Don't wanna be here? Send us removal request.
Text
43.
Pytania kotłowały się we mnie, sama nie wiedziałam, które zadać pierwsze. Nie chciałam umierać w tej zatęchłej stodole. Chciałam żyć! Akurat teraz, kiedy wszystko wyszło na prostą... - Dlaczego chcesz mnie zabić? - Spytałam w końcu. - Skarbie, ale ja wcale tego nie chcę, uwierz mi. To jest poniekąd taka... transakcja wiązana. - Rozłożył bezradnie ręce. - Czy Ania też jest taka jak my? - Uśmiechnął się ciepło. Jego założona noga na nogę ruszała się w przód i tył miarowo. - Nie poczyniłaś zbyt wiele postępów przez te lata. Kompletnie nic nie czujesz, niczego nie rozumiesz, jak dziecko we mgle. - Pokręcił głową z dezaprobatą i wyciągnął z marynarki papierosa, kręcąc nim w dłoni przez chwilę. - Jako demony, mamy przeróżne zdolności. Możemy je też dowolnie kształtować i nabywać choć wymaga to czasu. Ty, niestety, nie miałaś nikogo, kto by ci w tym pomógł a sama do tego nie doszłaś. Szkoda, bo jest w tobie duży potencjał. - Odparł zamyślony, odpalając papierosa i zaciągając się nim głęboko. - Nie odpowiedziałeś na moje pytanie. - Przypomniałam delikatnie. - A czy to nie oczywiste? - Faktycznie, było to oczywiste. - Zabiłeś ją... - Uświadomiłam sobie nagle. Według księgi Aleksa, trzeba zostać brutalnie zamordowanym i wrócić, by stać się demonem. - Czasem taka jest cena miłości, kochanie. Ale później nie kazałem jej stać u mojego boku. Robi to z własnej woli. - Wykorzystujesz ją do brudnej roboty. Po prostu stworzyłeś sobie popychadło! - Roześmiał się strząsając popiół na posadzkę. - Poniekąd tak, chociaż wolę nazywać ją swoją uczennicą. - Niespodziewanie przypomniało mi się coś zupełnie innego. - Przecież znasz Aleksa... On wyczuwa takich jak my. Jak to możliwe, że o tobie nie wiedział? - Na moment zapomniałam o tym gdzie jestem i dlaczego, chciałam tylko poznać odpowiedzi na te wszystkie pytania. - Skarbie, już ci mówiłem. Zawsze trzeba mieć wsparcie. W tym wypadku, trzeba mieć wsparcie magów. - Niedopałek spadł na podłogę a lśniący but Wrony rozdeptał go. - Piotr Malicki - Oświeciło mnie. - Brawo. Chociaż to też było oczywiste. Pomagał mi od lat ale w końcu miał dość. Nie chciał już pieniędzy, chciał wrócić do społeczności magów. Nie mogłem na to pozwolić... - ... więc go zabiłeś. - Jego uśmiechnięta twarz była przerażająca. Ciepłe oczy i uśmiech psychopaty. - Tak. Nie miałem wyboru. Następnego dnia zjawiła się u mnie pewna kobieta, oferująca swoje usługi. To była okazja, której nie mogłem przegapić. Chwilę później, dowiedziałem się, że jej mąż węszy niebezpiecznie blisko. Mógł mnie zdemaskować ale jego myśli były zbyt skupione na tobie. Kręciliście się w kółko bez celu, to było naprawdę zabawne. - Roześmiał się sztywno. Serce biło mi jak szalone. Więc to Tamara... Ona za tym stoi, choć wszystko było rozwiązywane rękami Wrony i Ani... To ona napadła nas w restauracji, ona skrzywdziła Teo. - Niemal czuję jak układasz sobie to wszystko w głowie. To musi być bardzo przyjemne, prawda? - Spytał nadal rozbawiony. - Nie powiedziała bym. Nie rozumiem tylko jednego. Dlaczego zabiła, a raczej, dlaczego kazała ci zabić tych niewinnych ludzi? Dla niepoznaki? - Zmarszczył czoło, nie od razu rozumiejąc o co pytam. - Chodzi o tego mężczyznę na cmentarzu? - Tak - Czyżby już nawet nie pamiętał kogo morduje? - To akurat nie moja wina. W każdym razie nie do końca. Widzisz, Ania była bardzo niecierpliwą uczennicą. Kiedy dopadał ją głód, nie potrafiła się powstrzymać. Na szczęście, te trudne początki mamy już za sobą. - Odetchnął z ulgą i wstał z krzesła. Włożył ręce do kieszeni i zaczął maszerować po stodole. Ostatnie promienie słońca znikały powoli za horyzontem a pomieszczenie robiło się coraz ciemniejsze. - Kończy nam się czas. - Westchnął niemal ze smutkiem. - Co będzie z Aleksem? - Spytałam szeptem. - A co ma być? Będzie żył sobie nadal, tyle, że już bez ciebie. Sfabrykowaliśmy list, w którym wyjaśniasz mu, że odchodzisz. Nikt nie będzie cię szukał. A do listu dołączę to - wyjął z kieszeni cienki łańcuszek z trójkątnym kamieniem po środku. Łzy napłynęły mi do oczu. Nie chciałam umierać ale myśl o tym, że Aleksowi nic nie grozi, dodawała mi sił. - Nie spodziewałem się tylko jednego. To komplikuje wszystko najbardziej... - Podszedł do nieruchomej postaci z zasłoniętą twarzą, która nadal leżała z zimnej, kamiennej posadzce. - Kto to jest? - Spytałam od niechcenia. Kolejny przypadkowy świadek? Wynik nieopanowanego głodu Ani? Wrona westchnął i ściągnął materiał z głowy mężczyzny. Zimny dreszcz przebiegł mi od lędźwi do karku powodując mrowienie na policzkach. Nie potrafiłam nawet krzyknąć. Patrzyłam tylko z szeroko otwartymi oczami na leżące bezwładnie ciało. Ciało, którego nie powinno tam być. - Robert...
#long reads#reading#books and libraries#writers on tumblr#my writing#writers#my own story#invenereveritas#fantasy#love story
2 notes
·
View notes
Text
42.
Siedziałam oszołomiona. Sparaliżowana. Zwyczajnie nie mieściło mi się to w głowie. Brałam pod uwagę każdą możliwość w tej układance. Absolutnie każdą. Tego jednak nie mogłam przewidzieć. - Dobry wieczór, Mira. - Powiedział ojciec Roberta, stawiając podniszczone krzesło obok mnie i siadając. Nie potrafiłam wydusić z siebie słowa. - Wybacz mi proszę te spartańskie warunki ale to konieczne. - Mówił ze spokojem. - Co się tutaj, do cholery ciężkiej, dzieje? - Spytałam gdy odzyskałam w końcu mowę. - Moja droga... To wszystko jest strasznie zagmatwane. Mam nadzieję, że wystarczy nam czasu, żebyś zrozumiała. - Odparł z uśmiechem. Ponownie usłyszałam kroki za drzwiami. Tym razem otwarły się z hukiem. Do środka weszła postać w kapturze, ciągnąc za sobą kogoś jak szmacianą lalkę. Wrona Senior nawet nie drgnął. - Skarbie, prosiłem cię, żebyś niosła go na rękach. Trzeba będzie fabrykować ślady... - Skarcił zakapturzoną postać tonem, jakby weszła w brudnych butach na świeżo umytą podłogę. Ciało leżało bezwładnie na podłodze a głowa była zasłonięta szarym materiałem. - Może ty powinieneś to zrobić, skoro wiesz lepiej? - Ponownie zamarłam słysząc znajomy głos. Postać zdjęła kaptur wiedząc, że jej tożsamość została już odkryta. - Ania... - powiedziałam bezdźwięcznie. Seniora najwyraźniej bawiło moje osłupienie. Ania spojrzała na mnie, spuściła wzrok i wyszła. - Czułaś kiedyś pożądanie, któremu nie byłaś w stanie się oprzeć? - Spytał nagle. Jego spojrzenie oczekiwało odpowiedzi. - Tak. - Odparłam cicho. - Zatem mnie zrozumiesz. Widzisz... Poznałem Anię rok temu. Młoda, bystra, seksowna jak diabli... Zwyczajnie oszalałem na jej punkcie. - Mówił z rozmarzoną miną. - Z początku nie zwracała na mnie uwagi. Odprawiała mnie z kwitkiem za każdym razem. Pewnego wieczoru wyszła późno z pracy. Wiedziałem, że zawsze wraca przez park więc na nią czekałem. Rozmawialiśmy do rana. Nie wiedziała jednak o mnie jednej, bardzo ważnej rzeczy... - Że jesteś zdradzieckim dupkiem, który ma rodzinę? - Roześmiał się. - Nie, Mira. To wiedziała od początku. Nie była świadoma, że ja nie jestem człowiekiem. Dokładnie tak samo jak ty. - Otworzyłam szeroko oczy. - Nie mam pojęcia o czym mówisz. - Skłamałam ale mało wiarygodnie. nawet dziecka bym nie przekonała. - Kochana, darujmy już sobie tajemnice. Zbyt długo chodzę po tym świecie. Wyczułem cię od razu, lata temu, ale nie stanowiłaś dla mnie zagrożenia. Jesteś taka niedoświadczona... Ile lat masz za sobą? Sto? Dwieście? - Mówił czułym, ojcowskim tonem, który był nie do zniesienia. - Po co mnie tu trzymasz? Co z Aleksem? - Moje pytanie przyjął z uśmiechem. - Spokojnie, twojemu kochasiowi nic nie grozi. Ty niestety nie masz tyle szczęścia. - Zabijesz mnie? - Roześmiałam się. - Jestem nieśmiertelna! - On również się zaśmiał. - Tak ci się wydaje? Przykro mi ale cię rozczaruję. - Wyciągnął z kieszeni marynarki małe ostrze. Było srebrne i zakrzywione. Przypominało nieco sierp. Przez chwilę obracał je w dłoni, po czym przyłożył do mojej skutej dłoni. Ostry koniec wbił się lekko w skórę wywołując ból nie do pojęcia. Uroniłam zaledwie kroplę krwi a krzyczałam jak opętana. - Nieeee!! - Krzyczałam, wijąc się w cierpieniu. - Dlaczego to robisz?! - Wrzeszczałam. - Nie domyślasz się? - Nie odpowiedziałam. Ból w dłoni stawał się tępy ale nie ustępował. - Cóż, wygląda na to, że muszę zrobić ci wykład. No niech stracę. - Cała sytuacja zdawała się go bawić. Jakby był w swoim żywiole. - To jest obłęd... Przecież nic ci nie zrobiłam... - Mówiłam słabym głosem. - To prawda kochanie, dlatego niemal czuję żal. Ale nie mam innego wyjścia. W ramach mojego szacunku do ciebie, zrobię to szybko. Nawet nie poczujesz i będzie już po wszystkim. - Poklepał mnie z troską po nodze, jak lekarz przed zastrzykiem. - Co do tego ma Ania? Co jej zrobiłeś? - Powoli, wszystko w swoim czasie. A teraz, pozwól, że ci o sobie opowiem. Urodziłem się w 1310 roku w Bułgarii. Byłem bogatym, wykształconym chłopcem, miałem świetne perspektywy. Rodzice nalegali na mój ożenek ale ja broniłem się przed tym jak mogłem. W końcu poznałem kobietę, dla której straciłem głowę. Pojąłem ją za żonę po kilku dniach. Nasza noc poślubna była wyjątkowa. Ona była wyjątkowa. - Patrzył gdzieś w dal a na twarzy malował się uśmiech. - Robiliśmy rzeczy, o jakich nigdy nawet nie śniłem. Kilka dni później była jeszcze bardziej nienasycona niż do tej pory. Kochałem się z nią całą noc ale w końcu opadłem z sił. Krzyczała na mnie, szarpała mną a ja nie miałem nawet siły się bronić. W końcu chwyciła ostrze i zatopiła w mojej piersi. - Wzruszył ramionami z uśmiechem i zrozumieniem. - Chcesz powiedzieć, że masz... siedemset lat? - Spytałam z niedowierzaniem. - Siedemset jedenaście. W zeszłym tygodniu miałem urodziny. - odparł z dumą. - Ale... jak? - Przez moment chyba zapomniałam gdzie jestem, co tutaj robię i że za chwilę stracę swoje życie. - Widzisz, kochanie... Przez te lata nauczyłem się czegoś, do czego ty jeszcze nie dorosłaś. - Pochylił się w moją stronę, jakby chciał mi zdradzić największy sekret. Jego oczy, tak bardzo podobne do oczu Roberta, błyszczały radośnie. - Zawsze. Trzeba. Mieć. Wsparcie. - Wyszeptał. Nagle wszystko wskoczyło na swoje miejsce. Każdy szczegół ułożył się w wielki, bardzo ponury obraz malowany moją własną krwią.
#books and libraries#books#booklover#my own story#writers on tumblr#my writing#writers#invenereveritas#fantasy#love
2 notes
·
View notes
Text
41.
