Tumgik
#okręt mój
chris-mash · 11 months
Text
Tumblr media
Okręt mój płynie dalej, gdzieś tam.
1 note · View note
szczytowaniee · 2 years
Text
„Oczy całe we łzach A mój okręt już tonie i dotyka dna. Proszę podaj mi dłoń Ja naprawdę, naprawdę nie mogę być sam.”
310 notes · View notes
jazumst · 2 months
Text
Okręt mój płynie dalej
Żeby Was... Jeszcze dycham. Posłuchajcie:
Wczoraj miałem pierwszą niedzielę z Kiero. Dziwnie było XD Na bank dziewczyna ma okres i jej odpierdala. Na szczęście na plus a nie na minus. Dużo się śmiała, miała lenia, głupawkę i w ogóle zmieniała nastrój co moment. Ogólne pozytywnie, chociaż denerwuję się jak wszystko bierze na siebie. Znaczy też chciałbym "odsapnąć" i pójść dołożyć towar, a nie stać jak ten kutas przed pornolem i obsługiwać klientów. - W przeciwieństwie do jej zmian z Kucem, zrobiliśmy wszystko. Zamówienie praktycznie na dzisiaj gotowe, ciastkarka zrobiona, towar dołożony, butelki posegregowane i wyniesione, żadnych śmieci, sklep wyprzodowany. Tyle w tym mojej zasługi, że zrywałem się co jakiś czas i uzupełniałem co się dało, wynosiłem, przynosiłem, spisywałem na bieżąco. Od Kuca próżno tego oczekiwać. - Dziś jesteśmy razem na drugiej zmianie, i czeka nas jeszcze 18stego wspólna niedziela.
//
Manekin zapisała się do gina, który jest naszym klientem. Wychodzi z tego mnóstwo schizowych historyjek. Zaczynając od charakteru Manekina, przez to że doktór jeszcze nie wie że ona do niego przyjdzie, poprzez to że to nasz klient, itd. W tym samym budynku przyjmuje jeszcze babka. Kiero do niej chodzi i jak była się zapisać to koleś z grozą spytał czy ona chyba nie przyszła zapisać się do niego. Tyle że Kiero w przeciwieństwie do Manekina fajna dupa jest XD Dobra, koniec tematu.
//
Rok tak zapierdala, że nie ma czasu się zastanowić. Mamy już drugi kwiecień i lada chwila przyjdzie zima. Nie myślcie sobie, że tak pierdolę. To prawda. Właśnie wróciłem z dworu. Czuć przyjemne ochłodzenie. Lato spierdala na wakacje. A moi starzy jeszcze nie zerwali liści w winorośli. Niczego się nie uczą :P
//
Muszę kupić kilka rzeczy :/ Nie żeby nie było mnie stać, ale ostatnio mam dziwne rozkminy typu czy lepiej nie kupić tego a zaoszczędzić i kupić to, chociaż też nie jest mi jakoś super potrzebne :P No ale mydło muszę kupić w zapasie, bo jakoś podejrzanie szybko zniknęło. I tu pada oskarżenie na pana Ojca, który się nim zachwyca i niby zawsze przypadkiem zabiera, bo myśli, że to jego, chociaż NIGDY takiego nie miał.
//
Znalazłem jeszcze 8 rac z zeszłego sylwka. Jakim cudem ich nie wystrzeliłem to nie wiem, bo pamiętam, że było mi przykro, że tak szybko mi się skończyły, postanawiając kupić dwa pudełka w tym roku. No i patrz - 8sztuk zostało :/ Jebnąłbym :P Szkoda, że teraz nie można ^^
//
No nic, zbieram się do pracy. Jeszcze juro :/
14 notes · View notes
killer-adventure · 1 year
Text
"Żyłem z wami, cierpiałem i płakałem z wami;
Nigdy mi, kto szlachetny, nie był obojętny:
Dziś was rzucam i dalej idę w cień — z duchami,
A jak gdyby tu szczęście było, idę smętny.
Nie zostawiłem tutaj żadnego dziedzica
Ani dla mojej lutni, ani dla imienia:
Imię moje tak przeszło, jako błyskawica,
I będzie, jak dźwięk pusty, trwać przez pokolenia.
