Tumgik
#zwierzątka
bluedestinybluebird · 7 months
Text
leży na mnie zwierzątko, które jest płynem
1 note · View note
kendallspussy · 2 years
Text
Tumblr media Tumblr media
HELPPPPPPPP
2 notes · View notes
leatherbookmark · 4 months
Text
Tumblr media Tumblr media
corporate needs you to find the differences etc
0 notes
ja-doll-divine · 2 months
Text
Jak ten czas zasuwa.
Przyszły prochy Rijanki. Odebrałam lekki kartonik w który została zapakowana. Popłakałam sobie. Postawiłam ją koło Whispera. Znowu popłakałam. Dwa zwierzątka.
Wyświetlają mi się filmy z Rijanką na FB czy IG. Taka mała koteczka.
Kiedyś mi przejdzie. Pogodzę się z tym.
13 notes · View notes
slavicafire · 1 year
Note
ja to mam, kruca fuks, przygody.
idę sobie przedwczoraj wieczorem na spacer. Patrzę, jeż. Pogryziony przez psy. Biorę do domu w pudełku. Szukam w necie, co można dać jeżowi. Leczę jeża, zawożę jeża do weterynarza. Jeż podobno ma się dobrze, dać mu zastrzyk w poniedziałek i wypuścić.
No to trzymam jeża nieznanej płci w domu, daję mu jeść, pić, stertę trawy - no po prostu hotel pięciogwiazdkowy.
Idę pół godziny temu nakarmić jeża, i co? Jeż jest jeżycą. Jeżycą ze świeżo urodzonymi pięcioma jeżątkami.
Czy ja wyglądam jak położna??
Nie pozostaje nic, jak zająć się jeżami i odwieźć do jakiejś organizacji jeżowej, żeby się nimi zajął ktoś z prawdziwego zdarzenia.
tak to właśnie przeznaczenie płata nam figle - znam to aż za dobrze!
jeże, a już tym bardziej chore albo maluchy, to tak naprawdę bardzo ciężkie zwierzątka do ogarnięcia. trudniejsze do odratowania są chyba tylko jerzyki i małe wiewiórki, przynajmniej dla mnie.
więc szukaj organizacji a my tu wszyscy trzymamy kciuki! (ale też nie obwiniaj się jeśli coś pójdzie nietak, to naprawdę nie lada wyzwanie)
35 notes · View notes
linkemon · 9 months
Text
Ranpo Edogawa x Reader
Tumblr media
Selfship dla mandarynkowy_stworek. Masterlist w języku polskim można znaleźć tu.
For English version of the same work check my Masterlist here.
• Jako jedna z egzekutorek w Portowej Mafii, miałaś pełne ręce roboty. Podążałaś wiernie za rozkazami szefa. Zostałaś przygarnięta w nastoletnim wieku, gdy odkryto twoją umiejętność i od tamtej pory płynęłaś z prądem. Czy myślałaś o innym, spokojniejszym życiu? Niezbyt. Praca jak każda inna – mawiałaś.
• Zabijałaś szybko. Nie lubiłaś sprawiać ludziom bólu. To, co jednak było ciekawe, to sposób w jaki maskowałaś zbrodnie. Nikt nie był w stanie cię rozgryźć. Mało kto w mafii rozumiał jak do końca działa twoja moc.
Dlatego prędzej czy później musiałaś się natknąć na detektywa. Ranpo był najlepszy w swoim fachu. Większość spraw z twojej winy trafiała na jego biurko, bo policja nie mogła sobie z nimi poradzić. I musiał przyznać, że dostarczałaś mu świetnej zabawy. Jego dedukcja zwykle radziła sobie ze wszystkich bardzo szybko. Tutaj jednak, musiał pogłówkować parę sekund dłużej, co było niesamowitym wynikiem. Twoje taktyki sprawiały, że zaczął cię podziwiać, choć byłaś morderczynią.
• To nie do końca tak, że zaczął tuszować za tobą morderstwa. Zabijałaś w większości już i tak złych do cna ludzi a winę zrzucałaś zwykle na konkurentów politycznych, przeciwników czy już zmarłe osoby. Dlatego pozwolił ci grać dalej w tę grę byle tylko zobaczyć co zrobisz kolejnym razem.
• Ludzie w agencji szybko dostrzegli, że Edogawa gapi się w okno zamyślony o wiele częściej niż zwykle. Gdy Dazai zasugerował, że się zakochał, z rozmarzonym wyrazem twarzy, stwierdził, że chyba tak właśnie jest. Co doprowadziło mężczyznę do konkluzji, że koniecznie musi cię spotkać.
• W ten sposób doszło do waszego spotkania na miejscu zbrodni, gdzie musiałaś wrócić by zatrzeć resztki śladów. Pojawił się tam i wyjawił jak ci pomagał przez kilka miesięcy. Stwierdziłaś, że niezbyt cię to obchodzi, bo jesteście wrogami. Wyciągnęłaś pistolet i strzeliłaś kilka razy, ale uciekł.
• Od tamtej pory regularnie zaczęłaś dostawać prezenty. Szybko zorientowałaś się kto jest ich adresatem. Były to zwykle bardzo głupiutkie, drobne rzeczy. Cukierki dla dzieci ukryte w szafce, plastry w zwierzątka albo kwiatek w pobliżu miejsc, gdzie zwykle przebywałaś. Potem także listy, które czytałaś by zaraz potem spalić. Starałaś się to ignorować. Można śmiało powiedzieć, że Ranpo postawił sobie za cel cały czas przypominać ci o tym, że istnieje.
• Wkurzona planowałaś na niego zapolować by w końcu przestał ci się naprzykrzać. I kiedy już prawie ci się udało, niemal wpadłaś w ręce policji. Zamknęłaś się w zraniona w opuszczonym budynku. Twoi podwładni nie zdążyliby dotrzeć na czas, nie było sensu po nich dzwonić. Mafia ich potrzebowała. Wtedy na scenę wkroczył Edogawa, i choć chciałaś go postrzelić, nie miałaś już kul. Zabrał cię i bezpiecznie wyprowadził (oczywiście chwalił się przez całą drogę) po czym zniknął.
• Nie wiedziałaś co o tym wszystkim myśleć.  Wcześniej chciałaś i czułaś, że powinnaś go zamordować, ale ten pomysł stopniowo zaczął blednąć. Postanowiłaś rozprawić się z tym jak najszybciej, gdy tylko wyzdrowiejesz. Nie mogłaś ryzykować.
W ten sposób znaleźliście się w sytuacji, gdy stałaś nad nim z lufą przyłożoną do skroni w opuszczonym hangarze. I nie strzeliłaś. Choć wiedziałaś o swoim obowiązku, nie zrobiłaś tego. Ręka zaczęła ci się trząść. Bo na myśl, że twoje dni znowu będą puste i znikną jego listy i prezenciki, poczułaś żal. Ranpo ostrożnie wyjął ci broń z ręki, po czym pocałował. To była najbardziej niespodziewana rzecz, jaką mógł zrobić. Stanęłaś osłupiała na moment, po czym ulotniłaś się z miejsca zdarzenia.
• Teraz siedzisz w swojej kwaterze, zastanawiając się co zrobić. Czy naprawdę zakochałaś się w Ranpo Edogawie?
13 notes · View notes
myslodsiewniav · 11 months
Text
Zaskakująco: wyszło, że wpis o finansach i zmierzeniu się z bolesną raną...
Wczoraj, 11 lipca 2023 r.
NIE KUPIŁAM: karnetu miesięcznego na siłkę i saunę, chociaż bardzo to rozważam. Nie chciałam nic kupować pod wpływem chwili po prostu, a im więcej czasu upływa od tej impulsywnej potrzeby tym bardziej jestem przekonana, że na ten urlop potrzebuję tego. Tylko jeszcze zreaserchować muszę co wyjdzie najkorzystniej.
KUPIŁAM: narzędzia do wykonania obrazka dla siostrzeńca, mapę turystyczną Sudetów (w zasadzie kupił ją mój chłopak, był zajarany straszliwie, bo na tej mapie widoczne są wszystkie rodzaje górek, jakie nas interesują obecnie - typ jest szczęśliwy, bo mapa jest laminowana, daje vibe '90, z on lubi wszystko co stare lol xD, a ja się cieszę, bo mapa ma możliwość zaczytywania kodu QR i nawigacji dokładnej, satelitarnej jak w appce MapaTurystyczna - dzięki czemu nie będziemy powtarzać scen z mojego dzieciństwa, gdy rodzice kłócili się nad mapą) oraz książkę "Droga Artysty" - dziś zaczynam trzytygodniową podróż z ćwiczeniami yey! :D :D :D
NIE ZROBIŁAM: dodatkowego CV pod marketing (a chcę i czuję, że to w chuuuuj ważne), zadania rekrutacyjnego o którego sposobie czytam, dokształcam się i którym jaram się tak kosmicznie, że nie mogę do niego przysiąść, bo z nadmiaru emocji po prostu kozłuję jak kauczukowa piłeczka na krześle, muszę wstać, przejść się i uspokoić, bo emocje mnie rozsadzają. ADHD przeszkadza czasem - jaram się, że coś ROBIĘ, a potem z tych emocji okazuje się, że NIC nie zrobiłam i wpadam w panikę. :/
Nie zmontowałam też filmiku - nie wystarczyło mi na to czasu. A mam kilka pomysłów na rolki i kilka materiałów na rolki. Ale to takie czasochłonne! xD
ZROBIŁAM: odespałam (i dziś też :D ), przeczytałam dwa komiksy, zrobiłam wraz z partnerem zakupy na najbliższy tydzień, przygotowałam dla nas śniadanie - i to takie WOW, bo po ostatnim miesiącu stresu weszły w końcu WARZYWA! Bez comfortfooda (białe bułki z twarogiem, pomidorem i cebulką - w czerwcu nawet jeżeli miałam przygotowane coś innego na śniadanie to potrafiłam i tak wybrać się do sklepu i zrobić sobie moje danie do kompulsywnego objadania się :( nie jadłam tego dużo, jak kiedyś, do bólu dziąseł i żołądka, ale WIEDZIAŁAM co i po co robię, a i tak ta potrzeba zjedzenia tych bułek była we mnie silniejsza...) Przygotowałam wczoraj wieczorem chrupiące, smakowite, czasochłonne śniadanko. Mniam. Obydwoje jesteśmy content :P.
