Tumgik
#rudą
whump-captain · 1 year
Text
jestem na 90% pewny, że każdy polski whumper kiedyś czytał Żarna Niebios lmao
1 note · View note
kasja93 · 7 months
Text
Siemanko
Tumblr media
Udało mi się w sobotę zjechać bez konieczności zrobienia odpoczynku (po 4:30 jazdy muszę robić 45 min przerwy) zatem miałam dobrą godzinę w przodzie i w domu byłam koło 13 :) po drodze wpadłam do Sieradza i wzięłam dla rodziców telewizję satelitarną w Cyfrowym Polsacie. Generalnie sobota była dość intensywna bo pomimo chusteczkowej pogody ogarnęłam nieco ogród. Generalnie zdjęć z tego nie ma bo zrywanie ostatnich warzyw i wyrwanie tego co już martwe było nieco smutne. Po ogarnięciu dekoderów zjadłam obiad. Połowa z tego co na zdjęciu została na później - na szczęście kto inny dojada takie pozostawione jedzenie w domu :)
Tumblr media
Załapałam się w sobotę na rynek choć zostały tam niedobitki. Kupiłam czerwoną kapustę zaś w niedzielę ją skroiłam, dodałam soli oraz kminku a po ubiciu trafiła do beczułki :) jak wrócę powinna być już ukiszona i gotowa do za słoikowania. Generalnie w planach jest jeszcze ukiszenie zwykłej kapusty z marchwią co by była na bigos oraz kapustę „wigilijną”.
Tumblr media
A tak wyglądają zapisy na zimę :D od dołu: sok z winogrona, ogórki konserwowe, konserwowa papryka, kiszony kalafior, sałatka szwedzka, tarte kiszone ogórki, konserwowa mini kukurydza, powidła ze śliwek oraz malin, prażone jabłka. Jest też kilka słoików z kompotem z wiśni. O winie z porzeczki oraz czereśni czy typowym winogronowym nie wspomnę :D
Tumblr media Tumblr media
W niedzielę z rana, gdy wszyscy jeszcze spali zrobiłam sobie paznokcie. Z racji, że czasem muszę w pracy użyć siły wzmocniłam paznokcie poly żelem a następnie pomalowałam lakierem hybrydowym. Pomimo mega zimnego wiatru poszłam na spacer Ala zbieranie grzybów. Przy okazji poszłam na wybory. Naprawdę byłam w szoku wieczorem, gdy okazało się, że frekwencja była tak wysoka! Po prostu wow! Bo wiecie… ja wyznaje zasadę: jak nie głosowałeś to nie masz prawa narzekać :)
Tumblr media
Trochę grzybów zebrałam. Gdy wróciłam tata je oporządził i wstawił do suszarki :)
Tumblr media Tumblr media
Ja zaś postanowiłam wieczorem, że zrobię w końcu to ciasto dyniowe. Dynia, orzechy i skórka pomarańczowa była totalnie hande made. Jajka były eco od sąsiadki z pobliskiej wioski (ma naprawdę bardzo fajny wybieg dla kur i karmi je normalnie a nie jakąś szemraną chemiczną paszą). Ciasto wyszło super miękkie i soczyste w środku a orzechy i skórka z pomarańczy sprawiły, że było bombowe
Tumblr media Tumblr media
W poniedziałek zaś pojechałam na zakupy dla rodziców. Sama zaopatrzyłam się w „Rudą” i zupki chińskie oraz trochę wafli ryżowych. Pokłóciłam się również z mamą bo wiecznie ma o wszystko pretensje. A to nie kupiłam tego a to przeszkadza jej, że rozmawiam z tatą (jakbym miała wybór skoro ona siedzi tylko w swoim pokoju i ogląda jakieś zjebane transmisje z rzeczami o które później mi truje). W ogóle obraziła się, że nie kupię jej nowego materaca (ma nowe łózko raptem dwa miesiące i nie wygodny jest dla niej materac bo leży na nim jakieś 20h dziennie - serio ona nic praktycznie robi. Wstaje tylko po jedzenie, do kibla i by raz dziennie odkurzyć oraz umyć podłogę). No sorry nie mam kasy. Muszę kupić opał na zimę. Co też uczyniłam kupując dwie tony węgla. Gwizdu, świstu 3300 poszło w pizdu 🙃 może w grudniu znajdę fundusze by kupić jej materac dla obłożnie chorych co leża na nim non stop 🙄
W ogóle za zapytanie gdzie co leży warczy na mnie i odpowiada „tam gdzie zawsze”. Jak powiedziałam, że nie wiem gdzie jest tam gdzie zawsze bo praktycznie w tym domu nie mieszkam to usłyszałam by nie robić z siebie takiej męczennicy bo chodzę do pracy 🙃🙃🙃
Generalnie zwierzaki były zadowolone, że wróciłam. Ruda przywitała mnie buziaczkami a Jerry… cóż… pokazał mi zęby jak koń 🤣 w ogóle tak siedziałam w pokoju: Ja, tata, uszaki i wszedł Koperek (kot) oraz Gryziu (pies). I się zaczęła agresja. Myślicie pewnie, że ze strony Koprowskiego i Gryzaka? Otóż nie… Króle zaczęły warczeć i poganiać „najeźdźców” bo to ich pokój. Oczywiście na warczeniu i poganianiu się nie skończyło. Uaktywnił się im tryb KróloBarana. Jerry to już w ogóle na każdego zaczął szczerzyć zęby a że tle leciała „Czarownica” a imię owej pani to Diabolina to Jerry od soboty ma przezwisko Zębolina xDDD w ogóle dziad przebrzydły szczerzy się nawet na mnie mimo iż dzieli ze mną łóżko. Dzienie codziennie rano po mnie kica i pyrga mnie pyszczkiem. Dziś nawet ocierał mnie o moją twarz niczym kot zaznaczając „teren”. Dzięki temu mogłam go bezkarnie (przez kilka sekund) poprzytulać :3
Dziś zaś mam powtórkę z rozrywki czyli załadunek w Łodzi żyletek do Czech a następnie załadunek w Czechach do Niemiec. Czuję się jak w dniu świstaka bo robię tą samą robotę co poprzedniej trasy. Generalnie rozmówiłam się z szefem i ponoć na koniec tej trasy ściągną mnie na bazę główną by pogadać, przedłuży umowę o pracę oraz zamienić naczepę z firanki na izotermę. No i Mercedes musi iść na serwis. Pora wymieć olej, filtry i zerknąć w klimatyzację bo nie działa 🤷🏼‍♀️ Będąc dziś na zakupach firmowych (żarówki, klucze torx, płyn do spryskiwaczy, nowa linia celna, którą muszę wymienić, gdy będę miała chwilę i siły) zaopatrzyłam się za firmową kasiorkę w wszystko co niezbędne. Nawet teraz będąc na załadunku wymieniłam sobie żarówkę zostając Bohaterem swojego klamota - a jakie poruszenie tym zrobiłam. Wszyscy się gapili bo baba coś będzie robić i może się okazać, że nie da sobie rady i przyjdzie po pomoc. Jakże zawiodłam tych ludzi bo bez problemu z nowymi kluczami sobie odkręciłam klosz i wymieniłam żarówkę xd
Całą noc jazdy przede mną, ale mam dobry humor. W ogóle ostatnio czuję się dobrze. Oby tak dalej :)
20 notes · View notes
umarlam00 · 5 months
Text
Właśnie robię karpatke na klasową wigilię I już mam dość. Nie wiem po co ja się zgłaszałam, zaczęłam o 12 a dlaej siedzę w kuchni jeszcze muszę dziś położyć rudą farbę i zrobić paznokcie, życzcie mi powodzenia, żebym nie straciła przy tym resztek rozumu.
A w idziecie i coś robicie na klasową wigilię?
7 notes · View notes
sweet---sunshine · 8 months
Text
Życzę wam wszystkim wesołego dnia rudej pandziulki (kocham rude pandy)(jakbym była zwierzęciem to właśnie tą pandą)(albo góralkiem)(chcę wyściskać i wyprzytulać taką słodką rudą pande)
Tumblr media
10 notes · View notes
resentfuljustice · 25 days
Text
Išskydęs motyvų kompasas
Tumblr media
2021-12-08 15.30 El Cajon, CA
Jaučiau, kaip pro tvirtai susuktą rankšluostinę sieną prasprūdo vienišas lašas ir nutekėjo mano oda žemyn link megztinio apykaklės. Mačiau, kaip kirpėja Agnė – o mano gyvenime visos moterys, kurioms leidau prisiliesti prie mano plaukų, buvo tik Agnės – stūmė link manęs nedidelį staliuką su vis cyptelnančiais ratukais, kurio paviršiuje nedrąsiai teliuškavo juodos kavos puodelis. Iškart pastebėjau, kad prie puodelio gulėjo į elegantišką, tamsiai rudą matinį popierių įpakuotas šokolado kvadratėlis. Nepasukdama galvos, tik nukreipdama žvilgsnį į dešinę pusę, neatsargiai suėmiau šokoladą ir grubiai išpakavau. Nesimėgaudama susikišau jį į burną – lyg turėčiau kažkur skubėti, arba tarsi už mano nugaros kažkas tik ir tyko, kol galės tą šokoladą iš manęs atimti. Atsikvėpusi žiūrėjau į dūzgiantį Karaliaus Mindaugo prospektą, ir leidau kakavos skonio masei iš lėto ištirpti man ant liežuvio. 
Mieguistai primerkusi akis žavėjausi aplink mane besisukančiomis kvepiančiomis būtybėmis. Jos visos be jokios išimties buvo svaiginančiai gražios – tik kiekviena skirtingai. Stebėjau prie registratorės stalo parimusią, aukštą šviesiaplaukę taisyklingo ovalo formos veidu, kurios kojomis žvilgsniu važiavau kaip kokiu eskalatoriumi. Pasiekusi jos šiek tiek žemyn tįsti pradėjusius skruostus, į kuriuos – galėjau garantuoti – meilužių lūpos naktimis neapdairiai, bet minkštai atsitrenkdavo kaip į kokius zefyrus, skirtus grilinimui – nusekiau vieniša, ant peties prigulusia palaida sruoga, kuri jungėsi į garbanotą plaukų kupetą, kuri vis dramatiškai pakildavo kiekvieną kartą kažkam pravėrus salono duris. Vienos rankos kelis pirštus ji agresyviai laikė užkišusi už šviesių džinsų kilpelės, skirtos diržui. Registratorei sugrįžus į savo darbo vietą, ji nekantriu judesiu iš užpakalinės kelnių kišenės išsitraukė suglamžytas grynųjų kupiūras ir padėjo jas ant stalviršio. Nesulaukusi jokio patvirtinimo dėl apmokėjimo, patraukė link sukabintų striukių – iš ten skubiai pagriebusi pieno baltumo spalvos Massimo Dutti paltą, užsimetė jį tik ant savo pečių ir išėjo į lauką.
Jai užtrenkus duris, ore pasklido tik grožio salonuose parduodamo plaukų lako aromatas, susimaišęs su šimtaprocentinio kašmyro megztinio ir egoizmo užuominomis. Nebūčiau guldžiusi galvos dėl jos besąlygiškos meilės sau, bet buvau užtikrinta, kad ji neieškojo savo vertės bedugniuose svetimų žvilgsnių ežeruose.