Lecz wy, coście mnie znali, w podaniach przekażcie,
Żem dla ojczyzny sterał moje lata młode;
A póki okręt walczył, siedziałem na maszcie,
A gdy tonął, z okrętem poszedłem pod wodę…
Ale kiedyś, o smętnych losach zadumany
Mojej biednej ojczyzny, pozna, kto szlachetny,
Że płaszcz na moim duchu był nie wyżebrany,
Lecz świetnościami moich dawnych przodków świetny.
Niech przyjaciele moi w nocy się zgromadzą
I biedne serce moje spalą w aloesie,
I tej, która mi dała to serce, oddadzą:
Tak się matkom wypłaca świat, gdy proch odniesie…
Niech przyjaciele moi siędą przy pucharze
I zapiją mój pogrzeb — oraz własną biedę:
Jeżeli będę duchem, to się im pokażę,
Jeśli B��g mnie uwolni od męki, nie przyjdę…
Lecz zaklinam: niech żywi nie tracą nadziei
I przed narodem niosą oświaty kaganiec;
A kiedy trzeba, na śmierć idą po kolei,
Jak kamienie, przez Boga rzucane na szaniec!
Co do mnie — ja zostawiam maleńką tu drużbę
Tych, co mogli pokochać serce moje dumne;
Znać, że srogą spełniłem, twardą Bożą służbę,
I zgodziłem się tu mieć niepłakaną trumnę.
Kto drugi tak bez świata oklasków się zgodzi
Iść?… taką obojętność, jak ja, mieć dla świata?
Być sternikiem duchami napełnionej łodzi
I tak cicho odlecieć, jak duch, gdy odlata?
Jednak zostanie po mnie ta siła fatalna,
Co mi żywemu na nic, tylko czoło zdobi;
Lecz po śmierci was będzie gniotła niewidzialna,
Aż was, zjadacze chleba — w aniołów przerobi."
18 notes · View notes
palpitacjauczuc · 1 year
Text
Oczy całe we łzach, a mój okręt już tonie i dotyka dna. Proszę podaj mi dłoń, ja naprawdę, naprawdę nie mogę być sam
2 notes · View notes
szkotkaszkotka · 2 years
Text
Smutno mi, Boże, dla mnie na zachodzie 
Rozlałeś tęczę blasków promienistą 
Przede mną gasisz w lazurowej wodzie 
Gwiazdę ognistą 
Jak puste kłosy z podniesioną głową 
Stoję rozkoszy próżen i dosytu 
Dla obcych ludzi mam twarz jednakową 
Ciszę błękitu 
Choć mi tak niebo Ty złocisz i morze 
Smutno mi 
Smutno mi, Boże 
Ale przed Tobą głąb serca otworzę 
Smutno mi 
Smutno mi, Boże 
Jako na matki odejście się żali 
Mała dziecina, tak ja płaczu bliski 
Patrząc na słońce, co mi rzuca z fali 
Ostatnie błyski 
Dzisiaj na wielkim morzu obłąkany 
Sto mil od brzegu, sto mil przed brzegiem 
Widziałem lotne w powietrzu bociany 
Długim szeregiem 
Żem je znał kiedyś na polskim ugorze 
Smutno mi 
Smutno mi, Boże 
Choć wiem, że jutro błyśnie nowe zorze 
Smutno mi 
Smutno mi, Boże 
Żem często dumał nad mogiłą ludzi 
Żem nie znał prawie rodzinnego domu 
Żem był jak pielgrzym, co się w drodze trudzi 
Przy blaskach gromu 
Ty będziesz widział moje białe kości 
W straż nieoddane kolumnowym czołom 
Alem jest jako człowiek, co zazdrości 
Mogił popiołom 
Więc, że nieznane gotujesz mi łoże 
Smutno mi 
Smutno mi, Boże 
Że nie wiem, gdzie się w mogiłę położę 
Smutno mi 
Smutno mi, Boże 
Kazano w kraju niewinnej dziecinie 
Modlić się za mnie co dzień; a ja przecie 
Wiem, że mój okręt nie do kraju płynie 
Płynąc po świecie 
Na tęczę blasków, którą tak ogromnie 
Anieli twoi w niebie rozpostarli 
Nowi gdzieś ludzie w sto lat będą po mnie 
Patrzący — marli 
Więc, że modlitwa dziecka nic nie może 
Smutno mi 
Smutno mi, Boże 
Nim się przed moją nicością ukorzę 
Smutno mi 
Smutno mi, Boże
7 notes · View notes
derealizacja0 · 2 years
Text
Okręt mój płynie dalej, gdzieś tam
Serce choć popękane
Chce bić.
