Tumgik
#kontakt z ludźmi
szukamznajomego · 6 months
Note
Siemka, straciłam wszystkie kontakty z ludźmi z różnych powodów i teraz dobija mnie samotność. Z racji że jestem homo babą to najchętniej pogadam z inną dziewczyną homo/bi bo wtedy łatwiej mi nawiązać kontakt.
Szukam kogoś komu mogę pisać o czymkolwiek, z kim można się zaprzyjaźnić, kto przede wszystkim wykazuje chęć rozmowy (!) oraz zainteresowanie drugą osobą.
Mam 26 lat jak coś
4724.
32 notes · View notes
pozartaa · 10 months
Text
12.12.23 UTRZYMANIE WAGI dzień 286
Tumblr media Tumblr media Tumblr media Tumblr media
Zjedzone: 1550 kcal ( limit +/-2100 kcal)
Bez liczenia: 29 migdałów/ batonik 'dobra kaloria' kokos & nuta pomarańczy 35g/ 2x kakao gorzkie z wodą o mlekiem 0.5%
Hej w końcu wolne! Mam całe 3 (prawie 4 dni) dopiero piątek do pracy na noc. Będę śmigła w końcu. Czas zrobić parę rzeczy dla siebie. Zaczęłam od wywalenia 200 zł w Lidlu ale wszystko praktycznie na wigilię jest (dorsz zamrożony - była już próba zamrożenia i odmrożenia surowej ryby i efekty są dobre. Ten sam los spotkał mięcho na szynkę świateczną) Później odespałam nocną zmianę i troszkę zabrałam się za ogarnianie chałupy. Dziś robótki ręczne i obowiązki "kurodomowe"
***
A teraz mała doza dramatu. Dziś rano przyszła koleżanka która mnie zmienia. Po minie widzę że coś się dzieje. Przysięgam, twarda to dziewczyna, bardzo pracowita - rolniczka nawykła do tyrania i jedna z tych osób, która miała zbyt wiele doświadczeń jak na kogoś, kto jest młodszy ode mnie o 10 lat.
Ale idę za nią, a ona przebiera się i płacze... To ja kurwa też płaczę i słucham co się stało. Jej związek to porażka i jeszcze facet jest leń, a czarę goryczy przelało to, że zniszczył jej telefon. Kontakt z rodziną i znajomymi - nic innego poza tym nie miała. Oczywiście to i tak się już rozpadało (... I telefon trochę też) To nawet nie był związek. Więc szybko coś kombinowałam - załatwiłam jej telefon zanim kupi nowy i przyszłam po nią wieczorem żeby jej pokazać gdzie salon plusa otwarty do 21:00 w galerii..... Nie mogę po prostu zdzierżyć kiedy komuś dzieje się krzywda i to jeszcze nie sprawiedliwie. Litości nie mam nad ludźmi, którzy sami sobie pracują na zły los, ale to jest coś, czego nie mogę pojąć. Kiedy za dobro, oddanie i pracowitość spotyka kogoś ból i samo zło.
Wiecie, ja kiedyś taką nie byłam. Nie miałam w sobie takiej empatii. Kiedy chorowałam na buli i 4n€, to ludzki los był mi obojętny. Więcej - dla dobrych ludzi ( jak moja bratowa, która mi najbardziej pomogła) byłam też straszną pizdą... Kłamałam, a nawet kradłam...
Tak działa ED. Robi z nas nieczułe potwory. Nic nie jest ważne ani nikt, bo widzisz tylko siebie, a nawet jeśli wewnętrznie cierpisz przez to, jaki się stałeś - to się nie przyznasz, bo wtedy musiał byś powiedzieć sobie. Ok... Nie jest tak romantycznie, jak to przedstawiają w internetach.... Moja lekcja życiową było "Każdy zasługuje na szansę" i "Jeśli możesz pomóc nie robiąc czegoś własnym kosztem - to pomuż!"
To dla mnie nic załatwić by mogła wyjść dziś wcześniej z pracy ani pożyczyć telefon, który i tak się wala... Makaron mi świadkiem, że zrobię ile mogę. Chciałabym żeby D. przychodziła do pracy uśmiechnięta, a nie zapłakana. A w ogóle to bym chciała żeby każdy przychodził do pracy uśmiechnięty.... O!
Ehhh ale " cool story, bruh" nie? Czasami myślę o tym jakie mam szczęście że mój S. jest jaki jest i też nie było kolorowo, kiedy alkohol wchodził w grę... Ale teraz to inna - lepsza historia.
***
A na koniec spieszę poinformować że ząb mego "małża" się nie zepsół tylko chyba dentysta był już nieco zmęczony bo to jednak 4 h na fotelu było 😦. Wszystko działa i dobrze.
***
A jeśli chodzi o jedzenie to dziś kolacja największy posiłek dnia i to tradycyjnie praktycznie zaraz po obiedzie.... Który był o 19:00... Bo koleżanka była ważniejsza. Kupiłam ser halumi/ haluni/ hallumni (whatever) Ależ ty jesteś tłusty, serku 😆! @tomek224 ale przyznaję że to białkowe mistrzostwo świata 😉. Może będzie nowy rodzaj sera = my love 🧀❤️ i proszę się nie śmiać z mojejwgo wykwintnego dania z pokrojoną parówka z Lidla. 😉
Tumblr media Tumblr media
53 notes · View notes
mikoo00 · 11 months
Text
Teraz już chyba rozumiem te wszystkie dzieciaki, które czują się samotne w szkole
Niby się z ludźmi gada Czasem gdzieś się wyjdzie ale chuj nie ma osoby, która można nazwać przyjacielem, z którą można się zawsze spotkać
Zawsze ktoś cie oleje obróci twoje problemy na twoja niekorzyść Z kimś się fajnie gada ale chuj wie czy to przyjaźń czy cie manipuluje i nie zostawi jak psie gowno
Wcześniej tak nie miałem bo trzymałem się tej jednej osoby mojej wczesnej przyjaciółki a resztę miałem w dupie wsm a ci znajomi z którymi się spotykam to się sam dziwie ze dalej mamy kontakt
Ale teraz gdzieś tam to odczuwam
23 notes · View notes
trudnadusza14 · 6 months
Text
20.02-13.03.2024
Zaniedbałam nieco bloga ale teraz już powracam
I tak. Te ostatnie dni zaczęły się dniem w teatrze
Jak szlam do tego teatru to tak lało że normalnie ze mnie kapało
W teatrze jako że byliśmy na bajce to była większość dzieci
Siedzieliśmy na balkonie. Pierwszy raz w życiu siedziałam na balkonie
Naprawdę mi się podobało
I do tego stopnia mi się podobało że poryczałam się z radości
Wniosek ze spektaklu wyciągnęłam jeden
"Nie liczy się to kim jesteś bo tym się dopiero możesz stać a liczą się chęci motywacja i cechy posiadane"
Bo tam była fabuła że król poszukiwał żony dla swojej córki. To był król i ta córka to królowa. I też ten rycerz miał zabić smoka,ale za to ten który był nie rycerzem a szewcem spodobał się królowej i on był sprytny i odważny. Na początku król nie chciał uwierzyć ale jak ostatecznie pokonał smoka to został rycerzem
Także mi się wniosek nasunął jeden 🤔
Było potem zajęcia biblioterapi
I ogólnie mamy teraz taką sytuację z jednym kolega który dręczy moją przyjaciółkę. I twierdzi że tego nie pamięta. Trzeba to wyjaśnić niezwłącznie
Na zajęciach miałam zadanie skończyć obraz
I skończyłam
I ten obraz będzie wisieć w psychiatryku na korytarzu na klatce schodowej 🥰
Tumblr media
"Z dna po schodach do sukcesu"
Na dole ten potwór to jest to depresja i wszelkie najgorsze stany w załamaniach i chorobach. A jak się wchodzi do tej żarówki to jesteś w wodzie ale jest tu już czystsza woda i kolorowe ryby pływają. Idziesz wyżej to widać pęknięcie żarówki gdzie jest wyjście na wolność. Kosmos to dla mnie taką wolność radość i nieskończoność tej radości
Wszyscy na zajęciach byli zachwyceni choć nie wiem czemu
A w czwartek prowadziłam zajęcia taneczne. Myślałam że się nie uda i wyjdzie to źle a okazało się że wszystkim tak się podobało i wszystkim się tak humor poprawił że się kierowniczce chwalili
I w sumie tak samo było z kolejnymi zajęciami tanecznymi 😏
Doszła też nowa terapeutka na zajęcia i jest ogólnie super !
Dogadałam się z nią już w drugim dniu 🤣
Czemu ja tak bardzo ostatnio dogaduje się z ludźmi ? Nie mam bladego pojęcia
Czy wszystko dlatego że zamiast uciec i kogoś nienawidzić po jakiś niedogodnościach wolę to w pełni wyjaśnić ? Lub ogólnie komunikacja
Kiedyś myślałam że jestem kiepska w komunikacji a teraz ?
Teraz to myślę że jestem w miarę dobra ale mogłabym być lepsza
Kiedy ja nie dążyłam do ideału ? Chyba teraz nie ma takiego czasu
Chce się uczyć i ulepszać ponad wszystko
Co do kontaktów też to coś się zdarzyło na zajęciach i próbowałam z przyjaciółką wytłumaczyć koleżance o co chodzi. Ta się załamała i uciekła
I ja się bałam że coś sobie zrobi
Na szczęście później nic się nie stało
Ogólnie też na zajęciach to ostatnio doszło mnóstwo zajęć nowych i w jeden dzień tygodnia niewiadomo co wybrać 😂
3 zajęcia w tym samym czasie. Ale chyba zrobię tak że będę co tydzień na inne zajęcia
A co do praktyk to w poniedziałek skończyłam i na opinie od kierownik się popłakałam
Ocena wzorowa ! Nie myślałam że poszło aż tak dobrze
Kierownik mi powiedziała że każdy praktykant podczas pierwszych dni płacze a ja nie płakałam tylko od razu złapałam kontakt z pacjentami
Może naprawdę się nadaje
Na tych praktykach ciągle miałam nowe pomysły
Było parę razy malarstwo,rysunek,kabaret,turniej tenisa i taneczne rzecz jasna
I ludzie. Zaczęłam jeść bez lęku nawet wśród ludzi
Udało się
A z tym jedzeniem to ogólnie ostatnio wyszło że ja powinnam jeść niczym sportowiec po 4 tys kalori wzwyż
Bo wyszło że w ciągu dnia ćwiczę wyczynowo prawie codziennie 😅
Bo ogólnie jestem cały czas nadpobudliwa
To ostatnio nawet jedząc więcej o wiele to nie tyje a odwrotnie 🤣
Zobaczymy jak sprawy się potoczą
Ale serio jak ostatnio ktoś zrobił mi zdjęcie bo kogoś o to poprosiłam to wyglądam conajmniej na 10 kg mniej niż ważę
Faktycznie zazwyczaj siebie nieprawidłowo postrzegam 🤔
Tymbardziej jak wchodzę w rozmiary takie jak S 😂
Czyżby faktycznie mięśnie ? Zobaczymy dalej
Ostatnio zrobiłam jak kiedyś czyli że liczę tylko spalone aniżeli zjedzone.