Kitapus sienos sukabintų lauko rūbų – turbūt mažiau patyrusios kolegės paprašyta – juodos spalvos indelyje plaukų dažus maišė Agnė. Jos žvilgsnis buvo ramus, gal net šiek tiek nuobodžiaujantis – kas keletą sekundžių ji vis nusukdavo akis nuo garuojančios chemijos į gretimais esančią gatvę, kur protarpiais ant šaligatvio vis sušmėžuodavo vienišos snaigės. Stebėjau jos vis retkarčiais stabtelnančias rankas, kurios buvo tatuiruotos nuo pečių iki rankų pirštų galiukų – nesvarbu, koks metų laikas siautė už salono vitrininių langų, ji visuomet mane pasitikdavo su tamsiausiu įmanomu įdegiu ir berankovėmis palaidinėmis. Lyg nematomu pirštu vedžiodama kažkieno neapgalvotai paruoštą instrukciją, keliavau po jos istoriją pasakojančius odos lopinėlius. Spygliuotos, raudonos rožės vyniojosi aplink sąlyginai nedidelį kaukolės eskizą, iš kurios akiduobių į padanges sparnus kėlė dvi kregždutės – visi jos piešiniai pavydėtinai dėrėjo tarpusavyje, nes buvo to paties stiliaus – ar Lietuvoje jį irgi vadino tradiciniu amerikietišku, ar tiesiog tradiciniu? Negalėjau jos įsivaizduoti su tokiomis pačiomis tatuiruotėmis, kuriomis dabinosi dauguma mano pažįstamų žmonių – minimalistinėmis, akvarelinėmis, linijinėmis, geometrinėmis arba tiesiog… Nuobodžiomis? Arba tu turi kiaušus, ir išsitatuiruoji kokią ryškią, konkrečią širdį, persmeigtą su durklu, iš kurios kraujo lašai suteka į butelį, kuriame rymo įstrigusi skoningai pusnuogė moteris – su ilgesingomis lūpomis ir užrištomis akimis – arba lieki prie savo saugių eglučių miško, šleikščiai saldžių sapnų gaudyklių ir klišių, kurių gėdysies dar net nepraėjus metams.
Kai Agnė grįžo prie manęs ir palinkusi arčiau pradėjo švelniai skalauti drėkinančią kaukę iš susivėlusių plaukų sruogų, pradėjau užuosti po truputį įsiliepsnojantį laužą, Nivea kremą iš mėlynos metalinės dėžutės, chloru permirkusį maudymosi kostiumėlį ir šaltakraujiškumą. Gal jos smegenys ir nebuvo perpildytos dopaminu – pusę dienos parinkinėjant kiekvienam klientui komfortabilią vandens temperatūrą ir įtrinant šampūną, kol suputos – bet jos ranka niekuomet nesudrebėdavo. Net jeigu ir lemtis, prunkšdama į ūsą, padalindavo jai čirvų dvoikę ir pikų septynkę.
Išgėriau paskutinį gurkšnį atšalusios juodos kavos ir pabandžiau įsivaizduoti pasaulį, kuriame turėčiau galią kaip koks Dyson siurblys susitraukti ir pasivogti iš kitų savybes, kurių pavydžiu. Ar žaviuosi. Ar tiesiog trokštu.
Kur išdrįsčiau būti kitiems nepatogi.
Kur pirmoje vietoje neapgailestaudama pasistatyčiau savo norus.
Kur nesijausčiau visuomet kažkam už kažką skolinga.
Kur galėčiau svilinančiame karštyje su drėgnu rankšluosčiu blizginti stiklines, kol per mano nugaros vidurį vis šaltinėliu tekėtų prakaito srovė, bet mano vienintelis tos dienos rūpestis būtų kurios pakrantės smėlį šiandien popiet purtysiu iš Kafkos puslapių.
***
– Asmeniškai rekomenduočiau virtuvėje salelės nestatyti, geriau valgomasis stalas su kėdėmis. Nes abu netilps. Ir taip visi visada visur skubam, o dabar dar ir vakarieniautumėt realiai atsistoję… – prieš gerus penkis metus sėdėjome interjero dizainerės kabinete, ir užhipnotizuoti klausėmės jos pasiūlymų pristatymo. Vis reguliariai su alkūne baksteldavau jam, tarsi be žodžių norėdama priminti apie savo genialią idėją patiems neužsiėminėti tokiais dalykais. Švytėjau nelyginant kaip kaitrinė lemputė, kol mano kūnas greičiau už mano protą sureagavo į toliau tekančius dizainerės žodžius.
– …ar tikrai esat apsisprendę dėl šitos patalpos? Kad jos funkcija tikrai bus kaip darbo kambario? Žinokit tikrai labai daug klientų viduryje darbų man vis paskambina, kad sorry, vis dėlto keičiam ofisą į vaiko kambarį.
Pradėjau nervintis, kad prieš tai atsisėdusi nenusirengiau džinsinio švarkelio, nes man per akimirką pasidarė karšta. Tada nepatogiai pasimuisčiusi atsisukau į jį, ir jo akyse sutikau atsispindintį identišką pasimetimą, kuris mane savotiškai nuramino. 
“Kuo ji mane laiko, gal kokia child bride? Kaip ji taip paprastai ir dalykiškai gali iškelti tokias mintis į paviršių – man dar tik 25 metai, kodėl aš savo noru ir sveiku protu turėčiau pasirašyti tokiam nuosprendžiui?” – nepasitenkinimu permirkę žodžiai mano galvoje veržėsi kaip iš plyštančios Vezuvijaus keteros, tačiau po sekundės viską užklojau vulkaninių pelenų sluoksniu ir sugebėjau tik mandagiai tarstelti.
– Ne, tokių planų neturim. Tikrai liekam prie darbo kambario.
Mano sudrėkusį delną jis švelniai spustelėjo, lyg garsiai ištartus žodžius patvirtindamas oficialiu parašu su sąlyga, kad sutartį peržiūrėsim po sutarto laiko.
***
– Būk gera, prašau, davai tu nupirk. Ta prasme pati pagalvok, suprask mane, kaip iš šono atrodys. Tame pačiame pirkinių krepšelyje antidepresantai ir nėštumo testas? 
Be žodžių linktelėjau draugei, ir susikaupusi dairiausi po prekių lentynas pirmo Akropolio aukšto Eurovaistinėje – kažkur tarp gydomųjų dantų pastų ir maisto papildų su nuolaidomis ieškojau tvarkingai surikiuotų dėžučių. Didelė tikimybė, kad jos bus kokios rausvos spalvos, su besišypsančia moterimi, galbūt netgi su kokiu kūdikiu ant rankų – ir tada susimąsčiau apie jų pirkėjų tikslinę auditoriją, tačiau galėjau spręsti tik besiremdama duomenimis iš mane supančio rato. Po dešimt minučių jau stovėjau atsirėmusi į vienos iš moterų tualeto kabinos duris, ir klausiausi iš už plastiko sienelės vis tyliai pasigirstančio draugės monologo.
– Ką aš žinau. Net nesu tikra, ką daryčiau. Gal auginčiau? 
– Bet tu jo net nepažįsti normaliai.
– Jis turi pinigų. Bet kodėl manai, kad jis man išvis reikalingas? Ir ką pagal tave reiškia “normaliai pažinoti”? Žinok, kartais tiesiog dalykai nutinka, ir tu su tuo tiesiog imi ir dealini.
Nesupratau, apie ką ji kalbėjo. Jeigu prieš kažką darant tu apgalvosi visus įmanomus scenarijus, sudėliosi galimus sprendimus toms situacijoms, dėl visko dar iš anksto su protu (arba nelabai) panerimausi, kaip pas tave gali kažkas netikėtai nutikti?
– Juk tam visada buvo kažkokia galimybė. Tikimybė.
– Žinoma – bet juk tu kiekvieną kartą išeidama į gatvę juk neapgalvoji ir nepaskaičiuoji tikimybės, kad tave koks random girtas vairuotojas taranuos ir tu kojas užversi? Paduok man vandens, kaip tyčia visai nenoriu sysiot, – per durų viršų ištiesusi jai mineralinio buteliuką, toliau tylėjau. Viduje svarsčiau, ar dabar tinkamas laikas jai papasakoti apie savo kartais nevaldomai išbujojančias fantazijas, kai net ryte besirinkdama apatinius pradedu svarstyti apie tai, kad jeigu kam nors dėl kažkokios priežasties prireiktų mane gaivinti, su paramedikų replėmis prakirpus mano palaidinę, jie ten rastų kažką visai malonaus akiai.
Kadangi per ilgai dvejojau, mano mintis nutraukė pasigirdęs kuklus čiurlenimas už tualeto kabinos durų, tada lengvesnis draugės atsikvėpimas ir pasidalinimas dėmesį nukreipiančiomis naujienomis. 
– O tu atsimeni tą mano draugę Ievą? 
– Lyg ir taip, o ką?
– Žinok ji su vedusiu vyru ir jo vaikais apsigyveno. Nu jis jau kaip ir išsiskyrė jau oficialiai, bet vis tiek pagalvok – ji realiai kažkieno pamotė. Įsivaizduok dabar save, krapštaisi sau akis anksti ryte, keliesi prieš švintant, sukrauni kuprinytes, dar kokius dantis padedi išsiplaut ir tepi sumuštinius dviems mazgiams, kurie net ne tavo.
– Ei, o tavo dabartinė situacija? Jeigu teigiamas – tai viskas, niekas niekada gyvenime tavęs neims, nes tu jau boba su vaiku?
– Aš taip nesakiau. Tiesiog jų situacija žiauriai keista – pagalvok, jis su ja susipažino per Tinderį, ir jis jai nieko nepasakė nei apie žmoną, nei apie vaikus iki tol, kol ji visiškai įklimpo ir jį įsimylėjo – koks dalbajobas taip sugalvoja sukčiaut?
– Tai jis turėjo iškart prisiduot, gal net profilyje apsirašyt?
– Nemanau. Bet per kokį trečią pasimatymą gal galėjo apie tai kažką maloningai užsiminti…
– Ir kaip jai sekasi? Kaip ji jaučiasi tokiame… amplua?
– Kažkaip šūdinai ten jiems viskas rutuliojasi. Pagalvok – ji nuoširdžiai jį myli, nori ištekėti, nori vyro, nori santuokos, nori vaikų. O kaip iš jo varpinės viskas atrodo? Jis jau nebenori pirštis – nes vieną kartą taip jau darė ir nieko gero neišėjo. Ženytis irgi tuo labiau ne. Jai jos vaikas būtų pirmagimis – stebuklas, nunešantis stogą, o kas jam? Galvoji jis nori trečio, nori daugiavaikiu tėvu būt? 
– Blemba, vapšė kodėl ji dar su juo…?
– Kad ji ir tuos jo vaikus belenkaip pamilo. Nenori dabar skirtis, drąskytis, sako va jiems dar viena trauma būtų, ir taip jau užtenka. Tu pabandyk įsivaizduot. Čia net ne jos vaikai, o ji dėl jų “skirtis” nenori. Kažkokia beprotystė.
Priėjau prie kriauklės ir pradėjau su šaltu vandeniu plautis rankas. Išsitraukusi lygiai tris popierinius rankšluosčius, iš lėto juos glamžiau delnuose, kol galų gale prisidėjau drėgną gumulą prie kaktos ir užsimerkiau. Jaučiausi pražiopsojusi akimirką, kada mūsų problemos ir dvejonės iš “kur šeštadieniui susišaudyti partiją”, “negaliu apkęsti savo darbo, ką daryti”, “kur prigriebti bilietus per ilgąjį savaitgalį” transformavosi į “gal ir gimdysiu keturis mėnesius pažįstamo vyro vaiką” arba “ar tikrai sugebėtum priimti ir mylėti kitą žmogų su visu jo bagažu?”. Kur aš buvau visą šitą laiką? 
Kol pirštais braukiau per pudrą, subėgusią į paakių raukšleles, išgirdau atsirakinančias mano draugės tualeto kabinos duris. Ji abejingu veidu nužvelgė mano susirūpinusi atspindį veidrodyje, tada energingai įmetė plastikinę lazdelę į prie durų esančią šiukšliadėžę.
– Varom nusipirkt kokį citrininį veipą į “Skonis ir kvapas”. Ir spritziuką iš Maximos užsimaišysim pas tave namie. 
Viena po kitos išlindom iš nebylios, daug paslapčių saugančios Akropolio moterų tualeto prieblandos į šiek tiek per šviesią parduotuvių alėjos apsuptį, kurioje virė nė kiek nepasikeitęs šurmulys, kurį palikome prieš tai užvėrusios duris. Mačiau, kaip iš lėto praeidama, mano draugė su užuojauta nužvelgė kavos karietoje dirbančią merginą. Ji nieko garsiai nepasakė, bet iš jos papilkėjusių akių galėjau atspėti, apie ką ji tuo metu galvojo. “Įdomu, ar ir šitai panai tas vadovas darbo metu už šiknos graibo?”
Nežinau, ko mes abi tą dieną tikėjomės – gal, kad išgirsime trakštelnančias ir pabyrančias neįvykusių likimo vingių šakas – bet nei viena nedrįsome per petį žvalgytis atgal.