Nie ma cię i nie było
jest noc.
Nie ma mnie i nie było
jest dzień.
Łza dla cieniów minionych - Kat
2 notes · View notes
Text
To boldly go where no one has felt before
Jedną z różnic, jakie odczujemy przy oglądaniu Discovery, jest znacznie większe skupienie na emocjach. I chodzi nie tylko o smutek i niewyłącznie o Michael Burnham, natomiast na niej skupia się uwaga. W końcu jest główną bohaterką serialu, więc to co się dzieje u niej – także wewnętrznie – jest naszą soczewką, przez którą poznajemy całą historię.
W drugim sezonie mamy do czynienia z kilkoma pożegnaniami, często fałszywymi: rozpaczamy po Tilly, żegnamy Saru na ostatniej drodze, w końcu jest Airiam i jej tragiczne poświęcenie.
Nie powiem, że taka fala emocji jest błędem, to po prostu świadomy wybór twórców, który ma wpływ także na inne części franczyzy. Myślę, że kapitan Pike w Strange New Worlds jest także bardziej otwarty na publiczne okazywanie emocji, nie działa w stereotypie niewzruszalnego kapitana, jaki znamy z klasycznych serii.
Picardowi zdarzało się płakać albo krzyczeć, ale były to sytuacje naprawdę ekstremalne. Jego wycofany charakter wręcz ciążył do takiego wizerunku powagi/stateczności, ostoi spokoju, na której załoga mogła polegać.
Kapitan Kirk, Kathryn Janeway też raczej nie okazywali słabości publicznie, starając się dać przykład i podbudować morale swojej załogi.
Z klasycznych myślę, że Sisko był najbardziej emocjonalny, chociaż kojarzę go raczej z wyrażania gniewu/wściekłości, a rzadziej innej palety uczuć.
W drugim sezonie Discovery można mieć poczucie, że emocje dosłownie zalewają okręt z każdej strony. Kamera uważnie wyłapuje te momenty, wędrując po twarzach różnych postaci, widzimy też emocjonalność Spocka (tradycyjnie zachowawczą, ale istniejącą).
Pewną kulminacją jest dwuczęściowy wielki finał, gdy przed szaleńczą wyprawą w przyszłość na Discovery pojawiają się Amanda i Sarek, aby ostatni raz pożegnać się ze swoją córką i wyrazić jej wdzięczność.
To jest ten moment, w którym czuję, że emocji jest tak wiele, że są przesterowane, przesadzone, jest ich za dużo, aby można było to wszystko w sobie pomieścić. Że różne zabiegi fabularne czynią historię jeszcze bardziej sentymentalną tylko po to, aby ładna scena się zmieściła.
Ale to tylko mój odbiór. I tak jak po napędzie grzybowym już standardowe podróże międzygwiezdne nie będą smakowały tak samo, tak Discovery przesunęło granice w wymiarze emocjonalności bohaterów i tego, jak jest nam to pokazywane.
PS. Do ilustracji szukałem też sceny, w której zborgifikowany Picard roni łzę, ale nie mogłem jej znaleźć, więc być może to tylko moje fałszywe wspomnienie.
Tumblr media Tumblr media Tumblr media Tumblr media Tumblr media
0 notes
Tumblr media
Shōgun (2024) - gdy jakiś film/serial jest reklamowany textem typu „najśmieszniejsza komedia od czasu Shreka/Seksmisji” albo „nowa Gra o tron”, podchodzę do takich deklaracji z wielkim dystansem. Marketingowy bełkot i tyle, zwłaszcza że jest mnóstwo filmów śmieszniejszych od Shreka, a jakoś nie używa się ich do promocji innych. Ale lubię tematykę samurajów, a serial z Richardem Chamberlainem kiepsko się zestarzał, więc nowy Szōgun i tak był dla mnie dość interesujący. A porównania z Grą o tron są nawet zasadne, ale niekoniecznie w tym dobrym sensie.
