Tumgik
pisanefraza-blog · 7 years
Text
“Na nowo”
XXXIV
Opowiedziałam Wylie cały tragiczny wieczór, tak jak nikomu innemu. Obie nie oszczędzałyśmy łez, a ja poczułam z nią jakąś niewidoczną więź. Nie taką matczyną, czy jak z Georgiem. To było coś podobnego do Kylie. Wylie wydawała się być moją bratnią duszą. Ktoś zesłał mi ją żeby zastąpić mi moją przyjaciółkę? Nie... Po prostu każdy zasługuje na przyjaciela, osobę, z którą może porozmawiać całkiem szczerze, bez obaw i oceniania i nawet, gdyby Kylie była wciąż wśród nas z pewnością zaprzyjaźniłabym się z partnerką mojego ojca. Ja w to wierzę.
- Nie chciałem wam przeszkadzać - na słowa ojca szybko zaczęłam ogarniać swoją twarz, przecierając oczy chusteczką. Wylie zdawała się robić to samo. - Proszę. Kawa dla was.
- Dzięki - odparłam pospiesznie, biorąc duży łyk. Nasza rozmowa trwała chyba dosyć długo, ponieważ napój nie jest już taki ciepły.
- Wylie... - z sali wydobył się dziewczęcy głos.
- Idź do niej - szepnęła do mnie Wylie.
Pewnie weszłam do pomieszczenia. Ujrzałam twarz Sary, uśmiechającej się wówczas do mnie. Podeszłam bliżej witając się.
- Przyszłaś. Dziękuję.
- Sara, jak się czujesz? Czemu nic prędzej nie powiedziałaś?
- Nie było jeszcze pewne. Poza tym... wasz wypadek... Zbyt dużo by cię to kosztowało - odparła ściszając głos.
- Teraz też mi jest smutno - powiedziałam jednym tchem. Ale Sary nie można teraz dołować i obwiniać o coś, czego nie zrobiła, a mogła zrobić. Teraz najważniejsze dla niej jest zdrowie. Chcę jej pomóc. - Ale trzeba żyć dalej.
- Ta - podniosła się na łóżku by usiąść. - Problem w tym, że ja nie czuję się aż tak źle na jaką mnie kreują. Wylie cały czas przy mnie jest, ale ja tego aż tak bardzo nie potrzebuję. Jestem zdolna zostać sama... Jest zbyt nadopiekuńcza.
- Troszczy się o Ciebie. Nie dziw się jej, ty też byś tak reagowała.
- Rozumiem. Spróbuję jej to jakoś wytłumaczyć... Wiesz, Philip jest naprawdę troskliwy - spojrzała mi w oczy, próbując coś wyczytać choć nie do końca wiedziałam, co mogłoby to być. - Niedawno dowiedziałam się, że to Twój ojciec...
- Może chciałabyś się czegoś napić? Może gorąca czekolada hm? - zapytałam, zmieniając temat.
- Nie dziękuję. Nie musisz do mnie przychodzić często, zresztą mam nadzieję, że niedługo stąd wyjdę. Ale z tego, że teraz tu jesteś bardzo się cieszę.
0 notes
pisanefraza-blog · 7 years
Text
“Na nowo”
Rozdział XXXIII
Szpitale zawsze wydają się straszne, bo kojarzą nam się z cierpieniem. To prawda. W tym miejscu znajduję się wiele pustych uśmiechów. Zupełnie takich bez emocji. Jedyny szczery uśmiech pojawić się może słysząc dobrą nowinę; “Dzień dobry, pańskie wyniki są co raz lepsze. Wszystko wskazuje na to, że za parę dni wyjdzie pan ze szpitala” lub; “Przepraszam. Zaszła pomyłka w badaniach, jest pani zupełnie zdrowa.” Taak, ale to nie o to chodzi. Co ze smutkiem?
Według mnie ściany szpitalne przesiąknięte są ludzkimi łzami i modlitwami. Prośbami do Boga o wyzdrowienie, lub o zdrowie dla kogoś bliskiego. Moment, w którym słyszymy słowa lekarza, które są dla nas jak wyrok “Jest pan chory. Potrzebna będzie hospitalizacja.” musi być bardziej bolesny, niż objawy, które nas tutaj przywiodły. A życie zawsze biegnie dalej nie zważając na dany mu wyrok. Bienie do swojego małego światełka, które oznacza jego koniec. Porusza się bez wytchnienia, zupełnie, jak serce pompujące krew. Lecz, gdy znajdzie swój świecący punkt musi stanąć. Musi oddać swoją duszę, zamknąć powieki i upaść, by dokończyć swoje zadanie.
***
Sara leży w sali numer 7. Może to szczęśliwa siódemka? Któż to może wiedzieć? Wchodząc do pomieszczenia widzę śpiącą Sarę, a przy niej siedzącą na krześle Wylie. Wygląda jakby nie spała przez wiele nocy i spożywała zbyt mało posiłków. Nie dziwię jej się. Spadło na nią tyle obowiązków.
- Wylie - woła ją mój ojciec szeptem. Gdy nas zauważa rzuca uśmiech, ale to jeden z tych pustych uśmiechów. Odkłada książkę na szafkę i podchodzi do nas. Wychodzimy na korytarz, by porozmawiać głośniej.
- Dziękuję, że przyjechałaś Sophie. Jestem ci wdzięczna, Sara także będzie - oznajmiła. - Wspominała o tobie - zaczyna mówić nieco pewniej, jakby przekonała się, że jednak stoi sama, na własnych nogach.
- Nie ma za co - rzucam szybko. - Śpi, ale mogę poczekać aż się obudzi.
- Zasnęła jakiś czas temu, więc myślę, że zaraz się obudzi - odpowiada Wylie, siadając na jednym z krzeseł ustawionych pod ścianą w długim rzędzie.
- Pójdę po coś do picia - wtrąca ojciec i nie czekając na odpowiedź odchodzi.
Przyglądam się Wylie, która siedzi zwieszając głowę. Wydaje mi się, że najchętniej schowałaby ją między nogi byleby na chwile nie patrzeć na miejsce, w którym się znajduje. Jej oczy są mętne. Zauważam to, ponieważ orientuje się, że mój wzrok skierowany jest na nią. Przez chwilę otwieram usta, zamykam, otwieram. Chciałam coś powiedzieć, ale zapomniałam, więc jednak znowu zamykam.
- Sara ma tylko mnie - wreszcie coś mówi. Ta cisza była przejmująca. A może tylko dla mnie? Może Wylie potrzebuje posiedzieć z kimś w ciszy? -Teraz wiadomość o raku strasznie ją dobiła.
- Współczuję jej. Na co dokładnie jest chora? - pytam. Ojciec mówi “nowotwór, rak”, ale nie określa dokładnie co zaatakował. Wylie tak samo.
- Białaczka - mówi przeciskając to słowo przez gardło, jak wtedy, gdy ugryzie się za duża część jedzenia i kiepsko przechodzi przez przełyk.
- To straszne - odpowiadam machinalnie.
Żona mojego ojca otrząsa się nieco i siada prosto, kierując swoją twarz w moją stronę.
- Ty też ostatnio przeżyłaś tragedię...
2 notes · View notes
pisanefraza-blog · 7 years
Text
“Na nowo”
Rozdział XXXII
Wysiadając z autobusu dostałam esemesa od ojca, że jest już na miejscu. Z przystanku miałam już parę kroków do kawiarenki, w której się umówiliśmy, więc powędrowałam szybkim krokiem w jej stronę.
Tata siedział przy stoliku, stukając palcami o blat. Jego wzrok pozostał wbity w podłogę przez co nie zauważył mnie do czasu aż podeszłam.
- Jestem - oznajmiłam odsuwając krzesło.
- Dziękuję, że przyszłaś. Naprawdę musimy porozmawiać - jego głos nie był teraz aż taki niespokojny. Raczej spotkałabym się z takim tonem, gdybym dostała jedynkę i nie zawiadomiła go o tym. Oczywiście gdyby nasze życie wyglądało inaczej.
- Coś się stało? - zapytałam.
- Nie martw się. Najpierw chciałbym przedstawić Ci sytuację o jaką chodzi i w której się znajduję - spojrzał na mnie jakby prosił o pozwolenie.
- No więc, słucham.
- Chodzi o to, że siostra Wylie jest chora. Bardzo chora. Właściwie dowiedziała się o tym niecałe dwa miesiące temu - byłam skołowana. Domyśliłam się, że Wylie, to nowa partnerka mojego ojca, ale nadal nie widziałam powiązania z tym, dlaczego się tutaj znajduję. -Wylie, to moja żona, jak się domyślasz... - zawahał się na chwilę.
- Domyśliłam się, ale nadal nie wiem, o co chodzi.
- O jej siostrę. Dokładnie o to, że twierdzi iż cię zna. Chciałaby się z tobą spotkać. Sara, znasz?
- Sara... - szepnęłam sama do siebie. - Jak ma na nazwisko?
- McLevis. Sara McLevis. Chodzi z Tobą do klasy z tego, co wiem - wzdrygnęłam. Śledztwo zakończone i wmieszany jest w to mój ojciec.
- Tak, ale co jej jest? - zapytałam po chwili ciszy.
- Nowotwór - odparł zwieszając głowę. - Wiesz, to fajna dziewczyna. Zawsze była uśmiechnięta na spotkaniach rodzinnych - znowu zwiesił głowę. Dobił siebie i mnie. - Wylie jest strasznie zmartwiona. Codziennie ją odwiedza w szpitalu. Wzięła urlop. Ja muszę chodzić do pracy, ale jest jeszcze mały, który zostaje pod opieką sąsiadki. Tyle, że ona też już niechętnie go przyjmuje.
- Ile twój syn ma lat? - nie wiem czemu o to zapytałam.
- Rok i 8 miesięcy. Mały szkrab. Zupełnie podobny do ciebie, gdy miałaś roczek - uśmiechnęłam się. Pamiętał, jak wyglądałam. Może naprawdę żałował tego, że nas zostawił? - Ma na imię Lincoln - dodał także się uśmiechając.
- Spotkam się z Sarą - oznajmiłam. - Chciałabym też spotkać mojego brata.
- Naprawdę? Sophie. Wiem, że nadal czujesz się zraniona, ale chcę byś wiedziała, że jesteś dla mnie tak samo ważna, jak Annabella i Lincoln. Wasza trójka jest dla mnie ważna. Naprawdę.
- Kiedy będę mogła się spotkać z Sarą? - nie chciałam rozwijać bolesnego tematu. Nie było to w tym momencie najważniejsze. Z każdym dniem wybaczałam mu ten stracony czas. Zrozumiałam, że muszę to zrobić, by iść na przód.
- Mogę Cię zawieźć do szpitala.
W samochodzie mojego ojca pachniało truskawkami. Na siedzeniach był wyłożony fioletowy materiał, który sprawiał, że wnętrze wyglądało elegancko, ale także przyjemnie, rodzinnie. Na siedzeniach z tyłu znajdował się fotelik dla Lincolna i parę jego zabawek. To dziecko ma szczęście - pomyślałam. Nie byłam zazdrosna. Cieszyłam się, że ojciec dla niego jest tak troskliwy. Większość negatywnych emocji wymarła w moim wnętrzu, dlatego myśl o przyrodnim bracie nie była już taka straszna - wręcz przeciwnie, naszła mnie potrzeba poznania go. Może nie byłabym złą siostrą przyrodnią?
0 notes
pisanefraza-blog · 7 years
Text
“Na nowo”
Rozdział XXXI
- Aha, czyli nie ma jej w szkole od miesiąca?
- Dokładnie od miesiąca. Wybacz, Sophie, ale nie mogę Ci zdradzić szczegółów. Nie wolno mi i wątpię żeby ktokolwiek oprócz mnie i innych nauczycieli wiedział, co się dzieje – po tej wiadomości przestałam już męczyć naszego wychowawcę na temat co się dzieje z Sarą. Zaniepokoiła mnie jej tak długa nieobecność w szkole. Wyjechała? Zachorowała? Może… ale dlaczego nikt nic nie mówi?