2 notes · View notes
myslodsiewniav · 10 months
Text
Zaskakująco: wyszło, że wpis o finansach i zmierzeniu się z bolesną raną...
Wczoraj, 11 lipca 2023 r.
NIE KUPIŁAM: karnetu miesięcznego na siłkę i saunę, chociaż bardzo to rozważam. Nie chciałam nic kupować pod wpływem chwili po prostu, a im więcej czasu upływa od tej impulsywnej potrzeby tym bardziej jestem przekonana, że na ten urlop potrzebuję tego. Tylko jeszcze zreaserchować muszę co wyjdzie najkorzystniej.
KUPIŁAM: narzędzia do wykonania obrazka dla siostrzeńca, mapę turystyczną Sudetów (w zasadzie kupił ją mój chłopak, był zajarany straszliwie, bo na tej mapie widoczne są wszystkie rodzaje górek, jakie nas interesują obecnie - typ jest szczęśliwy, bo mapa jest laminowana, daje vibe '90, z on lubi wszystko co stare lol xD, a ja się cieszę, bo mapa ma możliwość zaczytywania kodu QR i nawigacji dokładnej, satelitarnej jak w appce MapaTurystyczna - dzięki czemu nie będziemy powtarzać scen z mojego dzieciństwa, gdy rodzice kłócili się nad mapą) oraz książkę "Droga Artysty" - dziś zaczynam trzytygodniową podróż z ćwiczeniami yey! :D :D :D
NIE ZROBIŁAM: dodatkowego CV pod marketing (a chcę i czuję, że to w chuuuuj ważne), zadania rekrutacyjnego o którego sposobie czytam, dokształcam się i którym jaram się tak kosmicznie, że nie mogę do niego przysiąść, bo z nadmiaru emocji po prostu kozłuję jak kauczukowa piłeczka na krześle, muszę wstać, przejść się i uspokoić, bo emocje mnie rozsadzają. ADHD przeszkadza czasem - jaram się, że coś ROBIĘ, a potem z tych emocji okazuje się, że NIC nie zrobiłam i wpadam w panikę. :/
Nie zmontowałam też filmiku - nie wystarczyło mi na to czasu. A mam kilka pomysłów na rolki i kilka materiałów na rolki. Ale to takie czasochłonne! xD
ZROBIŁAM: odespałam (i dziś też :D ), przeczytałam dwa komiksy, zrobiłam wraz z partnerem zakupy na najbli��szy tydzień, przygotowałam dla nas śniadanie - i to takie WOW, bo po ostatnim miesiącu stresu weszły w końcu WARZYWA! Bez comfortfooda (białe bułki z twarogiem, pomidorem i cebulką - w czerwcu nawet jeżeli miałam przygotowane coś innego na śniadanie to potrafiłam i tak wybrać się do sklepu i zrobić sobie moje danie do kompulsywnego objadania się :( nie jadłam tego dużo, jak kiedyś, do bólu dziąseł i żołądka, ale WIEDZIAŁAM co i po co robię, a i tak ta potrzeba zjedzenia tych bułek była we mnie silniejsza...) Przygotowałam wczoraj wieczorem chrupiące, smakowite, czasochłonne śniadanko. Mniam. Obydwoje jesteśmy content :P.
Znalazłam też w księgarni książeczkę o lisku - bo chyba nie pisałam o tym... Moja sis podczas ciąży postanowiła udekorować pokój synka. Miało to sens, przede wszystkim związany z ich aspektem psychicznym, by ten pokój nie stawał się pokojem dziecka szybciej niż będzie pewne, że to dziecko pojawi się na świecie. Dlatego dotychczasowe biuro Szwagra całkiem niedawno zmieniło się w pokoik malucha: jak rozpoczął się 2 trymestr, to ruszyli z tapetowaniem, mebelkami itp Inspiracją był ich wspólny wyjazd, ostatni na jakiś-czas w góry - wylądowali w ślicznym domku do wynajęcia, który nazywał się "lisia norka" czy coś takiego. Wnętrze turkusowo-niebieskiego domku tak zachwyciło moją siostrę (były tam wszelkie rękodzielnicze pierdołki z liskami, książki o liskach, poduszki, talerzyki itp itd), że stało się inspiracją do urządzania pokoiku dziecka. Wspominałam, że podsyła mi non stop dzikie zwierzątka i że je maluje, nie? No to właśnie o to chodzi, że WIELKIE drzwi szafy typu komandor, dwie płyty o wymiarach łącznie mniej-więcej 2,80m x 2,30m, moja siostra od ponad miesiąca zmienia w wielki obrazek przestawiający zaczarowany las. Drzewa o niebieskich liściach, rudy lisek śpiący na gałęzi z rudą kitą zwisającą pośród gąszczu liści, króliczek nasłuchujący na pniaczku, grzybki, a na grzybkach leśne wróżki. Od wczoraj skończony obraz jest już zamontowany w pokoiku małego. Wyszedł pięknie.
[W ogóle siostra przyznała, że jednak woli akryle od akwareli - że nad akrylami łatwiej jest zapanować, a akwarela swoją nieprzewidywalnością jest po prostu frustrująca. Trzeba wiele porażek przeżyć, wiele obrazków na straty spisać, zanim osiągnie się pożądany efekt - a w akrylu widać progres obraz za obrazem. Zgadzam się. Totalnie. Dlatego kocham akwarelę - uczy pokory i daję zastrzyk satysfakcji jak WYJDZIE to, co faktycznie chciało się uzyskać. Ale to też ciekawe spostrzeżenie.]
To dla mnie jest trochę symboliczne - bo ja zawsze kochałam liski, moja siostra dotąd tygrysy (2 dni temu mówiła mi, że jak skończy malować wilka to bierze się za malowanie "swojego" tygrysa). Lisek podczas tej szamańskiej wędrówki podczas ceremonii kakao okazał się być moim zwierzęciem przewodnikiem (moja siostra przy okazji takiego samego doświadczenia widziała ofc tygysa xP). Więc odczytuję to jako taki symbol: siostra przypisuje synkowi patrona "mojego" i przy tym mały będzie miał ten sam (no, niemal - inny żywioł) znak chińskiego zodiaku co ja. Więc tym bardziej emocje bardzo mi tu grają. Dostanie ode mnie obrazek właśnie nawiązujący do tego znaku naszego wspólnego, a zarazem korespondujący z całą aranżacja pokoiku w leśne zwierzątka :D...
Anyway - jak zobaczyłam wczoraj w księgarni książeczkę dla dzieci 0-2 lataka o tytule "Dobranoc lisku" to WIEDZIAŁAM, że może teraz nie jest to jeszcze najrozsądniejszy zakup (w sensie, że na razie, dopuki nie znajdę pracy nie powinnam kupować impulsywnie rzeczy), ale mój siostrzeniec dostanie tą książeczkę ode mnie. Siostra też się zgodziła na ten zakup (wolę z nią ustalać - nadgorliwość to pierwszy stopień do piekła, sama też doceniam szanowanie mojego zdania na temat kupowania mi ciuchów :P). Jak niuniek będzie straszy dostanie.
Bardzo mnie tak książeczka rozczuliła.
A mój chłopak obadał już jakie klocki Duplo od nas dostanie hehehe (ze starymi samochodami ofc xP będzie indoktrynacja od małego) :P i ewentualnie, jakie zestawy LEGO powinniśmy sobie sami sprezentować. Mamy kilka fajnych typów.
Koniec dygresji.
Wracając do tego, co ZROBIŁAM: doszkoliłam się wciąż z finansów.
Uczciwie przyznaję, że robię to od kwietnia-maja. Dopiero teraz nie czuję WSTYDU i FRUSTRACJI, że nie mogę być w innym miejscu. Dopiero teraz mam na tyle dystansu do swojego życia i tych wydarzeń w nim, które powodowały mój WSTYD.
I nie bez znaczenia jest fakt, że słucham o finansach z ust kobiet. Nie wiedziałam nawet, że to tak dla mnie ważne. To znaczy nie mam problemu z tym, aby mężczyźni wykładali o finansach! Nie o to chodzi. Chodzi o coś, co we mnie budziło frustrację i kolejny lęk: że zajmowanie się finansami to działka nie dość, że dla osób, które wywodzą się z innej klasy, które więcej mają (tj. zaplecza kulturowego i bezpieczeństwa dochodowego/materialnego), ale zarazem, że wejście w grono ludzi, którzy ogarniają jak w finanse będzie oznaczać KOLEJNĄ tak dobrze znaną KAŻDEJ kobiecie przeprawę: nim zostaniesz potraktowana poważnie i merytorycznie, nim bez oceny dostaniesz specjalistyczną poradę odnośnie caseu swoich finansów i analizę potrzeb, musisz udowodnić, że jesteś kompetentna, inteligentna, że nie jesteś "taka jak inne kobiety" (w tym sensie, że najpierw musisz pokazać, że jesteś innym człowiekiem płci żeńskiej, niż ten, którego zna specjalista od finansów i w wyniku czego założenia na temat tego, "jaką kobietą jesteś" projektuje na Ciebie np: że tata lub mama płaci za moje studia, albo, że kupujesz kompulsywnie buty itp itd). Bałam się, że będę musiała zacząć od tego, żeby przede wszystkim udowodnić, że jestem CZŁOWIEKIEM, bez szufladki na "kobieta", że nie przepierzam wszystkiego na głupiutkie paznokcie, fryzjera czy kosmetyczkę (bo "kosmetyczka" nawet teraz w niektórych grupach społecznych jest identyfikowana jako taki McDolnald's dla rozrzutnych kobiet, gdzie świadczy się jakąś "głupiutką" usługę za którą płaci się krocie, ale kobiety "muszom" tam iść i kropka - a to cała koninktura patriarchatu, klasyczny kulturowy gender i jakoś ta "głupiutka usługa, ale niedorzecznie droga" nikomu z tych kręgów się nie łączy z bardzo wygórowanymi wymaganiami wobec tego jaka kobieta jest "kobietą zadbaną" w oczach społeczeństwa). I to okay, jeżeli ktoś ma potrzebę chodzenia do fryzjera, na paznokcie czy korzystania z usług kosmetyczki - to wszystko jest okay, to wszystko dla ludzi i nie uważam tego za głupie potrzeby. Użyłam tego uproszczenia, żeby pokazać jakiej metki się obawiałam i z jakimi problemami bałam się, że nie znajdę zrozumienia u MĘZCZYZNY będącego SPECJALISTOM OD FINANSÓW.
Zawsze mnie to irytowało.... frustrowało... wkopywało w poczucie wstydu i winy.
Kurde, od kiedy skończyłam 21 lat utrzymuję się sama! Utrzymywałam chorą mamę, chorego tatę ( w trochę późniejszym etapie życia) i nastoletnią siostrę. Utrzymywałam też narkomana! xD I chociaż byłam w dupie i w bagnie po tym związku, to WYSZŁAM z tego na prostą.
