieją w głosie. Wiedział, co czuje Horan i naprawdę liczył na jakieś wyznanie ze strony siostry, to dużo by ułatwiło.
– Tak – roześmiała się szczerze, nie wiedząc dokąd zmierza ta rozmowa. – Przeprowadzasz jakiś wywiad?
– Nie, po prostu chcę wiedzieć i tyle. Jestem ciekawy, zresztą znasz mnie – zerknął na dzieci i widział, jak Irlandczyk rozłożył się na trawie, a Tristan leżał na jego piersi i najprawdopodobniej drzemał, otulony ramieniem wujka.
– Myślę, że chciałabym spróbować czegoś z Niallem, czegoś więcej niż randkowanie i niańczenie waszych maluchów, ale chyba wiesz, że on pracuje nad płytą prawda? A płyta to trasa i ostatnie czego chcę, to zabrać mu wolność, kiedy będzie jej tak potrzebował. Dlatego nie spieszymy się i zobaczymy, co z tego wyjdzie. Taka odpowiedź wystarczy? – dopiła wino i odłożyła pusty kieliszek na stolik.
– Wiesz, że on jest w tobie zakochany prawda? – zasłonił szybko usta, wiedząc, że teraz nie cofnie już słów i wyznania, które nie należało do niego. Był beznadziejną paplą, Louis miał rację.
– Słucham? Chyba trochę przesadzasz – wstała, wyplątując swoją dłoń z jego uścisku.
– Słuchałem kilku piosenek, które napisał i wiem, że nie przesadzam siostrzyczko. Zresztą jeśli mi nie wierzysz, porozmawiaj z Louisem. Widziałem zauroczonego Nialla i uwierz mi, to co czuje do ciebie to nie zauroczenie i jeżeli chodzi o trasę to … nie każdy potrzebuje wolności, wiesz? Niektórzy potrzebują osoby, do której będą mogli wracać miedzy koncertami na trasie. Niall to dość rodzinny typ, tak tylko mówię – posłał jej znaczący uśmiech, a gdy nie ruszyła się z miejsca, machnął na nią dłonią, jak na natrętną muchę, którą chciał odgonić.
– Jesteś okropną swatką, mówił ci to ktoś? – pokręciła głową, śmiejąc się cicho, gdy obróciła się na pięcie i pomaszerowała w stronę odpoczywającego Horana.
– Jestem świetną swatką, najlepszą na świecie – przecież nikt nie musiał wiedzieć, że nie słuchał żadnej piosenki Nialla, a to Lou powiedział mu, że ich przyjaciel tworzy romantyczny album, który określaja jedno, a raczej dwa słowa jestem zakochany. Nagiął trochę prawdę, ale wszystko w dobrym celu. Gemma i Niall byli dla siebie stworzeni, tak przynajmniej sądził. Spojrzał na siostrę, która siedziała na trawie i śmiała się z czegoś, co mówił mężczyzna. Tak, był świetną swatką. Jak ktoś mógłby w to wątpić?
***
Louis siedział na ławce nieopodal maluchów bawiących się z Niallem, chciał już do nich podejść i interweniować, gdy Kieran zaczął marudzić i uderzać swoją rączką Horana, ale powstrzymał się, gdy Gemma podeszła do tej szalejącej gromady. Dawno nie spotykali się w tak licznym gronie, to było przyjemne, chociaż nieobecność Zayna była czymś, co na początku zepsuło im humory. Lou nie był zaskoczony tym, że Malik się nie pojawił, niczego innego nie oczekiwał, ich kontakt urwał się nagle, gdy każdy z ich piątki zajął się swoimi sprawami zawodowymi i prywatnymi. Zresztą dużo wcześniej brunet odsunął się od nich i powoli z każdym dniem stawał się coraz bardziej obcy. To było w porządku, jeżeli czuł się z tym dobrze i nie działo się u niego nic złego, aczkolwiek Lou tęsknił za swoim najlepszym kumplem.  Przez jakiś czas rozmawiał z Lottie, która przyjechała do nich na kilka dni, a teraz siedziała obok niego i razem przyglądali się psocącym dzieciom.
– Naprawdę nie rozumiem, dlaczego mama nie chciała przyjechać – dziewczyna była zirytowana i wydawało się, jakby z trudem powstrzymywała krzyk.
– Lotts chciałbym żeby mama tu była, ale ona musi najpierw zrozumieć, że nie wrócę do Eleanor. Teraz jestem ojcem dwójki małych dzieci i mam Harry’ego, którego kocham jak nikogo innego wcześniej – wyznał szczerze, nie wstydząc się swoich uczuć przed młodszą siostrą z którą w ostatnim czasie miał bardzo dobry kontakt. – Tęsknię za nią, ale nie pozwolę, by przyjechała tu, obrażała Harry’ego i wygadywała jakieś bzdury, które mogą zniszczyć wszystko, na co pracowałem przez ostatni rok.
– Nie mogę znieść tego milczenia, które jest między wami. Ona też za tobą tęskni i chciałaby cię zobaczyć, ale nie potrafi się przemóc i przeprosić jako pierwsza. Jesteście okropnie uparci, dobrze o tym wiesz.
– Kocham mamę i was, ale teraz mam osoby, o które muszę troszczyć się przede wszystkim i nie pozwolę, by ktokolwiek ich skrzywdził. Mama w końcu zrozumie i możesz jej przekazać, że ten dom zawsze będzie dla niej otwarty. Nawet nie wiesz, jak często Harry każe mi do niej zadzwonić, albo pojechać was odwiedzić. Wydaje mi się, że on chciałby tego bardziej niż ja.  Świruje trochę, że Tristan i Kieran nie poznają babci – zaśmiał się i spojrzał na bruneta, który właśnie ukrywał ziewnięcie za swoją dłonią i wyglądał na naprawdę zmęczonego. Obok niego siedział Liam, piszący coś na swoim telefonie.
– Jest kochany i proszę cię Lou pogódź się z mamą, oświadcz się Harry’emu i wszyscy bawmy się na waszym weselu – zażądała blondynka, uśmiechając się do nie znacząco.
– Cóż może coś z tego już miało miejsce – poruszył brwiami, irytując dziewczynę, która uderzyła go pięścią w ramię. – Ćwiczysz boks czy co? Masz mocny cios siostrzyczko.
– Przestań sobie żartować idioto, wcale nie jesteś zabawny. Mówię poważnie, to już czas na pogodzenie się z mamą Lou, niech nasza rodzina w końcu wróci do tego, co było wcześniej.
– Zobaczę, co da się zrobić – objął ją ramieniem, uśmiechając się na myśl o kolejnej rodzinnej imprezie, na której może byłyby wszystkie jego siostrzyczki, brat i oczywiście mama. To był miły obrazek.
– Czy Gemma i Niall są parą? – zapytała nagle dziewczyna, więc spojrzał w kierunku, który wskazywała i roześmiał się głośno.
– Cóż któż to wie – wzruszył ramionami, obserwując całującą się parę, najwyraźniej Harry naprawdę dobrze radził sobie ze swataniem. – Chcesz może znaleźć sobie chłopaka? Myślę, że Harry kogoś by dla ciebie znalazł – zażartował, z zadowoleniem obserwując rumieńce na policzkach Lottie.
– Jesteś idiotą, idę do swojego chrześniaka, on jest inteligentniejszy od ciebie.
Patrzył na oddalającą się siostrę, ale po chwili skupił się na Harrym, który śmiał się z czegoś, co opowiadał Liam. Czuł spokój i radość, to było przyjemne uczucie, świadomość, że wszyscy są szczęśliwi, nikomu nie dzieje się krzywda, nie muszą nigdzie pędzić i się spieszyć, są tu i teraz, dla siebie. Nareszcie wszystko układało się idealnie i nie pamiętał, by kiedyś był szczęśliwszym człowiekiem. Rozsiadł się wygodniej i odetchnął głośno, przymykając powieki. Jeżeli jego życie miałoby tak wyglądać już zawsze, nie miałby nic przeciwko. Może poprosiłby o odrobinę więcej snu, ale to był drobiazg w porównaniu do ilości szczęścia, które posiadał teraz w swoim życiu.