I będę co tydzień analizować czy waga spadła kiedy podaż kalori wzrosła czy stoi czy wzrosła
I to nie będzie tak że będę dokładnie liczyć ile kalorii zjadłam ale tak przypuszczając że np danego dnia zjadłam przykładowo 1700 to co to było i jak się po tym czułam
Bo wiem że jakbym po czymś czuła się przepełniona to muszę tego uniknąć. Bo wtedy chce mi się wymiotować
Aczkolwiek wiem że to jeszcze za mało patrząc na moją aktywność
Z innej beczki to jeszcze rysunki i obrazy
Tumblr media
Obraz dla siostrzenicy która skończyła roczek.
Nie wiem czemu ale mam wrażenie że ten miś ją opisuje. Coś czuję że może być cicha ale bardzo kochana a swoje emocje pokazywać poprzez granie na czymś 🤔
I ten kolor fioletowy to jej lub jej matki ulubiony bo ciągle ma fioletowe ciuchy
Wyszłoby mi lepiej gdybym miała więcej czasu ale niestety nie miałam 😂
Tumblr media
A tu z anime. Ta dziewczyna z anime "Angel of Death" mi nie bardzo wyszła ale chłop z "Blue Period" wyszedł jak najbardziej
Muszę chyba potrenować rysowanie dziewczyn z anime
Tumblr media
Tu chodzi o zmianę negatywnego myślenia na pozytywne
Nie wiem jak wy ale jak zmieniłam myślenie na bardziej pozytywne to jak na rysunku. Jakby taka zabrudzona szara szyba pękła i widziałam wreszcie kolory
Tak postrzegam zmianę myślenia
Tumblr media
A tu są przyjaciele na tratwie. Nie ma tu określonego znaczenia. Po prostu coś o przyjaźni zwierząt wyruszających w podróż
Ktoś mi powiedział że do tego rysunku można by było stworzyć bajkę
Może i tak 🤔
Tumblr media
Tu jest taki trening figur geometrycznych
Tym razem jednak z kolorami
I myślę że to muszę jeszcze przećwiczyć
Tumblr media
Tu także ćwiczenia tyle że krajobrazu
Tumblr media
Jak się czuje aktualnie. Kot przy mnie jest ja idę w górę mimo przeciwności to ona przy mnie czuwa cały czas
Odkąd ona jest jest jakoś ... Lepiej
Może faktycznie ma coś w sobie. Może to jakiś anioł stróż czy coś ?
Kiedyś miałam takiego chomika miała na imię Bella bo sądziłam że była taka piękna że powinna się tak nazywać
Była większa niż większość chomików syryjskich co mnie zawsze zastanawiało
A to była samiczka. Raz była ciężarna
Właściwie to kupiliśmy ją już ciężarną bo się uparłam że ten chomik mnie wybrał 😂
I było z nią tak że była taka przyjazna że dawała się przytulić,zasypiała na mnie a jak miała te dzieci to nawet w pierwszych dniach pozwoliła mi je zobaczyć
A jak wtedy był ten wręcz najgorszy czas to jak płakałam w domu i chciałam coś sobie zrobić to ona jakimś cudem otwierała klatkę i przybiegała do mnie. I zasypiała przy mnie żebym przestała płakać
I serio tak płakałam jak zmarła że do dziś jak mi się od czasu do czasu przyśni to jak się budzę to płacze że jej nie ma
Tak było póki nie pojawiła się Kiara
Nie wiem czy zwierzęta się odradzają w ciele innego zwierzęcia ale mam wrażenie że tu ewidentnie ma coś takiego miejsce
Bo czemu ten kot jest taki sam jak tamta chomiczka ? I czemu nagle od czasów Kiary przestała mi się śnić Bella ?
W inny sposób tego pojąć nie potrafię
A tak odnośnie Kiary
Kochana mnie cały czas pilnuje i wspiera. A czasem ma takie dziwne pozycje że boże 🤣
Tumblr media Tumblr media
Na zajęciach artystycznych zrobiłam jej misia który jej bardzo podpadł i cały czas z nim chodzi oraz śpi
No tak jak zrobione przez matkę to oczywiście że się podoba ❤️
Ogólnie to wracają mi te okropne bóle głowy których nienawidzę. Co prawda trwają max kilka godzin ale są takie okropne że podczas tego bólu zdarzały mi się próby samobójcze
Nawet ta choroba jest nazywaną chorobą samobójców
Czy ja muszę mieć nawet chorobę samobójców ?! No ludzie
Aczkolwiek mam nadzieję że w poniedziałek na wizycie u neurologa dostanę na to jakiś lek
Bo nie chce zaliczyć próby samobójczej z powodu tych bóli
Wiecie co sobie ostatnio uświadomiłam? Że mam tendencje do bycia pracocholikiem
Dalej mam problem z reagowaniem na swoje potrzeby odpoczynku
I muszę o to zadbać zanim faktycznie rozpocznę pracować
Ostatnio 7 dni w tygodniu miałam mus żeby w tygodniu iść na praktyki potem na zajęcia a w weekend do szkoły
I tak w tygodniu po 13 godzin poza domem i ja będąc na zajęciach zawsze gadałam : chce już na praktyki
Teraz też tęsknię już za praktykami
I moja mama nawet mówiła na mnie pracocholik 😂
Tak z innej beczki dowiedziałam się od przyjaciółki że moja była psychiatra chce załatwić bym była asystentem zdrowia psychicznego i zarabiała na towarzyszeniu osobom chorym psychicznie w terapi. Bo to będzie rozrzerzony program
W sumie jestem chętna. Dla waszej wiadomości ja już kiedy byłam nastolatką i byłam w terapi grupowej to zostawałam często proszona przez moją psychoterapeutkę o odprowadzenie koleżanki do domu i towarzyszenie jej dopóki nie przyjdzie ktoś z jej rodziny bo było ryzyko że zrobi sobie krzywdę
Także jestem w szoku trochę jak to usłyszałam ale jest to jakaś perspektywa
I tak odnośnie szkoły. Była ostatnio nauczycielka za którą nie przepadam i ona za mną
A ja postanowiłam że na lekcji będę układać kostkę Rubika by się skupić
I sobie uświadomiłam że faktycznie mogę mieć to ADHD dodatkowo
Nie jestem w stanie usiąść w miejscu nie będąc w mani i trudno mi się skupić na czymkolwiek siedząc w jednym miejscu
Wspomnę więcej w następnym poście o tym co zauważyłam u siebie
I tak. Musiałam jednocześnie układać kostkę,wiercić się i rozglądać na różne strony by udzielać się na lekcji
Przez to nauczycielka była w szoku i powiedziała mi następnego dnia że w domu analizowała moje zachowanie i pomyślała że wow zrobiłam ogromny progres. I zanim przyszłam chwaliła mnie przed klasą
Sama byłam w szoku
I była nawet sugestia że tak dobrze się znam na psychologi i psychiatri że powinnam pomyśleć o byciu psychiatrą
Ciekawe jest to ile ostatnio mam sugesti związanej z zajmowaniem się osobami chorymi lub zaburzonymi psychicznie
Pomyślę nad tym
Ostatnio też byłam u ginekologa i podejrzewa endometrioze
Ale to jeszcze zobaczymy
Na razie leki dostałam i jak się nie polepszy będziemy myśleć dalej
Cóż na razie tyle. Jest w wielu aspektach bardzo pozytywnie i oby jeszcze jeden aspekt się poprawił. Zdrowotny. Dokładniej fizyczne
A i tak odnośnie zdrowia ale psychicznego. Jestem już w 73 dniu remisji 😁
Także mam nadzieję że to się utrzyma jak najdłużej
I jestem ciekawa co wy sądzicie o tym pomyśle z tym jedzeniem. Myślę że powinnam spróbować e co wy sądzicie to nie wiem
Także do zobaczenia
Trzymajcie się kochani 💜
14 notes · View notes
borntodie523 · 8 months
Text
Byłam na tej siłce i byłam z dwoma kolegami mojego byłego i koleżanką i jeszcze przyszedł jeden typ z mojej klasy💀
Od koleżanki dowiedziałam się ze laska która była przyjaciółka o która mam się nie martwić już zaproponowała mu zwiazekxd Nie rozumiem jak mozna byc taka suką, no ale coz postaram się mieć wyjebane, to swiadczy tylko o nich. Ogólnie jestem zmęczona i poszłabym spać ale muszę naprawić zegar biologiczny więc nie mogę. Możliwe, że w poniedziałki będę chodzic z tą koleżanką i w czwartki sama po prostu trochę pochodzić/pobiegać na bieżni bo trening siłowy cchyba nie ma sensu za bardzo jak ciągle się głodze i niszczę se te mięśnie. Cieszę się po prostu, że będę miała chociaż jakiś kontakt z ludźmi
9 notes · View notes
kasja93 · 1 year
Text
Z serii przemyślenia wspominkowe:
Czasem tęsknie…
Tumblr media
Bywają takie dni jak dziś. Chwila wytchnienia po moim intensywnym poranku. Ten moment, gdy mogę położyć się tudzież rozsiąść wygodnie. W tle leci muzyka, firankę lekko porusza wiatr, słońce rzuca blask na przedmioty a one zaś tworzą fantazyjne wzory z cieni.
I wtedy właśnie odczuwam tęsknotę idealizując te wydestylowane chwile szczęścia, uśmiechu i po prostu uczucia, że jest dobrze.
Tęsknie za drive edition:
Porankami gdzie budziłam się codziennie w innym miejscu. Tej chwili spokoju, gdy robiłam kawę i wychodziłam z ciężarówki posiedzieć w spokoju podziwiając okolice. Ekscytacji co przyniosą kolejne godziny i gdzie mnie koła poniosą. Czułam się wtedy jak King of the Life. W końcu ile kobiet samodzielnie prowadzących 40 tonowy zestaw było tam gdzie ja? Tęsknie za tym poczuciem wolności i samodzielności bo choć wszystko spoczywało na moich barkach to cieszyłam się z tego. Wracam wspomnieniami za ludźmi tak serdecznymi, że zapamiętam ich do końca życia.
Do ekipy Brytyjczyków z fabryki folii termokurczliwej, którzy traktowali mnie jak swoją. Miałam nawet własny kubek u nich w pokoju socjalnym. Zawsze cieszyłam się z wizyt na Wyspach, gdyż mogłam swobodnie rozmawiać z każdym w języku angielskim.
