Tumgik
#siedem dalekich rejsów
szara-bakeneko · 6 months
Text
Wraca się jedynie do tych, których się kocha. Nie wraca się tam, gdzie jest się tylko kochanym. Wraca się wyłącznie do tych, których się kocha.
- Leopold Tyrmand, Siedem dalekich rejsów
387 notes · View notes
Photo
Tumblr media
"Człowiek jeździ do Białegostoku czy Jeleniej Góry, do Łodzi lub Gdańska i udaje mu się nawet zdobyć pokój w hotelu. Po czym rusza na miasto pełen nadziei. I nigdy nie może trafić dziewczyny, która byłaby naraz samotna, piękna i niegłupia." - Leopold Tyrmand, Siedem dalekich rejsów
0 notes
fight-hope · 7 years
Quote
Wraca się jedynie do tych, których się kocha. Nie wraca się tam, gdzie jest się tylko kochanym. Wraca się wyłącznie do tych, których się kocha. Albo nie wraca się nigdzie i do nikogo. Po prostu jedzie się dalej.
Leopold Tyrmand "Siedem dalekich rejsów"
7 notes · View notes
wrazliwy-ktos · 3 years
Text
“Dziś pesymizm nie jest ani wysiłkiem, ani niezależnością. Jest pierwszym wrażeniem po rozejrzeniu się dookoła. Stanowi najprostszy wniosek, jaki można wyciągnąć z obserwacji. Jest światopoglądem łatwiejszym.
Ale dostrzegać dół kloaczny, zdawać sobie sprawę z jego głębi i smrodu, a mimo to pozostawać optymistą… to sztuka. Oto dumne bohaterstwo naszego czasu. Oto wspaniała, trudna, niebezpieczna, szlachetna ekwilibrystyka moralna, na którą tak niewielu może się zdobyć”.
Leopold Tyrmand - “Siedem dalekich rejsów”
2 notes · View notes
mschocolateworld · 4 years
Quote
- Słabo pan zna kobiety, mój przyjacielu. Na dnie najczystszej przyjaźni migoce iskierka kokieterii. – Słabo zna pani mężczyzn, młoda damo. Na dnie najczystszej choćby przyjaźni tli się płomyczek pożądania. Bez tych płomyczków i iskierek przyjaźń byłaby tylko znajomością.
Leopold Tyrmand - “Siedem dalekich rejsów”
4 notes · View notes
bubblesdiaries · 7 years
Quote
Właśnie drobne defekty budzą tkliwość. Nie kocha się doskonałości, lecz proporcje i to czasem bardzo niedoskonałe
Leopold Tyrmand "Siedem dalekich rejsów"
1 note · View note
loveeyourselfbaby · 7 years
Quote
"Właśnie drobne defekty budzą tkliwość. Nie kocha się doskonałości, lecz proporcje i to czasem bardzo niedoskonałe. Czasem fakt, że czyjeś brwi są zbyt blade, a usta za szerokie, jest przyczyną fali czułości."
~ Leopold Tyrmand "Siedem dalekich rejsów" Cudownie prawdziwe
2 notes · View notes
jestemjeden · 4 years
Quote
Właśnie drobne defekty budzą tkliwość. Nie kocha się doskonałości, lecz proporcje i to czasem bardzo niedoskonałe. Czasem fakt, że czyjeś brwi są zbyt blade, a usta za szerokie, jest przyczyną fali czułości.
Leopold Tyrmand, “Siedem dalekich rejsów”
0 notes
uuu-raz · 6 years
Text
"(...) kiedy coś się kończy, pojawia się mnóstwo drobnych pretensji i uraz. Najgorsze, że nie ma kiedy ich wypowiedzieć, gubią się w toku wypadków, wczorajsze tracą ważność na rzecz dzisiejszych, te sprzed dwóch godzin wypychane są przez te teraz. A jutro już przyjdą nowe. W ten sposób nawarstwia się mur nie do przebycia, rozdzielający dwoje ludzi. Małe, już nieaktualne uchybienia i żale niszczą bezlitośnie. Są nieważne, a przecież zabijające".