***
Anne nie pomyślałaby, że to będzie tak wyglądać, gdy jakiś czas temu pocieszała szlochającego syna, którego serce zostało doszczętnie złamane przez Louisa Tomlinsona. Nigdy w życiu nie sądziła, że tak to się potoczy. Teraz, gdy patrzyła na Harry’ego, który promieniał, uśmiechał się tak szczerze i radośnie, wiedziała, że wszystko będzie dobrze. Kiedy tylko zaczynała w to wątpić, spoglądała na Louisa i wszystkie wątpliwości ulatniały się w jednej chwili. Jeżeli twarz jej syna była szczęściem, to twarz Louisa opisywało jedynie słowo miłość. Przez te lata działo się naprawdę dużo, ale zrozumiała, że każdy mógł popełniać błędy, najważniejsze było, by później je naprawiać i zrozumieć swoją winę. Louis prawdziwie i szczerze kochał Harry’ego, była tego pewna i od jakiegoś czasu nie wątpiła w to ani razu. Patrzenie na ich dwoje było przyjemnością, a gdy dołączali do nich Tristan i Kieran, cóż mogła nie być obiektywna, ale nie było słodszego obrazka. Jej wnuczkowie rośli jak na drożdżach i czasami żałowała, że nie mieszka bliżej Londynu, by móc odwiedzać ich częściej, może każdego dnia. Cieszyła się, że relacja Louisa i Harry’ego rozwijała się powoli, chociaż wszystko zaczęło się od niewłaściwej  kolejności. Liczyła, że nic już nie zepsują i obędzie się bez dramatów.
Była spokojna o syna, ale miała jeszcze córkę i o ile wcześniej nie musiała się o nią martwić, to teraz sama nie wiedziała, co myśleć o obecnej sytuacji. Spojrzała na Gemmę i mimo niepokoju nie potrafiła powstrzymać uśmiechu. Nie wiedziała, czy odpowiada jej to, że córka będzie umawiać się z kimś sławnym. Widziała zbyt wiele razy, jak sława raniła Harry’ego, nie chciała, by to samo spotkało Gemmę, ale chyba było już za późno na interwencję, zresztą uwielbiała Nialla i nie miała serca, by wtrącać się w ich prywatne sprawy. Już i tak Jay postanowiła zachowywać się absurdalnie, jedna wtrącająca się matka była wystarczająca. Musiała pozwolić młodym decydować o swoim życiu samodzielnie. Obserwowała, jak para karmi Tristana, który spokojnie jadł i był przeciwieństwem swojego brata, który zdążył pobrudzić jedzeniem siebie, Lottie i Liama. Jeśli miała być zupełnie szczera, nie miałaby nic przeciwko, gdyby Niall stał się członkiem ich rodziny, ale wiedziała, że do tego jeszcze długa i trudna droga. Jej córka nie zakochiwała się tak szybko jak Harry, więc Niall będzie musiał się postarać. Cieszyła się, że nareszcie wszystko zmierzało w dobrą stronę, a z jej ramion został zdjęty ciężar, który musiała dźwigać w ciągu ostatnich miesięcy. To był czas odpoczynku i spokoju, na który wszyscy zasłużyli.
***
Zbliżało się późne popołudnie, gdy wszyscy nagle zaczęli wstawać ze swoich miejsc i zapanowało ogólne zamieszanie. Harry popatrzył zmieszany na Louisa, który wzruszył tylko ramionami, ponieważ nie miał pojęcia, o co może chodzić ich pokręconej rodzince. Nie przejmował się ich dziwnym zachowaniem do momentu, gdy Gemma nie chwyciła Tristana, a Liam miał już w swoich ramionach Kierana i najwyraźniej gdzieś się wybierali. Podniósł się z koca, na którym leżał od jakiegoś czasu, leniąc się razem z Harrym.
– Mogę wiedzieć, co robicie z moimi dziećmi i gdzie wychodzicie? – wcale nie chciał zabrzmieć tak groźnie, ale najwyraźniej jego instynkt ojcowski był silniejszy.
– Spokojnie mamusiu i tatusiu – Horan jak zwykle powiedział swój ulubiony żart, od jakiegoś czasu nazywając ich w ten sposób. Powiedzieć, że Harry’ego to irytowało, to jak nie powiedzieć zupełnie nic.
– Niall po raz ostatni mówię, że nie jestem … – zaczął loczek, ale oczywiście, jak zwykle ktoś wciął mu się w zdanie, a tym kimś był Irlandczyk. To zaczynało już brzmieć, jak anegdota.
– Mamusią, tak wszyscy to już słyszeliśmy – Niall machnął na niego dłonią. – Posłuchajcie, wszyscy razem zadecydowaliśmy, że zasłużyliście sobie na chwilę odpoczynku sam na sam, więc my, jako najlepsi chrzestni w całym wszechświecie, zabieramy tych o to kawalerów, a wy ogarnijcie się i idźcie na jakąś randkę czy coś.
– Co? – Harry podszedł do ich grupki i zaparzył się w szczerzącego się od ucha do ucha Horana. – Co wyście znowu wymyślili?
– Nic takiego Hazz – teraz głos zabrała Gemma. – Po prostu spędźcie jakoś miło czas i odpocznijcie dobrze? My zajmiemy się chłopcami, niczym się nie martwcie.
– Nie musicie tego robić – brunet już sięgał po Tristana, ale Niall odsunął się zwinnie.
– Kochanie, przyjmij pomoc i podziękuj – Anne objęła syna, który z nachmurzoną miną mruknął coś pod nosem, patrząc spod zmrużonych powiek na swoją siostrę i przyjaciela. – Oni nie mają zamiaru ukraść wam dzieci – zażartowała, ale najwyraźniej to nie rozbawiło jej syna.
– Pewnie Hazz, najwyżej zrobią sobie swoje własne – stwierdził złośliwie Louis, uśmiechając się z samozadowoleniem i dumą. I to już zdecydowanie rozśmieszyło młodszego, który parsknął głośno, nawet nie powstrzymując swojego śmiechu. – Myślę, że możemy się na to zgodzić, to znaczy nie na wasze dzieci, chociaż w tym względzie nie mamy nic do powiedzenia, chodzi mi o to, że łaskawie możemy wam pożyczyć naszych synów, ale nie próbujcie na nich żadnych dziwacznych metod wychowawczych jasne?
– Nie dramatyzuj – w końcu głos zabrał dość cichy tego dnia Liam. – To my idziemy, a wy bawcie się dobrze.
– Ale nie za dobrze, jeśli wiecie, co mam na myśli – zażartował nazbyt dowcipny Niall, ale uspokoił się, gdy Gemma przewróciła na niego oczami i weszła do domu, nie zwracając na niego uwagi.
– Jak piesek na smyczy – wyszeptał Louis, tak by tylko Harry go usłyszał. Obserwowali wychodzącą rodzinę, żegnając się z wszystkimi ze zmęczonymi uśmiechami na twarzy. Nie chcieli przyznać racji najbliższym, ale byli naprawdę wykończeni. Opieka nad bliźniakami nie była tak łatwa, jak pokazywali czasami na filmach, albo podczas tych uroczych sesji zdjęciowych z maluszkami. Życie to nie był film.
***
To miała być randka, ale byli wykończeni i gdy tylko zaproponował, by wyszli na miasto coś zjeść, od razu pożałował tych słów. Nie pamiętał już, kiedy mieli czas na coś więcej, niż szybki prysznic przed snem i kolacja zjedzona w pośpiechu pomiędzy jednym, a drugim płaczem maluchów. Ostatnie na co mieli ochotę, to strojenie się i wyjście między ludzi. Zerknął na Harry’ego, który był chyba zagubiony i nie wiedział, co zrobić, ponieważ stał na środku ich pustego i cichego salonu, rozglądając się dookoła z dezorientacją. Musiał coś zrobić, dostali od losu jeden wolny wieczór, nie mogli po prostu zacząć sprzątać po gościach, którzy ulotnili się kilka minut temu.