Jako młoda dorosła potrzebowałam wsparcia, przewodnictwa, nauki jak to robić, żeby było dobrze - to normalne, byłam młodym człowiekiem stawającym pierwsze kroki w dorosłość. A rodziców przez wypadki wtedy zabrakło i wszyscy pozostali dorośli członkowie rodziny uznali, że po prostu muszę to ogarniać i tyle, przecież jestem taka "dojrzała ponad wiek". W sumie nikt mi tego nie powiedział, ale wszyscy członkowie rodziny dzwonili pytając mnie jak się w tym wszystkim trzyma tato, czasem pytali o siostrę. Jakbym ja nie straciła mamy i moje życie się nie wywróciło do góry nogami. Pytano czy jakoś tata daje sobie radę itp - jakbym to ja była jego opiekunką, a nie na odwrót. Myślę nawet, że nikt tego nie kwestionował, nie zastanawiał się nad tym - ot, po prostu ja jestem starsza, jestem zaradną dziewczyną (bo byłam zaradnym, odpowiedzialnym dzieckiem), więc muszę być teraz odpowiedzialna za rodzinę, a moja siostra to wesoły, młody, łobuzujący, kolorowy ptak u wejścia w dorosłość. Tak wtedy czułam, że nas dwie widziano: ja jestem "dorosła", a moja siostra "młodziutka". Dobrym przykładem na to jest fakt, że najbliżsi bracia taty, ich żony, dzieci (moi kuzyni) dopiero kilka lat temu próbowali w rozmowie ze mną coś tam na osi czasu ustalić. I wyszło im, jakimś cudem, że jestem od siostry "PRZECIEŻ STARSZA O 5 LAT" - gdy ja się roześmiałam rozbawiona tym założeniem i przypominałam, że "ciociu, przecież jestem młodsza o 4 lata od twojego syna, a moja siostra o 6 lat. W takim razie jak mogłabym być starsza od siostry o 5 lat?", a na to ciocia (i kuzyn zresztą też), przyznają jak oczywistą-oczywistość, że no przecież wiadomo, że jestem młodsza od niego o 4 lata, że siostra jest od niego młodsza o 6 lat, ale od siostry przecież jestem starsza o 5 lat, nie? Czy o 4 lata? - dopytuje zdziwiona ciocia, bo nagle jej coś w rachunkach zaczynało nie stykać, ale nie przyjmowali prawdy do wiadomości. A ja przypominam, że mnie i moją siostrę dzieli 1,5 roku różnicy. Nie 4, ani 5. Tylko ledwie rok z hakiem, dokładnie 16 i pół miesiąca różnicy. To trochę zatkało ich i wciąż jak to wraca w rozmowach to szokuje moją rodzinę... Za tym 1,5roku różnicy wieku między moim rodzeństwem zawsze podąża długa, bardzo długa cisza. Rozmowa wtedy zamiera i sama nie wiem czemu: czy członkom rodziny jest wstyd, że coś z obliczeniami im nie styka czy chodzi o coś innego? Nie wiem. Robi się w takich chwilach niezręcznie... I trudno mi o tym nie myśleć w kontekście tego jak samotna byłam mając te 21 lat - że MOŻE w tych chwilach niezręczności pada na nich świadomość, że jestem dużo młodsza niż myśleli? Że MOŻE od razu - tak jak ja w tych chwilach - myślą "OMG, oni myśleli, że gdy mama miała wylew, a ojciec uciekł to ja byłam 25-26 letnią babką po studiach?". Ale zaraz wraca myśl o tym, że to mój pryzmat spojrzenia na te wydarzenia, bo przecież być może oni teraz nie pamiętają. To było tak dawno i cała rodzina z tego wyszła. A ja o tym myślę w kontekście tego, że tylko to może tłumaczyć krewnych, kiedy mnie tak zawiedli, gdy miałam te 21-lat i zostałam sama... Może też chodzić o to, że zarazem WIEDZĄ, że w kontekście odniesienia do swoich dzieci jestem o te wspominane "XXXlat młodsza" (bo jestem jedną z najmłodszych osób w rodzinie - najstarszą z najmłodszych, o!), ale z uwagi na fakt, że oni wszyscy mają dzieci z różnicą wieku 4-9 lat to tak samo myślą o nas? Inna sprawa to mogę się im zlewać z moim nieżyjącym bratem: umarł jako niemowlę, moi rodzice to przeżyli, starali się o dziecko i pojawiłam się ja, kolejne niemowle. Może rodzeństwu taty ta przerwa nie wydawała się tak duża? Może im się to zlało: mama miała niemowle, przerwa, mama wciąż ma niemowlę? A potem była mała dziewczynka i drugie niemowlę. Mój brat faktycznie byłby starszy od mojej siostry o 4 lata. Ode mnie o ponad 2. Może stąd ta cisza, która zamiera przy rozmowach z rodziną? Ciekawe, czy wtedy, gdy mama miała wylew, a gdyby mój brat żył to on jako 23-latek nosiłby na sobie to brzemie, które ja nosiłam? Czy byłby samotny jak ja? Ech...
Gdy tyle osób, ostatnich osób ważnych w moich życiu, rodziny, miało do mnie wtedy pretensje i wymagania względem tego, bym ogarniała finanse całej gałęzi mojej rodziny na poziomie MASTER, gdy krytykowano mnie za to, że np: nie wysłałam siostry (tj. "dziecka") na wakacje, a mamy na taką-a-taką rehabilitacje. Gdy ciocie lub wujkowie mnie pytali o to ile pieniędzy i na co przeznaczam, a potem, zamiast pomóc to lepiej zorganizować po prostu wytykali mi, że robię to ŹLE. Robiłam to najlepiej jak potrafiłam... To było jak kopanie leżącego: znalazłam się w sytuacji, która potrafi przygnieść dojrzałych ludzi, a ja miałam tylko 21 lat, jednego dnia byłam beztroską nastolatką na koncercie w Katowickim Spodku, a kolejnego dnia byłam najbardziej kompetentną osobą w rodzinie, pocieszycielką, oparciem i osobą, którą się pyta o to co teraz będziemy robić, jak dalej żyć, za co, kiedy, z kim rozmawiać w kwestii załatwiania leczenia itp. Ja się stałam rodzicem dla moich rodziców i siostry. Z dnia na dzień.
Kurde. Podziwiam tą dziewczynę.
I w chuuuuj jej współczuję tego, jak bardzo samotna była, jak bardzo zagubiona, jak bardzo przybita. I jak niesprawiedliwą miarę do niej przykładano i krzyczano, że do tej miary nie udaje jej się sprostać...
Kurde, nigdy chyba nie pisałam o aspekcie finansowym tamtego okresu w moim życiu i teraz po prostu łzy płyną nad klawiaturą. Coś uwalniam. Jednocześnie mam dystans do tego, nie czuje bólu, ale NAPISANIE TERAZ TEGO wylewa ze mnie łzy i gorzkość, która nawet nie wiedziałam, że była zakorkowana. Czuję w tej chwilii ulgę, łatwiej mi się oddycha, ale też potrzebuję płakać...
Być może ta ostra krytyka w okresie w którym cały mój świat się zawalił, w którym nie było nikogo do wsparcia (wiedzą chociażby - mam o to żal do "dorosłych" w mojej rodzinie, którego się wstydziłam i który nadal we mnie powoduje wstyd; przecież nikt nie miał obowiązku mi pomóc lub chociażby przytulić... A tak wtedy potrzebowałam, żeby ktoś mnie przytulił... Byłabym tak boleśnie SAMOTNA, gdyby nie mój przyjaciel przychodzący przez cały rok, regularnie, po pracy, parzący mi mocną herbatę - bez słowa, nie wiedziałam co mu powiedzieć i on nie wiedział co mi mówić - który na godzinie dziennie ze mną siadał przy stole w kuchni i obejmował, a ja płakałam po prostu... to dla mnie WIECEJ znaczyło niż cokolwiek innego, gdy ktoś był bym mogła opłakać moją mamę, bo moja mama, ta która mnie wychowała, wtedy na zawsze odeszła... Ani tato, ani siostra nie chcieli mnie przytulać - byli wściekli, gdy o to prosiłam. A bardzo o to prosiłam! A oni tym bardziej się na mnie wkurzali! Przeżywali to po swojemu. Teraz to rozumiem, wtedy czułam się opuszczona, niekochana, odepchnięta. Czułam odrącana... i potrzebna tylko wtedy, kiedy spełniałam ich oczekiwania wchodząc w rolę zaradnej matki). Krytyka wtedy, kiedy nie miałam za grosz bezpieczeństwa, gdy miesiącami byłam nastwiona na walkę o przetrwanie, w którym mama się zredukowała do niemowlęcia, siostra wyżywała na mnie swój młodzieńczy bunt, a ojciec "wyjechał zarobić na nasze utrzymanie" bez słowa, z dnia na dzień, zostawiając mnie bez grosza przy duszy, ale z przesłanym potem telefoniczne groźnym przekazem "nie waż się nawet brać dziekanki! Masz studiować!". Był może ta ostra krytyka ludzi z doświadczeniem życiowym, starszych, wobec których czułam respekt, tym bardziej mnie przeraziła i odepchnęła zupełnie od PRÓBY lepszego ogarniania finansów? Może nawet to jest jakiś aspekt traumatycznych doświadczeń z tamtego okresu - bo wtedy boleśnie przekonałam się, że pieniądze są CHOLERNIE POTRZEBNE, ale zarazem nie wolno o nich rozmawiać, chyba, że z pozycji kogoś kto ma ich dużo? Nie wiem. Bała się w ogóle o tym aspekcie z kimkolwiek rozmawiać, bo BAŁAM SIĘ, że zostanę skrytykowana, osadzona w szufladki, że najpierw będę musiała udowadniać, że zasługuję na szacunek, bo robię wszystko co w mojej mocy by było jak najlepiej... A jak potem wychodzi to konsekwencja tego, że nie wiem jak to robić lepiej...
I co? I kurwa. Nie wiedziałam JAK, a jednak udało mi się wyjść z totalnego bagna finansowego po zerwaniu z exem, udało mi się utrzymać siebie i siostrę, przy tym zdobyć doświadczenie zawodowe (i przekonać się, że nie chcę tak pracować), udało mi się opłacać wynajem 2 mieszkań, media, rehabilitacje. Nie miałam na wakacje - fakt. Ale kuuuuurde, jestem całkiem niezła w finansowy tetris.
Może stąd się wzięło to, co mi towarzyszyło od lat: STRACH I WSTYD?
Nie wiem, być może.
Napisanie tego wszystkiego powyżej było cholernie trudne...
A teraz chłonę wiedzę z dwóch źródeł: od kobiety, specjalistki od inwestowania, od zarządzania ryzykiem i uczącej jak ogarniać swoje finanse w przestrzeni dla kobiet (pracujących i przedsiębiorczyń) oraz z drugiego źródła: od osoby niebinarner, specjalizującej się w pomaganiu ogarniania finansów osób nieneurotypowych, o nastawieniu antykapitalistycznych i w myśl idei feministycznej.
To jest TAKA ULGA!
To jest - póki co - taka bezpieczna przestrzeń.
Czuję się tak zafascynowana tematem, a zarazem robię notatki i sprawdzam co u mnie lepiej się sprawdzi.
OD razu przechodzimy do konkretów. Od razu szukam rozwiązań dla siebie, dla mojego przypadku. Nie muszę zaczynać od zaciskania zębów na wykładzie, gdy prowadząca zrobi żart o głupiutkiej lasce, blondynce z kawałów, która poszła i wydała całą wypłatę na lakier do paznokci. BO TAKICH ŻARTÓW NIE MA! Bo nikt tu nie trywializuje potrzeb kobiet, mężczyzn, osób o innej orientacji czy zasobach - czy to majątkowych czy psycho-nerologicznych. Czuję się tu traktowana z szacunkiem. Czuję, że nie będę zawstydzania ze względu na sobie problemy czy potrzeby.
Rozbawiła mnie jedna z anegdot przytaczanych przez jedną z prowadzących program: dotyczyła zachowania jakie wynika z neuroatypowości, rosnącego napięcia, które NIEPOZWALA na ogarnięcie tematów, które budzą wielkie emocje. I to co sprawia problem dla tej osoby dla innej osoby, która nie odczuwa takich emocji (w ogóle lub w zetknięciu z danym zagadnieniem, tematem) może wydawać się śmieszne, niedorzeczne, wręcz niepoważne i komediowe. Takim przykładem było LOGOWANIE SIĘ DO SWOJEJ BANKOWOŚCI ELEKTORNICZNEJ, aby sprawdzić jakie ma się usługi aktywne, jakie oprocentowanie kredytu, karty, lokaty czy aby prześledzić historię konta. Że w takich przypadkach MOŻNA prosić o wsparcie przyjaciół lub życzliwych osób, a nawet SPECJALISTY OD FINANSÓW, bo dla osób atypowych może to być PROBLEM budzący irracjonalny lęk (z natury lęk jest irracjonalny, masło maślane) nie-do-przeskoczenia, taki WIEKSZY NIŻ ŻYCIE, który wynika z innych, wcześniejszych doświadczeń i traum.
To jest MOJE.
To jest opis tego jak funkcjonowałam i jak NIKT nie potrafił tego zrozumieć!
Otwieranie KAZDEJ KORESPONDENCJI dla mnie równało się z PANIKĄ, PŁACZEM i BEZSENNOŚCIĄ. Zbierałam się całymi dniami myśląc o tej kopercie z banku i zgadywałam jaką wiadomość może zawierać. Śniłam o tym koszmary! Umawiałam się telefocznie/przez komunikator z przyjacielem, żeby przyszedł i trzymał mnie za rękę, kiedy będę otwierać kopertę. Nie byłam w stanie z nerwów przeczytać tekstu - on czytał i mi streszczał.
