Don't wanna be here? Send us removal request.
Photo

A na deser lody :)
Na deser, na obiad, na kolację, na śniadanie. No tak, jak się jest takim łasuchem jak ja to dieta wita jest najlepszym rozwiązaniem.
Lody są mega proste w przygotowaniu, bez cukru i innych dziwnych dodatków i oczywiście raw. Na pewno wielu z was widziało już ten patent na robienie lodów owocowych na bazie mrożonych bananów. Taki filmik na FB widziałam również ja i oczywiście wypróbowałam ten patent. Efekt jest wyjątkowo smaczny. Robiłam już takie lody bananowe, bananowo-truskawkowe i kakaowe. Wszystkie są pyszne!
To co widzicie na zdjęciu to oczywiście lody bananowo-kakaowe, najlepsze jakie mi do tej pory wyszły, (udało mi się w końcu nie przesadzić z ilością kakao). Składniki na takie lody, (ok.4 porcji), to:
- 4 dojrzałe banany
- 2 czubate łyżki surowego kakao
- szczypta kardamonu
Banany najpierw kroimy w plastry i mrozimy parę godzin. Po zmrożeniu, jak już są twarde jak kamień, wrzucamy je do mocnego blender lub melaksera i powoli rozkruszamy i mielimy. Dodajemy kakao i kardamon, blendujemy jeszcze ok. 2 min do uzyskania gładkiej masy i gotowe. Można zjeść od razu wszystko, albo tylko trochę, a resztę ładujemy do pojemnika i przechowujemy w zamrażarce jak normalne lody.
Pycha!
#lody#lodynaturalne#wegańskie lody#wegańskie słodycze#wegańskie#vegan#raw vegan#vita#vitariańskie lody
1 note
·
View note
Photo

Ostatnia rzecz, która powstrzymuje mnie przed dietą w 100% surową to fakt, że tak dobrze gotuję na gastro fazie.
Szpinak jest właśnie w pełni sezonu. W osiedlowym warzywniaku kupiłam go całą reklamówkę z jakieś grosze. Do tego makaron pszenny pełnoziarnisty, czosnek, ser z błękitną pleśnią i jogurt grecki. Przyprawione pieprzem czarnym i łyżeczką pasty z suszonych pomidorów. Pamiętajmy, żeby nie podgrzewać całości po dodaniu jogurtu i nie przydusić za bardzo szpinaku. Zostawmy przy życiu bakterie jogurtowe i choć trochę chlorofilu. Będzie lepsze.
0 notes
Photo