Oddychałam już prawie miarowo, leżąc na ramieniu Aleksa. Niedawne spazmy ustępowały błogiemu rozluźnieniu. - Jesteś dla mnie wszystkim - Szeptał wciąż, całując czule moje czoło. Gdybym tylko potrafiła zatrzymać czas, zrobiłabym to właśnie w tamtej chwili. Złapałam głęboki oddech i otworzyłam oczy ale nic to nie dało. Było zupełnie ciemno. Pulsujący ból głowy utrudniał zebranie myśli. Leżałam na czymś twardym i z pewnością welurowym. Czułam, że jadę, słyszałam dźwięk silnika. Co się do cholery dzieje? Próbowałam po omacku wstać ale uderzyłam w coś głową i ponownie opadłam. Co się stało? Ostatnie co pamiętam to las. Odwróciłam się i poczułam uderzenie. Dokąd mnie wiozą? Czy to bagażnik? - Pomocy! - Wrzasnęłam spanikowana. Przez chwilę samochód jakby zwolnił a później raptownie przyspieszył. Z całych sił waliłam rękami w co tylko się dało. Zachłannie łapałam oddech, czując, że tracę siły. - Wypuść mnie! - Krzyczałam. Coraz trudniej było mi złapać dech. Ciężkie powieki opadały, nie byłam w stanie już nawet ruszyć palcem. Czułam, że opadam w dół aż ponownie pochłonęła mnie nicość. Gdy otwarłam oczy następnym razem, panował półmrok. Spojrzałam w górę i zobaczyłam księżyc zasnuty chmurami. Starałam się podnieść ale moje ciało odmówiło posłuszeństwa. Mogłam tylko bezsilnie patrzeć na niebo. - Jedna dawka wystarczy! Mamy ją dowieźć żywą, rozumiesz?! - Głos był bardzo stanowczy. Nie usłyszałam jednak odpowiedzi. Powieki opadły i znów odpłynęłam. Kolejne przebudzenie było inne. Leżałam na wysłużonym materacu, przykuta do grubej rury, która wychodziła ze ściany i chowała się w podłodze, a właściwie kamiennej posadzce. Obraz się rozmywał jak po butelce wina. Powoli usiadłam, na tyle, na ile pozwoliły łańcuchy. Drewniane ściany, przez które przebijało się słońce, wirowały. Chciałam przetrzeć oczy ale gdy się dotknęłam, poczułam ból. Skroń pulsowała a na dłoni miałam krew. Co to wszystko ma znaczyć? Starałam się złożyć kawałki do kupy. Ktoś ogłuszył mnie w lesie. Wiózł w bagażniku i kazał dowieźć żywą. Ale dokąd dowieźć? Pomieszczenie wyglądało na szopę. Kamienna posadzka, resztki siana, budowla ze zwykłej deski. Przez szparę w drewnie chciałam zobaczyć, czy coś da mi wskazówkę gdzie jestem, ale wokół było jedynie zielone pole. Nic więcej. - Niech to szlag - Powiedziałam do siebie. Czy krzyki miały jakiś sens? Wokół było pusto, nikt mnie nie usłyszy. Jedyne wyjście to jakoś się uwolnić z więzów. Obejrzałam dokładnie łańcuch. Był gruby i solidny, nie byłam w stanie go rozerwać choć próbowałam z całych sił. Ogniwa były spięte metalową kłódką, szukałam czegoś, co mogło posłużyć do otwarcia jej ale wokół były jedynie źdźbła siana. Siedziałam bezradna, myśląc o Aleksie. Czy tamta noc była naszą pierwszą i ostatnią? A co jeżeli ci ludzie mają też jego? Poczułam palenie w klatce piersiowej. Zrobię wszystko, oddam życie byle jemu nic się nie stało... Za prowizorycznymi drzwiami usłyszałam kroki i cichą rozmowę. W szczelinach ścian pojawił się ich cień ale nie dało się powiedzieć, czy są to dwie osoby, czy może więcej. W końcu drzwi się otwarły, wpuszczając więcej światła. Do pomieszczenia weszła ostatnia osoba, której mogłabym się teraz spodziewać. Zamarłam.
#books and libraries#long reads#read#reading#writers on tumblr#my writing#writers#invenereveritas#my own style#my own book#fantasy
1 note
·
View note
Text
40.
Niemal świtało. Śpiew ptaków był tak wyraźny, że miałam wrażenie, jakby siedziały na krańcu łóżka. Odwróciłam wzrok od jaśniejącego nieba i spojrzałam na Aleksa. Nagi, pogrążony w głębokim śnie wyglądał jak namalowany ręką mistrza. Włożyłam spodnie, jego koszulkę i wyszłam nacieszyć się pięknym lasem. Trawa była wilgotna, chłodny wiatr poruszał kosmykami moich włosów. Poszłam za dom i zerwałam pełną garść agrestu. Czy może być lepiej? Ruszyłam przed siebie w głąb lasu, starając się nie zgubić drogi powrotnej. Las stawał się ciemniejszy i chłodniejszy, bałam się pójść dalej. Znalazłam dość duży pień, na którym dało się usiąść. Czy to może być sen? Ta noc była wprost cudowna. Nieziemska. Zjawiskowa... Nie potrafiłam znaleźć słów, by opisać to, jak wspaniale się czułam. Jak było mi dobrze. Wciąż czułam dreszcze i nie miały one nic wspólnego z otaczającym mnie chłodem. Gładziłam się po nadgarstku, na którym znów pojawiła się bransoletka z dużym kamieniem. Ciekawe, czy czuje przez sen moje emocje. Ciekawe, o czym śni... Wyglądało na to, że moje życie miało się nagle zmienić. Tej nocy Aleks wielokrotnie powtarzał, że mnie kocha a ja odpowiadałam mu tym samym. Kochałam go całym sercem, na śmierć, na zabój. Nie wiedziałam jednak, czy potrafię żyć w związku. Tak długo byłam sama, że nieco mnie to przerażało. Miałabym chodzić na randki, zamieszkać z nim, gotować obiadki? Ta perspektywa nie była zła ale wydawała mi się taka obca... Za plecami usłyszałam cichy szelest krzewów, zagłuszany dźwiękami ptaków. Zając? A może lis? Albo Aleks wyruszył na poszukiwanie swojej zguby. Jeśli tak, to rzucę mu się na szyję. Ułożę na miękkim mchu pod drzewem i wycałuję każdy centymetr jego boskiego ciała. Odwróciłam się, ale nikogo tam nie było. Poczułam lekkie ukłucie rozczarowania. Wytężyłam wzrok w poszukiwaniu zwierząt ale ich też nie dostrzegłam. Zrezygnowana z powrotem odwróciłam głowę. W ułamku sekundy zobaczyłam czarną szatę i poczułam ogłuszający ból w skroni. Potem nastała już tylko ciemność.
#long reads#reading#writers on tumblr#my writing#writers#books and libraries#my own book#my own story#invenereveritas
0 notes
Text
39.
- Jesteś pewna, że o niczym nie zapomnieliśmy? - Spytałam kolejny raz Anię i z pewnością ostatni. Pogrzeb zastępcy burmistrza miał się odbyć już za godzinę. Wielkie wydarzenie łączyło się z wielką odpowiedzialnością. Najmniejszy błąd mógł mnie kosztować utratą dobrej opinii. Ania była wyraźnie poddenerwowana. Nie wiedziałam, czy stresuje się pogrzebem czy ma jakieś prywatne problemy. Nie miałam odwagi zapytać. - Wszystko jest tak, jak powinno - Odpowiedziała słabym głosem. Aleks nie odzywał się od trzech dni. Dzwoniłam, wysyłałam wiadomości... Bez odzewu. Nie wiedziałam co mam o tym wszystkim myśleć. Nie powinnam mówić mu o Tamarze. W mojej kieszeni zawibrował telefon. Patrząc na ekran, niemal zachłysnęłam się powietrzem. - Aleks! - Rzuciłam z radością. - Dzień dobry, Mira. Wybacz, że dopiero teraz, musiałem wszystko poukładać. Możemy się spotkać? Masz teraz czas? - Jego głos był radosny, lekki. - Tak, jasne. Za pół godziny u mnie? - Serce znów biło mi szybciej. - Właściwie, to jestem u ciebie pod firmą - Zerwałam się z miejsca, żeby wyjrzeć przez przeszklone drzwi. Na parkingu zobaczyłam tył samochodu Aleksa. Szeroki uśmiech wypełnił moją twarz. - Potrzebuję kilka minut, wejdź do środka. - Rozłączyłam się i popędziłam do biura, gdzie złapałam kosmetyczkę i sprawdziłam, czy dobrze wyglądam. Moje oczy zrobiły się jaśniejsze a na policzkach zawitał ciepły rumieniec. Po chwili usłyszałam kroki i Anię, witającą gościa. Gdy wyszłam na korytarz, Aleks z szerokim uśmiechem podszedł do mnie i ucałował raźnie w policzek. Radość aż się z niego wylewała. - Porywam twoją szefową, nie masz nic przeciwko? - Spytał Anię. Jego nastrój był zaraźliwy, nawet ona uśmiechnęła się lekko. - Oczywiście, że nie - Odpowiedziała a Aleks poprowadził mnie do samochodu. Błękitne niebo poznaczone było malutkimi, białymi chmurkami a ciepły wiatr roznosił zapach liści. Czego chcieć więcej? - Opowiesz mi, co się działo? - Spytałam, siadając w samochodzie. - Tak, ale nie tutaj - Rzucił z łobuzerskim uśmieszkiem. Włączył radio i stukał palcami o kierownicę w rytm melodii. Zaśmiałam się, przepełniona bijącą od niego aurą. Po kilkunastu minutach jazdy, zorientowałam się, dokąd zmierzamy. - Pamiętam tę drogę - Szepnęłam, patrząc na szybko migające drzewa na poboczu. - Mój domek w lesie przeszedł renowację. Pomyślałem, że chciałabyś zobaczyć. Jestem ciekaw twojej opinii. - Nie rozumiałam po co go remontował. Był doskonały taki, jaki był. Drogą przez gęsty las wyglądała zupełnie inaczej, gdy nie pokrywała jej warstwa śniegu. Teraz widziałam, że las był mieszany. Strzeliste, smukłe iglaki górowały nad gęstwiną liści, przez które nieśmiało przebijały się promienie słońca. W końcu stanęliśmy przed małym, drewnianym domkiem. Od razu rzucił się w oczy nowy dach, drzwi i okna. Polana wokół była równo przycięta a za domem rosły krzewy agrestu. Cieszyłam się, że nie było bardziej drastycznych zmian. - Jak tu pięknie! - Powiedziałam, wysiadając z samochodu. - Zaczekaj aż wejdziesz do środka - Aleks podał mi dłoń i poprowadził przez nowiusieńkie drzwi do środka. Zmieniło się niemal wszystko a chatka nadal miała swój urok. Stara kanapa ustąpiła miejsce nowej, sfatygowana podłoga została odnowiona a kuchnia była zupełnie inna i to właśnie ona podobała mi się najbardziej. - I jak? Podoba się? - Spytał, patrząc jak lustruję każdy kąt. - Jest doskonale. Mogłabym tu zostać na zawsze. - Odparłam i usiadłam na kanapie, która okazała się zaskakująco miękka i wygodna. Aleks wyciągnął z szafki kieliszki i czerwone wino. - Więc? Opowiesz mi? - Nie chciałam naciskać ale ciekawość nie pozwalała mi usiedzieć spokojnie. - Cóż... Kiedy powiedziałaś mi, co zrobiła Tamara, byłem wściekły. Ruszyłem przed siebie, nie wiedząc co zrobić. Bałem się, że w emocjach popełnię jakiś błąd. Zawróciłem i pojechałem do rodzinnego domu, do matki. - Usiadł obok mnie i podsunął kieliszek wina. - Zrobiłem to, czego nie robiłem nigdy. Opowiedziałem jej wszystko. O Tamarze, Piotrze i o tobie. Z początku nie była zachwycona. Uważała, że związek z demonem nie jest dobrym pomysłem ale kiedy jej o tobie opowiedziałem, gdy usłyszała ile trudu wkładasz, by nie zrobić nikomu krzywdy, była zaskoczona. - Nie wiedziałam, czy się cieszyć bo mówił o związku czy martwić niechęcią jego matki do mnie. - Mówisz to, jakbyś rozmawiał z nią pierwszy raz od lat. - Bo właściwie, dokładnie tak było. Mówiłem ci, że się odciąłem. Spotykałem się z matką kilka razy w roku, nie chciałem słuchać pytań o Tamarę. Nigdy też nie byłem typem maminsynka, nie biegłem do niej z każdym problemem. Tym razem jednak potrzebowałem rady kogoś mądrzejszego ode mnie. - Zaśmiał się i upił łyk wina. - Muszę przyznać, że mnie zaskoczyła. Nie starała się mnie pogodzić z Tamarą, przeciwnie. Chciała pomóc z rozwodem. I pomogła. - O mały włos nie pisnęłam z radości. - A co na to wszystko Tamara? - Rzuciłam niby od niechcenia. - W poniedziałek matka zaprosiła ją, nie wiedziała, że ja też tam będę. Doszło do konfrontacji, jej intrygi nie miały już sensu. Była wściekła ale podpisała papiery. Straciła niemal wszystko. Dobre imię, wsparcie Rady i opadła kurtyna kłamstw. Jestem wolny i szczęśliwy. - Powiedział z uśmiechem. Nie potrafiłam się mu oprzeć. Jego radość i ulga były wręcz namacalne. Seledynowe oczy błyszczały a usta kusiły i przyzywały. Zakręciło się w głowie, w brzuchu czułam mrowienie... Nie myśląc co robię, objęłam jego twarz i pocałowałam. - Mira... - Szepnął. Spojrzałam mu w oczy chcąc powiedzieć tyle rzeczy a jednocześnie nie chcąc mówić nic. Zdecydowanie objął mnie w talii i jednym zwinnym ruchem usadowił na swoich kolanach. Objęciem przylgnął do mnie, całując namiętnie, pieszcząc dłońmi ramiona i plecy. Jęknęłam. Nie potrafiłam się powstrzymać. Jego oddech przyspieszył, dłonie drżały gdy rozpinał moją koszulę. - Pragnę cię... - Szepnął ponownie. Przyjemne dreszcze rozeszły się po moim podbrzuszu. Ściągnęłam jego koszulkę, sunąc ręką po torsie, coraz niżej i niżej... Syknął z rozkoszy. Byłam gotowa oddać mu się w całości. Fizycznie i mentalnie. Był wszystkim, czego potrzebowałam. Całym moim światem.
#books and libraries#book blog#long reads#read#my writing#writers on tumblr#writers#invenereveritas#my own story#fantasy
1 note
·
View note
Text
38.