Ba!
Jak w 2019 r. dostałam mandat za jazdę tramwajem bez biletu, a potem zamiast go opłacić kupiłam za tą kasę bilet na koncert Taco Hemingwaya (i nadal uważam, że było warto - to była nieodpowiedzialna decyzja, której nie żałuję: postawiłam na swoje przyjemności NAJPIERW, jeden z nielicznych razy w moim życiu, kiedy byłam rebel i pogodzona z konsekwencjami w momencie decyzji) i po dwóch miesiącach przyszło upomnienie. Byłam dorosła. Byłam w terapii. Byłam pogodzona z tym, czego dotyczy mandat. A i tak z nerwów nie potrafiłam tego odczytać xD - po prostu patrzyłam na litery i nie wiedziałam co to oznacza, czasem rozumiałam SŁOWO, ale już zapominałam co oznaczało poprzednie SŁOWO, wracałam i nie rozumiałam. LĘK, że coś spierdoliłam był tak silny, a jednocześnie świadomość tego o co w tej korespondencji chodzi była dla mnie tak przejrzysta, że po dłuższej chwili próby uspokojenia walącego (zdawało by się, że bez powodu) serca i tornada myśli (czy to objaw ADHD? Hymm?) po prostu zadzwoniłam do MPK i prosiłam, żeby mi powiedzieli co napisano w korespondencji, bo z nerwów nie potrafię tego odczytać. I zdawałam sobie sprawę jak głupio to brzmi xD. Nie byłam przestraszona - byłam boleśnie konkretna, spokojna, czułam napięcie w ciele i czułam ZŁOŚĆ na samą siebie, że z nerwów nie ogarniam CZYTANIA. To mnie wkurwiało! Pani z MPK mi wszystko przeczytała xD i wyjaśniła co muszę zrobić. W tamtym momencie czułam się zła, ale też zadowolona z siebie nieprawdopodobnie, bo ogarnęłam coś pomimo tego, że zmysły nie pozwalają mi ogarnąć. Czułam się jakbym kurde walnęła sama sobie szach mat! Wygrałam! I zrobiłam wszystko jak trzeba, wysłałam przelew, wyszłam z długu itp. W 30 minut, bez niepotrzebnego stresu (serio, kiedyś "niepotrzebny stres" potrafił trwać miesiącami, tak bałam się odczytania wiadomości, logowania na konto, rewizji wydatków i wszystkiego co wiązało się z pieniędzmi) załatwiłam sprawę mandatu. To jest moim zdaniem historia sukcesu przezwyciężania swoich lęków.
Przy czym nigdy nie miałam problemów z odczytywaniem korespondencji w pracy lub do pracodawcy. To zawsze była bułka z masłem, natomiast jeżeli coś dotyczyło mojego życia... List w skrzynce z banku lub odebranie telefonu stawały się czymś nie do przeskoczenia.
Chociaż NIGDY na terapii mój problem z odczytywaniem korespondencji nie był bezpośrednio adresowany - być może nie był rozumiany? Bo dla mnie to był BIG DEAL. Mówiłam o tym wielokrotnie. Moja Ania potrafiła ze mną o tym rozmawiać w kontekście "od kiedy tak masz?" itp (i myślę, że dziś, podczas pisania połączyłam kroki skąd mi się wziął strach przed omawianiem finansów - tego aspektu na terapii nie poruszałam), a na tej wcześniejszej terapii na której byłam jedna psycholożka poradziła mi, abym się modliła (tj. nie rozumiała i potem dopytywała czy ja w ogóle się modlę... to tak bardzo nie grało z momentem życia w którym byłam, z moimi problemami, z faktami z którymi się stykałam i z moim stosunkiem do wiary, że czułam się absolutnie zagubiona po takich spotkaniach... Myślę, że to nie była najlepsza specjalistka, bo chociaż z perspektywy widzę, że miała masę empatii w sobie i dużo próby zrozumienia o czym do niej mówię :P, to jednak nie potrafiła chyba przyjąć, że jej klientka/pacjentka ma inny system wartości, inne potrzeby i szuka innych rozwiązań niż te, które ona sama uważała za odpowiednie - nie chciałam modlitwy, ani medytacji. Potrzebowałam najpierw skontaktować się z sobą, znaleźć narzędzia do tego by poczuć się na tyle bezpiecznie by radzić sobie z własnymi emocjami...), a ten zespół od terapii behawioralnej po prostu traktował moje KOSMICZNE napięcie związane z odbieraniem korespondencji/telefonów/logowaniem do bankowości elektronicznej jako takie łatwe do zbycia, jako mały problem, po prostu ja mówiłam "mam z tym olbrzymi problem, nie mogę spać ze strachu na myśl o tym, co jest w tym liście, a jak go otworzę, to jestem tak spanikowana, że nie mogę go przeczytać. Jednocześnie czuję, że nie ma odwrotu i muszę przeczytać, bo już przecież otworzyłam i chcę to mieć za sobą, ale nie jestem w stanie z nerwów przeczytać tego, więc wpadam w panikę i płacz, bo czuję się bezsilna, chociaż zbierając całą odwagę jaką mama podjęłam krok, który mnie przerażał.", a na to Pani Ka. że "no dobrze, tak masz, bo jesteś jeszcze niedojrzała" - myślę, że ona też chciała dobrze, mówiąc mi, że jestem "niedojrzała", gdy miałam 23 lata i utrzymywałam mamę i siostrę, siebie, pracowałam na kilka etatów i leczyłam się z depresji, bo często i usilnie próbowała mnie znowu wstawić w rolę dziecka, próbowała mi przedstawić, że role w rodzinie są zaburzone: że ja się stałam rodzicem własnych rodziców, własnego rodzeństwa, próbowała mi uświadomić, że na niektórych rzeczach nie muszę się znać, nie muszę potrafić i to jest okay... ale jednocześnie robiła w to w sposób, który zamiast mi uzmysłowić, że to okay się tak czuć, jak się czułam, to tylko mi dowalał krytyką i tylko tak potrafiłam to rozumieć: stawałam na rzęsach by być zaradną, odpowiedzialną, dorosłą osobą, która była oparciem dla osoby bardzo chorej, którą uczyłam mówić, chodzić, pisać, czytać, której czytałam książki na dobranoc co noc przy szpitalnym łóżku, a potem w domu, zarazem zapewniającą dach nad głową, leki, czyste ubrania, jedzenie... Zarazem byłam jedynym rodzicem dla młodej siostry, którą bałam się, że stracę, utrzymywałam ją. Zarazem pracowałam tak, jak wiele osób z mojego kierunku marzyło by pracować... i to była bardzo odpowiedzialna praca... Pracowałam, jak osoba dorosła. Ode mnie wtedy zależało tak dużo i nie było nikogo, kto by mi powiedział "już jest bezpiecznie" lub coś innego co dałoby mi kontekst tego, jak ustawić życie, żeby się nie zajechać, żeby wiedzieć, że zrobiłam dość - ja wciąż miałam poczucie winy, że nie jestem tak zaradna, tak dobra, tak dobrze zarabiająca jak mama. Więc jak słyszałam "bo jesteś niedojrzała" to słyszałam "jesteś niewystarczająca by traktować cię poważnie" (w wracamy tu do upupiającacych rozmów o finansach, że jak 23-letnia dziewczyna mogłaby rozmawiać poważnie o swoich finansach, i jak to nie wydaję na imprezy i koncerty, jak to nie żyje nieudanymi randkami, crushami, studenckimi dramami? Że jak to jestem sama z niepełnosprawną osobą i z drugą zbuntowaną nastolatką? Że jak to pracuję niemal bez przerwy i ledwo mi starcza?)
Jestem wdzięczna Ani za to, że porozmawiała ze mną o tamtej terapii. Ja wiem, że tamte terapia wiele mi dała, ale jestem na 200% przekonana, że gdybym wtedy trafiła na terapeutki z taką wrażliwością jak Ania - wyszłabym z terapii bez poczucia winy, z poczuciem sprawczości i bez stresu, że jestem najgorszym człowiekiem, jaki chodził po tej Ziemii. Ania mówiła, że cieszy się, że z perspektywy czasu dostrzegam CO próbowała Pani Ka. mi położyć przed oczami: garniec złota na końcu tęczy, ale zarazem Pani Ka. nie dostrzegła, że ja wówczas przez pochmurne niebo tęczy nie widziałam, że butów nie miałam by wyruszyć w tę drogę (i wtedy to mnie hamowało) i że majaczący odlegle garniec złota budził tylko frustrację: bo nie był dla mnie (tak to wtedy tylko mogłam zinterpretować). Natomiast Ania pomogła mi przejść w miejsce bez chmur, przekonała, że stare buty na tę wyprawę wystarczą, ba! Może nawet znajdę sobie odwagę by ruszyć boso, a potem nawigowała, gdy wspinałam się po tej tęczy - a garb tęczy okazał się być większym wyzwaniem niż sama myśl o ewentualnej nagrodzie. I Ania w tym mi pomogła: by widzieć drogę, znać cel, ale też nie zakładać, jakiej wielkości i z jakimi monetami będzie ten garniec. Dobry psychoterapeuta potrafi pomóc, ale nie bez znaczenia jest to, że zły terapeuta potrafi zasiać wątpliwości, które potem trzeba odplątywać latami. Z dobrym psychoterapeutą :P
Cieszę się, że trafiłam na Anię.
Szczególnie dziś o tym myślę, w kontekście tego, z jakimi uczuciami i z jak zdeptanym poczuciem własnej wartości, z jakim mętlikiem w głowie kończyłam terapię behawioralną...
Wiem, że to nie jest zasługa terapeutki tylko moja, to ja się mierzyłam z własnym cieniem, z przekonaniami itp. Ale gdyby nie mądrość Ani to nie wiem w jakim miejscu bym dziś była... na pewno w smutniejszym pod wieloma względami.
Anyway - ja siebie odnajduję w tej wysłuchanej anegdotce o osobach, które potrzebują wsparcia przy odbieraniu korespondencji/logowaniu do konta.
I fajnie wiedzieć, że nie jestem jedyna - chociaż prawdopodobnie jestem jedyną osobą jaką znam, która w ten sposób reaguje na korespondencję.
Słuchałam też o lokatach, o poduszce finansowej... ech. Jeszcze mi daleko do możliwości odłożenia poduszki finansowej. Totalnie daleko.
Ale wiem już jak się za to zabrać.
Najzabawniejsze - tak gorzko-ironicznie mnie to bawi :P - jest, że w tych materiałach o finansach jako esencję spierdolenia bezpieczeństwa finansowego na początku drogi każdej osoby wchodzącej w świadome zarządzanie finansami jest takie "zadanie" myślowe, taka gimnastyka "co by było, gdybyś z dnia na dzień dowiedział/-ła/-ło się, że tracisz pracę" hahahah xD No działałabym na pełnej, w wywindowanym stresie, z prawnikami, z radami, z PIPem, z przeglądaniem ofert na pracuj.pl codziennie wpierdalając białe pieczywo z twarogiem, pomidorem i cebulą. xD
No ja nie muszę sobie zadanka wizualizować. WIEM co by się stało i WIEM, że sytuacja jest daleka od idealnej, ale bywałam w znacznie gorszych sytuacjach, a nadal żyję! Dałam radę. I to zupełnie na czuja.