Postanowiłam wszcząć śledztwo. Sara McLevis nie była mi aż tak obojętna. Co prawda nie była moją przyjaciółką, ale w minionym czasie spędziliśmy razem trochę czasu, chociażby przy projekcie z języka angielskiego. Dlatego nie mogłam zostawić tej sprawy w spokoju.
***
Po lekcjach w mojej kieszeni zaczął wibrować telefon. Zwykle dzwoniło do mnie tylko 5 osób, co najwyżej ktoś inny ze szkoły, którego numer mam zapisany. Ale teraz numer był mi całkowicie obcy. Nawet końcówka, która obowiązywała w naszej części kraju się nie zgadzała. Pierwszy raz odrzuciłam, może pomyłka? Gdy jednak mój telefon nie dawał mi spokoju postanowiłam zidentyfikować dzwoniącego. Odebrałam.
- Sophie, to ja. Philip – skąd mój ojciec ma mój numer? Mama? No tak. Na pewno dostał go od niej w razie gdyby coś się stało bądź cokolwiek. Od tak, na czarną godzinę. – Słuchaj, to ważne. Chciałbym się dzisiaj z Tobą spotkać – głos mojego ojca lekko drżał i był niespokojny. Zaniepokoiłam się. Może coś się stało? Ostatnio relację pomiędzy nim a mamą uległy poprawie. Może coś się stało mamie i był pierwszą osobą do której zadzwonili ze szpitala? Nie, nie. Wstydziłam się tej myśli.
-Dobra, ale dlaczego? Coś się stało? – zapytałam najspokojniej jak tylko umiałam.
- Spokojnie, nic takiego. Po prostu spotkajmy się, wiesz może gdzieś na mieście?
Zgodziłam się. Spotkanie miało odbyć się za pół godziny, więc nieźle musiałam się spieszyć, żeby dotrzeć na miejsce nie spóźniając się. Wsiadłam w autobus 323 i ruszyłam do mojego ojca z drżącym ciałem. Od wypadku każda taka niepewna sytuacja była dla mnie okropną torturą.
Jadąc myślałam o mojej mamie. Myślałam o jej partnerze, mniemanym Josephie. Dawno o nim nie wspominała. Dlaczego? Nie chciała mi zawracać głowy, czy nie udało jej się? Jeśli to drugie, byłabym okropną córką nie zauważając tego. Mama zawsze dostrzega we mnie to, że jest mi źle. Może ja nie odziedziczyłam tej zdolności? Może charakter mam po ojcu?
1 note · View note
pisanefraza-blog · 7 years
Text
“Na nowo”
Rozdział XXX
1. Bo jesteś.
2. Bo też kochasz.
3. Za to, że pocieszasz mnie, gdy tego potrzebuję.
4. Za Twoją wyrozumiałość.
5. Za piękny uśmiech, którym mnie obdarowujesz.
6. Za wspólne chwile.
7. Bo wiesz, co dla mnie dobre.
8. Bo słodko wyglądasz, gdy śpisz.
9. Za to, że dajesz mi wiarę w każdy nowy dzień.
10. Za to, że przy Tobie czuję się bezpieczny.
 Rozwijając kolejne kartki nie mogłam wyprzeć z siebie dumy i wzruszenia. Postanowiłam otworzyć tylko 10. Zostało mi jeszcze 40. Zostawię je na czas, w którym będzie mi źle.  Pospiesznie wzięłam telefon do rąk i otworzyłam chat z Georgiem. Chciałam jakoś podziękować za pierwsze 10 powodów, lecz nie mogłam ująć tego w słowa. Po chwili namysłu parę zdań znalazło się na ekranie gotowych do wysłania:
„Dziękuję za pierwsze 10 powodów. Jestem, bo Cię kocham. Pocieszam Cię, bo pozwala mi na to moja wyrozumiałość. Uśmiecham się dzięki Tobie. Chwile z Tobą są najcudowniejsze. Wiem, co dla Ciebie dobre, bo nigdy nie wybrałabym dla Ciebie zła. Za to Ty, jak śpisz to chrapiesz, Słoneczko haha. Nawet nie wiesz, jak bardzo ja czuję się przy Tobie bezpiecznie… Kocham.”
 Przez dłuższą chwilę zastanawiałam się, dlaczego nie dostaję odpowiedzi. Może go uraziłam? Nie wiem. Gdy tylko usłyszałam warkot silnika gasnącego pod moim oknem wstałam, by spojrzeć, co się dzieje. Z samochodu wyszedł mój chłopak. Napisał mi sms-a „Wyjdź do mnie” . Spojrzałam na zegar, na którym widniała godzina dwudziesta piętnaście. Nałożyłam na siebie kurtkę i buty. Wyszłam.
- Wszystko w porządku, Sophie? – zapytał i podbiegł do mnie, kiedy tylko mnie zobaczył.
- Owszem – odparłam niepewnie. – Przyjechałeś…
- Nie miałem wyboru. Pamiętasz, gdy wręczałem Ci te powody, to powiedziałem, że masz je przeczytać, gdy będzie Ci naprawdę źle. Pomyślałem więc, że coś się dzieje – pamiętałam o tym, ale ten wieczór nie był taki zły, jak inne. George przytulił mnie w końcu.
Uśmiechnęłam się.
- Nie jest źle. Wejdziesz do środka? Jest strasznie zimno – rzekłam i wskazałam ręką dom. – Mama niedługo przyjdzie z pracy, tylko Ana siedzi przed telewizorem.
Zgodził się. Co było w Georgu niesamowitego? Wszystko. Przyjechał do mnie, a mógł po prostu zadzwonić, sprawdzić telefonicznie, czy wszystko gra. A jednak zjawił się. Teraz w skupieniu ogląda z Annabellą program o ptaszkach, gdy ja tymczasem przygotowuję coś do jedzenia.
Ptaszki. Nie widziałam Sary już bardzo długi czas. Nie pamiętam nawet, czy była na studniówce. Ciekawe, czy wyleczyła swoje ręce? Przeszło mi przez myśl, co było trochę niegrzeczne, ale przecież pomyślałam o tym w formie troski o tę dziewczynę. Może mogłabym się z nią spotkać? Muszę zacząć żyć tak, jak prędzej.
- Wróciłam, dziewczyny – głos mamy był jak śpiew młodego ptaszka z rana. Koił niekiedy moje rozszarpane wnętrze i goił świeże rany. Ucieszyłam się na jej widok. – O, George! Miło Cię widzieć.
- Dobry wieczór, mi panią też – odparł z równie szerokim uśmiechem, jaki moja mam rzuciła w jego kierunku.
Dokończyłam robienie mini kanapek i popcornu. Wyłączyliśmy telewizję, mama zaś wyjęła jedną z gier planszowych. Dużo rozmawialiśmy. Przedtem tak właśnie spędzaliśmy niektóre wieczory, gdy Kylie zostawała u mnie na noc.
Mama bardzo polubiła Georga. Zresztą… kto nie czuje do niego jakiejkolwiek sympatii? Myślę, że zaraża wszystkich swoim entuzjazmem i optymizmem.
1 note · View note
pisanefraza-blog · 7 years
Text
“Na nowo”
Rozdział XXIX
- Bardzo współczuję, wiem, jak wpłynęła na ciebie ta sytuacja – rzekł pan Joseph przed lekcją wychowania fizycznego. Minęły 3 tygodnie od tragedii i musiałam przyjść wreszcie do szkoły. Ludzie nie oszczędzali mi wnikliwych spojrzeń oraz wyznań, jak to bardzo mi współczują. Wiedzieli, że byłam z Kylie bardzo zżyta. W zasadzie byłam jej jedyną prawdziwą przyjaciółką. – Pamiętaj, że zawsze możesz liczyć na moją pomoc.
- Dziękuję, mimo wszystko trzeba żyć dalej – wszystko powiedziałam jednym tchem. Pan Joseph od początku roku nie zmienił swoich perfum. Dzisiaj chyba przesadził z jego ilością i miętowy aromat drażnił moje drogi oddechowe.
- Masz rację, grunt to myśleć pozytywnie – odparł i ujął mnie w swoje ramiona. Nie potrzebowałam tego. Bynajmniej nie od niego. Nie od mojego nauczyciela lekcji wf-u. Grzecznie wykaraskałam się z tego niedługo trwającego objęcia. – Leć na lekcję, Sophie.
Tak też zrobiłam.
***
- O czym myślisz? – usłyszałam pytający głos zza moich pleców. Mięta. Na szczęście to George. Wzięłam jego dłoń i delikatnie musnęłam ją opuszkami palców.
- Ogólnie. A Tobie jak mija dzień? Dużo masz jeszcze lekcji? – zapytałam wymijająco.
- W miarę, jedną, tak jak ty – siadając pocałował mnie w policzek i spojrzał w mój talerz. –Nie smakuje ci? – pokiwałam głową na znak, że niezbyt. Zrozumiał, więc zaczął mówić dalej. – Właściwie, to chciałem mówić o czymś innym.
- O czym?
- Niedługo walentynki. Masz jakieś plany, co do tego? – zapytał, wpatrując się we mnie dostrzegł chyba, że nie ma na co liczyć z mojej strony, więc znowu kontynuował. – Dobra, a jest może coś, co chciałabyś robić? Ja chciałbym zaproponować ci coś, co na pewno na nas obojgu dobrze wpłynie.
Byłam ciekawa, więc wyprostowałam się i spojrzałam w jego oczy pytająco.
- Myślałem o dwudniowym spa, bądź wyjeździe gdziekolwiek. Byle poza to miasto.
- Świetny pomysł – uściskałam go. – To będą nasze pierwsze walentynki – dodałam. George znowu mnie pocałował.
Przez ostatnie chwile to on mnie znosił. Moja rodzina także, ale nie miała wyboru. A George? Mógł mnie przecież zostawić. Byłoby to okropne z jego strony. Nie zrobił tego, więc kocha mnie. Tak często ostatnio mi to powtarzał, że myśląc o tym będąc w jego objęciach czułam się strasznie podle. Przecież nie można wątpić w czyjąś miłość nawet na gdybaniu.  
Pamiętam nasze pierwsze wspólne spotkania. Wyznaliśmy sobie miłość niewiarygodnie szybko. Ktoś mógłby nawet powiedzieć, że to nierozsądne, ale nie dla nas. To, co dla innych zdawało się być niezrozumiałe – dla nas było codziennością.
Leżąc  na moim niewygodnym łóżku rozmyślałam, co jeszcze mogłabym zrobić tego wieczoru. Jedna ze sprężyn materaca wysunęła się lekko kłując mnie w plecy – co za nieszczęście – pomyślałam i podłożyłam sobie jedną z poduszek. Naprawianie materaca nie byłoby czymś, co uczyniłoby mnie spełnioną. Niezdarnie zsunęłam się na ziemię. Sięgnęłam po kartonik, który trzymam pod łóżkiem. Albumy, stara skarpetka, jakieś kosmetyki i gumki do włosów. Multum niepotrzebnych mi rzeczy do których jednak miałam jakiś sentyment. No i jest. Prezent od Georga. Powinno być w nim 50 powodów przez które mnie kocha.
0 notes
pisanefraza-blog · 7 years
Text
“Na nowo”
Rozdział XXVIII
George i Oscar, gdy tylko weszli do mojego domu sprawiali wrażenie uśmiechniętych na siłę, byle mnie nie załamywać. Teraz w pokoju zapanowała kompletna cisza. Nienawidziłam ciszy. Od momentu wypadku znienawidziłam wiele rzeczy, ale jej dlatego, że wtedy Kylie przychodziła do mnie. Wpraszała się do moich myśli, a myśląc o niej ogarniał mnie smutek aż po sam szpik kości. Ciąża – to jedyny niewyjaśniony jeszcze temat. Nikt o tym nie wspomniał, a do mnie to wracało.