– Co powiesz na to, że ja odgrzeję nam coś do zjedzenia, a ty weźmiesz relaksującą kąpiel i odpoczniesz? – zaproponował z uśmiechem, chcąc, by Harry miał chwilę dla siebie, wiedział, że chłopak tego potrzebuje.
– Nie wiem, czy mam siłę na wannę – stwierdził szczerze loczek, uśmiechając się sennie w jego stronę.
– Hazz ty uwielbiasz spokojne kąpiele w wannie, więc uwierz mi, że będziesz szczęśliwy. Ja trochę tutaj ogarnę, przygotuję nam jedzenie i może wino, a później posiedzimy w salonie, zjemy coś i pójdziemy spać?
– To brzmi naprawdę dobrze, ale ty też powinieneś odpocząć. Wiesz o tym? – brunet podszedł do niego i wtulił się ufnie w jego ciało, obejmując go ramionami z cichym westchnieniem.
– Wiem, wiem, wskoczę pod prysznic, gdy jedzenie będzie się grzało. Obiecuję, że zobaczysz mnie, gdy będę maszerował obok ciebie, odziany tylko w ręcznik – zażartował, chcąc w końcu zobaczyć uśmiech Harry’ego i udało mu się, ponieważ chłopak przewrócił oczami i uśmiechnął się radośnie.
– Głupek – stwierdził krótko i obrócił się na pięcie, maszerując w stronę schodów prowadzących na piętro. – Będę cię wypatrywał z niecierpliwością, może nawet zrobię dla ciebie trochę miejsca w wannie, gdybyś zmienił zdanie.
– Kusisz – zawołał za nim, kręcąc głową z uśmiechem. Klasnął w dłonie i zaczął przygotowywać dla nich kolację, chcąc jak najszybciej odpocząć i wykorzystać kilka godzin spokoju. Nie wiedział, jak wszystkim udało się zaplanować ten wieczór, spakować chłopców tak, że niczego nie zauważyli, ale był im wdzięczny, potrzebowali chwili odsapnięcia, momentu tylko dla siebie.
***
Mogli się spodziewać, że skończą w ten sposób, w łóżku, skuleni pod kołdrą, z jedzeniem na kolanach. Może nie było to zbyt eleganckie i oryginalne, ale nie mieli siły i ochoty na coś bardziej wykwintnego.
– Chyba nie to mieli na myśli, mówiąc, że mamy iść na randkę – powiedział Harry, kończąc jedzenie i odkładając talerz na szafkę. Obrócił się w stronę Louisa i wtulił w jego ramię, przymykając powieki.
– Zaraz możemy gdzieś wyjść, wskoczysz w swoje wyjściowe portki i pójdziemy podbijać miasto – zażartował szatyn i uśmiechnął się lekko, słysząc chichot młodszego. – To jak? Idziemy?
– Oszalałeś? Nie mam nawet siły na ciebie patrzeć, a to prawie moje ulubione zajęcie, więc nawet siłą nie wyciągnąłbyś mnie z tego łóżka – stwierdził brunet i westchnął z przyjemności, gdy szatyn objął go ramieniem i powoli zaczął przeczesywać jego włosy, odsuwając je z czoła.
– Uwierz mi, nie miałbym siły, żeby wyciągnąć cię z łóżka, jestem na to zbyt leniwy i śpiący – Louis pocałował go krótko i sam zamknął oczy. Czuł, jakby zaraz miał zasnąć i zmarnować cały ich wolny czas.
– Jesteśmy takimi starymi prykami Lou – wymruczał Styles, wtulając twarz w szyję mężczyzny, przytulając się do niego mocniej. – Powinniśmy właśnie całować się, obściskiwać, korzystać z życia.
– Wiesz, nie będę narzekał, jeżeli tak będzie wyglądała reszta mojego życia – wyszeptał szatyn, otulając ich mocniej kołdrą. – Ty i ja, spokój, cisza, brakuje mi tylko naszych chłopców.
– Nigdy w życiu nie myślałem, że moje życie będzie tak wyglądało, że będę miał kogoś, kto mnie pokocha, że to będziesz ty – powiedział loczek, z trudem tłumiąc emocje. – Boże, że to będziesz ty – powtórzył i otarł wolną dłonią, załzawione oczy. – Mazgaję się, przepraszam.
– Nie przepraszaj – powiedział szybko Louis, chwytając jego dłoń, składając na niej czuły pocałunek. – Do końca mojego życia będę wdzięczny za ciebie, twoją miłość, nasze dzieci. Nie zasługuję na to, ale będę się starał każdego dnia, by was uszczęśliwić i sprawić, byście czuli się przeze mnie kochani.
– Czujemy się kochani, jesteś najlepszym ojcem, jakiego mogli mieć chłopcy. Wiesz o tym prawda? A ja jestem teraz najszczęśliwszy na świecie i to nie tak, że byłem idealny i wszystko jest twoją winą. Mogłem być z tobą szczery, mogłem porozmawiać i wyznać, co czuję, a nie pójść z tobą do łóżka i wierzyć, że wszystko nagle stanie się jasne i klarowne. Teraz już rozumiem, że jeżeli kogoś kocham, musze mu to powiedzieć, a nie oczekiwać, że magicznie będzie o tym wiedział.
– Ustaliliśmy już, że musimy być ze sobą szczerzy i zawsze najważniejsza będzie dla nas rozmowa. Już nigdy nie chcę czuć, że odsuwasz się ode mnie tylko po to, by ochronić swoje serce.
– A ja nie chcę, żebyś czuł się odepchnięty i niekochany, ponieważ tak nie jest. Myślę, że zawsze cię kochałem Lou, moim dziecinnym, szesnastoletnim sercem, które jeszcze nie miało pojęcia, czym jest miłość.  
– Jestem szczęściarzem – objął dłonią policzek Harry’ego, głaszcząc go czule kciukiem. – Myślę, że nam się uda Hazz, myślę, że będziemy szczęśliwi i zakochani, nie idealni i bez problemów, ale naprawdę szczęśliwi razem.
– Niczego bardziej nie pragnę, może poza ślubem na plaży – zażartował, unosząc się odrobinę, skradając słodkiego buziaka Louisowi.
– Da się zrobić skarbie.
– Czy możemy pójść teraz spać? Nie wiem, czy wiesz, ale jeżeli położymy się teraz, to do rana prześpimy ponad dziesięć godzin. Czy to nie brzmi jak bajka? – szczęśliwy brunet objął ramieniem szatyna i ułożył się wygodniej, przymykając po raz kolejny powieki.
– Jasne Hazz, czas na sen – szatyn zamilkł, ale nagle uzmysłowił sobie, że chcę zapytać o coś jeszcze. – Ostatnie pytanie, dlaczego ślub na plaży?
– To proste Lou – wymamrotał sennie chłopak. – Jesteśmy jak fale na tym samym morzu.
***
Niall kołysał zasypiającego Tristana, nucąc cichutko jakąś melodię, która ostatnio nie chciała wyjść mu z głowy. Zastanawiał się, czy to czasem nie kolejna piosenka, którą niedługo nagra. – Więc jeśli wiedzieliśmy od początku. Dlaczego to trwało tak długo? – Obserwował, jak oczy chłopca zamykają się, a ten zapada w spokojny sen. Poczuł ramiona oplatające go od tyłu i nie potrafił powstrzymać uśmiechu, który automatycznie pojawił się na jego twarzy. Dawno nie czuł się tak spokojny i szczęśliwy, jakby nareszcie wszystkie elementy układanki wskoczyły na swoje miejsce. Wiedział, że przed nim jeszcze wiele decyzji do podjęcia i wyborów do dokonania, nie wszystkie będą łatwe i przyjemne, ale miał nadzieję, że sprosta wszystkim oczekiwaniom i po drodze nikogo nie unieszczęśliwi. Zastanawiał się, dlaczego był tak ślepy i nie zauważył wcześniej tego, co miał pod nosem, dlaczego wcześniej nie poczuł tego co teraz. Przecież właśnie w tym momencie miał wrażenie, że unosi się ponad ziemią, dotyka gwiazd, a przecież nigdy nie stał mocniej na ziemi, niż w tej chwili. Najwyraźniej wszyscy nagle zrozumieli, czym jest prawdziwe szczęście i poczucie spełnienia.