Serial zaczyna się od tego, że angielski okręt dopływa do owianej wtedy aurą tajemniczości Japonii, żeby zagarnąć „kawałek tortu”, którym częstują się tylko Portugalczycy. Anglicy szybko lądują w niewoli i z czasem ich dowódca, zwany przez Japońców Anjinem, zostaje wciągnięty w intrygi lokalnych możnowładców. Co prawda obecność jakiegoś przypadkowego białasa pozornie nic nie zmienia, ale to, że Portugalczycy widocznie chcą się go pozbyć, a poza tym ma okręt wyładowany armatami już może działać na wyobraźnię i wpływa na przebieg pewnych wydarzeń.
To co najsilniej łączy Szōguna i Grę o tron to bardzo staranna inscenizacja i niespieszne tempo narracji. O ile pierwsze odcinki są dość dynamiczne, o tyle te ostatnie, jakby je spróbować streścić każdego z osobna, nie mają już tak wiele treści i jeszcze są strasznie depresyjne. Oglądanie tego tydzień po tygodniu byłoby nie do zniesienia, więc warto było poczekać na emisję ostatniego odcinka. Gdy jeszcze wychodziła Gra o tron, do czwartego sezonu oglądałem ją na bieżąco i wtedy przerwałem, a lata później urządziłem sobie maraton całości i oderwałem się dopiero, gdy skończyłem ostatni odcinek. Maraton to znacznie przystępniejsza forma oglądania, zwłaszcza przy serialach o takiej konstrukcji: niespieszne tempo, wielowątkowość, klimat ponad akcję. Jeśli ktoś liczy na wielkie bitwy albo chociaż emocjonujące pojedynki, gorzko się zawiedzie - scen rozlewu krwi jest tu może z 7, przy czym większość z nich jest w pierwszej połowie serialu. Całość bardziej opiera się na polityce, relacjach międzyludzkich i ukazaniu różnic kulturowych z perspektywy białego Europejczyka. To sprawdza się nawet dobrze, ale szczerze mówiąc liczyłem na coś lepszego. Dobra, rzemieślnicza robota i tyle. Minimum tego, czego powinno się oczekiwać od serialu uchodzącego za bardzo dobry. Ale w zalewie produkcji przeciętnych i kiepskich najwyraźniej obecnie tyle wystarczy, żeby wywołać zachwyt. U mnie zachwytu nie wywołał, ale będę dobrze wspominał ten maraton.
Podobno serial pokrył całość pierwowzoru literackiego, ale kończy się w taki sposób, że poczułbym się trochę oszukany, gdyby to miał być koniec. Na szczęście drugi sezon już jest w planach, więc istnieje szansa na to, że mój niedosyt jeszcze zostanie zaspokojony.
1 note · View note
beztchnienie · 2 years
Text
Juliusz Słowacki
"Hymn o zachodzie słońca na morzu"
Smutno mi, Boże! Dla mnie na zachodzie
Rozlałeś tęczę blasków promienistą;
Przede mną gasisz w lazurowej wodzie
Gwiazdę ognistą…
Choć mi tak niebo Ty złocisz i morze,
Smutno mi, Boże!
Jak puste kłosy z podniesioną głową,
Stoję rozkoszy próżen i dosytu…
Dla obcych ludzi mam twarz jednakową,
Ciszę błękitu.
Ale przed Tobą głąb serca otworzę:
Smutno mi, Boże!
Jako na matki odejście się żali
Mała dziecina, tak ja płaczu bliski,
Patrząc na słońce, co mi rzuca z fali
Ostatnie błyski,
Choć wiem, że jutro błyśnie nowe zorze,
Smutno mi, Boże!
Dzisiaj na wielkiem morzu obłąkany,
Sto mil od brzegu i sto mil przed brzegiem,
Widziałem lotne w powietrzu bociany
Długim szeregiem.
Żem je znał kiedyś na polskim ugorze,
Smutno mi, Boże!
Żem często dumał nad mogiłą ludzi,
Żem nie znał prawie rodzinnego domu,
Żem był jak pielgrzym, co się w drodze trudzi
Przy blaskach gromu,
Że nie wiem, gdzie się w mogiłę położę,
Smutno mi, Boże!
