Tumgik
#rohtko
castelnou · 1 year
Photo
Tumblr media
artwork by mark rothko
4 notes · View notes
rthko · 5 months
Note
Jack I saw a Rohtko yesterday and thought of you!
Tumblr media Tumblr media
It was huuuuuge dude I never really realized how big they are!!
So glad to hear that, and to know you thought of me! ❤️ Wanna hear a confession? I did not understand what the big deal was with Rothko until I saw his work in person. Encounters with Rothko are truly humbling and soul-enriching, and I'm glad you got to experience this.
78 notes · View notes
madragoras · 1 year
Text
0 notes
teatralna-kicia · 1 year
Text
Tumblr media
"The Employees"
Teatr: Teatr Studio
Reżyseria: Łukasz Twarkowski
Kolejny raz z duszą na ramieniu jechałem na spektakl Twarkowskiego z ogromną obawą że to może nie wyjść, że przecież nie może być tak, że zawsze będzie robił spektakle, które będą mnie miażdżyć i porywać. I okazało się, że w sumie trochę miałem rację, ale tylko trochę.
Reżyser swój najnowszy spektakl oparł na niewielkiej objętościowo książce duńskiej pisarki Olgi Ravn. Zastanawiałem się bardzo mocno w jaki sposób można zaadaptować na scenę tak specyficzną literaturę, dokładnie chodzi o jej formę – nie mamy w książce dialogów, czy też większych opisów przestrzeni. Tekst składa się głównie z suchych raportów członków załogi statku kosmicznego 6000, który leci w niewiadomym kierunku. Mimo tego wierzyłem, że jest to adaptacja wykonalna, mając w pamięci film „Anihilacja”, który bazował na podobnym formalnie tekście, a udało się wycisnąć z niego fabularny, naprawdę znośny obraz.
Akcja rozgrywa się na wspomnianym wcześniej statku, na którym lecą ludzie i „podobni do ludzi”, czyli humanoidy, które są doskonałymi kopiami znajdujących się na statku kosmonautów. Ludzcy pasażerowie są ponumerowani zwykłymi liczbami, a podobni do ludzi mają przypisane te same numery, ale one poprzedzone literą B. Dodatkowo, wszyscy są pod kontrolą tajemniczej korporacji, która zorganizowała ten lot w nieznane i która występuje w spektaklu pod postacią świetlistego słupa znajdującego się na środku statku kosmicznego. Słup przemawia do nas i do pasażerów lotu głosem Małgorzaty Hajewskiej-Krzysztofik i jeśli kojarzycie Hala 9000 z „Odysei kosmicznej” to zapewniam was, że już wolelibyście spędzić upojny lot w nieznane w jego objęciach, niż w pobliżu Małgorzatronixa dziesięć tysięcy. Mimo, że aktorka pojawia się jedynie jako bezosobowy głos, to u mnie budziła realny strach. Nieugięta, rzeczowa, zdradzająca tylko tyle, na ile ma ochotę; trzymająca żelazną ręką wszystkich za twarz, otwarcie grożąca i mająca świadomość, że i tak może swoje groźby spełnić, mimo tego, że znajduje się tysiące kilometrów od statku.
Eksperymentalny lot zdaje się iść zgodnie z planem do momentu, aż podobni do ludzi nie zaczynają ewoluować i nabywać nowych zdolności. Zaczynają śnić, czuć emocje albo nawet rozwijać zdolności telepatii (jedna z moich ulubionych sekwencji, w której humanoidy siedzą przy stole i komunikują się bez słów – doskonałe), mimo, że program w nie wgrany nie ma w teorii takich opcji. Napięcie między ludźmi a nie ludźmi zaczyna narastać i od samego początku czujemy podskórnie, że to nie ma prawa skończyć się dobrze. Ludzie zaczynają w tej ogromnej samotności czuć coś do nie-ludzi a nie-ludzie coraz bardziej chcą być ludzcy. Między to wszystko wplątany jest jeszcze dziwny obiekt zgarnięty z jednej z planet, który załoga ze sobą przewozi. Czułem, że totalnie musi to być kawałek planety Solaris od Lema, która jest motorem napędowym tych wszystkich postępujących zmian.