Dawno nie czuł się tak rodzinnie i domowo. Był już późny wieczór, byli w mieszkaniu Gemmy, a Tristan zasnął dość szybko wykończony zabawą z rodzicami chrzestnymi. Nie chciał stąd wychodzić, ale nie wiedział, czy może zostać. W zasadzie nie wiedział, na czym stali, ale tego dnia Gemma dawała mu dość konkretne i jasne sygnały, że nie łączy ich tylko przyjaźń, a on nie szukał przelotnego romansu, więc może właśnie zaczynali coś poważnego, co przetrwa lata. Bardzo by tego sobie życzył, jeżeli oczywiście to ich uszczęśliwi.
– O czym tak myślisz? – głos Gemmy rozbrzmiał w jego uchu, gdy dziewczyna oparła swoją brodę na jego ramieniu, przytulając się do niego mocniej.
– O wszystkim. Zastanawiam się, jak to mogło się tak dziwnie potoczyć.
– Dziwnie?
–Wiesz, jakiś czas temu nigdy w życiu nie powiedziałbym, że Harry i Louis jakoś się dogadają, nie wspominając już o byciu razem. Zresztą sama wiesz, jaki miałem stosunek do Lou. A teraz mam wrażenie, że są o krok od ślubu, a chłopcy rosną jak szaleni i niedługo będą biegać wokół nas z krzykiem.
– Jesteś taki sentymentalny Niall – dziewczyna roześmiała, ale zaraz zamilkła, nie chcąc obudzić drzemiącego Tristana. – To kochane – pocałowała go w policzek.
– Nie mów, że nie jesteś zaskoczona – wytknął jej z uśmiechem na ustach.
– Wcale, znam swojego brata, on kochał Louisa od samego początku. Nie masz pojęcia, jak wiele smutnych rozmów musieliśmy przeprowadzić przez te lata, cieszę się, że ich historia ma taki finał.
– A Harry nigdy nie musiał słuchać marudzenia swojej siostry? O jej wielkich miłościach i złamanym sercu? – zapytał zaczepnie, chcąc dowiedzieć się czegoś więcej na jej temat.
– Nie i mam nadzieję, że w przyszłości również nie będzie musiał, słuchać o złamanym sercu, o wielkiej miłości może – stwierdziła, uśmiechając się do niego znacząco. Nie musiała dodawać nic więcej, wiedział, co właśnie zasugerowała. Przekaz był nazbyt jasny.
– Żadnego złamanego serca, jeżeli tylko masz zamiar powierzyć je mi – zapewnił, idąc w stronę łóżka, chcąc odłożyć śpiącego chłopca.
– Dobrze, że wszystko jest jasne. To co białe czy czerwone? – popatrzył na nią zdezorientowany, nie wiedząc o co pyta. – Wino?
– Och wolałbym piwo, ale jeśli mam wybrać to …
– Dzięki Bogu – roześmiała się głośno, zasłaniając szybko swoje usta, gdy Tris skrzywił się na jej mocny głos. – Już się bałam, że zaczniesz przy mnie udawać, ale jeżeli mówisz piwo, to proszę bardzo.
– Rozumiem, że nie wracam do siebie na noc? – wolał się upewnić, Gemma zaskakiwała go każdego dnia, najwyraźniej on i Louis przepadli dla szalonych Stylesów.
–W życiu, nie zostawisz mnie samej z Tristanem, jesteś ojcem chrzestnym, będziesz wstawał do niego w nocy – stwierdziła, rozkładając na stole piwo dla Nialla, wino dla siebie i jedzenie, które przygotowała, gdy mężczyzna usypiał chłopca.
– Idealnie – wyszeptał, pochylając się nad Tristanem, poprawiając kocyk, którym był przykryty. – Nawet nie wiesz, jak wiele ci zawdzięczam kolego. Kiedyś się odwdzięczę – usłyszał wołanie Gemmy, więc spojrzał po raz ostatni na chłopca, upewniając się, że wszystko z nim dobrze i ruszył w stronę salonu. Zatrzymał się jeszcze w progu i rzucił okiem na śpiącego Tristana, myśląc, jak wiele tych dwóch maleńkich chłopców zmieniło w życiu ich wszystkich. – Twoi tatusiowie zasługują w końcu na szczęśliwe zakończenie.
Wyszedł z pokoju i usiadł na sofie obok Gemmy, która rozleniwiona leżała, opierając się o poduszki.
– Wszyscy na nie zasługujemy – powiedziała nagle brunetka, spoglądając na niego z czułością w oczach.
– Na co?
– Na szczęśliwe zakończenie. Czasami nie zdajemy sobie z tego sprawy, ale tak jest – wyciągnęła w jego stronę dłoń, którą chwycił ufnie z małym uśmiechem na ustach.
– Pewnie masz rację, najważniejsze, by sobie to uświadomić, że każdy z nas ma prawo do szczęścia, spokoju i miłości, jeżeli to jest to, czego pragnie.
Siedzieli w ciszy, uśmiechając się, napawając ciszą i uczuciem splecionych dłoni, które były dopiero początkiem nowej historii.
13 notes · View notes
chojraczek · 7 years
Text
Your Guardian Angel - Rozdział Dziewiętnasty
Czuł się, jakby latał, choć nigdy wcześniej nie latał. Nie umiał latać, ale jego stopy odbiły się od ziemi i wzbijały go ponad chmury, wyżej niż sklepienie nieba, przenosząc go do zupełnie innego świata. Nie potrafił tego wytłumaczyć, ale tak właśnie było. Do jego nosa docierał zapach świeżego powietrza i morskiej bryzy, a jego włosy targał wiatr. Natomiast usta sponiewierała niebywała miękkość i delikatność, jakby muskały je płatki róży, ale smakowały jak rumianek, a pachniały jak lawenda. Były wszystkim w jednym, ucieleśnieniem piękna i bałaganu, słodyczy i goryczy.
Zacisnął mocniej swoje powieki, gdy sen zaczął ustępować rzeczywistości. Początkowo miał wrażenie, że wszystko, co wydarzyło się tej nocy, to kolejny, nie mający swojego miejsca w świecie sen, jednakże bardzo realistyczny. Był bowiem pewien, że pod palcami czuł dotyk gładkiej, aksamitnej skóry, więc wielce przekonany, że była to kołdra, przesunął po niej jak po kartce papieru. Ze zdziwieniem jednak odkrył, że po drodze napotkał kilka wyżłobień i długą przepaść. Zatrzymał swoją dłoń na twardej górce i w końcu odważył się otworzyć oczy, ale to, co ujrzał, było niczym sen, z którego dopiero co się wybudził.
Jego serce zaczęło bić szybciej wbrew jego woli i z każdą, mijaną sekundą, podczas której wpatrywał się w anioła, spoczywającego u jego boku, przyspieszało. Upajał się widokiem jego lekko rozchylonych ust, rumianych policzków i włosów, rozsypanych na poduszce. Leżał na boku, przodem do Harry'ego, a kołdra zsunęła się do linii jego bioder, dzięki czemu miał dokładny wgląd na jego nagie ciało w świetle dnia.