BatonPunk
Kolejna porcja słodyczy, której mi nikt nie ograniczy.
Takie tam słodkości dla zdrowych kości.
Dobrze, koniec już z tymi rymami, oszczędzę Wam. Napiszę lepiej co, dlaczego i jak.
Co:
Owocowe wegańskie super batony. Nie muszę chyba pisać, że bez rafinowanego cukru. W pełni wegańskie, hura! i surowe! Hura! Hura!
Dlaczego:
Ostatnio w zwyczajnych sklepach i Biedronkach zaczęły pojawiać się jadalne zamienniki pustych kalorii w postaci takich całkiem fajnych batonów na bazie daktyli i innych suszonych owoców. I nie są to już tylko mega drogie malutkie batoniki Hipp’a dla bobasów, ale normalnych rozmiarów batony w całkiem znośnych cenach. Na przykład Dobra Kaloria wypuściła też takie fajne batoniki. Czytam skład, (jak zawsze), patrzę, a tam tylko daktyle, olej słonecznikowy i czasami jakieś orzechy, albo płatki zbożowe, albo inne owoce suszone. Pomyślałam sobie, zrobię i ja.
Jak pomyślałam tak zrobiłam i oto są.
Jak:
Masa podstawowa to zblendowane na gładką masę daktyle, rodzynki i żurawina w proporcjach 3:1:1, (garście oczywiście). W świecie idealnym pewnie wystarczy te suszki po prostu wrzucić do super blendera kielichowego i po kilku minutach cichej pracy robota masa gotowa. Ja niestety posiadam dziadowski sprzęt, blender ręczny Zelmera o niezbyt imponującej mocy z ułamanym ząbkiem i chiński melakser, który dostałam w prezencie. Nie będę się oszukiwać, że tym dam radę zmielić suszone, kleiste owoce, dlatego najpierw zalałam je letnią wodą na ok.1h żeby zmiękły. Następnie owoce odsączam i wrzucam do melaksera, gdzie z słuchawkami ochronnymi na uszach blenduję je długo i cierpliwie do uzyskania gładkiej masy. Po zmieleniu dodaję jeszcze pół szklanki roztopionego oleju kokosowego. Masa podstawowa jest gotowa, co dalej? Dalej dodaję do masy garść płatków owsianych, ale równie dobrze można dodać inne ziarno, płatki, orzechy. Dzielę masę na dwie części i jedną wykładam już na papier i rozsmarowuję. Do drugiej dodaję banana i dwie czubate łyżeczki surowego kakao, ponownie blenduję i mam drugi smak. Wszystko super i proste, ale ... Ale okazuje się, że powstała masa jest bardzo wilgotna i za nic nie przypomina kupnych batoników. Rozsmarowuję więc i drugą masę na papierze, powiedzmy na jakieś pół centymetra grubości i suszę. Ja wiem, że niektórzy z was Wita-cwaniaki mają takie fancy suszarki do jedzenia, ale ja jestem biedna i takiego super sprzętu nie posiadam. Dlatego otwieram swój stary dobry piekarnik, na kratce wykładam jeden papier, niżej drugi, włączam obieg, nastawiam temperaturę na najniższą i nie zamykam drzwiczek. Nie jest to sytuacja szczególnie komfortowa, wiatraczek hałasuje, a proces suszenia jest dosyć długi, kilka godzin, i trzeba te placki co jakiś czas przekładać na druga stronę, żeby się równo suszyły, ale warto. Batony są i są super! Naprawdę pycha.
Zastanawiałam się w jakich warunkach i jak długo te batoniki przechowywać. Wymyśliłam, że najlepiej im będzie w papierze w lodówce, ale mam pewne podejrzenia, że to może nie być najlepszy pomysł. Dziś rano je tam wkładałam, dwie warstwy obu smaków były.... Były... Kurcze, mam wrażenie, że ktoś mi je podjada.
Ze stołu też zniknęły...
2 notes
·
View notes
Photo

Wszyscy jesteśmy czyimś dziećmi. Dziś na deser praliny na surowym kakao. Mniam. Trzy składniki, nic więcej nie trzeba. Olej kokosowy Kakao Miód
Spód jest solidną deserową czekoladą, czyli w rozpuszczonym oleju koko (ok. 2 łyżki) mieszamy czubatą łyżeczkę surowego kakao, wylewamy do schłodzonych foremek i wstawiamy na chwilę do zamrażarki. Resztę oleju w temperaturze pokojowej (miękki ale nie za miękki i nie za twardy) miksujemy na najwolniejszych obrotach mikserem, aż się napuszy (jak krem do tortu). Dodajemy łyżkę miodu (spadziowy u mnie), dwie łyżeczki surowego kakao i dalej wolno miksujemy do uzyskania gładkiej puszystej masy. Wyjmujemy z zamrażarki foremki z czekoladą, nakładamy masę słodką i wkładamy z powrotem do zamrażarki. Po 10 minutach raczymy się czekoladkami.
Dziś dzień dziecka, raczcie się.
1 note
·
View note
Photo

Poniedziałek wymaga szczególnej troski. Dlatego na deser mam dziś również surową czekoladowo bananową tartę. Jak zwykle bez cukru, bez pieczenia, bez jajek.
Spód; (tak naprawdę spód w surowych tartach to zawsze kilka garści zmielonego ziarna i orzechów połączonych olejem kokosowym i słodzonych miodem, albo zmielonymi daktylami czy rodzynkami):
- tym razem na spodzie jest garść zmielonego słonecznika, garść wiórków kokosowych i garść płatków owsianych
- do tego łyżeczka kardamonu, pół łyżeczki cynamonu
- łyżka miodu (lipowy), weganie mogą go zastąpić daktylami lub rodzynkami
- pół szklanki roztopionego oleju kokosowego
- całość wyrabiamy w rękach jak kruche ciasto, wylepiamy spód formy i wstawiamy na chwilę do zamrażarki;
W tym czasie robimy mus bananowo czekoladowy:
- dwa dojrzałe banany i i garść moczonych daktyli
- dwie łyżki kakao
- dwie łyżki roztopionego oleju kokosowego
- wszystko blendujemy na gładką masę
- wyciągamy z zamrażarki spód tarty i wylewamy masę, wstawiamy ponownie do zamrażarki;
Robimy czekoladę na wierzch:
- dużą łyżkę oleju kokosowego roztapiamy w kąpieli wodnej
- dodajemy dwie łyżeczki kakao
- mieszamy energicznie, wyciągamy tartę z zamrażarki i wylewamy naszą czekoladę na wierzch
- całość wstawiamy jeszcze na jakieś 5 minut do zamrażarki i gotowe.
Smacznego ;)
1 note
·
View note
Photo