Wracam wspomnieniami za ekipą magazynierów hiszpańskiego pochodzenia w Perpignam we Francji gdzie zawsze witali mnie z uśmiechem i obdarowywali owocami oraz warzywami za każdym razem, gdy tam byłam.
Tumblr media
Za Marokańczykami, którzy na tym magazynie, tak jak i ja, stali w ciężarówkach dobę bądź dwie. Zawsze z uśmiechem, serdecznie zapraszali mnie bym z nimi zjadła. Byli muzułmanami i bardzo pomogli mi zrozumieć ich kulturę. Traktowali mnie na równi ze sobą a nawet dawali mi swoje dywaniki modlitewne bym z nimi siedziała i jadła pod gołym niebem (sami zaś siedzieli na kartonach).
Wspominam również z szerokim uśmiechem magazyniera Raphaela z Lionu, który zawsze zjawiał się niewiadomo skąd jak tylko przyjechałam na rozładunek. Za każdym razem moja wizyta na magazynach Geis logistic trwała dłużej, niż powinna bo rozmawialiśmy. Uczył mnie francuskiego i dzięki niemu mogę w bardzo prostym języku (zapewne z błędami gramatycznymi i stylistycznymi) mówić po francusku. Śmieje się za każdym razem, gdy przypomina mi się nasza pierwsza rozmowa. Powiedział wtedy „Nie musisz się mnie obawiać. Nie jestem imigrantem jestem rodowitym Francuzem!” Uderzając się pięścią w miejscu serca. Dodam, że Raphael był koloru mlecznej czekolady. Któregoś czasu utknęłam w Lionie na weekend bo przesunięto mi załadunek z piątku na poniedziałek. Zadzwoniłam wtedy do Raphaela, gdyż nieraz mówił bym się odezwała jeśli zostanę na choćby cały dzień w Lionie. Poznałam jego rodziców oraz dwie siostry, zostałam u nich na weekend, który spędziliśmy na zwiedzaniu Lionu w ekstra atmosferze. Mimo, że minęły prawie 3 lata odkąd ostatnio się widzieliśmy nadal utrzymujemy kontakt i wysyłamy sobie pocztówki na święta czy urodziny.
Tumblr media
Za atmosferą weekendową, gdy wjeżdżało się w piątek bądź sobotę na pauzę weekendową. Przed ciężarówkami stały zawsze grupki kierowców i jak widzieli „blachy” ze swojego kraju machali by zaparkować koło nich. Zawsze serdecznie witano mnie w takich gronach. Najczęściej staliśmy w 3-8 osobowych grupach Polaków, czasem zapraszaliśmy też Czechów bo z nimi zawsze szło się dogadać i mieli zapas swoich rodzimych piw xD
Pamiętam swój pierwszy taki weekend we Francji. Był wtedy mundial (chyba… nie znam się na piłce nożnej). Jeden kierowca wyciągnął antenę oraz telewizor na zewnątrz. Z palet ułożyliśmy siedziska oraz stół. Każdy coś przyniósł i była super impreza. Były to czasu nim uwolniono roaming. Wtedy rozmowy czy korzystanie z internetu było cholernie drogie.
Tumblr media
Tęsknie za… kradzieżami xDDD jakby to nie brzmiało. Pierwsze 4 lata na trasach międzynarodowych spędziłam jeżdżąc chłodnią i bardzo często coś z niej spadało ;) if you know what I means. Zawsze się kogoś obdarowywało owocami, warzywami, serami, jogurtami etc. Nie zapomnę gościa, który jeździł hakówką (naczepa chłodnicza w której wiszą półtusze zwierząt na hakach). Na weekendzie wziął z kabiny nóż i poszedł wycinać karkówkę i szynkę na wspólnego grilla (zawsze woziłam zapas węgla i grilla). Jako, że był to mój ostatni weekend w trasie tzw. Zjazdowy dostałam od gościa, jak później się okazało, prawie 18 kg wieprzowiny xD
Brakuje mi widoków. Pól kwitnącej lawendy, cytrusowych sadów zarówno podczas kwitnienia jak i pełnych owoców. Widoku oceanu, podróży promami i pociągami (tak wjeżdżało się na pociągi ciężarówką i przechodziło się do wagonu dla ludzi). Ośnieżonych alp nawet latem. Pustynnych klimatów w centralnej Hiszpanii. Różowego jeziora Torrevjera w Hiszpanii. Migrujących flamingów. Tego uczucia kiedy w styczniu jednego dnia było się na płazy w krótkim rękawku a dwa dni później chodziło się już w zimowej kurtce. Kilku dni, gdy z nikim się nie rozmawiało i całe dnie słuchało się audiobooków w czasie jazdy.
Tumblr media
Odpraw celnych w Rumunii, Bułgarii czy Grecji. Fakt stało się niemal cały dzień a czasem i kilka w kolejce na granicy. Jednak były to zawsze bramy do innego świata. Wszystkie kraje byłej Jugosławii oraz wysypy Grecji to był zupełnie inny świat. Tak odmienny od naszej codzienności.
Chciałabym kiedyś znów wybrać się do Rosji. Jechałam raz w konwoju liczącym 8 ciężarówek do miejscowości, której nazwy nie pamiętam. Wiem, że był z niej widok na góry Uralu. Wieźliśmy z Niemiec jakieś specjalistyczne maszyny do fabryki uj wie czego tajne przez poufne. Była to pięcio tygodniowa wyprawa i najdłuższy czas jaki spędziłam w trasie. To co zobaczyłam i przeżyłam jadąc „drogą” przez kilka dni stworzoną po prostu przez wyrąb drzew w lesie to moje.
Nie zapomnę również wyprawy na Cypr. I tego, że tam jeśli są dwa pasy ruchu na drodze mieści się rownolegle do sobie trzy ciężarówki bądź pięć osobówek xDD zaprawdę! Szaleni ludzie.
Tej radości, gdy udało się znajomego spotkać w trasie na jednym parkingu! Czułam się wtedy zawsze jakbym trafiła w totka.
Tumblr media
Staram się pielęgnować te oraz inne dobre wspomnienia. W moim Pałacu Pamięci mają całe piętro dla siebie. Przykre jest to, że te złe wspomnienia mają trzy razy tyle tam miejsca… Jednak uważam, że wszystko nas kształtuje. Zarówno te dobre jak i złe zdarzenia. Bez nich nie bylibyśmy tymi samymi osobami. Gdy czuje się strasznie staram się zaglądać na to piętro wypełnione światłem, śmiechem i radością choć nie zawsze jestem wstanie do nich dotrzeć przez nieprzenikniony mrok lepiący się do mnie, próbujący wedrzeć się do esencji mojego jestestwa. Może któregoś dnia uda mi się nad nim zapanować na tyle bym stała się swoistą latarnią. Niczym Fea jaśniąca własnym blaskiem.
32 notes · View notes
xentropiax · 22 days
Text
No. 34
Wrzesień.
Jezu, jak patrzę na ten rok i ile rzeczy się w nim wydarzyło, to aż nie mogę uwierzyć. Nawet gdybym sobie chciała wmówić, że nic nie robię, że nic się nie dzieje, to może wyglądać to tak tylko powierzchownie. Bo ile rzeczy zadziało się w środku, a ile cudów na zewnętrz to głowa mała. Na podsumowania roku jeszcze przyjdzie czas, pewnie w grudniu, gdy głęboko westchnę i pokręcę głową, nie mogąc uwierzyć, że w 365 dni może się wydarzyć AŻ tyle.
W każdym razie jesień będzie tym, czym powinna być tak naprawdę wiosna. Ale może wszystko ma swój odpowiedni czas i skoro jesienie i zimy zawsze są trudne (hej-ho ludzie z depresją przewlekłą, mniej słońca automatycznie wpływa na samopoczucie i nie odstawiamy wtedy leków, NIGDY), to na tę jesień i zimę mam bardzo konkretne zajęcie, coś co daje mi dużo nadziei, cel, siłę, by przeć dalej. Albo być po prostu w tu i teraz. Bo to, co się wydarzyło jest już za mną, przeszłość. To, co tu jest ważne. I to, co może się wydarzyć.
Zrażona ostatnim doświadczeniem odinstalowałam wszystkie aplikacji do randkowania, poznawania nowych osób. Jestem na to wszystko za naiwna, za łatwo się przywiązuję, zbyt wielką mam wiarę w ludzi. A może wiarę mam odpowiednią, ale kiepsko sobie radzę wtedy, kiedy jest ona zawodzona. Doświadczenie aplikacji zbyt wiele generuje lęku, niepewności, niewiadomych. Rozwala mój układ nerwowy, bo spokój jaki czuję po usunięciu tych cholerstw, sprawił, że czuję jakbym wracała do siebie, do moich stoickich podstaw. Tak jest lepiej. Po stokroć wolę być sama, niż w takim niepokoju, lęku, uwikłana w kontakt z osobą, która raz jest zimna, raz gorąca, raz tworzy iluzję czegoś wyjątkowego, a potem mówi "nie mam do ciebie większych uczuć". No więc koniec z tym. Z resztą, pomyślałam sobie, czy osoba, z którą chciałabym budować coś poważniejszego, kiedyś, w przyszłości, która miałaby zestaw cech, które byłyby kompatybilne z moimi, która patrzyłaby podobnie na wiele spraw - jaka jest szansa, że taka osoba będzie korzystała z fast-foodowych apek? Raczej nikła, tak myślę. Jedno co dają te apki, to szoty dopaminy, krótkotrwałe podbudowanie ego, że komuś się podobasz, przyjaźni próżno tam szukać, prędzej hook-upów, a u mnie niestety się tak nie da. A raczej - po prostu nie chcę. Nie muszę być w związku, żeby z kimś sypiać, ale muszę mieć przynajmniej jakieś podstawy połączenia, zrozumienia, troski, czułości, cokolwiek. No i z resztą, w retrospektywie, myślę, że zbyt wcześnie po rozstaniu po nie sięgnęłam. Nie oszukuję się, chciałam poczuć się lepiej, bo miałam doła, chciałam zobaczyć jak krajobraz wygląda teraz, kiedy z 6 lat mnie na tych apkach nie było. Wygląda niewiele lepiej. W efekcie nie miałam czasu, żeby rzeczywiście mocno skupić się na sobie. Ktoś wypełniał mi sporo czasu, wypełniał moją głową, kiedy powinnam rekalibrować swoje życie, swoją głowę.