Znalazłam też w księgarni książeczkę o lisku - bo chyba nie pisałam o tym... Moja sis podczas ciąży postanowiła udekorować pokój synka. Miało to sens, przede wszystkim związany z ich aspektem psychicznym, by ten pokój nie stawał się pokojem dziecka szybciej niż będzie pewne, że to dziecko pojawi się na świecie. Dlatego dotychczasowe biuro Szwagra całkiem niedawno zmieniło się w pokoik malucha: jak rozpoczął się 2 trymestr, to ruszyli z tapetowaniem, mebelkami itp Inspiracją był ich wspólny wyjazd, ostatni na jakiś-czas w góry - wylądowali w ślicznym domku do wynajęcia, który nazywał się "lisia norka" czy coś takiego. Wnętrze turkusowo-niebieskiego domku tak zachwyciło moją siostrę (były tam wszelkie rękodzielnicze pierdołki z liskami, książki o liskach, poduszki, talerzyki itp itd), że stało się inspiracją do urządzania pokoiku dziecka. Wspominałam, że podsyła mi non stop dzikie zwierzątka i że je maluje, nie? No to właśnie o to chodzi, że WIELKIE drzwi szafy typu komandor, dwie płyty o wymiarach łącznie mniej-więcej 2,80m x 2,30m, moja siostra od ponad miesiąca zmienia w wielki obrazek przestawiający zaczarowany las. Drzewa o niebieskich liściach, rudy lisek śpiący na gałęzi z rudą kitą zwisającą pośród gąszczu liści, króliczek nasłuchujący na pniaczku, grzybki, a na grzybkach leśne wróżki. Od wczoraj skończony obraz jest już zamontowany w pokoiku małego. Wyszedł pięknie.
[W ogóle siostra przyznała, że jednak woli akryle od akwareli - że nad akrylami łatwiej jest zapanować, a akwarela swoją nieprzewidywalnością jest po prostu frustrująca. Trzeba wiele porażek przeżyć, wiele obrazków na straty spisać, zanim osiągnie się pożądany efekt - a w akrylu widać progres obraz za obrazem. Zgadzam się. Totalnie. Dlatego kocham akwarelę - uczy pokory i daję zastrzyk satysfakcji jak WYJDZIE to, co faktycznie chciało się uzyskać. Ale to też ciekawe spostrzeżenie.]
To dla mnie jest trochę symboliczne - bo ja zawsze kochałam liski, moja siostra dotąd tygrysy (2 dni temu mówiła mi, że jak skończy malować wilka to bierze się za malowanie "swojego" tygrysa). Lisek podczas tej szamańskiej wędrówki podczas ceremonii kakao okazał się być moim zwierzęciem przewodnikiem (moja siostra przy okazji takiego samego doświadczenia widziała ofc tygysa xP). Więc odczytuję to jako taki symbol: siostra przypisuje synkowi patrona "mojego" i przy tym mały będzie miał ten sam (no, niemal - inny żywioł) znak chińskiego zodiaku co ja. Więc tym bardziej emocje bardzo mi tu grają. Dostanie ode mnie obrazek właśnie nawiązujący do tego znaku naszego wspólnego, a zarazem korespondujący z całą aranżacja pokoiku w leśne zwierzątka :D...
Anyway - jak zobaczyłam wczoraj w księgarni książeczkę dla dzieci 0-2 lataka o tytule "Dobranoc lisku" to WIEDZIAŁAM, że może teraz nie jest to jeszcze najrozsądniejszy zakup (w sensie, że na razie, dopuki nie znajdę pracy nie powinnam kupować impulsywnie rzeczy), ale mój siostrzeniec dostanie tą książeczkę ode mnie. Siostra też się zgodziła na ten zakup (wolę z nią ustalać - nadgorliwość to pierwszy stopień do piekła, sama też doceniam szanowanie mojego zdania na temat kupowania mi ciuchów :P). Jak niuniek będzie straszy dostanie.
Bardzo mnie tak książeczka rozczuliła.
A mój chłopak obadał już jakie klocki Duplo od nas dostanie hehehe (ze starymi samochodami ofc xP będzie indoktrynacja od małego) :P i ewentualnie, jakie zestawy LEGO powinniśmy sobie sami sprezentować. Mamy kilka fajnych typów.
Koniec dygresji.
Wracając do tego, co ZROBIŁAM: doszkoliłam się wciąż z finansów.
Uczciwie przyznaję, że robię to od kwietnia-maja. Dopiero teraz nie czuję WSTYDU i FRUSTRACJI, że nie mogę być w innym miejscu. Dopiero teraz mam na tyle dystansu do swojego życia i tych wydarzeń w nim, które powodowały mój WSTYD.
I nie bez znaczenia jest fakt, że słucham o finansach z ust kobiet. Nie wiedziałam nawet, że to tak dla mnie ważne. To znaczy nie mam problemu z tym, aby mężczyźni wykładali o finansach! Nie o to chodzi. Chodzi o coś, co we mnie budziło frustrację i kolejny lęk: że zajmowanie się finansami to działka nie dość, że dla osób, które wywodzą się z innej klasy, które więcej mają (tj. zaplecza kulturowego i bezpieczeństwa dochodowego/materialnego), ale zarazem, że wejście w grono ludzi, którzy ogarniają jak w finanse będzie oznaczać KOLEJNĄ tak dobrze znaną KAŻDEJ kobiecie przeprawę: nim zostaniesz potraktowana poważnie i merytorycznie, nim bez oceny dostaniesz specjalistyczną poradę odnośnie caseu swoich finansów i analizę potrzeb, musisz udowodnić, że jesteś kompetentna, inteligentna, że nie jesteś "taka jak inne kobiety" (w tym sensie, że najpierw musisz pokazać, że jesteś innym człowiekiem płci żeńskiej, niż ten, którego zna specjalista od finansów i w wyniku czego założenia na temat tego, "jaką kobietą jesteś" projektuje na Ciebie np: że tata lub mama płaci za moje studia, albo, że kupujesz kompulsywnie buty itp itd). Bałam się, że będę musiała zacząć od tego, żeby przede wszystkim udowodnić, że jestem CZŁOWIEKIEM, bez szufladki na "kobieta", że nie przepierzam wszystkiego na głupiutkie paznokcie, fryzjera czy kosmetyczkę (bo "kosmetyczka" nawet teraz w niektórych grupach społecznych jest identyfikowana jako taki McDolnald's dla rozrzutnych kobiet, gdzie świadczy się jakąś "głupiutką" usługę za którą płaci się krocie, ale kobiety "muszom" tam iść i kropka - a to cała koninktura patriarchatu, klasyczny kulturowy gender i jakoś ta "głupiutka usługa, ale niedorzecznie droga" nikomu z tych kręgów się nie łączy z bardzo wygórowanymi wymaganiami wobec tego jaka kobieta jest "kobietą zadbaną" w oczach społeczeństwa). I to okay, jeżeli ktoś ma potrzebę chodzenia do fryzjera, na paznokcie czy korzystania z usług kosmetyczki - to wszystko jest okay, to wszystko dla ludzi i nie uważam tego za głupie potrzeby. Użyłam tego uproszczenia, żeby pokazać jakiej metki się obawiałam i z jakimi problemami bałam się, że nie znajdę zrozumienia u MĘZCZYZNY będącego SPECJALISTOM OD FINANSÓW.
Zawsze mnie to irytowało.... frustrowało... wkopywało w poczucie wstydu i winy.
Kurde, od kiedy skończyłam 21 lat utrzymuję się sama! Utrzymywałam chorą mamę, chorego tatę ( w trochę późniejszym etapie życia) i nastoletnią siostrę. Utrzymywałam też narkomana! xD I chociaż byłam w dupie i w bagnie po tym związku, to WYSZŁAM z tego na prostą.
Jako młoda dorosła potrzebowałam wsparcia, przewodnictwa, nauki jak to robić, żeby było dobrze - to normalne, byłam młodym człowiekiem stawającym pierwsze kroki w dorosłość. A rodziców przez wypadki wtedy zabrakło i wszyscy pozostali dorośli członkowie rodziny uznali, że po prostu muszę to ogarniać i tyle, przecież jestem taka "dojrzała ponad wiek". W sumie nikt mi tego nie powiedział, ale wszyscy członkowie rodziny dzwonili pytając mnie jak się w tym wszystkim trzyma tato, czasem pytali o siostrę. Jakbym ja nie straciła mamy i moje życie się nie wywróciło do góry nogami. Pytano czy jakoś tata daje sobie radę itp - jakbym to ja była jego opiekunką, a nie na odwrót. Myślę nawet, że nikt tego nie kwestionował, nie zastanawiał się nad tym - ot, po prostu ja jestem starsza, jestem zaradną dziewczyną (bo byłam zaradnym, odpowiedzialnym dzieckiem), więc muszę być teraz odpowiedzialna za rodzinę, a moja siostra to wesoły, młody, łobuzujący, kolorowy ptak u wejścia w dorosłość. Tak wtedy czułam, że nas dwie widziano: ja jestem "dorosła", a moja siostra "młodziutka". Dobrym przykładem na to jest fakt, że najbliżsi bracia taty, ich żony, dzieci (moi kuzyni) dopiero kilka lat temu próbowali w rozmowie ze mną coś tam na osi czasu ustalić. I wyszło im, jakimś cudem, że jestem od siostry "PRZECIEŻ STARSZA O 5 LAT" - gdy ja się roześmiałam rozbawiona tym założeniem i przypominałam, że "ciociu, przecież jestem młodsza o 4 lata od twojego syna, a moja siostra o 6 lat. W takim razie jak mogłabym być starsza od siostry o 5 lat?", a na to ciocia (i kuzyn zresztą też), przyznają jak oczywistą-oczywistość, że no przecież wiadomo, że jestem młodsza od niego o 4 lata, że siostra jest od niego młodsza o 6 lat, ale od siostry przecież jestem starsza o 5 lat, nie? Czy o 4 lata? - dopytuje zdziwiona ciocia, bo nagle jej coś w rachunkach zaczynało nie stykać, ale nie przyjmowali prawdy do wiadomości. A ja przypominam, że mnie i moją siostrę dzieli 1,5 roku różnicy. Nie 4, ani 5. Tylko ledwie rok z hakiem, dokładnie 16 i pół miesiąca różnicy. To trochę zatkało ich i wciąż jak to wraca w rozmowach to szokuje moją rodzinę... Za tym 1,5roku różnicy wieku między moim rodzeństwem zawsze podąża długa, bardzo długa cisza. Rozmowa wtedy zamiera i sama nie wiem czemu: czy członkom rodziny jest wstyd, że coś z obliczeniami im nie styka czy chodzi o coś innego? Nie wiem. Robi się w takich chwilach niezręcznie... I trudno mi o tym nie myśleć w kontekście tego jak samotna byłam mając te 21 lat - że MOŻE w tych chwilach niezręczności pada na nich świadomość, że jestem dużo młodsza niż myśleli? Że MOŻE od razu - tak jak ja w tych chwilach - myślą "OMG, oni myśleli, że gdy mama miała wylew, a ojciec uciekł to ja byłam 25-26 letnią babką po studiach?". Ale zaraz wraca myśl o tym, że to mój pryzmat spojrzenia na te wydarzenia, bo przecież być może oni teraz nie pamiętają. To było tak dawno i cała rodzina z tego wyszła. A ja o tym myślę w kontekście tego, że tylko to może tłumaczyć krewnych, kiedy mnie tak zawiedli, gdy miałam te 21-lat i zostałam sama... Może też chodzić o to, że zarazem WIEDZĄ, że w kontekście odniesienia do swoich dzieci jestem o te wspominane "XXXlat młodsza" (bo jestem jedną z najmłodszych osób w rodzinie - najstarszą z najmłodszych, o!), ale z uwagi na fakt, że oni wszyscy mają dzieci z różnicą wieku 4-9 lat to tak samo myślą o nas? Inna sprawa to mogę się im zlewać z moim nieżyjącym bratem: umarł jako niemowlę, moi rodzice to przeżyli, starali się o dziecko i pojawiłam się ja, kolejne niemowle. Może rodzeństwu taty ta przerwa nie wydawała się tak duża? Może im się to zlało: mama miała niemowle, przerwa, mama wciąż ma niemowlę? A potem była mała dziewczynka i drugie niemowlę. Mój brat faktycznie byłby starszy od mojej siostry o 4 lata. Ode mnie o ponad 2. Może stąd ta cisza, która zamiera przy rozmowach z rodziną? Ciekawe, czy wtedy, gdy mama miała wylew, a gdyby mój brat żył to on jako 23-latek nosiłby na sobie to brzemie, które ja nosiłam? Czy byłby samotny jak ja? Ech...