Wczoraj - po tym, jak mój jeszcze szef przelał mi wynagrodzenie wcześniej upomniany smsami (echhhh...) - wpłaciłam na konta oszczędnościowe od razu pewne sumy. Najpierw płać sobie. Dobra zasada - słyszałam już o niej lata temu, ale niechęć do logowania się do bankowości elektronicznej jednak wygrywała. :P Dlatego w maju tego roku ustawiłam zlecenia stałe - na moje konto oszczędnościowe codziennie będzie wlatywać równowartość ceny mojego ulubionego batona - gdybym nie dbała o wagę to bym go kupowała i tak, więc za każdy dzień, gdy to nie kupuję (chociaż w zeszłym miesiącu to jednak było różnie, ale w maju byłam całkiem dumna ze swoich wyborów i silnej woli, więc zlecenie stałe zostało ustawione) na moim koncie ląduje mała sumka. Ale to dla mnie WIEKA zmiana. Jak nie miałam pieniędzy to oczywiście NIC nie było odprowadzane (dlatego nie wiem w sumie ile kasy wpłynęło na oszczędnościówkę w czerwcu - możliwe, że wyszłam na zero). I czuję, że to jednak fajne zagranie z mojej strony. Po prostu jeżeli mam coś na koncie, to nie poczuję tak naprawdę w ciągu dnia pomniejszenia środków o te kilka złotówek, a one i tak się odłożą. A jeżeli będę chciała coś jeszcze odłożyć to przeleję po prostu na oszczędnościówkę. Proste. A jednocześnie tak bardzo niedostępne momentami przy tym moim niewielkim wynagrodzeniu...
Również w maju ustaliłam, że bez względu na wszystko po wypłacie z mojego konta będzie wpływało 50zł na drugie konto oszczędnościowe, to na koncie wspólnym O.; Oczywiście jeżeli będę miała więcej środków do odłożenia to też tam polecą, ale póki co minimalna kwota oszczędzania na wspólne wydatki miesięcznie to 50zł (uważam, że to zarazem mało i zarazem dużo... Chciałabym móc odkładać więcej np: 1 tysiąc miesięcznie, to by była po jakimś czasie kwota nie tylko na fajne wakacje, ale też na wkład własny przy chęci kupna mieszkania... a to oddala się w czasie i oddala... Mam wrażenie, że nigdy nie będę miała swojego domu... Ale hey - jeszcze 2 lata temu wyjazd na weekend nad morze był wypadem maksymalnym na mój budżet wakacyjny! A teraz, 2 lata później dopiero co byłam na tygodniowych wakacjach w Toskanii i na 4-dniowym weekendzie nad morze i w okolicach :P Życie to pudełko czekoladek! Może uda się zmienić sytuację. Na pewno już ją zmieniam - kiedyś nie miałam oszczędności wcale, a teraz mam murowane 50zł miesięcznie - to już coś zmienia! Inna sprawa, że zmienia akurat w momencie, kiedy mam problem z płynnością gotówkową... ech...).
Na ten moment mamy wraz z O. na wspólnym koncie oszczędnościowym na wspólnym rachunku równowartość jednego miesiąca naszego życia. W zasadzie o kilka stówek więcej. Przelałam tam zwrot podatku, mój chłopak przelał część swojej premii. To nadal nie duża kwota, ale gdybym w sierpniu jeszcze nie pracowała, to mamy dupochron. Nie wylądujemy na bruku - przynajmniej nie od razu.
Na moim koncie oszczędnościowym (na moim prywatnym rachunku), tym na które codziennie wpływa równowartość batonika mam niemal tyle samo co na wspólnym, ale póki co nie chcę tych pieniędzy ruszać, ani traktować ich jako zabezpieczenie czy poduszkę finansową, bo to pieniądze na opłacenie rat kredytu, tego, który wzięłam w marcu. Boję się tego ruszać. Nie chcę zalegać ze spłatą zadłużenia. To dla mnie bardzo ważne. Więc traktuje te pieniądze tak, jakbym ich nie miała. Przynajmniej dopóki nie znajdę nowej pracy.
Od października mam do spłacenia studia w ratach. Zobaczymy jak będzie. Wiadomo, liczę na to, że znajdę pracę. Jeżeli nie znajdę będę się ubiegać o dofinansowanie, bo na zasiłku dostanę na utrzymanie coś ponad tysiąc złotych... Fajnie by było, gdybym dostała stypendium na rok, a z drugiej - gdybym jednak znalazła dobrze płatną, ciekawą pracę. Na każdą z tych opcji się ucieszę, serio. Nie ucieszę się jeżeli do września nie będę miała roboty, nie dostanę stypendium i w rezultacie w październiku będę musiała zrezygnować ze studiów.
Kolejna rzecz poruszana przez specjalistki od finansów: dywersyfikacja źródła dochodu. To jest coś o czym myślę od dawna. Mam wiedzę i materiały na ruszenie z podcastem. Nie miałam na to tylko czasu xP. Nie wiem czy mi wyjdzie - ale jak nie spróbuję to się nie dowiem. Więc warto się za czymś rozejrzeć... To znaczy WIEM czego chcę xD Wiem na czym się znam, mam wiedze i pomysł. Teraz tylko to WYKONAĆ, a to mnie przerasta tak, jak wcześniej w tym wpisie wspominane wykonanie zadania rekrutacyjnego. xD Jaram się tak, że z emocji kozłuję na krześle, mój mózg razem ze mną, TYLE MAM pomysłów, o tylu rzeczach chcę powiedzieć, do tylu nawiązać i dupa xD Spisać je prędzej niż zdążą się ulotnić, ale oczywiście o czymś zapominam, coś co mi się kołatało po głowie nagle ucieka i zostawia po sobie boleśnie puste miejsce, a ja za nic nie mogę sobie tego przypomnieć; energia się wypala, uznaję, że jestem do niczego, bo tej ulotnej myśli nie złapałam i boję się znowu do tematu siadać, bo pewnie znowu coś mi uleci, a to przecież potwierdza, że jestem chujowa, bo jedna rzecz mi z głowy wyleciała (chory perfekcjonizm? Pedantyzm? W ogóle od czasu diagnozy ten "pedantyzm/perfekcjonizm" obwąchuję i zaczynam go dostrzegać i jest mi z tym dziwnie - całe życie słyszałam, żem jest "chaos", "bałagan", tym czasem cudzy chaos i bałagan to mój "prządek" i "perfekcjonizm co do szczegółu" i zamiana tych etykietek pod opisem moich zachowań robi ze mną dziwne rzeczy - uważam, ze perfekcjonizm przeszkadza w życiu jak cholera, a jakoś go nie dostrzegałam pod przebraniem płaszczyka "bałagan". Tym czasem od keidy pani psycholog mi wyjaśniła, że w moim ADHD ten bałagan to tak naprawdę moja odmiana perfekcjonizmu NAGLE jakbym w ciemnym pokoju zapaliła światło i dostrzegłam swój perfekcjonizm, przyłożyłam go do przekonania, że "perfekcjonizm przeszkadza w życiu jak cholera", zrobiła takie "yup, jak cholera" i w konsekwencji zarazem przeżywam wciąż na nowo szok, że tego perfekcjonizmu nie zauważyłam wcześniej chociaż miałam go pod nosem, a zarazem wciąż myślę o tym czy moja wersja tego co do tej pory uważałam za "perfekcyjny porządek" jest faktycznie mi potrzebna? Bo przecież wychodzi na to, że mniej dokładny, ale społecznie akceptowalny "porządek" jest prostszy do osiągnięcia i zarazem po prostu akceptowalny społecznie :P... tylko czy ja wtedy po 1 - nie zmuszę się do robienia czegoś wbrew sobie i swoim potrzebą? 2 - zdradzam siebie i zwoje potrzeby, negując, że je mam? 3 - czy mając ADHD i wiedząc, że perfekcjonizm może być objawem i po prostu czymś wbudowanym w komfort istnienia nie będzie lepiej, jeżeli zacznę na nowo etykietować swoje zachowania? Zapalając światła w nowych wciąż pokojach i sprawdzając czym dla mnie jest bałagan i jak bardzo nie jest to jedoznaczne? 4 - jak i w jakich obszarach czyć się odpuszczania tego perfekcjonizmu, żeby nie było to bolesne? 5- czy jest jeszcze inna odpowiedź na radzenie sobie z własnym perfekcjozmem). Bo to nie tak...
O ile tutaj piszę dla siebie, o tyle podcast będzie dla grupy odbiorów, która pewnie się wyklaruje na jakimś etapie, ale jednak... chcę by to było merytoryczne bardziej, niż radośnie-chaotyczne he he he :P
No i nie wiadomo czy to będzie w ogóle źródłem dochodu czy po prostu czasochłonnym hobbie. We will see...
JAk nie spróbuję to się nei dowiem.
Teraz mam czas i możliwości, więc będę nad tym pracować.
Druga rzecz to... malowanie. Może to zabrzmi idiotycznie. Serio. Czuję się zawstydzona tym, że chcę sprzedawać swoją sztukę. Bardzo w tym obszarze jestem niepewna. :(
Ale mam już kilka pomysłów... które muszę wykonać i skończyć... A zacznę od obrazka dla mojego siostrzeńca. :P
I od projektu odzieżowego - sitodruk. Mam pomysł dla bliskich na koszulki. Może będzie to dla nich równie fajne, jak dla mnie. :D Mam taką nadzieję. A jak będzie to się okaże.
Kolejna rzecz - ceramika. Warsztaty i wyrób. Nim "zażre" to trochę potrwa, ale MOZLIWE, że to jest całkiem dobra droga na dodatkowe źródło dochodu.
Kolejna rzecz - też póki co z myślą o najbliższych - to książeczki dla dzieci. Z opowieściami, takimi edukacyjnymi. NIE WIEM czy mam skilla w opowiadanie bajek dzieciom, wiem, że jako dziecko miałam: gdy ja opowiadałam wymyślone historie i bajki dzieciaki na koloniach się wymykały z pokoi by posłuchać. Ale sama wtedy byłam dzieckiem... W ogóle lubię opowieści i legendy, więc w tym aspekcie będzie to łatwe, bo mam wiedzę i poniekąd polot, a trudny aspekt to opowiadanie tak, by dzieciaki to faktycznie rozumiały, więc będę musiała prosić o pomoc kogoś, kto się zna na podejściu pedagogicznym o redakcję. No zobaczymy jak to będzie. Póki co siostrzeniec mnie bardzo inspiruje heheheh
Kolejna rzecz, którą wyniosłam z tych edukacyjnych materiałów to wiadomość o inwestowaniu... kurde. To dla mnie jest tak ciekawy temat, a jeszcze nie osiągnęłam tego pułapu w którym mogłabym mówić o budowaniu takiego portfela (póki co pracuję nad poduszką finansową i straciłam pracę - póki co jestem krok od bycia w niedostatku, znowu). W teorii wiedziałam o kilku aspektach tego filara niezależności finansowej. Szczególnie w aspekcie inwestowania w sztukę - w zeszłym roku uczestniczyłam w NAJLEPSZYM szkoleniu dla początkujących artystów EVER z jednym z najlepiej sprzedających się malarzy współczesnej Polski. Świetny facet. Serio. Tyle praktycznej wiedzy ile wyniosłam z jego zajęć nie wyniosłam podczas całych studiów Architektury i Urbanistyki :P A miał typ ponad 2h na omówienie tematu. Anyway - mówił wtedy dużo o tym, jak sztuka staje się inwestycją, a inwestycja jest zabezpieczeniem w portfelu inwestycyjnym osób będących przedsiębiorcami i przedsiębiorczyniami. Niby wiedziałam jak to działa, ale do czasu tego szkolenia tak, jakby nie zdawałam sobie sprawy z wagi tego jak dzieła sztuki stają się inwestycjami. No i teraz na kolejnym etapie edukacji z finansów wrócił temat obligacji, giełdy, lokat i logowania kapitału w dziełach sztuki.
Kurde, chcę kiedyś dojść do takiego momentu w życiu w którym moje artystyczne prace staną się czyjąś formą zabezpieczenia finansowego. Wow! To byłoby totalne sztosiwo! :D
I przy tym punkcie Pani specjalistka wymieniała rodzaje dzieł sztuki: obrazy, instalacje, rzeźby, sztuka użytkowa, samochody. I tu mnie zatkało. Samochody? Pytam mojego O., który też ostatnio dokształca się z dbania o pieniądze jak planuje lokować pieniądze, aby nie traciły na wartości. A on na to "na lokatach i w samochodach oczywiście" xD No i śmiechłam. Wiedziałam! xD
Oczywiście jest to dla nas stopa na ten moment nieosiągalna, ale fajna jest ta perspektywa, że obydwoje się poważnie dokształcamy, poważnie o przyszłości rozmawiamy.