Co ja tam jem.
Pracuję w domu, ale to nie znaczy, że nie pracuję. Jednakowoż w pracy również jem. Dziś na przykład było raw. Nie uwierzycie, ale naprawdę najadłam się jedną surową cukinią i litrem tego zielonego. Tak, znowu jakieś zielone z łosiem. Przejdźmy zatem do konkretów.
Na talerzu:
Surowe tagliatelle z cukinii z pastą z suszonych pomidorów
- wybieramy w warzywniaku świeżą, nie za dużą, młodą cukinię; ja zawsze ugniatam paluchami końcówki od strony kwiatka, jak są miękkie albo puste w środku to nie biorę, muszą być twarde i jędrne;
- taką cukinię w domu myjemy i obieramy; następnie tym obierakiem kroimy wzdłuż cukinii i tak ścieramy całość na takie cienkie wąskie plasterki jak tagliatelle; środek z nasionami jest trochę tępy, więc można go tak po prostu wszamać;
- nasz cukiniowy makaron mieszamy z dużą czubatą łyżką pasty z suszonych pomidorów;
- całość posypujemy słonecznikiem i gotowe
Chyba szybsze niż wycieczka po fast fooda.
Pasta z suszonych pomidorów, (można ją kupić albo zrobić):
- spora garść pomidorów suszonych na słońcu, suchych, bez oleju;
- pomidory zalać ciepłą, przegotowaną wodą i odstawić na jakąś godzinę;
- odsączyć i wrzucić do blendera, dodać ząbek czosnku, pół szklanki oliwy z oliwek, pieprz, oregano, szczyptę papryki czerwonej słodkiej, ewentualnie szczyptę soli do smaku;
- całość blendujemy, ale nie koniecznie na gładko;
- pastę można przechowywać w słoiku w lodówce dosyć długo;
Jeszcze to zielone, takiego jeszcze nie robiłam:
- zielone liście selera naciowego; (zaczyna się już sezon i ja dziś kupiłam w warzywniaku taki świeży polski seler naciowy);
- dwa jabłka, najlepiej ligol albo inna kwaskowata odmiana;
- mandarynka, mam kwaśne, do niczego innego się nie nadają tylko do smufów;
- 1cm świeżego imbiru
- 3 szklanki wody
- blendujemy i pijemy.
Kolejna zaleta kuchni raw to jej prostota. Nie ma lepszych fast foodów, a w zasadzie to nawet nie ma innych, bo przecież mac to fake a nie food. Wystarczy umyć takie warzywo, obrać i zjeść. Czasami tylko wyobraźni nam brakuje. Na przykład, nie wyobrażałam sobie kiedyś, że cukinia na surowo może być smaczna, że w ogóle jest jadalna. A tu się okazuje, że i cukinia, i patisonki, (lepsze nawet), i burak, i dynia.... Smacznego
p.s.
Tak patrząc na ten posiłek uświadomiłam sobie, że ja w ciągu jednego dnia zjadam więcej witamin niż moja mama w ciągu tygodnia. Trochę to smutne, ponieważ ona za swoje błędy żywieniowe płaci ciężką daninę. Ale na szczęście ja nie muszę tych błędów powtarzać.
0 notes
Photo