Gdy tyle osób, ostatnich osób ważnych w moich życiu, rodziny, miało do mnie wtedy pretensje i wymagania względem tego, bym ogarniała finanse całej gałęzi mojej rodziny na poziomie MASTER, gdy krytykowano mnie za to, że np: nie wysłałam siostry (tj. "dziecka") na wakacje, a mamy na taką-a-taką rehabilitacje. Gdy ciocie lub wujkowie mnie pytali o to ile pieniędzy i na co przeznaczam, a potem, zamiast pomóc to lepiej zorganizować po prostu wytykali mi, że robię to ŹLE. Robiłam to najlepiej jak potrafiłam... To było jak kopanie leżącego: znalazłam się w sytuacji, która potrafi przygnieść dojrzałych ludzi, a ja miałam tylko 21 lat, jednego dnia byłam beztroską nastolatką na koncercie w Katowickim Spodku, a kolejnego dnia byłam najbardziej kompetentną osobą w rodzinie, pocieszycielką, oparciem i osobą, którą się pyta o to co teraz będziemy robić, jak dalej żyć, za co, kiedy, z kim rozmawiać w kwestii załatwiania leczenia itp. Ja się stałam rodzicem dla moich rodziców i siostry. Z dnia na dzień.
Kurde. Podziwiam tą dziewczynę.
I w chuuuuj jej współczuję tego, jak bardzo samotna była, jak bardzo zagubiona, jak bardzo przybita. I jak niesprawiedliwą miarę do niej przykładano i krzyczano, że do tej miary nie udaje jej się sprostać...
Kurde, nigdy chyba nie pisałam o aspekcie finansowym tamtego okresu w moim życiu i teraz po prostu łzy płyną nad klawiaturą. Coś uwalniam. Jednocześnie mam dystans do tego, nie czuje bólu, ale NAPISANIE TERAZ TEGO wylewa ze mnie łzy i gorzkość, która nawet nie wiedziałam, że była zakorkowana. Czuję w tej chwilii ulgę, łatwiej mi się oddycha, ale też potrzebuję płakać...
Być może ta ostra krytyka w okresie w którym cały mój świat się zawalił, w którym nie było nikogo do wsparcia (wiedzą chociażby - mam o to żal do "dorosłych" w mojej rodzinie, którego się wstydziłam i który nadal we mnie powoduje wstyd; przecież nikt nie miał obowiązku mi pomóc lub chociażby przytulić... A tak wtedy potrzebowałam, żeby ktoś mnie przytulił... Byłabym tak boleśnie SAMOTNA, gdyby nie mój przyjaciel przychodzący przez cały rok, regularnie, po pracy, parzący mi mocną herbatę - bez słowa, nie wiedziałam co mu powiedzieć i on nie wiedział co mi mówić - który na godzinie dziennie ze mną siadał przy stole w kuchni i obejmował, a ja płakałam po prostu... to dla mnie WIECEJ znaczyło niż cokolwiek innego, gdy ktoś był bym mogła opłakać moją mamę, bo moja mama, ta która mnie wychowała, wtedy na zawsze odeszła... Ani tato, ani siostra nie chcieli mnie przytulać - byli wściekli, gdy o to prosiłam. A bardzo o to prosiłam! A oni tym bardziej się na mnie wkurzali! Przeżywali to po swojemu. Teraz to rozumiem, wtedy czułam się opuszczona, niekochana, odepchnięta. Czułam odrącana... i potrzebna tylko wtedy, kiedy spełniałam ich oczekiwania wchodząc w rolę zaradnej matki). Krytyka wtedy, kiedy nie miałam za grosz bezpieczeństwa, gdy miesiącami byłam nastwiona na walkę o przetrwanie, w którym mama się zredukowała do niemowlęcia, siostra wyżywała na mnie swój młodzieńczy bunt, a ojciec "wyjechał zarobić na nasze utrzymanie" bez słowa, z dnia na dzień, zostawiając mnie bez grosza przy duszy, ale z przesłanym potem telefoniczne groźnym przekazem "nie waż się nawet brać dziekanki! Masz studiować!". Był może ta ostra krytyka ludzi z doświadczeniem życiowym, starszych, wobec których czułam respekt, tym bardziej mnie przeraziła i odepchnęła zupełnie od PRÓBY lepszego ogarniania finansów? Może nawet to jest jakiś aspekt traumatycznych doświadczeń z tamtego okresu - bo wtedy boleśnie przekonałam się, że pieniądze są CHOLERNIE POTRZEBNE, ale zarazem nie wolno o nich rozmawiać, chyba, że z pozycji kogoś kto ma ich dużo? Nie wiem. Bała się w ogóle o tym aspekcie z kimkolwiek rozmawiać, bo BAŁAM SIĘ, że zostanę skrytykowana, osadzona w szufladki, że najpierw będę musiała udowadniać, że zasługuję na szacunek, bo robię wszystko co w mojej mocy by było jak najlepiej... A jak potem wychodzi to konsekwencja tego, że nie wiem jak to robić lepiej...
I co? I kurwa. Nie wiedziałam JAK, a jednak udało mi się wyjść z totalnego bagna finansowego po zerwaniu z exem, udało mi się utrzymać siebie i siostrę, przy tym zdobyć doświadczenie zawodowe (i przekonać się, że nie chcę tak pracować), udało mi się opłacać wynajem 2 mieszkań, media, rehabilitacje. Nie miałam na wakacje - fakt. Ale kuuuuurde, jestem całkiem niezła w finansowy tetris.
Może stąd się wzięło to, co mi towarzyszyło od lat: STRACH I WSTYD?
Nie wiem, być może.
Napisanie tego wszystkiego powyżej było cholernie trudne...
A teraz chłonę wiedzę z dwóch źródeł: od kobiety, specjalistki od inwestowania, od zarządzania ryzykiem i uczącej jak ogarniać swoje finanse w przestrzeni dla kobiet (pracujących i przedsiębiorczyń) oraz z drugiego źródła: od osoby niebinarner, specjalizującej się w pomaganiu ogarniania finansów osób nieneurotypowych, o nastawieniu antykapitalistycznych i w myśl idei feministycznej.
To jest TAKA ULGA!
To jest - póki co - taka bezpieczna przestrzeń.
Czuję się tak zafascynowana tematem, a zarazem robię notatki i sprawdzam co u mnie lepiej się sprawdzi.
OD razu przechodzimy do konkretów. Od razu szukam rozwiązań dla siebie, dla mojego przypadku. Nie muszę zaczynać od zaciskania zębów na wykładzie, gdy prowadząca zrobi żart o głupiutkiej lasce, blondynce z kawałów, która poszła i wydała całą wypłatę na lakier do paznokci. BO TAKICH ŻARTÓW NIE MA! Bo nikt tu nie trywializuje potrzeb kobiet, mężczyzn, osób o innej orientacji czy zasobach - czy to majątkowych czy psycho-nerologicznych. Czuję się tu traktowana z szacunkiem. Czuję, że nie będę zawstydzania ze względu na sobie problemy czy potrzeby.
Rozbawiła mnie jedna z anegdot przytaczanych przez jedną z prowadzących program: dotyczyła zachowania jakie wynika z neuroatypowości, rosnącego napięcia, które NIEPOZWALA na ogarnięcie tematów, które budzą wielkie emocje. I to co sprawia problem dla tej osoby dla innej osoby, która nie odczuwa takich emocji (w ogóle lub w zetknięciu z danym zagadnieniem, tematem) może wydawać się śmieszne, niedorzeczne, wręcz niepoważne i komediowe. Takim przykładem było LOGOWANIE SIĘ DO SWOJEJ BANKOWOŚCI ELEKTORNICZNEJ, aby sprawdzić jakie ma się usługi aktywne, jakie oprocentowanie kredytu, karty, lokaty czy aby prześledzić historię konta. Że w takich przypadkach MOŻNA prosić o wsparcie przyjaciół lub życzliwych osób, a nawet SPECJALISTY OD FINANSÓW, bo dla osób atypowych może to być PROBLEM budzący irracjonalny lęk (z natury lęk jest irracjonalny, masło maślane) nie-do-przeskoczenia, taki WIEKSZY NIŻ ŻYCIE, który wynika z innych, wcześniejszych doświadczeń i traum.
To jest MOJE.
To jest opis tego jak funkcjonowałam i jak NIKT nie potrafił tego zrozumieć!
Otwieranie KAZDEJ KORESPONDENCJI dla mnie równało się z PANIKĄ, PŁACZEM i BEZSENNOŚCIĄ. Zbierałam się całymi dniami myśląc o tej kopercie z banku i zgadywałam jaką wiadomość może zawierać. Śniłam o tym koszmary! Umawiałam się telefocznie/przez komunikator z przyjacielem, żeby przyszedł i trzymał mnie za rękę, kiedy będę otwierać kopertę. Nie byłam w stanie z nerwów przeczytać tekstu - on czytał i mi streszczał.
