Tumgik
#nunquam iterum
hatari-translations · 2 years
Note
Hi. Can you tell something about Soda Ritual? What is the meaning of it? And, thank you very much for running this website.
I wrote a post speculating on why the soda ritual is a thing and what the point of it is a little while ago here.
2 notes · View notes
laffjulia88 · 4 years
Text
Tumblr media
it never crossed my mind
that we would never see each other again.
55 notes · View notes
dans-af-einum · 4 years
Text
Þú tæmdir allt þitt traust á mér
Þó tórir enn mín ást á þér
Sagan endar allt of skjótt
Þú bauðst mér aldrei góða nótt
2 notes · View notes
Text
HermitsUnited - “Nunquam Iterum”
1. Meritates. Wydaje się jej, że minęła chwila. I całe wieki. Początkowy okres buntu, wręcz szaleństwa, z czasem przeszedł w zobojętnienie, otępienie, sen. Hibernuje w gnieździe z betonu, cennego drewna, mosiądzu i ceramiki, niczym zwierzę, oczekujące wiosny. Do chwili, gdy budzi ją niemal zapomniany dźwięk: chrobot klucza, wsuwającego się do zamka. Tupot butów w korytarzach, metaliczne dzwonienie schodów, prowadzących na niższy poziom, męskie głosy, och, piękne, głębokie, niskie, wibrujące w niej przyjemnym ciepłem głosy dwóch mężczyzn. Kiedy wreszcie odzyskuje dość sił, by móc się im przyjrzeć, widzi, że są piękni. Pierwszy nosi napięcie w linii ramion, uwięzione w piersi, topione w złocistym alkoholu. Ma oczy świątynnego kota i skórę świątynnej dziewicy. Śmieje się drapieżnie, tak samo się porusza. Jego zbroja – ów śmiech, owo napięcie, lwia siła – poznaczona jest pęknięciami, podobnie jak jego złociste ciało znaczą blizny. Meritates pożąda go od pierwszego spojrzenia. Pragnie przeniknąć przez szczeliny w zbroi i przez stare blizny, zalać jego wnętrze balsamem mroku i zapomnienia. Drugi ma ciało posągu i delikatność przybrzeżnej trzciny. Meritates fascynuje szerokość jego ramion, długość kończyn i palców, twardość klatki piersiowej i płaskiego brzucha. Ten drugi ma oczy dziecka, oczy jak lapis-lazuli, ale uśmiecha się oszczędnie, ostrożnie, niczym starzec. Od pierwszej chwili Meritates pragnie zatopić palce w jego połyskliwych włosach, zmusić go do reakcji, dobrać się do ognia, który tak umiejętnie ukrywa w głębi idealnego ciała. O ile pierwszy poznaczony jest rysami i bliznami, o tyle drugi jest rysą i blizną poznaczoną nićmi woli przetrwania. Niełatwo będzie go posiąść. Pozwala płynąć czasowi. Czas nie ma znaczenia. Wdycha zapach ciał dwójki mężczyzn, zapach świeżo parzonej kawy o poranku i złocistego alkoholu wieczorem, zapach oleju i maszyn na skórze pierwszego i zapach starego papieru na skórze drugiego. Zasiada naprzeciw i łowi oczyma ich oczy, aż poczują się nieswojo, aż podświadomość podpowie im, że są obserwowani, i zaczną szukać wzrokiem prześladowcy. Nie znajdując nikogo, pierwszy parsknie z mieszaniną irytacji i rozbawienia, zakołysze kryształową szklaneczką i wleje w usta więcej palącego płynu. Drugi odetchnie głęboko, przypominając sobie, od jak dawna wstrzymywał oddech, przegarnie długimi palcami włosy o barwie mahoniu i na mgnienie oka wygnie kąciki ust ku dołowi, dając wyraz prawdziwym emocjom. Pierwszy będzie jej wojownikiem, postanawia Meritates. Drugi będzie jej kapłanem. 