Niedzielny poranek pachniał mokrą trawą i świeżo parzoną kawą. Siedziałam w ogrodzie czekając na Aleksa. Mój wczorajszy telefon przyjął z radością, od razu zgodził się na spotkanie. Zaproponował dzisiejszy ranek bojąc się, że zmienię zdanie. Nie ukrywam, że przeszło mi to przez myśl. Ciekawość jednak wzięła górę. Żeby spokojnie z nim rozmawiać, wybrałam się wczoraj wieczorem na łowy. Poszło łatwo, bez dziwnych zdarzeń, do których powoli zaczynałam się już przyzwyczajać. Byłam zatem spokojna, opanowana i gotowa na rozmowę. W zasadzie nie łamałam też słowa danego Flądrze. To znaczy Tamarze... W końcu to tylko rozmowa. Bałam się jednak tego, co mogę usłyszeć. - Dzień dobry. - Dreszcz przeszedł mnie całą. Wstałam, chcąc przywitać gościa. Biała koszulka polo leżała na nim jak na modelu. Jak zawsze z resztą. W dłoni trzymał bukiet polnych kwiatów. - Dzień dobry - Odpowiedziałam, wyciągając dłoń na powitanie. Jak zawsze schwycił ją i ucałował. Prądy przeszły z dłoni do klatki piersiowej. Wręczył mi bukiet a ja gestem wskazałam mu miejsce na przeciw. Zaraz za jego plecami pojawił się Teo z tacą. - Zrobiłem wam śniadanie - Zdjął z tacy kawę dla Aleksa, sałatkę owocową i sok. Jak prawdziwy kelner. Brakowało mu jedynie serwetki przewieszonej przez przedramię. - Jesteś kochany, Teo. Dziękuję. - Uśmiechnęłam się do niego a on do mnie. - Zostawiam was samych, mam trochę roboty u siebie. Nie pozabijajcie się. - Teo! - Skarciłam go a obaj parsknęli śmiechem. Pomachał na odchodne i zniknął za drzwiami tarasu. - Pięknie wyglądasz - Powiedział Aleks, świdrując mnie wzrokiem. Skłamałabym mówiąc, że nie starałam się wyglądać dobrze. Błękitna sukienka na ramiączkach wyglądała doskonale na moim opalonym ciele a lekki dekolt kusił subtelnie. - Aleks ja... chciałam cię przeprosić. Powinnam dać ci szansę na wytłumaczenie. Zachowałam się karygodnie... - Uśmiechnął się i sięgnął po kawę. - Ale teraz mnie wysłuchasz, tak? - Oczywiście. - Przytaknęłam i obiecałam sobie, że będę jak Teo. Wysłucham do końca i dopiero wtedy zacznę zadawać pytania. - W takim razie zacznę od samego początku, jeśli pozwolisz. - Skinęłam głową. - Znam Tamarę od urodzenia. Wychowywano nas razem. Nasi rodzice są w Radzie Starszych. Są kimś w rodzaju... ministrów? Ciężko przełożyć to ludzkie sprawy. - Ugryzłam się w język, nie chcąc żeby odkrył skąd wiem o Radzie Starszych. - Od dziecka bawiliśmy się i uczyliśmy się razem. Rodzice starali się nas zeswatać i w końcu im się udało. Siedem lat temu wzięliśmy ślub. Nie byłem do tego przekonany, odwlekałem to. Czułem, że nie tego chcę. Tamara jednak postawiła na swoim... Dopiero wtedy zrozumiałem, jaka jest. - Zamilkł na dłuższą chwilę. Miał kamienną twarz ale w oczach kryła się złość. Starałam się nawet nie ruszać, żeby nie tracił wątku. - Okazało się, że jest chorobliwie ambitną manipulatorką. Wszystko co robiła, było w jakimś celu. Tak samo z resztą jak ślub ze mną. Zrozumiałem to po kilku miesiącach od ślubu. Szybko złożyłem pozew o rozwód ale ona utrudniała sprawę. W końcu machnąłem na to ręką. Zamieszkałem daleko od niej, od Rady... Zacząłem żyć po swojemu, prowadzić firmę. Najpierw jedną, potem drugą i kolejne. Skupiałem się wyłącznie na pracy. Kontakt z magami ograniczałem do minimum. Później został mi już tylko Piotr. I wtedy pojawiłaś się ty. - Spojrzał na mnie z błyskiem w oku. Ponownie sięgnął po kawę, rozsiadł się na ławce i uśmiechnął. - Nie zapomnę jak wszedłem pierwszy raz do twojego biura. Siedziałaś za ogromnym biurkiem, zasłonięta stertami papierów. Gdy na mnie spojrzałaś, miałem wrażenie że ktoś oblał mnie wrzątkiem. Skóra mnie paliła! - Zaśmialiśmy się razem. Doskonale pamiętałam ten dzień. - To było niesamowite. Do tamtej pory nie zwracałem uwagi na kobiety. Bałem się, że będą takie jak Tamara. Ale ty zawróciłaś mi w głowie jednym spojrzeniem! Nie byłem w stanie myśleć. Miałem tego dnia kilka ważnych spotkań, które zawaliłem. Cały czas miałem przed oczami twoją twarz, w uszach dźwięczał mi twój słodki głos... - Łzy cisnęły mi się do oczu a serce waliło mocno, pompując żywo krew, przez co miałam wypieki na twarzy. Teraz nawet gdybym chciała, nie wtrąciłabym ani słowa. - Za wszelką cenę chciałem znów cię spotkać ale bałem się, że będę nachalny. Gdy weszłaś do mojego baru, omal nie krzyknąłem z radości. Opanowałem się jednak i starałem się być uwodzicielski. Chciałem wiedzieć, czy w ogóle jesteś mną zainteresowana. I byłaś... - Znów patrzył na mnie tym samym zachłannym wzrokiem. Przygryzłam wargę, nie chcą mu powiedzieć jak bardzo byłam zainteresowana. - Tego samego dnia pojechałem do Tamary. Kazałem jej natychmiast podpisać papiery rozwodowe. Odmówiła i spytała o powód. Wiedziałem, że wyczuje kłamstwo więc powiedziałem, że kogoś poznałem. Powiedziała, że to przemyśli. Później nie kontaktowałem się z nią aż do chwili, gdy pojawiła się przed twoim domem... - Nie wiedziałam co mam powiedzieć. Aleks czekał na moją reakcję. Na cokolwiek. Co miałam mu powiedzieć? Że jestem idiotką, która dała się podejść intrygantce? Że zachowałam się jak obrażone dziecko, nie chcąc słuchać wyjaśnień? - Muszę wiedzieć jeszcze jedną rzecz - zaschło mi w gardle więc sięgnęłam po kawę, która jeszcze nie ostygła dzięki temu, że stała w słońcu. - Pytaj o co zechcesz - Powiedział. Musiałam się pilnować, ułożyć pytanie tak, by nie domyślił się, że wiem o grożącej mu karze za czary w moim domu. - Gdy Tamara zjawiła się wtedy wieczorem, powiedziałeś, że to ty użyłeś zakazanego zaklęcia by mnie chronić. Dlaczego zakazanego? - Jak już wiesz, na świecie żyją różne istoty. Czarodzieje, demony i inne... Czarodzieje nie powinni ochraniać innych istot, żeby nie wywołać niepotrzebnych sporów. Na przykład, jeśli obronimy demona przed chimerą, mogą dojść do wniosku, że demony są faworyzowane i odwrotnie. Staramy się być neutralni i bronić jedynie swoich. - A co grozi za taki czyn? - Spytałam, starając się nie myśleć o chimerach. - Różnie. Zdarza się to bardzo rzadko. Ja na przykład musiałem odbyć sesję na uniwersytecie, bo matka stanęła w mojej obronie, mimo moich sprzeciwów. Osiem godzin wykładów o tym, dlaczego nie wolno tego robić. A najsurowsza kara, o jakiej słyszałem, to tydzień posługi dla pokrzywdzonego. - Powiedział z lekkim uśmiechem a ja poczułam się, jakbym dostała czymś ciężkim w głowę. Wykłady?! Cholerne wykłady?! Ta Flądra robiła wrażenie, jakby chodziło o jego życie! Przeklęta intrygantka wykorzystała moją niewiedzę, żeby mną manipulować! - Zaraz, matka stanęła w twojej obronie? - Tak. Cóż poradzić... Miałem dostać trzy dni wykładów, chciałem je przyjąć i zapomnieć o sprawie ale matka się wtrąciła, że to moje pierwsze przewinienie i zgodzili się na jeden dzień. - Nadal się uśmiechał. Tamara skłamała, mówiąc, że go obroni. Zrobiła to jego matka. Niech ją szlag... - Wyglądasz, jakbyś była zła. Powiedziałem coś nie tak? - Spytał zmartwiony. Byłam w szoku. Z jaką łatwością Flądra owinęła mnie sobie wokół palca. Zrobiłam co chciała, jak chciała... - Wszystko w porządku - rzuciłam oschle. Aleks spojrzał na mnie niepewnie. Przez chwilę jakby się nad czymś zastanawiał a potem wstał i wolnym krokiem usiadł obok mnie, starając się mnie nie spłoszyć. Chwycił moją dłoń i znów pocałował. - Widzę, że coś cię gryzie. Proszę, wyjaśnijmy sobie to wszystko do końca - Wahałam się dłuższą chwilę ale w końcu przyznałam się, że rozmawiałam z Tamarą. Opowiedziałam o jej wizycie o tym jak sugerowała, że grozi mu bardzo surowa kara i o naszym układzie. Z każdym moim zdaniem jego twarz robiła się bledsza. Gdy skończyłam, nie powiedział ani słowa. Siedział bez ruchu nadal trzymając moją dłoń. Nagle odwrócił się w moją stronę, ucałował ponownie dłoń i wstał nie mówiąc nic. Odprowadziłam go wzrokiem do drzwi, za którymi zniknął tak samo jak Teo.
#books and libraries#booklover#long reads#read more#writers on tumblr#my writing#writers#invenereveritas#my own book#love#fantasy
1 note
·
View note
Text
37.
Wielkie krople deszczu uderzały intensywnie o szyby w oknach a pajęczyna piorunów rozdzierała co chwila ciemne niebo, choć było ledwie południe. Na tle burzy siedział w fotelu Teo, pogrążony cicho w myślach. Trawił wszystko, co mu powiedziałam. O Aleksie i Tamarze, o tym kim są i dlaczego zerwałam kontakt. Cały miniony tydzień próbował wyciągnąć ze mnie, co się wtedy wydarzyło. W końcu, dla świętego spokoju, opowiedziałam mu. Jak zawsze słuchał uważnie, nie przerywając. - Więc ta blond flądra to jego żona? - Rozbawił mnie ten nieco obraźliwy przydomek. - Tak. - Odpowiedziałam. Na dłuższą chwilę znów zamilkł. - A jak on ci to wytłumaczył? Dlaczego nie powiedział ci o żonie? - Nie wytłumaczył - Teo spojrzał na mnie marszcząc czoło. - Jak to, nie wytłumaczył? Nie rozumiem. - Nie pozwoliłam mu, nie chciałam słuchać wyjaśnień. Jest żonaty, co tu więcej dodawać? Okłamał mnie - Czekałam aż w końcu przyzna mi rację, poklepie po plecach i powie: dobrze zrobiłaś. Zamiast tego, spojrzał na mnie unosząc brew. - Więc nawet nie wiesz, co jest między nim a Flądrą? - Nie i nie chcę - odpowiedziałam, coraz bardziej naburmuszona. - No dobrze, więc pytałaś go, czy kogoś ma, on skłamał a później pojawiła się ona? - Już żałowałam, że mu powiedziałam. - Nie pytałam go o to - burknęłam pod nosem poirytowana. - Żartujesz, tak? - Spytał rozbawiony, w przeciwieństwie do mnie. - Bardzo zabawne, Teo, na prawdę! Boki zrywać! Wiedziała, żeby ci nic nie mówić... - Zerwałam się z kanapy obrażona za wyśmianie mnie ale szybko mnie złapał i posadził ponownie. Tym razem siedział obok i trzymał mnie za rękę. - Kochana, Mircia. Kochana, głupiutka Mircia... - Cała sytuacja zdawała się go niesamowicie bawić. - Właśnie dlatego chciałem, żebyś mi to opowiedziała. Wiedziałem, że przez uczucia nie myślisz jasno ale nie sądziłem że aż tak! - Oparł się o kanapę i zaczął głośno śmiać, trzymając za brzuch. Założyłam ręce na piersi i nie odezwałam ani słowem. Gdy w końcu się uspokoił, sięgnął do barku po koniak i dwa kieliszki. - Twoje zdrowie! - Stuknął w mój kieliszek i wypił do dna. Zrobiłam to samo. - Powiesz mi w końcu co cię tak rozbawiło? - Spytałam z ironią. - To, że niczego nie widzisz - Powiedział, nalewając drugi kieliszek. - Niby czego? - Jacyś czarodzieje zjawiają się w twoim domu i robią chorą akcję. Chwilę później zjawia się Flądra, mówi, że jest żoną Aleksa i masz go rzucić bo jak nie to będzie miał kłopoty. Chłopak chce ci wszystko wyjaśnić a ty go odtrącasz i robisz co ci każą, nie zadając ani jednego pytania! No przecież to jest komedia! - Jego śmiech znów rozniósł się po całej posiadłości. - A co tak właściwie mu groziło za użycie czarów? - Spytał sięgając po kieliszek. - Nie wiem. Tamara nie powiedziała. - Powiedziałam cicho, zaczynając powoli składać to wszystko do kupy. To co mówił Teo miało całkiem sporo sensu... - Rany Boskie, Mira... Czyś ty na głowę upadła? Nie spytałaś co mu grozi?! - Spytałam! Tylko, że ona wyminęła odpowiedź! - Starałam się bronić. - Nie zniosę tego na trzeźwo - Pokiwał głową i nalał kolejny kieliszek. Sama też sięgnęłam po swój bo chyba o to klapki z moich oczu zaczęły osuwać się w dół. Jeśli Teo ma rację, jestem największą idiotką jaka chodzi po tej ziemi. Pozwoliłam zamydlić sobie oczy. Dać się zmanipulować jak dziecko. Patrzyłam w okno jak burza ustępuje, został jedynie deszcz. Słońce starało się przebić przez warstwę chmur ale nadal były zbyt gęste. - Musisz z nim porozmawiać. Musisz znać jego wersję. Nie żebym stawał w jego obronie, nadal uważam, że Robert byłby dla ciebie lepszy, ale musisz mieć pełen obraz sytuacji. - Kolejny kieliszek został opróżniony. Dłuższą chwilę siedziałam nieruchomo, nie myśląc zupełnie o niczym, patrząc jedynie jak krople deszczu spływają po szybie. Chwyciłam telefon, wybrałam numer a po mniej niż dwóch sygnałach usłyszałam głos, który wypełnił mnie od czubka głowy po same stopy.
#books and libraries#booklover#read#long reads#writers on tumblr#writers#my writing#my own book#story#invenereveritas#fantasy#love
2 notes
·
View notes
Text
36.