Ba!
Jak w 2019 r. dostałam mandat za jazdę tramwajem bez biletu, a potem zamiast go opłacić kupiłam za tą kasę bilet na koncert Taco Hemingwaya (i nadal uważam, że było warto - to była nieodpowiedzialna decyzja, której nie żałuję: postawiłam na swoje przyjemności NAJPIERW, jeden z nielicznych razy w moim życiu, kiedy byłam rebel i pogodzona z konsekwencjami w momencie decyzji) i po dwóch miesiącach przyszło upomnienie. Byłam dorosła. Byłam w terapii. Byłam pogodzona z tym, czego dotyczy mandat. A i tak z nerwów nie potrafiłam tego odczytać xD - po prostu patrzyłam na litery i nie wiedziałam co to oznacza, czasem rozumiałam SŁOWO, ale już zapominałam co oznaczało poprzednie SŁOWO, wracałam i nie rozumiałam. LĘK, że coś spierdoliłam był tak silny, a jednocześnie świadomość tego o co w tej korespondencji chodzi była dla mnie tak przejrzysta, że po dłuższej chwili próby uspokojenia walącego (zdawało by się, że bez powodu) serca i tornada myśli (czy to objaw ADHD? Hymm?) po prostu zadzwoniłam do MPK i prosiłam, żeby mi powiedzieli co napisano w korespondencji, bo z nerwów nie potrafię tego odczytać. I zdawałam sobie sprawę jak głupio to brzmi xD. Nie byłam przestraszona - byłam boleśnie konkretna, spokojna, czułam napięcie w ciele i czułam ZŁOŚĆ na samą siebie, że z nerwów nie ogarniam CZYTANIA. To mnie wkurwiało! Pani z MPK mi wszystko przeczytała xD i wyjaśniła co muszę zrobić. W tamtym momencie czułam się zła, ale też zadowolona z siebie nieprawdopodobnie, bo ogarnęłam coś pomimo tego, że zmysły nie pozwalają mi ogarnąć. Czułam się jakbym kurde walnęła sama sobie szach mat! Wygrałam! I zrobiłam wszystko jak trzeba, wysłałam przelew, wyszłam z długu itp. W 30 minut, bez niepotrzebnego stresu (serio, kiedyś "niepotrzebny stres" potrafił trwać miesiącami, tak bałam się odczytania wiadomości, logowania na konto, rewizji wydatków i wszystkiego co wiązało się z pieniędzmi) załatwiłam sprawę mandatu. To jest moim zdaniem historia sukcesu przezwyciężania swoich lęków.
Przy czym nigdy nie miałam problemów z odczytywaniem korespondencji w pracy lub do pracodawcy. To zawsze była bułka z masłem, natomiast jeżeli coś dotyczyło mojego życia... List w skrzynce z banku lub odebranie telefonu stawały się czymś nie do przeskoczenia.
Chociaż NIGDY na terapii mój problem z odczytywaniem korespondencji nie był bezpośrednio adresowany - być może nie był rozumiany? Bo dla mnie to był BIG DEAL. Mówiłam o tym wielokrotnie. Moja Ania potrafiła ze mną o tym rozmawiać w kontekście "od kiedy tak masz?" itp (i myślę, że dziś, podczas pisania połączyłam kroki skąd mi się wziął strach przed omawianiem finansów - tego aspektu na terapii nie poruszałam), a na tej wcześniejszej terapii na której byłam jedna psycholożka poradziła mi, abym się modliła (tj. nie rozumiała i potem dopytywała czy ja w ogóle się modlę... to tak bardzo nie grało z momentem życia w którym byłam, z moimi problemami, z faktami z którymi się stykałam i z moim stosunkiem do wiary, że czułam się absolutnie zagubiona po takich spotkaniach... Myślę, że to nie była najlepsza specjalistka, bo chociaż z perspektywy widzę, że miała masę empatii w sobie i dużo próby zrozumienia o czym do niej mówię :P, to jednak nie potrafiła chyba przyjąć, że jej klientka/pacjentka ma inny system wartości, inne potrzeby i szuka innych rozwiązań niż te, które ona sama uważała za odpowiednie - nie chciałam modlitwy, ani medytacji. Potrzebowałam najpierw skontaktować się z sobą, znaleźć narzędzia do tego by poczuć się na tyle bezpiecznie by radzić sobie z własnymi emocjami...), a ten zespół od terapii behawioralnej po prostu traktował moje KOSMICZNE napięcie związane z odbieraniem korespondencji/telefonów/logowaniem do bankowości elektronicznej jako takie łatwe do zbycia, jako mały problem, po prostu ja mówiłam "mam z tym olbrzymi problem, nie mogę spać ze strachu na myśl o tym, co jest w tym liście, a jak go otworzę, to jestem tak spanikowana, że nie mogę go przeczytać. Jednocześnie czuję, że nie ma odwrotu i muszę przeczytać, bo już przecież otworzyłam i chcę to mieć za sobą, ale nie jestem w stanie z nerwów przeczytać tego, więc wpadam w panikę i płacz, bo czuję się bezsilna, chociaż zbierając całą odwagę jaką mama podjęłam krok, który mnie przerażał.", a na to Pani Ka. że "no dobrze, tak masz, bo jesteś jeszcze niedojrzała" - myślę, że ona też chciała dobrze, mówiąc mi, że jestem "niedojrzała", gdy miałam 23 lata i utrzymywałam mamę i siostrę, siebie, pracowałam na kilka etatów i leczyłam się z depresji, bo często i usilnie próbowała mnie znowu wstawić w rolę dziecka, próbowała mi przedstawić, że role w rodzinie są zaburzone: że ja się stałam rodzicem własnych rodziców, własnego rodzeństwa, próbowała mi uświadomić, że na niektórych rzeczach nie muszę się znać, nie muszę potrafić i to jest okay... ale jednocześnie robiła w to w sposób, który zamiast mi uzmysłowić, że to okay się tak czuć, jak się czułam, to tylko mi dowalał krytyką i tylko tak potrafiłam to rozumieć: stawałam na rzęsach by być zaradną, odpowiedzialną, dorosłą osobą, która była oparciem dla osoby bardzo chorej, którą uczyłam mówić, chodzić, pisać, czytać, której czytałam książki na dobranoc co noc przy szpitalnym łóżku, a potem w domu, zarazem zapewniającą dach nad głową, leki, czyste ubrania, jedzenie... Zarazem byłam jedynym rodzicem dla młodej siostry, którą bałam się, że stracę, utrzymywałam ją. Zarazem pracowałam tak, jak wiele osób z mojego kierunku marzyło by pracować... i to była bardzo odpowiedzialna praca... Pracowałam, jak osoba dorosła. Ode mnie wtedy zależało tak dużo i nie było nikogo, kto by mi powiedział "już jest bezpiecznie" lub coś innego co dałoby mi kontekst tego, jak ustawić życie, żeby się nie zajechać, żeby wiedzieć, że zrobiłam dość - ja wciąż miałam poczucie winy, że nie jestem tak zaradna, tak dobra, tak dobrze zarabiająca jak mama. Więc jak słyszałam "bo jesteś niedojrzała" to słyszałam "jesteś niewystarczająca by traktować cię poważnie" (w wracamy tu do upupiającacych rozmów o finansach, że jak 23-letnia dziewczyna mogłaby rozmawiać poważnie o swoich finansach, i jak to nie wydaję na imprezy i koncerty, jak to nie żyje nieudanymi randkami, crushami, studenckimi dramami? Że jak to jestem sama z niepełnosprawną osobą i z drugą zbuntowaną nastolatką? Że jak to pracuję niemal bez przerwy i ledwo mi starcza?)
Jestem wdzięczna Ani za to, że porozmawiała ze mną o tamtej terapii. Ja wiem, że tamte terapia wiele mi dała, ale jestem na 200% przekonana, że gdybym wtedy trafiła na terapeutki z taką wrażliwością jak Ania - wyszłabym z terapii bez poczucia winy, z poczuciem sprawczości i bez stresu, że jestem najgorszym człowiekiem, jaki chodził po tej Ziemii. Ania mówiła, że cieszy się, że z perspektywy czasu dostrzegam CO próbowała Pani Ka. mi położyć przed oczami: garniec złota na końcu tęczy, ale zarazem Pani Ka. nie dostrzegła, że ja wówczas przez pochmurne niebo tęczy nie widziałam, że butów nie miałam by wyruszyć w tę drogę (i wtedy to mnie hamowało) i że majaczący odlegle garniec złota budził tylko frustrację: bo nie był dla mnie (tak to wtedy tylko mogłam zinterpretować). Natomiast Ania pomogła mi przejść w miejsce bez chmur, przekonała, że stare buty na tę wyprawę wystarczą, ba! Może nawet znajdę sobie odwagę by ruszyć boso, a potem nawigowała, gdy wspinałam się po tej tęczy - a garb tęczy okazał się być większym wyzwaniem niż sama myśl o ewentualnej nagrodzie. I Ania w tym mi pomogła: by widzieć drogę, znać cel, ale też nie zakładać, jakiej wielkości i z jakimi monetami będzie ten garniec. Dobry psychoterapeuta potrafi pomóc, ale nie bez znaczenia jest to, że zły terapeuta potrafi zasiać wątpliwości, które potem trzeba odplątywać latami. Z dobrym psychoterapeutą :P
Cieszę się, że trafiłam na Anię.
Szczególnie dziś o tym myślę, w kontekście tego, z jakimi uczuciami i z jak zdeptanym poczuciem własnej wartości, z jakim mętlikiem w głowie kończyłam terapię behawioralną...
Wiem, że to nie jest zasługa terapeutki tylko moja, to ja się mierzyłam z własnym cieniem, z przekonaniami itp. Ale gdyby nie mądrość Ani to nie wiem w jakim miejscu bym dziś była... na pewno w smutniejszym pod wieloma względami.
Anyway - ja siebie odnajduję w tej wysłuchanej anegdotce o osobach, które potrzebują wsparcia przy odbieraniu korespondencji/logowaniu do konta.
I fajnie wiedzieć, że nie jestem jedyna - chociaż prawdopodobnie jestem jedyną osobą jaką znam, która w ten sposób reaguje na korespondencję.
Słuchałam też o lokatach, o poduszce finansowej... ech. Jeszcze mi daleko do możliwości odłożenia poduszki finansowej. Totalnie daleko.