2. Wojownik Odnajduje go samego, w lesie wypalonym z barw, pod niezwykłym niebem. Wojownik pachnie ostro, jak zwierzę – krwią, potem, mokrą ziemią, strachem i agresją. W jednej ręce trzyma prymitywną broń. W drugiej mnie zaskakująco białą chusteczkę. Zbliżając się, Meritates dostrzega krew rozbryźniętą na bibule. Podoba jej się postawa wojownika – jego pewnie rozstawione nogi, zatopione po kolana w martwych, bezgłowych ciałach i czarnym błocie, napięte ramiona, głowa wysunięta naprzód w czujnym skupieniu. Smugi brudu znaczą policzki mężczyzny, wżerają się w skórę podkreślając linie zmarszczek wokół oczu i na czole. Delikatna, upstrzona złotymi plamkami skóra, została całkowicie zamaskowana makijażem przetrwania. Tylko oczy nadal lśnią kryształową zielenią. Jego tęczówki i krew na papierowej chusteczce stanowią jedyne plamy koloru w monochromatycznym otoczeniu. Meriatates wyłania się z niebytu za jego plecami. Ostrze broni odnajduje ją jeszcze zanim umysł wojownika rejestruje jej obecność. Meritates zatrzymuje się, nieruchoma. Otrze drży nieznacznie o włos od jej szyi. Kryształowe oczy wojownika rozszerzają się na moment, przesuwają się po jej ciele. Wie, że dokonała dobrego wyboru. Pełne piersi. Smagłe ciało. Granatowo czarne włosy. Migdałowe oczy. Rozchylone kimono. Meritates czerpie najgłębszą przyjemność z szoku wojownika. Jego wahanie odzywa się uderzeniem gorąca w jej podbrzuszu. – Co, do...? – zaczyna wojownik, ale Meritates nie pozwala mu dokończyć. – Harōhansamu – mówi z uśmiechem, zaglądając mu w głąb kocich oczu. – Anata wa watashi o matte imashita? (1) Treść jej słów nie ma znaczenia, ale ich melodia, ton jej głosu sprawiają, że ostrze broni osuwa się odrobinę. – Eeeh? – mamrocze wojownik. Meritates omija ostrze broni, wsuwa się pod ramię mężczyzny, wyciąga dłoń i opiera ciepłe koniuszki palców o wychłodzoną skórę w rozcięciu jego koszuli. Czuje dreszcz, przebiegający przez jego napięte mięśnie. – Watashi ni koi o shimasu (2)– szepce. Przesuwa palce w dół jego ramienia, do dłoni (zakrwawiona chusteczka upada w błoto), ujmuje ją delikatnie i kieruje ku pasowi kimona. Pasmo jedwabiu wysuwa się ze splotu z cichutkim szelestem. Meriatates unosi twarz, wspina się na palce, zbliża usta do pełnych warg wojownika, owiewa je oddechem, a potem cofa się i obraca wokół własnej osi. Pas kimona odwija się, opada. Meritates zsuwa okrycie z ramion. – Watashi ni koi o shimasu – powtarza. – Jasna cholera! – mówi wojownik zduszonym głosem. Meritates chichocze, skrywając usta za równiutko złożonymi palcami. Broń w ręku wojownika opada, ale coś innego podnosi się, wzbiera. Inne napięcie wyostrza rysy mężczyzny. Meritates robi drobny kroczek naprzód, a wtedy ostrze przecina ze świstem powietrze i jej głowa, oddzielona od tułowia, spada na błotnistą ziemię. 