- Oscar, powiesz w końcu, jak to było?
- Z czym? – podniósł głowę, a jego oczy wyglądały na wystraszone.
- Z ciążą Kylie. Wtedy tak powiedziałeś… a jej rodzice, wiedzieli? – zapytałam przytulając się bardziej do Georga.
- Sophie, gdyby jej rodzice wiedzieli… przecież roznieśliby ją na kawałki… Tak przynajmniej mówiła…
- Ona zawsze lubiła histeryzować, myślę, że nie byłoby tak źle – odparłam i lekko się uśmiechnęłam wyobrażając sobie Kylie z dużym brzuchem, albo pchającą wózek.
- Dobra, przestań – Oskar zbulwersował się i wstał. – Wszyscy w kółko powtarzają, a szkoda, że tak wyszło, jakie szczęście, że przeżyłeś… i jeszcze Ty? Jaka to by Kylie nie była zaradna? Myślisz, że nie wiem? Dalibyśmy radę, ale już nie damy. Czasu się nie cofnie. Widzicie te bandaże na ręku? Stokroć wolałbym, żeby je teraz nosiła ona,  nie ja.
- Nie to miałam na myśli, Oscar.. przepraszam.
- Rozumiemy Cię – powiedział George wstając, żeby napełnić nasze szklanki sokiem.
- Nie bardzo. Macie siebie, a ja… ja już nie mam nikogo. Straciłem ją.
- Ja też straciłam przyjaciółkę… - zwiesiłam głowę. Oscar usiadł na swoje miejsce.
- Masz nas – oznajmił mój chłopak, podając mu szklankę z napojem. – Rozumiemy cię i jesteśmy z Tobą. Co by nie było – masz nas i zawsze o tym pamiętaj. Gwarantuję, stary, uda ci się. Tylko trzeba dalej żyć. My wszyscy musimy żyć dalej…
Tak. George miał rację. Co by nie było – przez wszystko trzeba dalej brnąć z podniesioną głową. Bez Kylie będzie trudno. Najtrudniej, ale damy radę. Cała nasza czwórka… to już zawsze będzie czwórka ja, George, Oscar i Kylie. Nieważne, czy jest z nami duchem, czy ciałem. Jest częścią nas. Jest nadal tą osobą, która wnosiła w nasze życie tyle pozytywów i niekiedy rozczarowań. Ale po to jesteśmy, by się cieszyć, smucić, bać, gniewać, kochać. By zawsze być ze sobą. Nieważne czy ciałem. Ważne, że trzymamy tę osobę w sercu, bo to czyni nas kimś wielkim.
0 notes
pisanefraza-blog · 7 years
Text
“Na nowo”
Rozdział XXVII
- Ana, wchodzimy, ale bez wielkiej euforii. Sophie jest jeszcze… rozumiesz, słońce? – mama szeptała do mojej siostry, dając jej wskazówki, jak ma się zachowywać wchodząc do pokoju. Nie spałam już od pół godziny. Jasne promienie zimowego słońca odbijały się w moich oczach. Rozejrzałam się po ścianach szukając gdzieś mojej przyjaciółki – przecież kazałam schować jej zdjęcia… - pomyślałam i zatopiłam głowę w poduszkę, tłumiąc  pod powiekami  palące moje oczy łzy.
Gdy usłyszałam, że drzwi uchylają się niepewnie od razu lekko się podniosłam. Ku mnie kierowała się mama z Annabellą. Moje urodziny – ach tak. Na małym torcie, który trzymała mam była zapalona jedna, mała różowa świeczka. Ogień – nienawidzę go.
- Wszystkiego najlepszego, kochanie – westchnęła mama, biorąc mnie całą w objęcia. – Zdmuchnij świeczkę.
- I pomyśl życzenie! – trochę wyższym tonem zasugerowała mi moja siostra. Tyle, że jakie ja mogę mieć już marzenia do spełnienia?  Ana robiła smutną minę zauważywszy, iż moja głowa utkwiła w jasny punkt na podłodze. Może zrobiło jej się mnie żal, bo także wiedziała, że ja już nie mam po co marzyć, skoro świat legł mi w gruzach? A może po prostu zrobiło jej się głupio podczas tej przejmującej ciszy?
- Pomyślę – odparłam bezceremonialnie i jednym, słabym tchem wypuściłam powietrze z ust gasząc malutki płomień świeczki.
***
Może moja rodzina nie była w komplecie, ale w owym czasie nie umiałam myśleć o moim ojcu. Wystarczała mi moja młodsza siostra i mama, która od czasu wypadku spędzała więcej chwil w domu. Nie umiałam o nim myśleć – do czasu.
W domu rozległ się głośny dzwonek, albo tak mi się tylko wydawało… Mama szybkim krokiem ruszyła w kierunku naszego skromnego korytarza. Usłyszałam męski głos witający się z mamą. W głosie jej, jak i gościa nie było słychać żadnej nuty empatii. Siedząc w kuchni z Aną, usłyszałyśmy kroki mamy i naszego gościa, które zmierzając do nas zatrzymały się. Obróciłam się. W jednym momencie znieruchomiałam. Pan, który jeszcze tak niedawno był w restauracji z żoną i synem stoi teraz, spoglądając niepewnie na moją matkę. Kiedy w końcu zorientował się, że mój wzrok jest na nim, spojrzał na mnie i z politowaniem w oczach powiedział:
- Słyszałem, co się stało Sophie… - momentalnie odwróciłam się. To po to tu przyjechał? Żeby oznajmić mi, że wie? Chce mi teraz okazać trochę wsparcia? Teraz, w takim rozdziale mojego życia? Jak on śmiał się tutaj zjawić, po tylu latach nieodzywania się? Zbliżył się do mnie i Annabelli. Wręczył jej pudełko obklejone fioletowym papierem w gwiazdki. – To spóźniony prezent gwiazdkowy, mam nadzieję, że Ci się spodoba… Chciałbym z wami porozmawiać. Sophie – wiedziałam, że spojrzał na mnie, lecz nie podnosiłam głowy. Podsunął mi dwa pudełka różnej wielkości, które były w takim samym papierze, co prezent mojej siostry – ja wiem, że to teraz może nie być dobry czas, ale chciałbym żebyście mnie wysłuchały.
- Wasz – mama zawahała się chwilę – ojciec naprawdę chce z wami porozmawiać. Ja już wszystko z nim wyjaśniłam.
- Racja – zaczął – wiem, że wyrządziłem wam wiele krzywdy. Tak, byłem beznadziejnym ojcem od samego początku – przełknął ślinę, a jego oczy zaszkliły się – i nie mam żadnego usprawiedliwienia. Zawiodłem was, waszą mamę, siebie też, ale ja tu jestem najmniej ważny. Nie kontaktowałem się, to prawda, macie mi to za złe… ale po rozwodzie nie mogłem – wstałam. Nie chciałam słuchać tych żali mojego ojca. Niechęć do niego jeszcze bardziej wzrosła. Ana siedziała zasłuchana i zapatrzona. Już dawno go nie widziała. Łapała każdą część swojego ojca, jakby znowu miał zniknąć.
- Sophie, posłuchaj do końca. Jest też w tym trochę mojej winy… - mama złapała mnie za rękę. Usiadłam tym razem patrząc już na mojego ojca.
-Więc dlaczego nie mogłeś? – zapytałam mściwo.
- Nie kazano mi utrzymywać z wami stałego kontaktu. Raz na miesiąc w towarzystwie waszej matki. Bardzo was kochałem i nadal… ale wtedy moim światem rządził alkohol. Wyprowadziłem się. Spędziłem 3 miesiące na odwyku… niby mi pomogło, ale pomogła mi dopiero moja teraźniejsza żona.
Rzuciłam zimne spojrzenie na mojego ojca.
- Więc… dlaczego nie mogłeś mi powiedzieć wtedy kim jesteś?! Tam, w tej restauracji? Nowa żona, nowe dziecko, nowe życie! Tak? Tak to odbierasz, prawda? Wcale nie żałujesz. I po co tutaj jesteś? Żeby dać nam te wymiętolone pudełka z prezentami, które nie są nam potrzebne? Naprawdę, tylko na tyle Cię stać? Po co nam to? Wiesz kiedy Cię potrzebowałyśmy? Na pewno wiesz! I nie martw się, moje życie nie zawaliło się po raz pierwszy! Ty to zrobiłeś pierwszy, może jeszcze Ci poklaskać, co? – Nie mogłam się uspokoić. Chciałam wygarnąć mu te wszystkie lata, które spędziłyśmy same, lecz zabrakło mi tchu żeby krzyczeć te wszystkie myśli, które nasuwały mi się na język.
- Sophie… przestań – mama westchnęła – uspokój się. – Philip, chciał dobrze – widziałam kątem oka moją siostrę, której głowa była opuszczona. Może nawet płakała.
- Dobrze? Dobrym nazywasz opuszczenie rodziny? – zapytałam załamanym głosem.
- Jesteś roztrzęsiona. Usiądź – mama nieco uniosła głos.
- Usiądź Sophie – nakazał mi mój ojciec. – Masz zupełną rację. Moje przeprosiny są tutaj jak najmniej przydatne. Proszę jednak, otwórz te prezenty… wszystkiego najlepszego. Masz teraz osiemnaście lat – dodał wstając od stołu – tak… mi też jest teraz strasznie żal tego, jak mogłem być tak podły. Przepraszam Sophie. Przepraszam cię Annabelle i ciebie Kate także. Wszystkie was przepraszam. Nie wiem, czy zdołam naprawić jeszcze swój błąd – moje pięści zaciskały się pod stołem, by znowu nie wybuchnąć - … ale będę się starał – mama wraz z Aną poszły go pożegnać. Ja zaś szybko wróciłam do swojego pokoju.
***
Była godzina 17:13, gdy na telefonie ujrzałam wiadomość od Georga, że zaraz wpadnie razem z Oscarem. Ubrałam trochę luźniejszą koszulkę i ciemne jeansy. Usiadłam do mojej toaletki i spojrzałam na moje oczy, które od ostatniego razu spoglądania w to lustro wydawały się wyblakłe, jakby straciły swój cały kolor i blask.
- Słońce – usłyszałam matczyny głos. Było mi trochę wstyd za wcześniejszą sytuację. – Co robisz? Wiesz pewnie o czym chcę porozmawiać? – pokiwałam twierdząco głową. – No właśnie… Philip nie chciał źle i nie stawiam go teraz w jak najlepszym świetle przed wami. Po prostu było tyle spraw o których nie wiedziałyście. Wiem, że powinnam wam powiedzieć o zakazie nadanym przez sąd, ale… sama też jestem trochę winna. Może gdybym umiała sobie bardziej radzić w życiu, wszystko wyszłoby inaczej… - wyjęła zza pleców pudełka od ojca i położyła je na moje łóżko. – Wiem, że nie masz ochoty, ale gdyby kiedyś… może znajdziesz w nich coś, co Cię zainteresuje.
- Ale skąd… kontakt miałaś z ojcem? – zapytałam, podchodząc do mamy.
- Miałam cały czas – czyli z tym, że nie utrzymuje kontaktu także nas okłamała? A może chciała nas tylko chronić? – wiem, że widziałaś go jakiś czas temu. George wszystko powiedział, nie bądź na niego zła też…
- Nie jestem na was zła. Nie jestem na nikogo już zła. Ja nie mam po prostu siły. Mamo, ja nie mam już siły – opadłam całym ciężarem na łóżko, zalewając się łzami. Mama przytuliła mnie, jakby chciała w ten sposób odebrać mi cały mój ból. Działo się ze mną coś, czego nie umiałam nazwać. Czego nie chciałam mieć w sobie.