Zanim tego chłopaka nie poznałam nie wiedziałam, że MOŻNA być w takim związku i nikt mi nie potrafił tego przedstawić tak, bym zrozumiała. Po prostu wyobrażenie sobie relacji w której ROZMAWIAMY i komunikujemy się na każdy temat było... nierealne. Wiadomo, że relacje ewoluują, wiadomo, że każde z nas ma zachowania chujowe. Tutaj mój perfekcjonizm się wywala z systemu xD bo nie wiedział, że istnieje taki poziom bycia w fajnym związku...
No i to wszystko o czym dziś pisałam, zbiorczo, prowadzi mnie do konkluzji takiej: mam ponad 30 lat, nie czuję się na tyle, a przeżyłam prawdopodobnie więcej shitowych rzeczy i podjęłam więcej trudnych decyzji niż statystyczna większość 30-latków żyjących w realiach zachodniej kultury i ekonomii w swoim życiu doświadczyło. Pewnie stopniując jest jeszcze kilka grup 30-latków żyjących w tej samej grupie socjo-kulturowej, która przeżyła rzeczy trudniejsze niż ja i dokonywała trudniejszych wyborów (trudno mi teraz nie myśleć o osobach z Ukrainy po prostu powołując się na takie buńczuczne oświadczenia czy statystyki). Po prostu mój problem polega na tym, że porównuję się z osobami, które miały łatwiejszy start w dorosłość niż ja. Które miały załatwione różne potrzeby i zaleczone rany do których ja potrzebowałam najpierw przejść terapię.
Dochodzę do dobrych - dla mnie - konkluzji w życiu, ale w innym czasie niż moi rówieśnicy (jak zwykle). Nawet teraz, gdy straciłam pracę i szarpię się z szefem po prostu DZIAŁAM, teraz decyduję się na studia, weszłam w związek, mam psa, pozwalam sobie na spróbowanie rozwinięcia tych swoich zdolności na rozwijanie których nie było przestrzeni i bezpieczeństwa dekadę temu.
Nie będę pierdolić, że jest mi dobrze z tym, że nie mam mieszkania ani nic swojego - źle mi z tym. WSTYD MI ZA TO. Bardzo źle mi ze świadomością, że nie mam mieszkania i na tak niewiele było mnie stać, że albo się wyekspoloatowywałam dla bliskich, albo nie byłam w stanie zawalczyć bardziej o siebie, bo codzienność była walką. Ale teraz w końcu czuję, że mam wsparcie, że mam kogoś kto w zyciu wybiera iść ze mną. Bardzo o tym marzyłam. Dużo się w obszarze tego marzenia zmieniło, ale to jak jest... ech, nie ma słów na ulgę i siłę do działania, gdy już idąc pogodzona ze swoją samotną drogą, nagle mam opcję przytulenia się do kogoś raz na jakiś czas na tej ścieżce (żeby na nikim nie wisieć, od nikogo się nie uzależniać, po prostu cieszyć się tym, że jest dla mnie wyjątkowy, a ja jestem wyjątkowa dla niego i idziemy razem).
Chcę być lepsza w finanse.
8 notes · View notes
Oddychasz za mnie…
niczym respirator.
Leżę na dnie,
a płuca nie działają.
Wybudzenie mnie ze śpiączki…
- lekarze twierdzą, że mam ledwie kilka procent szans.
Ponadto obrzęk mózgu i pomiar gorączki…
Fatalny wynik. Więc na mnie czas?
W końcu, co to za życie? Pora go odłączyć.
Albo Ciebie.
Na pewno któreś z nas…
będzie kontemplować drugie z góry tak,
jak gwiazdy na niebie.
Nie przyszło mi nigdy do głowy, żeby cię wykorzystać.
Ledwie się narodziło, a już gaśnie szczęście;
chwilę poczekać (o ironio) - i po problemie.
Także w agonii przed Tobą; bez przyszłości ani pożytku…
skowyczę.
Jednak jeżeli przeżyję.
Może minie rok,
poniewczasie zapomnisz moje imię…
- zrobisz dalekosiężny krok.
Ja zapewne zawsze już będę pamiętał tamtą rudą dziewczynę;
albo zapomnę grając w rosyjską ruletkę, gdy już kupię broń.
Wtedy nabędę cel istnienia…
lub dziurawą skroń
- w samotności to bez znaczenia
11 notes · View notes
vivsnov · 1 year
Text
Dzisiaj jestem drugi dzień w szpitalu na koszarowej we wrocławiu bede tutaj robic shitpost na ten temat XD
Dzień 2 (8:25) w szpitalu
Jestem aktualnie na jakimś dziwnym oddziale z babkami z dziecmi, wstalam o 7:00, polozylam sie spac o 21 i wstalam potem o 1, zasnelam okolo 3. Czuje sie tak sobie, alw to ravzej jak zwykle, brzuch mnie napierdala ale kto by sie spodziewal po zezarciu tylu tabletek lol, mam wenflon w rece od przedwczoraj i on tak chilernie mnie wkurwia, juz kroplowki nie dostaje to nie wiem po chuj mi on, jest. Mam dwóch wspólokatorów, jedna to pani a drugi to jej półtorej roczny maluch aluś, chociaz nie ejst tutaj tak nudno, skonczyly mi sie wczoraj okolo 16 dane komorkowe wiec jestem na wi fi szpitalnym ktory praktycznie nie istnieje, mimo boląvej reki czesto biore alka na rece i sie z nim bawie, od razu gdy mama wychodzi do toalety lub gdzies indziej np. do kuchni to musze go od razu czymś zajmować bo płacze XD. Ogólem jest okej ale nuda w chuj, mama po 15 przywiezie mi jakies rzeczy i wkoncu bede miala picie 🙏🙏 bo pije 3 raxy dziennir masakra, ale dostalam wczoraj kubek wiec no amen. Dziś znów bede miała konsultacje z pania psychiatra, troche jeszcze bujam w obłokach ale chyba jest git, dzis zgaduje ze sniadanje bedzie o 9 bo pisze to o 8:30 juz i nie ma nadal wiec no chuj. Dobrze ze trafilam na inna psychiatre niz tą rudą ktora kiedys tu byla, no kurwa masakra jakas. Jakas studentka ktora sie uczy, bo badali akurat alusia ciagle sie kurwa na mnie gapila jakby tffff, przez chwile myslalam ze to moze ta ruda no ale przeciez ona juz jest psychiatra XDDD. Chyba nie mam nic do dodania, od dzis bede pisac taki pamietniczek, jesli przyjma mnie na psychiatryczny (chociaz teraz hestem na obserwacji) to bede pisac recznie w jakims zeszycie 🫶 Jak bedzie sie dziac cos cirkawego to po prostu bedr dopisywac XDD
edit: 8:38 dostalam sniadanie lol
5 notes · View notes
omerychan · 2 years
Text
Przyjaźń mocne słowo opisujące szczęście nieograniczone. Radość z małych rzeczy, wsparcie i poparcie. Przyjaźń zostawia uśmiech coraz wiekszy gdzie smutna miłość łez morze zostawiła. Potrzeba ludzka przyjaciół posiadać. Przyjaciół prawdziwych nie tylko na biedę. Tych którzy zawsze z tobą beda czy jesteś rudą mendą czy czarnym menelem. Przyjaźń akceptuje cie czy masz same wady czy same zalety. Przyjaźń ważna sprawa dbac trzeba jak o żylety, zaniedbane rdzewieją i są wyrzucane. Nie ignoruj potrzeb przyjaciół bo jeszcze oni to zrobią. Przyjaźń potrzebna nam jest wszakże czymże bysmy byli bez najbliższych naszych. Nie ważne czyś jest Chińczykiem, Ukraińcem czy Litwinem, bądź Polakiemu każdemu potrzebny jest przyjaciel.
6 notes · View notes
nannelia · 2 years
Photo
Tumblr media Tumblr media Tumblr media
Narcyz poznał Samantę i maja chemie, więc możliwe, że w przyszłości coś miedzy nimi zajdzie ( ͡° ͜ʖ ͡°) Iii poznał też inną rudą panią, co nie pamiętam jej imienia, ale nieistotne, istotne jest to, że mieli pierwszego buziaka i potrójną chemie ( ͡° ͜ʖ ͡°)
2 notes · View notes
portlandlac · 6 months
Text
Tumblr media
Portlando Lietuvių Bendruomenės Kalėdinė eglutė
2023 m. gruodžio 9 d. šeštadienį   Programos pradžia: 17 val.
Adresas: Latvių Namai 5500 SW Dosch Rd Portland, OR 97239
Kviečiame mažus ir didelius, linksmus ir talentingus, kūrybingus ir išradingus, dainingus ir šoklingus; VISUS VISUS VISUS: snieguoles, elfus, mergaites, berniukus, zuikučius, mamytes, tėvelius ir visus prijaučiančius... sudalyvauti Kalėdų Eglutėje.
Vakaro programa
17:00   -  Pabendraukim!
17:30  –  Portlando lituanistinės mokyklos Kalėdinė programa. 
18:00 -    Kalėdų Senelio dovanos vaikučiams
18:30  –  Kučių „suneštinių“ vaišių pradžia
19:00 -   Advento/Kalėdų burtai ir žaidimai
Suneštinės vaišės   Prašome, atsineškite pagrindinį patiekalą ir desertą. Pagal Kūčių tradicijas patiekalai turėtų būti paruošti be mėsos. Tinka žuvis, kruopos, vaisiai, daržovės. Kava ir arbata bus pateikti. Jei pageidaujate, atsineškite savo vyną, alų.
Kalėdinė programa
Tradiciškai lankysis Kalėdų Senelis su dovanelėmis. Prašome paruošti savo vaikučiams nedidelę dovanėlę ir ją atsinešti į renginį. Vaikučiai gali pasiruošti atlikti kokį nors trumpą pasirodymą (eilėraštis, dainelė, šokis ar pan.).
Mamytės ir Tėveliai: Norėtume, kad visi vaikučiai gautų maždaug vienodo dydžio ir vertės dovanėles. Tad prašome, jog dovanėlė neviršytų $20 vertės ir būtų tokio dydžio, jog lengvai tilptų į rudą popierinį pietų maišelį (“brown bag”). Paruoškite po dovanėlę kiekvienam vaikučiui. Ant dovanėlės aiškiai užrašykite savo vaiko vardą. Atvykę į renginį, palikite dovanėlę(-es) ant priėmimo stalo; dovanėlės bus sudėtos į Kalėdų Senelio maišą.
Įėjimas: $20 suaugusiems / $5 vaikams / $50 šeimai.
Pašome pagalbos papuošti salei. Renkamės penktadienį, gruodžio 8 d 6 val vakare. Dėkojame iš anksto!
Jei turite klausimų ar pasiūlymų, prašome kreipkitės [email protected] 
                                                            ******************
 Christmas Eve and Children’s program
Saturday, December 9rd, 2023 Christmas show - 5:00 PM
Address: Latvian Hall 5500 SW Dosch Rd Portland, OR 97239
Please, be invited to the traditional Lithuanian style Christmas Eve gathering. 
Evening Program
5:00 pm  –  Networking
5:30 pm    -   Christmas Play by Lithuanian Saturday School
6: 00 pm -   Santa Claus brings gift to children
6:30 pm  –  Christmas Eve potluck dinner 
7:00 pm  -   Advent/Christmas games 
Community Potluck   Please, bring a Main Dish and Dessert. Remember Christmas Eve traditions dictate no meat; fish, grains, fruit and vegetable are OK. Coffee and tea will be provided. BYO wine or/and beer. No community bar.
 Traditionally, Santa Claus will also hand out the gifts to the children. Parents, please prepare and bring a small gift which Santa could hand to your child(ren). Kids can prepare to show their talent (poem, song, dance, instrument, etc.).
Parents:  We want all the children to receive a gift that is more or less of similar value and size as everyone else’s. Therefore we ask that the gift does not exceed $20 in value and is no larger than something that could fit into a brown lunch bag. Write your child’s name on the bag clearly. Leave your child’s gift at the reception table to be placed in Santa’s bag.
Entrance:  $20 per adult  / $5 per child / $50 per family
We are asking for help to decorate the Hall on Friday, December 8th at 6 pm. Thank you!
Tumblr media
0 notes
portlandlsc · 6 months
Text
Tumblr media
Portlando Lietuvių Bendruomenės Kalėdinė eglutė
2023 m. gruodžio 9 d. šeštadienį   Programos pradžia: 17 val.