3. Kapłan Patrzy na nią z rozpaczą. Cały jest poczuciem winy obleczonym w doskonałe ciało. Czeka na nią w motelowym pokoju, zatopiony w wielobarwnej pościeli, zalany miękkim blaskiem wstającego słońca przenikającym przez równie wielobarwne zasłony. Pasma włosów otulają jego twarz migotliwym brązem. Długie palce zaciskają się na skraju kołdry. – Amelio – mówi cicho. Meritates, obleczona w ciało byłej kochanki kapłana, wspina się na łóżko – jedno kolano, drugie, ręce szukające kontaktu z tą doskonałą, napiętą skórą. Kładzie mu dłoń na piersi, zanurza palce w krótkich, wijących się włoskach, jeszcze wilgotnych po tej części snu, która nie była jej udziałem. Kapłan delikatnie odsuwa jej dłoń. – Amelio – powtarza, patrząc jej prosto w oczy. – Teraz jest inaczej... Nie możemy dłużej... Meritates zamyka mu usta wargami. Kapłan odwzajemnia pocałunek. Mięśnie na jego ramionach napinają się pod jej palcami, zostaje zagarnięta, osaczona, zmiażdżona w uścisku, a jednocześnie wargi mężczyzny igrają z nią delikatnie, język pieści wnętrze jej ust, niosąc jego posmak, posmak soli, i whisky i słodyczy mieszającej się z jej własną ostrością, kwasem limonek. Meritates wsuwa rękę pod kołdrę, w dół napiętego brzucha, odnajduje pulsujący skarb i zamyka na nim palce. Kapłan wzdycha głęboko, jego westchnienie przechodzi w jej oddech. Palce Meriatates pieszczą go, napawają się ciężarem, odmierzają nadciągającą rozkosz. Układa się na jego piersi, drażniąc go twardością sutek, łaskotaniem falujących włosów. Pocałunek przestaje być pieszczotą; teraz usta kapłana napierają na jej wargi, a język uderza, penetruje. Długie place wsuwają się pod włosy na jej karku, przytrzymują jej głowę. Jest gotowy. Jest tak cudownie, drapieżnie gotowy. I nagle odpycha ją, niemal unosi w powietrze. Meritates z trudem powstrzymuje syk irytacji. Zawieszona nad nim, na jego wyprężonych ramionach, traci kontakt z jego rozpaloną skórą, z jego gotową męskością. Kapłan zaczyna kasłać. Odsuwa Meritates, opuszcza nogi z krawędzi łóżka, owija kołdrę wokół pasa i kaszle długo, kryjąc usta w zgięciu łokcia. Kiedy odsuwa rękę od twarzy, na skórze jest krew. Krew i czerwone, świetliste nici, rozpalające ciało niczym świeże piętno. – Nie mogę, Amelio – mówi kapłan. – Teraz już nie mogę. 4. Pas de trois To oczywiste, że nie można zrażać się początkowymi niepowodzeniami. Czasami Meritates „ginie” z rąk wojownika, czasami darowuje mu ten moment, w którym wszechświat na chwilę zamyka powiekę i przestaje istnieć. Kapłan raz ją odpycha, a raz prowadzi ją poza granicę odczuwania. Każda noc jest inna. Meritates ma tysiąc i jedną maskę na tysiąc i jedną noc. Czasami przegrywa, ale czasami wygrywa i prawda jest taka, że nigdy nie była taka syta. Uczy się nowych rzeczy na temat swoich wybranków – teraz, kiedy poznała delikatność wojownika i siłę kapłana, nazywa ich prawdziwymi imionami. Dean. Sam. Kocha ich obu. Kocha ich namiętnie i żarliwie, i z każdą nocą udowadnia im swoją miłość. Jaka szkoda, że Sam wypala się tak szybko, podczas gdy jej apetyt rośnie. Pomiędzy nią, a wymogami boskiego powołania, Sam – jej drapieżny kapłan – zaczyna płonąć od środka, zwęglać się, obumierać. Dean – jej łagodny wojownik – przetrwa dłużej. Meritates postanawia, że gdy Sam umrze, będzie koiła żałobę Deana najpiękniej, jak potrafi. Złoży go we wspaniałej, żarliwej ofierze. A jeśli Sam ma spłonąć, niech spłonie w jej ogniu, nie w ogniu tego nowego, niezrozumiałego Boga. A jeśli Dean ma rozpaczać, niech jego rozpacz wybuchnie w chwili spełnienia. I to jest ta noc – noc na którą czekała. Znajduje ich obu uśpionych na jednym łożu, w błękitnawym migotaniu magicznej