Leopold Tyrmand "Siedem dalekich rejsów"
0 notes
rebelkye-blog1 · 6 years
Text
Do Darłowa i z powrotem
Recenzent: Konrad Urbański (Bloom) „Siedem dalekich rejsów” to raptem 191 stron lektury. Nie trzeba jednak wielkiego miasta, ekscentrycznych postaci ani porywającej, wartkiej akcji – Tyrmand udowadnia, że znakomitą powieść można napisać, wykorzystując literacko urok Darłowa czy niezbyt wciągające z perspektywy zwykłego czytelnika przemiany historyczne. Połowa czerwca, rok 1946. Legia Warszawa rozgrywa spotkanie z Partizanem Belgrad. Następnego dnia ma się odbyć referendum „3xTak”. Na stadionie, w zupełnie innych sektorach, znajdują się Stanisław Mikołajczyk oraz Leopold Tyrmand. Partyjni z PPR i PPS próbują w przemówieniach zohydzić Polskę przedwojenną i przekonać zgromadzonych do wzięcia udziału w zbliżającym się głosowaniu. Nagle rozlegają się narastające okrzyki: „Mikołajczyk! Ratuj Polskę!”. Kibice skandują, sektor dziennikarzy milczy. Wstaje jedna osoba z loży prasowej – Leopold Tyrmand. Wstaje i zaczyna ostentacyjnie klaskać. Oto pisarz współcześnie zapomniany (wydawnictwu MG należą się szczere podziękowania za wznowienie jego utworów), który karierę literacką poświęcił dla swoich zasad i dla wolności. Autor „Złego”, fenomenalnego „Dziennika 1954”, „Cywilizacji komunizmu” czy „Siedmiu dalekich rejsów”. Tę ostatnią pozycję, co sam wyznaje w krótkim wstępie, pisał nie mając nadziei na publikację: „Jej pierwsza część pisana była w roku 1952, bez szans na publikację, i odłożona do szuflady. W 1957, w zmienionych na krótko warunkach, warszawski Czytelnik przekonał mnie, że warto kontynuować. […] Czytelnik wydrukował książkę, lecz jej nie wydał na skutek interwencji cenzury. Uzasadnienie konfiskaty: pornografia i obrona inicjatywy prywatnej”[1]. Faktycznie – z każdą kolejną stroną czytelnik coraz lepiej rozumie, dlaczego cenzorski ołówek wykreślił tę powieść z planów wydawniczych. Tyrmand to nie Lem czy inny z całego szeregu autorów, którzy pod przykrywką mowy ezopowej przekazywali swoje opinie o panującym w Polsce ustroju. Może nie potrafił, może wrodzone poczucie wolności i twarde zasady nie pozwalały mu na żadne „podbarwienie” opowieści. Jakby faktycznie stawiał wszystko na jedną kartę. Fabuła z pozoru wygląda niewinnie. Wczesną wiosną 1949 roku do Darłowa jednym pociągiem przyjeżdżają Jan Ronald Nowak oraz Ewa Kniaziołęcka. On chce uciekać na Zachód, załatwiając jeszcze po drodze kilka ciemnych interesów. Ona jest konserwatorem zabytków, a w miasteczku znajduje się kościół, którego renowacją ma się zająć. Błyskawicznie nawiązuje się między nimi romans. Romans rozgrywający się głównie w niezwykle błyskotliwych, żywych dialogach, które są nie tyle ozdobą, co motorem tej powieści. To właśnie dzięki nim, nie długim, skomplikowanym i przeciążonym słowem opisom, nakreślił Tyrmand rewelacyjne postacie, gładko i głęboko zapadające w czytelniczą pamięć. ebook ściągnij Ile uroku, jaki trudno uświadczyć w całym mnóstwie innych powieści, kryje się w dwóch zdaniach wymienionych przez bohaterów: „– Podoba mi się pański płaszcz – powiedziała. – Mnie się podoba pani i płaszcz – uśmiechnął się Nowak”[2]. Świeżo nawiązana relacja, wraz ze wszystkimi jej konsekwencjami, meandrami, zakrętami, niepewnością pierwszych chwil oraz otwieraniem się przed drugim człowiekiem i dla drugiego człowieka… Każdy z tych aspektów znajduje odzwierciedlenie w trafnym zdaniu, zgrabnej metaforze, wychodzącej z ust tego czy innego