Od strony wizualnej i technicznej Twarkowski jak zawsze dowozi pełną wywrotkę wspaniałości. W porównaniu do jego poprzedniej produkcji („Rohtko”) najnowszy spektakl wydaje się być kameralny ze względu na swoje gabaryty, ale w żaden sposób nie ujmuje mu to rozbuchania wizualnego i ogólnego rozmachu. Na scenie zbudowano niewielki kubik, który ma odgrywać rolę statku kosmicznego; wypełniono go lustrami, dużą ilością światła i aktorami (brzmi jak idealny przepis na spektakl). Cała akcja dzieje się w środku rzeczonego kubika i widzowie mają bardzo mały dostęp do tego, co się dzieje; większość akcji oglądają na ekranach zawieszonych po wszystkich stornach kostki, światła w środku pulsują i migają, aktorów zalewają feerie kolorów, a widzowie siedzą w ciemności nieprzeniknionej jak kosmos. Doskonałe zagranie, całe światło i energia dzieje się w środku statku, a my – jako obserwatorzy – jesteśmy poza nim i nie ma prawa być tam ani krztyny tej energii, która jest w środku .
Spektakl w moim odczuciu odbywa się dwutorowo, jeśli chodzi o treść. Jeden tor, ten krótszy, to dla mnie ogólna analiza tego, jak działa zorganizowana korporacyjność względem człowieka i na ile możemy sobie pozwolić na zaufanie do wielkich korporacji i konsorcjów (podpowiedź: nie możemy ani trochę, a najlepiej wcale). Dodatkowo uwypukla, że wielkie bezduszne firmy bez mrugnięcia okiem pozbędą się nas, gdy tylko przestaniemy być korzyścią a staniemy się jakimkolwiek problemem. Bez znaczenia czy jesteśmy ludźmi czy humanoidami; jesteśmy dla nich tylko cyferką na papierze, bez świadomości, uczuć i jakiegokolwiek znaczenia. Tylko cyfra na drodze do optymalizacji procesu. Drugi tor to dotykanie tematu: gdzie kończy się ludzkie prawo do kontroli nad sztuczną inteligencją i w którym momencie można powiedzieć o samoświadomości i co nas tak naprawdę różni od humanoidów – identycznych z ludźmi – różniących się jedynie tym, że są stworzone, a nie urodzone. Jakim prawem dajemy sobie nad nimi przewagę, skoro czują dokładnie to co my? Jest to doskonale podkreślone w spektaklu – ci sami aktorzy grają ludzi i „podobnych do ludzi”. Dochodzimy do tego, że momentami nie możemy określić czy widzimy człowieka czy nie. Dodatkowo nasuwa mi się pytanie: w jaki sposób chcielibyśmy stworzyć sztuczną inteligencję, która nie byłaby dla nas zagrożeniem, skoro nadal sami dla siebie nim jesteśmy? Jak chcemy nauczyć humanoidy dobra, skoro sami jesteśmy nadal targani animozjami, wściekłością i żądzami?
Od strony aktorskiej ta realizacja to jazda bez trzymanki, Maja Pankiewicz prezentuje nam aktorstwo totalne. Od zawsze ciutkę się jej bałem na scenie (zwłaszcza jak miała w rękach ostre przedmioty), ale tutaj naprawdę widzimy rosnącą w jej postaci wściekłość, która w finalnej scenie zostaje wypuszczona w tak niesamowity sposób i z taką klasą, że naprawdę dałbym się jej gonić po domu strachu z maczetą.
Niezmiennie Daniel Dobosz jest najpiękniejszy i kolejny raz pokazuje jaką ma klasę i piekielne umiejętności. Mógłbym patrzeć na niego do oślepnięcia. Dodatkowo sceny w których jest razem z Mają Pankiewicz są nieziemskie (zwłaszcza rozmowa na temat ich pierwszego spotkania, które zdarzyło się dwukrotnie).