4 notes · View notes
pisanefraza-blog · 8 years
Text
“Na nowo”
Rozdział XXVI
George rozmawia przez telefon. Na pewno z moją matką. Gdzie ona jest, gdzie ja jestem?
Pani Suzie głaszcze mnie po głowie, otulając kocem. Ojciec Georga stoi oparty o komodę. Jedną ręką podpiera brodę. Marszczy czoło przyglądając się nam. „Jest bezpieczna, przyjadę po panią jutro, teraz nie ma sensu, by ją przewozić znowu do domu” – słyszę głos Georga. Ma rację. Jedyne co mi teraz trzeba to sen. Moje cudowne życie legło w gruzach.
Powoli się zaczynałam rozumieć, co tak naprawdę się stało. Odmówiłam wszystkiego poczynając od herbaty do kąpieli. Cały czas miałam przed oczami to zdarzenie i moją Kylie. MOJĄ.
- Sophie, musisz się przebrać – zasugerował mój chłopak. Jego ton był ciężki i niepewny. Ciągnął każde słowo. Jemu też było ciężko.
- Nie chcę… - wyjękuję z trudem, opadając na jego łóżko. Siada obok mnie. Całuje mnie w czoło i przytula.
- Musisz iść spać. Zdejmij sukienkę i załóż tę koszulkę. Proszę Cię.
Niby zasypiam, lecz co chwila widzę Kylie – raz radosną, a następnym razem zwęgloną. Budzę się z krzykiem i spoconym czołem. Obok mnie nie ma Georga. Siedzi na obracanym fotelu. Nie śpi – rozmyśla, przygląda się mi. Podchodzi do mnie i znów mnie tuli. Ta noc jest okropna.
***
Do dnia pogrzebu nie odzywałam się praktycznie wcale. Co się dzieje z człowiekiem, gdy nagle traci najważniejszą osobę na ziemi? Właśnie to. Rozpacz wypełniała mnie całą nie pozwalając poruszać się, jeść i rozmawiać. Przed pogrzebem mama próbowała mnie namówić na zjedzenie kanapki, prosiła bym coś powiedziała, lecz ja nie umiałam. Dla mnie wszystko wyblakło. Wiedziałam, że Oscar przeżył i jest już w domu. Ma poparzone części ciała, ale jest z nim dobrze. Ciekawe, jak on się trzyma? Czy w ogóle się trzyma? Jak rodzice Kylie, co z nimi?
Biała trumna mojej przyjaciółki zapadała się w ziemię. Jęczałam z bólu. Nie mogłam patrzeć na rodziców mojej przyjaciółki. Białe wiązanki kwiatów powiewały w rytm, który wyznaczał im wiatr. Od pory wypadku widziałam świat tylko w czarnych barwach. Nic nie było kolorowe. Wszystko stało się takie bezsensu, nawet ja, George, moja mama, Annabelle, która przez pogrzeb ściskała moją dłoń również rzewnie wylewając łzy. Wszyscy podchodzili do siebie, mówiąc „taka tragedia…” i nie dokańczali zdania. Nie umieli.
- Chcę iść do Kylie – odezwałam się tego samego wieczora do Georga. Wolałam być u niego, niż u siebie w domu. Miałam tam pełno zdjęć Kylie.
- Teraz? Na pewno?
- Na pewno – odparłam stanowczo i zaczęłam się ubierać.
Cmentarz oświetlały tylko lampy. Udając się w kierunku nowego domu mojej przyjaciółki ujrzeliśmy sylwetkę Oscara.  Z całą pewnością nie było go na pogrzebie.
- Nie miałem odwagi… nie potrafiłem jej pożegnać – westchnął. Przytuliliśmy się w trójkę. Szkoda, że już nie w czwórkę… - To moja wina...
- To nie jest niczyja wina, nie ma sensu się obwiniać - odparł George. - Musimy się z tym pogodzić i jakoś żyć - gdzieś w głębi siebie byłam dumna z mojego chłopaka. Bolało go to, ale umiał dozować swoje lęki i smutek, nie pozwalał wyłazić im na zewnątrz i rujnowa�� otoczkę, którą wokół siebie zbudował.
Twarz Oscara zbledła jeszcze bardziej, a łzy zaczęły wydrążać na jego policzkach strużki. Spojrzał na nas i położył bukiet białych róż na grobie Kylie.
- Straciłem, dwie najważniejsze osoby... - nie zrozumiałam. Druga osoba? Spojrzałam na niego pytająco. - Moja Kylie... była w ciąży - przez moje ciało przeszedł zimny dreszcz. Całkiem osłupiałam. Dlaczego nic mi nie powiedziała? Przecież mogła. A może nikt nie wiedział oprócz Oscara? To nie było teraz najważniejsze. Rozumiałam ból Oscara w każdym milimetrze.
George również zaniemówił. Oscar nie żegnając się z nami, odszedł. Wodziliśmy za nim wzrokiem, aż znikł w alei brzóz. 
Jak to jest, że w jeden dzień, w jedną noc nasze życie tak diametralnie może ulec zniszczeniu? Wszystko było już dobrze, a to co dobre lubi się pieprzyć. Nakazałam mamie schować wszystkie zdjęcia z Kylie, które wisiały na ścianie pod moje łóżko. Nie chciałam o niej zapomnieć - chciałam zapomnieć o tej felernej nocy. Byłabym egoistką, gdybym teraz całkiem przestała się odzywać - zupełnie jakbym przestała istnieć razem z moją przyjaciółką. Po przyjeździe do domu zaproponowałam siostrze film, lecz nie interesował mnie wcale. Usnęłam wyczerpana po piętnastu minutach. 
0 notes
pisanefraza-blog · 8 years
Text
“Na nowo”
Rozdział XXV
Sala była już pełna młodych, szczęśliwych ludzi w pięknych strojach. Nasza czwórka była wręcz taka sama. Pełna energii i rządna przygód. Wydaje mi się, że każdy młody człowiek ma w sobie coś z kota. Chce podążać własnymi ścieżkami, które sam sobie kreuje. Nie ogląda się na ulicy, pije, pali, ćpa, rani innych, siebie, bo JEST MŁODY. Co może stać się młodemu człowiekowi, który dopiero uczy się żyć? Przecież mu nie ma prawa się nic stać. Wkracza w życie, wnosząc w nie tyle, ile da radę. Jedyną zasadą dla nich jest to, żeby nie przestrzegać zasad. Moja droga, moja przyszłość, moje czyny i skutki, i nikt nie ma prawa ich podważać.
Doszukaliśmy się miejsc z naszymi imionami. Zupełnie na końcu. Obok i naprzeciwko zasiadło wiele znajomych twarzy. Stół przeznaczony dla nauczycieli zapełnił się w mgnieniu oka. Dostrzegłam, że rozmawiają o uczniach. Na pewno obmawiają uczennice, których wdzięki są ukazane wyraźnie – pomyślałam radośnie. Przed oczami migotało mi pełno małych światełek i uśmiech Georga, który porwał mnie w wir tańca. Niedaleko dało zauważyć się rozbawioną Kylie z jakimś chłopakiem. Obok nich tańczył Oscar z dziewczyną o krótkich, brązowych włosach i w różowej sukience.
- Odbijany – usłyszałam głos za plecami.
George zrobił władczą minę, zauważyłam, że to był pan Joseph. Byłam zmuszona zatańczyć z nim raz. Przecież nie było to nic wielkiego – zatańczyć z nauczycielem. Chłopcy również proszą do tańca nauczycielki. Nie rozmawiając między sobą, przetańczyliśmy krótką, skoczną piosenkę. W tym czasie George wykonywał rytmiczne ruchy ze swoimi kumplami. Podeszłam, więc do Kylie.
- Halo, halo. Jak pani się bawi?
- Genialnie jest, ale odpadam na razie z tańczeniem! Na tych szpilkach nie da się już poruszać – poszłyśmy się napić czegoś na orzeźwienie.
Nie mogłam się napatrzeć na moją piękną przyjaciółkę. Szaloną przyjaciółkę, która wnosiła do mojego życia jak najwięcej. Przytuliłam ją mocno, nic nie mówiąc.
Po występie organizowanego kabaretu przez pana Josepha, każdemu podkręciły się humory do maksimum. A jednak dało znaleźć się kogoś na nasze miejsce – pomyślałam, czując respekt do osób występujących. W naszej szkole jest tyle osób, które kryją w sobie takie talenty…
***
Impreza dobiegała końca, więc każdy zaczął powoli zbierać się z budynku i odpalać swoje mniej lub bardziej nowoczesne auta. My również gotowi do wyjścia udaliśmy się w kierunku naszych aut. Przytuliłam Kylie i Oscara, dziękując za super zabawę, mówiąc, że za tydzień powtórka, tyle, że trochę mniejsza.
Oscar wyjechał zaraz za mną i Georgiem. Droga prowadziła przez las. Ogarniało nas tylko ciemno, zaś z przodu i z tyłu ciągnęły się samochody, wracające do domu. Co chwilę kierowałam swój wzrok na lusterko na zewnątrz auta Georga w nadziei, że zobaczę w nim Kylie, bądź Oscara, lecz było zbyt ciemno i odbijało się tylko ostre światło.
- Było cudownie – westchnął George, posyłając mi uśmiech i buziaka w powietrzu.
Nagle jego ręce na kierownicy zaczęły się trząść. Sama przestraszyłam się od huku, który usłyszeliśmy z tyłu naszego auta. George zwolnił. W mgnieniu oka wszystko uległo rozjaśnieniu. Strach. Bicie serca. Przyśpieszony oddech. Wdech, wydech. Co się stało? Wychodzimy z auta. Błagam, to nie oni. Samochód mieni się w jasnych promieniach. Strona pasażera cała zajęta jest ogniem. Upadam na ziemie wymyta z wszystkich uczuć. George biegnie wprost do auta. Nie mam siły krzyczeć, biec za nim. Nie mam pojęcia o czym myślę. Zamykam oczy i zaczynam się modlić. Nie spływają mi łzy. Cała drżę wyrzucając z siebie okropne myśli. Słyszę krzyki gapiów, którzy zatrzymali się popatrzeć – nie pomóc. Słyszę Georga „Dzwoń po pogotowie, dzwoń do kurwy!”
Otwieram oczy. Dwa ciała leżą bezwiednie na asfalcie. Podnoszę swoje ociężałe ciało i z trudem kieruję się w ich kierunku. George znów krzyczy „Trzymajcie Sophie!”
Ale mnie nie trzeba trzymać. Muszę ratować moją przyjaciółkę. Wyrywam się z rąk jakiejś dziewczyny próbującej mnie zatrzymać. Nagle odzyskuję siłę, zdolność myślenia i wszystkie emocje. Moją twarz pokrywają wielkie, jak groch łzy. Opadają na ciało mojej przyjaciółki.
Widzę przez mgłę jej czarne, zwęglone ciało. „Dlaczego do cholery nikt jej nie pomaga?” Trzymam jej rękę powtarzając „wszystko będzie dobrze, nie płacz Kylie.” Jednak Kylie nie płacze. Kylie nie reaguje. Jej klatka piersiowa jest zapadnięta i nie porusza się. Całe moje ciało zamiera, czuję, że umieram razem z Kylie. Nie mogę sobie darować. Opadam na nią krzycząc, żeby się obudziła, lecz to się nie dzieje. Szarpię jej ciałem, połykając łzy. Nie zważam na nic dookoła. Georga chwyta mnie z tyłu i prosi, żebym odeszła. „Zostaw mnie!” – krzyczę w jego stronę i odpycham go. Nie daje za wygraną i znowu wraca, żeby mnie odciągnąć. Słyszę odgłosy pogotowia.