Wydawało się być jeszcze bardziej kruche i blade, niż było. Lecz tym, co przykuło jego uwagę najbardziej, były opuchlizny na ramionach, nad obojczykami i na szyi. Były zdecydowanie większe, niż gdy zobaczył je po raz pierwszy, a na samo wspomnienie jego gardło boleśnie się zacisnęło. Nasunął pierzynę wyżej i pochylił się nad nim, przyciskając usta do jego czoła. Ku jego uldze, nie miał wysokiej temperatury, więc w czystym sumieniem mógł wstać i wyjść.
Poruszał się najciszej, jak potrafił, leniwie wciskając na nogi jedynie luźne dresy. Ubrał pierwszą koszulkę, jaka wpadła mu w dłonie i opuścił mieszkanie przed siódmą, nie wierząc, że właśnie to robił. Kroczył chodnikiem jak świeżo narodzony, posyłając uśmiech każdej, mijanej po drodze osobie. I choć niektórzy mogliby pomyśleć, że właśnie wygrał milion na loterii albo zaliczył jakiś ważny dla niego egzamin, nikt by nie przypuszczał, że był po prostu zakochany.
Najbliższa piekarnia była zaledwie dziesięć minut drogi od jego mieszkania, więc równie szybko wrócił, zanim Louis jeszcze się obudził. Pogrążał się we śnie nawet o ósmej, gdy Harry przekraczał próg sypialni, z pełnym skupienia wyrazem twarzy i tacą w dłoniach, zapełnioną rogalikami, posmarowanymi dżemem, półmiskiem malin i jagód, czekoladą i kubkiem świeżo parzonej kawy. Obok spoczywał kwiat róży, której płatki były jeszcze zamknięte.
Postawił to wszystko na stoliku obok, o mało nie strącając lampki i ponownie położył się obok Louisa, przyglądając mu się jeszcze kilka minut. Podziwiał jego delikatną urodę i każdy, najdrobniejszy szczegół. Każdy, najmniejszy pieprzyk, każdą wypukłość, każde przebarwienie i każdą doskonałą niedoskonałość. Ale bezlitośnie kuszony słodkimi, rubinowymi ustami nie umiał wytrzymać długo - bez wahania pochylił się i złożył na nich pocałunek ponownie, a później ucałował trzy pieprzyki na jego policzku. To właśnie wtedy Louis zaczął się przebudzać.
- Louis? Co robisz w moim łóżku? - udał zaskoczenie, odsuwając się na odległość kilku centymetrów od jego twarzy.
Mężczyzna zamrugał szybko oczami i uniósł się na łokciach, rozglądając się po sypialni Harry'ego ze zmarszczonymi brwiami. Po chwili jednak zdał sobie chyba sprawę z zaistniałej sytuacji i słów Harry'ego, więc uśmiechnął się leniwie i z powrotem opadł na materac.
- Nie wierzę, że mi to robisz - wymamrotał sennie i naciągnął kołdrę aż po czubek głowy. - Idę dalej spać.
- Ale Louis - Harry przysunął się bliżej niego i oparł podbródek o jego ramię. - Spełniłem jedno z twoich największych marzeń.
Dopiero po kilku sekundach spod kołdry wyłoniła się para błękitnych oczu, spoglądających na niego ciekawie i otoczonych wachlarzem długich i gęstych rzęs.
- Kupiłeś mi rakietę, którą mógłbym polecieć na Arktykę i zamieszkać wśród moich braci, pingwinów?
- Co? Nie. - pokręcił swoją głową rozbawiony. - To było twoje marzenie? Nie wiedziałem.
- Właściwie to nie. Wymyśliłem to właśnie w tym momencie.
- Szkoda. Mógłbym to dla ciebie zrobić. - odparł szczerze i usiadł prosto, sięgając po tacę ze śniadaniem.
Na ten widok Louis przetarł swoje powieki i również się podniósł, gryząc swoją dolną wargę. Jego wzrok był niedowierzający, jakby nie mógł uwierzyć w to, że Harry naprawdę to dla niego zrobił. Że zapamiętał z pozoru tak mało istotną rzecz, że pamiętał każde jego słowo. Być może nie wiedział, że każde jego słowo Harry chłonął jak gąbka i utrwalał sobie w głowie każdej chwili swojego życia.
- Jak się czujesz po wczoraj? - zapytał, układając ostrożnie tacę na jego udach. Louis chwycił ją w swoje dłonie, wciąż nie mogąc wyjść ze zdumienia.
- Czuję się naprawdę świetnie - znów uśmiechnął się, ale tym razem nieśmiało. - Nie musiałeś.
- Daj spokój. Mam nadzieję, że nie masz uczulenia na maliny. - z tym sięgnął po jedną, zamoczył w czekoladzie i przyłożył Louisowi do ust. Obserwował z dumą, jak Louis śmieje się cicho i bez namysłu ją zjada.
- Nie, nie mam. Twoje usta są koloru malin. - wyznał, biorąc kubek z kawą w swoje dłonie. Zanim jej skosztował, zaczął oglądać kubek ze wszystkich stron. Był żółty i ozdobiony bladoróżowymi kwiatkami, ale najwidoczniej to mu się spodobało. - Czy ten kubek może być mój?
- Oczywiście - Harry odparł bez jakiegokolwiek zawahania. Jego serce zabiło szybciej na samą myśl, że Louis chciał posiadać swój kubek w jego mieszkaniu.
Natomiast jego usta były koloru rubinów, ale nie miał odwagi powiedzieć tego na głos. Zamiast tego palcami dotknął swojej dolnej wargi i zaczął pocierać ją, gdy po tak krótkim upływie czasu już zdążyło zabraknąć mu ust Louisa. Nie chciał maltretować go z samego rana, więc był zmuszony po prostu obserwować go, gdy jadł i popijał jedzenie kawą, a w między czasie wciskał Harry'emu do buzi kawałek rogalika albo malinę w czekoladzie.
- To też mam zjeść? - zachichotał i uniósł różę w dłoni, wciskając nos w jej delikatne płatki. - Jest piękna.
- Jeśli chcesz.
- Wsadzę ją sobie w... wazon - oznajmił i odłożył ją z powrotem na tacę, a następnie rozejrzał się po sypialni, pocierając dłońmi swoje nagie ramiona. - Zimno.
- Poczekaj, dam ci coś - Harry zerwał się ze swojego miejsca, gdy zorientował się, że zapomniał podkręcić ogrzewania. Kiedy to zrobił, wyciągnął z komody najwygodniejsze, najwyższej jakości ubrania i ułożył je na pralce w łazience.
Louis dołączył do niego, owinięty w kołdrę i ze swojego miejsca w progu drzwi obserwował poczynania Harry'ego, biegającego po całej łazience i przygotowującego mu gorącą kąpiel. Był tym tak przejęty, że kiedy pochylał się, aby zakręcić kran, łokciem strącił płyn do kąpieli wprost na swoje stopy.
- Spokojnie - Louis bardzo szybko podniósł go z ziemi, nim Harry mógł to zrobić.
- Przepraszam, jestem roztrzepany.
- Mógłbym przypisać tę cechę sobie - zachichotał cicho, kręcąc swoją głową. Jego łagodny uśmiech natychmiast ukoił skołatane myśli Harry'ego. - Dziękuję, nie musisz się tak dla mnie starać...
- Ale chcę. - Harry rzekł z powagą. - Ogrzej się, tutaj... tutaj są ręczniki, na suszarce, a na pralce leżą świeże ciuchy. Możesz użyć mojej szczoteczki. Potrzebujesz czegoś?
- Nie - Louis pokręcił swoją głową i stanął na palach, muskając ustami jego policzek. - Mam wszystko, co mi potrzeba, dziękuję.
Harry poczuł intensywny rumieniec, jaki oblał jego policzki z uczucia, jakie go ogarnęło. Pragnął przyciągnąć jego ciało do swojego, a później pozwolić, aby jego uta ponownie zwiedzały każdy zakamarek jego ciała, jednak wolał poczekać, aż Louis zazna zasłużonego mu relaksu.