- No szybciej, ruszaj kretynie! - Wrzeszczałam wewnątrz samochodu na kierowcę przede mną, który ociągał się z ruszeniem na zielonym świetle. Agresywnie wrzuciłam bieg i wyminęłam samochód. Wciskałam gaz coraz bardziej chcąc jak najszybciej urwać Robertowi głowę, zakopać ciało, wykopać, przyszyć głowę i ponownie ją urwać. Rozwścieczenie buzowało we mnie, nadal dyszałam, nie potrafiłam opanować szaleńczego bicia serca. Jak mógł powiedzieć Aleksowi, że bierzemy ślub? Skąd w ogóle przyszedł mu do głowy tak idiotyczny pomysł? W oczach Aleksa był żal. I chyba to bolało mnie najbardziej. Zaparkowałam pod komisariatem z piskiem opon. Kilku policjantów przy wejściu obejrzało się ze srogą miną a gdy wbiegłam obok nich do budynku, mruczeli coś do siebie. - Jak śmiałeś?! - Krzyknęłam, wchodząc do biura komendanta bez pukania. Przed jego biurkiem stało dwóch mężczyzn w czarnych garniturach. Wszyscy odwrócili głowy w moją stronę. - Nie wiem o czym mówisz, Mira, ale to nie najlepszy moment. Czy możesz zaczekać na korytarzu? Proszę. - Powiedział zdębiały Robert. Zmierzyłam go wzrokiem i wyszłam, trzaskając drzwiami. Krążyłam pod gabinetem kilkanaście minut, aż w końcu faceci w czerni wyszli. Od razu wbiegłam z powrotem. - Mira, nie powinnaś tak wbiegać do... - Mam to gdzieś. - Przerwałam mu w połowie zdania. - Powiedziałeś Aleksowi, że bierzemy ślub?! - Mój głos narastał z każdym słowem a Robert przywdział minę zbitego psa. - Tak. - Tak?! Tylko tyle masz mi do powiedzenia? - Przez chwilę chciałam się na niego rzucić i okładać pięściami. - To nie do końca był mój pomysł... Cierpiałaś. Każda jego wizyta sprawiała ci ból, widziałem to. Wiedziałem, że on nie odpuści. Wtedy Teo wpadł na ten pomysł... - Teo?! - Znów wrzasnęłam. Zaczęło mi się kręcić w głowie więc usiadłam. - No tak... Stwierdził, że to będzie dobry pomysł. Że tylko tak Aleks odpuści. I w gruncie rzeczy miał rację. - Nie wiedziałam, czy chcę płakać, czy krzyczeć. Milczałam, próbując się uspokoić. Po kilku minutach w końcu się odezwałam, ale mój głos był słaby przez zaciśnięte z emocji gardło. - Nigdy więcej, nie waż się w ten sposób wtrącać w moje życie. Jestem ci wdzięczna za pomoc, za wsparcie. Ale nie masz prawa robić takich rzeczy za moimi plecami, rozumiesz? - Spuścił wzrok i przytaknął jak dziecko, które dostało burę od matki. Odwróciłam się, chcąc wyjść i znaleźć się daleko stąd. - Ty go na prawdę kochasz, co? - Spytał cicho. Nie odwróciłam się. Bałam się, że łzy same wypłyną mi z oczu i już ich nie powstrzymam. - Kochasz go tak samo mocno jak ja ciebie, Mira. Zrobiłbym wszystko, byś choć raz spojrzała na mnie tak, jak na niego. - Gorycz jego głosu była nie do zniesienia. Przecież nie chciałam go zranić! Nie poradzę nic na to, że go nie kocham! A w każdym razie nie tak, jak on by sobie tego życzył... Nie potrafiłam mu odpowiedzieć. Każde słowo wydawało się nie na miejscu. Pierwsza łza spłynęła mi po policzku i wiedziałam, że teraz będzie tylko gorzej. Otarłam ją ręką i uciekłam niczym tchórz. Zatrzaskując drzwi samochodu, cała moja twarz była już mokra. Łkanie nie koiło nerwów, nie przynosiło spokoju. Prześliznęłam się na tylne siedzenie, zwinęłam w kłębek i leżałam tak, Bóg wie ile. Rześkie powietrze wpadało przez uchyloną szybę auta. Niebo pokrywały kolorowe pasma, od głębokiego granatu po ciepły pomarańcz w miejscu, gdzie wschodziło słońce. Wyprostowałam zesztywniałe nogi i przesiadłam się za kierownicę. Spojrzałam w lusterko i od razu jęknęłam. Miałam opuchnięte oczy i rozmyty makijaż. W drodze pustymi ulicami doprowadziłam twarz do względnego porządku. Gdy wróciłam do domu, Teo siedział w kuchni przy porannej kawie. Miałam cichą nadzieję, że już go nie zastanę, że nie zaleje mnie pytaniami co się stało i gdzie byłam. - Kawy? - Spytał, kiedy próbowałam przemknąć się bez słowa do sypialni. Westchnęłam. - Poproszę - Wstał i postawił na palniku czajnik z wodą, która niemal natychmiast zaczęła wrzeć. - Przepraszam, Mira. Ja tylko chciałem dla ciebie dobrze. - Powiedział, wlewając wrzątek do kubka. Widocznie Robert już wszystko mu powiedział. - Wiem, Teo. Nie mam do ciebie żalu. - Spotkałaś się z nim, tak? - Wiedziałam, że pyta o Aleksa. Zmieniła się jego barwa głosu. - Niezamierzenie. - Mira, musisz mi w końcu powiedzieć, co między wami zaszło - Powiedział po raz setny w ciągu ostatnich pięciu miesięcy. - Mówiłam ci już, że nie chcę o tym mówić. Nie ma to żadnego znaczenia. - Sięgnęłam po kawę a Teo tylko pokiwał głową. - Posłuchaj mnie. Nie potrafię ci pomóc, nie wiedząc co cię dręczy. - Rozłożył bezradnie ręce i popatrzył na mnie tymi wielkimi oczami dziecka. Uśmiechnęłam się do niego łagodnie. - Nie mogę, Teo. - Czasami rozwiązanie jest łatwiejsze niż się wydaje ale jesteśmy tak zaślepieni emocjami, że ich nie widzimy. - Powiedział, sięgając po kawę. - Co chcesz przez to powiedzieć? - Spytałam, nie do końca rozumiejąc o czym mówi. - Chcę powiedzieć, że może nie widzisz innej drogi wyjścia jak zatrzaśnięcie drzwi. Może przez zranienie, nie widzisz czegoś ważnego. - Chyba tym razem Teo nie da za wygraną. Może faktycznie powinnam mu powiedzieć? Wtedy nie będzie nękał mnie pytaniami. Zatrzaśnie te drzwi razem ze mną, raz na zawsze. - Przemyślę to, dobrze? - Obiecujesz? - Obiecuję. Otworzyłam okna w sypialni, wpuszczając nadal chłodne powietrze do środka. Położyłam się na łóżku starając się skupić wyłącznie na śpiewie ptaków a po chwili byłam już znów w sennych objęciach seledynowych oczu.
#books and libraries#booklr#read#read me#reading#writers on tumblr#my writing#fantasy#my own book#invenereveritas#love story
1 note
·
View note
Text
35.
Sala pożegnań była już wypełniona świeżymi kwiatami. Ich woń unosiła się w nagrzanym słońcem pomieszczeniu. Na katafalku stała bogato zdobiona, dębowa trumna z ciałem starszej kobiety. Dzięki zabiegom Stasia, drobna staruszka naprawdę wyglądała jakby zasnęła, czekając na ostatnią wizytę bliskich. Jej rodzina nie szczędziła pieniędzy na tą specjalną okazję. Jak przystało na dobrą szefową, musiałam osobiście sprawdzić, czy wszystko jest tak, jak powinno. Wyszłam tylnymi drzwiami, słysząc pierwsze kroki żałobników. Okazało się, że mam o wiele mniej pracy, niż sądziłam. Ania pełna sił po wakacjach zrobiła niemal wszystko, dając mi tym samym wolne popołudnie. Skorzystałam z okazji i zabrałam Teo na obiecane zakupy do sklepu ogrodniczego. Długo wybierał nowe narzędzia, kwiaty i nawozy ale obserwowanie go sprawiło mi ogromną przyjemność. Był taki pochłonięty i skupiony na zadaniu... - Mam już wszystko, możemy wracać - Powiedział dumny z siebie. Po powrocie do domu, od razu zabrał się do pracy. Nie zauważył nawet kiedy ponownie wsiadłam do samochodu i ruszyłam na polowanie. Za miastem znalazłam małą knajpkę pełną potencjalnego pożywienia. - Poproszę czarną kawę. - Nieco zbyt młody barman uśmiechnął się i po chwili podał mi filiżankę. Rozejrzałam się po skromnie urządzonym lokalu i prawie natychmiast go znalazłam. Drżenie w żołądku upewniało mnie, że to właśnie ten, którego szukam. Upiłam łyk gorącej kawy, co spotęgowało drżenie. Brakowało mi tego uczucia... Cierpliwie czekałam, aż mężczyzna o smukłej, kamiennej twarzy zbierze się do wyjścia. Zastanawiałam się kim jest. Kolejny zdrajca? Złodziej? A może coś gorszego? W końcu poprosił o rachunek i wyszedł. Zapłaciłam za kawę i lekko się ociągając, wyszłam za nim. Był jakieś sto metrów przede mną, szedł spokojnym krokiem, nie wiedząc co go czeka. Uliczka była kręta, pełna wysokich krzewów porośniętych gęsto liśćmi. Przyspieszyłam kroku ale wtedy... zniknął. Jakby się wtopił w zieleń. Czyżby jakaś droga na skróty przez pobliski park? Podbiegłam do miejsca, w którym zniknął i faktycznie zobaczyłam wydeptane w trawie przejście. - Puść mnie! - Usłyszałam krzyk mężczyzny. Kilkanaście metrów dalej zobaczyłam go, szarpiącego się z jakąś postacią w kapturze. Ruszyłam w ich stronę i wtedy zakapturzona postać mnie dostrzegła. Przez sekundę znieruchomiała a później z nadludzką prędkością uciekła w stronę parku. Mężczyzna był w takim samym szoku jak ja. - Co tu się do cholery... - Wyszeptał. Chciałam pobiec za tym kimś ale moje zmysły wyczuły świeżą krew. Nadgarstek mężczyzny był rozcięty a ja nie mogłam już myśleć o niczym innym. - Milcz - Powiedziałam, patrząc mu w oczy. Chwyciłam krwawiącą rękę, czując jak drży każdy kawałek mojego ciała. Przyłożyłam usta do rany a on cicho jęknął, nie mogąc powiedzieć ani słowa. Raz... Dwa... Trzy... Oderwałam usta z cmoknięciem, rozkoszując się ekstazą jak narkoman po przyjęciu dawki. - Zapomnij o wszystkim, co się stało. Wracaj do domu, natychmiast. - Powiedziałam, przyciskając do rany chustkę. Bez słowa odszedł szybkim krokiem w stronę parku. Oparłam się o drzewo i zamknęłam oczy. Czekałam aż serce znów zacznie mi bić spokojnym rytmem. - Podziwiam twoje opanowanie. - Otworzyłam oczy raptownie a serce przyspieszyło jeszcze bardziej niż przed wypiciem krwi. - Aleks... - Powiedziałam niemalże bezdźwięcznie. Stał z lekkim uśmiechem, nonszalancko trzymając ręce w kieszeniach spodni. Nie potrafiłam się ruszyć, stałam sztywno z szeroko otwartymi oczami, jakbym zobaczyła ducha. - Przepraszam, pewnie musisz dojść do siebie. - Widząc moją reakcję, cofnął się o krok. - Co tu robisz? - Spytałam, gdy myśli z wolna zaczęły wracać na swoje miejsce. - Widziałaś tę postać, prawda? - Skinęłam głową. - Śledzę ją od kilku tygodni. Jestem pewien, że to ona stoi za śmiercią Malickiego. I nie tylko... - W końcu jakiś przełom. Nareszcie coś się ruszyło a ja w tej chwili mogę myśleć jedynie o miesiącach bez niego. Żałosne. - Wiesz coś więcej? - Z całych sił starałam się skupić, opanować i nie wykazywać emocji. Podszedł nieco bliżej, rozglądając się wokół. - Niedaleko jest park. Ławki. Może usiądziemy i tam porozmawiamy? - Zapytał z nadzieją w oczach. - Nie. - Rzuciłam oschle choć z całego serca chciałam pójść z nim do tego cholernego parku albo i na koniec świata. Bałam się jednak konsekwencji. - Rozumiem... - Znów cofnął się o krok. - To kobieta, poluje w tych okolicach od pewnego czasu. Nigdy nie widziałem jej twarzy. Jak pewnie zauważyłaś, jest niesamowicie szybka, nawet jak na demona. - Demona? Ona też jest demonem? - Szepnęłam a on spojrzał na mnie zdziwiony. - Chyba jeszcze nie oprzytomniałaś po posiłku. - Znów lekko się uśmiechnął a moje nogi na ułamek sekundy odmówiły posłuszeństwa. - Wszystko dobrze? Chyba naprawdę powinnaś usiąść. - Odruchowo podskoczył żeby złapać mnie za rękę choć nadal trzymał dystans. - Wszystko w porządku. Mów dalej. - Jeszcze przez chwilę przyglądał mi się uważnie. - Jak już mówiłem, jest bardzo szybka. Próbowałem czarów ale nie działają, co jest dziwne. Podejrzewam, że znalazła niepodległego maga, który rzucił na nią blokady. - Można zablokować magię? - Moje pytanie chyba potwierdziło jasność umysłu bo znów się odsunął ale nadal był na wyciągnięcie ręki. - Tak, chociaż nie jest to proste. To musiał być potężny mag, niewielu z nich jest niepodległymi. - Więc jaka jest szansa na złapanie jej? - Świetne pytanie. Nie ukrywam, że szansa jest niewielka. Ale będę próbował do skutku. - Nie wiedziałam co odpowiedzieć, zapadła cisza. - Cóż, pozostaje mi tylko życzyć ci szczęścia. Powodzenia, Aleks. - Powiedziałam ze szczerością. Kolejny uśmiech wyczułam już tylko za swoimi plecami. - Mogę tylko zapytać kiedy ślub? - Zatrzymałam się w pół kroku. - Słucham? - Chciałbym tylko wiedzieć kiedy ślub. Nie będę wam niszczył ceremonii swoją osobą, pytam jedynie z czystej ciekawości. - Nie rozumiałam o co mu chodzi co chyba było wypisane na mojej twarzy bo sam również był zdziwiony. - No... Twój ślub. Twój i Roberta. - Patrzyliśmy na siebie z zamętem w głowach. - O czym ty do diabła mówisz? - Parsknęłam. - Przecież bierzecie w tym roku ślub, tak? - Czyś ty na głowę upadł?! Kto ci naopowiadał takich bredni? - Przez moment byłam rozbawiona, choć Aleks miał bardzo zakłopotaną minę. - Twój narzeczony. Jakieś dwa miesiące temu. Kiedy kolejny raz przyszedłem do ciebie, powiedział, że mam odejść, że nie życzysz sobie mnie widzieć. Jak zawsze zresztą. Ale kiedy odchodziłem, powiedział, że zgodziłaś się za niego wyjść. Żebym przestał przeszkadzać w waszym życiu. - Widziałam ból w jego oczach, który rykoszetem przeszył i mnie. - Skoro go wybrałaś, nie mam prawa się narzucać. Chcę tylko wiedzieć, że jesteś szczęśliwa. Stopy przyrosły mi do trawy. Nie potrafiłam się ruszyć. Czułam, jak narasta we mnie złość. Nie, to nie była złość. To była istna furia. Zostawiłam Aleksa bez słowa. Biegłam do samochodu zachłannie łapiąc oddech. W głowie miałam tylko jedną myśl: policzyć się z Robertem.