Dodatkowo dołożę do tego zestawu Sonię Roszczuk. To, jak kreuje swoją postać na scenie, to, jak jest zimna i jak świdruje oczami powinno być nielegalne. Naprawdę przyjemnie się ogląda taką rolę na scenie. Od dawna była wspaniała (np. w „Kowbojach” Ani Smolar czy „Żonach Stanu…” Wiktora Rubina), ale tutaj naprawdę mam wrażenie, że pokazała całe mięcho, które w niej jest i czekam na więcej, żeby się móc jeszcze bardziej bać i jeszcze bardziej zachwycać.
Ponadto - szczere owacje na stojąca dla operatorów kamer: Iwo Jabłoński i Gloria Grünig wykonują tytaniczną pracę nakręcając tę skomplikowaną maszynę, będąc naszymi oczami, ale cały czas poza naszym wzrokiem.
Dlaczego więc na wstępie mówiłem, że miałem trochę racji z tym, że nie zawsze spektakle muszą wychodzić, skoro piszę o nim w samych superlatywach? Ano dlatego, że nie zniszczyła mnie emocjonalnie ta produkcja. Wychodziłem o wiele bardziej pogruchotany z „Rohtko”, a już na pewno bardziej pogruchotany z „Akropolis”. Ale to nie zarzut, po prostu to nie jest mój temat, o którym myślę na co dzień i o który się boję co noc.
Podsumowując: Twarkowski znowu to zrobił. Zrobił wybitne dzieło, które mam nadzieję będzie długo grane, żeby każdy mógł to zobaczyć, bo to nadal nowa jakość w teatrze. Dopracowany w każdym calu: wizualnie, muzycznie, aktorsko; ze szczyptą humoru z ogromnym ładunkiem emocjonalnym i nie o dupie Maryni, tylko o istotnym temacie. Bo nie sztuka zrobić coś, co jest tylko ładne albo tylko mądre. Sztuką jest zrobić coś, co przyciąga, a jak już podejdzie się bliżej, żeby nasycić oczy to wbija z zaskoczenia szpilę prosto w serce i prosto w mózg. Minęło już kilka dni od obejrzenia „The Employees”, a ja nadal o nim myślę. Kocham spektakle, które zakotwiczają się we mnie i nie chcą odejść.
Naprawdę marzę o tym, żeby Łukasz Twarkowski wyreżyserował moje życie. Chciałbym tak pięknie umierać jak bohaterowie jego spektakli, wśród ogłuszającej muzyki i porażających błysków stroboskopów, a nie na szpitalnym łóżku w ciszy przerywanej piskiem maszyn. Może tak będzie? Może tak naprawdę wygląda umieranie.
0 notes
marywoodartdept · 2 years
Text
Cause for Contemplation
Sarah, our Art History blogger, has returned from Italy and today talks about Art, mental health, Rothko, and The Rohtko Chapel in "Cause for Contemplation" #MarywoodArt #Painting #MentalHealth #CreativeExpression
Tumblr media
View On WordPress
1 note · View note
maquina-semiotica · 2 years
Text
Morton Feldman, "Rohtko Chapel 1"
0 notes
artsylockscreen · 6 years
Photo
Tumblr media Tumblr media Tumblr media Tumblr media Tumblr media Tumblr media
mark rothko lockscreens
like it if you saved it
294 notes · View notes
samiabdulnour · 6 years
Video
undefined
tumblr
HOMAGE ROTHKOVI
no.41
Ze série videoobrazů vycházejících z tvorby Marka Rothka
1 note · View note
benzinaocenere · 7 years
Text
Sei caldo e distaccato come un quadro di Rothko.