A co z Oscarem, co z nim? Żyje? Tym razem odciąga mnie ratownik. Drugi podaje mnie Georgowi. Ten trzyma mnie mocno. Wtulam się w niego, wciąż nie mogę się opanować. Jego twarz jest wystraszona i pełna żalu. Ściska mnie coraz bardziej.  Słyszę głos jednego z ratowników „żyje.” KYLIE ŻYJE? Podbiegam z powrotem do miejsca, w którym leżały ich ciała. Gdzie jest Kylie? Po co ten czarny wór? Kto w nim jest? Podbiegam, szarpię. George za mną. Wyczuwam sylwetkę mojej przyjaciółki. Co za koszmar.
- Sophie, nie warto… Chodź, proszę – George znów błaga żebym z nim poszła. Lecz dlaczego on to robi? Dlaczego nakazuje mi odejść od mojej przyjaciółki? Zaciąga mnie do auta. Zapina mi pasy. Cholernie boje się samochodów – wmawiam sobie z każdą przejechaną sekundą. George cały czas powtarza „spokojnie, będzie dobrze.” W myślach odpowiadam „Co kurwa będzie dobrze, przestań pierdolić.”
0 notes
pisanefraza-blog · 8 years
Text
“Na nowo”
Rozdział XXIV
- W tym miejscu ustawię dwa wielkie balony z cyframi 1 i 8, a tutaj przestawimy ten stolik i ułożymy na nim małe przekąski i alkohol! – Kylie wskazała energicznie palcem na róg mojego salonu. – Następnie mój kuzyn obiecał mi już te lampy z kolorowymi światełkami, więc się nie martw, Sophie, będzie bombowo!
Mama weszła do salonu śmiejąc się.
- Wydaje mi się, że Kylie jest bardziej gotowa na tę osiemnastkę, niż Ty Sophie – usiadła z gracją na bujany fotel stojący w rogu pokoju. Przez ten cały czas nie znikał jej uśmiech z twarzy. – Już wyobrażam sobie Twoją osiemnastkę, Kylie. Chyba całe miasto zaprosisz – spojrzała na moją przyjaciółkę z rumieńcami na twarzy.
- Też tak myślę, Sophie ma szczęście, że ma taką przyjaciółkę jak ja – co prawda Kylie lubiła się przechwalać, ale zawsze w zdrowy sposób, więc nie można było dać jej miana egoistki.
- Ohoho! No proszę, jakie panie idealne! – puściłam oczko w ich stronę. – Czemu masz takie rumieńce na twarzy, rozmawiałaś z panem Josephem?  
- A co Ty taka ciekawa, córeczko? - przechwyciłam szeroki uśmiech mojej mamy po czym zaczęła mówić dalej – może rozmawiałam, myślę, że poznacie się na moich urodzinach.
- To jeszcze sporo czasu przecież. Hm, czyli nie będzie go na moich? – zapytałam.
Po otrzymaniu negatywnej odpowiedzi zabrałyśmy się za dalsze planowanie mojej osiemnastki. Moja przyjaciółka była w tym naprawdę dobra. Ja nie miałam takiej weny do planowania, zawsze lubiłam obmyślać, analizować, ale wyprawianie urodzin, zabaw? Kompletnie nie moja działka. W każdym razie zapowiadało się genialnie i nic nie miało prawa zniszczyć tego tygodnia, w którym umieściły się dwa ważne wydarzenia.
 Ubrane w sukienki wyglądałyśmy cudownie. Przyszło nam na myśl, że sukienki są całkiem, jak wtedy te na balecie, chociaż różniły się wszystkim. Pani Wylie kończyła właśnie makijaż mojej przyjaciółce, a ja zniecierpliwiona czekałam na moją kolej. Zostały już tylko dwie godziny do przyjazdu chłopców. Bałam się, że nie zdążę. Gdy Kylie wstała z miejsca przy mojej toaletce, błyskawicznie znalazłam się tam ja i teraz na mnie zaczęto operację „makijaż”. Jakiś krem, korektor, podkład, rozjaśniacz, cienie w odcieniach ciemnego brązu, ślicznie zrobiona jaskółka, czerwone usta. „Kwintesencja piękna” – westchnęła pani Wylie wskazując na szminkę, którą zdjęła z moich ust. Wylie była kosmetyczką i zarazem koleżanką mojej mamy. Znałam ją dobrze, niekiedy przyjeżdżała do nas na obiady. Sama nie ma dzieci, mąż umarł dwa lata po ślubie na raka.
Kiedyś podsłuchałam jej rozmowę z moją mamą.
- Wylie, minęło dużo lat, może jednak znalazłabyś kogoś… jesteś sama przez te lata… nie brakuje Ci miłości?
- Kate, to nie jest tak, jak myślisz. Ja przysięgałam Marco, że zawsze z nim będę, a niebo i ziemia nie robią dla mnie jakiejś różnicy. Ja wiem, że on jest gdzieś przy mnie – po tych słowach mama wzięła ją w objęcia, a ta zaczęła rzewnie płakać na jej ramieniu. Zrobiło mi się wówczas okropnie smutno i poczułam jakieś dziwne kłucie w sercu. Co by było, gdybym to ja straciła kogoś w tragiczny sposób jakim jest nieuleczalna choroba? Każda godzina oddziela człowieka od osoby, na której nam zależy. Trzymamy ją za rękę, chcemy, by została z nami, ale jednak jej dusza powoli się ulatnia, a my nie możemy zrobić nic – oprócz obserwowania tego wszystkiego i bycia z nią. To samo przeżywała pani Wylie. Wzięłam głęboki wdech i wróciłam po schodach do swojego pokoju. Miałam czternaście lat, ale rozumiałam, co to znaczy cierpienie.
- O już, wyglądacie ślicznie. Zazdroszczę wam tej studniówki, dziewczyny – do pokoju weszła mama z iskierkami w oczach i przyznała rację przyjaciółce.
- Może się z nimi zamienimy, hę? Wyglądamy tak młodo, że nie zorientują się, że to zamiana – po słowach mojej mamy zaśmiałyśmy się wszystkie cztery. Złapałam Kylie za rękę i powędrowaliśmy na dół za mamą i panią Wylie.
Równo po pięciu minutach rozległ się dźwięk dzwonka, pobudzając nasze komórki. Otwierając drzwi wpuściłam styczniowy chłód i zapach mięty. George przytulił mnie, chwaląc jak pięknie wyglądam.
- A Oscar, nie jechał za tobą? – zapytała zaciekawiona Kylie. Ja również myślałam, że zjawią się razem.
- Podjechałem po niego, ale sprawdzał coś w aucie z ojcem, powiedział, że zaraz wyrusza. Zaraz będzie – dorzucił George, po czym zaczęliśmy oczekiwać na chłopaka mojej przyjaciółki. Nie trwało to długo, bo za parę minut niebieskie auto zaparkowało przed moim domem. Oscar sam otworzył sobie drzwi do mojego domu. Wręczył różę Kylie i zaproponował nam wyjazd, przepraszając, że musieliśmy czekać.
0 notes
pisanefraza-blog · 8 years
Text
“ Na nowo”
Rozdział XXIII
-Kylie wstawaj!  Po nocy, którą prawie wcale nie przespaliśmy, próbowałam dobudzić moją przyjaciółkę. Rozmawiałyśmy do późna. Obie szczęśliwe, ze wszystko zostało powiedziane, cieszyłam się że nastał nowy dzień, który oznaczał już tylko 4 dni do studniówki. Byłam podekscytowana, ale również nieźle wystraszona. Jedna część mnie chciała by było już po wszystkim, natomiast druga była ciekawa tego wszystkiego. Wprawdzie byłam już na podobnej imprezie, może nie była taka huczna, jak miała być ta, ale mniej więcej wiedziałam jak to wygląda. Mój bal gimnazjalny również był wspaniałym wspomnieniem i nie wątpiłam że nadchodzący będzie czymś ekscytującym. - Kylie - Szarpnęłam Kylie za ramię. Budzik na biurku wskazywał już za dziesięć dwunastą, a my nadal byłyśmy w łóżku. - Co? - Kylie przetarła oczy, po czym rozejrzawszy się po pomieszczeniu, przewróciła się do mnie tyłem, zakryła się pod samą głowę - Daj mi spać. - Ale jest już późno!!  - I co z tego? - Odparowała mi i już po chwili słychać było tylko ciche pochrapywanie.  - Dobra, jak chcesz, ja schodzę na dół. Mama robi naleśniki. Jeśli w miarę się pospieszysz, to może jeszcze coś zostanie.  Po czym wyszłam, trzaskając drzwiami. Nim zdążyłam mrugnąć, Kylie już wyprzedziła mnie na schodach i wbiegła wprost do kuchni.  - Widzę że zgłodniałyście - Powiedziała mama, gdy weszłam. Moja przyjaciółka już siedziała przy stole.  -O tak proszę pani. Sophie się okropnie wierci. Spać mi nie dała. - Spojrzała na mnie, mrugając. Posłałam jej spojrzenie spode łba, na co w odpowiedzi usłyszałam tylko śmiech ze strony mamy i Anabelle.  - Bardzo przepraszam, ale o ile dobrze pamiętam, to ty nie dawałaś mi spać, swoim okropnym chrapaniem!  - Też słyszałam! - Poparła mnie Ana. Kylie zrobiła minę niewiniątka. - Ja tam nic takiego nie pamiętam. - Odparła, szczerząc się od ucha do ucha. Wzięła naleśniki i polała go toną sosu klonowego. - Sophie jedz, bo wystygną.  - Smacznego. - Powiedziałam i cała nasza czwórka w ciszy zaczęła konsumować śniadanie. 
3 dni. Już tylko tyle zaczęło dzielić nas od studniówki. Razem z Kylie postanowiłyśmy, że przygotowywać będziemy się u mnie. Chciałyśmy wyglądać jak księżniczki. Lekcje minęły mi szybko. Kylie niestety nie mogła wpaść do mnie po szkole, więc pożegnałyśmy się przed budynkiem i każda poszła w swoją stronę. Nie chciało wracać mi się do pustego domu. Moje życie stało się rutyną. Pobudka o 7,  szkoła,  powrót o 15, lekcje, kąpiel, spanie, i wszystko następnego dnia się powtarza. Potrzebowałam jakieś odskoczni. Jakiegoś relaksu. Czegoś co przywróci mi chęci do życia.  Tą odskocznią był on. Chłopak, który zakochał się we mnie ot tak. Pokochał mnie całą. Był przy mnie zawsze, czy były  to dobre dni, czy też złe, mogłam na niego liczyć. Jego dotyk, zapach obezwładniały mnie całą. Każdy pocałunek był inny, nic przy nim nie było takie same. Nie rozumiałam jak jeden chłopak może wywrócić moje życie do góry nogami. George był dla mnie ważny. Kochałam go tak mocno, że niekiedy to uczucie aż bolało. Rozpalało mnie od środka. Wiedziałam, że czuje to samo co ja. Mówił mi to już wielokrotnie, ale także udowadniał swoją miłość na każdym kroku. Jeśli już teraz nie mogłam bez niego żyć, to jak będzie za kilka lat? Czy nasza miłość przetrwa do tego czasu? Czy nadal będzie chciał ze mną być? Coś w głębi serca mówiło mi że tak, ale miałam także obawy, gdyż mój rozsądek podpowiadał mi co innego. Każda myśl o nim sprawiała że moje serce trzepotało niczym skrzydła motyla. Chwile bez niego, były męczące, sprawiały że odliczałam minuty do naszego kolejnego spotkania. Gdy znów będę mogła go dotykać, całować, kochać się z nim. Tak bardzo go pragnęłam.  - Sophie! - Jego głos sprawił, że znieruchomiałam. Sparaliżował mnie całą, aż po czubki palców. Odwróciłam się na pięcie. Wyglądał dzisiaj niesamowicie. Włosy miał rozczochrane przez wiatr, a jego oczy miały dziś kolor porannego nieba. Było w nich coś, co przyciągało wzrok, coś od czego człowiek nie mógł uciec wzrokiem.  - George - Szepnęłam i wtuliłam się w niego. Pachniał mięto, jak zwykle zresztą. George miał swoją własną mieszankę zapachu, przy którym wszyscy chłopacy mogli uciec w kąty.  - Tęskniłem za tobą skarbie. - Ujęłam jego twarz w dłonie, po czym zamknęłam mu usta w namiętnym pocałunku. Przez moją głowę przeszła myśl, że już od kilku dni nie uprawialiśmy seksu. Przyszła mi ogromna ochota na niego. Gdy się ode mnie odsunął, przegryzłam wargę, żeby nie wypaplać czegoś głupiego. Musiałam to rozegrać tak, żeby się chłopak nie domyślił. Najpierw zaciągnę go do domu, a dopiero potem do łóżka. Uśmiechnęłam się na myśl o możliwości rozbierania go. - Może wpadniesz do mnie? - Zaproponowałam. Spojrzałam na niego wyzywająco. Za plecami trzymałam kciuki, mając nadzieję że się zgodzi. Gdy zobaczyłam, że chce już odmówić, dodałam. - Dom jest pusty, a ja nie chcę siedzieć sama. Potrzebny mi jest ktoś do towarzystwa...- Ten ostatni wyraz przeciągnęłam, tak długo jak dałam radę. Uniosłam brew w wyczekiwaniu. - No dobrze, przekonałaś mnie, ale tylko na chwilę. - Może być na dwie chwilę. - Pocałowałam go znowu, a potem wsiadłam do jego samochodu.