Wegańska babeczka bez cukru i zielony smuf, takie rzeczy dzieją się w mojej kuchni kiedy ogarnia mnie uzasadniony lęk przed rakiem.
Ale nie żałujcie mnie, nie litujcie się. Prawda jest taka, że ta babeczka, mimo iż zdrowa jak szaman przykazał jest pyszna. To zielone też.
Wegańskie babeczki bananowe:
- cztery dojrzałe banany, obieramy i wrzucamy do miski (lub blendera kielichowego w zależności jakim sprzętem dysponujecie)
- 2/3 szklanki oleju, ja użyłam rzepakowego, jest neutralny w smaku ale możecie użyć kokosowego, orzechowego, na co akurat macie chęć
- duża łyżka namoczonych i zblendowanych daktyli, albo innego słodzika, w wersji nie wegańskiej może być miód
Teraz to wszystko blendujemy na gładką masę
- dodajemy 1 i 1/2 szklanki mąki pełnoziarnistej, z reguły daję pszenną ale tym razem użyłam żytniej, pycha i babeczki są bardziej pożywne
- solidna łyżeczka sody oczyszczonej
- szczypta cynamonu, kardamonu, co tam lubicie
Masę z mąką mieszamy łyżką do ujednolicenia. Do masy możemy wsypać na koniec rodzynki albo żurawinę, chociaż mój syn najbardziej lubi bez dodatków. Masę wylewamy do foremek i pieczemy w temperaturze 180C ok. 30 min.
Wyjmujemy i zjadamy.
To zielone z łosiem:
- duża garść jarmużu
- jeden dojrzały banan
- dwie kwaśne mandarynki
- szczypta pieprzu cayenne
- 1 i 1/2 szklanki wody
Blendujemy na gładko.
Info dla tych, którzy nie wiedzą co zrobić z jarmużem żeby nie smakował jak trawa: dodawajcie kwaśne owoce. Szpinak zawsze z bananem, a jarmuż zawsze z cytrusami lub kwaśnymi jabłkami. Wchodzi jak złoto.
Smacznego :)
1 note
·
View note
Photo

Więcej słodyczy!!!!!
Przed Państwem kolejna czekoladka bezwstydnie połknięta, pożarta przeze mnie. Jestem mentalnie grubym grubasem opychającym się czekoladkami. Bezwstydnie. Bezczelnie. Ładuję kolejną czekoladkę do buzi śmiejąc Ci się prosto w twarz. Wolno mi.
Oczywiście jest to kolejny słodki słodycz bez cukru, mleka i innych zbędnych dodatków. Bazą jest domowa czekolada na oleju kokosowym, nadziana jest domowym masłem orzechowym, lekko słonym z kawałkami orzechów, a na górze jest boska pralina. Pociekła wam ślinka? Powinna.
Zrobię Wam przysługę i zdradzę przepis.
Najpierw robimy masło orzechowe:
Garść orzechów ziemnych mielimy w młynku na proch, przesypujemy do miseczki, dodajemy trochę połamanych orzeszków, szczyptę soli i łyżeczkę oleju np. rzepakowego ale może być też jakiś orzechowy. Całość mieszamy i gotowe.
Teraz robimy czekoladę:
W kąpieli wodnej rozpuszczamy olej kokosowy, dwie łyżki. Dodajemy dwie łyżeczki kakao (naturalnego naturalnie) albo więcej, jak wolicie i mieszamy studząc trochę.
Czekoladę wlewamy do foremek na babeczki, tak mniej więcej na 1cm wysokości. Może być nawet nieco mniej, nie ma się co przejmować jak nam się będzie wydawało, że mało tej czekolady, nadzienie ja wypełni i będzie pysznie. Do płynnej czekolady wciskamy po łyżeczce masła orzechowego i dociskamy palcem, (tak, paluchem, ładujemy tam nasze umyte, czyściutkie paluszki) tak żeby czekolada wypłynęła na górę o pokryła nadzienie.
Takie czekoladki wstawiamy do zamrażarki i bierzemy się za robienie praliny.
Pralina:
Olej kokosowy w temperaturze pokojowej w ilości dwóch łyżek wkładamy do miski i miksujemy na wolnych obrotach do momentu napuszenia. Olej będzie się zachowywać jak masło przy ucieraniu, powoli zacznie się napowietrzać. Dodajemy dwie łyżeczki kakao i jedną łyżeczkę miodu (weganie mogą dodać jakiegoś syropu czy czego tam używacie do słodzenia) i dalej ucieramy na najniższych obrotach. Niedługo nasza masa będzie wyglądać i smakować jak krem do tortu. Teraz bardzo ważna sprawa, NIE ZJADAJCIE WSZYSTKIEGO NA RAZ! Pamiętajcie, ta masa ma jeszcze starczyć na czekoladki, poza tym schłodzona jest jeszcze lepsza. Naprawdę.
Wyjmujemy z zamrażarki czekoladki. Perfekcjoniści wyjmują z szuflady rękaw cukierniczy, montują swoją ulubioną końcówkę, ładują masę czekoladową i robią nią frymuśne wzorki na swoich czekoladkach. Ja ładuję ją po prostu łyżeczką na czekoladki i wstawiam na parę minut do zamrażarki. Resztę masy skrupulatnie wylizujemy z miseczki, łyżeczki i blatu.
Gotowe. Czekoladki tym razem wymagają nieco więcej pracy, ale naprawdę warto. Jeśli uda wam się nie zjeść wszystkich na raz to resztę przechowujcie w lodówce.
0 notes
Photo