latarni, która na płaskim ekranie wyświetla przedziwne sny. Dean osunął się nieco, wciąż oparty plecami o wezgłowie łóżka; jego palce muskają szyjkę opróżnionej butelki. Sam skulił się na brzegu posłania, ze policzkiem spoczywającym na zgiętej ręce. Blask magicznych obrazów tańczy na ich pięknych, nieruchomych twarzach. Meritates wsuwa się pomiędzy nich bez chwili wahania, zaczyna pieścić ich niematerialnymi palcami, wciąga zapach ich ciał w niematerialne płuca i przez chwilę napawa się samym faktem przebywania wraz z nimi. Potem zanurza się w nierealność ich snów. Nie odnajduje w nich monochromatycznego lasu, ani rozświetlonej łąki. Znajdują się w tym samym pokoju, w blasku tego samego, magicznego ekranu. Sam i Dean stoją blisko obok niej, tak blisko, że wyczuwa ciepło ich ciał. Sama jej obecność napełnia ich podnieceniem, ich podniecenie powraca do niej i rozpala w niej ogień. Długopalce dłonie Sama przesuwają się po jej ramionach, Dean nachyla się do jej rozchylonych ust. Meritates opiera dłonie na ich piersiach, wyczuwa łomot dwojga serc. Przyspieszone oddechy owiewają jej kark, łaskoczą wargi. Sam obraca ją ku sobie i zaczyna wyznaczać wilgotną linie pocałunków na jej odchylonej szyi, podczas gdy lędźwie Deana wciskają się w jej pośladki. Pomaga Samowi rozpiąć zatrzaski koszuli. Całuje go w zagłębienie pomiędzy obojczykami, odsłonięte w trójkątnym wycięciu koszulki. Podnosi lekko jej brzeg, przesuwa palcami po liniach brzucha, w górę, ku żebrom, i w dół, ku rozpalonej obietnicy. Znów zostaje odwrócona, wciśnięta w poznaczone złotem ciało Deana. Sięgając pod jego ramionami, wbija paznokcie w skórę na jego plecach i przesuwa palce ku dołowi. Wsuwa ręce w jeansy Deana, przyciąga ku sobie jego biodra. Czyjeś ręce przykrywają jej piersi, czyjeś wargi błądzą pomiędzy karkiem, a ramieniem, ktoś zsuwa z niej odzienie, jakieś udo rozchyla jej uda, czyjaś dłoń zapędza się w promieniujące żarem jądro jej istoty. Meritates czuje pulsujący nacisk ich pożądania, z obu stron, zdawałoby się, że zewsząd i jest gotowa wpuścić ich do swojej świątyni. Z zaciśniętymi oczyma, zawisa pomiędzy dwoma męskimi ciałami, chłonąc do syta ich pożądanie. Cóż to będzie za uczta! Ręce zaciśnięte na jej ramionach. Gorące ciała odsuwają się nagle i w miejsce rozkoszy pojawia się ból. Meritates otwiera oczy i zdumiona patrzy w dół, na własny brzuch, na krew spływającą po rękojeści noża. Jego ostrze w jej ciele, długie palce Sama, te piękne, długie palce, zaciśnięte na rękojeści, dłonie Deana, te poznaczone słonecznymi cętkami dłonie, trzymające ją w bolesnym uścisku. Śmierć przychodzi bardzo szybko. Przecież czekała na to od tysięcy lat. Meritates umiera wciąż głodna. Ostatnim uderzeniem serca kocha swoich zabójców. 5. Nunquam iterum Przez dłuższą chwilę stoją nad trupem sukuba, wlepiając wzrok w wysuszone, poskręcane ciało. Kropelki potu stygną na skórze Sama. Wzdrygając się, odkłada nóż na blat biurka. Dean dyszy ciężko, zgięty w pół, jak po długim biegu. Nie tyle łapie oddech, co ukrywa nieposłuszny dowód rzeczowy. Cholerne sukuby! – Miałeś rację – mówi, podnosząc wzrok na Sama. – Z tą całą arabską mitologią. – Qarinach – rzuca Sam. – Pre-islamski demon pożądania. Musieli ją tu przywlec Ludzie