1 note · View note
ilgattonero · 3 years
Text
Lista dei libri che vorrei leggere (aggiornata al 10/1/21)
Sylvia Plath - La campana di vetro
Sylvia Plath - Tutte le poesie
Sylvia Plath - I diari ( devo capire se in italiano c'è anche la versione non censurata dei diari e se nella versione non censurata sono presenti anche quelli presenti in quella censurata)
Jacob Baal-Teshuva - Rohtko (da capire se esiste anche la versione in lingua italiana di picture as a drama, sembrerebbe di sì, ma non riesco a trovarla)
9 notes · View notes
masssiva · 3 years
Text
1 note · View note
castelnou · 2 years
Photo
Tumblr media
artwork by mark rohtko
0 notes
quarantacinque · 4 years
Text
Tumblr media Tumblr media Tumblr media
diy imitando rohtko ( tele, tinta per muro e pigmento blu)
1 note · View note
malmalwas · 7 years
Photo
Tumblr media
Inspiration is a weird thing. Who knows how it works... #rohtko #inspiringartist #abstractart #blue #acrylicpainting #inspired #intuitivepainting #inspiration #wave #wavesofcolour #acrylicsonpaper #paletteknife #paintingoftheday #painting #acrylicpaintings #workinprogress #wip #acrylicart
0 notes
teatralna-kicia · 1 year
Text
Tumblr media
7 wspaniałych - najlepsze spektakle 2022
Rohtko
Teatr im. Jana Kochanowskiego w Opolu
reżyseria: Łukasz Twarkowski
Pisałem osobny tekst poświęcony w całości temu konkretnemu spektaklowi, więc nie będę się już tak bardzo wdawał w szczegóły w tym zestawieniu. Jest to dla mnie przykład teatru kompletnego, zapadającego w pamięć i dotykającego odpowiednie miejsca we flakach. Człowiek po obejrzeniu „Rohtko” długo będzie o nim pamiętał, bo to przejmująca kreacja zespołowa; tu przez ‘zespół’ mam na myśli nie tylko aktorów, ale też reżysera, dramaturżkę, zespół technicznych, oświetleniowców –  i tak dalej mogę wymieniać w nieskończoność.
Chciałbym oglądać więcej takich spektakli: angażujących intelektualnie, ale też porywających wizualnie i muzycznie. Najlepszym dowodem na to, jak zapadającą w pamięć sztukąjest ten spektakl, powinien być fakt, że naprawdę do dziś nawiedzają mnie w snach sceny, które zobaczyłem w trakcie przebiegu tego spektaklu. Jestem wdzięczny losowi, że udało mi się żyć w tym samym czasie kiedy Twarkowski robi swoje realizacje. 
2. Łatwe rzeczy
Teatr im. Jaracza w Olsztynie
reżyseria: Anna Karasińska
Anna Karasińska fascynowała mnie od dawna, bo jej mikro-spektakle przy użyciu minimalnych środków nigdy nie pozostawiały mnie obojętnym. Nadal wspominam „Wszystko Zmyślone” z Teatru Starego, które zdjęto po dosłownie kilku przebiegach i do dziś mi się marzy, żeby zdobyć w jakiś magiczny sposób rejestrację tego spektaklu, bo był doskonały.
W „Łatwych rzeczach” Karasińska przygląda się pod swoim czułym szkłem powiększającym roli aktorki na scenie, a także roli jej ciała na scenie. Niespełna godzinny spektakl dźwigają dwie aktorki: Irena Telesz-Burczyk oraz Milena Gauer. Obie doskonałe, każda grająca w innej estetyce, ale tworzące naprawdę doskonały dwugłos. Nurzamy się w rozważaniach na temat właśnie tych prostych rzeczy w teatrze, które tak realnie tylko wydają się proste, a stoi za nimi zwykle cała fura strachu, lęków, ale też dobrych wspomnień. Co ciekawe, spektakl jest stworzony tak, że czuję się jak pod ciepłym kocykiem, jest wesoło i widz czuje się zaopiekowany; jednak mimo to, gdy ten kocyk zdejmujemy, zaczynamy czuć, że to był kocyk z blachy, który tak naprawdę wyziębił nas od środka, a cała ta wesołość była jedynie po to, by ukryć prawdziwe dramaty.