Przekręciłam klucz w zamku i otworzyłam drzwi. Zdjęłam kurtkę, którą powiesiłam przez oparcie krzesła w kuchni.  - Herbaty? - Spytałam podchodząc do czajnika.  - Proszę. - George miał na sobie obcisły sweter, przez który widać było jego bicepsy. Na samą myśl o tym jak mnie nimi obejmuję, zakręciło mi się w głowie i musiałam się czegoś złapać. - Coś się stało? - zapytał i pospieszył mi z pomocą. Znów zagryzłam wargę. Czy on musiał być taki podniecający?! - Nie, po prostu zaszło mi mgłą przed oczami. Ale już lepiej. - Widziałam że zastanawia się czy nie kazać mi usiąść, żeby mógł sam nam przyrządzić coś do picia. Posłałam mu nieśmiały uśmiech. - Co robiłeś w weekend?  Spróbowałam odciągnąć jego uwagę ode mnie. - A nic ciekawego. Byłem z tatą w mieście i załatwialiśmy formalności związane z firmą. W niedalekiej przyszłości mam przejąć ten interes i tata chce abym nauczył się jak najwięcej. - Wierzę że będziesz wspaniałym szefem. - Powiedziałam i usiadłam mu na kolanach.  - Wiesz... Długo się nie widzieliśmy... Bardzo się stęskniłam.... - Spojrzałam na niego spod rzęs. Tak bardzo pragnęłam jego dotyku.  - Chcesz się kochać? Tutaj?  - A co w tym złego? - Spojrzałam na niego zdziwiona. - Ten stół nadaję się idealnie.  George roześmiał się i delikatnie posadził mnie na blacie. Zdjęłam mu sweter przez głowę i pod swoimi dłońmi poczułam idealnie wyrzeźbioną klatkę piersiową, przejechałam po niej ręką, była taka idealna w dotyku.  - Kocham Cię George - Szepnęłam mu do ucha, po czym oddałam mu się cała. Stęskniłam się za tymi uczuciem.  - Pociągasz mnie jak nikt dotąd Sophie. - Wysapał. Po czym w mgnieniu oka znalazł się przy mnie- Jesteś taka niesamowita. - George - Wyjęczałam. Jaki on był idealny... Objęłam go nogami w pasie i przycisnęłam do siebie. Wpasował się we mnie idealnie, jak za każdym razem. Czasami myślałam że jesteśmy stworzeni po to, aby do siebie pasować. Byliśmy swoimi dwoma połówkami. Mogłabym tak kochać się bez końca.
1 note · View note
pisanefraza-blog · 8 years
Text
“Na nowo”
Rozdział XXII
Niebo jest niebieskie, słońce żółte, a trawa zielona, wszystko takie jakie powinno być. Niby takie proste, a jednak coś w tym wszystkim kryje się skomplikowanego. Czasami wydawało by się, że wystarczy sięgnąć ręką, aby zdobyć to, czego pragnęliśmy odkąd nauczyliśmy się rozumieć otaczający nas świat. Chodź myślałam że to niemożliwe, szybko znalazłam miłość, a z nią wiążące się szczęście. Można powiedzieć że nie musiałam za długo szukać. Ale do czego to wszystko zmierza? Co Bóg miał na myśli stawiając na mojej drodze George? Jest tyle pytań, na których nie znamy odpowiedzi, może czasami lepiej nie wiedzieć?  Ale niekiedy się nie da. Jak funkcjonować, gdy nie zna się odpowiedzi na nurtujące nas pytania? Dlaczego od najmłodszych lat zawsze muszę mieć pod górkę? Dlaczego nie mogłam urodzić się w normalnej rodzinie, gdzie wychowywali by mnie dwoje rodziców, zamiast jednego... ? I do czego zmierza Bóg stawiając na mojej drodze znów człowieka, przez którego moja rodzina tak długo cierpiała? Dlaczego nie daję mi zapomnieć?  Jaki to wszystko ma sens?
- Jak miło Cię widzieć Kylie - Powiedziała  mama, wpuszczając moją przyjaciółkę do środka. - Mi również jest miło - Odparła grzecznie  Kylie, po czym weszła do salonu, gdzie ja wraz z Aną usadowiłyśmy się na kanapie, zajadając się popcornem.   - No w końcu - Rzuciłam w jej stronę. Z tego co dobrze zapamiętałam umówiłyśmy się równo o dwudziestej, a Kylie jak zwykle uwielbiała się spóźniać. - No przepraszam, mama mnie zatrzymała - Wzruszyła ramionami i usiadła pomiędzy mną, a siostrą. Wyglądała świetnie. Włosy związała w wysoki kitek, dzięki czemu pojedyncze kosmyki nie opadały jej na twarz. Kylie zawsze lubiła się mocno malować, nawet jeśli była sobota i raczej nikt ze szkoły, Ba! nawet nikt poza naszego liceum, by jej nie zobaczył, dlatego nie zdziwiły mnie tony pudru na jej twarzy. Mimo wszystko taki makijaż jej pasował. Niektóre dziewczyny wyglądały koszmarnie z warstwami tapety na sobie. Miała ubraną czarną bluzę, której nigdy wcześniej u niej nie widziałam, co oznaczało że skubana wybrała się na zakupy beze mnie! - Nowa? - skazałam na ubranie.  - Nie, wyprana w perwolu! - Spojrzałam na nią z ukosa. Nie rozumiałam jej słów, dopóki nie przypomniałam sobie jednej z reklam o proszku do prania. Obie wybuchnęłyśmy śmiechem, gdy trzepnęłam ją poduszką w głowę.  - Pytam serio. - Zastanowiłam się, kiedy ostatni raz byłam z nią na zakupach. Ostatnio trochę ją zaniedbałam. Teraz, gdy obie miałyśmy chłopaków, czas dla nas był ograniczony, a przecież związek nie powinien być dla nas przeszkodą w spotykaniu się. Chciałam to nadrobić. Okropnie tęskniłam za naszymi wygłupami. - Może wybierzemy się kiedyś ot tak do miasta? Mogłybyśmy pójść na jakiś dobry film. - To było by dobre odprężenie się od nauki. - Też tak myślę. - Mrugnęłam do niej, po czym sprawdzając czy Anabelle nie słucha, szepnęłam : - Mam ci tyle do powiedzenia! - Ja również. Wymieniłyśmy promienne uśmiechy. Gdy skończył się film, wzięłam Kylie do kuchni, a Anie poleciłam iść do łóżka. Mama także  już się ulotniła, dzięki czemu miałyśmy cały parter dla siebie. - Jesteś głodna? - Spytałam, podchodząc do szafki, gdzie trzymaliśmy płatki.  - Bardzo.  - Z  brzucha wydobyło się głośne burczenie, na znak potwierdzenia jej słów. - Może kuleczki czekoladowe z mlekiem? - Wskazałam na opakowanie płatków, wiedząc że je uwielbia. Kylie ochoczo podeszła do blatu i zapełniła swoją miskę.  - Mogę zadać Ci pytanie? - Spytała, zajmując miejsce za stołem. Zastanawiając się nad tym co chciałam jej powiedzieć, doszłam do wniosku, że to nic aż tak ważnego i może poczekać. Moja ciekawość była zbyt wielka, bym mogła usiedzieć na miejscu. Pokręciłam głową. - No jasne. Chodzi o Oscara? - Czepiając się w myślach drugiego zdania, miałam nadzieję że u Kylie i Oscara wszystko w porządku. - Nie. Ze mną i Oscarem jest wszystko w porządku- Poczułam wielką ulgę.  -Nie uwierzysz nawet gdzie mnie ostatnio zabrał!  Kylie wyglądała promiennie, gdy tak opowiadała o Oscarze, widać było że bardzo go kocha. To dobrze, Kylie zasługiwała właśnie na takiego chłopaka, który by ją rozweselał, ale także stawiał do pionu. - Gdzie?  - Zabrał mnie do zoo.To dobre dla małych dzieci... myślisz, więc że to była dobra randka?  - Jej oczy zrobiły się matowe, bez połysku, jakby wyprawa do zoo była czymś zakazanym w związkach. Zmieszałam się trochę.
- No pewnie, że dobra. Nie rozumiem Twojego podejścia...To miło z jego strony. Widać że chłopak się stara. - Powiedziałam, posyłając jej szczery uśmiech. 
- Może masz racje...- Kylie wybuchnęła śmiechem. Gdy tak się śmiała, w jej policzkach pojawiły się dwa dołeczki, które wraz z opanowaniem mojej przyjaciółki zniknęły.  - Z czego się śmiejesz? - Spytałam. Teraz już naprawdę nie rozumiałam mojej przyjaciółki. - Masz rację. Głupio z mojej strony, że tak oceniłam tę randkę. Naczytałam się na jakiejś babskiej stronce postów na temat “gdzie chłopak nie powinien zabierać dziewczyny na randkę” - Teraz obie się zaśmiałyśmy. Byłam wprawdzie zdumiona aż tak dziecinnym zachowaniem mojej towarzyszki, ale w zasadzie... to cała ona. - Kwitniesz przy Oscarze. To dobrze. Oscar to naprawdę wspaniały chłopak i życzę ci żebyście byli jak najdłużej - Sięgnęłam przez stół po jej rękę, po czym ją ścisnęłam. Jej szczęście było też moim szczęściem. - Dziękuję, niech i Tobie i George się powodzi - Mrugnęła do mnie i zaczęła jeść. Wpatrywałam się w nią dłuższą chwilę, aż w końcu sama zajęłam się konsumowaniem moich płatków. Po chwili Kylie odsunęła miskę, wyglądając jakby coś  sobie przypomniała. - A Ty nie chciałaś o czymś opowiedzieć? - Moja mama  kogoś ma! - Wyznałam, a twarz Kylie rozpromieniła się od szerokiego uśmiechu. Ja także się cieszyłam. Mama była już za długo sama, odkąd zostawił nas ojciec, mama zajmowała się tylko nami, przez co nie miała w ogóle czasu dla siebie. Bardzo chciałam aby  była szczęśliwa. - Jesteś tego pewna? - Spytała mnie Kylie, która jak ja nie mogła ukryć radości, jaka ją ogarnęła, wraz z tymi nowinami. - Sama nam to powiedziała. Ostatnio ciągle wieczorami gdzieś wychodzi, a gdy dzwoni telefon zamyka się w swoim pokoju.  Tak bardzo chcę żeby znalazła w końcu faceta, który ją pokocha i przy którym będzie czuła że żyję. -  Pani Kate zasługuję na wszystko co najlepsze. - Uścisnęła moją dłoń. - A zmieniając temat, myślałaś już nad swoimi urodzinami? Wiesz już co chcesz dostać na prezent?  Kompletnie o tym zapomniałam. Już niedługo miałam być pełnoletnia. Cały świat otwierał się przede mną. Trochę bałam się wejścia w dorosłe życie, ale jeśli poradziło sobie tylu nastolatków, to i ja dam radę.  - Proszę Cię. Doskonale wiesz że niczego od Ciebie nie chcę, wystarcza mi że jesteś przy mnie. Czy mogłabym sobie zażyczyć lepszy prezent? - Spytałam, podeszłam do niej od tyłu i przytuliłam ją, przybliżając mój policzek do jej.  - Urodziny bez prezentów, to nie urodziny! - Może dla Ciebie, ale mi naprawdę wystarcza to że jesteście przy mnie. Ty, mama, Anabelle, George. Czego mi jeszcze trzeba?  - Hmmm, a co z imprezą? Przygotowujesz?  - Myślałam o zaproszeniu kilku bliskich mi osób. Mama upiekła by tort, a ja z Aną powiesilibyśmy serpentynę i może jakieś balony. Na nic więcej mnie nie stać. - Wzruszyłam ramionami. Nie było mowy o wyrządzeniu hucznej zabawy. - Błagam Cię, kończysz 18 lat, a nie 8. Serpentyna była modna, gdy byłyśmy dziećmi. - Dobrze, w takim razie zostaną tylko balony, zadowolona? - Kylie zrobiła skwaśniałą minę. Śmiejąc się, pocałowałam ją w policzek. Czy można by było sobie wyobrazić lepszą przyjaciółkę od niej?  NIE.