Pisma. Ciekawe, jak zdołała się uwolnić ze skrzyni? – Ja tam stawiam na jakiegoś napalonego bibliotekarza – mruczy Dean. – Założysz się, że nie uwolniła się sama, tylko jakiś dupek postanowił zobaczyć, jak to jest z demonem? Sam przełyka gorzką pigułkę bez słowa. Jest zmęczony, rozgorączkowany, wypalony od środka. Ma ochotę zapaść w sen i spać przez bity tydzień. Dean zaczyna rozplątywać kłąb utworzony przez koszulę i koszulkę z długim rękawem. – Załóż coś na siebie – rzuca sucho. – I zapnij, cholera, portki. Sam posłusznie zasuwa rozporek. Jest zbyt wyczerpany, by się przejmować. Dean wciąga koszulę przez głowę, wynurza się w jej wycięciu rozczochrany i zarumieniony. – Wiesz co? – zaczyna ze znajomym błyskiem w oku. – Następnym razem zapolujmy na coś, co nie wymaga oglądania cię w akcji, Sammy. Przerażające. Serio. Sam zaciska usta, ale nie potrafi się powstrzymać. – A prześcieradło się doprało? – pyta zjadliwie. – W porządku. – Dean poważnieje w jednej chwili. – Nie będziemy już o tym wspominać, co? Nigdy więcej. ___________________________________________________ 1) (Japoński) Witaj, piękny. Czy na mnie czekałeś? 2) (Japoński) Kochaj się ze mną.
4 notes · View notes
hatari-translations · 2 years
Note
This might not be any translation request but i just wanted to know - as many hatarars who have seen hatari doing the soda ritual on stage is pretty common. But i wanted to know, is there any meaning behing this ritual and what is the messange of it? :o
I think the original reason for it being part of the show is that they wanted to include "Nunquam iterum" but don't usually have an actual choir with them to perform it (when they did the Icelandic Neyslutrans release concert, there was no soda ritual because they did have a choir and brought them on stage to perform it live instead). So they have this slow mournful choral piece to play off a tape and need something that fits the mood to do while it's happening. Choirs tend to bring to mind churches and somber dramatic scenes, so something like a religious ritual was probably an obvious contender. The staging is designed to complement the music.
Then, of course, they put a satirical Hatari spin on it by buying well-known soda brands in each place and treating the branded bottles like sacred objects, the things being worshipped. Staging dramatic completely straight-faced literal worship of one of the most iconic kinds of products of capitalism is about as Hatari as you can get.
25 notes · View notes
hatari-translations · 4 years
Note
Do you have any favourite lines in Hatari songs, and if so, why are they your favourite(s) (because of the imagery they evoke, clever wordplay, or whatever)?
I once answered essentially the same question here! Since then, Neyslutrans was released, and Nunquam Iterum/Niðurlút actually have some of my absolute favorite Hatari lyrics. In particular I’m just really struck by the poetic beauty of
Í minninganna vígðu borg
í mæðu feta hulin torg
Which doesn’t sound quite as good in my translation, alas:
In the consecrated city of memories
I morosely walk the hidden squares
And “Þú bast um okkar endahnút” (literally “You tied our final knot”) from Niðurlút is really fun, interesting phrasing.