#books and libraries#booklr#long reads#read#read me#my own story#fantasy#writers on tumblr#my writing#invenereveritas#love story
0 notes
Text
34.
Siedziałam na ogrodowej ławce, wyciągając bose stopy na kamiennym kwietniku, łapiąc ostatnie promienie dzisiejszego dnia. Ciepły wiatr lekko poruszał listkami rudbekii, które delikatnie łaskotały łydki. Nie przepadałam za latem i skwarem ale te ciepłe wieczory miały w sobie coś ujmującego. - Nie znalazłem czerwonego wina ale mam różowe. Nada się? - Spytał Teo, idąc przez taras do mnie. Starał się jak mógł, żeby jakoś utrzymać mnie z dala od myśli o Aleksie. Nie zostawiał mnie samej na dłuższy czas, wymyślał nowe zajęcia dla nas oboje, między innymi zabawa w ogrodników, dzięki czemu nasz ogród błyszczy dawną świetnością. Oprócz kamiennego kwietnika, a raczej skalniaka, który służył mi jako podnóżek, zaroiło się od różnych innych kwiatów, krzewów a nawet małego baseniku. Letni upał nie był już tak straszny, mogąc się zanurzyć w chłodniej wodzie. Gdy tylko nie pracowałam z Teo w ogrodzie, wychodziłam z Robertem. Pierwszy tydzień po rozstaniu z Aleksem był nie do zniesienia. Nie wiem nawet, czy można to nazwać rozstaniem. Przecież nie byliśmy w związku. Tak czy inaczej, dwa dni po “rozstaniu” z Aleksem, przyjechał do mnie Robert. Nie pamiętam tego dobrze, byłam jak w letargu. Trzy dni nie opuszczał mnie nawet na krok. Gotował dla mnie razem z Teo, czuwał w sypialni obok i gdy płatałam lub krzyczałam przez sen, otulał mnie ramieniem. Ciągłe telefony i wiadomości od Aleksa pogarszały sytuację. Nie odpowiadałam, więc przychodził. Za nic nie odpuszczał. Kilka razy słyszałam jak Teo lub Robert odprawiali go z kwitkiem. Robert robił to z dziką satysfakcją. Po tygodniu bólu i łez nastąpiła chorobliwa apatia. Nie czułam już zupełnie nic. Jakbym żyła za wielką, szklaną ścianą. Obojętnie usuwałam wiadomości od Aleksa, nauczyłam się unikać go gdy stał pod domem czy biurem. Wtedy zaczął pisać listy. Każdy z nich paliłam w kominku, patrząc jak ostatni płomień gaśnie, zostawiając jedynie popiół. Apatia miała też swoje dobre strony. Pożywianie się nigdy nie było tak łatwe. Nie czułam euforii, nie było dreszczy i ekstazy. Nie wiem nawet czy mój radar działał, raczej wmawiałam sobie, że to ktoś, kto na to zasłużył. Siedziałam w pracy prawie całymi dniami, najpierw nadrabiając zaległości, a później starając się rozwinąć firmę co poszło mi tak dobrze, że musiałam zatrudnić kolejnych ludzi do pomocy. Wysłałam też w końcu Anię na zasłużony urlop. Wyjechała na trzy tygodnie do Anglii, skąd wróciła wypoczęta i pełna energii. Aż miło było na nią patrzeć. Tak więc minęło mi pięć długich miesięcy bez Aleksa. - Co powiesz na bluszcz? - Teo wyrwał mnie z kolejnych rozmyślań. - Bluszcz? - Tak, no wiesz, taki na ogrodzeniu. Jak go posadzimy teraz to chyba przetrwa zimę a do następnego lata rozrośnie się na całej długości. Widziałem wczoraj w takim programie. - Patrzył z przymrużonymi oczami na metalowe przęsła za mną, z pewnością wyobrażając sobie na nich wspomniany bluszcz. - Możemy spróbować. Jutro będę w pracy do wieczora ale w środę możemy jechać po to zielsko. - Mira, możemy porozmawiać o Robercie? - Spytał nagle, nalewając dwie pełne szklanki różowego wina. Chyba myślał, że alkohol pomoże złagodzić trudny temat. - Wiem, że się zaprzyjaźniliście ale odpuść sobie... - Odparłam, nie chcąc tego ruszać. - To dobry chłop. Kocha cię całym sercem. Był przy tobie w najgorszym momencie... - Nie zapomniałam. - Rzuciłam krótko. Teo wziął sobie za punkt honoru zeswatać mnie z Robertem. - On zrobi dla ciebie wszystko! Możesz mieć z nim normalne życie! - Czy ty słyszysz co mówisz? Normalne życie?! - Irytacja zaczynała we mnie wrzeć. - Co masz na myśli? Ślub? Dzieci? Wysyłanie kartek świątecznych ze wspólnym zdjęciem? - Wstałam rozjuszona, stąpając boso na chłodnej już trawie bo słońce zdążyło schować się za horyzontem. - Ja nie jestem normalna, Teo. Jestem demonem. Nie zapominaj o tym. - Szepnęłam. Już miał mi odpowiedzieć ale coś w mojej twarzy kazało mu odpuścić. Nic chciałam kłótni. Nie powinnam na niego naskakiwać. W końcu chce dla mnie jak najlepiej. - Przepraszam, Teo... - Ja tylko nie chcę, żebyś szła przez to życie sama. - Powiedział z żalem. Spojrzałam na niego z uśmiechem. - Nie jestem sama. Mam ciebie. - Pogładziłam go po ramieniu a on uśmiechnął się gorzko. Poszłam powoli do swojej sypialni, gdzie przez otwarte okna wpadał słodki zapach kwiatów z ogrodu. Wzięłam prysznic i ułożyłam się do snu, gotowa na kolejny sen, w którym wszystko było mi wolno. W którym jestem szczęśliwa. Który daje mi siły, by przetrwać kolejny dzień. Pełen seledynowych oczu i aksamitnego głosu.
#books and libraries#book#read#read me#fantasy#writers on tumblr#my writing#my own story#invenereveritas#my story#writers
2 notes
·
View notes
Text
33.
Na metalowym stole sekcyjnym leżała zgrabna, młoda kobieta. Jej krótkie włosy były pozlepiane krwią wokół twarzy a skóra zaczęła zmieniać już swoją barwę. Patrzyłam na nią z żalem. Jeszcze tyle życia miała przed sobą, tyle mogła osiągnąć... -... a tutaj kolejna rana cięta, o tutaj, obok żebra. Ktoś bardzo się starał, żeby cierpiała. - Staś szczegółowo opisywał komendantowi wszystkie spostrzeżenia a ten skrupulatnie zapisywał informacje. - Jaka była główna przyczyna zgonu? - Spytał Robert. - Cóż, ofiara straciła bardzo dużo krwi ale uważam, że śmierć nastąpiła poprzez uduszenie. Wolałbym jednak potwierdzić to z innym patologiem, dla pewności. - Odpowiedział Staś, zamykając kobietę w czarnym, plastikowym worku. - Oczywiście. Jutro rano przyślę kogoś z okręgu. - Komendant zatrzasnął notes i podszedł do mnie ze zmarszczonym czołem. Pytania wylały się ze mnie jak rzeka. - Wiadomo kto jej to zrobił? Macie coś? Kim ona była? - Robert złapał mnie za ramię, pociągnął do biura i zamknął drzwi. - Nie powinienem nic mówić, wiesz to, prawda? - Czułam, że jest w tym pytaniu coś więcej. Jakiś duży lęk. - Oczywiście. Wiesz przecież, że wszystko co mi mówisz, zostaje tylko dla mnie. Możesz mi ufać. - Jego twarz nieco się rozluźniła ale nie do końca. - Te dziwne sprawy nie dają mi żyć. Każdego dnia przeglądam akta, szukam i szukam czegoś, co mi to jakoś wyjaśni... I chyba w końcu znalazłem. - Nie wydawał się tym faktem pocieszony. Wprost przeciwnie. - Nie rozumiem. Nie cieszysz się? - Parsknął i włożył ręce do kieszeni, odchodząc kilka kroków dalej. - Każdy trop, chociaż bardzo zagmatwany, prowadzi do jednej osoby. Modlę się jednak, żeby to nie była prawda. - Więc kto to jest? - Stałam z szeroko otwartymi oczami. Zagadka w końcu miała szansę się rozwiązać. - Wybacz, jeszcze nie mogę ci tego powiedzieć. Muszę wiele sprawdzić ale obiecuję, że dowiesz się jako pierwsza. - Znów podszedł do mnie, pocałował w czoło i przytulił. - To dla twojego bezpieczeństwa. - Dodał. Wiedziałam, że nic więcej z niego nie wycisnę więc kiwnęłam głową a on wyszedł, wsiadł do radiowozu i odjechał w blasku policyjnych świateł. Myśli znów wirowały w mojej głowie, strzępki informacji próbowały utworzyć całość ale nic z tego nie wychodziło. Przypominało to zrobienie śnieżki z suchego śniegu. Musiałam zająć czymś natrętne myśli, wyłączyć się. Poszłam więc do pustego biura zająć się zaległymi sprawami, nie zdając sobie sprawy ile się tego nazbierało. Siedziałam nad papierami do późnego wieczora aż rozbolały mnie oczy od gapienia się w ekran komputera. Posegregowałam resztę dokumentów i obiecałam sobie, że skończę je jutro. Najważniejsze, że przykre sprawy odpłynęły choć na kilka godzin. Wsiadłam do samochodu, uciekając przed ulewą. Wiosna zdawała się zbliżać wielkimi krokami bo deszcz nie był już tak lodowaty. Zostawiłam samochód na podjeździe i kryjąc głowę pod skórzaną teczką na dokumenty, pobiegłam do drzwi wpadając wprost w ramiona Aleksa. - Dobry wieczór. - Szepnął, rozdzierając aksamitem moje serce na kawałki. Bez słowa otworzyłam drzwi, zrzuciłam z siebie mokry płaszcz a Aleks wszedł za mną, zamykając drzwi. - Jak przesłuchanie? - Spytałam oschle. Spojrzał na mnie zdziwiony. - Dobrze... Dostałem jedynie pouczenie. Pewnie moja matka maczała w tym palce ale to teraz nie ważne. Mira, musimy porozmawiać. - Taa... Matka. Wskazałam gestem kuchnię. Wyciągnęłam dwie filiżanki, zagotowałam wodę i podałam na stół. - Chciałbym cię przeprosić... - Daj spokój, nie masz za co. - Przerwałam mu, nie chcąc słuchać wyjaśnień. Zaprosiłam go tylko po to, żeby się pożegnać i tym samym dotrzymać danego Tamarze słowa, skoro ona wywiązała się ze swojej obietnicy. - Mira, proszę, daj mi dokończyć. To nie jest tak jak myślisz. - I padło najgorsze zdanie w dziejach. - Nie jest tak jak myślę? Więc nie masz żony a Tamara była jedynie wytworem mojej wyobraźni, tak? - Sarkazm wprowadził między nami napiętą atmosferę. - Po prostu mnie posłuchaj. Owszem, w świetle prawa Tamara jest jeszcze moją żoną, choć nie do końca... - Dosyć. Nie chcę słyszeć ani słowa więcej. - Nie wiedząc co mam ze sobą zrobić, wstałam i chciałam wyjść z kuchni ale Aleks zatrzymał mnie w przejściu zmuszając, bym spojrzała mu prosto w oczy. - Musisz mnie wysłuchać. - Niczego nie muszę. To koniec, Aleks. - Te słowa z trudem przeszły mi przez gardło a gdy już to zrobiły, moje serce rozsypało się niczym piach. Aleks stał jak wryty, nadal patrząc mi w oczy. - Błagam, pozwól mi wyjaśnić. Jesteś dla mnie wszystkim, nie potrafię już bez ciebie żyć. - Szeptał. Seledynowe oczy zaszkliły się a ja marzyłam tylko o tym, by w tym momencie umrzeć i nie czuć już tego bólu. - Powinieneś już iść. - Zdjęłam z ręki łańcuszek z drobnymi kamyczkami i włożyłam mu je do ręki. Jeszcze przez chwilę mierzyliśmy się wzrokiem, po czym już bez słowa wyszedł w strugi deszczu. Ból, jakiego jeszcze nie czułam, rozpruwał mnie od środka. Opadłam na kolana krzycząc, a łzy zalewały mi twarz jak deszcz za oknem. Wszystko skończone. Wszystko straciło sens.
#books and libraries#booklr#my own story#read#read me#writers on tumblr#my writing#writers#fantasy#invenereveritas#my story#story
2 notes
·
View notes
Text
32.
Leżałam w swoim wielkim łóżku samotna jak nigdy. Czułam, jakby w miejscu serca była wielka dziura a w niej hulał zimny wiatr. Nie miałam już siły płakać. Byłam bezradna, zraniona i... głodna.