No ale, wszystko ma swój czas, może i to miało jakiś swój cel. Choćby mały i choćby na krótko. Czas na skupienie się do wewnątrz nadchodzi więc teraz, bo burzliwy sierpień przyniósł jedną dobrą informację - dostałam się na szkolenie nauczycielskie jogi w 2025. A jesień i zimę będę wykorzystywać na przygotowanie do kursu. Muszę rozwinąć sprawność fizyczną, szczególnie po złamaniu, mam zestaw lektur do przeczytania, podręcznik do anatomii, na który cieszę się niesamowicie, bo bardzo mi czegoś takiego brakowało w mojej praktyce. Czekam aż książki przyjdą w przyszłym tygodniu, dokończę rehabilitację i podszkolę się w vinyasie. A od stycznia zacznie się nowa przygoda, taka, która może dużo w moim życiu zmienić. No bo jednak zyskać taką umiejętność, móc nauczać, zderzać się z innymi ludźmi, joginami, studentami, innymi nauczycielami - to coś, co wydaje mi się szalenie otwierające i adekwatne do tego, gdzie chcę w życiu być. Moja wizja jogi to czuła joga i joga dostępna, chciałabym prowadzić zajęcia dla osób z ograniczoną mobilnością, dla seniorów. Czuję w sobie tę misję bardzo mocno. I mam też poczucie, że ta podróż może pomóc mi w moim pisaniu. Uspokoić umysł, by mógł skupić się na tym, co ważne. Uspokoić wnętrze, by rzeczywistość również zyskała spokój.
Wszystko będzie dobrze. Wszystko jest dobrze, tu i teraz.
4 notes · View notes
poranek · 26 days
Text
społeczeństwo gdybym utrzymywał kontakt z ludźmi żeby moc z nimi się spotykać casually regularly
3 notes · View notes
lekkotakworld · 2 years
Text
Nie mam siły wstać. Nie mam siły iść na zajęcia. Nie mam siły na kontakt z ludźmi. Chciałabym przespać cały dzień..
46 notes · View notes
denimixart · 3 months
Text
Czekam na tel od lekarza specjalisty, już od tygodnia czekam. Zgodnie z wytyczną lekarza miałam odezwać się na WA po 3 tyg. od zmiany dawek leku i zrobiłam to tak jak było umówione. Lekarz jednak nie oddzwania, jak to było  obiecane. Jak mam się leczyć!? Jak mają się leczyć pacjenci w podobnej sytuacji? 
Rodzinny nie chce się mieszać do leczenia specjalisty, rozumiem to. 
Rozumiem też, że może zdarzyło się coś nieprzewidziane go, bo wszyscy jesteśmy tylko ludźmi. Jednak  skoro kontakt jest przez WA to widać czy osoba czytała wiadomość, widać że jest często aktywna. Czy  napisanie w dwóch słowach, że coś tam, zajmuje aż tak dużo czasu? Tak niestety jeszcze często wygląda stosunek lekarza do  pacjenta. Zero szacunku.
Na szczęście nie dotyczy to wszystkich lekarzy, są tacy... do rany przyłóż. Jakoś w tej specjalizacji nie mogę trafić, ale mówią kto szuka...
No to będę szukać.
2 notes · View notes
niechciaana · 3 months
Text
Jak wyglądają mikrozdrady:
Pisanie z kimś w tajemnicy
Porównywanie partnera z kimś innym
Spotykanie się z ludźmi bez mówienia partnerowi (nie chodzi o spotkania biznesowe )
Mówić "Ale gdybym nie był(a) w związku..."
Mieć kontakt z byłymi
Mówić, że nie jesteś w związku
Podawanie numeru telefonu osobie, która chce się poznać.
3 notes · View notes
myslodsiewniav · 1 year
Text
Przemyślenia o bardzo, bardzo wielu aspektach kłujących w relacjach z rodziną wyswataną...
23.05.2023
Dzisiaj klaruje mi się od rana taka myśl: nie chcę iść do pracy.
Całe szczęście dziś mam dzień "terenowy", urzędy, sądy, pakowanie itp.
Całe szczęście.
Bo klaruje się we mnie myśl, że być może potrafię już zlokalizować/nazwać co mnie teraz gniecie - poza zmęczeniem oczywiście.
Chyba wychodzi w naszym związku różnica wieku. To znaczy nie jest tak, że "wychodzi" między nami, bo między nami jakoś o tym na co dzień nie pamiętamy. Zapominamy. Jesteśmy emocjonalnie kompatybilni, każde z nas coś do relacji wnosi, jesteśmy partnerami. Owszem, pamiętam, że mój facet jest młodszy i czasami to wychodzi na pierwszy plan. Tak jak moje bycie starszą. Ale zwykle o tym zapominamy.
Przykład? W ostatni weekend idziemy w niedzielny poranek przez zatłoczone centrum Krakowa w grupie sześcioosobowej i nagle wchodzi z jakiegoś przejeżdżającego samochodu "What is love", a ja bezmyślnie zaczynam naśladować "taniec głową", tą scenę z filmu z Jimem Carrey'm, którego tytułu nie pamiętam. Miałam wówczas w nosie, że robię głupią rzecz - spontanicznie mnie to rozbawiło, to był impuls. I co? Mój chłopak zrobił to samo! Nie, że czekał. Nie, że zaczął naśladować mnie. Nie. Sam z siebie. Po prostu w tym samym momencie zaczęliśmy "tańczyć głową". Nikt nie tańczył tego na ulicy. Po prostu my impulsywnie zaczęliśmy. I się do siebie szczerzyliśmy w uśmiechu, że fun i że obydwoje załapaliśmy. Cała jego rodzina zaczęła się rozglądać, jakby szukając co nas skłoniło do takiego zachowania. Miałam wrażenie, że nikt nie rozumiał nawiązania. Nikt inny nie tańczył. Poza mną i moim chłopakiem i było to absolutnie cudowne.
youtube
Wracając do meritum jak już pisałam jakiś czas temu: myślę, że wciąż nie mam dogodnego dla siebie balansu.
Myślę, że od jakiegoś czasu wciąż jestem poza swoją strefą komfortu, która się pewnie siłą rzeczy poszerzyła, ale wciąż brakuje mi ulgi po prostu...
Kilka lat temu, w ramach terapii odszukałam dla siebie odpowiedni balans. Takiego optymalnego tempa życia, które pozwala mi na wgląd w siebie, na efektywną pracę, na regenerację, na fun sama ze sobą, na kontakt towarzyski z innymi ludźmi, przyjaciółmi (ta grupa była przeważnie wspierająca), osobną kategorią jest ustalenie w tym obszarze optymalnej częstotliwości spotkań z rodziną (w trudzie! Pamiętam, jak stawienie granic nie raz kosztowało mnie masę trudnych emocji, niezrozumienia, szarpania się i doprecyzowania potrzeb, domagania się czasem uszanowania tego co komunikuję i co jest dla mnie ważne).
A teraz mam świetnego partnera, a z nim drugie tyle kontaktów i członków rodziny domagających się (co zrozumiałe) optymalnego dla nich czasu przeznaczonego na wspólne spędzanie czasu.
I pomimo, że niebawem będziemy już 2 lata razem, ja wciąż nie mam balansu...
I zastanawiam się czy z perspektywy te moje zeszłoroczne objawy somatyczne, nawracające zapalenia pęcherza to nie były przypadkiem wywołane tym, że właśnie moje granice, terytorium to fizyczne i czasowe było zbytnio nadwyrężane. I to w przyjazny sposób, ale po prostu na pewien sposób zbyt intensywny... (?) Jestem psychosomatyczna, to fakt, więc może tak być, że organizm wolał być chory (i obsikać własny teren, by nikt na niego nie wtargnął) niż narażać się na co rusz nowe, stresujące sytuacje związane również z tym, że nie mogę być zupełnie niezależna?
Hymm...
A wracam do tej rozkminy, bo po powrocie z weekendu "dnia dziecka" z rodziną mojego partnera miałam mieszankę wrażeń, poczuć, przekonań, które w niektórych sytuacjach się wykluczały. Weszłam w silny syndrom oszusta: nie ufałam własnej intuicji, byłam przekonana, że mi się tylko wydaje, że dopisuję rożnym zachowaniom motywy, że patrzę na niewinne oświadczenia przez pryzmat swoich doświadczeń o którym te inne osoby nie mogły mieć pojęcia, zaczęłam podważać własną wartość i kompetencje. I zaczęłam zazdrościć i chcieć czegoś co intelektualnie wydaje mi się niedorzeczne, a jednak w emocjach zaczęło mi się odzywać poczucie odrzucenia. Mam sporo emocji do przepracowania i rozpakowania. I muszę je jakoś uporządkować, aby kontakt z tą moją nową rodziną był dla mnie możliwy i bardziej odprężający, mniej stresujący. I jakoś zachować granice, zdrowe, ustalić je, a trochę nie wiem jak... Najbardziej oczywista sprawa to porozmawiać z konkretnymi członkami rodziny o moich potrzebach, ich potrzebach i poszukać kompromisu, a z drugiej strony nie wiem czy w tych przypadkach to jest faktycznie mój kawałek do rozmowy? I wszyscy są w tym na maksa niezręczni. I chyba nikt nie wie jak się odnaleźć.
Rozmawiałam o tym z moim partnerem i zaskoczyło mnie to, co wg. niego jest diagnozą zachowań i przyczyn tych zachowań po drugiej stronie: po pierwsze nie znają mnie. Po drugie: różnica wieku. Ale to drugie w takim ujęciu na jakie nie wpadłam, a zarazem tłumaczące też tą niezręczność, którą sama odczuwam.
Przykład?
Najpierw tuż po Wielkanocy jest nam (mi i O.) komunikowane przez jego mamę, że chcą nas zaprosić na dzień dziecka na "coś fajnego". Super, dziękujemy. Ustalamy datę, którą mamy zarezerwować. Dla mnie to oznacza wpisanie tego do kalendarza w rozciągłości piątek-niedziela jako wydarzenie/zaplanowana czynność "Wyjazd na dzień dziecka, potwierdzenie szczegółów spotkania z rodzicami O.". Czyli mam cały wolny weekend zaplanowany. A po miesiącu dowiaduję się, że drugie ich dziecko ani nie dostało takiej informacji o spotkaniu, a w dodatku wciąż zapomina by dopytać swojego partnera czy mu też ten termin odpowiada. Ostatecznie dowiadujemy się znowu przy okazji jakiejś tam innej rozmowy, że termin spotkania został przeniesiony na weekend wcześniej niż było to ustalone z nami. Bo temuż partnerowi nie pasuje, więc matka i córka ustaliły, że inny weekend im pasi. Nas nikt nie pyta czy pasuje czy nie... Akurat pasowało, ale jestem i tak zła. Tyle, że nikt mi tego nie mówi wprost, słowa są oświadczane przez matkę synowi. To bardzo mi nie pasuje, czuję, że z brakiem szacunku się do mnie i mojego wolnego czasu podchodzi...