Pojęcie na dziś: Raw Vegan.
Jak ja lubię, uwielbiam, kocham surowe słodycze. Zjadasz ciasto na śniadanie, na obiad, kolację, podjadasz w między czasie, spokojnie możesz się zażerać surowymi ciastami, batonami i słodyczami i .... i nic. Nie dość że zdrowia Ci to nie naruszy to i podreperuje. Bez cukru, mąki, mleka, masła. Ja wiem, brzmi to podejrzanie. Penie niejedno z was odwraca teraz wzrok z obrzydzeniem, ale radziłabym najpierw doczytać do końca.
Na tym pięknym amatorskim zdjęciu, robionym pikselowym telefonem przedstawiam Wam moją pierwszą surową tartę. Niestety, nie jest ona vita, ale i tak całkiem nieźle. Na dnie jest masa ze zmielonych ziaren (sezam, orzechy ziemne, siemię lniane i migdały) zmieszane z łyżeczką oleju kokosowego. Na tym leży warstwa czekolady, (olej kokosowy z kakao). Potem warstwa masła orzechowego (domowe rzecz jasna). Warstwa pokrojonego w plasterki owocu kaki. Krem czekoladowy (awokado i kakao), a na górze plasterki bananów i winogrona. Być może są lepsze ciasta, ale ja takich nie znam. Ciasto jest idealne, cudownie pyszne, pożywne i odżywcze. Naprawdę czujesz jedząc, że się ODŻYWIASZ. Nie tylko najadasz.
Ślinie się już patrząc na to zdjęcie.
Jakbyście chcieli sobie takie zrobić to napiszę wam jak zrobić podstawy, szczegóły komponujcie sami.
Spód:
- garść orzechów (np. ziemnych)
- garść sezamu
- garść siemienia lnianego
- garść migdałów
- łyżeczka oleju kokosowego
Wszystko z osobna lub razem mielimy w młynku do kawy na mąkę. Orzechy są dosyć tłuste i masa powinna być nieco wilgotna i lepka. Dodajemy olej kokosowy, można go lekko podgrzać i dokładnie wymieszać. Lepimy z tego ciasto, wałkujemy i wylepiamy spód formy.
Czekolada (już było, czekolada czyli najprostszy słodycz świata):
- dwie łyżki oleju kokosowego
- dwie/trzy łyżeczki kakao
Olej podgrzewamy w kąpieli wodnej do rozpuszczenia, dodajemy kakao, mieszamy. Jak zacznie lekko tężeć wylewamy na spód tarty i wstawiamy na 5-10min do zamrażarki.
Masło orzechowe:
- dwie garści orzechów mielimy w młynku do kawy na proch
- ok. 1 łyżka oleju rzepakowego, albo innego płynnego, roślinnego, (ja dałam też trochę marchewkowego, pycha)
- szczypta soli
Zmielone orzechy w miseczce mieszamy z olejem. Dodajemy szczyptę soli i gotowe :) Mamy pół szklanki zdrowego masła orzechowego za mniej niż 2zł. Nieźle nie. To za taki słoik jak w sklepie wyjdzie Cię jakieś może 4zł, a nie kurde dychę! Za dychę to ja mam ponad kilogram takiego masła. Czystego masła, bez cukru, tłuszczów utwardzonych i innych syfów.
Krem czekoladowy:
- jedno dojrzałe awokado
- dwie łyżeczki kakao
Jak już zjesz to pyszne tłuściutkie awokado i uświadomisz sobie, że przecież miało ono być do kremu to obierz drugie i zblenduj na gładką masę razem z kakao. I tyle. Porobione. Pyszny, tłusty, kakaowy krem, którym możesz się napychać bez opamiętania.
Owoce do tarty można dodać według gustu, ale kto nie lubi bananów z kremem czekoladowym i masłem orzechowym. Nie ograniczaj się, dodaj kardamon, dodaj cynamon, chilli, szczyptę soli. Skomunikuj się ze swoim ciałem, ono na pewno powie Ci czego Ci trzeba.
Uwaga na koniec dnia.
Surowa dieta wegańska jest najskuteczniejszym lekarstwem przeciw rakowym. Podobno po 18 tygodniach takiej diety następuje reemisja nawet poważnego stadium raka. Nie chce mieć raka i nie będę go miała. To nie jest tylko kwestia genów. To przede wszystkim kwestia diety i trybu życia. NIE DAJMY SIĘ RAKOWI!
6 notes
·
View notes
Photo