Mimo zapewnień ze strony Louisa, że poradzi sobie sam, niepokój nie opuszczał go nawet na krok. Próbował zająć czymś swoje myśli, zmieniając poszewkę pościeli na czystą i pachnącą, a później, z braku zajęcia, zaczął odkurzać w całym domu, zajadając się ostatnim rogalikiem. W momencie, w którym składał odkurzacz, Louis wrócił do sypialni. Ku jego uldze wyglądał na odświeżonego i pełnego energii, więc nie było powodów do obaw.
- Zmieniłeś pościel? Może od razu ją wypierzesz? - zasugerował, pakując stertę brudnych poszewek w swoje ręce. - Wezmę je do łazienki.
- Zamierzałem oddać je do pralni. Nie jestem nawet pewien, czy umiem obsługiwać pralkę. - przyznał, śmiejąc się pod nosem.
Louis jednak go nie słuchał. Ruszył do łazienki, więc Harry był zmuszony iść za nim.
- Jak to nie umiesz obsługiwać pralki? Wkładasz brudne rzeczy, wsypujesz proszek, o tu. - wskazał palcem na dozownik po uprzednim wpakowaniu prania do bębna pralki. - Później ustawiasz program... To nic trudnego, masz instrukcję na proszku do prania.
- To chyba zbyt czarna magia dla mnie.
Oparł się o framugę drzwi, obserwując Louisa, który bez najmniejszego trudu wstawiał pranie. To było chyba pierwsze pranie w tym mieszkaniu, odkąd pamiętał.
- To historyczny moment. Zapiszę to sobie.
- Ja chyba też - Louis pokręcił głową rozbawiony i wstał, dumnie spoglądając na pralkę. - Gotowe.
- Dobrze, teraz pozwól, że teraz to ja przejmę łazienkę.
Harry zdał sobie nagle sprawę, że bardzo lubił widok Louisa w jego ubraniach. Rozpalał on jego serce i napawał go dumą, ponieważ Louis był jego. Z tego powodu nie było minuty, kiedy nie uśmiechałby się podczas porannej toalety, ale uśmiech zaczynał stawać się dla niego codziennością, choć jeszcze do niedawna był mu tak obcy.
Nie potrafił powstrzymywać się przed rzucaniem mu ukradkowych spojrzeń, gdy przygotowywał sobie upragnioną poranną kawę. Louis w tym czasie siedział na kanapie i owinięty w koc oglądał Dr.House'a oraz obierał mandarynki, co jakiś czas wrzucając sobie kawałek do ust. Choć mogło wydawać się to niezrozumiałe, Harry szybko przywykł do takiego widoku. Nagle stało się to tym, co oglądać chciał każdego dnia; chciał oglądać jego drobne ciało zaplątane w pościel na jego łóżku, słuchać jego melodyjnego śmiechu i czuć dotyk jego dłoni na swoim ciele. Był tego pewien jak niczego innego.
Gdy o drugiej po południu rozsiedli się wygodnie na pościelonym łóżku naprzeciw siebie i grali w scrabble, Harry był również pewien jeszcze jednej, bardzo ważnej rzeczy. Podczas gdy Louis głowił się nad ułożeniem słowa z posiadanych literek, Harry wziął głęboki oddech i z pewnością w głosie rzekł:
- Wprowadź się do mnie.
Do Louisa chyba początkowo nie docierało to, co wypadło z ust bruneta, po wciąż wpatrywał się uparcie w klocki, a dopiero po chwili, po upływie kilku, milczących sekund, podniósł głowę.
- Ja... Nie myślisz, że to za wcześnie? - odezwał się w końcu, posyłając Harry'emu nieodgadnione spojrzenie. Kryło się w nim jednak tyle smutku i cierpienia, ile zdołało nagromadzić się przez cały ten czas, odkąd się poznali.
- Czy w takiej sytuacji na cokolwiek jest za wcześnie? - zapytał z wyrzutem głosie, ale natychmiast tego pożałował. Nie powinien był się tak unosić, naciskać, ale był wręcz zdesperowany. Na nic nie było za wcześnie. Harry obawiał się najbardziej, że pewnego dnia przekona się, że na coś było za późno.
Louis spuścił pełen poczucia winy wzrok, wbijając go w swoje dłonie. Jego nastrój uległ całkowitej zmianie i zmył z jego ust uśmiech.
- Jeśli nie chcesz, ponieważ nie chcesz, to nie. Nie chcę, abyś robił to, ponieważ naciskam. Przepraszam cię.
- Nie o to chodzi, Harry. Prosiłeś mnie, abym nie myślał o tym, gdy jestem z tobą, więc... staram się nie myśleć. Tu nie o mnie chodzi, tu chodzi o ciebie. - wyszeptał. - Myślę o tym, jak ty się z tym czujesz.
- Chcesz wiedzieć jak się czuję? Chcesz?
Zanim pomyślał, co dokładnie chciał zrobić, Harry zsunął wszystkie klocki z planszy gry, po czym zaczął układać odpowiednie literki, aby ułożyły się w odpowiednie słowa. Układał je z pełnym zaangażowaniem i gdy skończył, a przed oczami Louisa widniało „KOCHAM CIĘ, LOUIS", ten nie potrafił powstrzymać swojego szerokiego uśmiechu.
- Jesteś szalony, Harry Stylesie. Naprawdę, naprawdę szalony.
Jeszcze tego samego dnia, wpakowali z mieszkania Louisa wszystkie, najcenniejsze dla niego rzeczy do bagażnika w samochodzie Harry'ego. Może robili to zbyt pospiesznie - Harry nerwowo upychał wszystko na tylnych siedzeniach, aby niczego nie zabrakło, a Louis wciskał mu do ręki każde ubranie jedno po drugim - ale mimo strachu i niepewności, z całą pewnością oboje tego chcieli. Byli gotowi na siebie nawzajem w swoich życiach, nawet jeśli zostało im bardzo mało czasu. Chcieli go wykorzystać najlepiej, jak potrafili.
Louis milczał całą drogę powrotną, zaczytany w swoim dzienniku. Wcześniej, gdy Harry sprawdzał, czy na pewno nie zostawił niczego przydatnego w swoim mieszkaniu, w skupieniu namiętnie skrobał długopisem po kartkach dziennika. W pewnym momencie Harry mógł dostrzec kątem oka jego uniesione kąciki ust w górę, więc był pewien, że wszystko było już dobrze.
- Gdzie będę mógł to wszystko włożyć? - Louis zapytał, dźwigając średniej wielkości pudło z połową ubrań. Ujrzawszy to, Harry szybko je od niego przejął.
- Każda szuflada jest do połowy pusta. Po prostu ułożysz wszystko obok. - powiedział miękko, stawiając pudło u swoich stóp. - Pójdę po resztę.
Louis pokiwał twierdząco swoją głową. Być może zastanawiał się, dlaczego szuflady Harry'ego były do połowy puste, ale rozmyślając nad tym teraz, Harry nagle wszystko zrozumiał. Czekał na Louisa już dawno, od kilku, dobrych lat. Przez te wszystkie lata, samotny, wpędzał się w wir pracy i obowiązków, i być może dlatego, zbyt zajęty swoim salonem, nie dostrzegł miłości swojego życia, która była prawie że na wyciągnięcie ręki. Gdyby tylko chciał, gdyby otworzył swoje serce, kto wie, może poznałby Louisa w zupełnie innych okolicznościach, znacznie wcześniej? Może poznałby go kilka lat wcześniej i mógłby sprawić, aby nie zachorował i mieliby dla siebie kilkanaście następnych lat, aż do końca swojego życia?
Na samą myśl poczuł nieprzyjemny uścisk w gardle i musiał zatrzymać się w przedpokoju, zaciskając palce na trzymanym w dłoniach pudle. Nie chciał, aby Louis go takiego zobaczył.
- To wszystko? Nie zostawiłeś niczego?