Mamy jechać w sobotę, a w środę, na 4 dni przed wyjazdem, nadal nie wiem gdzie mamy jechać xD. Jednak nie Śląsk, tylko Kraków, bo właśnie tenże partner mojej szwagierki, Szwagier nr2 ma zajęcia na uniwerku każdego dnia zarówno w ten, jak i w następny weekend i może nam towarzyszyć tylko w przerwie od wykładów (dlaczego więc zmieniliśmy datę? Tego nie wiem i nikt mi nie chciał wyjaśnić...). No luz. Ale gdzie będziemy spać (wynajmowane mieszkanie siostry mojego partnera jest malutkie, cztery osoby się tam mieszczą z trudem)? W środę piszę do teściowej z pyt czy szukamy noclegu, bo czas nagli, a fajnie byłoby znaleźć coś co nam by odpowiadało. Ona odpisuje, że jej mąż się tym zajmie dziś lub jutro, że jak będę miała chwilę to mogę coś podesłać jak znajdę. I komunikuje, że oni chcą nam ten wyjazd postawić w ramach tego dnia dziecka.
Okay - na tym etapie było mi z tym trudno, bo nie czuję się w takich momentach sprawcza, ale z drugiej strony to mój problem z przyjmowaniem od innych: nie stanę się przecież nie sprawcza przyjmując hojność jaką obdarzają teściowie swojego syna i przy okazji mnie. To jest dynamika rodziny, która jest i mój problem z zależnością finansową, który muszę ogarnąć sama. Więc uznałam, że okay.
W środę tydzień temu bardzo, bardzo zmęczeni, po zrobieniu masy rzeczy około kolacji siadamy z O. do kompa, do booking, i dzwonimy do jego taty by coś fajnego wybrać na weekend. Żeby były dwa osobne pokoje, swoboda itp. Bo z jakiegoś powodu byliśmy przekonani (szczególnie po mojej wcześniejszej wymianie smsów z jego mamą) że to jest coś w czym będziemy partycypować. Jego tata odbiera i jest zaskoczony, zdziwiony, że taką błahostką mu głowę zawracamy, gdzieś tam się wybiera właśnie, pośpiech i generalnie nie ma się czym martwić, ani o czym gadać, bo sprawa jest załatwiona: już wynajął dla nas wszystkich mieszkanie na weekend, nie ma o czym mówić! Super mieszkanie, będzie git synek, do zobaczenia.
0.0
No...
Wynajęli mieszkanie, fajne, w kamienicy. Rozkład taki: długi korytarz, łazienka, dłuuuuuugi korytarz, pokój z łóżkiem sypialnym dla 2 osób i aneksem kuchennym, z tego pokoju wejście do kolejnego pokoju - sypialnie dwuosobowej.
I co?
I w teorii git. To rodzice O. woleli spać w części z aneksem kuchennym, bo mama O. podobno często w nocy chodzi siusiu. Ale ja też chodzę siusiu często w nocy, szczególnie jak wypiję drinka, tylko, że oni tego nie muszą wiedzieć... To nie jest dla mnie komfortowe. Bez względu na to kto by wylądował w pokoju "przechodzonym" czułabym się z tym źle. Nie ma też mowy o niezależności... Nie czuję się komfortowo wchodząc do pokoju, gdzie śpią inny ludzie - sama ta myśl jest dla mnie stresująca. Czuję się uwięziona. Z drugiej strony: byłabym kłębkiem nerwów próbując zasnąć w pokoju do którego zawsze ktoś może wejść... Inna sprawa: ja się budzę wcześniej. Jestem rannym ptaszkiem. W weekend też. W rezultacie wstałam o 7, czekałam na budzik do 8, wtedy O. też wstał o 8 i wiedząc, że ja nie wyjdę, bo czuję się w chuj niezręcznie z myślą, że obudzę jego rodziców poszedł do łazienki wciąć prysznic, wrócił po kilku minutach na paluszkach przyznając, że nie chce budzić rodziców, bo śpią, więc wraca do łóżka. Leżeliśmy, a ja czekałam jeszcze prawie godzinę z IRYTUJĄCO pełnym pęcherzem, aż wstaną. I co? Jak z pokoju obok zaczęły dobywać się dźwięki, okazało się, że jego mama już jakiś kwadrans wcześniej wstała, wzięła prysznic, zrobiła sobie makijaż i teraz przygotowuje śniadanie - ja miałam zamiar zrobić śniadanie, jak oni się będą ogarniać, tylko czekałam na DŹWIĘK, sygnał... Z drugiej strony ani ja, ani jego mama nie lubimy jak podczas przygotowywania ktoś się w nasz kuchenny rytm, krzątaninę ze swoim rytmem i pomysłami wpada (rozmawiałyśmy o tym już podczas wszystkich świąt, zawsze dziękuje za moją pomoc, woli sama)... Więc znowu czułam się tak bardzo i boleśnie zależna... I to mnie frustrowało i budowało poczucie winy (że nie pomogłam, chociaż chciałam, bo gdybym pierwsza do tego przygotowywania śniadania się zabrała... poza tym, nie chcę by ktoś przy mnie robił - ja też chcę mieć swój wkład, tym czasem jestem wpychana w rolę zależnego dziecka, nie mogę o niczym decydować...).
I co mam zrobić w tej sytuacji?
Zaproponowałam, że zmyję naczynia po prostu czując się w chuuuuj głupio. Wyjaśniłam, że planowałam zrobić śniadanie... Co mama O. zbyła, ze ona wcześniej wstała, więc ogarnęła (i co ja miałam na to powiedzieć? Słuchaj, ja wstałam dwie godziny wcześniej od ciebie, ale czekałam, aż ty wstaniesz, żeby was nie budzić?). Wkurza mnie to, że przychodzę na gotowe i nie wiem na ile jest jakieś oczekiwanie z ich strony, że coś zrobię (w mojej rodzinie jest w takich sytuacjach), a na ile to ja mam w głowie odpalone, że coś robić powinnam, bo inaczej spotka mnie odrzucenie jako złej partnerki dla ich syna?
Nie wiem...
I nie wiem jak to zweryfikować.
Bo ostatecznie sytuacja ze śniadaniem to pokłosie tego, że nie potraktowano nas jako partnerów przy wyborze miejsca do wynajęcia noclegu. Gdybym wybrała nocleg eliminując czynniki, które pozbawiają mnie sprawczości i swobody działania to było by inaczej.
Inna sprawa: tata O. dostał jako stały klient takiego sklepu sportowego 80% zniżkę na buty trekkingowe dla kobiet. Wysłał synowi z pyt czy ja chcę też coś z oferty. Obadałam ofertę i okazało się, że dostępne są buty, których używa taka sportsmanka, którą obserwuję, obieżyświatowiczka, a te buty polecała (Merrell - marka). Wow. Przyznaję, że mam bardzo dobre buty trekkingowe, takie na zimę i wiosnę, ale takich na lato lekkich - nie mam. Te, których używam są stare, mają 9 lat i służyły bardzo dobrze, ale zarówno fason, jak i ich stan pozostawiają wiele do życzenia. Przeanalizowałam swój budżet, jakość tych butów i śmiesznie niską cenę za jaką mogę je mieć i powiedziałam, że TAK. Pytałam O. od razu: jak to zrobimy? Podasz mi numer konta taty? A on "w weekend się jakoś dogadacie". No i ok... A w weekend spotykamy się w szóstkę, teściu wyciąga dwa pudełka: dla mnie i dla córki. Prosi o mierzenie. Obydwie mierzymy. Cieszę się szczerze, totalnie. Pasują. Pytam go ile mam mu zwrócić, proszę o potwierdzenie, a on ucieka O.O, po prostu odchodzi, szeptem taki zkrindźowany mówi, że jakieś 150. Okay, sprawdziłam na rachunku: 159zł, nie miałam dokładnej kwoty przy sobie... nie było okazji by wybrać z bankomatu i też nie pamiętałam o tym zwyczajnie, bardzo dużo się działa. A jak go poprosiłam o podanie numeru konta przy okazji pożegnania w niedzielę, to tak niby mówił, a nie mówił. Po prostu total niezręcznie. Atmosfera zgęstniała, uciekał spojrzeniem. Potwierdził cenę - jakby zgadzając się na to. Ale jak miałoby dojść do przekazania pieniędzy to nie był w stanie ze mną ustalić. Po prostu niezręczność można zassać z powietrza. Aż mi było głupio, że temat poruszam, chociaż w środku czułam, że nie mam powodu do wstydu - jestem wdzięczna za możliwość wejścia w posiadanie dobrych butów, a zarazem jestem zła, że się czuję jak złodziej, co ma do oddania 150zł, a w sumie... nie wiem. Nie mam pomysłu co "w sumie". W sumie to mam dług za swój własny zakup i nie wiem co z tym zrobić. I jestem na to zła! Bo ja nie jestem jego córką (której kupił chyba takie same buty jak mi), dzieckiem, żeby mi buty kupował i nie traktuję ich jako prezent. Ba! Gdybym wiedziała, że to prezent to miałabym inne podejście i inaczej temat bym rozegrała. A on nie mówił, że to prezent, przeciwnie - potwierdził, że mam do oddania "jakieś 150zł", więc o chuj chodzi? Rozkminiałam, że może moje pytanie o cenę było niezręczne, bo jego córka nie wiedziała ile kosztował prezent dla niej, ale nie - ona też dostała linka, też obadała sobie ceny, rozmiary, markę, parametry. Też wiedziała co jej ojciec przywiózł w paczce.
Nie kminię o co chodzi. I nie kminię czy to dobra droga, że wydaje mi się, że chodzi o mnie? Że to moja osoba i moje zachowanie, pytania wprawiły teścia w atmosferę zawstydzenia i zażenowania? Może to chodzi o teścia! - może on ma jakieś przekonania czy mechanizmy związek z kupowaniem obuwia różnym członkom rodziny i sytuacja (a nie ja, moja osoba) wprawia go w trudne uczucia?
No nie wiem... wiem, że pieniądze, to ciężka energia i nie chcę z tym igrać. Boję się pozostawać w jakiejkolwiek finansowej zależności. Boję się mieć długi. Boję się brać kredyty. Ale w kredytach jest jasno opisana umowa, której jestem stroną, a tu...