Ty będziesz widział moje białe kości,
W straż nieoddane kolumnowym czołom;
Alem jest jako człowiek, co zazdrości
Mogił… popiołom.
Więc, że nieznane gotujesz mi łoże,
Smutno mi, Boże!
Kazano w kraju niewinnej dziecinie
Modlić się za mnie co dzień; a ja przecie
Wiem, że mój okręt nie do kraju płynie,
Płynąc po świecie.
Więc, że modlitwa dziecka nic nie może,
Smutno mi, Boże!
Na tęczę blasków, którą tak ogromnie
Anieli twoi w niebie rozpostarli,
Nowi gdzieś ludzie w sto lat będą po mnie
Patrzący — marli.
Nim się przed moją nicością ukorzę,
Smutno mi, Boże!
1 note · View note
smutnapandusia · 2 years
Text
"kazano w kraju niewinnej dziecinie
modlić się za mnie co dzień, a ja przecie
wiem, że mój okręt nie do kraju płynie"
0 notes
Text
oczy całe we łzach, a mój okręt już tonie i dotyka dna.
127 notes · View notes
jazumst · 2 years
Text
A orkiestra gra
Żeby Was... Czuję się jak ta orkiestra w filmie "Titanic", która grała mimo tonięcia statku. Posłuchajcie:
No i nie dogadałem się z prywaciarzem. Wczoraj była wypłata i moim zdaniem chuj wielki. Żeby było zabawniej, "ktoś" sprzątał w szufladach i wywalił moje wypowiedzenie.
Wczoraj była dostawa. Raptem dwie palety. Jeszcze nie zdarzyło się żebym czegoś takiego nie ogarnął. A wczoraj?? XD LOL
Po chuj wie jak długim czasie prywaciarz naprawił drukarkę. Tylko dlatego, że Kierowniczka mu wykrzyczała, że od wypłaty wolałaby dostać działającą drukarkę, bo już ją ludzie wyzywają za złe ceny na półkach. I zaśmiałem teraz, bo ciekawy jestem kto będzie te ceny robił i wykładał, skoro ukry nawet tego nie potrafią. Na prawdę. I mówię do Kierowniczki - zapomnij. One na kasie nie staną, kwitów nie wypiszą, bo nie umieją po naszemu, czytać po naszemu też nie umieją, towar w sumie też chujowo ogarniają. No to się jej pytam kto ma to ogarnąć, jak jeszcze faktury i kolejne zamówienie. Nawymyślała je pod nosem jeszcze bardziej i zwinęła się do domu.
Udało mi się dobić lvl, porozrzucać towar na polecenie Kiero, i dzień się skończył. Mój nowy ukr znowu miał opóźnienie, więc wyszliśmy później. Żałośnie się na to patrzy.
Nie jest mi żal prywaciarza. Chuj z pajacem. Okręt mu tonie a on chyba jeszcze po nim skacze. Ma wiele zaległości jeszcze sprzed urlopu Kiero, i nic w tym kierunku nie robi. Prawdę mówiąc ja od długiego czasu też nie, bo skoro jestem jak ukry... Teraz jeszcze pojawił się nowy wróg XD Nie żeby coś, ale sugerowałbym prywaciarzowi bardziej zainteresować się własnym biznesem, bo ta niewinna opryszczka może okazać się nowotworem, który zabije całe ciało.
Żal mi TROSZECZKĘ Kiero. Widzę rosnącą w niej frustrację. Także moją postawą. Widzę jak walczy ze sobą. Jak nie jakiś czas temu. Wydaje mi się, że jednak niedługo pogodzi się ze stanem rzeczy i po prostu będziemy sobie tak żyć aż każde rozejdzie się w swoją stronę.