Ale wiem już jak się za to zabrać.
Najzabawniejsze - tak gorzko-ironicznie mnie to bawi :P - jest, że w tych materiałach o finansach jako esencję spierdolenia bezpieczeństwa finansowego na początku drogi każdej osoby wchodzącej w świadome zarządzanie finansami jest takie "zadanie" myślowe, taka gimnastyka "co by było, gdybyś z dnia na dzień dowiedział/-ła/-ło się, że tracisz pracę" hahahah xD No działałabym na pełnej, w wywindowanym stresie, z prawnikami, z radami, z PIPem, z przeglądaniem ofert na pracuj.pl codziennie wpierdalając białe pieczywo z twarogiem, pomidorem i cebulą. xD
No ja nie muszę sobie zadanka wizualizować. WIEM co by się stało i WIEM, że sytuacja jest daleka od idealnej, ale bywałam w znacznie gorszych sytuacjach, a nadal żyję! Dałam radę. I to zupełnie na czuja.
Wczoraj - po tym, jak mój jeszcze szef przelał mi wynagrodzenie wcześniej upomniany smsami (echhhh...) - wpłaciłam na konta oszczędnościowe od razu pewne sumy. Najpierw płać sobie. Dobra zasada - słyszałam już o niej lata temu, ale niechęć do logowania się do bankowości elektronicznej jednak wygrywała. :P Dlatego w maju tego roku ustawiłam zlecenia stałe - na moje konto oszczędnościowe codziennie będzie wlatywać równowartość ceny mojego ulubionego batona - gdybym nie dbała o wagę to bym go kupowała i tak, więc za każdy dzień, gdy to nie kupuję (chociaż w zeszłym miesiącu to jednak było różnie, ale w maju byłam całkiem dumna ze swoich wyborów i silnej woli, więc zlecenie stałe zostało ustawione) na moim koncie ląduje mała sumka. Ale to dla mnie WIEKA zmiana. Jak nie miałam pieniędzy to oczywiście NIC nie było odprowadzane (dlatego nie wiem w sumie ile kasy wpłynęło na oszczędnościówkę w czerwcu - możliwe, że wyszłam na zero). I czuję, że to jednak fajne zagranie z mojej strony. Po prostu jeżeli mam coś na koncie, to nie poczuję tak naprawdę w ciągu dnia pomniejszenia środków o te kilka złotówek, a one i tak się odłożą. A jeżeli będę chciała coś jeszcze odłożyć to przeleję po prostu na oszczędnościówkę. Proste. A jednocześnie tak bardzo niedostępne momentami przy tym moim niewielkim wynagrodzeniu...
Również w maju ustaliłam, że bez względu na wszystko po wypłacie z mojego konta będzie wpływało 50zł na drugie konto oszczędnościowe, to na koncie wspólnym O.; Oczywiście jeżeli będę miała więcej środków do odłożenia to też tam polecą, ale póki co minimalna kwota oszczędzania na wspólne wydatki miesięcznie to 50zł (uważam, że to zarazem mało i zarazem dużo... Chciałabym móc odkładać więcej np: 1 tysiąc miesięcznie, to by była po jakimś czasie kwota nie tylko na fajne wakacje, ale też na wkład własny przy chęci kupna mieszkania... a to oddala się w czasie i oddala... Mam wrażenie, że nigdy nie będę miała swojego domu... Ale hey - jeszcze 2 lata temu wyjazd na weekend nad morze był wypadem maksymalnym na mój budżet wakacyjny! A teraz, 2 lata później dopiero co byłam na tygodniowych wakacjach w Toskanii i na 4-dniowym weekendzie nad morze i w okolicach :P Życie to pudełko czekoladek! Może uda się zmienić sytuację. Na pewno już ją zmieniam - kiedyś nie miałam oszczędności wcale, a teraz mam murowane 50zł miesięcznie - to już coś zmienia! Inna sprawa, że zmienia akurat w momencie, kiedy mam problem z płynnością gotówkową... ech...).
Na ten moment mamy wraz z O. na wspólnym koncie oszczędnościowym na wspólnym rachunku równowartość jednego miesiąca naszego życia. W zasadzie o kilka stówek więcej. Przelałam tam zwrot podatku, mój chłopak przelał część swojej premii. To nadal nie duża kwota, ale gdybym w sierpniu jeszcze nie pracowała, to mamy dupochron. Nie wylądujemy na bruku - przynajmniej nie od razu.
Na moim koncie oszczędnościowym (na moim prywatnym rachunku), tym na które codziennie wpływa równowartość batonika mam niemal tyle samo co na wspólnym, ale póki co nie chcę tych pieniędzy ruszać, ani traktować ich jako zabezpieczenie czy poduszkę finansową, bo to pieniądze na opłacenie rat kredytu, tego, który wzięłam w marcu. Boję się tego ruszać. Nie chcę zalegać ze spłatą zadłużenia. To dla mnie bardzo ważne. Więc traktuje te pieniądze tak, jakbym ich nie miała. Przynajmniej dopóki nie znajdę nowej pracy.
Od października mam do spłacenia studia w ratach. Zobaczymy jak będzie. Wiadomo, liczę na to, że znajdę pracę. Jeżeli nie znajdę będę się ubiegać o dofinansowanie, bo na zasiłku dostanę na utrzymanie coś ponad tysiąc złotych... Fajnie by było, gdybym dostała stypendium na rok, a z drugiej - gdybym jednak znalazła dobrze płatną, ciekawą pracę. Na każdą z tych opcji się ucieszę, serio. Nie ucieszę się jeżeli do września nie będę miała roboty, nie dostanę stypendium i w rezultacie w październiku będę musiała zrezygnować ze studiów.
Kolejna rzecz poruszana przez specjalistki od finansów: dywersyfikacja źródła dochodu. To jest coś o czym myślę od dawna. Mam wiedzę i materiały na ruszenie z podcastem. Nie miałam na to tylko czasu xP. Nie wiem czy mi wyjdzie - ale jak nie spróbuję to się nie dowiem. Więc warto się za czymś rozejrzeć... To znaczy WIEM czego chcę xD Wiem na czym się znam, mam wiedze i pomysł. Teraz tylko to WYKONAĆ, a to mnie przerasta tak, jak wcześniej w tym wpisie wspominane wykonanie zadania rekrutacyjnego. xD Jaram się tak, że z emocji kozłuję na krześle, mój mózg razem ze mną, TYLE MAM pomysłów, o tylu rzeczach chcę powiedzieć, do tylu nawiązać i dupa xD Spisać je prędzej niż zdążą się ulotnić, ale oczywiście o czymś zapominam, coś co mi się kołatało po głowie nagle ucieka i zostawia po sobie boleśnie puste miejsce, a ja za nic nie mogę sobie tego przypomnieć; energia się wypala, uznaję, że jestem do niczego, bo tej ulotnej myśli nie złapałam i boję się znowu do tematu siadać, bo pewnie znowu coś mi uleci, a to przecież potwierdza, że jestem chujowa, bo jedna rzecz mi z głowy wyleciała (chory perfekcjonizm? Pedantyzm? W ogóle od czasu diagnozy ten "pedantyzm/perfekcjonizm" obwąchuję i zaczynam go dostrzegać i jest mi z tym dziwnie - całe życie słyszałam, żem jest "chaos", "bałagan", tym czasem cudzy chaos i bałagan to mój "prządek" i "perfekcjonizm co do szczegółu" i zamiana tych etykietek pod opisem moich zachowań robi ze mną dziwne rzeczy - uważam, ze perfekcjonizm przeszkadza w życiu jak cholera, a jakoś go nie dostrzegałam pod przebraniem płaszczyka "bałagan". Tym czasem od keidy pani psycholog mi wyjaśniła, że w moim ADHD ten bałagan to tak naprawdę moja odmiana perfekcjonizmu NAGLE jakbym w ciemnym pokoju zapaliła światło i dostrzegłam swój perfekcjonizm, przyłożyłam go do przekonania, że "perfekcjonizm przeszkadza w życiu jak cholera", zrobiła takie "yup, jak cholera" i w konsekwencji zarazem przeżywam wciąż na nowo szok, że tego perfekcjonizmu nie zauważyłam wcześniej chociaż miałam go pod nosem, a zarazem wciąż myślę o tym czy moja wersja tego co do tej pory uważałam za "perfekcyjny porządek" jest faktycznie mi potrzebna? Bo przecież wychodzi na to, że mniej dokładny, ale społecznie akceptowalny "porządek" jest prostszy do osiągnięcia i zarazem po prostu akceptowalny społecznie :P... tylko czy ja wtedy po 1 - nie zmuszę się do robienia czegoś wbrew sobie i swoim potrzebą? 2 - zdradzam siebie i zwoje potrzeby, negując, że je mam? 3 - czy mając ADHD i wiedząc, że perfekcjonizm może być objawem i po prostu czymś wbudowanym w komfort istnienia nie będzie lepiej, jeżeli zacznę na nowo etykietować swoje zachowania? Zapalając światła w nowych wciąż pokojach i sprawdzając czym dla mnie jest bałagan i jak bardzo nie jest to jedoznaczne? 4 - jak i w jakich obszarach czyć się odpuszczania tego perfekcjonizmu, żeby nie było to bolesne? 5- czy jest jeszcze inna odpowiedź na radzenie sobie z własnym perfekcjozmem). Bo to nie tak...
O ile tutaj piszę dla siebie, o tyle podcast będzie dla grupy odbiorów, która pewnie się wyklaruje na jakimś etapie, ale jednak... chcę by to było merytoryczne bardziej, niż radośnie-chaotyczne he he he :P
No i nie wiadomo czy to będzie w ogóle źródłem dochodu czy po prostu czasochłonnym hobbie. We will see...
JAk nie spróbuję to się nei dowiem.
Teraz mam czas i możliwości, więc będę nad tym pracować.
Druga rzecz to... malowanie. Może to zabrzmi idiotycznie. Serio. Czuję się zawstydzona tym, że chcę sprzedawać swoją sztukę. Bardzo w tym obszarze jestem niepewna. :(
Ale mam już kilka pomysłów... które muszę wykonać i skończyć... A zacznę od obrazka dla mojego siostrzeńca. :P
I od projektu odzieżowego - sitodruk. Mam pomysł dla bliskich na koszulki. Może będzie to dla nich równie fajne, jak dla mnie. :D Mam taką nadzieję. A jak będzie to się okaże.
Kolejna rzecz - ceramika. Warsztaty i wyrób. Nim "zażre" to trochę potrwa, ale MOZLIWE, że to jest całkiem dobra droga na dodatkowe źródło dochodu.