20 notes · View notes
hatari-translations · 4 years
Note
hello! i've been wondering about Niðurlút and Nunquam Iterum. about what the lyrics could potentially mean, specifically. some of it makes me think it's obviously alluding to a break-up due to maybe cheating? (emptied trust, paranoid bed) while some other lines seem to strongly hint at death. do you have any particular interpretation/idea? xx
I think there’s definitely a break-up implied by the talk of betrayal and emptied trust (and the last line of Niðurlút). There is absolutely imagery reminiscent of death, but it could just represent grief at the loss of the relationship - the narrator is clearly mourning the loss of “you”, but that could simply be the loss of them from their life.
An intriguing possibility, though, is that it’s both. They had a bad breakup, and then “you” died.
The interpretation I think I’m personally partial to is this: the narrator cheated on “you”, and then “you” found out and walked out (you emptied all your trust in me; the bed empty and paranoid; in silence you came and silent you left). Later, before the two ever met again, “you” perished in some kind of accident, leaving the narrator sorting through conflicted feelings: their still-lingering feelings for “you” (yet my love for you remains; I dream of you, sentimental), memories of their relationship (in the consecrated city of memories, I morosely walk the hidden squares), guilt for betraying “your” trust (you emptied all your trust in me; you threaded the path, despondent), and regret that things ended so suddenly and now they truly will never see “you” again (the story ends far too soon; you never bid me good night; it never crossed my mind that we would never see each other again).
30 notes · View notes
hatari-translations · 4 years
Video
youtube
Nunquam Iterum and Niðurlút from the Neyslutrans release concert.
45 notes · View notes
hatari-translations · 4 years
Text
Nunquam Iterum (Never Again) - transcript/translation
This is the haunting choir piece that occupies the twelfth spot on Hatari’s Neyslutrans album, which Hatari have also used as an intro for concerts and was briefly heard in the opening of the “Klámstrákur” music video. The lyrics of “Niðurlút” consist mostly of lyrics from “Nunquam Iterum”.
This is a best quick effort to transcribe and translate the lyrics. If Hatari publishes official lyrics soon, they are right and I am wrong.
Icelandic transcript
Þú tæmdir allt þitt traust á mér
Þó tórir enn mín ást á þér
Sagan endar allt of skjótt
Þú bauðst mér aldrei góða nótt
  Svikin voru silkimjúk,
sængin tóm og vænisjúk
Í þögn þú komst og þögul út
Þú þræddir veginn niðurlút
  Grá ský eru gráti nær
Þig dreymi ég nú angurvær
Í minninganna vígðu borg
í mæðu feta hulin torg
  Mig óraði ekki fyrir því
að aldrei sæjumst við á ný
Mig óraði ekki fyrir því
að aldrei sæjumst við á ný
Mig óraði ekki fyrir því
að aldrei sæjumst við á ný
Transcription notes
The most difficult verse to transcribe (largely because I couldn’t cross-reference it with the clearer “Niðurlút”) was the third one; I think I’ve got it, but it isn’t very clear, and there is technically a grammatical error in it as it stands (“Þig deymi ég” is incorrect and doesn’t really make sense, but I can’t imagine what else they could mean but “I dream of you” here; maybe they went with wonky syntax because the correct “Þig dreymir mig” is ambiguous and could mean either that I dream of you or that you dream of me).
English translation
You emptied all your trust in me
Yet my love for you remains
The story ends far too soon
You never bid me good night
  The betrayal was smooth as silk,
the bed empty and paranoid
In silence you came and silent you left
You threaded the path, despondent
  Gray clouds are close to weeping
I dream of you, sentimental
In the consecrated city of memories
I morosely walk the hidden squares
  It never crossed my mind
that we would never see each other again
It never crossed my mind
that we would never see each other again
It never crossed my mind
that we would never see each other again
Translation notes
The “you” in the song is a woman; the adjectives “þögul” and “niðurlút” are both in the feminine form.
“Sængin tóm og vænisjúk” also sounds like it’s the bed that’s paranoid in Icelandic. The adjective is in the feminine singular, so assuming more liberal and poetic syntax it could also be imagined to refer to “you”, or to “me” (which would mean “I” is also a woman).
89 notes · View notes