Tymczasem posłuchajcie sobie miłego utworu:
9 notes · View notes
aiyanayaasmeen · 4 years
Text
Zielono pomarańczowe liście oblane jeszcze rumieńcem wrześniowego słońca tańczyły wokół siebie pewnego dosyć ciepłego popołudnia, dając nam urokliwy i osobliwy pokaz swoich umiejętności. Mieniły się  swoim pięknem i przemijalnością, która jeszcze dzisiaj wprawia mnie w zadumę, mimo tego, że nie jestem melancholijna, a tym bardziej sentymentalna. Siedziałam z podkurczonymi nogami na prlowskim fotelu w modnej kawiarni (może piekarni?) w samym środku Jeżyc. Podnosząc głowę zahaczałam o gałązki rozmarynu i kwiaty wrzosu, które w otoczeniu beżowych obrusów, drewnianych szaf i lawendowych sukienek kelnerek, cudnie dopełniały wnętrze. Lubiłam to miejsce, sprawiało, że nawet w środku zimy, czułam się ciepło i bezpiecznie, jak w ramionach ukochanej osoby.  Dopiero, co ścięte włosy spadały mi na oczy, więc moja dłoń dosyć często przeczesywała je od nasady – rozbawiło to chłopca, który siedział przy stoliku obok, on też musiał poprawiać swoje kosmyki, więc byliśmy w podobnej sytuacji. Spojrzałam na nią. Właśnie przyłapałam ją na łamaniu kruchego, czekoladowego ciastka z orzeszkami. Podniosła kawałek słodkości na wysokość swoich lazurowych oczu, uważnie przyjrzała się jemu z każdej strony, rozchylając swoje wargi ostrożnie, w końcu zanurzyła się w kruchości i przyjemności, aż przymknęła oczy z rozkoszy. Widziałam jak czekolada rozpuszcza się na jej języku, jak lawiruje pomiędzy jej kubkami smakowymi dając jej namiastkę ekstazy. Uśmiechnęła się, jak mała dziewczynka, której ktoś podarował wyczekiwaną blond barbie z całym zamkiem, czy domkiem do zabawy. Zawsze lubiła okruchy dnia codziennego, z których czerpała ogromne pokłady radości. Umiała, na przykład, cieszyć się do utraty tchu z czerwonej, samotnej róży wystającej z nad płotu, z uśmiechu starszego Pana na starym rynku, z widoku pastwiska pełnego krów, kiedy wracałyśmy pociągiem do domu. Zadziwiała mnie, fascynowała, delektowałam się jej sposobem bycia, trudnym charakterem i rumianymi policzkami o poranku, które wychodziły jej zawsze kiedy złościła się na skrzypiące łóżko. Drzwi kawiarni otworzyły się z impetem, do środka oprócz kobietki w czerwonej sukience z yorkiem, wszedł wiatr, który rozwiał jej blond kosmyki. Poczułam jak jej zapach wraz z powiewem deszczu osadza się na moim swetrze. Frezja, bursztyn i piżmo idealnie komponowały się z słodkim zapachem jej skóry. Wieczorami jej ramiona i brzuch pachniały tak intensywnie, że nie mogłam się oprzeć. Kładłam głowę na jej nagim ciele i delektowałam się jej silnym a tak bardzo kruchym istnieniem. - Wiesz, że we wtorek lubiłam ciastko z karmelem, prawda? – zapytała podwyższając lekko swój głos, robiła to zawsze wtedy, kiedy chciała zwrócić na siebie uwagę. Skinęłam głową przyglądając się  jak przygryza wargi, czekając na odpowiedź. – a dzisiaj już go nie lubię, nawet nie mogłam na nie spojrzeć na ladzie – kiwnęła głową w kierunku wystawy – chociaż we wtorek zjadłam ich kilka, pamiętasz? – znów przytaknęłam. – właśnie, dzisiaj czekoladowe ciastko zawładnęło moim podniebieniem. – nie mogłam się nie zgodzić, czekolada dzisiaj zdecydowanie wygrała z karmelem,a ona delikatnie uśmiechnęła się patrząc jak próbuje znaleźć jakieś słowa. Po raz kolejny odgarnęłam kosmyki z czoła i zapytałam: - może dzisiaj po prostu nie masz na nie ochoty? Tym razem to ona przytaknęła a jej wzrok utkwił gdzieś za oknem, podążyłam za