0 notes
pisanefraza-blog · 8 years
Text
“Na nowo”
Rozdział XXI
Moje podkrążone oczy, zdradzały prawie brak snu dzisiejszej nocy. Nawet Kylie potwierdziła, że wyglądam strasznie. Nie powiedziałam jej o nocnym incydencie, który zaowocował dzięki Georgowi. Szłam obok niej po szkolnym korytarzu, ale stokroć bardziej wolałam zostać w swoim łóżku, zapomnieć o wszystkim i na drugi dzień znowu przytulić Georga, jakby nic się nie stało. Wiedziałam, że dzisiaj ma lekcję na jedenastą, więc do tego czasu chciałam się jakoś zmyć pod pretekstem złego samopoczucia.
Na drugiej przerwie odłączyłam się od mojej przyjaciółki, gdy ta rozmawiała z Amandą o ich projekcie. Usiadłam na ławce, która znajdowała się pod dużym, zwisającym kwiatem. Oparłam się o ścianę, a nogi wysunęłam do przodu. Co jakiś czas przechodził jakiś uczeń, nie zwracając na mnie uwagi. Wyjęłam telefon i sprawdziłam wiadomości. Następne dziesięć od mojego chłopaka. Może powinnam mu w końcu odpisać? Zauważyłam, że zbliża się Oscar, niosący trzy, obszerne książki. On jednak nie zauważył mnie, co mnie wcale nie zdziwiło. W tym całym swoim zakłopotaniu, myślałam o sobie jak najgorzej. Oscar jednak zrobił dwa kroki w tył i obejrzał się.
- Sophie? Wybacz, nie poznałem Cię – westchnął i podszedł do mnie. – Coś się stało?
- A co, aż tak źle wyglądam? – odparłam nieco wyniośle. Oscar spuścił wzrok, a mi zrobiło się znowu źle na sercu – przepraszam… rzeczywiście mam problem.
- Rozumiem, coś poważnego, z Georgiem, tak?
- Skąd wiesz? – rzuciłam na niego spojrzenie surowej władczyni, która chce wiedzieć wszystko od swojego sługi.
- George mi coś mówił…- pękł - Sophie, on naprawdę chciał dobrze. Pewnie teraz tak nie myślisz, ale tak jest… - spojrzał na swoje dwie książki i dodał – masz trudną sytuację, ale do przezwyciężenia. Ja wierzę, że dasz radę. Byłaś u mnie? Prawda? – potwierdziłam, kiwając głową. – Byłaś i widziałaś, że wszystko jest w porządku, ładne mieszkanie, cisza…
- I co to ma do rzeczy?
- To, że nie zawsze tak było… i nie zawsze tak jest. Moi rodzice sto razy już się rozwodzili, a przed tym są okropne kłótnie. Da się przeżyć. Wiem, że Twój problem jest znacznie poważniejszy, ale chcę, żebyś wiedziała – ja Cię rozumiem.
J a Cię rozumiem. J a, czyli Oscar. Nie wiedziałam, że też ma ciężko.
- Dziękuję – odparłam.
- Nie dziękuj! – uśmiechnął się do mnie szczerze. – I wiedz, że George naprawdę Cię kocha i żałuje, że postąpił wbrew Tobie. Ja muszę lecieć, bo Kylie czeka, a mam donieść jej i Amandzie te książki.
- Nie ma sprawy, dziękuję – Oscar poprawił mi trochę humor. Byłam mu za to wdzięczna i rzeczywiście moja złość i smutek zmalały.
***
George przekraczając szkolny próg od razu zaczął mnie szukać. Zaczął ze mną rozmawiać stanowczo, ale ze skruchą. Wytłumaczył mi wszystko po kolei, dlaczego i jak to zrobił.
- Sophie, wybacz. Ja nie chciałem Cię zranić, tylko widziałem, że martwi Cię to… Przepraszam, że to wyszło tak w nocy… - ciągnął dalej swoje przemówienie.
- George, ja naprawdę to rozumiem – podszedł do mnie bliżej, by mnie przytulić – tylko zabolało mnie, to że tak postąpiłeś. Co on mógł sobie pomyśleć? Zresztą to…
- Nie myśl już o nim. Jakoś Ci to wynagrodzę. Ślicznie dzisiaj wyglądasz, poza tym mam dla Ciebie niespodziankę – nie miałam ochoty zapytać jaką, ani się śmiać i cieszyć. Byłam zmęczona i głodna. Od rana nic jeszcze nie zjadłam. George wyjął pudełko ze swojego plecaka.
- Co to jest? – zapytałam zaciekawiona. Pudełko było w kształcie koła, w kolorach fioletu.
- Otwórz i zobacz – odkręciłam wieczko pudełka i zauważyłam piękny, srebrny wisiorek z małym serduszkiem i wygrawerowanymi literkami „S&G”.  Wzruszyłam się i przytuliłam Georga, dziękując mu. Odchylił kołnierzyk swojej niebieskiej koszuli i pokazał taki sam naszyjnik na jego szyi. – Zobacz, jesteś dla mnie najważniejsza i nie chcę Cię więcej ranić. Będę nosił ten naszyjnik zawsze, daj ubiorę Ci też – odwróciłam się i zapiął łańcuszek. – Zobacz, co jeszcze znajduje się w tym pudełku.
Zdjęłam cienką gąbkę, na której leżał naszyjnik. Moim oczom ukazało się mnóstwo małych, zwiniętych karteczek, o różnych kolorach.
- Tutaj jest 50 powodów, dla których Cię kocham  - wytłumaczył mój chłopak. – Sophie, proszę Cię, przeczytaj je, gdy będzie Ci  n a p r a w d ę smutno. Jeśli nie będę mógł być wtedy przy Tobie, ani też Kylie nie będzie mogła do Ciebie przyjechać. Schowaj to pudełko gdzieś pod poduszkę, łóżko – George chwycił moją dłoń – i wiedz, że kocham Cię najbardziej na świecie.
0 notes
pisanefraza-blog · 8 years
Text
“Na nowo”
Rozdział XX
- Śpisz? – w mojej głowie to pytanie odbiło się tysiąc razy, zanim je zrozumiałam. Moja wyobraźnia zaczęła działać. Skoro George dzwoni do mnie w nocy – dokładnie o drugiej – to coś się musiało stać. Tylko co? Wystraszyłam się.
- George – zaczęłam zaspanym jeszcze głosem, ale z drugiej strony mocnym – coś się stało?
- Nie, Sophie, spokojnie. Przepraszam, że Cię obudziłem, ale nie mogłem wytrzymać do rana.
- O co chodzi? – usiadłam na łóżku. Miałam wrażenie, że tak lepiej było go słychać. Ze strony Georga zapadła cisza, więc jeszcze bardziej się zniecierpliwiłam. – George! Co jest?
- Możesz być zła, ale… - zaczął powoli – ale, pamiętasz jak wysyłałem Ci zdjęcie z tymi profilami? Jest na nich Twój ojciec – na moment wstrzymałam oddech i wstałam z łóżka – To znaczy jest na tym portalu zarejestrowany, tak jak mój ojciec. Postanowiłem go poszukać no i jak mówiłem, znalazłem. Napisałem do niego?
- Co zrobiłeś?
- Poczekaj. Napisałem, że wtedy poznałaś go i on również wie, na pewno wie, że jesteś jego córką. Sophie, teraz nie myśl nic…
- Co odpisał?
- Odpisał… - George zawahał się – odpisał, że nie zna Ciebie, a nawet jeśli to mamy zostawić go w spokoju - nie przerywałam mu. Wpajałam te wszystkie słowa w siebie, pozwalając im rozbijać się o moje wnętrze i dogłębnie je ranić. Czułam, że mnie poznał.
Dlaczego George mi to zrobił? Byłam zawiedziona, że uczynił coś takiego za moimi plecami. On nie rozumiał mnie na tyle, by wiedzieć, że może mnie to zranić. George ma cudowną rodzinę w komplecie i mało wie na temat problemów rodzinnych. Rodzice wychowali go z dala od całego zła tego świata. Ja zaś poznałam go na wskroś i na wylot. Między nami zapadła długa cisza, która wydrążała we mnie ogromną dziurę. We mnie, czyli w moich uczuciach.
- Przepraszam, Sophie… - głos ten ożywił mnie na nowo – wiem, że nie powinienem…
- No właśnie – odparłam – nie powinieneś. Po co? Po co, do niego pisałeś? Mogłeś się domyślić jaka jest odpowiedź… Dlaczego dzwonisz do mnie z tym w nocy? – mój głos znacznie się złamał, nie miałam ochoty rozmawiać dalej. – Nie chcę mi się rozmawiać, chce spać, rozumiesz? Dobranoc, George – stanowczo dopowiedziałam te dwa zdania, oddalając telefon od mojego ucha usłyszałam jeszcze prośby Georga, żebym została, jednak usłyszał w swojej komórce tylko sygnał, informujący o rozłączeniu się rozmówcy.
Położyłam się z powrotem. Moje oczy lekko się szkliły, lecz to nie był płacz. W gardle czułam ból, tak jakbym płakała do środka, wewnątrz siebie. Zacisnęłam zęby. W tej chwili znienawidziłam wszystko, co mnie otaczało, należało do mnie oraz to, co było ze mną. Najbardziej mojego biologicznego ojca. „Dupek” myślałam o nim. Co za ironia losu. Spotkałam go. Dlaczego? Po to, by dowiedzieć się jak mało dla niego znaczę, jak mało dla n i e g o znaczę ja, Annabell i mama? Z całych sił próbowałam wybaczyć mu krzywdy, które na nas doświadczał. Teraz ożywił mi te wspomnienia na nowo. Blok, kiosk pod blokiem, on, leżący na kanapie, kosz na śmieci, w którym przeważały puste butelki po alkoholu, awantury i krzyki. Dosłownie wszystko bolało mnie tej nocy tysiąc razy bardziej, nawet jeśli to było dawno temu. Po moim prawym policzku, spłynęła jedna łza. Tylko jedna, zimna, sama – zupełnie, jak ja.