Inna rzecz związania z obydwoma powyższymi (tj. organizacją wspólnego wyjazdu i z pieniędzmi) to wieczorne zakupy jedzenia na śniadanie: teściowie chcieli kupić jedzenie na kolacje i śniadanie. A my mieliśmy iść z nimi do sklepu i ładować do koszyka wszystko na co mamy ochotę. To było dla mnie tak bardzo niekomfortowe i niesprawcze, że wyszłam wraz ze Szwagrem nr 2 z Biedronki. Czuliśmy się tak... nie wiem jak on w sumie, wiem, że ja się czułam źle z tym, że nagle z całą grupą innych ludzi miałam ustalać czy damy radę zjeść opakowanie rukoli. Okay, tak myśli być może rodzina. Ja tak nie myślę od pierwszego dnia wyprowadzki na studia: W KOŃCU nie musiałam swoich preferencji żywieniowych podporządkowywać pod wspólne zakupy, wspólny budżet całej rodziny, moje współlokatorki miały o to ból dupy: bo im taniej by wyszło, gdybym się dorzucała do zakupu dużego bochenka chleba pszennego, a ja tylko żytni a częściej wcale, tylko owsiana. Po prostu to zakupowanie mnie striggerowało. Cenię swoją niezależność. Nie chcę być wpychana w ramy... tym bardziej, że mama O. wraz z córką zaczęły produkty omawiać pod kontem tego, co przygotują z nich. Dlaczego każdy nie może sobie przygotować sam? Dla nich to fajne, domowe, znajome, komfortowe - dla mnie nie. Ech, Szwagier nr2 rozmawiał ze mną o czymś, ale co chwilę nam przerywano przypominając, że musimy zadecydować co będziemy jeść do rukoli!, albo info o jakimś fajnym produkcie z zabawną etykietką i nagle wyznał, że się źle czuje, przytłoczony taki w tym sklepie. I ja też. W rezultacie on poszedł na skwerek pobyć sam, a ja czekałam na krawężniku pod Biedrą na mojego partnera. Super moment, dobrze wspominam. Który (jak dołączył) przekonywał mnie, że wszystko jest okay w tym, że włożyłam do koszyka AŻ jeden produkt, serek wiejski za który mi nie pozwolono zapłacić, bo przecież śniadanie jemy wspólnie. Mam poczucie winy w takich chwilach. O. mówił "pozwól moim rodzicom nam to postawić, to jest organizowany przez nich wspólny wyjazd". I zaciskałam żeby i ćwiczyłam "przyjmowanie" i dostosowywanie się do dynamiki innego systemu rodzinnego. Ale dla mnie to jest wepchnięcie w role podmiotową w rodzinie i to w systemie, który nie jest mój (a suprice: w moim systemie rodzinnym też się nie odnajdywałam, wolałam sama dla siebie i na swoich zasadach, bez poczucia winy, ze moje "nie" zmienia plany wszystkich, którym te wcześniejsze założenia pasowały).
Odnośnie systemów rodzinnych: od dziecka słyszałam od mamy, że najgorsze co można związkowi zrobić to mieszkać w jednym domu z rodzicami (w sensie, że nie tyle w budynku, co kiedy dwie inne rodziny dzielą dwa inne pokoje, a części pozostałe są wspólne). Że jak tylko poznamy kogoś fajnego i nim podejmiemy decyzję o ślubie mamy z tą osobą zamieszkać i sprawdzić jak nam razem jest. Że to lepsze. Na swoim i na swoich warunkach. Mówiła z doświadczenia - ani jej rodzicom, ani jej związkowi na dobre nie wyszło wspólne mieszkanie. Za dużo bezsensownych tarć, gdy jeszcze dana para musi się docierać. No i z takim przekazem dorastałyśmy z siostrą. U mojego O. było inaczej... A w weekend teściowa nawiązując do przesłanego przez moją mamę filmiku bawiących się piesków zapytała o coś, nie pamiętam nawet, generalnie o coś odnośnie mojej rodziny co mi się nie składało logistycznie. Wyjaśniłam jej, że mój piesek jest w mieszkaniu rodziców, a sis i Szwagier mają swojego, że spotykają się podczas odwiedzin. Na to teściowa zaczęła o coś dopytywać, coś w stylu "a mama nie chce zejść na dół pomóc siostrze?" i znowu miałam takie ciężkie "WTF?" jak to "na dół"? Wyjaśniłam jej, że mama mieszka kilkadziesiąt kilometrów od mojej siostry, również na parterze. Na to teściowa, że sobie wyobrażała, że oni wszyscy "rodzinnie", tak w jednym domu jednorodzinnym: rodzice na górze, a siostra na dole, w domu z ogródkiem. Jak ja to sobie wyobraziłam to mnie wzięło na śmiech, tak na głos. No przecież pozabijaliby się! xD (jeszcze śmieszniej jakby moją siostrę ulokować z jej teściami xD Teksańska Masakra by wjechała). Powiedziałam jej na głos, cały czas się śmiejąc, że "W żadnym wypadku to nie wchodziło w grę! Siostra z partnerem kupili mieszkanie z ogródkiem w nowym budownictwie, a rodzice mieszkają w wiekowej kamienicy. Daleko os siebie, odwiedzają się." I mój śmiech i silna reakcja na niedorzeczność czegoś, co chyba u nich jest opcją domyślną na którą sama moja teściowa skrycie liczy czyli "wszyscy na kupie, dom wielopokoleniowy" wywołała w teściowej zaskoczenie. Silnie. Tak, jak we mnie silne zaskoczenie wywołało oczekiwanie takiego modelu ode mnie czy od siostry. No mamy inne modele...
Jak poszliśmy na drinki to też... ech. No bo czułam, że w takiej sytuacji sprawczość będzie dla mnie odzyskana, wniosę swój niezależny wkład jako osoba dorosła do naszego wieczoru jak zamówię jedną kolejkę drinków - oczywiście teściu tego nie przyjmował do wiadomości, on stawiał, ale miałam nadzieję, że wyskoczę po prostu pierwsza do barmana z kartą. Ale jak teściu, jego dzieci i Szwagier nr2 popłynęli fantazją, to okazało się, że kolejkę drinków za ponad 400zł zamówiliśmy dla 6os O.O I wcale dupy nie urywały... I biorąc pod uwagę, że nie płaciłam za nocleg to było mnie stać, ale jakoś tak mnie wryło słysząc, że drinki, jebany alkohol, niszczyciel szarych komórek, uzależniacz i przyczyna przemocy w rodzinie, miałby mnie kosztować tyle co wizyta u ginekologa i leki na ADHD, albo tyle co bilety w dwie strony do Grecji dla dwóch osób i tyle co miesiąc terapii 4 lata temu. I nie doskoczyłam do barmana. Bo miałam konflikt wewnętrzny. Tyle kasy na alkohol, to niedorzeczne... Potem chciałam zapłacić za kawę, ale prędzej zapłacił teściu, a potem mój partner przejął inicjatywę i chciał wszystkich zaprosić na lody, ale poza nim i jego rodzicami reszta nie chciała (bo wcześniej wciągnęliśmy słodkie babeczki do kawy)... Ech...
Ech...
Były też inne sytuacje, niuanse, ale wyczuwalne - bo cały wypad był naprawdę miły, nie zaprzeczam (wbrew opisowi masy frustrujących sytuacji powyżej - było cudownie i miło!), ale to inna rodzina, ze swoimi rzeczami, których nie nazywa się na głos, a które są w domyśle, ze swoimi przekonaniami, mądrością rodową itp. I ja po prostu niektóre rzeczy wyłapywałam... i smalltalk się prędko ucinał... No nie wiem...
Bardzo wiele we mnie niepewności i rozdarcia było w niedzielę.
Przykład: siostra O. chwali się swoimi osiągnięciami naukowymi. Ja się dopytuję, ciekawa - bo uwielbiam słuchać ludzi mówiących o swojej pasji. A moje pytania wywołują w niej inne zachowanie, niż gdy jesteśmy tylko we dwie i rozmawiamy o tym co planuje zrobić w tym roku - przy rodzicach skupia się na zapewnianiu, że wszystko jest bezpieczne, na podkreśleniu, że dużo o tym, co się wydarzy w najbliższych miesiącach jeszcze nie wie, ale ma ustalone to, tamto i siamto. W ogóle w tym nie ma pasji, bardziej takie rozwiewanie wątpliwości i to trudno ogarnąć czyich: jej własnych czy rodziców (przy mnie rodzice nie mówili o wątpliwościach, więc nie wiem; ja wątpliwości nie mam). A mi o tym zwykle opowiada, jakby wszystko było lekkie, bułka z masłem, osiągalne samym przekonaniem o własnych talentach, determinacji i pasji, tym czasem tutaj widzę jej inne oblicze i się gubię. Czuję podczas tej rozmowy, że czegoś nie rozumiem, że coś mi umyka. Ale nie wiem co. Coś się ostatnio wydarzyło i po prostu umykają mi informacje? A może to jest po prostu inne oblicze siostry mojego partnera, inna morda gąbrowiczowa. I nie wiem czy mogę zapytać - być może lepiej pytać na osobności, ale z drugiej strony czemu nie teraz, najwyżej powie, że nie chce o tym mówić. Pytam. A w odpowiedzi jej ojciec zmienia temat zapewniając mnie, że jego córka podejmuje naukę w najbardziej zajebistych miejscach, że zrobił research itp. I nie wiem... Nie wiem czy ja dobrze odczytuję, że coś jest nie tak? Czy to była zmiana tematu, a może faktycznie to jest jedyne podsumowanie jakie proponują rodzice mojego partnera na wszystkie decyzje ich dzieci - bo o emocjach się u nich nie rozmawia - i jednocześnie to było podbudowanie i zagrzanie córki do realizacji planów? No nie wiem... i nie wiem czy w ogóle mam w sobie przestrzeń na dowiadywanie się i czy to moja sprawa...
Jak zapytałam o to mamy O. odparła z serdecznym uśmiechem, że "zaakceptowaliśmy, że nasze dzieci są dorosłe" co dla mnie nadal jest niezrozumiałe, bo to odpowiedź na pytanie "Miałam wrażenie, że wasza córka rano przy kawie was zapewniała, że wszystkie w jej planach edukacyjnych wypali. Czy coś się stało? Martwicie się o nią? Jeżeli chcecie mogę wam podać więcej informacji lub namiary di osób, które korzystały z tego projektu edukacyjnego, wróciły i wszystko jest okay. Mnie zebranie gruntownej wiedzy o projekcie uspokaja, może to jest coś dla was." - czuję się czasami bezsilna w tej komunikacji. Rodzina mojego partnera nazbyt często mówi innym językiem: ja o emocjach, oni o faktach.