nim. Krople deszczu odbijały się od nierównego chodnika, a dziewczynka w czerwonym płaszczyku i żółtych kaloszach przeskakiwała pomiędzy kałużami, w których odbijały się stare już kamienice, które pamiętały długie płaszcze i welurowe sukienki kobiet, które w latach 20 spieszyły się do teatru, dorożki konne, które wiozły same osobistości przedwojennego Poznania, robotników, którzy wyszli na ulicę walcząc o swoją godność i wolność, wszystkie miłości, te wieczne, te utracone, te które nie miały prawa istnieć i te, o których dawno  świat zapomniał; kolejki do sklepu, gdzie był tylko szary papier i w końcu mnie sprzed kilku lat. - O czym myślisz, Rosie? - z zamyślenia wyrwał mnie jej głos, mój codzienny, ukochany ratunek. - O dorożkach. - odparłam, a ona tylko pokręciła głową. Wiedziała, że zazwyczaj rozmyślam o raczej mało interesujących ją rzeczach. - wyobraź sobie, że po tej ulicy kiedyś jeździły dorożki, kobiety w kapeluszach pozowały do czarno-białych zdjęć uśmiechając się niewinnie a... - nie zdążyłam dokończyć, a ona odparła: - słońce dalej tak samo świeciło. - uśmiechnęła się jak dziecko, które coś przeskrobało. Wstałam i dałam jej całusa w policzek. Kilka godzin później spacerowałyśmy brzegiem morza. Jesień nad Bałtykiem zawsze wprawiała nas w zachwyt. Była łagodna i burzliwa jednocześnie, głośna i spokojna, niecierpliwa a tak bardzo wyrozumiała. Zupełnie jak my. Ciężko nam było spacerować po mokrym piasku, ale nie mogłyśmy odmówić sobie przyjemności oglądania polskiego morza w takiej aurze. - Twój dziadek wypływał też w taką pogodę? - zapytałam, pokręciła jedynie głową i chwyciła mnie za dłoń. W pewną sierpniową niedzielę zostałam zaproszona na obiad do jej dziadków. Pani Zofia podała przepyszny rosół i drugie danie w zastawie z Bolesławca i (dzięki Bogu) nie omieszkała się opowiedzieć historii związanej z tymi naczyniami. - Kochana Różyczko, wyobraź sobie, że mój tato gdy usłyszał, że ten o to szanowny jegomość - wskazała na Pana Teofila - prosi jego, generała najwyższej rangi, o rękę jego córeczki to wpadł w taki zachwyt, że wstając gwałtownie od stołu, pociągnął za sobą koniuszek obrusu i cała matuli zastawa zderzyła się z dywanem! Cóż, to był za płacz! Mój ze szczęścia, a kochanej mojej mamusi z rozpaczy za porcelaną ślubną! Tatuś wtedy powiedział: Anusiu, nie płacz, córka nasza za mąż wychodzi, dwie zastawy kupie, a nawet i więcej! A skoro tato tak powiedział, to mu mama truła głowę tak długo, aż dwóch nie kupił, jedną oczywiście my z Teosiem dostali, a po odejściu do Szanownego - spojrzała w górę - to myśmy i drugą dostali, pewnie i Wy kiedyś dostaniecie tę drugą, kochaniutkie moje. - wtedy uściskała nas obie serdecznie i wstała żeby przygotować podwieczorek. Wtedy swoją opowieść zaczął dziadek Amy. - A mówiła Ci moja wnusia, że ja marynarzem byłem? - ze zdumieniem spojrzałam na nią, a Ama jedynie wzdrygnęła ramionami - ano, byłem. Mając 19 lat zaciągnąłem się do wojska, co ja będę w domu siedzieć, skoro mogę być wilkiem morskim! - Amka wybuchnęła śmiechem, a dziadek poklepał ją po ramieniu - mówię Ci, Twój dziadzio był odważnym, dzielnym chłopaczkiem, a co! - babcia z kuchni wychyliła głowę i powiedziała: - z Ciebie Teuś to foka jest a nie wilk morski! - Teofil pokręcił głową - Przydzielili mnie na okręt i tak o to zacząłem swoją przygodę, najpierw w wojsku, a potem już na statku handlowym, a tam to było! Mówię Wam dziewczyny! Mam jeszcze w szufladzie świadectwo starszego marynarza w