Kolejna rzecz - też póki co z myślą o najbliższych - to książeczki dla dzieci. Z opowieściami, takimi edukacyjnymi. NIE WIEM czy mam skilla w opowiadanie bajek dzieciom, wiem, że jako dziecko miałam: gdy ja opowiadałam wymyślone historie i bajki dzieciaki na koloniach się wymykały z pokoi by posłuchać. Ale sama wtedy byłam dzieckiem... W ogóle lubię opowieści i legendy, więc w tym aspekcie będzie to łatwe, bo mam wiedzę i poniekąd polot, a trudny aspekt to opowiadanie tak, by dzieciaki to faktycznie rozumiały, więc będę musiała prosić o pomoc kogoś, kto się zna na podejściu pedagogicznym o redakcję. No zobaczymy jak to będzie. Póki co siostrzeniec mnie bardzo inspiruje heheheh
Kolejna rzecz, którą wyniosłam z tych edukacyjnych materiałów to wiadomość o inwestowaniu... kurde. To dla mnie jest tak ciekawy temat, a jeszcze nie osiągnęłam tego pułapu w którym mogłabym mówić o budowaniu takiego portfela (póki co pracuję nad poduszką finansową i straciłam pracę - póki co jestem krok od bycia w niedostatku, znowu). W teorii wiedziałam o kilku aspektach tego filara niezależności finansowej. Szczególnie w aspekcie inwestowania w sztukę - w zeszłym roku uczestniczyłam w NAJLEPSZYM szkoleniu dla początkujących artystów EVER z jednym z najlepiej sprzedających się malarzy współczesnej Polski. Świetny facet. Serio. Tyle praktycznej wiedzy ile wyniosłam z jego zajęć nie wyniosłam podczas całych studiów Architektury i Urbanistyki :P A miał typ ponad 2h na omówienie tematu. Anyway - mówił wtedy dużo o tym, jak sztuka staje się inwestycją, a inwestycja jest zabezpieczeniem w portfelu inwestycyjnym osób będących przedsiębiorcami i przedsiębiorczyniami. Niby wiedziałam jak to działa, ale do czasu tego szkolenia tak, jakby nie zdawałam sobie sprawy z wagi tego jak dzieła sztuki stają się inwestycjami. No i teraz na kolejnym etapie edukacji z finansów wrócił temat obligacji, giełdy, lokat i logowania kapitału w dziełach sztuki.
Kurde, chcę kiedyś dojść do takiego momentu w życiu w którym moje artystyczne prace staną się czyjąś formą zabezpieczenia finansowego. Wow! To byłoby totalne sztosiwo! :D
I przy tym punkcie Pani specjalistka wymieniała rodzaje dzieł sztuki: obrazy, instalacje, rzeźby, sztuka użytkowa, samochody. I tu mnie zatkało. Samochody? Pytam mojego O., który też ostatnio dokształca się z dbania o pieniądze jak planuje lokować pieniądze, aby nie traciły na wartości. A on na to "na lokatach i w samochodach oczywiście" xD No i śmiechłam. Wiedziałam! xD
Oczywiście jest to dla nas stopa na ten moment nieosiągalna, ale fajna jest ta perspektywa, że obydwoje się poważnie dokształcamy, poważnie o przyszłości rozmawiamy.
Zanim tego chłopaka nie poznałam nie wiedziałam, że MOŻNA być w takim związku i nikt mi nie potrafił tego przedstawić tak, bym zrozumiała. Po prostu wyobrażenie sobie relacji w której ROZMAWIAMY i komunikujemy się na każdy temat było... nierealne. Wiadomo, że relacje ewoluują, wiadomo, że każde z nas ma zachowania chujowe. Tutaj mój perfekcjonizm się wywala z systemu xD bo nie wiedział, że istnieje taki poziom bycia w fajnym związku...
No i to wszystko o czym dziś pisałam, zbiorczo, prowadzi mnie do konkluzji takiej: mam ponad 30 lat, nie czuję się na tyle, a przeżyłam prawdopodobnie więcej shitowych rzeczy i podjęłam więcej trudnych decyzji niż statystyczna większość 30-latków żyjących w realiach zachodniej kultury i ekonomii w swoim życiu doświadczyło. Pewnie stopniując jest jeszcze kilka grup 30-latków żyjących w tej samej grupie socjo-kulturowej, która przeżyła rzeczy trudniejsze niż ja i dokonywała trudniejszych wyborów (trudno mi teraz nie myśleć o osobach z Ukrainy po prostu powołując się na takie buńczuczne oświadczenia czy statystyki). Po prostu mój problem polega na tym, że porównuję się z osobami, które miały łatwiejszy start w dorosłość niż ja. Które miały załatwione różne potrzeby i zaleczone rany do których ja potrzebowałam najpierw przejść terapię.
Dochodzę do dobrych - dla mnie - konkluzji w życiu, ale w innym czasie niż moi rówieśnicy (jak zwykle). Nawet teraz, gdy straciłam pracę i szarpię się z szefem po prostu DZIAŁAM, teraz decyduję się na studia, weszłam w związek, mam psa, pozwalam sobie na spróbowanie rozwinięcia tych swoich zdolności na rozwijanie których nie było przestrzeni i bezpieczeństwa dekadę temu.
Nie będę pierdolić, że jest mi dobrze z tym, że nie mam mieszkania ani nic swojego - źle mi z tym. WSTYD MI ZA TO. Bardzo źle mi ze świadomością, że nie mam mieszkania i na tak niewiele było mnie stać, że albo się wyekspoloatowywałam dla bliskich, albo nie byłam w stanie zawalczyć bardziej o siebie, bo codzienność była walką. Ale teraz w końcu czuję, że mam wsparcie, że mam kogoś kto w zyciu wybiera iść ze mną. Bardzo o tym marzyłam. Dużo się w obszarze tego marzenia zmieniło, ale to jak jest... ech, nie ma słów na ulgę i siłę do działania, gdy już idąc pogodzona ze swoją samotną drogą, nagle mam opcję przytulenia się do kogoś raz na jakiś czas na tej ścieżce (żeby na nikim nie wisieć, od nikogo się nie uzależniać, po prostu cieszyć się tym, że jest dla mnie wyjątkowy, a ja jestem wyjątkowa dla niego i idziemy razem).
Chcę być lepsza w finanse.
8 notes · View notes
cierpienieduszy · 7 months
Text
27/11/23
Chciałbym móc żyć bez ludzi wokół, tylko ja i słodkie zwierzątka~
5 notes · View notes
fioletowakropka-blog · 5 months
Text
Dieta kopenhaska dzień 8 - śniadanie
Waga rano 77.3 kg, czyli -4 kg od początku diety. Wątpię, że zejdzie mi jeszcze drugie tyle, ale może niecałe 3 kg. Zobaczymy.
W ogóle dzisiaj w nocy miałam takie dziwne sny XD Najpierw śniło mi się, że byłam w starym mieszkaniu dziadków na jakiejś imprezie rodzinnej i z rozpędu oblizałam łyżkę po ziemniakach 🤦‍♀️ a potem próbowałam to zwymiotować, ale nie mogłam. Obudziłam się taka przerażona, że zepsułam całą dietę przez takie głupstwo i zorientowałam się, że to był tylko sen 😂 A drugi sen już był bardzo przyjemny, chociaż też o jedzeniu. Byłam z moim chłopakiem na jakiejś gali charytatywnej gdzie gotowali dla nas kucharze na żywo i prosiłam naszą szefową kuchni, żeby przygotowała nam coś według swojej fantazji, spoza karty. To był fajny sen 😊 Muszę kiedyś pójść z nim na taką kolację degustacyjną, ale to chyba z okazji moich urodzin/imienin, bo on tak średnio przepada za nowymi smakami 🙈
Generalnie doszłam do wniosku, że z mojej diety jak na razie najbardziej cieszy się kot 🤦‍♀️ bo dostaje ode mnie wołowinę, rybę, jajecznica bez soli też go interesuje 😂 ale jeszcze nie odważył się spróbować. Mój syn dzisiaj chciał mi dać chrupki na śniadanie, już mnie biedny dokarmia 🙈 I do kawy zajrzały mi zwierzątka
Tumblr media
4 notes · View notes
lichozestudni · 8 months
Text
Obserwuję napływ żydówek amerykańskich obserwujących polskie blogi. Wydaje mi się, że to dlatego, iż kłopotliwe może być przyznawanie się teraz do izraela (z różnych przyczyn), więc próbują sobie ułożyć, że one są tak naprawdę z polski xd
istnieje też możliwość, że przez propagandę na temat polski, amerykanom jak zwykle się wydaje, że polska jest bardzo żydowskim krajem i myślą, że okazują nam tą obserwacją wsparcie jakby wojna w izraelu to była nasza sprawa xd ewentualnie liczą na newsy wojenne
W każdym razie mam nadzieję, że nie obserwują nas żydzi z izraela, żeby się zaznajomić z kulturą i tu przyjechać, widmo niebiańskiej jerozolimy, podmiana populacji, praktyka spiskowa, grzegorz braun o boszzze
I te amerykańskie żydówki piszą posty typu: to, że nie lubisz żydowskiego rządu nie znaczy, że powinieneś cieszyć się, że zwykli żydzi są zabijani. Pewnie, ale w tej sytuacji przypomina mi się jak popularne na żydowskich blogach są posty typu "antypolonizm to coś dobrego" (w chuj lajków od gwiazd dawida) lub gdy był jakiś pożar lasu w Polsce, a tumblr-lewaki pisały niech spalą się wszyscy, bo polska nie powinna istnieć. Ale inny lewak dopisał, że przecież w tych lasach giną zwierzątka i z nimi trzeba się solidaryzować.
Po tym ile w pewnych środowiskach jest podwójnych standardów trudno brać ich słowa za coś, co jest dla nich samych oczywiste w stosunku do wszystkich...
4 notes · View notes
pluszowypies · 2 years
Text
Hi everyone please read the description! All proceeds from my etsy shop will go towards raising money for my boyfriends top surgery. There will shortly be more info about the fundraiser on my blog. TYSM
~ Ola https://www.etsy.com/pl/listing/1310299922/beanie-buddies-rover-red-dog-rare
8 notes · View notes
thinperfections · 2 years
Text
Japierdole czuje sie jak maszyna bez uczuć. Właśnie jakieś okolo 10 min temu mój tata wrócił o wiwle wcześniej niz kończy pracę i zwykle jest w domu. Powiedział mi i mojemu bratu że dziś nasz dziadek zmarł, a mnie to to talnie nie ruszyło. Brat odrazu jak to usłyszał to sie popłakał, a ja tylko ślepo patrzyłam sie daleko przed siebie nie myśląc o niczym, prawdopodobnie w czwartek będzie pogrzeb. Boże tam będą wszyscy ludzie, będą płakać a ja? Ja będę pewnie stać z kamienną twarzą patrzeć gdzieś przed siebie nie myśląc o niczym... Czemu od jakiegoś dłuższego czasu śmierć kogokolwiek czy to zwierzątka czy kogoś z rodziny nie wywiera na mnie żadnych emocji... Czy już do konca jestem popoerdolona?