Mój telefon cały czas dzwonił. Aż w końcu ucichł. 23 nieodebrane połączenia od Georga. Nie zrozumiał, że nie chce z nim gadać? Źle postąpił, powiedziałam mu jasno, że nie mam zamiaru wszczynać żadnych kontaktów pomiędzy moją rodzinę, a rodzinę z KFC.  
Powoli czułam, że zasypiam…
0 notes
pisanefraza-blog · 8 years
Text
“Na nowo”
Rozdział XIX
Przeciągnęłam suwak w górę. Dłońmi przejechałam wzdłuż po swojej tali. Koronka opinająca moje ciało była cudowna, taka delikatna, a rozkloszowany nieco dół sprawiał, że wyglądałam prawie jak księżniczka. Obróciłam się i odsunęłam zwisającą zasłonę w przymierzalni. Mama i Annabell czekały na mnie niecierpliwie.
- W niebieskim Ci ślicznie – westchnęła mama. Podeszła do mnie, by dotknąć materiału sukienki. Ana potwierdziła natomiast słowa mamy.
Stwierdziwszy, iż sukienka, którą mam na sobie jest najlepsza, szybko się przebrałam i podeszłyśmy do lady. Mama musiała się nieco wykosztować, kupując mi tę sukienkę. Na szczęście nowe szpilki mogłam sama sobie sprawić, miałam odłożone trochę pieniędzy.
Wychodząc ze sklepu moim oczom ukazała się Jemma. Była z jedną ze swoich przyjaciółek – może po sukienkę na studniówkę? Nie wiem. Spojrzała tylko na mnie wymownie i pewnym krokiem przekroczyła próg, pokazując, jak mało ją obchodzę. Tylko, czy gdybym potrzebowała jej pomocy, lub odwrotnie – nadal byłaby taka zacięta i skora do nienawiści?
Lekki śnieg przystrajał mi i mojej przyjaciółce włosy. Zupełnie, jak kiedyś, gdy nawet w dużym mrozie wychodziłyśmy ulepić bałwana i robić aniołki w śniegu. Łapałyśmy się wtedy za ręce i wymachując nogami oraz rękoma, śmiałyśmy się w niebogłosy. Takie małe, ale jakże cudowne wspomnienia, wypadają z jakiejś komórki i na nowo, by przypomnieć nam coś, co powinniśmy docenić. Gorzej jest z tymi złymi wspomnieniami, ale gdyby nie one, to czy potrafilibyśmy docenić te dobre?
Tym razem z Kylie, przemierzałyśmy przez rynek miasta, prosto do Oscara. George znowu musiał wyjechać z rodzicami w jakąś delegację. Pani Suzie i pan Ben miewają czasami ataki przesadzonej opieki nad swoim synem. Namawiają Georga wtedy, by jechał z nimi w delegację (zwykle wypada to na weekendy), ponieważ nie chcą, aby zostawał sam w domu. Natomiast na kolejne takie wyjazdy zostawiają go samego, wiedząc, że da sobie radę – przecież jest dorosły. Rozumiem panią Suzie, wiem, że to jej jedyny syn i bardzo się o niego troszczy. Poza tym, George zwiedza wtedy miasto,  w którym się znajdują i wysyła mi zdjęcia.
- Zimno, jeszcze kawałek – powiedziała Kylie, przylegając do mnie bardziej. – Mogłyśmy jechać taxi, bądź autobusem. Miałaś rację.
- A widzisz, trzeba słuchać starszych! – Co prawda, dzieliło nas tylko pięć miesięcy. Ja urodziłam się w styczniu, zaś Kylie w maju, ale lubiłam żartować z niej w ten sposób, kiedy wychodziło na moje w jakiejś sprawie.
- Co do wieku, kochana, to kiedy masz zamiar wyprawić osiemnaste urodziny? Trzeba jakoś b o m b o w o uczcić ten dzień! Mam tyle planów, nawet nie masz pojęcia – moje urodziny wypadały tydzień po studniówce, czyli w sobotę. Planowałam już z mamą wstępnie, jak wyprawimy mój start „w dorosłe życie” i ustaliłyśmy, że zrobimy to w domu.
Opowiedziałam Kylie o moich zamiarach względem moich urodzin.
- Cudownie. Nawet pomogę wam wystroić Twój dom! Bo rozumiem, że imprezka będzie w salonie? Jest przestronny, więc i taniec i różaniec da się zrobić! – Kylie zaśmiała się – wieczny żartowniś – pomyślałam.
Po obu stronach schodów przed mieszkaniem Oscara, stały dwa, potężne filary. Nacisnęłam przycisk, nad którym widniał napis „dzwonek”, lecz zamiast dzwonka rozległo się głośnie szczekanie psa. Bezwarunkowo cofnęłam się w tył. Zawsze bałam się takich sytuacji. Pies może być groźny i uciec niespostrzeżenie właścicielowi przez drzwi – a wtedy, mógłby zaatakować mnie. Ta wizja mnie przerażała i sprawiała, że bałam się psów, których nie znałam. Kylie zaczęła się ze mnie śmiać, gdy Oscar otworzył drzwi, a razem z nim ukazał się mały piesek, rasy York.
- Myślałaś, że to wielki pies? Coś Ty, sam się boję – pocieszył mnie Oscar. – Mieliśmy kiedyś dużego psa, lecz mnie pogryzł – mam bliznę na nodze – rzekł, wprowadzając nas na górę i zaczął dalej opowiadać swoją historię – rodzice jednak oddali go znajomym. Miał na imię Nigel, a płakałem za nim, oj płakałem. Nawet jeśli sprawił mi przykrość. No, ale! Co robimy? – chłopak mojej przyjaciółki ewidentnie chciał zmienić temat. Widocznie historia o Nigelu go smuciła.
- Grasz na trąbce? – wskazałam na instrument, wiszący na ścianie.
- Nie, to tylko dla ozdoby. Moja mam jest miłośniczką opery i we wszystkich pomieszczeniach, znajduje się coś związanego z muzyką – Kylie szybko przytaknęła Oscarowi.
Resztę popołudnia i wieczór spędziliśmy na oglądaniu filmów i jedzeniu. Trochę żałowałam, że nie ma z nami Georga, mógłby jeszcze bliżej poznać Oscara, ale wiedziałam, że będzie jeszcze mnóstwo okazji, by to zrobić. Po drugie, wiedziałam, że sam nie próżnuje. Wysłał mi zdjęcie swojego komputera. Były na nim profile osób, gdy zapytałam, co robi, stwierdził, że powie mi w swoim czasie. Nie pytałam więc, tylko pozwoliłam oddać się chwilom z Kylie i Oscarem.
0 notes
pisanefraza-blog · 8 years
Text
“Na nowo”
Rozdział XVIII
Dni mijały tak szybko, że sama powoli zaczynałam się gubić we wszystkim. Być może odnalazłam ojca, lub tylko kogoś, kto mi go przypomina. Myśl o nim krążyła w mojej głowie nieustannie, wyłączając mnie niekiedy z życia. Po prostu zatapiałam się w wspomnieniach tamtego wieczoru, myśląc, czy robić kolejny krok – a może jednak odpuścić i żyć, jak gdyby nigdy nic?
Partner mojej mamy nie był w naszym domu ani razu. Może mama nie chciała robić nam nagłych zawirowań? Jest bardzo mądrą kobietą i woli upewnić się na coś sto razy, niż działać pochopnie. Ale tamtego wieczoru – późnego wieczoru – wróciła uradowana, jak nigdy. W jej oczach dało zauważyć się małe iskierki szczęścia, tańczące pod wpływem jej emocji i przyśpieszonego bicia serca.
- Jak było, mamo? Opowiadaj!!! – Annabella wyskoczyła zza kanapy – Całowaliście się?
Mama zaśmiała się i zdejmując kolczyki usiadła na kanapę.
- Ciebie, Annabello, nie powinno interesować całowanie! Ale powiem wam, że pan Joseph, to w porządku mężczyzna. Mam nadzieje, że wszystko pójdzie dobrze, może nawet niedługo go poznacie – ale do teraz go nie poznałyśmy i na razie nic na to nie wskazywało.
Sprawa z scenariuszem ucichła. Całe szczęście. Pan Joseph miał ponad tydzień wolnego, więc nie widywałam go w szkole.
Tego jednak dnia wrócił. Traktował mnie już normalnie – nie, jak wybitną osobowość, która mu pomoże w uzupełnianiu papierków. Pierwsze, co w nim zauważyłam to nowa fryzura. Przyznałam mu w duchu, że się postarał z tym. Moja niechęć do niego zmalała – jak się chce, to da się zmienić swoje zachowanie. Tak myślałam…
- Sophie – westchnęła wyraźnie zirytowana Kylie. Siedziałyśmy właśnie przy stoliku na lunchu. Z jej widelca co rusz spadał ryż i z powrotem się na nim znajdywał. – Nie pamiętam, kiedy ostatnio byliśmy na jakiejś imprezie, nawet Oscar mnie nigdzie nie wyciąga! Poza tym myślałam, że lubisz ze mną imprezować… wiesz, że sama nie lubię, bo tracę kontrolę z alko… - już chciałam jej przerwać, lecz nie zważając na mnie dalej wylewała swoje myśli – może tak tyko ględzę, bo jednak mamy nawet lepsze oceny i jest jakoś spokojniej, jak kiedyś? – to zdanie zabrzmiało, jak pytanie. Nieco zmieszana jej wyznaniem zawiesiłam swój wzrok na nowej maszynie z napojami.
- Chyba nie jest tak źle? – odpowiedziałam. Z moich ust chciało wydostać się tysiąc innych słów, których nie umiałam wypowiedzieć.
- Nie jest, o to mi chodzi! – może mężczyźni mają rację, że czasem kobiety potrafią być niezrozumiałe? Zaśmiałam się i przyznałam jej rację.
W zasadzie bardziej odpowiadało mi takie życie w małej grupce – Kylie, Oscar, George i ja. Mogłam skupić się na rzeczach, które naprawdę były dla mnie ważne. Myślę, że w pierwszej klasie liceum zwyciężyła chęć pokazania sobie, że nie jestem typowym kujonem i nudziarą. To Kylie zawsze była tą bardziej przeginającą na imprezach, ja podporządkowywałam się jej i ludziom wokół, aby nie stracić ich uwagi. Towarzystwo ma wielki wpływ na człowieka. Przekonałam się o tym z moją przyjaciółką. Na szczęście wszystko – prawie wszystko – wróciło do normy.
George niespodziewanie znalazł się obok mnie, całując mnie w policzek i mówiąc, jak to bardzo się za mną stęsknił. Z  granatowej bluzy wyjął swój telefon. Szybko wyszukał stronę na której znajdowały się garnitury. Przed oczy ukazał mi ten, który mu się najbardziej podobał.
- I jak? Czy w takim będę dobrym partnerem na studniówce? – Studniówka! Na wszystkie miejsca na ziemi zapomniałam o niej. Nie na dobre – po prostu ostatnimi czasy nie myślałam o tym. – Nie? Czyli…
- George! Jest piękny. Ty będziesz w nim znakomicie wyglądał – Uśmiechnęłam się biorąc jego dłoń w swoją. – To już za dwa tygodnie, prawda? – Odparł potwierdzająco.
- A moja królowa balu ma już wybraną sukienkę? – zapytał zalotnym tonem.
- Muszę chyba coś wybrać, żeby dobrze wyglądać przy Tobie! Hmm – udałam zamyśloną – a wiesz, że postawiłeś mi wysoką poprzeczkę?
- Nie stawiam żadnych poprzeczek! – George zaczął łaskotać mnie po brzuchu. Ledwo wydostając się spod jego silnych, a zarazem delikatnych dłoni przytuliłam go, tak jak mocno umiałam.
0 notes