- Nie, to wszystko... - westchnął cicho, po raz kolejny spoglądając na szuflady w komodzie, do której parę chwil temu chował ubrania. Po chwili jednak uśmiechnął się lekko, gryząc dolną wargę. - Chyba już późno. Czas spać.
Tej nocy, gdy światła w końcu zgasły, w końcu ułożyli się w łóżku. Leżeli naprzeciwko siebie i przyglądali się sobie wzajemnie, a w ich głowach tliło się wiele myśli, w większości związanych z nimi samymi. Tyle się dziś wydarzyło, że Harry nawet, gdyby chciał, nie mógłby teraz zasnąć. Patrzył na Louisa z dołu, ponieważ oddał mu swoją poduszkę. Okazało się bowiem, że Louis kochał spać z głową jak najwyżej, podczas gdy jemu samemu odpowiadał jedynie wygodny materac. Była to kolejna rzecz, która ich różniła, ale udowadniała, że tak naprawdę się dopełniali.
- Śpisz? - szepnął Louis, choć widział, że oczy miał otwarte.
- Tak - odparł Harry z małym uśmiechem, a po chwili dłoń Louisa odszukała jego własną pod kołdrą i splotła ich palce.
Louis również się uśmiechnął, okryty kołdrą aż po brodę.
- Nie wiem, czuję, że muszę się z tobą podzielić swoimi myślami. Zazwyczaj trzymam je dla siebie, ale powiem ci wszystko, co w tym momencie czuję. Pierwszy raz śpię w innym łóżku, niż swoim ze świadomością, że spędzę tutaj już... całe swoje życie. No wiesz, czuję się tak, kiedy śpisz w jakimś obcym miejscu i nie potrafisz zasnąć. - jego uśmiech poszerzył się, a Harry słuchał w skupieniu. - Ale to nie jest złe. Ja po prostu... nie mogę w to uwierzyć. Pierwszy raz ktoś... ktoś chce mnie.
Harry go nie chciał. Harry go pragnął, a gdy nie było go obok, usychał z tęsknoty. Nie przerywał mu jednak i pozwolił, aby kontynuował.
- I wiesz co? Zdałem sobie sprawę, że robisz naprawdę dobre kanapki, Harry. Myślałem jeszcze o tym, że zrobię ci smoothie w domu, bo masz blender... To chyba wszystko, o czym dziś myślałem, przed snem. Trochę mało istotne rzeczy, wiem.
- Nie, nie są mało istotne - Harry w końcu zabrał głos, zwilżając językiem usta. - Lubię, gdy dzielisz się ze mną takimi informacjami. Cały ty jesteś dla mnie ważny.
- Cóż, w takim razie chciałbym podzielić się z tobą jeszcze jedną swoją myślą - dodał, a jego policzki oblał delikatny rumieniec. Przysunął się nagle bliżej Harry'ego i niespodziewanie wtulił się w jego ciało. - Myślałem o tym, jak bardzo jestem w tobie zakochany. I o tym, że zasługujesz na lepsze.
- Mam już „lepsze" - Harry wymamrotał w jego włosy, przyciskając usta do czubka jego głowy. Jego serce biło jak oszalałe i prawdopodobnie dlatego Louis tak intensywnie przyciskał ucho do jego lewej piersi. Harry pomyślał o tym, jak również był w nim bezgranicznie zakochany i w pierwszym odruchu chciał zatrzymać to dla siebie, ale postanowił nie trzymać tego w swoim sercu. Było ono w końcu tylko Louisa. - Kocham cię.
Niemal poczuł uśmiech Louisa na swojej skórze, gdy musnął ją czule ustami.
- I ufam ci bardzo. Chcę ci powiedzieć coś ważnego dla mnie, coś, czego nigdy nikomu nie mówiłem. Myślę, że chyba mogę ci się zwierzyć. Czy mogę okryć nas kołdrą, aby było mi łatwiej?
Louis skinął swoją głową i ku zaskoczeniu Harry'ego, usiadł, naciągając na swoją głowę kołdrę, jednak podążył w jego ślady i również usiadł naprzeciwko, również okrywając swoje ciało kołdrą. Niezręcznie położył płasko swoje dłonie na udach, pocierając je lekko.
- Gdy miałem niecałe dziesięć lat, zmarła moja mama. Od tego czasu minęły prawie dwie dekady, może powinienem już przywyknąć, otrząsnąć się z tego, byłem przecież chłopcem. Ale tak nie jest. - z trudem przełknął gulę, jaka utworzyła się w jego gardle, gdy boleśnie wspomnienia powróciły. Musiał pogodzić się ze śmiercią mamy i pozwolić jej odejść, po tak wielu latach cierpienia. - Byłem z nią bardzo związany, Michelle jej prawie nie pamięta, ale ja...
Gdy poczuł, że jego głos był blisko załamaniu się, urwał na chwilę. Louis był jednak cierpliwy i dał mu czas, którego tak bardzo teraz potrzebował.
- Nie wiem nawet, dlaczego ci o tym mówię. Po prostu... Ja do dziś nie mogę się z tym pogodzić. Nie byłem gotowy na to, aby odeszła, a to się stało tak nagle. Może to dlatego zawsze zamykałem się na wszystko i na wszystkich.
Mimo spodziewanego bólu w sercu i łez napływających do oczu, Harry poczuł się nagle bardzo lekko, jakby ktoś ściągnął niewidzialny ciężar z jego ramion. Zmarszczył brwi i dla potwierdzenia swoich przypuszczeń, dłonią przejechał po swoim ramieniu.
- Ale od pewnego czasu zacząłem rozumieć, że nie powinienem myśleć o tym, co było kiedyś. Powinienem żyć tym, co jest teraz i oddychać świeżym powietrzem, bo te wspomnienia mnie duszą. Myślę, że powinienem zapomnieć.
- Wiesz... - zaczął cicho Louis, podciągając kolana do piersi. - Myślę, że nie powinieneś zapominać nawet w małym stopniu. Możesz czasami o niej nie myśleć, możesz pogodzić się tym, że odeszła z tego świata, ale nie odeszła z twojego serca. I nigdy, przenigdy nie pozwól temu uczuciu odejść.
Tak więc zamierzał zrobić. Nigdy, przenigdy nie pozwoli temu uczuciu odejść.
***
Gdy następnego dnia Harry pojawił się w pracy, towarzyszył mu zadziwiająco dobry humor. Wyjątkowo nie zadręczał się również obecnymi zmartwieniami i mógł w pełni skupić się na pracy, z wiedzą, że kilka ulic dalej Louis robił koktajle, a po pracy wróci do mieszkania Harry'ego. Teraz ich wspólnego mieszkania.
- Czy nie miałbyś ochoty wyjść z nami wieczorem? Ty i Louis, oczywiście. - zasugerował Carlo po trzeciej popołudniu, gdy wspólnie wybierali odpowiedni krój sukni dla jednej z klientek. - To ostatni raz, gdy możemy się wszyscy razem spotkać przed wyjazdem Petera i Michelle.
- Myślę, że to dobry pomysł - Harry natychmiast się zgodził, a kąciki jego ust uniosły się lekko. - Za dwa dni wyjeżdżają na Cypr. Nie zobaczę mojej małej siostrzyczki przez dwa tygodnie. Nie będę mógł mieć na nią oka, tak, jak robiłem to całe życie.
- Jest dorosła, Harry. Razem z tatą powierzyliście opiekę Peterowi, a to naprawdę świetny facet.
Szczerość w jego głosie sprawiła, że Harry natychmiast się uspokoił. Chociaż zdawał sobie z prawdziwości jego słów już wcześniej, to wciąż potrzebował zapewnień, że jego siostra była bezpieczna i nie potrzebowała go dłużej w swoim życiu.
Do jego głowy natychmiast powróciło wspomnienie Louisa, którego z samego rana wybudził serią pocałunków na ramionach i na karku, aby nie zaspał do pracy. Z początku robił to leniwie, aby móc napawać się zapachem jego miękkiej skóry, ale później, gdy Louis stawiał opór i wtulał się intensywniej w poduszkę, był zmuszony, aby przerwać jego sen, nieważne, jak niewinnie i krucho wtedy wyglądał.