Czekolada przemysłowa jest be. Faux pa. Nie tylko nie wypada wyskakiwać w towarzystwie z fabrycznymi czekoladkami, cukierkami i innymi shit słodyczami, to jest po prostu cholernie nie zdrowe. Nie żebym była fanatykiem zdrowej żywności. Nie jest to jeszcze ortoreksja, ale jak czytam składy konwencjonalnych słodyczy, tych wszystkich kolorowych bytów w sklepie przy kasie to mi się zbiera na mdłości.
Co robi taki łasuch, bezwstydny obżartuch jak ja? Ja robię swoje własne słodycze. Nie ma nic prostszego niż czekoladki. Naprawdę. Cała ta magia, tajemnica tabliczki czekolady to tak naprawdę dwa składniki: olej i kakao. Nic więcej. Olej i kakao. Dacie wiarę? Nie musicie, wystarczy spróbować.
W idealnym świecie miałabym w kuchennej szafce niekończące się zasoby masła kakaowego i surowego kakao. Na razie jednak satysfakcjonuje mnie olej kokosowy i zwyczajne kakao naturalne, (ciemne bez dodatków).
Podstawowa czekolada to rozpuszczony olej kokosowy i kilka łyżek kakao. Nie za dużo, na pół szklanki oleju może trzy łyżeczki, musicie sami próbować i dostosować proporcje do swojego smaku. Do osłody dodaję pół łyżeczki miodu, (spadziowy mój ulubiony). Na początku kakao osadzi się na dnie, dlatego w trakcie tężenia należy mieszać naszą czekoladę. Olej kokosowy tężeje w temp. dwudziestu kilku stopni. Można też na chwilę wstawić do lodówki i mieszać po wyjęciu.
A żeby było ciekawiej do masy można dodać np. szczyptę pieprzu cayene albo chilli, albo kardamon, cynamon, co tam wpadnie nam do głowy.
Masę przelewamy do foremek, silikonowe są super, ale może być też keksówka wyłożona papierem do pieczenia. Takie czekoladki można wzbogacić o płatki kokosowe, migdałowe, orzechy, bakalie. Następnie wkładamy czekoladki na ok 30min do zamrażarki i gotowe. Naprawdę. Gotowe. Pięć minut pracy i takie wypasy. Ja zaspokajam się połówką takiej babeczki, choć najpiękniejsze w tych czekoladkach jest to, że można zjeść wszystkie na raz. Można je jeść bez opamiętania bez wyrzutów sumienia. Nie ma w nich białego cukru, w ogóle nie ma w nich cukru, który trafi do naszych komórek. Fruktoza z miodu jest słodka, ale nasz organizm nie trawi tego cukru, dlatego po zjedzeniu fruktozy insulina nam nie skacze. Olej kokosowy z kolei jest jednym z magicznych pokarmów, wie o tym każdy kto myje zęby pastą z oleju kokosowego. Okazuje się, że jednak można myć zęby jedząc czekoladę! Wyobrażacie to sobie? Magia!
Czekoladki należy trzymać w lodówce albo zjeść wszystkie na raz, też można.
0 notes
Photo

Jestem łosiem
Jeden banan
Jedno jabłko
Garść świeżego mytego szpinaku
Pół cytryny (obrana ze skórki)
Pół centymetra świeżego imbiru lub szczypta pieprzu cayene
Szklanka wody, blender i super piękny kielich z łosiem.
Smacznego
0 notes
Photo

Warkocz Tymoszenko czyli najlepsza okrągła chałka.
Przepis wkrótce.
1 note
·
View note