bohatera, grzecznej, ale podszytej perwersją składni. Gdzieś w tle rozgrywa się Historia, czyli przekształcanie inicjatywy prywatnej w państwową – odbieranie drobnym i większym przedsiębiorcom majątku, doprowadzanie ich do ruiny. Madame Kraal, Krztynka, Łagodny to pierwsi przegrani Polski Ludowej, która miała hojnie i sprawiedliwie obdzielać swoje dzieci owocami ich solidarnego trudu. Niestety, wyszło jak zwykle, Historia zrobiła sobie z nich gruby żart. Tyrmand zaledwie szkicuje obok romansu zwykłą ludzką tragedię, śmiejąc się z „nieuchronności procesów dziejowych” i absurdów, do jakich doprowadza każdy odgórnie sterowany „proces dziejowy”. Jest jeszcze Darłowo – leżące gdzieś na uboczu miasteczko portowe ze swoim specyficznym klimatem „Dzikiego Zachodu”. Hotele, ośrodki wypoczynkowe, knajpki ze ściankami złożonymi od podłogi do sufitu z butelek podrobionych trunków (oczywiście – podłego sortu), zniszczony i rozszabrowany kościółek oraz wisienka na torcie: prowincjonalne muzeum, oferujące odwiedzającym „to, co zwykle”, czyli przegląd klasycznych eksponatów Ziem Zachodnich (takich, które miały przekonać niedowiarków o rdzennie polskim rodowodzie tych terenów). Wszystkie składniki – bohaterów, Historię, klimat małego miasta – spaja trójdzielna kompozycja (po jednym dniu na poszczególne wydarzenia). Umieszczenie na początku krótkiego spisu postaci – „Anecdotis Personae” – nadaje powieści klasyczny charakter, którego naczelnym wyznacznikiem jest poczucie klęski, osamotnienia i porażki. Bo w gruncie rzeczy jest to książka o przegranych. I nie chodzi wcale o utratę małych, prywatnych inicjatyw, rujnującą dalszą egzystencję, a, jak to zwykle bywa, o znacznie więcej. Jedyne, do czego miałbym zastrzeżenia to fakt, że gdzieś po drodze autor się potyka i powieść traci wiele ze swojej finezji. Akcja, dialogi, postacie robią się jakby bardziej przejrzyste, z kolei motywacje tych ostatnich – na tyle zagmatwane, że w zasadzie trudno się połapać, kto z kim i dlaczego. Ale to jakieś 50 stron. A reszta? Nie jest milczeniem, bo takiej literackiej eksplozji jak Tyrmand można ze świecą szukać. I nie znaleźć, jasna sprawa. --- [1] Leopold Tyrmand, „Siedem dalekich rejsów”, wyd. MG, 2017, s. 5. [2] Tamże, s. 10. Autor: Leopold Tyrmand Tytuł: Siedem dalekich rejsów Wydawnictwo: MG, 2017 Liczba stron: 200 Ocena recenzenta: 5/6
0 notes
pisemnie · 7 years
Text
"Właśnie drobne defekty budzą tkliwość. Nie kocha się doskonałości, lecz proporcje i to czasem bardzo niedoskonałe. Czasem fakt, że czyjeś brwi są zbyt blade, a usta za szerokie, jest przyczyną fali czułości."
Leopold Tyrmand "Siedem dalekich rejsów"
0 notes
already--tired · 7 years
Quote
Właśnie drobne defekty budzą tkliwość. Nie kocha się doskonałości, lecz proporcje i to czasem bardzo niedoskonałe. Czasem fakt, że czyjeś brwi są zbyt blade, a usta za szerokie, jest przyczyną fali czułości.
Leopold Tyrmand "Siedem dalekich rejsów"
0 notes
atoirtapyntums · 8 years
Quote
Wraca się jedynie do tych, których się kocha. Nie wraca się tam, gdzie jest się tylko kochanym. Wraca się wyłącznie do tych, których się kocha. Albo nie wraca się nigdzie i do nikogo. Po prostu jedzie się dalej.
Leopold Tyrmand,  Siedem dalekich rejsów
2 notes · View notes
betulae-folium · 11 years
Quote
Wraca się jedynie do tych, których się kocha. Nie wraca się tam, gdzie jest się tylko kochanym. Wraca się wyłącznie do tych, których się kocha. Albo nie wraca się nigdzie i do nikogo.
Leopold Tyrmand.
906 notes · View notes