Apropos: inna sytuacja: dziewczyny pytają mnie o nasze wakacje we Włoszech i w Alpach. Uczciwie odpowiadam śmiechem, że to złożony temat i że jako italofilom moja odpowiedź może wywołać w nich wiele sprzeciwu, ale generalny werdykt: podobało mi się i potrzebuję po tym urlopie urlopu wypoczynkowego xD O. od razu zaczął zasypywać rodzinę "a wiedzieliście, że..." i sypie zafascynowany faktami o Sienie, która się nam obydwojgu bardzo, ale to baaaardzo podobała (relację ze Sieny wciąż mam w roboczych :P). Jego rodzice studzą go trochę, nie wchodzą w tą pełną pasji polemikę, która mnie w takich chwilach porywa. Pytają o to co mnie zniechęciło - odparłam, że Florencja w której przeżyłam meltdown i wiele wewnętrznych sprzeczności. Na to siostra O. "A mi się Florencja podobała" i wymienia co jej się podobało. A ja na to, że to okay, że je się podoba, bo ewidentnie nie jechała tam z bagażem wyobrażeń. Trochę zazdroszczę, a trochę chcę tam wrócić z osobami, które też będą szukały tej Florencji, którą ja chcę zobaczyć tj. z Pantokreatorką. :P Zapytali czy jedzenie było niedobre - nie, skąd, było pyszne, czy widoczków nie widzieliśmy - nie, skąd, widzieliśmy, czy pogoda była - no nie była. I tu mi kolektywnie cała rodzina O. wpiera, że to jest główną przyczyna mojego braku zachwytu nad Florencją. A ja im, że to nie dlatego, tylko z powodu spłycenia piękna Dawida i kunsztu Michała Anioła Buonarottiego do "realistycznie wyrzeźbionych rąk", że estetyczna i kulturowa wartość tych odwiedzin w mieście była dla mnie głęboko, głęboko, ale TAK głęboko rozczarowująca, że trudno to opisać, że turyści chcieli poznać to miejsce pobieżnie, bez pasji i wgłębienia się w niesamowitą historię tego miasta. I że nie byłam świadoma jadąc tam, że tak wysoko zawieszam poprzeczkę temu miastu, że oczekuję zaspokojenia potrzeby głębokiego współodczuwania i współrozumienia sztuki, zamysłu estetycznego, lat odkryć, stylów, nurtów, różnorodności itp. Że jestem nie tyle w jakimś mieście, nie w po prostu Florencji, a miejscu narodzin renesansu, w kolebce przemian, z dziełami osób których nazwiska znam od małego i wobec których czuję olbrzymi respekt. Na to rodzina O. nie wiedziała co powiedzieć i zmieniliśmy temat: radzili, że lepiej pojechać do Neapolu, w słońcu i wypić aperola na dachu z widokiem... (we Florencji też mieliśmy wypić aperol na dachu z widokiem na Katedrę gdyby nie deszcz, a najcudowniejszy widok nie byłby w stanie ukoić tego co wtedy czułam - tak głębokiego żalu, histerii, rozczarowania, bo mój wyimaginowany disneyland współodczuwania sztuki został obdarty z magii, ba! Być może nigdy nie istniał - ja tam żałobę przeżywałam xD xD xD i okazało się, że szukałam czegoś głębszego niż dobre jedzenie i ładny widoczek, co znalazłam w Sienie :P). No i czuję, że nie zrozumieliśmy się. I myślę, że nie zrozumiemy się, bo u nich z trudem mówi się o emocjach, a ja z łatwością o nich mówię i nimi się kieruję...
Jeszcze inne źródło wątpliwości moich: ja wchodzę z mamą O. w rozmowę to prędziutko jakoś ucina się. Czytam teraz książkę o statystyce, o matematyce (!), która od pierwszych rozdziałów trafiła w mojej głowie na półeczkę "do polecenia mamie O." - świetna książka Janiny "Statystycznie rzecz biorąc 2. Czyli jak zmierzyć siłę tornada za pomocą gofra". Chciałam z nią o tym porozmawiać, zjawić jej temat. Ale się urwało prędko po "chętnie przeczytam" i tak siedziałyśmy w ciszy. Oczywiście w komfortowej ciszy, ale jednak ciszy... W teatrze, czekając aż pozostała czwórka przyniesie nam napoje - zajmowałyśmy miejsca. Było super, sympatycznie. A jednak każdorazowo próba small talku podejmowana przeze mnie kończy się fiaskiem. A potem w ogóle miałam ostrą rozkminę, bo gdy tak milczałyśmy zauważyłam, że mój przyjaciel Programista bije na alarm - potrzebował pomocy wybierając strój na imprezę, która była dla niego trudna z powodów sercowych (tak). Wysłał mi 4 zdjęcia w 4 różnych czarnych koszulach i tych samych niebieskich jeansach. Którą wybrać? Gdy porównywałam te outfity teściowa patrzyła mi mimochodem w ekran, chciałam odpisać mu (bo to był priorytet), a potem wyjaśnić, ale wtedy przyszedł O. z ojcem, zrobiło się zamieszanie w rzędzie i nim zdążyłam jej wyjaśnić, że to kumpel o którym nie raz słyszała od własnego syna to jakoś tak 4 razy zmieniliśmy temat, podawaliśmy kurtki, przesiadaliśmy się i zapomniałam. A potem, następnego dnia, do mnie dotarło, że pewnie teściowa myśli chuj-wie-co, że z jakimś obcym chłopem pisze (no i jestem rozerwana: czy wyjaśniać czy chuj komukolwiek do tego z kim i po co piszę dopóty między mną i moim partnerem wszystko jest jasne?).
Inna rzecz: poczułam ukłucie zazdrości. Ech. Moja teściowa lata temu odprężała się przy tworzeniu ceramiki przez co mój chłopak generalnie kojarzy silniej ten rodzaj sztuki, bo miał z nim częściej styczność. Zaś pod choinkę jego siostra dostała voucher na zajęcia ceramiczne, na miesiąc, a potem dokupiła sobie miesiąc wraz z partnerem. W ten weekend, gdy przyjechaliśmy do Krakowa sis mojego partnera ugościła nas we własnoręcznie robionych naczyniach. Super rzecz, sama też mam taki plan, a moja przyjaciółka taki zamysł realizuje od pandemii :P No i rodzice, brat i ja oczywiście podziwialiśmy prace siostry. Bo są naprawdę ładne, wybierała ciekawe szkliwa, ma zestaw dzieł sztuki. Potem, kilka godzin później (nie chcąc wcześniej o tym wspominać, bo to była chwila siostry mojego chłopaka, niech wybrzmi - jej chwila na uwagę rodziców) w trakcie rozmowy z teściową, która wyjaśniała właśnie, że jej dzieci są dorosłe, że to akceptuje i wspiera ich pasje i szkolenia, nawiązała właśnie do tych ceramicznych swojej córki, a ja pochwaliłam się, że apropos tego tematu dopiero co zrobiłam uprawnienia w zakresie ceramicznym. I weszło zawahanie. I zaraz dopytywanie nie - ale tak niezręcznie - czy moge mieć takie uprawnienia, jeżeli nie skończyłam studiów wyższych z tego zakresu. Zdziwiło mnie to i poruszyło te moje schematy, moje strachy i wątpliwości z czasów niedawnych, te które przerabiam od tygodnia w zasadzie i które są moimi hamulcami. Wyjaśniłam, że nie, że nie potrzebuję, że pracowałam z tym nurtem przez lata, że wprawdzie bardziej czuję malarstwo, ale ceramika jest mi równie bliska, a teraz mam możliwości i skorzystałam z nich. A teściowa zaczęła mnie dopytywać - ale tak, jakbym jej walnęła o czymś totalnie z czapy - jakie ja mam doświadczenie z materiałem i (tutaj z takim niepokojem, który odczytałam jako perswadowanie mi faktów, które przeoczyłam) przypominała, że trudno określać zabawy na lekcjach plastyki jako doświadczenie. Bardzo mnie to... wzięło z zaskoczenia. Chciałam się pochwalić czymś z czego jestem dumna, chciałam wsparcia (?), liczyłam na taki doping jaki wcześniej tego dnia dostała jej córka. A poczułam, że muszę tłumaczyć, że jestem wystarczająca by coś potrafić, bo nie przeszłam "standardowej" drogi do papierka. Bardzo zgaszona i zawstydzona wyjaśniłam, że z gliną, na kole i z gipsem (tj. jako formą w rzeźbiarstwie, odlewy itp) pracowałam na zajęciach plastycznych, na koloniach, na specjalistycznych kursach przygotowawczych na studia... Dopiero jak usłyszała, że również na studiach pracowałam z rzeźbą to się żachnęła "a no tak, zapomniałam..." i życzyła mi w takim razie dalszego rozwoju... Powiedziała to serdecznie, ale w tamtej chwili nie byłam w stanie tego przyjąć. A ja miałam taki meltdown znowu: bo to nie jest moja mama i nie musi być ze mnie dumna. To nie jest moja mama, a jak moja mama odmawia wartość moim zdolnością i pracy, bo nie mam na poparcie tego papierka... Dziwna mieszanka uczuć. I złości, zazdrości, rezygnacji... Ech... I wstydu i strachu, że tak naprawdę ma o mnie bardzo złe mniemanie.
Już myślałam, że tak po prostu będą wyglądać kontakty z teściową, bo taka jest - serdeczna, ale stawia ścianę, trzyma ludzi na dystans. Tym czasem w pewnym momencie zauważyłam, że ona sama zagadnęła Szwagra nr 2 o coś. I słuchałam ich smalltalku o niczym. Szli rozmawiając o pierdołach, śmiejąc się, żartując. Gdybając, nawiązując do jakichś przeczytanych książek itp...
Zaczęłam się zastanawiać czy ona po prostu mnie nie lubi... bo jeżeli tak tym gorzej się czuję z tym, że w zasadzie fundowali mi cały weekend i to tylko dlatego by uszanować wybór syna, a nie dlatego, że jestem w ich gronie mile widziana...
Mój problem jest taki: nie chcę być zależna.
Czuję, że mam do zaoferowania znacznie mniej niż oni, bo po prostu nie stać mnie na zorganizowanie im takiego weekendu-rewanżu, jaki oni zorganizowali nam.
Też nie jest tak, że -patrząc na fakty - powinnam czuć wstyd, że mam ponad 30 lat a nie zarabiam dużo. Zarabiam tyle co teściowa. To teściu po prostu ma bardzo dobrze płatną pracę, są długo razem, stać ich. Mam ile mam i jest okay, ale nie chce się czuć jak biedak...
Nie chcę też czuć wstydu za to co robię dla własnego rozwoju i że robię to inaczej niż moi rówieśnicy. I to jest mój kawałek by wypracować inną reakcję na zwroty kogoś, kto ma inne wyobrażenie świata oraz tego co i jak należy w życiu dokonać. Żeby lepiej się chronić.
Wracałam do domu z buzującą głową i dopiero po przyjeździe porozmawiałam z O.
"Mam wrażenie, że twoi rodzice mnie nie lubią."
A on po prostu zamarł ze wzniesionymi wysoko-wysoko brwiami i pofałdowanym ze zdziwienia czołem "COOO?"
Po wysłuchaniu moich wątpliwości zasępił się i przypomniał, że może chodzi o mój wiek i o to, że jego rodzice jeszcze nie ogarnęli jak się w tym wszystkim odnaleźć. Że oni nie wiedzą jeszcze jak o jest mieć dorosłe dzieci, ich dzieci wchodzą w dorosłość powoli, a ja już jestem dorosła. I nie jestem na tych zasadach co oni, ani na tych co dzieci.