Dochodziła piąta rano, za oknem nadal było ciemno. Zwlekłam się z łóżka, założyłam co było pod ręką i wsiadłam do samochodu. Nie myśląc, jechałam po prostu przed siebie. Po lewej stronie niebo powoli zaczynało zmieniać barwę z wyblakłej czerni w siny, lekko popielaty. Droga była wyjątkowo sucha przez co samochód pędził bezszelestnie. Ocknęłam się dopiero gdy mijałam tabliczkę z nazwą miasta oddalonego o trzysta kilometrów od domu. Znalazłam mały parking obok baru, który ewidentnie był nadgryziony zębem czasu. W środku paliły się światła a drobna kobieta za ladą rozwiązywała krzyżówkę z porannej gazety. - Mogę prosić kawę? - Spytałam nieśmiało a kobieta podniosła wzrok znad gazety. Uśmiechnęła się ciepło i podała mi filiżankę z napojem, który pachniał o wiele lepiej niż można by się spodziewać po tym miejscu. Podałam jej banknot a ona wróciła do swojego zajęcia. Rozejrzałam się dyskretnie po sali. Nieopodal siedziała kobieta z walizką, zawzięcie pisząc coś na małym, srebrnym laptopie. W kącie przy wejściu dla personelu zauważyłam jedynie tył głowy starszego mężczyzny również czytającego gazetę a przy drzwiach... bingo. Młody mężczyzna, brunet w granatowym golfie. Obserwowałam go przez dłuższą chwilę starając się skupić, czy mój radar zadrży ale nie byłam pewna przez te wszystkie emocje, które mną targały. Kilkanaście minut później wstał, założył kurtkę i wyszedł. Podziękowałam za kawę i poszłam śladem mężczyzny. Przyjemny dreszcz przebiegł mi po plecach. Szedł jakieś dwadzieścia metrów przede mną, nie spieszył się. Uliczka była całkowicie pusta, w oddali słyszałam jedynie bicie kościelnych dzwonów. Przyspieszyłam kroku i dogoniłam go. - Przepraszam Pana, która godzina? - Odwrócił się w moją stronę i już był mój. Dreszcze przybrały na sile. Nie potrafił odwrócić wzroku. - Chodź ze mną. - Rozkazałam i poprowadziłam go do wąskiego miejsca między dwoma murowanymi garażami a srebrne ostrze automatycznie znalazło się w mojej dłoni. Radar oszalał, upewniając mnie, że dokonałam dobrego wyboru, uczucie gorąca rozlało się po każdym skrawku mojego ciała... Tak bardzo brakowało mi tego uczucia. Rozcięłam skórę i przytknęłam do ust. Słodkawy posmak wypełniał mnie i koił. Raz.. Dwa... Trzy... Cztery... Pięć... Tym razem było dużo trudniej się powstrzymać. Nie potrafiłam tego zrobić aż do chwili, gdy osłabiony mężczyzna oparł się o ścianę garażu. Oderwałam od niego usta i szybko zakryłam jego ranę chusteczką. - Tym razem miało być lepiej... - Powiedział lekko oszołomiony. - Słucham? - Spytałam zdyszana. - Poprzednio mówiłaś, że następnym razem będzie łatwiej... - Patrzyłam na niego jak na wariata. Czyżby coś brał? Jeśli tak to nie dobrze, ja również odczuję skutki tego, co zażył. - O czym ty do cholery mówisz? - Mocno ściskałam jego dłoń żeby zatamować krwawienie. Wolną ręką odsunął materiał swetra, który zakrywał jego szyję. Niedaleko krtani zobaczyłam nie do końca zaleczoną bliznę. Niech to szlag... - Jak... Kto ci to zrobił? - Zapytałam głośniej niż zamierzałam. - Ty? - Odpowiedział pytaniem. Nic z tego nie rozumiałam a krążąca we mnie ekscytacja nie opadła jeszcze na tyle, bym mogła trzeźwo myśleć. Albo jednak coś brał. - Mówiłaś, że mam zapomnieć twoją twarz i zapomniałem. - Wyszeptał. Niech to szlag. - Usiądź tu, poczekaj aż poczujesz się lepiej i... zapomnij moją twarz. - Posłusznie wykonał polecenie a ja szybko udałam się na parking, gdzie mocno zatrzasnęłam drzwi samochodu. Oddychałam głęboko, starając się pozbierać myśli. Po kilkunastu minutach byłam gotowa odjechać, analizując to co się stało. Czy to ta sama osoba? Dlaczego nie wymazała z pamięci wszystkiego? Dlaczego kazała tylko zapomnieć twarz? Przecież to nie ma sensu! Ten mężczyzna mógł komuś o tym powiedzieć bo mu tego nie zabroniono. I dlaczego ja zrobiłam to samo? Może powinnam wrócić i to naprawić? Musiałam natychmiast porozmawiać z Teo. Mijałam właśnie pierwszy ze zjazdów do domu gdy zadzwonił telefon. Odebrałam nie patrząc na wyświetlacz. - Halo? - Mira, gdzie jesteś? - Zapytał komendant Wrona służbowym tonem. Zbyt służbowym. - Właśnie wracam do domu. Co się stało? - Potrzebny karawan na ulicę Słoneczną. Znaleziono ciało. - Przez moment zastanawiałam się, czy nie mogę liczyć już nawet na jeden dzień bez zdrad, martwych ludzi, zagadek, cierpienia i zmartwień. Czym sobie na to zasłużyłam? - Oczywiście, już wysyłam. - Rozłączyłam się i wcisnęłam mocniej pedał gazu, modląc się by tym razem był to jakiś wypadek a nie kolejny puzzel enigmy.
0 notes
Text
31.
Lśniące włosy Tamary spoczywały na jej smukłych plecach, doskonale opiętych bordową sukienką. Uniosłam głowę i usiadłam na wprost niej, starając się, by moja mowa ciała dała jej do zrozumienia, że JA tu rządzę. - Dobry wieczór, Tamaro. - Powiedziałam. Spojrzała na mnie z uśmiechem, który nie obejmował oczu. - Doby wieczór. Chyba nie masz nic przeciwko, że wpadłam porozmawiać? - Oparła się wygodnie i założyła nogę na nogę. Jej tupet działał mi na nerwy ale musiałam być opanowana. - Oczywiście, że nie. Napijesz się wina? - Podeszłam bo barku, wyciągnęłam butelkę i dwa kryształowe kieliszki. Tamara uprzejmie skinęła głową z gracją. Wypełniłam kielichy do połowy i podałam jej jeden. Przez pewien czas przyglądała mu się, lekko zamieszała po czym powąchała. - Bułgarskie? - Spytała. Skinęłam głową a ona upiła łyk. - No więc... o czym chciałaś ze mną rozmawiać? - Nie potrafiłam znieść dłużej tej ciszy. - Co wiesz o magach? - Nie wiele. - Postawiłam na szczerość. Znów skinęła głową, po czym wstała i zaczęła krążyć po salonie. - Pozwól zatem, że ci opowiem. Magowie stąpają po tej ziemi od zarania dziejów. Kiedyś magia była prostsza, bardziej naturalna. Z biegiem czasu pojawiały się istoty, przed którymi musieli nauczyć się bronić, jak różnego rodzaju upiory, wilkołaki czy... demony. Ich magia, jak wszystko na tym świecie, ewoluowała. Stali się bardzo potężni. Magowie, tak jak zwykli ludzie, mają różne charaktery. Jedni używali magii by uczynić świat lepszym, inni wprost przeciwnie. Dlatego ponad tysiąc lat temu powstała Rada Starszych. - Sięgnęłam po swój kieliszek i słuchałam jej uważnie, obserwując jak powoli przechodzi z jednego końca salonu do drugiego. - Rada składała się wówczas z Wielkich Dziewięciu, w czasach obecnych jest ich tylko Sześciu. Każdy z nich jest magiem zrodzonym z tych pierwszych Dziewięciu i są obdarzeni niebywałą mocą. Gdy Rada została powołana, spisano lex magicae... - … Prawo Magii. - Odpowiedziałam za nią. - Bystra z ciebie uczennica. Tak, Prawo Magii. Księga, jak sama nazwa wskazuje, zawiera nasze prawa, obowiązki, tradycje... Rada jest od tego, aby te prawa przestrzegać, pilnować zasad a czasem i karać. Czy już rozumiesz, skąd moja wizyta? - Rozumiałam. Czekałam jednak aż sama to wyjaśni. - Jestem córką Wielkiego Meliora, jednego z Rady Starszych. Natomiast Aleks, jest synem Wielkiej Aurelii. Pewnego dnia, zasiądziemy w Radzie. Dlatego został wezwany i odpowie za złamanie prawa. Jego kara będzie przez to bardzo surowa. - Tamara usiadła i przypatrywała się, jak trawię te wszystkie informacje. Znów się uśmiechała ale jej oczy pozostawały bez wyrazu. - Jaka czeka go kara? - Starałam się, by mój głos nie zdradzał emocji ale coś ściskało mnie w gardle. - Cóż... to zależy. - Od czego? - Nie od czego a od kogo. - Powoli do mnie docierało, co chce powiedzieć. - Aleks został oskarżony o użycie zaklęć ochronnych wobec demona, co jest niedopuszczalne. Gdyby się jednak okazało, że bronił człowieka a nie demona... - Teraz rozumiałam już wszystko. - Mogłabyś poświadczyć, że nie bronił mnie tylko Teo, tak? - Dokładnie tak. - Czego chcesz w zamian? - Pal licho z opanowaniem. Znów wstała i podeszła do okna, za którym było widać jedynie czerń. - Jak już mówiłam, pewnego dnia zasiądziemy w Radzie. Nasze drogi znów się połączą. Nie chcę, by ktokolwiek stanął nam wtedy na drodze. Rozumiesz, co chcę przez to powiedzieć? - Kłębiły się we mnie chyba wszystkie możliwe emocje. Chciałam chwycić tą cholerną butelkę wina i cisnąć nią z całej siły o ścianę. Wzięłam jednak kilka głębokich wdechów i powiedziałam to, co chciała usłyszeć. - Obiecuję ci, że cokolwiek jest między mną a Aleksem, umrze tej nocy. Proszę cię jedynie o to, abyś w tej chwili wyszła i pomogła mu uniknąć kary. - Zwróciła się w moją stronę, ostatni raz spojrzała mi prosto w oczy i wyszła w głuchą noc.
#books and libraries#booklover#myownstory#invenereveritas#fictoromantic#read#reading#story#fiction#read my story#readme
0 notes
Text
30.
Pierwszy raz od dłuższego czasu obudziło mnie słońce. Ciepły promień usiadł na wierzchu mojej dłoni, wesoło oznajmiając, że oto nastał nowy dzień. Cieszyłam się, że mogłam się wyspać we własnym łóżku. Co prawda, chatka Aleksa była urocza ale nie ma to jak własna piżamka. A właśnie, Aleks... Wczorajszy wieczór zakończył się milczeniem. Nie chciałam o tym rozmawiać, bo i o czym? Przecież wszystko było jasne. Chciał się tłumaczyć ale nie pozwoliłam mu mówić. Nie ma to znaczenia. Jest żonaty. Żałuję tylko, że dowiedziałam się tak późno. Zbyt późno. Złapałam szlafrok i zeszłam na dół sprawdzić co z Teo. Z kuchni dobiegało pogwizdywanie czajnika. - O, wita Mira. W samą porę na kawę - Oznajmił uśmiechnięty, stawiając mój ulubiony kubek obok swojego. - Jak się czujesz? - Spytałam, choć gołym okiem było widać, że tryska zdrowiem. - Doskonale, jak widać - Jego dobry nastrój był niemal zaraźliwy. - Aleks wyszedł kilka minut temu. Mówił, że zadzwoni jak wróci z jakąś radą. Czy coś. Wiesz, chyba zaczynam się do niego przekonywać. - Mówił, podając mi kubek z parującą kawą. Wypowiedziane a głos imię spowodowało ścisk w moim pustym żołądku. - Nie z jakąś radą, tylko od rady. Rady Starszych. - Teo wyglądał, jakby chciał sobie przypomnieć, coś czego nigdy nie pamiętał, więc kazałam mu usiąść i opowiedziałam wszystko od tej nieszczęsnej kolacji z Aleksem począwszy, przez pobyt w jego domku, czary, aż po wizytę jego żony wczorajszego wieczora. Jak zawsze słuchał i nie przerywał póki nie skończyłam. - Osz ty w mordę... Ale demonem? Serio? - Szepnął, jakby ktoś mógł nas podsłuchać. - Mhm. A przynajmniej tak twierdzi jego bardzo stara księga. Muszę przyznać, że to wszystko brzmiało dość sensownie. - Jeszcze kilka dni temu miałbym wątpliwości ale po wczorajszym dniu... - Urwał, a mnie znów zalała zimna fala wyrzutów sumienia. - Teo, przepraszam cię za to wszystko. - Przyłożył dłonie do uszu, nie chcąc znów słuchać mojego lamentu. - No już, już. Mówiłem, że to nie twoja wina i po temacie. A przepraszać to ty powinnaś tą biedną Anię. Harowała za troje, gdy cię nie było! - Jasna cholera. Zupełnie zapomniałam o firmie. Zerwałam się z miejsca i niecałą godzinę później byłam już w biurze, które dzięki Ani prosperowało nienagannie. Poczułam się zbędna. Za drzwiami drugiego gabinetu usłyszałam rozmowę więc Ania przyjmowała klientów. Zerknęłam więc na jej biurko przy kontuarze. Było na nim mnóstwo dokumentów, większość rzucona w nieładzie, więc postanowiłam wziąć to za swoje pierwsze zadanie. Znalazłam również pustą kopertę, do której włożyłam kilka banknotów, jako premia uznaniowa dla mojej oddanej pracownicy. Kończyłam swoje zadanie, gdy Ania wyszła z gabinetu, żegnając uprzednio klientów. Widząc mnie na swoim stanowisku, aż podskoczyła. Podziękowałam jej za wszystko, wręczyłam kopertę, którą nieśmiało przyjęła dopiero po kilku prośbach i zabrałam większą część dokumentów do swojego biura. Za oknem znów delikatnie prószył śnieg. Odbijał się w świetle ulicznych latarni i tańczył poruszany lekkim wiatrem. Mój mózg nie potrafił przyjąć już więcej informacji z dokumentów, była też na tyle późna pora, że nie mogłam nawet składać zamówień, więc postanowiłam się poddać i iść coś zjeść. Stałam już przed samochodem, szukając kluczy w przepastnej torebce, gdy usłyszałam, że ktoś woła moje imię. Robert. - Dobry wieczór. Teodor mówił, że jesteś w pracy. Miałaś się zjawić od razu u mnie, gdy tylko wrócisz. - Mówił bardzo oficjalnym tonem. Poczułam się jak skarcone dziecko. Miał trochę racji, musiałam więc znów stawiać na dyplomację. No i jakoś go udobruchać. - Spędziłam cały dzień w biurze, Ania miała istne piekło, gdy mnie nie było. Rozumiesz, prawda? - Westchnął i kiwną głową ale nie zmienił swojej urzędniczej postawy. Chyba oczekiwał ode mnie większego wysiłku. - A może przesłuchasz mnie przy kolacji? - Zatrzepotałam rzęsami mając nadzieję, że to coś da. - Niech będzie. Ty stawiasz. - Rzucił pół żartem i usadowił się na miejscu pasażera obok mnie. Nie myśląc, zawiozłam nas do knajpki, w której wszystko się zaczęło... Odłożyliśmy płaszcze na wieszaku a kelnerka, ta sama co wtedy, wskazała nam to samo miejsce przy kominku. Brakowało mi jedynie seledynowych oczu, w których mogłam utonąć. - Powiedz mi proszę, wszystko od samego początku. Co się wtedy wydarzyło? - Spytał wyciągając mały notesik i długopis. Nadal był oschły i czułam się z tym źle. Myślałam, że najpierw spokojnie zjemy ale widocznie Robert chciał to mieć już za sobą. Opowiedziałam swoją historię zanim na stole pojawiły się talerze z kolacją. W końcu nie była zbyt długa. Robert notował w ciszy co doprowadzało mnie do szału. Straciłam nawet apetyt chociaż czułam burczenie w żołądku. - Mam kilka pytań - Powiedział w końcu, sięgając po sztućce a ja poszłam za jego przykładem. - Dlaczego od razu po tym zdarzeniu wyjechaliście z miasta? Nie będę ukrywał, że jest to bardzo podejrzane. - Wcale nie jest podejrzane. Ten wyjazd był zaplanowany kilka dni wcześniej. Byłam w domku w lesie. Wiesz doskonale, że lubię takie miejsca. - Wiedziałam, że to pytanie padnie i przygotowałam się na nie. Robert spojrzał na mnie ze zmrużonymi oczami. - Dlaczego więc nie wiedział o tym Teodor? - Wywróciłam oczami i uśmiechnęłam się do niego. - Robert... Jestem dużą dziewczynką. Nie muszę tłumaczyć się ze wszystkiego swojemu współlokatorowi. - Takie wytłumaczenie chyba do niego trafiło ale wyraźnie coś go nadal dręczyło. - Czyli... Byłaś tam cały czas z tym Aleksandrem, tak? W środku lasu? - A więc o to chodzi. Nie o to gdzie byłam, lecz z kim. - Tak. Aleks udostępnił mi swój domek bo i tak miał tam drobne prace do zrobienia. Po prostu obojgu nam to było na rękę. - Długo przeżuwał kęs polędwiczki trzymając mnie w niepewności przed kolejnym pytaniem. - Zatem nic was nie łączy? - Niech to szlag... Jeśli powiem prawdę, obrazi się. - Zupełnie nic. - Odpowiedziałam z zaciśniętym gardłem. W tej samej chwili jego twarz zmieniła się całkowicie. Robert - służbista odszedł a jego miejsce zajął Robert - przyjaciel. Dr Jekyll i Mr Hyde... Resztę kolacji zjedliśmy nie wspominając już o całym zajściu. Odwiozłam go do domu, w drodze powrotnej kupiłam koniak dla Teo i z całych sił starałam się nie myśleć o Aleksie. Było to jednak trudniejsze niż przypuszczałam. - Wróciłam! Miałeś rację z Anią, biedna pracowała za nas dwie... - Rzuciłam, zamykając za sobą drzwi. Teo wyszedł z salonu z dziwną miną co mnie bardzo zaniepokoiło. - Mira, masz gościa. Czeka w salonie. - Wręczyłam Teo koniak i powoli weszłam do salonu. Serce mi biło w nadziei, że to Aleks. Zamiast niego czekał kto inny. Kobieta o długich, blond włosach.