Najmocniej zapadła mi w pamięć scena, gdy pani Irena Telesz-Burczyk opowiada o tym, że ona zawsze realne wydarzenia z życia traktuje jako wprawki do ról scenicznych i że wszystkie doświadczenia chce przekuwać w coraz lepsze role; a więc po co umierać, skoro już tego nie wykorzysta w żadnej sztuce w scenie umierania? Takie umieranie ‘na sucho’ w teatrze nigdy nie będzie tak przejmujące i prawdziwe jak umieranie naprawdę. W dodatku, chociaż dublowanie roli w spektaklu jest normą, w tym konkretnym spektaklu, w którym gra ona samą siebie, nie będzie się dało znaleźć dublera, bo przecież kto by chciał grać ją samą.
Niby oczywiste, niby proste, ale mnie zmroziło. Teatr cichy, często uciekający nam z pola widzenia, ale mający siłę rażenia bomb.
Bardzo bym chciał, żeby Karasińska jeszcze kiedyś mnie zbombardowała.
3. Wymazywanie
Narodowy Stary Teatr w Krakowie
reżyseria: Klaudia Hartung-Wójciak
Kolejny spektakl, który wziął mnie z zaskoczenia. Zastanawiałem się jak z prawie 700 stronicowej powieści Bernharda można stworzyć godzinny spektakl. Jak widać: da się i to ze skutkiem pozytywnym. Ciekawa scenografia i choreografia scen zbiorowych mocno przyciągała mój wzrok w czasie spektaklu. Jednak mój zachwyt wynika chyba głównie z tego, w jakim momencie swojego życia obejrzałem „Wymazywanie”. Cały monolog wewnętrzny z książki Bernharda rozpisano pomiędzy różnych aktorów, rozbijając go na krótkie scenki, dziejące się obok siebie, jedynie zazębiające się i tworzące w ten sposób deliryczny trans wyjący bez przerwy o przemijaniu, o tym jak nie da rady się wrócić do dobrych lat. Sceny nakładają się na siebie i wypływa z nich obraz człowieka dojmująco zagubionego i obdartego ze szczęścia i spokoju ducha. Co go tutaj jeszcze trzyma, nie wiem i chyba nie chcę wiedzieć.
Doskonale oglądało mi się na scenie aktorów Starego w tak angażującym spektaklu. Jak zawsze, moje serduszko biegnie do Romana Gancarczyka, on mógłby reklamować Stoperan, a i tak byłbym urzeczony.
4. Wujaszek Wania
Teatr Ludowy w Krakowie
reżyseria: Małgorzata Bogajewska
„Wujaszek Wania” z Teatru Ludowego wziął mnie szturmem. Kiedy oglądałem, co dzieje się na scenie, czułem się jakbym oglądał jedną z tych imprez rodzinnych, na której nikt tak naprawdę nie chce być, ale musi, bo to ostatnie święta, kiedy żyje babcia; w powietrzu unosi się świadomość tego, że utknęło się w tym miejscu i nie ma szansy aktualnie ruszyć dalej.
Kolejny smutny spektakl na mojej liście; cóż, może to jest mój klucz dobierania sobie teatru, nic na to nie poradzę.
Bardzo dobrym pomysłem było postawienie dworu, w którym się dzieje akcja, w stan permanentnego remontu. Totalnie dawało to wrażenie, że ten świat się skończył, a ludzie, którzy utknęli w tym dworze, też powinni już odpuścić i dawno się skończyć, ale nie są w stanie. Wszyscy rozedrgani mężczyźni, każdy z nich walczący z jakimś kryzysem w sobie, nie mający nic z dziarskich chłopów z Czechowa. Niania, która w dramacie była rezolutną i ruchliwą staruszką, tutaj jest zdemenciałą seniorką, która pamięta jedynie urywki dawnego świata. Cała ta nadbudowana opowieść dotkliwie pokazuje na jakim rozdrożu znaleźli się uczestnicy tego dramatu i jak bardzo my sami obecnie jesteśmy do nich podobni. Cała śmieszność dramatu Czechowa wyparowała pozostawiając jedynie chłód ludzi-szczurów zamkniętych w niekończącym się kołowrotku życia, bez perspektywy jakiegokolwiek odpoczynku.