8 notes · View notes
tupolevsky · 2 years
Note
A jakie są Twoje ulubione zwroty do mnie?
Ulubionych chyba nie mam, ale jest ich tyle, że to głowa mała. Na pewno wszystkie zwierzątka i stworzonka (typu papużka, mróweczka, żabka itp.), węgielcio (i tutaj wszystkie odmiany tego słowa), dziecinka, dzieciątko, kochanie, maluszek, kruszynka i tak dalej i tak dalej. Pewnie spędziłbym na wypisaniu tego wszystkiego kilka godzin 🤭❤️❤️ pomidorku mój 🍅
Tumblr media
2 notes · View notes
key-max-official-pl · 25 days
Text
Log 21.05.2024
Zawsze gdy patrzę na zwierzęta na Internecie to jestem przekonanx, że to odrodzony człowiek w nowym ciele, ale później patrzę na moje zwierzęta i wiem że to tylko zwierzątka. Nie mówię że są głupie ale...
Dzisiaj jest mój dzień wolny. Juhuuu! Co prawda zazwyczaj nie mam co robić w moje dni wolne ale uważam że zbalansowany plan zajęć musi mieć dwa dni wolne. Moje są we wtorki i soboty. W te dni zwykle czytam do oporu, sprzątam, piszę w dzienniku lub gdzieś idę ale jako że teraz robi się coraz cieplej to raczej nie wychodzę na dwór.
Nie lubię lata mimo że samx jestem z lata. Gorąco bardzo mnie irytuje i przebodźcowuje, dodatkowo trzeba pokazywać wtedy skórę, a ja tego nienawidzę. Nie ważne jakie miałxbym ciało to i tak nie lubię pokazywać mojej skóry. Czasami nawet noszę chustę na głowie lub na ramionach by się trochę zakryć. Moi znajomi i rodzina dziwią się że nie chce pokazywać skóry mimo że mam tyle tatuaży ale dla mnie to nic dziwnego. Moje obrazki są tylko dla mnie. Ale kończąc mój wywód o lecie, jest dużo pozytywnych rzeczy w tej porze roku jak na przykład różne festyny i zapach kwiatów. ALE chciałxbym móc poznawać tych rzeczy zakrytx.
Co do książki, ostatnio z jednego rozdziału zrobiły mi się dwa ale to w sumie dobrze bo tak mi się bardziej podoba. Zauważyłxm że jeśli chodzi o pisanie to zazwyczaj idę bardziej na czuja niż trzymanie się planu. Jak ze wszystkim w moim życiu w sumie. Wracając: książka będzie miała jednak nie równą liczbę rozdziałów bo 46 zamiast moich zaplanowanych 45. Plus prolog i epilog więc w sumie 48. Ostatnie dwa rozdziały pisało mi się dobrze mimo, że już czuje iż muszę coś zmienić by uczelnia nie wydawała się taką bez duszną organizacją. Nadal chce ukazać ich jako nie wyrozumiałych ale jednak ludzi. Nie tylko bad guys.
Co więcej to jestem podekscytowanx bo niedługo dużo moich przedpłat książkowych trafi do mnie. Lubię dostawać przedpłaty chyba bardziej niż zwyczajne zamówienia bo to zawsze wydaje się jak jakieś święto! Hurra nowa książka!
Jeszcze dodając do mojego loga. Dzisiaj usunxłxm wszystkie moje zdjęcia na których jestem widocznx z instagrama. Głównie dlatego że nie lubię instagrama ale też dlatego by nie moja twarz była moją marką tylko moje prace i czyny. Myślę że można wydedukować z moich wcześniejszych słów w tym logu, że nie lubię być zauważanx. Najchętniej wtopiłxbym się z tłem. Dlatego też nie ma już moich zdjęć twarzy na Internecie.
To tyle z mojej strony. Jutro znowu będę pracować całą duszą i ciałem na te moje 2-5% od sprzedaży tomu.
Key Max 2024
0 notes
narcosonline · 2 months
Text
Jaka jest najlepsza gra o królikach do grania teraz w kasynie online?
🎰🎲✨ Darmowe 2,250 złotych i 200 darmowych spinów kliknij! ✨🎲🎰
Jaka jest najlepsza gra o królikach do grania teraz w kasynie online?
Gry hazardowe z motywem królików to popularna kategoria w świecie hazardu online. Motyw królików nawiązuje do uroku, uroczego wyglądu oraz symbolicznego znaczenia tych zwierząt, co przyciąga graczy z różnych grup wiekowych i preferencji. W tego typu grach króliki występują w różnych postaciach - od uroczych i kolorowych króliczków po bardziej realistyczne wizualizacje.
Jedną z najpopularniejszych gier hazardowych z motywem królików jest slot "White Rabbit" od znanej firmy deweloperskiej Big Time Gaming. Gra ta wyróżnia się nie tylko fascynującym motywem króliczka, ale także innowacyjnym systemem Megaways, co sprawia, że jest to rozrywka zarówno emocjonująca, jak i potencjalnie zyskowna.
Inne gry hazardowe z motywem królików mogą obejmować klasyczne gry karciane, wideo sloty, a nawet gry stołowe. Niezależnie od preferencji gracza, gry z motywem królików oferują atrakcyjną rozrywkę oraz szansę na wygranie atrakcyjnych nagród.
Podsumowując, gry hazardowe z motywem królików to interesująca propozycja dla miłośników hazardu, którzy szukają czegoś odmiennego od tradycyjnych tematów. Dzięki uroczym królikom, emocjonującym rozgrywkom i szansie na wygraną, te gry przyciągają coraz większą liczbę graczy do wirtualnego świata hazardu online.
Najlepsze gry kasynowe z królikami
Gry kasynowe zawsze cieszą się ogromną popularnością wśród graczy online, a jeśli lubisz dodatkowo urocze zwierzątka, to tytuły z motywem królików na pewno przypadną Ci do gustu. W tym artykule przedstawimy najlepsze gry kasynowe z królikami, które zapewnią Ci nie tylko rozrywkę, ale także szansę na wygrane.
Jednym z najbardziej cenionych tytułów z królikami w roli głównej jest "White Rabbit". Ta slotowa gra od renomowanego dostawcy Big Time Gaming zachwyca nie tylko świetną grafiką, ale przede wszystkim funkcją Megaways, która daje graczom aż 248 832 sposoby na wygraną. Dodatkowo, "White Rabbit" oferuje emocjonującą rozgrywkę i bonusowe rundy, które mogą przynieść spore nagrody.
Kolejną interesującą grą z motywem królików jest "Easter Surprise" od Playtech. Ten klasyczny slot z 5 bębnami i 20 liniami wypłat okraszony jest tematyką świąteczną i kolorowymi królikami. Gra oferuje różnorodne bonusy, w tym darmowe spiny i mnożniki, które zwiększają szanse na wygraną.
Ostatnim tytułem, który warto wypróbować, jest "Lucky Rabbits Loot" autorstwa Microgaming. Ta urocza gra z królikami w roli głównej zapewnia nie tylko przyjemną rozrywkę, ale także szansę na zdobycie atrakcyjnych nagród. Dzięki szczegółowej grafice i efektownym animacjom, gracze mogą poczuć się jak w magicznym króliczym świecie.
Wniosek jest prosty - jeśli lubisz gry kasynowe i urocze króliki, to powinieneś koniecznie wypróbować wymienione tytuły. Zapewnią Ci niezapomniane doznania oraz szansę na wygrane, które mogą okazać się naprawdę atrakcyjne. Życzymy powodzenia przy zabawie i liczymy na szczęśliwe uśmiechy królików na Twojej stronie!
Gry online z królikami to popularna kategoria wśród miłośników gier internetowych. W tego rodzaju grach gracz może przygarnąć uroczego królika i zadbać o jego dobrostan oraz szczęście. Wiele gier online z królikami oferuje emocjonujące wyzwania, które sprawią, że gracze będą chcieli spędzić godziny na doskonaleniu swoich umiejętności.
W gry online z królikami gra się często za darmo, co przyciąga zarówno dzieci, jak i dorosłych. Gracze mają okazję wybrać swojego ulubionego królika spośród wielu dostępnych opcji - od puszystych króliczków po wyjątkowe, kolorowe gatunki. Niektóre gry pozwalają także na personalizację wyglądu swojego zwierzaka, co dodaje jeszcze więcej zabawy.
W tego rodzaju grach zadaniem gracza jest opiekowanie się swoim królikiem, karmienie go, dbanie o jego czystość oraz zapewnienie rozrywki i zabawy. Gry online z królikami przynoszą wiele radości i emocji, a relacja między graczem a wirtualnym zwierzakiem może być niezwykle silna.
Dzięki interaktywnym funkcjom gier online z królikami, gracze mogą rozwijać swoje zdolności opiekuńcze i empatię. Ponadto, tego rodzaju gry stymulują wyobraźnię i kreatywność, co przyczynia się do rozwoju umiejętności poznawczych.
Warto podkreślić, że gry online z królikami to doskonała forma relaksu i odprężenia po długim dniu. Dzięki nim można odpocząć, bawiąc się jednocześnie w fascynujący świat wirtualnych królików.
Ocenianie gier o tematyce króliczej jest ważnym zagadnieniem w świecie gier komputerowych. Gry z królikami jako głównymi bohaterami cieszą się dużą popularnością ze względu na swoją uniwersalność i uroczą estetykę. Istnieje wiele czynników, które należy wziąć pod uwagę podczas oceniania takich gier.
Po pierwsze, grafika odgrywa kluczową rolę w ocenie gier o tematyce króliczej. Powinna być kolorowa, przejrzysta i estetyczna, aby przyciągać uwagę graczy. Ponadto, animacje postaci króliczych powinny być płynne i realistyczne, aby zapewnić immersyjne doświadczenie dla graczy.
Kolejnym istotnym czynnikiem jest rozgrywka. Gry królicze powinny oferować interesujące wyzwania, różnorodne poziomy trudności oraz innowacyjne mechaniki rozgrywki. Gracze powinni mieć możliwość eksploracji barwnego świata pełnego niespodzianek i tajemnic.