Że na poznanie Szwagra nr 2 mieli lata, ale serio... lata i inną częstotliwość: on jak zaczął chodzić z ich córką miał 16 lub 17 lat, przyjeżdżał do nich prawie codziennie przez cały okres liceum. Codziennie się mijali. Że łatwiej jest z nim pożartować, bo rozumieją przez co przechodzi, jest studentem jak ich dzieci, jak oni sami, gdy dzieci się dorobili. A ja jestem inna... inne rzeczy są dla mnie ważne, inną miałam drogę życia, inny moment w życiu przechodzę - nie jestem ani jak oni, ani jak ich dzieci. Jestem pomiędzy. I nie mają czasu by codziennie mnie poznawać. Że widzimy się od czasu do czasu i muszą się z tym jakoś ułożyć... Ech...
No nie wiem.... mam problem...
Nie wiem jak się z tym ułożyć.
Ile z tego co mi nie pasuje leży po mojej stronie do zakomunikowania, a ile po stronie mojego partnera? Ile mogę zrobić by było lepiej?
Na przykład z tymi uprawnieniami do ceramiki - teraz nie wiem czy w takim razie mam w ogóle nie wspominać o rzeczach dla mnie ważnych dopóki nie sama z własnymi kompleksami nie popracuję, by nie mieć podobnymi komentarzami podcinanych skrzydeł? W takim razie jak mam im dać szansę się poznać?
Bez sensu...
Jestem zmęczona i zagubiona.
I myślę, że wczoraj mój O. przelał czarę tego mojego braku sprawczości na naginania granic komfortu pod cudze normy... Bo prosiłam by nie wchodził, a wszedł. Ech strasznie mi było glupio i przykro... To znaczy on się chujowo zachował, ale też jest przebodźcowany... Potrzeba nam odpoczynku...
16 notes · View notes
mikoo00 · 1 year
Text
Daily paranoja się uaktywnila
Tik tok mnie striggerowal i przypominał mi o zdaniu wypowiedzianym przez znajomego które mój muzg zinterpretował wtedy,, już możesz się odczepić ode mnie, poradzisz se sam" oczywiście to zmieniło mi wtedy nastrój diametralnie i potem moja psycha latała
Wiem że nie miał nic złego na myśli choć widzi napewno że zabardzo się jego uczepiłem co jest prawdą
Niestety gdy ktoś mi okaże zrozumienie, wsparcie pomimo moich odpalów i potrafi mnie uspokoić ja się uzależniam od tego i wymagam tego ciągle Nie chce ale tak jest i nie wymuszam tego krzykami tylko zachowuje się jak dziecko i widać po mnie ze jestem zły Mam ochote wtedy pogrążyć się jeszcze bardziej, byleby ta osoba dalej mnie wspierała jak dawniej Co jest chore
Przez lata moja strategia na to było znienawidzenie tej osoby (już nie na zasadzie przemocy psychicznej yup nastoletni ja był chodzącą patologią) zaczynam się izolować Już nie czuje się komfortowo przy tej osobie bo mój muzg ciągle wyłapuje najdrobniejsze zmiany nastroju u innych Wręcz się boję odezwać
Nie chce go nienawidzić ani unikać nie chce się zachowywać jak debil ani nie chce czuć tego bólu Myslenie że już tak nigdy nie będzie jak kiedyś mnie doprowadza do szaleństwa,, jest jak zawsze Skoro twój ojciec i matka cie zostawili inni tym bardziej, jesteś chodzącym problemem nic nie oferujesz od siebie" i przypominam sobie każda relacje kiedy kontakt z innymi stał się bardziej zdystansowany (dla mnie to sygnał bycia odrzuconym Głupie i ja też o tym wiem 🤡)
Potrafię funkcjonować między ludźmi gadac jakby nigdy nic ale czuję się cały czas jakbym nigdzie nie przynależał Samotność i pustka ciągle mnie prześladuje Wiem że wymagam za wiele od innych ja tego kurwa nie kontroluje Tyle jebanych lat próbuje Rzadne racjonalne myślenie tego nie zmienia Nie jestem tempy żeby nie umieć sobie tego na logikę przetłumaczyć Moj muzg jakby był mocno podzielony pomiędzy rozumem, umiejętnością analitycznego myślenia a emocjonalną jego częścią Jakby nie współpracowały ze sobą Jedyne co umiem to trochę "trzymać siebie na smyczy" i nie przenosić moich paranoi na innych czesciowo
Myslalem ze nie wchodzenie w związki mnie uchroni przed subiektywnym byciem porzuconym Miłość mi się właśnie kojazy z ciągłym lekiem, że dana osoba cie zdradzi przestanie kochać i odejdzie Przesz rzadko pierwszy związek trwa do śmierci Ja nie jestem wstanie znieść tego
A tu taki chuj i nie rozumiem siebie czemu To jest tak głupie i wkurwiające
9 notes · View notes
Text
każdy mówi ze chce już wrócić do szkoły bo będzie vibe jesieni, robienie fastow będzie łatwiejsze i będzie można spalić więcej kcal w szkole, a ja jestem na domowym i idę do maturalnej wiec to wiąże się z tym ze nie będę miała z kim wychodzić z domu, bo moi znajomi beda w szkole i jedyny kontakt z ludźmi jaki będę miała to ludzie z pracy i mój współlokator, boje się ze przez to ze pracuje na nocki to w dzień będę nudzić się i przez to będę mieć większy apetyt i więcej napadów ☠️
niby tez muszę się uczyć i mogę sobie chodzić do biblioteki albo kawiarni i tam siedzieć, ale moje anxiety nie pozwala mi samej siedzieć w miejscach publicznych bo czuje się osaczona przez ludzi, nawet jeżeli wiem ze tak na prawdę nikt nie zwraca na mnie uwagi (czysto teoretycznie, bo nie wiem czemu, ale nawet jak nie robię nic szczególnego to bardzo często randomowi ludzie do mnie zagadują a ja czuje się bardzo confused dlaczego)
12 notes · View notes
kasja93 · 1 year
Text
Cześć
Tumblr media
Żyje. Przepraszam, że znów zniknęłam. W piątek byłam zmęczona i padłam bez napisania postu. Później w sobotę roboty było ogrom. W niedziele byłam człowiekiem betonem. Poniedziałek i wtorek znów intensywny, ale chociaż się wyspałam. Dziś jest lepiej. Rozładowałam rano w Belgii (byłam we Francji) i załadowałam. Teraz czekam na rozładunek w Niemczech. Jutro ładuje do Czech na piątek rano.
Tumblr media
Bo wiecie. Mnie się już nie chce narzekać jak mi ciężko, źle i w ogóle. Jednocześnie dotarło do mnie, że nie muszę wcale nieść na barkach całego świata. Dlatego robię co trzeba nie ekscytując i irytując się. Nie wtrącając się w życie innych. Jak już ktoś zadzwoni i mam czas odbiorę. Wysłucham, przytaknę w odpowiednim momencie i tyle. Chcę skupić się na sobie bo to w końcu moje życie.
Routine. In and out
To moja nowa dewiza. Choć może się wydawać, że mój dzisiejszy post jest w rezygnacyjnym tonie to tak w rzeczywistości nie jest. Po prostu chce być ponad to. Spokojniejsza. By nie wpędzać samej siebie w chorobę jaką jest depresja i to w jaki sposób się ona u mnie przejawia. Nie mam zamiaru pozwalać by stan w jakim jestem trwał, nie chce robić sobie mentalnej krzywdy.
Podczas tych dni ciszy, gdy pracowałam odcinając się od wszystkich… No niemal wszystkich. W końcu kontakt z ludźmi spotkanymi po drodze miałam :) Dużo myślałam. Głównie tym się zajmuje, gdy jadę. Zdałam sobie sprawę, że tylko ja trwam w zawieszeniu od kilku lat. Każdy idzie do przodu. Ja również, ale mentalnie byłam cały czas w tym samym miejscu. W pokoju nie remontowanym od dawna. Z popękanymi ścianami, odłażącej tapecie i pożółkłymi plakatami i zdjęciami. Bo choć minęło sporo lat ja chorując na depresję, bed, anę tkwiłam cały czas w jednym i tym samym mentalnym dołku.
Moje myślenie i patrzenie na świat było głupie i samolubne. Sądziłam, że moje zniknięcie z życia innych coś zmieni. Otóż nie. Życie toczy się dla każdego a ktoś, czyjś głos jest równie ważny jak podmuch wiatru. Czasem przeszkadza, czasem pomaga, lecz najczęściej jest zupełnie obojętny.
Dlatego postanowiłam żyć dla siebie nie dla innych. Choć czasem sił mi brak to sądzę, że to okej czuć. Czuć te wszystkie emocje. Mówić głośno o tym o czym myślę.
Staram się stąpać pewnie, trzymać rytm i równowagę. Długa droga przede mną. Przykładowo wczoraj miałam napad :) zjadłam 3 zupki instant i dwa jabłka na raz. I gdyby nie to, że leki na sen mnie ścięły to pewnie zjadłabym ostatnie jedzenie jakie mi pozostało w ciężarówce. Nie byłoby to dobre bo jeszcze muszę trochę tu posiedzieć. Jak wspomniałam w piątek rano będę miała rozładunek w Czechach. A z tamtąd trzeba wrócić i na pewno nie na pusto zatem znowu będę wracała zapewne w sobotę do domu. Życie. Praca to praca. Za darmo to ciężko w tych czasach dostać w mordę nie mówiąc już o kasie.
Tumblr media
W domu wszystko dobrze. Dostałam zdjęcie jak tata cały zadowolony trzyma na rękach Jerrego xd uśmiałam się z tego. A w sumie trzymajcie:
Tumblr media
Mój tata zawsze twierdzi, że wygląda jak pewien aktor, więc jak mu wysłałam to zdjęcie uśmiał się tak, że podobno go w Łodzi było słychać xd Rudziś zaś nie chciała się bawić z tatą i swoim mężem. Wcisnęła się między klatkę a ścianę
Tumblr media
I tak dni mi mijają. Pracuje, czytam, słucham i śpiewam :) przeważnie. Bo jak jestem we Francji oglądam filmy bo mam no limit internet.
Tumblr media
8 notes · View notes
szczeryskurwiel · 7 months
Note
Przykre jest to, ile osób teraz woli szybkie relacje w których liczy się tylko kontakt fizyczny/seksualny niż poważny stały związek z wartościami takimi jak szczerość, lojalność, dobro drugiej osoby. Biorąc pod uwagę to że pewnie pisała to kobieta, tracę wiarę w ludzi XD
+1 anon, tak samo XD
Czasami mam rozkminę czy może to my jesteśmy zacofani - stare zrzędy co jeszcze wierzą że gdzieś są stałe relacje, lojalność, dobro drugiej osoby XDDD a inni tak patrzą na nas i myślą 'kurwa oni życia nie znają ' XDD
Ostatnio jak rozmawiałem z kimś właśnie na ten temat to dostałem odpowiedź że to normalne. Ludzie są tylko ludźmi i każdy szuka czegoś innego 😂
3 notes · View notes