Pierwszą wisienką na torcie tego przedsięwzięcia jest Maja Pankiewicz jako Sonia – doskonała rola, która utwierdziła mnie w przekonaniu, że to jest naprawdę fenomenalna aktorka. Obserwowałem ją od czasu „Sędziów” w Teatrze Ludowym, gdzie zahipnotyzowała mnie swoją rolą Joasa.
Drugą wisienką jest Piotr Franasowicz w roli Astrowa, który doskonale przedstawia lekceważącego świat lekarza z problemem alkoholowym. Nie można od niego oderwać oczu. Jeszcze więcej Franasowicza w spektaklach poproszę (i proszę mi go oddać do roli Jeszuy w „Mistrzu i Małgorzacie”).
Czy ten spektakl mnie zniszczył? Oczywiście. Czy mi się to podobało? Jeszcze jak.
5. Next Level
Teatr AST w Krakowie
reżyseria: Marcin Liber
Nie często chadzam do Teatru AST, nie wiem dlaczego. Ale dobrze, że przypadkiem postanowiłem wpaść na „Next Level” Marcina Libera. Czy to była najlepsza decyzja w życiu? Nie, bo najlepszą decyzją było kupno thermomixa. Czy była to dobra decyzja teatralna w roku 2022? TOTALNIE!
Spektakl przechodzi przez różne sekty i organizacje religijne, analizując jak wyglądały i przedstawiając nam mechanizmy, jakie nimi kierowały. Z pozoru nie brzmi to porywająco, ale to, jak reżyser wraz z aktorami traktują ten teatr, powoduje, że nie można się oderwać od tego co się dzieje na scenie. Młodzi aktorzy dźwigają ten 2-godzinny spektakl tak niestrudzenie, że aż poczułem ochotę, żeby dołączyć do ich sekty. W moim serduszku na pewno pozostanie Oskar Jarzombek, bo ma tak ogromną energię i charyzmę, że dominował sobą całą przestrzeń. Muszę go obserwować, żeby przypadkiem nie stracić jego żadnego występu w przyszłości, bo jest on tym super dzieciakiem z sąsiedztwa, z którym powinieneś się kolegować.
Dodatkowo na uwagę zasługuje scenografia Mirka Kaczmarka; to niesamowite, jak cała przestrzeń jest zaaranżowana.Nie wiem jak można za pomocą trzech kotar i stosu krzeseł ogrodowych zrobić taką magię, ale ogromne ukłony za to.
W sumie bardzo mi szkoda, że spektakle dyplomowe znikają tak szybko, jak się pojawiają, bo naprawdę chętnie bym zobaczył jeszcze raz tę wirtuozerię.
Świetna rzecz, angażująca i totalnie zabawna, mimo momentami poważnego tematu.
6. Śmierć Jana Pawła II
Teatr Polski w Poznaniu
reżyseria: Jakub Skrzywanek
Spodziewałem się beki i natrząsania z „Barki” i kremówkowego potwora, a dostałem studium umierania totalnie na serio.
Jakub Skrzywanek postanowił z reporterską wręcz dokładnością godzina po godzinie zrekonstruować to, jak umierał Jan Paweł II. Dodatkowo, wszystkie momenty, które mogły być odebrane jako wyśmiewanie całej sytuacji były, jak się okazało, rzeczami, które realnie się wydarzyły: na przykład to, że w czasie agonii papież musiał święcić suknie dla matki boskiej. Wstrząsające zestawienie obrazu konającego człowieka z biurokratyczną wręcz maszyną kościoła, w której nawet nie pozwala się umrzeć w spokoju.
Spektakl był do tego stopnia wstrząsający, że naprawdę zacząłem współczuć Wojtyle, że tak musiały wyglądać jego ostatnie dni życia; do samego końca był dojony przez wiernych i współpracowników. Niemniej jednak, były to mechanizmy, które doskonale znał, bo nie znalazł się na tronie Piotrowym przypadkiem i wiedział, jak wygląda cała organizacja kościelna.