#books and libraries#booklover#read more#readme#fantasy#fictoromantic#fiction#myownbook#invenereveritas#writers on tumblr#my writing#writers
1 note
·
View note
Text
29.
- To wszystko było takie nierealne... - Mówił cicho Teo trzymając w dłoni kolejną pełną szklankę whisky. - Ja nie wiedziałem co się dzieje. Ten facet, taki wysoki... to on mi złamał rękę. Nawet mnie nie dotknął, rozumiecie? Nie dotknął mnie! - Patrzył na swoją sprawną już rękę jakby wcześniej jej tam nie było. Opowiadając, sam starał się uwierzyć w to co zobaczył i upewniał się, że nie mamy go za kompletnego wariata, który postradał resztkę zmysłów. - Więc było ich troje. Dwóch mężczyzn i kobieta, tak? - Spytał w końcu Aleks chcąc podsumować fakty. - Tak. - Czy oni również używali magii? - Na samo słowo “magia” Teo się skrzywił. - Kurcze, ludzie... Nie mieści mi się to w głowie. - Pociągnął spory łyk ze szklanki a my cierpliwie czekaliśmy aż odpowie. - Chyba nie, nawet się nie odezwali. Mówił tylko ten wysoki. I tylko on robił te... czary mary z łamaniem kości i rzucaniem mną o ścianę. - Zamknęłam oczy i z całych sił powstrzymywałam kolejną falę łez. Jak mogłam do tego dopuścić? To nie miało prawa się wydarzyć. Nigdy! Przez moje głupie zauroczenie Teo mógł zginąć. Oni mogli go zabić... Sumienie wygryzało mi wnętrzności wielkimi kęsami. - Wybacz mi, wiem, że to dla ciebie duży szok i ból, Teodorze ale muszę wiedzieć wszystko, żeby już nigdy do tego nie doszło. - Mów mi Teo. - Upił kolejny łyk opróżniając szklankę. - Chcieli wiedzieć, gdzie jest Mira. Za wszelką cenę chcieli to wyciągnąć ale im nie powiedziałem. W końcu za którymś upadkiem straciłem przytomność. Obudziłem się przy was. - Wzruszył ramionami i opuścił wzrok. - Byłeś taki dzielny... - Powiedziałam w końcu ochrypłym głosem. Oboje spojrzeli na mnie. Znów pociekły mi łzy, ale tylko kilka. Chyba jeszcze nigdy w życiu tyle nie płakałam. Podeszłam do Teo i przytuliłam go delikatnie nie chcąc zrobić mu krzywdy chociaż dzięki Aleksowi, zupełnie nic mu już nie dolegało. - Znajdę ich i urwę im łby. Przysięgam... - Powtarzałam w kółko. Teo szybko zasnął na kanapie, wycieńczony ekstremalnymi przeżyciami. W końcu nie co dzień człowiek dowiaduje się o istnieniu magii, czarodziejów i zaklęć, na dodatek nie mając nawet czasu na przemyślenie tego. Okryłam go szczelnie kocem i udałam się do kuchni, gdzie czekał na mnie Aleks. - Zasnął? - Spytał, gdy tylko przekroczyłam próg. Kiwnęłam i opadłam na krzesło. - Co o tym wszystkim myślisz? Wiesz może, kto to był? - W domu panowała taka cisza, że nawet moje wypowiedziane półgębkiem pytanie wydawało się głośne a za nic nie chciałam przerwać spokojnego snu Teo. - Póki co mam zbyt mało informacji. Zastanawiam się nad inną sprawą... - zmrużył oczy i patrzył gdzieś daleko przed siebie. - ... co w tym wszystkim robił czarodziej? Dlaczego cię szukał? Pytanie trafione w samo sedno. - Nie mam pojęcia ale muszę ich znaleźć. - Moja szczęka sama się zacisnęła a żądza krwi wzrastała z każdą sekundą. Chciałam dorwać tych ludzi, rozedrzeć im gardła i patrzeć jak powoli gaśnie w ich oczach iskra życia. - Mira, musisz się uspokoić... - Aleks spojrzał na mnie i zrozumiał, że wpadłam w prawdziwą furię. Złapał mnie za rękę i z całych sił starał się opanować ale nic z tego. Wybiegłam przed dom by złapać w płuca mroźne powietrze. Na dworze było równie cicho jak w domu. Słyszałam jak krew pulsuje mi w żyłach, jak wrze. Po chwili Aleks stanął za mną, odwrócił mnie w swoją stronę i pocałował. - Co robisz? - Spytałam zszokowana nadal w jego objęciach. - Rozpraszam cię - Szepnął ściskając mnie jeszcze mocniej. Jego pocałunek stał się inny. Bardziej zmysłowy, zwierzęcy... Odpowiedziałam tym samym. Sunęłam ręką po jego torsie czując pod cienkim materiałem koszuli jego pierś, mostek i żebra. Pchnięciem oparłam go o zimną i wilgotną ścianę przez co syknął ale nie przestawał. Jedną ręką wciąż trzymał mnie w objęciach a drugą wędrował zachłannie po całym ciele. Dyszałam, jakbym przebiegła maraton a serce waliło mi w piersi, którą właśnie trzymał Aleks. - Dajcie spokój, nie przy ludziach... - Nieznajomy głos przerwał nasze harce. Aleks znów zasłonił mnie swoim wciąż rozpalonym ciałem. - Kim jesteś? Pokaż się! - Rozkazał surowo. Usłyszałam cichy chichot, który z całą pewnością należał do kobiety. Ogrodowe światła rozbłysły, zobaczyłam idącą ku nam postać o jasnych włosach i usłyszałam przekleństwo Aleksa. - Czego chcesz? - Spytał szorstko nie przestając mnie osłaniać. - Gdzie twoje maniery? Nie przedstawisz nas? - Spytała tajemnicza kobieta podchodząc na tyle blisko, że dokładnie widziałam jej twarz. Na pełnych ustach malował się szyderczy uśmiech. - Mów, czego chcesz. - Aleks był coraz bardziej poirytowany i wcale mi się to nie podobało. - Spokojnie, kochanie. Chyba mam prawo poznać twoją nową koleżankę, prawda? W końcu jestem twoją żoną. ŻE CO? Zapadło niezręczne milczenie. Sztuczny uśmiech nie schodził z pięknych ust kobiety a Aleks stał bez ruchu. Jedyne wyjście jakie mi pozostało, to wyjście z twarzą. - Proszę wybaczyć, nazywam się Mira Bogorja, a pani... - Wyminęłam Aleksa i kulturalnie przedstawiłam się jej wyciągając dłoń nie pokazując na twarzy żadnych emocji. A przynajmniej taką miałam nadzieję. - Tamara Łaniewska - Uścisnęła moją dłoń i spojrzała na Aleksa z miną zwycięzcy. - Może mi pani podać powód swojej niespodziewanej wizyty późnym wieczorem? - Spytałam, siląc się na dyplomację. - Rada Starszych otrzymała informację o użyciu magii zakazanej, przysłano mnie aby to zweryfikować. Oczywiście, jeśli nie ma pani nic przeciwko. - Już miałam odpowiedzieć, że nie mam nic przeciwko, gdy Aleks stanął u mojego boku. - To ja użyłem zakazanego uroku, by ochronić Mirę. W jej domu doszło do napaści z udziałem nieznanego czarownika. Przekaż Radzie, że wyjaśnię to osobiście przy najbliższej wizycie. A teraz odejdź. - Jego słowa były tak lodowate jak pogoda. Przez moment mierzyli się wzrokiem ale w końcu Tamara odpuściła. - Cóż, jeśli rzeczywiście doszło do ataku, musisz zjawić się z samego rana żeby nam to wszystko opowiedzieć. Koniecznie ze szczegółami. - Znów patrzyła na Aleksa szyderczo. - Póki co, życzę wam spokojnej nocy. Odeszła, gasząc przy tym ogrodowe światła i zostawiając nas w ciemności. Ciemności, która wypełniła mnie całkowicie.
#books and libraries#bookstagram#books#read more#readers on tumblr#readme#my own story#invenereveritas#fiction#fantasy#booklover
1 note
·
View note
Text
28.