Nie można zapomnieć o fabule. Dobra historia potrafi wciągnąć graczy i sprawić, że będą chcieli kontynuować przygodę z króliczymi bohaterami. Dialogi powinny być śmieszne, inteligentne i przemyślane, aby wzbogacić doświadczenia graczy.
Podsumowując, ocenianie gier o tematyce króliczej to proces złożony, który wymaga uwzględnienia wielu aspektów, takich jak grafika, rozgrywka i fabuła. Tylko gry, które osiągają wysokie wyniki we wszystkich tych kategoriach, mogą liczyć na pozytywne recenzje i zachwyt graczy na całym świecie.
Automaty do gier online są popularną formą rozrywki dla wielu osób. Jednym z ciekawych i zabawnych wariantów tych automatów są królicze automaty do gry. Królicze automaty do gier online to kolorowe i dynamiczne gry, w których główną rolę odgrywają urocze króliczki. Te sympatyczne stworzenia stanowią elementy graficzne oraz symbole, które mogą przynieść szczęście graczom.
Gry z króliczym motywem są często wybierane przez miłośników słodkich i uroczych tematów. Dodatkowo, królicze automaty do gier online mogą być zróżnicowane pod względem mechaniki oraz bonusów. Niektóre z tych gier oferują darmowe spiny, bonusowe rundy czy specjalne symbole, które mogą zwiększyć szansę na wygraną.
Warto zauważyć, że królicze automaty do gier online często charakteryzują się przyjemną grafiką i animacjami, które dodają elementu zabawy i interaktywności. Ponadto, wiele z tych gier posiada różnorodne dźwięki i efekty dźwiękowe, które sprawiają, że rozgrywka staje się bardziej emocjonująca.
Dla fanów zwierząt, w szczególności królików, królicze automaty do gier online mogą stanowić doskonałą rozrywkę i sposób na relaks. Zbierając symbole z wizerunkami uroczych króliczków, gracze mogą cieszyć się zarówno estetyką, jak i możliwością wygranej nagród. Zatem jeśli szukasz zabawy w sieci i lubisz tematykę zwierzęcą, koniecznie wypróbuj królicze automaty do gier online!
0 notes
dzisiajmeczlegia · 2 months
Text
Jak działa maszyna jack w kasynie online?
🎰🎲✨ Darmowe 2,250 złotych i 200 darmowych spinów kliknij! ✨🎲🎰
Jak działa maszyna jack w kasynie online?
Maszyna Jack, znana również jako "automat do gry Jack and the Beanstalk" jest popularnym automatem do gier dostępnym w kasynach online. Zasada działania tej maszyny opiera się na opowieści o Jacku, który odkrył magiczne ziarna fasoli prowadzące do tajemniczego zamku najeżonego skarbami. Jednak w kontekście kasyna online, gracze mogą liczyć na emocjonującą rozrywkę i potencjalnie duże wygrane.
Mechanika gry Jack and the Beanstalk polega na ułożeniu symboli na pięciu bębnach i trzech rzędach. Aby wygrać, gracz musi uzyskać odpowiednią kombinację symboli na wygrywających liniach. Symbole te odnoszą się do postaci z baśni, takich jak Jack, olbrzymy, siekiera czy magiczne zwierzątka. Dodatkowo, maszyna oferuje specjalne funkcje bonusowe, takie jak darmowe spiny, dzikie symbole czy rundy bonusowe, które zwiększają szanse na wygraną.
Gracze korzystający z maszyny Jack mają szansę na doświadczenie ekscytującej przygody, podczas której mogą zdobyć nagrody pieniężne i cieszyć się wspaniałą grafiką oraz dźwiękiem. Dodatkowo, możliwość gry online sprawia, że jest to dostępne dla osób z całego świata o każdej porze dnia i nocy.
Wniosek jest taki, że zasada działania maszyny Jack w kasynie online opiera się na prostej, ale zarazem pasjonującej mechanice, która przyciąga graczy i zapewnia niezapomniane doznania podczas rozrywki.
Mechanizm jackpotu w maszynach hazardowych, takich jak na przykład popularna gra Jackpot, przyciąga uwagę wielu graczy. Głównym celem graczy jest trafienie odpowiednich kombinacji symboli na bębnach maszyny, co może skutkować wygraną głównego jackpotu. Jackpot, czyli ogromna nagroda pieniężna, jest z reguły najwyższą dostępną wygraną w danej grze i może osiągać naprawdę imponujące kwoty.
Mechanizm funkcjonowania jackpotu jest zazwyczaj oparty na progresywnym systemie, co oznacza, że nagroda zwiększa się w miarę kolejnych zakładów graczy. Każda osoba grająca na takiej maszynie wpłaca określoną kwotę, która jest dodawana do puli nagród. Dzięki temu jackpot stopniowo rośnie, aż do momentu, gdy ktoś wylosuje odpowiednią kombinację i zgarnie całą pulę.
Grając w Jackpot, ważne jest, aby zawsze zapoznać się z zasadami i warunkami danej maszyny, aby mieć pełną świadomość, jakie kombinacje symboli prowadzą do wygranej jackpotu. Ponadto, warto pamiętać, że wygranie głównej nagrody zależy głównie od szczęścia, dlatego warto zachować rozwagę i odpowiedzialność podczas gry.
Jackpot w maszynie Jack to emocjonująca rozrywka dla wszystkich miłośników hazardu, oferująca szansę na zdobycie ogromnej nagrody. Dzięki progresywnemu systemowi nagród oraz różnorodności kombinacji symboli, gra ta zapewnia niezapomniane doznania i ekscytujące chwile w oczekiwaniu na jackpot. Zachęcamy do spróbowania swojego szczęścia i doświadczenia niezapomnianej przygody z grą w Jackpot!
Gry na maszynie Jack to popularny rodzaj gier hazardowych dostępnych w kasynach online. Istnieją trzy główne rodzaje gier na tej maszynie, które przyciągają uwagę graczy z całego świata.
Pierwszy rodzaj gry na maszynie Jack to tradycyjne automaty do gry. Te proste gry oferują klasyczne symbole takie jak owoce, dzwonki czy liczby siedem. Gracze obracają bębnami i starają się uzyskać kombinacje symboli, które przyniosą im wygraną. To idealna opcja dla tych, którzy lubią prostą i bezproblemową rozrywkę.
Drugim rodzajem gier na maszynie Jack są wideoautomaty. Te zaawansowane gry oferują znacznie więcej funkcji i możliwości niż ich tradycyjne odpowiedniki. Gracze mogą cieszyć się różnorodnymi tematami, animacjami, bonusami i specjalnymi rundami, które dodają ekscytujący element do rozgrywki.
Ostatnim, trzecim rodzajem gier na maszynie Jack są progresywne automaty jackpotowe. Te gry oferują ogromne nagrody, które stale rosną z każdym obstawieniem. Gracze mają szansę wygrać życiowo zmieniające kwoty pieniędzy, gdyż część stawek jest dodawana do puli nagród. To sprawia, że emocje sięgają zenitu, gdy jackpot w końcu zostaje trafiony.
Zależnie od preferencji i stylu gry, gracze mogą wybierać spośród różnorodnych rodzajów gier na maszynie Jack w kasynach online. Bez względu na to, którą grę wybiorą, mogą liczyć na dobrą zabawę oraz możliwość wygrania atrakcyjnych nagród. Jednak pamiętaj, że hazard może być uzależniający, dlatego zawsze graj odpowiedzialnie.
Maszyna do gry Jack online, podobnie jak inne gry hazardowe, podlega różnym licencjom i regulacjom. Ważne jest, aby wiedzieć, że korzystając z takich maszyn, gracze muszą przestrzegać określonych przepisów i zasad. Dlatego też licencje i regulacje dotyczące maszyny Jack online są istotne dla zapewnienia bezpieczeństwa i uczciwości gry.
Organizacje nadzorujące gry hazardowe nadają licencje dostawcom oprogramowania i operatorom kasyn online, aby zapewnić, że spełniają one określone standardy. Dzięki temu gracze mogą mieć pewność, że grają legalnie i bezpiecznie. Ponadto regulacje dotyczące maszyny Jack online obejmują również sprawiedliwość i transparentność gry, aby uniknąć oszustw i nieuczciwych praktyk.
Ważne jest także, aby gracze mieli świadomość przepisów dotyczących minimalnego wieku uczestnictwa w grach hazardowych online. Dzięki licencjom i regulacjom można zapobiec nieletnim osobom dostępowi do takich gier, chroniąc ich przed negatywnymi skutkami hazardu.
Podsumowując, licencje i regulacje dotyczące maszyny Jack online są kluczowe dla zapewnienia uczciwości i bezpieczeństwa tej formy rozrywki. Gracze powinni zawsze upewnić się, że wybierają legalne i licencjonowane kasyna online, aby cieszyć się grą w sposób odpowiedzialny i zgodny z obowiązującymi przepisami.
Maszyny Jack są jednymi z najpopularniejszych gier hazardowych w kasynach internetowych. Jednakże, wraz z popularnością tych automatów, pojawiają się również obawy dotyczące bezpieczeństwa i uczciwości gry. Dlatego też istotne jest, aby gracze byli świadomi pewnych kwestii związanych z bezpieczeństwem i uczciwością maszyny Jack.
Po pierwsze, warto zaznaczyć, że kasyna internetowe muszą posiadać licencje oraz certyfikaty, które potwierdzają ich uczciwość i zgodność z przepisami. Przed rozpoczęciem gry na maszynie Jack, warto sprawdzić reputację kasyna oraz upewnij się, że jest ono legalne i sprawdzone.
Kolejnym ważnym aspektem jest oprogramowanie używane do generowania wyników w maszynie Jack. Powinno ono być regularnie sprawdzane i certyfikowane, aby zapewnić uczciwość gry oraz losowość wyników. Gracze powinni unikać nielegalnych stron oraz podejrzanych kasyn, które mogą oszukiwać w grze na maszynie Jack.
Ważne jest również, aby zachować zdrowy rozsądek i grać odpowiedzialnie. Maszyna Jack to gra losowa, więc nie ma gwarancji wygranej. Gracze powinni ustalić sobie limit czasu i pieniędzy przeznaczonych na grę oraz unikać hazardu na zasadzie impulsu.
Podsumowując, gra na maszynie Jack w kasynach internetowych może być emocjonującym doświadczeniem, pod warunkiem że zachowamy ostrożność i korzystamy z usług legalnych oraz uczciwych kasyn. Bezpieczeństwo i uczciwość gry są kluczowe dla pozytywnej rozrywki online.
0 notes