Myślał o tym, co stało się poprzedniej nocy, gdy kochali się po raz pierwszy. Na samą myśl uśmiechał się i rumienił, ponieważ była to jedna z najlepiej spędzonych nocy w jego życiu, zaraz po nocnym spacerze z Louisem i incydencie, kiedy to aresztowała ich policja i wsadziła do aresztu na kilka godzin. Harry mógł śmiało przed sobą przyznać, że każda, spędzona z Louisem chwila była wyjątkowa, ponieważ dzielił ją razem z nim. Nie potrzebował fajerwerków, pragnął do końca swojego życia leżeć z nim ramię w ramię pośrodku parku i oglądać setki gwiazd, rozsypanych na niebie.
Harry wyszedł z pracy dwie godziny wcześniej, zahaczając po drodze o sklep jubilerski i kiedy wrócił do mieszkania, powiadomił Louisa o spotkaniu, na które dostali zaproszenie. W końcu wspólnie ustalili, że Harry przyjdzie po niego i wtedy razem udadzą się od razu do lokalu, w którym umówili się z Carlo i resztą.
Przybył na miejsce równo o osiemnastej, ale nie zastał Louisa za ladą, tam, gdzie zwykle. Już miał zacząć panikować, gdy Louis wyłonił się zza rogu sklepów i zapinał właśnie swoją kurtkę.
- Gdzie byłeś? - zapytał od razu, gdy znaleźli się na tyle blisko, aby móc porozmawiać.
- W łazience. Harry, chyba nie wyobrażałeś sobie, że miałbym pójść spotkać się z twoimi znajomymi w koszulce z logiem koktajli. - zaśmiał się cicho, a Harry w duchu przyznał mu rację. Był po prostu przewrażliwiony.
- A co masz teraz na sobie?
- To brzmi bardzo źle, Harry - wciąż się śmiejąc pociągnął go w stronę wyjścia z centrum handlowego.
- Nie to miałem na myśli. Chociaż...
Udali się wspólnie do pizzeri, gdzie czekali już wszyscy. Carlo pomachał im, zanim jeszcze weszli do środka. Harry pokręcił głową z małym uśmiechem i przepuścił Louisa pierwszego, a w lokalu od razu powitało ich gorące powietrze i zapach przypraw, sera i sosu pomidorowego.
Przywitał się z każdym z osobna uściskiem dłoni lub pocałunkiem w policzek. Ku jego zadowoleniu, każdy bez wyjątku przywitał się tak samo z Louisem. Wepchnęli się między Michelle, a Amber i już bez większych zahamowań, Harry złapał dłoń Louisa pod stołem.
- Świetnie, że już jesteście. To egzemplarz specjalny dla was. - odezwał się Matthew z dumnym uśmiechem i wyciągnął coś ze swojej torby, która leżała u jego stóp.
- Co to? - Harry zmarszczył swoje brwi, bo nie spodziewał się żadnego podarunku.
- Album ze ślubu Michelle. Jest tam każdy z nas.
Gdy wręczył im w końcu średniej wielkości album, wykonany z czarnego materiału, Louis od razu z zaciekawieniem zaczął przewracać strony. Pierwsze ich oczom ukazało się zdjęcie Michelle i Petera, wykonane przez fotografa ślubnego.
- To akurat jest denne, najlepsze robiłem ja - skomentował Matt, wywołując tym śmiech u wszystkich.
Harry pokręcił głową z rozbawieniem, pozwalając Louisowi przewijać kartki. Z małym uśmiechem oglądał utrwalone na fotografiach szerokie uśmiechy jego przyjaciół, pierwszy taniec ślubny siostry, aż w końcu... Zatrzymali się na jednej stronie z tym jednym, szczególnym zdjęciem, na widok którego jego serce zaczęło bić szybciej. Ujrzał Louisa, wtulonego w jego ciało, gdy tańczyli powoli do jednej z wolnych piosenek.
- Nie mogłem się powstrzymać. Nie dało się wam nie zrobić zdjęcia.
- To chyba jedyne zdjęcie, jakie mamy - rzekł cicho Louis i opuszkiem palca przejechał po śliskiej powierzchni w miejscu, w którym znajdowały się ich twarze.
Żaden z nich nie potrafił oderwać wzroku przez najbliższe kilka minut, a Michelle posyłała swojemu bratu ukradkowe spojrzenia. Może nikt by tego nie podejrzewał, nie była w końcu tak oczywista w okazywaniu uczuć, jak Harry w tym momencie był wobec Louisa, ale była niesamowicie dumna ze swojego brata. Spoglądała na niego z czułością, ale nie tylko na niego - darzyła miłością również Louisa. Była mu wdzięczna za uszczęśliwianie najważniejszej dla niej osoby, która zasługiwała na szczęścia najbardziej na świecie.
Tego wieczoru nikt nie myślał o zmartwieniach. Harry'emu zdarzyło się nawet żartować, ale to Louis był tym, który najgłośniej śmiał się z jego żartów. Byli tacy szczęśliwi i zdawało się, że nic ani nikt nie zburzy tego szczęścia przez najbliższy czas.
Było to coś więcej, niż żądza. Przekroczyli próg mieszkania ze złączonymi ustami i zaraz po zamknięciu drzwi, wpadli na ścianę, z Louisem przypartym do niej plecami. Palce swoich dłoni zaciskał na karku Harry'ego, który całował go tak, jakby jutra miało nie być, a jego dłonie błądziły po jego nagich plecach pod materiałem grubego swetra, zaraz po tym, gdy zsunął kurtkę z jego ramion. Jednak nim mieli szansę, aby doszło do czegoś więcej, Harry niespodziewanie przerwał pocałunek.
- Co robisz? - wyszeptał Louis z szerokim uśmiechem, próbując odszukać ponownie ustami ust Harry'ego, których łaknął jak powietrza.
Harry zanurzył drżącą dłoń w kieszeni swoich jeansów i gdy chwycił między palcami poszukiwaną rzecz... Właśnie wtedy kolana się przed nim ugięły.
- Louis - zaczął, spoglądając mu głęboko w oczy. Ton jego głosu zmienił się na bardzo poważny, ale był równocześnie chwiejny. Strach paraliżował go od stóp do głów i nie wiedział, jak sobie z tym poradzić.
Louis również spoważniał, a uśmiech zszedł z jego twarzy.
- Tak, Harry?
- Wyjdź za mnie.
- C-Co?
Harry bardzo niepewnie chwycił jego dłoń w swoją i nasunął mu na palec serdeczny złoty pierścionek, ponieważ wiedział, że nie było czasu, aby zastanawiać się dłużej. Serce boleśnie tłukło się w jego piersi, a oczy prawie zaszły łzami. Był niemal pewien, że jeśli Louis nie powie nic w przeciągu kilku sekund, zemdleje tu i teraz.
Mężczyzna przeniósł w końcu swój wzrok na pierścionek, jaki właśnie ozdobił jego palec i zamrugał szybko, jakby nie docierało do niego to, co się właśnie działo. Po chwili jednak zaczął potakiwać głową jak szalony, a jego ciałem wstrząsnął szloch zmieszany ze śmiechem.
- T-Tak. Tak, Harry, tak.
Kiwał głową jak szalony, zanosząc się płaczem, ale w między czasie wciąż powtarzał „tak". Powtarzał to tak długo, dopóki do obydwóch to nie dotarło. Dotarło do nich, że właśnie deklarowali sobie miłość na wieki. Coś, co miało pozostać tylko między nimi, a Bogiem, ponieważ Bóg już dawno dał im błogosławieństwo.
Mieli kochać się, dopóki śmierć ich nie rozłączy, czyli na zawsze: ponieważ śmierć nie była na tyle silna, aby pokonać ich uczucie.
2 notes · View notes