Adresas: Latvių Namai 5500 SW Dosch Rd Portland, OR 97239
Kviečiame mažus ir didelius, linksmus ir talentingus, kūrybingus ir išradingus, dainingus ir šoklingus; VISUS VISUS VISUS: snieguoles, elfus, mergaites, berniukus, zuikučius, mamytes, tėvelius ir visus prijaučiančius... sudalyvauti Kalėdų Eglutėje.
Vakaro programa
17:00   -  Pabendraukim!
17:30  –  Portlando lituanistinės mokyklos Kalėdinė programa. 
18:00 -    Kalėdų Senelio dovanos vaikučiams
18:30  –  Kučių „suneštinių“ vaišių pradžia
19:00 -   Advento/Kalėdų burtai ir žaidimai
Suneštinės vaišės   Prašome, atsineškite pagrindinį patiekalą ir desertą. Pagal Kūčių tradicijas patiekalai turėtų būti paruošti be mėsos. Tinka žuvis, kruopos, vaisiai, daržovės. Kava ir arbata bus pateikti. Jei pageidaujate, atsineškite savo vyną, alų.
Kalėdinė programa
Tradiciškai lankysis Kalėdų Senelis su dovanelėmis. Prašome paruošti savo vaikučiams nedidelę dovanėlę ir ją atsinešti į renginį. Vaikučiai gali pasiruošti atlikti kokį nors trumpą pasirodymą (eilėraštis, dainelė, šokis ar pan.).
Mamytės ir Tėveliai: Norėtume, kad visi vaikučiai gautų maždaug vienodo dydžio ir vertės dovanėles. Tad prašome, jog dovanėlė neviršytų $20 vertės ir būtų tokio dydžio, jog lengvai tilptų į rudą popierinį pietų maišelį (“brown bag”). Paruoškite po dovanėlę kiekvienam vaikučiui. Ant dovanėlės aiškiai užrašykite savo vaiko vardą. Atvykę į renginį, palikite dovanėlę(-es) ant priėmimo stalo; dovanėlės bus sudėtos į Kalėdų Senelio maišą.
Įėjimas: $20 suaugusiems / $5 vaikams / $50 šeimai.
Pašome pagalbos papuošti salei. Renkamės penktadienį, gruodžio 8 d 6 val vakare. Dėkojame iš anksto!
Jei turite klausimų ar pasiūlymų, prašome kreipkitės [email protected] 
                                                            ******************
 Christmas Eve and Children’s program
Saturday, December 9rd, 2023 Christmas show - 5:00 PM
Address: Latvian Hall 5500 SW Dosch Rd Portland, OR 97239
Please, be invited to the traditional Lithuanian style Christmas Eve gathering. 
Evening Program
5:00 pm  –  Networking
5:30 pm    -   Christmas Play by Lithuanian Saturday School
6: 00 pm -   Santa Claus brings gift to children
6:30 pm  –  Christmas Eve potluck dinner 
7:00 pm  -   Advent/Christmas games 
Community Potluck   Please, bring a Main Dish and Dessert. Remember Christmas Eve traditions dictate no meat; fish, grains, fruit and vegetable are OK. Coffee and tea will be provided. BYO wine or/and beer. No community bar.
 Traditionally, Santa Claus will also hand out the gifts to the children. Parents, please prepare and bring a small gift which Santa could hand to your child(ren). Kids can prepare to show their talent (poem, song, dance, instrument, etc.).
Parents:  We want all the children to receive a gift that is more or less of similar value and size as everyone else’s. Therefore we ask that the gift does not exceed $20 in value and is no larger than something that could fit into a brown lunch bag. Write your child’s name on the bag clearly. Leave your child’s gift at the reception table to be placed in Santa’s bag.
Entrance:  $20 per adult  / $5 per child / $50 per family
We are asking for help to decorate the Hall on Friday, December 8th at 6 pm. Thank you!
Tumblr media
0 notes
kasja93 · 9 months
Text
Cześć
Tumblr media
Jak zwykle wstałam i zrobiłam codzienną rutynę. Uszaki rzuciły się na śniadanie ja zaś wzięłam leki i wypiłam kawę. Po ostatnich deszczach nie muszę nawadniać roślin rosnących w ogordzie. Przeszłam się jedynie kontrolnie po grządkach.
Tata szpachlował mi pokój, mama leżała obrażona na świat ja zaś postanowiłam zabawić się w Harrego Pottera i polatać trochę na miotle
Tumblr media
Zaczęłam sprzątać stodołę albo raczej jej niewielki fragment (1/5?). Aż poszłam po maseczkę bo ilość pyłu, kurzu i szczurzych bobków mnie zaskoczyła. Wywiozłam tego dwie taczki. Później zlałam pomieszczenie wodą. Jest gites. Jak wywietrzeje postawi się tam regały i zrobi spiżarnie :)
Tumblr media
Zjadłam obiad (kotlety pieczone w piekarniku) i postanowiłam zostać Uśmiechniętym Żniwiarzem xD
Tumblr media
Wystawiliśmy kawałek płotu bo nasza działka nie ogranicza się jedynie do tego co ogrodzone. Z tylu jest jeszcze z 500 metrów kwadratowych (może więcej). Planujemy tam zrobić w jednym miejscu pierdolnik zaś w drugim sad połączony z wybiegiem dla kur :) Wykosiłam niemal połowę nim opadłam z sił
Tumblr media
Pojechałam odebrać paczki i przy okazji wzięłam sobie loda. Nadal pogodowo jest zimno, ale co tam… Tyle dziś spaliłam, że na dobrego (bo wiecie xD z miasta Dobra, więc musi być dobry xDDD) loda sobie pozwoliłam
Tumblr media
Po powiecie chciałam dać odpocząć zbolałym plecom. Koperek wykorzystał okazje by się przytulić :3 wszystkie zwierzaki mają się dobrze. Rudy Rudzik Dzik Rudziku Zdzisiu Królisiu (tak wołam Rudą jak jest na gigancie) kicała dziś po podwórku zaś Jerry, mam na imię Jerry dał się dziś wygłaskać.
Tumblr media
Ptaszki, a konkretnie Pleszki, rosną jak na drożdżach! Cieszę się, że z czterech jajek wykluły się i przeżyły wszystkie małe :)
Tumblr media
Czuje się dobrze. Trochę się stresuje, ale poza tym czuje się dobrze! Jutro mam e wizytę u psychiatry. Będę musiała też napisać do jakiegoś tłumacza by mi taki przysięgły przetłumaczył raport o stanie zdrowia jaki napisze mi lekarz.
Dobrze, że jest dobrze w gminie Dobra…XD
29 notes · View notes
umarlam00 · 5 months
Text
Zamierzam się jebnąc na rudo.
Będę mogła być pelnobrawną wredną rudą zołzą jak to mnie niektórzy nazywają haha.. mega się tym jaram. Chce taki kolorek
Tumblr media
10 notes · View notes
sweet---sunshine · 3 months
Text
Robimy się na rudą wiewióre ✌️✌️
5 notes · View notes
seoxpertas · 7 months
Text
Kaip Išsirinkti Vyrišką Džemperį: Svarbiausi Kriterijai
Tumblr media
Kai atšalsta orai, džemperis tampa neatsiejama vyriškos spintos dalimi. Bet ar žinojote, kad džemperio pasirinkimas gali atskleisti daug apie jūsų asmeninį stilių, jūsų kūno sudėjimą ir net jūsų charakterio ypatumus? Todėl labai svarbu žinoti, kaip tinkamai išsirinkti rengiuos.lt vyrišką džemperį→
Medžiaga
Pirmasis ir svarbiausias dalykas, kurį reikėtų atsižvelgti renkantis džemperį, yra jo medžiaga. Kiekviena medžiaga turi savo privalumų ir trūkumų.
Vilna: Tai labai šilta medžiaga, puikiai tinkanti šaltiems orams. Be to, ji kvėpuoja, todėl džemperis neiškelia per daug šilumos. Ši medžiaga yra ilgaamžė, bet reikalauja ypatingos priežiūros.
Kotono: Ši medžiaga yra lengva ir kvėpuojanti, todėl puikiai tinka šiltesniems orams ar vidiniam sluoksniui. Ji yra mažiau šilta nei vilna, bet lengvai prižiūrima.
Sintetika: Dažnai naudojama dėl jos ekonomiškumo, tačiau gali būti mažiau kvėpuojanti ir mažiau šilta už natūralias medžiagas.
Dydis ir forma
Džemperio dydis ir forma turėtų atitikti jūsų kūno sudėjimą. Per didelis džemperis gali pridėti papildomų kilogramų, o per mažas – atrodyti nepatogiai ir suspaustai.
Kūno linijos: Pasirinkite džemperį, kuris sekės jūsų kūno linijas be perteklinio suspaudimo.
Ilgis: Optimalus džemperio ilgis yra toks, kad jis uždengtų jūsų diržo liniją, bet nebūtų per ilgas.
Stilius ir spalva
Džemperis gali būti puikus būdas išreikšti savo asmeninį stilių. Ar jūs mėgstate klasikinį, sportišką ar modernų stilių? Pasirinkite atitinkamą modelį.
Spalva: Populiariausios spalvos yra pilka, mėlyna, juoda ar rudą atspalviai. Tačiau drąsesni gali rinktis ryškesnes spalvas, pavyzdžiui, raudoną, žalią ar geltoną.
Priežiūra
Pasirinkite džemperį, kurį būtų lengva prižiūrėti. Jei nenorite dažnai lankyti sausos valymo paslaugų, rinkitės džemperius, kuriuos galima skalbti namuose.
Kaina ir kokybė
Ne visada brangesnis džemperis yra geresnės kokybės. Svarbu atkreipti dėmesį į siuvimo kokybę, medžiagos storį ir kitus detalius. Kartais verta investuoti šiek tiek daugiau į aukštos kokybės džemperį, kuris tarnaus ilgiau.
Kokios Medžiagos Džemperiai Būna Geriausi?
Džemperio kokybė ir patogumas priklauso nuo jo medžiagos. Tinkama medžiaga gali užtikrinti šilumą, patogumą ir ilgaamžiškumą. Tačiau kuri medžiaga yra geriausia? Tai priklauso nuo asmeninių poreikių ir naudojimo sąlygų. Štai keletas populiariausių džemperio medžiagų ir jų savybių.
Vilna
Savybės: Tai natūrali, kvėpuojanti ir šilta medžiaga. Ypač vertinama už gebėjimą išlaikyti šilumą net drėgnoje aplinkoje. Tipai: Yra įvairių vilnos rūšių, tokios kaip merino, kashmiras ar lamų vilna, kiekviena su savo unikaliomis savybėmis. Privalumai: Ilgaamžiškumas, šiluma, kvėpuojamumas. Trūkumai: Gali būti jautresnė mechaniniam poveikiui, kai kurie žmonės jaucia dirginimą ar alergiją.
Medvilnė
Savybės: Lengva, kvėpuojanti medžiaga, gerai sugeria drėgmę. Privalumai: Tinka šiltesniems orams, lengva prižiūrėti, dažniausiai nesukelia alergijų. Trūkumai: Nesulaiko šilumos taip gerai kaip vilna, gali susitraukti po skalbimo.
Kašmyras
Savybės: Labai minkšta, šilta ir prabangi medžiaga. Privalumai: Itin šilta, lengva, prabangus išvaizdos ir jausmo atžvilgiu. Trūkumai: Brangus, reikalauja atsargios priežiūros.
Alpaka
Savybės: Natūrali vilnos rūšis, kuri yra lengva, šilta ir atspari vandeniui. Privalumai: Šiltesnė už įprastinę vilną, mažiau tikėtina, kad sukels odos dirginimą. Trūkumai: Gali būti brangesnė už kitas medžiagas.
Sintetinės medžiagos (pvz., poliesteris, akrilas)
Savybės: Dažnai naudojamos kaip pigesnė alternatyva natūralioms medžiagoms. Privalumai: Mažesnė kaina, lengva priežiūra, dažnai atsparūs susitraukimui. Trūkumai: Mažiau kvėpuojantys, gali būti mažiau patogūs dėvėti nei natūralios medžiagos.
Informacijos šaltinis: https://www.rengiuos.lt
0 notes