Tytaniczna jest rola Michała Kalety, naprawdę niesamowicie doceniam takie fizyczne role, które stawiają aktora wręcz na skraju zapaści. Widać tutaj ogromy kunszt i kontrolę swojego ciała. Zapadająca w pamięć rola i nie wiem czy już do końca Kaleta nie będzie dla mnie „tym gościem od Jana Pawła”.
Wychodząc po spektaklu słyszałem parokrotnie oburzone osoby, które pytały swoich towarzyszy teatralnych „o czym w sumie był ten spektakl”. A więc plot twist – spektakl jest o umieraniu. Dostajemy dokładnie to, co nam obiecuje tytuł, spektakl pełen szacunku, pokazujący dokładnie co się działo i jak to prawdopodobnie wyglądało.
Mocny, bezkompromisowy teatr, który udowadnia, że nie trzeba tworzyć rozbuchanych inscenizacji, żeby poruszać ważne tematy.
7. Iliada
Teatr Ludowy w Krakowie
reżyseria: Jakub Roszkowski
Listę 7 wspaniałych zamyka spektakl, który przemknął się przez repertuar nie robiąc żadnego większego hałasu; nie dziwię się, bo nie jest to spektakl dla wszystkich i ma swoje mankamenty, jednak w ogólnym rozrachunku wychodzi obronną ręką, a mnie najzwyczajniej w świecie po prostu bardzo się podobał.
Jakub Roszkowski przygotowuje nam bieg przez „Iliadę” Homera, ale z zachowaniem wszystkich ważnym momentów i z pełnym szacunkiem dla tekstu.
Kolejny raz Mirek Kaczmarek stworzył doskonałą scenografię od której nie sposób oderwać oczu. Ogromny przepołowiony koń (trojański) i wysoka betonowa ściana ustawia nas w przestrzeni niejednoznacznej, dla mnie niemalże równoznacznej z przestrzenią Swedenborga.
Wojna trwa od lat, nikt już nie wie o co chodzi i dlaczego trwa, ale trwa. Zdziecinniali bogowie na dmuchanych konikach dla dzieci (bardzo dobra rola Kajetana Wolniewicza jako Dzeusa) sterują biednymi ludźmi, którzy już nie chcą w tym brać udziału, chcą jedynie spokoju. Jedyne, co zostało z początkowej siły od walki to gorycz i zmęczenie.
Koń trojański – zamiast być przepustką dla Greków do Troi – jest tunelem, którym Trojańczycy dostają się do Achajów, aby obserwować działania wroga. Spektakl doskonale pogrywa z tym, kto tak naprawdę jest najeźdźcą. 
Mechanizmy wojny nie zmieniają się od czasów Homera, co ten spektakl dobitnie podkreśla; bogaci wszechmocni, bawiąc się doskonale, nadal rzucają na rzeź zwykłych ludzi i patrzą jak ci wzajemnie się zarzynają.
Bardzo subtelny, momentami realnie zabawny dzięki aktorom, którzy wyglądają jakby naprawdę dobrze się czuli w tym, co robią na scenie. Widać tutaj naprawdę wspaniałą moc zespołu Ludowego, której dawno nie widziałem w jego spektaklach.
Spektakl jest też doskonałym, świadomym komentarzem do tego, co dzieje się w Ukrainie; moc oklasków dla tytułu zamykającego moją listę, bo dawno nie widziałem tak dobrego wystawienia klasyki.
0 notes
jadorevraimentca · 3 years
Photo
Tumblr media
Les robes Dylan qu'on Adooooore, celle si en Rohtko un beau rose étoilé 🌹⭐ This Beauty is Available in Store My Lovelies Disponible en Boutique Mes P'tites Mômes www.jadorevraimentca-boheme.design #laptitemomebohemechic #magnoliapearl #magnoliapearlclothing #Mpdesign #robes #bohemian #bohemechic #bohème (à France) https://www.instagram.com/p/CQGrD_Trcq5/?utm_medium=tumblr
0 notes