Jeszcze do niedawna myślałam, że moje życie jest wręcz doskonałe. Wszystko było ułożone, przewidywalne, proste... Wstając rano dokładnie wiedziałam jak potoczy się dzień, byłam przygotowana na każdą ewentualność. Teraz, zmieniło się absolutnie wszystko. Życie toczy się jak wielka śnieżna kula, rosnąc z każdym przebytym metrem i pędząc coraz szybciej i szybciej. Nie wiem jak będzie wyglądał jutrzejszy dzień i czy w ogóle nastanie. Najciekawsze w tym wszystkim jest to, że... nigdy nie czułam się bardziej żywa. Dawno uśpione emocje wypływają na powierzchnię z impetem, rozdzierając gładką taflę stagnacji. Samochód ledwo łapał przyczepność przez cienką warstwę lodu na jezdni, mimo to, Aleks pędził najszybciej jak to było możliwe. Mój Boże, Teo... Dlaczego o tym nie pomyślałam? Dlaczego nie przewidziałam, że mogą zjawić się w moim domu i zostawiłam Teo samego, bez żadnej ochrony? Jeśli choć włos spadnie mu z głowy, nigdy sobie tego nie daruję. - Zaraz będziemy na miejscu. - Spokojny głos Aleksa sprowadził mnie na ziemię. Spojrzałam na niego i skinęłam głową. Co teraz? Będą czekać na nas przy wejściu czy szykują jakąś zasadzkę? Mroczne scenariusze przebiegały mi przez myśli, nie dając chwili wytchnienia. Aleks zatrzymał samochód kilkanaście metrów od bramy i wyłączył silnik. Wziął głęboki oddech i złapał mnie za rękę. - Nikomu nic się nie stanie, słyszysz? - Znów pokiwałam głową i wpatrywałam się, jak księżyc odbija się w jego oczach. - Chodźmy już. - Odpowiedziałam i wyszłam na oblodzony chodnik przed domem, który nagle wydał mi się zupełnie obcy. Nie dostrzegłam nikogo. Cicho podeszliśmy do bramy, którą Aleks otworzył machnięciem ręki. Wokół domu panowała cisza. Aleks rozglądał się ale chyba nie dostrzegł nikogo, tak jak ja. Szybkim krokiem podeszliśmy do drzwi, które były lekko uchylone a słaby strumień światła sączył się na wycieraczkę. Aleks stanął przede mną, zasłaniając przed ewentualnym atakiem. Gdy otwarł drzwi, pierwsze co zobaczyłam to mokre ślady butów, które prowadziły do pustego salonu. Aleks zatrzymał mnie i wyciągnął dłoń przed siebie. Na moment zamknął oczy po czym powiedział spokojnie, że nie ma tu nikogo obcego. - Teo? Teo! - Krzyknęłam od razu i w tym samym momencie poczułam świeżą krew... - Mira, tutaj! - Zawołał Aleks zza oparcia fotela. Podbiegłam i zobaczyłam na podłodze nieprzytomnego Teo. - Mój Boże... Nie! - Łzy same wylały sie z moich oczu. Miał spore rozcięcie nad okiem, z którego lała się krew, tak samo jak z dolnej wargi. - Spokojnie, pomogę mu. - Powiedział cicho Aleks, wyciągając z kieszeni szklaną fiolkę z zielonkawym płynem. Odkorkował ją i wylał kilka kropel na ranach Teo. Po kilku sekundach rozcięcia zaczęły znikać a krew przestała się lać. Uklękłam i chwyciłam rękę Teo, który powoli odzyskiwał przytomność. - Teo... Przepraszam... Tak mi przykro... - Łkałam i nie potrafiłam się opanować. Jego widok w takim stanie wywoływał u mnie wręcz fizyczny ból. - Mira, jesteś cała? - Spytał słabo. Pokiwałam głową, nie mogąc wydusić już z siebie słowa. Teo złapał się za przedramię i jęknął. - Nie ruszaj się, pewnie jest złamana. - Rzucił Aleks ponownie odkorkowując fiolkę. - Musisz to wypić. - Podtrzymał głowę Teo i ostrożnie wlał mu do ust kilka kropel płynu. Teo znów jęknął a chwilę później otworzył oczy zupełnie przytomny. Minęła godzina zanim wszyscy się uspokoiliśmy. Przestałam płakać po setnym zapewnieniu Teo, że nic mu nie jest. Aleks w tym czasie obszedł cały dom, upewniając się, że nic nam nie grozi, po czym stanął przed frontowymi drzwiami mrucząc coś, co chyba było zaklęciami. - Jesteśmy bezpieczni. - Powiedział siadając obok mnie. - Dlaczego nie bałeś się przed nim ujawnić? - Zapytałam nagle. Dziwne, że akurat to pytanie przyszło mi do głowy jako pierwsze. - Ufam ci bezgranicznie, a ty ufasz jemu. Poza tym... Chyba widziałeś dziś ciekawsze sztuczki niż moje, prawda Teo? - Oboje patrzyli na siebie w milczeniu. W końcu Teo z kamienną twarzą kiwnął twierdząco.
#black and white#bookstagram#books#read my story#read me#writers on tumblr#my writing#writers#writng#myownstory#fiction
0 notes
Text
27.
Natarczywe brzęczenie telefonu nie pozwalało mi spać, chociaż dopiero świtało. Ze złością odrzuciłam kołdrę i podeszłam do komody. Robert. Czyżby wiedział? Inaczej po co miałby wydzwaniać nad ranem? Co mam mu powiedzieć..? Ekran wygasł. Sprawdziłam ostatnie połączenia, dziewiętnaście od Roberta, trzy od Teo i kilka wiadomości głosowych. To oznacza kłopoty. Telefon ponownie ożył, tym razem był to Teo. - Co się dzieje? - Spytałam cicho, nie chcąc obudzić Aleksa. - Na litość Boską, kobieto! Czy ty masz pojęcie co się tu dzieje?! Młody Wrona oszalał, zaraz wyśle za tobą list gończy! - Już dawno nie był tak zdenerwowany. - Spokojnie, opowiedz mi co się dzieje. - Usiadłam na łóżku patrząc w stalowe niebo ponad ośnieżonymi czubkami drzew. - Trochę po twoim wczorajszym telefonie wpadł tu komendant, szukał cię. Mówił, co się stało w restauracji, że ma jakieś nagranie, na którym ten Aleksander ciągnie cię do samochodu. On oszalał, myśli, że cię porwał! - Poczułam się słabo. - Co mu powiedziałeś? - Wiesz... właściwie to ja mu powiedziałem prawdę... Że poszłaś na randkę i cię nie widziałem od tej pory. - Niech to szlag. Jeszcze tylko problemów z policją nam brakowało do pełni szczęścia. - Załatwię to. Muszę kończyć. - Rozłączyłam się i wrzuciłam telefon pod poduszkę. Teo pewnie się obwiniał, że pogorszył sprawę ale taki już był, zawsze mówił prawdę. Zeszłam cicho po schodach i zobaczyłam Aleksa śpiącego na kanapie. Dobrze znów widzieć jego piękną twarz. Pochyliłam się nad nim i delikatnie odsunęłam jasny kosmyk włosów z czoła. Spał tak mocno, że żal było go budzić z takimi wieściami. Podeszłam do kuchennego blatu, żeby zaparzyć nam kawę i zastanowić się jak mu powiedzieć, że policja podejrzewa go o porwanie mnie. Z całego serca zatęskniłam za zwykłym, nudnym porankiem. Położyłam kubki na stoliku i usiadłam na fotelu. Podziwiałam jego umięśnione przedramiona w podwiniętym do łokci swetrze. Tak bardzo chciałam go dotknąć... - Nie ładnie się tak gapić, gdy ktoś śpi. - Powiedział z nadal zamkniętymi oczami. - Przepraszam. - Szepnęłam. Podniósł się i rozciągnął oglądając mnie od stóp do głów. - Wszystko w porządku? - Spytał sięgając po kawę. - Nie do końca. Mamy kolejny problem. Dzwonił Teo, szuka nas policja. Podobno mają jakieś nagranie, na którym widać jak uciekamy z restauracji a raczej... jak ciągniesz mnie do samochodu. Robert był u mnie, pytał gdzie jestem... - No tak, mogłem się spodziewać, że ten dupek coś znajdzie i zrozumie po swojemu! - Wstał wściekły i zaczął krążyć wokół kanapy. - Muszę do niego zadzwonić, wyjaśnić, że nic mi nie jest. Wtedy odpuści. - Z całych sił starałam się go uspokoić. Wziął głęboki oddech i z powrotem usiadł. - Dobre w tym wszystkim jest jedynie to, że ego pewnie mu eksplodowało. - Powiedział z satysfakcją. - Co masz na myśli? - Mira, on jest w tobie kompletnie zakochany. - Jego kamienna twarz nie pozwalała na odczytanie emocji. Nie byłam zaskoczona tym co powiedział ale nie potrafiłam też odpowiednio zareagować. Po chwili niezręcznego milczenia, weszłam na górę odnaleźć telefon pod poduszką. Kolejne cztery nieodebrane wiadomości głosowe. Wróciłam do salonu gdzie Aleks sączył kawę z ponurą miną. - Co powinnam mu powiedzieć? - Spytałam ale w odpowiedzi dostałam jedynie wzruszenie ramionami. Wcisnęłam zieloną słuchawkę i po pierwszym sygnale usłyszałam jego głos. - Mira! Wszystko w porządku?! Gdzie jesteś?! - Wszystko w porządku, nic mi nie jest. - Był zdenerwowany, głos mu drżał. Z całą pewnością przybyło mu kolejnych kilka siwych włosów. - Gdzie jesteś? Przyjadę po ciebie. - Nie ma takiej potrzeby, wyjechałam na kilka dni. Powiesz mi co się dzieje? - Siliłam się na spokój ale rozdrażnienie wzięło górę. - Muszę zadać ci kilka pytań odnośnie sytuacji, jaka zaistniała w restauracji kilka dni temu. - Jego ton zmienił się całkowicie. Mówił do mnie jak do zwykłego świadka zdarzenia a nie do przyjaciółki, o którą jeszcze przed momentem tak się martwił. - Wracam za kilka dni, wtedy wszystko ci wytłumaczę. - Nie mogę czekać kilka dni. Musisz zjawić się tutaj natychmiast. - Chyba nigdy nie był w stosunku do mnie tak oschły. Źle się z tym czułam. - Zrobię co w mojej mocy, żeby wrócić szybciej. - Powiedziałam słodkim głosem. Usłyszałam jedynie kliknięcie zakończonego połączenia. Aleks nie patrzył na mnie tylko sączył kawę. - Mamy dwa dni na powrót. - Szepnęłam. Skinął dostojnie głową i powoli ruszył do łazienki. Mężczyźni naprawdę czasem zachowują się jak dzieci... Patrzyłam jak niebo z wolna zmienia barwy na co raz ciemniejsze aż w końcu zapadł zmrok. Domek wypełnił się dziwnymi oparami i zapachami. Kuchenny blat zmienił się w laboratorium pełne fiolek z kolorowymi płynami i proszkami. Co pewien czas Aleks mruczał pod nosem ale nie byłam w stanie zrozumieć co mówi. Buchały też płomienie i iskry. Nie rozmawialiśmy cały dzień. Wiedziałam, że jest zły, nie wiedziałam tylko czy na mnie, na Roberta czy zaistniałą sytuację. Rozmyślałam więc nad możliwymi scenariuszami. Czy znów zaatakują nas przy niewinnych ludziach? Może powinniśmy trzymać się na uboczu, żeby ograniczyć ryzyko? Co, jeśli tym razem będzie ich więcej i nie zdążę w porę zareagować i zrobią Aleksowi krzywdę... Ta myśl wywołała ból w klatce. Zacisnęłam powieki, przeganiając ją. - Powinnaś to wypić. - Otworzyłam szybko oczy. Aleks stał obok mnie z fiolką przezroczystego płynu. Ucieszyłam się, że w końcu wypowiedział do mnie chociaż te trzy proste słowa. Z tej radości chciałam wypić tajemniczą ciecz nie pytając o nic ale ciekawość wygrała. - Mogę spytać co to? - Zachrypiałam. - To taka... kamizelka kuloodporna. Nic cię po tym nie zrani, ale działa dopiero po trzydziestu godzinach. - Podłożył fiolkę bliżej mojej dłoni. Odkorkowałam ją i wypiłam całą zawartość buteleczki. Zaskoczył mnie smak, słodki i jakby lekko korzenny, nie przypominający nic co do tej pory kosztowałam. - Zrobiłem jeszcze kilka, ochronią cię w zasadzie przed wszystkim. Dwa muszą się ważyć do jutra. - Mówił, mieszając w małym kotle po środku blatu. - Zaraz... Robiłeś je dla mnie? - Tak. Mówiłem ci, że ja obronię się przed wszystkim. - Serce ścisnęło mi się w klatce a do oczu nabiegły łzy. Pracował cały dzień nad jakimiś eliksirami, tylko po to, żeby chronić mnie mimo, że wcale nie byłam zagrożona? Czuły gest i stres ostatnich dni znalazły w końcu ujście. Odwróciłam się, by nie pokazywać emocji. - Ty płaczesz... - Powiedział ze zdumieniem. - Nie. - Wytarłam oko wierzchem dłoni i starałam się nie dać poznać po głosie, że kłamię. Ruszyłam w stronę łazienki ale podszedł, łapiąc mnie za przedramię. - Nie udawaj, czuję twoje emocje. - Trzymając mnie nadal, poruszył kciukiem bransoletkę na moim nadgarstku. Białe kamyczki przesunęły się po skórze ustawiając największy z nich po środku. Spojrzałam na nią, później na Aleksa. Miał minę psa, przyłapanego na gryzieniu kapci. - Co chcesz przez to powiedzieć? - Spytałam. - To talizman... Jest połączony z moim pierścieniem... - Mówił tak cicho, że ledwo było go słychać. - Gdy targają tobą silne emocje, ja też to czuję. Wiem kiedy się boisz, cieszysz czy płaczesz... Zawsze będę wiedział kiedy ruszyć ci na ratunek. - Nie wiedziałam co mam na to odpowiedzieć. Powinnam się zezłościć tą inwigilacją ale jego troska o mnie była taka urocza, wręcz rycerska! Wzruszenie nabierało na sile, kotłowało się we mnie jak para w dzbanku aż potok łez wylał się z moich oczu i już nic nie było w stanie go zatrzymać. Szloch odbił się echem od drewnianych ścian a Aleks szybko schwycił mnie w ramiona chcąc osłonić przed całym światem. Wtulona w niego walczyłam w sobie z mieszaniną tych wszystkich emocji a jego zapach działał jak najlepszy plaster na ranę. Tuląc mnie do swojej piersi głaskał po włosach, cierpliwie czekając aż histeria przejdzie. Gdy w końcu przestałam łkać, chwycił moją twarz i spojrzał prosto w oczy. - Wszystko będzie dobrze. Żadnemu z nas nie stanie się krzywda. Zaufaj mi... - Szepnął, pochylił się i musnął ustami moje czoło. Znajomy żar rozlał się po moim ciele, od ucałowanego czoła po same stopy. Wszystkie negatywne emocje opadły, pozostawiając jedynie ten płomień, który rozrastał się z każdą sekundą. Seledynowe spojrzenie Aleksa przeniosło się na moją szyję a jego dłonie łagodnie wpięły mi włosy za ucho. Miał lekko rozchylone usta, które mnie przyciągały. Byłam coraz to bliżej i bliżej aż w końcu poczułam słodki smak jego pocałunku. - Aleks... - Zaczęłam drżącym głosem, odsuwając się od niego zaledwie o kilka centymetrów. - Nic nie mów. - Przerwał mi, przyciągając ponownie do siebie jednak przeszkodził mu mój dzwoniący telefon. - Zostaw, proszę... - Szepnął, powstrzymując mnie. - To może być coś ważnego. - Również szepnęłam i ostatkiem sił zerknęłam na ekran telefonu. Teo. Nim zdążyłam zapytać o co chodzi, usłyszałam jego wystraszony głos. - Mira, wracaj natychmiast. Pod domem kręcą się jacyś faceci, chyba czterech. Słyszysz? Wracaj! - Szeroko otwartymi oczami spojrzałam na Aleksa, który również słyszał słowa Teo. Skinął głową, ruszył po nasze płaszcze i znów wybiegliśmy razem w ciemną noc.
#reading#books and libraries#books#booklover#fantasy#my own book#story#invenereveritas#read more#fiction#romance#romantic#kiss
3 notes
·
View notes