żegludze krajowej. Pływałem nie tylko na Bałtyku, ale i po Oceanie. Raz kiedyś z Argentyny  przywiozłem babuni waszej sukienkę, wiecie, taka bardzo krótka, przy ciele, do dzisiaj jej założyć nie chce, bo zbyt kusa, a tak się nosiły dziewczyny wtedy. Ama założyła tę sukienkę naszego ostatniego wieczoru nad morzem, kiedy zabrałam ją na kolację. Cudnie opinała jej zgrabne, miękkie ciało - każdy spoglądał na nią z wytęsknieniem, a ja najbardziej, nie mogąc doczekać się kiedy po raz tysięczny odkrywać będę to, co skrywa lekki materiał. - Kiedy byłyśmy tutaj pierwszy raz? - zapytała, odgarniając kosmyki włosów, które subtelnie opadały jej na ramiona. - Październikowym latem cztery lata temu. - Wtedy jeszcze jako przyjaciółeczki. - zaczęła się śmiać. Wstała i usiadła mi na kolanach, mocno wtuliła się w moją szyję i szepnęła: - I cały czas jesteś moją przyjaciółką. - łza zakręciła się w jej oczach i popłynęła niczym strumyk w górach, po jej bladym policzku. Szybko ją otarła i mocno przylgnęła do moich ust. Serca zaczęły nam bić szybciej, nasze dłonie mocniej oplotły nasze ciała a wargi w chaosie rozkoszy nie mogły się rozstać. - Jeśli przerwa między nami to tylko taka, między ustami na sekundy przed pocałunkiem. - zacytowała piosenkę Ama i znów przepadłyśmy w swoich pocałunkach. Kolacja była wyjątkowo smaczna, wino wyjątkowo cierpkie a moja towarzyszka wyjątkowo rozmowna. - Cały czas mam w głowie te fale, które odbijały się od brzegu i pomyślałam, że wyglądają tak jakby chciały zostać na lądzie, a on je odrzuca. A nawet poszłam dalej i wyobrażam sobie, że te fale to kobiety, takie piękne, lekkie, w niebieskich sukienkach, które zostają odrzucone przez mężczyzn. - Ale to by oznaczało, że ląd czyli coś stałego, mocnego jest metaforą mężczyzny, a woda czyli coś lekkiego metaforą kobiety. - A nie uważasz, że woda, a właściwie morza, oceany nie są silniejsze od lądu? Tylko na pozór wydają się być gorsze - podniosłam dłoń by móc coś powiedzieć, jednak Ama uciszyła mnie mówiąc: cicho, ja mówię, a więc kontynuując specjalnie użyłam tego słowa, bo właśnie to miałaś na myśli, kochanie - podniosła delikatnie brew, po czym dodała: jednak chcę zwrócić Twoją uwagę na to, że kobiety są silne, i wcale nie muszą tego nikomu udowadniać. Tyle w temacie Twojej odwiecznej wojny między płciami. Zarówno woda, jak i ląd muszą istnieć i ze sobą korelować, nic tego nie zmieni. - uniosła kieliszek i wypiła spory łyk. - Chciałabym móc podyskutować, ale właściwie to się zgadzam. - Lubisz dyskutować, a nawet delikatnie muskać awanturę. - Lubię, a Ty lubisz, jak to robię. - puściłam do niego oczko, a ona lekko się zarumieniła, mówiąc: - To jest bardzo seksowne. - przygryzła wargę i otoczyła mnie spojrzeniem. Październikowe poranki w Kołobrzegu należały zdecydowanie do naszych ulubionych, chłodny wiatr otulał nasze rumiane policzki, nasze oczy nie mogły przestać patrzeć w spokojnie dynamiczne fale, przypominały nam one szkiełka, dzięki którym możesz zobaczyć więcej. Widziałyśmy więcej.
3 notes · View notes
xdark-placex · 4 years
Text
Ja pamiętam tę noc
Wróżyliśmy tam z kwiatów jej oczu i gwiazd
Każdy z nas był jak kot
Co się skradał przez noc i odbijał od ścian
Oczy całe we łzach
A mój okręt już tonie i dotyka dna
Proszę podaj mi dłoń
Ja naprawdę naprawdę nie mogę być sam
1 note · View note
Text
"Oczy całe we łzach
A mój okręt już tonie i dotyka dna
Proszę podaj mi dłoń
Ja naprawdę, naprawdę nie mogę być sam"
Kartky
2 notes · View notes